Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

8 minut temu, Ralf napisał:

Danke ;)  Zależy mi, żeby kupić porządną wersję, w którą będzie się dało normalnie grać, bo sporo słyszałem, że w niektórych ponoć zdarzały się różne "dziwne" przypadłości (głównie w silniku meczowym), które wielu graczom psuły przyjemność z rozgrywki.

Piszesz o 18 i taktyce 4-3-3? ;) Ta wersja też już dobra jest, więc spokojnie możesz i po to sięgnąć. 

Odnośnik do komentarza

Nie, bo o '18 niewiele wiem ;)  Pamiętam, że np. chyba w '12 część graczy narzekała na dziwny silnik meczowy (aczkolwiek inni znowu mówili, że dobrze im się gra - może sporo zależało od wyboru ligi), słyszałem też narzekania na '09. Opinie słyszałem niejasne, dlatego przed zakupem jednej z najnowszych wersji (żeby była jasność - nie planuję schodzić poniżej '15, chcę coś w miarę aktualnego) chciałem się zorientować, która jest najlepiej dopracowana i wolna od co bardziej uciążliwych błędów oraz innych bugów, które ukatrupiają przyjemność z rozgrywki.

Odnośnik do komentarza

Hesuuuu, mam nadzieję, że w nowych FM-ach jest opcja nakopania do dupy siermięgom, które w końcówkach niweczą wysiłek całego zespołu, bo tym razem już naprawdę mam ochotę wejść do monitora i obić mordę idiocie z niniejszego odcinka :mad:

 

-------------------------------------------------

 

Po tym, jak po pojedynku z Werderem na naszym koncie pojawił się punkt (patrząc na okoliczności nie zdobyliśmy tego punktu, tylko straciliśmy dwa przez Albrechtsena), którego absolutnie nie miałem w planach, przyszła pora na obowiązkowe trzy w meczu w Brunszwiku, gdzie podejmował nas będący do pokonania, o nic nie walczący Eintracht. Jako że miałem już do dyspozycji wszystkich graczy, z wyjątkiem zawieszonego za kartki Andreasena, do bramki powrócił świeżo upieczony reprezentant WKS Kanté, Franck Brou usiadł na ławce, a na lewym skrzydle w miejsce wykartkowanego Duńczyka wybiegł z powrotem Kevin Bruns.

 

Tym razem mało brakowało, a to my zaczęlibyśmy spotkanie beznadziejnie, bowiem już w pierwszej minucie nadzialiśmy się na kontrę gospodarzy, po której Köhler wyszedł sam na sam z Kanté, i tylko refleks Brahimy uratował nas przed błyskawiczną stratą gola. Później jednak zaczęliśmy grać trochę pewniej, co przyniosło nam kilka groźniejszych sytuacji, na prawym skrzydle szczególnie szarpał Suárez, ale jednocześnie w środku pola roiło się u nas od niedokładności i nierozważnych podań. Gorszy dzień miał również sędzia Felix Brych, który najwyraźniej zapomniał okularów lub soczewek kontaktowych, bo gdy Cláudio sfaulował Waltera w polu karnym, arbiter podyktował... rzut wolny.

 

W ostatnich dziesięciu minutach pierwszej połowy przycisnęliśmy solidnie Eintracht, a Suárez regularnie gnębił rywali groźnymi wrzutkami ze skrzydła. I to właśnie Fernando w doliczonym czasie został zrównany z ziemią w szesnastce przy próbie przyjęcia crossa Albrechtsena, a sędzia Brych wreszcie się obudził i wskazał na jedenasty metr. Piłkę ustawił Tomek Franz, wziął rozbieg, uderzył przy słupku, Michael Walter wyczuł jego intencje, ale nie zdołał sięgnąć piłki, i objęliśmy prowadzenie! Udało się w momencie, gdy już się martwiłem, że nie wykorzystamy takiej okazji.

 

Po przerwie okazało się, że piłkarze z Brunszwiku to zwyczajni, pieprzeni rzeźnicy. Skoro nie potrafili poradzić sobie z nami grając w piłkę, to zaczęli grać z nami w kości. Tak oto w 64. minucie z boiska z potłuczoną głową zniesiony został nasz kapitan Markus Rose, a w jego miejsce wpuściłem Francka Brou, co miało okazać się brzemienne w skutki. Oprócz tego dranie z Eintrachtu rozwaliły staw skokowy Kanté, który zdołał dograć do końca meczu, podobnie jak Anders Albrechtsen, który doznał naciągnięcia mięśnia uda. Mimo tego nerwy gospodarzy nie robiły na nas wrażenia, a sprawę jeszcze ułatwiło nam przejście Eintrachtu na 4-2-4, które zrobiło nam mnóstwo miejsca w środku pola. Tak mnóstwo, że aż niektórzy nie wiedzieli, co zrobić z tym mnóstwem przestrzeni... Tym razem cholerną czarną owcą (o ironio!) okazał się Iworyjczyk Franck Brou

 

Była już 87. minuta i pachniało pieczonym zwycięstwem z jabłkami, kiedy Bruns sunął lewym skrzydłem z kolejną szansą na wypracowanie drugiego gola, ale zgrał do środka do Brou, który... najpierw zaczął jak pokraka potykać się o piłkę, co wyglądało jak taniec jakiegoś prehistorycznego plemienia, a po chwili takiego czardasza wpadł wprost na Kevina Brunsa, przewracając go razem ze sobą... W momencie, gdy Franck leżał na Kevinie, stojącą obok nich piłkę spokojnie wziął sobie Fiorillo, który następnie mierzonym podaniem wypuścił Machačka sam na sam z Kanté, tak więc po raz drugi z rzędu straciliśmy w końcówce dwa punkty, i to znowu przed debilne zachowanie jednego z moich zawodników. Natychmiast wywaliłem Brou do szatni, obiecując mu, że więcej w tym sezonie nie zagra, ale nie ulżyło mi to ani trochę, bo nadal myślałem, że zaraz dostanę zawału z wściekłości na oczach tysięcy kibiców. Najgorsze, że Hertha przegrała swoje spotkanie, więc zamiast do bezpiecznych pięciu, przez Brou "zwiększyliśmy" przewagę tylko do dwóch punktów nad strefą spadkową.

Cytat

05.04.2025, Stadion Hamburger Straße, Brunszwik, widzów: 22 377

BL (28/34) Eintracht Braunschweig [9.] – Rot-Weiss Essen [15.] 1:1 (0:1)

 

45+2' T. Franz 0:1 rz.k.

64' M. Rose (RWE) ktz.

87' Z. Machaček 1:1

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – A.Albrechtsen 7, M.De Martin 8, D.Pittet ŻK 8, M.Gruszka 7 – F.Suárez 7, T.Franz 8, M.Rose Ktz 7 (64' F.Brou 7, 87' H.Vink 6), K.Bruns ŻK 7 – Nuno 7 (76' A.Schachner 6), K.Walter 7

 

GM: David Pittet (O/P Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Pierwszym spadkowiczem z Bundesligi zostało zgodnie z od dawna snutymi przewidywaniami nieszczęsne Hoffenheim. Oby los nie przewidywał dla nas tego samego miana, mimo ostatnich usilnych starań jednostek, by jednak tak się stało.

Odnośnik do komentarza

Wielkimi krokami zbliżał się ciężki mecz z Bayernem Monachium, a dosłownie na dzień przed spotkaniem Olek Wasoski doniósł mi, że nasz napastnik Nuno po raz kolejny nie zjawił się na treningu bez wyjaśnienia. Portugalczyk zachował się jak skończony frajer, bo przecież ostatnie pięć spotkań zaczynał cały czas w wyjściowym składzie i do tej pory miał w nim pewne miejsce. Wobec tego nie tylko spełniłem swoją obietnicę z początku roku i ukarałem go wstrzymaniem tygodniowego poboru, ale też wycofałem go ze składu na mecz z Bawarczykami, postanawiając, że swoim nieprzemyślanym zachowaniem zakończył swoje występy w tym sezonie, a być może nawet w Rot-Weiss Essen w ogóle. Może w nowym, mniej wymagającym klubie będzie postępował rozsądniej.

