Skocz do zawartości

Odnaleźć właściwą drogę


Nejo

Rekomendowane odpowiedzi

[...]

- W tym momencie chyba żartujesz sobie ze mnie - odparła zdając sobie nie do końca sprawę z powagi zaistniałej sytuacji - Wkręcasz mnie?

- Czy naprawdę tak ciężko to zrozumieć - zapytałem, wzruszając jedynie ramionami.

Katarzyna przeczesała jedynie swoje długie kasztanowe włosy szczotką. Wyglądała tak, jakby dopiero co wyszła od kosmetyczki. Jednym słowem, pięknie jak zawsze.

- Nie ani trochę. Może gdyby takie zdanie wypowiedział ktoś inny, byłoby mi zdecydowanie łatwiej.

- Wierzysz w każdą polityczną bzdurę, każdą poszczególną obietnicę, która nie jest realizowana, a nie potrafisz uwierzyć w moje słowa?

- To trudne...

- Zupełnie jak twój charakter - wiedziałem, iż w tym momencie sięgam po najmocniejszy argument mogący narazić mnie na ostrzał artyleryjski.

- No nie wiem. Jakoś ciężko wyobrazić mi sobie, że podejmujesz pracę w dodatku tak prestiżową. Odkąd pamiętam, zawsze szukałeś ucieczki od wszelkich obowiązków. Chciałeś żyć chwilą, nigdy niczego nie planowałeś.

- Mam już trzydzieści lat. To chyba najwyższa pora, żeby spoważnieć i zacząć robić coś, co kocham. Może nie tak mocno, jak ciebie, ale jednak...

Odsunąłem żaluzję. W mgnieniu oka ogromna sypialnia została wypełniona promieniami słonecznymi, które w dużej mierze skąpały znajdujące się w centralnej części pomieszczenia łoże małżeńskie. Sąsiedzi zawsze dziwili się, gdy pod naszym domem zjawiały się wszelkiego rodzaju furgonetki tudzież samochody dostawcze. Dla nich byliśmy jedynie oszustami, bo jak inaczej można wytłumaczyć zakup wszelakich dóbr, gdy zarówno jedna, jak i druga strona pozostają bez zatrudnienia. Podejmowanie się pracy dorywczej nie było dla mnie. Śmieszne pieniądze, nieelastyczny grafik, brak czasu wolnego na pielęgnowanie rozkwitającej miłości, a co gorsza po powrocie z pracy i wyłożeniu się na kanapie w telewizji na próżno można było doszukać się czegokolwiek interesującego. Nie byłem zwolennikiem nagrywarek. Niby mógłbym i pół dnia nagrać, ale kiedy wówczas miałbym to wszystko obejrzeć? Gdy nawet w niedzielę ciężko znaleźć czas dla siebie. Tak żyło mi się wygodnie. Miałem czas na wszystko i zarazem na nic. Byłem swoim własnym panem.

 

[...]

- Dobrze skarbie. Wiec, że będę wspierała cię we wszystkim, co robisz, we wszystkim, co zamierzasz i we wszystkim, w co się wpakujesz. Nim jednak wyjdziesz do sklepu. Może zająłbyś się niedziałającym zraszaczem na dworze?

- Masz rację, trzeba się tym w końcu zająć - odparłem, podnosząc cztery litery z kanapy, odkładając poranną gazetę na znajdującą się po lewej stronie szafeczkę. Nie mogłem oczywiście nie podejść do Kasi i nie pocałować jej na do widzenia.

Jak powiedziałem, tak słowa nie dotrzymałem. Wiedziałem, iż nie jestem perfekcyjny. Jak każdy mam wiele zalet, ale i równie dużo wad. Do największych zdecydowanie mógłbym zaliczyć fakt, iż w wielu sytuacjach jestem nie słowny. Podjęcie jakiegokolwiek działania wymagało ode mnie kilkukrotnego zwrócenia uwagi na dany problem. Nie zaprzeczę, iż było to podejście, które praktykowałem jeszcze jako nastolatek. Widocznie nie wyrosłem jeszcze z niektórych, dziecinnych nawyków. Wychodząc z domu, zamknąłem ogromne, dębowe drzwi na dwa spusty. Odwróciłem się, ruszyłem w kierunku ulicy, spoglądając przelotnie w kierunku działki sąsiada. Może nie był on równie zamożny co my, ale był zdecydowanie bogatszy... Miał dwójkę dzieci, wierną żonę, a jego małżeństwo trwało już dobre trzydzieści lat. My jednak wciąż nie byliśmy jeszcze gotowi na ten etap w życiu. Być może to Bóg ograniczał możliwości, gdyż determinacji z naszej strony nie brakowało...

Odnośnik do komentarza

Sięgając pamięcią wstecz ciężko mi przypomnieć sobie dzień równie upalny co dzisiejszy. W mediach owszem trąbili od dawna o globalnym ociepleniu, ale kto wierzyłby w to, co przedstawiają media? Zbyt dużo przeinaczonych informacji, zakłamań, ażeby móc traktować podawane przez nich informację poważnie. Telewizję oglądałem jedynie dla zasady, a dobór kanałów ograniczał się jedynie do tych, na których wiecznie można było oglądać odmóżdżające seriale. Niby to ustawione, a jednak śmieszy. Zresztą irytowało mnie, gdy wokół mnie panowała cisza absolutna. Może to dlatego szukając spokoju, udawałem się na oddalony od naszego domu o dobre dwa kilometry rynek. Jako że pogoda była taka, a nie inna na rynku wręcz roiło się od różnorakich osobowości. Zwiedzający z różnych zakątków świata, a nawet i innych rejonów kraju, przez uczniów uciekających ze szkoły, a skończywszy na ludziach w wieku średnim, czasami nawet zdecydowanie bardziej zaawansowanym. Największą uwagę skupiłem jednak na tabunach młodzieży. Kto o zdrowych zmysłach, przy tak doskonałej pogodzie chodziłby tam nawet z przymusu? Mamy w końcu 19 czerwca. Tornistry pakuje się tylko na pokaz rodzicom, a potem... A potem to już wszystko jest w naszych rękach.

