Skocz do zawartości

4:40, słońce wstaje


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

Dwa dni zleciały z bani. Zabawa z basenem była mocna. Wiki i Zuza jakby mogły, to by siedziały w nim cały czas. Musiałem je wyganiać, żeby się trochę wysuszyły, zjadły coś. Sam też skorzystałem z atrakcji- fajna sprawa, woda mokra oraz chłodna.

Moje wolne powoli dobiegał końca. Jeszcze dwa dni, weekend i do pracy. Powrót do redakcji zbliżał się. W tym czasie z Wiki miała posiedzieć teściowa. A patrząc na to, co ostatnio jest, to nie będzie miała za wiele roboty. Przypilnuje dziewczynki tylko. Małe diabły będą rozrabiać w dwóch domach naraz.

Później miała mieć tydzień wolnego Magda i zająć się obiema małymi, tydzień ja, a jeden czekał na wykombinowanie czegoś.

Dzwoniłem do szefa, Michał Kulesza mi przekazał, iż sparingami Świtu zajmie się Kamil, więc to miałem z bani. Dużo roboty nie miał: opisać wyniki oraz pomniejsze wydarzenia jakby były ciekawe. A na to się nie zanosiło. Klub zorganizował tylko trzy mecze sparingowe:

  • Pelikan Łowicz
  • Krasnodar
  • U Cluj

Kilka gierek mieli przeprowadzić ze swoimi rezerwami i młodzikami. Taka widocznie była wizja trenera. Z tego, co sam mówił w wywiadzie którymś, to interesowało go tylko zgranie zespołu oraz dopracowanie taktyki. No, na II ligę muszą dobrze się przygotować, łatwo jak w zeszłym sezonie nie będzie.

Teraz siedziałem przed laptopem w salonie, klikałem po stronach bez większego zaangażowania, coś tam tu spojrzałem, coś tam. Nagle do pokoju wleciały dziewczyny. Wiedziałem, że będą coś chciały ode mnie.

— Tato... — zaczęła Wiki.

— No? — podniosłem wzrok znad ekranu. Zamknąłem klapkę laptopa.

— Nalejesz nam zimnej herbaty?

— Naleję. — wstałem z krzesła, poszedłem do kuchni.

Z lodówki wyjąłem dzbanek chłodnego napoju, z szafki dwie szklanki. Wlałem sporo napoju, wsadziłem po słomce i papierowej parasolce. Podałem paniom:

— Proszę, drinki na zamówienie. Smacznego.

— Dzięki tato.

— Dziękuję. — jeszcze trochę nieśmiało powiedziała Zuzia.

Zabrały kubeczki i poszły na taras. Usiały sobie w fotelach, gadały o czymś, śmiejąc się oraz popijały.

Ja wróciłem do laptopa. Zacząłem przeglądać podzespoły do nowego komputera. To kolejna z rzeczy na liście, która miałem zrobić po powrocie z wakacji.

Dokładnie nie wiedziałem, czego szukam, ale musiał to być mocny sprzęt. Zadanie w sumie proste- Wiedźmin III musi chodzić jak ta malowana lala na maksymalnych ustawieniach. Wszystko inne przez taką maszynę zostanie pociągnięte.

Przeglądanie zostało mi po raz drugi dziś przerwane. Tym razem odezwał się telefon, który leżał koło mnie na stole.

Podniosłem go, nawet nie spojrzałem, kto dzwoni, przystawiłem do ucha:

— Halo?

— No siema. Kamil mów. — usłyszałem po drugiej stronie.

— Siema. Domyśliłem się po głosie. Ponad dwa tygodnie mnie nie ma, ale głos jeszcze rozpoznaję. Co tam?

— Miałem pytać o to samo. Kiedy wracasz?

— W poniedziałek, a co? — nadal patrzyłem w ekran, skrolowałem stronę z monitorami.

— Nic. Tak z ciekawości pytam. Nudno tu, wiesz, wakacje, nawet specjalnie do kogo nie ma się odezwać. To raz. Dwa- może jakieś piwko i grill z okazji powrotu do kraju? — już słyszałem jego uśmiech i widziałem cieszącą się facjatę. W myślach rzecz jasna.

— Nie widzę przeszkód.

— Zajęty jesteś?

— Nie bardzo. — odpowiedziałem, nadal patrząc na zestawy kompów. — Oglądam tylko komputery.

— O, a chcesz jakiś nowy kupić?

— Zdecydowanie. Przyda się pod Wieśka III. — wyleciała z mych ust.

Wstałem z krzesła, zgarnąłem fajka i wyszedłem na taras. Zapaliłem bibułkę i mogłem kontynuować rozmowę.

— Luz. Wiesz co, jak chcesz, to podeślę ci namiary do mojego kumpla. Prowadzi tu w Nowym Jorku sklep komputerowy. Podjedziesz do niego, to złoży ci coś fajnego. Dobry jest, nie wciska kitów.

— Sympatycznie, chętnie skorzystam. Parę złotych chcę na to wydać, to każdy z nas dwóch coś będzie miał. — wypuściłem dym ustami.

— Zaraz podeślę ci smsem adres sklepu. Swoją drogą dam mu znać, że przyjdziesz.

— Dzięki. — strzepałem popiół do słoika. — Daj mu znać, a ja ogarnę dzień na grillika. Jutro albo po jutrze, pasuje?

— Pasuje. To ci więcej nie przeszkadzam, czekam na telefon.

— Ja na smsa. Na razie. — rzuciłem.

— No na razie. — Kamil zakończył połączenie.

Wróciłem do wnętrza. Dziewczyny mi gdzieś zniknęły z radaru. Już chciałem głośno zawołać je, ale usłyszałem małe tupanie oraz szuranie na górze. Miejsce ich przebywania zostało mi ujawnione.

Zostało mi więc zrobienie sobie jakiejś przekąski. Ze trzy kanapki wydawały się dobrym rozwiązaniem.

Odnośnik do komentarza

Pierwszy dzień pracy po urlopie zawsze nieciekawie wygląda. Nawet jak się robi na półetatu i ma fajną robotę. Jak ja. Ze wstaniem nie miałem problemu. Sama myśl pójścia mnie jakoś wybiła. Od 9 do 12 szybko minie. Później mała przyjemność dla mnie.

