Skocz do zawartości

Na Ozyrysa i Apisa, jesteś teraz dzikiem...


CancuN

Rekomendowane odpowiedzi

Szokujące informacje dopływają do nas z Hiszpanii. Otóż najprawdopodobniej w jednym z klubów zatrudniony zostanie młody Polak. Jak się dowiedzieliśmy, człowiek ten zachwycił swoją wizją prowadzenia zespołu włodarzy i teraz toczy się walka o warunki indywidualnej umowy. W najbliższych godzinach wszystko powinno być już wiadome.

 

...

 

 

Odkąd pamiętam, wraz ze znajomymi, w każdym wolnym terminie umawialiśmy się na szkolnym boisku, by trochę pokopać. Szczęście, że wśród znajomych byli sami „piłkarze” dało mi potężnego bakcyla. Dodatkowo graliśmy w gry piłkarskie, gdzie tworzyło się własną postać, obejmowało jakiś zespół i prowadziło się do sukcesów. Z początku to wiadomo, że każdy szczycił się, że wygrał ligę Realem, Barceloną, czy innymi Manchesterami. Dopiero z biegiem czasu próbowaliśmy swoich sił na zapleczu wielkiej piłki i to były dużo większe i ciekawsze emocje. Oczywiście przy każdej sobocie wymienialiśmy się uwagami i wynikami, oraz zawodnikami, na których warto zwrócić uwagę. Dlaczego o tym mówię? Bo to była niejako odskocznia od prawdziwego życia. Nikt nie miał łatwo, a jeśli dodamy do tego marzenia… No właśnie, były one wielkie i u wszystkich mniej więcej podobne. Każdy z nas chciał zostać piłkarzem, mieć sporo pieniędzy i szczycić się sławą. O tym mówiło się głośno, a przecież grając między sobą, po ładnej bramce, czy też paradzie, głośno wymawiało się nazwiska swoich idoli. Wszyscy mieli w sobie coś, co zasługiwało na uwagę. Jeden kopał prawą nogą, drugi podawał co do milimetra, a jeszcze inny potrafił z dziecinną łatwością strzelić gola głową. Mieliśmy też (przynajmniej niektórzy), krótkie epizody w jakiś gównoklubach w gównoligach. Gdzieś, gdzie na mecz przychodziło się po grubej, sobotniej imprezie i na boisku dochodziło do siebie, nie można było wypłynąć. Ot, bardziej to taka namiastka sportu… Bawiliśmy, jeździliśmy na mecze, a i tak nikt nic z tego nie miał. Jedyna pamiątka, to posiniaczone nogi, rozcięte głowy i kilka złamanych nosów, bo przecież jak przyjechał największy wróg, to nikt się nie chował. Smutna rzeczywistość, która po części została po dzień dzisiejszy. Umawialiśmy się w niedzielę, a przecież jak wiadomo, weekend po tygodniu pracy jest zbawieniem. Lecimy w tango i w efekcie później przychodzi połowa, zresztą i tak na dopingu. Dalej jednak próbujemy rozgrywać mecze, czasem nawet zdarza się batalia w Lidze Mistrzów, czyli klasyczny bój o boisko. Lepsi zostają, a reszta wypierdalać.

Kilka lat wstecz postanowiłem coś ze sobą zrobić. Zapisałem się na kursy trenerskie i tak oto, szczebel po szczebelku dzisiaj właśnie dostałem ofertę pracy. Odskocznia od trudów codziennego życia na prowincji będzie dla mnie życiową szansą. Albo z niej skorzystam, albo wrócę do domu z podkulonym ogonem i wieloma paniami lekkich obyczajów na swoim nazwisku. No cóż, bez ryzyka nie ma zabawy!

Znajomi, kiedy dowiedzieli się, co robiłem poza ich świadomością, byli mocno zaskoczeni. Większość gratulowała, ale też dało się odczuć w tym sarkazm. Kurwiki w oczach były przejawem zazdrości, że komuś się udało. Oni pewnie dalej będą spotykać się w wolnym czasie na „szkolnym”, pić wódę i omawiać swoje efemowe sukcesy, a czasem nawet coś kopną. Kopną, jeśli ktoś przyjdzie… Powoli mogłem też się zacząć zastanawiać, ilu z nich stracę. Zawsze tak jest, że jeśli ktoś wyłamuje się z ekipy, zostaje obgadany i przestaje się go lubić. Tym bardziej, że w grę wchodzi realizowanie marzeń wszystkich z nas. Mam jednak nadzieję, że choć kilku dalej będzie utrzymywało ze mną kontakt i będzie można się do nich normalnie odezwać. Będą przecież urlopy, powroty do rodzinnego domu i wtedy pojawi się ochota na kopanie z ekipą. Czy mnie przyjmą? To się jeszcze okaże...

Tak czy siak, spakowałem swoje rzeczy, pożegnałem z najbliższymi i wyruszyłem w drogę. Długa ona nie była, ale już niezwykle stresująca na pewno. Nie wiedziałem przecież, jak pójdzie mi rozmowa o pracę, czy uda się coś wynegocjować i jak zostanę przyjęty. Doświadczenia brak, a w swoim CV mam wpisane jedynie kursy i staże. Żadnej konkretnej marki tam nie było, więc i tak się zdziwiłem, że zechciano ze mną porozmawiać.

Czas jednak pokazał, że wyprawa swoim prywatnym samochodem, wyładowanym po brzegi się opłaciła. Oczywiście, że znalazło się miejsce na słynne mamusiowe kotlety, które musiałem wziąć „w razie wu”. Rzeczy i ubrania były przejawem typowego cebulactwa. Nie ważne, że być może za pierwszą wypłatę będę mógł sobie kupić dwie szafy markowych ciuchów. Tak po prostu mamy już w zwyczaju i choćbyśmy się starali, nie pozbędziemy się niektórych, utartych manier. Wyślij esemesa jak dojedziesz i dzwoń jeśli tylko będziesz coś potrzebował – to także znalazło się na rozkładzie jazdy. W pewnym sensie bardzo liczyłem na tą pracę, na wyrwanie się z domu i wreszcie życiu na własny rachunek. Wkraczałem w wiek, gdzie maminsynkowanie denerwowało bardziej, niż brzęczące nad uchem komary. Niestety, do tej pory sytuacja była, jaka była i na własną kwadraturę pozwolić sobie nie mogłem. Rzucony na głęboką wodę? Coś w tym stylu, jednakże miałem wrażenie, iż właśnie tego potrzebowałem…

Odnośnik do komentarza

Długa podróż z okolic Wrocławia trwała niemal dobę. Dla większości byłaby to mordercza próba, ale ja zawsze czułem się za kierownicą dobrze. Krótkie przystanki na siku i rozprostowanie kości orzeźwiały mnie przed dalszymi kilometrami, a było ich ponad 2100. Jazda przez terytorium Niemiec i Francji pokazała, co to znaczy Europa pełną gębą. Parkingi, stacje benzynowe i kultura na nich panująca. Już zaczęło się mi podobać. Jechałem sam, a więc musiałem sobie trasę umilić dobrą muzyką. Oczywiście oryginalnych płyt nie było, a to, co docierało do moich uszu wychodziło z pendrive’a. Dałem radę. Dojechałem wieczorem i miałem jeszcze całą noc na przemyślenia. Przypominałem sobie niektóre słówka, bo choć angielski umiałem, to jednak niepewność była. Pierwsze wrażenie najważniejsze…

 