 

 

[...]

Gdy wszystko nieco się uspokoiło, skierowałem swój wzrok na pobliskie kwietniki. Swego czasu dorabiałem jako ogrodnik. Ba, którą to ja profesją się nie trudniłem. Zajęcie przerosło jednak moje możliwości. Dłubanie we florze całymi dniami było zajęciem wyczerpującym mnie mentalnie. Po powrocie do domu zasypiałem z nadzieją na lepsze jutro, nie pomagały nawet dwie mocne kawy. Po tygodniu zrezygnowałem motywując swoje zwolnienie "znalezieniem czegoś lepszego", a w istocie powróciłem do domowego zacisza. Trzeba przyznać, iż pod względem wykonania, rozplanowania oraz utrzymania w czystości nasz rynek należał do jednych z najpiękniejszych w całym kraju. Na pewno znaleźliby się i tacy, którzy negowaliby to, nie posiadając żadnych argumentów. W końcu taka to mentalność ludzi. Jednym szybkim ruchem sięgnąłem do tylnej kieszeni w poszukiwaniu portfela. Zawsze dobrze byłoby wrzucić grosika na szczęście, może tym razem rzeczywiście rozwiązałby on moje wszystkie problemy. Jakież było moje zdziwienie, gdy dość natarczywymi ruchami omal nie rozerwałem tylnej kieszeni, a poszukiwanego przedmiotu, jak nie było, tak nie ma. Momentalnie poderwałem się z ławki, rozejrzałem się dookoła, swoją uwagę skupiłem również na sprawdzeniu obszaru pod miejscem spoczynku. Wtedy uświadomiłem sobie, że portfel wsiąkł. Usiadłem ponownie, spojrzałem w kierunku nieba, zakryłem jedynie twarz dłońmi. Moje roztargnienie znowu dało o sobie znać.

- Przepraszam czy to miejsce jest wolne?

Zignorowałem zapytanie, sądząc, iż nie jest ono skierowane do mojej osoby.

- Przepraszam. Można się dosiąść? - jakiś mężczyzna zapytał ponownie.

- Tak. Proszę, to publiczna ławka. Nie musi mnie pan pytać o zgodę - odpowiedziałem niechętnie, odtwarzając sobie w głowie plan dzisiejszego dnia. Zabieg ten miał pomóc mi odnaleźć zagubiony portfel.

- Mamy piękną pogodę prawda?

- Oj tak. Nie przypominam sobie, żeby początek czerwca był, aż tak upalny.

- Może ja sobie pójdę. Widzę, że jest pan zamyślony i lepiej byłoby nie przeszkadzać.

- Proszę zostać. Chodzi o to, że zgubiłem coś cennego.

- Można wiedzieć co? - zapytał dociekliwie.

- Ważne dokumenty. Prawo jazdy, dowód osobisty, kartę kredytową, pieniądze - wstrzymałem oddech - Mój niezbędnik jednym słowem - dodałem nieco bardziej podłamanym głosem.

- Czy te drobniaki są warte poszukiwania? - wypowiadając tajemnicze zdanie, sięgnął ręką do siatki, którą przytargał ze sobą. Wyjął z niej niewielki skórzany portfel.

- Drobniaki może i nie. Zresztą zostało mi tylko tyle, żeby przeżyć do końca miesiąca. Karta jest zablokowana. Żona przesadza ostatnimi czasy z zakupami i w jakiś sposób musiałem ją ograniczyć. Skoro słowa nie pomogły, przeszedłem do czynów - dodałem odwracając głowę w kierunku nieznajomego dzierżącego w ręce to, czego szukałem już od dobrych kilku minut.

- Zatem korzyści dla potencjalnego złodzieja byłyby znikome.

- Zdecydowanie tak. Chyba że zadowoliłby się bonem na darmowe strzyżenie - powiedziałem nieco żartobliwie, odbierając portfel. - Dziękuję. Ma pan tutaj coś za fatygę.

- Niech pan nie żartuję nawet.

Dojrzały mężczyzna, na oko pięćdziesięciolatek w ciemnych włosach z siwą brodą odtrącił rękę, w której dzierżyłem znaleźne. Po uprzejmej wymianie zdań trwającej dobre dwa kwadranse pozbierał się i odszedł pod pretekstem konieczności powrotu do żony. Gość o złotym sercu - chyba jedynie w taki sposób mógłbym podsumować jego sylwetkę. Czas pędził nieubłaganie, gdy przybyłem tutaj o dziesiątej rano, nie spodziewałem się, iż przesiedzę tu najbliższe cztery godziny. Nie miałem nawet ochoty wracać do domu na obiad. Zamiast tego ruszyłem w głąb miasta, w nieco mniej kolorowe dzielnice.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...