Skocz do zawartości

Co rano to samo


Spajk

Rekomendowane odpowiedzi

Po raz sam nie wiem, który trybuny na stadionie Comunale zostały całkowicie zapełnione. Prace nad nowym obiektem postępują prężnie, acz do jego otwarcia przyjdzie nam poczekać jeszcze przeszło rok. Fiorentina od czasu naszego ostatniego spotkania stała się drużyną całkowicie inną. Dojrzalszą, grającą futbol taktyczny opierający się na jakości, a sternik w postaci Vincenzo Montelli poukładał zespół do kupy. Czynniki te sprawiają, iż nasze szanse przed samym spotkaniem są niemalże nikłe, ale skoro potrafiliśmy Palermo czy urwać punkty Napoli, dlaczego i w tym przypadku nie mielibyśmy powalczyć o jak najlepszy rezultat? Zadecydowałem o tym, że z przodu zagra świetnie uzupełniający się duet w postaci Donnarummy oraz Borjy. Bardzo liczyłem na kolejny dobry występ Maciela oraz przebłysk geniuszu młodego Curro. W pierwszej połowie nie istnieliśmy choćby przez moment. Wstyd się przyznać, ale wręcz ułatwialiśmy Violi, przedostanie się pod naszą bramkę. Przyjezdni nie byli zresztą lepsi bowiem pierwszą akcję godną odnotowania przeprowadzili dopiero w 34. minucie. Wówczas rozpędzający się na skrzydle Tomović zagrał piłkę do środka, do Bernardeschiego. Ten świetnym przyjęciem zgasił piłkę i odegrał ją wzdłuż do prawego obrońcy. W ramach kolejnego podania zwrotnego w idealnej sytuacji na otwarcie wyniku spotkania znalazł się wspomniany prawoskrzydłowy, który strzałem po krótkim rogu starał się zaskoczyć Paleariego. Na szczęście jego uderzenie było na tyle niecelne, iż piłka wylądowała jedynie na bocznej siatce, a my mogliśmy odetchnąć z ulgą, bo przez chwilę zrobiło się naprawdę gorąco. Do przerwy udało nam się utrzymać wynik bezbramkowy, a więc wyśmienity prognostyk na drugą fazę widowiska. W 55. minucie o krok od zdobycia przepięknej bramki był Valero. Hiszpan otrzymał doskonałe podanie, po którym zdecydował się na bezpośrednie uderzenie zza pola karnego. Trajektoria lotu piłki uniemożliwiła naszemu bramkarzowi skuteczną interwencję, a piłka, zamiast wpaść do siatki z potężnym hukiem, znalazła na swej drodze słupek. Goście ostatecznie dopięli swego w rozpaczliwych wręcz okolicznościach. W 92. minucie kontratak wyprowadzał Ilicić, który podaniem do tyłu spowolnił nieco akcję. Wówczas doskonałym przeglądem pola wykazał się Suarez, który znakomitym przerzutem uruchomił na skrzydle 30-letniego Serba. Ten podholował piłkę do linii końcowej i wrzutką na piąty metr starał się zaskoczyć nasz blok defensywny. Mimo iż do tego nie doszło po nieudanym wybiciu Gabriela, futbolówka spadła pod nogi Słoweńca, który potężnym strzałem pod poprzeczkę ustalił wynik spotkania. Z przebiegu gry zasługiwaliśmy w pełni na porażkę bowiem nie przeprowadziliśmy żadnej groźnej akcji. Inną kwestią pozostaje stracenie bramki po tak głupim błędzie w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Cóż musimy wziąć się w garść i przy okazji następnego meczu pokazać się z lepszej strony.

 

11.02.2018, Serie A [25/38] - 3.766 widzów

(11.) Giana Erminio 0:1 Fiorentina (9.)

'90+2 Ilicić (0:1)

 

Skład: Paleari - Almici, Gabriel, Rozzio, Tamas (67' Solerio) - Lazzari, Schiavone, Curro (61' Ferraro), Maciel (51' Rossini) - Donnarumma, Borja

MVP: Nenad Tomovic (Fiorentina) - 9.0 ocena

Odnośnik do komentarza

Mimo tego że dawno tu nie zerkałem, wiele mnie nie ominęło. W lidze idzie Ci naprawdę dobrze, nawet jak przegrywasz to naprawdę minimalnie. Niestety chyba muszę się zgodzić z yanckiem (?), za parę lat to tylko Juve będzie w stanie Cię zatrzymać w lidze :D

Powodzenia ;)