Sama rozmowa dotycząca systemu pracy i pomysłów na przyszłość przebiegła w miłej atmosferze. Jeszcze w domu dowiedziałem się, że klub nie jest topowy i nie będzie tutaj wielkiej presji. Taka była też ogólna dewiza. Robimy, ale nie stresujemy się, jednym słowem wyjdzie co ma wyjść. Dwanaście tysięcy Euro tygodniowo było manną z nieba. Ambrozja dla mojej kieszeni spowodowała, że nawet na chwilę nie pomyślałem o próbie negocjacji. Byłem wniebowzięty, że jeśli się uda, to życie na poziomie stanie się codziennością. Umowa ważna przez najbliższy rok i oczywiście jest możliwość jej zerwania, jak i przedłużenia. To są jednak odległe czasy i nawet nie chciałem o tym myśleć. Przedstawiłem wizję działania i jak dało się zauważyć, włodarze byli w szoku. Zarówno Alex Aranzabal, jak i jego świta najwyraźniej nie mogli spokojnie usiedzieć. Spodobało się im…

Oczywiście, kiedy dostałem papier pod nos ze wskazanym miejscem parafowania umowy, poprosiłem jeszcze o krótki spacer po obiektach klubowych. Chciałem dokładnie wiedzieć, na co się piszę i ewentualnie o czym jeszcze można podyskutować. Wybudowany w 1947 roku obiekt miał ledwie 5250 pojemności, ale za to wszyscy mogli sobie spokojnie oglądać widowisko siedząc. Stan stadiony określony mianem „dobry”, ale nie powalający. Nie było podgrzewanej płyty boiska, ani też dachu, a murawa… No właśnie. Sięgając głęboko pamięcią do śmieciowych klubów z młodzieńczych lat, to był dywan. Mając jednak przed oczami widowiska rozgrywane na największych arenach sportowych Europy, pozostawało tu wiele do życzenia. Najważniejsze to jednak nie było. Przeciętna baza treningowa, zadowalające obiekty młodzieżowe, zadowalający system szkolenia młodzieży oraz ponadprzeciętna siatka wyszukiwania juniorów zrobiły na mnie zdecydowanie większe wrażenie. Wiedziałem na co się piszę i bez zwłoki mogłem wracać do klubowego budynku, by podpisać kontrakt. Pierwszy kontrakt w karierze…

 

Kolejne godziny, jak się dowiedziałem, były standardowe. Krótka konferencja prasowa, na której zgromadzili się przedstawiciele lokalnych mediów, ale również pojawiło się kilka grubych ryb. Ktoś z MARCI zadawał pytania dotyczące szczegółów, a odpowiadał na nie nasz prezes. Dlaczego? Jak niby miałem wiedzieć, kto pasuje do składu i kogo będę musiał kupić, a kogo sprzedać, jeśli nawet nie widziałem się jeszcze z piłkarzami. Coś tam czytałem, a poza tym miałem małe doświadczenie wyciągnięte z efema. Wydawało się, że siedziałem za mikrofonem wieki, a tymczasem minęło ledwie trzydzieści minut. Już zdążyłem zauważyć, że współpraca z mediami nie przyjdzie mi łatwo i trzeba będzie szukać alternatywnych rozwiązań na konferencje. To jednak melodia przyszłości…

 

Football Manager 2015 (15.3.2) + update składów na 1.09.2015

baza: duża + zawodnicy z europejskich najwyższych lig

ligi: Anglia (4), Francja (2), Hiszpania (2), Niemcy (2), Włochy (2)

 

 

Klub: Sociedad Deportiva Eibar

rok założenia: 1940

Liga: BBVA

stadion: Ipurua Municipal Stadium

prognoza: 19. miejsce

Odnośnik do komentarza

Warunki umowy obejmowały również służbową willę, którą dostałem do dyspozycji. Nie był to wielki, lecz kameralny domek na uboczu pięknego miasta Eibar. Skromne 120 metrów i 1250 metrów działki w zupełności wystarczyło. Mogłem sprowadzić tu rodziców, ale podejrzewam, że by mi jedynie przeszkadzali w pracy. Już mogę powiedzieć, że jedyne, na co się zdecydowałem w niedalekiej przyszłości, to zakup towarzysza czworonoga rasy owczarek niemiecki. Wiedziałem, że praca wiąże się z wyjazdami, ale jak się okazało, w sąsiedztwie zyskałem sporo przyjaciół, którzy zaoferowali swoją pomoc. Tak więc już na starcie przygody w zupełnie innym kraju doświadczyłem przyjaźni, który była obca w Polsce. Tutaj, żeby sąsiad sam z siebie coś oferował, bądź też chciał się integrować… Zapomnij…

Wracając jednak do pierwszych dni mojej pracy w klubie, to były one niezwykle wyczerpujące. Trening, na którym zostałem zaprezentowany piłkarzom i na którym wreszcie mogłem ich poznać, zaplanowany był na drugi dzień pobytu w Eibar. Wyspany, wstępnie ulokowany w nowym domku pojechałem do siedziby klubu. Powitanie uroczyste, pierwsze przemowy skończone brawami, ale jednak nie o tym. Patxi Ferreira, czyli mój nowy asystent z przydziału poczęstował mnie stertą zapisków, jak i nagraniami video z poczynań nowych podopiecznych. Obaj zdecydowaliśmy, że pierwsze treningi poprowadzi jeszcze on, bym miał możliwość przyjrzenia się wszystkim i wyrobienia wstępnej opinii. Wieczory spędzałem przed komputerem, analizując grę, jak i taktykę, która wpajana była piłkarzom w zeszłym sezonie. Sam jeszcze nie wiedziałem, na jaką ja się zdecyduję, bowiem najpierw trzeba było zagłębić się w stan posiadania. I powiem szczerze, że chyba jeszcze nigdy nie wciągnąłem się w tak dogłębną analizę. Obserwowanie na treningach to jedno, ale doszukiwanie się smaczków w internetach, dotychczasowych osiągnięć i klubów, to drugie. Chciałem mieć wszystko jasno i wyraźnie zapisane w swoim kajeciku, który ułatwiłby mi pracę w najbliższym czasie. Dlatego też sporo czasu minęło, zanim przystąpiłem do przedstawienia wam swoich nowych podopiecznych.

 

Bramkarze:

 

Asier Riesgo (30l./Hiszpania/10/0u-21) – Najstarszy z bramkarzy, który w swojej karierze miał już dwusezonową przygodę z Eibarem, w którym grał na zasadzie wypożyczenia z Realu Sociedad. W ostatnich latach bronił barw Osasuny, ale był tam jedynie zmiennikiem. Patrząc realnie, u nas też raczej większych szans na sporą liczbę występów nie ma, gdyż mamy kogoś lepszego. Owszem, Riesgo będzie ważnym elementem układanki i swoje minuty dostanie, jednak wstępnie określam go zmiennikiem.

 

Xabi Irureta (28l./Hiszpania) – Choć ten gościu nie ma nawet epizodu w barwach narodowych, to będzie najprawdopodobniej numerem jeden w naszej bramce. Kilka ostatnich sezonów związany był z Eibarem i przebył z nim drogę z trzeciego poziomu ligowego aż na sam szczyt. To się ceni, a dodatkowo będzie to ważne w kontekście ustalania składu pod kibiców. Wielkiej kariery nie ma, ale najważniejsze dopiero przed nim.

 

Andoni Errasti (20l./Hiszpania) – Najmłodszy i niestety, ale najgorszy z bramkarzy dostępnych w pierwszym zespole. U mnie raczej nie pogra, a przynajmniej nie teraz. Musi się jeszcze wiele nauczyć i być może postaram się o jego wypożyczenie.

