Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Lepiej, żeby było dobrze.

 

---------------------------------------------------

 

Wróciłem do Essen, rozpakowałem manatki i nawet nie odpocząłem, bo już w sobotę wracały rozgrywki 2.Bundesligi. Tym razem na Georg-Melches-Stadion przyjechał nienawidzony niegdyś przeze mnie SC Freiburg, tegoroczny faworyt rozgrywek, ale skoro nie pracował już tutaj Frank Leicht, a fryburczyków parę ładnych razy pokonywałem, klub stał mi się bardziej obojętny. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzaliśmy kontynuować dobrej passy, tak więc zastąpiwszy kontuzjowanego Rosego Guytem oraz zawieszonego na trzy mecze za swój debilny faul Marco Vecchim ruszyliśmy do walki o kolejne punkty.

 

Choć jako beniaminek spisywaliśmy się jak dotąd zaskakująco dobrze, była jedna rzecz, która wciąż mnie rozczarowywała – mianowicie nasi kibice. Nadal na trybunach zasiadało ich dużo mniej, niż w Regionallidze, mimo że raczej spodziewałem się rosnącej sukcesywnie frekwencji. A dziś zagraliśmy tak, jakbyśmy próbowali dostosować się do naszych ultrasów, gdyż po raz pierwszy w tym roku byliśmy drużyną słabszą. Zawodził zwłaszcza środek pola, który bardziej statystował gościom, zamiast walczyć z nimi o piłki, zaś Vecchi z Gonzalo mieli tendencję do biegania we dwójkę, przez co nawet gdy zdarzyło im się wyłuskać futbolówkę, nie mieli jej do kogo zagrać. Nic więc dziwnego, że przez pierwsze pół godziny Freiburg raz po raz zatrudniał Kantégo, a my nie oddaliśmy ani jednego strzału na bramkę rywali.

 

Ale tego popołudnia jeden z niewielu razy w mojej karierze zdarzyło się, że piłkarskie prawa Murphy'ego wyjątkowo zadziałały na naszą korzyść. Patrząc na statystyki strzałów, fryburczycy powinni byli prowadzić już co najmniej 2:0, a tymczasem w 35. minucie w końcu udało nam się przedrzeć pod pole karne przyjezdnych, Grote sfaulował Andreasena, a Pugliese z rzutu wolnego sprawił, że już pierwszy nasz strzał w tym meczu przyniósł nam gola. W przerwie postarałem się wytrącić drużynę z lekkiego letargu, jaki dziś na nas padł, a przechodzącego obok meczu Vecchiego wręcz delikatnie opieprzyłem. No i po kwadransie drugiej połowy Guyt rozciągnął na lewe skrzydło, Andreasen kiwnął Ludwiga i oddał strzał z ostrego kąta, Tamburini sparował piłkę pod nogi Vecchiego, a Andrea pewnie wbił ją do bramki.

 

Zacząłem się wszak zastanawiać, czy czasem nad Włochem nie wisi jakaś klątwa, gdyż z wyjątkiem meczu z Kolonią, jego gol był zwiastunem rychłych goli dla przeciwnika. Tym razem wystarczyła zaledwie minuta, by Frank dał się wyciągnąć Iliciowi pod linię boczną, a przy dośrodkowaniu blokujący Topolskiego osamotniony Cahill pięknym strzałem zdobył swojego pierwszego gola w sezonie; szkoda tylko, że samobójczego. Przez właściwie całą drugą połowę byłem bardzo niezadowolony z tego, jak zachowujemy się przy stałych fragmentach gry dla Freiburga, gdyż goście stanowczo zbyt często dochodzili do strzałów głową na bramkę przy dośrodkowaniach. No i w 80. minucie w końcu dostaliśmy to, o co prosiliśmy, kiedy z kornera zacentrował Grote, a pozbawiony jakiejkolwiek opieki Vitali przy biernej postawie moich zawodników sprawił, że nasze dwubramkowe prowadzenie poszło się kochać w krzaki.

 

I już nie wróciło, tak więc w mało chwalebnych okolicznościach straciliśmy dwa punkty, które mogłyby być nasze, gdyby tylko nie zabrakło nam jaj we własnym polu karnym. Ale mimo to nasza przewaga nad drugim miejscem wzrosła do trzech punktów.

15.10.2023, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 9131

2BL (8/34) Rot-Weiss Essen [1.] – SC Freiburg [5.] 2:2 (1:0)

 

35' S. Pugliese 1:0

61' A. Vecchi 2:0

62' D. Cahill 2:1 sam.

80' C. Vitali 2:2

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – S.Pugliese 7, D.Cahill 7, M.Frank 7, D.Weller 6 – H.Vink 7, R.Guyt 7 (80' S.Franz 6), T.Franz 7, M.Andreasen ŻK 7 – Gonzalo 6 (71' M.Block 6), A.Vecchi 7

 

GM: Giancarlo Costa (O LŚ, SC Freiburg) - 8

Odnośnik do komentarza

Roztrwonienie dwubramkowej przewagi w takich okolicznościach, jak dośrodkowania w pole karne, nie bardzo mi się spodobało. W reakcji na to przed meczem z Fürth Pugliese wrócił na lewą obronę, na prawej znalazł się rekonwalescent Murilo, zaś w środku pola w miejsce niezdecydowanego przed tygodniem Guyta na boisko wybiegł Sebastian Franz.

 

Nie wiem, czy to brak Marco i Rosego tak na nas wpłynął, czy złapaliśmy klasyczną zadyszkę, ale drugie spotkanie z rzędu nie spisywaliśmy się najlepiej. Na początku gospodarze mieli dużo miejsca na boisku, jakie zawdzięczali naszej niemożności zorganizowania się w formacjach, zaś my ich niecelności zawdzięczaliśmy utrzymanie bezbramkowego remisu. Dopiero po kwadransie tryby zaczęły zaskakiwać, aż w 23. minucie Andreasen zabrał na skrzydle piłkę zagapionemu Dörnerowi, dograł do uciekającego Vecchiego, którego wślizgiem zatrzymał Strąka, bezpańskiej futbolówki dopadł Thomas Franz, uderzył w Carlosa, a dla będącego na miejscu Gonzalo dobitka była tylko formalnością.

