Skocz do zawartości

4:40, słońce wstaje


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

"Każdy świt jest inny. Zstępując po nocy,

właściwy nadaje wszystkiemu koloryt.
Nie ma nic stałego, tylko to odczucie,
że zawsze posiada ukryte walory.

Tylko trzeba odkryć je uważnym wzrokiem,
przyjąć z dobrodziejstwem i nadzieją świeżą,
ulotność uchwycić, dopasować gesty,
w blask, bez powszedniości, nieodmiennie wierząc..."

 

 

 

Lekko otworzyłem oczy. Leniwie się przeciągnąłem i podniosłem głowę. Jeszcze zaspany wzrokiem spojrzałem na zegarek. Ten wskazywał dokładnie 8:30. Dzień jak co dzień, pomyślałem. Normalna rzecz- masz dzień wolny, a i tak budzisz się wcześnie. Z drugiej strony trzeba dodać- wolny dzień to mam już od pół roku. Tyle czasu (no prawie) minęło, odkąd zrezygnowałem z pracy. Taka na pół gwizdka, bez rewelacji. Siedzieć te 4 godziny i robić coś bezproduktywnego? Ee, to nie miało sensu.

Poleżałem jeszcze dwie minut i się podniosłem. Najpierw kibelek, trzeba się odlać po całej nocy. Po tej zacnej czynności i uldze sięgnąłem po leżącą na oparciu fotela bluzę, założyłem ją. Leniwym krokiem zszedłem po schodach na parter domu. Na górze i tu panowała cisza. Domownicy o tej godzinie byli już poza obszarem zamieszkania. Można się delektować ciszą i spokojem. Pierwsza potrzeba zrobiona, czas na drugą. Zgarnąłem fajka i zapalniczkę ze stołu w salonie. Podszedłem i otworzyłem drzwi na taras.

Na twarzy poczułem powiew chłodu. Co tu oczekiwać dużego ciepła na początku maja. Kiedyś tak bywało, ale to kiedyś. Inna bajka.

Spojrzałem na kawałek ogrodu za domem i dalej sięgnąłem wzrokiem na lekką mgiełkę nad łąką. Zapaliłem papierosa i sobie westchnąłem. Spojrzałem na prawo- sąsiada samochodu nie było, a to znaczyło jedno, pojechał już do roboty. Wróciłem spojrzeniem na łąkę.

Dziś miał być trochę cięższy dzień. Miałem w planie usiąść, rozejrzeć się za jakąś robotą. Najpierw jednak trzeba skrobnąć jakieś CV. Dawno tego nie robiłem, nie było potrzeby.

Dopaliłem fajka i wrzuciłem go do słoika.

Wszedłem do domu, zamknąłem drzwi. Teraz trzeba iść się umyć i zjeść śniadanie.

 

* * * *

Wersja FM: 15
Wielkość bazy: Mała
Ligi: Polska (4)

Zasady: mHC (rozległa siatka wyszukiwania juniorów dodana do klubu; granie samymi wychowankami)

Dodatki: PLU 1.01 + własne małe uaktualnienie bazy danych

Edytowane przez MaKK
Odnośnik do komentarza

Na zegarku godzina 12:38 a ja niewiele zrobiłem. Siedziałem przed kompem już trzy godziny. Moje Curriculum Vitae wyglądało jako tako. Może nie był to cud i miód, ale na jakąś robotę powinno starczyć.

Odchyliłem się w fotelu, złapałem łyk picia z kubeczka i się podniosłem. Dobry czas na fajka, chwila przerwy nie zaszkodzi. Wylazłem ze swojego małego pokoiku, który służył dumnie za gabinet. Ot, takie miejsce, gdzie stoi komputer, biurko, kanapa rozkładana. Ten ostatni mebel to tak na wszelki wypadek, jakby ktoś wpadł i chciał przenocować. Całość ulokowana na pięciu metrach kwadratowych. Ba, nawet okno było.

Paląc, pomyślałem jedno- pisania na dziś wystarczy. Po południu, jak wróci żona, to spojrzę na oferty pracy w okolicy. Spinać się nie zamierzam, nie śpieszy mi się. Skończę się teraz truć i może by pograć coś? W Football Managera już kilka dni nie grałem. Sejwy moje czekają na kontynuację. Ostatnio Lurgan Celtic pod moją wodzą wygrało Ligę Mistrzów i ligę krajową. Stamtąd przeniosłem się do Szkocji, do Hibernian FC. Zabawa przednia, ale muszę sobie poszukać nowej wciągającej rozgrywki.

