Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Marzec 2026

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 3-1-1, 12:5

Bundesliga: 3. [-7 pkt do Werderu, +5 pkt nad Stuttgartem]
DFB-Pokal: –

Finanse: 7,77 mln euro (-555 tys. euro)

Gole: Klaus Walter i Daniel Wolf (po 16)

Asysty: Daniel Wolf (7)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Mistrzostwa Świata 2026: Grupa C, vs. Australia, Kolumbia i Szwecja

Eliminacje ME 2028: Grupa dziewiąta, vs. Liechtenstein, Szkocja, Czechy i Łotwa

Ranking FIFA: 5. [-2]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+0 pkt]

Austria: Admira Wacker [+2 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+3 pkt]

Hiszpania: Atlético Madryt [+2 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+4 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+6 pkt]

Rosja: Lokomotiw Moskwa [+1 pkt]

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+8 pkt]

Włochy: Atalanta [+2 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1228], 2. Anglia [1211], 3. Argentyna [1103], ..., 5. Polska [1100]

Odnośnik do komentarza

Początek kwietnia oznaczał dla nas mecz na szczycie z Werderem Brema, jesienią upokorzony przez nas na swoim własnym boisku, teraz zaś pałający żądzą srogiego rewanżu na naszym obiekcie. Pieczołowicie przygotowywałem zespół do tego spotkania, a na rozczarowującą postawę kolejnych napastników zastępujących kontuzjowanych Waltera i Wolfa postanowiłem zareagować radykalnie, wyciągając z rezerw świetnie spisującego się tam Andreasa Beera, który zasilił ławkę rezerwowych. W samej wyjściowej jedenastce zaszła tylko jedna zmiana, za to znacząca, ponieważ za żółte kartki zawieszony był Negro, a ja postanowiłem, że zagra za niego Bernardini.

 

Tego wieczoru na trybunach nie było gdzie szpilki włożyć, tak że nie tylko cieszyliśmy się wspaniałym dopingiem, ale i od razu było wiadomym, że w stadionowych kasach kibice zostawić musieli rekordowy przychód z biletów. Choć po naszej ostatniej zniżce formy obawiałem się tego meczu, to jednak od samego początku byliśmy bardzo waleczni w drugiej linii, nie dając rozkręcić się piłkarzom Werderu, a w 10. minucie Beckmann sfaulował Andreasena w polu karnym, po czym Topolski z jedenastu metrów wzniecił wrzawę radości na Georg-Melches-Stadion. Prowadzenie utrzymaliśmy jednak tylko osiem minut, po których Fischer bez najmniejszych problemów kiwnął niezawodnego, stojącego jak żelbetonowy kloc Bernardiniego, po czym stanął oko w oko z Olivierim i wyrównał na 1:1.

 

Gianfranco momentalnie powędrował do szatni, gdyż nie zamierzałem czekać, aż całkowicie zrujnuje nam ten mecz, a w jego miejsce na boisku zameldował się Pittet, który uspokoił naszą grę defensywną i na najbliższy mecz wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Już do przerwy prowadziliśmy bezpardonową wymianę piłkarskich ciosów, a ja po coraz bardziej niespokojnej postawie Jürgena Klinsmanna widziałem, jak sukcesywnie dociera do niego, że nie ma co liczyć na wzięcie na nas zemsty za 0:3 z jesieni.

 

W przerwie zdjąłem niewidocznego Wellingtona, którego z pierwszej połowy zapamiętałem tylko z otrzymanej żółtej kartki, a na boisko posłałem debiutanta Beera. I był to strzał w dziesiątkę, gdyż to właśnie 18-letni Andreas w 59. minucie zaliczył bardzo ważną asystę, gdy otrzymał świetne podanie od Andreasena na wolne pole i ze stoickim spokojem dograł do Topolskiego, który kiwnął Simonettiego i bombą poza zasięgiem rąk Donato dał nam prowadzenie! Zanim dopadli mnie szczęśliwi współpracownicy z ławki trenerskiej zobaczyłem, jak pięść Jürgena Klinsmanna wściekle zadzwoniła o zadaszenie boksu przyjezdnych.

 

Piłkarze wielkiego Werderu zaczęli wpadać w zakłopotanie, ale też starali się zintensyfikować swoje ataki, które jednak skutecznie rozbijaliśmy, w czym imponował mi zwłaszcza Lars Hofmann, który wraz z Davidem Pittetem utworzył dziś świetną parę stoperów. A w 86. minucie Simonetti sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Markusa Rosego, za co wyleciał z boiska, ostatecznie pogrążając Werder; wystarczyły teraz tylko dwie minuty, by Thomas Franz bombą w okienko zza pola karnego przypieczętował nasze drugie w sezonie klasowe zwycięstwo nad faworytem z Bremy, czym wydatnie utrudniliśmy gościom pogoń za liderującym HSV. Dla nas coraz realniejsza była zaś kwalifikacja do europejskich pucharów, a Andreas Beer miał zagościć w pierwszym zespole już do końca sezonu.

Cytat

04.04.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 555

BL (28/34) Rot-Weiss Essen [3.] – Werder Brema [2.] 3:1 (1:1)

 

10' M. Topolski 1:0 rz.k.

18' T. Fischer 1:1

59' M. Topolski 2:1

86' M. Simonetti (WB) czrw.k.

88' T. Franz 3:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – A.Albrechtsen 6, L.Hofmann ŻK 8, G.Bernardini 6 (19' D.Pittet 8), M.Gruszka 7 – H.Vink 6 (77' L.Hildebrandt 7), M.Rose ŻK 8, T.Franz ŻK 8, M.Andreasen ŻK 9 – M.Topolski 8, Wellington ŻK 6 (46' A.Beer 7)

 

GM: Mikkel Andreasen (P L, Rot-Weiss Essen) - 9

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Nasz scout wypatrzył we włoskim Treviso utalentowanego defensywnego pomocnika Alessandro Gattiego (17 l., DP, Włochy), któremu akurat mogłem zaproponować kontrakt z RWE na prawie Bosmana bez konieczności płacenia Treviso rekompensaty, a takiej okazji marnować nie zamierzałem. Innymi słowy, kolejny obiecujący junior po sezonie miał zasilić nasze rezerwy.

 

 

 

Następnie czekał nas wyjazd do Akwizgranu, gdzie transmitowani na żywo w telewizji zmierzyć mieliśmy się z zamykającą tabelę, słabiutką Alemannią. Po ostatnim spotkaniu wypadł mi kontuzjowany Albrechtsen, a także zawieszony za kartki był nasz kapitan Rose, co mnie nie ucieszyło, za to do składu powrócili po kontuzjach Wolf i Walter. W tych okolicznościach zdecydowałem się na trochę więcej zmian, w ataku zestawiając Wolfa z będącym na fali Topolskim, lukę w środku pola wypełnił Seba Franz, na prawej obronie znalazł się Hildebrandt, a zamiast kiepskiego Bernardiniego na murawie Tivoli pojawił się świetny tydzień temu David Pittet.

 

Po naszej małej zadyszce w ostatnich tygodniach nie było już śladu; wystarczyło nam zaledwie sześć minut, by rozstrzygnąć spotkanie na naszą korzyść, kiedy najpierw w 2. minucie Topolski przyjął prostopadłe zagranie od Seby Franza, ośmieszył Wernera i pewnie pokonał Stadlera, a chwilę później Andreasen zakręcił kosmiczną centrę z prawie połowy boiska, która dzięki temu, że Thomas Franz przyblokował Stadlera, zatrzymała się dopiero w bramce Alemannii. Gdy w 22. Seba Franz po raz drugi precyzyjnie zagrał obok zagubionego Wernera do Topolskiego, który podwyższył na 3:0, Tivoli przed całkowitą ciszą uratowała tylko nasza wyjazdowa ekipa kibiców.

 

Kilka minut później i gospodarze mieli swoją szczęśliwą chwilę, kiedy Zimmermann wygrał z Hildebrandtem i Hofmannem walkę o górną piłkę i zdobył bramkę na otarcie łez, ale jedynie nas to rozjuszyło. W efekcie w ostatniej akcji przed przerwą było już 4:1 dla RWE, kiedy Seba Franz popisał się pięknym dograniem do swojego imiennika Thomasa, który nieatakowany przez nikogo strzałem w krótki róg zaskoczył Stadlera.

 

Po przerwie nadal walec toczył się przez Tivoli. Po godzinie gry świetny dziś Franz zagrał w uliczkę do Topolskiego, który strzałem po ziemi skompletował hat-tricka i stał się od tej chwili najlepszym strzelcem RWE w tym sezonie. Później trybuny sukcesywnie się przerzedzały, tak że ostatnie dwa ciosy z naszej strony oglądało już chyba mniej niż dziesięć tysięcy widzów. Na ostatnie dziesięć minut zamknęliśmy Alemannię na własnej połowie, i najpierw w 84. minucie do dośrodkowania Hildebrandta niepostrzeżenie dopadł rezerwowy Bruns i podwyższył na 6:1, a po chwili wynik bombą z dystansu ustalił, podobnie jak z Werderem, Thomas Franz. Patrząc na postawę gospodarzy wiedziałem, że najprawdopodobniej graliśmy dziś z przyszłym drugoligowcem, ale darowałem sobie dzielenie się tymi spostrzeżeniami na konferencji.