 

Równocześnie moją ocenę własnych umiejętności sprzed roku zaczynał potwierdzać Murilo, który tego dnia na prawej obronie doskonale naśladował PKP – był wiecznie spóźniony, a o szybkości nie warto było nawet wspominać. Od objęcia prowadzenia regularnie prawą stroną urywali się zawodnicy Fürth, aż wreszcie stało się to, co stać się musiało; w ostatniej akcji przed przerwą Murilo puścił tym razem Serge, który zagrał wzdłuż bramki, a mój dawny podopieczny z czasów Osnabrücku Alexander Meyer strzałem po nodze Franka wyrównał na 1:1. W drugiej połowie nie byliśmy w stanie zrobić nic więcej, choć jedną świetną okazję wprost w bramkarza wstrzelił Vecchi (dobrze, że Marco ma już ostatni mecz zawieszenia), zaś Fürth było blisko zdobycia drugiego gola, do czego na szczęście nie doszło. Niemniej jednak jeżeli nie wrócimy do niedawnej dyspozycji, przyszła kolejka będzie dla nas zwieńczeniem przygody na czele tabeli, zaś przed kolejnym spotkaniem najwyraźniej potrzebny będzie powrót do poprzedniego ustawienia defensywy.

22.10.2023, Playmobil-Stadion, Fürth, widzów: 14 768

2BL (9/34) SpVgg Greuther Fürth [11.] – Rot-Weiss Essen [1.] 1:1 (1:1)

 

23' Gonzalo 0:1

45+1' A. Meyer 1:1

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – Murilo 6, D.Cahill 7, M.Frank 7, S.Pugliese 5 (64' D.Weller 6) – H.Vink 6 (75' T.Seitz 6), S.Franz 6 (70' R.Guyt 6), T.Franz 7, M.Andreasen 7 – Gonzalo 7, A.Vecchi 7

 

GM: Alexander Meyer (N, SpVgg Greuther Fürth) - 8

Odnośnik do komentarza

Szansą na przerwanie rozkręcającej się powoli passy remisów było spotkanie z Eintrachtem Frankfurt, podupadłym klubem liczącym się niegdyś w Bundeslidze, zaś przez ostatnie siedemnaście lat praktycznie tkwiący nieustannie na zapleczu ekstraklasy, z ledwie jednosezonową przerwą, w trakcie której bezskutecznie próbował osiedlić się z powrotem w pierwszej lidze. Teraz goście bronili się przed spadkiem, zaś my powoli wracaliśmy do równowagi kadrowej, jako że do pełni sprawności powrócił nareszcie Delbaere. Dziś jednak doświadczony Belg zasiadł jeszcze na ławce, na prawą obronę ponownie przesunięty został Pugliese, na trybunach wylądował Murilo, a lewą flankę uzupełnił Weller.

 

Eintracht przyjechał do Essen z zamiarem zarżnięcia meczu, wymęczenia przez 90 minut w polu karnym bezbramkowego remisu i wywiezienia z Georg-Melches-Stadion bezcennego z ich perspektywy punktu, na co wskazywało ich ultradefensywne ustawienie z mocno zagęszczoną strefą obronną. Istotnie, goście głównie tłoczyli się we własnym polu karnym, z którego niechętnie wystawiali nos, przejmowane przez nich piłki momentalnie szybowały najkrótszą możliwą drogą poza linię boczną, a nasze akcje grzęzły w niesamowitym tłoku na szesnastym metrze. Od samego początku plan drużyny z Frankfurtu sukcesywnie się realizował.

 

Ale na szczęście udało nam się go pokrzyżować, bo gdyby nie to, trzeci z rzędu remis mielibyśmy niewyjęty. W 33. minucie Gonzalo zdołał wyskoczyć wyżej od obrońcy, Färber nie przeciął piłki, Vink następnie dośrodkował wprost do niekrytego Vecchiego, Andrea znowu zdołał jedynie upolować bramkarza, ale lis pola karnego Gonzalo znalazł się akurat na drodze odbitej przez Larssona piłki i z furią wbił ją do bramki. Pat został przełamany, Eintrachtowi brakło języka w gębie, więc w drugiej połowie moim jedynym zmartwieniem było ryzyko powtórzenia się historii z dwóch ostatnich spotkań. Dobrze więc, że i to okazało się bezpodstawne, bo w 64. minucie rywali pogrążył Seba Franz, który perfekcyjnie wykonanym rzutem wolnym dobił frankfurtczyków i swoim pierwszym golem w barwach RWE rozstrzygnął losy spotkania.

25.10.2023, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 12 851

2BL (10/34) Rot-Weiss Essen [1.] – Eintracht Frankfurt [14.] 2:0 (1:0)

 

33' Gonzalo 1:0

64' S. Franz 2:0

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – S.Pugliese 6 (69' M.Delbaere 6), D.Cahill 8, M.Frank 8, D.Weller 7 – H.Vink 8, S.Franz 8, T.Franz 7, M.Andreasen 7 (78' Ch.Hoffmann 6) – Gonzalo 7, A.Vecchi 7 (46' T.Seitz 7)

 

GM: Sebastian Franz (OP LŚ, Rot-Weiss Essen) - 8

Odnośnik do komentarza

30 października czekał nas prawdziwy mecz na szczycie w Rostocku, gdzie mierzyliśmy się z formalnie drugą w tabeli Hansą, którą przystępowała do spotkania z pozycji trzeciej tylko dlatego, że TSV Monachium rozgrywało swoje spotkanie w sobotę, dzień wcześniej. Karę zawieszenie nareszcie skończył Marco, w związku z czym momentalnie wrócił do ataku na swoje miejsce u boku Gonzalo, zaś na prawej obronie zdecydowałem wystawić Delbaere, który powinien raczej spisać się lepiej, niż przeżywający ostatnio lekki kryzysik Pugliese.

