Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

11 godzin temu, Ralf napisał:

Wtedy, by przez przypadek go nie powołać i bez problemu go omijać , jeżeli jakimś cudem pojawiłby mi się na liście krajowej, nadaję mu pseudonim pokroju "Nie powoływać", "Won z kadry", i tak dalej.

:kekeke: w sumie podobnie to u mnie wygląda. Acz ja jestem bardziej dosadny widzę, żeby później mieć jakąś zabawę gdy jednak jakimś cudem napatoczy mi się zawodnik :D

 

Dawaj młodego do kadry A, co tam! Niech się otrzaska na boiskach Bundesligi! Co strasznego może się zdarzyć ^^

Odnośnik do komentarza
Cytat

Prawe skrzydło:
– Hans Vink (26 l., P PŚ, Holandia; 3/1 U-21) – 28 stpotkań – 1 gol – 4 asysty – 0 GM; 6.61

– Fernando Suárez (25 l., OP Ś, Argentyna) – 23 spotkania – 0 goli – 4 asysty – 0 GM; 6.70

------

– Federico Pedretti (18 l., OP P, Włochy) – zespół rezerw

– Mario Block (30 l., OP PLŚ, N Ś, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Thomas Seitz (34 l., OP PŚ, N Ś, Niemcy; 2/0 U-21) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

 

I tutaj nie będzie żadną nowością powiedzieć, że prawe skrzydło nie do końca istniało. W pierwszej połowie sezonu podstawowym zawodnikiem był tutaj Vink, ale Holender miał tę kluczową wadę, że gdy tylko udało mu się zagrać bardzo dobry mecz, natychmiast przetykał go czterema beznadziejnymi, których często nie potrafił dograć do końca, ściągany przeze mnie z powodu słabiutkiej gry. Na wiosnę postanowiłem wypróbować Suáreza, który był wprawdzie nominalnym środkowym pomocnikiem, ale na swojej pozycji był dopiero pod koniec pierwszej dziesiątki w kolejce do gry. No i spisał się trochę lepiej od Vinka, już do ostatniego meczu nie oddając mu miejsca na prawej stronie, ale nie powiedziałbym, żeby spisał się jakoś rewelacyjnie. Musiałem szybko znaleźć dobrego zawodnika w ich miejsce, bo Vink z Suárezem nie byli piłkarzami, na których można opierać grę drużyny.

 

Block i Seitz, którzy potrafili dać klubowi wiele dobrego w Regionallidze, teraz mieli pożegnać się z RWE po wygaśnięciu kontraktów i schyłek kariery dograć w mniej wymagającym otoczeniu, gdyż byli już za słabi jak na nasze potrzeby, a nie zasługiwali na wysiadywanie na trybunach i klepanie w rezerwach co wtorek.

 

Cytat

Środkowi i defensywni pomocnicy:

– Franck Brou (28 lat, DP, Wybrzeże Kości Słoniowej, 16/1) – 17 spotkań – 2 gole – 2 asysty – 1 GM; 6.82

– Ronald Guyt (32 l., DP, Holandia; 16/0 U-21) – 6 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.17 –> koniec kontraktu

– Jairo (21 l., DP, Brazylia) – 2 spotkania – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 7.00
– Thomas Franz (26 l., DP, OP Ś, Niemcy) – 22 spotkania – 5 goli – 3 asysty – 1 GM; 7.23

– Markus Rose (26 l., P Ś, Niemcy; 6/0 U-21) – 31 spotkań – 8 goli – 3 asysty – 3 GM; 7.45

------

– Mark Hofstede (22 l., DP, Holandia; U-19) – zespół rezerw

– Christian Baumann (17 l., P Ś, Niemcy) – zespół rezerw

– Christian Gerber (17 l., P Ś, Niemcy) – zespół rezerw

– Dirk Reichel (19 l., P Ś, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Tobias Hornig (18 l., OP Ś, Niemcy) – zespół rezerw

 

Byłem pod olbrzymim wrażeniem Markusa Rosego – nasz kapitan, jedyny w klubie zawodnik europejskiego foramtu, wraz z kolejnymi awansami grał coraz lepiej! O ile w drugiej lidze grał znakomicie i był pewnym filarem zespołu, o tyle teraz w Bundeslidze swoją genialną postawą sprawiał, że czapki same zdejmowały się z głów, a on sam miał olbrzymi wkład w wywalczone utrzymanie. Ale jak zawsze i w tym musiał tkwić jakiś haczyk – jak wspomniałem, Markus dorobił się już reputacji daleko wykraczającej poza Niemcy, był coraz bardziej rozpoznawalny w większości najmocniejszych lig Starego Kontynentu, miał obecnie tylko rok do końca kontraktu, ponadto zdążył zatrudnić agenta, który już zaczął mieszać mu w głowie i przekonywać, że powinien jak najszybciej przejść do większego, bogatszego klubu. Sam Markus co prawda milczał, ale przez ostatnich dwadzieścia lat niejeden raz przekonałem się, jak wiele potrafią zniszczyć agenci wschodzących gwiazd, więc musiałem się liczyć z tym, że przyszły sezon będzie ostatnim, jaki Rose rozegra w Rot-Weiss Essen.

 

Thomas Franz starał się dotrzymywać kroku Markusowi i wychodziło mu to całkiem zacnie; nie mogłem mu w zasadzie nic zarzucić, a w przyszłym sezonie nadal miał pilnować swojej roli partnera Rosego. Trochę gorzej było z Franckiem Brou, gdyż Iworyjczyk zaczął sezon obiecująco, a później obniżył loty i w większości meczów grał rozczarowująco przeciętnie. Zbyt przeciętnie. Nie za bardzo wiedziałem, co zrobić z Jairo, gdyż sprowadziłem go do klubu trochę pochopnie i niezbyt potrafił nawiązać walkę z kolegami o miejsce w składzie, ale z drugiej strony rozegrał wiosną całkiem dobre spotkanie, i to przeciwko Bayernowi Monachium, więc zamierzałem zatrzymać go na rok na czarną godzinę. Na podobne względy nie miał już co liczyć Guyt, który dał już klubowi to, co miał dać, więc mógł iść, bo nie ma już nic. W rezerwach z kolei wyrastał potencjalny następca Rosego w osobie obiecującego Christiana Gerbera, a i Tobiasowi Hornigowi nie można było odmówić talentu.

 

Cytat

Lewe skrzydło:
– Mikkel Andreasen (26 l., P L, Dania; 24/2) – 22 spotkania – 1 gol – 2 asyst – 0 GM; 6.95

– Kevin Bruns (19 l., P L, Niemcy; U-19) – 13 spotkań – 1 gol – 3 asysty – 1 GM; 7.54

– Sebastian Franz (24 l., OP LŚ, Niemcy; U-19) – 9 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.44

------

– Andrade (21 l., P LŚ, Portugalia; U-19) – zespół rezerw
– Stephan Walther (18 l., P L, Niemcy) – zespół rezerw

– Dieter Freund (17 l., OP LŚ, Niemcy) – zespół rezerw

 

W pierwszej części rozgrywek podstawowym lewym pomocnikiem był Mikkel Andreasen, solidny zawodnik, który jednakże wciąż nie potrafił wyleczyć się z identycznych skłonności, co Vink, czyli przeplatania dobrego meczu kilkoma fatalnymi. Na wiosnę postanowiłem zagrać va banque, awansować w końcu do pierwszego zespołu utalentowanego Kevina Brunsa i... żałowałem, że zdecydowałem się na to tak późno! Fenomen Kevina wręcz eksplodował – młodziutki dziewiętnastolatek nagle dołączył do pierwszego zespołu, został podstawowym lewoskrzydłowym w piekielnie trudnej Bundeslidze i nic sobie z tego nie zrobił; z marszu zagrał wiosnę jak stary, doświadczony rutyniarz! Rewelacyjna średnia Brunsa była wprost niewiarygodna, ponadto ciągle podnosił swoje umiejętności, więc w przyszłym sezonie miał być bezapelacyjnie podstawowym zawodnikiem pierwszego zespołu. Niezwłocznie postanowiłem też zaproponować mu długi, wieloletni kontrakt, póki jeszcze nie oczekiwał zbyt wysokiej pensji i nie zaczęły zabijać się o niego europejscy giganci.

