Skocz do zawartości

Od zera do...


Qu.

Rekomendowane odpowiedzi

-Maratonu ciąg dalszy... - pomyślałem leżąc jeszcze w łóżku. Wstałem, zrobiłem sobie jajecznicę którą natychmiast zjadłem, zostawiłem liścik Kasi, postawiłem go na komodzie przy łóżku i wyruszyłem na stadion. Stamtąd wyruszaliśmy do Accrington, gdzie na Crown Ground mieliśmy podjąć walkę z miejscową drużyną - Accrington Stanley. Byliśmy faworytem. Gospodarze byli na ostatnim miejscu, my natomiast okupowaliśmy szóstą lokatę. Wszyscy byli we wspaniałych humorach, podróż minęła szybko i mogliśmy rozegrać spotkanie na pełnych obrotach. Zaczęliśmy z pełnej pary, zespół Coleman'a był niezorganizowany co skrzętnie wykorzystaliśmy w 6. minucie. Liburd wykorzystał swoją pierwszą sytuację i było 1:0. Kontrolowaliśmy przebieg meczu. Po drugim kwadransie 1-szej połowy Bradley, który obchodził w tym dniu urodziny skierował głową piłkę do siatki, strzelając trzeciego gola w tym sezonie. Wspaniały jubileusz. Dawno nie widziałem tak zgranej, fajnej paczki. Wszyscy się motywowali, krzyczeli w szatni, czuć było chemię między tymi ludźmi. Podobało mi się to. Po przerwie obraz gry pozostał niezmienny, byliśmy wyraźnie lepsi. Byłem dumny, kiedy obijały mi się teksty z trybun typu: "Nie wyglądają na beniaminka", "Zasługują na te zwycięstwo.". Koniec końców, gospodarze honorowo trafili do siatki w doliczonym czasie gry.
Nie chciałem psuć atmosfery w drużynie broniąc chłopcom wyjścia do pubu, szczególnie nie chciałem tego robić w dzień urodzin jednego z piłkarzy. To byłby absurd. Alkohol jest nieodłączną częścią zabawy przy takich uroczystościach, jeśli w ogóle chlanie można nazwać uroczystością. Mieliśmy ważny mecz z Portsmouth trzy dni później, to mnie lekko martwiło. Postanowiłem jednak nie zawracać sobie tym głowy.
'Pompey' to klub z piękną, a nawet wspaniałą historią. Kto interesuje się angielską piłką, ten wie. 2. mistrzostwa Anglii, 2. F.A. Cup. Przecież w 2010 roku grali jeszcze w Barclays Premier League, a dziś... No właśnie, grają ze śmiesznym Boreham Wood, za którego sterami jest Polak, który nigdy wcześniej nie prowadził innego klubu. "Bitch, please." Byliśmy zmęczeni natłokiem spotkań, wiedzieliśmy też że po tym spotkaniu mamy tydzień przerwy.
-Panowie, po prostu dajcie z siebie wszystko. - rzekłem w stronę przebranych już zawodników i wyszedłem na stadion. 1900 sprzedanych wejściówek. Rekord sezonu, trzeba się dobrze pokazać. Niestety goście są zdeterminowani do awansu i od razu chcieli nam pokazać miejsce w szeregu wysokim pressingiem. Ciężko się grało, ale radziliśmy sobie. Niestety po 20 minucie ogromny błąd przy wyprowadzaniu piłki popełnił Gardiner, przez który piłkarze Cooka wyprowadzili śmiertelną kontrę, na 0:1. Mecz był wyrównany. Ani my, ani oni, nie stworzyliśmy korzystniejszych sytuacji i wynik ten utrzymał się. Byłem lekko zawiedziony, ale jak przegrać, to po dobrej grze i ze świetnym rywalem.
Życie z dnia na dzień daje mi nowe wskazówki. Uczę się na błędach. Teraz też tak było. Cholera, czemu ja mu znowu dałem szansę? Gardiner, o nim mowa... Młody, fajny chłopak, ma nawet talent, serio, to widać. Ale jak spierdolił drugą bramkę i zarazem mecz z rzędu, to trzeba go odsunąć. Znowu dał dupy i znowu przez niego straciliśmy gola, i przez te tylko zremisowaliśmy na wyjeździe z Northampton. Gdyby nie świetna akcja i dobre wykończenie Sparkesa, to wrócilibyśmy z pustymi rękami, więc ten remis biorę jako nauczkę. Cytując klasyka: "Przyjadę do domu, pier...ę whisky, bo co mi zostało...". Choć to tylko remis...

[8 kolejka Sky Bet 2] (24.) Accrington 1:2 Boreham Wood (8.) (Liburd, Bradley)
[9 kolejka Sky Bet 2] (6.) Boreham Wood 0:1 Portsmouth (1.)
[10 kolejka Sky Bet 2] (11.) Northampton 1:1 Boreham Wood (8.) (Sparkes)

Wrzesień 2016
2-2-1, 7:6
Finanse: -111.759 funtów
Sky Bet League 2: 10 meczów, 4/4/2, +2, 16 punktów
Capital One Cup: 1 runda (vs. Peterborough 1-2)
F.A. Cup: 1 runda (vs.?)

JPT: 2 runda (vs. Leyton)
Najlepszy strzelec: Liburd, Bradley, Rigg - 3
Najlepszy asystujący: Semedo - 3
Najwyższa średnia: Connor Clifford - 7.26

Odnośnik do komentarza
Dzień jak każdy inny. Pojechałem na boiska treningowe, ustaliliśmy że dziś robimy rozruch i tyle. Chłopcy biegali, ja natomiast usiadłem na jednym krzesełku i obserwowałem ich poczynania. Podobało mi się to - Paweł prowadzi treningi wcześniej ze mną ustalone, a ja przyglądam się kto jak trenuje, patrzę na zachowania poszczególnych piłkarzy i ogólne zaangażowanie. Najbardziej bolał mnie zarząd klubu. Konkretnie prezes. Niestety był on nikim. W moich oczach był nikim. W piłkarzach też, śmiali się mu prosto w twarz, on nawet nie reagował. Powoli zaczynałem rozmyślać, czy przez niego to wszystko się nie rozpadnie. Źle zarządzał pieniędzmi, roztrwaniał je na złe inwestycje, a może po prostu nietrafne. To wszystko prowadziło do debetu w klubowym skarbcu. Miałem ochotę nagłośnić to w mediach. Zadzwonić do jakiejś większej sieciówki i opowiedzieć o jego poczynaniach, które prowadzą do większej dziury w budżecie i końcowego bankructwa. Ja niestety, ale stety dla całokształtu, jedynie pomagałem mu zyskiwać pieniądze poprzez naszą grę i ciągły progres. Tylko jak długo on potrwa? Tego nie wiedział nikt...
***
York City to obok nas kandydat do spadku. Zaskakująco i my, i York jesteśmy w tej lepszej połowie ligi, sąsiadujemy ze sobą w tabeli. Goście są na 9. lokacie, my o jeden stopień wyższej. Teoretycznie byliśmy faworytem, ale zdawałem sobie sprawę z tego, jak ciężki mecz nas czeka. Każdy chce z nami punktować, to logiczne, bo jesteśmy beniaminkiem i na papierze najsłabszym zespołem. Jednak my stworzyliśmy cholernie zgraną paczkę z paroma graczami, którzy mogą namieszać. Więc krótko i zwięźle - oj nie, nie u nas, nie damy się tak łatwo opierdolić.
Zaczęło się fajnie, grali z jednym zawodnikiem na bokach, więc powiedziałem chłopakom, aby robili przewagę na skrzydłach, bo mamy do tego potencjał. W pewnym momencie Semedo się rozpędził, biegł przy ławkach trenerskich, widziałem ten sprint i nagle buuum, upada.
-O kurwa. - spojrzałem na Pawła lekko zszokowany. -Widziałeś to? - on tylko z ręką na twarzy kiwnął głową w geście "tak, widziałem, i żałuję".
Jego stopa nie była w dobrym stanie. Całkowicie wykrzywiona, jak znosili go na noszach to ponad 1 500 ludzi klaskało i wspierało 20-latka. Okropny widok, nie mogłem na to patrzeć. Gra była przybita. Ani my, ani goście nie grali porywająco, ale to my stwarzaliśmy więcej szans. Żadnej nie wykorzystaliśmy do gwizdka oznaczającego przerwę. Po przerwie zmieniło się tempo. Parliśmy na bramkę gości. Nic z tego nie wychodziło. To był ten dzień pecha. Na 10 minut przed końcem goście mieli pierwszą świetną okazję, Morris raz! Dobitka... MORRIS DWA! Cholerny kocur... Uwielbiałem go. Niestety 5 minut później był już bez szans i przegrywaliśmy 0:1. "Cholera..." - pomyślałem patrząc na tradycyjnie zachmurzone niebo. W 92 minucie mieliśmy rzut wolny. Sędzia doliczył trzy. Tilney kapitalnie dośrodkował, piłka przeszła wszystkich, niekryty był młody Gordon i GOOOOOOOL! GOL GOL GOL! Tak, jest remis! W końcu młody się odblokował! Wskoczyłem na Pawła, a ten prawie się przewrócił! Ludzie będący na stadionie też unieśli ręce w geście triumfu! Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłem, nigdy na naszym meczu ludzie się nie cieszyli. Tak!
[sky Bet League 2] Boreham Wood 1:1 York City (Gordon)
Odnośnik do komentarza
Dzięki, miło.
_____

-Słuchaj. - po raz kolejny krzyknąłem w jego stronę. -Jeśli tego nie zaakceptujesz, to po pierwsze odejdę z Twojego zespołu, po drugie pójdę z całą sytuacją do gazet i w te swoje grube dupsko będziesz mógł sobie wsadzić swoje inwestycje, które chuja dają, a po trzecie tak zbuntuje Ci zespół, że stąd spadniesz do National League, a stamtąd jeszcze niżej. Chcesz tego? - wykrzyczałem aż poczerwieniał.
-Po takim miesiącu powinienem Cię zwolnić, więc jak Ty możesz mieć czelność dawać mi ultimatum?!
-Zwolnić? - zaśmiałem się i jeszcze bardziej zdenerwowałem. -Gdybyś mnie zwolnił, to tak bym Cię oczernił, że po prostu byłbyś jeszcze większym gównem niż teraz. - powiedziałem takim tonem, jakbym zaraz miał go zabić. -Ten klub beze mnie byłby teraz wiesz gdzie? W dupie, w 6 lidze. Powtórzę jeszcze raz. Albo zorganizujesz nabór chłopców go grup młodzieżowych, przy czym wpakujesz kasę w nowe boiska treningowe, albo będziesz nikim, gruby kutasie. - wyszedłem z jego śmierdzącego pokoju.

