Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

14 godzin temu, Ralf napisał:

Czołówka Ekstraklasy: 1. Wisła Kraków, 2. Amica Wronki, 3. Radomiak Radom;
Spadek do I ligi: 14. Górnik Zabrze, 15. Cracovia, 16. Zagłębie Lubin;
Awans do Ekstraklasy: 1. Lech Poznań, 2. GKS Bełchatów, 3. Zagłębie Sosnowiec;

Hmmm ^^

Odnośnik do komentarza

Jak się okazało po naszym przylocie, w kraju na dobre trwał prawdziwy kult reprezentacji, w hali przylotów zostaliśmy przywitani owacjami jak na niejednym koncercie rockowym, a zgromadzony tłum nie mógł się zdecydować, czyje nazwiska skandować, bo w Kanadzie nie zawiódł nikt. Wprawdzie taki Tomek Adamczyk, który tradycyjnie na imprezę pojechał bez formy, nie odegrał istotnej roli w Mistrzostwach Świata, ale tuszowała to rewelacyjna dyspozycja jego kolegów. Nieco odmłodzony skład reprezentacji spisał się na medal, złoty medal, a mundialowy chrzest bojowy celująco przeszli Tomek Wilk, Grzesiek Dudek, Robert Koźmiński i Tomek Rogalski, natomiast starsi metryką, ale młodzi stażem Paweł Piętka i kapitan Zbyszek Lewandowski z dnia na dzień stali się jednymi z gwiazd Biało-czerwonych. Nic więc dziwnego, że powróciwszy do Polski, do starego, swojskiego klimatu ojczyzny, brylowałem po salonach z wielkim zadowoleniem.

 

Z tym samym zadowoleniem bawił na emeryturze 73-letni Michał Listkiewicz, będący dotąd ostatnim prezesem PZPN, który mianował na stanowisko selekcjonera drużyny narodowej, a także miał już pozostać tym, który zatrudnił Mr. Ralfa, co później miało otworzyć tej drużynie drogę na absolutny szczyt.

 

W nocy ze środy na czwartek ja i Moriente wylądowaliśmy w końcu w Pireusie, gdzie wynajętym na dwa dni w pobliskiej wypożyczalni samochodem przyjechał po nas Olek Wasoski. Na nasz widok w terminalu nie posiadał się z radości, ale też doskonale widocznej ulgi.

 

– Meister, nareszcie – powiedział podchodząc, by uścisnąć nas na przywitanie.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W tym roku mogłem zapomnieć o jakimkolwiek urlopie. Pod dojechaniu na miejsce zakwaterowania, w którym RWE przebywało od wtorku, poszliśmy od razu spać, bo padałem już z nóg, ale następnego dnia od samego rana czekało mnie mnóstwo roboty, która nawarstwiła mi się z powodu coraz bardziej przedłużającego się pobytu w Kanadzie. Za swój pierwszy obowiązek uznałem przywitanie drużyny i w szczególności nowych zawodników, którzy pierwszy raz mieli zobaczyć mnie na własne oczy i uścisnąć ze mną ręce.

 

W lipcowej sesji transferowej dołączyło do nas aż jedenastu nowych piłkarzy, z czego tylko trzech trafiło do zespołu rezerw, gdzie mieli szkolić się przez najbliższe 3-4 lata pod okiem Olka Wasoskiego, a byli to sprowadzeni na prawie Bosmana Alessandro Gatti (18 l., DP, Włochy) z Treviso i Płamen Pietrow (19 l., DP, Bułgaria) z Unionu Berlin, a także kupiony za 9000€ z Wattenschied Manuel Moritz (17 l., O LŚ, DP, Niemcy). 

 

Pozostali zawodnicy zasilili pierwszy zespół i mieli w zamyśle rozwiązać moje ostatnie problemy ze składem. Zająłem się wzmocnieniami wszystkich formacji, co wyszło mi tak, że najwięcej zawodników miało papiery zarówno na skrzydło, jak i do ataku, a i obrońców w moich ruchach transferowych nie zabrakło, gdyż od dłuższego czasu nieodmiennie była to najsłabsza formacja RWE. Tak oto dumnymi reprezentantami Rot-Weiss Essen stali się sprowadzeni za darmo Reginaldo (27 l., O PL, Brazylia) z St. Etienne, brązowy medalista z Kanady Zeljko Mihajlović (30 l., N, Serbia; 43/11) z Crvenej Zvezdy, Adriano (30 l., OP PŚ, N Ś, Brazylia) z Olympique Marsylii, Zdenek Machaček (29 l., OP LŚ, N Ś, Czechy; 61/10) z Eintrachtu Brunszwik, Daniele Corradini (24 l., N, Włochy; U-19) z AS Roma oraz obrońca André Betz (25 l., O Ś, Niemcy; 5/0 U-21) z TSV Monachium. Spore nadzieje wiązałem też z kupionymi za 2 000 000€ doświadczonym obrońcą Perugii Diego Salerno (31 l., O Ś, Włochy) i sprowadzonym za 3 600 000€ z Deportivo napastniku Denílsonie (26 l., N, Brazylia; U-23). Co ważne, dwóch z naszych trzech Brazylijczyków miało też obywatelstwa UE – Adriano francuskie, a Denílson hiszpańskie.

 

Z klubu póki co udało mi się pozbyć tylko jednego zawodnika, którym był Aleksandr Wierbicki, sprzedany za 1 600 000€ do angielskiego Wolves, gdzie ostatecznie przeszedł po otrzymaniu pozwolenia na pracę przez brytyjski urząd. Na prawie Bosmana do TSV Monachium odszedł Klaus Walter, jeden z naszych najlepszych strzelców ubiegłego sezonu, ale i zarazem zawodnikiem strasznie chimerycznym, co sprawiało, że nieszczególnie po nim płakaliśmy. Pozostali zawodnicy, Krzysztof Brzeziński, Mark Hofstede, Stefan Walther, Andreas Wessels i zasłużony dla klubu Andreas Kern odeszli na wolny transfer po wygaśnięciu umów.

