Skocz do zawartości

QPR


Rekomendowane odpowiedzi

Przedzierając się w tą grudniową noc przez śnieżne zaspy myśli Jo uciekały setki kilometrów od tego przeklętego miejsca. Choć było strasznie zimno, a lodowaty wiatr chciał z całych sił urwać mu głowę nie potrafił wyrzucić ze swojej głowy tych obrazów. Prawdopodobnie wcale tego nie chciał bo już dawno nie widział swojego rodzinnego domu, a teraz gdy musiał walczyć o życie, myśl o tych czterech kątach tak daleko stąd powstrzymywała go od poddania się. Gdy tylko z wysiłku zamykał oczy przypominał sobie święta, czas kiedy w całym domu pachniało słodkimi wypiekami. Minęło już tak wiele lat, a on nagle potrafił przypomnieć sobie każdy jeden, nawet najmniejszy szczegół. Gdy już za oknem zapadała ciemność zasiadał z ojcem przed telewizorem i uruchamiali starego poczciwego Commodore 64. Z wielkim namaszczeniem przystępowali do regulowania głowicy, a gdy już przez to przebrnęli, potrafili ugrzęznąć na długie godziny w ulubionej grze. Jo jej nazwę miał wrytą głęboko w głowie, wszak to od niej wszystko się zaczęło. Całą fascynację światem futbolu zawdzięcza niepozornemu świątecznemu prezentowi. „Premier League”. Mogli ze staruszkiem siedzieć przy tym całymi dniami, a i tak byłoby im za mało. Mijały jednak dnie, miesiące, lata. Z czasem przesiadywanie przed ekranem ustąpiło wspólnym wypadom na mecze ukochanej drużyny. Godziny spędzane przy grze zastąpili kreśleniem w osiedlowej kolekturze zestawów legendarnych trzynastek ligi angielskiej. Jo pamiętał o tym wszystkim, jednak tej nocy niczym zjawa nachodziły go migawki z wieczorów spędzanych przy „Premier League”. Z każdym kolejnym pokonywany metrem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że to właśnie niepohamowana fascynacja futbolem sprowadziła na niego kłopoty, a wszystko rozpoczęła wydawałoby się nic nie znacząca gra. W myślach katował się, że wszystko jednak mogło potoczyć się inaczej, gdyby tylko nie przyjął tamtej propozycji...

Odnośnik do komentarza

1998

 

The Loftus Road Stand znana kibicom londyńskiego QPR jako The Loft jest chyba najbardziej charakterystyczną trybuną ich kameralnego stadionu. Gdy Jo ujrzał z niej murawę, po której na co dzień biegają Rangers uśmiechnął się właściwie sam do siebie. Dookoła nie było nikogo, wszak było naprawdę wcześnie rano. O czym wtedy myślał? Zapewne przypomniał sobie oblepioną plakatami ścianę w małym ciasnym pokoju. Dzielił go przez wiele lat z młodszą siostrą, więc obojgu przypadał niewielki skrawek do upiększenia. Ze wszystkich plakatów jeden miał dla Jo szczególne znaczenie. Zajmował centralną część ściany i naprawdę wyróżniał się spośród innych. Nie pamiętał już, z którego magazynu był wyciągnięty, ale prawdopodobnie był to „Shoot” albo „Match”. Jego pierwszy plakat, więc gdy na jednej stronie zobaczył klubowe zdjęcie Wolves, a na drugiej londyńskiego Queens Parku, nie potrafił zdecydować się. Co przeważyło? Piękne koszulki w poziome biało-niebieskie pasy. Tak, tak. Zdecydował wzór i kolor koszulek. Od tej pory ścianę przyozdabiali Rangers z początku lat 90-tych, w składzie z Lesem Ferdinandem, Andy Impeyem czy Trevorem Sinclairem.

 

Sezon 98/99 nie zapowiadał nic dobrego. Poprzednie rozgrywki The Hoops zakończyli tuż nad kreską, cudem unikając relegacji na trzeci poziom rozgrywkowy. Zamiast londyńczyków z ligi zlecieli legendarni obywatele z Manchesteru, co wprawiło w osłupienie całe piłkarskie Wyspy. Kilka tygodni później David Beckham po swoim mundialowym występku stał się wrogiem publicznym numer 1 i niebieska część miasta mogła sobie choć trochę poużywać.

 

Dla Jo czas ten był wyjątkowy. W przerwie letniej rozpoczął pracę jako stażysta w szumnie brzmiącym dziale sportowym lokalnego dziennika. „Hammersmith Chronicle” zarządzane przez starego Duncana Edwardsa stać było na opłacenie ledwie kilku etatowych dziennikarzy, więc skaperowanie kolejnego młodego w okresie wakacyjnym było tam stałą zagrywką. Dodatkowo za kilka tygodni miał ruszać nowy sezon, a Edwards po kolejnej butelce gorzały nieopatrznie zwolnił jedynego pismaka mającego jakiekolwiek pojęcie o futbolu. Jo spadł mu jak z nieba bo nie dość, że potrafił pisać, to do tego był wiernym fanem QPR. Poczciwy Duncan szybko polubił chłopaka, a ponieważ w roli mentora czuł się jak przysłowiowa ryba w wodzie, więc kolejne wieczory spędzali w The Springbok rozmawiając o wszystkim co ma jakikolwiek związek z Rangersami. Każdy ranek po nocnych pijackich nasiadówkach był istną katorgą, ale to był naprawdę dobry czas...

Odnośnik do komentarza
  • Reaper zablokował ten temat
  • Reaper odblokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...