Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 tygodnie później...

Mimo kiepskiego początku sezonu i przekopanej w kratkę jesieni musiałem uczciwie przyznać, że i tak spisywaliśmy się o wiele lepiej niż przed rokiem, a do tego nie popełnialiśmy już tak wielu błędów, nie licząc spotkań z drużynami z dołu tabeli, ma się rozumieć. W analogicznym momencie poprzedniej kampanii tkwiliśmy na dobre w strefie spadkowej, a każdy cudem zdobywany punkt był wielkim sukcesem, toteż obecnie, analizując nasze poczynania, złapałem się na autentycznej nadziei, że końcu zaczniemy naprawdę grać, ale nie chciałem pochopnie zmieniać pod wpływem emocji mojej decyzji o rozstaniu z piłką klubową po sezonie. Miałem zamiar dać sobie czas do namysłu do samego końca rozgrywek, ale nie zamierzałem z nikim o tym rozmawiać.

 

Tym samym w pierwszym, noworocznym tygodniu stycznia A.D. 2026 postanowiłem jak co roku zapolować na rynku transferowym, by na przyszły sezon zabezpieczyć kadrowo klub i mojego ewentualnego następcę. Wpierw za marne 9000€ zapewniłem na lipiec przejście do naszej drużyny rezerw utalentowanego Manuela Moritza (16 l., O LŚ, DP, Niemcy), który, zdaniem moich scoutów, mógł rozwinąć się w bardzo dobrego obrońcę.

 

W następnej kolejności zabrałem się za poszerzanie pola manewru w formacjach ofensywnych, bowiem obecnie w samym ataku poza świetnym Walterem, nie najgorszym ostatnimi czasy Wolfem i miewającym przebłyski Topolskim nie miałem do dyspozycji dobrego napastnika, gdyż Darko Barisić po kontuzji strasznie cieniował i nie potrafił się odnaleźć. W tym celu podpisałem wstępny kontrakt z napastnikiem reprezentacji Serbii i zawodnikiem Crvenej Zvezdy Zeljko Mihajloviciem (29 l., N, Serbia, 39/15), a środek pola również na prawie Bosmana wzmocnić mieli Adriano (29 l. OP PŚ, N Ś, Brazylia) z Olympique Marsylii i reprezentant Czech Zdenek Machaček (29 l., OP LŚ, N Ś, Czechy, 60/10) z Eintrachtu Brunszwik, natomiast Marcina Gruszkę na lewej obronie odciążać miał Reginaldo (26 l., O PL, Brazylia) z St. Etienne.

 

Coraz częściej zacząłem też otrzymywać zapytania o juniora z naszych rezerw Rocco D'Aniello, głównie z włoskich klubów. Zamierzałem jednak zatrzymać chłopaka w klubie i dać mu się spokojnie rozwijać, gdyż przy dobrych wiatrach RWE mogło mieć z niego mnóstwo pożytku.

Odnośnik do komentarza

Wszystko widziane na żywo robi zupełnie inne, głębsze wrażenie, niż wtedy, gdy widzi się to tylko na zdjęciach w Internecie. Okoliczne lasy na górskich zboczach jakoś znacząco się nie zmieniły, może poza tym, że między nimi pojawiło się kilka budynków mieszkalnych, ale już z otwartymi ustami patrzałem w miejsce, gdzie jeszcze dziesięć lat temu stała hala produkcyjna, a dwie dekady temu podczas przerw w pracy zasiadali na dachu miejscowi robotnicy-kibice, by obserwować mecze. Sam teren wokół Sportstadion der Marktgemeinde Gratkorn zmienił się nie do poznania. Dopiero teraz, po tych wszystkich latach, mogłem powiedzieć, że do przemysłowego zadupia nareszcie zawitał piłkarski profesjonalizm, na który swojego czasu tak ciężko pracowałem, a czego efekty przyszły dopiero dwie dekady i dwa tytuły mistrza świata później.

 

Obecnie jednak Gratkorn nie było już takim typowym przemysłowym zadupiem. Parę pomniejszych zakładów przetrwało, ale ogólnie w samym miasteczku zaczęło się osiedlać coraz więcej rodzin, odmieniając jego oblicze. Było tutaj teraz o wiele czyściej i przystępniej, nic więc dziwnego, że władzom tak lekko przyszła decyzja o znaczącej rozbudowie stadioniku FC Gratkorn, jako że rosnąca populacja zapewniała solidną frekwencję, która nie pozwalała się kurzyć czterem trybunom. Tak, czterem; do historii przeszła niewielka trybuna na dwa tysiące miejsc, a zamiast niej, wykorzystując miejsce zwolnione przez rozebraną halę produkcyjną, boisko Sportstadion Gratkorn otaczały teraz eleganckie cztery trybuny z naprawdę ładnym zadaszeniem. Krzesełka oczywiście układały się w biało-zielone barwy, jakże mi znajome.

 

 

 

W samym zespole nie było już nikogo, z kim znałbym się osobiście z dawnych czasów, więc i nie za bardzo miałem z kim pogadać o niegdysiejszych dziejach. Mogłem więc całkowicie skupić się na sparingu, w którym zdecydowałem od razu postawić na skład szykowany na rundę wiosenną, by nie marnować czasu. Wyjściowa jedenastka spisała się na medal, ale już zmiennicy się nie popisali, pozwalając gospodarzom na zdobycie dwóch bramek, a na moim celowniku znalazł się Hofmann, który w wyjątkowo słaby sposób wpuścił Wagnera w pole karne. Straciliśmy też na dwa tygodnie kontuzjowanego Pitteta, ale Szwajcar akurat pełnił co najwyżej rolę rezerwowego.

Cytat

09.01.2026, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 773

TOW FC Gratkorn [AUT] – Rot-Weiss Essen [GER] 2:4 (0:1)

 

28' K.Walter 0:1

47' D. Wolf 0:2

62' D. Wolf 0:3

68' M. Wagner 1:3

68' D. Pittet (RWE) ktz.

90+1' M. Wagner 2:3

90+3' M. Topolski 2:4

 

Odnośnik do komentarza

Resztę przygotowań do wznowienia rozgrywek ligowych przeprowadzałem z zespołem już na miejscu, w Essen. Tutaj też na tydzień przed startem rundy wiosennej podejmowaliśmy towarzysko Saksonię Lipsk, rywalizującą obecnie w 2.Bundeslidze. Ponownie całą dobrą robotę odwalił w większości pierwszy garnitur, zmiennicy znów zawiedli, ponadto musiałem o tym spotkaniu powiedzieć jedną rzecz – formacja ofensywna spisała się na piątkę, natomiast obrona za ten występ otrzymała ode mnie pałę z wykrzyknikiem. Zdezorganizowana gra stoperów doprowadziła do utraty trzech goli (wszystkie trzy były wynikiem tragicznych błędów), a Gianfranco Bernardini swoją siermiężną postawą zapewnił sobie ławkę rezerwowych zamiast wyjściowego składu w meczu z Bayernem za tydzień w sobotę.

Cytat

16.01.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 338

TOW Rot-Weiss Essen [BL] – Sachsen Leipzig [2BL] 5:3 (3:1)

 

11' D. Wolf 1:0

13' F. Urban 1:1

26' K. Walter 2:1

39' K. Walter 3:1

48' K. Walter 4:1

72' R. Maier 4:2 rz.k.

77' M. Richter 4:3

85' S. Franz 5:3

 

Odnośnik do komentarza

Z klubem nieoczekiwanie rozstało się dwóch zawodników, dla których nie widziałem już miejsca w zespole. Matthias Frank (33 l., O Ś, Niemcy; 2/0 U-21), gwiazda naszej defensywy z czasów Regionalligi, za symboliczne 75 000€ przeniósł się do drugoligowego Hannover 96, gdyż nie zasługiwał na blokowanie mu schyłku kariery w naszych rezerwach. Drugim zawodnikiem, którego nie planowałem jeszcze sprzedawać, ale skoro trafiła się okazja, to to zrobiłem, był Jan Busch (29 l., O Ś, Niemcy; U-19), który nie spełnił pokładanych w nim nadziei, i za okrągły 1 000 000€ trafił do grającego w trzeciej lidze Mainz.