 

Kiedy już powitałem nowych zawodników, a reszta drużyny skończyła gratulować mi sukcesu z Kanady, zagoniłem wszystkich czym prędzej do zajęć, by potrenowali trochę pod czujnym okiem trzykrotnego mistrza świata.

Odnośnik do komentarza

Wieczorem rozegrać mieliśmy ostatni sparing greckiej części przygotowań, w ramach którego mierzyliśmy się z mistrzem Grecji Olympiakosem Pireus. Jako że potrzebowałem szybko rozeznać się w sytuacji, w wyjściowej jedenastce wystawiłem większość nowych zawodników, bym mógł ocenić, na co może ich być stać.

 

Jednakże to, co zobaczyłem na boisku, przeraziło mnie bardziej, niż huraganowe ataki Niemców w pierwszej połowie finałowej batalii sprzed kilku dni. Na boisku zobaczyłem Rot-Weiss Essen całkowicie nieprzygotowane do nadchodzącego wielkimi krokami sezonu, bo o ile konstruowanie akcji poprzez wszystkie formacje wychodziło nam dobrze, o tyle skuteczność w naszym zespole nie istniała, i mówię to całkowicie dosłownie. Miałem wrażenie, jakby moi podopieczni przez wakacje stracili czucie w nogach, bo grubo ponad 3/4 naszych strzałów wędrowało niemalże na aut, zaś te nieliczne celne trafiały precyzyjnie w bramkarza Olympiakosu. 

 

Już po pierwszej połowie wiedziałem, że bezbramkowy remis jest odgórnym przeznaczeniem tego sparingu, i nie pomyliłem się, a katastrofalna nieskuteczność z pewnością miała kosztować nas wiele straconych punktów na początku sezonu. Jednakże nie zamierzałem mieć pretensji do Olka Wasoskiego, gdyż wiedziałem, że pod moją nieobecność robił, co mógł.

 

Cytat

16.07.2026, Georgios Karaiskakis, Pireus, widzów: 2251

TOW Olympiakos Pireus [GRE] – Rot-Weiss Essen [GER] 0:0

 

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Wracając z upalnej Grecji wylądowaliśmy w jeszcze bardziej upalnych Włoszech, gdzie czekał nas ostatni już letni sprawdzian, mecz towarzyski przeciwko Lecce. Ponownie skupiłem się przede wszystkim na ogrywaniu nowych zawodników, gdyż nie przyszli na Georg-Melches-Stadion siedzieć na ławce, tylko wzmocnić drużynę. Tym razem jednak przechadzałem się wzdłuż linii bocznej całkowicie zrelaksowany, ponieważ zagraliśmy dużo lepiej i skuteczniej, niż z Olympiakosem. Wreszcie obudził się nasz nowy nabytek, z kolei moją uwagę ściągnął na siebie grający na lewej obronie Reginaldo, który bezmyślnym faulem w polu karnym sprezentował gospodarzom honorowego gola. Po meczu delikatnie, na spokojnie wytłumaczyłem mu, że nie chcę słyszeć o takich numerach w trakcie sezonu.

 

Cytat

20.07.2026, Stadio Via del Mare, Lecce, widzów: 2375

TOW Lecce [ITA] – Rot-Weiss Essen [GER] 1:4 (1:2)

 

5' D. Wolf 0:1

33' Andrade 0:2

45' M. Miranda 1:2 rz.k.

66' D. Wolf 1:3

73' Z. Mihajlović (RWE) nw.rz.k.

82' Z. Mihajlović 1:4

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Trzeba kiedyś wrócić, co nie? ;)

 

-----------------------------------------------------

 

– Kto to wrócił do klubu? – powitał mnie uśmiechnięty prezes Hempelmann w drzwiach, gdy tylko wróciliśmy z wojaży, a ja zjawiłem się w Essen po raz pierwszy od maja.

 

– Trzeba kiedyś wrócić, co nie? – odpowiedziałem i dałem mu się uścisnąć na przywitanie.

 

– Gratuluję tytułu. Doprawdy znakomicie mieć w klubie takiego fachowca, o którym mówi cały świat. Ale w finale to mogliście dać nam choć trochę fory...

 

Zaśmiałem się częściowo z uprzejmości, a częściowo szczerze, bo choć taki tekst z ust poważnego jak zawał Niemca mógł uchodzić za wyszukany żart, to jednak Niemiec żałujący, że Polacy nie dali jego drużynie narodowej fory brzmiał jak jak zaszczytny komplement. Dziesięć minut później wszedłem już do swojego gabinetu, który po tak długiej nieobecności wydawał mi się zupełnie inny, niż wtedy, gdy po sezonie opuszczałem go, wyjeżdżając na zgrupowanie. Ale zanim zanurkowałem w papierach, których na biurku uzbierało mi się całe mnóstwo, podreptałem na drugi koniec pomieszczenia, by otworzyć okno, bo od tego lipcowego zaduchu aż zapierało mi dech w piersiach.

 

Gdy chwilę posiedziałem i trochę odetchnąłem, zabrałem się szybko za składanie podpisów pod kontraktami, gdyż nie było dużo czasu – za cztery dni czekało nas spotkanie z VfB Stuttgart w nowym pucharze, do jakiego zostaliśmy zakwalifikowani, a więc Liga-Pokal.

Odnośnik do komentarza
10 minut temu, Ralf napisał:

Trzeba kiedyś wrócić, co nie? ;)

 

-----------------------------------------------------

 

– Kto to wrócił do klubu? – powitał mnie uśmiechnięty prezes Hempelmann w drzwiach, gdy tylko wróciliśmy z wojaży, a ja zjawiłem się w Essen po raz pierwszy od maja.

 

Trzeba kiedyś wrócić, co nie? – odpowiedziałem i dałem mu się uścisnąć na przywitanie.

Zgłaszam usera za spoilery :keke:

Odnośnik do komentarza

I myk, dzwonimy do płokułatuły :cool1:

 

---------------------------------------------------------------

 

Sezon 2026/2027 inaugurowaliśmy oficjalnie Pucharem Ligi, który stanowił doskonałą okazję do ostatecznego poddania wzmocnionego RWE próbie ognia, gdyż większych korzyści z ewentualnego zwycięstwa w tym pucharze, poza pieniędzmi i możliwością pochwalenia się trofeum w klubowej gablocie, nie było. Do Hanoweru, gdzie mierzyć mieliśmy się z czwartym w poprzednim sezonie VfB Stuttgart, zabrałem wyraźnie zmodyfikowany skład, w którym gołym okiem można było zobaczyć, z których formacji przed wakacjami (których nie miałem) byłem zadowolony, a które wymagały wzmocnień.

