Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Może jeszcze nie wszystko stracone :)

 

-------------------------------------------------------------

 

Po wieku koszmarnych tygodniach, najgorszych w całym moim menedżerskim żywocie, w których przegrywaliśmy wszystko, co się tylko dało, ostatnie kilkanaście dni było okresem wyjątkowym. W Essen na nowo zagościła nadzieja. Po niesamowitym meczu z Schalke wszyscy zachwycali się piękną, ofensywną bitwą, w której obie strony parły nieustannie naprzód, chcąc strzelić o tego jednego gola więcej od rywala, dążąc do tego wszelkimi możliwymi sposobami. W sumie jako jedyny z tego towarzystwa wyłamał się menedżer Schalke, Caio Mello, który uznał za stosowne zaatakować mnie na konferencji, przepowiadając nam rychły spadek z ligi. Nawet jeśli w jego słowach było trochę racji, to nie przeszkodziło mi to w wyśmianiu taktyki, jaką dobrał na nasze spotkanie, sugerując, że "chyba mu nie wyszło".

 

Atmosfera w szatni zauważalnie się polepszyła. Wielu chłopaków uwierzyło w swoje możliwości i uznało, że chyba jednak nie są tacy najgorsi. Zastanawiałem się również, w jakim stopniu i czy w ogóle przyczynił się do tego mój zabieg, w ramach którego pozdejmowałem z listy transferowej wszystkich zawodników, na których opierało się RWE w 2.Bundeslidze i w Regionallidze, którzy tak rozpaczliwie pragnęli pozostać w klubie choćby jako podawacze napojów na treningach, że zrobiło mi się ich trochę żal. Zdecydowałem się na taki krok również z uwagi na fakt, że i tak absolutnie nikt nie był zainteresowany ich pozyskaniem.

 

 

 

 

Kiedy cztery dni po efektownym remisie z Schalke przyjechała do nas rozczarowująca w tym sezonie Hertha Berlin, nasz sąsiad w ligowej tabeli, wyciągnąłem nawet z rezerw Marco Blocka, który w niższych ligach był jednym z filarów pierwszego zespołu. Potrzebny był czwarty napastnik, gdyż urazu ścięgna pachwiny doznał świetny ostatnio Barisić i musiał go zastąpić Walter. W obronie zaś na trybuny odesłałem słabych Pitteta De Martina, a w ich miejsce zagrali Bernardini Negro.

 

Berlińczycy szykowali się do podniesienia z murawy łatwych trzech punktów, z tym większym zaskoczeniem przyjęli więc na pewno cios, jaki zadaliśmy im już w 4. minucie, kiedy Negro wybił piłkę na połowę boiska, gdzie walkę o nią wygrał Schachner, następnie Andreasen przebiegł z piłką niemal całą połowę Herthy i wysunął do wbiegającego w pole karne Waltera, którego strzał obronił Dreyer, ale piłka trafiła tak precyzyjnie na proste podbicie Tomka Franza, że ten, zastawiając się plecami przed Tohem, atomowym strzałem odesłał ją do bramki! Gooool! Niestety tym razem powróciły stare grzechy, bo już po kilku minutach Paolucci dostał piłkę za plecy naszych obrońców, a w tym przypadku miałem poważne pretensje do Kanté, który w bardzo słabym stylu wpuścił między nogami jego strzał z bardzo ostrego kąta. Powoli zanosiło się na to, że porwiemy kibiców kolejnym emocjonującym pojedynkiem, tak jak z Schalke.

 

Ale tego wieczoru powtórki nie było, bo...

 

...gole strzelaliśmy już wyłącznie my!

 

Tym razem to goście nie cieszyli się zbyt długo z wyrównania, bo już sześć minut później cały Georg-Melches-Stadion i setki tysięcy telewidzów obejrzało być może bramkę miesiąca; Bernardini wykonywał rzut wolny z lewej strony pola karnego, Weber wybił jego centrę poza szesnastkę, a tam Rose cofnął się po piłkę na 35. metr, odwrócił w stronę bramki, dostrzegł zbyt daleko wysuniętego Dreyera, po czym bez zastanowienia uderzył wysokim lobem ponad całym tłumem w polu karnym, pakując futbolówkę golkiperowi Herthy za kołnierz! Odzyskanie prowadzenia, i to po tak efektownym uderzeniu, solidnie nas podbudowało, dzięki czemu aż do przerwy nękaliśmy gości, a kolejny gol wisiał w powietrzu.

 

A druga połowa wyglądała jak jakiś cudowny sen, w którym spełniają się wszystkie pragnienia. W 49. minucie Albrechtsen wymienił podania z Franzem i posłał mocną wrzutkę na środek szesnastki, gdzie Schachner uciekł spóźnionemu De Lucasowi i głową podwyższył na 3:1. Pięć minut później Gruszka uruchomił po linii Andreasena, który pięknie wykiwał Osmana, zszedł do środka i ukradkiem zostawił piłkę Rosemu, który natychmiast rąbnął rogala zza szesnastki, pakując futbolówkę do siatki razem z Dreyerem. Teraz byliśmy już niczym pozbawiony kontroli walec staczający się ze zbocza – już nic nie było w stanie nas zatrzymać.

 

W 69. minucie Andreasen przerzucił piłkę między Braunem i De Lucą do Schachnera, Andreas zgrał następnie do Waltera, a Klaus mimo asysty Schwaba pewnie wpakował piłkę do siatki po raz piąty; w ciągu ostatnich trzech spotkań zdobyliśmy chyba więcej goli, niż przez ostatnie dwa miesiące. Na ostatnie kilka minut wpuściłem nawet na boisko Blocka, a ten już chwilę po wejściu zaliczył symboliczną asystę, kiedy przy jednej z naszych ostatnich akcji podobnie jak Andreasen wyłożył piłkę Rosemu, po czym nasz kapitan imponującym hat-trickiem podsumował pogrom na Georg-Melches-Stadion. Zdołaliśmy od razu przeskoczyć Herthę w tabeli, co było naszym pierwszym od dawna awansem, ale dla mnie najważniejsze było to, że Rot-Weiss Essen, mój zespół, wreszcie zaczął GRAĆ.