 

Seba Franz, choć umiejętności miał, nie potrafił przebić się do wyjściowej jedenastki, więc uznałem, że jeżeli zgłosi się po niego jakiś klub, nie będę przeszkadzał mu w odejściu do zespołu, w którym miałby zapewnioną regularną grę.

 

Cytat

Napastnicy:

– Marek Topolski (24 l., OP/N Ś, Polska; 14/11 U-21) – 12 spotkań – 4 gole – 1 asysta – 1 GM; 6.83 – spr. z Freiburga

– Darko Barisić (24 l., N, Chorwacja; 12/0) – 19 spotkań – 7 goli – 5 asyst – 1 GM; 6.63

– Marco (30 l., N, Brazylia) – 9 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.33 –> lista transferowa

– Nuno (27 l., N, Portugalia; 2/1) – 14 spotkań – 2 gole – 0 asyst – 0 GM; 6.57 –> lista transferowa

– Klaus Walter (25 l., N, Niemcy; U-19) – 23 spotkania – 5 goli – 7 asyst – 1 GM; 6.96

------

– Fabrizio Cozzi (17 l., N, Włochy) – zespół rezerw

– Sven Müller (17 l., N, Niemcy) – zespół rezerw

– Tim Schuster (18 l., N, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Andreas Wessels (18 l., N, Niemcy) – zespół rezerw

------

– Andreas Schachner (20 l., N, Austria; 11/5 U-21) – zespół U-19 –> transfer do Karlsruhe

 

Teoretycznie najlepszym strzelcem RWE był plugawy zdrajca Andreas Schachner, który jednak koszmarnie zawiódł mnie swoją decyzją o podpisaniu kontraktu z Karlsruhe, dokąd przejdzie w lipcu, więc niezwłocznie relegowałem go do U-19, i w sumie nie ma po co poświęcać mu więcej uwagi.

 

Lepiej zająć się piłkarzami, którzy chcieli grać w Essen i deklarowali swoją więź z zespołem. Tutaj najlepszym zawodnikiem na papierze był Klaus Walter, który jednak mimo to miał sporo do poprawienia i liczyłem na to, że w przyszłym sezonie będziemy mieli z niego więcej pożytku. Miałem też nadzieję, że Barisić i Topolski zaczną śmielej demonstrować swoje umiejętności, które w nich drzemały; nie dało się ukryć, że obaj mieli papiery na grę, ale marnowali trochę za dużo okazji, które przy odrobinie zimnej krwi powinny były kończyć się zdobytym golem, a nie w rękach bramkarza. Nie można jednak żyć samą nadzieją, więc zamierzałem rozejrzeć się za jeszcze jednym klasowym napastnikiem, który miałby zasilić zespół wraz z Wolfem, który przyjdzie do nas latem ze Sportingu Lizbona.

 

Zbyt słabo grający Nuno, który do tego opuszczał treningi bez usprawiedliwienia, został wystawiony na listę transferową, a podobnie uczyniłem w przypadku Marco, który był powszechnie nielubiany w klubie, a jego złe relacje z większością zawodników z pewnością miały swój negatywny wpływ na atmosferę w szatni, a co za tym idzie również na nasze wyniki. Pozostało mi mieć nadzieję, że po jego odejściu sytuacja ulegnie znaczącej poprawie.

Odnośnik do komentarza

Pomimo końca długiego i bardzo trudnego sezonu nie odczuwałem potrzeby żadnego odpoczynku od piłki, więc cieszyłem się na zbliżające się mecze eliminacji do Mistrzostw Świata. Na przełomie maja i czerwca mieliśmy na kilka dni zakotwiczyć w Chorzowie, gdzie na Stadionie Śląskim czekał nas najpierw trudny mecz 31 maja z mimo wszystko nieobliczalną Irlandią, a cztery dni później, 3 czerwca teoretycznie o wiele lżejszy pojedynek z San Marino.

 

Trzy punkty z Sanmaryńczykami brałem niemal w ciemno, więc szczególną uwagę poświęcałem Irlandii, gdyż po raz ostatni mierzyliśmy się z Zielonymi w... 2011 roku, czyli czternaście długich lat temu, i akurat przegraliśmy wtedy 0:1 tu, w Chorzowie. Nadszedł czas na, oby, srogi rewanż.

 

Do kadry nareszcie powrócił Michał Górka, który zdążył już i wykurować bark, i wrócić do formy meczowej. Ponadto, z racji nieobecności Darka Zająca z powodu kontuzji mięśni grzbietu, zdecydowałem powołać w jego miejsce debiutanta Grześka Wilka z holenderskiej Bredy, który miał za sobą bardzo dobry sezon i nie wykluczałem, że otrzyma szansę zaprezentowania się w koszulce z orłem na piersi. Tym samym wraz Tomkiem Wilkiem miał tworzyć drugi po Michale i Robercie Koźmińskich duet zawodników o ciekawej zbieżności nazwisk.

 

Cytat

Bramkarze:

– Michał Górka (33 l., BR, Wolves, 87/0);
– Paweł Piętka (27 l., BR, Bordeaux, 2/0);

– Michał Piotrowski (29, BR, Crystal Palace, 11/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (28 l., O PŚ, AJ Auxerre, 45/2);
– Marcin Kiszka (28 l., O P, Liverpool, 20/1);

– Grzegorz Wilk (25 l., O LŚ, DP, P LŚ, NAC Breda, –);
– Mateusz Machnikowski (28 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 86/12);
– Marcin Kowalik (27 l., O Ś, Betis Sewilla, 38/1);

– Tomasz Konieczny (24 l., O Ś, DP, Gillingham, 16/0);

– Zbigniew Lewandowski (29 l., O Ś, DP, Newcastle, 15/2);
– Krzysztof Wróblewski (30 l., O/P P, Ajax Amsterdam, 53/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (25 l., DBP/OP P, Dynamo Kijów [wyp.], 43/1);

– Marcin Konopka (23 l., DP, Schalke 04, 2/0);
– Maciej Kwiatkowski (33 l., DP, 1.FC Kaiserslautern, 97/16);
– Rafał Piątek (29 l., DP, Southampton, 55/11);

– Michał Koźmiński (22 l., DP, P PŚ, Sunderland, 11/3);

– Tomasz Wilk (21 l., P L, Sheffield Wednesday, 5/0);

– Robert Koźmiński (23 l., P Ś, Leeds United, 7/1)
– Maciej Brodecki (30 l., OP PŚ, Leeds United, 101/8);

– Piotr Szymański (33 l., OP Ś, Real Madryt, 117/39).

 

Napastnicy:
– Tomasz Adamczyk (30 l., N, AC Milan, 107/108);
– Grzegorz Dudek (19 l., N, Levante, 3/2);

– Grzegorz Gorząd (29 l., Rayo Vallecano, 42/27);

– Zoran Halilović (28 l., N, VfL Osnabrück, 58/42);
– Marcin Pawlak (28 l., N, Sevilla, 69/28).