 

Na AWD-Arena do zdobycia pierwszego gola nowego sezonu potrzebowaliśmy zaledwie dwóch minut; debiutujący na środku obrony Diego Salerno wybił piłkę lewą flanką, tam Daniel Wolf dopadł jej przed Rocchim i po krótkim rajdzie wpadł w pole karne, gdzie wystawił futbolówkę niepilnowanemu Thomasowi Franzowi, który zrobił z nią to, co do niego należało. Początek był bardzo obiecujący, ale nie mogliśmy po nim zakładać, że teraz będzie z górki, co szybko udowodnił nam Markus Rose, który dwiema podobnymi stratami w przeciągu trzech minut omal nie podarował rywalom dwóch bramek po kontratakach; nasz kapitan zdecydowanie nie mógł zaliczyć tej fazy spotkania do udanej. Podopieczni Torstena Fringsa również, bo mimo kilku groźnych akcji nie potrafili znaleźć sposobu na Olivieriego, który po serii sparingów wydawał się już optymalnie rozruszany.

 

Po pierwszej połowie wiedziałem, że stać nas na więcej, więc w przerwie zażądałem dokładniejszej gry pod polem karnym Stuttgartu, a Daniele Corradini zmieniający nie potrafiącego wstrzelić się w bramkę Daniela Wolfa miał uzdrowić naszą skuteczność. Po kwadransie zebraliśmy słodkie owoce moich decyzji, choć to nie do końca Corradini okazał się katem VfB. W 59. minucie Włoch otrzymał dobre podanie od Salerno, podał między Schumacherem i Kowalczukiem na dobieg do Mihajlovicia, a brązowy medalista ostatniego mundialu w sytuacji sam na sam zdobył swojego pierwszego gola w barwach RWE. Chwilę później dorzucił zresztą drugiego po bardzo zagmatwanej, ale i ciekawie przebiegającej akcji; defensywa Stuttgartu dwukrotnie odbierała nam piłkę przy ataku pozycyjnym, aż wreszcie Gerlach nieudolnie wycofał ją do tyłu, Mihajlović zdążył do futbolówki przed Kowalczukiem i huknął potężnie w słupek, po czym piłka wróciła do niego, a przy drugiej próbie Serb pokonał już zdezorientowanego bramkarza rywali. Miejsce w półfinale, warte 575 000€, było nasze, a pierwszy mecz sezonu zaczęliśmy od zaskakująco łatwego zwycięstwa nad jednym z lepszych klubów Bundesligi.

 

W naszym zespole zadebiutowało w tym spotkaniu aż siedmiu nowych zawodników Rot-Weiss Essen, nic więc dziwnego, że na konferencji dziennikarze byli zachwyceni ich postawą i zasypali mnie prawdziwym gradem pytań na ich temat. Do postawy nikogo nie mogłem mieć żadnych zastrzeżeń, więc szczerze pochwaliłem wszystkich za imponujący początek przygody z RWE; z nowych twarzy w gromadzie wyłamał się jeden tylko Mihajlović, którego moje pochwały nieco speszyły. Nie zamierzałem się tym jednak przejmować, bo w razie czego chętnych do gry w ataku miałem pod dostatkiem.

 

Cytat

25.07.2026, AWD-Arena, Hanower, widzów: 29 827

LP ĆwF VfB Stuttgart – Rot-Weiss Essen 0:3 (0:1)

 

2' T. Franz 0:1

59' Z. Mihajlović 0:2

62' Z. Mihajlović 0:3

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – A.Albrechtsen 8, L.Hofmann 9, D.Salerno 8, Reginaldo 8 – L.Hildebrandt 8 (67' Adriano 7), T.Franz 7, M.Rose 8, Z.Machaček 8 – Z.Mihajlović 8 (76' Denílson 7), D.Wolf 7 (46' D.Corradini 7)

 

GM: Lars Hofmann (O Ś, Rot-Weiss Essen) - 9

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W półfinałach Liga-Pokal do akcji wkroczyli mistrz i wicemistrz Niemiec, a nam oczywiście przypadł w udziale mecz z mistrzem, czyli HSV, i to jeszcze w Hamburgu. Na Bayern Monachium nie trafiliśmy tylko dlatego, że Bawarczycy nie brali udziału w Pucharze Ligi. Tymczasem w pierwszym półfinale Werder Brema pewnie pokonał Schalke 3:1, a mnie jakiś dziennikarz zapytał o niejakiego Gabriele Marchesiego, pomocnika HSV, który jego zdaniem miał być największym niebezpieczeństwem dla naszej drużyny. Umniejszyłem te słowa, gdyż pierwsze o Marchesim słyszałem, ale gdybym wiedział, jaki efekt wywoła to w naszej szatni, albo odpowiedziałbym wymijająco, albo całkowicie zignorował pytanie...

 

Nie zmieniałem niczego w składzie, którym pokonaliśmy Stuttgart, ale okazało się, że żadne drobne zmiany najpewniej nic by nie dały. Moi piłkarze wyszli na boisko najzwyczajniej w świecie przerażeni, co było widać właściwie od pierwszej do ostatniej minuty, wskutek czego zawodnicy gospodarzy mieli mocno ułatwione zadanie. Działo się tak, ponieważ na boisku nie zbliżaliśmy się do rywali na odległość mniejszą niż metr, zupełnie jakby ci biegali po murawie z piłami łańcuchowymi, w efekcie czego piłki latały luzem między nimi pod naszym polem karnym, wszystkie górne zagrania zgarniali zawodnicy HSV, z kolei moi podopieczni widząc rywala czekającego, aż dotrze do niego długa piłka, nawet nie decydowali się do niego podejść.