Magda została z małą, babcia przełożona. Wstałem sam, ogarnąłem się, wsiadłem w bryczkę i ruszyłem. Do zrobienia wiele nie miałem, bo nie było co. Taką miałem nadzieję przynajmniej.

Sezon wakacyjny ma kolejny plus- ludzie wyjeżdżają, więc łatwiej zaparkować. Dziś właśnie nie miałem z tym problemu.

Stanąłem na Zdobywców Kosmosu, te parędziesiąt metrów przejdę się na piechotkę. W międzyczasie zapalę, odetchnę rannym świeżym, ciepłym powietrzem.

Praca pracą, niby biuro, a i tak można przyjść normalnie ubranym. Nie było wyjścia przy takiej temperaturze- krótkie spodnie, koszula z krótkim rękawem. Klimy w pomieszczeniach brak, więc trzeba się ratować inaczej.

Po przekroczeniu progu redakcji pierwszą napotkaną osobą była Marta. Ładnie się do mnie uśmiechnęła, odwzajemniłem to oraz się przywitałem:

— Cześć. Ale żeś się opaliła nieźle.

— Dzięki. Ty też. Na wakacjach? — koleżanka wypowiedziała.

Pokiwałem głową, ona z ładną opalenizną na rękach, dekolcie przyciągała wzrok. Ja do najjaśniejszych też nie należałem.

— Ano. Miło było i się skończyło. — poklepałem ręką o blat recepcji. — Lecę na miejsce. Michał już jest?

— Nie, nie ma jeszcze szefa.

— Dzięki. — machnąłem ręką, poszedłem sobie.

 

Klapnąłem na krześle. Kamila nie było, od dziś zaczynał urlop. Ze swoją paczką miał jechać do Budapesztu czy jakoś tak, zapomniało mi się już.

Początek dnia to będzie przekopanie się przez maile. Tych od cholery i ciut. Zalogowałem się do kompa, postawiłem teczkę obok biurka. Kliknąłem ikonkę Outlooka, niech sobie pobierze całą pocztę, a ja przez ten czas pójdę zrobić sobie herbaty. Dziś zdecydowanie letniej.

Jak wróciłem, wszystko było już gotowe. Postawiłem kubeczek na blacie, koło lewej ręki. Prawa dłoń będzie skrolować i usuwać wiadomości. Tych było ponad 100, większość to dziadostwo nie do mnie. Inne mało ciekawe to newsy redakcyjne, na te spojrzałem przelotnie. Same ogólniki bądź dane od szefa. Mnie nie dotyczyły.

Dwa maile były od Kamila, przesyłał mi kilka rzeczy o Świcie. Nic specjalnego lub coś, czego nie wiedziałem. Wszystko zostało usunięte.

Włączyłem teraz przeglądarkę, poczytam wiadomości. Później trochę się popisze. Sparingi muszę mieć na za tydzień gotowe.

Odnośnik do komentarza

Te parę godzin minęło jako tako. Dwie herbaty, trzy fajki, pogadałem z szefem, popisałem. I już. Koniec. Mogłem się zbierać. Nawet nie było za bardzo z kim porozmawiać, Anki nie było, jeszcze wolne miała do końca tego tygodnia.

Wylogowałem się z kompa, zabrałem telefon z biurka, teczka w rękę. Wychodząc przez drzwi, ładnie się ukłoniłem Marcie, rzuciłem „Cześć”.

Stanąłem na chodniku przed budynkiem, z kieszeni wyjąłem okulary, wrzuciłem je na nos. Południowe słonko mocno grzało mi w facjatę, piękny dzień. I gorący. Po okularach przyszedł czas na papierosa, zapalniczka zapaliła bibułkę, schowałem ją do kieszeni spodni i ruszyłem przed siebie. Do samochodu doszedłem przed wypaleniem, więc go otworzyłem, wrzuciłem teczkę. Poczekałem, aż trochę się przewietrzy w aucie, a ja sobie spokojnie wypalę.

Odpaliłem silnik, klima nie włączona, wystarczą mi otwarte okna. Musiałem przejechać pięć przecznic do ulicy Mazowieckiej. Tam, wedle wskazówek, znajdował się sklep kolegi.

 

Zaparkowałem pod Biedrą, akurat ten market jest naprzeciwko. Przeskoczyłem przez ulicę, wlazłem do sklepiku. Za ladą cały wielki regał był zawalony akcesoriami komputerowymi. Na ladzie i przed nią stado sprzętu stało. Z zaplecza wyszedł wysoki, chyba tego samego wzrostu co ja, ciemnowłosy jegomość. Na powitanie puścił w moją stroną:

— Cześć. Co dla ciebie?

Podszedłem bliżej, schowałem lewą ręką kluczyki od samochodu do kieszeni spodni. Prawą wyciągnąłem przed siebie i podałem sprzedawcy:

— Cześć. Kamil Sobieraj mnie przysyła.

— A witam. Tak, wspominał, że przyjdziesz. Konrad jestem. Chcesz coś do picia?

— Nie, dzięki. Maciek Mak. — odpowiedziałem, właściciel sklepu usiadł na krześle za blatem. Ja oparłem się o ladę. — No to fajno, że wspominał.

— Mam dla ciebie jakiś sprzęt złożyć, zdaje się…

— Tak. Jestem zainteresowanym całkowicie nowym kompem. Ma być mocny. — zacząłem swoją wyliczankę, ale i tak nie bardzo wiedziałem, czy dobrze gadam. Nie wiedziałem, co kolega może zaproponować.

— Spoko. Nie ma problemu, coś wybierzemy. Pierwsze pytanie: ile chcesz na to wydać?

— Nie wiem. Może coś koło 3 tysięcy? Nie mam konkretnej sumy.

— Ok. Pod coś to ma być sprzęt? — długopisem postukał w pustą jeszcze kartkę.

— Musi być taki, żeby Wiedźmin III chodził na maksymalnych detalach. I tyle.

— To już postęp. Damy radę takiego złożyć bez problemu. — zapisał sobie coś na karteczce Konrad. Później przeniósł wzrok na mnie. — Tylko piecyk, czy jakieś akcesoria do tego?

— Myślałem jeszcze nad monitorem. Jakiś sporo. Może 24 cale? — zamyśliłem się.

— Dobra. Jak chcesz, to możemy zrobić tak: ja dziś przysiądę, złożę ze dwa zestawy różne cenowo, zobaczę monitory i podeślę ci maila. — zaproponował sprzedawca.