 

Odnośnik do komentarza

Cały czas imponuje mi bramkostrzelność Adamczyka. 107 spotkań i więcej trafień niż występów to robi ogromne wrażenie :D

 

Poza tym teraz tak patrząc fajnie zbalansowana wiekiem jest Twoja kadra. Sporo doświadczonych zawodników, ale niewiele bliskich końca kariery (czytaj 31-32+).

I jak tam w ogóle polska liga? Ma cokolwiek do zaoferowania z zawodników, czy żaden nie ma najmniejszych szans na marzenie o występie w reprezentacji?

Odnośnik do komentarza

Adamczyk cały czas jest dla mnie cyborgiem-ewenementem; kiedy w 2013 powoływałem go pierwszy raz do kadry jako nieśmiałego 19-latka, nie sądziłem, że właśnie wprowadzam do kadry jej najlepszego strzelca w dziejach ?  Nawet Korzym około 2014 roku nie był aż tak bramkostrzelny, jak teraz Adamczyk. Szkoda tylko, że na turniejach nie jest równie skuteczny, jak w eliminacjach ?  Owszem, jakieś gole na mundialach i Euro zdobywa, ale do korony Króla Strzelców to mu za każdym razem sporo brakuje ?

 

"Zbalansowanie wiekowe" jest jednoznacznym dowodem na to, że złota jedenastka z 2014 roku ma pokolenie godnych następców ?  Na przykład nasi obecni napastnicy (konkretnie tercet Adamczyk-Halilović-Pawlak) właściwie od dekady stanowią niezmienny postrach piłkarskiego świata, a niektórzy z kadrowiczów nadal pamiętają złoto na MŚ 2018 ?  Teraz powoli staram się przeprowadzać wymianę pokoleniową, by wykreować nowych mistrzów, a jak na razie na takich zapowiadają się obaj Koźmińscy i Dudek w ataku. Jedyne, co mnie martwi, to brak naprawdę utalentowanych bramkarzy; nie mam pojęcia, co będzie po odejściu Górki i Piętki.

 

Ekstraklasa w zasadzie wiernie odwzorowuje rzeczywistą "siłę" polskiej ligi ?  Spora część moich reprezentantów zaczynała w Polsce, ale potem szybko wyjeżdżali do silniejszych lig. Nie dziwię im się. Z obecnej kadry jeden tylko Tomek Lemanowicz nadal jest zawodnikiem Wisły Kraków, choć teraz przebywa na wypożyczeniu w Dynamie Kijów. Wcześniej na takiej samej zasadzie grał w Austrii Wiedeń. Długo chyba w Krakowie nie zabawi i w końcu wyjedzie gdzieś na Zachód. Żaden zawodnik grający na co dzień w Ekstraklasie nie ma w tej chwili co marzyć o reprezentacji, bo się po prostu nie nadaje.

Odnośnik do komentarza

Nieoczekiwanie Nuno wzbudził nieliche zainteresowanie i już kilka dni po podsumowaniu sezonu zgłosiło się do nas dwóch poważnych kupców. Krótkie starania o Portugalczyka ostatecznie wygrało jednak angielskie Charlton, które zapłaci nam latem okrągłe 3 200 000€, więc ubiliśmy interes skuteczniej, niż muchę w kiblu, a choć Nuno nie przysłużył się zbytnio RWE, to przynajmniej zdobyliśmy dzięki niemu konkretne pieniądze.

 

Później jednak wyłączyłem telefon, bo chciałem skupić się w pełni na zgrupowaniu i pracy nad zdobyciem kompletu punktów w obu spotkaniach eliminacyjnych.

 

 

Chociaż przez ostatni rok Irlandia grała fatalnie, a tamtejsza prasa określała te eliminacje długim pogrzebem irlandzkiej piłki, zamierzałem potraktować ten mecz zupełnie serio i wystawiłem absolutnie najmocniejszy skład, jakim mogłem obecnie dysponować. W końcu udało mi się zestawić w ataku dwóch najdroższych polskich napastników, czyli Marcina Pawlaka i Tomka Adamczyka, na lewym skrzydle zagrać miał coraz lepiej spisujący się Wilk, w środku pola połączenie młodość+doświadczenie Robert Koźmiński i Piotrek Szymański, zaś na lewej obronie cofnięty jakiś czas temu z pomocy Machnikowski, który jak na razie nadal miał pełnić funkcję bocznego defensora.

 

Irlandczyków na Stadionie Śląskim tuż po wyjściu z tunelu przywitał i jednocześnie mocno speszył sztormowy ryk ponad czterdziestu jeden tysięcy polskich kibiców, którzy skutecznie zagłuszali dwutysięczne sektory przyjezdnych. Może i kiedyś Irlandia była bardzo niewygodnym i nieprzewidywalnym rywalem, ale dziś naszym rywalom coraz bliżej było do miana europejskich kelnerów serwujących punkty. Zmiażdżyliśmy ich już w pierwsze dwadzieścia minut, a potem tylko demolowaliśmy raz po raz, co sprawiało mi niekłamaną radość, gdyż nadal w pamięci miałem porażkę z 2011 roku.

 

Już w piątej minucie Lewandowski z Szymańskim rozegrali krótką akcję, po której Piotrek uruchomił Wilka, a Tomek zszedł ze skrzydła, efektownie przedryblował trzech rywali (dwóch z lewej, jeden z prawej) i mocnym strzałem po ziemi otworzył wynik masakry i swoje konto strzeleckie w kadrze. Kwadrans później przy głębokiej, nieprzyjemnej (dla rywali) centrze Kiszki Pawlak zostawił w tyle spóźnionego Walsha i potężną główką po przekątnej pokonał Doyle'a. W 20. minucie Irlandia wznowiła grę z autu na swojej połowie i nawet próbowała jakoś rozegrać piłkę, tyle że Lemanowicz bez trudu zabrał ją Fitzpatrickowi tuż przed polem karnym, ściął po ziemi do Adamczyka, a Tomek ekwilibrystycznym strzałem z lewej nogi zewnętrzną częścią stopy wkręcił piłkę w dalsze okienko bramki; takiego gola na własne oczy chyba jeszcze nie widziałem przez tych dwadzieścia lat.

 

Błyskawiczne 3:0 załatwiało sprawę, ale skoro wychodziło nam niemalże wszystko, a najczęściej będącym przy piłce zawodnikiem Irlandii był bramkarz Doyle, to dlaczego mielibyśmy nie strzelić jeszcze kilku bramek? Chwilę później z rzutu wolnego Lewandowski dalekim wykopem przerzucił wszystkich rywali, zaś Pawlak dynamicznym startem po raz drugi uciekł Walshowi i skierował piłkę do siatki. Irlandczycy nie byli w stanie nawet powąchać piłki, zupełnie osłupiali O'ConnorConnolly i O'Reilly stanowili dla moich zawodników tyczki treningowe w środku pola, a w 32. minucie po jednej z takich "slalomowych" akcji piłka powędrowała do Kiszki, który po nodze O'Sullivana natychmiast dośrodkował na głowę Adamczyka, który zdobył już swoją 110. bramkę w narodowych barwach. Natomiast w 37. minucie Machnikowski zagrał po linii do Wilka, który wrzucił pod linię końcową, a tam Pawlak zgasił piłkę i z praktycznie zerowego kąta strzelił między nogami Doyle'a, kompletując klasycznego hat-tricka.