 

Mimo to w 37. minucie sprawy przybrały niespodziewany obrót, kiedy Mihajlović wreszcie wyskoczył do główki z Vidą Manguito, od razu wygrywając pojedynek, a piłka wylądowała za linią obrony, gdzie dopadł jej Wolf, uciekł Kunertowi i eleganckim strzałem na dalszy słupek dał nam prowadzenie. Prowadzenie całkowicie wbrew temu, co działo się na boisku, ale tylko na chwilę, bo zaledwie cztery minuty później BarthKunert i Witt wymienili całą serię podań, nieatakowani przez moich przerażonych zawodników, którą wyrównującym na 1:1 strzałem zza pola karnego zakończył Witt.

 

Przez 15 minut nie byłem w stanie potrząsnąć drużyną, byśmy zaczęli w końcu grać jak mężczyźni, więc w 51. minucie swoją cegiełkę dołożył Olivieri, który swoim bezmyślnym wyjściem z bramki do centry Bartha pozwolił Fuhrmannowi zdobyć jednego z najłatwiejszych goli w karierze. Tym samym HSV mogło się cieszyć z miejsca w finale, gdyż z taką mentalnością nie mieliśmy prawa nic więcej zdziałać. Nie rozczarował mnie wynik, nie rozczarował mnie przegrany półfinał, nie rozczarował mnie koniec szans na trofeum. Rozczarowało mnie to, że moi zawodnicy przez pełne 90 minut byli po prostu zesrani i bali się rywali niczym dżumy. I właśnie to zadecydowało o wyniku spotkania, które przy pewniejszej, odważniejszej grze byłoby do wygrania.

 

Cytat

29.07.2026, AOL-Arena, Hamburg, widzów: 52 966

LP PłF HSV Hamburg – Rot-Weiss Essen 2:1 (1:1)

 

37' D. Wolf 0:1

41' M. Witt 1:1

51' B. Fuhrmann 2:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 6 – A.Albrechtsen 6, L.Hofmann 7, D.Salerno 7, Reginaldo 7 – L.Hildebrandt 6 (52' Adriano 6), T.Franz (52' M.Andreasen 6), M.Rose 7, Z.Machaček 7 – Z.Mihajlović 7, D.Wolf 7 (70' D.Corradini 6)

GM: Marco Witt (OP Ś, HSV Hamburg) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Futbol klubowy zaczynał powoli budzić się do życia po mundialowo-wakacyjnym zastoju. W najlepsze trwała twarda walka w eliminacjach do europejskich pucharów, w których w tym sezonie mieliśmy brać udział. W Lidze Mistrzów, która interesowała mnie najbardziej, byliśmy wśród zespołów rozstawionych w trzeciej rundzie eliminacji, a w trakcie losowania zostaliśmy skojarzeni ze zwycięzcą pary Dinamo Tbilisi - Anderlecht Bruksela, i w ciągu najbliższych kilku dni miało się rozstrzygnąć, z którym z tych zespołów będziemy walczyć o fazę grupową Champions League. Moją pierwszą od sześciu lat.

 

 

Lipiec 2026

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-0-1, 4:2

Bundesliga: –

Liga Mistrzów: 3. runda eliminacyjna (vs. Dinamo Tbilisi lub Anderlecht)
DFB-Pokal: –

Liga-Pokal: ćwierćfinał, 3:0 ze Stuttgartem; avans, półfinał, 1:2 z HSV; out

Finanse: 15,05 mln euro (+486 tys. euro)

Gole: Zeljko Mihajlović (2)

Asysty: Daniele Corradini, Zeljko Mihajlović i Daniel Wolf (po 1)

 

Bilans (Polska): 3-0-0, 5:2

Mistrzostwa Świata 2026: Grupa C, 1. miejsce [5:0 ze Szwecją, 1:0 z Kolumbią, 5:1 z Australią]; awans, 1/8 finału, 4:1 ze Słowenią; awans, ćwierćfinał, 2:1 z Francją; awans, półfinał, 2:1 z Hiszpanią; awans, finał, 1:0 z Niemcami

Eliminacje ME 2028: Grupa dziewiąta, vs. Liechtenstein, Szkocja, Czechy i Łotwa

Ranking FIFA: 1. [+3]

 

 

Ligi:

 

Anglia: –

Austria: Wacker Tirol [+0 pkt]

Francja: Lille [+0 pkt]

Hiszpania: –

Niemcy: –

Polska: Korona Kielce [+0 pkt]

Rosja: Lokomotiw Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: Neuchâtel Xamax [+2 pkt]

Włochy: –

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, 2. runda eliminacyjna, –:– i 3:0 z FH

 

Puchar UEFA:

- Amica Wronki, 2. runda kwalifikacyjna, vs. FC Zurych

- Radomiak Radom, 2. runda kwalifikacyjna, vs. FC Basel

- Wisła Płock, 2. runda kwalifikacyjna, vs. FC Kopenhaga

 

Reprezentacja Polski:

- 03.07, MŚ 2026, ćwierćfinał, Francja - Polska, 1:2

- 08.07, MŚ 2026, półfinał, Polska - Hiszpania, 2:1

- 12.07, MŚ 2026, finał, Niemcy - Polska, 0:1

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1264], 2. Brazylia [1246], 3. Anglia [1187]

Odnośnik do komentarza

W klubie miałem bardzo wszechstronnych współpracowników, gdyż 3 sierpnia okazało się, że pełnią oni również funkcję mojego osobistego kalendarza. Pamiętali o moich 51. urodzinach dużo lepiej ode mnie, więc udało im się w stu procentach mnie zaskoczyć, gdy rano zjawiłem się w klubie, a za drzwiami czekał komitet powitalny, racząc mnie gromkim: "Herzlichen Glückwunsch zum Geburtstag!"

 

Nie była to dla mnie jedyna niespodzianka, gdyż dotarła do mnie wiadomość, że Thomas Bode, mój dawny podopieczny z czasów VfL Osnabrück, po zakończeniu kariery piłkarskiej w wieku 35 lat poszedł w moje ślady i zajął się menedżerką, otrzymując posadę w Wuppertalu. Niezwłocznie skorzystałem z okazji, by pogratulować Thomasowi i życzyć szczęścia w nowym fachu.