 

 

 

Przeciwko Bayernowi na murawę wypełnionego po brzegi Georg-Melches-Stadion w wyjściowej jedenastce wybiegł więc po raz pierwszy od dawna Andreas Schachner. Niestety nie była to jedyna zmiana, bo nadal odczuwaliśmy skutki zmagań z rzeźnikami z Brunszwiku; w miejsce Rosego postanowiłem postąpić trochę ryzykownie i wystawić Brazylijczyka Jairo, w bramce naturalnie musiał stanąć Kruse, choć już nie obawiałem się tak jego występu, z kolei na prawą obronę przesunąłem Pitteta, jego miejsce wypełniając Wierbickim. Miałem co prawda do dyspozycji Maxime'a Delbaere, ale już dawno uznałem, że Belg powinien pomyśleć o emeryturze, bo swoją postawą na boku defensywy robił więcej złego, niż dobrego.

 

Bayern nie popełnił błędu Werderu i zaczął skoncentrowany, co skończyło się tak, że w 8. minucie Valente dośrodkował z rzutu wolnego na 40. metrze, a De Martin nie wyskoczył do główki z Forrestem, który wobec braku jakiegokolwiek rywala w walce o piłkę skierował ją łatwo do naszej bramki. Sądziłem, że to by było na tyle, ale o dziwo w moich piłkarzy coś wstąpiło, wznowiliśmy grę, Pittet z Suárezem przeprowadzili dwójkową akcję prawą flanką, Franz dośrodkował na długi słupek, Bruns sprytnie zgrał na środek, a tam Schachner z łatwością zgubił byłego kapitana reprezentacji Piotrowskiego i mocnym strzałem wyrównał błyskawicznie na 1:1! Kilka dni temu szefostwo Bayernu zwolniło Olivera Khana z powodu rozczarowujących wyników w Bundeslidze, a teraz najwyraźniej grający pod wodzą dotychczasowego asystenta Samuela Kuffoura Bawarczycy byli zdeprymowani w swoich poczynaniach, bo skutecznie z nimi walczyliśmy; Kruse bronił tak jak przeciwko Werderowi, a środek pola funkcjonował poprawnie. Gościom pozostało więc tylko wyładować jakoś swoje nerwy, czego dokonał N'Diaye, po którego zagraniu boisko z rozciętą głową opuścił Bruns.

 

W przerwie pod prysznic odesłałem De Martina, który grał zbyt bojaźliwie, nie wyskakiwał do pojedynków główkowych, co stwarzało duże zagrożenie pod naszą bramką, a także zbyt łatwo odpuszczał zgarnianie bezpańskich piłek. Gdy mówiłem mu, że wchodzi za niego Bernardini, powiedziałem na przyszłość:

 

– Martin, po żołniersku, gdy widzisz metr od siebie piłkę, przy której chwilowo nikogo nie ma – tłumaczyłem De Martinowi – to spadasz na nią jak chuj na Mariolę, rozumiesz? Natychmiast, nie czekasz ani sekundy! Jeżeli ty się nie ruszysz, to ruszy się przeciwnik, zagra ją w nasze pole karne i tracimy bramkę!

 

W drugiej połowie szybko dostrzegłem mankamenty, które mogły się źle skończyć. Do zmiany było jeszcze co najmniej trzech zawodników, szczególnie Gruszka na lewej flance, ale nie mogłem sobie pozwolić na trwonienie ostatniej zmiany. Szczególnie, że już w 48. minucie Walter nieoczekiwanie wyskoczył ponad Valente i przedłużył górną piłkę na wolne pole, a Schachner ku mojemu zdumieniu wystartował niczym sprinter, bez trudu wyprzedził Piotrowskiego (podjąłem najwyraźniej słuszną decyzję o podziękowaniu mu za grę w kadrze), wpadł w pole karne i pewnie przelobował Kunzego! Coś niebywałego, że znów odważnie stawiamy czoła faworytowi. Nie bez powodu dostrzegałem jednak słabe strony, bo prowadzenie zamiast do 90., utrzymaliśmy tylko do 67. minuty, kiedy to straciliśmy gola w typowy sposób; po kontrataku Bayernu z lewej strony dośrodkował Forrest, a beznadziejny dziś Pittet minął się z piłką, którą głową do bramki wbił Kirn.

 

Po raz drugi zamiast się załamać, postanowiliśmy walczyć dalej. Zostaliśmy za to nagrodzeni dziesięć minut później, gdy Gruszka potężnym wykopem wyekspediował futbolówkę na połowę Bawarczyków, tam rezerwowy Barisić również bez trudu przeskoczył Valente, a Schachner po raz trzeci włączył dopalacze, tym razem odjechał Kalscheuerowi, i skompletował fantastycznego hat-tricka, drugi raz upokarzając Kunzego gładkim lobem ze szpica! Sztormowy ryk radości na trybunach! Moją ogromną radość wzmagał fakt, że Moriente śledzący livescore na swoim smartfonie powiedział mi, że zarówno Norymberga jak i Hertha przegrywają w swoich meczach. Uznałem w duchu, że tym razem, po trzecim golu, chyba już zdołamy dowieźć zwycięstwo.

 

Niestety, po raz trzeci z rzędu miałem schodzić do szatni kipiąc wściekłością.

 

Czy wspomniałem wcześniej o beznadziejnej grze Pitteta? Od pewnego momentu grał jak skończona oferma, tak że miałby problem załapać się do składu nawet w średniaku polskiej B-klasy. Bayern przeszedł na 4-2-4, tak że powoli liczyłem na to, że uda nam się to skontrować, ale w 83. minucie Rossini zagrał crossa z lewej strony, cipowaty Pittet znowu w żenujący sposób minął się z piłką, w rezultacie czego Kirn znalazł się sam na sam i musiał jedynie pokonać Krusego. To już trzeci mecz z rzędu, gdy przez jednego zawodnika tracimy zwycięstwo w ostatnich minutach. Miałem już tego serdecznie dosyć i irytowało mnie to niezmiernie; po utracie zwycięstwa z Werderem zrugałem Albrechtsena, po utracie wygranej z Eintrachtem ochrzaniłem Brou, a dziś po utraconej szansie na pokonanie Bayernu zwyzywałem Pitteta. Kiedy to się, do cholery, skończy i wreszcie wygramy?

Cytat

12.04.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 25 530

BL (29/34) Rot-Weiss Essen [15.] – Bayern Monachium [9.] 3:3 (1:1)

 

8' M. Forrest 0:1

10' A. Schachner 1:1

26' K. Bruns (RWE) ktz.

48' A. Schachner 2:1

67' J. Kirn 2:2

79' A. Schachner 3:2

83' J. Kirn 3:3

 

Rot-Weiss Essen: H.Kruse 7 – D.Pittet ŻK 6, M.De Martin (46' G.Bernardini 6), A.Wierbicki 7, M.Gruszka 6 – F.Suárez 6, T.Franz 7, Jairo 7, K.Bruns Ktz 7 (26' M.Andreasen ŻK 7) – A.Schachner 9, K.Walter (75' D.Barisić 7)

 

GM: Andreas Schachner (N, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Przede wszystkim szkoda, że zamiast pizdowatego Pitteta nie grał jakiś porządny defensor, bo gdyby nie on, bramki na 3:3 by nie było, gdyż Kirn po prostu nie miałby okazji dojść do tej sytuacji. Wtedy mielibyśmy już bezpieczniejsze pięć punktów nad strefą spadkową, zamiast dużo lichszych trzech; jedna porażka i Hertha zrównuje się z nami w punktach.

 

Ciekawy jestem, kto zawali gola przesądzającego o braku zwycięstwa w końcówce najbliższego spotkania.