— Jasne. Fajnie będzie. — podał mi papier, a ja mu zapisałem swój adres mailowy. — Będę czekał.

— Jak ci się spodoba, to wyślij maila albo zadzwoń. Myślę, że w ciągu trzech dni bym złożył całość. — pokiwał czarną czupryną na potwierdzenie swoich słów.

— Spoko. Nie spieszy mi się. — uśmiechnąłem się lekko. — To jak wszystko jasne, to się zbieram.

— Dzięki za wizytę. — podał mi rękę na pożegnanie. Ja zrobiłem to samo.

Rzuciłem jeszcze „Cześć” i wyszedłem ze sklepu. Okulary z czoła zsunąłem na nos. Podszedłem do auta, jeszcze przez myśl przeszła mi jedna kwestia. Wyjąłem telefon i wybrałem numer Magdy:

— No, halo? — po czterech sygnałach odebrała.

— Hej. Jestem pod Biedrą. Coś potrzeba do domu?

— Nie… Chyba nie… — nie była zdecydowana, ale się zastanawiała lekko.

— Jak nie, to nie. Wracam już. — powiedziałem do słuchawki.

— Dobra. Wiki czeka, aż ojciec wróci. To przyjeżdżaj. — zażartowała żona.

— Ok. Pa. — rozłączyłem się.

Czas ruszać do domu. Trochę odpocznę i się zrelaksuję. Chyba ten upał tak męczy.

Odnośnik do komentarza

Dojechałem do domu, zostawiłem Dacię przed garażem. Teraz Magda jest w domu, to sobie parkuje w garażu, nie wyjeżdża Corsą.

Zamknąłem drzwi, włączyłem alarm. Przeszedłem po trawniku do drzwi wejściowych. Otworzyłem z klucza, wlazłem do środka. Tu panował przyjemny chłód. Aż rozleniwiał mocno. Postawiłem teczkę w przedpokoju. Z kuchni dobiegł mnie głos żona:

— Czeeeść.

— Cześć. — odpowiedziałem i skierowałem się w jej stronę.

Podszedłem do zlewu, umyłem ręce. Wytarłem w szmatkę. Magda stała tyłem do mnie i coś szykowała. Skierowałem się w jej kierunku, by po chwili zajrzeć nad jej ramieniem. Ona sypała herbatę w granulkach do dzbanka, pewnie robiła zimną napój dla Wiki.

Położyłem swoje dłonie na jej biodrach, pocałowałem w bok szyi. Magda się zaśmiała:

— Łaskoczesz!

— Sorry. Chciałem tylko coś ci szepnąć na uszko. — i ja się uśmiałem.

Magda odwróciła samą głowę, dała mi buziaka w policzek:

— No, to słucham. Szeptaj.

— Mamy fajny basen, dziś wieczorem oraz w nocy ma być ciepło bardzo, to może by tak jakiś sexik zorganizować w basenie. Co ty na to? — mój uśmiech nie schodził z gęby. Coś czułem, że propozycja może się spodobać.

— Jak na lato. Zobaczymy… Brzmi kusząco, nie powiem.

— Fajnie. To się szykuj na wieczór. — takie planowanie też było sympatyczne, mimo że byliśmy ze sobą ponad siedem lat, to i tak się nie nudziliśmy. Wręcz przeciwnie.

Magda odeszła ode mnie, nalała wody i wstawiła dzbanek do lodówki. Z blatu zgarnęła łyżeczkę, którą mieszała, oblizała ją i włożyła do zlewu. Popatrzyła na mnie z ładnym uśmieszkiem:

— A teraz leć do tej małej małpki, co zalega w basenie. Nie mogła się doczekać twojego powrotu.

— Już idę, idę. — miałem się skierować w stronę salonu, ale nagle żona pociągnęła mnie za rękę do siebie. Przyciągnięty zostałem, ona przyssała się do moich ust. Po chwili poczułem u siebie jej język. Odwzajemniłem bardzo chętnie ten pocałunek.

Moje graby powędrowały na jej tyłeczek, zgrabny bardzo- dodajmy. Po kilku chwilach oderwała się ode mnie, popatrzyła mi w oczy swoimi mocno brązowymi. Uśmiechnęła się i:

— Taki mały przedsmak wieczora… — nie wiedziałem, czy to pytanie, czy stwierdzenie. Wolałem to drugie.

— No, no. — zrobiłem szatański uśmieszek. — Przedsmak.

Na odejście dałem małego klapsa w dupcię.

Wyszedłem przez salon na taras. Chciałem zobaczyć, co tam mała wyprawia.

Odnośnik do komentarza

Przeszedłem z tarasu na trawę, oczy musiałem mocno mrużyć przez ostre słońce, które w tym momencie świeciło mi centralnie w gębę.

Mała pluskała się w wodzie, coś tam gadała pod nosem. W cieniu, na obramowaniu basenu na przyczepionej przeze mnie tacce stały herbatniki oraz szklanka z piciem.

Podszedłem bliżej. Wiki mnie zobaczyła od razu, ucieszona krzyknęła:

— Cześć tato!

— Cześć. — odpowiedziałem i polazłem już pod samą wodę. — Co tam?

— Dobrze. Zaraz ci coś fajnego pokażę, tylko mamie nie mów. — mocno się chichrała, jak to mówiła.

— Słowo harcerza. — podniosłem prawą rękę do góry z uniesionymi dwoma palcami.

Mała się zaśmiała:

— Patrz. — nabrała powietrza w poliki, po czym dała nura. Woda zakryła ją całą, dryfowała sobie trochę po basenie.

Nagle się wynurzyła, wypluła dużą ilość wody w górę. Cieszyła się strasznie. Zaczęła machać głową na boki i chlapać tym samym.

— I jak? Podobało ci się? Fajna sztuczka, nie?!

— Ta, super sztuczka. Szkoda tylko, że tak chlapiesz na około. — uśmiałem się z niej.

— Pokazać ci jeszcze raz?

— Zaraz pokażesz. Jak chcesz, to wskoczę do ciebie i razem porobimy sztuczki i fikołki. — rzekłem do niej.

— Taaaak! Dawaj, wskakuj tatuś.

— Pójdę zaraz się przebrać i wejdę. Ale pod jednym warunkiem? — pokiwałem jej palcem, żeby podkreślić słowo.