Nikt mnie tak dawno nie wkurwił. Działał mi na nerwy jak nikt inny. Całe szczęście, że to był koniec miesiąca. Zaczął się pięknie, a skończył jak w najgorszym horrorze. To jeden z tych miesiąców, gdzie pod koniec piłkarzom odpadają nogi z przemęczenia, u nas oczywiście nie było inaczej, a nawet gorzej.
Wygrane z Leyton Orient i Cambridge cholernie mnie nabuzowały. Gordon i Sparkes siali postrach na skrzydłach. Grali cudownie, to samo Owusu, prawy obrońca. Niestety z Exeter szczęśliwie zremisowaliśmy, strzelając gola w 93(!) minucie meczu. Gordon - 18 lat. Zdecydował się na tak odważną próbę, i wpadło. Serio wpadło. Ten gol trafił nawet na Youtube'a. W 3 tygodnie zobaczyło go pół miliona ludzi. No, sławny się zrobił, przy tym nasz klub. He. Dalej jak patrzę sobie na nasze ostatnie mecze to wpadł kolejny remis z Yeovil, tym razem oni strzelili gola w 92 minucie na remis. Kolejnych dwóch meczów szkoda komentować, dwie porażki - z mocnym Colchester i prze słabym Mansfield. Spadliśmy na cholerne, 14 miejsce. Tam są tak małe przewagi. Ale ciekawa ta liga, to mi się podobało. Na przykład w meczu Carlisle z Leyton w 11 minut padło 5. bramek. Było 3-2 dla gospodarzy, jak o tym przeczytałem, to byłem w niezłym szoku. Spisałem sobie wyniki Gordona i Sparkes'a w tym miesiącu. Prawoskrzydłowy trafił 5. razy do siatki i zanotował 2. asysty. Lewo natomiast tylko strzelał, i zdobył bramek 4. Zaimponował mi Owusu, on zaliczył 4. asysty i dwie bramki + ładną barmankę z dobrze znanego nam pubu. Tak zleciał ten miesiąc, dość szybko, bo graliśmy w nim dużo spotkań. Na pocieszenie kupiłem sobie Playa 4-kę, od zawsze chciałem mieć konsolę. Kasia zachwycona nie była, ale nic na to nie poradzę. Na następny dzień, kiedy przyjechałem do klubu, zaczęło się. Gruby natrętny prezes rozpoczął kampanię pod tytułem: "Nowe czasy w Boreham". Budują się dwa nowe boiska i zaczęliśmy rekrutować kilka roczników dla dzieci. Ten klub staje się coraz bardziej profesjonalny...
[2 runda JPT] Boreham Wood 3-2 Leyton Orient (Owusu, Gordon, Sparkes)
[12 kolejka Sky Bet 2] (9.) Cambridge 1-3 Boreham Wood (7.) (Gordon, Sparkes, Devera)
[13 kolejka Sky Bet 2] (6.) Boreham Wood 3-3 Exeter (4.) (Gordon x2, Owusu)
[14 kolejka Sky Bet 2] (18.) Yeovil 2-2 Boreham Wood (5.) (Sparkes x2)
[15 kolejka Sky Bet 2] (2.) Colchester 4-1 Boreham Wood (6.) (Dicker)
[16 kolejka Sky Bet 2] (10.) Boreham Wood 0-2 Mansfield (22.)
Październik 2016
2-3-2, 13:15
Finanse: -168.669 funtów
Sky Bet League 2: 16 meczów, 5/7/4, -1, 22 punkty
Capital One Cup: 1 runda (vs. Peterborough 1-2)
JPT: 3 runda (vs. Shrewsbury)
F.A. Cup: 1 runda (vs. Northampton)
Największa średnia: Nana Owusu - 7.38
Najwięcej bramek: Daniel Sparkes - 6
Najwięcej asyst: Nana Owusu - 5
Odnośnik do komentarza

W klubie panował chaos. Rewolucja była widoczna, wszyscy byli w biegu, nawet grubas. Wynajął na prawdę dobrą firmę, która miała migiem zrobić boiska, zapisów dzieci do drużyny było na prawdę dużo i ciężko było się odpowiednio zorganizować. Nie chciałem mieć kolejnego problemu na głowie, więc kompletnie się tym nie interesowałem. Myślałem za to nad taktyką, dwoiłem się i troiłem żeby znaleźć coś odpowiedniego. Ostatnio przeżywaliśmy dołek formy i trzeba było znaleźć rozwiązanie, które pozwoliłoby nam z niego wyjść. Wiedziałem jedno - najlepszą obroną jest atak, więc na niego będę stawiał. Jak ustawić drużynę? 4-1-2-3? 4-2-3-1? 4-3-3? Cholerny problem. Dlaczego po wprowadzeniu tej nowej, ofensywnej taktyki wygraliśmy mecz z Leyton, który przegrywaliśmy do pewnego momentu 1-2, w następnym meczu zlaliśmy Cambridge na wyjeździe 3-1 i nagle dup. Koniec. Stfu, nic nie wychodzi, wszystko wdupiamy, chłopcy do bicia - nasz nowy przydomek. Trzeba było coś zmienić. Na Northampton jednak postanowiłem wyjść nadal tym zestawieniem. "W końcu musi się udać." - próbowałem się pocieszyć. Dostaliśmy wpierdol. 1-4 u siebie, strzelając gola w ostatnich minutach? To była jakaś paranoja. Byłem załamany, czułem, że się wypaliłem w tym zespole. Zacząłem się denerwować, brać pod uwagę jedynie czarne scenariusze, a to na pewno nie pomagało. Mieliśmy grać trzy dni później w kolejnym pucharze, tym razem JPT, był to jego ćwierćfinał. Shrewsbury to oczywiście zespół w naszym zasięgu, jednak patrząc na naszą formę i grę... No tylko osoba grająca kupon 'na największe kursy' postawiła by na nas. Już w 8. minucie strzelili nam gola, w środku byłem rozbity. Na szczęście szybko wyrównaliśmy, jednak dla mnie to była bramka nic nie znacząca, bo i tak wiedziałem, że przegramy. Wolą walki nie straciliśmy już bramki, strzelić... no też nie strzeliliśmy. Czekały nas karne. Wszyscy trafiali aż w końcu gracz gości przestrzelił. Wtedy podszedł Sparkes i też nie trafił. Nie mieliśmy ani trochę szczęścia, ani trochę! Koniec końców goście znów przestrzelili, my tym razem byliśmy bez błędni i cudem awansowaliśmy do półfinału. Ani trochę mnie to nie pocieszyło mówiąc szczerze. Wyniki przekładały się też na moje życie prywatne. Kasia nie miała do mnie siły, nie raz byłem tak chamski, że po prostu nie mogła tego wytrzymać i zamykała się w pokoju na klucz. Do tego doprowadzałem. Można było mnie nazwać wrakiem człowieka. Po meczu z Dag&Red nawet nie wrakiem, a 'Titaniciem' człowieka. Domyślacie się, nie? 0:1... 5 mecz bez wygranej w lidze, spadamy na 16. miejsce. Wstyd. Porażka. Hańba. Co czułem jak przechodziłem obok grubego? Nic, po prostu zaczynałem się czerwienić jak burak i robiłem wszystko, żeby znaleźć się z dala od niego. Miałem świadomość tego, że mnie nie zwolni. Moja posada była pewniejsza niż śmierć, podatki, czy brak goli ze strony Thomalli. Po meczu z Dag&Red mieliśmy pieprzony tydzień i wpoiłem nową taktykę, też ofensywną. Z Fletwood które było 7-me też zapowiadała się klęska, a to już byłby gwóźdź do trumny. Oni przyjechali pewni siebie żeby zlać kopciuszka który wplątał się w taki kryzys, że nawet Ferguson nic na to by nie poradził. Mam na szczęście zespół z cholernie mocnym charakterem i wiarą w siebie. Do tego udało mi się zakontraktować dwóch grajków. Jeden to napastnik z Blackburn, wielki talent Sweeney. Wkurwiał mnie już Rigg swoją bezradnością, więc ściągnąłem młokosa. Drugim jest dwa lata starszy, 19-letni wychowanek Oldham Athletic. Byrnes miał zostać zmiennikiem Billy'ego Clifforda na dyszce. Przeżyłem lekki szok, bo to było jakbym oglądał nowy zespół, nową drużynę. Strzeliliśmy pięć bramek! Straciliśmy jedną, ale chuj z nią, zmasakrowaliśmy ich! Tyle samo goli zdobyliśmy w ostatnich... 6. meczach. "Czy nadeszło przełamanie?" - pomyślałem w tamtej chwili. I chyba tak, bo w kolejnym meczu rozjechaliśmy Crawley na wyjeździe! Do 85. minuty wygrywaliśmy 4:0, więc bramki w 85. i 88. minucie nie szczególnie mnie zmartwiły. Najważniejsze było drugie z rzędu zwycięstwo.