Cytat

08.12.2024, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 22 648; TV

BL (17/34) Rot-Weiss Essen [17.] – Hertha Berlin [16.] 6:1 (2:1)

 

4' T. Franz 1:0

10' C. Paolucci 1:1

16' M. Rose 2:1

49' A. Schachner 3:1

54' M. Rose 4:1

69' K. Walter 5:1

84' M. Rose 6:1

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – A.Albrechtsen ŻK 9, M.Negro 6 (46' A.Wierbicki 7), G.Bernardini 8, M.Gruszka 8 – F.Suárez (70' H.Vink 7), T.Franz 10, M.Rose 10, M.Andreasen 10 – K.Walter 10, A.Schachner (82' M.Block 7)

 

GM: Markus Rose (P Ś, Rot-Weiss Essen) - 10

 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Udało mi się w końcu przyklepać pozbycie się z klubu największej trawiącej go choroby – Gonzalo. Nieoczekiwanie do mojego gabinetu zgłosił się antybiotyk w postaci przedstawicieli portugalskiego Marítimo, którzy zaproponowali w zamian za Argentyńczyka  okrągłe 2 000 000€ z góry plus dodatki zależne od jego dyspozycji strzeleckiej po przejściu do ich klubu. Nie przypomnę już sobie szczegółów owych dodatków, bo zależało mi tylko na tym, by jak najszybciej go od nas zabrali. A wystarczyło tylko wytrzymać do pierwszego stycznia.

 

 

 

 

Wciąż oswajając się z nagłym wzrostem formy i zdecydowaną poprawą wyników kończyliśmy rundę jesienną, podejmując na Georg-Melches-Stadion Alemannię Aachen; w pewnym sensie był to jednak początek rundy wiosennej, bowiem pierwsze mecze rewanżowe z jakiegoś powodu zaplanowano jeszcze na grudzień 2024, nie zaś na styczeń/luty 2025. Chyba po raz pierwszy w tym sezonie przystępowaliśmy do spotkania w roli nieznacznego faworyta, co dodatkowo współgrało z miłą odmianą, po tym jak w prasie sportowej zaczęły pojawiać się artykuły o dobrej passie Rot-Weiss Essen. To wszystko brzmiało tak znakomicie, że aż trudno było uwierzyć, że jeszcze miesiąc temu byliśmy naczelnymi słabeuszami Bundesligi.

 

Jeżeli Alemannia liczyła na zemstę za druzgocącą porażkę z sierpnia, to na dzień dobry została ugodzona prosto w serce, bo gdy goście rozpoczęli od środka, Negro pierwszym zdecydowanym wejściem przeciął podanie do Behrensa, następnie Franz ruszył na przebój środkiem, zagrał do Waltera, Klaus osaczony przez LucasaJúniora Carliego odegrał do niepilnowanego Schachnera, a Klaus golem w 25. sekundzie spotkania wywołał błyskawiczne ryki radości na trybunach. Zamroczeni rywale nie wiedzieli gdzie się podziać, dzięki czemu całkowicie przejęliśmy inicjatywę, ale na wyżyny wspiął się Stadler (jednak wychowanie pod okiem dobrego menedżera procentuje) i wielokrotnie zatrzymywał nasze groźne strzały. Tym razem jednak nie było już mowy o naszej dominacji, i mniej więcej po półgodzinie Alemannia przeszła do ofensywy, tak że Kanté paroma interwencjami zrehabilitował się za straconą bramkę z Herthą, m.in. rewelacyjnie broniąc w sytuacji sam na sam z Simonem.

 

Po przerwie ponownie przejęliśmy pałeczkę, choć już nie tak zdecydowanie, jak na początku meczu, a drugi gol wydawał się być coraz bliżej, do którego za każdym razem brakowało nam precyzyjnego wykończenia. W końcu w 62. minucie w kolejnej naszej akcji Rose przechytrzył Gilberto i wysunął na dobieg do Waltera, który wbiegł między obrońców i płaskim strzałem pod ręką Stadlera podwyższył na 2:0.

 

Pomyślałby ktoś, że zaledwie cztery minuty później już nie będziemy prowadzić? Jeżeli znalazłby się śmiałek, który postawiłby na to całe swoje oszczędności, już do końca życia nie musiałby pracować; gdy po zdobyciu drugiego gola wróciliśmy na własną połowę, Alemannia ustawiła się, Zimmermann rozpoczął ze środka do Lucasa, ten zagrał do Höblinga, który podał płasko w nasze pole karne do niekrytego Behrensa, a Kanté nagle zapomniał jak się broni i bez jakiejkolwiek interwencji pozwolił piłce wtoczyć się do bramki. Pomyślałem jeszcze, że to tylko wypadek przy pracy i zaraz weźmiemy się do roboty, ale nic bardziej mylnego; chwilę później Carli wrzucił miękką piłkę z lewej strony, Negro odpuścił krycie BehrensaKanté zrobił pajacyka z piłką przelatującą między rękami, i w dosłownie moment z 2:0 zrobiło się 2:2. Ktoś, kto w 62. minucie wyszedł na chwilę do toalety, po powrocie z pewnością musiał się mocno zdziwić.

 

Już teraz wściekle rzucałem bluzgami, wściekły na moich zawodników, że do tego dopuścili, więc litościwie przemilczę, co działo się przy naszej ławce, gdy kolejną chwilę później Anders "Penalty" Albrechtsen sprezentował Alemanii rzut karny (już trzeci w tym sezonie!!!). Od razu kazałem się rozgrzewać Delbaere, a w międzyczasie na szczęście Kanté efektowną obroną uderzenia Behrensa z jedenastu metrów stanął mu na drodze do hat-tricka i jednocześnie uratował Albrechtsena przed amputacją przyrodzenia gilotynką do cygar. Gdyby nie iskra boża Brahimy, który przebudził się w krytycznym momencie, jeszcze byśmy ten mecz przegrali, bo już do końca nie potrafiliśmy nic wskórać, i rundę jesienną zakończyliśmy zremisowaniem wygranego spotkania.

