Skocz do zawartości

Młody na prowincji - dacza u Dudka.


CancuN

Rekomendowane odpowiedzi

Nieco ponad pięć lat temu, kiedy skończyłem liceum, postanowiłem coś zrobić ze swoim życiem. W domu nigdy się nie przelewało, więc nawet niepotrzebne były długie rozmowy namawiające rodziców na brak kontynuacji nauki na studiach. Potrzebny był pieniądz, który jak wiadomo, można zdobyć pracując. Jedni mają szczęście, wygrywają losy na loterii, a inni po prostu mają bogatych staruszków i żyją w błogiej niewiedzy, jak praca wpływa na rozwój danej jednostki. Takich osobników miałem w klasach i zawsze mnie wkurzali. Bo to imprezka, bo to piwko, a nawet zdarzały się przypadki, gdzie nie wiedząc co kupić za kolejną stówkę, szli w narkotyki. Temu byłem akurat bardzo przeciwny i być może właśnie to uratowało mnie od totalnej degrengolady. Stroniłem od wszelkich występków i kłopotów, samemu sobie narzucając potężny reżim. Jeśli tylko była okazja, często jednak po znajomości, weekendami starałem się coś dorobić, by w jak największym stopniu odciążyć rodziców. Ci nie żałowali i często sobie odmawiając przyjemności darowali mi kilka złociszy. Przyszedł jednak czas, by podjąć radykalne kroki i spróbować zmienić nie tylko swoje życie, ale głównie ich. Obrałem sobie cel, że w przypadku jakiś zarobków, część z nich będę im wysyłał. To są rodzice! To oni nas wychowali, to oni dali życie, to oni w sporym stopniu spowodowali, że jestem kim jestem, gdzie jestem i jakim jestem. Tak jak każdy z nas, ludzi na ziemi ma tą dwójkę, dzięki której możemy cieszyć się tym, co nas otacza. Szanujmy i nigdy nie zapominajmy, kim dla nas są!

To jednak tylko taka dygresja. Opowiadanie zaczyna się nietypowo, ale będzie miało dużo wspólnego z przyszłością. Nazywam się Speedy Gonzalez (czyli jak każda kolejna postać w moich wirtualnych przygodach). Obecnie zbliżam się do dwudziestego szóstego roku życia i chciałbym przedstawić wam to, czym zajmuję się od kilku ładnych lat…

Dobry znajomy rodziców, którego pamiętam jeszcze z czasów kiedy na gówno mówiłem papu już dawno wyprowadził się z Polski. Oczywiście przyjeżdżał i odwiedzał nas regularnie dwa razy w roku. Kontakt był i to jest kolejna cecha, którą w ludziach bardzo cenię. Opowiadał o tym, że życie w innym zakątku świata bardzo się różni. Zarówno on, jak i moja rodzina pochodzimy z wioski. Małej wioski zabitej dechami, tak więc nie ma się co dziwić, że takimi superlatywami określał inny klimat i zarobki w Euro. Obiecał, że jeśli tylko ogarnę angielski i zakończę swoją edukację, będę mógł do niego zawitać. Tak też się stało! Wszelkie oszczędności z mini robótek trzymałem na bilet – kto wie, może bilet w jedną stronę, oraz pierwsze momenty pobytu w nowym miejscu. Byłem zachwycony, podekscytowany, że nawet kiedy znalazłem się u niego, motylki w brzuchu nie dawały mi spokojnie egzystować. Chęć chłonięcia wszystkiego dookoła była niesamowita. Nowi ludzie, nowy język, nowa kultura i sposób bycia oraz życia. Jednak mimo wszystko, mimo chęci, mimo nowych możliwości, najbardziej podobało mi się jedno słowo – SIESTA, a lokalnie brzmiało ono BIAO!

 

WITAMY U WUJKA DUDKA!

Odnośnik do komentarza

Pierwsze kroki na prowincji miałem ułatwione. Wujaszek bowiem kilka dobrych lat wcześniej wyjechał za pieniądzem. Z zawodu był rolnikiem. Czekajcie, czy jednak umiejętności nabyte bez szkoły i papieru to zawód? Tak czy siak, pochodził z tych samych stron, co moi rodzice. Wioska, wioska i jeszcze raz brak prądu. Bieda piszczała i świszczała, a że wiek już niejako zmuszał do ogarnięcia się w życiu, to wsiadł w pierwsze lepsze coś, co kierowało się na zachód i tam już pozostał. Umiał dużo w polu. Tresowanie maszyn rolniczych, sadzenie, podlewanie, pielęgnacja, zbiory i przechowywanie. Mimo wszystko dostał się do roboty na najniższej płacy z kawałkiem dachu nad głową i miską gorącej zupy w trakcie pracy. Początki były trudne, ale dał rady i to właśnie dzięki niemu, dzisiaj to ja mam nieco łatwiej. Imał się różnych zadań u różnych ludzi, jednak na stałe zakotwiczył w jednej robocie trzynaście lat wstecz. Miał dobre rekomendacje od ludzi, dzięki czemu zaprzyjaźnił się z rodziną mającą własną plantację pomidorów. Ta czerwona roślina nie wywodzi się z Europy, jednakże w Hiszpanii jest traktowana bardzo poważnie. Doczekała się nawet swojego święta zwanego „Tomatina”, którego celem jest czczenie daru natury poprzez wszechobecne obrzucanie się pomidorem, zwanym czerwoną wojną. Dla mnie to trochę słabe, no ale pozostawmy to lepiej bez komentarza. Skupmy się na pracy!

Wujaszek w lokalnej dystrybucji wyrósł na osobę numer dwa. Oczywiście pierwszą i niepodważalną pozycję ma tu właściciel – Marcos wraz z żoną i dwójką dzieci, którzy są młodsi ode mnie o kilka lat. Rodzinna tradycja jest jednak najważniejsza. Wracając do Dudka, to jest on prawą ręką gospodarza – anfitrióna po lokalnemu. Nadal jednak pracuje jak każdy pozostały, pobiera pensję i czuje się sympatycznie, jak na surówkę do obiadu nie ma akurat pomidorów. To właśnie on wziął mnie pod swoje skrzydła. Pierwsze tygodnie w nowym otoczeniu przebiegły bardzo sprawnie. Poprzez wzmożoną pracę, bowiem akurat zbliżał się sezon zbiorów, nie miałem nawet czasu myśleć o czymś, zwanym homesickiem. Z jednej strony dobrze, jednak z drugiej brakowało mi domowego ogniska, domowych rytuałów, posiłków i wieczornej atmosfery. Musiałem jednak sobie radzić z tym co miałem, a że los sprawił, że teraz to miałem, to nie mogłem narzekać.

Dużo się nauczyłem, szybko złapałem bakcyla i muszę powiedzieć, że często w pracy byłem przed wujaszkiem. To raptem 10 minut jazdy rowerem, tak więc z niczym nie było problemów. Po niespełna dwóch latach terminowania jako zwykły pracownik, dostałem pod swoje skrzydła dwie szklarnie. Invernadero miały spore powierzchnie i mnóstwo sadzonek w środku. Był to mój pierwszy raz, kiedy mogłem poczuć się jak pan swojego podwórka. Oczywiście pomoc nadchodziła z każdej strony, ale starałem się jak najwięcej robić samodzielnie. Naturalnie zyski z upraw wciąż szły do kieszeni Marcosa, jednak pensja była już wyższa. Rodzina Garattegi powoli stała się dla mnie, tak jak Pan Dudek – wujaszkami, ciotkami. Tak już jest w zwyczaju, że się tak mówi i koniec kropka – mi to pasuje.

Poza sezonem pracy było mniej, ale nie znaczy to, że była mniej ważna. Przygotowanie ziemi, sadzonki, nawodnienie, nawożenie – to wszystko w odpowiednim czasie i miejscu powoduje, że pomidory mają smak. Firma może i nie rozrasta się tak, jak by się tego chciało, ale na lokalnym rynku zyskała miano najpoważniejszego kandydata na monopolistę. Miejsca na kolejne szklarnie jednak brakowało. Niestety, rąk do pracy także. Chociaż w sezonie przyjeżdżały jakieś słoiki, to jednak poza nim zostawaliśmy w sześć osób. Czasem, zarywaliśmy nocki, czasem nie było weekendów, ale każdy czuł, że wykonuje odpowiednią pracę, z której są wymierne korzyści.

