Skocz do zawartości

Banda Świrów


Dickson

Rekomendowane odpowiedzi

13 luty 2001 , Jarocin, Polska

 

Ocknąłem się. Kilku dłuższych chwil potrzebowały moje oczy, aby ogarnąć gdzie się teraz znajduję. Byłem w małym pokoju, w którym znajdowało się jedynie łóżko oraz małe biureczko. Wszystko było we krwi. Rozbryźnięta po ścianach, suficie, miała kolor jasnej czerwieni. Dopiero po kilku minutach ujrzałem wysuniętą z pod łózka ludzką dłoń. Podszedłem nieśmiało , ukląkłem na ziemi i spojrzałem pod stelaż. Znajdowało się tam ciało kobiety. Było nagie, a rozszarpana tępym narzędziem krtań wyglądała obrzydliwie.

Wpadłem w histerię. Byłem przerażony tym co widziałem. Ogromny mętlik w głowie powodował jej zawroty. Nie chcąc upaść na ziemię, oparłem się o blat biurka. Do dłoni przykleiła mi się wizytówka:

 

Kara Kartallar - agencja towarzyska.

 

Skąd się wzięła kobieta, już wiedziałem. Setki myśli rozbijały się o zakrwawione ściany małego pokoju. Postanowiłem zatrzeć ślady i uciec. W tym celu zmoczyłem znajdujące się w łazience ręczniki. Krew nie chciała schodzić. Zresztą, nie było to dziwne, nie było najmniejszych szans na zatarcie tych śladów. Zamknąłem pokój na klucz. Wyszedłem w momencie, kiedy recepcjonistka myła podłogę w hotelowym korytarzu. Nie zauważyła mnie. Ulicę dalej znalazłem przystanek autobusowy. Wsiadłem w starego Jelcza oznakowanego numerem 156 i ruszyłem w drogę powrotną do mojego domu. Byłem przerażony.

Edytowane przez Makk
Usunięcie formatowania czcionki
Odnośnik do komentarza
14 lutego 2001, Ostrów Wielkopolski, Polska


- Tato! Tato! Wróciłeś! - krzyczała w biegu mała dziewczynka. Ze łzami kulającymi jej się w kącikach oczu. Tak bardzo tęskniłam...

Przytuliłem, nic nie powiedziałem. Nie byłem w stanie, nie wiedziałem, co. Wchodząc do salonu, ujrzałem żonę. Siedziała spokojnie na skórzanej kanapie, leniwie przeglądając poranną gazetę.

- Gratulacje z okazji zwycięstwa i awansu, piszą, że strzeliłeś przepiękną bramkę... - rzuciła z uśmiechem.

- Dzie... dziękuję - powiedziałem niepewnie. Nie pamiętałem zupełnie nic, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Ostatnim moim wspomnieniem, jest moment zbiórki na mecz do Szamotuł.

- Tak jak było wcześniej ustalone, jedziemy do moich rodziców, czekamy już na piątek, aż do nas dojedziesz — powiedziała, wychodząc wraz z naszą córką z mieszkania.


Nie dojechałem...


18 lutego 2001, Ostrów Wielkopolski, Polska


- Otwierać drzwi! Otwierać! 3..2..1..

- Na ziemie! Na ziemie skurwielu!


Ośmiu osiłków w kominiarkach przygniotło mnie do paneli, które jeszcze kilka tygodni temu, sam kładłem na nowym mieszkaniu. Wykręcili mi ręce, czułem ogromny ból. Jeden z nich, łokciem blokował moją głowę, abym jej nie uniósł. Robił to na tyle z wielką siłą, że zęby wbijające się w panele zaczęły się kruszyć. Skuli mnie, wynieśli i wrzucili do radiowozu. Ktoś coś krzyczał, że obojętnie co powiem i tak będzie to wykorzystane przeciwko mnie. Nie powiedziałem więc nic.


- Zgnijesz tutaj śmieciu, wiesz jakie filmy oglądam ? Te o Guantanamo. A wiesz, co tam się dzieje z takimi jak Ty? - zapytał ogromny typek, którego zadaniem było wydusić ze mnie przyznanie się do winy. Nawet nie wiedziałem, co mi zarzucają.

Siedziałem na drewnianym krześle. Byliśmy w pokoju, niestety. Nie było tam ani luster weneckich, ani kamer. Szybko zrozumiałem, że na tym przesłuchaniu nie będą przestrzegane prawa człowieka...

