Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Dobrze, że zwyżka formy natrafiła się akurat teraz, bo czeka nas rewanż w Lidze Mistrzów. Dobrze by było spokojnie pokonać teraz Villarreal i pokazać Europie, że mimo kryzysu w Anglii, będziemy się liczyć w walce o to trofeum. W składzie nie dokonałem żadnej zmiany, poza wprowadzeniem Brichkusa w miejsce Tounkary, który nie został zarejestrowany do rozgrywek europejskich, bowiem ta jedenastka ostatnio wyjątkowo dobrze sobie radzi.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Anderson, Morgan – Chibueze, Rodriguez

 

Rozpoczęło się od błędu naszych stoperów, którzy źle założyli pułapkę ofsajdową i Sanchez zdołał wyjść na czystą pozycję strzelecką, ale znakomicie powstrzymał go Curtis. Pięć minut potem znów, po akcji Garcii, uderzał Sanchez, ale tym razem uderzenie napastnika gości okazało się bardzo niecelne. Wreszcie w 22 minucie udało się przeprowadzić pierwszy atak. Najpierw Garcia obejrzał czerwoną kartkę za taktyczny faul na Chibueze, a po chwili właśnie Nigeryjczyk stanął przed szansą zdobycia gola, ale minimalnie spudłował po dobrym podaniu od Morgana. W 30 minucie sam Morgan miał okazje zdobyć gola lecz on też spudłował. Trzy minuty potem uderzenie Garcii (innego, nie tego, co obejrzał czerwona kartkę) świetnie obronił Curtis. Pięć minut potem uderzenie Chibueze fenomenalnie wybronił Vitor i była to ostatnia ciekawsza akcja pierwszej połowy. Druga rozpoczęła się znów od akcji Chibueze, strzału i znakomitej obrony w wykonaniu Vitora. W 53 minucie padł wreszcie gol dla gospodarzy, a strzelił go bardzo aktywny dziś Chibueze. Po chwili goście mogli natychmiast wyrównać, ale doskonała interwencja Curtisa sprawiła, że Sanchez nie zdobył bramki. W 62 minucie znów świetnie strzał Neto obronił nasz bramkarz, a w 70 minucie odpowiedzieliśmy kolejną próbą Chibueze, tym razem po dośrodkowaniu Hammaniego. W 75 minucie rywale doprowadzili do remisu, kiedy Sanchez dobił strzał Kovaca. Zaczęło się robić nerwowo, bo teraz jeden gol dla gości i mamy dogrywkę. I tak się stało, gdy w 82 minucie Mantovani celnie przymierzył z rzutu wolnego i dał rywalom prowadzenie. Nie udało nam się w drugiej połowie tego wyniku odwrócić, dlatego konieczna była dogrywka. W 102 minucie świetną szansę, by dać nam awans zmarnował Meijer, a cztery minuty potem niecelnie uderzał z kolei Antonio. W drugiej połowie dogrywki przycisnęliśmy rywala. W 114 minucie niecelnie uderzał rezerwowy Edwards, ale dwie minuty potem Chibueze idealnie przymierzył i dał nam gola, który zapewnił awans do ćwierćfinału. Rywale bowiem nie byli w stanie na to trafienie już w żaden sposób zareagować.

 

Liga Mistrzów, 1/8 finału, rewanż, 06.03.2041

McCain Stadium, 27237 widzów

Scarborough – Villarreal, 2:2 (CHIBUEZE ’53, Sanchez ’75, Mantovani ’82, CHIBUEZE ‘116)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

 

 

Po końcowym gwizdku w meczu z Villlareal bardzo się cieszyliśmy, ale losowanie rywala w ćwierćfinale nie było dla nas łaskawe. Zmierzymy się z obrońcą tytułu sprzed roku, naszym odwiecznym rywalem, Arsenalem. Tymczasem teraz w Premiership czeka nas niełatwiejsze wcale zadanie – gramy z liderem i ten mecz może mieć kolosalne znaczenie dla walki o mistrzostwo kraju.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Anderson, Morgan – Chibueze, Rodriguez

 

Bardzo szybko zdominowaliśmy boiskowe wydarzenia i chociaż w 3 minucie Rodriguez nie potrafił strzelić gola, to minutę później Morris perfekcyjnie wykonał rzut wolny i dał nam prowadzenie. Druga bramka dla gospodarzy tez padła po stałym fragmencie, kiedy w 15 minucie sfaulowany w szesnastce został Brichkus, a jedenastkę pewnie na bramkę zamienił Howard. Dwie minuty potem Rodriguez strzelił kolejnego gola, ale tego nie uznał sędzia, dopatrując się pozycji spalonej u Peruwiańczyka w momencie podania. W 26 minucie nie miał on jednak nic do powiedzenia, kiedy Chibueze zdobywał trzeciego gola w zupełności zgodnie z przepisami. W 34 minucie przeprowadziliśmy kolejny atak, ale tym razem nie zakończył się on golem mimo dobrego strzału Chibueze. Jeszcze przed przerwą Nigeryjczyk miał jedną szanse, ale tej nie potrafił również wykorzystać. W drugiej połowie jednak i tak gola strzelił, w pierwszej akcji tejże odsłony meczu. W 57 minucie z rzutu wolnego mocno uderzał Morgan, ale jego strzał obronił pewnie Gomes, a cztery minuty potem rywale odpowiedzieli akcją i niegroźnym strzałem Limy. W 68 minucie raz jeszcze uderzał Morgan, ale tym razem bardzo niecelnie. W doliczonym czasie Curtis pokazał, że potrafi zachować koncentrację nawet, gdy niewiele się dzieje pod jego bramką, znakomicie broniąc niesygnalizowany strzał Lenza. W ten oto sposób wygrywamy z liderem tabeli!