[1 runda F.A. Cup] Boreham Wood 1-4 Northampton (Owusu)
[1/4 JPT] Boreham Wood k1-1 Shrewsbury (B. Clifford)
[17 kolejka Sky Bet 2] (5.) Dag&Red 1-0 Boreham Wood (14.)
[18 kolejka Sky Bet 2] (16.) Boreham Wood 5-1 Fletwood (7.) (B.Clifford x2,Whichelow x2, Sparkes)
[19 kolejka Sky Bet 2] (15.) Crawley 2-4 Boreham Wood (11.) (Byrnes, B.Clifford, Whichelow, sam.)

Listopad 2016
2-1-2, 11:9
Finanse: -229.888 funtów
Sky Bet League 2: 19 meczów, 7/7/5, +4, 28 punktów
Capital One Cup: 1 runda vs. (Peterborough 1-2)
JPT: 1/2 vs. (Swindon[3L])
F.A. Cup: 1 runda vs. (Northampton 1-4)
Najlepszy strzelec: Daniel Sparkes - 7
Najwięcej asyst: Nana Owusu - 7
Najwyższa średnia: Nana Owusu - 7.41

Odnośnik do komentarza

Niestety Weston nie mają menadżera, który wyrwie ich z Vanaramy South. Może w Pucharze, w co wątpie.
__________________________________________

-Sto lat, stooo lat, niech żyje żyję naaam! Sto lat, stoo lat, niech żyje żyję naaam.... - cała szatnia wrzała i śpiewała. Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że chłopaki nauczyli się tej melodyjki w moim ojczystym, polskim języku. Wspaniałe przeżycie. Teoretycznie wolałbym uniknąć podobnej sytuacji, bo przecież stałem na środku szatni czerwony jak burak czekając na koniec polskiego utworu. Oczywiście liderzy szatni, najwięksi żartownisie zaczęli śpiewać także angielskie odpowiedniki. Byłem lekko speszony, jednak nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś podobnego. Duma mnie rozpierała. Tak wiem, źle to brzmi, ale inaczej tego opisać się nie da. Czułem się "kimś", a nie marnym człowiekiem rozmawiającym z 4-ema osobami na krzyż. Z przodu pojawiła się czwórka. Ta, 40 lat. Nieźle, jeszcze 30 lat temu, będąc małym chłopcem z wyobraźnią wyobrażałem siebie dzisiaj, jako multimiliardera, pod którego willą czekają codziennie tysiące ludzi prosząc o autograf na czole, czy też innej części ciała. Stfu. W zasadzie to jeszcze nikomu autografu nie dałem, a nawet brudny Harry który przychodzi do klubu naprawiać zasrane kible nie ma do mnie szacunku. Zamiast willi mam wynajmowane przez grubego prezesa mieszkanie, no i nie jestem multimiliarderem, ale mimo wszystko trochę pieniędzy już odłożyłem. Teraz już moim marzeniem nie jest bycie multimiliarderem i piłkarzem, którym kurwa jak widać nie jestem, tylko powrót do Gliwic, objęcie Piasta i mieszkanie w domku przy Gliwicach. Dreams come true. Wracałem do domu, stałem w korkach. Łot? Korki w Borehamwood? Po dojechaniu do domu, wejściu i przebraniu się w fajne rzeczy, żeby dobrze wyglądać przy Kasi, dostałem dziwnego smsa od Pawła:

-Stary, mamy wielki problem. Chodzi o tego ciula, prezesa, i do tego Shakes i Whichelow wplątali się w niezłe gówno. Przyjedź szybko tutaj koło pubu, tylko rusz dupsko!

"Tsa." - pomyślałem sobie. Kolejne spierdolone urodzinki. Dzięki, chłopaki. Dzięki, gruby zjebie. Nie pozostało mi nic innego jak wskoczyć do używanego wcześniej Lexus'a i udać się w podane miejsce. O co mogło chodzić? Jakiś terrorysta ich przetrzymuje? Wplątali się w handel i konkurencja chce ich zlikwidować? Whichelow na takiego wyglądał, zresztą często słyszałem o jego lewych interesach. Po paru minutach, inną, nie główną drogą, dojechałem na miejsce. Paweł wyglądał na roztrzęsionego. Przypominał ciułałę z amerykańskich filmów. To nie było czas na żarty, więc szybko tam podeszliśmy. Paweł wyjął dwa pistolety zza siebie, co mnie bardzo zdziwiło. Zacząłem się co raz bardziej bać. Kazał mi wejść od frontu, on poszedł na tył. Policzyłem do 10 i otworzyłem drzwi. Rozległ się wielki hałas i znów wszyscy zaczęli śpiewać urodzinową piosenkę. Na suficie był wywieszony napis: "Hepi Bersdej". Wtedy zrozumiałem o co chodzi, a sam byłem w lekkim szoku. Wiecie jak się czułem? Jakbym miał 41 stopni gorączki, taki czerwony byłem słysząc chór tych wszystkich zgromadzonych osób. Paweł mądrze to sobie wymyślił. Mówiąc szczerze z początku wydawało mi się to dziwne, ale jak wyjął prawdziwy pistolet, to pomyślałem: "Hej, to nie są żarty." Wspaniała niespodzianka. Dostałem masę prezentów. Kasia podała mi wielkie pudło, dodała, że drugi prezent czeka na mnie w domu. Przy tym puściła oczko. Od chłopaków dostałem wielki barek do domu, dokupili też 5 butelek rzadkich alkoholów. Paweł dał mi hajs, a reszty nie chce mi się opowiadać, bo to same pierdółki, ale miłe upominki. Najbardziej podobał mi się prezent chłopaków. Zawsze chciałem ten barek i zastanawiałem się skąd oni o tym kuźwa wiedzieli. Dopóki nie wróciłem do domu, nie wiedziałem, że najlepsze prezenty dopiero na mnie czekają...

Wspaniała noc dość szybko minęła. Na następny wieczór, przed meczem ze Swindon z puchar JPT, byłem umówiony z chętnymi z drużyny. Nie był to mądry pomysł, ale pomyślałem: "Hej, czemu nie?" Wyjechaliśmy w podróż po Londynie. Alkohol lał się litrami. Robiliśmy różne wyzwania. W pewnym momencie straciłem kontrolę nad sobą. Z tego wieczoru zapamiętałem jedynie jak Paweł trzymał mnie za jedną rękę, a ja w stronę drugiej zwymiotowałem wszystko co zjadłem. Szedłem zygzakiem większym, niż początkujący narciarz zjeżdżający z trochę stromego stoku. Zamiast iść w stronę sypialni, to poszedłem do łazienki, gdzie zostałem do samego ranka. Spałem tam jak największy żul. Kasia miała niezły ubaw i do dziś się śmieje z tej sytuacji. Obudziłem się z ogromnym kacem, głowa bolała mnie jak nigdy, a co najgorsze graliśmy mecz - na wyjeździe. Swindon to o dwie klasy lepszy zespół, przede wszystkim nie mają budżetu na debecie. Ale w tym dniu miałem wszystko w dupie. Chciałem po prostu już wrócić do domu. Muszę przyznać, że nawet nie widziałem bramek. Oczy same mi się zamykały, a z szatni po przerwie wyszedłem o jakieś 15 minut za późno. Chłopacy mieli niezły ubaw, przegraliśmy 2:4 w półfinale i dopiero po powrocie do domu tego żałowałem. Mimo wszystko doszliśmy na prawdę daleko i nie mogłem być na siebie oraz chłopaków zły. W sobotnie popołudnie przyjechał Wimbledon. Historii tego klubu przypominać nie trzeba. MK Dons wykupili zespół, przenieśli i zmienili nazwę, zabierając całą historię. Wstyd. Kibice byli oburzeni i stworzyli zespół, który od 2011 gra na 4 poziomie angielskiej piłki. Faworyta ciężko było określić. Koniec końców, po nudnym spektaklu, jeśli można to w ogóle tak nazwać, zremisowaliśmy 0:0. To nawet nie był cenny punkt. Po tym meczu skupiłem się przede wszystkim na sobie. W Grudniu dostanę kolejną wypłatę. Mój pierwszy kontrakt był warty 2 200 funtów miesięcznie. Dostawałem te pieniądze przez siedem kolejnych miesięcy, czyli licząc na polskie złotówki zarobiłem 88 088, bo 2 200 funtów x7 wypłat razy kurs, czyli 5,72, daje nam taką kwotę. Pokaźna jakby nie patrzeć. Doliczając do tego pieniądze z nowego kontraktu, wartego więcej o 500 funtów miesięcznie, zarobiłem jeszcze 108 108 tysięcy złotych, a łącznie to daje prawie 200 kafli polskich złotówek! Pomyśleć, że to tylko podstawa, nie? Doszły do tego premię. Za sam awans prezes mi dał 10 tysięcy funtów. Do tego pojedyncze wygrane i inne pierdoły. Łącznie na moim koncie siedzi teraz nieco ponad 150 tysięcy złotych. To pokaźna kwota, która będzie się zwiększać i liczę, że niedługo zainwestuje w nieruchomości albo w Londynie, albo w Polsce. Kupię mieszkanie i je po prostu wynajmę. Miałem już 40-tkę na karku, więc trzeba było myśleć o rodzinie, o dzieciach. Byliśmy z Kasią niemal przekonani, żeby założyć rodzinę. To wiążę się z kolejnymi wydatkami, między innymi mieszkaniem, albo domkiem, który trzeba byłoby kupić.
Wracając do realności futbolu, czyli mojej pracy, kolejne dwa mecze zakończyły się klęską. Najpierw polegliśmy z Coventry, później z Carlisle. Coventry nieznacznie wygrało 2-1, a drugi zespół, Carlisle, spuścili nam ostre lanie 8-3. Gdzie była obrona? Nie wiem. Ale tak ich opierdoliłem, że widziałem, po raz pierwszy, przygnębienie na ich twarzy. Śmiesznie to wyglądało. Teraz czekał nas mecz z Newport County. Są na dole tabeli i musieliśmy z nimi wygrać. Porażka oznaczałaby WIELKI kryzys w naszej ekipie.
[JPT 1/2] (3L) Swindon 4-2 Boreham Wood (4L) (Clifford, Sparkes)
[20 kolejka Sky Bet 2] (9.) Boreham Wood 0-0 AFC Wimbledon (10.)
[21 kolejka Sky Bet 2] (9.) Coventry 2-1 Boreham Wood (8.) (Sparkes)
[22 kolejka Sky Bet 2] (8.) Carlisle 8-3 Boreham Wood (11.) (Gordon, C.Clifford, Sparkes)
Odnośnik do komentarza
31 Grudnia, Sylwester. To właśnie tego dnia w zeszłym roku poznaliśmy się z Kasią. Minął już rok. Wydaje mi się, że bardzo szybko zleciał. Niestety nie powtórzymy zabawy z poprzedniej imprezy, bo nie ma możliwości wylotu do Polski i imprezowania w najlepszym, a przede wszystkim rodzinnym gronie. W dzisiejszym dniu podejmujemy Newport County na wyjeździe, co całkowicie uniemożliwia spotkanie z siostrą czy innymi znajomymi w Gliwicach. Kiedy usłyszałem, że nie ma możliwości rozegrania tego meczu w innym dniu, było mi przykro, ale przyjąłem to do wiadomości i wspólnie z Kasią zdecydowaliśmy się nie kombinować i spędzić ten wyjątkowy dzień właśnie w Anglii. Umówiliśmy się z naszymi dobrymi znajomymi, między innymi z Pawłem oraz Matt'em Brown'em i jego żoną. Odpowiadało mi takie towarzystwo, Kasi zresztą też. Czytając poranne wydanie gazety przeczytałem wiele ciekawych wiadomości. Okazuje się, że Chelsea pod wodzą Mourinho odbierze tytuł Liverpool'owi. Na półmetku ligi mają 5-cio punktową przewagę nad drugim Manchesterem United. Przeczytałem wiele plotek transferowych, choć jedna była szczególna. Manchester United podobno chce pozyskać Martina Montoye oraz Arde Turana, obu graczy Blaugrany. Unai Emery, menadżer Czerwonych Diabłów zapewne chcę sprawdzić piłkarzy, z którymi już miał do czynienia, bo przecież prowadził Sevillę i nie raz mierzył się z tymi piłkarzami. Ja wolałem jednak skupić się na spotkaniu, odłożyłem papierowe kartki i rozmyślałem nad składem. Udało mi się skleić jedenastkę z powracającym po kontuzji Semedo. Co ciekawe, po tym meczu był sylwester, oczywiście 1-ego nie mieliśmy grać, ale drugiego już tak... I jak ja wtedy stworzę skład? To był ciężki orzech do zgryzienia, jednak na początek najważniejszy był mecz z Newport, które okupowało dolne strefy tabeli. Wyszliśmy na to spotkanie skoncentrowani, głodni zwycięstwa i przełamania tej fatalnej formy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy faworytami w żadnym meczu. Przecież awansowaliśmy będąc skazywani na spadek już w tamtej lidze. Ja jednak czułem, że możemy uprzykrzyć życie bukmacherom, czy innym statystykom niższych lig angielskich...