Cytat

12.04.2026, Tivoli-Stadion, Akwizgran, widzów: 24 735; TV

BL (29/34) Alemannia Aachen [18.] – Rot-Weiss Essen [3.] 1:7 (1:4)

 

2' M. Topolski 0:1

6' M. Andreasen 0:2

22' M.Topolski 0:3

27' S. Zimmermann 1:3

45+3' T. Franz 1:4

61' M. Topolski 1:5

84' K. Bruns 1:6

89' T. Franz 1:7

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – L.Hildebrandt 8, L.Hofmann 9, D.Pittet 9, M.Gruszka 9 – H.Vink 9, S.Franz 10, T.Franz ŻK 9, M.Andreasen (70' K.Bruns 7) – M.Topolski 10 (77' K.Walter 7), D.Wolf 7 (46' A.Beer 7)

 

GM: Marek Topolski (OP/N Ś, Rot-Weiss Essen) - 10

 

Odnośnik do komentarza

Wciąż czkawką odbijały nam się żółte kartki, bowiem mimo powrotu Markusa Rosego tym razem pauzować musiał Thomas Franz. Mogło nam go brakować, ponieważ do Essen przyjechał SC Freiburg, który nie tylko jesienią zgromił nas aż 0:5, ale też obecnie zajmował 17. miejsce w lidze, a w tym sezonie z zespołami z tej lokaty grać po prostu nie umieliśmy, czego najlepszą ilustracją mogła być kompromitacja z Bochum. I to prawo znów znalazło odzwierciedlenie w rzeczywistości, przez co zaproszony przeze mnie na ławkę Moriente w pewnym momencie już miał lecieć po leki nasercowe dla mnie.

 

Tuż przed przyjazdem fryburczyków podjąłem jeszcze decyzję, że bezbarwnego Wolfa u boku Topolskiego zastąpi Klaus Walter. Ku mojemu rozczarowaniu w zasadzie od samego początku pozwoliliśmy gościom przejąć inicjatywę i zachowywaliśmy się wobec nich bardzo delikatnie, na efekty czego nie trzeba było długo czekać, bo już w 9. minucie Sager przy biernej postawie naszej defensywy z najbliższej odległości skierował do bramki centrę Vitalego. Co gorsza, mimo straty gola wciąż graliśmy na stojąco, bez zaangażowania, aż po pół godzinie Freiburg chyba przez minutę klepał piłkę w środku pola nie niepokojony przez nas, po czym Dittrich dośrodkował z połowy boiska, a Sager ośmieszył trzymających go w kleszczach Hofmanna z Hildebrandtem i główką z aż dwunastu metrów pokonał Olivieriego, przez co przegrywaliśmy już 0:2.

 

– Kurwa! – krzyknąłem po polsku, wymachując ręką.

– Puta! – wrzasnął Moriente po hiszpańsku, waląc otwartą dłonią o kolano.

– Курва! – ryknął Olek Wasoski po macedońsku, tarmosząc w dłoniach swój sfatygowany notatnik.

 

Natychmiast zdjąłem beznadziejnie grającego Hildebrandta, za którego wszedł wracający po drobnych problemach zdrowotnych Albrechtsen. Na szczęście tym razem nie poddaliśmy się jak z Bochum, tylko ruszyliśmy do ataku. Początkowo było wśród nas jeszcze sporo niedokładności, ale wreszcie w 43. minucie Albrechtsen odwdzięczył mi się za zaufanie dalekim podaniem do Waltera, który następnie zagrał za linię obrony do Topolskiego, a Marek nareszcie się obudził i zdobył kontaktowego gola. Gnietliśmy Freiburg dalej, dzięki czemu w ostatniej akcji pierwszej połowy po faulu Rohrbacha na Walterze precyzyjnym rogalem z rzutu wolnego na 2:2 wyrównał Seba Franz!

 

Mimo odrobienia dwubramkowej straty postanowiłem wygłosić w przerwie poważną przemowę, by moi podopieczni nie zadowalili się wyjściem na 2:2; potrzebowaliśmy iść za ciosem. Dwie bramki do szatni i utracone prowadzenie trochę podłamało Freiburg, dzięki czemu w 61. minucie Richter z Rohrbachem przeszkodzili sobie przed własnym polem karnym, dzięki czemu Andreasen przechwycił piłkę i strzałem między nogami Tamburiniego wysunął nas na prowadzenie!

 

Bramka Mikkela była o tyle ważniejsza, że aż do końca spotkania grało nam się jak po grudzie, tak więc po końcowym gwizdku wszyscy odetchnęliśmy z ulgą – Freiburg spadł na ostatnie miejsce w tabeli, a my w końcu pokazaliśmy charakter, wychodząc z beznadziejnej sytuacji. Martwiła mnie tylko stłuczona szczęka Olivieriego, przez co oszczędzałem ostatnią zmianę, a Gabriele nie będzie mógł zagrać przeciw Wolfsburgowi.

Cytat

18.04.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 16 995

BL (30/34) Rot-Weiss Essen [3.] – SC Freiburg [17.] 3:2 (2:2)

 

9' F. Sager 0:1

30' F. Sager 0:2

43' M. Topolski 1:2

45+2' S. Franz 2:2

61' M. Andreasen 3:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 6 – L.Hildebrandt (30' A.Albrechtsen 8), L.Hofmann 6, D.Pittet ŻK 7, M.Gruszka 7 – H.Vink (64' K.Bruns 6), S.Franz 8, M.Rose 7, M.Andreasen 7 – M.Topolski 7, K.Walter 7

 

GM: Sebastian Franz (OP LŚ, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Medycznego cudu nie było i przed wyjazdowym meczem z Wolfsburgiem nadal opuchniętą twarz miał Olivieri, więc w naszej bramce zagrać musiał Kanté, nasza wielka niewiadoma na tę chwilę. Przeanalizowałem też występ z Freiburgiem i na naszą złą postawę w pierwszej połowie zareagowałem posadzeniem na ławkę Hildebrandta, za którego posłałem do boju Albrechtsena, który wówczas dał świetną zmianę. Był to poważny błąd z mojej strony, który walnie przyczynił się do końcowego wyniku.

 

Zaczęliśmy nawet dobrze, po rozpoczęciu od środka od raz strasząc gospodarzy szybką akcją, którą strzałem wprost w bramkarza niestety zepsuł Klaus Walter. Później zaczęliśmy robić to samo, co z fryburczykami, czyli oddawać inicjatywę Wolfsburgowi, na szczęście póki co bez konsekwencji, gdyż Brahima Kanté bronił nadzwyczaj pewnie. Ale czułem, że gra na stojąco na pewno nie ujdzie nam płazem, i się nie pomyliłem. W 36. minucie Anders Albrechtsen w ostatniej chwili zatrzymał się przed bezpańską piłką, pozwalając, by na spokojnie dopadł do niej Sommer, po którego centrze Hofmann nie upilnował Mesicia, i Wolfsburg wreszcie objął prowadzenie. Jakby tego było mało, sześć minut później strzał za pola karnego oddał Krutsch, stojący przed bramką Albrechtsen odsunął się piłce z drogi i na przerwę schodziliśmy znów przegrywając 0:2.

 

Anders oczywiście został przeze mnie odesłany pod prysznic, jego śladem podążył niewidoczny Walter, do gry poleciłem szykować się Hildebrandtowi Wolfowi, a resztę zespołu solidnie ochrzaniłem za brak wyciągniętych wniosków ze spotkania z Freiburgiem i zapowiedziałem, że po przerwie na boisku ma pojawić się RWE, które kibice oglądali w poprzednich tygodniach.

 

I faktycznie tak się stało. W końcu postawiliśmy się Wolfsburgowi i w 52. minucie Kanté dalekim wybiciem rozpoczął naszą kontrę, po której Andreasen minął Herrerę, dograł do niepilnowanego Topolskiego, i piłka nareszcie ugrzęzła w siatce bramki Wilków. Nadal nie wszyscy grali jednak dobrze, więc niebawem przeprowadziłem ostatnią zmianę, wpuszczając na boisko Thomasa Franza za swojego imiennika. Po raz kolejny trafiłem z decyzją; w 70. minucie Topolski wygrał pojedynek główkowy z António, Markus Rose podał w tempo do wbiegającego Thomasa i w drugim meczu z rzędu odrobiliśmy dwubramkową stratę.

 

Liczyłem na to, że teraz mecz ułoży się na naszą korzyść, ale zaledwie cztery minuty później nasza obrona potwierdziła swoją dzisiejszą słabość, kiedy najpierw Pittet pozwolił Mesiciowi na dośrodkowanie, a Hofmann nie tylko ani myślał kryć Galvão, ale też ustawił się tuż przy Kanté, po którego interwencji wpisał się na listę strzelców golem samobójczym. Na szczęście mieliśmy w składzie świetnego Markusa Rosego, który od razu po wznowieniu gry zabrał piłkę niefrasobliwemu Jahnowi i po solowym rajdzie wyrównał na 3:3, ratując nam jeden punkt. Żal było zmarnowanej szansy na zwycięstwo, gdyż HSV i Werder jedynie zremisowały swoje spotkania; gdyby nie to, mielibyśmy ledwie cztery punkty straty do lidera. Na pomeczowej konferencji skrytykowałem otwarcie fatalnie grającego Hansa Vinka, przez którego walczyliśmy dziś praktycznie w dziesięciu.

Cytat

25.04.2026, Volkswagen-Arena, Wolfsburg, widzów: 25 627

BL (31/34) VfL Wolfsburg [8.] – Rot-Weiss Essen [3.] 3:3 (2:0)

 

36' D. Mesić 1:0

42' M. Krutsch 2:0

52' M. Topolski 2:1

70' T. Franz 2:2

74' L. Hofmann 3:2 sam.

75' M. Rose 3:3

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – A.Albrechtsen 5 (46' L.Hildebrandt 7), L.Hofmann 7, D.Pittet 7, M.Gruszka 7 – H.Vink 5, S.Franz (63' T.Franz 7), M.Rose 8, M.Andreasen 7 – M.Topolski 7, K.Walter (46' D.Wolf 7)

 

GM: Markus Rose (P Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza

W przeciągu kwietnia w Bundeslidze doszło do przetasowań trenerskich, wskutek których pracę w Bayernie Monachium mimo zauważalnej poprawy wyników i pozycji w tabeli stracił Ulf Kristen, nieustannie krytykowany przez kibiców monachijskiego potentata. Do jego gabinetu następnego dnia wprowadził się doświadczony Jürgen Kohler, który pod koniec miesiąca już prawie zapewnił Bawarczykom utrzymanie. Sam Kristen nie pozostawał długo bezrobotny, jako że zatrudniony został przez... VfL Wolfsburg, z którego odszedł Andreas Thom, by prowadzić hiszpański Betis.