 

Premiership, 30/38, 09.03.2041

McCain Stadium, 27274 widzów

[4] Scarborough – [1] Mansfield, 4:0 (MORRIS ‘4, HOWARD (k) ’15, CHIBUEZE ’26, CHIBUEZE ‘46)

MoM: Joe Morris (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Let's get back to work ;)

 

 

 

Sytuacja na osiem meczów przed końcem rozgrywek wygląda następująco. Do lidera Mansfield tracimy pięć punktów, natomiast do drugiego Leicester jedno oczko mniej. Nad czwartym Arsenalem mamy zaś jeden punkt przewagi. Piąty Bolton traci do nas już dziesięć punktów i raczej nie nawiąże już walki. W najbliższym meczu ligowym podejmujemy zaś przedostatnią drużynę ligi – Portsmouth i nie ukrywam, że liczę na zwycięstwo.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Anderson, Morgan – Chibueze, Rodriguez

 

Zaczęliśmy obiecująco od akcji Morgana w 6 minucie, który był o włos od zdobycia bramki po strzale głową. Siedem minut potem gospodarze odpowiedzieli akcją i strzałem Gomeza, a trzy minuty potem niecelnie uderzał Matthews. W 22 minucie po akcji Morrisa piłka trafiła pod nogi Brichkusa lecz ten nie potrafił celnie przymierzyć. W 31 minucie bardzo mocno i efektownie z woleja uderzał Anderson, ale próba okazała się bardzo niecelna. Przed przerwą jeszcze okazję na zdobycie gola dla Scarborough miał Rodriguez, ale i on miał tego dnia rozregulowany celownik. W drugiej połowie nadal atakowaliśmy, ale brakowało skuteczności. W 48 minucie niecelnie uderzał Rodriguez, a dziesięć minut potem nie popisał się Edwards, który swoim nieudanym uderzeniem zmarnował wysiłek całego zespołu. W 75 minucie po dośrodkowaniu Morrisa przed szansą na zdobycie bramki stanął Vazquez, jednak nieznacznie się pomylił. W końcówce jeszcze dwukrotnie uderzał aktywny Edwards, ale obie próby były raczej niskich lotów i nie zakończyły się powodzeniem. W ten sposób mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

 

Premiership, 31/38, 16.03. 2041

Fratton Park, 17643 widzów

[19] Portsmouth – [3] Scarborough, 0:0

MoM: Mikel Rios (Portsmouth)

 

 

Już dzień po tym spotkaniu media zapomniały o meczu. Żyły bowiem zupełnie innym starciem. W ćwierćfinale Ligi mistrzów czekał nas bowiem bardzo trudny, ale zarazem prestiżowy dwumecz z Arsenalem Londyn, aktualnym obrońcą trofeum, które chcemy mu wyszarpać. Na pierwsze spotkanie, które zostanie rozegrane przed naszą publicznością, do składu powrócili Bailey i Youngjohns, co jest bardzo dobrą wiadomością.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Rodriguez

 

Na początku spotkania zarysowała się delikatna przewaga gospodarzy. W 5 minucie z rzutu wolnego uderzał Turner, ale Curtis zachował czujność w bramce i dobrze interweniował. W 21 minucie po akcji Chibueze piłka dotarła na lewe skrzydło do Morrisa, który złamał akcję do środka i oddał strzał, ale Tonelli świetnie obronił. Po chwili jednak bramkarz gości nie miał nic do powiedzenia, kiedy znakomicie kolejną akcję wykończył Rodriguez. Już minutę później Peruwiańczyk był o włos od zdobycia drugiej bramki, ale tym razem Tonelli dobrze obronił jego uderzenie. Druga połowa rozpoczęła się od naszych ataków, które szybko zakończyły się zdobyciem drugiego gola, znów przez Rodrigueza. W 67 minucie goście potrafili jednak strzelić gola kontaktowego, którego na swoje konto zapisał Valencia, rozgrywając kapitalną akcję dwójkową z Babayaro, przy której zupełnie pogubili się moi stoperzy. W 78 minucie rezerwowy Anderson uderzał mocno z daleka, ale po raz kolejny dobrze interweniował Tonelli. Po chwili rywale odpowiedzieli uderzeniem Babayaro lecz Curtis świetnie zachował się w bramce i dzięki tej interwencji uratował nam zwycięstwo.