 

Na przerwę do szatni schodziliśmy w rewelacyjnych humorach, szkoda więc, że tuż po przerwie zostały one podburzone; zupełnie niepotrzebnie, zamiast dalej grać swoje, pozwoliliśmy Irlandczykom pokopać na naszej połowie, co skończyło się dośrodkowaniem O'Neilla, błędem w wyskoku do główki Lewandowskiego i honorowym golem Stephena Doyle'a. Po coooo...?

 

Tyle dobrze, że przynajmniej ostatnie słowo należało do nas. Zamiast trwonić przewagę bramkową i niszczyć całe wrażenie z pierwszej połowy, wróciliśmy do naszej dobrej gry, Irlandia znów przestała istnieć, po godzinie gry Kiszka dośrodkował z prawej strony, a Pawlak trzeci raz ośmieszył Walsha przy górnej piłce i swoim czwartym trafieniem ustalił wynik skutecznego rewanżu za 2011 rok na mocne 7:1, choć mogło i powinno być 7:0.

Cytat

31.05.2025, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 43 599; TV

EMŚ (5/10) Polska [3.] – Irlandia [109.] 7:1 (6:0)

 

5' T. Wilk 1:0

13' M. Pawlak 2:0

20' T. Adamczyk 3:0

24' M. Pawlak 4:0

32' T. Adamczyk 5:0

37' M. Pawlak 6:0

49' S. Doyle 6:1

61' M. Pawlak 7:1

 

Polska: M.Górka 7 – M.Kiszka 9, M.Kowalik 8, Z.Lewandowski 8, M.Machnikowski 8 – T.Lemanowicz 9 (72' M.Koźmiński 6), R.Koźmiński 8 (78' R.Piątek 6), P.Szymański 8, T.Wilk 10 – T.Adamczyk 10 (72' G.Dudek 7), M.Pawlak 10

 

GM: Marcin Pawlak (N, Polska) - 10

 

W pozostałych dwóch meczach naszej grupy padły dość przewidywalne wyniki; w Rabat Malta pokonała San Marino 3:0, a w Rydze Łotwa uległa Hiszpanii 0:2. Tym samym powiększyliśmy nad Hiszpanami przewagę w bilansie bramkowym już do dziewięciu goli.

 

Z innych grup, do sporej sensacji doszło w grupie szóstej, w której nieoczekiwanie Niemcy przegrały z Mołdawią 0:1. Po powrocie do Essen mogło być ciekawie.

 

Grupa trzecia:

1. Polska – 13 pkt – 25:3

2. Hiszpania – 13 pkt – 16:3

3. Malta – 6 pkt – 7:12

4. San Marino – 4 pkt – 3:20

5. Irlandia – 4 pkt – 10:15

6. Łotwa – 2 pkt – 4:12

Odnośnik do komentarza

W czasie odpoczynku po spotkaniu z Irlandią i przygotowań do meczu z San Marino zadzwonił do mnie Olek Wasoski, od którego dowiedziałem się, że nasz dotychczasowy rezerwowy bramkarz Heinz Kruse postanowił nie przedłużać kontraktu z RWE i na prawie Bosmana przejść do drużyny FC Augsburg, która w przyszłym sezonie rozpocznie rywalizację w 2.Bundeslidze. Nie miałem do Heinza żadnych pretensji, i tak w przyszłym sezonie miałby iluzoryczne szanse na grę, a w Augsburgu przynajmniej powalczy o miejsce w wyjściowym składzie.

 

 

Maj 2025

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 2-0-1, 5:4

Bundesliga: 12. miejsce
DFB-Pokal: –

Finanse: 3,96 mln euro (+677 tys. euro)

Gole: Andreas Schachner (19)

Asysty: Andreas Schachner (8)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 7:1

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, [+0 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 3. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [M]

Austria: Rapid Wiedeń [M]

Francja: Olympique Lyon [M]

Hiszpania: Valencia [M]

Niemcy: HSV Hamburg [M]

Polska: Wisła Kraków [M]

Rosja: FK Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: Young Boys [M]

Włochy: AC Milan [M]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

 

Reprezentacja Polski:

- 31.05, eliminacje MŚ 2026, Polska - Irlandia, 7:1

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1244], 2. Anglia [1157], 3. Polska [1122]

Odnośnik do komentarza

Na mecz z San Marino przygotowałem drobne zmiany w wyjściowej jedenastce, w myśl których od pierwszej minuty na Stadionie Śląskim zagrać miał na prawym skrzydle Michał Koźmiński, na lewej obronie dałem szansę debiutu Grześkowi Wilkowi, co oznaczało, że cała lewa strona miała należeć do Wilków, na środku pomocy Lewandowskiego zmienił Konieczny, a w bramce zagrał Piętka. Około godziny 21:15 miałem już pewną informację zwrotną co do tego, co mieli do zaoferowania niektórzy z tych zawodników.

 

Chociaż od pierwszych minut byliśmy wyraźnie lepsi od San Marino, to jednak nie błyszczeliśmy już aż tak, jak cztery dni temu z Irlandią; długo był to pokaz koszmarnych pudeł i słupków w naszym wykonaniu, aż nie mogłem uwierzyć, że tak męczymy się z San Marino. Najgorsze przyszło jednak w 24. minucie. Wtedy wzorem początku drugiej połowy z Irlandią po raz kolejny pozwoliliśmy Sanmaryńczykom podejść pod nasze pole karne, przy czym fatalnie zachował się doświadczony niby Szymański, który sfaulował Ghiottiego na 25. metrze, a Gasperoni bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego pokonał marnie interweniującego Piętkę. Przegrywaliśmy. Z San Marino. Po pierwszym strzale rywali w tym spotkaniu. To pierwszy stracony przez nas gol z San Marino.

 

Goście cieszyli się z sensacyjnego prowadzenia tylko przez siedem minut, choć dla nich to pewnie i tak było długo, bo w tym czasie kilkukrotnie słabo grający dotąd Pawlak i Adamczyk ratowali ich z opresji, strzelając w trybuny. W 31. minucie Szymański przerzucił grę na prawą stronę do Kiszki, ten w polu karnym wyłożył na środek, a Robert Koźmiński w końcu przełamał nasz żenujący impas strzelecki. Sanmaryńczycy wznowili od środka, Szymański szybciutko wyłuskał piłkę, Rob Koźmiński następnie podał do Adamczyka, ten przedłużył ją do wbiegającego Michała Koźmińskiego, a ten strzałem po ziemi na dalszy słupek uczynił wynik noszącym przynajmniej ślady resztek rozsądku.

 

Niedługo później boisko ze stłuczonymi żebrami opuścił Konieczny, który pojechał do szpitala w Katowicach, by wykluczyć pęknięcie, a wszedł za niego Zbyszek Lewandowski. I wyszło na dobre, bo tuż przed przerwą Bollini sfaulował Pawlaka pod własną bramką, więc Lewandowski udowodnił, że słusznie mianowałem go głównym egzekutorem jedenastek. W przerwie nie kryłem rozczarowania po pierwsze naszą dyspozycją strzelecką, a po drugie tym, że stanowczo na zbyt wiele pozwalaliśmy dziś gościom. Swoją szansę na lewej obronie zmarnował też Grzegorz Wilk, zmieniony przez Machnikowskiego.