Odnośnik do komentarza

Jeśli można, to bym zwrócił ma małe błędy w tekście:

- po myślniku dobrze jest dać spację, bardziej czytelne to będzie,

- interpunkcja trochę kuleje. Przecinki, tam gdzie ich nie powinno być, brakujące przecinki.

Odnośnik do komentarza

18 lutego 2001, Ostrów Wielkopolski, Polska
- Albo przyznasz się do winy, albo poznasz metody, jakimi się posługujemy podczas przesłuchań
- Ale ja nic nie pamiętam...!
Tuba w ryj, kopnięcie w żebra. Czułem spływająca krew z czoła. Kilka ciosów później straciłem przytomność. Chciałem, żeby to wszystko się już skończyło, nawet jeśli miało to, by zakończyć się moją śmiercią.
Na początek zostałem zatrzymany w areszcie na 30. dni. Po tygodniu w izolatce przenieśli mnie do celi z dwoma starszymi więźniami.
- Oj młody, młody. Musisz się jeszcze wiele nauczyć..
20 lutego 2001, Ostrów Wielkopolski, Polska

[...] Sąd uznaje winnego Henryka S. zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i skazuje poznawanego na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Pozwany ma prawo do odwołania się od wyroku [...]

 

 

Odnośnik do komentarza

- Wstawaj, wstawaj! - krzyczała rozwścieczona siostra

- Nie zdążysz na rozmowę, a mówiłam... po co ty tyle wczoraj piłeś. Idź się umyj, śmierdzisz!

- Która jest godzina? To wszystko mi się śniło? Więzienie, morderstwo??

- Jakie morderstwo, jakie więzienie. Od tygodnia w kółko nawracasz tylko o rozmowie z prezesem i rozmowie z prezesem, a jak za kwadrans nie będziesz gotowy, to gówno z tego wyjdzie- rzuciła od niechcenia siostra.

 

Umyłem pysk, na chwilę tylko podniosłem wzrok, spoglądając na lustro. Typowo pijacka morda - pomyślałem i znów wróciłem do szybkiego ogarniania się przed wyjściem. Taksówka już czekała pod blokiem.

 

- Księdza Piotra Ściegiennego 8, szybko, szybko! - wołałem zdenerwowany.

- Już się robi, kierowniczku - powiedział taksówkarz.

 

W samochodzie unosił się specyficzny zapach. Przyciemnione szyby spowodowały stworzenie przyjemnego klimatu. Nie jestem pewien, ale z przodu pojazdu, taksówkarz chyba zapalił jakieś kadzidła.

Gdy byliśmy pod samym stadionem, prawie zemdlałem. Nie wiem, co palił ten kierowca, ale biernie też dało się ututkać. Ostatnie co pamiętam przed wypadnięciem z taksówki to napis na zagłówkach. No może nie do końca pamiętam... Guli? Buli?

Wstałem, otrzepałem się i z tylnej kieszeni wyciągnąłem dwie dyszki. Reszty nie trzeba, powiedziałem dumnie.

 

Wszedłem do budynku, na korytarzu było kilka osób, nerwowo stąpających z nogi na nogę. Kilku rozpoznawałem, na moje nieszczęście.

Majewski, Jabłoński, Kafarski no i jest też Janas. Oj, będzie się działo...

 

- Przepraszam, który z Panów ostatni na rozmowę? - zapytałem nieśmiało

- Prezes wyczytuje, dzieciaku. - Parsknął Stefan

Odnośnik do komentarza

Faktycznie, nazwiska były wyczytywane. Kolejni kandydaci, których nazwisko zostało wykrzyknięte z gabinetu, wstawali i podążali w kierunku pokoju. Na początku był Stefan Majewski. Udał się do Prezesa z odpalonym laptopem i stertą papierków. Po kilkunastu minutach zawołano Tomka Kafarskiego. Ubrany w dresy Adidasa wszedł pewnym krokiem. Następnie Janas... Później jakiś czarnuch z Senegalu, Uchodźca z Ukrainy i Polski Turek, który kiedyś gdzieś trenował, ale sam nie wiedział gdzie to było. Mojego nazwiska nie wyczytywano. Czekałem cierpliwie na swoją kolejkę.