 

Z grubsza rzecz ujmując, właśnie tak przepracowałem prawie sześć lat, które minęły bardzo szybko…

Odnośnik do komentarza

W pierwszym roku pobytu u wujaszka dwukrotnie odwiedzałem rodzinne strony. Tak, jak to Dudek miał w zwyczaju, przyjechaliśmy na prawie dwa tygodnie w trakcie grudniowych świąt, jak i na długą w Polsce majówkę. Rodzina cieszyła się ogromnie, ale to w sumie nic dziwnego, bo ja czułem dokładnie to samo. Pojawiła się też możliwość pierwszych dofinansowań, więc wysyłałem w miarę możliwości pewne sumy pieniędzy. Na kolejne święta, rodzice zjawili się w Hiszpanii. To był szok. Oni przeżywali teraz to, co ja czułem nieco wcześniej. Wujek miał starą, ale odremontowaną chatkę rybacką, którą nabył po taniości. Piękna okolica, widok na morze i brak śniegu, to dla moich nadopiecznych dziwna sprawa, szczególnie w grudniu. Z domu musieliśmy w tym okresie wychodzić z łopatą i odgarniać śnieg, a tu? Pełen hajlajf… Oczywiście mimo lokalnych tradycji nie mogło zabraknąć ryby, barszczu czy pierogów. Był jeszcze przymusowo odpalony kominek, choć temperatura na zewnątrz tego nie wymagała. Choinka prowizoryczna, bo zrobiona z dość sporej palmy, ale przecież chodziło o symbolikę. Najpiękniejsze święta? Połączenie dwóch kultur w domu, w którym wreszcie zapanowała w pełni tego słowa znaczeniu domowa atmosfera. Błogi stan mógłby trwać wiecznie i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że jeszcze chwilę, jeszcze trochę i będę mógł ich ściągnąć na stałe w te rejony. Obiecałem sobie to, ale bez rozmowy z kimkolwiek, by nie zapeszać. Tak właśnie, będą pieniądze, to będzie i rodzina w komplecie. Pieprzyć wioskową padolę!

W między czasie grały też we mnie hormony. Człowiek dorasta, człowiek potrzebuje kobiety, człowiek zagryza wargi, by tylko w pocie czoła doprowadzić do lepszego jutra. W okolicy dziewczyn nie brakowało, a że plażę miałem na wyciągnięcie nosa, to uwierzcie, że widoki były z kosmosu. Lekko inna karnacja powodowała skurcze żołądka, kosmate myśli i tego typu podobne uniesienia. Kłopot był jednak – kochałem je wszystkie. Tak nie można – Speedy – TAK NIE MOŻNA! Z wielu pieców jednego chleba nie zjesz! Czekałem i polowałem, a finalnie okazało się, że przynęta złowiła rybkę mieszkającą zaledwie sto metrów dalej! Ależ to były chwile! Nie wierzyłem, że człowiek mający skręcenie karku, żyrafią szyję i podwojonego zeza przy każdej wizycie na plaży skupi się tylko i wyłącznie na dwóch oczach, dwóch pośladkach, dwóch nogach i jednym tyłeczku, który skupiał piękne dwa pośladki. Dobra dobra, wyjdzie ze mnie pewnie szaman, który zewnątrz widzi najpierw, a później skupia się na tym, co na zewnątrz. Wnętrze też jest ważne. Caroline, lat dwa mniej ode mnie była cudowną Hiszpanką. Kruczo czarne włosy, piękne zielone oczy i może nie nieziemska figura – to wszystko trzymało w sobie ciepłe serce, dużą dozę kultury i przede wszystkim podejście do drugiej osoby, czym mnie uraczyła. Wiedziałem, że będzie to strzał w dziesiątkę!

 

Dwudziestego trzeciego sierpnia, sobota godzina 18.00. Spięty jak pączek w gorsecie czekałem na jej pierwsze przyjście w moje/nasze skromne progi. Do tej pory randki, a może nawet i zwykłe spotkania odbywały się na mieście. Hah, mieście to może zbyt dużo powiedziane, ale na promenadzie z małą liczbą, jednak bardzo dobrych knajpek. W związku z tym, że oczywiście był już sezon na zbieranie pomidorów, zdecydowałem się przyrządzić coś samemu! I wiecie co? No właśnie… nie wyszło… Kolejna nauczka w życiu, że jeśli robisz coś pod presją, pod naciskiem własnych emocji, to uwierzcie, że to nie wyjdzie. Zjedliśmy, udawała że było dobre i przeszliśmy do tego, co najlepsze. Domowe wino – czerwone wytrawne – robione przez nas przez ostatnie kilka lat. Mieliśmy ogród, mieliśmy winogron i mieliśmy dom. Winogron obrósł dom, były cudowne owoce i tak oto powstał smakowity trunek, którą uraczyłem Caroline. Nie wiem, czy udawała tak dobrze, jak przy obiedzie, czy faktycznie jej smakowało. Wiem tylko, że chwiejnym krokiem odprowadziłem ją do domu z niedalekiego sąsiedztwa i tak to się zaczęło…

Odnośnik do komentarza

Wracając do nadmorskiego pasażu i tych nielicznych, aczkolwiek świetnych knajpek jedna specjalnie przypadła mi do gustu. Wędzone ryby, ryby na świeżo wyłowione z morza, owoce morza… Możecie sobie wyobrazić jak przepyszne kolacje tam jedliśmy i jak miło spędzaliśmy czas. Po kilku wizytach dostaliśmy nawet specjalny rabat jako stali klienci, który był zbyt wysoki i lekko podejrzany. Dopiero po kilku tygodniach Caroline przyznała się, że za wszystkim stoją jej rodzice, którzy prowadzą owe cacko. Fakt faktem, czasem widywałem tam jej ojca, który zajmował się rybactwem i to głównie dzięki jego staraniom knajpka miała co serwować. Natomiast to, że lokalem zarządzała jej mama – tego nie byłem świadom. Wydedukowałem, że po prostu chcieli mnie sprawdzić i szczerze mówiąc, chyba im to wyszło. Tak czy siak wszystko przebiegało zgodnie z planem. Sytuacja sercowa rozwijała się pozytywnie. Z biegiem czasu, kiedy tylko nie było sezonu na pomidory pomagałem w prowadzeniu knajpki, a nawet czasem zdarzyło się wypłynąć w morze po połowy. Ogólnie świetna, ale i cholernie ciężka praca. Pokochałem ją, tak jak kochałem Caroline i pracę przy pomidorach. Niby nic wielkiego, ale dla chłopaka z głębokiej polskiej wsi oznaczało to wiele!

 

Trzy lata temu miała miejsce pierwsza nasza randka. Teraz właśnie zasiadamy do wspólnej biesiady, by świętować nie tylko zbliżającą się za kilka dni kolejną naszą rocznicę, ale pierwszy rok małego szkraba. Carlos, bo tak nazwaliśmy synka jest owocem miłości dwójki ludzi. Miłości do siebie, wspólnych pasji, zainteresowań, no i miejsca, do którego skierowało nas życie. Ciężko pomyśleć, co by się działo, gdybym nadal siedział w Polsce...

Świętowaliśmy z jej rodzicami, wujaszkiem oraz moimi rodzicami, którzy powoli przyzwyczajają się do dobrobytu i powoli do swoich mózgów doprowadzają informację, że niedługo czeka ich przeprowadzka. Plan jest taki: oni idą do wujaszka, natomiast my mamy już ułożone gniazdko u niej na poddaszu. Dzielić nas będzie zaledwie kilka kroków, co również sobie od zawsze ceniłem. Jeszcze chwila, jeszcze kilka miesięcy i wszystko wróci do normy. Ponoć ma to nastąpić na grudniowe święta, więc ledwie mamy do tego czasu cztery miesiące. Czekam z niecierpliwością…

 

W tak zwanym międzyczasie poznałem kilku wspaniałych mieszkańców tej mieściny. Swój żywot postanowił toczyć tu dalej pewien Francuz, który wytwarzał przecudne sery i swoją recepturę z rodzinnego dzienniczka przeniósł na nowy rynek. Szczerze? Świetny ruch, ale brakowało jeszcze czegoś… Taaa brakowało! Nie martwcie się! Oliwki również przejechały w te okolice. Gęba w niebie! Sery, oliwki, domowe wino, owoce morza, no i… pomidory! Życie jak w Madrycie, choć nie będzie tu zbytnio mowy o hiszpańskiej stolicy. Wszystko to wciąż przeplatane było ciężką pracą. Doszło kilka innych obowiązków i tak oto, całe dnie, a czasami i nocki spędzałem poza domem, by w chwilach wolności cieszyć się z rodziny i potomstwa, choć szczerze mówiąc, to i tak z większością z nich pracowałem.

 

Nadszedł upragniony grudzień. Dwa tygodnie przed świętami wraz z wujaszkiem wynajęliśmy od pewnego znajomego dwa busy i udaliśmy się do Polski. Wszystko było już przygotowane, więc cała przeprowadzka nie zajęła nam dużo czasu. Chałupę udało się sprzedać, choć nie były to kokosy, to jednak problem mieliśmy z głowy. Od tej pory cała kolonia znajdzie się tu, na północnym wybrzeżu Hiszpanii. Moi rodzice z miejsca zadeklarowali pomoc przy rybach, by interes był kręcony tylko i wyłącznie przez najbliższych. Oczywiście kwestia połowów tyczyła się również lokalsów, ale tego przeskoczyć się nie da! Najszczęśliwszy czas pora rozpocząć!