 

W rewanżowych spotkaniach 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów Wisła Kraków spokojnie wygrała przy Reymonta z FH 1:0 i pewnie awansowała do kolejnej fazy. Ten sam wynik osiągnął Anderlecht, który wyeliminował Dinamo Tbilisi, zatem już 12 sierpnia mieliśmy zjawić się w Brukseli, gdzie czekał nas początek walki o fazę grupową.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Tuż przed inauguracją Bundesligi bukmacherzy ogłosili swoje typy w walce o mistrzostwo Niemiec. Ich zdaniem największe szanse na triumf w tym sezonie miały mieć Werder Brema oraz Stuttgart, który już raz pokonaliśmy, Schalke 04, Wolfsburg i Bayern Monachium. Dla nas przewidziano kurs 40-1, czyli dokładnie taki sam, jak na Wolfsburg i Bayern, co jednoznacznie dowodziło, że nie byliśmy już uznawani za słabeuszy i powoli zaczynano się z nami poważnie liczyć.

 

A skoro tak, to dwa dni przed startem ligi urazu grzbietu niezwłocznie doznał Reginaldo, co oznaczało, że przy nadal niewyleczonej kontuzji Gruszki do rozpoczęcia zmagań mieliśmy przystępować bez nominalnego lewego obrońcy. Jakby tego było mało, z urazem łokcia odpadł też Albrechtsen. Cudownie.

 

 

 

A sezon 2026/2027 Bundesligi zaczynaliśmy domowym starciem z Herthą Berlin, a więc tegorocznym beniaminkiem, który wrócił do ekstraklasy po rocznej banicji. Uznałem, że najlepszym na tę chwilę pomysłem na załatanie dziury na lewej obronie będzie wystawienie Andrade, nominalnego lewoskrzydłowego i środkowego pomocnika, którego przez całą odprawę uczulałem, by nie zapominał, że w tym spotkaniu będzie pełnił rolę obrońcy, nie skrzydłowego. Na prawą obronę cofnąłem z kolei Larsa Hildebrandta, którego na skrzydle zastąpił Hans Vink.

 

Po wyjściu z tunelu ucieszyłem się, gdy ujrzałem pełne trybuny Georg-Melches-Stadion, gdyż dotąd frekwencja na naszych spotkaniach raczej dolnej części pleców nie urywała. Pomachałem kibicom, obracając się wokół własnej osi, na co odpowiedział mi aplauz – w końcu oglądali na własne oczy jedynego trzykrotnego mistrza świata w historii, który macha do nich z murawy.

 

Herthy oczywiście nie zamierzaliśmy lekceważyć, gdyż sam fakt, że cały poprzedni sezon spędziła w 2.Bundeslidze, nic tak naprawdę nie oznaczał. I słusznie postąpiliśmy, gdyż stołeczni zaczęli z dużym animuszem i nie mogliśmy pozwolić sobie na momenty rozprężenia. Jednakże to my byliśmy trzecią drużyną Niemiec, więc gdy w 20. minucie rywale popełnili poważny błąd, momentalnie ich skarciliśmy – Dreyer wznawiał grę przed własnym polem karnym, podał krótko do Schröera, a ten zagrał prosto pod nogi Daniela Wolfa, który natychmiastowym strzałem bez przyjęcia z 50 metrów przerzucił Dreyera, który nie zdążył nawet wrócić do bramki, i objęliśmy prowadzenie! Pierwszy ligowy gol tego sezonu mieliśmy więc za sobą i należało poszukać od razu drugiego. Udało się go znaleźć kwadrans później, kiedy Hildebrandt przerzucił piłkę na lewe skrzydło, skąd Machaček zgrał ją przed pole karne, a Thomas Franz bombą w okienko podwyższył na 2:0.

 

Nie chciałem, by Hertha jakimś przypadkowym golem zmobilizowała się do odrabiania strat, więc w szatni nawoływałem do jeszcze bardziej zdecydowanej gry. Niestety druga połowa wyglądała już dużo gorzej, a jej początek był wręcz tragiczny, gdyż tuż po wznowieniu gry swój pierwszy tragiczny błąd w barwach RWE popełnił Diego Salerno, po którego stracie i opuszczeniu swojej pozycji kontaktowego gola zdobył Paolucci. Zgodnie z moimi obawami o przypadkowego gola berlińczycy zaczęli nas ostro gnieść, a wyrównanie wisiało w powietrzu i śmierdziało gorzej, niż tysiąc skunksów razem wziętych. Całe szczęście, że na kwadrans przed końcem rezerwowy Adriano posłał płaskiego crossa na pole karne, a Anselmo nie trafił w piłkę, dzięki czemu Daniel Wolf przywrócił nam dwubramkową przewagę.

 

Bramka Daniela była o tyle bezcenna, że już pięć minut później znowu nawaliła nasza obrona, której niefrasobliwość i seria błędów skończyły się gładkim lobem Kunerta ponad bezradnym Olivierim. Cóż, byłem zadowolony z samego faktu zwycięstwa na inaugurację, ale już za drugą połowę moja drużyna otrzymała pałę, a złą wiadomością był nie tylko uraz Corradiniego, ale i to, że póki co nadal nie mieliśmy obrony. Nad głową Hofmanna, który przyłożył rękę do drugiego straconego gola, zbierały się czarne chmury, gdyż tego typu numery stanowiły jego specjalność, a w przypadku Salerno miałem nadzieję, że dopiero zaaklimatyzuje się w zespole i pokaże, na co go stać.

 

Cytat

08.08.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 24 797

BL (1/34) Rot-Weiss Essen [–] – Hertha Berlin [–] 3:2 (2:0)

 

20' D. Wolf 1:0

35' T. Franz 2:0

46' C. Paolucci 2:1

75' D. Wolf 3:1

80' P. Kunert 3:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 7, L.Hofmann 8, D.Salerno 8, Andrade 6 (81' M.Andreasen 6) – H.Vink 8 (73' Adriano 7), T.Franz 8, M.Rose 7, Z.Machaček 8 – Z.Mihajlović 7 (73' D.Corradini 7), D.Wolf 8

 

GM: Carlo Paolucci (N, Hertha Berlin) - 9

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

12 sierpnia nadeszła ważna chwila – nasz debiut w europejskich pucharach. Do Brukseli odlecieliśmy z nieznacznie zmienionym składem, ponieważ niezgłoszonego przeze mnie do tej fazy rozgrywek Adnrade na lewej obronie zastąpiłem Mikkelem Andreasenem. Anderlecht uznawany był przez ekspertów faworytem spotkania, ale ja wiedziałem, że Europa rządzi się swoimi prawami, toteż już w szatni, powtarzając raz jeszcze z zespołem nasz plan, wiedziałem, że stać nas na dobry wynik.

