Skocz do zawartości

Per aspera ad astra


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

Avellino wygrało tamten mecz. Jednak nie zawsze chodziło oczywiście o zwycięstwo, raz o remis, raz o ilość rzutów rożnych, karnych. Miałem wrażenie, że to taka ich zabawka do wygrywania dodatkowych pieniędzy, bo nikt tego nie ścigał, nikt się tym nie zajmował.

 

Pewnego dnia wybraliśmy się razem na mecz miejscowego zespołu, ja, dwóch Taccone, Vecci, Aloisi i De Vito. Wszyscy zajmowaliśmy lożę VIP, jak można to tak nazwać. Jedyne miejsce, gdzie faktycznie istniał catering na wysokim poziomie, gdzie byliśmy obsługiwani, mieliśmy dach na głową, a ochrona czy policja nie miała tu wstępu.

 

- No patrz jak podał, gdzie do tyłu grasz! - denerwował się Walter.

 

- Jak dla mnie to dobrze konstruują tę akcję, zobacz kilka podań w tę stronę i ile przestrzeni zdobyli. - odparłem.

 

- Ty to chyba wszystko inaczej widzisz niż my, Adrian - co?

 

- Można powiedzieć, że to lekkiej zboczenie zawodowe, byłe zawodowe.

 

Mijały miesiące, a mnie bardzo spodobały się odskocznie od tematu interesów, narkotyków, przemocy. Spotykaliśmy się na tym stadionie i faktycznie rozmawialiśmy jak kumple. Pewnego dnia jednak historia potoczyła się inaczej.

 

Gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni w tym spotkaniu, wokół stadionu pojawili się uzbrojeni policjanci, ale jacyś specjalistyczni, nie tacy zwykli. O dziwo w tym meczu nic z aspektu kibicowskiego się nie działo, więc musiało pójść coś grubszego. Szybko ewakuowaliśmy się z miejsca z obawy, że to może po nas, ale zdążyłem jeszcze zobaczyć, że zabierani na dołek są... sędziowie, piłkarze, trenerzy, działacze...

 

Następnego dnia w gazecie ujrzałem ogromny artykuł, a na czołówce wielkimi literami widniał napis "ACQUISTA LA PARTITA". A więc kolejna po Calciopoli afera korupcyjna. Nasz klub Avellino był jednym z głównych oskarżonych, zatrzymano trenera, kilku piłkarzy, a także praktycznie cały zarząd: prezesa, dyrektorów i tak dalej.

 

W tej aferze jednak również i my siedzieliśmy bardzo głęboko, ale jednak z boku, nigdy oficjalnie. Czy miałem zatem się czego obawiać?

Odnośnik do komentarza

- Dobra Panowie, mówcie ile możemy na tym zarobić?

 

- Szefie, zarobić to raczej nie, nie ten poziom, musielibyśmy chyba Napoli wykupić...

 

- Nie nie, wiesz, że to nie wyjdzie. Neapol to nie nasza działka. No i my jesteśmy stąd. Lokalny patriotyzm, rozumiesz?

 

- W sumie jednak jest sporo plusów prowadzenia takiego klubu...

 

- Mów dalej.

 

- Można trochę pieniędzy przeprać na transferach, będziemy płacić gotówką. Minus taki, że trzecia liga ... nie będziemy mogli tutaj grać zakładów bukmacherskich, będziemy pod lupą, ale... to kolejny legalny biznes, więc będziemy czyści...

 

- Oczywiście ja prezes, Massimilliano dyrektor, Ty dyrektor, Tomasso...też? A Vincenzo? Nie za dużo ich?

 

- Vincenzo zna się na piłce.

 

- No to...?

 

- Dyrektor sportowy?

 

- Pasuje do niego!

 

- Massimilliano będzie dyrektorem generalnym, ja finansowym, a Tomasso może od marketingu hehe?

 

- O tak, on potrafi rozmawiać z ludźmi i ich przekonywać do swoich racji. A Adrianowi coś damy?

 

- Hm...

 

 

 

....

- Słuchaj Adrian, będziesz miał teraz trochę mniej czasu na swoje interesy...

 

- Coś nowego mi dojdzie?

 

- Tak! Przede wszystkim wszystkiego najlepszego z okazji twoich urodzin! Mamy dla ciebie świetny prezent, chyba o tym marzyłeś...

 

- Ford Mustang GT z 67 roku?

 

- Eee, no jednak coś innego.

 

- Co to będzie?

 

- Załatwiliśmy ci pracę!

 

- Jaką? Gdzie? Co?

 

- Będziesz prowadził nasz nowy klub!

 

- Menadżerem? Przecież od dziewczyn jest Gennaro...

 

- Hehe nie od dziewczyn! Chociaż niektórzy tam grający to faktycznie panienki... klub piłkarski! Kupiliśmy kilka dni temu Avellino 1912!

 

- Alle... ale jak to?

 

- No nie widziałeś co się działo z naszym biednym klubem?

 

- No widziałem, korupcja, degradacja...

 

- No właśnie, doskonała okazja, żeby kupić go za bezcen i przywrócić na właściwe tory. Serie C to chyba dobry początek dla ciebie?

 

- Zawsze to wyżej niż Proch Pionki. Super sprawa, a czym mam się tam zajmować?

 

- No jak to czym! Trenerką! Kupowaniem, sprzedawaniem... zawodników oczywiście. Sypniemy ci groszem jak będziesz chciał. Należy ci się, zrobiłeś u nas szybką karierę, a bardzo dobrze dla nas pracowałeś i zarabiałeś wiele. Pamiętaj jednak, że dalej jesteś w klanie i masz swoje do zrobienia.

 

 

Tak oto byłem dalej pionkiem związanym z prochem, chociaż Prochu Pionki już nie prowadziłem.

Odnośnik do komentarza

FM 2016, najnowszy.

Dodatki: polska IV liga.

Modyfikacje: przeniesienie Avellino 1912 do Serie C + kilka modyfikacji klubu + prezesa.

Ligi: Meksyk, USA, Chorwacja, Anglia, Francja, Niemcy, Węgry, Włochy, Holandia, Polska, Portugalia, Rosja, Szkocja, Hiszpania, Serbia, Argentyna, Brazylia, Chile, Kolumbia, Peru, Urugwaj.

Klub: Avellino 1912.

Liga: Lega Pro Girone C.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Przede wszystkim trzeba poznać wrogów. A w tej lidze mamy takich i to ze względu na rywalizujące klany, które pokrywają się z rywalizacją klubową. Oczywiście kibicujemy Napoli, ale Serie B mamy zespoły za którymi delikatnie mówiąc nie przepadamy - Bari, Crotone oraz Catania. Sporo może się dziać jednak już w tym roku, w naszej lidze zespoły takie jak: Benevento Calcio, Juve Stabia, Foggia Calcio to nasi lokalni wrogowie. Dodatkowym smaczkiem jest na pewno historia klubu Benevento, na pewno jeszcze o tym opowiem, ale już teraz zaznaczę, że ich prezesem jest... legenda naszego klubu. Interesy, interesy...