 

Gdy po tych ruchach ponownie rozległo się pukanie do drzwi mojego gabinetu, zastanawiałem się, kto jeszcze z mojej drużyny przyciągnął uwagę działaczy po drugiej stronie drzwi. Okazało się jednak, że to tylko przedstawiciele meksykańskiego ZPN-u, którym brakowało jedynie wielkich sombrero na głowach, po raz kolejny próbujący skusić mnie do objęcia sterów ich reprezentacji, która nawet nie zakwalifikowała się na Mistrzostwa Świata.

Odnośnik do komentarza

Długo wyczekiwana inauguracja rundy wiosennej przyciągnęła na Georg-Melches-Stadion komplet rozentuzjazmowanej publiczności, jako że do Essen przyjechał okupujący w tym sezonie dno tabeli Bayern Monachium. Była więc realna szansa na pokonanie rywala o głośnej nazwie (i na ten moment tylko nazwie), choć następował tutaj paradoks kota z przymocowaną do pleców kromką posmarowaną masłem – z jednej strony podejmowaliśmy utytułowanego rywala, z drugiej strony czerwoną latarnię ligi, więc teoretycznie powinniśmy jednocześnie wygrać i dać się ograć. Jak się okazało, takie rozwiązanie na swój sposób jest możliwe.

 

Zgodnie z moimi zapowiedziami z wyjściowego składu wyleciał Bernardini, który najbardziej rozczarowywał w sparingach, a zastąpił go Mario Negro, który na ten moment mógł być pewniejszy od Gianfranco. Bayern przystąpił do pojedynku z hasłem "nowy rok, nowa ja", więc od pierwszej minuty ostro nas zaatakował, a po dziesięciu minutach kapitalną interwencją wykazał się Olivieri, broniąc strzał głową Christiana Hofmanna z najbliższej odległości. Z czasem zaczęliśmy dochodzić do głosu, w 19. minucie Washington zadryblował się w polu karnym, Walter odebrał mu piłkę i wystawił ją Rosemu, ale Markus niestety źle przymierzył i posłał futbolówkę wprost do rąk Kunzego. Ale w końcu nasze starania przyniosły efekt – po półgodzinie Gruszka wznowił grę z autu, Seba Franz podał po obwodzie do Waltera, a Klaus kiwnął Valencię i zagrał prostopadle do wbiegającego Rosego, który tym razem nie dał Kunzemu najmniejszych szans, trybuny eksplodowały radością, a my schodziliśmy na przerwę przy prowadzeniu.

 

Na drugą połowę wyszło niestety zupełnie inne RWE, gdyż moi zawodnicy ewidentnie przypomnieli sobie, że w tym sezonie z drużynami z dołu tabeli należy grać antyfutbol, więc od razu po wznowieniu gry zaczął się defensywny kabaret. Kabaret, który już po chwili zakończył się wyrównaniem, gdy Ricciardi najzwyczajniej wbiegł w nasze pole karne, skrzętnie wykorzystując fakt, że nasi obrońcy obchodzili się z nim jak z jajkiem, ratujący sytuację Olivieri wyszedł z bramki i rzucił się pod nogi zawodnikowi Bayernu, ale odbitej piłki dopadł Silvestri i bez zbędnej żenady klepnął do naszej pustej bramki. Od tej pory Gabriele był pozostawiony zupełnie sam w pojedynkach z napastnikami Bawarczyków.

 

Mimo gry ustawieniem 0-4-2 zdołaliśmy szarpnąć raz jeszcze kwadrans później; Hans Vink wygrał pojedynek główkowy z Washingtonem, a Seba Franz uprzedził śpiącego Christiana Hofmanna i natychmiast zagrał w uliczkę do Waltera, który potężną bombą z Cichonem na plecach przywrócił nam prowadzenie. Wkrótce zacząłem przeprowadzać zmiany, niecały kwadrans przed końcem zdjąłem Hildebrandta, który uporczywie starał się sprezentować Bawarczykom wyrównanie, ale żałowałem, że nie mam czwartej zmiany, gdyż Lars Hofmann swoimi wyczynami przyprawiał mnie o palpitacje serca, notorycznie zostawiając za sobą niepilnowanego Ricciardiego. Na całe szczęście skutecznym lekiem nasercowym był Olivieri, który chyba pierwszy raz od czasu przejścia do RWE dosłownie ratował nam mecz swoimi heroicznymi interwencjami w beznadziejnych sytuacjach.

 

Gdy nareszcie rozbrzmiał ostatni gwizdek sędziego, a trybuny świętowały pokonanie Bawarczyków, podszedłem do Człowieka, Który Zatrzymał Bayern:

 

– Gabriele – powiedziałem – za to, czego dziś dokonałeś, masz u mnie kratę Wietbiera i dwukrotność premii za zachowanie czystego konta. Tylko na ten temat nikomu ani mru mru.

Cytat

24.01.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 559

BL (18/34) Rot-Weiss Essen [8.] – Bayern Monachium [18.] 2:1 (1:0)

 

29' M. Rose 1:0

48' F. Silverstri 1:1

64' K. Walter 2:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – L.Hildebrandt (78' A.Albrechtsen 6), L.Hofmann 7, M.Negro 7, M.Gruszka 7 – H.Vink (75' Wellington 7), M.Rose 7, T.Franz 7, S.Franz 8 – K.Walter 8, D.Wolf 7 (70' M.Topolski 7)

 

GM: Gabriele Olivieri (BR, Rot-Weiss Essen) - 8

Odnośnik do komentarza

Jeden z najważniejszych momentów przygotowań do Mistrzostw Świata był już za pasem, czyli nasz jedyny sprawdzian przed kanadyjską imprezą, mecz towarzyski z Estonią. Zdecydowałem jak zawsze powołać zdecydowanie najsilniejszy skład, jakim obecnie dysponowałem, choć dobrze wiedziałem, że jak zawsze będę musiał zgnoić w mediach menedżera Milanu, a po kontuzjach do kadry powrócili Michał Górka i Rafał Piątek. Niestety wypadł z niej Tomek Rogalski, który nadal jadł przez słomkę po wypadku na treningu w klubie, ale o swoją pozycję przed ostatecznymi decyzjami na przełomie maja i czerwca mógł być całkowicie spokojny.

 

Cytat

Bramkarze:

– Michał Górka (33 l., BR, Wolves, 91/0);

– Paweł Piętka (27 l., BR, Bordeaux, 6/0);

– Michał Piotrowski (30 l., BR, Crystal Palace, 12/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (28 l., O PŚ, AJ Auxerre, 48/2);
– Grzegorz Wilk (26 l., O LŚ, DP, P LŚ, NAC Breda, 4/0);
– Mateusz Machnikowski (29 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 93/13);
– Marcin Kowalik (27 l., O Ś, Betis Sewilla, 43/1);

– Tomasz Konieczny (24 l., O Ś, DP, Gillingham, 22/0);

– Zbigniew Lewandowski (29 l., O Ś, DP, Newcastle, 20/3);
– Krzysztof Wróblewski (31 l., O/P P, Ajax Amsterdam, 56/3).