Odnośnik do komentarza

Weryfikacją naszej nierównej formy miał okazać się sprawdzian w postaci ligowej potyczki z Lazio. Bezpośrednie starcie z wyżej notowanym rywalem, który nie gra na miarę swoich możliwości, ale cały czas stara się samo doskonalić to wręcz idealna okazja na sprawdzenie naszej siły. Zaangażowania z całą pewnością nam nie zabraknie, ale kilku bardzo ważnych elementów mojej układanki niestety tak. W obliczu poważnych urazów występy Augello oraz Bochniewicza stoją pod dużym znakiem zapytania. Pion medyczny jest wręcz postawiony na głowie i robiąc wszystko, co może stara się jak najszybciej przywrócić obu piłkarzy do pełni sił. Zadanie to jest niestety bardzo czasochłonne i wymaga wielu poświęceń, a wobec tak poważnych urazów, jak uszkodzenie kręgosłupa u lewoskrzydłowego czy też naciągnięcie mięśni brzucha u Polaka tymczasowo będziemy musieli sobie radzić bez dwóch ważnych ogniw. Szczególnym powodem do zadowolenia nastawiającym mnie bardzo pozytywnie na wiele godzin przed samym spotkaniem była obecna forma Donnarummy. Alfredo, który wręcz nią eksplodował i ukazał swoje prawdziwe oblicze supersnajpera, jest w tym momencie na dobrej drodze, ażeby zdobyć koronę króla strzelców. Pierwsze minuty meczu nie zwiastowały genialnego widowiska, jakim chwilę później kibice zgromadzeni na stadionie Olimpico mogli się delektować. W 4. minucie wyprowadziliśmy doskonałą kontrę za sprawą wspomnianego napastnika, który świetnym prostopadłym podaniem w lukę jaka wytworzyła się między dwójką obrońców uruchomił Biraghiego. Środkowy pomocnik stanął oko w oko z bramkarzem i popisał się strzałem, o którym należałoby jak najszybciej zapomnieć. Futbolówka poszybowała z dala od obrysu bramki, lądując w najwyżej położonym rzędzie na trybunach. Mimo wszystko na otwarcie wyniku nie przyszło nam długo czekać bowiem sytuacja z 7. minuty zaowocowała bramką. Filip Djordjevic był bardzo bliski, ażeby wykorzystać doskonałą centrę Luiza Adriano, na szczęście piłka zatrzymała się na słupku. Moja radość nie trwała zbyt długo. Bierna postawa obrońców, w tym przypadku Gabriela, pozwoliła Serbowi podjąć drugą próbę, która tym razem przyniosła gola. W 16. minucie rzut karny wywalczył Maciel. Portugalczyk wpadł rozpędzony niczym Pendolino w pole karne gospodarzy i przy kontakcie z Radu upadł na murawę. Pretekst w postaci odepchnięcia szarżującego piłkarza był wystarczający do tego, aby sędzia podyktował wapno. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł nie kto inny jak Donnarumma i potężnym strzałem w lewy róg kompletnie zwiódł interweniującego bramkarza. Prognostyk do przerwy był doprawdy świetny. Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy, a przekonaliśmy się o tej prawdzie w sposób czysto brutalny, tracąc bramki w 51. minucie za sprawą kontry zakończonej świetnym strzałem przy słupku przez Drmicia oraz w 54. i 65. za sprawą Djordjevicia, który zdobył gole kolejno uderzeniem z półwoleja oraz świetną główką z około jedenastego metra. W końcówce spotkania o uratowanie naszego honoru powalczył nie kto inny jak Alfredo. Podłączający się skrzydłem Lazzari zagrał do środka do niepilnowanego Schiavone. Ten przebiegł z futbolówką kilka metrów i zgrał ją do grającego nieco wyżej Biraghiego. Ten z kolei oddał futbolówkę Borjy, a Kolumbijczyk dzięki fantastycznemu zastawieniu się dał odrobinę czasu Donnarummie i podał mu w idealnym wręcz momencie. Włoch wybiegł zza pleców obrońcy, dzięki czemu uniknął spalonego, a w sytuacji sam na sam z bramkarzem silnym uderzeniem pod poprzeczkę nie pozostawił Berishy jakichkolwiek szans na interwencję. W 81. minucie powinniśmy zdobyć bramkę kontaktową, która ostatecznie nie padła. W doskonałej wręcz okazji znalazł się wówczas Borja, który uderzeniem siłowym starał się umieścić futbolówkę w prawym okienku bramki. Niestety piłka, zamiast wpaść pod poprzeczkę, uderzyła o nią i opuściła boisko. Przegrywamy, ale nie mamy się czego wstydzić. Gabriel, Perico oraz Bonalumi poniosą karę za rozegranie tak fatalnego spotkania.

 

18.02.2018, Serie A [26/38] - 32.431 widzów

(10.) Lazio 4:2 Giana Erminio (12.)