 

W składzie było 22 zawodników. W tym dwóch bramkarz, a więc dwudziestu zawodników z pola, czterech było tu tylko wypożyczonych. Oczywiście według mediów byliśmy faworytem do awansu, bo mieliśmy bardzo dobry skład, w końcu tylko karnie zdegradowany.

 

Te same media jednak nie zostawiły na mnie i na klubie suchej nitki. Czuję, że będziemy wrogiem numer jeden. Dawno żadni ludzie z ferajny tak otwarcie nie wchodzili w futbol. To już nie te czasy, musieli działać pod przykrywką. A my? Drwiliśmy sobie z tego. Walter kupił klub, mianował się prezesem i obstawił wszystkie najwyższe stanowiska ludźmi z Comorry. Ze mną jako trenerem.

 

Gazety huczały i prześcigały się od artykułów i nagłówków o mafii w Avellino. Niech sobie piszą. Wiedziałem, że futbol wolny od moich interesów nie będzie, ale teraz przynajmniej trochę mogłem wrócić do swojego starego życia. Powiem wam szczerze, że przypomniało mi się jaką frajdę mi to sprawiało... Jest podobnie jak wtedy, ale przynajmniej żyję na o wiele lepszym poziomie niż w Pionkach.

 

Na pierwszym treningu zobaczyłem, że gracze faktycznie czują do mnie respekt, ale też zaskoczyły mnie ich umiejętności. Naprawdę coś tam potrafili. Mój najlepszy piłkarz zrobił na mnie wielkie wrażenie. Widać było u niego charakter i waleczność. Po treningu zwołałem swoich piłkarze do siebie i odbyłem pierwszą rozmowę motywacyjną.

 

- Wiecie kim jestem. Nie będę ukrywał skąd tu przybyłem, doświadczenia nie mam wielkiego, ale w moim kraju, w Polsce, trenowałem gorszych zawodników i tak naprawdę wyciskałem z nich siódme poty i wyniki robiłem ponad stan (lekka ściema nie zaszkodzi). Tutaj mam grupę profesjonalistów i zamierzam z wami osiągać wielkie sukcesy. A jak ktoś nie będzie mi pasował albo się nie dostosuje to jego historia w tym mieście będzie bardzo krótka. Mam nadzieję, że się rozumiemy. Profesjonalizmu oczekuję także poza boiskiem, reprezentujecie Avellino, będę miał oczy dookoła głowy. Pamiętajcie.

 

Problemem była niedopasowana kadra do zasad Serie C. Potrzebowałem w kadrze 5 zawodników U-21. Miałem trzech... Potrzebowałem zatem wzmocnień.

 

Odnośnik do komentarza

- Czy będziecie straszyć swoich rywali?

 

- Oczywiście, dysponujemy silnym składem, będziemy się bić o awans, więc myślę, że każdy powinien do nas czuć respekt.

 

- Chodzi mi o powiązania mafijne związane z nowymi władzami klubu...

 

- Proszę Pana. Jesteśmy poważnymi ludźmi, a to poważna konferencja prasowa. Chcieliście mnie zobaczyć, wypytać o klub, więc proszę o pytania dotyczące piłkarskiego aspektu klubu, a nie jakieś plotki i pomówienia.

 

- ... wszyscy wiedzą jak jest. W porządku, możemy jednak udawać, przewiduje Pan jakieś wzmocnienia?

 

- Tak oczywiście. Brakuje nam przede wszystkim młodych graczy, będziemy szukać Włochów przed 21 rokiem życia, aby spełniać ze swobodą zasady Serie C.

 

- Jakieś zmiany w sztabie?

 

- Na pewno tutaj też kogoś będziemy ściągać, mamy w tej chwili trzech trenerów, a mam zielone światło na znacznie większą grupę fachowców i z pewnością z tego skorzystam.

 

- Jak opisałbym Pan swoje relacje z prezesem?

 

- Świetnie się rozumiemy i mamy taką samą wizję zespołu. Powinniśmy tworzyć zgrany duet.

 

- A co z dyrektorem sportowym, nie boi się Pan dwuwładzy?

 

- Nie, Vincenzo jest organem doradczym w kwestii transferów, wszyscy darzą mnie wielkim zaufaniem. Vincenzo ma swoje zadania, ja swoje, ale często będziemy prowadzić razem analizy, rozmowy i będziemy decydować wspólnie. W pracy trenera to ważne.

 

- Jaki styl będzie preferował pański zespół?

 

- Chciałbym, abyśmy dużo strzelali. Goli oczywiście. Publika to lubi, a to przecież daje dobre rezultaty.

 

Pierwszy sparing pierwszego zespołu z rezerwami wygrali ci "wyżej" cztery do zera, po dwóch golach Joao Silvy i tyleż samo trafieniach Bejnamina Mokulu. Lada dzień zagramy też mecz z Pisa Calcio w ramach pucharu Włoch, a później jeszcze pięć meczów sparingowych.

Mamy też pierwszy transfer tego lata, 18-letni lewy obrońca.

Odnośnik do komentarza

Czy 2,5 tysiąca sprzedanych karnetów to dużo? Myślę, że jak na trzecią włoską ligę to całkiem sporo. Ludzie są ciekawi co tu się będzie działo. Rozpoczęło się od wielkiej misji kompletowania sztabu szkoleniowego. Do części trenerów jeździłem sam, do części Vinenzo, a kilku musieliśmy przekonać kilkoma euro więcej do kieszeni wspólnie.

 

Usłyszałem też, że mój prywatny asystent coś wspomniał piłkarzom o mafiosie za sterami klubu... Bardzo szybko musiałem zareagować, Mark bardzo się przestraszył i sam złożył wypowiedzenie za porozumieniem stron, bez odszkodowania. Jak widać nie chciał brać udziału w budowie wielkiej drużyny, podobnie odszedł jeszcze Paolo Pagliuca, który był prawą ręką Strukelja. A może łączyło ich coś więcej?

 

Swoją rezygnację złożył też Tesser, podobno z przyczyn rodzinnych. Miałem nie wnikać, więc pozwoliłem mu odejść. W ramach jednej transakcji obustronnej do Neapolu pojechał za to trener U-18, Vincenzo Rispoli, dzięki temu władze ze stolicy regionu przysłały nam ciekawe produkty na poprawę humoru po bardzo promocyjnej cenie. Na pewno znajdziemy nabywców.