 

Ale nie spisał się. Hansa była aktualnie najsilniejszą drużyną 2.Bundesligi i pewnie mierzyła w awans do ekstraklasy, zaś nam ten mecz boleśnie udowodnił, że nie jesteśmy kandydatem do awansu, tylko beniaminkiem, który po prostu zaliczył dobry start sezonu, i ile nam brakuje do najlepszych. Po siedmiu minutach pozornie wyrównanej gry wyszliśmy z atakiem, który zepsuł Marco dając sobie zabrać piłkę, i właśnie w tym momencie Hansa na chwilę odpaliła wyższy bieg; Cláudio dalekim zagraniem po skrzydle uruchomił szybki kontratak gospodarzy, Delbaere dał się urwać Schulzowi, a ten okiwał jeszcze beznadziejnego dziś Cahilla i bez najmniejszego trudu pokonał Kantégo. Kontrast z zespołem walczącym o awans bił po oczach na każdym kroku; piłkarzom Hansy wychodziło niemal wszystko, piłka chodziła między nimi jak po sznurku, zaś my mieliśmy problem z utrzymaniem się przy niej dłużej, niż 3-4 podania. A w 37. minucie sprawę zawalił tym razem wyłącznie Cahill, który zwyczajnie minął się z wybitą przez bramkarza piłką, po czym Bošnjak wyszedł sam na sam z Kanté, i było po meczu.

 

W przerwie zareagowałem ostro, ale bez przesadnych wrzasków, oberwało się jedynie, co zrozumiałe, prawej i środkowej defensywie oraz Gonzalo, który strzelał dziś tak anemicznie, że Costa musiał jedynie wyciągać ręce do piłek. Zaraz na początku drugiej połowy myślałem, że wyjdę z siebie, gdy Gonzalo trafił w słupek, ale w 52. minucie Marco przechwycił kiepskie wycofanie Schulza i zagrał w uliczkę do Gonzalo właśnie, który w końcu położył Costę i zdobył kontaktowego gola. Pięć minut później zrobiło się jeszcze lepiej, gdy wprowadzony w przerwie za Sebastiana Franza Ronald Guyt z rzutu wolnego wkręcił piłkę w okienko, co oznaczało, że odrobiliśmy dwubramkową stratę i jeszcze wszystko mogło się wydarzyć.

 

Ale żeby myśleć o dowiezieniu choćby remisu, a co dopiero pokuszeniu się o zwycięskiego gola, trzeba mieć najpierw wsparcie w postaci silnej obrony, a nie bandy mięczaków. Wydawało się nawet, że będziemy w stanie sprawić niespodziankę, ale na kwadrans przed końcem Cahill po raz kolejny zachował się jak panienka, przy dośrodkowaniu Schulza pozwalając Bošnjakowi się na sobie położyć i mocnym strzałem z dziesięciu metrów przywrócić równowagę we wszechświecie. Nie mając nic do stracenia przeprowadziłem ostatnią zmianę i nakazałem totalną ofensywę, która w 89. minucie przyniosła czwartego gola dla Hansy, tym razem obciążającego konto Franka, który nawet nie udawał, że jest zainteresowany kryciem Schulza.

 

Cóż, przegraliśmy w pełni zasłużenie, kończąc naszą passę bez porażki oraz przygodę z przewodnictwem w ligowej tabeli, ale teraz przynajmniej wiedziałem, że 2.Bundesliga to zapewne szczyt możliwości dla Cahilla i Franka. To zaś oznaczało, że na lato będę musiał znaleźć dwóch klasowych stoperów do wyjściowej jedenastki, byśmy za rok mogli powalczyć o awans do Bundesligi.

30.10.2023, Ostseestadion, Rostock, widzów: 28 255

2BL (11/34) Hansa Rostock [3.] – Rot-Weiss Essen [1.] 4:2 (2:0)

 

7' S. Schulz 1:0

37' Z. Bošnjak 2:0

52' Gonzalo 2:1

57' R. Guyt 2:2

74' Z. Bošnjak 3:2

89' S. Schulz 4:2

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – M.Delbaere ŻK 7 (68' S.Pugliese 6), D.Cahill 6, M.Frank ŻK 6, D.Weller 6 – H.Vink 6, S.Franz 6 (46' R.Guyt 7), T.Franz 7, M.Andreasen 6 – Gonzalo 7 (80' A.Vecchi 6 ), Marco 7

 

GM: Stefan Schulz (N, Hansa Rostock) - 9

Odnośnik do komentarza

Październik 2023

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-2-1, 7:7

2.Bundesliga: 2. [-2 pkt do Hansy, +1 pkt nad 1860 Monachium]
DFB-Pokal: –

Finanse: -2,47 mln euro (-412 tys. euro)

Gole: Gonzalo (12)

Asysty: Mikkel Andreasen i Marco (po 5)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 6:0

Eliminacje ME 2024: siódma grupa, 2. miejsce; baraż, vs. Bośnia i Hercegowina

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester City [+1 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+4 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+0 pkt]

Hiszpania: Betis Sewilla [+4 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+5 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+5 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+9 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+10 pkt]

Włochy: AC Milan [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, gr. E, 0:1 u siebie z Herthą Berlin

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

- 11.10, eliminacje ME 2024, Polska - Litwa, 6:0

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1325], 2. Brazylia [1287], 3. Anglia [1236]

Odnośnik do komentarza

Nadchodzą :>

 

----------------------------------------

 

W Rosji hegemonia CSKA Moskwa nabyła właśnie prawo do legalnego zakupu napojów alkoholowych i wyrobów tytoniowych, jako że Konie zgarnęły 19. z rzędu tytuł mistrzowski, przedłużając do 18 lat swoje przyspawanie do pierwszego miejsca w Premier Lidze. Ale daleko było jeszcze od rozstrzygnięć, ponieważ na dwie kolejki przed końcem duże szanse na zwycięstwo w lidze, czyli zajęcie drugiego miejsca, miało aż pięć zespołów z miejsc 2.-6., zaś matematyczną szansę miały drużyny aż do miejsca 10. włącznie, zatem Rosjanie nadal mogli emocjonować się heroiczną walką o prym na krajowej arenie.

