Skocz do zawartości

"Detronizacja"


Morpheus

Rekomendowane odpowiedzi

- <dźwięk telefonu>.

- Słucham – ojciec powiedział spokojnym głosem po odebraniu swojej komórki.

(…) Nie wiedziałem kto dzwonił, jednak miałem pewność, że to coś ważnego, bo ojciec wyszedł do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Rzadko to robił… Rozmowa trwała jakieś 30 minut, a po jej zakończeniu tata nie chciał powiedzieć mi ani słowa na temat tego, kto dzwonił i w jakiej sprawie.

- Dowiesz się w swoim czasie – odpowiadał stanowczo na wszelkie pytania.

- Ale tato! Co to za tajemnica? – dopytywałem, jednak jedyne, co usłyszałem, to odgłos koszonej trawy u sąsiadów.

 

Mam na imię Antek. Jestem 22-latkiem studiującym na AWF-ie w Poznaniu. Co wyróżnia mnie z tłumu zwykłych, szarych studentów? Mój ojciec, Andrzej Juskowiak – legenda polskiej piłki. Wierzcie mi, to pomaga w życiu, kiedy większość furtek swoi przed Wami otworem bez żadnego wysiłku. Wystarczy, że wymawiam swoje nazwisko, a standardowo słyszę zwrotkę: „Syn Andrzeja?” i sprawa jest z góry załatwiona. Podobnie było ze studiami. Mimo, że sportowiec ze mnie żaden, chciałem związać się z piłką, marzyła mi się praca scouta. Nie uważacie, że to pasjonujące? Jeździć po kraju, wyszukiwać młodych chłopaków, którym marzy się wielka kariera, „pomagać” im w realizacji celu i trzaskać kokosy na cudzych umiejętnościach. Ojciec wsparł mnie w tym celu. Zresztą, zawsze mnie wspierał. Każdy mój wymysł, nawet ten najgłupszy, znajdował drogę do realizacji właśnie dzięki niemu.

Następnego dnia rano, ojciec wsiadł w swój samochód i nie mówiąc nic nikomu odjechał z naszego parkingu.

- Ciekawe o co chodzi… - gadałem sam do siebie.

 

(…) Ojciec zadzwonił po 8 godzinach.

- Mam dwie wiadomości, dobrą i złą – powiedział z ewidentnym uśmiechem na twarzy. Od której mam zacząć?

- Od złej? – zdezorientowany odpowiedziałem pytaniem.

- Przeprowadzamy się – oznajmił.

- Jak to?! Dokąd?! – wrzasnąłem zirytowany.

- Do Bydgoszczy.

- Po cholerę mam przenosić się do Bydgoszczy? – mój ton stawał się coraz bardziej agresywny. Nie mam zamiaru mieszkać na tym zadupiu! Tutaj mam dziewczynę, znajomych i uczelnię. Dobrze mi tu! Jestem dorosły, chyba sam mogę decydować o tym, gdzie będę mieszkał. Może faktycznie już czas, bym sam stanowił o swoim życiu? – wydarłem się.

- Po pierwsze, zmień swój ton – jak zwykle, stoicko odparł mi tata. Miałem Ci do powiedzenia coś jeszcze, ale odbieram wrażenie, że masz to gdzieś. Przemyślę sobie wszystko jeszcze raz. Może jednak nie warto wiązać z Tobą planów.

- Jaką propozycję? – zapytałem zaintrygowany.

- Pogadamy w domu – powiedział przed odłożeniem słuchawki.

- Halo! Tato! – wykrzykiwałem daremnie.

 

Zacząłem bić się ze swoimi myślami: „co to za propozycja? Może ojciec załatwił mi posadę scouta? Przecież zawsze o tym marzyłem. Tylko po co mielibyśmy przeprowadzać się razem?”. Walka myśli trwała. Czas zaczął się dłużyć. Wyczekiwałem już powrotu ojca do momentu, kiedy napisał mi sms o treści: „Przez Twoje wrzaski nie zdążyłem Ci powiedzieć. Będę w domu jutro koło 12 w południe”.

- Dzięki tato, załatwiłeś mi właśnie nieprzespaną noc…

Odnośnik do komentarza

(…) Zasnąłem nad ranem. Nie wiem, która była godzina, ale zaczynało już świtać. Miałem nadzieję zapaść w głęboki sen, jednak moje nieszczęście polegało na tym, że czerwiec to czas wakacji, pierwszych urlopów i życia na obrotach od samego rana. Moi sąsiedzi nie byli wyjątkiem. Wrzeszczące dzieciaki w dmuchanych basenach, psy szczekające na bawiące się bachory, właściciele czworonogów drący się na swoich pupilów, rodzice krzyczący na swoje pociechy…

 

- Kurwa!!! – to jedyne, co mogłem powiedzieć w takiej chwili.

 

Podniosłem telefon z nocnej półki, zegarek wskazywał 9.15. 4 godziny snu, to zdecydowanie za mało. Dla mnie, to niemal brak snu. Wskoczyłem pod letni prysznic, zrobiłem sobie śniadanie i czekałem. Ani na chwilę nie przestałem myśleć o tym, jakie wiadomości przyniesie mi powrót ojca do domu. Włączyłem telewizor i rozpocząłem standardowy maraton po wszystkich kanałach. Mamy ich ze sto, ale rzecz jasna większość serwuje papkę, szczególnie w godzinach porannych. Reklamy, telezakupy, telenowele, setna powtórka tego samego odcinka „Jaka to melodia”, kolejna emisja „Taxi”. Znalazłem jakiś mecz Eredivisie. Liga holenderska niezbyt mnie interesuje, ale lepsze to, niż Janowski śpiewający „Laylę”. Szkoda tylko, że to mecz z poprzedniego sezonu…

 

44. minuta meczu, PSV prowadzi 2:0 z NAC Breda. Siedzę jak na szpilkach, myślami zupełnie w innym miejscu. Z tego transu wyciąga mnie dźwięk przekręcanych w drzwiach kluczy i energiczne szarpnięcie klamki.

 

- Nareszcie – pomyślałem.

 

Ojciec wszedł do domu, położył w holu swoją walizkę, zdjął buty i skierował swoje kroki do kuchni. Włączył ekspres do kawy i czekał w ciszy, aż urządzenie wypluje z siebie pokaźną ilość kofeiny. Miałem plan, żeby spokojnie oczekiwać, aż sam rozpocznie rozmowę, ale niecierpliwość wzięła górę.

 

- Tato, opowiadaj – zacząłem energicznie.

- Wiedziałem, że nie wytrzymasz – odparł z zaczepnym uśmieszkiem.