 

Nie trawię jednak braku lojalności, a taki zarzut wisiał nad Paolo Carpentierim, który dogadywał się po cichu z klubem z Werony - Hellas. Nie mogłem sobie na to pozwolić, więc wezwałem go do siebie. Był twardy, twierdził, że sam będzie decydował, gdzie będzie pracować. Zabroniłem mu odejść. Powiedziałem, że tak będzie dla niego lepiej, niestety był innego zdania. No to od tego sezonu będzie wskazywał jak poruszać się piłkarzom boisku... na pewno nie palcem wskazującym.

 

Chętnych do współpracy było jednak bardzo wielu, sztab szkoleniowy został wzmocniony wieloma osobami, sporo też było scoutów, fizjoterapeutów i ludzi do rezerw czy juniorów, którymi zajmował się Vincenzo. Moim zadaniem było skompletowanie sztabu do pierwszego zespołu, tego odpowiedzialnego za trening.

Zdecydowałem się zagrać czwórką w obronie, przed nimi trzech środkowych pomocników, jeden ofensywny i dwójka napastników. Powinniśmy stwarzać wiele sytuacji. Już w pierwszym meczu za mojej kadencji, tym oficjalnym, zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze i po zwycięstwie 3:1 nad Pisa Calcio awansowaliśmy do 3 rundy kwalifikacyjnej pucharu Włoch, gdzie czekał na nas zespół... o tak, Hellas Werona. Wcześniej jeszcze pokonaliśmy Aversę 3:0 w sparingu.

W pierwszym składzie widniało 28 zawodników, musiałem nieźle się nagłowić, żeby wybrać... Niestety zasady są nie do przeskoczenia, przynajmniej póki nie mamy żadnych układów w związku - musi być zarejestrowanych maksymalnie 24 piłkarzy. Wyjątki to gracze U-19, którzy są od trzech lat w klubie. Dodatkowo w tej dwudziestce czwórce musi być pięciu U-21.

Odnośnik do komentarza

Siedemset kilometrów. Ponad tyle dzieliło nas od naszego rywala w Puchar Włoch. Oczywiście musiałem swoim piłkarzom pokazać, że będą mieli tutaj komfort grania, oczywiście w zamian za wierność. Na mecz z Hellas polecieliśmy zatem czarterem, dzięki czemu już po niecałych dwóch godzinach byliśmy w Weronie.

Hellas to zespół występujący w Serie A, a w swoim składzie mają Pazziniego, Toniego czy Polaków - Wszołka i Furmana. To na pewno na papierze faworyt. Zdecydowałem się zlecić trening asystentowi przed meczem, a sam wybrałem się do starego znajomego...

 

- Witaj Paolo, co u ciebie? Jak ci się żyje w Weronie?

 

- Czego chcecie jeszcze ode mnie? Mało wam? Ja nie chcę mieć nic z wami wspólnego...

 

- Tylko zapytałem jak żyjesz, przecież znamy się z Avellino. Tak ci źle było? Chodziło o pieniądze? Wiesz, że u nas chodzi o coś więcej. Zdaje się, że wisisz nam przysługę.

 

- Przysługę? Jaką? Za co?

 

- Za zdradę. Wybaczymy ci, ale musisz nam pomóc. Jesteś już tu jakiś czas, sporo treningów widziałeś, powiedz mi, gdzie mają słabe punkty?

 

- Chcesz ze mnie zrobić szpiega?

 

- Oj, coś nieładnie... jak tam ręka?

 

- Skurwysyny... dobra, kilka informacji mogę przekazać, ale potem zostawicie mnie w spokoju?

 

- Jasne, od jutra się nie znamy.

 

 

Frattali w bramce, w obronie od lewej Visconti, Migliorini, Esposito i Nica, w pomocy Paghera, D'Angelo oraz Arini, przed nimi Sbaffo, a w ataku Mokulu i Silva. Jest to już raczej wybrana przeze mnie pierwsza jedenastka, którą głównie będę się starał grać. Mecz z Hellas rozpoczął się fatalnie, już w 8 minucie prowadzenie dał im Giampaolo Pazzini. Miałem wiele złych myśli w głowie, łącznie z tym, że Paolo mnie oszukał, ale chwilę później wypracowany przed meczem schemat dał nam wyrównanie stanu meczu po golu Paghery. W przerwie powiedziałem parę gorzkich słów w stronę moich piłkarzy, chciałem ich zmotywować, przy okazji jeszcze raz powiedziałem im co mają grać. Opłaciło się, w 70 minucie Mokulu dał nam prowadzenie, chwilę potem zszedł z kontuzją, a dzieła zniszczenia w doliczonym czasie gry z kontry dokonał Roberto Insigne. Piękne zwycięstwo, od jutra będziemy na ustach całego Avellino.

Przed rozpoczęciem ligi zagraliśmy jeszcze dwa mecze sparingowe, wygrany 3:0 z Isolą i 0;0 z AC Sieną. Będzie ogień.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o bramkarzy to zarejestrowałem ich dwóch. Obydwoje to już doświadczeni gracze, Frattali, mój wybór numer jeden to 29-latek, który najwyżej grał w Serie B, ale myślę, że spokojnie sprawdziłby się nawet wyżej. Natomiast Offredi, 27-letni Włoch to ciekawy przypadek, bo jest wychowankiem... AC Milanu. Mimo 160 rozegranych meczów to jednak w swoim pierwszym klubie nigdy nie wystąpił.

 

Prawa obrona to jedna z najmocniejszych pozycji w tym klubie, na tyle, że musiałem jednego, bardzo dobrego zawodnika, ale wypożyczonego, odesłać do domu, bo konkurencja zbyt wielka. Wprawdzie Nica, 22-letni Rumun oraz Pisano, 29-letni Włoch to również zawodnicy wypożyczeni, ale jednak poziom wyżej. Podstawowym graczem powinien być Rumun, chociaż Włoch jest jeszcze bardziej ofensywnie usposobiony. W razie czego mam jeszcze 24-letniego Czecha,, Nitriańskiego, który też może grać na prawej stronie defensywy.

 

Z lewej stronie jest już gorzej, pierwszy wybór to Pietro Visconti, 26-letni Włoch, a jego zmiennikiem będzie kupiony przed sezonem Bertoldi, ledwie 19-letni. Dwóch graczy to jednak wystarczająco, więc nie ubolewam.

 

Środek obrony to jeszcze większy problem. Andrea Esposito ma być liderem tej formacji, 29-letni doświadczony Włoch z niejednego pieca chleb jadł, wydałem na niego sporo pieniędzy przed sezonem, więc mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Do pary przygotowałem mu także nowy nabytek, Migliorini to wychowanek Chievo Werony, mający 23-lata, którego ściągnąłem za darmo. Oprócz tej dwójki, a także Nitriańskiego mam jeszcze mocno doświadczonego Angelo Reę do dyspozycji oraz młodego Davide Biraschiego.

