Skocz do zawartości

„Nic, co nie jest najlepsze, nie jest wystarczająco dobre”


petemitchell

Rekomendowane odpowiedzi

Bo ze mnie żaden wielki pisarz. Tak w skrócie wytłumaczę dlaczego nie zamierzam męczyć Was jakąś absurdalną historią, a cały swój zapał kieruję po prostu na granie i zwykłe relacjonowanie toczącej się rozgrywki. Na tapetę biorę najnowszą wersję Football Managera. Ląduję w deszczowej Anglii i obejmuję stery jednego z najstarszych brytyjskich ligowców.

 

Stop. W tym miejscu, w pierwotnej wersji opisywanej kariery próbowałem przekonać właściwie sam siebie, że przyjemnością będzie zagrać The Toffees. Przyszedł jednak piątek, kupiłem choinki, rodzinka je przystroiła i zrobiło się w domu świątecznie. Ponieważ święta nieodzownie kojarzą mi się m.in. z graniem w stare dobre wersje Championship Managera, chciałbym powrócić do swojego trochę już zapomnianego zwyczaju. Rok w roku, gdy tylko nadchodził grudzień, a w głośnikach pojawiał się George Michael ze swoim „Last Christmas” odpalałem machinę zatracenia i obejmowałem stery ukochanego Manchesteru United. Czas upływał błyskawicznie i nawet się człowiek nie obejrzał było po świętach, a w kalendarzu zrywałem ostatnią kartkę. Minęło parę dobrych lat i znowu poczułem ten klimat, więc wybór mógł być tylko jeden. Tytuł pozostawiam, wszak idealnie pasuje do Czerwonych Diabłów, dla których zawsze liczyło się tylko absolutne mistrzostwo. Dobra, nędzny wstęp czas zakończyć. Świąteczna kariero, startujemy! PS. Proszę, tylko nie mówcie o tym mojej ukochanej żonie;)

Odnośnik do komentarza

1 grudnia po raz kolejny obchodzono Światowy Dzień Walki z AIDS, więc ten wpis musiałem rozpocząć od małego hołdu dla najwybitniejszego (bynajmniej dla mnie) wokalisty w historii. 24 listopada przypadła 26 rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego, który kiedyś wypowiedział takie słowa: „I won’t be a rock star. I will be a legend”. Pewnie niejednokrotnie uśmiecha się szelmowsko (gdziekolwiek teraz przebywa) wiedząc, że dopiął swego. Freddie Mercury – muzyczna prostytutka. Legenda.

 

Do Manchesteru United mam bardzo emocjonalny stosunek. Legenda dzieciaków Matta Busby’ego, katastrofa w Monachium z 1958 r., oraz historia chłopaków z rocznika 1992 ma dla mnie wielkie znaczenie. Wiem, że tak o swoim klubie powie każdy zapalony kibic, ale w United jest coś naprawdę wyjątkowego. No właśnie, jest czy było? Coraz częściej mam wrażenie, że wraz z odejściem Sir Alexa Fergusona, klub z Old Trafford zatracił swojego ducha, a przede wszystkim gdzieś stracił z oczu swój największy dar – klubową akademię – czyli to, co wyróżniało go od wszelkiej maści futbolowych przedsiębiorstw. Po drodze oczywiście ulotnił się brytyjski charakter, a zasłużeni dla klubu pracownicy i byli gracze zostali odstawieni na boczny tor. Klub zalała cała masa fachowców, którzy co prawda rozumieją futbol, ale chyba nie do końca zdają sobie sprawę czym tak naprawdę jest Manchester United.

 

Swoją misję restrukturyzacyjną rozpocząłem, więc od czystek w sztabie szkoleniowym pozbywając się opuszczonych przez Jose Mourinho współpracowników. Bilet w jedną stronę na Półwysep Iberyjski dostał kwartet Emilio Alvarez, Rui Faria, Carlos Lalin oraz Silvino Louro. Choć kontrakty zostały rozwiązane polubownie to i tak ten ruch kosztował mnie blisko 3 miliony funtów. Kasę znalazłem upłynniając transferowe klauzule wynegocjowane przez zarząd przy okazji sprzedaży takich graczy jak Depay, Reid czy Schneiderlin. Stopniowo zamierzałem pozbywać się również pseudo wyszukiwaczy talentów zatrudnionych w ostatnich latach przez van Gaala czy Mourinho. Proces przebudowy United przebiegający pod hasłem „Powrót do korzeni” musiał potrwać. Zamierzałem go jednak przeprowadzić z pełną determinacją.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...