Odnośnik do komentarza

W piątek 18 kwietnia, dwa dni przed 30. kolejką Bundesligi, stało się to, czego się co prawda spodziewałem w myśl praw Murphy'ego, ale jednak liczyłem na to, że się nie stanie. Tego dnia przemówił wreszcie Andreas Schachner, który stwierdził, że nie zamierza dalej grać w RWE i oznajmił, że podpisał wstępny kontrakt z... Karlsruhe, które jakoś niespecjalnie darzyłem sympatią. Przyjąłem tę informację ze spokojem, w końcu każdy piłkarz ma prawo zmienić klub, i postanowiłem zadbać o odpowiednie przygotowanie Schachnera do występów w przyszłym sezonie w barwach Karlsruher SC, na resztę kontraktu przekazując go Mikaelowi Antonssonowi do drużyny U-19.

 

 

 

Na derbowy pojedynek z Schalke, z którym jesienią efektownie zremisowaliśmy na Georg-Melches-Stadion 5:5, przeprowadziłem trzy zmiany w wyjściowej jedenastce. W Gelsenkirchen w ataku za przegranego Schachnera, który zawiódł klub, kibiców i mnie, zagrać miał Topolski, do pomocy powrócił nareszcie Markus Rose, zaś Pittetowi nadal nie darowałem sprezentowania Bayernowi wyrównującego gola w końcówce, a jako że Albrechtsen nadal był kontuzjowany, postanowiłem przetestować na prawej obronie Bernardiniego. Schalke plasowało się na wysokim czwartym miejscu w lidze, co wobec zwycięstwa Norymbergi dzień wcześniej sprawiało, że ciążyła na nas o wiele większa presja.

 

I wyglądało na to, że przynajmniej części z nas pętała nogi. To nasi rywale byli stroną przeważającą i nie wyglądało to najlepiej, gdyż nasza defensywa grała bardzo niepewnie, aż ciężko było patrzeć. A jednak to my zyskaliśmy więcej z gry – w 11. minucie Franz zostawił Moreta w tyle podczas sprintu do piłki, następnie wziął na siebie tegoż Moreta wraz z dołączającym do nich Schröerem, dotarł na wysokość pola karnego, po czym zgrał do czekającego na środku Topolskiego, który potężnym strzałem przy słupku uciszył VeltinsArenę! Udało nam się wykorzystać pierwszą realną okazję i dobrze się stało, ponieważ ten gol wcale nie podciął gospodarzy, ale wręcz zmotywował do jeszcze bardziej zawziętych natarć, przy których pewnymi interwencjami zagrożenie neutralizował coraz lepiej spisujący się Kruse.

 

Ale szczęście nie trwało wiecznie. Tuż przed przerwą Andreasen zgubił piłkę na połowie Schalke, inicjując kontratak, po którym rywale wywalczyli rzut rożny. Po wrzutce Küstersa Kruse jeszcze raz popisał się refleksem przy strzale głową Ilicia, ale defensorzy pozwolili Moretowi na skuteczną dobitkę. Prowadzenie wypuszczone z rąk po klasycznym golu do szatni groziło jednostronnym przebiegiem gry w drugiej połowie; postanowiłem dobrze nastawić zespół mentalnie, choć obawiałem się, że nic z tego nie wyjdzie.

 

Tymczasem druga odsłona stanowiła rollercoaster, który pędził raz po raz z piekła do nieba. Pięć minut po wznowieniu gry to my wywalczyliśmy rzut rożny, Ilić wybił piłkę na przedpole, gdzie chciał wyprowadzić ją Ronaldo, ale jego próbę podania własnym ciałem zablokował De Martin, który podał na 25. metr do Rosego, a nasz kapitan wyśmienitym rogalem z okienko przywrócił nam prowadzenie. Tylko na chwilę rzecz jasna, bo trzy minuty później nastąpiła kuriozalna sytuacja, która... po prostu sprawiła, że po raz pierwszy od dawna brakło mi słów komentarza. Andreasen przy próbie mocnego przerzucenia natrafił na Küstersa, od którego futbolówka odbiła się i potoczyła na naszą połowę w stronę Wierbickiego. A Wierbicki cofając się w stronę bramki... zwyczajnie przebiegł nad piłką, zupełnie się nią nie interesując, i truchtał w kierunku linii bocznej, podczas gdy zachwycony Ilić ruszył sam na sam z Krusem, wyciągnął go z bramki i odegrał do Pinto, który dziecinnie łatwym strzałem wyrównał na 2:2.

 

Nie potrafiłem znaleźć żadnego wytłumaczenia dla zachowania Bialorusina, ale dość już miałem zawodników, którzy w pojedynkę rujnują nam mecze, więc czym prędzej pozbyłem się go z boiska. Tym razem jednak piłkarska bozia ewidentnie była po naszej stronie, na kwadrans przed końcem spotkania Gruszka dośrodkował z rzutu wolnego na głowę rezerwowego Vinka, który zgrał głową, a zza pleców Eidsvåga wynurzył się nagle Topolski, który... Topolskiiiiii! Gooool! Prowadzimy 3:2! Z samym Schalke 04! To już byłby szczyt wszystkiego, gdyby czwarty mecz z rzędu ktoś odstawił jakąś tandetę w końcówce, a mimo to gdy tylko na zegarze wybiła 80. minuta, krążyłem nerwowo przed ławką. Tyle dobrze, że zaskakująco dobrze radziliśmy sobie z grającymi hiperofensywnym 4-2-4 gospodarzami, bo po stokroć wolałem regularnie łapać się za głowę po zmarnowanych okazjach (najbliżej był Barisić, który trafił w słukep), niż widząc błędy obrony. Całe doliczone trzy minuty błagałem w duchu o rychły koniec, aż sędzia Böhme obwieścił wielki sukces – zwyciężamy w derbach, ogrywamy na wyjeździe naszego krajowego rywala, przełamujemy fatum ostatnich minut i nareszcie odskakujemy strefie spadkowej na pięć punktów!

Cytat

20.04.2025, VeltinsArena, Gelsenkirchen, widzów: 59 330; TV

BL (30/34) Schalke 04 [4.] – Rot-Weiss Essen [15.] 2:3 (1:1)

 

11' M. Topolski 0:1

45' Ch. Moret 1:1

50' M. Rose 1:2

53' R. Pinto 2:2

75' M. Topolski 2:3

 

Rot-Weiss Essen: H.Kruse 8 – G.Bernardini 7, M.De Martin 8, A.Wierbicki 8 (54' M.Negro 7), M.Gruszka 8 – F.Suárez (74' H.Vink 7), T.Franz 8, M.Rose 8, M.Andreasen 7 – M.Topolski 9, K.Walter 8 (89' D.Barisić 6)

 

GM: Marek Topolski (OP/N Ś, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza
11 godzin temu, Ralf napisał:

Wierbicki cofając się w stronę bramki... zwyczajnie przebiegł nad piłką, zupełnie się nią nie interesując, i truchtał w kierunku linii bocznej, podczas gdy zachwycony Ilić ruszył sam na sam z Krusem, wyciągnął go z bramki i odegrał do Pinto, który dziecinnie łatwym strzałem wyrównał na 2:2.

Ewidentnie silnik graficzny nie umiał pokazać co miał tutaj chyba na myśli :D

 

Odnośnik do komentarza

No właśnie, mniej więcej o tego typu kwiatki mi chodziło ;)

 

---------------------------------------------

 

Wydarzenia u dołu Bundesligi rysowały się coraz dramatyczniej. Po porażce z Osnabrückiem zwolniony został Frédéric Hantz, dotychczasowy szkoleniowiec Herthy Berlin. Cztery dni później jego następcą ogłoszony został Juan Rubén Uría, który stał przed ekstremalnie trudnym zadaniem, żeby nie powiedzieć niemożliwym.