 

W środku pola zdecydowałem się grać aż trójką pomocników, więc muszę mieć tutaj wybór. Zdecydowanie pierwsze skrzypce będzie grało trio Arini, D'Angelo oraz Paghera, są to zawodnicy na bardzo wysokim poziomie. Arini to wychowanek Napoli, jednak nie potrafił się tam nigdy przebić, ale jego doświadczenie na tym poziomie może być bezcenne, dla D'Angelo to już siódmy sezon w Avellino, a więc jest bardzo związany z tym miejscem, a do tego prezentuje bardzo dobrym poziom. Do tego duetu dochodzi o kilka lat młodszy Paghera. Mimo, że najmłodszy to będzie miał najwięcej obowiązków w pomocy, bo będzie grał jako długodystansowiec, więc na pewno się nabiega. Na ławce jest Wiliam Jidayi, Simone Pontisso, Pietro Voltasio - jako typowi środkowi pomocnicy powinni spełnić się w roli zmienników, pierwszy z nich to 30-latek, ale Simone i Pietro to młodziki.

 

Jako ofensywnego pomocnika widzę w pierwszym składzie Sbaffo, będącego w sile wieku - 25 lat. Gdybym się pomylił co do jego umiejętności mam jeszcze wypożyczonego z Napoli Roberto Insigne oraz Davide Gavazziego, który ma nawet na koncie występy w Serie A w barwach Sampy, ale niestety nie odpowiada mi swoim stylem gry, pozycją, zobaczymy co się z tego rozwinie.

 

W ataku może też grać Insigne, więc to jego dodatkowy atut, chociaż nie przewiduję go tam, jeśli nie będę miał plagi kontuzji. Podstawową parą snajperów będzie Joao Silva, 25-letni Portugalczyk, który grywał w wielu klubach, oby u nas się wreszcie ustatkował. Jego rówieśnik Benjamin Mokulu ma w swoim dorobku ponad 200 występów i prawie 50 goli. Najbardziej doświadczony w klubie, Francesco Tavano ma już 36-lat, ale jego przygody z Serie A, gdzie faktycznie strzelał mogą zostać nieocenione. Swego czasu Valencia dała za niego 10 mln euro! W swojej karierze rozegrał 480 spotkań, strzelił 178 goli. Jako opozycję Tavano stawiam Andreę Addiego Mobilio, 18-letniego wychowanka Sampdorii. To odpowiednie uzupełnienie tej układanki.

Odnośnik do komentarza

Przyszedł czas pierwszego oficjalnego meczu w ramach Serie C. Już widziałem te tłumy ludzi, jedna trybuna - wszyscy w kolejce po poczciwą gietą, zapijaną colą lub zimnym rozwodnionym browarkiem, druga strona już zbierała się i ostrzyła gardła do śpiewów, inni wieszali flagi. Flaga na fladze - taki tu jest ten włoski styl. Mój wzrok przyciągnęła też oczywiście strefa VIP. Mimo, że graliśmy mecz wyjazdowy to Walter siedział w otoczeniu swoich najwierniejszych mafiosów, tfu, dyrektorów, a wszyscy ludzie kłaniali mu się dookoła lub chodzili i całowali w rękę. Muszę szczerze przyznać, że chwila mnie to denerwowało.

 

Zdecydowanie też nie pasowałem ubiorem do mojego rywala, trenera Lecce. Nie mogłem sobie pozwolić z moją pozycją "na mieście" na jakiś dres czy ubiór sportowy, taki jak reprezentował dzisiaj mój oponent. Szykowna koszula, zawinięte rękawy, dobrze dobrane spodnie. W Neapolu mam swojego prywatnego krawca i stylistę, wszyscy z klanu mają, muszą mieć, musimy wyglądać na poziomie.

 

Jeśli chodzi o aspekt piłkarski to mecz rozpoczęliśmy w podobnym zestawieniu jak w spotkaniu pucharowym, z różnicą, że nie zagrał nasz jeden z napastników z powodu kontuzji i w jego miejsce wstawiłem doświadczonego Tavano.

 

Pierwsza połowa była tak nudna jak transakcje na neapolitańskim targu, wszyscy znają cenę, wszyscy wiedzą czego chcą i otrzymują, dogadują się bez słów. Taką nudą wiało na Via del Mare w Lecce. Ani jedna, ani druga drużyna nie zdołała zachwycić publiki nawet dobrą okazją strzelecką.

 

Musiałem więc powiedzieć w przerwie kilka cierpkich słów do moich piłkarzy. Mimo, że nie byłem zbytnio uznaną marką w świecie trenerskim to jednak mój autorytet związany z działalnością w klanie robił na nich wrażenie. Czułem faktycznie ten respekt. Do głosu dochodził tylko kapitan. Myślałem, że coś drgnęło, bo od początku drugiej połowy wyraźne mieliśmy przewagę, atakowaliśmy. Zostaliśmy za to nagrodzeni oczywiście słusznym rzutem karnym, którego na gola zamienił Tavano. Nie, nie myślcie sobie. Ani ja, ani Walter, ani nikt z naszego otoczenia w przerwie meczu nie wizytował szatni dla sędziów.

 

Radość niestety nie trwała zbyt długo, bo ledwie minutę po karnym Salvatore Caturano dał piłkarzom Lecce remis. Mimo wyraźnej przewagi do końca meczu i kilku dobrych okazjach, dwóch wykorzystanych zmianach - wynik nie uległ poprawie i na inaugurację Serie C tylko remisujemy.

 

Lecce - Avellino 1:1 (Caturano - Tavano)

Fratalli - Nica, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Tavano

Odnośnik do komentarza

Wreszcie gramy pierwszy mecz u siebie. Powiem szczerze, że już gorączkowałem się tym spotkaniem. Znowu wróciła do mnie ta miłość do futbolu, którą jeszcze przeżywałem w Polsce. Oczywiście, musiałem pracować dodatkowo dla klanu, ale miałem pod sobą już zaufany ludzi, którzy faktycznie za mnie robili całą robotę.

 

Na stadion Partenio - Adriano Lombardi przybyło ponad siedem tysięcy widzów, sporo co? 3,5 tysiąca to ostateczna liczba sprzedanych karnetów na ten mecz. Oczywiście cała śmietanka "mafii z Avellino" była obecna na tym meczu. Jedynie Vincenzo, mój dyrektor sportowy siedział ze mną na ławce przy boisku, reszta to oczywiście strefa VIP

.

Rozpoczęliśmy kapitalnie, bo od częstych ataków, jeden z nich zakończył się trafieniem Joao Silvy. Euforia, na boisku, na ławce, na stadionie, w strefie VIP. Wiedziałem, że właśnie tak to ma trwać...

 

Jednak nasza gra siadła, mimo kilku groźnych sytuacji to nasz przeciwnik, Martina Franca zdołał doprowadzić do wyrównania, strzelając gola w 37 minucie meczu. Mało tego, jeszcze w doliczonym czasie gry tracimy tak zwaną bramkę do szatni. Koszmar.