'7 Djordjevic (1:0)

'17 (kar.) Donnarumma (1:1)

'51 Drmić (2:1)

'54 Djordjevic (3:1)

'65 Djordjevic (4:1)

'70 Donnarumma (4:2)

 

Skład: Paleari - Perico (58' Lazzari), Gabriel (45' Montesano), Bonalumi (58' Rozzio), Tamas - Schiavone, Maciel, Biraghi, Rossini - Donnarumma, Borja

MVP: Filip Djordjevic (Lazio) - 9.4 ocena (3 bramki)

Odnośnik do komentarza

No cóż nadszedł moment, w którym potrzebuję chwilę odpocząć od opisywania meczów. Ostatnimi czasy wiele mnie to kosztuje. Ciężko zlepić mi jakiś sensowny opis spotkania tak, abym mógł go tutaj umieścić. Zabiera mi to zbyt dużo czasu, nie mam takiego potoku słów jak jeszcze niedawno i motywacja odrobinę mniejsza. Daje sobie spokój. Na jak długo ciężko mi powiedzieć. Być może poszukam jakiejś odskoczni od tejże kariery i wystartuje z nowym projektem, który tchnie we mnie nowe siły, ale to nic pewnego. Do zobaczenia już niedługo, a przynajmniej taką mam nadzieję :)

Odnośnik do komentarza

Dwudziesta siódma kolejka ligowa przyniosła nam iście pasjonujący pojedynek. Z jednej strony drużyna typowana jako kandydat do odstrzału, tegoroczny beniaminek. Z drugiej zaś przebywające w Serie A od sezonu 2008/09 - Chievo Verona. O ile przyjezdni mogą pochwalić się fantastyczną passą kolejnych sezonów, w których udało im się uniknąć spadku, o tyle ich sytuacja w obecnej kampanii zdecydowanie nie przejawia się w kolorowych barwach. Był to więc wyśmienity prognostyk przed bezpośrednią konfrontacją mającą miejsce 25 lutego. Bardzo chcieliśmy przełożyć naszą obecną bądź co bądź przyzwoitą dyspozycję na kolejny ligowy sukcesik przybliżający nas do utrzymania. Zgodnie z prognozą mediów i analityków od utrzymania się w Serie A dzieli nas zaledwie 9 punktów – biorąc oczywiście pod uwagę poprzednie sezony, w których to zazwyczaj 40 oczek wyznaczało cienką granicę pomiędzy utrzymaniem a spadkiem do Serie B. Do samego meczu byliśmy przygotowani znakomicie, biorąc pod uwagę nasze przygotowanie kondycyjne. Pion sztabu szkoleniowego odpowiedzialny za to dzieło w pełni zasługuje na pochwałę. Początek spotkania w naszym wykonaniu był bardzo niemrawy, co zaowocowało szybko straconą bramką. Goście przy okazji wykreowania sobie pierwszej sytuacji podbramkowej zdołali objąć prowadzenie. Na skrzydle dobrym, acz przerwanym ostatecznie rajdem popisał się Jean, spod którego nóg futbolówkę wybijał Solerio. Uczynił on to na tyle niefortunnie, iż ta po skozłowaniu wylądowała pod nogami innego piłkarza Chievo – Birsy. Ten dzięki swojej wizji i przeglądowi pola zgrał piłkę do boku do wychodzącego Selasiego. Były obrońca Werderu Brema dośrodkowaniem na dłuższy słupek, uruchomił Ngissaha, który przeciął tor lotu futbolówki. W tej sytuacji śpieszący z interwencją Paleari, który rozgrywał naprawdę dobre zawody, był bez szans. Do przerwy właściwie nie istnieliśmy i mogliśmy się cieszyć z utraty zaledwie jednej bramki. Gdyby Clivensi choć trochę lepiej wykańczaliby swoje sytuacje zapewne mielibyśmy już dwa, może nawet trzy gole w plecy. Stare porzekadło głoszące, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić znalazło swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości dopiero w drugiej części spotkania. Jakżeż odmiennej względem pierwszej odsłony. W 57. Minucie udało nam się wyjść z bardzo groźną akcją. Marotta mocnym podaniem po ziemi rozciągnął ciężar gry do podłączającego się skrzydłem Almiciego. Prawy obrońca zdecydował się zgrać futbolówkę do przodu pod nogi wychodzącego Lazzariego, a ten krótkim podaniem wykreował sytuację niemalże stuprocentową dla Donnarummy. Niestety tym razem nasz napastnik musiał uznać wyższość bramkarza, ale Borja nie zapewnił nam powtórki z rozrywki. Doskonale ustawiony Kolumbijczyk dopadł do bezpańskiej piłki, jako pierwszy i z ogromnym impetem wpakował ją do siatki, omal nie przebijając jej na wylot. Dalej prócz notorycznego okazywania żółtych kartoników zarówno jednym, jak i drugim nie działo się kompletnie nic. No może z wyjątkiem 82. minuty. Wówczas rzut wolny z okolic trzydziestego piątego metra egzekwował Lazzari. O ile jego pierwsze dośrodkowanie zostało wybite, a piłka wróciła pod jego nogi, o tyle druga próba to idealna wrzutka na głowę ustawionego przy dalszym słupku Donnarummy. Alfredo nie miał prawa pomylić się w tak klarownej sytuacji i dzięki tejże bramce odskakuje swoim rywalom w szaleńczym wyścigu o koronę króla strzelców Serie A. Doskonałe spotkanie, z którego możemy być zadowoleni. Wszystko poszło po naszej myśli, a trzy punkty przybliżają nas do upragnionego utrzymania się i być może rozpalają głęboko w nas promyczek nadziei na zajęcie miejsca w środku tabeli.