 

Liga Mistrzów, ćwierćfinał, 1 mecz, 27.03.2041

McCain Stadium, 27214 widzów

Scarborough – Arsenal, 2:1 (RODRIGUEZ ’24, RODRIGUEZ ’49, Valencia ‘67)

MoM: Juan Carlos Rodriguez (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Football Association wspaniałomyślnie przełożyło nasze następne ligowe spotkanie tak, że rozgrywaliśmy dwa mecze Ligi Mistrzów pod rząd. Niestety w meczu rewanżowym nie mogłem skorzystać z usług wielu piłkarzy i przez to zestawienie choćby linii defensywnej wyglądało bardzo eksperymentalnie i prawdę mówiąc, obawiam się o dyspozycję Murphy’ego, który z konieczności będzie musiał zagrać na lewej obronie.

 

 

Curtis – Hammani, Murphy, Marshall, Morgan – Brichkus, Morris, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Meijer

 

Pierwszy kwadrans tego meczu mógłby się równie dobrze wcale nie odbyć, ponieważ nie przyniósł on żadnej ciekawszej sytuacji podbramkowej. Dopiero na jego zakończenie na strzał z daleka zdecydował się gracz gospodarzy, Bates, ale uderzał niecelnie. Siedem minut potem przeprowadziliśmy nasz pierwszy atak i od razu zakończył się on golem, którego strzelił Meijer po podaniu Chibueze. A Holender pierwotnie miał w ogóle nie zagrać w tym meczu. Minutę potem bliski wyrównania był Babayaro, ale piłka po jego strzale przeleciała ponad poprzeczką. W 25 minucie rywale jednak wyrównali za sprawą Ceccheriniego, który dobił strzał Ferreiry i doprowadził do remisu. W 30 minucie Donati wygrał pojedynek główkowy z Youngjohnsem, tym samym uniemozliwiając naszemu pomocnikowi oddanie celnego strzału. Jeszcze przed przerwą okazję do zdobycia gola miał Chibueze lecz uderzył niecelnie. W drugiej połowie rozpoczęliśmy zachowawczo, co starali się wykorzystać gospodarze, ale strzał Rokki z 46 minuty był nieudany. W 55 minucie kolejną świetną akcję przeprowadziła dwójka moich napastników i znów celnie zakończył ją Meijer, stawiając Kanonierów w bardzo trudnym położeniu. Potrzebowali oni bowiem teraz dwóch bramek, aby awansować. Jednak od tej pory w piłkę grali tylko goście. Chwilę po tamtym golu interwencja Tonelliego uratowała gospodarzy przed utratą gola po akcji i strzale Chibueze, a w 71 minucie obronił on świetnie kolejne uderzenie Meijera, który był bardzo aktywny w ataku. W końcówce na boisku pojawili się Marshall i Edwards i obaj ci piłkarze wnieśli jeszcze sporo w nasz awans. Najpierw Meijer skompletował hattricka po dośrodkowaniu naszego wychowanka, a w doliczonym czasie Holender zniszczył Kanonierów, zdobywając czwartego gola po asyście Marshalla i przypieczętował nasz awans!

 

Liga Mistrzów, ćwierćfinał, rewanż, 03.04.2041

Emirates Stadium, 57820 widzów

Arsenal – Scarborough, 1:4 (MEIJER ’22, Ceccherini ’25, MEIJER ’55, MEIJER ’87, MEIJER ‘90+1)

MoM: guess ;)

 

 

Chyba nikt nie spodziewał się, że tak gładko wyeliminujemy obrońcę tytułu, ja z resztą sam również się nie spodziewałem. W walce o finał podejmiemy włoski AC Milan. W drugiej parze półfinałowej zaś zagra Barcelona z Lille. Z każdą z tych drużyn zatem mamy szanse zagrać w finale i nawet ten finał wygrać. Tymczasem w kolejnym meczu ligowym podejmowaliśmy Bolton. Na ławkę rezerwowych w tym spotkaniu powrócił po kontuzji Webb!

 

 

Curtis – Hammani, Murphy, Marshall, Morgan – Brichkus, Morris, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Meijer

 

Mecz ten rozpoczął się od ataków gości, którzy być może liczyli, że gracze Scarborough będą jeszcze pamięcią przy meczu z Arsenalem. W 3 minucie groźnie, ale niecelnie uderzał Lehmann, a dwie minuty potem odpowiedział równie nieudanie Morris. W 9 minucie interwencja Williamsa w ostatniej chwili uratowała gości przed utratą gola, gdy szarżował Meijer. W 30 minucie po akcji dwójki naszych napastników Meijer zagrał do Chibueze, ale ten nie potrafił celnie przymierzyć. Osiem minut potem znów Meijer występował w roli podającego, tym razem do Youngjohnsa lecz nasz defensywny pomocnik też nie oddał celnego strzału. W drugiej połowie od początku zaatakowali rywale. W 51 minucie groźnie uderzał Booth, a cztery minuty później uderzenie Ferriego musiał obronić Curtis. Wreszcie w 73 minucie udało nam się objąć prowadzenie, kiedy Morris wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul na Meijerze. Goście natychmiast rzucili się do odrabiania strat. Strzał Richtera z 77 minuty jednak znakomicie obronił Curtis, ale nasz bramkarz nie mógł wiele zdziałać pięć minut potem kiedy Robin doprowadził do remisu. Nie oddaliśmy jednak jeszcze tego meczu i w 88 minucie udało się ponownie wyjść na prowadzenie za sprawą gola Chibueze. Gdy wydawało się, że ten gol będzie bramką zwycięską, w doliczonym czasie Robin po raz drugi pokonał naszego bramkarza i zaprzepaścił nasze nadzieje na zwycięstwo.