 

Obrót spraw chyba najbardziej wkurzył Pawlaka, gdyż dziesięć minut po przerwie dostał dobrą piłkę na wolne pole od Mateusza i sprytnym uderzeniem pod ręką Della Vallego podwyższył na 4:1. Kolejną chwilę później po następnej szybkiej akcji Pawlak po raz drugi z rzędu popisał się nieziemskim golem, tym razem lobując sanmaryńskiego bramkarza z bardzo ostrego kąta, a piłka wpadła do bramki odbijając się od słupka. Liczyłem na to, że zdobędziemy jeszcze z trzy lub cztery gole, w końcu czasu było dużo, ale nic z tego. Mało tego, na kwadrans przed końcem kolejna niezrozumiała dezintegracja i seria haniebnych błędów skończyła się drugim golem dla San Marino, kiedy Lewandowski w drugim meczu z rzędu zawalił krycie przy dośrodkowaniu i Ghiotti pokonał przeciętnego do bólu Piętkę.

 

 

Chociaż zdobyliśmy pięć bramek, to więcej okazji zmarnowaliśmy, aniżeli wykorzystaliśmy. Sam fakt, że pozwoliliśmy słabiutkiemu San Marino wcisnąć sobie aż dwa gole (tyle samo, ile Hiszpanii w marcu!), stanowił wystarczający powód do wstydu. Tacy zawodnicy, jak Grzegorz Wilk i Tomek Konieczny raczej nie musieli się martwić, że za rok każę im jechać z nami do Kanady, bo skoro grają kiepsko z tak słabym rywalem, to tym bardziej nie poradzą sobie przeciwko silnym ekipom na mundialu. O ile Lewandowski świetnie egzekwuje rzuty karne, o tyle będę obserwował jego zachowania przy pojedynkach główkowych, z kolei Piętka na tę chwilę nawet nie ma co marzyć o wygryzieniu Górki z bramki, bo oba strzały Sanmaryńczyków, które skończyły się dziś straconymi golami, były do wybronienia, i to przez średniej klasy bramkarza.

Cytat

04.06.2025, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 079; TV

EMŚ (6/10) Polska [3.] – San Marino [149.] 5:2 (3:1)

 

24' M. Gasperoni 0:1

31' R. Koźmiński 1:1

32' M. Koźmiński 2:1

36' T. Konieczny (POL) ktz.

45+3' Z. Lewandowski 3:1 rz.k.

56' G. Pawlak 4:1

62' G. Pawlak 5:1

74' S. Ghiotti 5:2

82' S. Mularoni (SMR) czrw.k.

 

Polska: P.Piętka 7 – M.Kiszka 7, M.Kowalik 7, T.Konieczny Ktz 6 (36' Z.Lewandowski 8), G.Wilk (46' M.Machnikowski 7) – M.Koźmiński 9, R.Koźmiński 8, P.Szymański 8, T.Wilk 9 – T.Adamczyk 6 (74' Z.Halilović 7), M.Pawlak 9

 

GM: Marcin Pawlak (N, Polska) - 9

 

Łotwa tym razem pokonała u siebie Maltę 2:1, dzięki czemu uciekła z ostatniego miejsca w grupie, spychając na nie San Marino. Z kolei świetnie informacje doszły do nas z Albacete, gdzie Hiszpania nieoczekiwanie zaledwie zremisowała bezbramkowo z Irlandią. Dzięki temu wreszcie odkleiliśmy się od Hiszpanów i zostaliśmy samodzielnym liderem grupy trzeciej, co było w zasadzie jedyną naprawdę dobrą wiadomością tego wieczoru.

 

Grupa trzecia:

1. Polska – 16 pkt – 30:5

2. Hiszpania – 14 pkt – 16:3

3. Malta – 6 pkt – 8:14

4. Irlandia – 5 pkt – 10:15

5. Łotwa – 5 pkt – 6:13

6. San Marino – 4 pkt – 5:25

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Srebrzyste nożyczki z łatwością zagłębiły się w czerwonej wstędze, przecinając ją na dwie części. W ten sposób sędziwy Rolf Hempelmann dokonał uroczystego otwarcia naszego nowego, zmodernizowanego centrum szkoleniowego, wyposażonego w sprzęt najwyższej klasy i wszystko to, czego potrzeba zawodnikom do dbania o formę. Kiedy na początku lipca piłkarze wrócą z urlopów, zaczniemy przygotowania do nowego sezonu w warunkach, które wreszcie będą dorównywały poziomowi Bundesligi.

 

Stałem obok wstęgi razem z działaczami z zarządu Rot-Weiss Essen, dumny z tego wydarzenia, bo to ja swojego czasu walczyłem o modernizację bazy treningowej, która porównaniu do innych drużyn ekstraklasy przedstawiała się dość mizernie i z całą pewnością trenowanie w warunkach niższego standardu miało swój wpływ na nasze ligowe problemy i ciężką walkę o utrzymanie. Na wprost bramy ośrodka zgromadzeni byli esseńscy dziennikarze, którzy uwieczniali wszystko obiektywami aparatów, a nazajutrz mieli opisać w lokalnej prasie. Wśród nich aparatem, bardziej prywatnie, pstrykał Moriente, z którym nadal wybieramy się na rejs jachtem dokoła Ibizy jak sójka za morze.

 

 

Po krótkiej uroczystości pierwszoplanową postacią na scenie stałem się ja, witając w naszej drużynie U-19 nowych chłopaków, którzy właśnie dumnie opuścili szeregi naszej szkółki juniorskiej, będąc gotowymi do rozpoczęcia właściwego etapu szkolenia, który za rok lub dwa otworzy im wrota do naszej drużyny rezerw. Póki co największe nadzieje na potencjalny talent budził Gianluca Panico (15 l., P Ś, Włochy), młodzieniec o kruczoczarnych, zaczesanych do tyłu włosach i lekko haczykowatym nosie, przez co kojarzył mi się w linii prostej z typową aparycją bossa włoskiej mafii.

 

Pozostałych młodziaków również nie warto było skreślać. Przy odpowiednio dużym nakładzie pracy i determinacji w dążeniu do celu mogli coś osiągnąć również Jan Stein (15 l., OP Ś, Niemcy) i Alessandro Andreotti (15 l., O L, Włochy). Pozostali, którym uścisnąłem dłonie, to Martin Haas (16 l., O PŚ, Niemcy), Ralf Ernst (15 l., OP P, Niemcy), wszechstronny Sascha Möller (16 l., O/DBP/OP P, N, Niemcy), Bernd Stuckmann (16 l., N, Niemcy), Guillaume Moulin (15 l., P P, Francja), Gennaro Martino (15 l., O Ś, Włochy) i Daniel Fanelli (15 l., OP LŚ, Włochy).

 

 

Kierownictwo RWE było w tym lepszych humorach, że koszty modernizacji ośrodka treningowego bardzo szybko zostały zniwelowane ze sporą nadwyżką przez wpływ w postaci 11 500 000€, jakie przelało nam DFB za prawa do transmisji telewizyjnych. Później przedstawiciele Klubu Kibica przyznali swoją nagrodę dla Piłkarza Roku, która zasłużenie powędrowała w ręce Markusa Rosego. A jeżeli już o Markusie mowa, tuż przed zebraniem wpłynęła względem niego oferta z Borussii Mönchengladbach, a ja profilaktycznie zamiast ją odrzucić, zażyczyłem sobie kwoty odstępnego, która sprawiła, że potencjalni kupcy uciekli z krzykiem. Coraz bardziej jednak martwiłem się, że będzie to ostatni sezon Rosego w klubie.

 

A zaczniemy go na dzień dobry ciężkim meczem z Bayernem Monachium, i to jeszcze na Allianz-Arenie. Szykowało się niezwykle udane otwarcie sezonu, nie ma co. Brakowałoby tylko, żeby w drugim spotkaniu przyjechał do nas Werder Brema, ale na szczęście zamiast tego czekać nas miały teoretycznie mniej wymagające mecze z 1.FC Köln i Bayerem Leverkusen. Pierwsze futery za płoty, jak to mawiał Moriente.