 

Pomocnicy:
– Marcin Konopka (23 l., DP, Schalke 04, 5/0);
– Maciej Kwiatkowski (33 l., DP, 1.FC Kaiserslautern, 98/16);

– Rafał Piątek (30 l., P Ś, Southampton, 58/12);
– Michał Koźmiński (23 l., DP, P PŚ, Sunderland, 16/4);

– Tomasz Wilk (22 l., P L, Sheffield Wednesday, 11/1);

– Robert Koźmiński (23 l., P Ś, Leeds United, 12/3)
– Maciej Brodecki (31 l., OP PŚ, Leeds United, 104/8);

– Piotr Szymański (33 l., OP Ś, Real Madryt, 121/39).

 

Napastnicy:
– Tomasz Adamczyk (31 l., N, AC Milan, 113/114);
– Grzegorz Dudek (20 l., N, FC Barcelona, 9/3);

– Grzegorz Gorząd (29 l., N, Rayo Vallecano, 43/27);

– Zoran Halilović (29 l., N, VfL Osnabrück, 61/42);
– Marcin Pawlak (28 l., N, Sevilla, 75/39).

 

Odnośnik do komentarza

Przed wyjazdem na zgrupowanie czekał mnie jeszcze mecz w Kolonii, gdzie jechaliśmy w doskonałych nastrojach po pokonaniu Bayernu. Problem polegał na tym, że 1.FC Köln to nie tylko tegoroczny beniaminek, ale też drużyna, która zdołała się wywindować aż na 4. miejsce w tabeli, mimo to liczyłem jednak, że wreszcie zaprezentujemy się z dobrej strony i nie podarujemy rywalom zwycięstwa, zwłaszcza, że stała za nami niezła seria pięciu meczów bez porażki.

 

I faktycznie zaczęliśmy dużo lepiej, a już w 9. minucie wyprowadziliśmy zabójczy kontratak lewym skrzydłem, po którym Seba Franz dośrodkował do niekrytego Wolfa, a Daniel pewnym strzałem dał nam prowadzenie. Gdyby chwilę później bomba Waltera w niezłej sytuacji trafiła do siatki, zamiast załomotać o poprzeczkę bramki Valverdego, mielibyśmy mecz ustawiony pod siebie, tak zaś w 17. minucie niezawodny Hildebrandt w swoim stylu wpuścił Schumachera w pole karne i było cholerne 1:1. Od tej pory dobrze wiedziałem, że zapewne powtórzymy nasz numer z początku sezonu i przegramy 2:3, a mojego przekonania nie zmienił nawet Thomas Franz, który w 37. minucie pięknym rogalem z dystansu przywrócił nam przewagę.

 

Po przerwie zatem najpierw ostro przycisnęliśmy Köln i zmarnowaliśmy w tym czasie co najmniej trzy doskonałe okazje, a potem w 62. minucie Gruszka pozwolił Amato na dokładne podanie do Martina, od którego posłusznie odsunął się Negro i znów był remis. Dalej sprawy potoczyły się już z góry przewidywalnym scenariuszem, a więc osiem minut później Hofmann w swoim z kolei stylu dał się wyciągnąć jak skończony debil za piłką na środek boiska, a w powstałą lukę wbiegł Schumacher, więc zgodnie z moimi przewidywaniami skończyło się porażką 2:3 na własne życzenie, wszystkie trzy gole tracąc nie w wyniku przewagi rywali, a przez trzy indywidualne błędy lub akty sabotażu (niepotrzebne skreślić) naszych defensorów.

 

W szatni zatem ochrzaniłem winnych klnąc jak szewc, bo przez nich nasz bilans z tegorocznymi beniaminkami brzmiał 0-0-4 i byłem pewien, że po sezonie będzie 0-0-6, ponadto HildebrandtNegro i Hofmann stracili miejsce w wyjściowej jedenastce, a ten ostatni dorobił się obniżenia stopnia w drużynie, od tej pory będąc jedynie graczem szerokiego składu i okazyjnie otrzymując szansę gry.

Cytat

31.01.2026, RheinEnergieStadion, Kolonia, widzów: 45 595

BL (19/34) 1.FC Köln [4.] – Rot-Weiss Essen [6.] 3:2 (1:2)

 

9' D. Wolf 0:1

17' J. Schumacher 1:1

37' T. Franz 1:2

62' H. Martin 2:2

70' J. Schumacher 3:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – L.Hildebrandt 6, L.Hofmann (71' G.Bernardini 6), M.Negro 7, M.Gruszka 7 – H.Vink 8, M.Rose 7, T.Franz (62' Andrade 7), S.Franz 7 – K.Walter 7, D.Wolf 7 (80' M.Topolski 6)

 

GM: Jürgen Schumacher (OP L, N, 1.FC Köln) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Jako że po oddanym meczu w Kolonii zwolniły się aż trzy miejsca w bloku defensywnym, marudzenie Gianfranco Bernardiniego na brak gry, choć tym faktem zdziwiony być nie powinien, spotkało się z moją pozytywną reakcją i powiedziałem Włochowi, że w najbliższym czasie jak najbardziej otrzyma szansę w wyjściowej jedenastce. W końcu gorzej od Negro i Hofmanna na pewno nie mógł zagrać.

 

Pierwszego lutego spotkała mnie też przykra niespodzianka. W najnowszym rankingu FIFA okazało się, że z niewiadomego powodu Polska spadła aż o dwie pozycje, pierwszy raz od lat wypadając poza czołową trójkę i zajmując dopiero piąte miejsce, a wyprzedziły nas Hiszpania, z którą mogłem się zgodzić, bo to w końcu aktualny mistrz Europy, oraz Argentyna, co akurat przyjąłem ze zdziwieniem, gdyż Albicelestes od kilkunastu lat pozostawali bez żadnego znaczącego sukcesu.

 

Styczeń 2026

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-0-1, 4:4

Bundesliga: 7. [-1 pkt do Borussii Dortmund, +2 pkt nad TSV Monachium]
DFB-Pokal: Ćwierćfinał, vs. Braunschweig

Finanse: 8,29 mln euro (-1,24 mln euro)

Gole: Klaus Walter (16)

Asysty: Daniel Wolf (6)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Mistrzostwa Świata 2026: Grupa C, vs. Australia, Kolumbia i Szwecja

Eliminacje ME 2028: Grupa dziewiąta, vs. Liechtenstein, Szkocja, Czechy i Łotwa

Ranking FIFA: 5. [-2]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester United [+1 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+1 pkt]

Francja: AS Monaco [+1 pkt]

Hiszpania: Betis Sewilla [+3 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+1 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+8 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+7 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, 1/16 finału, vs. FC Porto

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1317], 2. Anglia [1210], 3. Hiszpania [1102], ..., 5. Polska [1099]

Odnośnik do komentarza

Operacja "mundial 2026" trwała w najlepsze, a przed meczem z Estonią w Chorzowie w mojej głowie zrodził się pomysł, by przetestować Michała Koźmińskiego w roli prawoskrzydłowego, wobec czego znalazł się w wyjściowej jedenastce właśnie na prawej stronie pomocy. Okazało się też, że tym razem nie musiałem wyrażać swojej opinii na temat bezczelności szkoleniowca AC Milan, gdyż Tomek Adamczyk bez przeszkód pojawił się na zgrupowaniu, podobnie zresztą jak i inni kadrowicze, a jedynym nieobecnym był Michał Piotrowski, który naciągnął ścięgno podkolanowe. Innymi słowy, przeciwko Estonii wyszliśmy w najmocniejszym zestawieniu, a swój 99. mecz w kadrze rozegrać miał Maciek Kwiatkowski.