Cytat

14.12.2024, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 8900

BL (18/34) Rot-Weiss Essen [16.] – Alemannia Aachen [14.] 2:2 (1:0)

 

1' A. Schachner 1:0

62' K. Walter 2:0

63' R. Behrens 2:1

66' R. Behrens 2:2

71' R. Behrens (AA) nw.rz.k.

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – A.Albrechtsen (72' M.Delbaere 6), M.Negro 7, G.Bernardini (66' A.Wierbicki 6), M.Gruszka ŻK 7 – F.Suárez 6 (66' H.Vink 7), T.Franz 7, M.Rose 7, M.Andreasen – K.Walter 8, A.Schachner 8

 

GM: Ralf Behrens (N, Alemannia Aachen) - 8

 

 

Bundesliga 2024/2025, runda jesienna:

Poz.|  Inf. |  Zespół              | M   | Z   | R   | P   | G+   | G-   | R.B.   | Pkt. |
------------------------------------------------------------------------------------------
 1. |       | Werder Brema         | 18  | 14  | 1   | 3   | 44   | 17   | +27    | 43   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 2. |       | Borussia Dortmund    | 18  | 11  | 4   | 3   | 46   | 21   | +25    | 37   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 3. |       | HSV Hamburg          | 18  | 10  | 5   | 3   | 24   | 11   | +13    | 35   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 4. |       | Kalrsruher SC        | 18  | 8   | 7   | 3   | 28   | 18   | +10    | 31   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 5. |       | Schalke 04           | 18  | 8   | 7   | 3   | 36   | 31   | +5     | 31   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 6. |       | VfL Wolfsburg        | 18  | 8   | 5   | 5   | 25   | 27   | -2     | 29   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 7. |       | Borussia Gladbach    | 18  | 8   | 4   | 6   | 27   | 18   | +9     | 28   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 8. |       | Bayern Monachium     | 18  | 7   | 5   | 6   | 26   | 24   | +2     | 26   |
------------------------------------------------------------------------------------------
 9. |       | SC Freiburg          | 18  | 7   | 5   | 6   | 28   | 31   | -3     | 26   |
------------------------------------------------------------------------------------------
10. |       | TSV 1860 Monachium   | 18  | 6   | 6   | 6   | 28   | 27   | +1     | 24   |
------------------------------------------------------------------------------------------
11. |       | VfB Stuttgart        | 18  | 4   | 8   | 6   | 20   | 21   | -1     | 20   |
------------------------------------------------------------------------------------------
12. |       | Eintracht Brunszwik  | 18  | 4   | 8   | 6   | 15   | 25   | -10    | 20   |
------------------------------------------------------------------------------------------
13. |       | VfL Osnabrück        | 18  | 5   | 4   | 9   | 26   | 26   | 0      | 19   |
------------------------------------------------------------------------------------------
14. |       | Alemannia Aachen     | 18  | 4   | 7   | 7   | 21   | 29   | -8     | 19   |
------------------------------------------------------------------------------------------
15. |       | 1.FC Nürnberg        | 18  | 4   | 6   | 8   | 18   | 27   | -9     | 18   |
------------------------------------------------------------------------------------------
16. |       | Rot-Weiss Essen      | 18  | 4   | 3   | 11  | 24   | 40   | -16    | 15   |
------------------------------------------------------------------------------------------
17. |       | Hertha Berlin        | 18  | 2   | 6   | 10  | 23   | 40   | -17    | 12   |
------------------------------------------------------------------------------------------
18. |       | TSG Hoffenheim       | 18  | 1   | 3   | 14  | 15   | 41   | -26    | 6    |

 

Odnośnik do komentarza

Trzy. Gdyby sezon skończył się w tej chwili, spadlibyśmy z powrotem do 2.Bundesligi.

 

Nie wiem, czy zimą cokolwiek wyjdzie z mocnych transferów, zwłaszcza do formacji obronnej, bo o ile byłbym w stanie przekonać do gry w RWE paru ciekawych zawodników, o tyle do osiągnięcia tego celu potrzeba jeszcze zaakceptowania oferty transferowej przez ich pracodawców :/  A ci jakby się wszyscy zmówili, bo wszystkie moje oferty, jakie składałem, były z miejsca odrzucane przez kluby, z kolei transfery na Bosmanie zrealizowane będą dopiero w lipcu, a więc wtedy, gdy będzie już dawno za późno.

 

W tym sezonie nawet nie myślę o jakiejkolwiek walce o Puchar UEFA, to nierealne. Chcę tylko wydostania się ze strefy spadkowej i utrzymania w Bundeslidze, by na przyszły sezon zbudować drużynę, która powalczy o coś więcej, niż tylko koncertowe zbieranie łomotu od wszystkich.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze przed imprezą sylwestrową starałem się o wzmocnienia na już, bowiem rozpaczliwie potrzebowaliśmy punktów, ale w pewnym momencie powiedziałem Moriente, że wypiję szklaneczkę whiskey za każdą odrzuconą ofertę transferową. Szybko stało się dla mnie jasnym, że rok 2025 przywitam z jednym z cięższych od kilku ładnych lat kaców. Na szczęście potem stwierdziłem, że wystarczy, bo gdybym naprawdę miał popijać złocistym trunkiem każdą odpowiedź negatywną, bez trudu przekroczyłbym śmiertelną dawkę alkoholu.