 

Podsumowując, to między słupkami nie mamy żadnej gwiazdy. Po części o to też mi chodzi, by rywalizacja była zdrowa i uczciwa, a o składzie decydować miała obecna dyspozycja. Wszystko wskazuje na to, że stawiać będę na Iruretę, ale z biegiem sezonu wszystko się może zmienić.

 

Obrońcy:

 

Lilo (25l./Hiszpania) – Wychowanek Valencii, gdzie większej furory nie zrobił. Relegowany do rezerw w końcu dostał się do Almerii, a później do nas. Będzie to dla niego drugi rok w Eibarze, a poprzedni przecież zaliczył do pozytywnych. Może grać na obu flankach defensywy, co czyni go z miejsca ważnym ogniwem zespołu.

 

Aleksandar Pantic (22l./Serbia/13/1u-21) – Serb w naszym klubie jest na zasadzie wypożyczenia z Villarreal. Bardzo mnie cieszy perspektywa pracy z tak utalentowanym i przecież jeszcze młodym defensorem. Może grać na środku, jak i po prawej stronie defensywy, więc swoje minuty na pewno dostanie. Wychowanek Partizanu kreowany jest nawet na jedno z najważniejszych ogniw na ten sezon, o ile oczywiście nie dojdzie do wielkich zmian.

 

Ander Gayoso (21l./Hiszpania) – Tutaj problem jest taki, że na lewej flance rywalizacja jest spora. Gayoso, to jeszcze młody gościu, który dopiero się uczy wielkiego futbolu. Na plus przemawia fakt, że jest naszym wychowankiem, ale czy aby na pewno należy przedkładać taką informację nad umiejętności…

 

Ivan Ramis (29l./Hiszpania/3/0u-21) – Niemal całą karierę związany był z Mallorcą, z której to na poprzednie trzy lada przeniósł się na wyspy, a konkretnie do Wigan. Jak na klubowe standardy, jest to bardzo dobry zawodnik i kto wie, czy nie będzie jednym z pierwszych wyborów. Dobre warunki fizyczne, a do tego poprawna gra w destrukcji, na pewno stawiają mu mocną kartę przetargową.

 

Mauro Dos Santos (25l./Argentyna) – Większość kariery grał w Banfield, ale hiszpański futbol już zna, gdyż reprezentował ostatnio barwy Murcii. Kolejny piłkarz o sporym potencjale, który na pewno tanio skóry nie sprzeda i będzie walczył o pierwszy skład. Swoją drogą, na środku defensywy robi mi się powoli piękna grupa zawodników…

 

Borja Ekiza (26l./Hiszpania) – Aż dziw, że taki piłkarz nigdy nie zagrał w narodowych barwach, nawet jeśli by to miało mieć miejsce w juniorskiej kadrze. Kojarzony głównie z Athletic Bilbao zawodnik, jest najdroższym piłkarzem w zestawieniu bloku obronnego, ale też chyba i najlepszym. Swoje będzie musiał jednak potwierdzić, bo konkurencja do gry jest spora.

 

Antonio Luna (23l./Hiszpania) – Co ciekawe, jest to najlepiej opłacany zawodnik w klubie. Boczny defensor związany jest ściśle z lewą stroną boiska i najlepiej, by z niej nie schodził. Czy będzie ważnym punktem ekipy? To się jeszcze okaże, bowiem jego skłonność do urazów dała mi się we znaki już na początku tej wspaniałej przygody. Warto nadmienić, że przez wiele lat szlif nabierał u nauczycieli z Sevilli.

 

David Junca (20l./Hiszpania) – Młody i perspektywiczny zawodnik, kolejny na lewą stronę defensywy. On i Luna połykają na śniadanie swoimi umiejętnościami Gayoso, więc chyba mamy wykreowaną podstawową dwójkę na tą pozycję. Rywalizacja o pierwszeństwo zapowiada się bardzo ciekawie.

 

Prawdę mówiąc, skład wygląda bardzo ciekawie, ale przydałby mi się jeszcze ktoś na załatanie dziury z prawej strony.

Odnośnik do komentarza

Pomocnicy:

 

Adrian (26l./Hiszpania) – Wychowanek Realu Madryt w naszym klubie, to już wielka informacja. Praktycznie cała dotychczasowa kariera upłynęła mu w błogiej atmosferze meczów na poziomie BBVA, gdzie stanowił o sile swoich ekip. U nas będzie najprawdopodobniej podstawowym, defensywnym pomocnikiem, gdyż taka jest jego profesja. Co ciekawe niczym specjalnym się nie wyróżnia, ale jest w kurwe solidny.

 

Dani Garcia (24l./Hiszpania) – Na papierze wygląda o niebo lepiej od Adriana, ale będzie musiał wspiąć się na wyżyny, by wejść do składu. Martwi nierówna forma, co w przypadku tej pozycji jest bardzo niemile widziane.

 

Keko (22l./Hiszpania) – Mało kto pamięta, że był to zawodnik określany podobnym talentem, co Koke. Wszyscy jednak wiedzą, jak potoczyła się kariera tego drugiego. Obaj wyszli z Atletico, jednak Keko szybko został odstawiony na boczny tor. Tak naprawdę odrodził się nieco w Catanii, skąd trafił właśnie do nas. Będzie wyborem na prawe skrzydło, bądź też na ofensywnego pomocnika, jeśli zajdzie taka potrzeba. W chwili obecnej, raczej rezerwowy.

 

Izet Hajrovic (23l./Bośnia/9/2A) – To jest główny kandydat do gry na prawej flance. Co prawda jest on niezwykle uniwersalny, to jednak właśnie tam widzę go w podstawowej jedenastce. Bośniak jest świetnie wyszkolony technicznie, co pomoże w walce na skrzydle. Póki co, gra u nas jedynie na zasadzie wypożyczenia z niemieckiej Bremy, ale kto wie, jaka czeka go przyszłość.

 

Javi Lara (28l./Hiszpania) – Człowiek zagadka. Teoretycznie ma umiejętności bardzo duże, a jakoś nigdy nie było mu dane grać w dobrym klubie. U nas, najprawdopodobniej pierwszy skład, ale to będzie musiał jeszcze potwierdzić. Póki co, leczy drobny uraz i okres przygotowawczy ma z głowy.

 

Gonzalo Escalante (21l./Argentyna) – Kolejny zawodnik na prawą flankę i kolejny grający u nas na zasadzie wypożyczenia z Catanii. Szału nie ma, ale w związku z tym, że nie musimy płacić mu ani centa z wynagrodzenia – zostaje i powalczy o swoje minuty.

 

Takashi Inui (26l./Japonia/12/0A) – Każdy musi mieć swojego samuraja. We Wrocławiu, już na pierwszym sparingu (IRL) kibice krzyczeli Tsubasa na swój nowy nabytek z kraju kwitnącej wiśni. Inui jest lepszy i kto wie, czy nie będzie naszą największą gwiazdą w pomocy. Jest uniwersalny, jednak ja widzę go na lewej flance, jako oczywiście podstawowego zawodnika. Kilka klubów w Japonii i epizod w Niemczech, gdzie ostatnio nie mógł sobie poradzić. U nas jednak jest nieco inna sytuacja kadrowa. Liczę na niego bardzo mocno!

 

Ander Capa (22l./Hiszpania) – Całe życie związany w Eibarem, ale furory nie robi. Owszem, solidny wyrobnik, ale raczej przewidywany do rezerwy na oba skrzydła.

 

Eddy (22l./Hiszpania) – Ejido i Murcia to nie są jakieś wykwintne marki, ale jednak tam z reguły grał. Ma spore umiejętności, a przy braku rozwiązań na podwieszonym napastniku, może okazać się niezbędny. Póki co jednak, przechodzi rehabilitację.