Zgasiłem peta.

Poszedłem do kuchni, włączyłem czajnik. Czas na herbatę. Jak to mawiał jeden Polak mieszkający w Japonii: „kiedy nie wiadomo co zrobić, należy zrobić herbatę”. Ja wiedziałem, co chcę zrobić, ale nie wiedziałem jeszcze gdzie.

Herbata zaparzona, posłodzona, można zasiąść do gry. Odpalamy FM 2014. Dobra wersja, grywalna i do tego mogę sobie zacząć od Polskiej A klasy. Drużyna z pobliskiego miasteczka będzie dobrym motywem na prowadzenie. Wkra Pomiechówek- siódmy poziom rozgrywek w Polsce. Może za 100 lat uda się sięgnąć po Ligę Mistrzów. Dobre wyzwanie będzie dla mnie.

Pociągnąłem łuk herbaty, odstawiłem kubeczek. Ligi załadowane, postać stworzona. Klikam na skład zespołu, a tam… ani jednego gracza. No tak! Brak. Fajnie, będzie co robić.

W tym samym momencie zostałem wyrwany z zamysłu przez telefon, który leżał obok monitora. Patrząc cały czas w grę, podniosłem aparat. Machinalnie powiedziałem:

— Tak słucham?

— No to ja. Napisałeś CV? — usłyszałem głos żony swojej. — To dobrze. Cieszy mnie to bardzo, może w końcu przestaniesz jęczeć i się snuć po domu.

Oj, to był lekki wyrzut w moją osobę, trzeba było zareagować:

— Ja?? — zapytałem i od razu się uśmiechnąłem do słuchawki. Drażnienie się z ludźmi zawsze dobrze mi wychodziło. — Napisałem.

— A w sklepie już byłeś może? – padło pytanie, które przez chwilę zawisło w próżni na linii.

— Eee… Jeszcze nie. Po 13 się zbiorę. Na razie trochę gram. Dopiero co włączyłem. — nutę obrony w moim głosie rozpoznałby każdy.

Po zakończonej rozmowie, kliknąłem napis „Zapisz” i wyłączyłem komputer. Na podbój Lidla trzeba ruszyć.

Odnośnik do komentarza

Późnym wieczorem siedziałem w salonie na kanapie. Moja żona obok mnie oglądała jakieś durne rzeczy w TV, córka na górze się bawiła. Sielanka. No prawie. Ja musiałem przeglądać oferty. Na razie nic ciekawego, a już ze 30 minut patrzę w monitorek laptopa.

— Wysłałeś już? — wyrwało mnie to pytanie z lekkiego zamyślenia. Nawet nie byłem skupiony na czytaniu, tylko mi się myśli gdzieś tam błąkały.

— Co? A czy wysłałem coś? — oderwałem spojrzenie z ekranu i popatrzyłem na żonę. — Ta, wysłałem trzy. I już mi się nie chce dalej tego oglądać. Idę sobie zrobić kanapki, tez chcesz?

— Nie, dziękuję. Jestem najedzona.

— Zjem i chwilę pogram. Później się położę, to poczytam. Też będziesz czytać? — wychodziłem już do kuchni i pytałem w locie.

— Nie wiem, chyba nie. Jakaś zmęczona dziś jestem. No i łeb mnie zaczyna boleć, chyba ciśnienie się zmienia.

Ja już zanurzyłem swoją głowę w lodówce i skupiłem się na tym, co bym chciał wszamać. Ugryzłem ogórka, zanim zdążyłem odpowiedzieć:

— Yhy, chyba miało spadać wieczorem. To ja chwilę posiedzę i później się położę. — trochę bulgotałem z jedzeniem w ustach, ale odpowiedź była nawet zrozumiała.

 

Z czterema kanapeczkami na talerzu udałem się do swojego gabineciku. Włączyłem kompa i zjadłem.

Gra odpalona, teraz trzeba pogłówkować nad składem Wkry. Na dobry początek trzeba podpisać kontrakty ze wszystkimi „szaraczkami”. Po dwóch na każdą pozycję starczy. Do tak znanej drużyny walą całe tabuny grajków, którzy tylko marzą, aby wybić się na murawie A Klasowej drużyny. Na liście wyszukiwania z włączonym filtrem „Nie pokazuj nierealistycznych transferów” ani jednego zawodnika. Dobrze, będzie trudniej sięgnąć po Ligę Mistrzów po dwóch latach.