Gdy mijała już czwarta godzina czekania, a ja ze zmęczenia osuwałem się z plastikowego krzesła, w końcu usłyszałem moje nazwisko. Byłem ostatni. W momencie mojego wejścia sprzątaczka właśnie rozpoczynała mycie podłogi oznaczające zakończenie dnia pracy.

 

- Mieliśmy tutaj byłych selekcjonerów kadry, doświadczonych szkoleniowców z Ekstraklasy i dziwaków zza granicy. Powiedz nam pokrótce, w czym jesteś od nich lepszy?

 

Mój monolog trwał dobre cztery minuty. Na szybko wymieniłem kluby, w których przez ostatnie kilka lat prowadziłem drużyny młodzieżowe oraz zespoły, w których odbywałem staże w kraju, jak i za granicą. Nie robiło to na nich wrażenia.

Zdecydowanie rozbudzili się, gdy odpowiedziałem na drugie, dla nich najważniejsze pytanie, ile chciałbym zarabiać miesięcznie...

 

- Odezwiemy się, mamy numer - powiedzieli, a po chwili wskazali mi drzwi wyjściowe.

Odnośnik do komentarza

12. czerwca 2016

Obrady zarządu. Pokój prezesa. Kielce

 

Prezes: Dobrze, razem zemną widzieliście wszystkich kandydatów. Bądźmy szczerzy, nie są to postacie, które na chwilę obecną powalają na kolana.

Co o nich sądzicie?

Zarząd: Stefan odpada, dobrze wiecie, jak jego wcześniejsze kluby kończyły, a pośmiewiska nam nie potrzeba.

Prezes: A Janas? Chłop ma spore doświadczenie

Zarząd: Ale też wysokie oczekiwania. Nie stać nas na 50 tyś. miesięcznie. Sytuacja finansowa jest, jaka jest. Musimy wprowadzać warianty oszczędnościowe.

Prezes: No to, kogo kurwa weźmiemy, tego z Afro!?

Zarząd: A ten młody, ostatni? Papiery jakieś tam pozdobywał, na stażach na zachodzie był. A i 10 razy mniej od Pawła zarządzał za miesiąc swojej pracy.

Prezes: A róbta co chceta, czym ja się przejmuję. Przyjdzie przelew z Senegalu i tyle mnie widzieliście...

 

[...]Witam, z tej strony Grażyna Mazur. Sekretariat klubu Korona Spółka Akcyjna Kielce. Mam zaszczyt zaprosić Pana na podpisanie umowy dotyczącej współpracy. Zapraszam w dniu jutrzejszym, godzina 12:00 Pokój 104. [...]

 

MAMY TO!!

 

Odnośnik do komentarza

- Witaj, siadaj. Miło powitać Cię w klubie Panie...

- Henryk, Heniu, Dickson na mnie mówią.

- No tak, witaj Gieniu. Zresztą, od jakiego imienia skrótem jest Gieniu?

- Jestem Heniu.

- Dobra, nieważne. Przybyliśmy tutaj w prostej sprawie. Chcemy Ciebie wśród Nas. Klub jest w trudnej sytuacji, musimy zastosować nową miotłę. Sam wiesz, że Bartoszek z powodów zdrowotnych jeszcze nie rozpoczął, a już zakończył. Liczymy, że poprowadzisz klub do utrzymania.

A i jeszcze jedno, uprzedzę Twoje dzisiejsze, oraz późniejsze pytania. Nie, nie mamy pieniędzy na nic. Ani na bazę, ani na trenerów ,ani na dodatkowe fundusze. To jak, podpisujemy?

- Ale prezesie, z takim funduszem płacowym będzie nam cięż...

- Tutaj parafeczka, a tutaj czytelny podpisik! Witamy na Łajbie Fiksion.

- Dickson prezesie, Dickson.

 

Następnego dnia o godzinie 9:00 rozpoczynaliśmy okres przygotowawczy. Na pierwszej jednostce treningowej zjawili się wszyscy zawodnicy, których Korona posiadała w swojej kadrze. Lekki rozruch, ćwiczenia ogólnorozwojowe a później troszkę gry. Po kilku chwilach przecierałem oczy ze zdumienia. Jeden chwyta się za kolano, drugi naciąga łydkę, jeszcze jeden stoi, jak by tańczył krakowiaka i oddycha rękawami.

- No to czeka Nas sporo pracy - pomyślałem sam w sobie, po czym dostałem centralnie w kinola z piłki

- Przepraszam - wrzasnął Kiełb, który próbował uderzać z "krzyżaczka" a wybił piłkę centralnie na mojego pyska...