— Jakim?

— Że najpierw dasz mi chwilę poleżeć spokojnie na materacu i odpocząć od upału.

Wiki lekko spochmurniała. Wiedziałem, że zaraz jej przejdzie i przystanie na mój mały warunek.

— Ok. Dam ci chwilę odpocząć, ale później popływamy! — już wesołym tonem powiedziała.

— Jasne. — pokiwałem głową, wsadziłem rękę lewą do wody i ochlapałem małą. Ta oddała mi trochę. Później ja znowu swoje. Przerwałem zabawę i zapytałem: — A Zuza gdzie? Nie bawicie się już?

— Bawimy, ale ona dziś do babci pojechała. — wyjaśniła mi Wiki.

— Aha. Spoko. Dobra, to ja zaraz wracam. — rzuciłem, odwróciłem się w stronę domu. Zdążyłem zrobić dwa kroki, kiedy za sobą usłyszałem:

— Tylko się pospiesz!

Mały niecierpliwiec jak zawsze.

Wlazłem do domu, poszedłem na górę się przebrać w kąpielówki oraz zabrać materac do pływania z tarasu.

Dobry odpoczynek wczesnopopołudniowy się szykował.

Odnośnik do komentarza

Nim człowiek obejrzał, wolne dni minęły, przyszedł piątek. Dla mnie to mógł być ciężki dzień- musiałem skończyć artykuł o sparingach. Musiałem, nie miałem wyjścia. W środę ma być już drukowane.

W redakcji byłem jednym z pierwszych pracowników. Skorzystałem z tego: zrobiłem bez tłoku herbatę, poszedłem zapalić, położyłem na biurko koleżance Ance obiecaną pocztówkę z Madery.

Na swoim miejscu siedziałem, coś tam modziłem w Wordzie, przeglądałem neta. Nic ciekawego nie było. Strona Świtu odpalona, nie pokazywała mi czegoś nowego.

Miałem napisać coś na mniej więcej trzy czwarte strony, a zapisków było tyle, co nic. Nie wiem skąd wziąć info jakieś. Przecież nie wymyślę.

Zaraz miałem się zbierać na jakiegoś fajeczka porannego, kiedy przyszedł mi sms. Magda pisała, czy kupię po drodze pieczywo. Odpisałem, że tak. Krótko, zwięźle i na temat.

Podniosłem się z krzesełka, schowałem telefon do kieszeni. Czas się przewietrzyć.

Schodziłem sobie po schodkach skrzypiących na dół, tam zakręciłem w prawo. Już miałem przechodzić przez duże drewniane wrota, kiedy zadzwonił mi telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni, odebrałem. Okazało się, że dzwoni Konrad ze sklepu, miał dla mnie dobre wieści- za mniejsze pieniądze niż w mailu, udało mu się wsadzić mocniejszą kartę graficzną, gdyż ceny poszły w dół dwa dni temu. Mi w to graj.

Podziękowałem za telefon, obiecałem, że dziś wpadnę po sprzęt. Prawa dłoń z aparatem znikała w kieszeni, kiedy ktoś od tyłu zasłonił mi swoimi rękami oczy.

Ten ktoś miał farta, że miałem dobry humor, bo tak to mógłbym się odwinąć mocno. Po chwili w uchu usłyszałem głos koleżanki. To Anka:

— Dawno cię tu nie było, już się chyba stęskniłam.

Odsłoniła mi patrzały, przesunęła do przodu, nie zdejmując swoich rąk z mojej szyi. Uwiesiła się jak pies na smyczy.

Ja zdążyłem ledwo otworzyć swoje usta i wydukać:

— Cześć Ani, miło widzieć.

Ona popatrzyła swoimi oczkami prosto w moje, tak niewinnie, kokietując troszkę. Podniosłem rękę, chcąc się uwolnić z uścisku. Niestety mnie zaskoczyła. Przywarła swoimi słodkimi, wybłyszczykowanymi usteczkami do moich. Teraz mi było bardzo ciężko się oderwać. Jej całowanie trwało dłuższą chwilę. W pewnym momencie przyssana wzięła mnie za dłoń prawą, położyła sobie na karku, lewą moją ułożyła sobie na pośladku. Nie powiem- miło było dotknąć takiego tyłeczka. Miękki, jędrny, idealnie leżał, dziś ubrany w białe opięte spodnie. Naprawdę- pierwsza klasa. Solidny biust opierał się o moją klatę. Jakby poduszki jakieś napierały.

Języczek Anki penetrował mój całkiem miło. Normalnie w portkach aż czułem co nieco.

Cała sytuacja trwała może jakieś dwie minut, może krócej. W końcu udało się przerwać to.

Popatrzyła na mnie uśmiechnięta z lśniącymi oczami:

— Miło, że wróciłeś. Idziesz na papierosa może?

Trochę wytrącony całym zajściem, pokiwałem tylko głową.

— A mogę iść z tobą?

— Tak, jasne.

— Fajnie. Opowiadaj, co na urlopie było. — wyszła przodem przez drzwi, na chwilę odwróciła głowę i puściła mi oczko.

Ta, spokojna przerwa z przewietrzeniem się miała być.

Odnośnik do komentarza

Papieros prawie wypalony, opowiedziałem koleżance z pracy co i jak był na urlopie. Poleciłem Maderę na miły urlop. Ona mi trochę poopowiadała o swoim pobycie u koleżanki w Jastrzębiej Górze. Taka tak rozmowa najmowych o wakacjach. Przynajmniej było do kogo otworzyć gębę i pogadać, z tych w redakcji rzecz jasna.

Anka na zewnątrz robiła, coś, co mi w ogóle nie odpowiadało- stała bardzo blisko mnie. Co chwila jakimś fragmentem swojego ciała dotykała mnie. Starałem się cofać oraz odsuwać od współrozmówczyni, nie za wiele to się zdało. Widocznie miała pociąg do mnie.

Uśmiechnięte oczka, uśmiech, pochylanie się w moją stronę, dotykanie po ręku- kokietowała na maksa. Gdybym nie był żonaty oraz nie kochał swojej Magdy, to bym ją złapał, posadził dobrze na biurku i przeleciał. Taka lala. To nie wchodziło jednak w grę.