 

Kiedy przemawiałem do swoich piłkarzy, ponownie używając ciężkich słów do szatni wszedł Walter. Nasz wzrok przeciął się ii już miałem wydusić coś z siebie do niego, ale w porę się opanowałem, wiedziałem przecież kim jest, poczekałem na jego pierwsze słowa.

 

Okazało się, że nie odezwał się w ogóle. Zacząłem więc dalej rozmawiać, a raczej prowadzić monolog z zespołem. Po zakończeniu Walter wyszedł, dalej bez słowa. Albo chciał po prostu posłuchać co ja mam do powiedzenia albo swoją osobą chciał zmotywować piłkarzy.

 

Opłaciło się, bo już w 51 minucie meczu doprowadziliśmy do remisu, za sprawą Sbaffo, który popisał się kapitalnym strzałem z nieco większej odległości. Atakowaliśmy cały czas, rywale oddali przez cały mecz ledwie trzy celne strzały przy dziewięciu w ogóle, my mieliśmy takich strzałów siedemnaście przy sześciu celnych.

 

W 67 minucie przeciwnik grał jeszcze w osłabieniu z powodu czerwonej kartki... ogólnie my dostaliśmy dwa żółtka, a rywal trzy żółte i jedną czerwoną - na pewno w tym meczu nikt nogi nie odstawiał. Niestety, ale gola na miarę zwycięstwa już nie wdusiliśmy.

 

Avellino - Martina Franca 2:2 (Joao Silva, Sbaffo - La Gumina, Diakite)

 

Fratalli - Nica, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Tavano

Odnośnik do komentarza

Następne ligowe spotkanie czekała nas w Casercie, gdzie mieliśmy zmierzyć się z FC Casertaną. Tym razem miało być inaczej, nie było ze mną całej świty z klanu, jedynie Vincenzo pojechał ze mną. Nawet "Taco" czyli Masimilliano mnie opuścił tego dnia. Mieli ważną wizytę w Neapolu, gdzie mieli rozmawiać na wyższym szczeblu z innymi klanami, doszło do jakichś sprzeczek dwóch klanów o strefy wpływów i wszyscy muszą się w tym względzie dogadać, bo nie będzie różowo.

 

Ja tymczasem musiałem zająć się swoimi sprawami, a więc meczem. Liczyłem, że może w końcu uda nam się wygrać, bo dwa remisy złe nie są, ale na remisach to my nie awansujemy z tej Serie C. Zmieniłem mentalność graczy na bardziej ofensywną od początku meczu i przyniosło do efekty. W 14 minucie po kapitalnym strzale Ariniego prowadziliśmy już 1:0, a pięć minut później dwa do zera po golu tego samego zawodnika.

 

W pierwszym składzie w tym meczu wybiegł Mobilio. Chciałem dać szansę chłopakowi, bo Tavano jednak w tym wieku nie jest gotowy do grania 90 minut, a mój drugi napastnik ciągle męczy się z kontuzją. W przerwie jednak wprowadziłem Insigne, a w 66. minucie właśnie Tavano, który okazał się świetny w roli jokera i w 78. minucie ustalił wynik spotkania po strzale głową. Wreszcie notujemy pierwsze ligowe zwycięstwo pod moją wodzą.

 

FC Casertana - Avellino 0:3 (Arini 2x, Tavano)

 

Fratalli - Nica, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Mobilio

Odnośnik do komentarza

I się pojawiły ;).

 

.....

 

 

Nic ich nie obchodziło, że miałem mecz. Musiałem jechać na ważną akcję. Sytuacja w Neapolu się komplikowała, więc walka o wpływy na pobliskich miejscowościach musiała trwać w najlepsze.

..

Widziałem, że po tej akcji będziemy mieli policję na ogonach, będziemy znowu na świeczniku, a ja przecież mam zespół. Nic to, interesy są najważniejsze, nie można tutaj okazać słabości. Pojechaliśmy do Palma Campania, miejscowości znajdującej się na zachód od Avellino, po drodze do Neapolu. Swoją siedzibę miał tu jeden z klanów, ale bardzo mały, który jednak myślał, że będzie wielki. Porwali jednego z naszych Marokańczyków, którzy zajmowali się składem chemicznym naszych produktów. Kiedy zaczął pracować dla nich, nasze wpływy zaczęły się kurczyć, a ich wzrastać, gdyż handlowali de facto naszym towarem, na naszym rejonie, ale pieniądze zabierali oni.

 

Taco i ja ruszyliśmy do jednej z fabryk, dostaliśmy cynk, że właśnie tam ukrywa się Roberto, szef tutejszego klanu. Zakradliśmy się pod osłoną nocy, mieliśmy ze sobą pięciu żołnierzy, wpadliśmy i zaskoczyliśmy ochronę. Kilka strzałów, kilka trupów. Wszczęli alarm. Przedzieraliśmy się przez kolejne pomieszczenia, tak, sceny niczym z gier komputerowych, po drodze eliminując wrogów. Niestety dwóch naszych również oberwało i skończyło swój żywot w chwale klanu.

Wyważyliśmy ostatnie drzwi na piętrze, gdzie było biuro, znaleźliśmy tam trzymanego w klatce Marokańczyka, ale Roberto już nie było. Zastaliśmy tylko otwarte okno, musiał nam przed chwilą uciec albo wcale go tu nie było i dostaliśmy fałszywy cynk.

 

Operacja jednak się udało, odzyskaliśmy swojego chemika, a w Palma Campania zobaczyli, że z nami nie ma żartów. Teraz były tylko dwa rozwiązania - albo będzie wojna między nami albo zaproponują układ pokojowy, oczywiście z korzyścią dla nas. Oni nie mieli w tym momencie żadnej karty przetargowej.

Wróciłem do Avellino, szybki prysznic. Odpaliłem laptopa, analizowałem jutrzejszy mecz z Juve Stabia. Jak dobrze, że gramy teraz u siebie. Chociaż z takim trybem życia zawał po czterdziestce murowany..

 

Zdecydowałem się na takie samo zestawienie składu jak w zwycięskim meczu. Zatem w ataku ponownie zobaczyliśmy Mobilio i Joao Silvę. Ten pierwszy kapitalnie mi się za to odpłacił strzelając gola już w 30 minucie. Pierwsza połowa minęła całkowicie pod nasze dyktando i bardzo dobrze, bo jakoś nie miałem dzisiaj nerwów na dramat w końcówce...

 

W przerwie wpuściłem Insigne, a w 61 minucie naszego jokera - Tavano. Było to kapitalne posunięcie z mojej strony, minutę później doświadczony Włoch podwyższył wynik meczu. Niestety jakby na złość moi piłkarze sprezentowali mi nerwową końcówkę... W 87. minucie czerwoną kartkę otrzymał prawy defensor Nica, zdecydowałem się przejść na trójkę stoperów, trójkę defensywnych pomocników. Był to błąd, bo zaczęli nas rozjeżdżać skrzydłami, poczuli krew i rzucili się na nas jak wilk na bezbronną owieczkę. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry udało im się zdobyć bramkę kontaktową, ale całe szczęście pozostało to tylko trafieniem honorowym. Uff, było blisko.