- A Ciebie to rzecz jasna dziwi – w moim głosie musiał usłyszeć lekką nutkę arogancji.

- Telefon, który przy Tobie odebrałem pochodził z Bydgoszczy, jak już miałem wątpliwą przyjemność powiedzieć Ci wczoraj – rzekł ojciec wskazując mi dłonią, bym usiadł na kanapie. Konkretnie od Pana Osucha, prezesa Zawiszy. Grają w 1. lidze i szukają kogoś, kto poprowadzi ich zespół w nadchodzącym sezonie. Byłem jednym z kandydatów, więc zaproszono mnie na rozmowę.

- Powiedziałeś, że przenosimy się do Bydgoszczy. Rozumiem, że dostałeś tę pracę?

- Dokładnie. Wiesz, że zawsze tego chciałem, a Zawisza to dobre miejsce aby zacząć.

- Ok, ale gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla mnie? – zadałem najważniejsze z pytań.

- Już wcześniej, kiedy rozmyślałem o prowadzeniu klubu, miałem wizję, by ojciec wraz z synem, dzięki wspólnej pracy, opartej na pełnym zaufaniu tworzyli coś razem. Teraz, kiedy wizja staje się faktem, chciałbym zaproponować Ci stanowisko mojego asystenta. Nie masz papierów i doświadczenia, mam tą świadomość, ale znam Twoją pasję. Wiem, jak kochasz piłkę, więc chciałbym dać Ci szansę. Poza tym, każdy manager musi mieć kogoś, komu ufa bezgranicznie. Chciałbym, abyś Ty był tą osobą.

- Tato… Nie wiem, co powiedzieć – wyjąkałem.

- Powiedz, że chcesz tej pracy. Powiedz, że całkowicie się temu oddasz, poświęcisz każdą minutę swojego czasu, nauczysz się ciężkiej i pracy i będziesz mnie wspierał.

- Obiecuję, nie zawiedziesz się na mnie! – powiedziałem pewny swego.

- Wiem, że zawsze rozmyślałeś o pracy scouta, ale to jest dla Ciebie szansa, by wejść do świata piłki. Co dalej z tym zrobisz, zależy tylko od Ciebie.

- Co na to klub? Zgodzili się?

- Dali mi wolną rękę. Chcą dobrej gry, satysfakcjonujących wyników i kontroli nad finansami. Sposób, w jaki to osiągnę zależy tylko ode mnie.

- Będzie super tato, zobaczysz! – wykrzyknąłem.

- Kilka uwag – odpowiedział ojciec ze spokojem. W klubie nie będę Twoim ojcem, a przełożonym. Będziesz wykonywał moje polecenia. Nie akceptuję sprzeciwu, szczególnie w obecności piłkarzy. Jeżeli nad czymś dyskutujemy, to albo w domu albo w biurze. Na koniec najważniejsze, kończysz studia. Masz jeszcze 2 lata. Nie wyobrażam sobie, abyś miał to zaprzepaścić.

- Po co mi studia, skoro mam już pracę?

- Powtarzam, nie akceptuję sprzeciwu. Kokosów nie zarobisz, a studia dadzą Ci podstawę co wszystkich licencji i kursów. Nie bądź naiwny. Posada managera i asystenta, to kalejdoskop. Dzisiaj jesteś, jutro Cię nie ma. Wystarczy gorszy okres i obaj wylatujemy. Wtedy zostaniesz z niczym. Dlatego walcz o swoją przyszłość i rób wszystko co możliwe, by polepszać swoje umiejętności. Odpowiedni papier Ci się przyda.

- Mam kursować między Bydgoszczą i Poznaniem przez 5 dni w tygodniu? Jak to pogodzę w pracą?

- Kombinuj. Pomęczysz się 2 lata, ale później będziesz z siebie dumny. Uwierz mi na słowo i nie sprzeciwiaj się. Zaczynamy w przyszłym tygodniu. Musimy pozałatwiać jeszcze kilka spraw, podpisać dokumenty, znaleźć coś na wynajem, więc mamy co robić.

- Aaa, już nie mogę się doczekać – wykrzyknąłem jak dzieciak czekający na PS4.

- Debiuty nie są łatwe. Sam się o tym wkrótce przekonasz…

Odnośnik do komentarza

Przygotowania do nowego wyzwania upływały w szalonym tempie. Mieliśmy do ogarnięcia tyle spraw, że trudno było skupić się na czymkolwiek innym. Najbardziej bolał mnie fakt, że nie miałem nawet czasu dla dziewczyny i kumpli. Napisałem wszystkim tylko krótką wiadomość o przeprowadzce. Koledzy zrozumieli, dziewczyna nie…

 

W mojej głowie już układały się plany. Uczelnia – ITS – dam radę. Jeśli będzie bardzo trudno, przeniosę się na uczelnię w Bydgoszczy. W zależności od zarobków, zamieszkam z rodzicami lub sam. W każdej, wolnej chwili przeszukiwałem Internet w poszukiwaniu informacji o kursach menedżerskich, licencjach trenerskich i wszystkim, co mogło mi się przydać w pracy. Mój mózg zapisywał wszystkie informacje, jak komputer. Nie spodziewałem się, że jestem w stanie zapamiętać tak wiele danych w tak krótkim czasie. Widocznie skuteczność zapamiętywania w dużej mierze zależy od nastawienia. Ja nastawiłem się na sukces i zrobię wszystko, aby go osiągnąć.

 

(…) W piątek mieliśmy stawić się z ojcem w siedzibie klubu, w celu podpisania wszelkich dokumentów. Chciałem wykorzystać tę podróż pod kątem moich przyszłych kursów na linii Bydgoszcz – Poznań. Wyjazd spod domu – 8.25. Na miejsce dojechaliśmy ok. godziny 11.

 

- Nie jest źle, czasem się spóźnię na jakieś zajęcia, czasem wyjdę wcześniej z treningu – rzuciłem do taty zanim wysiedliśmy z auta.

- O tym zapomnij. Klub, trening i mecze to teraz dla Ciebie świętość. Pamiętaj o tym, że bazujesz na mojej reputacji. Nie zamierzam się nikomu tłumaczyć, dlaczego mój asystent wychodzi z pracy, kiedy tylko tego chce – odparł stanowczo.

- Myślałem, że moja uczelnia jest dla Ciebie ważna – próbowałem wymusić jakieś ustępstwo.

- To Twój test dorosłości – usłyszałem w odpowiedzi.