 

Estończycy od samego początku spróbowali zaskoczyć nas otwartą grą i natychmiast się to na nich zemściło, bowiem przed upływem pierwszej minuty Konieczny wybiciem piłki przed pole karne rozpoczął nasz kontratak, Konopka następnie zagrał na dobieg do Adamczyka, a Tomek uciekł spóźnionemu Raudnagelowi i niezbyt mocnym, ale skutecznym strzałem po ziemi pokonał wychodzącego z bramki Kostina. Po chwili było już 2:0, kiedy Istsuk głową wybił dośrodkowanie Pawlaka, ale piłka trafiła do Koźmińskiego, którego podanie Adamczyk przedłużył w pole karne, a tam wbiegający Pawlak pewnie umieścił futbolówkę w bramce. W 11. minucie losy meczu były już ostatecznie rozstrzygnięte. Wtedy Konopka przejął piłkę w środku pola, Kwiatkowski elegancko znalazł Adamczyka na skraju pola karnego, a Tomek pokazał prawdziwy kunszt, jednym zwodem mijając Novikova i Istsuka, a wszystko to zwieńczył zdobyciem swojego drugiego gola.

 

Nagle zapachniało ciężkim pogromem z naszej strony i być może nawet dwucyfrówką, ale od tej pory mocno spuściliśmy z tonu i w ofensywie graliśmy już tylko na pół gwizdka.  Nawet w 30. minucie udało nam się zmarnować rzut karny, gdy po faulu Novikova Zbyszek Lewandowski, dotychczas pewny egzekutor jedenastek, pierwszy raz się pomylił, posyłając piłkę w środek bramki, wprost do rąk Kostina, który musiał jedynie zrobić koszyczek, by chwycić słabo kopniętą piłkę w ręce.

 

W przerwie zacząłem przeprowadzać zmiany, w naszej bramce stanął Michał Górka, na boisku pojawił się też Piotrek Szymański, a ja skupiłem się na obserwowaniu, jak spisują się poszczególni gracze. No i mogłem uznać, że najpewniej znalazłem nowego podstawowego prawoskrzydłowego, bowiem Michał Koźmiński był na skrzydle szybszy od wiatru, a w 63. minucie mimo asysty obrońcy pięknym wolejem z ostrego kąta zamienił na bramkę centrę Szymańskiego. Na tym skończyły się emocje na Stadionie Śląskim – odnieśliśmy przekonujące zwycięstwo, ale był to mecz, o którym za pół roku nikt już nie będzie pamiętał.

Cytat

04.02.2026, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 28 941; TV

TOW Polska [5.] – Estonia [182.] 4:0 (3:0)

 

1' T. Adamczyk 1:0

5' M. Pawlak 2:0

11' T. Adamczyk 3:0

63' M. Koźmiński 4:0

 

Polska: P.Piętka 7 (46' M.Górka 6) – K.Wróblewski 9, T.Konieczny 8 (71' M.Kowalik 6), Z.Lewandowski 8, M.Machnikowski 7 (64' G.Wilk 6) – M.Koźmiński (78' M.Brodecki 7), M.Kwiatkowski 10, M.Konopka 8 (46' P.Szymański 7), T.Wilk 8 – T.Adamczyk 10, M.Pawlak 8 (46' Z.Halilović 7)

 

GM: Tomasz Adamczyk (N, Polska) - 10

 

Odnośnik do komentarza

Po powrocie ze zgrupowania RWE podejmowało w Essen Bayer Leverkusen, drugiego beniaminka Bundesligi, więc spodziewałem się na zapas drugiej porażki z rzędu, choć profilaktycznie w naszym składzie zabrakło dyżurnych Świętych Mikołajów dla rywali, czyli HIldebrandtaHofmanna i Negro. Nadal nie mogłem też skorzystać z Kanté Brou, którzy grali w Pucharze Narodów Afryki, gdzie z Wybrzeżem Kości Słoniowej właśnie awansowali do ćwierćfinału, ponadto zabrakło kontuzjowanego Seby Franza. W sierpniu w pierwszym meczu z Leverkusen przegraliśmy 3:4 i byłem bardzo ciekawy, czy również tym razem powtórzymy wynik.

 

Od samego początku wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały, bowiem w pierwszej połowie gra toczyła się głównie na naszej połowie, a w pierwszym kwadransie nie oddaliśmy ani jednego strzału na bramkę przyjezdnych. Dopiero później zaczęliśmy wyprowadzać jakieś pojedyncze kontry, ale zawodziliśmy w ataku, szczególnie gdy po półgodzinie Wolf postanowił przypajacować i po otrzymaniu dobrego podania od Waltera na wolne pole nie ruszył na bramkę Correi, tylko oddał beznadziejny strzał z pierwszej piłki, który powędrował za linię końcową z dala od bramki. W ogóle Daniel grał dziś beznadziejnie, tak że jeszcze przed przerwą na wszelki wypadek zastąpiłem go Topolskim, jako że notorycznie prosił się o drugą żółtą kartkę.

 

Dopiero po przerwie zaczęło się coś dziać. Najpierw zaczęliśmy z wolna przejmować inicjatywę, aż w 67. minucie nareszcie przełamaliśmy impas, gdy Albrechtsen zagrał crossa na linię pola karnego, a Topolski mimo asysty Rômulo rąbnął bez przyjęcia prosto w okienko. Liczyłem na to, że w końcu odniesiemy zwycięstwo nad beniaminkiem, ale miało ono przyjść w bólach. Znów bowiem w kluczowym momencie nastąpił rozłam w drużynie na tych, którzy chcą wygrać, oraz na tych, dla których ważniejsza jest tradycja, czyli prezentowanie trzech punktów beniaminkom.

 

W efekcie gdy Bayer przeszedł na 4-2-4, daliśmy grzecznie zepchnąć się do defensywy, a nasi stoperzy przy każdym rzucie wolnym i rożnym dla rywali rozbiegali się na wszystkie strony, notorycznie zostawiając na środku pola karnego niekrytego Ponce'a. Co najmniej pięć razy Olivieri ofiarnie bronił mocne główki napastnika Bayeru, aż w końcu w 83. minucie Bernardini z De Martinem dopięli swego, znowu zostawili na środku szesnastki mającego mnóstwo swobody Ponce'a [1], który tym razem bez trudu umieścił już piłkę w siatce. Teraz byłem pewien, że pierwszy raz w mojej karierze dojdzie w szatni do rękoczynów, ale na szczęście w doliczonym czasie życie obrońcom uratował Topolski, który cudem uniknął spalonego po dośrodkowaniu Andreasena i bombą z woleja zapewnił nam trzy punkty. Nareszcie!

Cytat

07.02.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 16 575

BL (20/34) Rot-Weiss Essen [7.] – Bayer Leverkusen [16.] 2:1 (0:0)

 

67' M. Topolski 1:0

83' S. Ponce 1:1

90+2' M. Topolski 2:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – A.Albrechtsen 7, M.De Martin 7, G.Bernardini 7, M.Gruszka 7 – H.Vink 7, M.Rose 8, T.Franz 7, Andrade 6 (75' M.Andreasen 7) – K.Walter (82' Wellington 7), D.Wolf ŻK 7 (39' M.Topolski 9)

 

GM: Marek Topolski (OP/N Ś, Rot-Weiss Essen) - 9

_____________________________

 

[1] - Tak pomagają rywalom moi cholerni obrońcy.

Odnośnik do komentarza

Franck Brou i Brahima Kanté zakończyli udział w Pucharze Narodów Afryki, zdobywając z Wybrzeżem Kości Słoniowej srebrne medale (0:3 z Nigerią w finale); szczególnie zadowolony był Franck, który rozegrał bardzo dobry turniej, będąc filarem swojej drużyny, a zdobyte przez niego cztery gole, większość w fazie pucharowej, zapewniły mu tytuł wicekróla strzelców imprezy.