 

 

Kwiecień 2026

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 3-1-0, 16:7

Bundesliga: 3. [-4 pkt do Werderu, +8 pkt nad Stuttgartem]
DFB-Pokal: –

Finanse: 5,94 mln euro (-1,82 mln euro)

Gole: Marek Topolski (19)

Asysty: Klaus Walter i Sebastian Franz (po 8)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Mistrzostwa Świata 2026: Grupa C, vs. Australia, Kolumbia i Szwecja

Eliminacje ME 2028: Grupa dziewiąta, vs. Liechtenstein, Szkocja, Czechy i Łotwa

Ranking FIFA: 5. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+0 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+3 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+2 pkt]

Hiszpania: Atlético Madryt [M]

Niemcy: HSV Hamburg [+2 pkt]

Polska: Wisła Kraków [M]

Rosja: Lokomotiw Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+3 pkt]

Włochy: Atalanta [+4 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1208], 2. Anglia [1192], 3. Argentyna [1113], ..., 5. Polska [1090]

Odnośnik do komentarza

Maj zaczynaliśmy racząc Bundesligę meczem na szczycie z liderującym HSV, które było kolejnym silnym klubem pragnącym odegrać się na nas za to, jak jesienią ograliśmy gości na ich terenie. Przed meczem do naszej bramki powrócił Olivieri, ponadto znów zdecydowałem się na kosmetykę wyjściowej jedenastki, sadzając na ławce pogrążonego w kryzysie formy Vinka, a jego miejsce na prawym skrzydle zajął Wellington.

 

Na trybunach Georg-Melches-Stadion ponownie zasiadł komplet publiczności, ale nasi kibice długo nie mieli powodów do radości. W trzecim meczu z rzędu coś sprawiało, że w pierwszej połowie byliśmy jedynie tłem dla dobrze dysponowanych rywali, a jako że było to wielkie HSV, szykujące się do finału Ligi Mistrzów przeciwko Chelsea, do maksimum wykorzystało naszą postawę. Zaczął w 10. minucie Storck, który skorzystał na tym, że jak wkopany w ziemię stał Hofmann, spokojnie przyjął podanie Bartha i jeszcze spokojniej pokonał Olivieriego. Pięć minut później nie wytrzymałem i natychmiast kazałem rozgrzewać się Negro, ponieważ David Pittet najpierw dał się urwać Moorowi, a zaraz po tym za najlepszy sposób naprawy swojego błędu uznał wycięcie reprezentanta Anglii w polu karnym. Prezent z jedenastu metrów pewnie wykorzystał Barth, na boisku w miejsce Pitteta zameldował się Negro, a my po raz trzeci z rzędu przegrywaliśmy 0:2.

 

Dopiero w okolicach półgodziny zaczęliśmy grać, w czym na pewno pomogło nam to, że HSV nauczone doświadczeniem nie zamierzało nas lekceważyć i zaczęło pilnować wyniku. Tak naprawdę jednak nic byśmy nie zdziałali, gdyby nie jeden zawodnik, który bez zbędnych ceregieli wziął ciężar gry na siebie. Mowa oczywiście o przeżywającym istną eksplozję formy naszym kapitanie Markusie Rosem, który rozgrywał kapitalny finisz sezonu. W 38. minucie wywalczyliśmy rzut rożny, po którym Baldini wypiąstkował piłkę przed pole karne, a tam już czaił się Rose, potężną bombą po słupku odsyłając futbolówkę do bramki. Po przerwie przewaga coraz bardziej przechodziła w nasze ręce, doping kibiców przybierał na sile, aż w 67. minucie centra Seby Franza z lewej flanki trafiła do Rosego, który bez zastanowienia odwinął z woleja, pakując piłkę do siatki wraz z Baldinim!

 

Przez ostatnie dziesięć minut piłkarze HSV byli cali mokrzy ze stresu, gdyż nie wypuszczaliśmy ich z własnego pola karnego, lecz niestety strzały na wiwat w wykonaniu Waltera i Franza stanęły nam na drodze do dobicia rywali. Niemniej jednak zacząłem wierzyć, że nauczyłem w końcu moich piłkarzy sztuki comebacków, zaś tym wynikiem zepchnęliśmy HSV z pierwszego miejsca, które od tej pory piastował Werder Brema.

 

Po końcowym gwizdku napotkałem spojrzeniem prezesa Hempelmanna, który z loży dla VIP-ów z promiennym uśmiechem pokazał mi gest ramionami, jakby wznosił nad głowę puchar; oznaczało to ni mniej, ni więcej, że właśnie zapewniliśmy sobie występ w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.

Cytat

02.05.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 472

BL (32/34) Rot-Weiss Essen [3.] – HSV Hamburg [1.] 2:2 (1:2)

 

10' F. Storck 0:1

15' B. Barth 0:2 rz.k.

38' M. Rose 1:2

67' M. Rose 2:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri – A.Albrechtsen 7, L.Hofmann 7, D.Pittet (16' M.Negro 8), M.Gruszka 7 – Wellington (46' L.Hildebrandt 7), S.Franz 7, M.Rose 9, M.Andreasen 7 – M.Topolski 7 (78' D.Wolf 7), K.Walter 6

 

GM: Markus Rose (P Ś, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza

W finale Pucharu UEFA na Stade Vélodrome iberyjski pojedynek między Deportivo a FC Porto zakończył się spokojnym zwycięstwem 2:0 Hiszpanów po golach De la Fuente i Innocentiego.

 

Zakończenie sezonu zbliżało się wielkimi krokami, za tydzień kurz bitwy miał już opaść, więc niektórzy ludzie z klubu z wolna zaczęli z poważnymi obawami pytać, czy w sierpniu na pewno mówiłem poważnie, gdy ogłaszałem, że wraz z końcem rozgrywek odchodzę z piłki klubowej. Póki co miałem ważniejsze rzeczy na głowie, więc odpowiadałem, że zajmę się tym tematem we właściwym momencie.

 

 

 

Bundesligę A.D. 2025/2026 kończyliśmy dwoma wyjazdami, z czego przy okazji pierwszego z nich odwiedziliśmy Mönchengladbach, gdzie od jakiegoś czasu swoje rządu uskuteczniał niejaki Frank Leicht, mój wielki osobisty rywal sprzed kilku ładnych lat. Tym razem, choć niektórzy z powodu rozczarowującej obniżki formy kwalifikowali się do degradacji na ławkę, postanowiłem, że zagramy dla odmiany niezmienioną jedenastką, którą omal nie pokonaliśmy po raz drugi HSV. Niestety odniosłem wrażenie, jakby co poniektórzy chcieli rozwiać moje wątpliwości odnośnie mojej sierpniowej deklaracji.

 

Inaczej po prostu nie mogłem znaleźć uzasadnienia tego, jak w 10. minucie Gruszka na lewej flance podbił głową piłkę i odsunął się na bok, zwyczajnie zostawiając ją Gilbertowi, który następnie dziecinnie łatwo przelobował wybiegającego rozpaczliwie pod linię boczną Olivieriego. Co gorsza, otrzymanej ode mnie szansy nie wykorzystał Pittet, który w drugim meczu z rzędu grał tragicznie, i ponownie został przeze mnie zdjęty z boiska jeszcze w pierwszej połowie. Ciągle graliśmy niemrawo, wiecznie o pół kroku za rywalami w walce o piłki, więc swojego rodzaju niespodzianką było to, gdy w 21. minucie Andreasen wygrał pojedynek główkowy z Kleinem, a Walter uciekł Coście i wyrównał na 1:1. Mimo to jednak do przerwy i tak przegrywaliśmy, bowiem w ostatniej minucie podstawowego czasu najlepszy na boisku Alberto Rosa wykorzystał fatalną postawę naszej defensywy, by przywrócić Borussii prowadzenie.

 

W szatni po raz czwarty z rzędu wygłosiłem więc cierpką przemowę, i wpuściwszy Wolfa za obniżającego loty Topolskiego posłałem zespół na drugą połowę. Nadal próżno było wypatrywać na boisku zespołu sprzed meczu z Freiburgiem, nasza gra przypominała raczej ten fatalny zespół z początku sezonu. A jednak w 58. minucie dzięki sprytnemu rozegraniu rzutu wolnego Gruszka dośrodkował wzdłuż linii końcowej, Klein niepotrzebnie musnął piłkę głową, strącając ją tuż przed linię bramkową, a mający metr do pustej bramki Wolf po prostu nie miał prawa chybić. To niestety wszystko, na co było nas dziś stać, więc pomimo faktu, że zapewniliśmy sobie fantastyczne trzecie miejsce w lidze na koniec sezonu, coraz bardziej irytowała mnie fatalna dyspozycja drużyny w ostatnim czasie.

Cytat

09.05.2026, Borussia-Park, Mönchengladbach, widzów: 51 405

BL (33/34) Borussia Mönchengladbach [8.] – Rot-Weiss Essen [3.] 2:2 (2:1)

 

10' Gilberto 1:0

21' K. Walter 1:1

45' A. Rosa 2:1

58' D. Wolf 2:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – A.Albrechtsen 7, L.Hofmann 7, D.Pittet 5 (35' M.Negro 7), M.Gruszka 7 – Wellington 6 (75' H.Vink 6), S.Franz 7, M.Rose 7, M.Andreasen 7 – M.Topolski 6 (46' D.Wolf 7), K.Walter ŻK 7

 

GM: Alberto Rosa (DP, Borussia Mönchengladbach) - 8

 

Po tej kolejce poznaliśmy już komplet spadkowiczów, jakimi bez większego zaskoczenia została trójka Bayer Leverkusen, Alemannia Aachen i ku mojemu zadowoleniu Freiburg, Bayern Monachium uratował swój ligowy byt, zaś do ostatniej kolejki z równą liczbą punktów przystępować będzie liderujący Werder i depczące mu po piętach HSV. Ostateczna walka o mistrzostwo Niemiec zapowiadała się na ekscytującą.