 

Premiership, 32/38, 06.04.2041

McCain Stadium, 27240 widzów

[3] Scarborough – [5] Bolton, 2:2 (MORRIS (k) ’77, Robin ’82, CHIBUEZE ’88, Robin ‘90+3)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Na szczęście mimo remisu, nie straciliśmy kontaktu z czołówką, ponieważ w tej kolejce również Leicester i Mansfield zremisowały swoje spotkania, dlatego w czubie tabeli zachowane zostało status quo. Naszym następnym rywalem w walce o ligowe punkty jest zaś walczące o utrzymanie Southampton. W tym meczu od pierwszej minuty zagra Webb, a także Cevallos na lewej obronie i Vazquez w środku obok Marshalla.

 

 

Curtis – Hammani, Cevallos, Marshall, Vazquez – Brichkus, Morris, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Webb

 

Mecz dość niespodziewanie rozpoczął się od ataków gospodarzy, którzy jednak walczyć musieli o utrzymanie i dla nich każdy punkt będzie na wagę złota. W 12 minucie uderzenie White’a jednak znakomicie obronił Curtis. Trzy minuty potem odpowiedzieliśmy akcją Chibueze, ale jego strzał obronił świetnie bramkarz gospodarzy. W 28 minucie mocno z daleka uderzał Miller, który starał się wykorzystać błąd Meijera. Holender w łatwy sposób dał sobie bowiem zabrać piłkę. Przed przerwą wreszcie udało się wepchnąć piłkę do siatki, a uczynił to, nie kto inny, jak Webb, który powraca w dobrym stylu. W drugiej połowie szybko strzeliliśmy drugiego gola za sprawą Chibueze i od tej pory gra toczyła się niemal do jednej bramki. W 61 minucie znakomicie bezpośrednio z rzutu wolnego przymierzył Webb, a w doliczonym czasie gry Australijczyk przypieczętował swój powrót trzecim golem. O ile w przerwie mówiłem o powrocie Webba w dobrym stylu, o tyle na koniec meczu mogę stwierdzić, że Webb wrócił w stylu wielkim!

 

Premiership, 33/38, 10.04.2041

St. Mary’s Stadium, 31221 widzów

[15] Southampton – [4] Scarborough, 0:4 (WEBB ’44, CHIBUEZE ’49, WEBB ’61, WEBB ‘90+1)

MoM: Craig Webb (Scarborough)

 

 

Przed kolejnym spotkaniem zastanawiano się w prasie, czy Scarborough wzmocnione ozdrowiałym Webbem będzie w stanie jeszcze obronić tytuł. Do końca pozostało pięć kolejek, ale my mieliśmy jeszcze przed sobą mecz chociażby z Leicester w najbliższej kolejce, a do liderującego Mansfield traciliśmy trzy punkty, o jeden więcej niż do będącego na drugim miejscu zespołu Wilków. W razie wygranej nad Leicester, mogliśmy wskoczyć na drugie miejsce w ligowej tabeli.

 

 

Curtis – Hammani, Cevallos, Marshall, Vazquez – Brichkus, Marshall, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Webb

 

Gospodarze też doskonale zdawali sobie sprawę z wagi spotkania i dlatego nie grali tu tylko o remis. Zaatakowali jako pierwsi lecz pierwszy strzał Matery z 5 minuty obronił bez kłopotów Curtis. Dziesięć minut potem uderzał mocno z daleka Carlos lecz jego próba była niecelna. Sześć minut potem uderzenie Bartoliniego bardzo znacząco minęło naszą bramkę. W 28 minucie w pechowych okolicznościach straciliśmy bramkę, kiedy przypadkowe odbicie piłki przez Cevallosa zmyliło Curtisa i piłka wpadła do naszej siatki. Niemal od razu mogliśmy też stracić drugiego gola, kiedy fatalny błąd w obronie popełnił Marshall, ale nie wykorzystał go Matera, którego strzał świetnie obronił Curtis. W 36 minucie Webb doprowadził do remisu, wykorzystując świetna akcję i podanie od Chibueze. Jeszcze przed przerwą sam Nigeryjczyk miał okazję, by wpisać się na listę strzelców, ale uderzał niecelnie. Po zmianie stron gospodarze szybko znów wyszli na prowadzenie za sprawą gola Evansa, który dobijał strzał Garcii. W 55 minucie bliski wyrównania był Chibueze, ale minimalnie spudłował. W 69 minucie przed szansą na kolejnego gola stanął Webb, ale jego uderzenie obronił Vos. Australijczyk jednak potrafił dopiąć swego i w doliczonym czasie gry strzelił swojego drugiego gola w tym spotkaniu i uratował nam remis.

 

Premiership, 34/38, 13.04.2041

Walkers Stadium, 31665 widzów

[2] Leicester – [3] Scarborough, 2:2 (CEVALLOS [og] ’28, WEBB ’36, Evans ’50, WEBB ‘90+1)

MoM: Craig Webb (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

W czołówce Premiership niewiele się zmieniło, a jeśli już to na korzyść. Tak właśnie należy odbierać zwycięstwo Tottenhamu nad Mansfield dzięki czemu mimo remisu z Leicester i tak odrobiliśmy punkt do lidera. Końcówka sezonu zapowiada się niezwykle interesująco. Będziemy musieli pogodzić jakoś rozgrywki ligowe z Ligą Mistrzów. Właśnie teraz czekał nas pierwszy mecz z AC Milan.