 

 

 

U nas tymczasem w końcu przyszedł czas na transmitowane na żywo na Eleven Sport kolejne bardzo ważne derby, tym razem w Gelsenkirchen przeciwko mocnemu w tym sezonie Schalke. Liczyłem na zwycięstwo nad naszymi krajowymi rywalami, nawet mimo faktu, że rozsypał mi się środek obrony, przez co zmagającego się z naciągniętymi mięśniami grzbietu Bernardiniego musiałem zastąpić Negro, a chorego na grypę De Martina dawno niewidzianym Pittetem. Niedługo przed wyjazdem zdecydowałem też wystawić na lewym skrzydle Andreasena za słabego ostatnio Andrade. Moje decyzje okazały się być strzałem w dziesiątkę.

 

Już w pierwszych dwudziestu sekundach postraszyliśmy naszych nieprzyjaciół z Schalke szybką akcją, po której uratował ich tylko Zanetti, broniąc w sytuacji sam na sam z Wolfem. Golkiper jednak tylko chwilowo odroczył wyrok dla swoich kolegów, bowiem już w 4. minucie Walter zdecydowanym wejściem sprzątnął piłkę sprzed nosa Moretowi i błyskawicznie zagrał na dobieg do Wolfa, który odjechał Schwabemu i eleganckim lobem przerzucił skracającego kąt Zanettiego. Do przerwy mogliśmy podwyższyć prowadzenie, ale poza cenną asystą nieskutecznością raził dziś Walter, który zmarnował trzy stuprocentowe okazje, więc w przerwie zdecydowałem, że na drugą połowę już go nie puszczę.

 

I po raz kolejny postąpiłem słusznie. Tuż po rozpoczęciu drugiej odsłony wyprowadziliśmy polski kontratak; Gruszka wybił piłkę w pole z szesnastki, tam świeżo wprowadzony do gry Topolski ściągnął na siebie GiorgiegoHidena i skupił na sobie uwagę Schwabego, po czym zagrał na dobieg do czającego się Wolfa, który w sytuacji sam na sam z Zanettim podwyższył na 2:0. Po kolejnych paru minutach przeprowadziliśmy kombinacyjną akcję całym zespołem, na końcu której Franz wyciągnął z obrony Hidena i zagrał w uliczkę do Topolskiego, który pewnie umieścił piłkę w siatce. Wściekli kibice Schalke buczeli na trybunach i rzucali tacki po bratwurstach, a ja śmiałem się z nadętej miny Caio Mello na przeciwnej ławce trenerskiej.

 

Nagle zaczęło pachnieć pogromem, ale niestety po godzinie gry koszmarny błąd popełnił świetny dotąd Olivieri, który nie trafił w piłkę przy próbie jej wybicia, przez co Pinto musiał tylko podać futbolówkę do pustej bramki. Ten moment mógł odmienić losy spotkania, ale na szczęście dziesięć minut później dwójkową akcję prawym skrzydłem przeprowadzili Wolf z VinkiemZanetti obronił główkę Andreasena z centry Hansa, ale na miejscu był Albrechtsen, który zaskoczył mnie jak nigdy, zdobywając swojego pierwszego gola dla RWE. Jego trafienie było o tyle cenniejsze, że w końcówce Anders i Marcin Gruszka popełnili błąd przy kontrze Schalke, która skończyła się ustalającym wynik golem Pinto.

 

Mimo że ostatnie słowo należało do naszych rywali, to ja obróciłem to na naszą korzyść, uznając, że to dla Schalke jedynie kropelka miodu w cysternie dziegciu, a trzy punkty, ku euforii kibiców i prezesa Hempelmanna, pojechały z nami do Essen. Gdyby sezon zakończył się w tej chwili, zakwalifikowalibyśmy się do Pucharu UEFA.

Cytat

15.02.2026, VeltinsArena, Gelsenkirchen, widzów: 59 336; TV

BL (21/34) Schalke 04 [4.] – Rot-Weiss Essen [7.] 2:4 (0:1)

 

4' D. Wolf 0:1

49' D. Wolf 0:2

53' M. Topolski 0:3

60' R. Pinto 1:3

68' A. Leitner (S04) ktz.

70' A. Albrechtsen 1:4

85' R. Pinto 2:4

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 9 – A.Albrechtsen 9, D.Pittet 8, M.Negro 8, M.Gruszka 8 – H.Vink 7 (71' Wellington 7), M.Rose 9, T.Franz ŻK 9, M.Andreasen ŻK 9 – K.Walter 7 (46' M.Topolski 8), D.Wolf 9

 

GM: Daniel Wolf (N, Rot-Weiss Essen) - 9

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Na dalszą walkę o ligowe punkty musieliśmy poczekać trochę dłużej, bowiem najpierw czekał nas ćwierćfinałowy mecz DFB-Pokal przeciwko Eintrachtowi Brunszwik. Coraz bardziej wyglądało na to, że jakaś franca zalęgła się wśród naszej defensywy, ponieważ na jednym z ostatnich treningów przed wyjazdem sztangę na klatkę piersiową upuścił sobie David Pittet, który miał znaleźć się w wyjściowym składzie. Jako że nadal miałem dość Hofmanna, w obronie z musu znalazł się Wierbicki, jeden z kolejnych narzekaczy na brak gry, nie dostrzegających swoich kiepskich umiejętności.

 

Niestety w Brunszwiku daliśmy dupy po całości, żegnając się w Pucharem Niemiec w zasadzie już po pierwszym kwadransie, a przez cały mecz nie byliśmy dla gospodarzy żadnym zagrożeniem. Aleksandr Wierbicki oczywiście tylko potwierdził, że nie powinien mieć pretensji o przesiadywanie na trybunach, bo to właśnie on pozwolił Middletonowi dobić do pustej bramki strzał Krausa, efektownie obroniony przez Olivieriego. Wściekły Gabriele zmierzył Białorusina takim spojrzeniem, że gdyby wzrok mógł zabijać, nasz obrońca resztę wieczoru spędziłby w lodówce pod prześcieradłem. W 15. minucie Negro jak zwykle opuścił swoją pozycję i zostawił po sobie lukę w obronie, dzięki czemu Kraus jednak zdobył swojego gola, a po godzinie gry Wierbicki na wszelki wypadek strzelił sobie w drugie kolano, przegrywając kluczowy pojedynek główkowy, po którym swoje drugie trafienie zaliczył Kraus.

 

Byliśmy tego dnia tak słabi, że Eintracht musiał nam dopiero podarować rzut karny, byśmy strzelili sobie honorowego gola, a z jedenastu metrów dokonał tego Topolski. Odpadliśmy więc z dalszej gry po fatalnej grze, na niewielkie pocieszenie zostało nam 800 000€, ale te pieniądze nie były warte skręconej kostki Waltera, w którego wjechał bydlak Castro. Na co najmniej miesiąc straciliśmy naszego najlepszego strzelca.

Cytat

24.02.2026, Stadion Hamburger Straße, Brunszwik, widzów: 24 058

DFB-P ĆwF Eintracht Braunschweig [BL] – Rot-Weiss Essen [BL] 3:1 (2:0)

 

6' M. Middleton 1:0

10' K. Walter (RWE) ktz.

15' M. Kraus 2:0

60' M. Kraus 3:0

78' M. Topolski 3:1 rz.k.

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 6 – A.Albrechtsen 7, A.Wierbicki 7, M.Negro 7, M.Gruszka 6 – H.Vink ŻK 7, M.Rose ŻK 6 (73' L.Hildebrandt 6), T.Franz 7 (55' F.Brou 7), M.Andreasen 7 – K.Walter Ktz 6 (10' M.Topolski 7), D.Wolf 6

 

GM: Marco Kraus (N, Eintracht Braunschweig) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Nasz atak został osłabiony w niefortunnym momencie, bowiem szykowaliśmy się na wyjazd do znienawidzonego przeze mnie Karlsruhe, które co prawda wreszcie pokonaliśmy jesienią, ale jednym zwycięstwem zadowalać się nie zamierzałem. Nie była to jednak jedyna zmiana, bowiem za klęskę w Brunszwiku ktoś musiał beknąć, więc postanowiłem zacisnąć zęby i raz jeszcze wystawić Hofmanna w miejsce nieruchawego Wierbickiego, wierząc, że Lars akurat trafi w dzień dobrej formy.