 

Stadion im. Zdzisława Krzyszkowiaka prezentuje się okazale, jak na obiekt 1-ligowego zespołu. Mam nadzieję, że uda nam się to zmienić i w pełni wykorzystamy jego potencjał w rywalizacji na najwyższym szczeblu rozgrywek. Po wejściu do budynku biurowego odnaleźliśmy z pomocą sprzątaczki drzwi z napisem „Prezes”. Głucha cisza w odpowiedzi na pukanie sugerowała absencję naszego przyszłego pracodawcy. Postanowiliśmy, że nie będziemy bezczynnie oczekiwać jego powrotu pod drzwiami, a udamy się na krótkie przejście po klubowym obiekcie. Znów pomocna okazała się starsza kobieta czyszcząca szklaną gablotę z pucharami i dyplomami, która pokierowała nas ku drzwiom oznaczonym „Przejście dla personelu”. Po ich drugiej stronie znajdował się długi korytarz, na końcu którego widoczne były schody ku górze. Ruszyliśmy w ich stronę mijając po drodze szatnie gospodarzy po prawej i gości po lewej, salę odnowy biologicznej oraz pokój sędziowski. Weszliśmy kilka stopni wyżej, a naszym oczom ukazała się zieleń murawy oraz błękit trybun. Wspaniały widok wzmacniał fakt, że już niebawem będziemy spędzać tu większość swojego czasu.

 

- Witaj w świątyni synu – powiedział ojciec z dumą w głosie. To miejsce widziało wielu świetnych piłkarzy. Pokażmy mu następnych.

Przypatrywaliśmy się w totalnej ciszy, gdy z amoku wyrwał nas głos wołającego nas mężczyzny, który przebył za nami tę samą drogę z pomieszczeń biurowych.

- Panowie, Prezes już jest i prosi Was do siebie.

Tato poklepał mnie po plecach z uśmiechem na twarzy i ruszył w kierunku schodów. Stałem tam jeszcze chwilę chłonąc ten widok. Wciągnąłem głęboko powietrze do płuc, wypuszczając je powoli.

- Przygodę czas zacząć – pomyślałem szczęśliwy jak nigdy.

Odnośnik do komentarza

Właśnie miałem dylemat, czy tytuł umieścić w cudzysłów czy nie, ale doszedłem do wniosku, że tak po prostu jest poprawnie. Jeżeli moderacja sobie życzę, śmiało proszę go usunąć.

 

Stopka przed nami, kiedy bohater zaznajomi się ze szczegółami dotyczącymi zespołu ;P

Odnośnik do komentarza

Właśnie miałem dylemat, czy tytuł umieścić w cudzysłów czy nie, ale doszedłem do wniosku, że tak po prostu jest poprawnie. Jeżeli moderacja sobie życzę, śmiało proszę go usunąć.

 

Nie, nie. Skoro uważasz, że powinien być... Tylko IMO zasadniczo tytuł nie powinno się brać w " ", bo... to tytuł :p

Odnośnik do komentarza

CZ. IV

 

Trzy puknięcia w drzwi pokryte dębową okleiną wymusiły reakcję na Prezesie, który w odpowiedzi na nasze najście wyrzucił z siebie szybkie „proszę”. Po wejściu do pomieszczenia nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Gabinet był tak obfity w luksusy, że czułem się jak gość szejka Mansour’a. Wielkie, mahoniowe biurko znajdowało się na środku pokoju. Po lewej ogromna, skórzana sofa skierowana w stronę monstrualnych rozmiarów telewizora z nagłośnieniem z Cinema City. Na wyciągnięcie ręki, chyba ze 100-letni, drewniany barek (zawartości niestety nie dostrzegłem). Dodatkowo, na każdej ścianie wisiały gabloty z pamiątkami piłkarskimi: koszulkami, piłkami, butami, wspólnymi zdjęciami, a wszystko to rzecz jasna z autografami. Po prawej zauważyłem szklane, przesuwne drzwi, które stanowiły połączenie, między biurem a jakby salką konferencyjną. Ta, dla odmiany, była skromnie urządzona: podłużny stół, 12 krzeseł, tablica, projektor i nic więcej.

 

- Jak samopoczucie Panowie? – rozpoczął z uśmiechem Prezes podając nam dłoń.

To jedno z tych pytań, na które nie warto zbyt wiele mówić.

- Fantastyczne – odparł ojciec momencie uścisku.

- Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Moja godność Radosław Osuch.

- Witam Panie Prezesie, nazywam się Antoni Juskowiak – powiedziałem lekko drżącym głosem.

- Siadajcie proszę, mamy kilka kwestii do omówienia.

Obaj usadziliśmy się na wygodnych, profilowanych fotelach z dziwnego w dotyku materiału.

- Pan, panie Andrzeju zna już większość faktów i oczekiwań względem pańskiej osoby, jednak chcę tę rozmowę potraktować bardzo poważnie. Pański asystent również powinien zostać wtajemniczony we wszystkie informacje, ponieważ on także będzie rozliczany ze swojej pracy.

 

Już wstęp spotkania dał mi do zrozumienia, że najbliższy okres będzie trudny. Mnóstwo pracy, dla nas obu całkiem nowej pracy. Tata ma łatwiej, bo doświadczenie w zawodowej piłce zrobi swoje. Ja muszę zaczynać wszystko od nowa. Przyznam się, że przeklinałem w myślach ze strachu.

 

- Stawiamy sobie ambitne cele. Chcę, abyście Panowie wiedzieli, że ten klub jest moim skarbem. Wiele mu poświęciłem, czasu, pracy i pieniędzy. Nie pozwolę, by ktokolwiek zaprzepaścił to, co już udało mi się zrobić. Przywracam ten zespół z otchłani i chciałbym, byście mi w tym pomogli. Oczekuję od Was wytężonej pracy, gry na wysokim poziomie i korzystnych wyników. Ja będę Waszą gilotyną. Ważną kwestią są dla mnie finanse klubu. Nie ukrywam, że nie mamy ich dużo, dlatego każda wydana złotówka musi być rezultatem wielogodzinnych analiz. Absolutnie nie wyrażę zgody na zakup zawodnika bez opinii scouta, który zobaczy go na żywo choćby w jednym meczu.

- Nawet jeżeli trafi się nam prawdziwa okazja i trzeba będzie reagować ekspresowo? – zapytał tata.

- Ten punkt nie podlega dyskusji. Nie mam zamiaru ponosić zbędnego ryzyka i wydawać pieniędzy w błoto. Poza tym większość tego, co uda nam się zarobić zostanie zainwestowana w klub. Dla mnie priorytetem jest infrastruktura.