 

Ostatecznie w noworoczną środę A.D. 2025 nie było ze mną tak źle, gdy obudziłem się o 14 rano po całonocnej biesiadzie. Moje samopoczucie poprawiło się nieco na wieść o tym, że Gonzalo, najlepszy zawodnik i czołowy strzelec dwóch ostatnich sezonów w Regionallidze i 2.Bundeslidze, a obecnie żegnany bez żalu po banicji w rezerwach, spakował manatki, opuścił klub i wyjechał do Portugalii, zostawiając po sobie 2 000 000€. Argentyńczyk bardzo rozczarował mnie swoim postępowaniem, kiedy zamiast o strzelaniu bramek, myślał bardziej o tym, jakim to wielkim piłkarzem nie jest, i ile to nie powinien zarabiać, ponadto uważał się za kogoś ważniejszego ode mnie, ale boleśnie się na tym przejechał. Pomyśleć, że nie tak dawno był filarem zespołu. Niech spada i nie wraca. Atmosfera w szatni będzie tylko lepsza.

 

Niestety tego samego dnia okazało się, że prawdopodobnie lada chwila pierwsze szczury zaczną uciekać z tonącego statku Rot-Weiss Essen. Trzecią już, maksymalną możliwą ofertę przedłużenia kontraktu odrzucił bowiem nasz aktualny czołowy napastnik Andreas Schachner, z którym negocjowałem już parę dni przed sylwestrem. Musiałem liczyć się z tym, że być może w przeciągu kilku dni podpisze wstępny kontrakt z innym klubem i zostanie automatycznie zesłany do rezerw, więc postanowiłem szybko zabezpieczyć naszą formację ataku na taką ewentualność.

 

W tym celu udało mi się zaklepać prawdopodobnie jedyne tej zimy wzmocnienie pierwszego zespołu. Szczęśliwie doszedłem do porozumienia z SC Freiburg, skąd już 2 stycznia 2025 trafił do nas kupiony za 1 700 000€ napastnik Marek Topolski (24 l., OP/N Ś, Polska; 14/11 U-21). Marek miał być trzecim Polakiem w Rot-Weiss Essen sprowadzonym za mojej kadencji, a drugim, jaki trafił do pierwszego zespołu. Teraz miałem mieć dużo więcej pola do manewru, a najbliższa przyszłość formacji była zabezpieczona.

 

Nie był to jednak jedyny transfer w ogóle tej zimy. Do drużyny rezerw za 50 000€ z Aue trafił utalentowany Rocco D'Aniello (17 l., O/DBP P, Włochy), natomiast z 1.FC Köln za śmieszne 20 000€ wraz z Rocco dołączył do nas Dirk Krause (17 l., BR, Niemcy), który był naszą bramkarską nadzieją, okrzyknięty w środowisku nowym Jensem Lehmannem. Oby znakomite prognozy okazały się trafione!

 

Grudzień 2024

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-2-0, 13:8

Bundesliga: 16. [-3 pkt do Nürnberg, +3 pkt nad Herthą]
DFB-Pokal: Ćwierćfinał, vs. Karlsruhe

Finanse: 4,67 mln euro (+137 tys. euro)

Gole: Andreas Schachner (9)

Asysty: Andreas Schachner (4)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, [+0 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 2. [-1]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester City [+3 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+13 pkt]

Francja: PSG [+4 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+4 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+6 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: Young Boys [+4 pkt]

Włochy: AC Milan [+2 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, gr. H, 1:1 u siebie z Feyenoordem; awans, vs. Hansa Rostock

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1232], 2. Polska [1214], 3. Anglia [1174]

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Nasz napastnik Nuno postanowił podjąć próbę wywalczenia sobie miejsca w wyjściowym składzie poprzez strzelanie fochów i nieuzasadnione niezjawianie się na treningach. Błyskawicznie ta droga zaprowadziła go wprost na mój dywanik, gdzie wlepiłem mu oficjalną naganę i obietnicę, że następnym razem sprawię, że jego portfel odchudzi się o równowartość jego tygodniowego poboru.

 

Resztę wolnych dni, które pozostały do króciutkiej serii sparingów przed rundą wiosenną, spędziłem na prawdziwych żniwach transferowych, wstępnie kontraktując ciekawych zawodników na lato. Najpierw jednak nie mogłem przepuścić okazji, by zapewnić drużynie rezerw kolejne dwa diamenty do oszlifowania za pół roku, którymi będą utalentowany środkowy pomocnik, siedemnastoletni Sebastian Rose z młodzieżówki Hannoveru, który mógł być co najmniej tak dobry, jak jego imiennik, a nasz kapitan Markus Rose, a także rówieśnik Sebastiana, obiecujący napastnik Andreas Beer z Regensburga.

 

Pierwszy zespół w lipcu wzmocnią póki co bardziej doświadczeni zawodnicy, jakimi będą prawoskrzydłowy reprezentant Austrii Wellington z Austrii Wiedeń i napastnik Daniel Wolf ze Sportingu Lizbona. Być może najważniejsze będą wzmocnienia defensywy; bardzo liczyłem na to, że pozyskany solidny obrońca, nad którym rozpływali się scouci, Niemiec Lars Hofmann z AZ Alkmaar pomoże uzdrowić naszą obronę, zaś były reprezentant młodzieżowej reprezentacji Francji, 26-letni bramkarz AS Monaco Gabriele Olivieri miał sprawić, że nie będę już musiał modlić się, by Kanté omijały kontuzje, bo będziemy mieli dwóch dobrych bramkarzy.

 

 

Poświąteczna laba skończyła się 10 stycznia. Od tego dnia rozpoczynała się zaplanowana przeze mnie seria trzech szybkich sparingów, których celem było nie tylko przygotowanie kondycyjne do rundy wiosennej, ale też poprawa morale przed decydującą walką o utrzymanie. Na pierwszy ogień poszła gra kontrolna ze stołecznym Unionem, która spełniła swoją rolę w stu procentach, a ja ucieszyłem się, że ujrzałem na murawie moich podopiecznych w bardzo dobrej formie fizycznej, bo przynajmniej mieliśmy o tyle mniej pracy.