Zgasiłem peta, wrzuciłem do popielniczki. Podeszliśmy pod drzwi, rozmawiając o przyszłym urlopie. Otworzyłem jej, puściłem przodem. Anka, zanim weszła do środka budynku, złapała mnie za dłoń, przejechała po niej dosyć znacząco. Swoimi cyckami mocno się otarła o mnie. Tego było już za wiele.

Zamknąłem drewniane wrota za nami. W korytarzyku było jak zwykle pusto, nie zanosiło się, iż ktoś wejdzie. Zazwyczaj praktycznie nikt tu się nie kręcił.

Koleżanka szła przodem, złapałem ją nagle za rękę. Pociągnąłem w kąt po prawej stronie drzwi prowadzących na schody.

Lekko zaskoczona laska nie wydusiła z sobie słowa. Jedną ręką objąłem ją za głowę, drugą w połowie talii i przyciągnąłem ku sobie. Usta nasze od razu się spotkały, to samo z językami. Namiętne pocałunki szyły jeden za drugim.

Na chwilę oderwałem się od podniecającej towarzyszki. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Wyglądała na zadowoloną oraz gorącą. Wypieki na twarzy miała, gałki lśniły jej w pełni. Złapała mnie za kołnierzyk od koszuli, przyciągnęła do siebie. Ledwo wypowiedziała:

— Dziękuję ci bardzo za pocztówkę.

Dalej już przyssała usta do moich.

Odruchowo złapałem jej udo, przesunąłem dłoń w stronę tyłeczka. Pozostał taki jak wcześniej- idealny do ręki. Anki dłoń odnalazła moją lewicę, podciągnęła sobie na prawą pierś.

Tego ostatniego się nie spodziewałem, to było za wiele. Mogło się źle skończyć. Oderwałem się od koleżanki, spojrzałem na nią. Wyglądała bardzo gorąco i sexownie jak to napalona laseczka. Powiedziała:

— Nie przestawaj. Chcę ciebie mocno.

Pokręciłem głową.

— Nie możemy tak, ja nie mogę. Mam żonę, kocham ją.

Anka jeszcze na chwilę przywarła cała do mnie. Przez białą, cienką bluzkę czułem gorąc ciała. Sprzedała ostatniego buziaka:

— Wiem, rozumiem. Ale uwierz mi- gdy się tylko szansa pojawił… — uśmiechnęła się do mnie. — Od razu bym się rzuciła na ciebie. Nawet tu i teraz bym chciała sexu z tobą.

— Dzięki. Ja też. Nie w tych okolicznościach oczywiście. — wyprostowałem się, poprawiłem kołnierzyk.

Koleżanka zrobiła ze sobą to samo. Dodatkowo oblizała usta, z kieszeni wyciągnęła błyszczyk i użyła go.

Wchodząc po początkowych schodach, tak dla żartu klepnąłem ją lekko w tyłek. Odwróciła się błyskawicznie z wystającym palcem wskazującym:

— Nie rób tego więcej, proszę. — pogroziła mi, a z oczu szły małe pioruny. — Jeszcze raz tak zrobisz, a nie ręczę za siebie. Wtedy nie będziesz już wierny żonie. Wykorzystam cię szybko i mocno. — dalej już poszedł piękny uśmiech.

Podniosłem ręce w geście poddania się:

— Nie będę. Obiecuję.

Po pełnej przygód przerwie wróciliśmy na górę, do redakcji. Niby 10 minut mnie nie było, a tyle się

zdarzyło. Jakieś zagięcie czasoprzestrzeni.

Anka skręciła w korytarzyk po prawej stronie, ja poszedłem na koniec pomieszczenia do swojego biurka.

Odnośnik do komentarza

Po klapnięciu na swoje krzesełko już miałem logować się do komputera, kiedy mój wzrok przykuła jakaś kolorowa karteczka postawiona koło monitora. Wziąłem ją do ręki, okazało się, iż to pocztówka z Jastrzębiej Góry. Od razu domyśliłem się od kogo to prezent. Myślałem, że to sama karteczka, odruchowo odwróciłem ją. Z tyłu było coś… Po pierwsze napis: Dla najlepszego kolegi; po drugie: odciśnięte usta (pocałunek?) w kolorze różowym.

W sumie miło się zrobiło mi, ja dotrzymałem obietnicy i przywiozłem pocztówkę, a tu takie odwdzięczenie się. Postawię sobie na biurku pod lampką. Druga myśl w głowie- czy aby ta znajomość nie szła w jakąś dziwną stronę? Ja mam zdecydowany dystans do tego oraz do Anki. A ona? Coraz mniej, tak mi się wydaje. Będę musiał ją o to spytać.

Do ręki wziąłem telefon, naskrobałem smsa do Magdy, że dziś będę trochę później, bo po pracy podjadę do sklepu komputerowego po odbiór sprzętu.

Po tej czynności poszedłem do kuchni zrobić sobie kolejną chłodną herbatkę. Wziąłem łyk, kubeczek postawiłem na biurku. W prawym dolnym rogu monitora pojawiła się ikonka nowej wiadomości. Otworzyłem Outlooka, tam na mnie czekał mail od Anki. Przejechałem tekst oczami. Nie, to jakieś jej wymysły są normalnie. Z jednej strony mi schlebiają, ale bez przesady. Zacząłem czytać raz jeszcze:

Bardzo miła przerwa z tobą była. Chcę więcej takich ; ) od tej bliskości to cała tobą pachnę, do końca dnia będę czuła. I fajnie ; ) A twój uścisk na mnie? Hmm, miodzio. Bardzo ładnie mnie uściskałeś. „.

Ta, świetnie. Odpisałem jej krótko: „Dzięki ; )”, nie chciałem tej całej sytuacji roztrząsać dalej.

Czas było zabrać się za robotę.

 

Pisanie nie wyszło w ogóle. Coś tam naskrobałem, poprawiłem. Później podesłałem szefowi, żeby spojrzał. Niestety, odrzucił mój tekst. Dopisał tylko, że za krótki jestem, mam się bardziej postarać oraz najwyżej wyciągnąć jakieś informacje.

Spojrzałem na zegarek, to nie był dobry czas na siedzenie, kombinowanie dopisków oraz dodatkowej treści. Wolałem już wyjść. Odpisałem Michałowi, że w poniedziałek bonusowo przyjdę, napisze, co trzeba. W domu mi się tym bardziej przez weekend nie będzie chciało.