 

Jak ostatnimi czasy lubiło nam się zdarzać, tak i tym razem lepiej weszliśmy w mecz, czego ilustrację stanowiła zmarnowana niestety sytuacja sam na sam Wolfa z Özdemirem, którego strzał minął bramkę. Karlsruhe też nie zamierzało stać w miejscu i grzecznie dać się pokonać, więc po chwili Olivieri z klasą sparował piękną bombę Kaisera z 25 metrów, ale w 9. minucie Rose znalazł Topolskiego przed polem karnym gospodarzy, Marek następnie podał w tempo do Wolfa, który uciekł Kalininowi i posłał piłkę do bramki między nogami Özdemira.

 

Wymiana ciosów trwała dalej, Olivieri musiał bronić mocny strzał Powella, szczęścia bez skutku próbował też Hornig, a z naszej strony o krok od podwyższenia prowadzenia byli WolfTopolski i Vink. A kiedy spodziewałem się już wyrównującego gola dla Karlsruhe wobec naszych marnowanych okazji, w 38. minucie mnie w osłupienie, a naszą wyjazdową ekipę kibiców w wybuch radości wprawił Vink, który otrzymał podanie od Albrechtsena, po czym zewnętrznym (!) podbiciem z lewej (!!!) nogi odwinął taką torpedę zza szesnastki, że nie wyobrażałem sobie, by nie miała być nominowana wśród Bramek Miesiąca.

 

W szatni starałem się uczynić naszą grę bardziej dokładną, ale w drugiej odsłonie dalej trwał pojedynek na noże, w którym trudno było wskazać lepszego, lecz byliśmy odrobinę skuteczniejsi od Karlsruhe. Tylko odrobinę, konkretniej o trzy uderzenia, bo w 69. minucie Daniel Wolf zmarnował rzut karny podyktowany za faul Kalinina, ale w końcówce zrehabilitował się za wpadkę, ośmieszając w polu karnym Krausego i zamieniając na gola dobrą centrę rezerwowego Wellingtona. Zdecydowane skopanie cholernego Karlsruhe sprawiło mi ogromną przyjemność, ale o to zwycięstwo przyszło nam ciężko zawalczyć, wbrew temu, co sugerują jego rozmiary.

Cytat

28.02.2026, Wildparkstadion, Karlsruhe, widzów: 13 451

BL (22/34) Karlsruher SC [12.] – Rot-Weiss Essen [6.] 0:3 (0:2)

 

9' D. Wolf 0:1

38' H. Vink 0:2

69' D. Wolf (RWE) nw.rz.k.

85' D. Wolf 0:3

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – A.Albrechtsen 9, L.Hofmann 9, M.Negro 8, M.Gruszka 8 – H.Vink (79' Jairo 6), M.Rose 8, T.Franz 9, M.Andreasen 8 (77' K.Bruns 6) – M.Topolski (53' Wellington 7), D.Wolf 10

 

GM: Daniel Wolf (N, Rot-Weiss Essen) - 10

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Bardzo udany luty i solidna forma, jaką prezentowaliśmy już od dłuższego czasu, przyniosła nam w końcu nagrody od DFB. Daniel Wolf mógł świętować swój osobisty sukces, jakim był dla niego tytuł Piłkarza Miesiąca Bundesligi, a trzecie miejsce zajął do tego Thomas Franz; na podium przedzielił ich jedynie Matthias Afriyie z Borussii Dortmund.

Na samym początku marca wielkim echem odbiła się w Niemczech klęska Bayernu Monachium, który przegrał na własnym stadionie aż 0:5 z Werderem Brema. Na Allianz-Arenie panowała wręcz grobowa atmosfera, a coś, co wydawało się rzeczą niepojętą, czyli spadek Bayernu z ligi, stawał się coraz bardziej prawdopodobną możliwością.

 

Jakbym nie był jeszcze wystarczająco szczęśliwy, humor dodatkowo poprawił mi najnowszy ranking FIFA, w którym powróciliśmy na należne nam miejsce na podium.

 

 

Luty 2026

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 3-0-1, 10:6

Bundesliga: 5. [-1 pkt do Schalke, +1 pkt nad Borussią Dortmund]
DFB-Pokal: Ćwierćfinał, 1:3 z Braunschweig; out

Finanse: 8,06 mln euro (-231 tys. euro)

Gole: Klaus Walter (16)

Asysty: Klaus Walter i Daniel Wolf (po 6)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 4:0

Mistrzostwa Świata 2026: Grupa C, vs. Australia, Kolumbia i Szwecja

Eliminacje ME 2028: Grupa dziewiąta, vs. Liechtenstein, Szkocja, Czechy i Łotwa

Ranking FIFA: 3. [+2]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+3 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+1 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+2 pkt]

Hiszpania: Betis Sewilla [+0 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+5 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+8 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+7 pkt]

Włochy: Atalanta [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, 1/16 finału, 0:3 i 0:2 z FC Porto; out

 

Reprezentacja Polski:

- 04.02, Mecz towarzyski, Polska - Estonia, 4:0

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1257], 2. Anglia [1215], 3. Polska [1110]

Odnośnik do komentarza

Na treningach regularnie przestał pojawiać się Fernando Suárez. Jako że pozycja Argentyńczyka w zespole nie należała do silnych, zdecydowałem wystosować wobec niego tylko formalną naganę, ale po następnym takim numerze miał trafić na listę transferową od razu, zamiast po zakończeniu sezonu.

 

 

Z kolei nasz pierwszy mecz marca stanowił od razu doskonałą okazję do rewanżu tak za porażkę z jesieni, jak i za niedawną przegraną w Pucharze Niemiec, gdyż podejmowaliśmy na Georg-Melches-Stadion dziesiąty w tabeli Eintracht Brunszwik. Ostatnie występy przeciwko gościom wybitnie nam nie wychodziły, więc o motywację w zespole mogłem być spokojny, co potwierdziło boisko.

 

Od pierwszej minuty byliśmy stroną wyraźnie przeważającą, Eintracht nie był w stanie oddać celnego strzału na naszą bramkę – tak cholerny Middleton, jak i cholerny Kraus przechodzili obok meczu – ale i nas nie musiał się zbytnio obawiać bramkarz rywali Dias, gdyż totalnie knociliśmy wszystkie akcje, gdy tylko docierały pod pole karne. Lecz gdy zegar na tablicy świetlnej wskazał pół godziny spotkania, nastąpiło sześć minut, które wstrząsnęło Brunszwikiem.

 

Instant-masakrę zaczęliśmy w 30. minucie własnie, kiedy koszmarny błąd przy próbie wybicia piłki głową popełnił Lorenz, dzięki czemu Topolski natychmiast pięknie przelobował wysuniętego przed bramkę Diasa. Zaraz po wznowieniu gry wywalczyliśmy rzut wolny ze środka pola, z którego Rose rozciągnął na prawo, świetny dziś Albrechtsen posłał wrzutkę, a Daniel Wolf bez problemu zgubił Pellegrino i główką obok interweniującego Diasa szybko podwyższył na 2:0. A w 36. minucie obrona Eintrachtu – nareszcie nie nasza – zrobiła sobie efektowne ziaziu, kiedy kolejną zuchwałą centrę przypuścił Albrechtsen, a w polu bramkowym zderzyli się ze sobą De SantisLorenz i... Dias, co wykorzystał Andreasen, zdobywając swojego pierwszego gola w tym sezonie. Mecz został rozstrzygnięty w ciągu 360 sekund.