 

Simone Verdi (22l./Włochy/1/0u-21) – Wypożyczenie z AC Milan tego zawodnika było dziwnym ruchem. Nie jestem przekonany co do jego osoby, ale najbliższe sparingi zadecydują o tym, czy u nas pozostanie.

 

Patrząc po składzie mamy chyba nadmiar przeciętniaków. Teoretycznie wszystkie pozycje obsadzone, a dodatkowo uniwersalność zawodników powoduje, że nie muszę się martwić o liczebność drużyny. Przyszłość jednak nie jest znana…

 

Napastnicy:

 

Saul Berjon (28l./Hiszpania) – Bardzo ciekawy zawodnik, który w swoim CV ma choćby transfer do rezerw Barcelony. U nas raczej rezerwowy, ale najprawdopodobniej gwarantujący pewną pulę bramek. Ma jednak mocnych konkurentów do walki o podstawowy skład.

 

Mikel Arruabarrena (31l./Hiszpania) – Gra u nas już kilka sezonów po tym, jak zaliczył nieudaną przygodę z warszawską Legią. Ze względu na warunki klubowe, u nas jest już żywą legendą i zawodnikiem absolutnie podstawowym. Można liczyć na kilka bramek, ale jak do tej pory bez większej przeprawy na najwyższych szczeblach.

 

Sergi Enrich (24l./Hiszpania) – Wychowanek Mallorci i zawodnik bardzo podobny do Berjona. Jak dla mnie, będzie ważnym elementem ofensywy, ale raczej w roli zmiennika.

 

Borja Baston (22l./Hiszpania) – Czyli wieczny niechciany w ekipie Cholo Simeone. Rzucany na wypożyczenia zdołał zaliczyć już kilka klubów w swojej karierze, a przecież ma dopiero dwadzieścia dwa lata. Nie ukrywam, że bardzo na niego liczę i będę chciał uczynić go podstawowym snajperem. Jeszcze nie wiem, czy zagram jednym, czy dwoma napastnikami, ale Borja ma być najważniejszym punktem ataku.

 

Podsumowując tą pozycję mam nieodparte wrażenie, że zarówno tu, jak i na środku defensywy będziemy obserwować najlepszą walkę o skład. Owszem, są zawodnicy z góry skazywani na pierwszoplanowe role, ale przecież nikt ich tam na siłę trzymać nie będzie. Wszystko zależeć będzie od dyspozycji. Wzmocnień nie przewiduję. Myślę, że każdy chciałby mieć taką czwórkę w miarę równych snajperów.

 

Patrząc po zasobach całego klubu, nie sposób być smutnym. Mamy sporo zawodników, którzy mogą obsadzić kilka pozycji, dlatego nie martwię się pasmem kontuzji. Jest to dość wyrównana drużyna, nie mająca w swoich szeregach wielkich nazwisk. Na tle innych ekip z BBVA, wypadamy mizernie, ale to także nie jest powód do zadumy. W naszym zespole nie ma ciążącej presji na wyniki, a jedynie powalczymy o uniknięcie spadku. Jesteśmy beniaminkiem i wszystko jest tutaj możliwe. Walczyć będziemy z największymi tego globu, ale i z drużynami porównywalnymi do naszej. Szykuje się ciekawy sezon, ale i przypuszczalnie długa, pełna emocji kariera.

Odnośnik do komentarza

Okres przygotowawczy do pierwszego sezonu mojej pracy w Eibar, jak i pierwszego – historycznego dla klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej przebiegł niezwykle szybko. Szczerze mówiąc miałem pewne obawy, co do aklimatyzacji w nowym kraju, jak i tęsknoty za najbliższymi, ale mówiąc szczerze, to nie było czasu, by o tym myśleć. Wszystko szło jak po maśle i praktycznie nie zdołałem zauważyć, kiedy to nadszedł czas na pierwsze spotkanie o stawkę.

Patrząc na grę moich podopiecznych na treningach, jak i spotkaniach sparingowych zrozumiałem, że nawet tak wyrównana i szeroka kadra wymaga wzmocnień. Zacznę jednak od zawodnika, który jako jedyny, przynajmniej póki co, opuścił Eibar najprawdopodobniej raz na zawsze.

 

Simone Verdi (22l./Włochy/1/0u-21) stał się jedyną ofiarą, ale pretensje może mieć jedynie do siebie. Na treningach słaby, wręcz nawet beznadziejny, a w spotkaniach sparingowych, to już totalne dno. W wymyślonej przeze mnie taktyce, występował na jednej ze swoich ulubionych pozycji, czyli wysunięty pomocnik, odpowiedzialny za rozprowadzanie piłek w ataku, jak i wspomaganie napastników w walce pod bramką rywali. Jedyne, do czego zdołał mnie przyzwyczaić to straty futbolówki i to nagminne. Jeśli zagrał z pierwszej piłki, jeszcze to jakoś wyglądało, ale im dłużej holował ją przy nodze, to tragedia była murowana. Nic więc dziwnego, że mimo kontuzji Lary zdecydowałem się zakończyć jego wypożyczenie i na do widzenia pomachałem mu przed odlotem do Włoch.

 

Zostaliśmy więc z teoretycznie dwoma i to kontuzjowanymi zawodnikami, mogącymi grać na tej pozycji. Z miejsca więc wziąłem wszelkie możliwe pomoce (w tym wiedzę scoutów) i ruszyłem na polowanie. Obiecywać zbyt wiele nie mogłem, bo i budżet w zespole był lekko napięty. Kwota transferowa w wysokości 1,5 miliona, to na hiszpańską ligę jest wręcz śmieszna. Ale nic straconego, a po wszystkich wzmocnieniach i tak chyba uzyskałem więcej, niż ktokolwiek mógłby w klubie przypuszczać.

 

Niko Kranjcar (30l./Chorwacja/81/16A) – Zdecydowanie największe nazwisko, jakie zawitało w Eibar w tym okienku transferowym, ale i chyba największe, jakie będzie dostępne w tym sezonie. Chorwat mający ponad osiemdziesiąt występów w kadrze narodowej, to wciąż wielka marka na piłkarskim rynku. Nie jest jeszcze stary i wciąż chce udowodnić swoją wartość. Kariera powoli zamieniała się na drobne, ale powrót do wielkiej ligi będzie dla niego okazją do przypomnienia się. W przeszłości występował w chorwackim Dinamie, Hajduku, angielskim Portsmouth (jeszcze za czasów jego świetności), czy też Tottenhamie. Ostatnie sezony, to ukraińskie Dynamo Kijów, skąd właśnie go wypożyczyliśmy. 19,5 tysiąca miesięcznej kwoty nie stanowi wielkiego wyzwania nawet na tak skromny budżet, jak nasz. Dodatkowo płacić będziemy tylko część z jego sporych zarobków, a przecież zyskujemy prawdziwą gwiazdę. Niko ma być pierwszoplanową postacią, oczywiście jeśli tylko przypomni sobie najlepsze lata, lub też duży z nich procent.

 

Fede Vico (20l./Hiszpania) – Fede będzie rywalem Niko na pozycji podwieszonego za napastnikami pomocnika. Hiszpan wypożyczony został z Anderlechtu, gdzie nie potrafił przebić się do składu. Ja jednak uważam, że piłkarz ten ma spory potencjał i pomoże nam w niejednym spotkaniu o stawkę. Będzie musiał jednak grać na wysokim poziomie, by przedostać się do jedenastki, albo nawet osiemnastki, bo przecież jest jeszcze Javi Lara. Wychowanek Cordoby zasługuje jednak na szansę, więc nie wykluczam, że zaliczy więcej minut, niż pierwotnie się to mogło wydawać. Dostaliśmy więc kolejnego, dobrego piłkarza za bezcen.