 

 

Curtis – Hammani, Murphy, Marshall, Vazquez – Brichkus, Marshall, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Webb

 

Doskonale rozpoczęło się dla nas to spotkanie, bowiem już w naszej pierwszej akcji ofensywnej udało się strzelić gola, kiedy dośrodkowanie Hammaniego w 7 minucie na bramkę zamienił… oczywiście Webb. Trzy minuty potem było już 2:0. Znów akcja poszła prawym skrzydłem, ale tym razem dośrodkowywał Brichkus, a akcję na bramkę zamienił Chibueze. Dwie minuty potem goście jednak strzelili gola kontaktowego, którego na swoje konto zapisał Miranda i stało się jasne, że jeszcze nic w tym dwumeczu nie jest rozstrzygnięte. W 18 minucie Marchesini znakomicie obronił strzał Chibueze, a minutę potem goście niecelnie odpowiedzieli strzałem z rzutu wolnego w wykonaniu Rosano. W 33 minucie bardzo mocno i bardzo niecelnie uderzał Youngjohns, a po chwili również i Brichkus próbował swoich sił, ale gol w żadnej z tych sytuacji nie padł. W 38 minucie indywidualną akcję przeprowadził Webb i wszystko wyszło mu znakomicie z wyjątkiem wykończenia akcji. Przez to gol nie padł. W drugiej połowie nadal dominowaliśmy na boisku, choć niewiele z tego wynikało. W 68 minucie ostre dośrodkowanie Hammaniego znakomicie wybił na rzut rożny Marchesini, a kwadrans potem w świetnej sytuacji fatalnie spudłował Chibueze. Wreszcie w samej końcówce trochę spokoju przed meczem rewanżowym wnieśli napastnicy Scarborough, którzy przeprowadzili bramkową akcję, którą celnym strzałem zakończył Chibueze i ustalił wynik spotkania.

 

Liga Mistrzów, półfinał, 1 mecz, 17.04.2041

McCain Stadium, 27302 widzów

Scarborough – Milan, 3:1 (WEBB ‘7, CHIBUEZE ’10, Miranda ’12, CHIBUEZE ‘85)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

 

 

W drugim półfinale Lille dzielnie stawiało opór Barcelonie i mecz zakończył się remisem 1:1, dlatego sprawa awansu wydaje się otwarta, choć Barcelona będzie faworytem w meczu rewanżowym. My tymczasem w kolejnym meczu ligowym podejmowaliśmy Liverpool, który tego sezonu do udanych zaliczyć nie może. Na chwilę obecną drużyna ta zajmuje dziesiątą pozycję i raczej nie ma widoków na polepszenie tego miejsca.

 

 

Curtis – Hammani, Cevallos, Marshall, Vazquez – Brichkus, Marshall, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Webb

 

Pierwsza ciekawsza akcja tego meczu i od razu gol. Szkoda tylko, że był to gol dla drużyny gości i padł w 14 minucie spotkania, a jego strzelcem został Sabatini. Musieliśmy zatem przez całe spotkanie gonić wynik, a szło nam jak po grudzie. Pierwszą szansę, aby wyrównać mieliśmy w 38 minucie, kiedy uderzał niecelnie Bailey. Ta akcja była sygnałem do ataku dla moich podopiecznych, ale do przerwy bramki wyrównującej nie udało się strzelić, chociaż sam Bailey miał jeszcze jedną znakomitą szanse. W drugiej połowie chociaż atakowaliśmy, to goście mieli lepsze okazje bramkowe w swoich kontratakach, tak jak choćby Schumacher w 49 minucie, kiedy o włos spudłował. Gdyby trafił, byłoby po meczu. W 72 minucie bliski wyrównania był Chibueze, ale nieznacznie się pomylił. Siedem minut potem również Webb nie potrafił celnie uderzyć i dopiero w samej końcówce udało się wyrównać, kiedy błędy w komunikacji stoperów Liverpoolu wykorzystał rezerwowy Meijer, przechwytując piłkę i odgrywając do niepilnowanego Webba, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce.

 

Premiership, 35/38, 20.04.2041

McCain Stadium, 27222 widzów

[3] Scarborough – [10] Liverpool, 1:1 (Sabatini ’14, WEBB ‘85)

MoM: Sergio Bianco (Liverpool)

Odnośnik do komentarza

Twoje niedoczekanie :keke:

 

 

 

Niestety wszystko wskazuje na to, że nie uda nam się obronić tytułu Mistrza Anglii. Na trzy kolejki przed końcem tracimy pięć punktów do lidera z Mansfield, a teraz wyprzedził nas również Arsenal, który wykorzystał nasze potknięcie. Uciekło nam też na cztery punkty Leicester, które wygrało swoje ostatnie spotkanie ligowe. Teraz jednak koncentrujemy się na meczu rewanżowym z Milanem. W składzie na to spotkanie znalazło się miejsce dla Wachowca, który wyleczył uraz i jest gotowy do gry na decydujące mecze sezonu.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Vazquez – Brichkus, Marshall, Bailey, Youngjohns– Chibueze, Webb