Cytat

10.01.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 347

TOW Rot-Weiss Essen [BL] – Union Berlin [RLN] 3:0 (3:0)

 

7' K. Walter 1:0

10' A. Schachner 2:0

14' K. Walter 3:0

 

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Kolejnymi ludźmi, którzy próbowali dokonać niemożliwego, czyli skłonić mnie do rezygnacji z dalszej pracy z reprezentacją Polski, byli szefowie federacji piłkarskiej Meksyku, którzy zaproponowali mi posadę selekcjonera. I jak zawsze zaserwowałem im czarną polewkę.

 

A jeśli już mowa o Biało-czerwonych, Tomek Adamczyk zajął trzecie miejsce w głosowaniu na Piłkarza Roku UEFA. Od kilku dobrych lat Polacy regularnie pojawiali się w gronie wyróżnianych w rozmaitych głosowaniach, czy to na zawodnika roku, czy na najlepszych zawodników na swoich pozycjach; nadal jednak czekałem na dzień, w którym choć jeden z moich podopiecznych wygra głosowanie jako pierwszy polski piłkarz w historii.

 

 

Kontynuacją przygotowań do rundy wiosennej był sparing z drugoligowym Neunkirchen, który niestety wypadł negatywnie. Choć byliśmy stroną wyraźnie przeważającą, to nasza własna nieudolność w ataku stanęła nam na drodze do zdobycia choćby jednego gola; słabe podania wprost do rąk bramkarza gospodarzy to było za mało, żeby cokolwiek ugrać. Fakt, że szczególnie w drugiej połowie rywale kilkukrotnie zamykali nas we własnym polu karnym był bardzo niepokojący, gdyż oznaczał, że nawet w 2.Bundeslidze możemy mieć problem z regularnym zdobywaniem punktów.

Cytat

14.01.2025, Ellenfeldstadion, Neunkirchen, widzów: 6874

TOW Borussia Neunkirchen [2BL] – Rot-Weiss Essen [BL] 0:0

 

 

 

Próba generalna z Chemnitz była ostatnią szansą na poprawę morale przed rozpoczynającym drugą część sezonu spotkaniem ze Stuttgartem. Zdecydowałem sprawdzić od pierwszej minuty Marka Topolskiego w ataku, a na lewym skrzydle Kevina Brunsa, który dotąd terminował w rezerwach, a teraz uznałem, że jest już gotowy, by wejść na stałe do pierwszego zespołu.

 

Obaj spisali się bardzo obiecująco zdobywając pierwsze dwa gole odpowiednio w 7. i 9. minucie, ponadto Kevin był motorem napędowym na lewej flance i wnosił wiele do naszych akcji ofensywnych. Nie zmarnowaliśmy dziś szansy i pewnym, wysokim zwycięstwem pokrzepiliśmy się przed decydującymi meczami, które przesądzą o naszym być albo nie być w Bundeslidze. W samej końcówce beznadziejną interwencją przy główce Jeffersona popisał się Kruse, na spółkę z zawalającym krycie Wierbickim pozwalając gościom na zdobycie honorowego gola, czym przekreślił swoje szanse na wywalczenie sobie miejsca w naszej bramce, a ja w duchu ucieszyłem się, że latem przyjdzie do nas Olivieri.

Cytat

18.01.2025, Gerog-Melches-Stadion, widzów: 335

TOW Rot-Weiss Essen [BL] – Chemnitzer FC [RLN] 7:1 (4:0)

 

7' M. Topolski 1:0

9' K. Bruns 2:0

22' T. Franz 3:0

37' M. Rose 4:0

61' F. Brou 5:0

85' F. Brou 6:0

90+1' Jefferson 6:1

90+2' D. Barisić 7:1

 

Odnośnik do komentarza

Teraz nie było już czasu na dalsze straty punktów; dopuszczałem jedynie porażki z drużynami nie do przejścia, takimi jak Werder Brema, Borussia Dortmund i tym podobne, natomiast z zespołami środka tabeli należało bezwzględnie wygrywać, a remisy ograniczać do absolutnego minimum. 

 

 

I z takim podejściem przygotowywałem zespół do wyjazdowego pojedynku ze Stuttgartem, w którym za najbardziej minimalny z możliwych planów uważałem zdobycie przynajmniej punktu. W składzie, w jakim wyszliśmy na Gottlieb-Daimler-Stadion, pojawiły się dwie niewidziane dotąd twarze, jakimi byli Kevin Bruns na lewym skrzydle w miejsce grającego w kratkę Andreasena, zaś w ataku obok Schachnera znalazł się Marek Topolski. Zmuszony byłem też do małej roszady na prawej stronie obrony, jako że kilka dni przed meczem przeziębienie złapał nasz specjalista od rozdawania rywalom rzutów karnych, Anders Albrechtsen, za którego zagrać musiał Maxime Delbaere.

 

Nie był to łatwy mecz, ani przez chwilę nie mieliśmy czasu, by odsapnąć, ale budujące było to, że w przeciwieństwie do jesieni biliśmy się ze Stuttgartem w środku pola i walka przebiegała w schemacie akcja za akcję, zamiast stać pod własnym polem karnym i patrzeć, jak strzelają nam kolejne gole. Zaczęliśmy od dośrodkowania Vinka i mocnej główki Franza, po której na wyżyny musiał wspiąć się Salerno, z kolei już po chwili groźnym strzałem z dystansu odpowiedział Ettori. Przez kolejny kwadrans głowy trzydziestu sześciu tysięcy kibiców zwracały się to w stronę jednej bramki, to w stronę drugiej, aż w końcu w 21. minucie Rocchi nie wytrzymał ciśnienia i podciął Schachnera tuż za linią pola karnego, gdy Rose próbował dograć do niego piłkę. Futbolówkę na jedenastym metrze ustawił Topolski, po czym pewnym strzałem zdobył swojego pierwszego gola dla RWE i dał nam wymarzone prowadzenie.

 

Ale utrzymaliśmy je tylko przez osiem minut. Okazało się bowiem, że gdy nie ma Albrechtsena, obowiązki miłosiernego samarytanina przejmuje na siebie Gruszka, który tuż przed półgodziną pociągnął za koszulkę Manciniego, rewanżując się rywalom za pomoc sprzed paru minut, a rzut karny spokojnie wykonał Kowalczuk. Tyle było z wysiłku całego zespołu, który zmarnował jeden zawodnik.