 

Bartosz Bereszyński (22l./Polska/2/0A) – Dacie wiarę, że w określonym przez nas budżecie, Bartek był najlepszym z zawodników udostępnionych do wypożyczenia na prawy bok defensywy? Ja osobiście się cieszę, że będę mógł w rodzimym języku pogadać z kimś w zespole. Wiążę z Bartkiem spore nadzieje, ale i również stawiam przed nim wysoko zawieszoną poprzeczkę. Warszawska Legia dostanie od nas 15,25 tysiąca miesięcznie za jego usługi, a wypożyczenie, jak w każdym przypadku jest na rok.

 

Unai Bustinza (22l./Hiszpania) – Jedyny transfer gotówkowy, który zdecydowałem się przeprowadzić w tym okienku. Wychowanek Athletic Bilbao był nam bardzo potrzebny. Może grać na środku, bądź też prawej stronie defensywy, więc będzie naturalnie rywalem Bereszyńskiego w walce o skład. Moi współpracownicy bardzo dobrze go ocenili, z miejsca nalegając, by został vice kapitanem zespołu. To trochę dziwne, ale przystałem na ich ofertę. Kosztował 130 tysięcy Euro i ma spore szanse na grę.

 

Z przeprowadzonych roszad byłem bardzo zadowolony i choć nowi piłkarze przychodzili już w trakcie spotkań sparingowych, zdążyli zaznajomić się z ekipą i rozegrać sporo minut. No właśnie, a jak nam poszły mecze kontrolne? Kiedy przychodziłem do zespołu dowiedziałem się, że kalendarz gier jest już zaplanowany. Nie chciałem nic zmieniać, bowiem uznałem, że będę miał możliwość testowania nowej taktyki w różnych warunkach, głównie na tournée po Portugalii. Wyniki końcowe bardzo mnie zaskoczyły, wręcz nawet zszokowały. Nie sądziłem, że piłkarze tak dobrze i szybko przystosują się do wymyślonej, nowej taktyki i związanych z nią poleceń indywidualnych. Najwyraźniej wszyscy są gotowi do gry i pokazania się, by wyrobić sobie jak najlepszą pozycję przed startem sezonu ligowego.

 

Eibar – Eibar U-19, 3:0, [b. Baston 34’, Mikel Arruabarrena 71’ 90’+3(k)]

Konitz – Eibar, 0:2, [M. Arruabarrena 5’, B. Baston 79’]

Nacional da Madeira – Eibar, 1:4, [Rondon 26’ – B. Baston 8’ 60’, M. Arruabarrena 9’, I. Hajrovic 87’]

Rio Ave – Eibar, 0:1, [M. Arruabarrena 69’]

Fatima – Eibar, 0:3, [i. Hajrovic 17’(k), B. Ekiza 21’, T. Inui 45’+1]

 

Choć zagraliśmy tylko pięć meczów, to w zupełności wystarczyło, by wykrystalizował się podstawowy skład, przynajmniej na początek sezonu. Jak widać, wyniki są znakomite, a forma niektórych podopiecznych, jak na przykład Arruabarreny, zaskoczyła chyba nawet samego prezesa klubu. No cóż, należy wspomnieć, że w każdym spotkaniu zagrało przynajmniej dwudziestu zawodników, ale i tak była tam spora rotacja. Nie uniknęliśmy kontuzji i urazów, które wykluczały z gry zawodników, a niektórych nawet z całego okresu przygotowawczego.

 

Najlepszy snajper: M. Arruabarrena – 5 bramek

Najlepszy asystent: M. Arruabarrena, N. Kranjcar, S. Verdi – 2 asysty

 

Zawodnicy pominięci przy powołaniach do kadry na sezon ligowy:

Andoni Errasti, Ander Gayoso

Odnośnik do komentarza

:)

 

24.08.2014

 

Wreszcie nadszedł upragniony dzień, w którym to wraz z klubem zaliczymy kombo debiuty. Eibar po raz pierwszy w historii zagra na poziomie ligi BBVA, zaś ja, po raz pierwszy w karierze usiądę na ławce trenerskiej w meczu o stawkę. Oczekiwań zbyt wielkich tu nie ma, bo i skąd miałyby się brać. Minimalny budżet, który przecież jeszcze niedawno był zbierany wśród kibiców, by spełnić wymogi licencyjne, jest wręcz śmieszny w porównaniu nawet do ligowych średniaków. Pensje to też jakiś absurd, bowiem co to jest wydanie 220 tysięcy tygodniowo, kiedy w samej Barcelonie jest aż sześciu piłkarzy, mających większe kieszonkowe. Jednym słowem, skazywani jesteśmy tu na porażkę, a każdy inny wynik niż spadek, będzie odebrany za gigantyczny sukces. Ja jednak uważam, że bycie zgranym kolektywem, w którym cała dwudziestka piątka chce osiągnąć sukces drużynowy, nie będąc gwiazdą, jest wart więcej. Mam nadzieję, że zespołowa praca udowodni wszystkim, że pieniądze, to nie wszystko! Z takim nastawieniem przystępujemy do historycznego starcia, w którym rywalem będzie Malaga. Zagramy u nas, na malutkim Ipurua i liczymy na spore wsparcie kibiców. Bez nich, będzie jak bez nogi. Rywal przed sezonem nie wzmocnił się żadnym piłkarzem, więc muszą liczyć na to, co już mają. Jestem pełen optymizmu!

Od pierwszego gwizdka dało się wyczuć ogromny stres związany z debiutem. Bardziej, to jednak odczuwałem go ja, niż moi podopieczni, którzy ryli murawę. Tak właśnie, tego się po nich spodziewałem, ale nie sądziłem, że przyniesie to jakiś dobry skutek. Otóż sam początek widowiska był dla nas pechowy. Po rzucie rożnym zabrakło komunikacji i niepilnowany Duda na dziesiątym metrze uderzył głową prosto do bramki. Szybka strata gola mogła podziałać na nasz zespół w dwojaki sposób. Na całe szczęście, dzisiaj było już tylko lepiej. Nie podłamaliśmy się, a wręcz zaczęliśmy mocno atakować. Worek z bramkami rozerwał po kwadransie gry Arruabarrena, który dostał świetne podanie od Bastona w uliczkę, przepchnął jednego z defensorów i płaskim uderzeniem w długi róg wyrównał stan rywalizacji. Dla nas to było już coś, ale mecz potoczył się zaskakująco. Przed przerwą Hajrovic wykonywał może piąty, albo już szósty rzut wolny naszej drużyny, ale Bośniak do futbolówki podszedł po raz pierwszy. Lewa, doskonale ułożona stopa dała się we znaki rywalom, którzy znów musieli wyjmować futbolówkę z siatki. Prowadziliśmy, ale efekt zaciekłej rywalizacji odczuli Baston oraz Kranjcar, których musiałem zmienić w trakcie przerwy. Dwa spore osłabienia? A skądże! Zmiennicy pokazali klasę! Po zmianie stron nakazałem uważać i nie zmieniać swojego stylu gry. Rywale musieli się otworzyć i to ich kosztowało bardzo dużo. W ciągu zaledwie ośmiu minut od wznowienia rywalizacji, do siatki trafia Arruabarrena oraz joker Fede Vico, który wszedł za Kranjcara. Załamani goście odpuścili, a my także nie chcieliśmy tracić zbyt wiele sił. Zwycięstwo było w kieszeni a wynik końcowy ustalił w dziewięćdziesiątej minucie z rzutu karnego Arruabarrena, dla którego ta bramka oznaczała hat trick. Rewelacyjny mecz, w którym wyszło nam niemal wszystko! Byłem dumny z chłopaków, jak i z siebie, że ustalona taktyka pozwoliła nam w debiutach zanotować piękne trzy oczka! Tego nie spodziewał się chyba nikt!