 

Avellino - Juve Stabia 2:1 (Mobilio, Tavano - Nicastro)

 

Fratalli - Nica, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Mobilio

Odnośnik do komentarza

Wydawało się, że interesy wrócą do normy. Odzyskaliśmy swojego człowieka, postraszyliśmy trochę "mniejszych" od nas, więc powinno być w porządku. Tymczasem Roberto, szef z Palma Campania nawet się nie odezwał. Nie zwiastowało to nic dobrego, bo mógł po prostu zniknąć, ale też mógł obmyślać jakiś plan zemsty czy cokolwiek innego. Cisza w każdym razie nie jest czymś pożądanym w tym zawodzie, tutaj musimy mieć pewność. W dalszym ciągu liczyliśmy też na powiększenie strefy wpływów poprzez ukazanie swojej siły. Taka cisza przed burzą... nie zwiastowało to też nic dobrego na boisku. Ja myślami byłem gdzie indziej i moi zawodnicy chyba też. Zagraliśmy z Cosenza Calcio chyba najgorsze spotkanie odkąd jestem w Avellino. Nie pomogło również wprowadzenie po przerwie Tavano, tym razem joker nas nie zbawił.

 

Cosenza Calcio - Avellino 0:0

 

Fratalli - Pisano, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Insigne

Odnośnik do komentarza

Pamiętacie Marka? Był moim asystentem w Prochu Pionki, razem z nim przemierzałem z nim wszystkie kartofliska wzdłuż i wszerz. Jemu mogłem się wypłakiwać o wszelkich sprawach klubowych, o nieudolności piłkarzy... to były dobre czasy, ale kiedy trafiłem do aresztu to niestety o mnie zapomniał. Albo też inaczej - nie chciał mieć nic wspólnego z kryminalistą. Dziś postanowił złożyć mi wizytę. Kiedy podjechał na malowniczy przystanek Avellino wypytywał ludzi o trenera zespołu, kiedy udało mu się w końcu dowiedzieć kim jestem, bez problemu ludzie wskazali mu osiedle, gdzie mieszkają ludzie z klanu. Był oczywiście zaskoczony jak mi się powodzi. On podjechał taksówką, wydał ostatnie złotówki na podróż, a pod moim domem stały dwa samochody w garażu i jeden - mój ulubiony - zaparkowany pod domem, Ford Mustang GT z 1967 roku. Ryczy jak wyposzczona dziwka.

 

Nie jestem jakiś zawistny, ani też nie lubię się wywyższać. Zdziwiłem się z odwiedzin Marka, ale przyjąłem go ciepło. Zapomniałem o starych czasach, wypiliśmy trochę whisky, po czym oczywiście przeszliśmy do sedna, bez zbędnego pierniczenia - wyjąłem lodowatą wódkę. Tak piją Polacy.

 

Nazajutrz zabrałem Marka na mecz. Graliśmy z Monopoli. Liczyłem, że jeszcze raz pokażę swoimi gościowi, że mi się w życiu udało i wygramy ten mecz w cuglach. Niestety piłkarze zawiedli i tym razem. Pierwsze 45 minut było bardzo nudne i Marek chyba więcej czasu spędził podziwiając widoki, piękne dziewczyny spacerujące po strefie VIP, niż na meczu, ale po zmianie stron widowisko się rozruszało. Najpierw jednak strzelili gola goście, a my musieliśmy odrabiać w zabójczym tempie. Udało się na kwadrans przed końcem, ale na drugiego gola po prostu zabrakło czasu. Niestety znowu zawodzą mnie napastnicy. Kto by tam nie grał...

 

Avellino - Monopoli 1:1 (Sbaffo - Gambino)

 

Fratalli - Pisano, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Insigne

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Po pierwszej upojnej wódką nocy, trzeba było zabrać przyjaciela, byłego-przyjaciela? Nie ważne, gościa, Polaka. Na jakieś porządne balety. Oczywiście Avellino to nie jest miejsce, gdzie moglibyśmy się dobrze zabawić, więc musieliśmy szczęścia szukać w Neapolu.

 

Marek przyjechał, bo pokonał drogę autobusem, wydając zresztą zaoszczędzone, ostatnie grosze na podróż, kiedy dość przypadkiem natrafił na wzmiankę o Polaku prowadzącym włoski zespół zamieszany w aferę korupcyjną. Zagłębił się w temat i znalazł dodatkowo gdzieś moje foty, moje w towarzystwie śmietanki z klanu, w gustownych garniturach, dobranych okularach i przy stylowych furach. Od razu sobie przypomniał, że kiedyś był moim przyjacielem.

 

Oczywiście z troski chciał przyjechać i wypytać mnie jak to się stało, że wyszedłem z więzienia w Radomiu. Powiedziałem mu, że z prostego powodu, tego samego, który bym mu opowiedział, gdyby mnie tam odwiedził. Byłem niewinny. Wybaczyłem mu tą zdradę, powiedzmy zdradę, bo sam nie wiem jakbym się zachował na jego miejscu. Przypomniały mi się stare, dobre czasy. Powiedziałem, że załatwię mu tu jakąś fuchę w mieście, mam sporo znajomości...

 

Coś się zaczął domyślać. Nie chciałem go jednak mieszać w sekretne, drugie życie. Zabrałem go do najlepszego klubu w Neapolu, najlepsze drinki, najlepszy towar, najlepsze dziewczyny. Był jak w raju. Wypytywał jednak o jakieś szczegóły, dlatego jestem tu tak szanowany, dlaczego ludzie mówią mi "dzień dobry". Zbywałem go, że wszyscy tutaj kochają futbol i dlatego też dużo płacą w tej branży. Chyba nie uwierzył, ale musiał na chwilę przerwać dopytywanie, bo ujrzeliśmy przy barze dwie włoskie piękności. Zupełnie inne niż te wszystkie dookoła. Jak istnieje miłość to chyba właśnie się zakochałem. Alkohol zrobił swoje, wciągnąłem jeszcze kreskę na odwagę i uderzyłem. Marek stał nieco z boku, nie rozumiał nic po włosku, a ja już potrafiłem się dogadać. Ta piękniejsza miała na imię Francesca, druga Camilla. Jak się uprzeć - to i na polskie łatwo przełożyć te imiona.

 

Chyba też jej wpadłem w oko, ale muszę przyznać, że od czasu przybycia do Włoch naprawdę zmieniłem swój sposób ubierania się, uczesania. No i oczywiście marki na metkach też muszą robić swoje. Zapoznałem je z Markiem, szybko złapali jakiś wspólny język, Camillia z Markiem. Dałem mu tysiąc euro, żeby dziś nocował poza domem.