Odnośnik do komentarza

Moja dziewczyna (tak tak, nadal tylko dziewczyna) nie miała zbyt wielkiej rodziny. Hiszpania to nie model polskiej wsi, gdzie średnio po podwórku biega przedszkole. Co prawda ja jestem wyjątkiem, ale właśnie taka infrastruktura rodziny – czyli dwa plus jeden bądź ewentualnie dwa, jest najczęściej spotykana. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Otóż poznałem praktycznie wszystkich członków jej rodziny, no i zafascynowała mnie jej jedna część. Mianowicie we trójkę mieli konkretnego bzika na punkcie lokalnego klubu. Ojciec zabierał syna na trybuny kiedy ten był jeszcze mały. Później młody próbował swoich sił w juniorach, jednak nie było mu dane na zbudowanie większego nazwiska i zrezygnował ze sportu. Miłość do zespołu jednak pozostała. Ten typ ludzi to już podchodzi pod dinozaury w dzisiejszych czasach. Od kilkunastu sezonów nie opuścili we dwójkę ani jednego domowego spotkania swoich pupili, dokładając do tego ponad pięćdziesięcioprocentową skuteczność na wyjazdach. Ja rozumiem, że klub mógłby grać o najwyższe cele, jednak nic takiego nie ma i nie miało miejsca w całej jego historii! Żeby było śmieszniej, żona ojca, a matka młodego za porozumieniem z klubem otworzyła sklepik sprzedający jego gadżety. Koszulki, wszywki, proporczyki, magnesy no i wszelkiego rodzaju duperele z logiem klubu. Mówią, że nawet można na tym zarobić, tym bardziej, że jest to jedyny, oficjalny tego typu interes w regionie.

Tak czy siak, zagrali mnie kilkukrotnie na mecze z gatunku tych bardziej prestiżowych i muszę powiedzieć, że powoli łapałem bakcyla również i w tym kierunku. Caroline się nie denerwowała, bo wiedziała iż taka wyprawa jest raz na jakiś czas, a poza tym mam obok siebie jej rodzinę, więc teoretycznie wszystko będzie w porządeczku. Zaakceptowała moją nową „miłość”, jednak sama nie pałała chęcią wdrążenia się w temat futbolu.

Nadszedł pewien dzień, nie pamiętam już którego to dokładnie było, nie tak jak w przypadku pierwszej randki, gdzie zapisałem się na kurs trenerski. Szykował się akurat wolny wakat w drużynie juniorskiej, a że na mecze chodziłem coraz częściej, oraz miałem spory kontakt z samymi zawodnikami, postanowiłem spróbować. Wiedziałem, że uprawa pomidorów, prowadzenie kramiku z rybami i wypływy na połowy ryb zajmują mi dużo czasu, jednak czego się w życiu nie robi? A nóż i widelec będą ze mnie menedżery! W sumie marzenia o sławie o bogactwie trochę mnie w tym kierunku pociągnęła. Przyszłość wąchana zapachem pieniędzy również, więc musiałem się postarać. Pierwsze kurs ukończyłem po kilku miesiącach i miałem zdane egzaminy z pozytywną oceną. Wiedziałem, że rodzina Caroline będzie próbowała mnie wepchnąć do zespołu w roli szkoleniowca juniorów, bądź też asystenta w tym przedziale wiekowym, natomiast w najśmielszych snach nie przypuszczałem, co się niebawem wydarzy! Otóż wielkie zaplecze wiedzy o zespole, w postaci dwóch znajomych, których miałem pod ręką, częste pojawianie się na meczach oraz dyskusje z zawodnikami gdzieś przy soczku spowodowały, że zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną na pozycję trenera pierwszego zespołu! Rozumiecie to? Rodzina już była dumna, bez względu na finał sprawy, a przecież miałem przed sobą możliwość otwarcia nowego rozdziału w życiu! Poniekąd już byłem po słowie z Marcosem, że gdy tylko będę wolny pomogę w pomidorach. Byłem po słowie z rodzicami, którzy postarają się mnie pełnoprawnie zastąpić w tych fachu. Byłem po słowie z najbliższą mi Caroline, która zaakceptowała decyzję o podjęciu przeze mnie takowej roboty. Rodzinka mniut malinka!

 

Siódmego lipca dwa tysiące czternastego roku zostałem oficjalnie przedstawiony, jako nowy trener zespołu Leioa! Mały klubik z małego miasta bez większych i znaczących wyników w historii. Ot taki sobie zespolik od lat występujący w trzeciej lidze hiszpańskiej. Jest to dla mnie ogromna szansa na wybicie się. Na zarabianie wielkich pieniędzy, na nowe wyzwanie. Wiem, że mogę zostać znienawidzony przez kibiców, ale równie dobrze za chwile mogą powstać ulice i ronda mojego nazwiska. Hiszpania od wielu lat jest czołową ligą Europy. Jej trzeci szczebel nie kreuje wielkich gwiazd, ale ma w sobie coś niepowtarzalnego. Mówili mi, że mecze z lokalnymi rywalami przyciągają na mini stadiony tłumy. Mówili, że wyniki właśnie w takich pojedynkach mogą stanowić o tym, jak będą cię postrzegali. Wziąłem sobie to wszystko do serca i de facto pracę rozpocząłem od zaraz. Miałem tego plusa, że większość zawodników znałem już od jakiegoś czasu osobiście. Widywałem ich na meczach, czy treningach i wiedziałem, na kogo mogę liczyć. Prawda jest jednak taka, że tego rzemiosła będę się dopiero uczył. Zostałem rzucony na głęboką wodę i wyniki mogą być różne. Wiele zależy też od wsparcia rodziny, kibiców czy zarządu. Jeśli wszyscy na początku pokażą, że będą we mnie wierzyć najmocniej, jak tylko potrafią, to szybko zadomowię się „w domu”, gdzie mieszkam już kilka ładnych lat.

 

Football Manager 2015

15.3.2 + uaktualnienie Pogby (moje ulubione)

ligi: Anglia, Hiszpania, Włochy, Niemcy, Francja (od najniższych, które sukcesywnie będę niwelował)

 

Odnośnik do komentarza

Od pierwszej godziny mojej pracy w zespole było dużo roboty. Niemalże z miejsca wchodziliśmy w okres sparingowy, więc szybko trzeba było działać. Treningi, ustawienie taktyki i nowatorskie moje pomysły, które miały na celu jeszcze większe zjednoczenie drużyny były dla niektórych szokiem. Po co trenować z piłką na stadionie, jak można dwa razy w tygodniu wyjść i pobiegać po plaży o piątej rano. Inni byli zachwyceni, że do zwykłego strechingu dołożyłem zabawy gimnastyczne w terenie. Było też kino, do którego zdecydowałem się zabierać piłkarzy w ramach odpoczynku od wysiłku na dzień po spotkaniu domowym. Takie nowalijki jednak przyjęły się bardzo szybko. Wiadomo, że kilku zawodników (niby profesjonalistów), dorabiało sobie na boku po godzinach i musiałem się do tego dostosować, ale ogólnie nikt nie odpuszczał zajęć. Atmosfera w zespole była bardzo dobra. Zorganizowałem też spotkanie z najbardziej zagorzałymi kibicami, których wyznaczył właśnie ten ojciec z tym synem, co mnie zabierali na mecze. Mogliśmy sobie w spokoju porozmawiać przy lekkim grillu i kilku soczkach. Ot taka sobie sielanka. Czy było łatwo? Otóż muszę powiedzieć, że na treningach wylewaliśmy mnóstwo potu. Było kilku, którzy musieli szybko udać się do kibelka, by załatwić swoje potrzeby. Ja natomiast wiedziałem, że tylko najbardziej konkretny trening może dać rezultaty. Dodatkowo wiara w siebie, która przecież niedawno pomogła i mi!

 

Ogólnie analizując zespół pod względem personalnym wiedziałem, że zbyt dużo na rynku ofert nie zdziałam. Dostałem do wydania na nowe twarze równe zero Euro, a w budżecie płacowym widniała rubryczka, że maksymalnie mogę zwiększyć płace o lekko ponad tysiaka tygodniowo. W dzisiejszych realiach futbolu są to kwoty śmieszne, jednak na tak głębokim zapleczu, jak najbardziej adekwatne. Finalnie udało mi się sprowadzić dwa ogniwa, których mi brakowało. Obaj zostali wypatrzeni na dniach testowych i z wielką chęcią do nas dołączyli. Teraz przedstawię zespół, jak prezentuje się on na start rozgrywek ligowych. Później będzie trochę o sparingach i ogólnie całym tym przepracowanym okresie.

 

Wśród naszych zawodników trudno szukać wielkich nazwisk. Prędzej spotkamy się z wielkimi klubami, które w historiach zawodników pojawiały się w ramach pierwotnego szkolenia, bądź jakiegoś krótkiego stażu.

 

Bramkarze:

 

Bernardo Dominguez (35l./Hiszpania)

Wiekowy golkiper, który w ostatnich latach zaliczył spory zjazd wartości w zespole. O ile wcześniej bywał pierwszym wyborem w Teneryfie, Alaves czy Recreativo, tak w tej chwili jest on już raczej brany pod uwagę, jako rezerwa. Dla niego będzie to pierwszy rok w barwach Leioa. Jak do tej pory nigdy nie wyskoczył poza Hiszpanię i poza jej drugi szczebel rozgrywkowy.