Podniosłem się z krzesła, umysłem kubeczek, spakowałem rzeczy. Czas wyjść.

Zbliżałem się pewnym krokiem do drzwi wyjściowych, kiedy z kuchni dobiegł mnie głos Anki:

— Już do domu? Nie za wcześnie?

Odwróciłem się w jej stronę, uśmiechnąłem i rzekłem:

— Nie za wcześnie. Za ładny dzień, żeby w robocie siedzieć. Lecę po kompa.

— Aha. — pokiwała głową, rozejrzała się z lekka konspiracyjnie, po czym posłała w moją stronę całusa. — To uważaj na siebie. Pa.

Zareagowałem prosto- uśmiechem. Co ja biedny miałem na to odpowiedzieć? Ona z kolei kokieteryjnie pomachała mi ręką oraz puściła oczko.

— Pa. Na razie. Pewnie do poniedziałku. — puściłem, odwróciłem się w dalszą drogę do wyjścia.

Przy recepcji kiwnąłem głową do Marty, chciałem jej życzyć miłego weekendu:

— Cześć, ja lecę. Baw się dobrze.

Oderwała wzrok od monitora (może tam w pasjansa grała czy jak), uśmiechnęła się:

— Wzajemnie. — spojrzała po pomieszczeniu, jakby sprawdzała, czy nikogo nie ma, dodała: — I uważaj lepiej.

— Wiesz, jesteś drugą osobą, która mi o tym mówi. Mam na twarzy jakiś znak czy jak?

— Ty już wiesz, na co masz uważać. — tajemniczo się uśmiechnęła zgrabna dziewuszka.

Tym mnie zbiła z tropu, nie wiedziałem kompletnie, o co biega:

— To znaczy? Na co mam uważać?

— Chyba na kogo! — już nie było uśmiechu, tylko podniesiona brew i powątpiewające spojrzenie. — Przecież widzę, laska napalona jest ostro. Nie mój interes, ale ona jakby mogła, to schrupała cię jak ciasteczko.

— Będę uważał. Ale nie wiem, o czym mówisz. — wyszczerzyłem się do niej. — Cześć.

Koleżanka z recepcji tylko pokręciła głową, po czym zabrała się dalej za swoje.

Przed budynkiem standardowo założyłem okularki, zapaliłem. Samochodem zajadę kilka ulic dalej, zabiorę sprzęt. W domu oczywiście go od razu podłączę i zobaczymy, co potrafi.

Odnośnik do komentarza

Ja oczywiście opowiadam z perspektywy kolonii, na które jeździłem w ubiegłych latach. Dzieciaki w moim wieku oraz te nieco młodsze zamiast pocztówek wysyłały rodzicom snapy czy selfie z widoczkiem na Messengerze. Dla mnie zawsze najlepszą formą będą namacalne pocztówki ;)

Odnośnik do komentarza

Weekend minął strasznie szybko. W domu było chłodniej, więc południe dni spędzaliśmy w środku. Ogarnąłem kompa, działał świetnie, uruchomienie go trwało jakieś 7 sekund. I już, pojawiały się Windowsy.

Popołudniem trochę broiliśmy z Wiki: basen, piłka na trawie. Jednym słowem- dobra weekendowa zabawa.

Z okazji powrotu Magdy do pracy oraz przyjazdy teściów zrobiliśmy małego grilla. Za dużo żarcia nie pichciliśmy, tylko szaszłyki z kurczaczkiem, po kiełbasce. Szaleć nie było co, upał skutecznie zniechęca do żarcia.

Teściowa miała zostać na najbliższy tydzień, odpocznie od bloku, zajmie się małą. To znaczy, zadanie dla mamy to tylko przypilnować, koleżanka po sąsiedzku już wróciła. Planowały we dwie się bawić.

Ja skorzystałem z zajęcia się Wiki dziadkami, pograłem trochę, przeniosłem wszystkie rzeczy z jednego komputera na drugi. Tak spędzony czas strasznie rozleniwia, nie chciało mi się nawet na chwilę przysiąść do pisania swojego artykułu. Pójście się do biura w poniedziałek oraz siedzenie tam zbliżało się nieubłaganie. No, ale jak mus to mus.

W poniedziałek z rana wsiadłem w samochód, ruszyłem do Nowego Dworu. Budynek oraz redakcja znajdowały się w tym samym miejscu, co je zostawiłem w piątek. Obiecałem sobie, że się sprężę, a później będzie relaks w basenie. Pogoda bardzo sprzyjała ku temu.

 

Trzy godziny minęły szybko, napisałem co miałem. Nawet gładko poszło. Nikt mnie nie niepokoił. Zrobiłem sobie dwie przerwy na szluga i herbatkę. Koleżanka Ania sama napisała, że dziś nie będzie mi towarzyszyć, gdyż ma sporo pracy.

Uroki deadline`u.

Trochę kamień spadł mi z serca, odpocznie ode mnie, a ja od niej. Może Ance coś przejdzie.

Materiał wysłałem, gdzie trzeba, wylogowałem się i do domu ruszyłem z powrotem.

Odnośnik do komentarza

Wystarczyło, że dojechałem do domu, wszedłem do środka, a już dostałem joby. Małe, bo małe, ale jednak. To znaczy joby wysyłała Magda, a przekazała teściowa mi. Ponoć żona do mnie dzwonił już kilka razy, a ja nie odbierałem telefonu. Wydało mi się to lekka bzdurą.

— Niemożliwe. Zaraz zobaczymy. — powiedziałem do mamy. Włożyłem rękę do kieszeni spodni, tam brak telefonu. Sprawdziłem drugą kieszeń, brak. Złapałem się za teczkę, tam też pusto. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to to że wypadł mi w samochodzie. Poszedłem, sprawdziłem.

W przedpokoju teściowa czekała na mnie:

— I co, znalazłeś?

— Nie, nie ma. Nie mam pojęcia, co się stało z nim. Jedynie jeszcze mogłem go zostawić w pracy.

— To może jedź i zobacz. — zasugerowała mama.

— Nie tam, teraz to mi nie chce. Zjem, odpocznę, popływam z Wiki. Później podjadę. — wszedłem do kuchni, umyłem ręce.

— A nikt go nie zabierze? — z troską zapytała teściowa.