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat

@zOnk,

Teoretycznie mógłbym pokazać, bo czemu i nie, ale czy nie lepiej, gdybym pokazał go za jakieś 2-3 sezony (jeśli sprawdzą się wizje Wasoskiego)? W tej chwili to junior jakich wielu, nie wyróżnia się jakoś szczególnie, jeśli chodzi o suche liczby w atrybutach.

 

 

Jednocześnie chciałbym wystąpić z małym orędziem z uwagi na przedłużający się brak aktywności w opku. Na wstępie powiem, że NIE zamykam kariery, żeby było jasne i nikt się nie martwił (jeżeli ktoś jeszcze czyta i gorąco liczy na ciąg dalszy). Powiem krótko - ostatnie trzy miesiące w moim prywatnym lajfie to jeden wielki kryzys i pasmo beznadziejnych wydarzeń, ale jako że dotyczy to mojego prywatnego lajfu, szczegóły zachowam dla siebie. Jedynie powiem, że (chyba) wszystko ze mną w porządku i nic mi nie dolega. Przepraszam Was za ogromny przestój w "Cieniu wielkiej trybuny", ale naprawdę od dłuższego czasu z uwagi na osobiste problemy nie jestem w stanie wykrzesać z siebie chęci, żeby kliknąć dwukrotnie ikonkę "Football Manager 2006" na pulpicie i kliknąć parę razy "Kontynuuj" w sejwie, a co dopiero popchnąć dalej losy Mr. Ralfa w Niemczech choćby dwoma-trzema nowymi odcinkami. Ostatnio może ze dwa razy zmusiłem się, by odpalić grę i wczytać save, ale niestety tylko po to, by popatrzeć chwilę na ekran główny, skrzywić się i wyłączyć.

 

Mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach będzie u mnie tylko lepiej (bo gorzej chyba być nie może, a kiedy gorzej być nie może, to jedyna droga prowadzi w górę - jak to powiedział kiedyś pewien mędrzec, ale jego godność wyleciała mi z głowy) i "Cień wielkiej trybuny" znowu ruszy z kopyta, "jak dobrze napompowany parowóz" (to ostatnie akurat wyrecytował swojego czasu Titus u wielmożnego Kuby Wojewódzkiego).

  • Lubię! 4
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Dawno nie miałem telefonu przy uchu. Od dłuższego czasu nie miałem go nawet w kieszeni, a w liczbie nieodebranych połączeń straciłem rachubę. Snucie się po Essen i bycie zaczepianym średnio raz na kilkaset metrów przez kolejnych kibiców RWE szybko stało się męczące, więc w pewnym momencie zwyczajnie zaszyłem się u siebie i zająłem pochłanianiem jednego rauchbiera za drugim, przetykając co jakiś czas jakimś dobrym weizenem. Kumulacje wypijanych trunków miewałem zwykle popołudniami, obserwując oranżowe, wprost melancholijne zachody słońca z okna skromnego pokoju na piętrze. W końcu jednak nawet to mnie znudziło i po raz pierwszy od dawna sięgnąłem po komórkę. Dobrze się trzymała, mimo długotrwałego braku ładowania nadal pokazywała 26 procent baterii.

 

Spojrzałem na wyświetlacz. Nieodebrane połączenia osiągnęły wartość dwucyfrową. Z nudów postanowiłem wysłuchać jakiegokolwiek nagrania na sekretarce; oddzwanianie uznałem za zbyt czasochłonne, ponadto słuchając nagrania jest się chronionym przed pytaniami i ciągnięciem za język. Oczywiście wybrałem najnowszą wiadomość. Była z dzisiaj. W słuchawce rozległ się dźwięczny, acz stanowczy głos Hiszpana koło pięćdziesiątki. To był Moriente.

 

– Gdzie ty się podziewasz, mi amigo?! Wszyscy tu pytają o ciebie i czekają, aż się wreszcie pojawisz, puta de madre. Przyjechali nowi zawodnicy, Wasoski jest zabiegany, a mi już brakuje pomysłów, co im wszystkim mówić. Mam nadzieję, że ruszysz w końcu dupę i się tu pojawisz, bo powoli robi się bajzel jak hijo de puta – zakończył i rozległo się piknięcie oznaczające koniec wiadomości.

 

Następnych nie odtwarzałem. Wstałem i przyjrzałem się w lustrze swojej pokrytej kilkudniowym zarostem, już blisko pięćdziesięcioletniej twarzy. Przeczesałem dłonią włosy z coraz wyraźniejszymi oznakami rozwijającej skrzydła siwizny i pokręciłem lekko głową. Chwilę później spojrzałem na datę widniejącą na wyświetlaczu smartfona.

 

– Kurwa mać, już drugi lipca... – mruknąłem. – Chyba jednak i mnie łapie kryzys wieku średniego.

 

Uznałem, że siedzenie na dupie w niczym mi nie pomoże i najwyższa pora jednak przypomnieć Essen oraz piłkarskiemu światkowi, że Herr Ralf nie zniknął, a nadal tu jest. Złapałem za maszynkę do golenia.

 

 

Czerwiec 2025

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 0-0-0, 0:0

Bundesliga: –
DFB-Pokal: –

Finanse: 18,97 mln euro (+14,77 mln euro)

Gole: –

Asysty: –

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 5:2

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, [+2 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 3. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: –

Austria: –

Francja: –

Hiszpania: –

Niemcy: –

Polska: –

Rosja: FK Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: –

Włochy: –

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

 

Reprezentacja Polski:

- 04.06, eliminacje MŚ 2026, Polska - San Marino, 5:2

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1244], 2. Anglia [1157], 3. Polska [1122]

  • Lubię! 1
  • Hurra! 1
Odnośnik do komentarza

Kiedy tylko zniknął Człowiek Lasu, którego widziałem w lustrze, pojechałem zmaterializować się w klubie, ale nie uprzedzałem nikogo o moim powtórnym przyjściu po okresie, w którym nie sposób było mnie jakkolwiek namierzyć. Ktokolwiek wymyślił autosugestię, powinien zostać beatyfikowany; do budynku klubowego wszedłem pewnym krokiem, z niewzruszoną, spokojną miną. Co zastałem? Dowód na to, że Moriente bynajmniej nie przesadzał mówiąc o "bajzlu jak hijo de puta"; nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak funkcjonowałoby RWE, gdyby zabrakło mnie tutaj definitywnie. Wasoski odchodzący od zmysłów, trenerzy jakby zapomnieli, co mają robić, cała reszta zamartwiająca się nadchodzącym okresem przygotowawczym. Strach pomyśleć, co by się tutaj działo, gdyby do tego reszta piłkarzy powracała z urlopów.

 

Gdy tylko stanąłem na środku głównego hallu, wszystkie spojrzenia, które na siebie ściągnąłem, niemalże wykrzykiwały "oto przyszło zbawienie". Miało to niewątpliwie swoje plusy, bo kiedy wszyscy przekonali się, jak to jest bez Herr Ralfa, który trzyma sprawy w ryzach, być może będą bardziej doceniać moją obecność. Minusem z kolei była konieczność wysłuchiwania dziesiątek tych samych pytań... Pierwszy dorwał mnie Moriente.

 

– Gdzie ty byłeś przez ten cały czas, puta de miseria? – zapytał półgłosem, ale z wytrzeszczem, który zdradzał siedzące w nim zdenerwowanie. – Gdzieś ty był?!

 

– Uspokój się, pogadamy później – odpowiedziałem.