Zaczęliśmy spokojnie. Staraliśmy się kontrolować przebieg meczu. Wymienialiśmy krótkie podania, zmienialiśmy stronę, blok defensywny przesuwał jak należy i nie dopuszczał napastnika z piłką na 20-25 metrze w świetle bramki. Niestety gospodarze także grali rozsądnie, szczególnie w defensywie, gdzie ciężko było nam się przedrzeć. Co jakiś czas dochodziliśmy do sytuacji, ale żadna z nich nie była na tyle groźna, by otworzyć wynik spotkania. Nie odpuszczaliśmy, nadal parliśmy i dopięliśmy swojego w 82 minucie. Sparkes wykorzystał świetną centrę Owusu i ustalił wynik meczu. 1:0. Wygrana, mogę odetchnąć, iść spokojnie na sylwka. "Dzięki, panowie..." - pomyślałem i poszedłem do szatni.


[23 kolejka Sky Bet 2] (22.) Newport County 0-1 Boreham Wood (13.) (Sparkes)


Grudzień 2016

1-1-3, 7:14

Sky Bet League 2: 23 mecze, 8/8/7, -1, 32 punkty

Capital One Cup: 1 runda (vs. Peterborough 1-2)

JPT: 1/2 (vs. Swindon 2-4)

F.A. Cup: 1 runda (vs. Northampton 1-4)

Najlepszy strzelec: Daniel Sparkes - 11

Najwięcej asyst: Nana Owusu - 8

Najwyższa średnia: Nana Owusu - 7.37


Odnośnik do komentarza
Po otwarciu powiek jedyną rzeczą, o której marzyłem, był jakikolwiek bezalkoholowy trunek położony na wyciągnięcie ręki. Dzięki Kasi marzenie się spełniło i natychmiast połknąłem sporą ilość wody niegazowanej, która wraz z karteczką była położona przy naszym łóżku. Na białym kawałku papieru wyrwanym z zeszytu widniał napis: "Tabletki leżą przygotowane w kuchni na stoliku. Wylecz się, a ja koło 15 wpadnę zrobić coś dobrego." Idealna, można by pomyśleć. Ból głowy nie dawał mi spokoju. Pomimo, że wziąłem więcej niż zalecaną porcję tabletek przeciwbólowych, leżałem w ciszy i spokoju, to i tak czułem się cholernie źle. Nie wypiłem nie wiadomo ile, standardowo, parę kieliszków, jedno piwko i tyle. Zwykły, jak na moje standardy zestaw, można by rzec. W końcu postanowiłem się przebrać i wyjść na krótki spacer. Zegarek wskazywał na drugą po południu, więc nie zapuszczałem się w głąb miasta. Przebyłem drogę wokół jednego z pobliskich parków i wróciłem do wynajmowanego mieszkania. Włączyłem laptopa i od razu moją uwagę przykuły najnowsze wieści ze świata futbolu. Ogłoszono laureatów prestiżowych nagród, między innymi Złotej Piłki. Najcenniejszą indywidualną statuetkę zgarnął Cristiano Ronaldo, za jego plecami uplasował się Leo Messi, a na najniższym stopniu podium uplasował się klubowy kolega Argentyńczyka, Luis Suarez. Identyczne miejsce Ci piłkarze zajęli w plebiscycie Piłkarza Roku. Nie zdziwiła mnie specjalnie czwarta koronacja Portugalczyka, rozegrał świetny sezon, prowadząc Real Madryt do zwycięstwa w Lidze BBVA, a teraz notując kolejne świetne występy pozwalające 'Królewskim' myśląc pozytywnie na przyszłość. Ciekawie wyglądała jedenastka roku wygłoszona przez FIFA. Courtois - Lahm, Laporte, Hummels, Rodriguez - J. Rodriguez, Mata - Ronaldo, Aguero, Suarez - Messi. Myślę, że z nimi bym awansował do Sky Bet League 2. Przelotnym przeglądem dalszych informacji dowiedziałem się, że Lewy znów jest Polskim Piłkarzem Roku, a Złotym Chłopcem Luke Shaw. Dziękowałem Bogu, że jutrzejszy mecz graliśmy na własnym boisku. Z takim samopoczuciem nie było żadnej opcji, żebym udał się na wyjazdowe spotkanie. Niespodziewanie, w trakcie dnia, przed powrotem Kasi, znów zasnąłem.

-Wstawaj, za godzinę masz odprawę przedmeczową, właśnie Paweł dzwonił. - mówiła Kasia myjąc jednocześnie zęby. Ja byłem totalnie zniesmaczony i jedyne o czym marzyłem, to o powrocie do łóżka. Elegancka koszula wraz ze spodniami czekały na wieszakach. Moja partnerka zawsze dbała o to, bym chodził czysto i schludnie ubrany. Wskoczyłem pod prysznic, szybko się wykąpałem i ubrałem przygotowane rzeczy. Długo rozmyślałem nad wyborem wyjściowej jedenastki, ale koniec końców postanowiłem, że dam szansę innym chłopakom, tym, którzy nie grali z Newport. Naszym rywalem było Morecambe, które podobnie jak Newport County, zajmuje miejsce na dole tabeli. Przed spotkaniem z moim Boreham byli na 22 pozycji. My natomiast dzielnie walczyliśmy na górze, lokata 11 z małymi stratami punktowymi. Ten mecz był dla nas prostym znakiem - musimy go wygrać, by wspinać się wyżej i unikać głupich strat punktowych z rywalami w naszym zasięgu. Ku mojemu zaskoczeniu w szatni wszyscy zachowywali się nader profesjonalnie. W trakcie rozgrzewki również wyglądało to obiecująco i wiele sobie po tym oczekiwałem. Zaczęliśmy świetnie, a głównym aktorem pierwszych jedenastu minut był Billy Clifford. Wychowanek Chelsea strzelił dwie bramki, w tym jedną pięknej urody. Z nim bywało różnie, raz grał jak z nut, jak w tym przypadku, a raz nie stwarzał zagrożenia. Takich piłkarzy jest niestety na pęczki. W przerwie zmotywowałem chłopakom, ostrzegłem ich przede wszystkim przed rozluźnieniem czy brakiem koncentracji. Posłuchali mnie, bo w 50 minucie Howell strzelił na 3:0 i było po meczu. No, 1 200 ludzi na stadionie nie pożałowało przyjścia nas oglądać. Pod koniec goście zdołali strzelić honorowego gola. Po zakończeniu, rozmowie w szatni i licznych gratulacji, sprawdziłem na swoim ajfonie aktualną tabelę. Nieźle, awansowaliśmy na 6(!) miejsce. To pokazuje, jak małe różnice punktowe dzielą kluby w Sky Bet League 2. Całe szczęście, że następny mecz za pięć dni... Masa czasu, żeby odpocząć i do końca się odświeżyć.


[24 kolejka Sky Bet 2] (11.) Boreham Wood 3-1 Morecambe (22.) (B.Clifford x2, Howell)



Odnośnik do komentarza
-Za 30 minut mamy wizytę, pamiętasz? - spytała Kasia chodząc jednocześnie rozłoszczona po całym mieszkaniu.
-Jasne, jasne. - szybko odpowiedziałem i zacząłem się szykować.