Odnośnik do komentarza

W rozgrywanym na De Kuip w Rotterdamie finale Ligi Mistrzów HSV jednak nie dało rady Chelsea, przegrywając z mistrzem Anglii 1:2 i marzenia o najważniejszym trofeum Starego Kontynentu musząc odłożyć na przyszły rok.

 

 

16 maja przyszła pora na wyczekiwane przez wszystkich w napięciu zakończenie sezonu. Na wyjazd do Monachium, na który nie pojechał obrażony na moją krytykę Pittet, zabrałem swoją wierną aktówkę, w której od dwudziestu lat nosiłem ze sobą przy różnych okazjach ważne dokumenty, takie jak propozycje kontraktów dla zawodników i członków sztabu. Z tej samej aktówki wyciągałem też zawsze swoje rezygnacje z funkcji menedżera, jakie składałem prezesom Gratkorn, Avellino i Osnabrücku. Na przedmeczowej odprawie w szatni położyłem ją w widocznym miejscu na stoliku, nie poruszając jej tematu ani słowem, choć patrzało na mnie wiele pytających spojrzeń.

 

Dobrze, że ten sezon już się kończył; postawa zespołu w ostatnich czterech spotkaniach nie była godna trzeciego zespołu Niemiec, a pasowała bardziej do drużyny środka tabeli lub wręcz górnych części jej dolnej połowy. Nie inaczej było na Allianz-Arenie, gdzie po raz kolejny już zagraliśmy słabiutko, tak że piłkarze TSV momentami wręcz nas tłamsili, a w środku pola hulali niczym wiatr w ogromnej dziurze, jaka ziała między naszą obroną a drugą linią. Paradoksalnie to my mieliśmy więcej z gry i w 19. minucie Hildebrandt na prawym skrzydle rozpoczął naszą kontrę, po której Topolski zagrał w uliczkę do Waltera, a Klaus pewnie pokonał Herbsta. Po raz pierwszy od dawna objęliśmy prowadzenie w meczu.

 

Po przerwie było już gorzej. Walter z rezerwowym Wolfem założyli się między sobą o to, kto więcej razy upoluje bramkarza TSV Hebrsta, czym wykreowali go na gracza spotkania, a na tyłach gubiliśmy się momentami jak dzieci we mgle. W końcu w 57. minucie Edmílson zdołał zaskoczyć Olivieriego pięknym strzałem z dystansu, wyrównując na 1:1. Od tej pory istnieć przestał również nasz przód, tak że o cud zakrawało, że skończyło się na zaledwie jednym trafieniu dla Monachium, choć gdybyśmy przegrali np. 1:4, wynik byłby sprawiedliwy. Tak czy owak sezon zakończyliśmy w marnym stylu, mimo że wywalczone wspaniałe trzecie miejsce, za które otrzymaliśmy od federacji 3 500 000€, było dopiero drugim podium RWE w historii Bundesligi, a pierwszym od... 1955 roku.

Cytat

16.05.2026, Allianz-Arena, Monachium, widzów: 62 139

BL (34/34) TSV 1860 Monachium [5.] – Rot-Weiss Essen [3.] 1:1 (0:1)

 

19' K. Walter 0:1

57' Edmílson 1:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – A.Albrechtsen 7, L.Hofmann (73' M.De Martin 6), M.Negro 7, M.Gruszka 7 – L.Hildebrandt 6 (58' H.Vink 6), S.Franz 8, M.Rose 7, M.Andreasen 7 – M.Topolski 7 (46' D.Wolf 6), K.Walter 7

 

GM: Matthias Herbst (BR, TSV 1860 Monachium) - 9

 

Oczy piłkarskich Niemiec zwrócone były wyłącznie na stadiony w Karlsruhe i Kolonii, gdzie grały odpowiednio Werder i HSV. Obydwa zespoły się nie popisały; HSV jedynie zremisowało bezbramkowo z 1.FC Köln, ale Werder popisał się jeszcze bardziej, przegrał 1:2 z Karlsruhe, co bremeńczyków kosztowało tytuł, który na kolejny rok pozostał w Hamburgu. Tak zakończył się sezon 2025/2026, który zaczęliśmy beznadziejnie, zakończyliśmy równie słabo, ale dzięki świetnej postawie na wiosnę zostaliśmy uznani objawieniem sezonu.

 

A gdybyśmy nie zaczęli gubić punktów w maju, gdy mieliśmy przewagę prawie dziesięciu punktów na Stuttgartem, wmieszalibyśmy się jeszcze do walki o mistrzostwo.

 

Bundesliga, sezon 2025/2026:

Poz.|  Inf. |  Zespół              | M   | Z   | R   | P   | G+   | G-   | R.B.   | Pkt. |
------------------------------------------------------------------------------------------
 1. |   M   | HSV Hamburg          | 34  | 20  | 10  | 4   | 60   | 27   | +33    | 70   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 2. |       | Werder Brema         | 34  | 20  | 9   | 5   | 63   | 27   | +36    | 69   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 3. |       | Rot-Weiss Essen      | 34  | 18  | 8   | 8   | 80   | 57   | +23    | 62   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 4. |       | VfB Stuttgart        | 34  | 17  | 9   | 8   | 62   | 39   | +23    | 60   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 5. |       | TSV 1860 Monachium   | 34  | 15  | 9   | 10  | 55   | 44   | +11    | 54   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 6. |       | Schalke 04           | 34  | 14  | 10  | 10  | 60   | 50   | +10    | 52   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 7. |       | Borussia Gladbach    | 34  | 13  | 11  | 10  | 42   | 45   | -3     | 50   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 8. |       | VfL Wolfsburg        | 34  | 12  | 12  | 10  | 53   | 43   | +10    | 48   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 9. |       | Borussia Dortmund    | 34  | 13  | 9   | 12  | 57   | 48   | +9     | 48   |
------------------------------------------------------------------------------------------
10. |       | Karlsruher SC        | 34  | 10  | 14  | 10  | 51   | 44   | +7     | 44   |
------------------------------------------------------------------------------------------
11. |       | VfL Osnabrück        | 34  | 12  | 7   | 15  | 42   | 54   | -12    | 43   |
------------------------------------------------------------------------------------------
12. |       | 1.Fc Köln            | 34  | 12  | 6   | 16  | 50   | 62   | -12    | 42   |
------------------------------------------------------------------------------------------
13. |       | Eintracht Brunszwik  | 34  | 11  | 8   | 15  | 47   | 59   | -12    | 41   |
------------------------------------------------------------------------------------------
14. |       | Bayern Monachium     | 34  | 10  | 6   | 18  | 47   | 69   | -22    | 36   |
------------------------------------------------------------------------------------------
15. |       | VfL Bochum           | 34  | 8   | 10  | 16  | 41   | 67   | -26    | 34   |
------------------------------------------------------------------------------------------
16. |   S   | Alemannia Aachen     | 34  | 7   | 8   | 19  | 32   | 63   | -31    | 29   |
------------------------------------------------------------------------------------------
17. |   S   | Bayer 04 Leverkusen  | 34  | 7   | 6   | 21  | 39   | 65   | -26    | 27   |
------------------------------------------------------------------------------------------
18. |   S   | SC Freiburg          | 34  | 4   | 14  | 16  | 46   | 64   | -18    | 26   |

 

Odnośnik do komentarza

Po końcowym gwizdku sędziego moi piłkarze jeszcze na murawie zeszli się w grupie i przez chwilę intensywnie nad czymś debatowali, by następnie ruszyć do tunelu, w którym zniknęli razem z prezesem Hempelmannem, który zszedł z trybuny i został wpuszczony przez ochroniarza, któremu okazał odpowiedni identyfikator.

 

W szatni pojawiłem się kilka minut później, gdy wymieniłem uściski z naszym sztabem szkoleniowym i odebrałem kilka gratulacji osiągniętego rezultatu w lidze od oficjeli obecnych na meczu. Wszedłem do środka, gdzie w milczeniu oczekiwali moi podopieczni, podszedłem do stolika i sięgnąłem po leżąca na nim aktówkę. W tej chwili usłyszałem zdecydowane klapnięcie zamykanych drzwi. Obróciłem się z aktówką w ręku i zobaczyłem, jak Markus Rose, Gabriele Olivieri, Seba Franz i Mikkel Andreasen, zagrodzili wyjście na korytarz, a chwilę później sukcesywnie zaczęła dołączać do nich reszta drużyny.

 

– Meister, pamiętamy, co powiedziałeś w sierpniu – zabrał głos Rose. – Wszyscy zgodnie uważamy, że tylko raz w życiu zdarza się grać dla takiego człowieka, jak ty, więc jako kapitan Rot-Weiss Essen, naszej wspólnej małej ojczyzny, oświadczam, że nie wypuścimy cię stąd, dopóki Meister nie cofnie swojej decyzji i nie powie, że zostanie z nami na kolejny sezon.

 

Stojący obok Rolf Hempelmann patrzał na mnie błagalnym wzrokiem, z którego mimiki bez trudu mogłem wyczytać desperackie "bitte". Spojrzałem raz jeszcze na aktówkę, którą ściskałem w rękach. Zapadała absolutna cisza, a po moich zawodnikach widziałem, że nie żartują i oddaliby wszystko za jeszcze jeden sezon pod moimi skrzydłami.

 

I co ja teraz mam zrobić?

Odnośnik do komentarza

– Dziękuję za te słowa, Markus – odezwałem się wreszcie.