 

 

 

Gdybym nie znalazł przed rokiem swojego miejsca w Essen, pewnie spróbowałbym osobiście wykopać CSKA z tronu. Ale skoro w Nadrenii Północnej-Westfalii czułem się znakomicie i szybko nabyłem poczucia, że tu jest mój dom, zajęty byłem przygotowaniami do meczu z Mainz. Po klęsce w Rostocku zdecydowałem tylko na jedną zmianę, mianowicie posadziłem na ławce Wellera, jednego z gorszych aktorów tamtego widowiska, a w jego miejsce desygnowałem do gry Pugliese. Mainz grało w tym sezonie bardzo słabo, walcząc z Eintrachtem Frankfurt o miano największego rozczarowania sezonu, nic więc dziwnego, że goście stawili się na Georg-Melches-Stadion przerażeni, a ich szczytem marzeń był jeden punkt.

 

Po pierwszym gwizdku ruszyliśmy więc do zmasowanej ofensywy, która szybko zaczęła przynosić nam kolejne okazje do zdobycia gola, ale nieustannie na drodze do objęcia prowadzenia stawały nam irytujące przygody. Wszelkie oddawane przez nas strzały jak jeden mąż trafiały w nogi jakiegoś zabłąkanego obrońcy, który tłoczył się z kolegami przed szóstym metrem, a szczytem paskudnego pecha i obrzydliwego szczęścia rywali była sytuacja, gdy bezpańska piłka spadała wprost do bramki, ale leżący Hansen w ostatniej chwili zdołał podbić ją nad poprzeczkę.

 

Przez pierwsze pół godziny, w trakcie których powinniśmy już prowadzić, takich "chochlików" było bez liku, więc już wtedy wiedziałem, że wszystko zmierza nieuchronnie do bezbramkowego remisu. Zmiany kompletnie nic nie dały, hiperofensywa w końcówce również, więc po drugich czterdziestu pięciu minutach naszej miażdżącej przewagi, ostrzeliwania nóg rywali, wywalczania rzutów rożnych i odbijania wątroby Hansenowi mecz zakończył się nudnym i niesprawiedliwym podziałem punktów, który zadowolić mógł tylko i wyłącznie Mainz. Zaczynaliśmy pomalutku wypadać z czołówki, więc nieliczni hurraoptymiści mogli zacząć się uspokajać.

05.11.2023, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 10 276

2BL (12/34) Rot-Weiss Essen [4.] – 1.FSV Mainz [14.] 0:0

 

34' Ch. Walter (M) ktz.

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – M.Delbaere 7, D.Cahill 7, M.Frank 6, S.Pugliese 7 – H.Vink 6 (70' T.Seitz 6), S.Franz 7 (76' R.Guyt 7), T.Franz 7, M.Andreasen ŻK 7 – Gonzalo 8, Marco 6 (64' A.Vecchi 6)

 

GM: Björn Hansen (BR, 1.FSV Mainz) - 8

Odnośnik do komentarza

Jakby mało było wyraźnego spadku formy, niedługo po wyleczeniu urazu znowu straciliśmy Maxime Delbaere, który, oficjalnie na siłowni, uszkodził sobie nadgarstek. Po raz kolejny doznaliśmy więc poważnego osłabienia prawej strony obrony, co mogło i zapewne musiało dodatkowo nam dokopać.

 

 

Emocje rosły, ale napięcie tak duże już nie było. Baraże miały tę zaletę, że chodziło tylko o to, by w dwumeczu strzelić o jedną bramkę więcej od rywala, z kolei wyniki pozostałych spotkań nie miały żadnego znaczenia. Tym samym odpadał taki scenariusz, jak przed miesiącem, kiedy musieliśmy drżeć o to, co działo się wówczas w Glasgow. Nadchodził czas ostatecznych rozstrzygnięć, a my, jako jedyny mistrz świata zmuszony do walki o awans na Euro poprzez baraże, po trzech dniach treningów w Chorzowie odlecieć mieliśmy do Sarajewa, gdzie już w Dzień Niepodległości walczyć będziemy z Bośnią i Hercegowiną.

 

Bramkarze:
– Michał Górka (31 l., BR, Lincoln, 77/0);
– Michał Piotrowski (27 l., BR, Crystal Palace, 10/0);

– Marek Wróbel (31 l., BR, Legia Warszawa, 7/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (26 l., O PŚ, AJ Auxerre, 38/1);
– Marcin Kiszka (26 l., O P, Liverpool, 16/1);
– Michał Iwan (23 l., O LŚ, FC Basel, 4/1);
– Mateusz Machnikowski (27 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 74/11);
– Tomasz Woźniak (31 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 101/14);
– Artur Kowalczyk (32 l., O Ś, Liverpool, 92/16);
– Marcin Kowalik (25 l., O Ś, Betis Sewilla, 27/1);
– Marcin Piotrowski (33 l., O Ś, Bayern Monachium, 123/2);
– Tomasz Konieczny (22 l., O Ś, DP, Gillingham, 9/0);
– Krzysztof Wróblewski (29 l., O/P P, Le Havre, 49/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (24 l., DBP/OP P, Austria Wiedeń (wyp.), 33/1);
– Maciej Kwiatkowski (31 l., DP, Betis Sewilla, 94/16);
– Rafał Piątek (27 l., DP, Southampton, 49/10);

– Michał Koźmiński (20 l., DP, P PŚ, Sunderland, 1/2);

– Paweł Morawski (24 l., P Ś, Wolves, 3/0);
– Grzegorz Owczarek (31 l., P Ś, Osasuna, 48/18);
– Maciej Brodecki (28 l., OP PŚ, Leeds United, 94/8);

– Piotr Szymański (31 l., OP Ś, Real Madryt, 108/34).