 

25.02.2018, Serie A [27/38] - 3.766 widzów

(12.) Giana Erminio 2:1 Chievo Verona (17.)

'7 Ngissah (0:1)

'57 Borja (1:1)

'82 Donnarumma (2:1)

 

Skład: Paleari - Almici, Gabriel (45' Bochniewicz), Rozzio, Solerio - Marotta, Lazzari, Mira (65' Curro), Maciel - Donnarumma, Giovinco (45' Borja)

MVP: Theodor Gebre Selassie (Chievo Verona) - 8.3 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Jak dla mnie chievo to zawsze niewygodny rywal, ale widzę że u Ciebie w karierze teraz kiepsko im idzie, typowy średniak który może uprzykrzyć życie najlepszym, gratulacje dla donnarummy, a jak się spisuje inny gracz o tym samym nazwisku z AC Milan? Oni są braćmi? Oświeć mnie bo nie wiem, ciesze się że wróciłeś do strefy karier, bo Twoje opisy meczów najlepiej oddają rzeczywistość

Odnośnik do komentarza

Jak dla mnie chievo to zawsze niewygodny rywal, ale widzę że u Ciebie w karierze teraz kiepsko im idzie, typowy średniak który może uprzykrzyć życie najlepszym, gratulacje dla donnarummy, a jak się spisuje inny gracz o tym samym nazwisku z AC Milan? Oni są braćmi? Oświeć mnie bo nie wiem, ciesze się że wróciłeś do strefy karier, bo Twoje opisy meczów najlepiej oddają rzeczywistość

 

A no dzięki :D Z tego co wiem to nie są spokrewnieni. Milan nie chciał wypożyczyć Gianluigiego, który mecze w tym sezonie rozgrywa w pucharach U-18, rzadziej U-20.

Odnośnik do komentarza

Niebywale zaszczytne miejsce u boku takich gwiazd jak Paulo Dybala czy wiecznie młody Alessio Cerci, w jedenastce sierpnia włoskiej Serie A zajął Donnarumma. Biorąc pod uwagę dyspozycję naszego najlepszego napastnika trudno nie zgodzić się z takowym postawieniem faktów. Alfredo jest w formie, o czym dobitnie stara się przekonać każdego w kolejnych spotkaniach. Na szczęście nie jest on towarem szczególnie chodliwym na rynku i mimo wyśmienitej dyspozycji jest pomijany przez wielu scoutów. Z jednej strony jest to kompletna głupota, nie rozumiem, jak można przejść obok kogoś takiego, nie spojrzawszy nawet na jego sylwetkę piłkarza. Jednakże z innego punktu widzenia jest to znakomita wiadomość. 27-latek w związku z brakiem ofert nie rozmyśla o potencjalnej możliwości odejścia do innej drużyny, a jedynie deklaruje coraz to większą chęć do gry w barwach Giany Erminio. Warto napomnieć również o jego statystykach, które robią wrażenie. W barwach Giany rozegrał on 63 mecze ligowe, a na listę strzelców wpisywał się, aż 48-krotnie. Gdzieś w głębi duszy wciąż miałem cichą nadzieję na to, że Donnarumma przełoży swoją dyspozycję z ostatnich spotkań na konfrontację z Genoą. Od początku mojego panowania na Comunale mierzyliśmy się z tą drużyną trzykrotnie, notując jeden remis i dwie porażki. Nie jest to statystyka, która pozwala nam z optymizmem zapatrywać się na termin 4 marca, jednakże każda seria porażek, zwycięstw musi zostać przerwana. Początek przemawiał w sposób zdecydowany na naszą korzyść. Udało nam się zaskoczyć zbyt pewnych siebie gospodarzy i w przeciągu paru chwil dwukrotnie przeprowadzić błyskawiczną wędrówkę w ich pole karne zwieńczoną celnym strzałem. Co prawda futbolówka ostatecznie nie wpadała do siatki, ale niewątpliwie sytuacje te mogły przysporzyć niejednego sympatyka Gryfów o zawał. Na potwierdzenie moich słów i dominacji w pierwszej fazie meczu warto przypomnieć sytuację mającą miejsce w 25. minucie. Po stałym fragmencie gry gospodarze wyekspediowali piłkę poza obręb szesnastki. Ta ostatecznie wylądowała pod nogami Rozzio, który wyprowadził kolejny atak, tym razem pozycyjny. Środkowy obrońca zgrał krótko do lepiej ustawionego i odosobnionego Bonalumiego, a ten doskonałym przerzutem uruchomił na prawym skrzydle Lazzariego. Ten biorąc pod uwagę jego umiejętności, nie miał prawa nie opanować podniesionej piłki i samym jej przyjęciem zgubił krycie trzymającego się blisko niego defensora. Samo dośrodkowanie było niczego sobie i ostatecznie trafiło do Borjy, który pewnym strzałem z powietrza pokonał interweniującego Ujkaniego. Doskonała akcja podkreślająca po raz kolejny fakt, iż to właśnie podłączanie się bocznych pomocników tudzież obrońców jest naszą najmocniejszą bronią. Do przerwy w kwestii rezultatu nie zmieniło się nic. Genoa powoli zaczynała przejmować inicjatywę, a my wręcz w rozpaczliwy sposób musieliśmy się bronić. Na szczęście szczelnie zestawiony blok defensywny nie pozwolił na przebicie się rywalom. Druga połowa względem pierwszej odsłony miała całkowicie inny przebieg. Od początku, aż do samego końca stroną dominującą była drużyna Grifone. Mimo to sporadycznie dochodziliśmy do doskonałych okazji na podwyższenie rezultatu, których nie potrafiliśmy wykończyć w końcowej fazie. Kontratak z 52. minuty powinien być pokazywany w telewizjach całego świata. Rajd z piłką po przejęciu jej w środkowej strefie boiska rozpoczęło dwóch naszych napastników. Borja wraz z futbolówką urwał się skrzydłem i mimo naporu ze strony obrońcy gospodarzy dośrodkował wręcz idealnie na ustawionego, na piątym metrze Donnarummy. Ten zrobił wszystko należycie i uderzeniem z woleja tuż przy słupku starał się zaskoczyć bramkarza. Niestety golkiper był na to przygotowany i opuszkami palców zażegnał niebezpieczeństwo. Kilka minut później wzorowy kontratak bazujący na naszym schemacie wyprowadziła Genoa. Ostatecznie po bardzo mocnym strzale Perottiego piłka uderzyła w poprzeczkę i opuściła boisko. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały nasze zwycięstwo jako jedyny możliwy scenariusz. A przynajmniej tak wydawało nam się, dopóty rzutu wolnego z okolic dwudziestego piątego metra nie egzekwował Honda. Doskonałe, techniczne uderzenie, po którym piłka odbiła się jeszcze od słupka - niemożliwe do obronienia. Ten remis to kolejny powód do dumy dla zespołu.