 

Urtzi Iturrioz (26l./Hiszpania)

Młodszy i chyba lepszy zawodnik na bramce w naszym zespole. W swojej karierze może pochwalić się występami w Alaves, czy rezerwach Athletic Bilbao, jednak swoje szlify pobierał w San Sebastian.

 

Obrona prawa:

 

Asier Ormazabal (31l./Hiszpania)

W trakcie całej kariery nie wyszedł ponad pułap trzeciego szczebla rozgrywek w Hiszpanii. Reprezentował rezerwy Athletic Bilbao, Pontevedry, czy ostatnio Logrones. Moim zdaniem ma całkiem spore umiejętności, więc będę z nich często korzystał.

 

Mikel Garmendia (27l./Hiszpania)

Dla niego jest to trzecie przetarcie z naszym zespołem. Odchodził, przychodził i tak w kółko, próbując swoich sił na przykład w Laudio. Głównie grywał w czwartej lidze, ale to widać po umiejętnościach. Jest w zespole bo jest i raczej będzie tylko rezerwowym.

 

Obrona środek:

 

Ander Larrucea (24l./Hiszpania)

Mimo krótkiej kariery grał już w wielu klubach, jednak będzie to jego pierwsze przetarcie dla Leioa. Wywodzi się z Athletic Bilbao, ale tak nigdy nie zagrał. Będzie ważnym ogniwem defensywy, jednak zbyt wiele nie oczekuję.

 

Alex Goikoetxea (31l./Hiszpania)

Lider naszej defensywy. Doświadczony piłkarz, który ma swojej karierze kilka ładnych epizodów z z Granadą w La Liga na czele. Oprócz tego grywał na zapleczu w Cadizie, Racingu, czy Salamance. Wiedzę ma i zamierzam ją wykorzystać.

 

Oier Barrado (26l./Hiszpania)

Młodszy i bliżej mu do Larrucei, niż Alexa. Swoje minuty dostanie i co najważniejsze jest naszym wychowankiem, który nigdy nie zmienił zespołu. Lokalny ulubieniec!

 

Aitor Cordoba (19l./Hiszpania)

Najmłodszy ze stawki środkowych obrońców, również nasz wychowanek i melodia przyszłości. Dobrze się rozwija, w sparingach pokazał iż jest pewnym punktem defensywy, który obok Alexa najprawdopodobniej stworzy pierwszoplanową parę. Wiążę z nim duże nadzieje, ale chłopak musi się rozwijać.

 

Obrona lewa:

 

Diogo SImon (25l./Hiszpania)

Wychowanek Athletic Bilbao, gdzie kariery ne zrobił. Znacznie lepiej wiodło mu się na trzecim stopniu rozgrywkowym, w którym to praktycznie rok w rok reprezentował inny zespół. Jasiu wędrowniczek!

 

Eric Polanco (21l./Hiszpania)

Również wychowanek z Bilbao, jednak jak do tej pory nikt o nim dobrego słowa nie może powiedzieć. Praktycznie nie grywał w pierwszych zespołach, nawet na czwartym poziomie, więc trudno rokować.

Odnośnik do komentarza

Środek pomocy:

 

Ander Alana (32l./Hiszpania)

Najbardziej doświadczony piłkarz w zespole, jeśli chodzi o grę na wysokim szczeblu. Wiele lat reprezentowania Eibaru przyniosło mu sto piętnaście występów w Liga Adelante. Próbował swoich sił również w rezerwach Bilbao, jak i Alaves, a teraz już drugi sezon zagra u nas. Niewątpliwie będzie to ważny piłkarz w mojej układance. Może zagrać na środku obrony, jak i w drugiej linii, gdzie go właśnie widzę.

 

Cala (21l./Hiszpania)

Pierwszy z dwóch moich nabytków. Do tej pory całą karierę spędził w Zamorze i został wypatrzony na dniach testów jako wolny piłkarz. Dostał dobre rekomendacje od moich współpracowników, więc zawitał do klubu.

 

Ali Diakite (21l./WKS)

Jeden z dwóch zawodników spoza Hiszpanii. Brał szlify w Almerii, więc papiery na grę ma. Młody, nieustępliwy i twardy zawodnik przeznaczony jest do destrukcji ataków rywala. Potrafi również strzelić z dystansu.

 

Julio Cesar Montero (25l./Boliwia)

Drugi z graczy zagranicznych. Boliwijczyk imponuje boiskowym sprytem, ale oprócz tego nic poza tym. Będzie grał, ale nie będzie pierwszym wyborem.

 

Skrzydła:

 

Pablo Garcia (21l./Hiszpania)

Drugi z moich tegorocznych nabytków. Nie przebił się w Huracan Valencia, a u nas będzie dostawał szansę albo na środku, albo też częściej na lewym skrzydle. Dobre umiejętności techniczne spowodowały, że go przygarnąłem.

 

Pablo Paredes (31l./Hiszpania)

Mniej uzdolniona, ale starsza i bardziej doświadczona wersja Garcii. Od dłuższego czasu nie grał w futbol, więc jest to niewiadoma.

 

Lander Gabilondo (27l./Hiszpania)

Typowy gracz prawego skrzydła. W swojej karierze ma kilka ładnych sezonów w Sociedad "B" i Osasunie "B". Jeden z nielicznych graczy, który wystąpił poza krajem, a konkretnie w Anglii, gdzie bronił barwy Swindon na czwartym poziomie ligowym. Będzie dla nas ważnym ogniwem.

 

Sergio Garca (24l./Hiszpania)

Teoretycznie najgorszy piłkarz na skrzydła, ale nie skreślam go. Być może wykorzysta swoją pierwszą szansę na grę na tym poziomie ligowym, gdyż do tej pory rozgrywał mecze w czwartej lidze Hiszpanii i to w wielu klubach.

 

Atak:

 

Jonathan Reguero (25l./Hiszpania)

Początki w Alaves, a Leioa to już druga przygoda dla tego napastnika. Ja go widzę jako drugi wybór na atak. Swoją drogą dobrze spisał się w sparingach więc kto wie, kto wie...

 

Ander Vitoria (24l./Hiszpania)

Na papierze najlepszy napastnik. Problem jednak w tym, że na samym początku przygotowań doznał kontuzji i jeszcze się z niej nie wyleczył. Ciężko mu będzie wrócić do pierwszej jedenastki po tak długiej przerwie.

 

Lander Yurrebaso (24l./Hiszpania)

Jeden z najwyżej wycenianych piłkarzy w zespole. Gośc jak na nasze warunki faktycznie ma potencjał. Bardzo liczę na niego w ofensywie, gdzie może wygryźć faworyzowanego Vitorie.

 

 

 

Jak widzicie, nasz skład nie jest zbyt przepełniony piłkarzami. Na każdą pozycję mam średnio dwóch piłkarzy, z czego jeden jest znacznie lepszy od drugiego. Największy kłopot bogactwa będzie w ofensywie, gdzie wśród napastnik zadecyduje obecna forma. Cieszę się z obsady bramki, natomiast największy kłopot może być po lewej stronie defensywy. Ta pozycja ma zdecydowanie najsłabszych dwóch piłkarzy w zespole i będę musiał sporo myśleć, by zabezpieczyć tę flankę.

Odnośnik do komentarza

Wielcy znawcy hiszpańskiego futbolu jasno skreślają nas z roli faworytów do awansu. Ba, skazują nas na pożarcie i na zajęcie dziewiętnastego miejsca w tabeli na dwadzieścia ekip pod koniec sezonu. Zarząd za podstawowe zadanie wyznaczył mi zażartą walkę o utrzymanie, co moim zdaniem jest planem minimum. Przeglądając kadry innych zespołów w lidze doszedłem do wniosku, że może nie mamy ledwie dziewiętnastej siły, ale z pewnością do dziesiątki się nie zbliżymy. Oczywiście moim marzeniem na ten sezon będzie przełamanie połowy tabeli, ale to uznam za niesamowity sukces. W każdym spotkaniu zapewniłem walkę do upadłego o korzystny wynik, natomiast zagwarantowałem utrzymanie się w lidze. Obym się nie przeliczył...

 

Nieco ponad miesiąc przygotowań do ligi przebiegł bardzo szybko. Oczywiście oprócz spotkań sparingowych, wzmożonych treningów, musiałem też poświęcać czas na pomidory i sklepik rybny. W tym momencie zupełnie odpuściłem wypady kutrem, gdyż nie miałbym czasu wypocząć. Napięty grafik bardzo mi się jednak spodobał. Wiedziałem, w co w danym momencie muszę włożyć ręce i nogi i nie przepuszczałem czasu między palcami. Dodatkowo przecież, w klubie po raz pierwszy dostałem tak sporą wypłatę, która była większa, niż z dwóch prac na raz. Byłem zadowolony, że od życia dostałem szansę na kolejną poprawę jakości życia swojego, jak i moich najbliższych. Wszyscy znakomicie się uzupełniali i każdy każdego wspierał. Genialna atmosfera pozwoliła mi na zmaksymalizowanie skupienia nad każdą wykonywaną pracą, a przecież klub stał się teraz numerem jeden!