 

Następnie zdecydowanym ruchem otworzyłem aktówkę. Cyknięcie odpinanego zatrzasku wzdrygnęło prezesem Hempelmannem, a zawodnicy spojrzeli po sobie i na powrót utkwili wzrok we mnie. Wyjąłem ze środka bielutką niczym śnieg w pełnym słońcu kartkę A4, po czym podszedłem z wyciągniętą ręką do mojego zwierzchnika i skinąłem głową, by wziął ode mnie dokument. Westchnął ciężko.

 

– Nie mogę tego przyjąć, Herr Ralf... – powiedział. – Nie po tym wszystkim, jak wyciągnąłeś nas z Regionalligi i w trzy lata zrobiłeś trzecim najlepszym zespołem kraju. Nie mogę...

 

– Proszę – zachęciłem Hemplemanna. – Niech prezes przeczyta na głos, co napisałem. Umówmy się, że samo odczytanie nie będzie jeszcze oficjalnym złożeniem przeze mnie tego dokumentu, więc niczym pan nie ryzykuje. Proszę, śmiało.

 

W końcu mój wciąż obecny przełożony drżącą ręką wziął ode mnie kartkę, nasunął na swój sędziwy nos grube okulary, odchrząknął i zaczął czytać wszystkim zgromadzonym w szatni.

 

– Ja, niżej podpisany Herr Ralf, oświadczam, że moja deklaracja była wypowiedziana całkowicie na poważnie. – Przerwał na chwilę i spojrzał przelotnie. Jego oczy zza okularów wydawały się ogromne jak wieka od weków. – Skończyłem już pięćdziesiąt lat i obiecywałem sobie, że Rot-Weiss Essen to mój ostatni klub w karierze i jeżeli nie osiągnę z tą drużyną czegoś wielkiego, nie będę miał siły zaczynać wszystkiego od nowa jeszcze gdzie indziej.

 

– Ten sezon uzmysłowił mi jednak pewne niezaprzeczalne fakty. Po pierwsze, potraficie mnie wściec jak mało kto na świecie, moja energetyczna gromado. Po drugie, życie byłoby nudne bez tych wszystkich bluzgów za linią boczną, do jakich mnie zmuszacie. Po trzecie, okazało się, że jednak potraficie zagrać, a w przyszłym roku oczekuję od was, że będziecie grać tak samo dobrze, jak wiosną, gdy zdemontuję wam boczne kółka, jakimi było widmo mojego odejścia po sezonie. Po wakacjach walczymy o Ligę Mistrzów, w kraju coraz więcej drużyn się nas obawia, a ja wiem, że stać nas na jeszcze więcej. Może zawiodę tych, którzy liczyli na to, że będą mieli mnie z głowy, ale w takich okolicznościach nic-do cholery-z tego. Walczymy dalej! Herr Ralf.

 

Gdy prezes Hempelmann skończył czytać ostatnie słowa wyglądał jak odcięty ze stryczka, a całą szatnią wstrząsnął ryk radości osiemnastu szczęśliwych piłkarzy w sile wieku, który prawdopodobnie dało się jeszcze słyszeć i z parkingu przy stadionie.

  • Lubię! 3
Odnośnik do komentarza

Od tej pory w Rot-Weiss Essen rozpoczęło się świętowanie zarówno pierwszego podium klubu w Bundeslidze od 1955 roku, jak i mojej dalszej pieczy nad zespołem, a doskonałe nastroje panowały już w momencie, w którym pakowaliśmy się do autokaru pod Allianz-Areną. Jeszcze nie wiedziałem, że wieść o moim pozostaniu szybciutko dotrze do Essen, gdzie będzie czekał już na nas tłum szczęśliwych kibiców. 

 

– Już dawno miałem ci mówić, że byłbyś un poco loco, gdybyś rzucił tę equipo w demonios, ale powiedziałbyś jedynie, żebym się callarme i cię nie drażnił. Wtedy zawsze się callarme, zanim w ogóle się odezwę, bo widzę po twojej cara, że będziesz warczał.

 

– Moriente, OCZYWIŚCIE, że kazałbym ci się wtedy zamknąć i nie mącić mi w głowie – odpowiedziałem mu i klepnąłem go dziarsko w plecy, aż puścił sprejem łyka sprite'a, którego pociągnął pół sekundy temu. – Och, jakby to powiedzieć po twojemu? Wiem, disculparé!

 

– No proszę, mi amigo, jednak español gdzieś ci tam wchodzi w czerep – skwitował, gdy już odkaszlnął, po czym i między moimi łopatkami wylądowała zamaszysta, hiszpańska graba. – Dobrze, że jednak zostajesz, bo do colección brakuje mi już tylko europejskich pucharów.

 

W pierwszy poniedziałek po zakończeniu ligowych zmagań w Berlinie odbyła się uroczysta gala zorganizowana przez DFB, na której przy owacjach całej śmietanki Bundesligi, wraz z osobami towarzyszącymi, które lśniły jak wycięte z okładek Cosmopolitan, rozdano nagrody za właśnie zakończony sezon. Osobiście przeżyłem swojego rodzaju szok i niedowierzanie, gdy ogłoszono, że Bramkarzem Sezonu wybrano... Christiana Kunzego z Bayernu Monachium. Kompletnie nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem nagrodę odebrał bramkarz, który w 34 meczach ligowych przepuścił aż 69 goli, zbierał fatalne oceny i omal nie pomógł Bawarczykom spaść z ligi. Może nie oczekiwałem, że Bramkarzem Sezonu zostanie Gabriele Olivieri – choć moim zdaniem nikt nie mógłby mieć pretensji do takiego wyboru – ale w Bundeslidze było więcej bramkarzy, którzy spisywali się dużo lepiej od Kunzego, a tytułu nie powinno się przyznawać komuś tylko dlatego, że broni barw najpopularniejszego (póki co) klubu Niemiec.

 

Wyniki kolejnych plebiscytów na szczęście były już bardziej obiektywne i sprawiedliwe. Ani jeden reprezentant słabiutkiego w tym roku Bayernu nie znalazł się w Jedenastce Sezonu, za to wyróżniono w niej Gabriele Olivieriego, a na ławce rezerwowych zamieszczono Larsa Hofmanna – moim zdaniem na wyrost – oraz Markusa Rosego – tu akurat słusznie. Królem strzelców z 27 trafieniami został Florian Storck z HSV, a na koniec wreszcie ja pojawiłem się przy mównicy i odebrałem brązową tabliczkę z wygrawerowanym moim nazwiskiem za zajęcie trzeciego miejsca w konkursie na Menedżera Roku Bundesligi.

 

Po ceremonii trochę podchmielony siedziałem z jeszcze bardziej podchmielonym Olkiem Wasoskim, którego poinformowałem, że jutro po południu zaszywamy się na resztę dnia w kawiarence przy rynku w Essen, gdzie dokonamy podsumowania sezonu i oceny posiadanej obecnie kadry, byśmy w przyszłym sezonie nie dali ciała w Lidze Mistrzów.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Drzewa na rynku zieleniły się radośnie w majowym słońcu, ludzie przechodzili raz po raz we wszystkich kierunkach, a wszędobylskie gołębie z zapałem pluskały się w fontannie. W tym czasie ja z Olkiem Wasoskim kończąc po pierwszym weizenie przeglądaliśmy nasze papiery z notatkami i analizowaliśmy wszystko to, co działo się w minionych miesiącach w drużynie.

 

Gdyby nie moja drobiazgowość, cały sezon uznałbym za fantastyczny; w końcu przed jego startem nawet nie marzyłem o podium w końcowej klasyfikacji. Jednak mimo niewątpliwego sukcesu i zakwalifikowania się do europejskich pucharów nadal miałem świadomość, że mamy sporo słabych punktów w zespole, co najlepiej udowodniło zachwianie formy na koniec kampanii i rozpoczęcie jej bez tejże.

 

Cytat

Bramkarze:

– Brahima Kanté (30 l., BR, Wybrzeże Kości Słoniowej; 3/0) – 7 spotkań – 11 strc. – 4 czst.k. – 0 GM; 6.75

– Gabriele Olivieri (27 l., BR, Francja; 11/0 U-21) – 31 spotkań – 51 strc. – 8 czst.k. – 3 GM; 7.36

------

– Marc Kayser (24 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Dirk Krause (19 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Dennis Lippert (18 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Björn Neumann (20 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Sven Schmidt (20 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

 

Początkowo miałem sporo wątpliwości, kto powinien strzec naszej bramki, ale z czasem pewnym numerem jeden wykrystalizował się Olivieri, który po pokonaniu początkowych problemów z aklimatyzacją zaczął bronić fantastycznie, choć oczywiście zdarzały mu się słabsze momenty. Iworyjczyk Kanté, który godnie zastępował Gabriele w krytycznych sytuacjach, najlepiej gdyby już teraz oswajał się z rolą rezerwowego, gdyż nie sądziłem, by był jeszcze w stanie wywalczyć na stałe bluzę z numerem jeden. W rezerwach miałem gromadę juniorów i dwóch pełnoprawnych zawodników na czarną godzinę w postaci KayseraKrausego i Neumanna, z czego dwóch ostatnich okazyjnie zasiadało na ławce pierwszego zespołu, ale niestety musiałem przyznać, że póki co żadnej przyszłej gwiazdy bramkarskiej tam nie widziałem. Większych transferów na tę chwilę nie planowałem, ale nie wykluczałem, że będę musiał rozejrzeć się za doświadczonym rywalem dla Olivieriego.