 

Boisko błyskawicznie potwierdziło, że eksperci sugerujący zwycięstwo Anderlechtu w tej konfrontacji powinni zająć się komentowaniem snookera, a nie piłki nożnej. Rozegraliśmy bardzo mądre zawody, najpierw daliśmy się wyszumieć Belgom, a później ruszyliśmy do ataku i bezlitośnie wykorzystaliśmy wszystkie błędy gospodarzy. Po niespełna kwadransie miałem deja vu ze spotkania z Herthą, ponieważ Dias naciskany przez Vinka wycofał na oślep piłkę przed pole karne, a tam Wolf zdążył do niej przed Fernández Pérezem i najpierw strącił sobie głową na 20. metr, a potem dobiegł, zanim wrócił bramkarz rywali, i wklepał do pustej bramki. W 19. minucie z kolei Mihajlović zabrał futbolówkę Moreirze pod linią boczną, podał w pole karne, a tam Tosi wygarnął ją Franzowi wprost pod nogi Wolfa, który swoim drugim trafieniem podwyższył na 2:0.

 

Anderlecht oczywiście nie stał z założonymi rękami, dając nam się klepać. Po dwóch zadanych ciosach Belgowie szukali odpowiedzi, a Olivieri po półgodzinie gry miał okazję błysnąć klasowymi interwencjami przy mocnych strzałach Baerta i De Smeta. Dwie groźne akcje rywali skończyły się tym, że w końcu wpakowaliśmy im trzecią bramkę, kiedy w doliczonym czasie Fernández Pérez wyszedł na czterdziesty metr do bezpańskiej piłki, a po jej wybiciu Vink wyskoczył wyżej od Diasa dogrywając do Mihajlovicia, który z pięćdziesięciu metrów po nodze Fernando odesłał ją do pustej bramki. Po przerwie spokojnie pilnowaliśmy zatem wyniku, który oznaczał, że kwestia awansu do fazy grupowej była już praktycznie rozstrzygnięta, a wizyta w Belgii okazała się nad wyraz ekscytująca.

 

Cytat

12.08.2026, Stade Costant Vanden Stock, Bruksela, widzów: 24 699; TV

LM 3R Kw (1/2) Anderlecht Bruksela [BEL] – Rot-Weiss Essen [GER] 0:3 (0:3)

 

12' D. Wolf 0:1

19' D. Wolf 0:2

45+1' Z. Mihajlović 0:3

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – L.Hildebrandt 8, L.Hofmann 8, D.Salerno 8, M.Andreasen 8 – H.Vink 8 (64' Adriano 7), T.Franz 8, M.Rose 8, Z.Machaček ŻK 7 (73' S.Franz 6) – Z.Mihajlović ŻK 8, D.Wolf 8 (68' M.Topolski 7)

 

GM: Lars Hofmann (O Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Wisła Kraków nie zaczęła rywalizacji równie udanie, przegrywając w chorwackim Splicie z miejscowym Hajdukiem 0:2.

Odnośnik do komentarza

Tuż po powrocie z Brukseli czekał nas tym razem ciężki mecz na szczycie, o ile można było tak mówić w drugiej kolejce, wyjazdowe spotkanie z Werderem Brema. Oczywiście znów nie było nam dane zagrać tym samym składem, ponieważ w meczu z Anderlechtem urazu kostki doznał Vink, którego zastąpił grający pierwszy raz w wyjściowym składzie Adriano. Wychodząc na płytę Weserstadion Jürgen Klinsmann zdobył się nawet na podanie mi ręki, choć zrobił to dość powściągliwie i szybko umknął pod boks gospodarzy. Nie wiedziałem jeszcze, że za 90 minut kolega po fachu praktycznie rozpłynie się w powietrzu, znikając niezauważony przez nikogo.

 

Jeżeli ktoś szukał definicji pojęcia "mecz walki", powinien był przyjść tej soboty na Weserstadion, gdzie dwudziestu dwóch zawodników, jedenastu w zielono-białych i jedenastu w biało-czerwonych trykotach ilustrowało ją na żywo, a dwudziesty trzeci, biegający w czarnym stroju, szastał żółtymi kartkami. Tym razem wszak obrywało się zawodnikom Werderu, którzy faulowali jak najęci, próbując w ten sposób uzyskać niewielką przewagę. Prawda była bowiem taka, że od pierwszego gwizdka szliśmy łeb w łeb, odpowiadaliśmy akcją na akcję, z naszej strony prosto w Donato strzelał Mihajlović, a z drugiej koszmarne kiksy i bomby w trybuny posyłał słabiutki dziś Markus Feichtinger.

 

Po przerwie nadal toczyła się ciężka bitwa, a mnie powoli zaczynał irytować Mihajlović, który marnował tak bajeczne sytuacje, że aż mózg w poprzek staje. Nikogo nie zdziwiło więc, gdy wreszcie nie wytrzymałem i  po kolejnej zmarnowanej setce zdjąłem Serba, za którego wszedł Marek Topolski. Po raz kolejny okazałem się mistrzem zmian.