 

Wyniki spotkań sparingowych:

 

vs Leioa u-19, (d), 3:0, [A. Vitoria, J. Reguero, A. Alana]

 

vs Cultural Durango, (d), 5:0, [J.C. Montero, L. Yurrebaso 3x, J. Reguero]

 

vs Toulouse FC II, (d), 4:2, [A. Alana 2x, J. Reguero 2x]

 

vs Izarra, (d), 5:0, [J. Reguero 3x, A. Alana, P. Garcia]

 

vs Aviles, (d), 1:2, [J. Reguero]

 

vs Pena Sport, (d), 2:1, [A. Cordoba, L. Yurrebaso]

 

vs Escobedo, (d), 3:2, [P. Paredes, P. Garcia, M. Garmendia]

 

vs Lagun Onak, (d), 3:0, [J. Reguero, O. Barrado, P. Garcia]

 

Jak widać w sparingach osiągnęliśmy bardzo ładne wyniki dla oka. Prawda jest taka, że większość ekip to zdecydowanie słabsze drużyny, ale jak na przetarcie z zespołem, poszło nam nieźle. Specjalnie wykorzystałem sytuacje, by wszystkie kontrolne potyczki rozegrać na własnym obiekcie, by specjalnie nie jeździć po kraju.

 

Najlepszy strzelec: Jonathan Reguero - 9 bramek

 

Najlepszy asystent: Asier Ormazabal - 4 asysty

 

Czas więc przystąpić do tego, co najważniejsze. Emocje rosną z każdą chwilą przed zbliżającym się wielkimi krokami pierwszym sezonem w mojej karierze trenera. Jak nam pójdzie we wrześniu? Tego dowiecie się w kolejnym odcinku przygód Speedy Gonzaleza.

Odnośnik do komentarza

Niestety już na sam początek przygody z meczami o stawkę mamy pod nogami kłody. Nie chodzi tu o rywali, a możliwość skorzystania z własnych piłkarzy. Okazuje się bowiem, że przez kilka kolejek w składzie nie będziemy oglądać Goikoetxea, Garmendie, Gabilondo i Vitorię, a więc teoretycznie samych podstawowych piłkarzy. Trochę szkoda, bowiem mocno zachwiał się nam kręgosłup drużyny, na którym miałem opierać swoją grę. W ich buty muszą wejść zmiennicy i módlmy się, by zagrali dobre mecze.

 

31.08.14

 

Pierwszy, debiutancki mecz rozgrywaliśmy na terenie Madrytu, gdzie naszym rywalem było Rayo „B”. Spodziewałem się trudnej przeprawy, tym bardziej ze względów personalnych. Jak się okazało, dodatkowo w trakcie spotkania do szpitala udali się Diakite i Paredes, a w ostatnich dziesięciu minutach z boiska wyleciał Garcia i graliśmy w dziesiątkę. Większość tego pojedynku było jednak pod dyktando Leioa, jednak przekuliśmy tą przewagę na tylko jedną bramkę. W rolach głównych pokazali się najlepsi zawodnicy okresu przygotowawczego, gdzie Ormazabal asystował, a pierwszego gola pod moimi skrzydłami w meczu o stawkę strzelił Reguero. Ten jednak został ustawiony z początku na skrzydle, a na szpicy grał Yurrebaso, który jednak mocno zawiódł nie wykorzystując trzech setek. W ostatnich sekundach meczu, kiedy jeszcze nie otrząsnęliśmy się po czerwie, rywale wyrównali za sprawą Fernandeza. Szkoda, bowiem debiutanckie zwycięstwo było w zasięgu ręki, a tak musimy dzielić się punktami. Mimo wszystko odebrałem gratulacje za dobry występ.

 

Rayo „B” – Leioa, 1:1, [Alex Fernandez 89’ – Jonathan Reguero 45’+1]

 

3.09.14

 

Zaledwie po trzech dniach znów musieliśmy wyjść na murawę. Tym razem zadebiutowaliśmy w rozgrywkach o Puchar Hiszpanii. Ponownie nie mogłem jednak zaprezentować się przed własną publicznością. Naszym rywalem była ekipa Barakaldo, czyli drużyna z naszej ligi a więc także w naszym zasięgu. Dodatkową informacją był brak Diakite, który dołączył do listy kontuzjowanych. Samo spotkanie zachwyciło zgromadzonych za obiekcie Lasesarre kibiców. Jak na warunki i umiejętności ekip z trzeciego poziomu, rozgrywka toczyła się na bardzo wysokim tempie, co odbiło się w końcówce. Piłkarze oddychali rękawkami, jednak to my łapaliśmy więcej tlenu. W regulaminowym czasie spotkania skończyło się bramkowym remis, gdzie to my musieliśmy gonić wynik. W roli głównej znów najlepsza para z okresu kontrolnego, z tymże, zamiast bramki Reguero zmusił on rywala do swojaka. Potrzebna była dogrywka, gdzie po zaledwie dwudziestu sekundach piłka wylądowała w siatce rywala dzięki uderzeniu Garci. Szkoda, że nie zdołał tego zrobić ciut wcześniej, to wtedy nie potrzebowaliśmy dodatkowych trzydziestu minut mordęgi. Rywal nie odpowiedział, więc moim pierwszym sukcesem za sterami Leioa będzie awans do drugiej rundy Pucharu Hiszpanii i zarazem zanotowanie pierwszego zwycięstwa już w drugiej próbie!

 

Barakaldo – Leioa, 1:2d, [Gerardo Carrera 45’(k) – Inigo Carro 75’(sam), Sergio Garca 91’]

 

7.09.14

 

Złapałem się za głowę widząc kondycję moich podopiecznych oraz terminarz początkowej fazy sezonu. Znów zaledwie po kilku dniach wybiegamy na murawę, by tym razem zmierzyć się w drugiej kolejce Hiszpańskiej La Liga z Realem Sociedad „B”. Będzie to moja pierwsza próba na własnym obiekcie i niestety, ale spodziewam się porażki. Rywal to w obecnej sytuacji nasz najtrudniejszy przeciwnik. W żadnym wypadku nie spodziewałem się przed meczem takich emocje, jakie zaserwowali nam piłkarze w trakcie pierwszych minut. Akcja za akcję i bramka za bramkę, czego efektem były szybkie cztery gole. Świetny mecz i świetne widowisko. Szkoda tylko, że w drugiej odsłonie nieco odpuściliśmy i straciliśmy gola w momencie, kiedy już ciężko było się pozbierać. Niestety, ale zbieramy żniwo posiadania słabszej kadry przy tak renomowanej, lokalnej ekipie z San Sebastian. Należy to powiedzieć, że bardziej sprawiedliwy byłby remis, jednak wygrała ekipa bardziej skuteczna. Szkoda porażki w tym pierwszym meczu na malutkim obiekcie Sarriena w Leioa.

 

Leioa – Real Sociedad „B”, 2:3, [Julio Cesar Montero 7’, Sergio Garca 21; - Andoni Ugarte 3’ 81’, Diego Simon 10’(sam)

 

10.09.14

 

Byłem wściekły, kiedy dowiedziałem się o losowaniu par drugiej rundy Pucharu Hiszpanii. Mogliśmy trafić bardzo dobrze, a tymczasem trafiamy najgorzej jak tylko można było. Na nasz malutki stadion, mogący pomieścić raptem trzy tysiące widzów przyjeżdża Las Palmas występujące w La Liga. Jak tu żyć? Na domiar złego sędziowie im pomagają i zaliczają drugiego ich gola z kilometrowego spalonego. To widział każdy oprócz najbliżej stojącego arbitra liniowego. Będziemy składać protest, bo tak karygodne zachowanie nie może mieć miejsca w futbolu. Przechodząc do naszego występu byłem dumny ze swoich podopiecznych. Mimo tego, że Las Palmas niesamowicie gniotło, potrafiliśmy się im przeciwstawić. Szkoda dwóch sytuacji Reguero, który minimalnie przestrzelił będąc w doskonałej pozycji. Zabrakło mało, ale jednak zabrakło, dzięki czemu kończymy swój udział w Pucharze Hiszpanii na drugiej rundzie. Szczerze mówiąc, widząc rywala z Kevinem Princem Boatengiem na czele, przed spotkaniem uginały się nam nogi. Na boisku zostawiliśmy ósme poty i pokazaliśmy się z dobrej strony szerszej publiczności. Brawa dla chłopaków, którzy kosztują i zarabiają łącznie mniej, niż większość z ekipy Las Palmas. Szkoda tylko, że nawet taka okazja nie sprowadziła na stadion kompletu widzów…

 

Leioa – Las Palmas, 1:2, [Lander Yurrebaso 83’ – Kavin Prince Boateng 57’, Momo 79’]

Odnośnik do komentarza

14.09.14

 