 

Gruszka oczywiście momentalnie powędrował do szatni zastąpiony przez Andreasena. Mikkel początkowo spisywał się nieźle, a my dalej walczyliśmy ze Stuttgartem do upadłego, choć coraz wyraźniej było widać, że przez powolnych napastników przepada nam sporo szans na wykreowanie dobrych okazji, bo obrońcy gospodarzy bez trudu biegali szybciej od Schachnera i Topolskiego. W 67. minucie Andreasowi w końcu udało się urwać defensywie, ale w sytuacji sam na sam strzelił prosto w Salerno, więc zamiast gola był tylko rzut rożny; byłem niezadowolony z takiego obrotu spraw, ale zostałem błyskawicznie udobruchany przez moich podopiecznych, bowiem po wrzutce Vinka z lewego narożnika najwyżej wyskoczył Franz, który po raz drugi uciszył trybuny.

 

Zaczynałem już po cichu myśleć, że zdołamy wywieźć ze Stuttgartu fantastyczne trzy punkty, bo nadal nasza gra trzymała się tzw. kupy, a trzeci gol wcale nie był nierealną możliwością. I pewnie by się udało, gdyby nie to, że tego popołudnia nasza obrona grała w myśl zasady "jakoś to będzie" i nie pilnowała sytuacji. W rezultacie w 79. minucie bujający w obłokach Andreasen zostawił za sobą niekrytego Manciniego, który po samotnym rajdzie lewą flanką dośrodkował na dalszy słupek, a tam również nieobecny myślami Bernardini biernie przyglądał się, jak Simoni z najbliższej odległości pakuje nam bramkę wyrównującą, odbierając nam dwa punkty. Naturalnie byliśmy jeszcze w stanie powalczyć o zwycięskiego gola, ale okoliczności w postaci niedokładnych podań i napastników mających nogi z ołowiu udaremniły nasz wysiłek. Mimo to zbliżyliśmy się na zaledwie dwa punkty do wyjścia ze strefy spadkowej.

Cytat

25.01.2025, Gottlieb-Daimler-Stadion, Stuttgart, widzów: 36 090

BL (19/34) VfB Stuttgart [10.] – Rot-Weiss Essen [16.] 2:2 (1:1)

 

21' M. Topolski 0:1 rz.k.

29' M. Kowalczuk 1:1 rz.k.

67' T. Franz 1:2

79' P. Simoni 2:2

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – M.Delbaere ŻK 7, G.Bernardini 7, M.Negro ŻK 8, M.Gruszka ŻK 5 (22' M.Andreasen 6) – H.Vink 7, T.Franz 8, M.Rose (86' F.Brou 6), K.Bruns 8 – M.Topolski 7, A.Schachner (77' D.Barisić 6)

 

GM: Thomas Franz (DP, OP Ś, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Jako reprezentacja Polski rok 2025 rozpoczynaliśmy w lutym od meczu z Maltą na Stadionie Śląskim, co było dla nas drugą od października potyczką z Maltańczykami. Tym razem ze składu wypadli mi obaj Koźmińscy, którzy styczniowe rozgrywki ligowe przypłacili urazami, za to do kadry powrócił Zoran Halilović.

 

Znalazłem też miejsce dla dwóch debiutantów. Pierwszym z nich był bramkarz Paweł Piętka, podstawowy golkiper na Igrzyskach Olimpijskich 2020, który poczynił w Bordeaux znaczące postępy i miał być teraz równowartościowym zmiennikiem dla Michała Górki. Drugim nowym zawodnikiem, który miał być kolejnym z pokolenia następców naszych mistrzów świata, został 22-letni Marcin Konopka, świetnie spisujący się w tym sezonie w Schalke.

Cytat

Bramkarze:
– Michał Górka (32 l., BR, Wolves, 87/0);
– Paweł Piętka (26 l., BR, Bordeaux, 13/0 U-21);

– Marek Wróbel (32 l., BR, Vitesse, 9/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (27 l., O PŚ, AJ Auxerre, 44/2);
– Marcin Kiszka (27 l., O P, Liverpool, 19/1);

– Dariusz Zając (24 l., O LŚ, Palermo, 5/0);
– Mateusz Machnikowski (28 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 84/12);
– Marcin Kowalik (26 l., O Ś, Betis Sewilla, 36/1);

– Tomasz Konieczny (23 l., O Ś, DP, Gillingham, 15/0);

– Zbigniew Lewandowski (28 l., O Ś, DP, Newcastle, 13/0);
– Krzysztof Wróblewski (30 l., O/P P, Ajax Amsterdam, 53/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (25 l., DBP/OP P, Wisła Kraków, 41/1);

– Marcin Konopka (22 l., DP, Schalke 04, 15/1 U-21);
– Maciej Kwiatkowski (32 l., DP, 1.FC Kaiserslautern, 95/16);
– Rafał Piątek (29 l., DP, Southampton, 53/10);

– Tomasz Wilk (21 l., P L, Sheffield Wednesday, 3/0);
– Paweł Morawski (26 l., P Ś, Wolves, 10/1);
– Maciej Brodecki (30 l., OP PŚ, Leeds United, 101/8);

– Piotr Szymański (32 l., OP Ś, Real Madryt, 117/39).

 

Napastnicy:
– Tomasz Adamczyk (30 l., N, AC Milan, 106/108);
– Grzegorz Dudek (19 l., N, Levante, 10/5 U-21);

– Zoran Halilović (28 l., N, VfL Osnabrück, 56/41);
– Marcin Pawlak (27 l., N, Sevilla, 69/28);

– Łukasz Socha (27, N, Sheffield Wednesday, 30/14).