 

 

W Essen wzmagała się mobilizacja na kluczowy etap walki o utrzymanie, w którym nie było już czasu na błędy i porażki. Markus Rose potwierdził, że dobrze zrobiłem, mianując go swojego czasu kapitanem, bo dbał o atmosferę i przed kamerami heroicznie zagrzewał kolegów z drużyny do wzniesienia się na wyżyny w meczu z Wolfsburgiem. Z jednej strony byliśmy świeżo po pokonaniu silnego Schalke, a z drugiej jesienią gładko przegraliśmy z Wilkami, więc w momencie, gdy dopinałem szczegóły planu w szatni pod trybunami Georg-Melches-Stadion, napięcie sięgało zenitu.

 

Na murawie szybko okazało się, że ostatnio ja i Markus mieliśmy olbrzymią siłę przebicia w szatni, gdyż już w 7. minucie Wierbicki podał piłkę do dobrze ustawionego Rosego przed polem karnym, który rąbnął bez namysłu w okienko, dając sygnał do walki. Mecz przerodził się w bezpardonowy bój, było mnóstwo fauli, po kwadransie boisko na noszach opuścił jeden z zawodników Wolfsburga, a sędzia Florian Walter ledwo nadążał z rozdawaniem żółtych kartek. My tymczasem mimo ostrej gry dalej robiliśmy swoje, i w 22. minucie Suárez wrzucił piłkę z autu w pole karne gości, a tam zgasił ją Walter, odkleił się od Schwarza, minął Winklera i pięknym strzałem z lewej nogi podwyższył na 2:0! Chyba najlepszy gol Klausa, jaki zdobył w barwach RWE. Na boisku nadal roiło się od fauli, tak że po półgodzinie wolałem na wszelki wypadek zdjąć z boiska Topolskiego, który prosił się o drugą żółtą kartkę. Tego samego nie zrobił szkoleniowiec Wolfsburga i szybko się to na nim zemściło, kiedy w ostatniej akcji pierwszej połowy drugi żółty kartonik obejrzał Robert Barg, i do szatni schodziliśmy podbudowani perspektywą gry w przewadze.

 

A tam ostrzegłem chłopaków, że mecz jeszcze nie jest wygrany i nie możemy dać się zwieść okolicznościom. Dzięki temu w drugiej połowie zagraliśmy z żelazną dyscypliną taktyczną i nie pozwalaliśmy gościom na zbyt wiele, a nawet gdy udawało im się czasem przedrzeć przez naszą defensywę, niczym porucznik Borewicz wszystko brał na siebie Heinz Kruse. Mając pod dostatkiem pewnych filarów na boisku mogliśmy dobić rywali, co też uczyniliśmy na kwadrans przed końcem. Najpierw w 71. minucie Andreasen po nodze Guastelli wypuścił w bój Waltera, który po krótkim rajdzie z Winklerem na plecach zgrał do wbiegającego na przebój Barisicia, który strzałem z pierwszej piłki podwyższył na 3:0. Nasza przewaga nie podlegała już żadnej dyskusji i chwilę później po akcji całego zespołu Gruszka dośrodkował ostro na piąty metr, gdzie Barisić mimo asysty trzech obrońców ponownie pokonał Favę. Cały Georg-Melches-Stadion oklaskiwał nas na stojąco. Mimo moich starań nie zdołaliśmy jednak dograć w komplecie, gdyż w końcówce Mikkel Andreasen doznał zerwania mięśnia łydki i sezon 2024/2025 już się dla niego skończył.

 

Nagły wzrost formy przyszedł w najważniejszym momencie, bowiem na dzień dzisiejszy nie wyobrażałem sobie, byśmy w trzech ostatnich kolejkach mieli roztrwonić bezcenną przewagę nad strefą spadkową, którą z wolna zaczynaliśmy budować. Tymczasem balansująca na krawędzi przepaści Hertha mimo zmiany szkoleniowca ponownie przechyliła się ku mrocznej otchłani, przegrywając w Monachium 1:3 z TSV.

Cytat

26.04.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 15 677

BL (31/34) Rot-Weiss Essen [15.] – VfL Wolfsburg [8.] 4:0 (2:0)

 

7' M. Rose 1:0

17' M. Krutsch (W) ktz.

22' K. Walter 2:0

45+2' R. Barg (W) czrw.k.

71' D. Barisić 3:0

76' D. Barisić 4:0

82' M. Andreasen (RWE) ktz.

 

Rot-Weiss Essen: H.Kruse 8 – G.Bernardini 8, M.De Martin 8, A.Wierbicki 8, M.Gruszka 8 – F.Suárez 8, T.Franz 7 (71' H.Vink 7), M.Rose 10, M.Andreasen Ktz 9 – M.Topolski ŻK 6 (37' D.Barisić ŻK 8), K.Walter ŻK 8 (76' Marco 6)

 

GM: Markus Rose (P Ś, Rot-Weiss Essen) - 10

 

Wydarzeniem kolejki była zmiana na pozycji lidera. Pewny wydawałoby się Werder, któremu nic nie odbierze już mistrzostwa Niemiec, zaczął mocno osnabrüczyć w końcówce sezonu i po serii słabszych wyników stracił prowadzenie w tabeli na rzecz HSV.

Odnośnik do komentarza

Markus Rose po raz drugi z rzędu zasłużenie otrzymał nagrodę dla Piłkarza Miesiąca Bundesligi, co było dowodem na to, w jak wyśmienitej formie się obecnie znajdował, dając zespołowi bardzo wiele.

 

W pozostałych dwóch meczach 31. kolejki, z których interesował mnie tylko jeden z nich, dobre informacje napłynęły z Norymbergi, gdzie gospodarze przegrali 1:3 z Bayernem Monachium. W tej sytuacji do wymarzonego utrzymania w Bundeslidze potrzebowaliśmy już tylko jednego zwycięstwa w ostatnich trzech spotkaniach lub po prostu porażek Nürnberg i Herthy Berlin w najbliższej kolejce.

 

 

Kwiecień 2025

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 2-2-0, 11:6

Bundesliga: 15. [-1 pkt do Braunschweig, +8 pkt nad Nürnberg]
DFB-Pokal: –

Finanse: 3,51 mln euro (-1,32 tys. euro)

Gole: Andreas Schachner (19)

Asysty: Andreas Schachner (8)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, [+0 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 3. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+2 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [M]

Francja: Olympique Lyon [+3 pkt]

Hiszpania: Valencia [+4 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+2 pkt]

Polska: Wisła Kraków [M]

Rosja: FK Moskwa [+1 pkt]

Szwajcaria: Young Boys [+6 pkt]

Włochy: AC Milan [M]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

 

Reprezentacja Polski:

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1253], 2. Anglia [1157], 3. Polska [1122]

Odnośnik do komentarza

Już 3 maja mogło nadejść wybawienie i koniec udręki, jaka w tym sezonie wielu z nas spędzała sen z powiek. Tego majowego popołudnia graliśmy na wyjeździe z Karlsruhe, mogąc zapewnić sobie utrzymanie, o którym przez ostatnie kilka miesięcy marzyłem jak chyba o niczym innym. Całą drogę siedziałem w autokarze trochę podenerwowany, bo choć nasi rywale nie byli lepszym zespołem od Wolfsburga lub Schalke, to jednak w tym sezonie już dwukrotnie z Karlsruher SC przegraliśmy, raz w lidze i raz w pucharze. Pragnąłem w końcu skopać tyłek drużynie, do której latem ucieknie od nas zdrajca Schachner.

 

Ale okazało się, że niestety będziemy musieli poczekać na to do przyszłego sezonu. Od początku wiedziałem, że to nie ma prawa skończyć się dobrze, ponieważ graliśmy jak w zwolnionym tempie i grzebaliśmy się po boisku jak muchy w smole, zaś gospodarze podawali sobie piłkę jak po sznurku, wychodziło im wszystko, niemal bez przerwy siedzieli pod naszym polem karnym i co chwilę sprawdzali czujność Krusego. A jednak to my stworzyliśmy rywalom obie okazje podbramkowe, które skończyły się utratą dwóch szybkich bramek w przeciągu niecałych dwóch minut, prezentując publiczności na Wildparkstadion efektowny pokaz autodestrukcji.

