Skocz do zawartości

Nexodus


TheDoctor

Rekomendowane odpowiedzi

I

Ognistoczerwona łuna objęła ulice miast w niemal całym kraju, tworząc czarne i duszące chmury dymu. Pył osiadły nad budynkami wytworzył gęstą mgłę. Patrząc z góry, można byłoby przysiąc, że te miejsca nagle zniknęły z powierzchni ziemi, pozostawiając po sobie szare plamy. Jednak w tym przerażającym krajobrazie ulice tętniły jak nigdy wcześniej, jakby na przekór płonącym drzewom i burzącym się budynkom, które powoli dogorywały, zamieniając się w popiół. Bunt wymknął się spod kontroli człowiekowi, a władzę nad nim przejęła matka natura, pokazując kolejny raz śmiertelnikom, że na tym świecie nic nie może się stać bez jej wiedzy. Wozy strażackie jeszcze przez pierwsze godziny próbowały ratować, co się da, lecz i one przegrały z losem, który zadrwił z ludzkiej głupoty.

 

Powrót na wieś w tym wypadku to był jedyny rozsądny wybór, aby uniknąć zagłady. Wystające druty z najwyższych kondygnacji budynków miały wkrótce zostać pokryte kolejną warstwą cegieł, aby mogły stać się domem dla uciekinierów z płonących miast. Większość aut pozostała na ulicach, strasząc zwęglonymi szczątkami – zarówno swoimi, jak i ludzkimi. Osiołki znów wróciły do łask, choć pewnie kilka lat temu mogły pomyśleć, że przeszły na emeryturę. Źródłem dochodów ponownie stało się rolnictwo, a wartość pieniądza spadła niemal do zera. Kolekcjonowali go tylko ci, którzy chcieli ulokować wspomnienia ze starego życia w przedmiotach codziennego użytku. Zdarzały się również przypadki osób, które nie pogodziły się z nowym stanem rzeczy. Wierzyły one, że to okres przejściowy i już niedługo tryby w machinie znów zaskoczą, tworząc świat takim, jakim był sprzed czasu buntu. Dlatego w ich przypadku pieniądz miał wartość bezcenną. Wymieniali go za jedzenie, ubranie, czasami nawet oddawali za niego ziemię. Kilka miesięcy później zaczynali kraść, żebrali na ulicach lub po prostu umierali z głodu i wycieńczenia.

 

Los najbardziej zadrwił sobie z niemal siedmiomilionowej stolicy kraju. Omijane dotąd przez większość bogatych mieszkańców „miasto umarłych” zalewała rzesza, która szukała schronienia przed ogniem. Nekropolia została niemal nienaruszona. Żywioł zamienił role i dał on drugie życie tym, którzy wcześniej egzystowali wśród zmarłych. Nie wszyscy jednak znaleźli tam schronienie. Część tłumu została rozdeptana pod własnymi stopami, część została wypędzona lub zabita przez tych, którzy żyli tam już kilka dekad i nie mieli ochoty na dzielenie się terenem, na który wcześniej zostali wygnani. Cmentarz stał się jednocześnie centrum miasta, jak i jego grobowcem, zbierając wokół siebie żywych, martwych, dogorywających, gnijących i tych, których wieczny spokój został zakłócony. Ci nieliczni, którym udało uciec się między nagrobki zazwyczaj nie wytrzymywali tygodnia i dołączali do tych zakopanych kilka metrów pod ziemią lub stawali się pokarmem. Nie tylko dla robactwa i padlinożerców.

 

Wokół kolosalnych kamiennych grobowców ekspresowo narodziły się wioski zaludnione przez tych, którzy byli najsprytniejsi i najbardziej rozgarnięci, bo zdążyli zabrać ze sobą wszystko, co najcenniejsze, a także złodzieje, którzy w porę przewidzieli bieg wydarzeń i skorzystali z chaosu na ulicach miasta. Stoiska pod piramidami stały się swoistym Chan al-Chalili. Handlarze zaczęli rozstawiać stoiska na dywanach lub mozolnie budowali swoje stoiska, zwożąc gruzy ze zniszczonego miasta. Mało kto działał samemu, ponieważ wystarczyła chwila nieuwagi i można było spodziewać się kradzieży lub destrukcji mienia. Dlatego na zgliszczach miasta oraz wokół niego stworzyły się pewne ugrupowania, które między sobą dzieliły teren i ustalały nowe prawa, ponieważ stare już dawno odeszły do lamusa. Wojskowi i policjanci na nic zdali się władzom podczas pożaru, ponieważ i oni, wyczuwając zagrożenie, postanowili ratować siebie i rodziny. Stąd też niektórzy z polityków zostali rozszarpani przez tłum, a inni się w niego wtopili, potwierdzając, że przed Bogiem, a może w tym wypadku Allahem, nie ma równych i równiejszych.

 

Niewielki odsetek spośród wszystkich zdołał wydostać się z kraju. Spowodowane to było tym, że jedyną opcją na ucieczkę było przedostanie się przez Morze Śródziemne lub Czerwone, kolejno do Europy lub Arabii Saudyjskiej. Oba kierunki jednak nie były bardzo atrakcyjne, ponieważ wiązały się z dużym ryzykiem niedopłynięcia do drugiego brzegu lub faktem, że okoliczne państwa nie miały chęci na przyjmowanie nowych uchodźców, zważając na sytuację, która miała miejsce zaledwie kilkanaście lat wcześniej. Świat od tamtego czasu znacznie się zmienił, a widmo apokalipsy przestawionej w książkach Głuchowskiego zaglądało ludziom w oczy jak meduza. Ludzie wierzyli jednak, że z jej krwi uda się jeszcze odrodzić to państwo i tysiące minaretów ponownie zawisną nad budynkami metropolii. „VI 2028” – niewielkie znaki na murach cytadeli zwiastowały początek nowej rzeczywistości. Jej nowi budowniczy mieli nadzieję, że w przyszłości ktoś dopisze myślnik i wyryje kolejne sześć znaków, przenosząc ją na karty historii.

Odnośnik do komentarza

II

Listopad 2028

 

Jesienne słońce nie zdążyło jeszcze rozświetlić nieba, gdy on z wielką torbą na ramię stał w drzwiach i gasił światło w przedpokoju. Zostawiając klucze na szafce i śpiących jeszcze domowników, przekroczył próg i znalazł się na klatce. Nie patrząc za siebie, wyszedł i otarł łzę z policzka, która popłynęła mimo jego woli. Latarnie odbijały się w kałużach, przełamując mrok osiedlowych uliczek. Opadłe z drzew liście przylepiały się do podeszw razem z błotem, które plamiło nogawki spodni. Gdzieniegdzie, w oknach mieszkań, widać było zapalone lampki i ludzi krzątających się w pośpiechu, aby na czas wyjść do pracy. Sygnalizacja świetlna rozpoczęła niepotrzebną pracę, oczekując aut na drodze i z rzadka tylko zatrzymując kierowców, którzy podczas tych piętnastu sekund oczekiwania na zielone, ziewając, starali nie usnąć za kółkiem.

 

Niecałe dziesięć minut zajęło mu przejście na opustoszały dworzec kolejowy. Na sześć lamp świeciły się tylko dwie, a trzecia była niezdecydowana, raz promieniejąc, raz gasnąc. Ponury nastrój skłonił go do zajęcia pierwszej ławki z brzegu, oczekując na przyjazd podmiejskiej kolejki. Kolejne siedziska były puste. Z daleka wydawało się, że jedynie okupowana jest wiata, którą, jak wywnioskował, mógł zajmować albo sztajmes, albo młodzież, która jeszcze nie dotarła do domu po zakrapianej imprezie. W każdym razie lepiej było się trzymać z daleka. Jasne reflektory pociągu odkryły wszystkie zakamarki obskurnego peronu, ale przyglądanie się nim nie było możliwe, ponieważ białe lampy oślepiały, jakby chciały w ten sposób ukryć wszystkie tajemnice skrywane przez dworzec.

 

Pociąg był pełny żywych trupów. Ciała ludzi wyglądały tak, jakby właśnie opuściły je dusze, aby poszukać innego, ciekawszego życia. Większość szukała jeszcze odrobiny wypoczynku, próbując usnąć, jednocześnie starając się nie przegapić swojego przystanku. Starszy pan w samotności przeglądał nagłówki dziennika, błyskawicznie przerzucając oczami po kolumnach. Chłopak w słuchawkach przesuwał palcem po ekranie swojego telefonu, co chwila śmiejąc się pod nosem i rozglądając się dookoła. Jego uwagę przykuły jednak dwie dojrzałe kobiety, które siedziały wprost przed nim i rozmawiały ze sobą. Wpatrywał się w jedną z nich jak w obrazek, nie słuchając co ma do powiedzenia. Miała około czterdziestu lat, włosy długie, złociste jak żytnie pola, spięte w nieznajomy mu sposób, ale dzięki temu odsłaniające twarz, na której pojawiły się pierwsze zmarszczki w kącikach powiek. Ubrana była w czarny płaszcz, krótką szarą spódnicę i kozaki, które zakrywały niemal jej całe nogi. Peszyło ją spojrzenie chłopaka, ale delikatnie uśmiechała się, dostrzegając, że jest jeszcze atrakcyjna dla facetów nie tylko w jej wieku.

 

On natomiast widział w niej wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Wakacje, piach, morze, a oni we dwoje do zmroku siedzieli przy brzegu z butelką wina, wpatrując się w horyzont. Aż do tego dnia… Tego feralnego poranku, który zniszczył wszystko. Pamięta tylko wołanie, krzyk, potem miliony twarzy, a na końcu strzały, dym, stukot setek tysięcy podeszw… I krew. Krew na asfalcie, na piachu, na swoich dłoniach. Nic więcej. Kilkunastogodzinny powrót do kraju jest białą plamą w jego pamięci. Dziurą, która dawała mu do zrozumienia, aby zapełnić ją alternatywną historią, znacznie przyjemniejszą, pozostawiając prawdę i przykre wspomnienia głęboko w podświadomości. Rany były jednak zbyt głębokie i serce nie pozwalało ich szybko zasklepić, rozlewając gotującą się krew po jego wnętrznościach.

 

„Przystanek – Warszawa Wschodnia” – pociągowy głośnik zbudził go z letargu i dał znak do wysiadki. Za drzwiami przywitał go deszcz i chłodny wiatr, który tonował jego nastrój. Założył kaptur, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego z nich. W raz z dymem uszedł z niego ból, który jeszcze chwilę wcześniej zatykał mu płuca. Uśmiechnął się do siebie, wyjął z kieszeni bilet, popatrzył się na niego, po czym wyrzucił niedopałek wprost w kałużę. W tafli wody widział swoje oblicze – przestraszone, ale jednocześnie pogodzone z sytuacją. To było już postanowione, od tej decyzji nie było już odwrotu. Splunął w kałużę i szedł schodami w dół, myśląc o tym, co przyniosą mu najbliższe dni.

 

_________________________________________

@Chomik - chciałbym tym razem mocno zakończyć, dzięki. :)

@MaKK - lepszych życzeń nie mógłbym sobie wyobrazić. :) Skończyłem ważny etap w życiu, mam trochę wolnego czasu, pomysł na pisanie, więc myślę, że znajdą się też chęci.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

III

–– Udało się – westchnął pod nosem i zasiadł na jednym z czterech siedzeń w helikopterze, po czym maszyna uniosła się nad czarną mgłę i wtopiła się w chmury. Ulga mieszała się jednak z poczuciem zawodu i odpowiedzialności za to, co działo się na ulicach miasta. Nie było wątpliwości – to on był jedną z iskier, która spowodowała zapłon. Od dawna ten stóg siana był oblany benzyną, ale wszyscy bali się palić w jego pobliżu. On musiał jednak biegać z zapalniczką w ręku, kusząc los. I w końcu skusił.