Cholernego terminarzu ciąg dalszy. Nie dość, że na przestrzeni dwóch tygodni wybiegamy na murawę po raz piąty, to po raz kolejny mamy bardzo trudnego rywala, jakim jest bez wątpienia ekipa Castilli. Rezerwy Realu Madryt byli faworytami dzisiejszego wieczoru, a jak to się zakończyło? No niestety, o ile start mieliśmy całkiem pozytywny, to jednak im dalej w las, tym gorzej. W pierwszej odsłonie Reguero, który zszedł ze skrzydła na pozycję kontuzjowanego Yurrebaso zapisał się na liście strzelców. Szkoda, że w drugiej połowie nasza gra posypała się na dobre. Sporo żółtych kartek i finalnie czerwona dla Alani, który dwukrotnie musiał ratować zespół wślizgiem po babolu kolegi. Pierwszy rzut karny był spowodowany właśnie przez niego, ale głównym winowajcom jest Dominguez. Nasz bramkarza mając czystą i klarowną sytuację zamiast złapać piłkę wolał czekać na rozwój sytuacji i drapać się po dupie. Był to w najbliższym czasie jego ostatni występ w pierwszym zespole Leoia. Takiego zachowania na boisku tolerował niestety nie mogę. Finalnie przegrywamy jedną bramką i znów pozostaje niedosyt…

 

Castilla – Leioa, 2:1, [Juan Jose Narvaez 48’(k), Sergio Diaz 78’ – Jonathan Reguero 45’+1]

 

21.09.14

 

W kalendarzu wreszcie pojawiło się trochę wolnego. Mówiąc trochę miałem na myśli cały tydzień, w trakcie którego pracowaliśmy nad nowym ustawieniem taktycznym. Póki co nie idzie nam jakoś dobrze, ale Real Unión powinien odczuć skutki naszego treningu i dostać po dupie. Niestety, ale atut własnego boiska, przejście na dwóch snajperów to za mało. Kolejny mecz przegrywamy dzięki fatalnemu występowi bramkarza. Ze względów zdrowotnych Iturrioza musiałem zostawić w bramce Domingueza i było to beznadziejny jego wieczór. Przy dwóch golach rywala miał swój główny udział. On chyba zapomniał, że jako jeden z dwóch zawodników na murawie ma prawo do łapania piłki w rękawice. Osioł jakich mało! Od nas odpowiedział tylko raz Yurrebaso i to by było na tyle…

 

Leioa – Real Unión, 1:2, [Lander Yurrebaso 64’ – Haritz Mujika 34’(k) 63’]

 

24.09.14

 

Kolejny przykład na to, że sami nie chcemy wygrywać meczów. Sami gramy przeciwko sobie i nie stwarzamy sytuacji. W kluczowym momencie zamiast huknąć, to turlamy futbolówkę do bramkarzy rywali. Dzisiaj rezerwy Barcelony na ich terenie były jak najbardziej do ogrania. Problem w tym, że nieporadność moich podopiecznych pokazała się pełną krasą i znów schodzimy z murawy w roli pokonanych. Na dodatek nie potrafimy nie faulować w obronie i dlatego po raz kolejny rywale dostają od nas prezent w postaci rzutu karnego. Tragedia!

 

Barcelona „B” – Leioa, 2:0, [Ayoub Abou 8’, Wilfrid Kaptoum 90’+1(k)]

 

28.09.14

 

Dopiero szósta kolejka ligowych zmagań pozwoliła nam na odniesienie pierwszego zwycięstwa w sezonie! Na własnym obiekcie podejmowaliśmy zespół Guadalajary, który powinien być wiernym kibicom hiszpańskiego futbolu znany nieco bardziej, niż jakaś Leioa. No ale stało się! Jestem dumny ze swoich podopiecznych, którzy po tak słabej serii zdołali podnieść się z kolan, bowiem również i w tym spotkaniu z początku przegrywaliśmy. Widać, że jednak można i że potrafimy dać swoim kibicom choć trochę radości. Światełko w tunelu, czy może jednorazowy wyskok?

 

Leioa - Guadalajara, 2:1, [Jonathan Reguero 39', Lander Yurrebaso 71' - Jesus Moyano 14']

Odnośnik do komentarza

1.10.2014

 

Podsumowanie sierpnia i września

 

Bilans spotkań: 8 meczów (2-1-5)

Bilans bramek: 10-14

Pozycja ligowa: 16. miejsce (4 pkt)

Puchar Hiszpanii: wyeliminowany w 2. rundzie (0:2 z Las Palmas)

Najlepszy strzelec ogólnie: 3 bramki - Jonathan Reguero, Lander Yurrebaso

Najlepszy asystent ogólnie: 2 asysty - Jonathan Reguero, Asier Ormazabal

Najlepszy strzelec miesiąca: 3 bramki - Jonathan Reguero, Lander Yurrebaso

Najlepszy asystent miesiąca: 2 asysty - Jonathan Reguero, Asier Ormazabal

Najwięcej MVP w miesiącu: 3 - Asier Ormazabal

 

Sytuacja w innych ligach:

 

Anglia: Manchester City (+1) Liverpool

Francja: Olympique Marsylia (+3) Girondins Bordeaux

Hiszpania: Real Madryt (+1) Atletico Madryt

Niemcy: Bayern Monachium (+0) Bayer Leverkusen

Włochy: AC Milan (+0) Lazio

 

Największe transfery lata:

 

1. Ander Iturraspe (Athletic Bilbao -> Chelsea) 28 mln €

2. Lars Bender (Bayer Leverkusen -> Real Madryt) 18,75 mln €

3. Andriy Yarmolenko (Dynamo Kijów -> Tottenham) 17,5 mln €

 

Jak widać na zamieszonym obrazku, początku przygody z Leioa nie można zapisać do udanych. Zaledwie dwie wygrane i jeden remis w ośmiu spotkaniach, to zdecydowanie za mało, jak na moje ambicje. Ja rozumiem, że w końcu klasyfikowani byliśmy na szarym końcu, ale przecież nie gramy tragicznie. Powiedziałbym nawet, że przegrywamy z własnej woli, nie chcąc zrobić rywalom krzywdy. Musimy jeszcze popracować nad decyzjami w niektórych momentach. Mamy spore przestoje i z reguły wybieramy najprostsze rozwiązania do najbliższego. Pal licho takie granie, ale niestety wkrada się cholerny brak dokładności, dzięki czemu często w newralgicznych punktach boiskach robimy sobie sporo kłopotu. Oprócz tego kuleje defensywa, gdzie jest za dużo agresji i bezmyślnych fauli, które można było uniknąć. Tak czy siak, nie poddam się tak łatwo i będę próbował odmienić losy tego malutkiego klubu. W październiku czekają nas kolejne wyzwania i miejmy nadzieję, że coś się ruszy.

 

W domowym ognisku pojawił się pewien pomysł na rozkręcenie biznesu. Sporo ludzi uważa, że bilety na spotkania Leioa są zbyt drogie w stosunku do tego, co prezentuje drużyna. Całkowicie się z tym zgadzam, no ale to już pozostaje w kwestii włodarzy zespołu. Wraz z rodziną zdecydowaliśmy się więc zagospodarować kilka metrów kwadratowych w ogrodzie przy kramiku z rybami, dołożyć do oferty lane piwo i kilka miejscowych drinków, oraz podłączyć spory telewizor. Szczególnie starsi kibice przychodzą tu bardzo chętnie podjeść, wypić i obejrzeć widowisko miejscowego zespołu. Przynajmniej z początku wydaje się, że może być to idealny pomysł na integrację z sąsiadami, którym do tej pory mówiło się jedynie dzień dobry...

Odnośnik do komentarza

5.10.14

 

Po tym wieczorze stwierdzam, że wygrywanie nie jest absolutnie dla nas. Mieliśmy wszystko, by sięgnąć po komplet punktów. Wyjazdowy mecz przeciwko mocnemu Toledo układał się znakomicie. Mimo iż pierwszego gola zobaczyliśmy dopiero po godzinie gry, to był on naszego autorstwa. Simón pięknie przymierzył z rzutu wolnego oddalonego od bramki o nieco ponad dwadzieścia metrów. Graliśmy świetnie, neutralizując ataki rywali na własnej połowie, ale już w okolicach środka. I nagle, jak piorun z nieba pojawił się Alana, który beznadziejnym podaniem do rywala uruchomił ich ostateczny atak. Swoją drogą kolejnego farfocla wpuścił Dominguez, jednakże jest on w dużo lepszej dyspozycji, niż kolega po fachu. Żeby było śmieszniej, ta bramka padła w trzeciej minucie doliczonego czasu gry! Fuck off!

 

2. Liga B2 [7/38]

[6] Toledo – [16] Leioa, 1:1, [Ivan Mateo 90’+3 – Diego Simón 60’]

 

 12.09.14

 

W ósmej kolejce mierzyliśmy z kolejnym zespołem „B” kogoś z La Liga. Tym razem padło na rezerwy Getafe. Tym razem nasi kibice zapamiętają ten mecz na długo. Nie patrzcie na to, że nasz zespół był sklasyfikowany wyżej, bo co to za przewaga dwóch pozycji. W każdym razie pokazaliśmy bardzo dobrą grę w ofensywie, a przede wszystkim skuteczność. Rywale oddali dwukrotnie więcej strzałów na naszą bramkę, ale to my celnie ładowaliśmy w ośmiu z dziewięciu prób. To co prawda wcale nie musiało przynieść zwycięstwa, ale tak się właśnie stało! Zaaplikowaliśmy rywalom aż cztery gole, tracąc przy tym dwa. Dwukrotnie przeciwnik wykorzystał zamieszanie podczas stałych fragmentów gry i pokazał nam, nad czym musimy niebawem popracować. Natomiast w ofensywie działo się najlepsze. Pewne i wysokie jak na nasze standardy zwycięstwo miało miejsce, co najważniejsze, na naszym stadionie. Ostatnio forma rośnie, czyżbyśmy zdołali przełamać złą passę z początku?