 

Celem na to spotkanie było jak najszybsze strzelenie gola, tak aby wymusić na rywalach nerwy w dążeniu do wyrównania i potem ewentualnie próbie wywalczenia korzystnego wyniku, dlatego ruszyliśmy do ataków od samego początku. Zaraz na początku okazje strzelecką zmarnował Webb, a w 4 minucie uderzenie De Gregorio znakomicie obronił Curtis. Dwie minuty potem Marchesini świetnie wyciągnął się, broniąc strzał Chibueze. Potem nastąpił pewien przestój w grze. Dopiero w 37 minucie udało się przeprowadzić kolejny atak, ale za to udany. Gola na wage prowadzenia dla gości strzelił niezawodny Webb. Minutę potem bliski zaskoczenia bramkarza gospodarzy był Brichkus, którego dośrodkowanie zamieniło się w strzał. Jeszcze przed przerwą szansę na wyrównanie miał Marongiu, ale strzał Włocha znakomicie po raz kolejny obronił nasz golkiper. W drugiej połowie jednak Marongiu dopiął swego, zdobywając gola w 59 minucie. Gospodarze mieli jednak do strzelenia jeszcze przynajmniej dwa gole i pół godziny czasu, by to uczynić. Po chwili jednak kontuzji doznał Chibueze i bałem się, czy to nie jakiś zły omen. Ale na boisku w miejsce kontuzjowanego Nigeryjczyka pojawił się Meijer, który zapewnił nam przecież awans z dwumeczu z Arsenalem. Co prawda to nie on, ale kto inny zdobył dla Scarborough drugiego gola w tym spotkaniu pod sam jego koniec, ale najważniejsze było, że mamy awans do finału. A strzelcem drugiej bramki dla gości był… czy muszę pisać, kto?

 

Liga Mistrzów, półfinał, rewanż, 24.04.2041

Giuseppe Meazza, San Siro, 65142 wizów

Milan – Scarborough, 1:2 (WEBB ’37, Marongiu ’59, WEBB ‘87)

MoM: Brian Marshall (Scarborough)

 

 

Do nie lada sensacji doszło w Barcelonie na Camp Nou, gdzie tamtejsza drużyna nie poradziła sobie z francuskim Lille i zaledwie zremisowała 2:2. Ten wynik promował gości z Francji, bowiem w pierwszym meczu między tymi drużynami był wynik 1:1. To znaczy, że właśnie z Lille zagramy w Wielkim Finale Ligi Mistrzów. Nie ukrywam, że to dla mnie fantastyczna wiadomość. Tymczasem podbudowani awansem do finału podejmowaliśmy w Premiership Newcastle.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Vazquez – Brichkus, Morris, Bailey, Youngjohns– Rodriguez, Webb

 

Podobnie jak poprzedni mecz ligowy, tak ten rozpoczęliśmy bardzo nieudanie, tracąc bramkę zaraz na jego początku i zmuszając się do odrabiania strat w kolejnych minutach. Strzelcem gola dla gospodarzy został Mach w 6 minucie. Niemal natychmiast szansę na doprowadzenie do remisu miał Webb, ale uderzył tylko w boczną siatkę. Sześć minut potem kolejne uderzenie Australijczyka znakomicie obronił Gozzi, a w 17 minucie powracający po kontuzji Morris miał swoją szansę lecz i on uderzał niecelnie. W 32 minucie Mach ograł Marshalla i oddał strzał, ale na szczęście Curtis nie dał się zaskoczyć. Sześc minut potem bliski zdobycia gola był Kyoo, ale na nasze szczęście nieznacznie się pomylił. Jeszcze przed przerwą prowadzenie gości mógł podwyższyć Barberini lecz i on nie mógł celnie przymierzyć. W drugiej połowie na boisku pojawili się Marshall, Anderson i Meijer i to właśnie ci dwaj ostatni przeprowadzili akcję, która o mały włos nie zakończyła się golem w 48 minucie. W 53 minucie mocno z daleka uderzał Molina, piłka odbiła się od Andersona, ale Curtis był czujny w bramce. Osiem minut potem uderzenie B. Marshalla z rzutu wolnego obronił świetnie Gozzi, a w 70 minucie znów niecelnie uderzał Webb. Ten mecz ewidentnie Australijczykowi nie leżał. W 74 minucie bliski zdobycia gola na wagę remisu był rezerwowy Meijer, ale minimalnie spudłował. Wreszcie w samej końcówce doprowadziliśmy do remisu. Trochę z pomocą sędziego, który podyktował kontrowersyjny rzut karny za faul na Andersonie. Najważniejsze, że jedenastkę pewnie na gola zamienił Vazquez i uratował nam jeden punkt.