 

Jeszcze parę miesięcy temu mógłby sobie dać spokój. Kilka lat żmudnej pracy, która nie przynosiła żadnych efektów. Chwile poważnych porażek przeplatały się z małymi szczęściami, nie mogącymi przysłonić mu obrazu tej katastrofy. Dano mu jednak jeszcze jedną szansę – on był ambitny, niedrogi, a w razie niepowodzenia nikt by za nim nie płakał. Postawiono mu jednak misję, w której Ethan Hunt wyglądałby jak amator i nieudacznik. Wręczono mu szabelkę i kazano nacierać na uzbrojonych po zęby komandosów. To nie miało prawa się udać, dlatego helikopter był przygotowany do odlotu jeszcze zanim to wszystko się zaczęło. Mimo to wolał zostawić za sobą spalone mosty i żyć z piętnem prowodyra, nieudacznika, a co dla niego najgorsze – kryminalisty.

 

W helikopterze siedziało trzech ludzi – za sterami znajdował się Mehdi – młody pilot, arab z delikatnym zarostem i ciemnymi, kręconymi włosami. Obok niego znajdował się portugalski biznesmen, a na imię miał Moises. Jego twarz była ponura, po jej wyrazie można byłoby się spodziewać, że ta facjata nie zaznała nigdy uśmiechu. Miał mocno opaloną skórę i nieproporcjonalnie dużą oraz łysą głowę.

 

Upiekło ci się – powiedział bardzo niskim głosem Moises.

 

Wiem – odpowiedział, znajdujący się na tylnym siedzeniu trzeci pasażer helikoptera, Mirek. – Dziękuję ci za to, że ratujesz mi skórę.

 

– Twoja skóra jest zbyt cenna, żebym mógł ją pozostawić na pożarcie tym skur*ysynom. Te pieprzone dzikusy zniszczą swój własny grajdołek, a potem znów wsiądą do łodzi i będą nam uprzykrzać życie. Mało nam tych popaprańców? Ledwo co dźwignęliśmy kraj z biedy, a zaraz te pastuchy zacumują u brzegów Algarve i będą żebrać, prosić… – Moises urwał monolog, jakby wiedząc, że powiedział parę słów za dużo. – Potrzebuję cię – dodał po chwili, spoglądając delikatnie przez swoje lewe ramię.

 

Domyślam się – odpowiedział Mirek. – Jesteś moją ostatnią nadzieją. Inaczej wyślą mnie z powrotem do tego piekła.

 

Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dać ci odrobinę bezpieczeństwa, ale będziesz musiał parę rzeczy zmienić. Trzymaj – Moises dał mu tajemnicze pudełko, w którym znajdowała się peruka, okulary, nieznane mu bliżej dokumenty oraz… karnet na solarium. – Masz miesiąc czasu, aby przyzwyczaić się do nowego ciała. Nie mogę ci pomóc, jeśli nadal będziesz sobą. Dobiorą mi się do dupy, a wtedy ja stracę pieniądze i zaufanie, a ty zawiśniesz albo zdechniesz w męczarniach.

 

Mirkowi nie trzeba było dużo czasu, aby wyobrazić sobie siebie z pętlą na szyi albo z lufą przy skroni. Przymierzył zestaw, który dał mu biznesmen. – Nie martw się, szkła w okularach to zerówki, żebyś coś widział – powiedział Moises, uśmiechając się pod nosem. – Wynająłem ci małe mieszkanie w Belém. Okolica przyjazna, ale na wszelki wypadek przydzielę ci kogoś, kto co jakiś czas cię odwiedzi i zobaczy czy jeszcze nie zwisasz z żyrandolu albo nie leżysz w wannie z kolumbijskim krawatem.

 

Dałbyś mi jakąś kobietę, to przynajmniej by coś ugotowała, posprzątała… – zażartował Mirek, ale Moises nie miał wielkiej ochoty na dowcipy, a przynajmniej nie z jego strony, więc pozostałe kilometry w powietrzu spędzili, milcząc. Ciszę przerwał jedynie sygnał od Mehdiego, który dał do zrozumienia, że szykuje się do lądowania. Na wybrzeżu świeciło jeszcze słońce, choć warunki nie do końca zachęcały, aby wybrać się na spacer brzegiem morza. Gdy już znaleźli się na lądzie, a przynajmniej bliżej niego, stojąc na szczycie jednego z wieżowców, Mehdi udał się w swoją stronę, a Moises wraz ze swoim szoferem odwieźli Mirka do lokum w Belém.

 

Nie wychodź z domu za wcześnie – stanowczo powiedział Moises. – Wyślę rano człowieka, który przywiezie cię do mnie. Wiem, że teoretycznie tu jest bezpiecznie, ale może masz ogon. Myślę, że parę osób ma chrapkę na twoją głowę. Wziąłbym cię do siebie, ale wiesz – żona, dzieciaki… Nie zrozumiałyby, dlaczego przyprowadzam na noc do domu jakiegoś przebierańca. W każdym razie mam tu paru znajomych, którzy będą mieli na ciebie oko albo przynajmniej powiadomią mnie wcześniej, gdyby coś się stało. W takim razie miłego wieczoru i dobranoc – powiedział biznesmen, po czym wskazał ręką drzwi samochodu.

 

Dobranoc – wyszeptał Mirek ze świadomością, że to rzeczywiście może być jeden z jego lepszych wieczorów. W ostatnim czasie sen nie był jego dobrym przyjacielem. Trzymając klucze w dłoni, udał się do kilkupiętrowego bloku. Wszedł do windy, nacisnął przycisk i ruszył w górę. Podczas kilkunastu sekundowej jazdy po głowie przeszła mu wataha myśli, której kopyta były ciężkie i tworzyły nieznośny hałas. Od tego stukotu rozbolała go głowa, choć bardziej prawdopodobne jest to, że skończyły się zapasy adrenaliny, a sen nagle przypomniał sobie o starym znajomym.

 

Mirek nie miał ochoty na rozglądanie się po mieszkaniu. Na jego oko miało ono 50 metrów kwadratowych, choć nie mógł tego ocenić, nie wchodząc do wszystkich pomieszczeń. Na lewo od drzwi wejściowych znajdowała się łazienka, którą poznał po drzwiach – drewnianych, pomalowanych białą farbą, w których była wstawiona niewielkich rozmiarów szyba. Intuicja poprowadziła go na sam koniec korytarzu po prawej stronie – do salonu. Tam znalazł kanapę, czyli dogodne miejsce, aby dać odpoczynek sobie i dręczącym go myślom. Zdjął zegarek z dłoni, spojrzał jeszcze raz na przesuwające się wskazówki, po czym odłożył go na stolik przy ścianie i w ciągu sekundy Morfeusz zaprosił go w swoje progi.

 

 

Nie mogę. Muszę uciekać. Nie… nie teraz. Choć ze mną. Wiem… Ale ja nie mogę. Są… Już tu są! Rozumiesz?! Słyszysz?! Buty… Krzyk. To po mnie. Co teraz?! Którędy? Za długo czekałem. Te-teraz już za późno. Co to za huk?! O nie! Nie! Proszę, wybaczcie! Dogadamy się! Wierzę… Zrobię co chcecie! Ją zostawcie. Słyszysz draniu?! Zostaw! Puszczaj! Zostaw sukinsynu! Nieee! Nieee!

_____________________________

@Super_Cwikla - Dzięki... i proszę. :)

Odnośnik do komentarza

IV

Betonowe zgliszcza nie zaznały ciszy jeszcze przez najbliższe dni. Gdy wydawało się, że ten pulsujący wulkan wygasa, to za moment następowała eksplozja i gniew niszczonego miasta rozpościerał się kilkanaście kilometrów od jego centrum. Bastion starożytnej kultury północnej Afryki pokrywał się kurzem tak samo jak poprzednie cywilizacje, które zamieszkiwały te tereny. Rzeka płynąca przez miasto stała się nośnikiem plagi i katastrof. Nawet w pozornie mniejszych i mniej zniszczonych przez konflikt mieścinach potok brudnej jak smoła wody przypominał ludziom o bólu i nieszczęściu.

 

Nikt nie miał wątpliwości, że wielkie mocarstwa będą chciały wprowadzić porządek w opanowanym przez chaos kraju. Ogromne złoża gazu, znajdujące się na północnym wybrzeżu, mogły stanowić kość niezgody między hegemonami. Mieszkańcy byli świadomi tego faktu i nie byli z tego powodu wniebowzięci. Jedyną opcją była ścisła obrona granic państwa, którą mieli zaprowadzić przywódcy buntu przy pomocy wojska. Nie była to jednak dyktatura ani wojna domowa. Sporo osób zginęło, ale nie w imię odmiennych ideologii. Tutaj wszyscy grali do jednej bramki, ale zamęt rozprzestrzenił się tak bardzo, że musiał w końcu wziąć ofiary. Dopiero powstała sytuacja mogła być zarzewiem do lokalnych porachunków. Ludność podzieliła się na grupy, których jedynym celem było jedno – przeżyć.

 

Zawsze się denerwowałem, kiedy mówili coś w stylu, że „Arab porywczy”, „wybuchowy”, „nieokiełznany”. Całe życie starałem się udowadniać, że to nieprawda. I co?

 

I wyszło na moje – uśmiechnął się Ali, jednocześnie wyrzucając niedopałek przed siebie.

 

Mury cytadeli stały się miejscem, gdzie sporo ludzi uciekało w obawie o życie. Sama budowla była uszkodzona, ale i tak była jedną z najlepiej zachowanych lokacji w mieście. Po pierwsze, bunt nie rozprzestrzenił się tu tak bardzo, ponieważ ciężko było podejść pod wzgórze tłumowi. Ci, którzy tu doszli naruszyli w pewnych miejscach fasadę, a także wnętrza, ale szkielet oraz mury zostały prawie nienaruszone. Padły za to minarety z tamtejszych meczetów, które nie przetrwały nielicznych, aczkolwiek silnych wybuchów. Widoki ze wzgórza nadal były zachęcające, choć teraz służyły raczej, aby obserwować sytuację w mieście, a nie, aby podziwiać panoramę. Twierdza przyciągała jeszcze jednym – bogactwem. Na jej terenie znajdowały się nie tylko wspomniane meczety, ale także liczne muzea, w tym te poświęcone policji czy wojsku. Przyciągała również wystawa ze złotą karetą, która błyskawicznie zniknęła ze swojego miejsca i została zniszczona i zagarnięta przez kupców. Zdesperowani ludzie zabierali także mundury, wartościowe dokumenty, a także broń, do której co prawda nie mieli amunicji, ale można było ją wymienić po dobrej cenie.

 

Myślisz, że jeszcze będzie tu normalnie? – zagaił po chwili ciszy Karim. Ali mu jednak nie odpowiedział, dając do zrozumienia, że przyszłość dla nikogo nie jest do końca jasna.

 

Będzie dobrze. Może nie tak jak dawniej, ale Allah wie, co robi – przerwał w końcu ciszę Ali, spoglądając w niebo.

 

Plaga. Widziałeś Nil? Kolor się tylko zmienił.

 

Gówno prawda – słowa Karima zmusiły Aliego, aby w końcu spojrzał na przyjaciela. – Dlaczego wierzysz w te brednie? Jesteś chyba po naszej stronie?

 

Żadne brednie. Tym razem są to plagi od Allaha. Za to, że daliśmy się ogłupić. Za to, że wojnę stworzyliśmy sami u siebie. Za to, że zaufaliśmy obcemu, a obcy nas wydymał! – wykrzyczał Karim, wstając, jednocześnie przyciągając uwagę gapiów. – To się nie zmieni, dopóki nie zdobędziemy jego głowy.

 

Twarz Aliego delikatnie rozchmurzyła się i zaczął zastanawiać się nad teorią znajomego. – To może mieć sens – powiedział, po czym wstał, podał paczkę papierosów Karimowi i odpalił jednego z nich. Ten się uspokoił, dym z papierosa zakręcił mu w głowie i zwalił go z powrotem na ziemię.

 

Wiesz co? – popatrzył na kumpla Karim, zaciągając się – Chyba nie polubię już sportu. Żadnego.