 

Skład Eibar:

X. Irureta, B. Bereszyński, B. Ekiza, A. Pantic, D. Junca, D. Garcia (82' I. Ramis), I. Hajrovic, T. Inui, N. Kranjcar (45' F. Vico), M. Arruabarrena, B. Baston (45' S. Berjon)

 

Skład Malagi:

G. Ochoa, R. Rosales, E. Filipenko, Weligton, A. Boka, P. Perez (45' R. Horta), I. Camacho, F. Tissone (59' F. Espinho), N. Amrabat, Duda, Charles (45' R. Santa Cruz)

 

Liga BBVA [1/38]

stadion: Ipurua w Eibar, 4407 widzów

[-] Eibar - [-] Malaga

5:1 [Mikel Arruabarrena 16' 51' 90'(k), Izet Hajrovic 35', Fede Vico 53' - Duda 7']

mom: Mikel Arruabarrena "9.6"

Odnośnik do komentarza

@ Mam jakieś wrażenie, że gdybym pisał w tym stylu co mówisz, to pisząc niżej strzelców by było nieczytelnie. Poza tym już się tak przyzwyczaiłem i w każdej karierze tak opisuję. ;)

 

30.08.2014

 

Po pierwszej, dość niespodziewanej kolejce, jedziemy na Wyspy Kanaryjskie. Tam czeka na nas Las Palmas, które podobnie do nas, kreowane jest do walki o utrzymanie. Z doświadczenia efemowego wiedziałem, że takie spotkania za wszelką cenę trzeba rozstrzygać na swoje konto. Choć to dopiero początek sezonu, to jednak wyrobienie sobie psychologicznej przewagi będzie bardzo ważne. Poza tym, jeśli osiągniemy kilka pozytywnych wyników, to pozwoli piłkarzom uwierzyć we własne możliwości i automatycznie zaczną grać na jeszcze wyższym poziomie. W składzie musiałem dokonać kilku korekt, ale w przypadku tak równych zawodników, nie ma to wielkiego znaczenia, kto akuratnie zagra.

Dzisiaj zdecydowałem się na ustawienie nieco bardziej ofensywne. Miało to wywrzeć ogromną presję na defensywie rywali i zapobiec ewentualnym atakom większą liczbą zawodników. Od samego początku zdawało to egzamin, bowiem już po szesnastu minutach prowadzimy za sprawą niezawodnego Arruabarreny, który wykorzystał jedenastkę za faul na Bastonie. Dwa mecze i cztery bramki na jego koncie! Co ciekawe, mimo mocnych ataków, nie zanotowaliśmy w tym spotkaniu zbyt wielu strzałów. Rywale dobrze i mądrze bronili dostępu w swoje pole karne, więc zostały nam uderzenia z dystansu. Tutaj swój kunszt pokazał Baston, który jeszcze przed przerwą zwiększył nasze prowadzenie. Rywale musieli się otworzyć, tylko w odróżnieniu do Malagi, zawodnikom Las Palmas wyszło to znacznie lepiej. Dziesięć minut po zmianie stron nie do obrony huknął Mubarak Wakaso i zrobiło się gorąco. Wiedzieliśmy, że jedna bramka przewagi wcale nie daje nam pewności trzech punktów, więc ruszyliśmy z pełną werwą w stronę świątyni Javi Varasa, by po kolejnych dziesięciu minutach, wreszcie załadował futbolówkę do jego siatki. Błysnął Inui, który po lewej stronie wkręcił dwóch defensorów i samemu strzelił przy bliższym słupku. Sytuacja mogła zmienić się po siedemdziesiątej drugiej minucie, gdyż czerwony kartonik, a konkretnie drugi żółty obejrzał Ivan Ramis. Graliśmy w dziesiątkę, więc musiałem przemeblować nieco ustawienie i skupić się na defensywie plus grze z kontry. Chwilę później super snajper z Las Palmas, czyli Sergio Araujo ukąsił i zmniejszył straty bramkowe. Końcówka zapowiada się niezwykle elektryzująco, ale na szczęście, przeciwnik nie był już w stanie nic zdziałać. Konkretna, agresywna i jakże skuteczna gra w destrukcji uchroniła nas od utraty kolejnego gola i jednocześnie potwierdziła kolejne trzy punkty! Dwa mecze i mamy komplet na swoim koncie! To jest niesamowite, że taki ogórek z Eibaru potrafi wygrywać w tak cudownym stylu. Po meczu zauważyłem wzmożoną intensywność interesowaniem się moją osobą, a w internetach pojawiły się nagłówki, że jestem niby cudotwórcą. Były to oczywiście mocno przesadzone opinie, gdyż ani Malaga, ani też Las Palmas nie należą do czołówki.

 

Skład Las Palmas:

J. Varas, Angel, D. Garcia, A. Alcaraz, J. Garrido (61' D. Castellano), P. Bigas (45' J. Viera), N. El Zhar, J. Carlos Valeron (67' N. Aleman), E. Cullo, M. Wakaso, S. Araujo

 

Skład Eibar:

A. Riesgo, B. Bereszyński, B. Ekiza, I. Ramis, A. Luna, D. Garcia (72' U. Bustinza), A. Capa (45' I. Hajrovic), T. Inui, F. Vico (72' N. Kranjcar), M. Arruabarrena, B. Baston

 

Liga BBVA [2/38]

stadion: Estadio de Gran Canaria w Las Palmas de Gran Canaria, 14045 widzów

[-] Las Palmas - [-] Eibar

2:3 [Mubarak Wakaso 56', Sergio Araujo 79' - Mikel Arruabarrena 16'(k), B. Baston 42', T. Inui 66']

mom: Mikel Arruabarrena "9.0"

Odnośnik do komentarza

@ Powiem szczerze, że sam się tego nie spodziewałem. Mikel Arruabarrena

 

Gonzalo Escalante, czyli nasz argentyński, głęboki rezerwowy na skrzydło został oddelegowany do Catanii. Nie miał szans na grę, a dodatkowo nie załapał się również do meczowej dwudziestki piątki, więc nie było sensu go trzymać.

 

Deadline Day wakacyjnego okienka miało nas nie dotyczyć, jednak w ostatnich godzinach Sant Andreu zainteresowało się osobą Andera Gayoso. Nasz młody, lewy defensor udaje się więc na roczne wypożyczenie i nie ukrywam, że będzie to poważny sprawdzian jego przydatności na przyszłość.

 

14.09.2014

 

W Eibar mamy coraz to większe problemy z kontuzjami. Nie wiem, co ma na to wpływ, ale praktycznie po każdym treningu dostaję informacje, że wylatuje nam kolejny zawodnik. W chwili obecnej nie możemy skorzystać z: Aleksandara Pantica, Lilo, Dani Garcii, Unai Bustinzy, Fede Vico, Andera Capy, Sergi Enricha, no i oczywiście zawieszonego za czerwoną kartkę Ivana Ramisa. Mimo wszystko, postaramy się dzisiaj, na własnym obiekcie przeciwstawić drużynie Rayo, która dotychczas nie zgromadziła jeszcze punktu. Mamy co prawda ledwie trzecią kolejkę, ale powoli już można rozeznać się w siłach zespołów w tym nowym sezonie. Nam terminarz bardzo sprzyja, stąd też dwukrotnie zainkasowaliśmy pełną pulę. Jak więc będzie dzisiaj?