 

04.03.2018, Serie A [28/38] - 18.384 widzów

(15.) Genoa 1:1 Giana Erminio (12.)

'25 Borja (0:1)

'89 Honda (1:1)

 

Skład: Nardi - Perico, Bonalumi, Rozzio, Solerio (45' Tamasz) - Marotta (56' Schiavone), Lazzari, Pinto, Maciel (69' Curro) - Donnarumma, Borja

MVP: Mirko Gori (Genoa) - 9.0 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Inter jest od początku obecnej kampanii, drużyną, która na każdym kroku stara się jasno określać swoje cele. Można by stwierdzić, iż na dobrą sprawę nie zdejmują oni nogi z pedału gazu choćby na moment. W chwili obecnej plasują się oni na drugiej lokacie tuż za niedoścignionym chyba dla każdego we Włoszech - Juventusem. Nasz plan przedmeczowy zakładał utratę jak najmniejszej liczby bramek do przerwy, a następnie skupianie się na wprowadzeniu nieco bardziej odważnych poczynań na niewłasnej połowie. Rola gospodarzy zdecydowanie dodawała nam nieco animuszu i pozwoliła odciążyć głowy przed niebywale trudnym sprawdzianem, jaki wówczas nas czekał. Początek zdecydowanie nie należał do tych z kategorii wymarzonych bowiem po niespełna pięciu minutach pierwszy żółty kartonik w meczu obejrzał Schiavone. Defensywny pomocnik podhaczył pędzącego środkiem boiska Zapatę i bezsprzecznie zasłużył na takowy wymiar kary. Oczywiście sędzia mógł w tej sytuacji powstrzymać swoje zapędy i nie okazywać żółtego kartonika, ale w środowisku futbolu arbiter A. Damato znany jest powszechnie z zamiłowania do nagradzania piłkarzy za błahe wykroczenia. W takim przekonaniu dobitnie utwierdza nas statystyka wskazująca na fakt, iż w zaledwie 20 spotkaniach pokazał on ponad 70 żółtych kartek oraz dodatkowo 3 koloru czerwonego. Do przerwy zgodnie z moimi początkowymi założeniami nie straciliśmy bramki. Niestety nie graliśmy nic z przodu, a nasza postawa w obronie nie była szczególnie dobra, a przynajmniej nie napawała mnie optymizmem. Po zmianie stron goście przycisnęli nam nóż do gardła i w taki właśnie sposób w 60. minucie objęli prowadzenie. Po szybkiej wymianie podań z Kondogbią w nasze pole karne wpadł Zapata. Kolumbijczyk mimo asysty zbiegającego Tamasa był w stanie posłać piłkę pod poprzeczkę, czyniąc tym samym swój strzał niemalże niemożliwym do obrony. Oczywiście nie mam prawa narzucać w tej sytuacji czegokolwiek Nardiemu, który niezależnie od swojego ustawienia nie byłby w stanie wpłynąć w stopniu znaczącym na jej tor lotu. Chwilę później drugi gwóźdź do trumny wbił Ivan Perisić, który przeciął dośrodkowanie z rzutu wolnego egzekwowanego przez Eliasa zaskakując w ten sposób naszego bramkarza. Na dokładkę o postawienie przysłowiowej kropki nad „i” zadbał Joel Campbell. Kostarykanin wykorzystał świetne prostopadłe podanie w uliczkę, udanym zwodem zwiódł naszego bramkarza i posłał piłkę delikatnie w prawy róg. Przegrywamy, choć nikt nie oczekiwał od nas zwycięstwa, a nawet remisu. Biorąc pod uwagę ewidentną przewagę Interu w każdym aspekcie, nie możemy mieć pretensji o wynik.