 

Napastnicy:
– Krzysztof Malinowski (31 l., N, Rubin Kazań, 14/7);
– Tomasz Adamczyk (29 l., N, AC Milan, 97/97);
– Zoran Halilović (26 l., N, VfL Osnabrück, 48/34);
– Marcin Pawlak (26 l., N, Sevilla, 61/27);

– Łukasz Socha (26, N, Erzgebirge Aue (wyp.), 25/13).

Odnośnik do komentarza

W Sarajewie należało po prostu wygrać, najlepiej bez straty gola, i trzymać się gry bez głupich wpadek na boisku, jak choćby w Glasgow. Standardowo od jakiegoś czasu w wyjściowym składzie postawiłem na mieszankę świeżej krwi z długoletnim doświadczeniem, a na środku obrony znalazł się nasz dotychczasowy kapitan Marcin Piotrowski, którego czas w reprezentacji powolutku dobiegał końca.

 

– Pamiętajcie, to tylko Bośnia, ale zarazem AŻ Bośnia – przemówiłem na odprawie. – Ale tym razem macie potraktować poważnie to, co wam teraz mówię. Oni wiedzą, że w tych eliminacjach lubimy popełnić jakiś błąd, który otwiera rywalowi drogę do bramki i na pewno będą na takie rzeczy czekać.

 

Ubrani w białe koszulki z dwiema złotymi gwiazdkami nad orłem, czerwone spodenki i białe getry moi podopieczni stali w kółku dokoła mnie, słuchając mnie z uwagą.

 

– Nie możemy dać im się rozpędzić, chwycić rytmu! Zaczynamy prześladować ich już na ich połowie! – grzmiałem. – Ruszamy śmiało z pressingiem już wtedy, gdy będą sobie beztrosko pykać w obronie. Ale robimy to wtedy, gdy trzeba; nie chcę, byśmy w 60. minucie oddychali rękawami. Skupiamy się przede wszystkim na ataku i utrzymywaniu gry na połowie Bośni! Marcinowie!

 

Piotrowski i Kowalik spojrzeli na mnie skoncentrowani.

 

– Jak któryś z nich zdoła przedrzeć się przez środek pola, nie ma wejścia w pole karne! Piłka może przejść, ale on już takiego prawa nie ma. Szarpiemy ich, gryziemy, obrzydzamy im futbol! Jak tylko odzyskamy piłkę pod naszą szesnastką, od razu rozpoczynamy atak; bez wybijania na pałę, to nie czasy Janasa, tylko od ponad dekady MOJE. Pamiętamy, że trzeba pilnować tyłów, ale to my jesteśmy dwukrotnymi mistrzami świata, i to my będziemy dyktować warunki na boisku. Jakieś pytania?

 

Poczekałem kilka sekund, pytań nie było.

 

– Dobrze, w takim razie ja mam do was jedno małe pytanie. KIM JESTEŚMY?

– MISTRZAMI!!!

Odnośnik do komentarza

Boisko na Olimpijskim stadionie Kosevo - Asim Ferhatović Hase miało bardzo niekorzystne wymiary, gdyż było potwornie długie i jednocześnie zatrważająco wąskie; aż niewygodnie się na nie patrzało, takie jakieś niepiłkarskie długości. Mogła na tym ucierpieć nasza gra skrzydłami, ale jeśli byliśmy klasową drużyną, trzeba było radzić sobie i z takimi rzeczami.

 

Piłkarze wzięli sobie do serca moje słowa z odprawy i Bośniacy mieli bardzo trudne życie. Praktycznie uniemożliwialiśmy im zawiązanie jakichkolwiek akcji, bowiem jak tylko odzyskiwali piłkę, zaraz podejmowaliśmy działania ku jej odzyskaniu. Przodowali w tym Adamczyk z, o ironio, Zoranem Haliloviciem, którego talentu Bośnia do dziś nie mogła odżałować, którzy szaleli na połowie rywali i nękali obrońców gospodarzy. Z początku brakowało nam ostatniego podania, ale w 12. minucie stary wyjadacz Piotrowski zabrał piłkę napastnikowi, zagrał do Brzezińskiego, ten po wymianie podań zdecydował się na sprytne przerzucenie ponad bośniackimi obrońcami na uciekającego Halilovicia, który czmychnął spóźnionemu Jovanoviciowi i pewnym uderzeniem pokonał Karicia.

 

Osobiście spodziewałem się kolejnych trafień, ale prawdopodobnie do Sarajewa przywiozłem ze sobą echo meczu z Mainz, gdyż mimo kolejnych okazji i groźnych ataków zabrakło nam szczęścia, by powiększyć dorobek bramkowy. Co najmniej dwie bramki powinien zdobyć Tomek Adamczyk, ale szczególnie w jednej akcji miał pełne prawo przeklinać wniebogłosy, gdyż przy jego strzale z powietrza piłka w ostatniej chwili trafiła Karicia w ramię i musieliśmy zadowolić się tylko rzutem rożnym.

 

W przerwie Bośniacy zapewne zrozumieli, że Euro w bardzo szybkim tempie się od nich oddala, bowiem na drugą połowę wyszli odmienieni. Zaczęli coraz śmielej atakować, w końcu nie bez powodu dostali się do baraży, i parokrotnie na posterunku musiał być Górka, który na szczęście musiał przede wszystkim przenosić nad bramką strzały z dystansu. Zadanie dodatkowo utrudnił nam Michał Iwan, który w 62. minucie podpadł mi drugą żółtą kartką, przez co otrzymał swoją pierwszą czerwień w reprezentacyjnej karierze. Bośniacy stawali na głowie, by uniknąć porażki u siebie, przeszli nawet na 4-2-4, ale na nic im się to zdało, a wręcz mogli dostać drugiego gola.