 

Odnośnik do komentarza

Styczeń 2025

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 0-1-0, 2:2

Bundesliga: 16. [-2 pkt do Nürnberg, +2 pkt nad Herthą]
DFB-Pokal: Ćwierćfinał, vs. Karlsruhe

Finanse: 3,81 mln euro (-3,18 mln euro)

Gole: Andreas Schachner (10)

Asysty: Andreas Schachner (7)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, [+0 pkt nad Hiszpanią]

Ranking FIFA: 3. [-1]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester City [+2 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+13 pkt]

Francja: PSG [+1 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+3 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+9 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: Young Boys [+4 pkt]

Włochy: AC Milan [+5 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/16 finału, vs. Hansa Rostock

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1142], 2. Brazylia [1141], 3. Polska [1108]

Odnośnik do komentarza

Pierwszego lutego, przed przerwą na mecze reprezentacji, podejmowaliśmy Osnabrück w nadziei, że zdołamy się odegrać za sierpień i tym razem wykorzystać autodestrukcję rywali, którą niezmiennie uprawiali aż do dziś. Choć miałem ochotę odesłać Gruszkę na trybuny za to, co zrobił przed tygodniem w Stuttgarcie, to niestety Danield Weller z rezerw był w beznadziejnej kondycji, co zniweczyło mój plan. W drużynie gości z kolei z zaniepokojeniem przyjąłem obecność zarówno Bodego, jak i Halilovicia w wyjściowej jedenastce, gdyż pamiętałem, że potrafili zarówno wykreować bramkarza dowolnego rywala na gracza meczu, jak i ustrzelić po hat-tricku. Nie wiedziałem, na co padnie tym razem.

 

Rozstrzygnięcie niewiadomej było różne, w zależności od tego, na który fragment spotkania spojrzeć. Zaczęliśmy pełni wiary i przekonania, że jesteśmy w stanie ograć Fiolki, ale dość szybko okazało się, że zadanie będziemy mieli znacznie utrudnione ze względu na to, że graliśmy praktycznie bez obrony. Na skutki nie trzeba było długo czekać; w 12. minucie Cannone dograł przed nasze pole karne do Halilovicia, a Bernardini nie uznał za stosowne wyjść do Polaka, więc Zoran po prostu odwinął rogala z prawej nogi i przegrywaliśmy 0:1. Jak za (nie)dawnych, złych czasów. Pozostało mi tylko opuścić głowę, by ukryć czerwone ze złości policzki.

 

W końcu jednak moje lico przybrało naturalnego koloru. W 21. minucie Bruns wrzucił piłkę z autu na wysokości pola karnego gości, w szesnastce przyjął ją Vink, po czym zgrał do ziemi i przy absolutnie biernej postawie defensywy rywali – dziękuję, Osnabrück! – obiegł przyglądającego mu się Calabrese i mocnym strzałem pod poprzeczkę wyrównał na 1:1! Nareszcie skrzętnie skorzystaliśmy z ułatwienia, jakie tradycyjnie zaserwowały nam Fiołki

 

W przerwie zdjąłem nie dającego się w ogóle zauważyć na boisku Topolskiego, który następny mecz rozpocznie na ławce, a wprowadzony zań Klaus Walter trochę rozruszał nasz atak. Szkoda więc, że biednym wiatr w oczy i brakło nam szczęścia (ale i umiejętności), by zadać gościom drugi cios, przez co zgubiliśmy już kolejne dwa punkty i drugą z rzędu niepowtarzalną szansę opuszczenia strefy spadkowej, gdyż Nürnberg zremisowała swój mecz. Z drugiej strony dobry i jeden punkt, ponieważ nasi bohaterscy obrońcy, Bernardini i Negro, przez cały mecz notorycznie przegrywali pojedynki główkowe w naszym polu karnym, jakby mieli nogi wkopane w ziemię i zalane betonem, a fatalnie grający Delbaere regularnie stwarzał zagrożenie pod naszą bramką, jako że na jego flance rywale robili, co tylko chcieli.

Cytat

01.02.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 16 382

BL (20/34) Rot-Weiss Essen [16.] – VfL Osnabrück [11.] 1:1 (1:1)

 

12' Z. Halilović 0:1

21' H. Vink 1:1

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – M.Delbaere (72' D.Pittet 7), G.Bernardini 6, M.Negro 6, M.Gruszka 7 – H.Vink 8, M.Rose 7, T.Franz 7 (80' F.Brou 6), K.Bruns 7 – M.Topolski (46' K.Walter 6), A.Schachner 7

 

GM: Zoran Halilović (N, VfL Osnabrück) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Nic dziwnego, skoro napastnicy znowu przechodzą obok meczu, a defensywa nie spełnia swojej roli. Po świetnej końcówce jesieni Schachner przestał strzelać gole,  a jedynym napastnikiem po zimowej przerwie, któremu RAZ udał się ten wyczyn, jest Topolski, który jednak zdołał trafić do siatki dopiero z rzutu karnego. Gdybyśmy mieli z przodu szybszych i zwinniejszych zawodników, którzy potrafią wygrać pojedynek biegowy z obrońcą, nie guzdrają się dwa lata z oddaniem strzału i nie walą prosto w bramkarza, a obok niego, mecze ze Stuttgartem i Osnabrückiem na 90% byśmy wygrali, a w strefie spadkowej byłaby już Norymbera, a nie my.

 

Druga sprawa, to obrona. Nadal nasza kula u nogi to rozdawanie karnych, faule tuż przed szesnastką, których konsekwencją są tracone bramki po rzutach wolnych, a także częsta bierność przy dośrodkowaniach przeciwnika (jak teraz ze Stuttgartem). Przeciwko Osnabrückowi po lufie z minusem mają u mnie Bernardini z Negro, którzy od pierwszej do ostatniej minuty nieustannie przegrywali pojedynki główkowe przed naszym polem karnym, nie potrafiąc wygrać ani jednego; to jest groźne, bo stwarza rywalowi olbrzymią przewagę pod naszą bramką. Taką postawę stoperów, którzy w powietrzu nie stanowią żadnego wyzwania, uważam za niedopuszczalną, bo stoper ma być pewny jak skała i zgarniać górne piłki.