- Cieszę się, że to słyszę. Nie ukrywam, że chciałbym się skupić na szkoleniu młodzieży i to na niej opierać grę zespołu. Być może nie od razu, nie w pierwszym sezonie, ale każdy z utalentowanych juniorów zostanie szansę na to, by pokazać, co potrafi – powiedział z wyraźnym zadowoleniem tato.

- Nie wybiegajmy planami tak daleko w przód – przygasił nas Prezes. Moim zdaniem kadra zespołu na najbliższe dwie rundy nie wymaga żadnych zmian. Ma Pan zespół gotowy do gry. Prognozy przedsezonowe stawiają nas na 14. miejscu, ale moja opinia jest taka, że śmiało możemy bić się o miejsca 5-8.

 

Ojciec postawił oczy ze zdziwienia. Zawisza jest beniaminkiem w 1. lidze. Awansowała do niej z 2. miejsca, notując w poprzednim sezonie 18 wygranych, 12 remisów i 4 porażki. Sporo wcześniej rozmawialiśmy z ojcem o tym, co chcielibyśmy zmienić w klubie, jak tata chce go prowadzić, którzy zawodnicy jego zdaniem dadzą radę w 1. lidze, a z którymi powinniśmy się pożegnać. Rzeczywistość zweryfikowała nasze plany i teraz obaj wiemy, że nadają się do śmieci.

- Panie Prezesie, chciałbym zapytać wprost, kto będzie decydował o kadrze zespołu? – ton wypowiedzi był nad wyraz spokojny.

- Pan i ja – odpowiedź Prezesa była niejednoznaczna.

- Będę rozliczany z gry zespołu, jego wyników, które w dużej mierze będą wynikały z kadrą, jaką będę dysponował. Trudno wyobrazić mi sobie sytuację, by działo się tak w momencie, gdy mój wpływ na klubowe transfery jest ograniczany.

- Rozumiem. Jaka jest pańska propozycja?

- Chciałbym 100% zaufania ze strony zarządu. Chcę samodzielnie decydować o pełnej kadrze, od juniorów po seniorów. Mogę Panu obiecać i dać to na piśmie, że żadne okno transferowe nie zakończy się pod kreską – ojciec improwizował.

- Ciekawa propozycja… - odpowiedział zaintrygowany Prezes. Mogę się na to zgodzić. Oczywiście w granicach rozsądku. Nie wyobrażam sobie, by miał Pan teraz przekształcić cały zespół i grać zupełnie inną jedenastką. Zgadzam się na to, by działał Pan swobodnie na rynku, ale te dwa zastrzeżenia muszą zostać spełnione: nigdy nie wyda Pan więcej niż zarobi i każdy z potencjalnych celów musi zostać poddany analizie scouta.

- Odpowiada mi to – rzekł ojciec z wyraźną ulgą.

- Dobrze, zapiszemy to w kontakcie. Proszę jednak pamiętać, że nie odsunę się całkowicie od zarządzania zespołem. Będę się przyglądał Pańskim poczynaniom i możliwe, że niekiedy coś Panu zasugeruję – dodał Prezes.

- Rozumiem i akceptuję to, jeżeli nie będzie to wkraczało w moje kompetencje – powiedział ojciec ze zdecydowaniem.

- Postaram się – padła enigmatyczna odpowiedź. Chciałbym abyśmy widywali się systematycznie na raportach, w których będziemy rozliczać dokonania zespołu – powiedział Prezes wskazując pomieszczenie za szklanymi drzwiami. Chcę, by uczęszczał w nich Pan, pański asystent i trener 1. zespołu.

- Oczywiście, to w pełni zrozumiałe.

- Dobrze, przejdźmy zatem do kwestii formalnych. Przekażę teraz do sekretariatu informacje do pańskiego kontraktu. Tak, jak rozmawialiśmy na poprzednim spotkaniu, będzie obowiązywał przez najbliższy rok z opcją przedłużenia o kolejny. Pieniądze będziemy przelewać do piątego dnia miesiąca.

- Dobrze, jeszcze kwestia moich współpracowników. Jak wygląda kwestia ich zatrudniania?

- To już pańska rzecz. Asystent jest tu obecny wyłącznie ze względu na Wasze pokrewieństwo. Mnie interesuje tylko to, by kwota przeznaczona na kontrakty nie została przekroczona. Oto lista obecnych pracowników sztabu szkoleniowego z kwotą ich wynagrodzeń i czasem obowiązywania. Każdy z nich ma świadomość, że każdy nowy menadżer chce wprowadzać swoje porządki, jednak liczę na to, że nie pozbędzie się Pan ich wszystkich. Kwota dostępna na wynagrodzenia i wydatki transferowe również znajduje się na kartce.

- 1 trener pierwszego zespołu, 1 siłowy, 1 bramkarzy, 2 juniorów i 1 scout – wyczytał na głos tata. Najpierw chciałbym z nimi porozmawiać, zapytać o ich opinie. Decyzje personalne będę podejmował po pewnym czasie.

- Świetnie. Na tę chwilę, z mojej strony to wszystko. Choć nie, zapomniałbym. Proszę, oto klucz do pańskiego gabinetu – powiedział Prezes wręczając go tacie. Drzwi naprzeciwko moich. Jest tam również biurko dla asystenta. Nie mamy zbyt wielu pomieszczeń biurowych, więc musicie Panowie współdzielić jedno. Oczekujcie tam sekretarki, przyniesie Panu papiery do podpisania.

- Dziękuję – odparł ojciec wstając z fotela.

- Powodzenia Panowie i do zobaczenia niebawem.

- Do widzenia Panie Prezesie – powiedzieliśmy jednocześnie.

 

Zamknęliśmy za sobą drzwi, a naszym oczom ukazały się inne z napisem „Menadżer”. Ojciec przekręcił klucz, szarpnął za klamkę i pchnął je przed siebie. Wewnątrz było duszno, nie było okna, a pomieszczenie było niewielkich rozmiarów. Dwa czarne od bejcy biurka stały przodem do siebie, na ich blatach znajdowały się komputery. Swoje już przeżyły. Krzesła lata świetności również już mają dawno za sobą.

 

- Tato, a co z moim kontraktem?

- Przejrzę wyciągi, policzę obecne kwoty wynagrodzeń. Nie spodziewaj się szału, dopiero zaczynasz.

- Wiem, ale chcę też wiedzieć na czym stoję.

- Spokojnie, jeszcze dzisiaj się dowiesz.