Odnośnik do komentarza

V

Przeglądanie gazet sportowych w tamtym okresie nie należało do najprzyjemniejszych, a w szczególności dla niego. Tytuły prasy od kilku miesięcy traktowały jedynie o napiętej sytuacji w północnej Afryce. Nie dało się tego nie zauważać, dlatego Karol nie brał papieru do rąk, a i jego smartfon zadomowił się w kieszeni jeansów. Widział tylko pociągową szybę i widoki, które uciekały sprzed jego oczu zbyt szybko, aby mógł na czymś je zawiesić. Jego wyobraźnia przedstawiała mu krajobraz zastępczy, który ugrzęzł w jego podświadomości i rozsadzał mu mózg. Chciał nie myśleć, pragnął zapomnieć, ale było to niemożliwe. Miał nadzieję, że zmiana miasta i stylu życia da mu nowe życie. Wierzył, że poczucie zemsty w końcu minie, a ogień w głowie zastąpi lód w sercu.

 

Trzy godziny jazdy trwały chyba wieczność. Przez ten czas Karol zdążył sobie przywołać wszystkie obrazy z tamtego dnia. Tworzył dla nich alternatywne zakończenia, które w moment ulatniały się i uciekały do chmur. Drzewa zamieniały się w palmy, trawa w piach, a okoliczne domy w budynki z piaskowca i granitu. Pośrodku nich znajdował się kolos – wielki stadion, a w nim tysiące ludzi. Gardła, których ryk powodował ciarki na plecach. Na każde z nich przypadała para oczu – ciemna, złowroga i pałająca gniewem. Mnóstwo flag z czarnym orłem, z którego dzioba zionął jasnoczerwony płomień. Dym był tak gęsty, że Karol przysiągłby, że nadal go dusi i nie pozwala złapać oddechu. W centrum tego piekła zieleń murawy mieszała się z brązem ziemi i błota. Twarze widziane z trybun zrobiły się wyraźne jak na zbliżeniu kamery. Żadna z nich nie była wyjątkowa poza jedną. Przed ławką rezerwowych rysowało się zaniepokojone oblicze. Męska facjata, mimo że relatywnie młoda, to wyraźnie pomarszczona. Drżące kąciki ust, poczerwieniałe czoło, przymknięte powieki, jakby chciały powstrzymać wypływającą łzę. Grymas zmieniał się około pięciu razy na minutę, szyja obracała się nerwowo w każdą stronę, a ręka co chwilę przeczesywała czarno-siwą grzywkę, która nabierała nowych kształtów wraz z podmuchami wiatru. Był już pewien swojej przyszłości i wiedział, co może go czekać, gdy zostanie na stadionie choćby kilkanaście sekund dłużej niż powinien. Po ostatnim rzucie karnym w serii zszedł do szatni i nikt więcej już go nie zobaczył. Zawiódł, ale nie chciał za to przypłacić głową. Karol czuł wielki żal. Nie z powodu wyniku, ponieważ jako obserwator futbolu nie trzymał żadnej ze stron. Tylko ten mężczyzna z ponurym obliczem był mu bliski. Nie jak matka, nie jak ojciec ani przyjaciele. Tym bardziej nie jak jego kobieta. Ta, którą musiał pożegnać na zawsze przez dzikie zachowanie trybun. Tłum wskazał winowajcę, ale Karol nie czuł do niego gniewu. Nie miał mu tego za złe. Myślał, że futbol nie jest w stanie nieść takich emocji co narodziny dziecka, założenie rodziny, poranny uśmiech, szczekanie psa na powrót, wiosenne słońce czy pierwszy śnieg. Piłka pozbawiła go czegoś więcej niż złudzeń…

 

Przepraszam PanaKarol usłyszał delikatny głos w pobliżu ucha i od razu się obudził – czas wysiadać – powiedziała kobieta, trzymając dłoń na jego ramieniu. To stąd te obrazy. Ten dotyk, szept... Nie był w stanie odwzajemnić miłego gestu, więc zabrał torbę i w pośpiechu opuścił pociąg, zostawiając za sobą zdezorientowane spojrzenie.

 

Za ścianą wagonu czekał na niego chłód i krople deszczu, które jakby na zamówienie przybyły, aby schłodzić głowę. Nie założył kaptura, wypatrując czegoś w oddali. Rzucił okiem na swój smartfon. Przejrzał parę nagłówków, zobaczył kilka zdjęć, uśmiechnął się pod nosem, zwracając uwagę na wyniki weekendowych meczów. Zacisnął mocniej swój zielono-biały szalik na szyi i ponownie podniósł oczy na przechodniów. Kilka metrów przed nim ukazała się postać. Zerwał się i omal nie podskoczył, ponieważ nie zauważył wcześniej stojącego przed nim młodzieńca ubranego w modny płaszcz, czarne jeansy i gustowne półbuty. Nad głową trzymał szary parasol, a spod niego wyłaniał się nieśmiały uśmiech. Karol potrzebował kilkunastu sekund, aby rozpoznać w nim cel swoich poszukiwań.

 

Aleś mnie wystraszył, chłopie! – wykrzyczał Karol w kierunku chłopaka.

Kopę lat – odpowiedział mu głos spod parasola. – Nic się nie zmieniłeś.

Za to ciebie nie poznałem w ogóle – powiedział Karol, zbliżając się do znajomego i wyciągając rękę na powitanie.

Jeszcze nie raz cię zaskoczę – powiedział, po czym zaśmiał się chłopak. Złapał Karola za dłoń i poklepał po plecach. – Chodź szybciej, bo pogoda jest kijowa, a chyba nie chcemy moknąć, nie? Masz ochotę na coś do picia? Może pójdziemy na piwo?

Namówiłeś mnie. Tak w ogóle, widziałeś wyniki?

Tylko piłka i piłka. Nie widzieliśmy się tyle czasu, a ty zaczynasz od tego? Jeszcze cię życie nie nauczyło? Schowaj ten szalik, bo jeszcze ktoś pomyśli…

Co pomyśli? – spytał dziecinnie Karol.

Wiesz, gdzie jesteś? Kolor zielony nie jest tu raczej mile widziany…

 

Karol po trzech minutach marsz zobaczył Zamek Cesarski i postanowił posłuchać rady kumpla. To nic, że lokalny futbol raczej go nie interesował, a o kibicowaniu jakiejkolwiek drużynie z rodzimego podwórka nawet by nie pomyślał. Panowie szerocy jak szafa mogliby tej teorii nie zrozumieć. Szalik wylądował w torbie.

 

Ale musisz chociaż przyznać, że widać w drużynie powiew świeżości. Niby taki tajemniczy ten trener, ale ma głowę na karku – mówił z podekscytowaniem Karol.

Skoro już o tym mówisz, to przypomnij mi, żebym coś ci pokazał. Tylko najpierw piwko, stary! I dość gadania o piłce przez przynajmniej godzinę! Co słychać u rodziców? Słyszałem…

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

VI

 

Mimo zmęczenia nie mógł spać długo. Głowa puchła mu od nierozwiązanych kłopotów i niejasnej przyszłości. Odpychał od siebie złe myśli, przez chwilę poczuł się bezpiecznie, ale wiedział, że prędzej czy później trzeba będzie się uporać z przeszkodami. Nie był w stanie zająć się czymkolwiek. Nieduży telewizor w rogu pokoju wymagał odkurzenia, a z resztą Mirek ani trochę nie rozumiał portugalskiego. Nie miał pod ręką prasy ani książki, a staromodny telefon nie oferował mu żadnej rozrywki. Nawet gdyby chciał do kogoś zadzwonić, to nie miał jak, ponieważ karta SIM została zniszczona jeszcze przed wylotem z Afryki. Patrzył więc na upływający czas. Wodził wzrokiem po tarczy swojego zegarka i liczył kolejne sekundy, minuty, a potem i godziny. Od czasu do czasu rozglądał się po niedużym pokoju, obserwując malowidła nieznanych mu artystów. Sztuka nie była jego mocną stroną. Na jednej ze ścian rozpoznał motyw religijny. Na łóżku leżał bliżej nieznany mu mężczyzna, nad którym znajdował się inny, młodszy. Trzymał w ręku gałąź i unosił się nad ziemią. Pod nim znajdował się pies, ale Mirek nie był w stanie rozszyfrować, co może on symbolizować. Naprzeciw tego obrazu, na drugiej ścianie, wisiało znacznie przyjemniejsze i nieobarczone podwójnym znaczeniem malowidło. Piach, niebo, chmury i delikatne zarysy ludzkich sylwetek. Łatwo było przenieść się do tego krajobrazu oczami wyobraźni, kiedy mieszkanie i najbliższe plaże dzieliło ledwie kilkaset metrów.

 

Vaz – rzucił młody, niewysoki chłopak, który niepostrzeżenie pojawił się w mieszkaniu.

Mirek, miło mi – wykrzyczał Mirek, zrywając się jednocześnie na równe nogi. Młodzieniec roześmiał się, co bardzo zdziwiło lokatora.

Nie, nie – pokazał palcem na ścianę – obraz. Vaz to namalował. Joao Vaz. Wybacz, że się śmieje, ale przyznasz, że było to zabawne.

Mirek nic nie odpowiedział, ale kąciki jego ust powędrowały do góry, a policzki delikatnie się zaczerwieniły.

Xavier. Xavier Oliveira. Nie musisz się przedstawiać, wiem kim jesteś – uprzedził Mirka młodzian. – Zbieraj się, jedziemy.

 

Nie było wątpliwości, że to człowiek od Moisesa. Sam otworzył sobie mieszkanie, wiedział, kogo zastanie w środku i zgodnie z planem miał go zawieźć do biznesmena. Obaj panowie wsiedli do czerwonego, niedużego auta i z piskiem opon odjechali z piaszczystych okolic.

 

Nieźle namieszałeś w tym Egipcie – wypalił Xavier, wprawiając Mirka w osłupienie. Chłopak kontynuował, spodziewając się, że rozmówca będzie w chwilowym szoku. – Do tej pory nie pomyślałbym, że piłka doprowadzi do wojny. A jednak.

Zamknij się – wycedził przez zęby Mirek.

Ej, ej! Spokojnie! Ja przyjaciel! Poza tym nie zapominaj, kto cię wiezie. Nie chcę cię pogrążać. Jestem tylko ciekawy. To jak, otworzysz się trochę?

 

Mirek jednak nie miał zamiaru zwierzać się chłopakowi, który nie wzbudzał jego zaufania. Postanowił nie mówić nic, ale Xavier nie dawał za wygraną. Podróż trwała ledwie kwadrans, więc drętwa gadka nie stała się aż tak bardzo uciążliwa. Okolica nie różniła się wiele od tej, w której Mirek spędził ostatnią noc. Dookoła rozciągały się rzędy bloków, które przecinały tylko asfaltowe drogi i z rzadka niewysokie drzewa. Pośrodku tego gąszczu stał ogromny obiekt sportowy, a obok niego mały biurowiec, w którym znajdowało się biuro Moisesa – miejsce spotkania. Okazało się jednak, że właściciela nie było w środku. Xavier wyjął swój pęk kluczy i po chwili drzwi się otworzyły. Oficyna nie wyróżniała się niczym szczególnym. Szklane biurko, ogromne okno z nieciekawym widokiem, kilka szafek, a nad nimi zielono-biały szalik i parę zdjęć, na których był razem z piłkarzami.

 

Napijesz się czegoś? – spytał Xavier. – Wiem, gdzie szef trzyma alkohol, a ma go naprawdę sporo. – Młodzieniec uklęknął przed szafką i zaczął grzebać. W tym samym czasie Mirek usłyszał dźwięk podeszw obijających się o podłogę. Wyjrzał przez futrynę i zauważył Moisesa, który ewidentnie kroczył do swojego biura. Obok niego szedł postawny mężczyzna, dobrze zbudowany i bardzo elegancki. Mirek spodziewał się, że to ktoś ważny, ale postanowił odegrać się na Xavierze.

 

A co tu się odpierdala?! – wykrzyczał Moises, a jego opalona twarz nabrała bordowego koloru.

N-nic sze-szefie, ja ty-tylko… – nie dokończył Xavier, którego uratował śmiech gościa Moisesa.

Spokojnie – powiedział facet. – Przecież możemy się napić. W końcu świętujemy nowy rozdział, w który wkracza nasz zespół, prawda panie Mirosławie?