Ubrałem na siebie bawełnianą koszulę w kratkę, jeansy ze ściągaczami i bordowe New Balance. Na lewej ręce widniał jeden już z sześciu G-Shocków, które posiadam, a wtedy zakomunikowałem, że jestem gotowy by wyruszyć. Zegarki dosłownie podbiły moje serce. Miałem różne modele, w różnych kolorach, a moja przyszła narzeczona powiedziała, że mam coś z głową. No nic, pasja to pasja. Był drugi dzień Lutego. Mój humor był wspaniały, jeśli można użyć tego określenia. Prowadziłem auto, nuciłem sobie pod nosem i non-stop komplementowałem moją miłość. Po paru minutach zjawiliśmy się w gabinecie ginekologicznym. Na początek pani doktor poprosiła, żeby Kasia sama weszła do środka. Korzystając z wolnej chwili chciałem przypomnieć sobie ostatnie dni. Często tak robiłem, będąc w ciszy i spokoju, oczekując na coś. Chodziło o to, żeby zabić czas. Zamknąłem oczy i zacząłem rozmyślać...
Po fantastycznym meczu z Morecambe, przyszedł czas na Shrewsbury. Drużyna nieprzewidywalna, błąkająca się w okolicach sterfy spadkowej i środkowej części tabeli. Ostatnie zwycięstwo pozwoliło nam wskoczyć na 6-ste miejsce, przedostatnie gwarantujące baraże o Sky Bet League 1. Godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego zadzwonił do mnie redaktor naczelny z, uwaga, "The Guardian", i powiedział, że jeśli nasza drużyna zacznie notorycznie wygrywać mecze, to chętnie przyjedzie ze swoją ekipą, i zrobią na nasz temat mały reportaż. Trochę mnie to nabuzowało, bo na pewno znaczna większość zainteresowałaby się naszymi poczynaniami. 22 mecze do końca ligi, nikt nie odpadł z rywalizacji o trzeci stopień rozgrywek. Oczywiście są faworyci, jednak możliwość ma każdy. Dzisiejszym meczem mogliśmy dołożyć kolejne trzy punkty. Zaczęliśmy mocno. Szturmowaliśmy bramkę i kapitalnie graliśmy w defensywie, nie dopuszczając przeciwników do groźnych akcji. Najjaśniejszą postacią był Tilney, który podłączał się do ofensywnych akcji drużyny i świetnie bronił na skrzydle. Po przerwie nie zwolniliśmy tempa i za sprawą Shakesa wyszliśmy na prowadzenie. Odblokował się, to był jego pierwszy gol w sezonie! Od jakiegoś czasu lepiej wyglądał na treningach i sprawiał wrażenie dobrze dogadującego się z innymi z zespołu. Niestety, byliśmy zmęczeni. Shrewsbury nas dopadło, i przy furze szczęścia najpierw doprowadziło do remisu, a później strzałem życia jednego z zawodników wyszli na prowadzenie, które utrzymali do końca spotkania. Porażka, ale po naszej grze było widać, że jesteśmy lepsi. Jedyne, niestety marne, pocieszenie. Później graliśmy z Tranmere, czyli drugim obok nas beniaminkiem ligi. Wow, ponad pięć tysięcy ludzi przyszło na ten mecz... Byłem w szoku. Trema nas nie zżarła i dowieźliśmy remis, choć powinniśmy wygrać ten mecz - kontrolowaliśmy przebieg gry i stwarzaliśmy sobie lepsze sytuacje. Zawiodła skuteczność. 0:0. Poczucie wiary we własny zespół i zwycięstwo były większe niż dotychczas. Czułem, że nasza gra co raz lepiej wygląda, a mecz z Hartlepool to potwierdził. Przed meczem i Liburd, i Rigg obiecali mi, że przerwą passę nieskuteczności. Ten pierwszy nie strzelił bramki od 17 godzin... Niezły napastnik, co? Drugi natomiast nie wstrzelił się od ponad tysiąca minut. Skandal. Po tym spotkaniu do pełnej sprawności miał wrócić Sweeney, 17-latek, i on miał wziąć na siebie odpowiedzialność za gole. Jendak Rigg mnie zaskoczył, zagrał dobry mecz zwieńczony golem i to mnie bardzo ucieszyło. Mieliśmy lekkie utarczki związane z jego formą i dyspozycją, ale powoli zanikały... Brisley dołożył drugiego gola i było po meczu. Wygrana. Nakręceni kapitalnymi wynikami ruszyliśmy do Stevenage, które pożegnało Teddy'ego Sherringhama, zwalniając go z pracy. Zdziwiłem się, przecież to niewiadomo kto, zawodowy piłkarz i tak dalej... Ale zwolnili go. Mają jaja. Stevenage ugościło nas przy prawie 3 tysięcznej publiczności. Zdecydowałem się postawić na młodego Sweeneya. Miał potencjał i liczę, że w przyszłości wystrzeli, a ja będę mógł się chwalić, że miałem go na rok. Nie przeliczyłem się. W tym meczu trafił do siatki dwukrotnie, trafienie dołożył jeszcze Shakes i wygraliśmy. 3:1 na wyjeździe to dobry wynik. Stracona bramka mnie nie zmartwiła. Nie minęła chwila, a ja lekko oszołomiony otworzyłem oczy.
-Pani doktor pana wzywa. - rzekła jedna z pielęgniarek. Jak się domyślacie, miałem zostać ojcem. Cholernie się cieszyłem, to właśnie przez to miałem taki humor. No, wiadomo, wyniki też mi go poprawiły, ale fakt, że za mniej więcej osiem miesięcy będę miał dziecko... Coś pięknego. Siedziałem z Kasią trzymając ją za rękę w gabinecie jeszcze jakieś pół godziny. Otrzymaliśmy rady jak powinniśmy postępować, co robić i tak dalej... Doktor ustaliła termin na koniec Września, a już w Maju-Czerwcu powinniśmy się dowiedzieć jakiej płci będzie nasz mały skarb. Dawno nie czułem się tak fenomenalnie. Po przyjeździe do domu skonsumowaliśmy obiad, Kasia poszła się położyć a ja zerknąłem jeszcze raz na najciekawsze transfery tego okienka w Styczniu.
[25 kolejka Sky Bet 2] (6.) Boreham Wood 1-2 Shrewsbury (17.) (Shakes)
[26 kolejka Sky Bet 2] (15.) Tranmere 0-0 Boreham Wood (11.)
[27 kolejka Sky Bet 2] (11.) Boreham Wood 2-0 Hartlepool (17.) (Brisley, Rigg)
[28 kolejka Sky Bet 2] (20) Stevenage 1-3 Boreham Wood (10.) (Sweeney 2x, Shakes)
Styczeń, 2016
3-1-2, 9:4
Finanse: -320.355 funtów
Sky Bet League 2: 28 meczów, 11/9/8, +4, 42 punkty
Capital One Cup: 1 runda (vs. Peterborough 1-2)
F.A. Cup: 1 runda (vs. Northampton 1-4)
JPT: 1/2 (vs. Swindon 2-4)
Najlepszy strzelec: Daniel Sparkes - 11
Najwięcej asyst: Nana Owusu - 9
Najwyższa średnia: Nana Owusu - 7.40
Odnośnik do komentarza
Szczęśliwego nowego roku :piwo:
_________________________