Usiedliśmy na swoich miejscach, rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu. Tata lekko westchnął, po czym dodał:

- Tutaj wszystko się zaczyna…

 

 

Wersja FM: 2012

Baza danych: średnia

Ligi: Polska (1-2), Ukraina (1-2), Chorwacja (1-2), Słowacja (1-2), Czechy (1-2)

Klub: Zawisza Bydgoszcz

Dodatki: Aktualizacja składów na 16.11.2014

Zasady: Własne - brak edytorów; transfery tylko na podstawie opinii scouta; nie używanie centrum transferowego; okno transferowe nie może przynieść strat

Cel: Osiągnięcie europejskich sukcesów; później objęcie kadry z lig grywalnych

Odnośnik do komentarza

CZ. V

 

Obaj mieliśmy nieprzespaną noc, nerwy wzięły górę. Ja, dla rozładowania napięcia odpaliłem jedną z moich ulubionych gier – FM12. Spędziłem przy niej już wiele czasu, ale wciąć dostarcza mi ogromnych wrażeń. Trudno oswoić mi się z myślą, że wirtualny świat piłki nożnej staje się dla mnie faktem i to, co tak często robiłem za pomocą paru kliknięć myszki, urzeczywistni się jutrzejszego dnia.

W drodze na stadion milczeliśmy. Układałem sobie w głowie scenariusze, jak będzie wyglądało nasze powitanie ze sztabem i piłkarzami. Próbowałem sobie to porównać do pierwszego dnia w nowej szkole, czy na uczelni, jednak tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Ja – 22-letni gnojek – będę wydawał polecenia starszym ode mnie ludziom, którzy w życiu już coś osiągnęli. Bałem się, po prostu.

Pod stadionem byliśmy o 7.45. Trening jest dopiero o 10, ale chcieliśmy przybyć wcześniej, by uporządkować biuro, zrobić obchód po obiekcie, poznać pracowników. Skierowaliśmy kroki do naszego pokoju. Po otwarciu drzwi zauważyliśmy pewną zmianę. Przywitał nas miły zapach czystości, pomieszczenie ewidentnie zostało przewietrzone i posprzątane. Stare komputery zniknęły, a na ich miejscu pojawiły się laptopy. Nawet krzesła, wymieniono je na nowe, skórzane fotele z regulacją. Spojrzeliśmy na siebie badawczo. Zostawiliśmy na biurku dwa pudła z rzeczami, zamknęliśmy drzwi i ruszyliśmy w stronę szatni. Ich wygląd nie pozostawiał złudzeń, iż niedawno przeszły generalny remont. Czyste, schludne, praktyczne, tak możne je opisać. Podobnie wygląda sytuacja z pomieszczeniem do odnowy biologicznej, pokojem sędziowskim i biurami. Po drodze spotkaliśmy kilka osób, które przedstawiły się, jako pracownicy marketingu, utrzymania porządku, obsługi technicznej i logistyki. Następnie weszliśmy na murawę, by ocenić jej stan i trzeba przyznać, że wygląda znakomicie - idealnie płaska, podgrzewana płyta. Tuż przy stadionie znajdują się obiekty treningowe, które możemy określić, jako zadowalające, choć boisko jest trochę zaniedbane a piłka ma gdzie odskoczyć.

- To miejsce potrzebuje inwestycji, jeśli piłkarze mają osiągać stały rozwój – stwierdził ze zdecydowaniem tato rozglądając się dookoła.

- No coś Ty, wygląda super!

- Tutaj chłopaki spędzą większą część swojego czasu, więc istnieje duże ryzyko, że kontuzje będą odnosić właśnie tu. Chcę zminimalizować to zagrożenie. Pokazywałem Ci, jak to wyglądało w Niemczech. Zamierzam się na tym wzorować.

- I myślisz, że Prezes wyciągnie kasę w kieszeni i po prostu zacznie inwestycje na Twoją prośbę?

- Sam przecież powiedział, że infrastruktura jest dla niego priorytetem. Będzie miał okazję to udowodnić.

 

Postanowiliśmy wrócić do biura, rozpakować nasze rzeczy i przejrzeć materiały, jakimi dysponowaliśmy na początek. Dochodziła 9, więc czas nas gonił. Ogarnęliśmy się w 20 minut, mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne do pracy.

- Dobra, czas poznać ludzi – powiedział tata zacierając ręce.

 

Oczekując sztabu szkoleniowego, stanęliśmy przy klubowej gablocie, która nie robiła wielkiego wrażenia: 2 puchary zwycięzcy 2. Ligi z 1977 i 1979 roku, 1 za zajęcie 4. miejsca w 1. Lidze w 1990 roku, pamiątkowy puchar za udział w fazie grupowej Pucharu Intertoto z 1993 roku i 5 za rozgrywki juniorów z odległych czasów.

- Mam nadzieję, że przybędzie tu nowych świecidełek – rzuciłem przez zęby.

- Nasza w tym głowa.

 

Jako pierwszy do klubowego budynku wszedł trener Zbigniew Smółka. Natychmiast nas zauważył.

- Dzień dobry Panowie – powiedział wyciągając dłoń. Odpowiedzieliśmy tym samym.

- Trenerze, chciałbym zrobić krótkie spotkanie zapoznawcze z całym sztabem. Proszę przekazać reszcie personelu, że oczekujemy ich w salce konferencyjnej przy gabinecie prezesa. Nie potrwa to długo, więc trening rozpocznie się terminowo o 10.

- Oczywiście, poczekam na wszystkich w naszym pokoju.

- Dziękuję.

 

Nie musieliśmy długo czekać, po 10 minutach zebrał się już cały sztab trenerski. Wcześniej wspomniany trener Zbigniew Smółka oraz Krzysztof Pawlak, opiekun bramkarzy Przemysław Norko i odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne Krzysztof Kapelan.

- Siadajcie Panowie. Nazywam się Andrzej Juskowiak i zostałem mianowany nowym menadżerem Zawiszy. Wraz z odejściem Pana Szatałowa zwolniła się również posada asystenta, która od dziś piastuje mój syn – Antoni. Poprosiłem o to spotkanie, abyście pokrótce przedstawili swoją wizję tego, co dzieje się w drużynie. Na tą chwilę żaden z Was nie utraci swojej posady, jednak będę obserwował Wasze postępy, wyciągał wnioski i na ich podstawie podejmował decyzje.

Tata ewidentnie chciał pokazać swoją wyższość, zaznaczyć terytorium. Jest surowym, wymagającym rodzicem i wiem, że w klubie będzie podobnie.

- W opinii prezesa Osucha zespół stać na zajęcie miejsca tuż za podium. Chciałbym poznać Waszą opinię na ten temat, jakie są mocne strony zespołu, gdzie szukać problemów.

Widziałem dyskretne uśmiechy na ustach sztabu po słowach taty. Domyślam się, co oznaczały.