 

Zaczął Bernardini, który chyba zapomniał, jak dobrze grał na prawej obronie w ostatnich dwóch spotkaniach, w 22. minucie w kiepskim stylu dał sobie zabrać piłkę Angulo, który rozpoczął kontratak rywali, a trafieniem zakończył go Vogel, dość łatwym strzałem wciskając piłkę rozczarowująco interweniującemu Krusemu. Wznowiliśmy grę od środka, a Suárez niezwłocznie postanowił wycofać piłkę do Krusego, któremu odskoczyła od buta na dobre 5-6 metrów, przez co Paulo Roberto zdobył najłatwiejszego gola w karierze, i było po meczu. Pozostało nam jedynie rozwalić łeb strzelcowi drugiego gola, co też skrupulatnie uczyniliśmy.

 

Zawiedliśmy dziś na całej linii, szczególnie całe prawe skrzydło i Kruse oraz ci, którzy poprzednio błyszczeli, a ja byłem wściekły, że znowu daliśmy się ograć Karlsruhe, które w tym sezonie w meczach z RWE nie musiało się nawet specjalnie wysilać. Przez ostatni rok zdążyłem znienawidzić Karlsruher SC i obowiązkowe pokonanie KSC było na liście moich obowiązkowych celów na przyszły sezon. 

 

Ale zanim poszedłem opieprzyć zespół za brak jaj, musiałem koniecznie osobiście sprawdzić jeszcze jedną rzecz na moim iPhonie...

Cytat

03.05.2025, Wildparkstadion, Karlsruhe, widzów: 12 292

BL (32/34) Karlsruher SC [6.] – Rot-Weiss Essen [15.] 2:0 (2:0)

 

22' B. Vogel 1:0

24' Paulo Roberto 2:0

40' Paulo Roberto (KSC) ktz.

 

Rot-Weiss Essen: H.Kruse 6 – G.Bernardini (24' M.Negro ŻK 6), M.De Martin ŻK 7, A.Wierbicki 7, M.Gruszka 6 – F.Suárez 6 (46' H.Vink 6), T.Franz 6, M.Rose ŻK 7, K.Bruns 7 – M.Topolski 7, K.Walter 7 (73' D.Barisić 6)


GM: Daniel Kramer (O Ś, Karlsruher SC) - 8

 

Pierwszy rzut oka na livescore wystarczył, bym przycisnął iPhone'a oburącz do piersi i spojrzał w błękitne majowe niebo – Hertha Berlin w meczu o wszystko przegrała z Borussią Dortmund 2:4, a Norymberga 0:2 z Schalke, a więc mogliśmy już spać spokojnie, zostajemy w Bundeslidze! Szkoda, że piłkarze popsuli mi, sobie i kibicom ten dzień, ale niebawem będą dwie ostatnie okazje na zmazanie plamy, a w przyszłym sezonie na pokonanie Karlsruhe.

Odnośnik do komentarza

Teraz już chyba wiedziałem, jak czują się bohaterowie filmów akcji, którzy w kluczowym momencie wdrapują się na krawędź przepaści tuż przed tym, nim spod stopy wysunie się kamień, na którym opierali cały swój ciężar, albo kiedy Jean-Claude Van Damme w Wykonać wyrok w ostatniej chwili wyswobodził się z rąk Piaskuna, nim szlifierka poszatkowała mu twarz. W autokarze, którym wracaliśmy do Essen, najprawdopodobniej doznałem autentycznego katharsis.

 

Kiedy późnym wieczorem siedziałem z Moriente przy dobrym rauchbierze, którym uczciłem ucieczkę spod topora, doszedłem do wniosku, że dotychczas to mój pierwszy tak ciężki sezon, jako szkoleniowca. Zdążyłem doświadczyć gry w Pucharze UEFA, Lidze Mistrzów, zdążyłem zdobyć mistrzostwo świata, a potem je obronić, stać się współczesnym bohaterem narodowym i rozpoznawalną na całym globie osobistością, ale tak długiej i heroicznej walki o utrzymanie na koncie jeszcze nie miałem. Jasne, rozczarowujących sezonów naliczyć mogłem bez liku, ale sytuacji, bym z moim zespołem niemal do samego końca musiał walczyć o przetrwanie, dotąd nie było.

 

Mimowolnie moje myśli powędrowały w kierunku Gratkorn, początku mojej prawdziwej życiowej drogi. To właśnie tam zaczynałem, obejmując kopciuszka Erste Ligi, czyli austriackiej drugiej klasy rozgrywkowej. W kilka lat sprowadziłem do przemysłowego zadupia europejskie puchary i wielkie drużyny, z którymi w takowych przyszło nam wówczas grać. Przypomniałem sobie, jak zaciekle walczyłem o budowę austriackiego potentata, który Austrię i Rapid Wiedeń wciągałby nosem, ale niestety ówcześni włodarze nie widzieli powodu, by rozbudowywać stadion i czynić poważniejsze inwestycje infrastrukturalne. Ogarnięty tymi myślami dorwałem się do laptopa i w mig wyszukałem w Google serwis o austriackiej Bundeslidze. Niedawno Gratkorn zdołało awansować ponownie do ekstraklasy, a teraz byłem ciekawy, jak radzi sobie mój były klub. Ucieszyłem się, gdy okazało się, że Gratkorn jest już prawie pewne utrzymania, ale...

 

– Jasna cholera! – zachrypiałem.

 

– Que paso? – zapytał Moriente.

 

Nie mogłem uwierzyć, jakim cudem domowy mecz Gratkorn oglądało aż... 6 tysięcy widzów, kiedy za mojej kadencji niewielka trybuna przy boisku mieściła zaledwie 2 tysiące dusz, a i tak rzadko wypełniała się po brzegi. Natychmiast wyszukałem oficjalną stronę Gratkorn, wszedłem w nachrichten i przekopałem galerię zdjęć, w trakcie czego oczy omal nie wyszły mi z orbit.

 

Okazało się, że fabryka, z dachu której dwadzieścia lat temu robotnicy w trakcie przerw w pracy lubili oglądać mecze drużyny, kilka lat temu splajtowała i została zamknięta, a większość budynków przeznaczono do rozbiórki. Na przestrzeni czasu tereny na własność nabyło miasto i przekazało pod budowę stadionu na miarę krajowych standardów. Tak oto Sportstadion Gratkorn pomieścić mógł obecnie 10 280 widzów, z czego miażdżącą większość na ładnych, miękkich krzesełkach, a boisko otaczały cztery urocze trybuny, przykryte całkiem ładnie wykonanym daszkiem. Wygląd okolicy stadionu znacząco zmienił się od czasu, gdy tam mieszkałem, ale to tylko potwierdzało, jak niebywałą drogę przebył klub, odkąd w 2005 roku osobiście się nim zająłem, a także jak bardzo mimo wszystko jestem w stanie odmieniać losy drużyn.

 

– Nic takiego, amigo, chyba jestem aż nazbyt sentymentalny – odpowiedziałem z szerokim, szczerym uśmiechem.

Odnośnik do komentarza

W finale Pucharu UEFA, rozgrywanym w szwajcarskim Bernie, FC Liverpool rozgromił Feyenoord Rotterdam aż 4:0, wszystkie gole zdobywając w pierwszych dwudziestu minutach gry. Dla mnie najważniejszą informacją było, że MVP finałowego starcia wybrany został Marcin Kiszka, etatowy prawy obrońca reprezentacji Polski.

 

 

Nie mając już żadnej presji wyniku podejmowaliśmy w przedostatniej kolejce od dawna zdegradowane Hoffenheim. Brak stawki nie oznaczał, że zamierzałem potraktować to spotkanie ulgowo, więc ucieszył mnie powrót do zdrowia Albrechtsena, który natychmiast wrócił na prawą obronę. Goście zagrali tak, jak można się było spodziewać, czyli byli rozbici mentalnie i brakowało im wiary we własne umiejętności, zaś my mieliśmy wyraźną przewagę, ale w słabej formie byli nasi napastnicy, którzy przez cały mecz ładowali w Carlosa Alberto wszystkie sytuacje, do jakich tylko dochodzili.