 

Cytat

Prawa obrona:

– Anders Albrechtsen (25 l., O PŚ, DP, Dania; 33/1) – 24 spotkania – 1 gol – 4 asysty – 1 GM; 6.83

– Lars Hildebrandt (21 l., O/P P, Niemcy; 10/0 U-21) – 33 spotkania – 0 goli – 5 asyst – 0 GM; 6.66

------

– Krzysztof Brzeziński (20 l., O P, Polska) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Rocco D'Aniello (18 l., O/DBP P, Włochy) – zespół rezerw

– Martin Haas (17 l., O PŚ, Niemcy) – zespół rezerw

 

Prawa flanka defensywy wyglądała w tym sezonie nieco lepiej, niż w poprzednim. Anders Albrechtsen nareszcie przestał rozdawać rywalom rzuty karne, co z miejsca uczyniło go bardziej przydatnym dla zespołu, a w moich oczach bardziej wartościowym. Jednak przez większość czasu to Lars Hildebrandt, który zadebiutował w pierwszym zespole, przez większość czasu był naszym podstawowym zawodnikiem i coraz lepiej się rozwijał, choć kilka tragicznych występów, jakie mu się trafiły, znacząco zaniżyły mu średnią not przyznawanych mu przez obserwatorów. W rezerwach niestety kompletnie nie rozwinął się Brzeziński, który po wypełnieniu kontraktu miał w lipcu opuścić RWE, w przeciwieństwie do utalentowanego D'Aniello, który rozegrał świetny sezon na zapleczu pierwszego zespołu i wyglądał coraz kompletniej. Awansu z drużyny U-19 doczekał się też Martin Haas, który otrzymał ode mnie szansę dalszego rozwoju.

 

Cytat

Środek obrony:

– Gianfranco Bernardini (25 l., O Ś, Włochy) – 12 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.58 –> lista transferowa

– Matteo De Martin (22 l., O Ś, Włochy) – 4 spotkania – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.25

– Lars Hofmann (27 l., O Ś, Niemcy; U-19) – 30 spotkań – 0 goli – 1 asysta – 0 GM; 7.20

– Mario Negro (24 l., O Ś, Włochy; 5/0 U-21) – 27 spotkań – 3 gole – 1 asysta – 1 GM; 7.30

– Aleksandr Wierbicki (26 l., O Ś, Białoruś; 31/1) – 2 spotkania – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.50 –> lista transferowa

– David Pittet (28 l., O/P Ś, Szwacjaria; 11/0) – 8 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 7.00 –> lista transferowa

– Jan Busch (29 l., O Ś, Niemcy) – sprzedany do Mainz

------

– Maurizio Ambrosio (21 l., O Ś, Włochy) – zespół rezerw

– Matthias Frank (33 l., O Ś, Niemcy; 2/0 U-21) – sprzedany do Hannover 96

– Andreas Kern (31 l., O Ś, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

 

Naszymi najlepszymi stoperami w minionym sezonie byli bez wątpienia sprowadzony latem Hofmann i coraz dojrzalej grający Negro, choć obaj z nich mieli na koncie kilka wstydliwych wpadek. Pozostali wybitnie nie wprawiali mnie już w zachwyt. Jednego tylko De Martina postanowiłem jeszcze nie skreślać, choć nie miałem co do niego większych nadziei, natomiast Bernardini, wiecznie marudzący, ale nic nie próbujący zrobić Wierbicki i Pittet, który zagrał parę niezłych spotkań, ale nie brał odpowiedzialności za swoje błędy, umieszczeni zostali na liście transferowej, a kiepski Busch wręcz został sprzedany jeszcze zimą. Martwił mnie brak obiecujących juniorów w rezerwach, a także dość krótka ławka na tej pozycji, więc w najbliższym czasie miałem zintensyfikować poszukiwania zdolnej młodzieży i kogoś doświadczonego do pierwszego zespołu.
 

Cytat

Lewa obrona:

– Marcin Gruszka (25 l., O/DBP/P P, Polska; 7/0 U-21) – 36 spotkań – 0 goli – 6 asyst – 3 GM; 7.08

------

– Matthias Groß (17 l., O/P L, Niemcy) – zespół rezerw

 

Do Marcina Gruszki specjalnych zastrzeżeń nie miałem, grał dobrze, zaliczył parę asyst i świetnych spotkań. Prawdą było jednak, z czym zgodził się też Wasoski, że Marcin potrzebował wartościowego zmiennika nie tylko na zabezpieczenie na wypadek kontuzji lub znaczącej obniżki formy, ale też dla najzwyczajniejszego odciążenia, gdyż obecnie był najbardziej eksploatowanym zawodnikiem RWE, co mogło źle się skończyć. Na pewno do tej roli nie był gotowy jeszcze młodziutki Groß, który dopiero w tym sezonie skończył 17 lat i został przeze mnie awansowany do drużyny rezerw. Po środku obrony była to kolejna pozycja, o której przyszłość musiałem zadbać na już.

Odnośnik do komentarza
Cytat

Prawe skrzydło:

– Hans Vink (27 l., P PŚ, Holandia; 3/1 U-21) – 30 spotkań – 2 gole – 7 asyst – 0 GM; 6.80

– Wellington (31 l., OP P/N, Austria; 9/0) – 23 spotkania – 2 gole – 2 asysty – 1 GM; 6.65

------

– Daniel Ruf (17 l., DBP/OP P, Niemcy) – zespół rezerw

– Federico Pedretti (19 l., OP P, Włochy) – zespół rezerw

 

Prawe skrzydło mieliśmy w tym roku zwichnięte. Wellington nie sprawdził się jako zawodnik, który miał wnieść do drużyny niezbędny bagaż doświadczenia, a Vink w swoim trzecim sezonie w RWE trzeci raz zawiódł; obaj zagrali po kilka dobrych spotkań, ale na przekroju całego sezonu byli bezbarwni jak papier toaletowy, a na wiosnę Holender jedyny dobry mecz zagrał ze słabiutką Alemannią. Gdybym miał w zespole więcej piłkarzy mogących zastąpić ich od zaraz, zarówno Wellington jak i Vink wylądowaliby na liście transferowej. Tak zaś póki co przeniosłem do pierwszego zespołu dobrze rozwijającego się Pedrettiego, miałem zamiar rozejrzeć się za klasowym zawodnikiem do wyjściowej jedenastki, zaś gdyby mi się to udało, a Austriak z Holendrem nadal zawodziliby jesienią, miałem zamiar pozbyć się ich zimą.

 

Cytat

Środek pomocy:

– Franck Brou (29 l., DP, Wybrzeże Kości Słoniowej; 24/5) – 13 spotkań – 1 gol – 1 asysta – 0 GM; 6.92

– Jairo (22 l., DP, Brazylia) – 1 spotkanie – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.00 –> lista transferowa

– Thomas Franz (27 l., DP, OP Ś, Niemcy) – 25 spotkań – 6 goli – 6 asyst – 1 GM; 7.28

– Markus Rose (27 l., P Ś, Niemcy; 1/0) – 34 spotkania – 8 goli – 5 asyst – 3 GM; 7.44

– Fernando Suárez (26 l., OP Ś, Argentyna) – 3 spotkania – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.00 –> lista transferowa

------

– Mark Hofstede (23 l., DP, Holandia) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Christian Baumann (18 l., P Ś, Niemcy) – zespół rezerw

– Christian Gerber (18 l., P Ś, Niemcy) – zespół rezerw

– Sebastian Rose (18 l., P Ś, Niemcy) – zespół rezerw

– Jörg Eckstein (18 l., OP Ś, Niemcy) – zespół rezerw

– Tobias Hornig (19 l., OP Ś, Niemcy) – zespół rezerw

 

Niezmiennie niekwestionowaną gwiazdą drużyny pozostawał znakomity Markus Rose, który wciąż świetnie sprawdzał się w roli kapitana i był motorem napędowym zespołu. Najczęściej u jego boku w środku pola występował Thomas Franz, którego gra bardzo mi się podobała, a mocne uderzenie z dystansu, jakim dysponował Thomas, przyniosło nam kilka ważnych bramek. W przyszłym sezonie miałem zamiar dawać więcej szans Iworyjczykowi Brou, który nie mógł wstrzelić się do wyjściowej jedenastki, choć Franck ostatnimi czasy trochę się zbiesił i sądziłem, że może to być jego ostatnia kampania w RWE. Na liście transferowej znaleźli się niepotrzebny w zespole Suárez Jairo, gdyż nie chciałem blokować im kariery, a po wygaśnięciu kontraktu miał odejść Hofstede, któremu dałem szansę odbudowania się w Essen, a ten ją całkowicie zmarnował. 

 

W rezerwach do drzwi pierwszego zespołu mieli niebawem zacząć pukać niezwykle obiecujący Gerber i Hornig, a także Seba Rose, w przypadku którego wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że pójdzie w ślady swego sławnego już imiennika. W tej chwili żadne wzmocnienia nie były potrzebne, chyba, że trafiłby się nam istny geniusz środka pola do wyjęcia na atrakcyjnych warunkach.

 

Cytat

Lewe skrzydło:

– Andrade (22 l., P LŚ, Portugalia; U-19) – 18 spotkań – 1 gol – 3 asysty – 0 GM; 6.67

– Mikkel Andreasen (27 l., P L, Dania; 29/2) – 17 spotkań – 3 gole – 6 asyst – 1 GM; 7.47

– Kevin Bruns (20 l., OP L, Niemcy; 8/2) – 12 spotkań – 3 gole – 3 asysty – 0 GM; 6.92

– Sebastian Franz (25 l., OP LŚ, Niemcy; U-19) – 24 spotkania – 2 gole – 9 asyst – 2 GM; 7.29

------

– Stefan Walther (19 l., P L, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Dieter Freund (18 l., OP LŚ, Niemcy) – zespół rezerw

 

Początkowo nie miałem zbyt dużego zaufania do Andreasena, ale gdy w pewnym momencie Duńczyk miał okazję wskoczyć do wyjściowej jedenastki, już do końca sezonu nie oddał miejsca na lewym skrzydle, wydatnie przyczyniając się do podium RWE w Bundeslidze; on też miał być naszym podstawowym lewoskrzydłowym na przyszły rok. Tym razem nieco słabiej spisał się młodzieżowy reprezentant Niemiec Kevin Bruns, ale był jeszcze młody i zamierzałem przymknąć na to oko. Seba Franz dobrze wywiązywał się z roli zmiennika dla Andreasena, a pod koniec sezonu doskonale odnalazł się w środku pomocy, gdzie mieliśmy z niego wiele pożytku. Przyszły rok miał stanowić być albo nie być dla Andrade, który zdecydowanie rozczarował.