- Panie Andrzeju, z całym szacunkiem dla Prezesa, ale bredzi – wystrzelił trener Pawlak. Moim zdaniem utrzymanie w lidze będzie już dla nas sukcesem. Konkurencja jest silna, nawet do walki o środek tabeli. O szczycie nawet nie mamy co marzyć. Weźmy pierwszą z brzegu Cracovię. Każdego roku robią transfery większe, niż my przez 5 lat. Budżetów płacowych nie znam, ale wiem, że nasi chłopcy zarabiają tu grosze. Prezes na wszystkim oszczędza. Rozumiem, na pensjach, zawsze można zatrudnić kogoś tańszego, jednak jakiekolwiek prośby o zakup sprzętu, to bicie głową w mur. Zresztą, co ja tu będę się użalał, niedługo Pan sam się przekona.

- Nie ukrywam, że spodziewałem się podobnej opinii. Jak ocenicie Panowie nasz zespół, którzy piłkarze Waszym zdaniem stanowią trzon?

- Krzysiek Pilarz – odparł Przemysław Norko. Doświadczenie z Ekstraklasy i europejskich rozgrywek zrobiło swoje. O jego dyspozycje możemy być spokojni, jest w dobrej formie, ma 31 lat, więc kilka jeszcze pogra na wysokim poziomie.

- W tym sezonie mamy jeszcze Łukasza Skrzyńskiego. W obronie jest naszym liderem, ale ma 33 lata, więc musimy mu znaleźć jakiegoś następcę, któremu przekaże trochę wiedzy – stwierdził Smółka. Jeśli chodzi o pomocników, to Martins Ekwueme i Adrian Błąd wyróżniają się na tle grupy.

- Jednak oni są wypożyczeni, prawda? – zdecydowałem się odezwać.

- Dokładnie. Martins, Adrian, Paweł Oleksy i Tomasz Chałas grają u nas tylko przez najbliższy rok.

- Będzie sporo dziur do łatania. Mamy jakąś utalentowaną młodzież? – tata czekał, aż będzie miał możliwość zadać to pytanie.

- Rozpacz i nędza panie Andrzeju. Nic a nic! – zdecydowanie odparł Pawlak. Nikt u nas młodych nie wyszukuje. Spoza młodzików, to może z Masłowskiego będą ludzie, ale potrzebne będą krew, pot i łzy.

- Dobra Panowie, na tą chwilę to wszystko. Dziękuję. Przygotujcie się do treningu, zjawię się tam za kwadrans.

 

Trenerzy opuścili salę w pośpiechu, gdyż zegar wskazywał 9.55. Piętnaście minut później byliśmy już na obiekcie treningowym, gdzie trwała już rozgrzewka 1. zespołu. Stanęliśmy z ojcem przy linii bocznej, po czym trener Smółka zebrał wszystkich naprzeciwko nas.

- Nazywam się Andrzej Juskowiak. Jestem nowym menadżerem zespołu. To mój syn Antoni, który pełni w klubie funkcję asystenta. Chciałbym wszystkich serdecznie powitać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Gratuluję awansu do 1. ligi oraz życzę kolejnego do Ekstraklasy. Liczę, że stanie się to podczas mojej kadencji, a część z Was będzie stanowiło trzon tego zespołu. Będę wymagał od Was determinacji, zaangażowania i ciężkiej pracy. Dla tych, którzy nie będą realizować wyznaczonych celów jest zespół rezerw i lista transferowa. Tylko od Was zależy to, czy znajdziecie się na niej. Za 2 dni rozegramy mecz kontrolny, pomiędzy 1. i 2. składem. Pokażcie mi, dlaczego to Wy powinniście reprezentować Zawiszę w lidze. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie przebiegała bezproblemowo. Życzę sobie i Wam dobrych wyników oraz zaspokojenia sportowych ambicji. Teraz wracajcie do treningu.

 

Odebrałem wrażenie, że ojciec trochę przesadził. Pierwsze spotkanie miało służyć jedynie zapoznaniu się z zespołem, a tu padły już deklaracje o grze w składzie A i B, liście transferowej, awansie… Piłkarze mieli dosyć kwaśne miny, ale wcale im się nie dziwię.

- Antek – tata obrócił się w moją stronę – chcę, żebyś został na treningu, obserwował trenerów i piłkarzy, analizował przebieg gry. Notuj wszystko co ważne, plusy, minusy, kto się z kim lubi, kto nie, komu współpraca wychodzi najlepiej, co kto potrafi. Absolutnie wszystko. Twoje bazgroły mogą nam się później przydać. Najbliższe 2 dni, to głównie obserwacja. Prawdziwy zapiernicz zacznie się po najbliższym meczu. Przygotuj się na to…

 

 

***************************************************

BTW. Czy obecność Pilarza w zespole, to nie jest jakiś błąd? Nie przypominam sobie, aby grał on w Zawiszy :eusa_shhh:

Odnośnik do komentarza

CZ. VI

 

- Dzień dobry Panie Profesorze – wypowiedziałem przykładając telefon do ucha – z tej strony Antek Juskowiak.

- Witaj – głos prof. Janowskiego brzmiał jak zwykle serdecznie. Niech zgadnę, pierwsze problemy w pracy?

- Nie do końca, aż tak źle nie jest – skłamałem. Potrzebuję rady. Zadzwoniłem do Pana, ponieważ jest Pan najbardziej szanowaną przeze mnie osobą na uczelni.

- Dziękuję. W czym więc problem? – był nieco zatroskany.

- Może dziwnie to zabrzmi, ale jak najszybciej zdobyć szacunek wśród osób, którymi mam zarządzać? Wiem, że to jedno z tych głupich pytań, ale muszę jakoś dotrzeć do zawodników – czułem się, jak idiota.

- Antek… - powiedział westchnąwszy – wiesz, że na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Powiem więcej. Jeżeli będziesz starał się na siłę coś udowodnić, będziesz sztuczny. Jeżeli będziesz sztuczny, wszyscy wokół to zauważą, a wtedy możesz zapomnieć o szacunku. Moja rada? Rób to, co wychodzi Ci najlepiej.

- To znaczy? – kompletnie nie wiedziałem, o czym mówi.

- Jak myślisz, dlaczego dałem Ci swój numer telefonu? – odparł z lekkim śmiechem.

- Nie wiem. Poprosiłem o niego, więc może z uprzejmości? – podrapałem się po głowie.