 

Na szczęście już nieraz okazywało się, że u nas zawodnicy innych formacji też potrafią strzelać gole. W 27. minucie Suárez ładnie przeszedł z piłką prawym skrzydłem, dograł na wolne pole do Topolskiego, Marek w sytuacji sam na sam strzelił prosto w Carlosa Alberto, a będący na miejscu Thomas Franz pokazał mu, jak się strzela gole i pewną dobitką dał nam prowadzenie. Niespełna dziesięć minut później po wznowieniu z autu Albrechtsen posłał daleką wrzutkę w stronę dalszego słupka, a tam wbiegający Bruns zostawił w tyle Wasilewskiego i strzałem z pierwszej piłki ustalił wynik na 2:0, zdobywając swoją pierwszą bramkę w sezonie. Dzięki temu zwycięstwu wybiliśmy się aż na 12. miejsce w tabeli, co było naszą najwyższą lokatą od... września.

Cytat

10.05.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 7108

BL (33/34) Rot-Weiss Essen [12.] – TSG Hoffenheim [18.] 2:0 (2:0)

 

27' T. Franz 1:0

36' K. Bruns 2:0

 

Rot-Weiss Essen: H.Kruse 7 – A.Albrechtsen 7, M.De Martin 7, A.Wierbicki 7, M.Gruszka 8 – F.Suárez 8, T.Franz 8, M.Rose 8, K.Bruns 8 (89' S.Franz 6) – M.Topolski 7 (73' Marco 7), K.Walter 7 (77' D.Barisić 6)

 

GM: Marcin Gruszka (O/DBP/P L, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Nasze spotkanie znajdowało się jednak gdzieś na drugim planie. Tego dnia bowiem oczy piłkarskich Niemiec zwrócone były na Hamburg i Bremę, gdzie rozstrzygały się losy mistrzowskiego tytułu. Bremeńczycy musieli wygrać z Schalke i liczyć na porażkę HSV, by zachować szansę na mistrzostwo, z kolei hamburczycy podejmujący zdegradowaną Herthę Berlin byli w iście komfortowej sytuacji, którą w pełni wykorzystali. Werder zmiażdżył Schalke aż 4:0, i na tym radość gospodarzy się skończyła, gdyż HSV zwycięstwem 2:1 nad Herthą przypieczętowało sukces i po dziesięciu latach ponownie zostało mistrzem Niemiec.

Odnośnik do komentarza

Teraz nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. Końcówkę sezonu mamy dobrą, udźwignęliśmy presję; gdybyśmy grali tak przez całe rozgrywki, w ogóle nie byłoby walki o utrzymanie, a może otarlibyśmy się nawet o puchary, kto wie. Przyszły sezon zadecyduje, czy na tej ziemi coś wyrośnie.

Odnośnik do komentarza

Finał Ligi Mistrzów w Rotterdamie przyniósł więcej emocji, bowiem po regulaminowych dziewięćdziesięciu minutach pojedynku między Betisem a Werderem był remis 1:1, a na pięć minut przed końcem dogrywki gola na wagę zwycięstwa zdobył Mesić, który osłodził Werderowi kiepską końcówkę sezonu i stracone mistrzostwo. Ale radość Jürgena Klinsmanna nie trwała długo, bo już następnego dnia o wypaleniu i potrzebie zmiany otoczenia opowiadać zaczęli tenże Mesić i Mateusz Machnikowski.

 

Nasi scouci wypatrzyli w Wehen wypożyczonego z Norymbergi utalentowanego młodego bramkarza Svena Schmidta, który według fachowców miał być nowym Timo Hildebrandem. Kiedy dowiedziałem się, że Sven dostępny jest na Bosmanie, nie czekałem ani chwili i już dwa dni później młodzieniec złożył podpis na kontrakcie, który obowiązywać miał od pierwszego lipca.

 

 

 

Sezon kończyliśmy w Berlinie, gdzie na Olympiastadion gościła nas upadła Hertha, chyba największe rozczarowanie sezonu. Do niedawna wydawało się, że będzie to pojedynek decydujący o utrzymaniu, ale nasza zwyżka formy sprawiła, że był to jedynie mecz o prestiż. Berlińczycy zapewne chcieli wziąć na nas rewanż za to, jak złoiliśmy ich w grudniu aż 6:1, i pożegnać się z Bundesligą z honorem, nawet już w 4. minucie gola zdobył Paolucci, lecz ze spalonego, co na szczęście nie uszło uwadze sędziemu liniowemu, który spełnił swą powinność i uniósł chorągiewkę, nie przejmując się gwizdami 40 tysięcy kibiców. Potem rumakowanie Herthy się skończyło, w 14. minucie Bruns zagrał po linii do Waltera, ten ściął do Rosego, po którego prostopadłym zagraniu Schwab niefortunną interwencją pomógł piłce dotrzeć do Topolskiego, a będący sam na sam Marek z zimną krwią pokonał Dreyera.

 

Z ogarniętej piłkarską apatią Herthy zeszło powietrze, a gospodarze mentalnie zostali w szatni o jakieś dwie minuty za długo, za co nie omieszkaliśmy ich ukarać. Tuż po przerwie De Martin zagrał crossa na narożnik pola karnego do Brunsa, Kevin natychmiast wyłożył na środek niepilnowanemu Walterowi, a Klaus bez zastanowienia strzelił na dalszy słupek, podwyższając na 2:0. Zmierzaliśmy po spokojne zwycięstwa, ale okazało się, że wcale tak spokojne nie będzie. Pod koniec upał dawał się już we znaki obu stronom, ale zmęczenie nie mogło usprawiedliwiać beznadziejnej gry Gruszki.

 

W 84. minucie Gruszka zwyczajnie zostawił piłkę Osmanowi, co skończyło się szybką kontrą rywali, centrą Kunerta i golem tegoż Osmana, bo w naszym przypadku jeżeli jest wrzutka, to jest również i stracony gol. Norma. Dopiero teraz Hertcie zachciało się grać, a ja już zastanawiałem się, w jaki sposób pogratuluję piłkarzom spaprania dwubramkowej przewagi w końcówce. Na szczęście w 90. minucie wyprowadziliśmy jeszcze jedną akcję, po której w sytuacji sam na sam prosto w Dreyera strzelił Walter, a Rose wykorzystał kiks Kocha i dobił do pustej bramki. Na szczęście, ponieważ w ostatniej minucie doliczonego czasu kolejny tragiczny błąd Gruszki skończył się tym razem golem Kunerta, oczywiście po dośrodkowaniu Osmana.

 

Na pozbawienie nas wygranej berlińczykom zabrakło czasu, tak więc nieprawdopodobnie ciężki sezon 2024/2025 zakończyliśmy happy endem, utrzymaniem w lidze, zajęciem niezłego w tych okolicznościach 12. miejsca i nagrodą w wysokości 2 200 000€, które podreperują nasz budżet. Na sam koniec okazało się, że Hoffenheim na pożegnanie z ekstraklasą odniosło swoje drugie (!) zwycięstwo w sezonie, pokonując u siebie... Freiburg 1:0, dzięki czemu fryburczycy skończyli rozgrywki za nami, na 15. miejscu – ostatnim bezpiecznym.