 

Premiership, 36/38, 27.04.2041

McCain Stadium, 27221 widzów

[4] Scarborough – [13] Newcastle, 1:1 (Mach ‘6, VAZQUEZ (k) ’88)

MoM: David Molina (Newcastle United)

Odnośnik do komentarza

Na dwa mecze przed końcem sezonu jeszcze mamy szanse na mistrzostwo, bowiem Mansfield też zremisowało swoje ostatnie spotkanie. My teraz gramy z Tottenhamem i jeśli wygramy to powrócimy do walki o mistrza, o którym już powoli zapominaliśmy w związku z brakiem zwycięstw w ostatnich meczach ligowych. Tymczasem kontuzja Chibueze wydaje się poważniejsza i nie wiadomo, czy wykuruje się na Wielki Finał Ligi Mistrzów. Do składu na mecz z Tottenhamem powrócił też po kontuzji Howard, zastępując Marshalla. Ze składu wypadł jednak kontuzjowany Youngjohns, którego zastąpił Anderson.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Bailey, Anderson– Rodriguez, Webb

 

Gospodarze chcieli nas wziąć z zaskoczenia, gdy zaraz po rozpoczęciu gry groźnie uderzał Sanz lecz Curtis wykazał się należytą koncentracją. Cztery minuty potem już prowadziliśmy, kiedy akcję zespołową znakomicie wykończył Rodriguez. Cztery minuty później ponownie przed szansą stanął Peruwiańczyk lecz tym razem Campana znakomicie jego strzał obronił. W 15 minucie gospodarze wyrównali za sprawą Howarda, który zabrał w prosty sposób piłkę Andersonowi, popędził na bramkę i indywidualnie zakończył tę akcję. W 20 minucie nasz środkowy pomocnik znakomicie się zrehabilitował, zdobywając gola po dośrodkowaniu Brichkusa. Trzy minuty potem prowadziliśmy już dwoma golami. Znów ze świetnej strony pokazał się Rodriguez, który strzelił gola po indywidualnej akcji. Po chwili Webb mógł zdobyć kolejnego gola, który już był rozwiał wszelkie wątpliwości, kto tego dnia jest lepszy na boisku. W 31 minucie strzał Coscii z wolnego obronił pewnie Curtis, podobnie jak pięć minut potem wygrał pojedynek jeden na jeden z napastnikiem gospodarzy. W drugiej połowie nadal dominowaliśmy, a efektem tego był kolejny gol, którego w 57 minucie strzelił Morgan. W 62 minucie bliski zdobycia gola kontaktowego był Howard, ale Curtis, mimo naszej wyraźnej dominacji, nie tracił koncentracji i nie dał się pokonać. Dwie minuty potem jeszcze rezerwowy Marshall miał kolejną bramkową okazję, ale tej nie wykorzystał, a po chwili uderzał znów Webb, ale znów niecelnie. W 71 minucie rozochocony Morgan spróbował ponownie wpisać się na listę strzelców, tym razem bez rezultatu. W końcówce jeszcze gospodarze mogli zmniejszyć rozmiary porażki, ale niecelny strzał Liguoriego zniweczył te plany Kogutów i ostatecznie zanotowaliśmy efektowne zwycięstwo.

 

Premiership, 37/38, 01.05.2041

White Hart Lane, 35098 widzów

[10] Tottenham – [4] Scarborough, 1:4 (RODRIGUEZ ‘4, Coscia ’15, ANDERSON ’20, RODRIGUEZ ’23, MORGAN ‘57)

MoM: Juan Carlos Rodriguez (Scarborough)

 

 

Przed ostatnim meczem sezonu sytuacja ligowa wyglądała następująco. Na pierwszym miejscu był Arsenal, który miał punkt przewagi nad drugim Mansfield, a na trzecim miejscu pozostawało Leicester, które traciło do Mansfield jeden punkt i tyleż samo miało przewagi nad czwartym Scarborough. Teoretycznie zatem mogliśmy jeszcze obronić mistrzostwo. Potrzebowaliśmy do tego wygranej nad West Hamem w ostatniej kolejce, porażki Arsenalu z Chelsea w derbach Londynu i nie więcej niż remisów Mansfield z Middlesbrough i Leicester z Tottenhamem. Było to możliwe, ale raczej mało prawdopodobne.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Bailey, Anderson– Rodriguez, Webb

 

Wiedzieliśmy, o co gramy, dlatego od pierwszych chwil ruszyliśmy do ataków. W 4 minucie groźnie uderzał Webb, ale jego strzał obronił Vezzoli. Dziewięć minut potem kontuzji doznał Bailey i w jego miejsce na boisku pojawił się Morgan. Pięć minut potem zaś Webb ponownie sprawdził umiejętności Vezzoliego i podobnie było w 25 minucie, chociaż w tej sytuacji akurat bramkarz gospodarzy nawet nie musiał interweniować. W 36 minucie stworzyliśmy sobie kolejną sytuację. Po akcji Wachowca w doskonałej okazji znalazł się Morris, ale niechybnie przestrzelił. W doliczonym czasie pierwszej połowy jeszcze szansę na zdobycie bramki miał Morgan, ale jego strzał znakomicie obronił Vezzoli. W drugiej połowie zaczęliśmy jeszcze intensywniej ostrzeliwać bramkę gospodarzy. W 46 minucie uderzał Rodriguez, a pięć minut potem niecelnie uderzał Morgan. W 63 minucie wreszcie padł gol dla gości, a strzelił go Brichkus, którego doskonałym podaniem obsłużył Wachowiec z lewego skrzydła. W 78 minucie moi podopieczni, a konkretnie to Howard, zadbali o emocje, kiedy to nasz stoper i kapitan obejrzał czerwony kartonik za faul taktyczny na Fonsece. Ostatnie dwanaście minut graliśmy zatem w osłabieniu. Gospodarze próbowali to wykorzystać, ale Curtis bronił jak w transie. W 85 minucie świetnie obronił strzał Daviesa, a w doliczonym czasie również Castillo. Tym samym wygraliśmy ostatni mecz ligowy…

 

Premiership, 38/38, 05.05.2041

Upton Park, 32865 widzów

[18] West Ham – [4] Scarborough, 0:1 (BRICHKUS ’63)

MoM: Joe Morris (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Po meczu wykonałem szereg telefonów do moich ludzi na innych stadionach:

 

- Joe, co słychać na White Hart Lane?