 

2. Liga B2 [8/38]

[17] Leioa – [19] Getafe, 4:2, [Lander Yurrebaso 23’, Lander Gabilondo 45’+2, Jonathan Reguero 66’, Alex Goikoetxea 90’+1 – Hugo 37’, Phitzgerald Mbaka 70’]

 

19.10.14

 

Idąc za ciosem wybieramy się do znajdującej się tuż za nami Fuenlabrady po kolejne trzy punkty. Poczułem wiatr w żaglach, więc muszę tak mówić, bo dodatkowo podbudować swoich podopiecznych. Ci zaczęli się spisywać na miarę oczekiwań, a wszystko najprawdopodobniej za sprawą powrotu do zdrowia przez Diakite, który już ostatnio dodał nam dużo spokoju w drugiej formacji. Czego więc można było spodziewać się po meczu piętnastej z siedemnastą ekipą? Nudy! Ależ nic bardziej mylnego! Podejrzewam, że ten mecz będzie kandydował do spotkania roku! Kibice na Estadio Fernando Torres w Fuenlabradzie byli świadkami dziewięciu goli. Dramatów, dnia konia, pięknych dryblingów, braku gry w defensywie i absolutnie nie mających nic do powiedzenia bramkarzy. Jeśli chodzi o kibiców, to nawet nasi, mimo porażki byli zadowoleni. Strzelamy trzy, a dostajemy sześć, a mimo wszystko wciąż widzę pozytywy mocnego treningu, który poprawia niektóre elementy naszej gry. Szczerze mówiąc, po dzisiejszym meczu defensywni zawodnicy mają wstrzymane tygodniówki.

 

2. Liga B2 [9/38]

[17] Fuenlabrada – [15] Leioa, 6:3, [Jorge Molino 8’, Ander Alana 19’(sam), Sergio Pachón 34’ 53’ 82’, Dani Pevida 81’ – Jonathan Reguero 52’ 75’, Ander Vitoria 55’]

 

----

Na problem w defensywie zdecydowałem się zatrudnić kolejnego trenera oraz scouta, który podsunął mi ciekawego zawodnika z wolnego transferu. Chwilę mu się przyjrzałem, obejrzałem kilka skrótów spotkań z jego interwencjami i bez wahania podpisałem dwuletnią umowę. Hans Dibi (26l./Francja) został naszym nowym, środkowym obrońcą, który z miejsca włączy się w walkę o pierwszy skład i powinien być wartością dodaną dla klubu. Nie kosztował ani grosza, więc dużo nie ryzykujemy. Trochę pograł w Belgii, to znaczy miał pograć, ale był wypożyczany do klubów z naszego poziomu w Hiszpanii, więc ligę już zna. Zobaczymy co pokaże. No i… pokazał wiele, ale w związku z zasadami, gdzie w jednej części sezonu na raz nie może być powołanych do ligi więcej niż szesnastu piłkarzy powyżej 23. roku życia, na razie nie pogra…

 

---

 

26.10.14

 

Ostatnio przytrafiła się nam klęska w defensywie, ale się nie poddajemy. Dzisiaj czekał nas bardzo trudny, domowy pojedynek z rezerwami Las Palmas. Kolejny szalony i kolejny przegrany przez nas mecz. Powoli tracę siły do defensywy, bo ofensywa radzi sobie znakomicie. Bramkarz to ręcznik, obrońcy to słupki i tylko napastnicy coś robią na poczet dobrego imienia zespołu. Miesiąc kończymy dotkliwą, ale ciekawą porażką, gdzie była straszliwa huśtawka nastrojów. Przegrywaliśmy dwoma trafieniami, by wyjść na prowadzenie i znów dać sobie strzelić trzy gole. Atak zaczął działać jak należy, ale co z tego, jak dwoi się troi a i tak dostajemy w dupę poprzez dziecinną grę obrony?

 

2. Liga B2 [10/38]

[17] Leioa - [4] Las Palmas At., 3:5, [Ander Alana 32'(k), Jonathan Reguero 44' 58' - Adrian 13' 15', Jesus 66', Tana 84', Ale Rodriguez 89']

Odnośnik do komentarza

1.11.2014

 

Podsumowanie października

 

Bilans spotkań: 4 meczów (1-1-2)

Bilans bramek: 11-14

Pozycja ligowa: 17. miejsce (8 pkt)

Puchar Hiszpanii: wyeliminowany w 2. rundzie (0:2 z Las Palmas)

Najlepszy strzelec ogólnie: 8 bramek - Jonathan Reguero

Najlepszy asystent ogólnie: 5 asyst - Jonathan Reguero

Najlepszy strzelec miesiąca: 5 bramek - Jonathan Reguero

Najlepszy asystent miesiąca: 2 asysty - Jonathan Reguero, Asier Ormazabal

Najwięcej MVP w miesiącu: 1 - Asier Ormazabal

 

Sytuacja w innych ligach:

 

Anglia: Liverpool (+2) Manchester City

Francja: Olympique Marsylia (+7) Olympique Lyon

Hiszpania: Real Madryt (+5) Atletico Madryt

Niemcy: Hertha (+1) Borussia Dortmund

Włochy: Juventus (+2) Napoli

 

Największe transfery miesiąca:

 

1. Jesus Datolo (Atletico Mineiro -> Flamengo), 1,2 mln €

2. Salah Ashour (ENPPI -> Libertad), 850 tys €

3. Andrija Vukcevic (Buducnost -> AS Monaco FC), 425 tys €

 

W październiku, choć zdobyliśmy też tyle samo punktów w lidze, to jednak udało się nam zwiększyć średnią zdobywanych punktów na mecz. Mimo iż gramy o niebo lepiej w ofensywie, to jednak nasza obrona kuleje i woła o pomstę do nieba. Niby zakontraktowaliśmy konkretnego defensora, ale będzie mógł on zagrać dopiero w przyszłym roku kalendarzowym, a wszystko przez moje niedopatrzenie. Ale dobrze, oswoi się z zespołem i taktyką i jeszcze nam pomoże. Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, co stało się z defensywą Leioa. Grała słabo, nie traciła pięciu, czy sześciu goli co mecz, co ostatnio nam się przytrafiło. Natomiast wyciskanie jednego gola strzelonego jest już prehistorią. Gramy dobrze z przodu, a głównie jest to zasługa Reguero, który pisał się w minionym miesiącu fantastycznie.

 

Mając na uwadze dobro rodziny, co chwila spoglądam na liczbę zarobionych pieniążków poprzez działanie niedawno otwartego ogródka piwnego. Tam pojawia się coraz więcej ludzi i biorą coraz więcej produktów. Interes się kręci! Jest on otwarty codziennie w godzinach wieczornych i od wczesnych godzin porannych do ostatniego klienta w dniu meczowym. Szkoda, że sam nie mogę uczestniczyć w kibicowaniu klubu z Leioa, no ale przecież się nie rozdwoję. Wszyscy szczęśliwi, dziecko rośnie, a dodatkowo wraz z Caroline udało nam się zaklepać termin ślubu na przyszłe wakacje. Brawo ja!

 

@ Coś mi się wydaję, że w poprzednim rozliczeniu dodałem jedną asystę Reguero, ale ogólnie wszystko się teraz zgadza!

Odnośnik do komentarza

2.11.14

 

Listopad rozpoczęliśmy od domowego pojedynku z zespołem podobnym klasą do naszego. Conquense przyjechało nastawione ofensywnie, ale to akurat nic dziwnego. Przy naszej, dziurawej jak szwajcarski ser defensywie wszystko jest możliwe. ALE NIE DZISIAJ! Tracimy cztery szmaciarskie gole, ale wygrywamy ten mecz! Dzień konia miał tym razem Yurrebaso, który w niespełna kwadrans zanotował hattricka. Brawa dla tego napastnika, który ostatnio był tłem dla swojego kolegi Reguero. Natomiast nadal to, co dzieje się defensywie, woła o pomstę do nieba. Nie umiem powiedzieć, dlaczego tak się dzieje! W każdym razie imponująca jest średnia bramek, jaką kibice mogą oglądać w ostatnich czterech spotkaniach z naszym udziałem. Wynosi ona bowiem dokładnie osiem goli na spotkanie, co z pewnością jest jednym z najwyższych wyników w historii futbolu, o ile nawet nie rekordem! Brawa jednak za ambicje i za zainkasowanie kolejnych trzech punktów! Miesiąc zaczyna się fantastycznie!