 

11.03.2018, Serie A [29/38] - 3.766 widzów

(13.) Giana Erminio 0:3 Inter (2.)

'60 Zapata (0:1)

'63 Perisić (0:2)

'79 Campbell (0:3)

 

Skład: Nardi - Almici, Gabriel (54' Montesano), Rozzio, Tamas - Schiavone, Lazzari (45' Rossini), Grassi, Maciel - Donnarumma, Borja (60' Giovinco)

MVP: Elias (Inter) - 9.0 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

W związku z rozpoczęciem okresu rekrutowania nowych juniorów do klubowej szkółki w naszej drużynie zawitało kilku młodzianów. Wbrew moim początkowym obawom i cofnięciem się pamięcią wstecz do ubiegłego sezonu do klubu trafiło trzech dobrze zapowiadających się grajków. Są to piłkarze ze sporym potencjałem, które w przyszłości mogą stać się ważnymi elementami zespołu, ale warto zadać sobie pytanie, czy na tym skończy się ich rozwój? A może zostaną oni nową generacją, odsyłając w zapomnienie takie nazwiska światowego formatu biegające wciąż po zielonych murawach jak Ronaldo czy Messi. Ku mojemu zaskoczeniu wbrew stanowi słabo rozwiniętej siatki wyszukiwania juniorów udało nam się pozyskać w ramach testów jednego Iworyjczyka - (Digbeu), który swoim sposobem gry w małym stopniu przypomina nam Gervinho. Postąpilibyśmy niebywale głupio, nie wyciągając pomocnej dłoni w jego kierunku. Oprócz niego zatrudniliśmy również dwóch Włochów - (Signorelliego) najlepiej spisującego się w roli prawego obrońcy oraz nominalnego napastnika (Musattiego). Przyznam uczciwie, iż nie mogę się doczekać ich pierwszych meczów w barwach juniorskich drużyn Giany. To właśnie takie sprawdziany zweryfikują ich obecne umiejętności oraz pokażą jak wiele, mogą osiągnąć w niedalekiej tudzież nieco dalszej przyszłości. A propo przyszłości. Ta zdecydowanie nie została namalowana w korzystnych dla nas barwach. Po trzynastu dniach odpoczynku zostaliśmy bezlitośnie ciśnięci prosto na głęboką wodę w postaci konfrontacji z Juventusem. Mierząc się z drużyną zdecydowanie wyżej notowaną, łatwo jest się wyłączyć i odgórnie założyć najczarniejszy scenariusz wskazujący naszą sromotną porażkę. Jednakże my nie kwalifikujemy się do takiego grona pesymistów i zawsze niezależnie od klasy rywala i naszych matematycznych szans gramy do końca zostawiając dosłownie i w przenośni serce na boisku. Plan na mecz był raczej prosty. Cofnąć się, wyczekiwać ataków Starej Damy i upatrywać własnych szans w kontratakach, a więc naszej najmocniejszej stronie. Z przodu nie mogłem nie postawić na sprawdzony już świetnie uzupełniający się duet Borja oraz Donnaruma. W roli defensywnego pomocnika wystąpić miał Matteo Marotta, który ostatnimi czasy wielokrotnie narzekał na degradację swojego statusu przydatności dla zespołu. W obliczu transferu Schiavone rzeczywiście został on odsunięty na boczny plan. Ja jako menedżer trzymający morale zespołu w ryzach byłem wręcz zmuszony pozwolić mu zagrać, przynajmniej w taki sposób mogłem zaasekurować ewentualne wszczynanie buntu przeciwko mojej personie w szatni. Nie jeden już próbował podburzać przeciwko mnie innych i zapewne nie jeden spróbuje tej sztuczki. Początek meczu w naszym wykonaniu można określić mianem istnej tragedii. Masa głupich, prostych błędów przesądzających o obrazie spotkania zaowocowała bardzo szybko straconą bramką. Już w 2. minucie wrzut z autu na wysokości pola karnego egzekwował Cheillini, który fantastycznym dalekim wyrzutem na głowę Pogby wykreował mu bardzo klarowną sytuację. Francuz słynący ze swojej uniwersalności popisał się doskonałym uderzeniem głową. Futbolówka odbiła się jeszcze od krawędzi słupka i przeleciała tuż obok rękawicy interweniującego Nardiego. Warto zapytać co w tej sytuacji robili nasi obrońcy, którzy