-Dzisiaj mamy przyjemność gościć Mateusza Proka, 40-letniego menadżera czwarto-ligowego Boreham Wood. - powiedział w stronę kamery łysawy facet, ja lekko poprawiłem krawat i wygodnie usadowiłem się na krześle. -Mateusz pochodzi z Polski, dokładniej z Gliwic. Powiedź nam, co Cię sprowadziło w nasze strony?
-Oczywiście pieniądze. W Anglii pensja jest dosyć wysoka i przeliczając ją na polskie złotówki, jest się bogatym będąc tutaj osobą poniżej przeciętnej. Rozumiesz? - kiwnąłem do niego głową z uśmiechem na ustach.
-Tak, jasne... Jak to się stało, że Boreham Wood Cię zatrudniło?
-Miałem odpowiednie licencje, jedynie brakowało mi doświadczenia, bo przecież wcześniej oprócz prowadzenia młodzieżowych drużyn i wyjazdów na szkolenia nie miałem innych styczności z menadżerskimi dokonaniami. Przeglądałem biura pracy i dowiedziałem się, że parę drużyn w Anglii już zwolniło swoich menadżerów. Vanarama National League była odpowiednim miejsce żeby zacząć piłkarską przygodę, więc zadzwoniłem do ich prezesa, a on oddzwonił i oznajmił, że da mi szansę.
-I ją wykorzystałeś... - natychmiast dodał.
-No tak, wszystko ułożyło się idealnie, wygraliśmy ligę a teraz dzielnie walczymy o jak najwyższą lokatę.
-O jak najwyższą lokatę? Po takiej serii na pewno Ty, jak i Twoi zawodnicy oraz sztab szkoleniowy wierzycie w awans!
-Nie mamy presji. Wchodząc na różne portale, które interesują się 4-tą ligą, zauważyłem, że każdy z nich ustawia nas jako pierwszy team do spadku. Nie dają nam żadnych szans. Moim osobistym, najważniejszym celem, jest bezpieczne utrzymanie na pięć meczów przed końcem ligi.
-Wielu zarzuci panu brak ambicji...
-Dlaczego brak ambicji? Wydaje mi się, że oceniam to wszystko realistycznie. - natychmiast powiedziałem.
-Aktualnie jesteście na czwartym miejscu. Notujecie serię siedmiu meczów bez porażki. Cztery z tych spotkań wygraliście. Nie wydaje się panu, że przy odrobinie szczęścia jesteście w stanie awansować?
-Wolałbym przy odrobinie umiejętności, niż szczęścia. - starałem się być przekonujący, jednak on nie dawał za swoje.
-A te z pewnością posiadacie, skoro w ostatniej minucie na boisku Portsmouth doprowadzacie do wyrównania. - dobry był.
-Zawsze gramy do końca, wierząc w strzeleniu bramki. Tym razem nie było inaczej.
-0:0 z Tranmere, 2:0 z Hartlepool, 3:1 z Stevenage, 2:0 z Leyton Orient, 1:1 z Oxford, 4:1 z Accrington oraz 1:1 z Portsmouth. Robi wrażenie, jak na beniaminka, który rok temu miał walczyć o przetrwanie w niższej lidze. Teraz też stwierdzi pan, że nie macie szans wywalczyć awansu?
-Gdzie powiedziałem, że nie mamy takich szans? Naszym celem po prostu nie jest awans, a bezpieczne utrzymanie.
-Krążą plotki i doniesienia, że klub tonie w długach. Płace i wydatki przerastają dochody, to prawda?
-Nie będę ukrywał, że tak. Już od samego początku nie podobało mi się takie zarządzanie, jeśli tak dalej pójdzie, to koniec końców piłkarze nie będą dostawali swoich pieniędzy i klub zostanie zdegradowany, a tego wszyscy chcemy uniknąć.
-Aż tak źle?
-Proszę sobie wyobrazić, że gdyby nie Arsenal Londyn, to dzisiaj klub miałby debet w wysokości miliona funtów.
-Rozumiem. Jednak pan jest menadżerem, który raz: wizerunek klubu poprawił, dwa: ściągnął do klubu piłkarzy, którzy są młodzi i już mieszają w lidze. W kim pokłada pan największe nadzieję?
-Ciężko powiedzieć, bo tych młodych piłkarzy jest sporo. No na pewno patrząc przez pryzmat początku sezonu, a dnia dzisiejszego, Kellan Gordon zrobił ogromne postępy i widać, że w przyszłości może na prawdę namieszać. Nie bez powodu nalegałem, żeby przedłużyć z nim kontrakt do 2019 roku i zapisać w nim klauzulę, która odstraszy kluby z trzecich lig, ale te z Championship i BPL spokojnie takie pieniądze by wyłożyły. Dlaczego tak? Uważam, że przejście do drugiej ligi czy BPL byłoby dla niego wskazane, mógłby się dalej rozwijać, a my byśmy zarobili niezłe pieniądze które są niezbędne.
-I tylko on? Tylko Gordon ma potencjał na granie w Barclays?
-Nie. Są przecież jeszcze Tilney, Sweeney, Semedo, Collins, Owusu, Gardiner czy Byrnes. Niestety pierwszych pięciu jest wypożyczonych, jednak na pewno gra u nas im pomaga. Tilney niesamowicie dojrzał, z dnia na dzień poprawia swoje umiejętności, Sweeney przypomina mi Michael'a Owen'a, jednak kontuzje mogą go wykończyć i mam nadzieję, że będzie twardy i nadal robił takie postępy, jak dotychczas. Owusu już teraz wykracza poziomem ponad ligę, a jest jeszcze młody i przyszłość przed nim. Mamy grupę na prawdę utalentowanych piłkarzy.
-Jakieś kluby wykazują nimi zainteresowanie? Pojawiają się telefony?
-Cisza. Podejrzewam, że skauci kontaktują się z klubami macierzystymi piłkarzy.

To be continued...
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Bardzo fajnie się czyta, masz talent :D Owusu, to będzie kozak w przyszłości. Sprowadziłem go bodajże w 2019 do Swansea i wyrasta na jednego z najlepszych o ile nie najlepszego prawego obrońcę BPL. Trzymaj go jak na najdłużej, a nawet spróbuj ściągnąć na stałe (jeśli wyjdziesz z długów) bo na pewno się zwróci. Powodzenia ! :D

Odnośnik do komentarza
Niefortunnie laptop się zepsuł. Od początku wiedziałem, że coś z dyskiem, bo już kilka razy miewałem z nim problemy. Tym razem systemowi zabrakło jednego pliku, żeby móc uruchomić kompa i wszystkie dane przepadły. Tak powiedział informatyk i nie mogłem z tym nic zrobić. Jak można zauważyć, strasznie długo zajęło mi dojście do siebie i zebranie się do kupy, żeby kontynuować tą karierę bo nie miałem zamiaru jej porzucić. Boli mnie jednak, że zaszedłem troszkę daleko i to wszystko przepadło, bo miałem zamiar stworzyć z Boreham coś podobnego jak Makk z Lurgan. No nic, pozostaje mi kontynuować wszystko na nowo!
__________________________________
Wygrane przeplatane remisami i przegranymi spowodowały, że grubas w końcu zdecydował się mnie zwolnić. Tak jak zapowiadałem, jeśli to zrobi to zniszczę jego, jego klub i wszystko, co sprawia mu przyjemność. Cały sztab szkoleniowy oczywiście się rozpadł. Kilku piłkarzy ogłosiło, że nie zamierzają grać dłużej w tym klubie u boku innego trenera(m.in Semedo, Owusu, Tilney, Cliffordzi) i tak po prostu kasowali tylko kasę... Ale do pewnego momentu. Długi były tak wysokie, że klub zbankrutował, prezes trafił za kratki(czarne interesy, omijał podatki) i wszystko legło w gruzach. Bawiło mnie czytanie o tym w internecie. U mnie jednak kolorowo nie było. Wszystko się układało do Września, a konkretnie jego końca. Wtedy Kasia rodziła rzekomo mojego syna, ale... był czarny. Nie macie pojęcia jak się sprułem przez trzy kolejne dni. W trakcie ciąży nie chcieliśmy się przeprowadzać i zostaliśmy w Boreham, miałem sporo kasy i to nam wystarczało na wszystko czego chcieliśmy. Kłamstwo, zdrada i czarnuch zniszczyły wszystko. Czułem się jak gówno, nie umiało to do mnie dotrzeć. W pierwszą noc piłem whisky, wódę, w drugą paliłem trawę i popijałem wódą, a w trzecią piłem co mi w ręce wpadło. Przyleciała do mnie siostra z mężem. Była dużo młodsza, pocieszali mnie. Mieli już dziecko, a ten fakt tylko mnie dołował. Nie miałem co ze sobą zrobić i w końcu stwierdziłem, że wszystko rzucę w pizdu i wylecę. Sprzedałem mieszkanie, wszystko co miałem. Zgromadziłem prawie pół miliona złotych. Najpierw wyleciał na 2 tygodnie do Hiszpanii. Tam zrobiłem parę miejscowych, kąpałem się w jacuzzi i codziennie zamawiałem wieczorny masaż. Później zwiedziłem Argentynę i Brazylię, zahaczyłem o Chile. W międzyczasie zadzwonił do mnie Adam Sarkowicz, prezes Piasta Gliwice. Ku mojemu zdziwieniu zaoferował mi pracę w Piaście. Zebrałem wszystkie swoje rzeczy do jednej walizki i wyruszyłem do Polski. Byłem tam dzień później. Spotkałem się z prezesem, wytłumaczył mi wszystko, oprowadził po całym budynku i przedstawił oczekiwania. Byłem strasznie zadowolony, bo mogłem wrócić do swojego miasta i prowadzić ukochaną drużynę. Jednak po trzech dniach... Zostałem wyjebany. Potraficie to zrozumieć? Dostałem maila. Kto sprawdza mail'e? NIKT. W tamten dzień przyjechałem więc do klubu, a wszyscy na mnie patrzyli i ze mnie kpili. Przedstawiono mi nowego trenera, pieprzonego Niemca z przeszłością w Bundeslidze. Ależ ja byłem głupi, popierdolony. Wszystko było ustawione, wmawiał mi, że umowę podpiszemy w następnym tygodniu, a teraz mam sobie niczym nie zawracać głowy. Byłem wyjściem awaryjnym, w przypadku niepowodzenia w negocjacjach ze starym, zasiwiałym kutasem. A co po tym? Kuba, Malediwy i Dubai...
Odnośnik do komentarza

25 Maj, 2018
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Bardzo trafne i prawdziwe powiedzenie. Będąc w dołku miałem u swojego boku dwóch takich ludzi - brata siostry oraz byłego fizjoterapeutę, który razem ze mną pracował w Boreham Wood. Matt Brown okazał się wspaniałym gościem. Nie sądziłem, że nasza przyjaźń może rozkwitnąć aż na taki pułap. Na Kubę poleciałem z bratem siostry, spędziliśmy tam dwa bite tygodnie wspólnych melanży. Robert był uczciwy wobec Pauliny i do niczego złego się nie posunął. Zresztą, gdyby to zrobił, to pewnie dostałby ode mnie w mordę. Obowiązki domowe i oczywiście dziecko spowodowały, że nie mógł dłużej ze mną przebywać, więc wrócił tydzień wcześniej. Później Dubai oraz Malediwy w towarzystwie Matt'a. Fantastyczny miesiąc. Zdziwiłem się, że chciał aż tak długo ze mną przebywać. Nie kończyły nam się tematy do rozmów. Gadaliśmy o wszystkim i niczym, rozumieliśmy się jak wejście usb z kablem usb. Tego było za dużo. Musiałem w końcu wziąć się w garść i rozpocząć poszukiwania pracy. Nie mogłem ciągle żyć z oszczędności. W międzyczasie dostałem masę ofert. Najwięcej z Anglii, pojawiały się też z Polski. Do ojczyzny nie wrócę, dopóki nie zmieni się prezes Piasta, którego będę gnębił i niszczył przy każdej możliwej okazji w jakimkolwiek wywiadzie. Nie odpuszczę skurwielowi. Byłem trochę dziki, odrzucałem oferty nawet na nie nie odpowiadając. Dosyć dziecinne, ale kto będący w mojej sytuacji postąpiłby inaczej? No ja nie widziałem innej możliwości, jednak swoim postępowaniem na pewno sporo straciłem w oczach wielu prezesów angielskich klubów. Który kierunek preferuje najbardziej? To pytanie było najcięższym. Dzięki małym osiągnięciom w Borehamwood spore szansę mogę mieć w Anglii, największe. Nie wykluczałbym Szkocji, jednak to mało prawdopodobny kierunek. Może kiedyś, ale nie teraz. Od zawsze marzę o Hiszpanii, bo kocham tamtejszy futbol, ten techniczny. Po długich namysłach najodpowiedniejszym miejscem będą wyspy, ponownie Anglia. Muszę udowodnić, że wiele potrafię. Chcę stać się kimś znanym angielskim fanatykom futbolu.