Odnośnik do komentarza

VII

Siedzieli we czterech przy jednym stole – każdy z innym wyrazem twarzy. Moises zaniepokojony tarł ręką łysą głowę, jakby chciał ją dokładnie wypolerować. Xavier bał się spojrzeć w oczy swojemu szefowi i z czerwoną jak cegła facjatą siedział, opierając głowę o obie ręce, trzymając łokcie na blacie. Mirek wpatrywał się w punkt na ścianie jak sroka w gnat, jakby chciał uniknąć jakiejkolwiek rozmowy, a tym bardziej o wydarzeniach sprzed kilku dni. A już na pewno nie miał ochoty na wymianę zdań z czwartym do brydża – Miguelem. Tylko on siedział uśmiechnięty i sączył alkohol ze szklanki. Cisza trwała wieczność, ale po kilkunastu minutach została przerwana.

 

Moises, nie przedstawisz mnie? – zagaił Miguel, nie patrząc się w ogóle na rozmówcę.

Miguel Santos Leite, dyrektor finansowy – powiedział Moises niechętnie i bez zastanowienia.

Reprezentuję klub – dodał Miguel, choć nikomu nie trzeba było tego tłumaczyć. – I co? Tajemnica się wydała? – skierował wzrok na Mirka, który zaszczycił mężczyznę przelotnym spojrzeniem, po czym znów przeniósł zainteresowanie na ścianę. – Po co ta obraza? Uważam pana za naprawdę dobrego fachowca. – Nie zabrzmiało to ironicznie, co wyczuł także Mirek. – Ale skoro już coś wiem, to wypadałoby, żebyśmy ustalili wspólnie plan działania. Ten sezon spisujemy na straty. Sytuacja jest okropna, gwiazdeczki nie zaakceptowały kontraktów, a w kieszeni mają już umowy od innych zespołów. Pieprzony Hernandez idzie do Tarragony! Mieli swoje pięć minut, a teraz biją się o utrzymanie! To dla nas zniewaga. Mamy trochę czasu do rozpoczęcia nowego sezonu. O Europie nie mamy co marzyć, dogramy mecze, trener jest do zwolnienia. Moises mówił mi, że ma kogoś, ale nie spodziewałem się, że o pana chodzi, panie Mirosławie – uśmiechnął się.

Miguel, przepraszam, odkręcimy to. – Błagalny wzrok Moisesa nie spotkał się z żadną reakcją dyrektora. Miguel przechylił szklankę kolejny raz, zajrzał przez jej dno.

Przez to szkło widzę świetlaną przyszłość. Widzę płacz As Águias, ból Dragões. Widzę to bardzo wyraźnie. O! A co to? Os Arcebispos oddają nam tiarę? Raczej koronę!

 

Nastrój Miguela udzielił się Xavierowi, któremu z każdym kolejnym słowem poszerzał się uśmiech.

 

Vamos! – wykrzyknął młody, polewając sobie pół szklanki i wypijając ją duszkiem. Moises wstał i wyszedł z pomieszczenia. Nikt nie zamierzał go powstrzymywać.

Chuj z wami! – wypalił Moises, który zaledwie postawić kilka kroków na korytarzu, po czym stanął przy oknie naprzeciwko drzwi biura. – Na mnie nie liczcie.

Wręcz przeciwnie. Bardzo nam pomożesz – tonował nastrój Miguel. – Pamiętaj, że to ty jesteś prowodyrem tego spotkania. No i ty sprowadziłeś tu Mirka. Uciekasz od odpowiedzialności. Nieładnie.

Pieprzę to! Pieprzę was, pieprzę tę tajemnicę! Mam w dupie twoją kasę! – Moises przełknął ślinę i oczyścił zachrypnięty głos, wracając do środka i przechylając do dna szklankę Miguela. – Chciałem tylko prowadzić swój biznes, żyć jak człowiek – kontynuował spokojniej. – Pomogłem kumplowi, który zaczął rozpijać mój alkohol z gnojem, któremu zaufałem, a który mnie okrada!

Ale, ale… szefie… – Xavier zrozumiał, że to o niego chodzi, ale kilka sekund okazało się za krótkim okresem, aby wymyśleć dobrą linię obrony

Wypierdalaj sukinsynu! Nie pokazuj mi się więcej!

 

Xavierowi zapłonęły oczy, dłonie ścisnęły się w pięści, a łza spłynęła po policzku. Wstał, wywracając krzesło, na którym siedział. Złapał w dłoń butelkę, która znajdowała się na środku stołu i cisnął nią o podłogę, rozlewając alkohol po całym biurze. Spojrzał jeszcze raz w oczy Moisesowi, po czym chciał wyjść. Zatrzymał go jednak Miguel.

 

Siadaj, synu. – Mentorski ton zdziwił zarówno Xaviera, jak i Moisesa, ale ciężko było wyrwać się z uścisku silnego dyrektora. – Pamiętaj – skierował słowa do biznesmena – że ten człowiek jest teraz częścią naszej tajemnicy. A raczej twojej. Zachowaj się chociaż raz jak facet i weź na barki to obciążenie. Choć raz sięgnij po swoje, a nie czekaj aż ci podsuną pod nos. Masz biurowiec, prosperującą firmę, rodzinę, piękne życie. Teraz miej jaja. – Miguel nie musiał podnosić głosu. Moises zastygł jak gargulec. – Masz szczęście. Szczęście w postaci tego, że od teraz wszystkim dyryguję ja. Chciałeś pomóc kumplowi? Pomożesz. Zatrudniłeś młodego do pomocy? Zostanie. Resztę warunków dogadamy na osobności. Tymczasem was zostawiam, bo mam obowiązki. Muszę patrzeć jak ten amator odpieprza fuszerkę z drużyną. Wyjaśnijcie sobie pewne sprawy.

 

Miguel puścił z uścisku Xaviera, po czym wziął marynarkę zawieszoną do tej pory na oparciu krzesła. Biuro wyglądało, jakby właśnie opuścił je Simon Phoenix. Młodzian i biznesmen stali, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie choćby pół słowa. Tylko Mirek utkwił w siedzącej pozie i ponownie zaczął patrzeć w ścianę, jakby nic się nie stało. Zapach alkoholu unosił się w każdym zakamarku biura, upijając przy okazji pająki, które gdzieś w kącie stropu utkały swoje sieci. Rozbite szkło wpadało w łączenia między gustownymi kafelkami, które pokrywały podłogę pokoju. Z ręki Xaviera sączyła się krew, która przeniosła się na jego czoło, gdy chciał je przetrzeć. Zza drzwi wychyliła się delikatna twarz młodej dziewczyny, która musiała oczyścić gniewne nastroje.

 

Biorę mopa i już sprzątam – powiedziała kobieta. Moises wybudził się z letargu i wyszedł z biura.

Kurwa, jestem skończony – Mirek zdobył się jedynie na parę słów. Xavier usiadł.

Sinta-se em sua casa – powiedział Xavier, wyciągając papierosa z szuflady należącej do szefa.

 

 

 

FM 2008, patch 8.02

Ligi: Anglia (1-3), Francja (1-3), Grecja (1-2), Hiszpania (1-3), Holandia (1-2), Niemcy (1-3), Polska (1-2), Portugalia (1-2), Rosja (1-2), Szkocja (1), Turcja (1), Włochy (1-3)

Rok: 2028

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

VIII

Nieprzychylna aura skłaniała do umilania czasu odrobiną alkoholu. Przydworcowy bar udostępniał wszystko, czego było potrzeba – dach nad głową i smaczne piwo. Zgrabne kelnerki dbały zaś o to, aby klientela bawiła się jak należy, częstując panów życzliwymi uśmiechami.

 

Karol, wpatrując się w krajobraz za szybą, momentalnie przesiąknął tym ponurym klimatem, który w ostatnim czasie rzadko kiedy go opuszczał.

 

Nie martw się, w końcu się ułoży – powiedział Tomasz i już po chwili zrozumiał, że zabrzmiało to banalnie. Karol spojrzał jedynie na kumpla i uśmiechnął się.

To przez pogodę. Coś dla mnie miałeś, prawda? – spytał chłopak.

Ach, tak! – wykrzyknął Tomek, po czym wyciągnął z torby fotografię i niewielką kartkę. – Popatrz.

 

Na zdjęciu znajdowała się plaża, kilka żaglówek i skaliste klify. Nad tym widokiem rozpościerało się błękitne niebo oraz ogromne słońce, które w moment ogrzało wnętrze Karola i rozpaliło marzenia.

 

Nie będę mówił ci, co jest na zdjęciu, bo widzę, że się domyślasz. – powiedział Tomasz. – To od mojej ciotki. Od kilkunastu lat jest w Lizbonie. Założyła rodzinę, urządziła się i teraz tam mieszka. Niedługo przyjedzie na święta, jak co roku. Wysyła mi raz na jakiś czas coś ciekawego. Czasem są to jakieś gadżety, innym razem słodycze. Teraz przysłała mi to zdjęcie i kartkę…

 

Karol zerknął na kawałek papieru i zobaczył na nim jedno zdanie. „Nie chciałbyś mieszkać w raju?” – właśnie tak brzmiała wiadomość przekazana w kopercie razem ze zdjęciem. Chłopak spojrzał na kolegę, a jego oczy cały czas błyszczały jak diamenty.

 

Wyjeżdzasz? – zapytał zdawkowo.

No właśnie nie. Ciotka już dłuższy czas przekonuje mnie, żebym przyjechał do niej na rok-dwa. Bardzo pomogła mi w życiu. Moi rodzice nie byli mi w stanie zapewnić wielu rzeczy, a ona, mieszkając tak daleko, zawsze doradziła, pomogła, przesyłała różne rzeczy… – Tomek zawiesił głos, a w oczach zebrały mu się łzy. – Teraz wyszedłem na prostą. Mam dobrą pracę, znajomych, kobietę… Zamierzam niedługo się oświadczyć, ale chcę pozostać w Polsce. Mimo to, że ciotka o tym wie, to nadal mnie przekonuje.

 

Karol niewiele z tego rozumiał.

 

To po co mi pokazujesz to zdjęcie?

Wiem, że chcesz zacząć nowe życie, prawda? Ja nie skorzystam z propozycji, ale…

– Ale?!

– Słuchaj, chcę ci dać tę szansę. Szansę na nowe życie, na ułożenie sobie wielu spraw. Z daleka od domu łatwiej o wszystkim zapomnieć.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Karolowi wszystko się rozjaśniało

Posłuchaj mnie. Rozmawiałem z nią i powiedziała mi, że ma dla mnie robotę. Oczywiście jej odmówiłem, ale jednocześnie zaproponowałem jej, że mam kogoś, kto pewnie byłby bardziej zainteresowany niż ja.

 

Karol był w szoku. Przyjeżdżał do Poznania, chcąc zacząć nowe życie, ale nie spodziewał się, że to jedynie miał być przystanek tymczasowy.

 

Czyli nie masz dla mnie roboty na miejscu?

– Nie… Ale nie cieszysz się? Znasz język, zawsze byłeś zakochany w tym mieście... w tym klubie! Będziesz miał okazję obserwować to z bliska! Moja ciotka to naprawdę kobieta o ogromnym sercu, nie da ci zginąć! Zapomnisz o wszystkim.

 

Chłopak nie był jednak zadowolony z tej propozycji.

 

Wszyscy się nade mną litują. Chcę się odciąć od tego, ale nie w ten sposób! Nie mogę korzystać wiecznie z dobroci innych. Nie zasługuję na to. Nie po tym, co się stało.

– Głupoty gadasz! Daj sobie pomóc!

– Nie, Tomek. Wybacz, ale chcę się przejść.