 

Uratował ich przed nim... Adamczyk; w 90. minucie rezerwowy Pawlak w trakcie kontry zagrał świetną piłkę na dobieg do Tomka, który wychodził właśnie na wolne pole, ale Adamczyk popisał się dokładnie tym samym kretyńskim zagraniem, co z Anglią w Chorzowie, uderzając bezsensownie po ziemi z ponad 40 metrów prosto do Karicia. Nie wiem, co się z nim stało po mundialu, ale patrząc na te sytuacje z Anglią i dziś z Bośnią byłem zdania, że dobrze zrobiłaby mu rozmowa z psychologiem.

 

– Tomek... – powiedziałem mu po meczu. – Zapomniałeś już o tych gwizdach w Chorzowie? Człowieku, weź się wreszcie otrząśnij, bo to była akcja na dwa do zera! Rozumiesz? Nie można robić takich rzeczy! Strzały z dystansu z więcej niż trzydziestu metrów nie mają żadnego prawa bytu, jeżeli bramkarz stoi na linii bramkowej! On tego nie przepuści, tylko się schyli i złapie piłkę. Musiałby być skończoną pokraką, żeby to wpadło do bramki. Jeżeli będziesz powtarzał tego typu wybryki, to chyba wiesz, co się może stać? – spytałem.

 

– Wiem... Może stać się to, że stracę miejsce w składzie – odrzekł niepocieszony Tomek Adamczyk. I była to prawidłowa odpowiedź.

11.11.2023, Olimpijski stadion Kosevo - Asim Ferhatović Hase, Sarajewo, widzów: 37 472; TV

EME Br (1/2) Bośnia i Hercegowina [51.] – Polska [1.] 0:1 (0:1)

 

12' Z. Halilović 0:1

62' M. Iwan (POL) czrw.k.

 

Polska: M.Górka 7 – A.Brzeziński 8, M.Kowalik 7, M.Piotrowski 7, M.Iwan CzK 6 – M.Koźmiński ŻK 7 (67' M.Brodecki 7), P.Morawski 7 (81' R.Piątek 7), T.Woźniak ŻK 8, M.Machnikowski 8 – Z.Halilović 7 (74' M.Pawlak 6), T.Adamczyk 8

 

GM: Mateusz Machnikowski (O LŚ, P L, Polska) - 8

 

W pozostałych parach barażowych również bramek zbyt wiele nie było. Irlandia Północna zremisowała w Belfaście 1:1 z Rumunią, w Belgradzie Serbia wygrała 1:0 z Belgią, Turcja niespodziewanie przegrała w Stambule z Gruzją 0:1, a w Rydze powody do radości mieli Łotysze, którzy pokonali u siebie nieobliczalną Islandię 2:1.

Odnośnik do komentarza

Jednobramkowa zaliczka i czyste konto z Sarajewa pozwalały nam ze spokojem i z dobrej pozycji podejść do rewanżu w Chorzowie, ale bynajmniej nie rozstrzygały jeszcze dwumeczu. Przez czerwoną kartkę Iwana i uraz twarzy Brzezińskiego zmuszony byłem do dokonania dwóch zmian w wyjściowej jedenastce; na prawej obronie postawiłem na Wróblewskiego, na lewą przesunąłem Woźniaka, a lukę w środku pola załatał Szymański, który nie zagrał w pierwszym meczu z powodów kondycyjnych.

 

Na wypełnionym po brzegi Stadionie Śląskim nikt nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że nie obejrzy dziś na własne oczy Polski zapewniającej sobie awans na Euro 2024. Bośniacy jeszcze próbowali walczyć, co w pierwszych minutach przyniosło im korzyść w postaci parokrotnego przekroczenia z piłką linii środkowej, ale w końcu szybko zaczęli pękać pod naszym naporem. W 21. minucie wywalczyliśmy rzut rożny, z lewej strony dośrodkował Morawski, a weteran Szymański pokazał bośniackim obrońcom, ile im do niego brakuje, i bez trudu skierował piłkę do bramki. Od tej pory awans był już praktycznie nasz, zwłaszcza że goście za nic w świecie nie potrafili zbliżyć się do nas na tyle, by nam w jakikolwiek sposób zagrozić. A w jednej z ostatnich akcji przed przerwą przeprowadziliśmy składny atak od linii obrony, Szymański wysunął do Adamczyka, Tomek zagrał w uliczkę do Halilovicia, a Zoran uderzył z pierwszej piłki z 25 metrów, Karić już rzucał się w stronę, w którą padł strzał, ale futbolówka obiła się o nogi Kovacevicia, zmyliła golkipera i łagodnym łukiem spadła wprost do pustej bramki.

 

Teraz można było powiedzieć, że już jest po wszystkim, więc po przerwie można było spokojnie odliczać minuty, jakie dzieliły nas od otrzymania biletów do Danii na przyszły rok. Na kwadrans przed końcem, ot, na wszelki wypadek, Szymański spróbował swojego firmowego uderzenia zza pola karnego, który równie firmowym rogalem wemknął w okienko bramki Karicia. W międzyczasie zmieniłem Tomka Adamczyka, który po mundialu w Portugalii nie był już tym samym killerem, a teraz wskutek tego po raz pierwszy od dawna jego liczba występów przewyższyła liczbę zdobytych goli w kadrze.

 

Trzy do zera było bardzo ładnym wynikiem, ale w 85. minucie Piotrowski z Koniecznym zepsuli im radość ze zwycięstwa, kiedy chyba bali się, że połamią sobie paznokcie, bo zwyczajnie wpuścili bez walki Mesicia w nasze pole karne, pozwalając mu zdobyć zupełnie niepotrzebną bramkę honorową. Po jaką cholerę, ja się pytam?! Owszem, jedziemy do Danii, by w przyszłym roku raz jeszcze zawalczyć o mistrzostwo Europy, ale radość z awansu poczuję dopiero wtedy, jak ochłonę po tej kretyńskiej i niepotrzebnej stracie bramki. Pooo coooooo...?