ewidentnie zaspali. Dziewięć minut później Bianconeri egzekwują kolejny stały fragment gry tym razem pod postacią rzutu rożnego z lewej strony boiska. Wówczas fantastycznym zgraniem, adresowanym do Pogby, na krótki słupek popisał się Thiago. Paul lekkim trąceniem piłki przedłużył do Mandzukicia, a ten strzałem z najbliższej odległości wbił kolejny gwóźdź do naszej trumny. Niestety zaczęło to wyglądać wręcz fatalnie, a wszystkie znaki na ziemi i niebie zwiastowały naszą porażkę bynajmniej nie najmniejszy spośród możliwych wymiarów kary. Dominacja gospodarzy była niekwestionowana i widoczna na każdym kroku. Pierwszy strzał, ale jakże ważny w kontekście dalszej części spotkania oddaliśmy dopiero w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Wówczas po prostopadłym podaniu od Donnarummy nasz kontratak napędzał pędzący środkiem boiska Borja. Kolumbijczyk świetnie zgrał do boku do podłączającego się Almiciego, a ten przedłużył dalej do wbiegającego w obręb szesnastki Lazzariego. Płaskie wycofanie przed pole karne gdzie do piłki dopada Grassi i potężną petardą zza pola karnego pokonuje Cillessena. Ależ euforia w sektorze sympatyków przyjezdnych, istny szał radości, mimo że wciąż przegrywamy. Na przerwę schodziliśmy w bardzo dobrych nastrojach, które osłodziła nam zdobyta w 40. minucie bramka. Powiedziałem wówczas chłopakom kilka motywujących, ciepłych słów. A efekty? Były wręcz błyskawiczne. W 55. minucie nadarzyła się kolejna okazja do zdobycia bramki. Do futbolówki ustawionej na siedemnastym metrze podszedł Donnarumma. Alfredo nie jest specjalistą od stałych fragmentów gry, ale spośród wszystkich obecnych wówczas na boisku piłkarzy rzuty wolne egzekwował najlepiej. Włoch wziął krótki rozbieg i ruszył. Potężnym uderzeniem nad murem wpakował piłkę pod obrys poprzeczki nie pozostawiając Holendrowi jakichkolwiek szans na interwencję. Co się tutaj wydarzyło! W tym momencie na trybunach panowała istna ekstaza. Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy. W 73. minucie z błyskawiczną kontrą wyszli gospodarze. Rozpędzony Alex Sandro zacentrował do środka do Klaasena, a ten z pierwszej piłki zgrał do doskonale ustawionego Babacara. Napastnik nie namyślał się zbyt długo i mocnym uderzeniem po krótkim rogu ustalił wynik spotkania. Wtedy straciłem nadzieje. Jak się okazało całkowicie niesłusznie. 84. minuta, serce przyśpiesza. Tamas przejmuje piłkę na lewym skrzydle i zgrywa ją w kierunku Augello. Lewoskrzydłowy przyjmuje futbolówkę i oddaje ją do Borjy, a ten przedłuża do Grassiego. Środkowy pomocnik wykazuje się niesamowitym przeglądem pola zagrywając w uliczkę do wybiegającego centralnie zza pleców obrońcy Donnarummy. Moje serce niemalże się zatrzymało. Na szczęście fantastyczne uderzenie z pierwszej piłki skierowane w lewy dolny róg bramki doprowadza do wyrównania! Dosłownie trzy minuty później bardzo nieciekawa sytuacja. Limit zmian wykorzystany, a boisko musi opuścić kontuzjowany Almici. Gramy przeszło sześć minut w osłabieniu, ale nie pozwalamy Juventusowi na zdobycie bramki. Niesamowite! Zdobywamy jakże cenny punkt na Juventus Stadium. Po 30 kolejkach ligowych plasujemy się ku zaskoczeniu wszystkich nad Romą czy chociażby Genoą. Kolejny raz miejsce w jedenastce miesiąca wywalczył sobie Donnarumma, którego wyśmienita forma pozwoliła nam na uzyskanie remisu w meczu ze Starą Damą. Dzięki obecnej dyspozycji nasz najbardziej bramkostrzelny napastnik coraz bardziej przybliża się do korony króla strzelców utrzymując dwubramkową przewagę nad drugim Dybalą (Podsumowanie meczu) oraz (Tabela).

 

24.03.2018, Serie A [30/38] - 35.490 widzów

(1.) Juventus 3:3 Giana Erminio (13.)