– No i gdzie pójdziesz?! Na dworzec?! Siadaj i wysłuchaj mnie do końca. Ja nie będę cię przekonywał, ale nie mam dla ciebie innej roboty. Chcę ci pomóc, ale nie masz tutaj nic – ani pracy, ani mieszkania. Na mnie możesz liczyć, ale ja też nie będę w stanie zaoferować ci niczego lepszego. Myślałem, że się ucieszysz – przyznał z żalem kolega Karola. – Masz kartkę. Na jej odwrocie jest numer telefonu do mojej cioci. Na razie nie oczekuję od ciebie odpowiedzi, ale dała mi tydzień czasu na decyzję. Potem robota przepadnie, a ty zostaniesz z poczuciem niewykorzystanej okazji. Napiszę jej, że odezwiesz się do niej w najbliższym czasie, a ty przemyśl…

 

Karol nie chciał tej pomocy, ale z drugiej strony miał świadomość, że druga taka szansa nie trafi mu się nigdy. Mieszkać w Lizbonie, wygrzewać się na słońcu i jeszcze chodzić na mecze swojej ulubionej drużyny. Szklanka piwa smakowała niesamowicie słodko, ale prawdziwa gorycz uderzała mu prosto do głowy. Szarość za oknem znów odbijała się w jego humorze…

 

 

Klub: Sporting Lizbona

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

IX

Skwar, knajpa i kubek mrożonej herbaty. Wokół tłum turystów, poszukujących zbawiennych promieni słońca. Pełne wdzięku panie ubrane w długie, zwiewne suknie i przystojni mężczyźni – opaleni i dobrze zbudowani. Szum poszeptywań, głośne salwy śmiechu i szelest szorstkiego papieru, na który bezwiednie wylądowała kropla gorącej kawy, rozmazując atrament. Mirek siedział w centrum lizbońskiego gwaru, próbując zrelaksować się po kolejnym dniu przygotowań do ciężkiej pracy. Teraz mógł to przyznać, że przedmioty podarowane mu przez Moisesa mogą wskazywać na niedbalstwo szefa, pośpiech… lub bezguście. Wszak fikuśna blond peruka nijak miała się do opalonej na kasztan skóry i okularów, które nie miały ochoty trzymać się na nosie. Spojrzenia ludzi kazały mu zastanawiać się czy któryś z przechodniów nie rozpoznał prawdziwego Mirka. Walcząc ze spojrzeniami podejrzliwych mężczyzn i ciekawskich kobiet i marszcząc czoło w grymasie, walczył także z mrożoną herbatą, która wbijała gwoździe w jego wrażliwe zęby.

 

Ładnie dziś wyglądasz – powiedział Xavier, przysiadając się do stolika, głośno odsuwając krzesło.

Nic mi nawet nie mów. Widziałeś kiedyś tak ciemnego blondyna? – odpowiedział Mirek.

Wiele rzeczy widziałem…

 

Od burzliwej rozmowy w gabinecie Moisesa minęło kilka miesięcy. Choć wczesne lato dawało się we znaki, to mimo wszystko spowodowało, że głowy ochłonęły, więc można było zająć się pracą. Sporting zwolnił trenera, który ledwo utrzymał zespół w lidze i skutecznie odstraszył gwiazdy drużyny do pozostania w zespole.

 

Co masz dla mnie? – spytał Mirek.

Sezon coraz bliżej, więc przygotowałem dla ciebie listę zawodników, którzy znajdują się w obwodzie. Obok każdego masz jego krótki rys charakterologiczny i mocne strony. Na razie przebywają na urlopie i nie wiedzą, że to ty będziesz ich prowadził, ale w tym wypadku to chyba dobrze, bo będziesz mógł jeszcze zaliczyć kilka sesji w solarium – stwierdził ze śmiechem Xavier.

Dobra, dobra, nie bądź taki zabawny, tylko pokaż mi te papiery…

 

BRAMKARZE:

 

21. BRUNO Barreto (Brazylia, 21 lat, 181 cm, 79 kg) – drugi sezon w Sportingu. W zeszłych rozgrywkach grał „ogony”, ale ma ogromny potencjał. Szalony, momentami nieodpowiedzialny, zarówno na boisku, jak i poza nim. Trzeba go okiełznać.

 

Mocne strony: refleks chwytanie, wykopy

Słabe strony: wyjścia do piłki, przewidywanie, motoryka

 

13. VICTOR HUGO CARDOSO (Portugalia, 23 lata, 180 cm, 77 kg) – wychowanek klubu. Nadal czeka na debiut w pierwszej drużynie, kilkukrotnie wypożyczany. Popełnia błędy ze względu na komunikację z obrońcami.

 

Mocne strony: refleks, szybkość, waleczność, motoryka

Słabe strony: komunikacja, gra w powietrzu, opanowanie

 

1. JONAS DAHL (Norwegia, 31 lat, 187 cm, 88 kg) – siedmiokrotny reprezentant swojego kraju. Jest jednym z tych zawodników, którzy chcą przenieść się do innego zespołu, wieszcząc spadek Sportingowi. Bardzo lubił poprzedniego trenera Paulo Alvesa. Doświadczony i bardzo dobry bramkarz.

 

Mocne strony: refleks, komunikacja, chwytanie, wyrzuty, wykopy, waleczność, decyzje, gra 1 na 1

Słabe strony: koncentracja, pracowitość, szybkość

 

12. MARCOS Alexandre Nunes Lopes (Brazylia, 34 lata, 181 cm, 82 kg) – doświadczony, choć kapryśny bramkarz. Lojalny, ale nie lubi lepszych od siebie, a jest ich sporo.

 

Mocne strony: waleczność, wykopy, gra 1 na 1

Słabe strony: motoryka, przewidywanie, wyjścia do piłki

 

OBROŃCY:

 

34. JORGE Ferreira (Portugalia, 19 lat, 191 cm, 92 kg, O PLŚ) – wychowanek. Jest wystawiony na sprzedaż. Mimo młodego wieku nie widać w nim potencjału. Ambitny, ale nie przeskoczy pewnego poziomu.

 

Mocne strony: waleczność

Słabe strony: liczne

 

39. RODOLFO FERNANDO (Portugalia, 19 lat, 191 cm, 87 kg, O PŚ) – wychowanek. Podobnie jak Jorge, jest wystawiony na sprzedaż. Niewiele lepszy od swojego rówieśnika.

 

Mocne strony: waleczność, sprawność

Słabe strony: liczne

 

-. PEDRO PEREIRA (Portugalia, 19 lat, 180 cm, 79 kg, O PŚ) – kolejny wychowanek, kolejny na liście transferowej. To wszystko.

 

Mocne strony: waleczność

Słabe strony: liczne

 

5. LYUBOMIR SPASOV (Bułgaria, 25 lat, 180 cm, 77 kg, O PL) – młody, może grać na obu bokach obrony, ma za sobą jeden występ w seniorskiej kadrze. Nie nosi się z zamiarem opuszczenia klubu i należy się mu przyglądać, aby takie pomysły nie pojawiły się w jego głowie. Jeden z kluczowych zawodników.

 

Mocne strony: odbiór, współpraca, przewidywanie, ustawianie się, koncentracja, pracowitość

Słabe strony: gra bez piłki, szybkość

 

-. FERNANDO LOPES (Portugalia, 23 lata, 180 cm, 76 kg, O LŚ) – wrócił z wypożyczenia z Estoril, gdzie grał regularnie. Wielokrotnie wypożyczany, ale bardzo chce pozostać w zespole. Nie ma wielkich „papierów” na grę, ale mógłby być wartościowym rezerwowym.

 

Mocne strony: gra głową, odbiór, pracowitość, waleczność

Słabe strony: gra bez piłki, błyskotliwość, przewidywanie, szybkość, przyspieszenie

 

37. HUGO TRIGO (Portugalia, 18 lat, 183 cm, 78 kg, O LŚ/WO L) – jeden z najbardziej utalentowanych wychowanków klubu w ostatnim czasie. Rozegrał sześć spotkań w kadrze U-21. Gdyby rozwinął umiejętności gry w ataku, mógłby za kilka lat być kluczowym piłkarzem drużyny.

 

Mocne strony: krycie, ustawianie się, waleczność, motoryka

Słabe strony: gra w ataku, gra bez piłki, opanowanie

 

5. Cleber Jose CAIO (Brazylia, 29 lat, 176 cm, 75 kg, O Ś) – kapitan drużyny. W klubie gra od czterech sezonów. Podobnie jak Dahl, bardzo cenił sobie poprzedniego menedżera i rozważa odejście do mocniejszego zespołu. Miewa problemy z wysokimi napastnikami ze względu na wzrost, choć dobrze gra głową.

 

Mocne strony: gra głową, krycie, odbiór, podania, koncentracja, decyzje, waleczność, przewidywanie

Słabe strony: zwinność, szybkość, wzrost

 

26. ARNALDO DINIS (Portugalia, 19 lat, 191 cm, 90 kg, O Ś) – wzięty z Bragi parę sezonów temu. Ma przed sobą wielką przyszłość. Rozegrał już 19 meczów w juniorskiej reprezentacji i zdobył jedną bramkę. Jeśli będzie dalej się tak rozwijał, szybko może „wskoczyć” do pierwszego składu.

 

Mocne strony: waleczność, szybkość, przyspieszenie

Słabe strony: gra bez piłki, opanowanie, koncentracja

 

40. RATKO KARACIC (Serbia, 30 lat, 176 cm, 73 kg, O Ś) – kolejny z niskich stoperów. Mimo tego, że spędził w klubie już trzy lata, to nadal ma problemy z językiem. Były reprezentant kadry młodzieżowej. Solidny rezerwowy.

 

Mocne strony: krycie, odbiór, koncentracja, ustawianie się, waleczność

Słabe strony: wzrost, skoczność

 

15. ANDRIEJ KIRIUCHIN (Rosja, 26 lat, 187 cm, 87 kg, O Ś) – absolutnie niezbędny zawodnik dla drużyny. Najlepszy ze stoperów, ostoja defensywy. Rozegrał 13 meczów w młodzieżówce, zdobył jedną bramkę. W najlepszym wieku do gry, silny, wysoki, brakuje mu trochę szybkości, ale dobrze rekompensuje ją innymi walorami.

 

Mocne strony: gra głową, krycie, odbiór, decyzje, koncentracja, pracowitość, przewidywanie, ustawianie się, waleczność, siła, skoczność

Słabe strony: szybkość

 

-. RICARDO REIS (Portugalia, 21 lat, 176 cm, 76 kg, O Ś) – wychowanek, pięciokrotny reprezentant młodzieżówki. Zapowiadał się na dobrego stopera, ale od paru lat nie zaliczył progresu.

 

Mocne strony: waleczność

Słabe strony: liczne

 

-. PABLO RIBEIRO (Portugalia, 23 lata, 192 cm, 95 kg, O Ś) – kolejny wychowanek, który jest związany z klubem. W tym wieku powinien już być na znacznie wyższym poziomie. Nie widać jego przyszłości w Sportingu.

 

Mocne strony: determinacja, waleczność

Słabe strony: liczne

 

-. RICARDO CORREIA (Portugalia, 20 lat, 191 cm, 88 kg, O Ś/DP) – wychowanek, który zaczynał grę jako obrońca, ale pewne braki uniemożliwiają mu grę na wysokim poziomie na tej pozycji. Bardziej sprawdza się w drugiej linii. Wrócił z wypożyczenia z Barreirense, gdzie grał regularnie. Energiczny piłkarz.

 

Mocne strony: strzały z dystansu, technika, pracowitość

Słabe strony: krycie, gra głową

 

POMOCNICY:

 

3. CARLOS ALMEIDA (Portugalia, 18 lat, 175 cm, 75 kg, O Ś/DP) – kolejny wychowanek i następna nadzieja Sportingu. Zadebiutował w młodzieżówce portugalskiej i jest jednym z uczniów Arona Wintera – trenera juniorów w klubie.

 

Mocne strony: podania, strzały z dystansu, pracowitość, współpraca

Słabe strony: koncentracja, szybkość, zwinność

 

4. Luiz Roberto DA SILVA SANTOS (Brazylia, 28 lat, 173 cm, 74 kg, O Ś/DP) – rozpoczyna drugi sezon w Lizbonie. W pierwszym grał średnio co drugi mecz, ale nie zachwycał. Jeśli otrzyma szansę, powinien zagwarantować spokój w drugiej linii. Dziewięciokrotny reprezentant młodzieżówki brazylijskiej.