Cytat

17.05.2025, Olympiastadion, Berlin, widzów: 46 407

BL (34/34) Hertha Berlin [17.] – Rot-Weiss Essen [12.] 2:3 (0:1)

 

14' M. Topolski 0:1

47' K. Walter 0:2

84' Y. Osman 1:2

90' M. Rose 1:3

90+4' P. Kunert 2:3

 

Rot-Weiss Essen: H.Kruse 7 – A.Albrechtsen 7, M.De Martin 8, A.Wierbicki ŻK 7 (55' J.Busch 7), M.Gruszka 4 – F.Suárez 7 (73' H.Vink 6), T.Franz 8, M.Rose 8, K.Bruns 7 – M.Topolski 8 (76' Marco 6), K.Walter 8

 

GM: Klaus Walter (N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

 

Bundesliga, sezon 2024/2025:

Poz.|  Inf. |  Zespół              | M   | Z   | R   | P   | G+   | G-   | R.B.   | Pkt. |
------------------------------------------------------------------------------------------
 1. |   M   | HSV Hamburg          | 34  | 23  | 7   | 4   | 53   | 19   | +34    | 76   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 2. |       | Werder Brema         | 34  | 22  | 6   | 6   | 68   | 29   | +39    | 72   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 3. |       | Borussia Dortmund    | 34  | 19  | 6   | 9   | 75   | 44   | +31    | 63   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 4. |       | Schalke 04           | 34  | 18  | 7   | 9   | 72   | 55   | +17    | 61   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 5. |       | Borussia Gladbach    | 34  | 17  | 8   | 9   | 56   | 40   | +16    | 59   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 6. |       | Karlsruher SC        | 34  | 15  | 12  | 7   | 55   | 40   | +15    | 57   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 7. |       | VfL Wolfsburg        | 34  | 15  | 7   | 12  | 42   | 46   | -4     | 52   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 8. |       | Bayern Monachium     | 34  | 13  | 12  | 9   | 49   | 43   | +6     | 51   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 9. |       | TSV 1860 Monachium   | 34  | 12  | 9   | 13  | 49   | 53   | -4     | 45   |
------------------------------------------------------------------------------------------
10. |       | VfL Osnabrück        | 34  | 12  | 8   | 14  | 47   | 43   | +4     | 44   |
------------------------------------------------------------------------------------------
11. |       | VfB Stuttgart        | 34  | 9   | 14  | 11  | 51   | 45   | +6     | 41   |
------------------------------------------------------------------------------------------
12. |       | Rot-Weiss Essen      | 34  | 11  | 8   | 15  | 54   | 60   | -6     | 41   |
------------------------------------------------------------------------------------------
13. |       | Alemannia Aachen     | 34  | 9   | 11  | 14  | 39   | 53   | -14    | 38   |
------------------------------------------------------------------------------------------
14. |       | Eintracht Brunszwik  | 34  | 8   | 13  | 13  | 30   | 46   | -16    | 37   |
------------------------------------------------------------------------------------------
15. |       | SC Freiburg          | 34  | 10  | 7   | 17  | 40   | 58   | -18    | 37   |
------------------------------------------------------------------------------------------
16. |   S   | 1.FC Nürnberg        | 34  | 6   | 9   | 19  | 29   | 57   | -28    | 27   |
------------------------------------------------------------------------------------------
17. |   S   | Hertha Berlin        | 34  | 6   | 8   | 20  | 45   | 71   | -26    | 26   |
------------------------------------------------------------------------------------------
18. |   S   | TSG Hoffenheim       | 34  | 2   | 6   | 26  | 24   | 76   | -52    | 12   |

 

Odnośnik do komentarza

Po tak ciężkiej kampanii i utrzymaniu wywalczonym na ostatnich metrach ligowego maratonu wszyscy zasługiwali na trochę odpoczynku, dlatego też z oceną świeżo zakończonego sezonu postanowiłem wstrzymać się tydzień, zanim z kolei doścignie mnie konieczność zajęcia się zgrupowaniem reprezentacji. Dopiero 25 maja zebrałem cały sztab szkoleniowy i przystąpiłem do bezlitosnego przeglądu kadry.

 

Zderzenie z Bundesligą okazało się dla nas bardziej bolesne, niż zakładałem rok temu w lipcu, tym bardziej, że na samym początku oszukaliśmy trochę samych siebie, zaskakująco łatwymi zwycięstwami nad Alemannią i Stuttgartem. Później jednak nastąpił brutalny powrót na ziemię, druzgocąca seria porażek, bardzo długi pobyt w strefie spadkowej i nawracające załamania morale w drużynie. Zdarzały się momenty, w których zaczynałem na poważnie myśleć już o drugiej lidze, ale w grudniu i na wiosnę nieoczekiwanie zaczęliśmy grać, wznieśliśmy się na wyżyny i kilkoma dobrymi występami, w tym zwycięstwami w czterech z pięciu ostatnich spotkań, wybiliśmy się aż na 12. miejsce w tabeli, które po wszystkich upokorzeniach z jesieni wyglądało solidnie. Można nawet powiedzieć więcej – to świetny wynik jak na zespół, który zaczął zdobywać porządne punkty dopiero w grudniu zamiast w sierpniu, a wcześniej przez cztery miesiące zbierał łomot za łomotem.

 

Teraz na najbliższy czas moim zadaniem było sprawić, by wiosenny rise from the grave i bardzo udana końcówka rozgrywek nie były dziełem przypadku, tylko preludium do budowy mocnej drużyny i wypracowania pozycji RWE przynajmniej jako ligowego średniaka w przyszłym sezonie. Powtórki z poważnej walki o utrzymanie nie chciałem ani ja, ani prezes Hempelmann, ani Olek Wasoski, ani nikt inny w klubie.

 

 

Cytat

Bramkarze:

– Brahima Kanté (29 l., BR, Wybrzeże Kości Słoniowej; 1/0) – 22 spotkania – 40 strc. – 3 czst.k. – 1 GM; 7.05

– Heinz Kruse (24 l., BR, Niemcy) – 12 spotkań – 20 strc. – 3 czst.k. – 0 GM; 7.08

------

– Marc Kayser (23 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Goran Kostić (27 l., BR, Serbia; 1/0 U-21) – zespół rezerw – wyp. do Gent –> koniec kontraktu

– Dirk Krause (18 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Björn Neumann (19 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

 

Naszym niekwestionowanym numerem jeden w bramce pozostawał Kanté, który w sumie przyczynił się do pozostania drużyny w Bundeslidze, ale tym razem kilka straconych bramek obciążało jego konto. W ogólnym rozrachunku byłem w gruncie rzeczy zadowolony z postawy Iworyjczyka, ponadto Brahima zadebiutował w końcu w reprezentacji WKS, a nawet tam nie biorą za robienie oczu kota ze "Shreka". Niemniej jednak brakowało Brahimie równorzędnego dublera, z którym mógłby rywalizować o miejsce w składzie, co na szczęście zmieni się wraz z przyjściem Olivieriego. Heinz Kruse nie tak dawno dostałby ode mnie wilczy bilet, ale kilka dobrych występów, jakie zaprezentował w końcówce sezonu zastępując kontuzjowanego Kanté, sprawiło, że postanowiłem zatrzymać go w klubie jeszcze na rok w charakterze rezerwowego na czarną godzinę. Przebywający na wypożyczeniu w Gent Kostić miał odejść z RWE po wygaśnięciu kontraktu.

 

Coraz ciekawiej prezentowały się nasze rezerwy pod względem bramkarzy, gdyż już teraz szlifował się tam diament nowego Jensa Lehmanna w osobie Dirka Krausego, a przecież latem miał do nas dołączyć jeszcze nowy Timo Hildebrand, czyli Sven Schmidt. Miałem nadzieję, że ich talenty się spełnią i rzeczywiście będziemy mieli w Rot-Weiss Essen następców swoich wielkich poprzedników, którzy zapisali się na kartach historii niemieckiej piłki.