 

Cytat

Napastnicy:

– Marek Topolski (25 l., OP/N Ś, Polska; 14/11 U-21) – 35 spotkań – 19 goli – 5 asyst – 2 GM; 7.03

– Andreas Beer (18 l., N, Niemcy) – 2 spotkania – 0 goli – 1 asysta – 0 GM; 7.00

– Darko Barisić (25 l., N, Chorwacja; 16/1) – 9 spotkań – 4 gole – 4 asysty – 1 GM; 6.44 –> lista transferowa

– Klaus Walter (26 l., N, Niemcy; U-19) – 31 spotkań – 18 goli – 8 asyst – 2 GM; 7.13 –> lista transferowa

– Daniel Wolf (32 l., N, Austria; 4/2) – 32 spotkania – 17 goli – 7 asyst – 3 GM; 7.13

------

– Fabrizio Cozzi (18 l., N, Włochy) – zespół rezerw

– Sven Müller (18 l., N, Niemcy) – zespół rezerw

– Tim Schuster (19 l., N, Niemcy) – zespół rezerw

– Andreas Wessels (19 l., N, Niemcy) – zespół rezerw

 

Napastników może nie posiadaliśmy klasy światowej, ale byłem zadowolony z ich waleczności, co zaowocowało gradem goli ich autorstwa. Po trudnych początkach z RWE świetnie grać zaczęli Topolski z doświadczonym Wolfem, którzy wymieniali się trafieniami i asystami, tak że liczyłem na to, że w przyszłym roku będą prezentować równą formę już od początku rozgrywek. Wtórował im Klaus Walter, z którym jednak miałem problem, gdyż mimo faktu, że rozegrał od pierwszej minuty większość spotkań, to nadal uważał, że gra zbyt rzadko, co w połączeniu z brakiem zgody na podpisanie nowego kontraktu zapewniło mu u mnie zaszczytne miejsce na liście transferowej. Jego los podzielił Darko Barisić, który na początku sezonu był co prawda naszym podstawowym zawodnikiem, ale po kontuzji całkowicie się rozsypał i straciliśmy z niego wszelki pożytek. Wskutek wiosennej plagi urazów i zawieszeń za kartki pierwsze kroki w pierwszym zespole zaczął stawiać Andreas Beer, który zrobił na mnie dobre wrażenie i nadal miał otrzymywać szanse z ławki.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Teraz Rot-Weiss Essen musiało zapomnieć o mojej osobie na co najmniej kilka najbliższych tygodni, choć ja miałem wielką nadzieję, że aż do lipca. Po dokończonych formalnościach związanych z zakończeniem sezonu i złożeniu propozycji nowych kontraktów dla tych, którzy najbardziej na nie zasłużyli, spakowałem wszystkie niezbędne manatki i wraz z Moriente, Olkiem Wasoskim i moim wieloletnim reprezentacyjnym asystentem Maćkiem Skorżą wyjechaliśmy do Austrii. Cel znajdował się za dobrze mi znanym Klagenfurtem, nad lazurowym Wörthersee, by tam spędzić ostatni weekend poprzedzający początek zgrupowania przed mundialem w Kanadzie. Pogoda tego roku doskonale sprzyjała odetchnięciu, więc w nieznającym trosk otoczeniu, z widokiem na błękitną toń i alpejskie szczyty odcięliśmy się od trudów sezonu.

 

Czterej dostojni dżentelmeni w średnim wieku, brzeg Wörthersee, górskie powietrze, mocno grzejące słońce, leżaki i flaszka dobrej whiskey. Moriente oczywiście w jednej ze swoich koszul hawajskich, wyłącznie w których można go było widzieć, gdy tylko temperatura przekraczała 25 stopni.

 

– Janusz poprosił mnie, bym ci przekazał, że po sezonie przechodzi na emeryturę – oznajmił mi Maciek Skorża, który w ciemnych okularach przypominał mi trochę Johna Belushiego w roli Jake'a Bluesa; brakowało mu jedynie pekaesów i charakterystycznego grymasu. – To będzie jego ostatni turniej z reprezentacją, później chce osiąść na stałe w kraju i bawić wnuki, póki jeszcze ma dosyć siły i chęci.

 

– W takim razie w Kanadzie zgotujemy mu huczne pożegnanie – odpowiedziałem. – Pamiętam, jak w 2014 roku zatrudniałem go jako głównego lekarza kadry. W lutym był na pierwszym zgrupowaniu, a parę miesięcy później zostaliśmy mistrzami świata. Kiedy konkretnie kończy?

 

– Mówił, że siódmego lipca, ale gdyby w Kanadzie coś się okazało, to jest gotowy wstrzymać się kilka dni dla dobra drużyny.

 

– I bardzo mnie to cieszy, cenię ludzi oddanych sprawie.

 

Maciek parsknął śmiechem i pociągnął łyk złocistego trunku ze szklanki o grubym dnie.

 

– Coś nie tak? – spytałem.

 

– Po prostu zabrzmiałeś jak jakiś naczelny wódz, mówiąc o oddaniu sprawie – zaśmiał się jeszcze raz. – Dobrze, że rzadko gramy mecze w jednolicie czerwonych strojach, bo wyglądałbyś jak przywódca komunistyczny.

 

Przez moment zastanowiłem się i sam chwilę zarechotałem, gdy uznałem, że istotnie coś w mojej mowie było, a sport to taka współczesna pokojowa wojna, doskonała metoda zaspokajania żądzy rywalizacji, wyładowywania się i podejmowania walki z jakąś przeciwną nam stroną bez rozlewu krwi. Chociaż gdy przypominałem sobie niektóre brutalne faule, kończące się ciężkimi kontuzjami, jakie oglądałem na własne oczy przez minionych dwadzieścia lat, z rozlewem krwi to różnie bywało.

 

Luźno przetłumaczyłem Moriente i Wasoskiemu moją rozmowę z Maćkiem, a później odstawiłem na razie whiskey i zamiast niej sięgnąłem po półlitrową butelkę coca-coli, którą w kilkanaście minut spokojnymi łykami opróżniłem do zera; mój opracowany przed laty sposób na uniknięcie kaca lub przynajmniej jego ograniczenie. Wyciągnąłem się na leżaku, delektując promieniami słońca grzejącymi mi twarz. Już jutro, w piątek, nad Wörthersee miało zrobić się trochę gęściej wraz z przyjazdem znudzonych urlopowiczów, chcących, tak jak my, odpocząć w tym niezwykle przyjaznym rejonie.

Odnośnik do komentarza

Jak się okazało, czwartek był jedynym naprawdę cichym i spokojnym dniem. Reprezentacja Austrii była zakwalifikowana do Mistrzostw Świata, więc miejscowi coraz bardziej żyli mundialem. Tym samym gdy tylko w piątkowe popołudnie okoliczne ulice i pobliski odcinek Süd Autobahn wypełniły się lśniącymi Porsche, najnowszymi Ferrari i sporadycznie Lamborghini, a także wozami turystycznymi, średnio cztery-pięć razy na godzinę rozdawałem autografy i pozowałem do pamiątkowych zdjęć. Cóż, nikt nie kazał wygrywać mi dwóch mundiali, a obecnie na sam dźwięk mojego nazwiska, większości światowych selekcjonerów drżały łydki.

 

Mimo to w tej części Europy ludzie nie byli aż tak upierdliwi. Ulgę czułem szczególnie, gdy odwiedzaliśmy w czwórkę najbardziej oblegany nad Wörthersee hotel połączony z restauracją, gdzie szybko oswajali się z moją obecnością, a do ukradkowych spojrzeń w moim kierunku przyzwyczaiłem się już dawno i nie wpędzały mnie w zakłopotanie.

 

– Nie żałuję, że tu przyjechaliśmy, mi amigo! – mówił zadowolony Moriente. – Madre mia, ile tu się pojawiło chicas guapasDisculparé na chwilę – powiedział, po czym wziął swojego drinka i ruszył w kierunku tarasu z leżakami.

 

Wróciłem z powrotem do polskiego i zwróciłem się do Maćka Skorży, który właśnie wrócił do stolika z drinkiem, który swoim wyglądem wręcz wołał: "skosztuj!".

 

– Dużo myślałem w ostatnich miesiącach o tym, co zrobiliśmy nie tak, gdy szykowaliśmy się do ostatniego Euro.

 

– I co wymyśliłeś? – spytał.

 

– Przede wszystkim uznałem, że na Mazurach było zdecydowanie zbyt wakacyjnie – odparłem. – Przez dwa tygodnie w zasadzie tylko śmichy-chichy i luźna atmosfera. Zbyt luźna. Chłopaki prawdopodobnie poczuli się jak na koloniach za szkolnych czasów, a później przeszliśmy obok turnieju. Do dzisiaj nie mogę darować szczególnie tej Szwecji.

 

– Co proponujesz?

 

– Początkowo myślałem nad kolejnym zgrupowaniem w ciekawej lokalizacji w kraju, ale w ostatniej chwili mnie olśniło. Co ty na to, gdyby trochę odkurzyć ośrodek we Wronkach?

 

Maciek wywinął dolną wargę i przekrzywił głowę. Po chwili namysłu odezwał się:

 

– To byłby w zasadzie powrót do korzeni...