— Nie. Leży pewnie na biurku. Mało osób jest w redakcji, a poza tym siedzę na samym końcu, mało kto się tam zapuszcza. — wyjaśniłem.

Podszedłem do lodówki, zajrzałem, musiałem się zdecydować, co zjeść. Wiki id razu przyleciała zadowolona, że wróciłem. Zaczęła mnie ciągnąć do kąpieli. Kazałem się jej wstrzymać, bo muszę coś wszamać.

 

Magda wróciła przed godziną 17. Przywitaliśmy się, klapnęła na tarasie odpoczywać. Ja koło niej. Mama, jak to mama- naszykowała jedzenie i podała córce. Jadła, gadaliśmy o tym i owym.

Włożyła kęs ziemniaka do ust, większość przełknęła, zapytała:

— Znalazłeś telefon?

— Nie, chyba go zostawiłem w pracy. Zaraz się ubiorę i pojadę. — rozciągnąłem ręce nad głową. Później się przeciągnąłem. Bardzo nie chciało mi się nigdzie ruszać. Niestety musiałem, dopiero za tydzień miałem się pojawić znowu w redakcji.

Odnośnik do komentarza

Dwadzieścia minut po rozmowie byłem już pod budynkiem „Tygodnika Nowodworskiego”. Zaparkowałem na tyłach, wylazłem z auta, zapaliłem fajka po drodze.

Swobodnym krokiem doszedłem na miejsce. Zgasiłem butem kiepa. Otworzyłem wrota drewniane. Szybkim krokiem wskoczyłem po schodach na pierwsze piętro. Z kieszeni wyjąłem klucze do przeszklonych drzwi. Sam się musiałem wpuścić, o tej porze szanse na spotkanie kogoś w biurze były bliskie zeru.

Wszedłem do pomieszczenia, przeszedłem przez nie, aż do swojego biurka. Telefonik spokojnie zalegał na blacie. Zgarnąłem go do ręki, następnie do kieszeni. Miałem się już obrócić na pięcie i wychodzić, kiedy ktoś mnie przyprawił prawie o zawał serca. Ciśnienie podskoczyło od razu. Za plecami usłyszałem głos:

— O, a kto tu się pojawił. Tak mi się wydawało, że ktoś wchodził.

Odwróciłem się, już poznałem tę osobę po głosie. Z telefonem już w kieszeni podszedłem w kierunku współpracownika.

— Cześć Aniu. A ty co tu robisz? Ja wpadłem po telefon tylko.

— Siedzę, bo muszę trochę poprawić, a w domu mi się laptop popsuł. — uśmiechnęła się ładnie.

— Aha. Jakiś zbieg okoliczności. — odpowiedziałem jej uśmiechem. — Dobra, to ja ci nie przeszkadzam, lecę.

Koleżanka pokręciła głową:

— Oj, nie, nie. Wyszłam dlatego, że właśnie potrzebuję pomocy. Dobrze, że się nawinąłeś. — odwróciła się, przez ramię puściła mi oczko i pokiwała palcem wskazującym, żebym się udał za nią.

Skoro już byłem, to pomogę, czemu nie?

Zrobiłem dwa kroki do przodu, mogłem od tyłu popatrzeć choć przez chwilę na koleżankę. Dziś wystrojona w szeroką spódnicę przed kolano, białe trampki oraz białą koszulę z krótkim rękawem. Wyglądała bardzo sexownie.

Powlokłem się za Anką korytarzykiem, minęliśmy kuchnię z lewej oraz kibelki z prawej. Na przestrzeni za winklem, gdzie siedzieli graficy i korektorzy, nikogo nie było. Koleżanka podeszła do drukarki, wskazał mi ją ręką:

— Dopchniesz ten toner? Zablokował się, czy coś. — zatrzepotała rzęsami zalotnie.

— Jasne. — podszedłem do sprzętu, nacisnąłem go, nie bardzo szedł. Spróbowałem jeszcze raz. Wskoczył z oporem na miejsce. — Proszę, po kłopocie.

— Dziękuję ci bardzo kolego. Jak ja ci się odwdzięczę? — zbliżyła się do mnie na niebezpieczną odległość. Pogładziła lekko ręką mnie po koszulce, wzrok opuściła na chwilę.

— Nie wiem, coś wymyślę na pewno. — wyszczerzyłem się mocno. — Mam bujną wyobraźnię, więc…

— Mam nadzieję i liczę na to. — popatrzyła na mnie. Zrobiła pół kroku do tyłu, tyłkiem oparła się o swoje biurko. Prawą ręką przyciągnęła mnie do siebie. Mocny uchwyt nie puszczał.

Szkliste oczy były cały czas wpatrzone w moje. Ręce Anki powędrowały na szyję, chciałem się uwolnić z tego objęcia, ale niezbyt mi szło.

Zanim się obejrzałem, ostro zbliżyła swoje różowe od błyszczyka usta do moich, przywarła mocno. Czułem ciepło bijące od niej, ciepło zgrabnego, sexownego ciałka.

Przez dobrą minutę nasze usta czyniły pocałunki, to samo tyczyło się języków. Nie powiem, że kiepsko całowała. Wręcz przeciwnie. Oddech mocno jej przyspieszył, oderwała się ode mnie na chwilę. Zamiast być opartą o blat, usiadła tyłeczkiem na nim. Do góry popatrzyła mi w oczy, a ona nadal je miała świecące oraz wypieki na policzkach.

— Nie puszczę cię. Nie wiem, co mi jest przy tobie, ale odbija mi. — uśmiechnęła się lekko, nie obejmowała mnie już. Mocnym uściskiem trzymała moją koszulkę.

— Muszę już lecieć. Nie będę ci przeszkadzał w robocie.

— Nie ma opcji. Zrobiłabym wszystko, żeby być z tobą. — szczerość taka mnie rozbroiła, nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zanim się namyśliłem miałem już jej usta na swoich ponownie.

Tym razem wymijająco się oderwałem od Ani. Starczyło tego. To mi od razu wskoczyło na język, więc powiedziałem:

— Schlebiasz mi bardzo, ale nie róbmy tego więcej. Naprawdę proszę cię. Nie ma co komplikować spraw i życia.

Koleżanka spochmurniała z lekka:

— Nie podobam ci się?