 

– "Pogadamy później"? Predonar, muchacho, ale chyba sobie jaja robisz. Wytłumacz się jakoś.

 

– Powiedziałem, że nie teraz. Najpierw muszę ogarnąć tych wszystkich ludzi, bo widzę, że zaraz zaczną biegać po ścianach. Idź do gabinetu, a ja tam niedługo przyjdę.

 

Moriente pokręcił głową, ale w końcu dał za wygraną, obrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami naszej kanciapy. Odszukałem we wszechobecnym chaosie Wasoskiego, który miał już dosyć. Podszedłem do niego, ale nie zdążyłem się nawet z nim przywitać, ponieważ...

 

– Jasny szlag, wreszcie cię widzę! – wykrzyknął. – Gdzieś ty się podziewał, meister? – Ta, pierwszy raz to dziś słyszałem i na pewno ostatni. – Absolutnie wszystko na mojej głowie, a niedługo zaczynają się przygotowania do Bundesligi.

 

– Miałem do załatwienia parę pilnych spraw – odpowiedziałem cokolwiek dla świętego spokoju. – Olo, nie mamy teraz czasu na pierdoły. Co ze sparingami?

 

– No... trochę tak średnio.

 

– Dlaczego?

 

– No kurde, sam przecież dobrze wiesz! – odpowiedział ostentacyjnie.

 

Westchnąłem, powiedziałem mu, że się tym zajmę i poszedłem dalej. Zapisałem sobie, by na przyszłość powierzyć mu obowiązek organizacji sparingów. Okazało się, że do tej pory mamy zaplanowane zaledwie dwa sparingi, z czego na obydwa zostaliśmy zaproszeni, a nie były inicjatywą Wasoskiego. Pierwszy miał być 15 lipca z Wilhelmshaven, oczywiście na wyjeździe, a cztery dni później czekał nas wyjazd do Włoch i sprawdzian z tamtejszym Napoli; obydwa mecze towarzyskie postanowiłem pozostawić tak, jak były. Późna pora sprawiła, że nie sposób było znaleźć chętną drużynę do przyjazdu do Essen, więc dwóch kolejnych sparingpartnerów udało mi się znaleźć w sąsiedniej Holandii w postaci zespołów Go Ahead Eagles i NAC Breda.

 

Po trzech godzinach osobistego telefonowania czekała na mnie kolejna mozolna robota, czyli zatwierdzanie transferów nowo przybyłych piłkarzy, jak również tych, którzy byli na wylocie i z dniem 1 lipca zmienili pracodawcę. Tak oto ostatecznie podpisałem umowy dziewięciu nowych piłkarzy, w tym czterech, którzy w nadchodzącym sezonie meli podnieść naszą jakość piłkarską i pomóc w przeskoczeniu na wyższy poziom, na którym nie będziemy musieli drżeć o utrzymanie w ekstraklasie. Wszyscy dołączyli do RWE na prawie Bosmana, a byli to napastnik Daniel Wolf (31 l., OP/N Ś, Austria; 4/2) ze Sportingu Lizbona, porządny bramkarz Gabriele Olivieri (26 l., BR, Francja) z AS Monaco, środkowy obrońca Lars Hofmann (26 l., O Ś, Niemcy; U-19) z Borussii Mönchengladbach i skrzydłowy Wellington (30 l., OP P, N, Austria; 6/0) z Austrii Wiedeń. Do rezerw trafili z kolei Dennis Lippert (17 l., BR, Niemcy) z Hansy Rostock, Jörg Eckstein (18 l., OP Ś, Niemcy) z Fortuny Düsseldorf, obiecujący Sebastian Rose (17 l., P Ś, Niemcy) z Hannoveru, Andreas Beer (17 l., N, Niemcy) z trzecioligowego Regensburga i Sven Schmidt (19 l., BR, Niemcy; U-19) z 1.FC Nürnberg. W następnej kolejności miałem zamiar przeanalizować nasz obecny skład, by określić, czy potrzeba nam jeszcze wzmocnień, a jeśli tak, to na których pozycjach.

 

Trochę więcej graczy opuściło klub, bo jedenastu. Moja "chwilowa nieobecność" miała dodatkową zaletę, że nie musiałem oglądać wrednego zdrajcy Andreasa Schachnera, jak opróżniał swoją szafkę i z walizkami w rękach pobiegł kolaborować z Karlsruhe. Miałem nadzieję, że treningi w drużynie U-19 odpowiednio przygotowały go do podboju Bundesligi w barwach jednego z naszych rywali w ekstraklasie.

 

Zarobiliśmy natomiast łącznie 3,4 miliona euro na transferze dwóch zawodników; za lwią część tej kwoty, bo całe 3 300 000€ do Charltonu sprzedany został roszczeniowy Nuno, który na boisku niewiele dawał zespołowi, a pierwszy był do narzekania i upierdliwego domagania się kluczowej roli w zespole, z kolei za symboliczne 100 000€ do leżącej w Belgii Gandawy przeniósł się nasz bramkarz Goran Kostić, który od nowego sezonu będzie reprezentował tam barwy AA Gent.

 

Na wolny transfer odeszli zaś tacy zawodnicy, jak Dirk Reichel i zasłużeni dla klubu w niższych ligach Daniel Weller, Thomas EbnerMurilo, kapitalni swojego czasu Marco Block i Ronald Guyt, który miał ogromny wkład w grę zespołu w Regionallidze i 2.Bundeslidze, a także Maxime Delbaere, który był już za stary na grę na wysokim poziomie, a wolał siedzieć na bezrobociu, niż przejść na sportową emeryturę rok wcześniej. W każdym razie i jemu życzyłem wszystkiego dobrego.

 

Do domu wróciłem około 22, bo całym dniu intensywnej roboty organizacyjno-papierkowej, dzięki której Rot-Weiss Essen z powrotem zaczęło przypominać ułożony klub, a nie dom wariatów. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułem ochoty na weizena, ani na pięć weizenów. Dzień ten sponsorowały słowa: gdzieś, ty, się, podziewał.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Moriente zaproponował wyjście na piwo lub rozpracowanie jakiejś flaszki w czterech ścianach. Odmówiłem. Wcześniej zdążyłem się nasycić browarami rzemieślniczymi, a odkąd postanowiłem zacisnąć zęby i przynajmniej spróbować wrócić do siebie, przez te kilka dni nie miałem w ustach ani kropli niczego procentowego. Czułem, że gdybym napił się z amigo teraz, miałbym wyrzuty sumienia z powodu wyzerowania licznika dni bez alkoholu. Nie odmówiłem natomiast rozmowy w cztery oczy.

 

– Nie wiem, co się ze mną stało, Javier – rzadko zwracałem się do niego po imieniu, nic więc dziwnego, że odstawił szklankę z zieloną herbatą, ściągnął brwi i zaczął uważniej słuchać. – Od kilkunastu dni gnębi mnie silne poczucie, że czegoś mi brakuje, ale nie jestem w stanie określić, czego dokładnie.

 

Moriente skinął ze zrozumieniem głową.

 

– Cóż, muchacho, już po ostatnim Chorzowie widziałem, że coś z tobą nie tak i martwiło mnie to – stwierdził. – Zawsze się dobrze rozumieliśmy, a ty byłeś pełen pozytywnej energii i dobrego humoru. Nawet kiedy byłeś trochę molesto porażkami w lidze. Ale entiendo, bo parę lat temu miałem coś podobnego.

