Skocz do zawartości

"Gramy na typowe udo: albo się udo, albo się nie udo"


Pisi

Rekomendowane odpowiedzi

Słowem wstępu,

 

Radom 11 kwiecień 2012 r.

…Długo wyczekiwany dzień wreszcie nadszedł. Cały rok harówki w szkole za marne grosze, odkładania pieniędzy, planowania, by móc wreszcie zaplanować sobie urlop. Po dość szybkim namyśle wybór padł na Kretę ( kryzys w Grecji zrobił swoje, cena była odpowiednia do moich zarobków). Udałem się do miejscowego biura podróży by wykupić dwutygodniowe wczasy. Wszystko opłacone, daty ustalone. Pozostało jeszcze wytrzymać prawie dwa miesiące w pracy i można odpoczywać. Czas ten upłynął niezwykle szybko. Wiosna i ładna pogoda zrobiły swoje. Lekcje wychowania fizycznego, które prowadziłem, były przyjemnością. Wystarczyło rzucić dzieciakom piłki i można było patrzeć, jak kolejna godzina upływa.

 

Warszawa, lotnisko Chopina 13 czerwiec 2012 r.

Czekając na samolot czas pędził niemiłosiernie. Był to mój „dziewiczy rejs”, więc stres zaczął robić swoje i raz po raz biegałem do toalety i modliłem się w duchu by przeszło. Na tronie mnie oświeciło, dzięki czemu jeszcze przed odlotem udało mi się zaopatrzyć w Laremid. Dzięki tym cudownym tabletkom udało mi się wsiąść do samolotu i przetrzymać ten lot do samego końca. O godzinie 12 samolot wylądował na Heraklonie.

 

 

Na tym niestety wszystko co dobre się kończy, a zaczyna się moja przygoda.

Edytowane przez MaKK
Formatowanie wielkości czcionki
Odnośnik do komentarza

Po opuszczeniu samolotu udałem się po odbiór bagażu. W między czasie włączyłem telefon, przy czym od razu z tyłu głowy zapaliła mi się czerwona lampka. Na wyświetlaczu ujrzałem dwie niepokojące liczby:

34 nieodebrane połączenia,

61 nieodczytanych smsów.

Skoro wszyscy wiedzieli, że dziś wylatywałem, to oznacza tylko jedno. Coś musiało się stać i to na pewno nic dobrego.

Bez zbędnej zwłoki wybrałem numer do brata, który trzykrotnie próbował się ze mną skontaktować.

Nie będę przytaczał naszego dialogu, ale informacja którą mi przekazał była mocno zaskakująca, bowiem biuro podróży, z którego korzystałem, godzinę po moim wylocie ogłosiło upadłość. Emocji swoich także nie będę opisywał, bo zapewne wszystko trzeba by było „wykropkować”.

Oczywiście jak w takich przypadkach bywa, trzeba skontaktować się z najbliższą ambasadą, bądź dzwonić do Polski na numer alarmowy, albo co śmieszniejsze do biura.

Jako, że jestem człowiekiem z natury wybuchowym, zadzwoniłem pod wskazany przez brata numer. Okazało się, że nawet hotel mamy nieopłacony i będą nas w ciągu najbliższych 24 godzin ściągać do Polski. Ponadto powinniśmy sobie jakiś nocleg zorganizować, a po powrocie do kraju będzie można ubiegać się o zadośćuczynienie. Ciekawa perspektywa, nie ma co. Po to wyjechałem na wakacje, by po 24 godzinach być z powrotem w domu. Już zaczynałem się mocno irytować, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Przypomniałem sobie, jak kiedyś oglądałem w wiadomościach reportaż o kilku śmiałkach, którzy chcieli przemierzyć Europę autostopem. Skoro oni mogli to dlaczego ja nie mógłbym tego spróbować. Przynajmniej miałbym jakąś namiastkę wakacji.

Mając 300 euro w kieszeni mógłbym spokojnie dojechać do Polski autokarami. Nie musiałbym nawet liczyć na „życzliwość” całkiem mi obcych ludzi.

Pozostało tylko dostać się na „stały” ląd. W informacji na lotnisku, przemiła Pani poinformowała mnie o promie, który o 21 odpływa do Pireusu. Bez wahania zarezerwowałem miejsce, a przyjemność ta kosztowała mnie 42,50 €. Na 8 rano powinienem być w Pireusie, skąd chciałem udać się do Polski.

Edytowane przez MaKK
Formatowanie wielkości czcionki
Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...