15.11.2023, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 970; TV

EME Br (2/2) Polska [1.] – Bośnia i Hercegowina [51.] 3:1 (2:0) [aggregate: 4:1]

 

21' P. Szymański 1:0

45' Z. Halilović 2:0

75' P. Szymański 3:0

85' D. Mesić 3:1

 

Polska: M.Górka 8 – K.Wróblewski 8, M.Kowalik ŻK 7 (69' T.Konieczny 6), M.Piotrowski 8, T.Woźniak 7 – M.Koźmiński ŻK 7, P.Morawski 8, P.Szymański 9, M.Machnikowski 7 – Z.Halilović 7 (73' K.Malinowski 6), T.Adamczyk 7 (73' Ł.Socha 6)

 

GM: Piotr Szymański (OP Ś, Polska) - 9

 

W rewanżowym meczach Serbia i Łotwa obroniły swoje zaliczki, ale tylko Serbowie zrobili to bez stresu, remisując w Brugii z Belgią 1:1 (łącznie 2:1 w dwumeczu), zaś Łotwa przegrała w Rejkiawiku z Islandią 1:2 i wywalczyła awans dopiero w rzutach karnych. Straty z pierwszego meczu odrobiła Turcja, która w Tbilisi zwyciężyła 2:1 i awansowała dzięki golom wyjazdowym, a swojej szansy nie wykorzystała Irlandia Północna, która przegrała w Bukareszcie 1:3, dzięki czemu na Euro pojedzie Rumunia.

Odnośnik do komentarza

 

 

W Rosji hegemonia CSKA Moskwa nabyła właśnie prawo do legalnego zakupu napojów alkoholowych i wyrobów tytoniowych, jako że Konie zgarnęły 19. z rzędu tytuł mistrzowski

Faktycznie aż dziwne, że nie skusiłeś się na zepsucie im tej hegemonii. U mnie podobnie rządzi Zenit, póki co ma chyba 8, albo 9 triumfów z rzędu.

 

Gratulacje pokonania BiH, teraz czas odkuć się na Euro, za ciężkie eliminacje!

Odnośnik do komentarza

Na bezrobociu pewnie bym się skusił, ale teraz, gdy jestem w klubie, w którym wreszcie notuję obiecujący rozwój, moja osoba na pewno nie zmaterializuje się w Premier Lidze.

 

----------------------------------------------

 

Wywalczenie awansu na Euro 2024 i powrót do Essen nie oznaczał odpoczynku od emocji, bo od razu czekał nas kolejny mecz na szczycie tej jesieni, w którym podejmowaliśmy na Georg-Melches-Stadion spadkowicza z Bundesligi, 1860 Monachium, które niedawno wyeliminowało Bayern w Pucharze Niemiec, a teraz miało przyjechać do nas po zwycięstwo. Nareszcie do zespołu wrócił nasz kapitan Markus Rose, którego problemy z żebrami należały już do przeszłości i z miejsca znalazł się w wyjściowym składzie kosztem przeciętnego w ostatnich spotkaniach Sebastiana Franza. Powrót do zdrowia zgłosił też Delbaere, ale kondycyjnie nie był jeszcze gotów do gry, więc zastąpił go Murilo.

 

Po kilku słabszych występach w końcu zaczęliśmy znowu grać, jak stare, dobre RWE – groźnie, składnie i walecznie w drugiej linii, co wskazywało na to, że Rose zapewne jest filarem naszego zespołu, bez którego sporo tracimy; widocznie trafnie wybrałem kapitana. Z rywalem walczącym o powrót do ekstraklasy walczyliśmy nawet nie jak równy z równym, a po prostu byliśmy wyraźnie lepsi. Faworyzowani gości ugięli się pod naszym naporem, nie mieliśmy problemu z utrzymywaniem gry na ich połowie, aż w 22. minucie Murilo po wznowieniu z rzutu wolnego dośrodkował na pole karne, Gonzalo wyskoczył ponad Kurtha i przedłużył piłkę, a Marco urwał się Sorokinowi i ładnym szczupakiem otworzył wynik spotkania. Kilka minut później Andreasen posłał wrzutkę z lewej strony, główkę Rosego sparował Ziegler, ponowne uderzenie w wykonaniu Franza raz jeszcze spotkało się z bramkarzem monachijczyków, ale w tym przypadku śpieszący z drugą dobitką Gonzalo podwyższył już na 2:0.

 

W 36. minucie znów dobrą robotę zrobił Gonzalo, bowiem to właśnie Argentyńczyk przerwał serię zagrań głową po wznowieniu od bramki, zgrywając piłkę do ziemi, Vink wypuścił Marco prawym skrzydłem, w polu karnym Brazylijczyka dogonił Kurth i wytrącił mu piłkę spod nóg, ale trafiła ona wprost do Andreasena, który wykorzystał prezent i pewnie podwyższył na 3:0 dla RWE. Na trybunach Georg-Melches-Stadion pewnie panowałyby głośne wiwaty, gdyby tylko były one wypełnione. Nadal bowiem kibice niezbyt chętnie garnęli wspierać nas w trakcie domowych spotkań, w porównaniu do Regionalligi znacząco obniżając loty.

 

Mimo wysokiego prowadzenia po pierwszych 45 minutach wcale nie czułem, że mecz jest wygrany i pamiętałem, że 1860 Monachium to klasowy zespół, który wściekle walczy o szybki powrót do elity. Najważniejszym było nie dopuścić do tego, by TSV złapało drugi oddech, ale pierwszy kwadrans drugiej połowy nie był dla nas pomyślny. Najpierw zaraz na początku rzut karny podarował nam co prawda Zeug po faulu na Andreasenie, ale Marco efektownie go zepsuł, uderzając wprost w Zieglera na środek bramki. Później zaś po godzinie gry fatalny błąd popełnił Rose, którego niecelne podanie do Cahilla postawiło Nagy'ego sam na sam z Kanté, co skończyło się golem nadziei dla Monachium.