 

Układałem już sobie w głowie tekst na pomeczową konferencję, którym zamierzałem skomentować rozczarowujący z powodu zmarnowanych stuprocentowych sytuacji bezbramkowy remis, kiedy w 82. minucie niespodziewanie zepchnęliśmy Werder do głębokiej defensywy, Seba Franz dośrodkował z lewej strony, Topolski niecelnie strzelił głową, ale Denílson zdołał zatrzymać piłkę na linii końcowej i odegrać z powrotem do Marka, który tym razem już się nie pomylił! Goool! Pięć minut później wspaniałym odbiorem popisał się Hildebrandt, który wygarnął piłkę Hempelowi i zagrał na dobieg do Denílsona, który uciekł Rouquette, wymanewrował Donato i rozstrzygnął losy pojedynku! Dowiezienie zwycięstwa było już tylko formalnością, a wszystko to mimo faktu, że w doliczonym czasie drugą żółtą kartkę obejrzał Andreasen, a sędzia Hornig złośliwie przeciągał mecz ponad minutę dłużej, niż doliczył. Póki co początek sezonu zaczynał układać się obiecująco.

 

Cytat

15.08.2026, Weserstadion, Brema, widzów: 42 463

BL (2/34) Werder Brema [1.] – Rot-Weiss Essen [2.] 0:2 (0:0)

 

82' M. Topolski 0:1

85' Denílson 0:2

90+3' M. Andreasen (RWE) czrw.k.

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – L.Hildebrandt 7, L.Hofmann 8, D.Salerno 8, M.Andreasen CzK 5 – Adriano 8, T.Franz 8, M.Rose 8, Z.Machaček 7 (76' S.Franz ŻK 7) – Z.Mihajlović 7 (67' M.Topolski 7), D.Wolf 6 (46' Denílson 8)

 

GM: Diego Salerno (O Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W tym sezonie naszą pierwszą przeszkodą w Pucharze Niemiec było trzecioligowe Erzgebirge Aue. Tym razem mieliśmy wyższe cele, niż walka w krajowym pucharze, więc bez większego wahania wystawiłem w głównej mierze zawodników, którzy we wcześniejszych spotkaniach za wiele nie grali lub nie grali wręcz wcale, tak więc w bramce stanął Kanté, w obronie znaleźli się Betz i pierwszy raz w tym roku Gruszka, w pomocy Iworyjczyk Brou i Seba Franz, a w ataku młody Andreas Beer i Włoch Daniele Corradini.

 

W położonym blisko czeskiej granicy Aue błyskawicznie zarysowała się nasza przewaga, którą w 15. minucie golem zza pola karnego udokumentował Markus Rose, wykorzystując dobre wyłożenie Seby Franza. Teraz zaczął się zakręcony kwadrans z haczykiem, w którym niejedno się działo. Zaczęło się w 20. minucie, kiedy fatalny błąd w wyjściu do piłki popełnił Betz, który dał się uprzedzić Mendozie, zmuszając Salerno do ratowania sytuacji faulem taktycznym, co skończyło się czerwoną kartą dla Diego i wspaniałą interwencją Kanté przy rzucie wolnym. Wbrew tym wydarzeniom już trzy minuty później tym razem my mieliśmy rzut wolny po faulu Beckera na Beerze, z którego precyzyjnym rogalem w okienko popisał się Seba Franz, i było już 2:0. W 30. minucie kolejna nasza akcja została przerwana przez Freunda faulem w polu karnym, dzięki czemu Franz z jedenastu metrów zdobył swojego drugiego gola. Ale chwilę później z kolei Betz popełnił kolejny błąd, przegrywając pojedynek o górną piłkę z Mendozą, który głową zdobył honorowego gola dla Aue.

 

Jeszcze przed przerwą siły jednak się wyrównały po tym, jak drugą żółtą kartkę obejrzał Christian Jörg. W drugiej połowie, podobnie jak to było z Anderlechtem, kontrolowaliśmy tylko przebieg spotkania, by nie forsować za dużo sił, ale w końcówce pojawiły się dwie dogodne okazje do kolejnych trafień, których nie mogliśmy nie wykorzystać. Najpierw w 85. minucie Seba Franz skompletował hat-tricka z rzutu karnego, po raz drugi podarowanego nam przez Freunda, który cudem uniknął drugiego żółtka, a w doliczonym czasie Lehmann niecelnie wycofał piłkę przed własne pole karne, a ta trafiła do rezerwowego Denílsona, który z zimną krwią przelobował Romero. Bez trudu zatem udowodniliśmy różnicę klas między Bundesligą a Regionalligą, a w drugiej rundzie czekała na nas Arminia Bielefeld.

 

Cytat

22.08.2026, Erzgebirgsstadion, Aue, widzów: 5177

DFB-P 1R Erzgebirge Aue [RLN] – Rot-Weiss Essen [BL] 1:5 (1:3)

 

15' M. Rose 0:1

20' D. Salerno (RWE) czrw.k.

23' S. Franz 0:2

30' S. Franz 0:3 rz.k.

33' J. Mendoza 1:3

39' Ch. Jörg (EA) czrw.k.

85' S. Franz 1:4 rz.k.

90+1' Denílson 1:5

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – L.Hildebrandt 8, A.Betz 9, D.Salerno CzK 5, M.Gruszka 9 – Adriano ŻK 9, F.Brou 6 (46' M.De Martin 7), M.Rose 8, S.Franz 10 – A.Beer 7 (55' T.Franz 7), D.Corradini 8 (76' Denílson 8)

 

GM: Sebastian Franz (OP LŚ, Rot-Weiss Essen) - 10

 

Odnośnik do komentarza

25 sierpnia 2026 był dniem, w którym Rot-Weiss Essen stawało przed historyczną szansą dołączenia do elitarnych szeregów Champions League, a szansa była wręcz niepowtarzalna dzięki świetnej zaliczce z pierwszego spotkania z Anderlechtem. Oczywiście na ten mecz zdecydowałem powrócić do sprawdzonego składu, jedynie od pierwszej minuty wystawiając Sebę Franza na lewej pomocy i Denílsona w ataku. Choć rewanż wydawał się tylko formalnością, to jednak patrząc na moich piłkarzy podczas odprawy, nie mogłem pozbyć się z głowy dziwnego przeczucia, że coś tu nie gra.

 

Niestety przeczucie okazało się zdecydowanie trafne; byliśmy cieniem zespołu, który tak świetnie grał w poprzednich spotkaniach, byliśmy wiecznie o krok za zawodnikami Anderlechtu, a zamiast atakować, ograniczaliśmy się do kolekcjonowania żółtych kartek. Całe szczęście, że Belgowie, choć mieli optyczną przewagę, zachowywali się dziś wyjątkowo frajersko, bowiem wystarczyłoby, żeby zagrali bardziej zdecydowanie pod naszą bramką, a pewnie już po półgodzinie mieliby odrobione straty z pierwszego meczu.