- Nie uwierzysz! Tottenham klepnął Leicester, wyprzedzamy Lisy w Premiership!

- Świetna nowina, dzwonię do Toma.

 

 

- Tom, jak sytuacja na Riverside?

- Szaleństwo! Boro ograło Mansfield i Twój były pracodawca spada za nas w lidze.

- No kurde, to są jaja. Zaraz się okaże, że Arsenal przegrał i wygramy Premiership. Już dzwonię co Phila.

 

 

- Phil, melduj!

 

- Marco, co to był za mecz. Ależ się działo. Pięć bramek i kawał wspaniałego futbolu.

- Nie pitol mi tu farmazonów. Jaki wynik na Stamford?

- 3:2…

- Eeee, ściemniasz…

- Powaga. Wisimy Di Orio skrzynkę wódki. Strzelił Arsenalowi dzisiaj trzy bramki!

- OMFG… czyli mamy majstra?!

- A jak wyniki w Boro i Tottenhamie?

- Gospodarze wygrali swoje mecze!

- No to są jajca, ale rzeczywiście mamy majstra!

 

 

Jak tu nie kochać tej gry? :D:jupi:

Odnośnik do komentarza

Dla takich również :D:jupi:

 

 

 

Niestety, a może i stety, nie mogliśmy sobie pozwolić na przesadnie długie świętowanie obrony tytułu, bowiem dziesięć dni po tamtym meczu rozgrywaliśmy finał Ligi Mistrzów. Najważniejszy mecz sezonu, w którym musieliśmy po raz ostatni udowodnić swoją dominację. Zwycięstwo w Lidze Mistrzów będzie epickim zamknięciem mojej kariery jako trenera.

 

Przed meczem ze składu wypadli czołowi środkowi pomocnicy: Youngjohns i Anderson, którzy są kontuzjowani. Lekarze klubowi stanęli na uszach, żeby postawić na nogi Chibueze, ale najważniejsze, że się udało i Nigeryjczyk zagra w finale! Reszta składu jest zwarta i gotowa na bój na śmierć i życie!

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Howard, Vazquez – Brichkus, Morris, Youngjohns, Morgan – Chibueze, Webb

 

Rozpoczęło się od ataków rywali. W 6 minucie Moulin posłał piłkę do Cohena, a ten oddał strzał, pewnie obroniony przez Curtisa. Ważne, żeby pierwsza interwencja bramkarza była udana, to dodaje mu pewności. W 12 minucie odpowiedzieliśmy dośrodkowaniem Morrisa z rzutu rożnego i strzałem głową Chibueze, ale piłka poleciała ponad poprzeczką. Dwanaście minut potem mocno uderzał Webb, ale i ta próba była niecelna. Sześć minut potem również na strzał z dystansu zdecydował się gracz rywali, Clement lecz Curtis spokojnie złapał piłkę. Jeszcze przed przerwą mieliśmy jedną okazję do zdobycia bramki, ale tym razem Chibueze uderzył zbyt nonszalancko i nic z akcji nie wyszło. W drugiej połowie koniecznie należało zagrać z większą agresją, bo za mało sytuacji sobie stwarzamy. Rzeczywiście, w 48 minucie już mieliśmy okazję do zdobycia gola, której nie wykorzystał Webb, ale cztery minuty potem australijski napastnik wypracował znakomitą pozycję Chibueze, a ten tylko dołożył nogę i dał nam prowadzenie, wprawiając naszych fanów w ogromną radość. Osiem minut potem bliski wyrównania był Martin, ale jego strzał jakimś cudem zdołał obronić Curtis. Cztery minuty potem odpowiedzieliśmy uderzeniem Morrisa, bardzo niecelnym. W końcówce raz jeszcze przycisnęliśmy rywala i to się opłaciło. W 82 minucie Webb zdecydował się na akcje indywidualną, minął dwóch rywali, a trzeci, chcąc mu wybić piłkę spod nóg uczynił to tak, że ta wpadła do siatki obok zaskoczonego bramkarza. Drugi gol dla Scarborough oznaczał, że sięgniemy po ten puchar! Tak też się stało. Osiem minut potem sedzia zakończył zawody, a ja mogłem się cieszyć wraz z moimi podopiecznymi z wielkiego sukcesu Scarborough!!!

 

Liga Mistrzów, Wielki Finał, 15.05.2041

Old Trafford, Manchester, 75998 widzów

Scarborough – Lille, 2:0 (CHIBUEZE ’52, Toure [og] ‘82)

MoM: Joe Morris (Scarborough)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...