- Nie. Odpowiedź jest banalna – z sympatii. Jesteś jednym z moich ulubionych studentów. Masz poczucie humoru, ale niezbyt dosadne, szeroki wachlarz zainteresowań i jesteś otwarty na ludzi. Wykorzystaj to, masz broń w swojej głowie – jego odpowiedź brzmiała banalnie, jak na sesji u psychologa.

- Mam w nich szukać kolegów? – powiedziałem odpalając papierosa. Wątpię, żeby miało im na tym zależeć – wypuściłem dym z płuc.

- Nikogo nie szukaj. Wazelinę zostaw sobie na prezesa – odparł z drwiną. Buduj atmosferę, staraj się ich wspierać i najważniejsze, nie bądź pionkiem w dłoniach ojca – zagrzmiał.

- Zna Pan tatę, on nie znosi sprzeciwu.

- I tutaj upatruj swojej szansy - zasugerował. Piłkarze będą obawiali się, by nie wejść mu w drogę. Jeżeli znajdą w Tobie szansę na delikatne poskromienie Andrzeja, Twoje notowania u nich wzrosną.

- Nie wiem, czy chcę budować swoją pozycję w klubie kosztem autorytetu taty - wbiłem wzrok w ziemię.

- Teraz nie jest już „tylko” Twoim ojcem. Jest Twoim przełożonym, a z nimi czasem trzeba trochę podyskutować, a nawet postawić się – jego pewność siebie była niepodważalna. Jest szansa, że Twój staruszek też to doceni – lekko zarechotał. Każdy rodzic chce widzieć swoją pociechę, kiedy ta kroczy śmiało przez życie. Tylko Antek, w granicach rozsądku – zabrzmiał groźnie.

- Wiem, wiem. Przecież nie chcę zaszkodzić tacie – ryzyko jednak istniało.

- Przemyśl moje słowa. Tylko wiesz, ojcu ani słowa – usłyszałem niepokój w jego głosie.

- Spokojnie Panie Profesorze, ta rozmowa zostanie między nami – uspokoiłem go.

- Tak poza tym? Co u Ciebie słychać? Jak będziesz na uczelni, zajrzyj do mnie pogadamy na spokojnie.

- Na razie zapoznaje się z otoczeniem, jeszcze do tego nie przywykłem. Dużo czasu spędzam w klubie, mamy sporo pracy do zrobienia. Nawet jeszcze nie byłem na spacerze po mieście. W piątek wybieram się do Poznania, to zapukam do Pana – faktycznie w ciągu tych kilku dni spędzałem czas tylko w domu i w klubie.

- W porządku. To widzimy się piątek. Jakbyś miał jakieś problemy, zawsze możesz do mnie zadzwonić.

- Dziękuję Profesorze. Doceniam to, naprawdę. Do zobaczenia.

 

Zgasiłem papierosa na ziemi i wszedłem do klatki. Nasze wynajmowane mieszkanie mieści się na 1. piętrze w nowo wybudowanym bloku. Palę na dworze, bo po pierwsze ojciec nie znosi zapachu fajek, po drugie przed budynkiem mamy mały skwerek z ławkami, a po trzecie na papierosie zawsze najszybciej zawierało się znajomości. Liczę na to, że gdzieś obok nas mieszka jakaś laska, której nie przeszkadza smród fajek. Wszedłem do naszego M3, prosto do swojego pokoju. Nałożyłem słuchawki na uszy i postanowiłem spędzić wieczór na totalnym „chilloucie”. Muszę pomyśleć, mam o czym…

Odnośnik do komentarza

CZ. VII

 

Dźwięki SOAD zawsze działały na mnie kojąco, więc i tym razem pozwoliłem, by zabrały mnie na wyprawę ku niezliczonym orgazmom moich uszu. Zastanawiałem się, czy dobrze postąpiłem dzwoniąc do prof. Janowskiego. Poprosił mnie o to, bym nic nie mówił ojcu, może sam ma zamiar to zrobić. Znali się przecież dobrze. To chyba Jerzy Engel zapoznał ich z 10 lat temu, na jakiejś konferencji na temat polskiej piłki. Boję się, że Profesor szepnie tacie kilka słów o tym, że nie jestem gotowy na piastowanie tego stanowiska. Może ma rację...

 

„Strąk przegiął pałę”. Mój mózg analizował incydent z treningu po raz setny z rzędu. „Co z tego, że nie byłem zawodowym piłkarzem?”, „Przecież mam wiedzę o piłce.”, „Ja tu kurwa jestem asystentem!”. Pajac grał z Wisłą Kraków w europejskich pucharach, więc uważa, że należy mu się jakieś szczególne traktowanie. "Co Ty gnoju w życiu osiągnąłeś?”, to zdanie gwałciło moją psychikę. Mogłem jakoś zareagować, odpowiedzieć coś, a totalnie mnie zamurowało i zapowietrzyłem się jak ciota. Ma racje, zgoda, gówno osiągnąłem, ale ma słuchać moich poleceń, a jeśli się z nimi nie zgadza, to chociaż zmienić ton swojej odmowy. „Wielki Pan Strąk” nie zrobi przebieżki wokół boiska. Chciałem im zrobić zwykłe cardio po wysiłku fizycznym! Wszyscy pobiegli, tylko nie „szlachcic Paweł”.

 

Miałem teraz kilka możliwości. Pierwsza z nich zmuszała angaż ojca do incydentu i odebranie pajacowi tygodniówki. Druga opcja, to pominięcie tego kretyna w składzie na sparingach. W końcu ojciec zdecydował, że to ja będę za nie odpowiedzialny. Trzecia, zwiększenie mu obciążenia treningów na pewien czas. Tylko co, jeśli dostanie jakiejś kontuzji albo drużyna się za nim wstawi? Czwarta możliwość, zwykła rozmowa w „cztery oczy” i wyjaśnienie mu, kto jest kim w zespole.

 

Chyba zacznę od końca. Lepiej, żeby Prezes nie dowiedział się, że już po 3 dniach mam pierwszy konflikt. Pogadam z nim jutro przed wewnętrznym sparingiem. Jak mnie wkurwi i zacznie coś pyskować, nie zagra ani minuty. Jeśli pójdzie do kogoś na skargę, straci tygodniówkę i będzie zapierdalał na treningu, jak dziki wół.

 

Uśmiechnąłem się sam do siebie, pogłośniłem „Deer dance” i planowałem jutrzejszą konfrontację.

Odnośnik do komentarza

CZ. VIII

 

Nie ukrywam, czułem lekki stres. Pierwszy w życiu mecz, w którym poprowadzę prawdziwy zespół składający się z profesjonalistów. Jasne, to tylko spotkanie towarzyskie z 2. składem, jednak wiele osób na tym, niby błahym meczu, może wyrobić sobie opinię na mój temat.