 

Jako że w pierwszej połowie ani razu nie zagroziliśmy bramce gości i bez pamięci zatracaliśmy się w marazmie, w szatni nie wytrzymałem i zrugałem cały zespół z góry do dołu, licząc na to, że zdołam otrzeźwić moich piłkarzy, ponadto odesłałem pod prysznic przechodzącego obok meczu Denílsona, za którego wszedł Mihajlović. Mimo że ostre słowa w szatni nie zmieniły zbyt wiele w naszej grze, to przynajmniej nie zawiódł mnie trenerski nos do zmian; w 55. minucie zdołaliśmy przeprowadzić w końcu tę jedną akcję, po której Seba Franz dośrodkował na piąty metr, gdzie Mihajlović główką po przekątnej oszukał Fernández Péreza i zapewnił nam wygraną. Ku euforii esseńskich kibiców RWE znalazło się w fazie grupowej Ligi Mistrzów, za co otrzymaliśmy 3 500 000€, ale ten mecz traktowałem jako przestrogę, że bynajmniej nie jesteśmy faworytem tej edycji.

 

Cytat

25.08.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 14 532; TV

LM 3R Kw (2/2) Rot-Weiss Essen [GER] – Anderlecht Bruksela [BEL] 1:0 (0:0)  [aggregate: 4:0]

 

55' Z. Mihajlović 1:0

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 6 (71' A.Albrechtsen 6), L.Hofmann 8, D.Salerno ŻK 7, M.Andreasen 6 – Adriano ŻK 7, T.Franz ŻK 7, M.Rose ŻK 7, S.Franz 7 (75' Z.Machaček 6) – Denílson ŻK 6 (46' Z.Mihajlović 8), D.Wolf 7

 

GM: Zeljko Mihajlović (N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Krakowska Wisła wygrała wprawdzie w rewanżu z Hajdukiem 1:0, ale było to zbyt mało, by odrobić straty ze Splitu, więc Białej Gwieździe pozostało odłożyć marzenia o Lidze Mistrzów na przyszły rok. My z kolei w spokoju mogliśmy czekać na losowanie fazy grupowej, w której trafiliśmy do grupy B razem z Chelsea, Realem Madryt i Club Brugge, tak więc planem minimum było dla mnie trzecie miejsce i awans do 1/16 finału Pucharu UEFA.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Na zakończenie wyjątkowo udanego sierpnia podejmowaliśmy w Bundeslidze Eintracht Brunszwik, a ja nie mogłem skorzystać z zawieszonego za czerwoną kartkę z DFB-Pokal Diego Salerno, w miejsce którego zdecydowałem, że zagra Betz. Podobna rzecz tyczyła się Adriano, który po meczu z Anderlechtem narzekał na uraz nogi, więc na prawym skrzydle znalazł się Hildebrandt, prawą obronę uzupełnił Albrechtsen, z kolei na lewej flance w końcu pojawił się nominalny lewy obrońca, Marcin Gruszka. Po wyjściu z tunelu cieszyłem się, że w Lidze Mistrzów trafiliśmy bardzo atrakcyjnych rywali, gdyż frekwencja na Georg-Melches-Stadion znowu zaczynała prezentować się słabo, jak na Bundesligę.

 

Zagraliśmy dużo składniej, niż w środę, tyle tylko, że dziś raziliśmy nieskutecznością, bo mimo przewagi w posiadaniu piłki i prowadzenia gry głównie na połowie gości, moi zawodnicy zapomnieli, że piłka nie wpadnie do bramki sama, tylko trzeba jej w tym pomóc i się do tego przyłożyć. Wystarczyło zatem, że bramkarz Eintrachtu Boikow po prostu był na swoim miejscu, a futbolówki same wpadały mu w ręce, a te, które do rąk mu nie trafiały, nie trafiały również w bramkę. W tej sytuacji, gdy do przerwy powinniśmy byli już rozstrzygnąć spotkanie na naszą korzyść, a nadal było 0:0, prawdę mówiąc czekałem już tylko na gola dla Eintrachtu.

 

Po przerwie, po której nadal zdecydowana przewaga była po naszej stronie, dałem napastnikom jeszcze dziesięć minut, a gdy nadal strzelali w Boikowa i w trybuny, zacząłem jeden po drugim odsyłać ich do szatni. I po raz kolejny moje zmiany okazały się kluczowe! Jako pierwsi z boiska zeszli w 57. minucie dramatycznie niecelny Mihajlović i nieobecny na skrzydle Hildebrandt, za którego wpuściłem Wellingtona. I już dwie minuty później Seba Franz pierwszy raz w tym meczu posłał dośrodkowanie, którego nie zablokowali obrońcy rywali, a na piątym metrze Wellington wyskoczył ponad Gadermaiera i Pawłowskiego, głową obok niepotrzebnie wychodzącego Boikowowa zdobywając gola na wagę trzech punktów. Jakimś cudem w końcówce uniknęliśmy zemsty niewykorzystanych sytuacji, ale mimo serii trzech zwycięstw na otwarcie sezonu nadal nie awansowaliśmy na pozycję lidera; Osnabrück zaczął już przegrywać i spadł z pierwszego miejsca, ale znowu HSV zanotowało wyższe o dwie bramki zwycięstwo od nas, wyprzedzając nas bilansem bramkowym.

 

Cytat

29.08.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 7070

BL (3/34) Rot-Weiss Essen [2.] – Eintracht Braunschweig [15.] 1:0 (0:0)

 

59' Wellington 1:0

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – A.Albrechtsen 7, L.Hofmann 7, A.Betz 7, M.Gruszka 8 – L.Hildebrandt 6 (57' Wellington 7), T.Franz 8, M.Rose ŻK 6, S.Franz 7 – Z.Mihajlović 7 (57' M.Topolski 7), D.Wolf 6 (81' D.Corradini 6)

 

GM: Thomas Franz (DP, OP Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...