 

Cytat

Prawa obrona:

– Maxime Delbaere (34 l., O P, Belgia; 10/2 U-21) – 10 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.30 –> koniec kontraktu

– Anders Albrechtsen (24 l., O PŚ, DP, Dania; 24/1) – 22 spotkania – 0 goli – 2 asysty – 1 GM; 6.77

------

– Krzysztof Brzeziński (19 l., O P, Polska; U-19) – zespół rezerw

– Rocco D'Aniello (17 l., O/DBP P, Włochy) – zespół rezerw

– Murilo (30 l., O/DBP/P P, Brazylia) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Lars Hildebrandt (20 l., O/P P, Niemcy; 2/0 U-21) – zespół rezerw –> wyp. do 1.FC Köln

 

Sytuacja na prawej obronie wyglądała po prostu słabo. Anders "Penalty" Albrechtsen jako czynny reprezentant Danii miał wnieść pewność i spokój na prawą flankę, a zamiast tego wniósł mnóstwo rzutów karnych, czerwonych kartek i innych błędów, którymi konsekwencjami były najpierw tracone gole, a następnie punkty. Owszem, bardzo dobrze mecze też mu się zdarzały, wielokrotnie szczerze go chwaliłem, ale skłonność do fauli w polu karnym wyglądała na nie do wykorzenienia w jego przypadku. Maxime Delbaere okazał się stanowczo za słaby na grę na tym poziomie, co nie uszło uwadze prasy, więc miał odejść z klubu po wygaśnięciu kontraktu, podobnie zresztą jak Murilo. W rezerwach obiecująco rozwijał się D'Aniello, a Lars Hildebrandt po powrocie z wypożyczenia w Kolonii miał dołączyć do pierwszego zespołu i walczyć o miejsce w wyjściowym składzie.

 

Cytat

Środkowi obrońcy:

– Gianfranco Bernardini (24 l., O Ś, Włochy) – 14 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.71

– Jan Busch (28 l., O Ś, Niemcy; U-19) – 14 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.64

– Matteo De Martin (21 l., O Ś, Włochy) – 16 spotkań – 0 goli – 1 asysta – 0 GM; 7.00

– Mario Negro (23 l., O Ś, Włochy; 5/0 U-21) – 14 spotkań – 1 gol – 0 asyst – 0 GM; 6.64

– Aleksandr Wierbicki (25 l., O Ś, Białoruś; 26/1) – 14 spotkań – 0 goli – 1 asysta – 0 GM; 7.00

– David Pittet (28 l., O/P Ś, Szwajcaria; 11/0 U-21) – 19 spotkań – 0 goli – 1 asysta – 1 GM; 6.95

------

– Maurizio Ambrosio (20 l., O Ś, Włochy) – zespół rezerw

– Thomas Ebner (33 l., O Ś, Austria; U-19) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Matthias Frank (32 l., O Ś, Niemcy; 2/0 U-21) – zespół rezerw

– Andreas Kern (30 l., O Ś, Niemcy) – zespół rezerw

 

Wszyscy zaliczyli porównywalną liczbę występów, co pokazywało, że nie miałem tu żadnego lidera, na którego mógłbym zdecydowanie postawić, a spora rotacja była spowodowana grającymi w kratkę stoperami, którzy regularnie sami eliminowali się z wyjściowej jedenastki po zawaleniu nam meczu, po czym na ich miejsce wskakiwali kolejni. Dopiero w końcówce sezonu wykrystalizowała się stabilna para De Martin - Wierbicki, z czego ten pierwszy zdaniem Wasoskiego zapowiadał się na świetnego defensora i zamierzałem dać mu czas, zaś Aleksandr wraz z Matteo jako jedyny ze wszystkich pozostałych zagrał sezon na solidnym poziomie. Cała reszta spisała się nie najlepiej; w ich przypadku Bernardini i Negro wciąż byli stosunkowo młodzi, więc mogłem przymknąć na nich oko, ale Jan Busch mnie rozczarował, spodziewałem się po nim dużo więcej, wobec czego przyszły sezon będzie decydujący dla jego kariery w Essen.

 

Cytat

Lewa obrona:

– Daniel Weller (32 l., O/DBP L, DP, Niemcy) – 3 spotkania – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.33 –> koniec kontraktu

– Marcin Gruszka (24 l., O/DBP/P L, Polska; 7/0 U-21) – 34 spotkania – 1 gol – 4 asysty – 3 GM; 6.68

 

Nieudane zakupy na lewą flankę sprawiły, że jedynym lewym obrońcą w RWE, który cokolwiek sobą reprezentował, był Marcin Gruszka. Polak zagrał jednak co najwyżej przeciętny sezon, sprowadziłem go może za marnych kilkadziesiąt tysięcy euro, ale mimo to oczekiwałem po nim trochę więcej; wielokrotnie w trakcie sezonu żałowałem, że nie mam innego nominalnego gracza na lewą flankę, który mógłby zmieniać Marcina przy obniżkach formy. Pod koniec sezonu Gruszka prezentował się przyzwoicie, ale na powołanie do kadry nie miał co liczyć, a jego beznadziejny występ w ostatnim meczu sezonu na wszelki wypadek odświeżył mi pamięć. Daniel Weller, którego w pewnym momencie z desperacji postanowiłem sprawdzić w wyjściowej jedenastce, jedynie potwierdził moją ocenę swoich (niskich) umiejętności.

Odnośnik do komentarza

Primo - gratuluję utrzymania, końcówka sezonu była świetna i oby tak dalej!

 

W dniu 6.05.2018 o 01:34, Ralf napisał:

Anders "Penalty" Albrechtsen

Nadajesz zawodnikom pseudonimy w grze, czy tylko w takich opisach? (tak szukam kogoś, kto bawi się w to w fmie tak jak ja ;D)

 

Jesteś w stanie pokazać tego nowego Lehmana?

Odnośnik do komentarza
W dniu 7.05.2018 o 07:43, z0nk napisał:

Nadajesz zawodnikom pseudonimy w grze, czy tylko w takich opisach? (tak szukam kogoś, kto bawi się w to w fmie tak jak ja ;D)

 

Pseudonimów na stopie przyjacielskiej piłkarzom nie nadaję ?  Ale zdarza mi się używać pseudonimów, gdy np. wyrzucam z reprezentacji skonfliktowanego ze mną w jakiś sposób zawodnika ?   Wtedy, by przez przypadek go nie powołać i bez problemu go omijać , jeżeli jakimś cudem pojawiłby mi się na liście krajowej, nadaję mu pseudonim pokroju "Nie powoływać", "Won z kadry", i tak dalej. W tym opku nadałem tego typu pseudonim Rzeźniczakowi, który pozbawił nas zwycięstwa w pierwszym meczu barażowym ze Słowenią w 2013 roku, a ja postanowiłem pozbyć się go z kadry, bo sabotażysta, który prokuruje dwa rzuty karne w bardzo ważnym meczu, był mi niepotrzebny. Wtedy najpierw sprezentował Słoweńcom pierwszy rzut karny, a kiedy Bęben zrobił mu na złość i obronił jedenastkę, w doliczonym czasie... spowodował drugi rzut karny, który już skończył się golem na 2:2. Nie mogłem go nie wywalić.

 

Kilka lat temu prowadziłem w późnym etapie kariery reprezentację Belgii, w której podpadł mi podstarzały Vincent Kompany; żeby przypadkowo mi się więcej nie napatoczył, nadał mu wtedy przydomek "Wykąpany z kadry" ?

Raz tylko zdarzyło mi się nadać przydomek piłkarzowi w zamyśle, by był tak widoczny w FM-ie. Było to wieki temu, kiedy prowadziłem Benficę Lizbona i miałem w składzie dwóch graczy nazywających się Anderson; jeden był stoperem, drugi bodajże pomocnikiem lub napastnikiem. Żebym mógł szybciej ich rozpoznawać, bez konieczności podpatrywania pozycji w profilu, sprawdziłem pełne nazwisko jednego z nich (padło na stopera w myśl zasady "pierwszy z brzegu") i wpisałem mu przydomek "Anderson Beraldo" ?  W ten sposób zamiast Andersona i Andersona miałem na boisku Andersona i Andersona Beraldo ?

 

 

W dniu 7.05.2018 o 07:43, z0nk napisał:

Jesteś w stanie pokazać tego nowego Lehmana?

 

Dirk Krause czyli nowy Jens Lehmann.

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...