 

Mocne strony: drybling, odbiór, podania, strzały z dystansu, technika, determinacja, przewidywanie, waleczność, współpraca

Słabe strony: krycie, szybkość, skoczność

 

14. RACHID PETIT (Francja, 34 lata, 177 cm, 75 kg, O Ś/DP) – doświadczony gracz, zmierzający do końca kariery. Warto go zatrzymać ze względu na to, że zapowiada się na dobrego trenera. Jego zarobki są spore, ale może być jeszcze z niego pożytek przy stosowaniu rotacji.

 

Mocne strony: determinacja, waleczność, doświadczenie

Słabe strony: motoryka, gra bez piłki

 

35. BALAZS SIPOS (Węgry, 24 lata, 170 cm, 72 kg, O Ś, DP) – ściągnięty w zeszłym sezonie, ale nie miał zaufania trenera Alvesa. Osiem razy reprezentował barwy młodzieżowej reprezentacji swojego kraju. Solidny pod każdym względem i za dwa lub trzy lata może być liderem drużyny.

 

Mocne strony: odbiór, strzały z dystansu, decyzje, ustawianie się

Słabe strony: skoczność

 

47. HUMBERTO GOMES (Portugalia, 19 lat, 172 cm, 73 kg, P PLŚ) – wszechstronny… i to chyba tyle. Może grać w każdym miejscu w drugiej linii, ale nie można powiedzieć, że robi to dobrze. Młody, ale bez większych perspektyw.

 

Mocne strony: brak wyraźnych

Słabe strony: liczne

 

-. FILIPE TAVARES (Portugalia, 21 lat, 176 cm, 74 kg, P Ś) – wychowanek, który wrócił z wypożyczenia z Olivais Moscavide, gdzie występował regularnie. Ma za sobą pięć meczów w kadrze U-21. Jeszcze jedno wypożyczenie mogłoby ostatecznie przesądzić o jego przyszłości w klubie.

 

Mocne strony: agresja

Słabe strony: decyzje, ustawianie się, przewidywanie

 

49. FEDERICO WILSON (Portugalia, 20 lat, 178 cm, 75 kg, P Ś) – dwukrotny reprezentant drużyny narodowej U-21, wychowanek, który czeka na debiut w pierwszym zespole. W meczach ze słabszymi zespołami mógłby się pokazać.

 

Mocne strony: podania, przyspieszenie

Słabe strony: ustawianie się, przewidywanie, gra bez piłki, decyzje

 

27. THOMAS WURZER (Austria, 22 lata, 180 cm, 80 kg, P Ś) – trzon kadry juniorów austriackich, gdzie zanotował 28 występów. Obunożny piłkarz grał niewiele w zeszłym sezonie, ale na regularne występy w obecnych rozgrywkach też nie powinien liczyć. Ma jednak potencjał.

 

Mocne strony: podania, technika, kreatywność

Słabe strony: gra z 1. piłki, koncentracja, gra bez piłki, błyskotliwość

 

17. DANIEL BITTENCOURT (Brazylia, 21 lat, 183 cm, 79 kg, OP P) – po odejściu wielu zawodników to on ma zostać jedną z gwiazd drużyny. Jest bardzo utalentowany, ale ma kłopoty z odpowiednim prowadzeniem się. Brazylijska krew…

 

Mocne strony: dośrodkowania, drybling, gra z 1. piłki, technika, wykańczanie akcji, współpraca

Słabe strony: siła, koncentracja, waleczność

 

41. PAULO MOURINHO (Portugalia, 19 lat, 192 cm, 91 kg, OP PŚ) – wychowanek. Jak na skrzydłowego jest bardzo wysoki i ciężki, przez co wolny i niezbyt zwinny. Nie widać w nim potencjału.

 

Mocne strony: brak wyraźnych

Słabe strony: liczne

 

-. EDGAR SANTOS (Portugalia, 21 lat, 173 cm, 76 kg, OP PŚ) – wychowanek, który wrócił z wypożyczenia w Casa Dia, gdzie dużo grał i strzelał. Pięciokrotny reprezentant młodzieżówki, który w tym sezonie powinien zagrać kilka spotkań w barwach Sportingu.

 

Mocne strony: pracowitość, agresja, drybling

Słabe strony: dośrodkowania, waleczność, decyzje, motoryka

 

19. EDUARDO PAULO (Portugalia, 17 lat, 189 cm, 86 kg, OP P/N) – mimo że jest wystawiany na skrzydle, to lepiej spisywałby się jako napastnik. Ma ogromny potencjał, aby za kilka lat zostać królem strzelców ligi. Przywiązany do Sportingu trzykrotny reprezentant U-21 powinien rozwijać się w ekspresowym tempie.

 

Mocne strony: dośrodkowania, drybling, gra głową, gra z 1. piłki, wykańczanie akcji, decyzje, determinacja, opanowanie, wyrzuty z autów

Słabe strony: szybkość, wytrzymałość, koncentracja, przewidywanie

 

-. BRUNO Neves da Silva (Brazylia, 20 lat, 178 cm, 78 kg, OP L) – ma także obywatelstwo włoskie. Powrócił z wypożyczenia w Vasco da Gama, którego jest wychowankiem. Grał niewiele, ale gdy wchodził na murawę, prezentował się dobrze. W tym sezonie ma szanse na kilkanaście występów.

 

Mocne strony: drybling, technika, wykańczanie akcji, przyspieszenie

Słabe strony: koncentracja, waleczność, współpraca

 

7. MARTIN MENDOZA (Argentyna, 24 lata, 172 cm, 70 kg, OP L) – powinien stać się jednym z kluczowych zawodników drużyny w nadchodzących rozgrywkach. Posiada walory defensywne. Ośmiokrotny reprezentant drużyny U-21.

 

Mocne strony: dośrodkowania, drybling, odbiór, stałe fragmenty gry, agresja, determinacja, kreatywność, szybkość i przyspieszenie

Słabe strony: podania, decyzje, siła

 

45. MILOS STOJANOVIĆ (Serbia, 28 lat, 182 cm, 80 kg, OP Ś) – trzy sezony w klubie, ale dotąd nie przebił się do pierwszego składu. Obunożny, kreatywny zawodnik, który na pewno dostanie swoje szanse.

 

Mocne strony: podania, agresja, decyzje, kreatywność, opanowanie

Słabe strony: waleczność, błyskotliwość, motoryka (poza siłą)

 

16. TSEPHO MTSHALI (RPA, 25 lat, 180 cm, 79 kg, OP/N Ś) – kolejny obunożny zawodnik, który został przez poprzedniego trenera wystawiony na sprzedaż, ponieważ taka była wola piłkarza. Niechętny do pozostania w zespole. Pięciokrotny reprezentant drużyny U-21.

 

Mocne strony: gra z 1. piłki, podania, strzały z dystansu, kreatywność

Słabe strony: waleczność, szybkość, zwinność

 

8. VINKO SALAMON (Słowenia, 30 lat, 182 cm, 83 kg, OP/N Ś) – jeden z nielicznych graczy, który ma za sobą występy w seniorskiej kadrze swojego kraju (8 meczów i 2 gole). Jeden z zawodników, którzy są w Lizbonie najdłużej. Zna siedem języków, ale najwidoczniej chce poznać następny, bo nosi się z zamiarem odejścia.

 

Mocne strony: podania, strzały z dystansu, wykańczanie akcji, gra bez piłki, kreatywność, opanowanie, pracowitość, przewidywanie, współpraca

Słabe strony: szybkość, determinacja, błyskotliwość, zwinność

 

NAPASTNICY:

 

38. HERNAN JARRIN (Ekwador, 24 lata, 180 cm, 77 kg, OP/N Ś) – zadebiutował w dorosłej reprezentacji Ekwadoru. Wydaje się, że najlepszy spośród pozostałych w drużynie napastników, który może w końcu dostać prawdziwą szansę w zespole.

 

Mocne strony: gra głową, gra z 1. piłki, podania, rzuty wolne, determinacja, kreatywność, opanowanie, waleczność, szybkość, przyspieszenie, zwinność

Słabe strony: błyskotliwość, skoczność

 

30. PEDRO FELIZ (Portugalia, 19 lat, 180 cm, 76 kg, N) – młody, szybki i ambitny. Poza tym jednak ciężko znaleźć u niego inne atuty. Konkurencja jest na tyle wysoka, że powinien rozejrzeć się za innym klubem.

 

Mocne strony: determinacja, szybkość

Słabe strony: opanowanie, kreatywność, koncentracja, decyzje

 

23. MARCELO Moreira da Silva (Brazylia, 27 lat, 191 cm, 90 kg, N) – po prostu solidny. Posiada obywatelstwo południowokoreańskie. Zmiennik, który gwarantuje dobry poziom i kilka bramek w sezonie.

 

Mocne strony: gra z 1. piłki, szybkość

Słabe strony: waleczność, współpraca, agresja

 

-. JOSE MORGADO (Portugalia, 21 lat, 176 cm, 73 kg, N) – powracający z wypożyczenia napastnik zdobył 15 bramek w barwach Casa Dia. Zadebiutował w kadrze młodzieżowej i z pewnością powalczy o rolę napastnika nr 2 w klubie.

 

Mocne strony: drybling, gra głową, technika

Słabe strony: psychika

 

50. BRUNO PEREIRA (Portugalia, 20 lat, 184 cm, 82 kg, N) – gdyby nie problemy z psychiką, to być może byłby z niego solidny gracz. Braki w tej dziedzinie uniemożliwiają mu jednak grę na tak wysokim poziomie jak liga portugalska.

 

Mocne strony: opanowanie

Słabe strony: psychika

 

46. EMERSON SANTOS (Portugalia, 18 lat, 185 cm, 85 kg, N) – wychowanek, który dwa razy grał w juniorskiej kadrze Portugalii. Dobrze wyszkolony technicznie, a przy tym niesamowicie ambitny. Musi jednak rozwinąć się pod względem siłowym.

 

Mocne strony: gra z 1. piłki, technika, wykańczanie akcji, agresja

Słabe strony: podania, drybling, waleczność, współpraca, koncentracja, decyzje, siła, skoczność

 

36. RUI SOUSA (Portugalia, 19 lat, 188 cm, 87 kg, N) – następny z wychowanków, który debiut w zespole U-21 uświetnił trafieniem. Jest w tej chwili „lepszą wersją” Emersona Santosa, więc może liczyć na swoje szanse w zespole.

 

Mocne strony: gra głową, technika, wykończanie akcji, skoczność

Słabe strony: podania, koncentracja, decyzje, przewidywanie, przyspieszenie

 

 

Szeroka ta kadra – przyznał Mirek.

Taka tradycja – odparł Xavier. – My, Portugalczycy, lubimy stawiać na młodzież, a poza tym regulamin rozgrywek nakazuje nam zgłoszenie kilku juniorów, więc to robimy. Masz w czym wybierać, ale zadanie przed tobą niełatwe. Kilku kluczowych graczy odchodzi i trzeba ją w pewien sposób przebudować. Ale przecież dasz sobie radę!

– O ile wcześniej ktoś się na mnie nie pozna…

– Nie pozna, ładnie ci w blondzie – uśmiechnął się chłopak. – Z tą karnacją wyglądasz jak kolumbijski Donald Trump w okularach.

– No bardzo śmieszne, bardzo. Myślisz, że powinienem na konferencji powinienem ogłaszać, że uczynię Sporting ponownie wielkim?

– Myślę, że powinieneś wziąć się do pracy. Moises organizuje spotkanie. Jutro w południe u niego w biurze. Trzeba zaplanować treningi, sparingi i inne duperele.

– Jasne. Dopijesz tę herbatę?

– Nie lubię mrożonej. Mam nadwrażliwe zęby. Dać ci wizytówkę?