Odnośnik do komentarza

Rozwiniemy powoli skrzydła :D
-----------------------------------------------------------------------------

Zadowolony wracałem do domu, zawodnicy fajnie do mnie podeszli. Mimo, że byłem anonimem w świecie polskiej piłki, był pełen szacuneczek. Przed nami było sporo pracy. Wiedziałem, że pod względem kondycyjnym nie wyglądamy ciekawie. Przydał by się również napastnik z prawdziwego zdarzenia. No ale to dopiero początek, przed nami sporo czasu.
Nagle, gdy rozsiadłem się na swoim starym tapczanie, telefon położony na ławie zaczął wibrować. Na ekranie wyświetlił się "numer zastrzeżony". Nic mi nie szkodziło odebrać, a wręcz ciekawość jak to zawsze w takich sytuacjach bywa, wzięła górę.

- Witaj, gratulacje z okazji podpisania kontraktu.
- Z kim mam przyjemność ?
- Dowiesz się w swoim czasie. Jak się czuję koleżanka z Hotelu?
- Skąd Ty kuźwa wiesz o moich snach!? Kim ty jesteś?
- Dowiesz się w swoim czasie. Za chwile otrzymasz SMS. Zastosuj się, inaczej twoje życie nie będzie się tak dobrze układało...
- Ale..

Rozmówca się rozłączył. Byłem w szoku. Przecież to był tylko sen. Przecież się obudziłem. Nic takiego nie miało miejsca. Przecież to jakieś żarty!
Kilka minut później otrzymałem MMS'a.
- Czwartek, godzina 20:45. Boszkowo 5. Nie spóźnij się.
Do wiadomości dołączono zdjęcie. Był to pokój hotelowy ze snu. Było łózko, było burko, były również ohydne plamy krwi porozbryzgiwanie po całym pokoju. Była również ta zabita kobieta. I ja. Niestety również i ja byłem w tym pokoju...

Odnośnik do komentarza

Czwartkowy wieczór nadszedł. Zdenerwowany, zebrałem się do kupy i wsiadłem do samochodu. Cel - Boszkowo. Nie wiedziałem co o tej sytuacji myśleć, ale wewnętrzne przeczucie podpowiadało mi, żeby się zabezpieczyć. Zabrałem nóż. Wielki tasak wpakowałem do "nerki" i ruszyłem pod wskazany MMS'em adres.

O 20:30 byłem na miejscu. Boszkowo 5. Stara chata turystyczna. Raczej powątpiewałem, że tajemniczy adorator zaprosił mnie na weekendowy wypadzik. Niepewnie wszedłem po schodach na samą górę. Drzwi były lekko uchylone. Zapukałem, wszedłem. Domek był pusty, znajdowała się tam stara kanapa, wzdłuż okien umiejscowiony był blat kuchenny a po lewej stronie od wejścia - zniszczona szafa. Na kanapie leżał zeszyt. Zwykły, kilkunastu kartkowy . Był cały wypełniony w stylu typowo filmowym. Była tam wyjaśniona cała sytuacja.

- Kurwa! faktycznie zaciukałem kobietę!

Na kolejnych stronach opisany był cały proces - co się ze mną działo.

 

- Dlaczego nie jestem w więzieniu!?

Sytuacja miała miejsce, ale.. do pewnego momentu. Sen był jednak jawą, tylko nie złapała mnie policja. Dalszą część mojego "snu" mi wmówiono za pomocą hipnozy.

- Hipnozy ? Co to za poroniona historia!?

Niestety, tak było.

Ostatnia strona była dla mnie kolejną wiadomością, a brzmiała następująco:

 

 

"Zagrajmy w grę. Teraz ja sobie troszkę poprowadzę klub. Masz wykonywać wszystkie moje zadania, inaczej sprawa z hotelu wyjdzie na światło dzienne! Kolejne zadania dostaniesz w swoim czasie. Tak brzmi pierwsze z nich: kup za kupę kasy napastnika ze szrotu.

Twój Cel transferowy - Arek Woźniak"

 

 

- Co za skurczysyn! - pomyślałem. Już chyba lepiej iść do pierdla, niż grać Woźniakiem w walce o punkty. Byłem zdruzgotany, adorator musiał mieć nieźle nasrane w głowie...

Odnośnik do komentarza
  • Makk zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...