 

Francesca była... cudowna. Studiowała pedagogikę resocjalizacyjną, nieco mnie to tchnęło, ale nie miało to zbytniego znaczenia w tej pięknej chwili. Mieszkała jeszcze z rodzicami, miała 24-lata, ale już pracowała w kawiarni jako kelnerka. Przyjaźniła się z bogatą Camillią, której rodzice są lekarzami, więc stąd ten pobyt w klubie, ale mówiła, że niezbyt dobrze się tu czuje. Zabrałem ją w jedno z najpiękniejszych miejsce w Neapolu, Via Caracciolo e Lungomare di Napoli...

 

Gorące kamienie, szum fal, w tle żyjące miasto... i my. Rozmawialiśmy praktycznie do rana. Czułem, że to ta bratnia dusza, której tak w życiu mi brakowało. Ona chyba też była mną zachwycona, przynajmniej tak to odczuwałem. Kiedy skoro świt odwiozłem ją do domu, widziałem jak zza firanki wyglądała jej mama. No, pewnie nieźle sobie o mnie pomyśli... Francesca rzuciła mi jeszcze jeden uśmiech na pożegnanie i pobiegła do domu.

 

Wrzuciłem jedynkę w swoim Mustangu, ruszyłem i... zadzwonił telefon, to Vincenzo:

 

- Gdzie ty kur... jesteś?

 

- Jaaa? W Neapolu jeszcze, a co? Sprawę miałem...

 

- Gramy dzisiaj w Foggi, a ciebie jeszcze nie ma, zaraz zaczynamy poranny trening!

 

Wróciłem do świata żywych, opuściłem obłoki. Poleciłem Vincenzo, aby mój asystent poprowadził trening, bo mi coś wypadło. Sam zdecydowałem pojechać się już prosto do Foggi. Tam na miejscu zwiedziłem jeszcze plac Karola Wojtyły, pomyślałem, że to obowiązek Polaka, skoro już tu jestem. No i jakoś mi się ten romantyzm załączył...

 

Tymczasem na boisku nie było mowy o żadnych uczuciach. No może poza wolą zwycięstwa. Graliśmy mecz wyjazdowy z Foggią Calcio, liderem Serie C. Na ławce mogłem już posadzić Mokulu, który wyleczył uraz i zastanawiałem się czy nie zajmie miejsca Joao Silvy, który strzela dramatycznie mało goli... Zaskoczył mnie jednak inny piłkarzy, który dał popis próbki swoich umiejętności, kiedy to w ledwie trzy minuty zapewnił nam dwa trafienia. Mowa o Roberto Insigne, który od 11 do 14 minuty strzelając dwa gole dał nam trzy punkty z liderem. Roberto to wychowanek Napoli, ma 21 lat, w dzisiejszym meczu grał najbardziej wysuniętego gracza i jak widać - opłaciło się, chociaż lubi też grać nieco głębiej, na ofensywnym pomocniku.

 

Foggia - Avellino 0:2 (Insigne 2x)

 

Fratalli - Pisano, Esposito, Migliorini, Visconti - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Insigne

Odnośnik do komentarza

Dwie godziny spędziłem na słuchawce. Tak tak, wszystko to rozmowy z Francescą. Zdecydowanie to będzie kobieta mojego życia. Właśnie wrócił do domu Marek. Oczywiście zadowolony, spędził piękną, upojną noc z fajną laską. Zaszalał, bo nie było go aż dwa dni.

 

No, ale jego to była taka przygodna na jedną noc, przynajmniej nie sprawiał wrażenia, jakby z Camillą coś zaiskrzyło. Siedzieliśmy w fotelu i piliśmy drinki, rozmawialiśmy o kobietach, ja właściwie mówiłem tylko o Francesce. Śmiał się, że zachowuję się jak małolat. Wtedy niespodziewane w drzwiach stanął Taco, miał przy sobie dwa pistolety, spojrzał groźnie w kierunku Marka i wycedził szorstkie:

 

- A to kto kurwa jest?

 

Nie wiem komu pierwszemu miałem się tłumaczyć. Czy Markowi z tego co robi ktoś taki jak Taco w moim domu i to jeszcze spluwami czy Taco z obecności Marka, który zdecydowanie nie powinien był widzieć go w takiej sytuacji. Nie zdążyłem wydusić słowa, kiedy Taco sam zaczął:

 

- Nie ważne, zbieraj się, mamy ważną robotę, ale to na już!

 

Nie myśląc wiele, rzuciłem tylko do Marka, że niedługo wrócę i mu wszystko wyjaśnię. 5 minut później jechałem już z Taco, bardzo na mnie przeklinał, że zadaję się z kimś spoza klimatu, że to niebezpieczne, że co ja sobie w ogóle wyobrażam i tak dalej... Wreszcie zapytałem gdzie jedziemy.

 

Misja była bardzo trudna. Bardzo, ale to bardzo nienadająca się do opowieści. Pamiętacie jak pisałem o tej ciszy z wrogiego nam teraz klanu? No właśnie, wrogiego. Roberto z Palma Campania poczuł się wielki, zlikwidował kilku naszych ludzi w jednym i tym samym czasie. Właściwie to kilku handlarzy na granicy strefy wpływów, ale też sięgnęło się osobie, która była nieco wyżej w hierarchii, umownej oczywiście, bo Camorra nie ma takich sztywnych podziałów. Walter zdecydował się działać szybko, skutecznie i brutalnie.

 

W odwecie kilku naszych chłopaków miało zdjąć ludzi Roberto, my natomiast udawaliśmy się na jeden z meczów piłkarskich. Nie, nie graliśmy. Jechaliśmy tam obejrzeć jak radzi sobie syn Roberto, nawet nie wiem jak miał na imię, miał grać z numerem 9. Podobno zdolna bestia. Dla nas istotne, że był obecnie już doradcą swojego ojca i być może on na niego naciskał, a że to naturalny następca Roberto...

 

Przeczekaliśmy całe 75 minut, drużyna naszego celu wygrywała 3:0, trener postanowił dać mu odpocząć i napastnik opuścił boisko, poszedł pod prysznic. Wtedy ja i Taco udaliśmy się za nim. Gdy wychodził owinięty tylko w ręcznik pociągnąłem za spust pistoletu z tłumikiem, po czym rzuciłem go na ziemię. Opuściliśmy pomieszczenie, zapaliłem papierosa.

 

Pojechałem w moje ulubione miejsce w Avellino. Świątynia. Spędziłem tam kilka godzin, coś mnie tknęło w sercu... Trudno, taki fach. Trzeba iść dalej, to tylko biznes. Tak się tłumaczyłem przed sobą. Chociaż obiecałem Markowi, że mu wszystko wyjaśnię jak wrócę to jednak zamknąłem się w swoim pokoju i nie miałem ochoty na żadne rozmowy.