Miała być chwila grania w FMa, a wyszło jak zawsze. Nim się obejrzałem, to na zegarku widniała godzina 00:27. Trudy menedżera piłkarskiego czas było zakończyć i położyć się do łóżka.

Odnośnik do komentarza

Trzy dni męczenia się ze zbudowaniem składu minęło szybko i owocnie. Sparingi rozegrane, zaraz rusza liga. Oczywiście całych dni na granie nie miałem, tylko kilka chwil. Dziś akurat nastąpił taki dzień, że mogłem poświęcić więcej czasu na zabawę- córka i żona miały pojawić się dopiero późnym wieczorem. Taki jest plus, jak kobity wybierają się na spotkanie z koleżanką i będą plotkować.

W planie- rozegrać cały sezon, wygrać, awansować. Za dodatkowy cel, ale to już na całą rozgrywkę, postawiłem sobie wyzwanie- nie będę ściągał do teamu swojego żadnych obcokrajowców.

Wkręcony w rozgrywkę i swoje ustalenia nie zauważyłem, nawet kiedy trzy godziny minęły. Nie no! Tyle czasu i brak palenia? Tak nie może być.

Tak na wszelki wypadek zapisałem grę, wyszedłem z pokoju. W drodze na taras wyciągnąłem fajki z kurtki. Stojąc na zewnątrz, czułem przyjemne ciepło, pogoda była już coraz lepsza. W końcu. Nie cierpię zimy i zimna.

Po kilku chwilach i zaciągnięciach doszło do moich uszu dzwonienie telefonu. Nie był to dzwonek przypisany do znanych mi osób, więc logiczny był fakt, iż to ktoś obcy dzwoni.

Położyłem papierosa na pokrywce od słoika i podszedłem do stołu w salonie. Dzwonił numer komórkowy. Odebrałem.

— Mak, słucham. — rzuciłem na spokojnie. Od razu sobie pomyślałem, że znowu chcą mi podarować jakieś super hiper ubezpieczenie albo co. Etap grzecznego i kulturalnego dziękowania mojego zakończył się dawno temu. Obecnie takich pacjentów i pacjentki goniłem szybko.

Dziś w słuchawce padło imię i nazwisko jakiejś pani, które po dosłownie dwóch sekundach wyparowało z mojej głowy.

— … wysyłał pan do nas swoje CV na stanowisko menedżera. Nadal jest pan zainteresowany? — to już bardziej przykuło moją uwagę. Skupiłem się mocniej na tym, co mój rozmówca wrzuca w mikrofon i co idzie falami do mojego aparaciku.

— Tak, oczywiście, jestem zainteresowany. — odpowiedziałem pewnie i od razu sięgnąłem do koszyczka po długopis i karteczkę, ażeby zapisać sobie cenne informacje, które mogły paść w dalszej części rozmowy. Niestety nic nie znalazły moje palce.

— To dobrze. Chcieliśmy pana zaprosić na rozmowę. Czy czwartek ten, godzina 14:00 odpowiada panu? — standardowa gadka i pytania.

— Tak, oczywiście. Będę. Tylko mam prośbę- mogłaby pani mi wysłać smsem termin i miejsce spotkania? Teraz niestety nie mam jak zapisać. — w odpowiedzi usłyszałem przytaknięcie.

Grzecznie podziękowaliśmy sobie z panią za rozmowę i się rozłączyłem.

Odnośnik do komentarza

Planujesz żeby ten opek był odskocznią dopóki chęci do Hibbs nie będą większe czy szykujesz coś poważniejszego i długiego? Podoba mi się :)

I tak i nie. Odpocząć muszę. Czy coś większego? Może. Zobaczymy, gdzie mnie zorze poniosą ;)

 

Podpinam się pod pytanko Spajka. Początek raczej prosty, po wstępie na Węgrzech w poprzednim opku spodziewałem się czegoś więcej :>

A jak poproszę o cierpliwość? :>

Czasem coś wygląda inaczej niż się pozornie zdaje.

Odnośnik do komentarza

Talerze zmyte, porządek w kuchni zrobiony. Spojrzałem na zegarek, wskazówka duża wskoczyła akurat na cyferkę osiem. Dokładnie 20:08. Miałem już iść do salonu włączyć TV. W tym momencie ujrzałem światła samochodu zajeżdżającego pod bramę. Zapewne rodzinka wróciła. Podszedłem do okna i wyjrzałem. Miałem racje, samochód stał z włączonym silnikiem, moja żona otwierała bramę.