Tak, jak planowałem wcześniej, poprosiłem o rozmowę Pawła Strąka w celu wyjaśnienia wszystkich wątpliwości. Zaprosiłem go do gabinetu, aby zachować pozory powagi sytuacji. Przyznaje się, chciałem urosnąć w oczach piłkarzy.

 

- Sytuacja jest następująca – zachowałem oficjalny ton – nikt ze sztabu trenerskiego nie pozwoli sobie na to, by podobne incydenty miały miejsce.

- Chciałem…

- Nie przerywaj mi proszę – podniosłem głos, by zdusić jego intencje. O całej sprawie dowiedział się Prezes, po czym wezwał mnie na rozmowę. Oberwało mi się za to, że akceptuję dyscyplinarne wyskoki – kłamałem, jak z nut. To była pierwsza i ostatnia sytuacja, kiedy którykolwiek z piłkarzy sprzeciwił się woli sztabu. W tej chwili tylko od Ciebie zależy, jak to się zakończy.

- Przemyślałem sobie to, co się stało i chciałbym przeprosić – jego skrucha była dla mnie wielkim triumfem. Wiem, że nie powinienem, szczególnie przy innych, młodych zawodnikach.

- Paweł, dobro tego zespołu jest teraz dla mnie najważniejsze, ale nic nie będę w stanie zrobić, jeżeli moje pomysły będą bagatelizowane. Zastanawiałem się jak surowa powinna być kara, bo ona Cię nie ominie. Padł nawet pomysł, by usunąć Cię z pierwszej drużyny – po tym zdaniu biedaczek podniósł oczy z niedowierzaniem – jednak sprzeciwiłem się temu. Nie chcę, by kara negatywnie wpłynęła na Twoją dyspozycję, jeśli masz toczyć równy bój o skład z Martinsem. Uznałem, że otrzymasz oficjalne upomnienie do akt – chciałem wymyślić największą pierdołę o nikłym znaczeniu, żeby ta banda nie zarzuciła mi jakiejś niekompetencji.

- Rozumiem, zasłużyłem sobie – uciekał wzrokiem, było mu głupio albo chciał stąd wyjść jak najszybciej.

- Cieszę się. Między nami wszystko gra. Możesz się zbierać, za moment rozgrzewka. Zaraz do Was dołączę.

Odnośnik do komentarza

CZ. IX

 

W kwestiach taktycznych miałem niewiele do powiedzenia, ojciec dał mi do wyboru 3 koncepcje, a każda z nich miała zostać przetestowana choćby w 1 meczu. Na rozpoczęcie gry postanowiłem spokojnie wejść w mecz, zabezpieczać środek pola i głównie tutaj utrzymywać piłkę. W kwestii personalnej nie kombinowałem. Zależało mi na tym, by ocenić różnicę, pomiędzy najmocniejszą 11-tką i 2. składem.

 

Po 1. gwizdku zaczęliśmy badać rywali. Piłka krążyła pomiędzy środkiem pola, a skrzydłami. Sygnał do ataku wysłał Adrian Błąd, przez którego miały przechodzić wszystkie piłki. Jego współpraca z grającym na lewym skrzydle Rafałem Leśniewskim przyniosła pierwszą, groźną sytuację. Błąd świetnie wypatrzył Rafała i wysłał do niego długą piłkę, ten przyjął ją perfekcyjnie i zmylił pilnującego go obrońcę zejściem do środka. W okolicy 11-metra czaił się już Kamil Majkowski, ściągając na siebie uwagę dwóch środkowych obrońców. Leśniewski mógł zachować się lepiej, ale zdecydował się na strzał. Niecelny i beznadziejny strzał. Zaczęliśmy usypiać rywala wymieniając między sobą dziesiątki podań, co zmusiło młodzież do wytężonego wysiłku. Zbliżała się 20. minuta meczu, kiedy przebudził się drugi ze skrzydłowych – Vladimir Kukol. Jego błyskotliwe dogranie z prawego narożnika do wbiegającego w pole karne Majkowskiego dało nam pierwszego gola. Zespół nabrał rozpędu. W ciągu kolejnego kwadransu Kukol wykonał jeszcze 4 celne dośrodkowania, jednak skuteczność Majkowskiego i Leśniewskiego pozostawiały wiele do życzenia. Wynikiem 1:0 zakończyła się pierwsza połowa spotkania.

Na drugą część postanowiłem zmienić nieco nastawienie zespołu. Wykorzystując fakt, że zespół rezerw niewiele jest w stanie zrobić na boisku, zrezygnowałem z rygla defensywnego, zwiększając ilość napastników. Dość szybko dało to pozytywne efekty, gdyż kolejne dośrodkowanie trafiło na głowę naszego zawodnika. Tym razem niepilnowany Adrian Błąd wyskoczył w polu karnym do piłki i bramkarz rezerw po raz drugi musiał wyciągać footbolówkę z siatki. Przy pewnym prowadzeniu 2:0 dało się zauważyć ewidentne rozluźnienie w grze moich podopiecznych, dlatego postanowiłem dokonać kilku zmian personalnych, aby poznać możliwości jak najszerszego grona piłkarzy. Dużo ilość podań wymienionych w obronie, powolne przesuwanie gry do przodu działało frustrująco na rwących się do szybkiej piłki młodzików z rezerw. Niecelne podanie Strąka wprowadziło niewielkie zamieszanie, gdyż rywale próbowali przenieść ciężar gry w okolice naszego pola karnego. Tam jednak po profesorsku odbiór zaliczył Krzysztof Hrymowicz. Holował piłkę przez dobre 25 metrów, po czym zagrał długą piłkę do uciekającego obrońcom Rafała Leśniewskiego. Ponowne zejście do środka i atomowy strzał z 16-metra nie dały szans na skuteczną reakcję. Tablica wyników wskazywała 3:0. Taki wynik utrzymał się do ostatniej minuty spotkania.

 

29.06.2011, Stadion im. Zdzisława Krzyszkowiaka, godz. 19, mecz towarzyski

 

Pilarz – Stefańczyk (68. Jankowski), Hrymowicz, Skrzyński, Cuper (68. Oleksy) – Ekwueme, Strąk, Błąd (56. Maziarz) - Kukol, Lesniewski (73. Imeh), Majkowski

 

Zawisza Bydgoszcz 3:0 Zawisza II Bydgoszcz

19’ K. Majkowski

51’ A. Błąd

77’ R. Leśniewski

Zawodnik meczu: V. Kukol (9.0)

Widzów: 1254

 


 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...