 

Nazajutrz zanim Marek wstał ja już byłem na porannym treningu z zespołem. Dziś wieczorem podejmowaliśmy Acr. Messinę na własnym obiekcie. Skupiłem się na futbolu to zawsze pomagało mi się odstresować. Wymyśliłem nieco bardziej ofensywny wariant swojej taktyki, spróbowałem tego od początku meczu. Efekt był kapitalny, już w drugiej minucie Paghera zapewnił nam prowadzenie, jednak im dłużej tak graliśmy, tym większe powstawały luki, więc muszę jeszcze nad tym popracować. W drugiej połowie rozpoczęło się fatalnie, Diogo Tavares stanął przed szansą wyrównania, ale pomylił się z jedenastu metrów. Do końca zaryglowaliśmy już swoją bramkę nie dając szans rywalowi. Ważne trzy punkty zostają u nas

 

Avellino - Messina 1:0 (Paghera)

 

Fratalli - Pisano, Esposito, Migliorini, Bertoldi - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Joao Silva, Insigne

Odnośnik do komentarza

- A co ty myślałeś, że jako trener dorobiłem się tego wszystkiego w trzy miesiące?

 

- No, nie wiem, w sumie co sobie wyobrażałem, ale gangster?

 

- Przestań, jestem po prostu człowiekiem z miasta, prowadzę interesy z tymi ludźmi. Jestem w sumie ich częścią.

 

- Dobrze ci z tym?

 

- Wiesz co, po tym jak mnie potraktowało prawo w Polsce... tak zdecydowanie mi z tym dobrze.

 

- Twoja sprawa, ale mnie w to nie mieszaj.

 

- Jasne, że tak. Ale zostajesz?

 

- Mnie też nic w Polsce nie trzyma, załatwisz mi tu jakąś robotę? No, ale wiesz... nie w twoim fachu.

 

- Jasne. Już rozmawiałem o tobie z przyjacielem, zajmują się wywozem śmieci, siedziałbyś w biurze, bierzesz to?

 

Zgodził się. Oczywiście nie wiedział, że całym przemysłem śmieciowym w Avellino zajmujemy się my, nasz klan... ale nie to było istotne, wreszcie miał normalną, godną pracę i właściwe zarobki. A ja po chwilowo mogłem zająć się sportem. Roberto oczywiście po naszych działaniach zmiękł tak bardzo, że w efekcie z jego interesów uzyskujemy teraz 40%.

 

Na wyjazdowe spotkanie z Paganese Calcio wystawiłem niemal identyczny skład, zmiana dotyczyła jedynie pozycji napastnika. Dałem zagrać od pierwszych minut, który zmienił Joao Silvę, ale i ten napastnik nie zagwarantował nam bramek. To nasz dziewiąty mecz w lidze i do tej pory straciliśmy tylko pięć bramek, więc defensywę mamy naprawdę żelazną. Natomiast atak kuleje, chociaż dwanaście strzelonych goli nie jest złym rezultatem to jednak statystyki napastników na kolana nie powalają. Z Paganese remisujemy bezbramkowo. Nawet wejście Portugalczyka w 60 minucie nie zmieniło obrazu gry i to jest już ponad osiem godzin jak Joao Silva nie strzela gola.

 

Paganese Calcio - Avellino 0:0

 

Fratalli - Pisano, Esposito, Migliorini, Bertoldi - Arini, D'Angelo, Paghera, Sbaffo - Mokulu, Insigne

Odnośnik do komentarza

Gdzie byście zabrali swoją miłość na randkę? A może już nigdzie nie chodzicie? Pamiętajcie, że o miłość trzeba dbać, dużo dawać od siebie, a na pewno będzie trwać... Ja mogłem dawać bardzo dużo, mogłem sobie pozwolić praktycznie na każdą zachciankę. Francesca była bardzo nieśmiała, skrępowana, kiedy chciałem jej coś sprezentować.

 

Tym razem zabrałem ją na... przelot helikopterem nad Avellino. Piękne widoki, ale kiedy wylądowaliśmy i czekał na nas stolik na jednym z dachów, wraz z szampanem, truskawkami i prywatnym kelnerem, jej mina nieco zrzedła.

 

- Skąd ty masz na to pieniądze?

 

- Noo, mówiłem ci, że trenuję...

 

- Jasne, trenera nie stać na takie cuda.

 

- Bo widzisz... ja jestem udziałowcem. Taak, wsadziłem kiedyś pewien kapitał w firmę śmieciową... to znaczy zajmującą się wywozem śmieci. Przynosi bardzo duże dochody, a ja sam w sumie miasta nie sprzątam tylko liczę z tego zyski hehe - jej jednak nie było do śmiechu...

 

- Rodzice mówią, że jesteś z mafii. Nie chcą żebym się z tobą spotykała...

 

- Wiesz... ta mityczna mafia to już wszędzie jest. Wszyscy wszędzie widzą mafię u ludzi, którym faktycznie wyszło. Mam wielu przyjaciół, Włochów, ludzi sukcesu, a niektórzy zawistni ludzi...

 

- Na pewno?

 

- Przecież wiesz...

 

Jest taka zasada, że to co w pracy zostaje w pracy. A kobiety w domu. W klanie nie żali się swoim żonom. Nie muszą wszystkiego wiedzieć, może to i lepiej, w razie kłopotów... Trochę jednak źle się czułem oszukując swoją ukochaną.

 

Chyba jednak mi uwierzyła, bo przyszła nawet na mój mecz na trybuny. Przyprowadziła nawet swojego młodszego brata ze sobą. Dopingowali nas ostro. Podejmowaliśmy Lupa Castelli Romani, postawiłem w ataku na duet Mokulu - Insgine, ale i tym razem... się zawiodłem. Znowu bezbarwne 45 minut. To znaczy - nie zrozumcie mnie źle - w obronie gramy kapitalnie, jak typowy włoski zespół, ale ten atak... Po 45 minutach wpuściłem Joao Silvę myślałem, że może z ławki pokaże swój niewątpliwy potencjał, a jednak nie. Zdecydowałem się więc, że zimą muszę kupić napastnika, na razie zacząłem robić podchody pod gracza Alessandrii, Ricardo Bacalona, który do tej pory w równoległej lidze strzelił już dziewięć goli. Sezon wcześniej strzelił 16 goli w Serie B. Zobaczymy, jeśli się nie uda ściągnąć tego 26-letniego Włocha to będziemy szukać chyba za granicą.

 

Avellino - Lupa Castelli Romani 0:0

 

Fratalli - Pisano, Esposito, Migliorini, Bertoldi - Arini, Pontisso, Paghera, Sbaffo - Mokulu, Insigne

Odnośnik do komentarza
  • Makk zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...