Po końcowym gwizdku nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy nie widziałem tak beznadziejnie grającej defensywy! Nasza linia obronna zasługuje na naganę i to pełną gębą. Mocno do tego przyczynił się również Irureta, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, niestety dając gola przeciwnikowi. Byliśmy jak dzieci we mgle i tylko momentami coś się udawało. Strzeliliśmy cztery bramki, a i tak wjebaliśmy ten mecz. Gdzie leży przyczyna? Wydaje mi się, że kluczem mogą być za ciężkie treningi, które ostatnio zaserwowałem podopiecznym. Dwutygodniowa przerwa poświęcona była w klubie na szkolenie taktyczne, a i tak to gówno dało. Szczerze mówiąc, nie mam sił, by opisywać ten mecz w należytym porządku. Na plus postawa Bastona i Hajrovica, zaś cała reszta do obozu pracy…

 

Skład Eibar:

X. Irureta, B. Bereszyński (45' D. Junca), B. Ekiza, M. Dos Santos, A. Luna, Adrian (69' Keko), I. Hajrovic, T. Inui, N. Kranjcar, M. Arruabarrena, B. Baston (45' S. Berjon)

 

Skład Rayo:

J. Carlos, Quini (67' Ze Castro), A. Amaya, C. Dorado, Tito, Jozabed, R. Baena, P. Hernandez, Miku, L. Bangoura, J. Guerra

 

Liga BBVA [3/38]

stadion: Ipurua w Eibar, 4810 widzów

[-] Eibar - [-] Rayo

4:6 [borja Baston 24' 45', Izet Hajrovic 52'(k) 66' - Lass Bangoura 9', Javi Guerra 21', Mauro Dos Santos 24'(sam), Xabi Irureta 47'(sam) 83'(sam), Raul Baena 50']

mom: Pablo Hernandez "9.0"

Odnośnik do komentarza

21.09.2014

 

Po poprzedniej kolejce nie szczędziłem zawodnikom gorzkich słów. Zagrali poniżej i musieli dowiedzieć się, że nie będę tolerował takiego poziomu. Teraz są ostrzeżenia, jednak przy kolejnej okazji polecą tygodniówki. W czwartej rundzie ligowych spotkań, wreszcie mamy kogoś ze średniej półki. Z Espanyolem zaczynają się lekkie schody, ale to przecież nie znaczy, że od razu mamy przegrać. Chcemy zmazać plamę, ale nie za wszelką cenę. Wiem, że rzucenie się na rywala byłoby cholernie głupie, ale mam pewien pomysł, jak go zaskoczyć.

Reakcja na porządny opierdziel pojawiła się niemal natychmiastowo. Żwawo i bez respektu dla bardziej utytułowanego rywala ruszyliśmy do ataku, co przyniosło nam już w piątej minucie jedenastkę. Do futbolówki podszedł ten, który rozpoczął serię szybkich podań, czyli Kranjcar i bez problemu pokonał Bardiego. Tak dobry początek dodał nam wiary, ale późniejsze minuty potwierdziły pewną opinię, którą miałem już po poprzedniej kolejce. Defensywy, to my nie mamy, a kluczowym idiotą jest tutaj Ramis. Sorry memory, ale jeżeli jeden cieć swoim zachowaniem zaje trzy trafienia przeciwnikom, to inaczej jego osoby określić nie można. Co ciekawe, Ivan nawet też coś dzisiaj strzelił i to na dwa dwa, ale chwilę później przyszła eskalacja mojej złości. Stoi i się kurwa patrzy, jak Caicedo ze spokojem przejmuje czterdziesto metrowe podanie, sunie na naszą bramkę i bez problemu pokonuje Iruretę. Już nawet nie chcę wspominać, że na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu spotkania Hajrovic postawił futbolówkę na jedenastym metrze. Presja go zżarła i zamiast remisu, jebnął w poprzeczkę. To się może zdarzyć każdemu, ale Ramis ewidentnie nadszarpnął moje nerwy i na kilka tygodni będzie musiał zapomnieć o wypłacie, oraz miejscu w składzie. Podsumowując, byliśmy bliscy sprawienia sporej sensacji, ale się nie udało. Nie mam do drużyny pretensji za wynik, bo przecież nikt niczego od nas nie oczekuje. Konsekwencje wyciągnę jedynie do naszego środkowego obrońcy i jeszcze raz porozmawiam trochę głośniej z bramkarzem.

 

Skład Eibar:

X. Irureta, B. Bereszyński, B. Ekiza, I. Ramis, A. Luna, Eddy, I. Hajrovic, T. Inui, N. Kranjcar, M. Arruabarrena, S. Enrich (45' B. Baston)

 

Skład Espanyolu:

F. Bardi, A. Arbilla, Alvaro, M. Ciani, J. Fuentes, J. Lopez, P. Diop (76' Abraham), V. Sanchez, H. Perez, M. Asensio (45' F. Caicedo), G. Moreno (87' Burgui)

 

Liga BBVA [4/38]

stadion: Ipurua w Eibar, 4356 widzów

[5] Eibar - [13] Espanyol

2:3 [Niko Kranjcar 5'(k), Ivan Ramis 77' - Marco Asensio 40', Felipe Caicedo 58' 81']

mom: Felipe Caideco "8.7"

Odnośnik do komentarza

25.09.2014

 

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem piątej kolejki wiedziałem, że wpierdziel mamy murowany. Wyjazd na Santiago Bernabeu, to dla większości moich podopiecznych spełnienie marzeń. Na samą myśl, z kim dzisiaj przyjdzie się nam zmierzyć, dostaję ciarek, a ster powoduje odruchy wymiotne. Ustawienie defensywne, nastawienie na kontrę i bardzo sztywny styl gry miał zapobiec dwucyfrówce. Tak, serio się tego bałem po ostatnich trzech meczach, gdzie w pojedynku ze słabszymi ekipami BBVA potrafiliśmy zanotować średnią niemal czterech szmat w trakcie spotkania. Ramis na trybunach, a w ataku Baston, który jak nikt inny chce się dzisiaj pokazać.

Od pierwszych sekund widowiska byliśmy tłamszeni i spychani we własną bramkę. Nic dziwnego, kiedy naprzeciw siebie mamy dwóch najdroższych zawodników w historii i w sumie jednych z najlepiej opłacanych na świecie. Taka fortuna z niczego się nie bierze, o czym przekonaliśmy się jeszcze przed przerwą. Dwukrotnie naszą siatkę dziurawili Bale i Ronaldo, a swoje trzy grosze dołożył również Kovacic. W trakcie przerwy w naszej szatni była cisza. Nikt nie miał nawet ochoty na rozmowy i w sumie nie ma się czemu dziwić. Nie oddaliśmy nawet jednego strzału na świątynię Casilli, nawet tego niecelnego… Po zmianie stron postanowiłem coś z tym zrobić i powiedziałem, by piłkarze bawili się futbolem. Nie chciałem, a nawet nie miałem zamiaru ich ganić za wynik, bo ten był z góry do przewidzenia. Tak się akurat złożyło, że Królewscy najwyraźniej odpuścili i dali nam dojść do głosu, oczywiście sporadycznie. Dziesięć minut po zmianie stron świętowaliśmy bramkę w wykonaniu Bastona, który dał piękny sygnał Cholo Simeone, że do gry to się nadaje. Jeśli ktoś, w tak słabiutkim i malutkim klubie jest w stanie ukąsić Real Madryt, to zasługuje na chwilę uwagi. Co ciekawe, więcej bramek nie padło. Wyjeżdżamy więc z Santiago Bernabeu z kolejną lekcją futbolu, ale również i zadowoleni, że nie oddaliśmy całkowicie pola gry. Gol Bastona jest dla mnie najcenniejszą zdobyczą tego sezonu!