'2 Pogba (1:0)

'11 Mandzukić (2:0)

'40 Grassi (2:1)

'55 Donnarumma (2:2)

'73 Babacar (3:2)

'84 Donnarumma (3:3)

 

Skład: Nardi - Almici (86' knt.), Bochniewicz (63' Perico), Gabriel, Solerio (45' Tamas) - Marotta, Lazzari, Grassi, Maciel (74' Augello) - Donnarumma, Borja

MVP: Paul Pogba (Juventus) - 9.0 ocena (1 bramka, 1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Mecz z Udinese przyciągnął na stadion istne tabuny fanów. Niestety ze względu na ograniczenie dotyczące miejsc zajmowanych przez kibiców w znacznym stopniu zabija zainteresowanie grą klubu wśród sympatyków Giany nieposiadających całosezonowego karnetu, a jednocześnie ucina zyski, które pochodziłyby ze sprzedaży znacznie większej ilości przepustek. Po naszych ostatnich spotkaniach byłem naprawdę dobrej myśli. O ile porażka z Interem była wypadkiem przy pracy, o tyle mecz z Juventusem, utwierdził mnie w przekonaniu, iż cały czas podążamy tą właściwą drogą. Początek spotkania odbywającego się w ramach 31 kolejki ligowej Serie A był istnym koncertem w naszym wykonaniu. Na taką grę, aż przyjemnie popatrzeć, serce się raduje, a oczy zachwycają. Na długo przed rozpoczęciem spotkania dzięki fantastycznej postawie sztabu szkoleniowego wiedzieliśmy czego spodziewać się po rywalach i momentalnie obróciliśmy ich największy atut w słabość. W 8. minucie wyrzut z autu na wysokości pola karnego egzekwuje Perico. Futbolówka ląduje pod nogami Donnarummy, który nie robi sobie kompletnie nic z asysty dwóch obrońców i dzięki doskonałemu zastawianiu się nie pozwala odebrać sobie piłki. Alfredo wyczekał kilka sekund i zaadresował podanie zwrotne do prawego obrońcy, a ten krótkim, acz celnym podaniem obsłużył zupełnie niekrytego Lazzariego. Takie zagranie i szukanie się wzajemnie przez tych dwóch piłkarzy to norma. Niemalże od zawsze to oni współpracują ze sobą na prawej flance. Wrzutka 24-letniego skrzydłowego na dalszy słupek wydawała się początkowo bezcelowo, gdyby nie wbiegnięcie w lukę, jaka wytworzyła się między dwójką stoperów gości. Z kawału wolnego terenu największy pożytek zrobił Tamas, który uprzedził pilnującego go obrońcę i pewnym strzałem głową pod poprzeczkę pokonał interweniującego bramkarza. Doskonałe wejście w mecz po świetnie rozegranej zespołowej akcji - taką grę w naszym wykonaniu chciałbym oglądać cały sezon. Co ciekawe moja radość po zdobyciu pierwszej bramki nie zdążyła jeszcze osłabnąć, a chwilę później moje serce rozradował wyglądający zdecydowanie lepiej, pewniej z perspektywy czasu wynik 2:0. Dwójkowa akcja przeprowadzona przez Tamasa oraz Augello pozwoliła obu piłkarzom znaleźć się w polu karnym Udine. Węgier mający dużo swobody ostatecznie zdecydował się na zagranie do Augello, a ten precyzyjną wrzutką obsłużył najwyżej skaczącego Donnarummę. Piłka po strzale głową odbiła się jeszcze od wewnętrznej krawędzi słupka, w związku z czym była niemożliwa do zatrzymania tudzież sparowania. Nastroje zarówno na boisku, na ławce rezerwowej, jak i później w szatni były doskonałe. Graliśmy z ogromną pewnością siebie, a nasze nogi nie były już z waty. Zresztą trybuny mogły odetchnąć z ogromną ulgą i radością związaną ze zwycięstwem po zaledwie 52. minutach gry. Pędzący środkiem boiska Borja nie zdołał przebić się przez blok defensywny rywala w związku z czym postanowił oddać piłkę do tyłu do wyczekującego zagrania Curro. Hiszpan nie zdążył się nawet namyśleć i momentalnie zagrał górną piłkę do wchodzącego w obręb szesnastki na pełnej szybkości Lazzariego. Ten zwiódł jednego z obrońców i mocnym strzałem po ziemi podwyższył nasze prowadzenie jeszcze bardziej. Strzelaninę zakończyliśmy równo w 90. minucie za sprawą będącego w doskonałej dyspozycji Alfredo. Wykorzystał on świetną prostopadłą piłkę od Giovinco i wpakował futbolówkę do niemalże pustej bramki. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie postawiłby na taki wynik, a jednak... Udaje nam się, a utrzymanie - jest coraz bliżej.

 

31.03.2018, Serie A [31/38] - 3.766 widzów

(13.) Giana Erminio 4:0 Udinese (6.)

'8 Tamas (1:0)

'28 Donnarumma (2:0)

'52 Lazzari (3:0)

'90 Donnarumma (4:0)

 

Skład: Paleari - Perico, Bochniewicz, Gabriel, Tamas - Schiavone (81' Marotta), Lazzari, Curro, Augello (77' Rossini) - Donnarumma, Borja (62' Giovinco)

MVP: Manuel Lazzari (Giana Erminio) - 9.2 ocena (1 bramka, 1 asysta)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...