 

Na szczęście ową nadzieję zarżnęliśmy już cztery minuty później, a zrobił to Marco, który nie dał się upilnować Flickowi i z zimną krwią wykorzystał fantastyczne dogranie Vinka, rehabilitując się za gafę z rzutem karnym. TSV 1860 wracało do Bawarii bezlitośnie ograne i ośmieszone, utrzymaliśmy się w czołówce, a ja po raz pierwszy zacząłem nieśmiało myśleć, że może jednak będzie nas stać na dobrą pozycję w tym sezonie, ale niczego nie mówiłem na głos i nie dawałem po sobie poznać.

19.11.2023, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 8004

2BL (13/34) Rot-Weiss Essen [3.] – TSV 1860 Monachium [2.] 4:1 (3:0)

 

22' Marco 1:0

29' Gonzalo 2:0

36' M. Andreasen 3:0

47' Marco (RWE) nw.rz.k.

60' M. Nagy 3:1

64' Marco 4:1

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 9 – Murilo ŻK 8, D.Cahill 8, M.Frank 8, S.Pugliese 8 – H.Vink 8, M.Rose 8 (81' R.Guyt 6), T.Franz 7 (70' Ch.Hoffmann 7), M.Andreasen 9 – Gonzalo 8 (65' A.Vecchi 6), Marco 10

 

GM: Marco (N, Rot-Weiss Essen) - 10

Odnośnik do komentarza

Pojawiły się pogłoski o moim rychłym przejściu do... FC Pasching, które wyśmiałem głośno i donośnie, dorzucając przy tym wymowne "FUJ!".

 

 

Rozbicie spadkowicza z ekstraklasy nie oznaczało, że byliśmy bez wad i że każda formacja zagrała po mistrzowsku. Wielokrotnie tydzień temu na prawej obronie Murilo w swoim stylu dawał się urywać rywalom, więc gdy tylko formę meczową odzyskał Delbaere, wrócił do wyjściowej jedenastki na wyjazdowe spotkanie z naszymi imiennikami Rot-Weiß Oberhausen, i oby już w niej pozostał na dłużej.

 

Nasz świetny występ przeciwko 1860 Monachium dawał nadzieję, że wracamy na prostą i w Oberhausen tym bardziej powinniśmy dać sobie radę, tymczasem czekała nas niemalże powtórka z niechlubnego remisu z Mainz. Główna różnica polegała na tym, że dziś piłka długo nie chciała wpaść do bramki wyłącznie z powodu naszej strzeleckiej impotencji, a nie okropnego pecha. No i zamiast "w ogóle" padło określenie "długo". Poza kilkoma groźnymi kontrami, gospodarze byli zmuszeni do bronienia się, gdyż regularnie rozbijaliśmy obóz na ich połowie, ale nasze uderzenia wędrowały najczęściej obok bramki, w czym przodował Andreasen strzelający ze skazanych na niepowodzenie pozycji, tak że w przerwie zabroniłem mu strzałów z dystansu.

 

W drugiej połowie obraz gry nie zmienił się ani o jotę, nadal psuliśmy akcje niecelnymi strzałami, czym z kolei zaczął podpadać mi Marco, aż w 66. minucie zdjąłem go z boiska, posyłając w bój Vecchiego. Była to prawie kluczowa zmiana, która prawie zadecydowała o losach spotkania. No właśnie, prawie, lecz o tym za chwilę. Na kwadrans przed końcem Rose zagrał w pole karne Oberhausen do Guyta, który obrócił się z Serticiem na plecach, oddał strzał, oczywiście w poprzeczkę, a piłka spadła Vecchiemu na woleja, w związku z czym Andrea potężnym strzałem nareszcie dał nam prowadzenie.

 

Ale nie dowieźliśmy go do końca. Zdawało się, że kontrolujemy sytuację, kiedy w 89. minucie Maul posłał niebotycznie dalekiego crossa zza linii środkowej, Cahill niczym urodzony sabotażysta wyszedł do przodu i przepuścił piłkę za siebie, a szczęśliwy z otrzymanego prezentu Muller tak jak Andrea pociągnął z woleja, pozbawiając nas zasłużonego zwycięstwa na spółkę z Davidem. Cahill już od jakiegoś czasu budził moje zastrzeżenia co do jego gry, a skoro dziś oddaliśmy przez niego cenne dwa punkty, oficjalnie stracił miejsce w wyjściowym składzie.

26.11.2023, Niederrheinstadion, Oberhausen, widzów: 9251

2BL (14/34) Rot-Weiß Oberhausen [12.] – Rot-Weiss Essen [3.] 1:1 (0:0)

 

76' A. Vecchi 0:1

89' A. Muller 1:1

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – M.Delbaere 7, D.Cahill 7, M.Frank 7, S.Pugliese 6 – H.Vink 7, M.Rose 8, T.Franz 7 (72' R.Guyt 7), M.Andreasen 8 – Gonzalo 7 (83' M.Block 6), Marco 7 (66' A.Vecchi 7)

 

GM: Markus Rose (P Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

Odnośnik do komentarza

Listopad 2023

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-2-0, 5:2

2.Bundesliga: 2. [-2 pkt do Hansy, +0 pkt nad Freiburgiem]
DFB-Pokal: –

Finanse: -2,83 mln euro (-363 tys. euro)

Gole: Gonzalo (13)

Asysty: Mikkel Andreasen i Marco (po 5)

 

Bilans (Polska): 2-0-0, 4:1

Eliminacje ME 2024: 3:1 i 1:0 w barażu z Bośnią i Hercegowiną; awans

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester City [+6 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+7 pkt]

Francja: PSG [+0 pkt]

Hiszpania: Betis Sewilla [+6 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+6 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+3 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [M]

Szwajcaria: FC Basel [+9 pkt]

Włochy: Lazio Rzym [+4 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, gr. E, 1:4 na wyjeździe z Herthą i 0:2 na wyjeździe z Liverpoolem; out

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

- 11.11, eliminacje ME 2024 - baraż, Bośnia i Hercegowina - Polska, 0:1

- 15.11, eliminacje ME 2024 - baraż, Polska - Bośnia i Hercegowina, 3:1

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1325], 2. Brazylia [1300], 3. Włochy [1217]

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...