 

Szkoda więc, że tuż przed przerwą goście z Brunszwiku zdobyli honorowego gola z rzutu wolnego, podyktowanego za faul Andreasena na linii pola karnego, czego, mimo strzelonej bramki, nie omieszkałem mu wypomnieć w przerwie. W drugiej połowie spodziewałem się więc szaleńczej pogoni rywali za wynikiem, co poniekąd miało miejsce, tyle że ich napastnicy byli dziś w fatalnej dyspozycji. Ambitną grę Eintrachtu zakończyła w końcówce druga żółta kartka dla Carlosa Alberto, a chwilę później rezerwowy Franck Brou popisał się efektownym strzałem z dystansu, który ugrzązł w oknie bramki Diasa, tak więc zemsta w pełni nam się udała. Cieszyłem się z tego tym bardziej, że po tym zwycięstwie mieliśmy zaledwie punkt straty do pierwszej trójki Bundesligi.

Cytat

07.03.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 15 844

BL (23/34) Rot-Weiss Essen [5.] – Eintracht Braunschweig [10.] 4:1 (3:1)

 

30' M. Topolski 1:0

31' D. Wolf 2:0

36' M. Andreasen 3:0

44' R. Gadermeier 3:1

84' Carlos Alberto (EB) czrw.k.

87' F. Brou 4:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 8 – A.Albrechtsen 9, L.Hofmann 8, M.Negro 8, M.Gruszka 8 – H.Vink 7 (78' L.Hildebrandt 7), M.Rose 8, T.Franz ŻK 7 (68' F.Brou ŻK 7), M.Andreasen 9 – M.Topolski 9, D.Wolf 8 (72' Wellington 6)

 

GM: Anders Albrechtsen (O PŚ, DP, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Tydzień później czekał nas wyjazd, na który miałem chrapkę w zasadzie aż od zeszłego sezonu – dopiero po raz drugi od mojego powrotu do Bundesligi wraz z Rot-Weiss Essen gościłem na Osnatel-Arenie, gdzie zmierzyć mieliśmy się z broniącym się oczywiście przed spadkiem VfL Osnabrück. Nie mogłem zabrać na ławkę Seby Franza, który doznał kolejnej kontuzji, więc jego miejsce zajął Andrade; poza tym na dobrze znanym mi stadionie pojawiła się niezmieniona jedenastka.

 

Oliver Kahn postanowił przygotować swoich podopiecznych do maksymalnego zagęszczenia środka pola, więc Fiołki wyszły ustawieniem 3-5-2, z zaledwie trójką obrońców, ale aż pięcioma pomocnikami. Jak zwykle odpowiedziałem na to nakazując moim zawodnikom częstą grę długimi piłkami, by omijać tłok na środku boiska, ale przez pierwsze dwadzieścia minut kompletnie się to nie sprawdzało i nasze akcje grzęzły, zanim na dobre je rozpoczynaliśmy. Wtedy właśnie dopiero po dwudziestu latach spędzonych w fachu doznałem olśnienia, które zamieniło ten wieczór w potężną kanonadę i potraktowanie Fiołków kosą spalinową.

 

Krótko mówiąc, odpowiednim szyfrem i gestami przekazałem moim podopiecznym, że od tej pory kierujemy piłki na skrzydła. Momentalnie usiedliśmy na Osnabrücku, a Vink z Andreasenem po przeciwległej stronie boiska regularnie przechytrzali drugą linię gospodarzy, czyniąc ich trójkę zawodników w środku bezużytecznymi. Wreszcie w 30. minucie Hans przeskoczył Júniora na prawym skrzydle i głową zagrał za plecy obrony, skąd wypadł Wolf i w sytuacji sam na sam pewnie pokonał Masiniego. Dla naszego holenderskiego skrzydłowego niestety były to ostatnie chwile na boisku, bowiem parę minut później został z niego zniesiony z potłuczoną głową, ale za to w ostatniej akcji regulaminowego czasu Topolski dośrodkował z rzutu wolnego ze skrzydła, Andreasen mocno strzelił z główki, a Masini sparował piłkę wprost na nogę Negro, który wpakował ją do bramki.

 

Największa udręka z naszych rąk czekała na Osnabrück w drugiej połowie. Już po pięciu minutach oczywiście prawym skrzydłem przedarł się Hildebrandt, którego centrę na swoją drugą bramkę zamienił Wolf, wygrywając walkę o piłkę z beznadziejnym Júniorem. W 63. minucie Célio podjął się fatalnej próby odegrania piłki do własnego bramkarza, po czym Topolski zgarnął futbolówkę, objechał Masiniego i posłał ją do siatki. Publika na Osnatel-Arenie sukcesywnie się przerzedzała, a tymczasem na kwadrans przed końcem najpierw korner w wykonaniu Hildebrandta wywołał takie zamieszanie w polu bramkowym, że Bloß pokonał własnego bramkarza, a tuż po wznowieniu od środka Wolf piękną centrą znalazł niepilnowanego Wellingtona, który ustalił wynik na efektowne 6:0. Mój były klub przekonał się boleśnie, co stracił, gdy swoim brakiem ambicji niejako zmusił mnie do odejścia na koniec 2020 roku.

Cytat

14.03.2026, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 23 712

BL (24/34) VfL Osnabrück [13.] – Rot-Weiss Essen [4.] 0:6 (0:2)

 

30' D. Wolf 0:1

36' H. Vink (RWE) ktz.

45' M. Negro 0:2

51' D. Wolf 0:3

63' M. Topolski 0:4

76' D. Bloß 0:5 sam.

77' Wellington 0:6

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 9 – A.Albrechtsen 8, L.Hofmann 8, M.Negro 9, M.Gruszka 8 – H.Vink Ktz 7 (36' L.Hildebrandt 8), M.Rose 9, T.Franz 9, M.Andreasen (78' Andrade 6) – M.Topolski (72' Wellington 7), D.Wolf 9

 

GM: Thomas Franz (DP, OP Ś, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Aktywność we Włoszech wzmógł jeden z naszych scoutów Raffaele Rosetti, który wypatrzył tam w Brescii solidnego jego zdaniem obrońcę Diego Salerno (31 l., O Ś, Włochy). Uznałem, że potencjalnych wzmocnień defensywy nigdy za wiele, więc już po kilku dniach dopinałem szczegóły z działaczami Brescii, zatwierdzając na lato transfer Salerno do RWE.

 

 

Gdy stopniały już resztki śnieżnych zasp po przemijającej właśnie zimie, w środowy wieczór 18 marca Georg-Melches-Stadion wypełnił się po brzegi przed trzecimi w tym sezonie derbami przeciwko Borussii Dortmund. Miejsce kontuzjowanego Vinka postanowiłem uzupełnić Larsem Hildebrandtem, który w sobotę spisał się świetnie na Osnatel-Arenie, szkoda więc, że nie wytrzymał kondycyjnie całego spotkania.

 

W meczu z pragnącą zemsty za jesień Borussią początkowo mieliśmy obiecującą przewagę, która nie przynosiła nam jednak wymiernych korzyści aż do 17. minuty, w której Franz zdecydował się na próbę prostopadłego podania w pole karne, przy którym Topolski zgubił Celso i na wślizgu posłał piłkę do siatki między nogami interweniującego Frołowa. Mimo tego, że Marek znalazł na niego receptę, rosyjski bramkarz wziął się w garść i bronił tak, jak gdyby wziąć Arnolda Schwarzennegera, Sylvestra Stallone'a i Jean-Claude Van Damme'a, wrzucić ich do garnka i wymieszać blenderem. Mimo naszych usilnych starań Frołow nie dał się już ani razu pokonać, ratując BVB przed pogromem w pierwszej połowie, a przed utratą decydującej bramki w drugiej.