1 Czerwiec, 2018
Noce spędzałem u Matt'a i jego żony. Nie miała z tym najmniejszego problemu, a ja im powiedziałem, że zawsze służę pomocną dłonią. Tacy przyjaciele to skarb. Zaczęliśmy wspólnie rozglądać się za klubami. Zainteresowanie zgłaszało wiele zespołów. Ciekawym byli Węgrzy, Szombathelyi Haladás. Odrzuciłem ich propozycję, ale wyjazd na Węgry byłby bardzo ciekawy. Tam jednak mógłbym objąć Ujpest Budapest. Z niewiadomych przyczyn uwielbiam ten zespół. FC Thun, FC Brasov, Zagłębie Lubin, Preston oraz Bristol City również wysłały chęci mojego zatrudnienia. Te dwa ostatnie były ciekawe, ale spadkowicze Sky Bet Championship wydawały się zbyt wymagającymi kierunkami. Wolałem objąć coś słabszego. Wtedy zaproszenie przysłało... Queens Park Rangers. QPR będące na 19 lokacie spadło z Barclays Premier League. Pomyślałem: "Kurwa, to jest ten moment, ta okazja. Muszę ją wykorzystać." Ale po paru minutach mi przeszło i powiedziałem: "Nie tym razem, sorki."
Zainteresowanie zgłaszało jeszcze sporo zespołów, ale większości odmawiałem. W końcu dostałem telefon od pewnego niezwykle konkretnego gościa. Jego zespół był mi dobrze znany. Na zapleczu Barclays Premier League grał bardzo dużo sezonów. Raz udało im się awansować do Premier League, ale zaraz potem spadli. Teraz walczą w Sky Bet League 1 i moim własnym nadrzędnym celem będzie wyciągnięcie ich do Championship, a później do BPL. Stadion jest piękny, ponad 23 tysiące ludzi może oglądać spotkania. Nazwiska niektórych piłkarzy pokazują, że ten klub ma wielki potencjał... Wychowanek Manchesteru United, czy też inni piłkarze z przeszłością w Barclays Premier League. Czas objąć stery tego zespołu, wystarczy jeszcze dopiąć wszelkie formalności...

Odnośnik do komentarza

On był inny niż wszyscy. Żył tym. Z niesamowitym wdziękiem opowiadał o planach na przyszłość, inwestycjach, historii i innych sprawach związanych z klubem. Od razu mi się spodobał i zyskał mój szacunek. Był przeciwieństwem grubasa z Boreham. Steve Pacey wdrążył mnie w zespół, pozwolił wybrać sobie odpowiedni dla mnie sztab szkoleniowy, oprowadził po klubowych obiektach, które były na wysokim poziomie oraz przedstawił finanse klubu, a te w porównaniu do mojego poprzedniego pracodawcy były wręcz niewyobrażalne. Po jakże przyjemnym popołudniu w gronie prezesa i właściciela klubu pojechałem w stronę kupionego specjalnie dla mnie mieszkania. Samochód na start też był obowiązkiem, który klub spełnił. Nowiutkie BMW M6 wpadło do mojego serca i na pewno prędko z niego nie wyjdzie. Zakochałem się w tym samochodzie. Różnica między stadionem a moim nowym miejscem zamieszkania była praktycznie niewidoczna. Potrzebowałem trzech minut, żeby w spokojnym spacerku, co najważniejsze przez cudowny park, dojść do obiektu. Boiska treningowe znajdowały się zaraz przy stadionie - wszystkie. Zanim wyjechałem z tego ślicznego obiektu, prezes wręczył mi wielką kartkę, na której wszystko miałem czarno na białym:

Barnsley F.C.

Rok założenia: 1887
Przydomek: The Reds
Najwięksi rywale: Sheffield United, Sheffield Wednesday, Leeds United

Stadion: Oakwell / 23 287 <wynajem; koszt: 100tys. funtów rocznie>
Obiekty treningowe: Uznane przez FA za dobre

Sztab szkoleniowy: Pion trenerski - max 5, Pion medyczny - max 2, Pion skautingu - max 6
Budżet transferowy: 2 133 170 funtów
Budżet płacowy: 459 407 funtów

Skład:

Bramkarze: Nick Townsend [23, ENG, 700 funtów], Jack Walton [20, ENG, 200 funtów]
Tutaj sytuacja jest jasna i klarowna. Oby dwoje nie nadają się do bronienia w tym klubie, dlatego kontrakty nie zostaną przedłużone. Musisz się rozejrzeć wraz z Twoimi nowymi kolegami z działu skautingu za dwoma konkretnymi bramkarzami.

Boczni obrońcy: Danny Simpson [PO, 31, ENG, 325.tys], Reece Wabara [PO, 26, ENG, 475.tys], George Smith [LO, 21, ENG, 525.tys]
Simpson to klasa sama w sobie. Sporo lat w BPL i nie oszukujmy się - spokojnie sobie poradzi pod Twoimi skrzydłami, do tego Reece jest niezłą alternatywą. Gorzej z lewą flanką, tutaj jest młody Smith, który prezentuje raczej przeciętne umiejętności i przyda się ktoś na prawdę dobry.

Środkowi obrońcy: Kyle Bartley [ŚO, 27, ENG, 825.tys], Remie Streete [ŚO, 23, ENG, 475.tys], Lewin Nyatanga [ŚO, 29, WAL, 425.tys]
Mocno obsadzona pozycja z wyraźnym liderem Bartley'em, który ma przeszłość w BPL. Streete grał cały sezon na przeciętnym poziomie, ale pod Twoimi skrzydłami powinien odpalić. Ma potencjał. Nyatanga to świetna alternatywa. Dobry piłkarz.

Środkowi pomocnicy: Josh Scowen [PŚ, 25, ENG, 1.5mln], Conor Hourihane [PŚ, 27, IRL, 1.2mln], Dominic Gape [PŚ, 23, ENG, 425.tys], Kasey Palmer [PŚ, 21, ENG, 180.tys]
Dwóch piłkarzy ponad standardy ligi. Scowen i Hourihane to klasowi zawodnicy i na nich powinieneś oprzeć grę. Gape i Palmer odstają umiejętnościami, ale obaj są wartościowymi zmiennikami. Ten drugi spisuje się szczególnie dobrze na pozycji '10-tki'.

Skrzydłowi: Sean Scannell [OP(L), 27, IRL, 1.3mln], Ryan Williams [OP(P), 24, AUS, 1.1mln], Marley Watkins [OP(P), 27, WAL, 550.tys], Joe Thompson [OP(P), 21, SCO, 215.tys]
Scannell i Williams to fachowcy. Ten pierwszy nieco lepszy, jednak Ryan również ma potencjał. Watkins może być dobrą alternatywą, aczkolwiek Thompson nie podoła wyzwaniu, tak jak mieliśmy okazje zaobserwować to w tym sezonie.

Napastnicy: Simon Cox [NŚ, 31, IRL, 525.tys], Sam Winnall [NŚ, 27, ENG, 725.tys]
Cox to dobry piłkarz. Dwa sezony grał w Premier League, jednak w trakcie tego okresu strzelił zaledwie jedną bramkę. Grając w naszych barwach jest inaczej - w ciągu dwóch ostatnich sezonów strzelił 52 gole. Winnall może być dobrym zmiennikiem - taka rola mu odpowiada, nie narzeka, a jak trzeba to zagra i zrobi swoje.

Zgniotłem kartkę jak to robią studenci ze swoimi ściągami, wrzuciłem do podręcznej torby i skierowałem się w stronę srebrnej pociechy.

Odnośnik do komentarza

Wchodząc do przedpokoju można było poczuć przyjazy dla nozdrzy zapach, unoszący się w całym mieszkaniu. Postawiłem torbę w kącie, ściągnąłem swoje Roshe i udałem się w stronę kolejnych pomieszczeń. Drzwi, które miałem zaraz po swojej lewej prowadziły do łazienki. Prysznic, umywalka ze złotym kranem i na całe szczęście łatwa w obsłudze pralka udekorowały to pomieszczenie. Kafelki były podgrzewane, a ja uwielbiałem stać po kąpieli na rozgrzanej podłodze. Następnie moją uwagę przykuł salon, duży pokój, pokój dla gości - jak zwał tak zwał. Znajdowały się w nim 60-calowy telewizor, szara kanapa z dodatkiem bieli, trzy fotele, mały stolik, mówiąc tutejszym językiem 'kofi tejbul'. Między salonem i kuchnią nie było ściany. To trochę mnie martwiło, bo cokolwiek nie ugotuje, to zapach jedzenia będzie się roznosił po całym mieszkaniu. Na środku przejścia, między kuchnią a salonem, był stół dla kilku osób, szary, z szarobiałymi krzesłami do kompletu. Kuchnia była zaopatrzona we wszystko, czego potrzebowałem. Lodówka firmy Beco, piekarnik, kuchenka elektryczna, pojemny zlew, zmywarka oraz mikrofalówka. Prosto z kuchni udałem się do sypialni. W ułamku sekundy rzuciłem się na idealnie pościelone łóżko. Byłem na tyle zmęczony, że zaliczyłem drzemkę. Gdyby nie sąsiad remontujący swoje mieszkanie, a konkretnie wiercący w ścianie przez kolejną godzinę, pewnie pospał bym dłużej. Zabrałem torbę do sypialni i zacząłem się rozpakowywać. Szafa była ogromna, na całą długość jednej ściany. Trzy czwarte półek zostało pustych, taki ze mnie modniś. Swojego laptopa ustawiłem na biurku, które znajdowało się zaraz obok łóżka. Podpiąłem go do ładowarki i zacząłem robić swoje. Spisałem sobie wszystkich zawodników. Dostałem na maila więcej informacji na ich temat i miałem już pewny zarys w głowie. Patrząc na aktualną kadrę na myśl nasuwało mi się granie ustawieniem 4-2-3-1 z dziesiątką, której w całej układance brakowało, a to serce drużyny i trzeba było znaleźć na tą pozycję jakiegoś świetnego piłkarza. Po wypisaniu wszystkich danych zacząłem wydzwaniać do moich starych, dobrych znajomych. Sztab szkoleniowy w tym klubie nie miał prawa równać się z Boreham Wood. Miałem pozwolenie na zatrudnienie fachowca do każdej, osobnej sfery treningowej, od trenerów siłowych, przez trenerów techniki, taktyki czy ofensywy, do trenerów bramkarzy. Profesjonalka.