Edytowane przez MaKK
Usunięcie formatowania czcionki
Odnośnik do komentarza

X

Końcówka czerwca przyniosła pierwsze wieści transferowe. Było już wiadomo, że Infesta weźmie Jorge za osiem tysięcy euro wraz z otwarciem okienka. Tego samego dnia miało odbyć się pierwsze spotkanie sztabu szkoleniowego – razem ze skautami. W głowie Mirka kłębiły się już pierwsze myśli związane z prowadzeniem klubu. Dlatego Moises zorganizował spotkanie, które ostatecznie miało wyjaśnić wszystkie kwestie związane z ostatnim tygodniem przygotowań do rozpoczęcia presezonu. Zabrakło na nim Miguela, który w tym czasie przebywał na urlopie.

 

Panowie – zaczął Moises wiecie, że w Norwegii trwają mistrzostwa Europy. W związku z tym zakupy zaczną się na dobre od połowy lipca, jeśli nie później. Nie ukrywam, pieniędzy nie będzie za dużo, ale wydaje mi się, że skład jest w stanie powalczyć o środek tabeli, bo więcej nie ma co wymagać – ledwo utrzymaliśmy się w lidze. Dopinamy budżet i sztab szkoleniowy, który 1 lipca będzie do twojej dyspozycji, Mirek.

 

Biznesmen wziął łyka whisky, bo bez alkoholu ciężko było rozmawiać, i kontynuował.

 

21 lipca rozpoczynamy sparingi. Najpierw pojedziemy do Hiszpanii. Mam do załatwienia interesy z moim przyjacielem z Lugo, a przy okazji zagramy tam towarzysko. Wrócimy na nasz stadion przy okazji spotkania z Norwich, a później polecimy do Turcji na małe tournée. Skończymy przygotowania meczami z Palencią i Casa Pia.

A co z kaszaniarzami z Walii? – spytał ze zdziwieniem Xavier.

Mieliśmy wobec nich jakieś zobowiązania, to konsekwencje jakichś inwestycji poprzedniego zarządu, jeszcze z zeszłego dziesięciolecia. Właściciel klubu jest jakąś szychą w regionie. Klub pomagał w budowie jakichś mieszkań i przy okazji podpisano jakieś papiery na różne inne rzeczy. Jeden z zapisów mówił o sparingu, ale nasi prawnicy zrobili, co mogli i skończy się na jakimś przelewie. Szczegółów nie znam, ale nie będziemy musieli tam lecieć.

Całe szczęście, nie lubię brytyjskiej pogody. W ogóle nie lubię brytoli. Fasolka z bekonem na śniadanie?

– Byłem, nie polecam – odparł Moises, łapiąc się za brzuch, przypominając sobie nieprzyjemne chwile. – Kawka i świeża bułka, to jednak mi służy.

A na koniec lampka Porto!

Ej, ej! W tych murach ta nazwa jest zakazana! Ale masz rację… Niewielka ilość alkoholu z rana jest wskazana! Skoro już o tym mówimy… może wyskoczymy dziś na miasto? Gramy z Niemcami o półfinał, coś możemy wypić!

A potem na panienki – roześmiał się Xavier.

Co to, to nie! Żona i tak już ma podejrzenia, bo ostatnio przesiaduję tutaj godzinami. Mirek, dasz się skusić?

 

Mirek tylko z uśmiechem przytaknął. W jego myślach kiełkowały już pierwsze myśli i obawy związane z nową pracą. Musi działać pod przykrywką, nieswoim nazwiskiem i jeszcze nie zawieść na samym starcie. Nie zna praktycznie nikogo, a będzie musiał wzbudzić zaufanie i nie wzbudzić podejrzeń. Problemów za dużo, czasu tak mało.

 

I tak umoczą – stwierdził Mirek, uśmiechając się pod nosem.

 

Moises odpowiedział szerokim uśmiechem, ale Xavier szybko się „zagotował”. – Jeszcze zobaczysz! – wykrzyknął młody. I zobaczył.

Portugalia rzeczywiście umoczyła.

..

0:2.

..

Xavier nie odzywał się przez najbliższych kilka dni. Moises zapił smutki.

 

Terminarz presezonu:

 

21.07.2028 – Lugo (W)

26.07.2028 – Norwich (D)

31.07.2028 – Aliaga Beledyiespor (W)

02.08.2028 – Besiktas (W)

05.08.2028 – Kartalspor (W)

09.08.2028 – Palencia (W)

12.08.2028 – Casa Pia (W)

Odnośnik do komentarza

XI

Nie wszyscy ludzie postanowili przeżywać swoje dni w „mieście umarłych”. Cytadela stała się miejscem, gdzie przebywali głównie młodzi ludzie. Starzy, którzy uciekali na wzgórze, gdy wybuchł bunt, uciekali stamtąd w momencie, kiedy opadł dym. Nie mogli się przystosować do tego stylu życia. Egzystowało się lepiej niż na „cmentarzu”. Nikt nie walczył o skrawek ziemi, nie pilnował tak bardzo swojego dobytku. Zdarzały się przypadki kradzieży, ale społeczeństwo szybko eliminowało takie przypadki, udowadniając, że mając wspólnego wroga można zjednoczyć się w mgnieniu oka.

 

W centrum dziedzińca codziennie organizowano ognisko. Niektórzy starali się cały czas podtrzymywać swoją wiarę, ale wielu odsunęło się od Allaha po wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. Stąd też pojawił się alkohol, a niektórzy, z obawy o brak jedzenia, nie mieli problemu, aby delektować się boczkiem. Zorganizowanie pożywienia było rzeczą kluczową. Początkowo ludzie wynosili rzeczy ze sklepów, ale produkty z krótkim terminem ważności szybko się psuły i nie było z nich pożytku. Po kilku tygodniach okazało się, że jedzenie stało się kluczowym elementem życia w zrujnowanym Kairze. Sprowadzało się je najczęściej z okolicznych wsi, gdzie uprawy rolnicze szybko się rozrosły. Najwięcej zarabiali pośrednicy. Skupowali kukurydzę, ryż i mięso za dobrą cenę, a potem narzucali swoją marżę. Było bardzo ciężko wejść w to środowisko. Rolników, którzy nie sprzedawali plonów było niewielu. Poza tym grupa kupców była zamknięta i ci eliminowali tych, którzy pragnęli zarobić ich kosztem.

 

Karim i Ali także zdecydowali się na „zamieszkanie” w cytadeli. Zajęli jedną z kwater w trudno dostępnej części budowli. Często przychodzili do nich zbłąkani ludzie, prosząc o możliwość przespania się. Nigdy nie odmawiali. Urządzili pokój tym, co zdołali zabrać ze swoich domów lub znaleźć na ulicach. Nie było tego wiele, ale nie mieli na tyle atrakcyjnych towarów, aby wymieniać się z kupcami. Wszystkie swoje oszczędności, które i tak miały niewielką wartość, inwestowali w pożywienie.

 

Najtrudniej było przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Czas wolny spędzali na pogawędkach z innymi ludźmi lub czytaniu książek, które ocalały i udało im się je przetransportować. Telefony komórkowe cały czas działały, ale jedynie kilkanaście kilometrów od centrum, gdzie ocalały nieliczne maszty radiowe. Sygnał był bardzo słaby i uniemożliwiał długie połączenia. W centrum nie sposób było dodzwonić się gdziekolwiek.

 

Karimowi głowę zaprzątała zemsta na człowieku, który według niego spowodował tę katastrofę. Dobrze zapamiętał jego twarz, ale miał świadomość, że znalezienie go jest niemożliwe. Po pierwsze, trzeba byłoby go zlokalizować, a poza tym w tamtym momencie ciężko było wydostać się z Egiptu. Sąsiednie kraje blokowały granice na tyle, na ile mogły. Poza tym ucieczka do sąsiadujących krajów Afryki była nieopłacalna, ponieważ tamte państwa także odbudowywały się po wojnach domowych i rebeliach. Najatrakcyjniejszym kierunkiem wydawała się Europa, ale ta nie chciała przyjmować kolejnych uchodźców po sytuacjach z poprzedniej dekady.

 

Myślisz, że kiedyś uda nam się stąd uciec? – zapytał Karim

Nie wiem – odpowiedział przyjaciel. – A dlaczego pytasz? Ja nie zamierzam się ruszać.

Chcesz do końca życia gnić w tej budzie? Świat jest wielki, a żyjemy w czasach, w których można podróżować po całym globie.

– Nigdzie nas nie wpuszczą. Rozmawiałem z człowiekiem, który pochodzi z Aleksandrii. Tam ponoć jest lepiej, bunt nie zniszczył większości miasta. Telefony działają całkiem dobrze. Co kilka dni wypływają łodzie w kierunku Europy, ale ślad po nich ginie. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Europa nas nie chce, Saudyjczycy tym bardziej. Możemy jechać w głąb kontynentu, ale tam jest jeszcze gorsza bieda.

– To co mamy robić?

– Siedzieć i czekać na łaskę Allaha. Czasy się odmienią. Musimy powrócić do korzeni, a wtedy się odrodzimy. Skoro nigdzie nas nie chcą, to sami wstaniemy na nogi.

– Żartujesz?! Mam siedzieć z założonymi rękami?! Allah potrzebuje działania! Musimy bić się o swoje!

– Niedawno się biliśmy i widzisz, co się stało. Potrzeba spokoju. Musimy się jednoczyć.

– Zabiłbym tego skurwysyna!

– Uspokój się! Nie znajdziesz go. Nikt nie wie, gdzie teraz może przebywać. Nie ma osoby, która to wie. A na pewno nie tutaj – w Kairze. Chcesz, to go sobie szukaj, ja nie zamierzam.

– A żebyś wiedział! Pojadę do Aleksandrii i tam się wypytam!

– Czym pojedziesz? Przypominam, że twój samochód został spalony.

– Oddam wszystko, co mam. Zamienię się na jakieś auto. Kupcy na pewno coś mają. A jak nie, to dojdę tam. Kupię prowiant, wodę…

– Szerokiej drogi – odrzekł Ali, nie odrywając wzroku od kanapki, którą właśnie jadł.

 

Karim wyszedł z kwatery i poszedł usiąść na murach cytadeli. W oddali widział horyzont. Widział lepsze życie, miasta, które tętnią życiem. Obserwował, jak nadzieja wyciąga do niego ręce, głaszcze po twarzy i zachęca do przygody. Nie wiedział jeszcze, czy na pewno jest gotowy na podróż, ale był pewien jednego – nie spędzi w Kairze swoich ostatnich dni.

 

***

Notatka klubowa:

(27.06.2027 – 01.07.2027)

 

Kiriuchin ma oferty z Hiszpanii (Rayo, Betis) i Grecji (Panathinaikos). Oferty są sukcesywnie odrzucane.

Konkretne propozycje pojawiają się także za Mtshaliego. Piłkarz chce odejść, ale czekamy na poważne kwoty.

Major Santos jeden ze skautów Sportingu przeszedł na emeryturę. Felipe Baloy, były piłkarz m.in. Wigan oraz Joel Franco z Aves zastąpili Santosa.

Sporting na 52. miejscu w klasyfikacji najbogatszych zespołów z 70 milionami na koncie. Arsenal Londyn jest na "szczycie" (1,92 mld).

Reggina wycofała się z transferu Thiago (P Ś, Brazylia, 27 lat), któremu 30.06.2017 wygasł kontrakt ze Sportigiem, a miał odejść do Serie A na zasadzie prawa Bosmana. Włoski klub może w jednym sezonie zatrudnić tylko jednego gracza spoza UE. Negocjujemy z nim nową umowę. Jest zainteresowanie ze strony Lens.

Vinko Salamon odszedł z klubu. Umowa skończyła się 30 czerwca, a piłkarz nie był chętny do negocjacji w sprawie nowego kontraktu.

_______________________________________________________

@Loczek – dziękuję. :) Mogę powiedzieć dokładnie to samo, choć często się nie udzielam.

@MaKK – wiem, że częstotliwość dodawania jest różna, ale czasami cięzko mi się zebrać po pracy, w której też dużo piszę. :) Postaram się być bardziej aktywny, ale obiecać nie mogę

Odnośnik do komentarza

XII

Pieprzony gwiazdor! – Xavier wpadł do biura Moisesa zły jak osa. Ten już wiedział, o co chodzi, ale był znacznie spokojniejszy.