 

Po przerwie spodziewałem się dalszego ciągu naszej dobrej gry, ale tym razem przeżyłem potwornie długie 45 minut, w trakcie których chyba postarzałem się o dziesięć lat. Najzwyczajniej w świecie przestaliśmy grać, z każdą minutą rozsypując się coraz bardziej, tak że momentami na boisku istniała tylko Borussia. Do tego bezproduktywnie grał Wolf, którego zastąpiłem Barisiciem, ale Chorwat był na boisku jednym wielkim nieporozumieniem i w zasadzie skazał się na odstrzał po sezonie. Przez całą drugą połowę niemal bez przerwy łapałem się za głowę tak przy strzałach moich zawodników we Frołowa, jak i przy marnowanych setkach napastników BVB, zaś w doliczonym czasie kląłem jak szewc, gdy sędzia Kern złośliwie przedłużał spotkanie.

 

Ale gdy w końcu arbiter dał za wygraną i zakończył zmagania, cały stadion świętował trzecie zwycięstwo nad Borussią Dortmund w tym sezonie. Podczas gdy ostro poobijany piłką Aleksiej Frołow odbierał nagrodę dla gracza meczu, ja nie mogłem zrozumieć, jakim cudem zdołaliśmy wygrać ten mecz 1:0, przez całą drugą połowę notorycznie prosząc się o stratę bramki. Niemniej jednak umocniliśmy się na trzecim miejscu w tabeli, tracąc cztery punkty do drugiego Werderu.

Cytat

18.03.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 587

BL (25/34) Rot-Weiss Essen [3.] – Borussia Dortmund [7.] 1:0 (1:0)

 

12' M. Topolski 1:0

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – A.Albrechtsen 8, L.Hofmann 8, M.Negro 7, M.Gruszka 7 – L.Hildebrandt (48' Wellington 6), M.Rose 7, T.Franz 7, M.Andreasen 7 (78' Andrade 7) – M.Topolski 7, D.Wolf 6 (67' D.Barisić 7)

 

GM: Aleksiej Frołow (BR, Borussia Dortmund) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Skoro w ostatnich tygodniach kopaliśmy w Bundeslidze absolutnie wszystkich bez względu na to, jak się nazywali i jakie miejsca w tabeli zajmowali, oczywistym było, że oczekiwałem pewnego zwycięstwa z typowanym do spadku VfL Bochum, które podejmowaliśmy pierwszego dnia wiosny. Niestety, doznałem tego wieczoru klasycznego flashbacku z jesieni w skali 1:1.

 

Zaprezentowaliśmy dzisiaj gówniany futbol, jeszcze gorszy, niż przeciwko Borussii w drugiej połowie, odniosłem wrażenie, że nikomu nie chciało się grać, a napastnicy wręcz unikali piłek, podczas gdy tkwiące w strefie spadkowej Bochum spokojnie nas ogrywało. Od początku gra toczyła się głównie na naszej połowie, ale dopiero w 38. minucie Hildebrandt odpuścił krycie Krausego, któremu strzałem z ostrego kąta ku mojemu rozczarowaniu dał się zaskoczyć Olivieri, i goście objęli zasłużone prowadzenie.

 

W przerwie pierwszy raz od dawna solidnie wrzasnąłem, ale dziś moich zawodników nic nie zmotywowałoby do twardszej, ambitniejszej gry. Wobec tego po kilku minutach drugiej połowy Hofmann jak za dawnych czasów zrobił miejsce Krausemu, który wyszedł sam na sam z Olivierim i podwyższył na 0:2. W tym momencie wyczerpałem limit zmian, więc już do końca spotkania pozostało mi jedynie bluzgać w najlepsze, a w samej końcówce nasz blamaż trzecim golem dla Bochum podsumował Meyer. Po meczu zespół oczywiście czekała druga zjebka, beznadziejni WolfTopolski i Hildebrandt usłyszeli ode mnie szczere do bólu podsumowanie ich postawy, a dziennikarze sportowi mogli już przestać sugerować, że możemy wmieszać się w walkę o mistrzostwo.

Cytat

21.03.2026, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 519

BL (26/34) Rot-Weiss Essen [3.] – VfL Bochum [17.] 0:3 (0:1)

 

38' M. Krause 0:1

51' M. Krause 0:2

89' M. Meyer 0:3

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 7 – A.Albrechtsen (28' Wellington 6), L.Hofmann 7, M.Negro 6, M.Gruszka 6 – L.Hildebrandt 5, M.Rose 6 (52' Andrade 6), T.Franz 6 (52' F.Brou 6), M.Andreasen 6 – M.Topolski 5, D.Wolf 5

 

GM: Sven Förster (O LŚ, DP, OP LŚ, N Ś, VfL Bochum) - 10

 

  • Zmieszany 1
Odnośnik do komentarza

Mecz w Stuttgarcie z naszymi sąsiadami w ligowej tabeli miał dać mi odpowiedź na pytanie, czy słaba druga połowa z Borussią i całkowity blamaż z Bochum to były tylko wypadki przy pracy, czy też początek kryzysu w zespole. Niestety wszystko wskazywało na drugą opcję, ponieważ na Gottlieb-Daimler-Stadion byliśmy drużyną wyraźnie słabszą, linia pomocy w zasadzie nie istniała, a piłek pozbywaliśmy się szybciej, niż początkujący enkawudzista człowieczeństwa.

 

W efekcie od samego początku wiedziałem, że gol dla Stuttgartu jest jedynie kwestią czasu, aż po kwadransie okazało się, że miałem rację, gdy Ettori pokonał Olivieriego strzałem z dystansu, choć wyciągnięty jak struna Gabriele miał go już prawie na rękawicach. Ogólnie mieliśmy cały czas pod górkę, w 24. minucie z boiska z rozciętą ręką zszedł Wolf, a wraz z nim do szatni odesłałem rekonwalescenta Vinka, który fatalną grą sprawiał, że graliśmy praktycznie w dziesięciu. W ataku miejsce Daniela zajął Darko Barisić, ale Chorwat tradycyjnie pokazał już taki piach, że w przerwie po raz drugi w tym sezonie zdjąłem zawodnika, którego uprzednio wprowadziłem do gry, a dla Barisicia był to prawdopodobnie ostatni występ w barwach RWE.

 

Na drugą połowę na skrzydle pojawił się więc Lars Hildebrandt, a do ataku przesunąłem Wellingtona, i ta decyzja pomogła nam uratować jeden punkt; w 54. minucie obudził się Thomas Franz, wyłuskał piłkę w środku pola i z Huberem na plecach dograł do Wellingtona, który minął Rocchiego i mocnym strzałem przełamał ręce Salerno. Liczyłem na to, że ten zryw zmotywuje nas do walki, ale był to tylko krótki przerywnik w naszym wykonaniu, po którym Stuttgart z powrotem zepchnął nas do defensywy. I teraz właśnie swoją pozycję w wyjściowej jedenastce umocnił Olivieri, broniąc łącznie aż 12 strzałów w światło bramki, w pojedynkę zatrzymując VfB Stuttgart. Miałem jednak przed sobą trudne wyzwanie – jak przywrócić drużynę do formy sprzed meczu z Borussią.

Cytat

28.03.2026, Gottlieb-Daimler-Stadion, Stuttgart, widzów: 50 799

BL (27/34) VfB Stuttgart [4.] – Rot-Weiss Essen [3.] 1:1 (1:0)

 

15' E. Ettori 1:0

24' D. Wolf (RWE) ktz.

54' Wellington 1:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Olivieri 9 – A.Albrechtsen 7, L.Hofmann 7, M.Negro ŻK 7, M.Gruszka 6 – H.Vink (24' Wellington 8), M.Rose ŻK 7, T.Franz 8, M.Andreasen 7 – M.Topolski ŻK 7, D.Wolf Ktz 6 (24' D.Barisić 5, 46' L.Hildebrandt 7)

 

GM: Gabriele Olivieri (BR, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...