 

– No właśnie! – zawołałem, aż dwie szykowne panie, które siedziały dwa stoliki dalej, obejrzały się na mnie. Uśmiechnąłem się do nich i uniosłem dłoń; odpowiedziały tym samym, zachichotały i wróciły do swoich rozmów. – Właśnie, Maciek. Przygotowania do turniejów we Wronkach niemal zawsze przynosiły nam dobrą dyspozycję na turnieju. Ostatni raz w finale wielkiej imprezy zagraliśmy sześć lat temu. Później zacząłem kombinować z miejscami na zgrupowania i zaczęły się gorsze czasy. Jeżeli teraz znowu zagramy słabo, pozostanie mi strzelić sobie w łeb.

 

Szerokie wyjście na taras stanowiło jednocześnie doskonałą panoramę na lazurową toń jeziora, której barwę wzmacniało świecące wysoko z góry, majowe słońce. Nieco po lewej zauważyłem, jak Moriente prowadzi ożywioną dyskusję z pewną blondynką na oko około czterdziestki. Po jakimś kwadransie wybuchających raz po raz salw śmiechu obojga, amigo przyszedł z powrotem do stolika chwilę przed tym, jak Olek Wasoski wrócił z zakupów w Klagenfurcie.

 

– Co porabiałeś, Javier? Koleżankę sobie znalazłeś, czy to jakaś znajoma? – zapytałem.

 

– Żadna compañerami amigo – odpowiedział zadowolony. – Chcę po prostu ci espectáculo, że nawet w naszym wieku da się coś zdziałać.

Odnośnik do komentarza

Bilard, zabawy, piwo, whiskey, tuziny supersamochodów, poranno-południowe rejsy po jeziorze wynajętym jachtem, dzięki którym zapragnąłem zainwestować kiedyś we własny, co uznałem za prawdopodobny kolejny objaw kryzysu wieku średniego, tyle że zamiast piłowania Junaka lub innego Komara zachciało mi się opływania świata łódką Bols. W każdym razie mógłbym tu spędzić jeszcze dużo czasu i nieprędko by mi się to wszystko znudziło. Ale jednak ciągnęło Szeryfa do lasu. Ciągnęło do Wronek. Ciągnęło coraz bardziej na zgrupowanie przed Mistrzostwami Świata. Mój żywioł.

 

Powód, by ruszyć już na miejsce, znalazł się jeszcze jeden. Może niekoniecznie palący, ale lepiej dmuchać na zimne.

 

W sobotni wieczór omawiałem, jak zwykle przy jednej z moich ulubionych irlandzkich whiskey, wstępny plan na początek zgrupowania z Maćkiem, a wytyczne na moją nieobecność w Essen z Olkiem Wasoskim. W pewnej chwili rozstąpiły się drzwi od pokoju hotelowego i do środka wmaszerował Moriente. Tym razem zmarszczyłem brwi na jego widok – zmierzwione włosy na wszystkie strony świata, a także roztargana na klatce piersiowej koszula. W jego oczach widziałem obłęd połączony z dziwną wesołością.

 

– A ty co, Moriente? Próbowałeś przebrać się za Rejtana, czy zostałeś piratem przemierzającym wody Wörthersee? – spytałem wstając z krzesła, podchodząc bliżej i przyglądając się mojemu hiszpańskiemu agentowi rodem z Madrytu. – Jeśli to drugie, to załatw sobie jeszcze przepaskę na oko i wtedy...

 

– Silencio, mi amigo – przerwał mi. – Pamiętasz tę, jak to nazwałeś, compañera, o którą mnie wczoraj pytałeś?

 

– Owszem – odpowiedziałem. Maciek i Olek stali obok i przyglądali się w milczeniu.

 

– Dzisiaj się z nią reunirse na mały spacer, bo w sumie una buena mujer jest. Idziemy brzegiem lagohablamos unos con otros, jest bardzo sympatycznie. Ale nagle podbiega do nas jakiś divertido człowieczek i się na mnie wydziera.

 

– I co? I co? – odezwał się Olek z żywym zainteresowaniem.

 

– Okazało się, że to marido tej mujer, w dodatku zazdrosny jak hijo de puta, więc zaraz zaczął się ze mną szarpać obok parkingu przy knajpie.

 

– No i chyba nie dałeś mu się sprać, jak ostatni frajer, co? – zapytałem.

 

Moriente udzielił mi odpowiedzi niewerbalnej, wyciągając do mnie pięść, na której bez trudu dostrzegłem obite kłykcie. Uśmiechnąłem się szeroko, podszedłem bliżej i poklepałem go po ramieniu.

 

– Bardzo dobrze – pochwaliłem. – A później co? Tak po prostu zebrał w dziób i sobie poszedł?

 

– Noooo, absolutnie, mi amigo. Jak dostał ode mnie w una cara, wpadł na samochód jednego z huéspedes i urwał mu przy tym lusterko. Na jego miseria, właściciel tego coche był zaraz obok, taki sam krzykacz, jak i on. Austriacy to jednak są tacy divertido. W każdym razie obaj po chwili zaczęli się prać między sobą, a ja zgrabnie oddaliłem się i z bezpiecznej odległości tylko observé, jak Austriacy peleando, a w końcu podjeżdża patrula pollicial i zgarnia ich obu na czterdzieści osiem – zakończył i wybuchnął szyderczym rechotem.

 

– No dobrze, prawidłowy finał – stwierdziłem. – Ale jestem zdania, że jednak powinniśmy zakończyć już weekend za Klagenfurtem i ruszać do Polski. Olek, dużo wypiłeś?

 

– E, niedużo, tylko pół szklanki – odpowiedział Wasoski.

 

– To nie pij więcej i idź spać. Przed świtem wyjeżdżamy w kierunku Polski, bo co jak co, ale swojego agenta i fotografa reprezentacji potrzebuję mieć w gotowości, a nie w areszcie w Klagenfurcie lub Villach.

Odnośnik do komentarza

Olek Wasoski dziarsko powoził swoim czarnym SUV-em od wczesnego ranka, a zanim poczułem się na siłach i zmieniłem go na austriacko-czeskiej granicy przy Mikulovie, odebrałem jeszcze telefon z Essen, w trakcie rozmowy zatwierdzając jeszcze jeden ważny transfer na lipiec. Był to kolejny efekt mojej analizy kadrowej, w ramach której po sięgnięciu głębiej do portfela miał dołączyć do nas zawodnik Deportivo La Coruña Denílson (26 l., N, Brazylia; U-23), Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem, mający zwiększyć siłę naszego ataku.

 

Po wielogodzinnej jeździe, wielu postojach na Shellach i zmianach za kółkiem, za którym bywali też Moriente i Maciek Skorża, dojechaliśmy wreszcie w niedzielę pod wieczór do naszego dawnego, zapomnianego już nieco ośrodka we Wronkach. Teraz nie było już czasu na biesiadowanie, szlajanie się po dancingach i bójki na parkingach; teraz zaczynał się najważniejszy etap operacji "Mundial 2026", od którego zależało, czy zmażemy plamę sprzed dwóch lat, czy też zaprzepaścimy całe nasze sukcesy za mojej kadencji. Po odpowiednim odpoczynku Olek odjechał w kierunku niemieckiej granicy, a my jako pierwsi ze sztabu Biało-czerwonych zainstalowaliśmy się na kwaterze. Jutro rano miała zjechać się cała reszta – selekcjonerzy młodzieżówek Jan Koller i Darek Frankiewicz, a także trenerzy, fizjoterapeuci i powołani przeze mnie zawodnicy, którzy pod okiem Szeryfa mieli godnie reprezentować Polskę w Kanadzie.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

W poniedziałek ogromny głaz spadł mi z serca – we Wronkach zjawił się komplet powołanych przeze mnie zawodników, wszyscy do tego w doskonałej formie i bez żadnych problemów zdrowotnych. Fakt, że jeden tylko Michał Piotrowski, nasz bramkarz numer trzy, pierwszego dnia zgrupowania był niedługo po zabliźnieniu niegroźnej rany głowy i początkowo miał skupić się na treningu kondycyjnym, i tak stanowił doskonały rezultat. Na wszelki wypadek naszym lekarzom, Łukaszowi Królowi i będącemu u schyłku kariery Januszowi Kołodziejczakowi, poleciłem, by uważnie monitorowali stan zawodników, sztabowi trenerów, by racjonalnie dawkowali obciążenia treningowe, zaś moich podopiecznych uczuliłem, że mają być prawdziwymi marudami i skarżyć się, gdyby tylko cokolwiek im dolegało.

 

Podobnego szczęścia, jak my, nie mieli nasi grupowi rywale. W przypadku Kolumbii dramat przeżywał jej etatowy defensywny pomocnik Albeto Rojas, którego zerwane więzadła krzyżowe wykluczyły z udziału w turnieju. Powody do niepokoju mieli też Szwedzi, gdyż ich rezerwowy bramkarz Fredrik Samuelsson również zmagał się z kontuzją kolana, a uraz chrząstki kolanowej ograniczał jego szanse na wyjazd do Kanady do absolutnego minimum.

 

Reprezentantów innych grup również nie omijały osobiste tragedie. Podobno wiadro łez w drodze do szpitala wylał podstawowy bramkarz reprezentacji Włoch Stefano Peluso, który w kwietniu złamał nogę na treningu Interu Mediolan, ponadto w Kanadzie miało zabraknąć również stopera drużyny Hiszpanii, Carlosa Quesady, który z kolei doznał złamania kostki. Najgorsza sytuacja panowała natomiast w obozie Nigerii, w którym na mundialu miało zabraknąć aż trzech podstawowych graczy drużyny narodowej; byli to bramkarz Kenneth Lawal, skrzydłowy James Enekh i napastnik Tony Agbo. Rozwalony staw skokowy eliminował też z wyjazdu za Atlantyk filar reprezentacji Austrii, lewego obrońcę Geralda Auera.

 

Tak, zdecydowanie mogłem każdego ranka we Wronkach czcić łaskawość losu i ze szczerą wdzięcznością obserwować, jak wszyscy moi podopieczni w doskonałym zdrowiu i jeszcze doskonalszych humorach sumiennie pracują na treningach. Oby ta chwila się nie kończyła.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...