Po otwarciu i zablokowaniu prawego skrzydła przycisnęła przycisk i usłyszałem lekki szum otwieranych drzwi garażowych. Wyszedłem z kuchni, przeszedłem do wiatrołapu na spotkanie mej lubej i pociechy. Zapaliłem światło i otworzyłem drzwi. W tym momencie wbiegła mała Wiktoria.

— Cześć tato! — od razu rzuciła się na mnie z zadowoleniem, miałem farta i w ostatnim momencie oparłem się prawą ręką o podłogę.

— No cześć. Co tam? Dobrze było u ciotki? ­— zagadnąłem małą i zacząłem pomagać jej zdejmować kurtkę.

— Jasne. Zrobiła dobre tiramisu i zjadłam. — słychać było w jej głosie moc szczęścia. — Wzięłam nawet dokładkę.

— Świetnie. A coś przywiozłaś?

— Tak, mama ma. — rzuciła jakby od niechcenia sześcioletnia dziewczynka, po czym dodała szybko — Może ci da. A byłeś grzeczny?

— No jasne. — popatrzyłem się na nią trochę spod łba, tak dla śmiechu i przyłożyłem prawą rękę na serce — Przysięgam, że byłem.

Mała ucałowała mnie w policzek, pogłaskała przelotnie po głowie i poleciała do kuchni.

— Te! Mała! Umyj ręce i leć do pokoju. Zaraz przyjdziemy. — gdzieś z głębi domu usłyszałem głośne potwierdzenie zrozumienia tego, co powiedziałem i tyle.

W tym momencie do drzwi wejściowych dobiła Magda- ma druga zacna połówka. Wyglądała na trochę zmęczoną. W obu rękach trzymała torby. Nie wyglądały na ciężkie. Tak czy inaczej, podszedłem do niej, pocałowałem i się grzecznie przywitałem.

— Daj to, pomogę ci. Zanieść do kuchni?

— Tak, tylko uważaj, bo na wierzchy jest ciasto w tekturowym pudełku. Weź, wyjmij od razu. — powiesiła bluzę, odłożyła kluczyki na komodę do koszyczka.

Ja w tym czasie spełniłem prośbę i zrobiłem, co trzeba. A że ze mnie czasem Pomysłowy Dobromir, to włączyłem czajnik. Woda na herbatę będzie, przyda się nam. Mamy chwilę do pogadania.

Oparłem się o blat i czekałem na Magdę. Weszła do kuchni i od razu zobaczyła mały uśmieszek na mojej facjacie. Starałem zachowywać się normalnie, w końcu nic się nie wydarzyło szczególnego.

— A ty co się tak uśmiechasz? Stało się coś? — sięgnęła do szafki po proszek przeciwbólowy i położyła go na blacie obok kubków.

— Ja? Nie! Wydaje ci się. — twardo szedłem w zaparte, ale coraz trudniej było mi utrzymać jakąkolwiek powagę. Zaraz miałem już parsknąć śmiechem, jak czajnik swoim pstryknięciem oznajmił, iż gotowanie dobiegło końca. Podniosłem go i nalałem w kubeczki, gdzie torebki z herbatami i cukier czekały na gorącą kąpiel.

Zza pleców usłyszałem dalsze wyciąganie informacji:

— No więc? Coś zbroiłeś?

— Nie! – uśmiech nie schodził mi z gęby.

— Była u ciebie jakaś lala?

— Taa, nawet pięć. Jena brzydsza od drugiej. — na odczepnego rzuciłem. Podałem żonie kubeczek i proszek. I ja i ona upiliśmy łyk. — O w mordę, ale gorące. — syknął mój lekko oparzony język. Odlałem parę kropel do zlewu i dolałem zimnej wody.

— I jak minął dzień? — zapytała.

— W porządku. Się tak uśmiechałem, bo mnie na rozmowę zaprosili. I to nie byle gdzie... ­— chciałem, żeby wypadło tajemniczo, ale śmiechu schować nie potrafiłem.

— A. No to ładnie. Co i gdzie?

— Może będę menedżerem Realu. — odparłem krótko, złapałem kubeczek i wychodząc z kuchni, cmoknąłem żonę w policzek.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...