Przecież i tak było wiadomo, że odejdzie. Nie ma co się pieklić, nie uwzględnialiśmy go w planach. Co prawda po tym co zrobił, jest dla mnie skończony, ale w tym sezonie mistrz pójdzie do nas, a wtedy będę chciał zobaczyć jego minę...

 

Xavier rzucił gazetę na biurko, a na jej pierwszej stronie widniał uśmiechnięty Thiago, pozujący w koszulce Benfiki. – Ma przesrane w tym mieście. Wyniesie się stąd najpóźniej za rok, a i tak myślę, że nastąpi to wcześniej – powiedział młody.

Spotkamy go jednak szybko…

– Jak to?

– Gramy na Estadio da Luz w pierwszej kolejce. Zerknij – Moises wskazał na ekran komputera, na którym widniał terminarz.

 

Xavier przetarł oczy i spojrzał jeszcze raz – O cholera! – krzyknął. – Ten terminarz jest szalony. Jak wytrwamy pierwsze sześć spotkań, to już powinno być z górki. Musimy się porządnie przygotować.

Racja. Presezon musi być konkretnie przepracowany, bo możemy wszystko zaprzepaścić na samym początku. Zmieniając temat, piłkarze wracają do klubów. Pojutrze pierwszy trening. Powiedziałem Mirkowi, żeby nie przychodził przez najbliższe dwa dni – niech przemyśli sobie wszystko. Do ciebie mam prośbę. Upewnij się, że wszystko jest przygotowane na nowy sezon. Loty, hotele, boiska… Nie chcę wpadek. Jak wróci Miguel, musi widzieć, że nie ma żadnych niedomówień.

– Zrozumiałem.

 

Chłopak wyszedł, a Moises postanowił zrelaksować się przy tym, co uspokajało go najbardziej – alkoholu. Zadzwonił do przyjaciela z Lugo, który był już gotowy na jego przylot. Sporting właśnie w tym mieście rozpoczynał przygotowania do nowego sezonu. Biznesmen spojrzał na gazetę, po czym wyrwał okładkę i przypiął pinezką na tablicy. Wpatrywał się w nią z uśmiechem, jakby chciał powiedzieć – „chcę zapamiętać tę twarz na zawsze”.

 

Notatka klubowa:

(02.07.2028 – 21.07.2028)

 

– Z klubu odszedł Rui Teixeira. Stoper postanowił kontynuować karierę w Uniao de Coimbra.

– Ricardo Reis został sprzedany za symboliczne pieniądze do Gil Vicente

– Silvio Spann – klubowy fizjoterapeuta – przenosi się do Reading.

– Rozpoczęły się mistrzostwa Europy U-19 w Austrii. Pojechało na nie sześciu graczy Sportingu – Hugo Trigo, Arnaldo Dinis, Carlos Almeida, Andre Paiva, Pereira Ribeiro i Eduardo Paulo

– Almeida i Dinis doznali urazów mięśniowych podczas spotkania z Holandią U-19 (1:1). Obaj będą pauzowali przez 2-3 tygodnie, ale pozostają na zgrupowaniu.

_______________________________________________________

@Loczek: Gdzie mi do takiego tytułu... Będą, będą, z meczów i jakichś transferów na pewno. :)

Edytowane przez MaKK
Usunięcie formatowania czcionki
Odnośnik do komentarza

XIII

 

Przed wylotem do Lugo udało się "spakować" jeszcze jednego gracza. Do drużyny dołączył Mario Lucio dos Santos, czyli po prostu Santos. 28-letni Brazylijczyk może grać zarówno na lewej obronie, jak i skrzydle. Został wykupiony za 1,4 miliona euro z Varzimu.

 

Temperatura w Galicji była znacznie niższa niż w Lizbonie. Delegację ze stolicy Portugalii przywitały strugi deszczu. Moises ochronił się parasolem, aby krople nie spadały bezpośrednio na jego łysą głowę. Xavier zakrył się kapturem, a peruka Mirka była tak mokra, że wydawało się mu, że zaraz spadnie na ziemię. Piłkarze zdążyli odbyć kilka sesji treningowych pod okiem nowego trenera i żaden z nich nie podejrzewał, że tak naprawdę młody szkoleniowiec Paulo Martins nie jest Portugalczykiem, a tym bardziej nie nazywa się Paulo.

 

Aura zdecydowanie nastrajała do robienia biznesów. W takiej ulewie futbol schodził na dalszy plan, ale to wcale nie zniechęciło Moisesa. Już na lotnisku zespół został przywitany przez Jose Bouso - prezesa Lugo i zarazem dobrego znajomego portugalskiego inwestora. Rozstał się on z drużyną już na samym lotnisku i zapowiedział swoją obecność na sparingu. Reszta składu pojechała do hotelu.

 

Sparing był dopiero o 19.00, więc przed nim Sporting odbył jeszcze sesję treningową, po czym udał sie z powrotem do hotelu na obiad. Pogoda od samego rana nie uległa zmianie, więc mecz odbył się w strugach deszczu. Boisko nasiąknęło wodą, a piłka często zatrzymywała się na nierównej murawie. Mimo to Lwy poradziły sobie z rywalem, zwyciężając 3:1. Był to dobry prognostyk przed dalszymi sparingami.

 

Wyniki meczów towarzyskich:

 

(W) vs Lugo, 3:1 (Jarrin x2, E. Santos)

(D) vs Norwich 1:0 (Marcelo)

(W) vs Aliaga Bld. 5:0 (Jarrin, Kiriuchin x2, Bittencourt, Mendoza)

(W) vs Besiktas 3:2 (Jarrin, Kiriuchin, Wilson)

(W) vs Kartalspor 2:0 (Mendoza, Feliz)

(W) vs Palencia 4:1 (Trigo, Mendoza, Wilson, Kiriuchin)

 

Statystyki po meczach towarzyskich:

Nazwisko             |Występy|Minuty|Gole|Asysty|Ocena |
_____________________|_______|______|____|______|______|
                     |       |      |    |      |      |
Jonas DAHL           | 7     | 432  | -  | -    | 7.00 |
Ljubomir SPASOW      | 4 (1) | 331  | 0  | 1    | 7.20 |
Fernando LOPES       | 1 (2) | 126  | 0  | 0    | 6.67 |
Andriej KIRIUCHIN    | 6     | 461  | 4  | 0    | 7.67 |
CAIO                 | 5     | 348  | 0  | 0    | 7.20 |
Edgar SANTOS         | 1 (1) |  79  | 0  | 0    | 7.00 |
Balazs SIPOS         | 5     | 344  | 0  | 1    | 7.20 |
L.R. da Silva SANTOS | 5     | 238  | 0  | 0    | 6.80 |
Daniel BITTENCOURT   | 6     | 399  | 1  | 4    | 7.33 |
Martin MENDOZA       | 6     | 381  | 3  | 2    | 7.50 |
Hernan JARRIN        | 6     | 331  | 4  | 0    | 7.33 |
BRUNO                | 0 (4) |  60  | -  | -    | 7.00 |
Rodolfo FERNANDO     | 2 (4) | 235  | 0  | 0    | 6.67 |
SANTOS               | 1 (5) | 142  | 0  | 1    | 6.67 |
Ratko KARACIC        | 1 (4) | 153  | 0  | 0    | 6.40 | 
Roberto CORREIA      | 1 (4) | 188  | 0  | 0    | 6.80 |
Federico WILSON      | 0 (5) | 212  | 2  | 0    | 7.20 |
Thomas WURZER        | 5     | 257  | 0  | 2    | 7.17 | 
Tsepho MTSHALI       | 0 (4) | 110  | 0  | 1    | 6.50 |
BRUNO da Silva Neves | 0 (5) | 114  | 0  | 0    | 7.00 |
Paulo MOURINHO       | 0 (5) | 141  | 0  | 1    | 6.80 |
Emerson SANTOS       | 0 (2) |  55  | 1  | 0    | 7.00 |
Hugo TRIGO           | 5     | 365  | 1  | 0    | 7.20 | 
MARCELO              | 0 (1) |  45  | 1  | 0    | 8.00 |
Milos STOJANOVIC     | 0 (2) |  58  | 0  | 0    | 6.50 |
Eduardo PAULO        | 0 (4) | 125  | 0  | 0    | 6.29 | 
Humberto GOMES       | 1     |  66  | 0  | 0    | 7.00 |
Victor Hugo CARDOSO  | 0 (2) |  48  | -  | -    | 7.00 |
Pedro FELIZ          | 0 (2) |  29  | 1  | 0    | 6.50 |
Carlos ALMEIDA       | 0 (1) |  13  | 0  | 0    | 6.00 |
_____________________|_______|______|____|______|______|

Ostatni mecz towarzyski z Casa Pia został odwołany, ponieważ 13 sierpnia Sporting rozpocznie zmagania w Pucharze Ligi. Przeciwnikiem Lwów będzie drugoligowe Caldas SC.

 

Notatka klubowa:

(21.07.2028 - 13.08.2028)

 

– Miguel Alves został nowym fizjoterapeutą. Francuz przyszedł z Louletano.

– W przeciwną stronę powędrował Jose Morgado, który został wypożyczony do końca sezonu. Na brak napastników narzekać nie można, Morgado nie dostawałby wielu szans.

– Spasov doznał kontuzji na treningu. Jest to ważna wiadomość, bo w drużynie nie ma na tę chwilę godnych zastępców. Bułgar p powinien wrócić na koniec sierpnia.

– Przychodzą oferty za utalentowaną młodzież. Głównymi celami innych klubów są Trigo, WIlson i Paulo. Oferty są odrzucane.

– Braga wygrała z Vitorią Guimaraes 2:1 w meczu o Superpuchar Portugalii.

 

***

 

Meczem z Caldas SC Sporting rozpoczynał sezon. Mirek traktował to jako kolejny sparing, tylko z mniejszą ilością zmian.

Ostatnie 5 spotkań Caldas SC: 

– 11.08.2028, Athletic Bilbao (D), 0:3, towarzyski
– 07.08.2028, U. Santarem (W), 4:0, towarzyski
– 05.08.2028, Nacional da Madeira (D), 1:0, 1. runda Pucharu Ligi
– 31.07.2028, Valenciano (W), 4:0, towarzyski
– 25.07.2028, Sintrense, (W), 3:1, towarzyski

Nie zagrają: 

– Ljubomir Spasow (naciągnięte ścięgno pachwiny, 2 tygodnie)

Dahl – Fernando, Kiriuchin, Caio, Trigo – Sipos, Wurzer (78' Mtshali), Wilson (63' da Silva Santos) – Bittencourt, Jarrin (63' Paulo), Mendoza

 

Prawa strona obrony była miejscem, gdzie gospodarze mogli upatrywać swojej szansy na końcowy sukces. Długo to właśnie Fernando był najsłabszym ogniwem Sportingu, ale z czasem grał coraz lepiej. Nieskuteczny był za to Hernan Jarrin. Losy spotkania rozstrzygnęły się w 23 minuty. Najpierw bramkę zdobył Daniel Bittencourt, a potem drugą dołożył Andriej Kiriuchin. Lwy były znacznie lepszym zespołem, ale kolejnych goli nie udało się strzelić. Za tydzień otwarcie ligi przeciwko Benfice i dopiero ten mecz będzie pewnym wyznacznikiem, jak dobry był presezon.

 

 

13.08.2028, 2. runda Pucharu Ligi

 

Caldas SC [2L] 0:2 (0:2) Sporting CP [1L]

 

13' - D. Bittencourt

23' - A. Kiriuchin (asysta M. Mendoza)

 

Żółte kartki: -
Czerwone kartki: -
MOM: Daniel Bittencourt, 1 gol, 1/1 celnych strzałów, 12/15 celnych podań, ocena: 8

 

Statystyki

Pozostałe spotkania 2. rundy Pucharu Ligi: 

Aves [2L]       0:1 Sporting Covilha [1L]
Espinho [2L]    2:3 Belenenses [1L]
E. Amadora [2L] 1:2 FC Porto [1L]
Boavista [2L]   3:2 Varzim [1L]
Feirense [2L]   1:4 Pacos Ferreira [1L]
Chaves [2L]     6:1 Academica [1L]
Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...