— Nie, to nie tak. Jesteś mega sexowna, masz wszystko na miejscu. — tu powiodłem wzrokiem po jej nogach, biuście, twarzy. — Bardzo ładna z ciebie kobieta, ale wiesz…

— Masz, żonę i tak dalej. Jasne, łapię. Tylko jak powiedziałam- nie wiem, co we mnie wstępuje. Mam totalną słabość do ciebie. — przerwała mi wypowiedź.

Myślałem, że na tym się zakończy sprawa.

Myliłem się. Anka wzięła moje dłonie, położyła sobie na udach, swoimi rękami odpięła trzy guziki od koszuli. Wyglądała przepięknie i strasznie podniecająco, co poczułem w kroku.

Oderwałem prawą dłoń, położyłem ją na ręce Ani. Chciałem tym samym dać jej znać, iż czas przystopować. Zrozumiała moje intencje. Pomogłem jej zapiąć guziki z powrotem. Ale korciło strasznie mocno, żeby zobaczyć, co jej stanik nosi.

Pomogłem stanąć na podłodze. Dostałem soczystego buziaka na sam koniec.

— Szkoda, ale rozumiem cię. Poczekać mogę na ciebie. I nie gniewaj się na mnie. Przy tobie nie ręczę za siebie. — udawała niewinną z uśmieszkiem.

Pokiwałem głową:

— Ok. Też dzięki. Zbieram się moja droga koleżanko. Nie siedź za długo, to niezdrowe.

— Dobrze szefie. — przyłożyła dwa palce do czoła, jakby salutowała. — Zdecydowanie bym wolała ten czas spędzić z tobą w łóżku. — puściła na koniec oczko.

— Tia, jasne. Pa. Trzymaj się. — rzuciłem i skierowałem się w stronę wyjścia.

— Pa. Do zobaczenia.

Musiałem ochłonąć mocno. Jestem twardy, ale powstrzymać się od takiej lali jest naprawdę ciężkie.

Przed budynkiem wyjąłem sobie fajka, zanim zapaliłem, to głęboko odetchnąłem. Teraz musiałem skupić swoje myśli na czymś innym. Pierwsze do głowy przyszło mi to, że Anka może czeka, że jednak się wrócę i skorzystam z okazji.

Potrząsnąłem głową. Nie, zmień myślenie! Wrócę do domu, to ułożę nowa taktykę pod drużynę w FMie. To było dobre, zajmuje myśli.

Odnośnik do komentarza

Wróciłem do domu. Przez drogę zastanawiałem się, kim zagrać i pokombinować z taktyką. Wydumałem, iż powrócę do Irlandii. Zespół Shamrock Rovers chyba będzie odpowiedni. Choć z drugiej strony korcił mnie Ujpest FC.

Przed wyjściem z samochodu z lekka się obwąchałem, chciałem sprawdzić, czy nie pachnę perfumami Anki. Ja nic nie czułem, więc chyba było dobrze.

Wlazłem do domu, prosto do kuchni. Tam umyłem ręce oraz nalałem sobie szklankę wody grejpfrutowej. Moje dwie panie siedziały na tarasie. Wiki pluskała się w basenie jeszcze, Magda z teściową siedziały i gadały. Powiadomiłem je, że telefon odzyskany.

Udałem się do salonu, sięgnąłem po laptopa. Zdążyłem go włączyć, kiedy przyleciała do mnie córa.

— Co robisz?

— Włączam kompa. Chciałem chwilę pograć. — odpowiedziałem.

— A w co? — dociekała mała.

— A Menedżera. A co?

— Nic. A długo będziesz grał? — już wiedziałem, o co jej chodzi. Chciała coś ode mnie.

— Nie wiem. Może. Pewnie coś chcesz ode mnie, nie? — popatrzyłem na nią z uśmiechem.

Opuściła wzrok na podłogę, palcem kręciła w ręczniku. Chyba będzie coś kręcić.

— No…

— No co?

— A pobawimy się? — popatrzyła już na mnie, to było proszące patrzenie. — Byśmy pograli w coś.

— Dobrze. Daj mi dziesięć minut, spojrzę na dwie strony, wyłączę laptopa i możemy iść. — granie może poczekać. Dużo czasu będzie w brzydkie dni. Córa dla mnie najważniejsza.

Uradowana w podskokach wyskoczyła z powrotem do ogrodu.

Oparłem się wygodnie, laptop na kolanach. Klikałem chwilę po stronach. Po jakichś 10 minutach zamknąłem go.

Poszedłem do łazienki, wskoczyłem w kąpielówki. Popływam razem z córką, to ją zmęczy trochę. Przy zachodzie słońca może pomęczę ją piłką. Lepiej pójdzie spać.

 

Wskoczyłem do basenu, przyjemna chłodna woda znowu mnie otaczała. To były dobrze wydane pieniądze.

Bawiliśmy się w wodzie jakiś czas. Później wyskoczyliśmy z niego, przebraliśmy się w suche. Do salonu weszła Wiki, trochę susząc włosy za pomocą ręcznika. Ja stałem przy lodówce, patrzyłem co by przekąsić.

— Chcesz coś jeść mała?

— Chyba tak… — podeszła do mnie, wkitrała się pod moją ręką wsadzając głowę do lodówki. — Ale nie wiem co.

— To zobacz, pomyśl. — odszedłem od sprzętu AGD z niczym. — A może zrobimy sobie domowe szejki, co?

— Tak! — radosna aprobata Wiki nie pozostawiła mi wyjścia.

— Dobra, to dawaj truskawki. Zmiksujemy je, później podasz resztę rzeczy. — zanim skończyłem mówić, to mała podała mi owoce.

Dziesięć minut później siedzieliśmy we dwoje (Magda i mama nie chciały napojów) na tarasie i popijaliśmy szejka truskawkowego.

Napchany brzuch domagał się ode mnie wstania. Podniosłem się z fotela, zgarnąłem jednego fajka. Odszedłem od towarzystwa, żeby im nie dymić.

Po paleniu zostałem zagnany do gry w badmintona. Bezwietrzny dzień sprzyjał ku temu. Mała się dopiero uczyła, ale szło jej bardzo dobrze- zrobić kilka wymian lotką, to już dla niej nie problem.

Dobrych 40 minut gry i mieliśmy dosyć. Dodatkowym bodźcem do przerwy była kolacja, którą zrobiła Magda i teściowa. Pyszne kanapeczki z warzywkami.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...