 

2. Liga B2 [11/38]

[17] Leioa – [12] Conquense, 5:4, [Lander Yurrebaso 2’ 5’ 16’, Jonathan Reguero 16’, Julio Cesar Montero 46’ – Oscar Vega 12, Pablo 25’, Adrian Alarcon 42’ 53’]

 

9.11.14

 

Ciekaw byłem, jak spisze się natomiast defensywa w starciu z najsłabszym jak do tej pory klubem w naszej lidze. Patrząc na nasze poczynania wygranej być nie mogłem pewny, natomiast wszystko zwiastowało kolejny, hokejowy wynik. Dodatkowo dostaliśmy szansę oderwania się od strefy spadkowej, na czym cholernie mi zależało. No i co? To co miało miejsce tego wieczoru na Sarriena było dziwne. Przede wszystkim nie zobaczyliśmy ani jednej bramki! W meczu z ostatnią ekipą, oddajemy zaledwie jeden celny strzał i to taki, który wyłapałby ręcznik. Masakra! Dobrze, że chociaż zachowujemy czyste konto. Kibice mają prawo czuć się cholernie zniesmaczeni faktem, że przyszli na hokej, a oglądali szachy. Z wielkich planów pozostało się nam „cieszyć” podziałem punktów z typowym outsiderem.

 

2. Liga B2 [12/38]

[15] Leioa – [20] Amorebieta, 0:0

 

16.11.14

 

Nie, to się nie dzieje! W tym spotkaniu byliśmy świadkami jakiegoś cudu natury w kierunku naszego zespołu. Zacznijmy od tego, że od sześćdziesiątej minuty graliśmy w dziesiątkę. Po tym, jak dokonałem trzech zmian, z czego dwie wymuszone były urazami, a jedna słabiutką grą, kolejny zawodnik doznaje kontuzji i nie jest w stanie kontynuować gry. Dodajmy do tego fakt, że w czwartej minucie doliczonego czasu spotkania nasz ręcznik broni w sytuacji sam na sam! A domiar dobrego, o zwycięstwie przesądza bramka kuriozum, zdobyta przez Vitorię już w piątej minucie! Bramkarz miejscowych wybija rzut wolny obok linii bocznej boiska, po czym futbolówka spada w okolice środka boiska, gdzie nasz napastnik bez namysłu uderza prostym podbiciem, czyli z woleja. Zmierzona odległość wynosi czterdzieści cztery metry! Gol na miarę najciekawszego w sezonie daje nam kolejne trzy punkty! Gra Leioa zmienia się z minuty na minutę! Po okresie, gdzie wpadało wszystko, co leciało w stronę bramki, tym razem już po raz drugi z rzędu zachowujemy czyste konto! Niestety, problem jest bardzo poważny. Reguero wylatuje na 5 tygodni, a powracający do gry Diakite na 3.

 

2. Liga B2 [13/38]

[17] Tudelano – [15] Leioa, 0:1, [Ander Vitoria 5’]

 

23.11.14

 

Mimo iż na początku sezonu przewidywałem, że nasz dzisiejszy przeciwnik będzie bił się o najwyższe cele, to czas pokazał, że się myliłem, CS Sabadell zajmuje miejsce pod koniec pierwszej dziesiątki, a więc była szansa, żeby ich też pyknąć. Marzenia marzeniami a rzeczywistość rzeczywistością. Gra na wyjeździe okazała się dla nas brutalna i przegraliśmy różnicą trzech goli, sami nie trafiając do siatki. Jedno ze słabszych spotkań w naszym wykonaniu…

 

2. Liga B2 [14/38]

[9] C.E. Sabadell – [13] Leioa, 3:0, [Anibal Zurdo 23’, Antonio Hidalgo 35’(k), Manuel Gato 61’]

 

30.11.14

 

Na zakończenie listopada graliśmy ze słabym Sestao River. Tak tak jest to możliwe, że są zespoły grające gorzej od nas. Gorzej, a może jednak lepiej? My przestaliśmy zupełnie grać i w ostatnich spotkaniach czekamy jedynie na wyrok. Dzisiaj był on minimalny, ale jednak nadal przegrywamy. Oj z taką formą ciężko będzie się nam utrzymać i w lidze i w zespole…

 

2. Liga B2 [15/38]

[14] Leioa – [18] Sestao River, 0:1, [Ricky 60’]

Odnośnik do komentarza

1.12.14

 

Podsumowanie listopada

 

Bilans spotkań: 5 meczów (2-1-2)

Bilans bramek: 6-8

Pozycja ligowa: 15. miejsce (15 pkt)

Puchar Hiszpanii: wyeliminowany w 2. rundzie (0:2 z Las Palmas)

Najlepszy strzelec ogólnie: 9 bramek - Jonathan Reguero

Najlepszy asystent ogólnie: 6 asyst - Jonathan Reguero

Najlepszy strzelec miesiąca: 3 bramek - Lander Yurrebaso

Najlepszy asystent miesiąca: 2 asysty - Julio Cesar Montero

Najwięcej MVP w miesiącu: 1 - Lander Yurrebaso, Diego Simón, Ander Vitoria

 

Sytuacja w innych ligach:

 

Anglia: Liverpool (+1) Manchester City

Francja: Olympique Marsylia (+1) LOSC Lille

Hiszpania: Real Madryt (+8) Atletico Madryt

Niemcy: Bayern Monachium (+1) Augsburg

Włochy: Juventus (+2) Sampdoria

 

Największe transfery miesiąca:

 

1. Eric Mathoho (Kaizer Chiefs -> As-Sadd), 1,5 mln €

2. Ntsikelo Nyauza (Orlando Pirates -> Sportivo Luqueno), 425 tys €

3. Gustavo Santacruz (Libertad -> Olimpia), 350 tys €

 

Początek listopada był w naszym wykonaniu bardzo pozytywny. Siedem ligowych punktów na dziewięć możliwych dawało nadzieję, że wreszcie coś się w naszej grze poprawiło. Niestety, ale dwa ostatnie mecze to było, tak jak napisałem, czekanie na wyrok. Przechodziliśmy obok spotkań, byliśmy tłem dla tła... Zupełnie nie rozumiem takiej huśtawki formy. Tym bardziej, że jak z bicza strzelił, nagle przestaliśmy oglądać hokejowe wyniki i powróciliśmy po prób piłkarskich. Póki co udaje nam się zachować bezpieczną pozycję, ale w obecnej sytuacji długo tu nie zabawimy. Trzeba się poprawić!

Odnośnik do komentarza

7.12.14

 

Pamiętacie, jak na samym początku sezonu, cieszyliśmy się z pokonania w heroicznym boju z dogrywką Barakaldo? No właśnie, teraz okazuje się, że ta ekipa jest niżej od nas w tabeli i dzisiaj będzie chciała wziąć odwet za tamten wieczór. Jeśli chodzi o mecz, to ten, kto zdecydował się dzisiaj pozostać w domu zrobił najlepiej. Nudy jak flaki z olejem. Żadnej ekipie nie chciało się grać i było to widać nie tylko na murawie, ale i w statystykach. Jedynym pozytywem jest punkcik dopisany do ligowej tabeli.

 

2. Liga B2 [16/38]

[17] Barakaldo – [16] Leioa, 0:0

 

14.12.14

 

Tydzień później mierzyliśmy się Socuellamos. Drużyna ta do tej pory była zagadką. Potrafiła wygrać z czołówką, by chwilę później dostać bęcki od outsiderów. Miałem nadzieję, że tego wieczoru padnie opcja numer dwa. No i padła! Najciekawsze jest to, że w drugim z rzędu meczu grudniowym nie tracimy bramki! To jest dla mnie szok, tym bardziej, że meczyk był bardzo wyrównany. Mieliśmy jednak troszkę więcej szczęścia i po trafieniu Pablo Garcii, który głową wykończył dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego, przypisujemy sobie kolejne trzy punkciki.

 

2. Liga B2 [17/38]

[16] Leioa – [12] Socuellamos, 1:0, [Pablo Garcia 58’]

 

21.12.14

 

Przed ostatnim meczem tego roku kalendarzowego miałem ogromnego stresa. Graliśmy bowiem z rezerwami mojej ulubionej drużyny całego globu, a więc rezerwami Atletico Madryt. Ich szósta pozycja może nie jest zbyt wysoka, ale w ostatnim czasie ta ekipa radzi sobie coraz lepiej i regularnie punktuje. Kłopot mógł być jeszcze większy jeśli zobaczymy, że mamy zagrać na ich terenie. Sam mecz był jednak niezwykle wyrównany. Bardzo spisała się nasza… DEFENSYWA, która powstrzymywała groźnego Aquino i Bare. Mimo wszystko, spotkanie zakończyło się już w dwunastej minucie. Wcześniej trafił Reguero, a teraz Aquino i mieliśmy remis. Obu ekip nie udało się zmienić wyniku, dzięki czemu grudzień ogłaszam naszym dotychczasowym, najlepszym miesiącem, w którym nie przegraliśmy spotkania i na trzy próby zgarniamy pięć punktów.

 

2. Liga B2 [18/38]

[6] Atletico "B" - [16] Leioa, 1:1, [Dani Aquino 12' - Jonathan Reguero 9']

Odnośnik do komentarza
  • Makk zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...