 

Opowiedział mi, przerywając co jakiś czas na kilka łyków herbaty, jak kilka lat temu, gdy jeszcze się z nim nie znałem, rozwiódł się ze swoją ówczesną esposa, a później przez jakiś czas nie mógł sobie poradzić sam ze sobą. Faktycznie, w jego opowieści dostrzegłem dużo siebie obecnie. Tyle, że ja się z nikim nie rozwiodłem.

 

– Osiągnąłem rzeczy, o których się nikomu nie śniło – kontynuowałem swój monolog. – Dwa razy zdobyłem mistrzostwo świata, do tego z Polską, moją ojczyzną, którą w piłce wyprowadziłem do takiej pozycji, że kibice w kraju przestali się śmiać z kadry, a zaczęli ją kochać i podziwiać. Jestem selekcjonerem trzeciej drużyny, która obroniła złoto na mundialu. Do tego jestem jednym z dwóch menedżerów w historii, którzy wygrali dwa mundiale z rzędu, w tym jedynym żyjącym. Tylko ja, Vittorio Pozzo, i nikt więcej. Na "Wikipedii" strona o mnie otrzymała niedawno nagrodę "artykułu na medal"...

 

– Bo jest obszerna, szczegółowa i nie mówi o byle kim – wtrącił Moriente. Nie odniosłem się do tego, a mówiłem dalej.

 

– Ktoś mógłby powiedzieć, że spełniły mi się marzenia dziesiątek, setek, a może nawet tysięcy ludzi z całego świata. Któż nie chciałby być kimś powszechnie znanym na całym świecie? Ale... – westchnąłem. – Ale ostatnio zdałem sobie sprawę, że poza tym nie mam... nic. Wszyscy widzą tylko menedżera, którego uwielbiają tłumy, ale niewielu zauważa, że poza tym jestem takim samym człowiekiem, jak i oni. Mam przecież mózg, płuca, wątrobę, żołądek, trzustkę, a także uczucia i rzeczy, które mnie cieszą, tak samo, jak te, które i smucą. Javier, mam już prawie pięćdziesiąt lat, piąty krzyżyk wskoczy mi trzeciego sierpnia, a jestem w zasadzie sam jak palec.

 

– Muchachooooholaaaa! – pomachał do mnie. – A ja to co? Nie tylko ja, ale i ludzie w klubie, piłkarze...

 

– Tak, doceniam to, ale też nie do końca o to chodzi. Z Polski wyjechałem do Austrii jako piłkarz dopiero kończący wiek juniorski i zaczynający seniorską karierę, która i tak nie miała trwać zbyt długo. Wszyscy ci, których znałem w swoich rodzinnych stronach, już dawno rozjechali się w swoje strony i nic mnie z nimi nie łączy. Nie mam też teraz rodziny, bo mimo że odwiedzam rodziców zawsze, gdy mamy zgrupowanie w Chorzowie, to jednak moja ostatnia kobieta zwiała ode mnie jeszcze zanim zostałem menedżerem, bo nie była na tyle odważna, by pomóc mi w okresie załamania po wypadku, który ukatrupił mnie jako piłkarza. Później żyłem tylko piłką, a teraz jestem już chyba za stary na...

 

– Entiendo – powiedział ostrożnie Moriente i dopił herbatę do końca. – To brzmi jak najczystsza postać crisis de la mediana edad. Ale i z tym będzie się dało coś zrobić. Zawsze jest jakieś wyjście i pole do działania. Pamiętaj, muchacho, że el Moriente ma to – postukał się palcem w skroń – i otwarty umysł, więc cierpliwie wykopiemy francę w cholerę.

 

Uśmiechnął się, poklepał mnie dziarsko po ramieniu i dodał:

 

– A masz jeszcze jakieś pomysły przed nadchodzącym sezonem?

 

Zastanowiłem się głęboko, mrużąc oczy.

 

– Tak, żebyś wiedział, że mam – odpowiedziałem w końcu stanowczo. – Muszę doprowadzić uzdrawianie naszej szatni do końca, a w tym celu muszę podjąć jedną konkretną decyzję. Idziemy, wstawaj!

Odnośnik do komentarza

Bardzo szybko znaleźliśmy się obaj u naszej klubowej sekretarki, która zajmowała się odbieraniem faksów i wysyłania tychże oficjalnych. W koszyku na jej biurku nie zauważyłem żadnych nowych papierów, ale zignorowałem ten fakt.

 

– Petra, są jakieś nowe oferty względem zawodników z listy transferowej? – spytałem, a Moriente przystanął obok mnie, opierając się rękami o krawędź biurka.

 

– Nie, nie było nic nowego – odpowiedziała – ale niedawno dzwonili z duńskiej federacji piłkarskiej i pytali o pana, bo przesłali panu rano wiadomość na osobisty faks i nie mogą się doczekać odpowiedzi.

 

– W porządku, dzięki, ale prosiłem niedawno, byś przestała się do mnie zwracać na "pan", tylko mówiła po imieniu lub po prostu meister.

 

– Entschuldigung, jakoś nie mogę się przyzwyczaić – uśmiechnęła się. – W każdym razie niestety nie mam dla ciebie nic nowego z dzisiaj.

 

– O, tak brzmi dużo lepiej, dzięki – odpowiedziałem, puszczając przy tym oczko.

 

Poszliśmy z Moriente do gabinetu, gdzie istotnie coś na mnie czekało w faksie. Oczywiście była to kolejna propozycja, bym przejął stery selekcjonera reprezentacji Danii, która oczywiście w najmniejszym stopniu mnie nie interesowała. Niemniej położyłem jednak dokument na biurku i zamierzałem odesłać negatywną odpowiedź później, bo teraz miałem coś ważniejszego do zrobienia.

 

Wezwałem do gabinetu Marco, który poprzedniego dnia wrócił na czas z urlopu wraz z resztą drużyny. Brazylijczyk był w klubie ostatnim zawodnikiem o trudnym charakterze, który ujawnił dopiero po swoim przejściu do RWE, a do którego paru zawodników pałało jawną niechęcią, a najbardziej działał na nerwy Brahimie Kanté, między którymi wielokrotnie dochodziło do słownych spięć w szatni. Od zakończenia ubiegłego sezonu usilnie próbowałem się Marco pozbyć, ale absolutnie nikt nie był zainteresowany jego usługami, co mnie w sumie nie dziwiło. Nie zamierzałem czekać, aż znowu zacznie robić ferment w nowym sezonie, więc przedstawiłem mu propozycję obustronnego rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron. Oczywiście Brazylijczyk od razu zaczął się pieklić, w dość niewybrednych słowach odrzucając moją propozycję. Gdy zaczął się mocniej nakręcać, siedzący obok Moriente chrząknął ostrzegawczo, przypominając Marco, że bynajmniej nie jest ze mną sam na sam.

 

– W takim razie zabieraj swoje rzeczy i znikaj – powiedziałem Brazylijczykowi oschle. – Mam nadzieję, że zapisane w kontrakcie 150 000€ rekompensaty za zerwanie umowy ci wystarczy. Żegnam.

 

W ten oto bezceremonialny sposób pozbyłem się ostatniej czarnej owcy i pozostało mi mieć nadzieję, że dzięki temu w drużynie zapanuje większa konsolidacja, która wpłynie na osiągane przez nas wyniki.

Odnośnik do komentarza
8 godzin temu, Ralf napisał:

W takim razie zabieraj swoje rzeczy i znikaj – powiedziałem Brazylijczykowi oschle. – Mam nadzieję, że zapisane w kontrakcie 150 000€ rekompensaty za zerwanie umowy ci wystarczy. Żegnam.

Ah rzadko używana przeze mnie opcja, ale jakże czasami satysfakcjonująca :D

Odnośnik do komentarza
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...