 

Skład Realu Madryt:

K. Casilla, Danilo (72' D. Carvajal), S. Ramos, R. Varane, Marcelo, M. Kovacic (67' L. Mordic), J. Rodriguez, G. Bale, Isco (67' Jese), C. Ronaldo, K. Benzema

 

Skład Eibar:

A. Riesgo, B. Bereszyński, B. Ekiza, M. Dos Santos (87' D. Junca), A. Luna, Adrian, I. Hajrovic, Eddy (87' F. Vico), T. Inui, M. Arruabarrena, B. Baston

 

Liga BBVA [5/38]

stadion: Santiago Bernabeu w Madrycie, 72854 widzów

[2] Real Madryt - [10] Eibar

5:1 [Gareth Bale 1' 23', Cristiano Ronaldo 29' 34', Mateo Kovacic 37' - Borja Baston 56']

mom: Cristiano Ronaldo "9.3"

Odnośnik do komentarza

@ Mam jakieś wrażenie, że gdybym pisał w tym stylu co mówisz, to pisząc niżej strzelców by było nieczytelnie. Poza tym już się tak przyzwyczaiłem i w każdej karierze tak opisuję. ;)

 

 

Masz rację. Masz wrażenie. Niestety mylisz się. Jedyna rzecz, do której się można przyczepić, to właśnie to pisanie wyników pod nazwami drużyn. Dla mnie kompletnie nieczytelne ;) Ale reszta bardzo przyjemna. Płynnie, elegancko no i tytuł opowiadania!!! ;)

 

Odnośnik do komentarza

28.09.2014

 

Po trzech porażkach z rzędu wypadliśmy poza pierwszą dziesiątkę. Wiedziałem, że do porażek muszę się tu przyzwyczaić, przynajmniej póki co… Nie jesteśmy faworytem praktycznie w żadnym spotkaniu, więc przy takich okazjach jak dzisiaj, czyli spotkaniu z Levante, musimy poszukać punktów. Choć mamy grać na wyjeździe, to nie widzę powodów, dlaczego nie mielibyśmy powalczyć. Niejako z konieczności wystawiam na środku defensywy Ramisa i modlę się, by nie odwalił czegoś głupiego.

Samo spotkanie mogło rozczarować, szczególnie w naszym wykonaniu. Przez dziewięćdziesiąt minut gry udało się nam oddać zaledwie cztery strzały, z czego trzy były celne. Pozytywem jest też to, że w tych trzech próbach Borja Ekiza znalazł sposób na pokonanie Jesusa. Miało to miejsce nieco ponad kwadrans przed końcem, ale jak się później okazało, była to jedyna bramka tego wieczoru. Levante szarżowało, aż siedemnastokrotnie próbowało zaskoczyć Iruretę, ale dzisiaj nasz golkiper był zabójczo skuteczny. Koniec końców wygrywamy i wywozimy niezwykle cenne trzy punkty z obcego terenu. Podtrzymaliśmy passę strzelenia przynajmniej jednego gola w każdym spotkaniu, co przed rozpoczęciem sezonu nie było tak oczywiste. Taki wieczór jak dzisiejszy, tylko pokazuje piękno futbolu. Możesz dostawać bęcki, ale kiedyś przyjdzie taki moment, że to ty będziesz bohaterem. Tak dokładnie było z Ekizą, dla którego, nie oszukujmy się, to były ostatnie minuty na udowodnienie swojej wartości. Jak do tej pory, miałem go za największe rozczarowanie sezonu. Choć obrońca głównie ma odpowiadać za destrukcję ataków przeciwnika, to jednak strzelony gol na wagę zwycięstwa, także jest niezwykle ważny.

 

Skład Levante:

Jesus, P. Lopez, D. Davarro (73' A. Trujillo), E. Mammana, Tono, S. Cristoforo, Verza, Simao, N. Karabelas, J. Morales (45' Lander [51' N. Ghilas]), Roger

 

Skład Eibar:

X. Irureta, B. Bereszyński, B. Ekiza, I. Ramis, D. Junca, Eddy, J. Lara, S. Berjon, N. Kranjcar (88' F. Vico), T. Inui, B. Baston (45' M. Arruabarrena)

 

Liga BBVA [6/38]

stadion: Ciutat de Valencia w Walencji, 17954

[16] Levante 0:1 [11] Eibar

[borja Ekiza 72']

mom: Borja Ekiza "8.3"


5.10.2014

 

Los armeros na własnym obiekcie podejmują dzisiaj przyjezdnych z Bilbao. Derby Baskonii są dla lokalnych kibiców niezwykle ważne. Jestem przekonany, że na Ipurua zasiądzie dzisiaj komplet widzów, a pozostali będą koczować w barach, lub pod stadionem i oglądać widowisko na telebimach. Po zluzowaniu natężenia na treningach, cieszy coraz mniejsza liczba kontuzjowanych zawodników. Podejrzewam, że już na kolejną potyczkę powinniśmy mieć praktycznie wszystkich do dyspozycji, co najprawdopodobniej podniesie jakość gry. Skupmy się jednak na tym, co działo się na naszym malutkim obiekcie.

Chcąc dobrze otworzyć zmagania w październiku, musieliśmy wznieść się na wyżyny. Choć Athletic, to aktualnie nasz ligowy sąsiad, to jednak jest to zdecydowanie mocniejsza i solidniejsza ekipa. Graliśmy u siebie i chyba tylko to pozwalało jeszcze wierzyć, że unikniemy kolejnej porażki. Panem i władcą pojedynku okazał się Raul Garcia – autor dwóch cudownych bramek z dystansu. Do tego wszystkiego, przed przerwą trafia jeszcze Laporte, a zaraz po niej – Muniain. To jednak nie był tak jednostronny mecz, jak mogłoby się wydawać. Dla nas bramkę zdobył Baston, a kwadrans przed końcem samobója dokłada Mikel Rico. Szkoda, że w tej sytuacji trafienia nie zapisano Keko, który świetnie wprowadził się do gry jako joker. Wynik cztery do dwóch dla rywali oznaczał czwartą porażkę w siódmej serii ligowych spotkań. Dochodzę powoli do wniosku, że musimy jak najszybciej rozejrzeć się za nowym bramkarzem. Irureta jak i Riesgo nie grają źle, jednak ich występy pozostawiają wiele do życzenia. Przede wszystkim brak równej dyspozycji, bo jak w potyczce z Levante gość był nie do przejścia, tak dzisiaj… Umówmy się, że uderzenia z dystansu, tym bardziej okolic trzydziestego metra nie powinny tak łatwo znajdować się w siatce.

 

Skład Eibar:

X. Irureta, B. Bereszyński, B. Ekiza, I. Ramis, A. Luna (80' Lillo), Eddy, Adrian, I. Hajrovic, F. Vico (45' N. Kranjcar [62' Keko]), T. Inui, B. Baston

 

Skład Athletic:

G. Iraizoz, J. Ramalho, M. San Jose, A. Laporte, E. Boveda, O. De Marcos, M. Rico, I. Muniain (85' B. Viguera), R. Garcia, I. Gomez (67' Benat), A. Aduritz (67' K. Sola)

 

Liga BBVA [7/38]

stadion: Ipurua w Eibar, 5250 widzów

[12] Eibar 2:4 [11] Athletic

[borja Baston 33', Mikel Rico 75'(sam) - Raul Garcia 2' 57', Aymeric Laporte 30', Iker Muniain 49']

mom: Raul Garcia "9.1"

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...