1 Lipiec, 2018r.

Kilkanaście godzin spędzonych na telefonie przyniosło pożądane skutki. Skompletowany sztab szkoleniowy, ustalone zgrupowanie wraz ze sparingami. Aklimatyzacja w mieście przebiegła bardzo szybko. Zaraz pod moim blokiem były dwa sklepy, jeden spożywczy, drugi zaopatrzony w sprzęt RTV&AGD. Moim asystentem został pracujący tu wcześniej Tommy Wright [51, SCO]. 51-letni Szkot jest bardzo dobrym współpracownikiem i po pierwszym spotkaniu z nim byłem pewien, że warto mieć takiego doświadczonego pomocnika, który na dodatek będzie pracował z drużyną w kontekście ofensywy. Trenerami od przygotowania fizycznego zostali Nathan Winder [35, ENG] i Andy Franks [48, ENG]. Zaoferowałem także stanowiska Jonathan'owi Greeningowi [39, ENG] oraz Edwinowi Starke [38, NED]. Wspólnie ustaliliśmy, że ja zajmę się stroną taktyczną, a pozostała dwójka kolejno techniką i defensywą. Treningi strzeleckie przeprowadzać będzie menadżer zespołu u-21 Paul Heckingbottom [40, ENG]. Podpisanie umów ze wszystkimi facetami trwało mniej niż tydzień. Dobry wynik. Rozwinąłem także skauting. W klubie pracę rozpoczęło 6-ciu zwiadowców, którzy mają nam pomóc w znalezieniu wartościowych piłkarzy. Sparingpartnerzy byli mocni. Pierwszym, 7 Lipca będzie Austria Wiedeń. To będzie prawdziwy test, pierwszy mecz i od razu rywal z wyższej półki. Dwa kolejne mecze rozegramy z zespołami z tej samej ligi - Bradford City oraz Gillingham. Następnie na wyjeździe podejmiemy Oxford grający na niższym szczeblu rozgrywek, a później wisienka na torcie - do Glasgow wybierzemy się na pojedynek z tamtejszymi Celtami. Tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek przyjdzie nam się zmierzyć z Guiseley - zdecydowanie najsłabszym zespołem z wszystkich pozostałych.

10 Sierpień, 2018r.

Moje życie prywatne można było nazwać 'Barnsley'. Tak, cały miesiąc żyłem tylko i wyłącznie tym klubem, ale nie bez powodu. Cel narzucony przez zarząd jest prosty: Awans do barażów. Ja jednak jestem nieco bardziej naładowany i myślami jestem w pierwszej dwójce. To zadanie jest do wykonania i wierzę, że mu podołamy. Niezbędnym do realizacji moich założeń były transfery. Do klubu dołączyło trzech jakże ważnych zawodników. Zacznę od bramkarza, bo to on ma zapewnić nam kilkadziesiąt wspaniałych interwencji w ciągu sezonu - Marcus Bettinelli [bR, 26, ENG, 375tys.] był i jest najważniejszym transferem tego okienka. Potrzebowaliśmy bardzo dobrego gracza na tą pozycję i udało się go pozyskać. 26-letni Anglik kosztował nas czterysta tysięcy funtów, jednak wierzę, że to udana inwestycja. Drugim z trzech jest Lee Tomlin [OPŚ, 29, ENG, 425tys.], były rozgrywający już Bournemouth. To ostatni gotówkowy transfer, na który wyłożyliśmy prawie 250 tysięcy funtów, jednak bardzo w niego wierzę, gdyż na nim ma opierać się nasza ofensywa. Ostatnim ściągniętym do klubu piłkarzem, jest można powiedzieć 'wisienka na torcie' w postaci blisko stu-krotnego reprezentanta Chorwacji, występującego do nie dawna w Premier League. Niko Krancjar [OP(LŚ), 33, CRO, 81tys.] jest ostatnim do tej pory ściągniętym piłkarzem. CV ma świetne, gorzej z kondycją, ale nad tym popracujemy. Wierzę, że indywidualne umiejętności Chorwata wystarczą, by stać się częścią Barnsley pod przywództwem Proka. To byłoby na tyle z transferów. Wciąż intensywnie szukamy zawodników na obronę, jednak nie ma wielu chętnych, a inni kandydaci są po prostu za słabi. Zapomniałbym, z klubem pożegnało się dwóch grajków - Niechciany Joe Thompson odszedł za 350 tysięcy funtów do Birmingham, a wielki diament Bett przez moją nieuwagę podpisał kontrakt z QPR. Szkoda, bo mielibyśmy w przyszłości solidnego wychowanka na lewej flance.
Patrząc w notes jeszcze przed ligowym debiutem zerknąłem na wyniki meczów sparingowych. Nie prezentowały się one najgorzej, wręcz przeciwnie.

[TOW] <D> FK Austria Wiedeń [AUT] 3-1 (Cox x2)
[TOW] <D> Bradford City [3L] 5-2 (Smith, Palmer, Hourihane, Winnall, Scannell)
[TOW] <W> Gillingham [3L] 1-2 (Williams)
[TOW] <W> Oxford [4L] 2-2 (Scannell, Cox)
[TOW] <W> Celtic [sCO] 1-2 (Kranjcar)
[TOW] <D> Guiseley [6L] 4-0 (Winnall x2, Scannell x2)

Odnośnik do komentarza

Przedmeczowe napięcie odczuć można było w każdym skrawku klubowej siedziby. To było oczywiste - wszyscy chcieli jak najlepiej. Największe zamieszanie wywołała osoba Krancjara, Chorwat powracał na Angielskie boiska, jego nazwisko jak na standardy Sky Bet League 1 było topowe i nie dziwili mnie dziennikarze ustawieni w kolejce, żeby na przedmeczowej konferencji zadać mu parę pytań. Ja też zostałem nabity na celownik. Padło wiele pytań, jednak żadne nie było z serii chamskich. Powiedziałem między innymi, że pragnę zwycięstwa w tym spotkaniu, by jak najlepiej rozpocząć rządy w Barnsley. Zakłady bukmacherskie ustawiały nas w roli faworytów, Oldham miało tutaj przegrać.

Ponad 10 tysięcy biletów na to spotkanie zostało wyprzedanych. Jeszcze nigdy nie miałem okazji prowadzić meczu z trenerskiej ławki przy tak licznej publiczności. Oba zespoły były gotowe na skok w ogień, byle wygrać ten mecz. Można było to zauważyć w ich oczach. Desygnowałem na ten mecz następującą jedenastkę: Bettinelli - Simpson, Bartley, Nyatanga, Smith - Scowen, Hourihane - Scannell, Tomlin, Williams - Cox. Wierzyłem w tych gości. Nie można było zarzucić braku walki czy ambicji przyjezdnym, jednak ich umiejętności techniczne pozostawiały wiele do życzenia. My to wykorzystywaliśmy. Graliśmy bardzo mądrą piłkę kompletnie deformując zawodników Oldham Athletic. W dziewiątej minucie goście oddali pierwszy groźny strzał. Napastnik przyjezdnych znalazł się na jedenastym metrze, jednak jego wolej pozostawiał wiele do życzenia. Minutę później rozegraliśmy bardzo ładną akcję. Hourihane zagrał do Simpsona, ten do schodzącego Williamsa. Australijczyk przerzucił piłkę na drugie skrzydło, Smith w pierwszej piłki zagrał prostopadle do Scannell'a, a ten wykończył akcję strzałem w krótki róg i było 1:0! 10 tysięcy wstało z miejsc i zaczęło bić brawa. Fenomenalna akcja. Nadal parliśmy do przodu, goście natomiast z równie mocną siłą odpierali nasze ataki. Ten mecz był przyjemny do oka, pokazywaliśmy futbol totalny, a Oldham prowadzone przez Harry'ego Kewell'a świetne ustawienie w defensywie. Minęło 30 minut, a my popełniliśmy wielki błąd. Bartley zdaniem sędziego faulował napastnika gości w naszej szesnastce, choć to dość sporna sytuacja. Zdaniem naszych - karnego nie było, przyjezdnych - był. Czyli norma. Forster-Caskey pewnie umieścił piłkę w siatce. Wynik do przerwy nie uległ zmianie. Po zmianie stron nadal atakowaliśmy. Nie były to stuprocentowe sytuacje, jednak widać było naszą przewagę. W końcu, w 72 minucie Simpson dwa razy próbował dośrodkować, i za drugim się udało. Wpuszczony na boisko Winnell dobiegł do piłki, ta odbiła się jeszcze od obrońcy i było 2:1! Fantastyczny debiut zwieńczony zwycięstwem.

 

Barnsley, Stadion Oakwell, 11/08/2018r.

(-) Barnsley 2:1(1:1) Oldham Atheltic (-) 1/46
1:0 - 10' Scannel
1:1 - 29' Forster Caskey72'
2:1 - 72' Harriman (sam.)

Pos. piłki: 55/45
Strzały(celne): 18(6) / 6(3)
ZM: Ryan Williams (Barnsley, 9.0)

 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...