 

Generalnie wychodzi na to, że miałem rację i lepiej było zostać na jeszcze jeden rok w drugiej lidze. Właśnie kończyłbym budować zespół, który byłby zdolny utrzymać się w Bundeslidze w przyszłym sezonie, a tak to będziemy mieli rok w plecy (o ile zdecyduję się kontynuować jeszcze karierę po spadku).

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Niemieckie media sportowe wzięły na celownik Maxime Delbaere, zarzucając mu, że ostatnimi czasy oszczędza się na boisku i może być już za stary na grę na tym poziomie. Przyjąłem to z milczącą aprobatą, gdyż trzeba było przyznać, że Belg nie był rewelacyjny nie od dziś, a w meczu z Osnabrückiem wydatnie ułatwiał rywalom grę na prawej flance.

 

Tuż po przyjeździe do Polski dotarły do nas fatalne wiadomości; Michał Górka na jednym z treningów Wolverhampton doznał fatalnie wyglądającego złamania obojczyka, a wstępne prognozy angielskich chirurgów urazowych mówiły o co najmniej dwumiesięcznej przerwie naszego najlepszego na tę chwilę bramkarza w kraju.

 

 

Na sam początek zgrupowania ponownie zacząłem przede wszystkim od wylania wiadra żrących pomyj na głowę menedżera Milanu, Enrique Ruiza, przez którego po raz drugi z rzędu w Chorzowie nie pojawił się Tomek Adamczyk. Już od wielu lat bezskutecznie prowadziłem intensywną kampanię medialną, mającą na celu skłonienie FIFA do traktowania meczów towarzyskich tak samo, jak tych w ramach eliminacji, a co za tym idzie uniemożliwienie raz na zawsze klubowym menedżerom wchodzenie w paradę szkoleniowcom reprezentacji narodowych.

 

 

Wobec dramatu Michała Górki, który nie zagra w marcowym pojedynku eliminacji Mistrzostw Świata z Hiszpanią, szczególnie ważnym było ogranie w reprezentacyjnej bramce Pawła Piętki, na papierze golkipera nieodstającego umiejętnościami od Michała, bowiem to on będzie musiał stawić czoła La Furia Roja na Majorce. Wobec frustrującego braku Adamczyka w wyjściowej jedenastce przeciwko Malcie obok Halilovicia zdecydowałem raz jeszcze wystawić młodego Dudka, z kolei w środku pola debiutował Marcin Konopka. Środek pola uzupełnił dawno niewidziany Maciek Kwiatkowski, tak więc nasz skład nabierał znamion eksperymentalnego.

 

Dzisiejszy mecz praktycznie nie różnił się od tego, jaki rozegrany został w Kotle czarownic w październiku w ramach eliminacji. Ponownie mieliśmy wyraźną przewagę w wyszkoleniu i zgraniu taktycznym, ale tak samo jak wtedy nie grzeszyliśmy zbytnio skutecznością. Przez pierwsze niespełna dwadzieścia minut nie potrafiliśmy wstrzelić się w bramkę Porselli Floresa, aż w końcu w 19. minucie od dłuższego czasu widocznym talentem błysnął Grzesiek Dudek, który samotnie zszedł z piłką ze skrzydła, minął po drodze Camillerego, zaraz po nim elegancko przedryblował Caruanę, po czym wpadł w pole karne i płaskim strzałem pokonał w końcu maltańskiego bramkarza. Chwilę później pozazdrościł mu Halilović, po tym jak futbolówkę przed pole karne dograł mu Kwiatkowski, po czym Zoran identycznie jak w naszym niedawnym starciu po przeciwnych stronach barykady przypuścił bombę z prawej nogi, lokując piłkę w siatce razem z Porsellą Floresem.

 

I to był koniec strzelania na następną godzinę. Nie dało się ukryć, że mimo znaczących dysproporcji pomiędzy naszymi efektownymi umiejętnościami, a prostym wyszkoleniem dolnych lotów reprezentantów Malty, strzelenie Maltańczykom więcej niż dwóch goli nastręczało nam bardzo wyraźnych trudności. W środku pola z dobrej strony próbował pokazać się mi i kibicom na Stadionie Śląskim Marcin Konopka, ale chłopakowi zupełnie to nie wyszło, gdyż jego próby strzałów były wprost rachityczne; zarówno jego uderzenia z dystansu, jak i po otrzymywanych podaniach do nogi w pole karne mijały bramkę gości chyba o kilometr i były bliskie przelobowania trybun stadionu i wylądowania w Parku Śląskim. Wprowadzony w jego miejsce Rafał Piątek nie miał aż takich problemów, i to on w 85. minucie świetnie urwał się Farrugii do dośrodkowania Kiszki, po czym celną główką ustalił wynik meczu.

 

Było to przeciętne spotkanie w naszym wykonaniu, o którym za pół roku już nikt nie będzie pamiętał. Niemniej jednak mogłem wyciągnąć pewne wnioski, bo o ile przekonałem się, że na Grześka Dudka będę mógł liczyć i rokuje nadzieję na rozwinięcie się w kolejnego legendarnego napastnika Biało-czerwonych, o tyle Marcin Konopka po słabiutkim debiucie będzie musiał jeszcze poczekać na kolejną szansę. No i miałem nadzieję, że mimo faktu, że rywale nie zmusili Pawła Piętki do ani jednej interwencji, udźwignie on presję, jaka spadnie na jego barki już za miesiąc z hakiem.

Cytat

05.02.2025, Stadion Śląski, Chorzów: widzów: 28 919; TV

TOW Polska [3.] – Malta [150.] 3:0 (2:0)

 

19' G. Dudek 1:0

21' Z. Halilović 2:0

85' R. Piątek 3:0

 

Polska: P.Piętka 7 (75' M.Wróbel 6) – A.Brzeziński 7 (46' M.Kiszka 7), T.Konieczny 7, M.Kowalik 7 (46' Z.Lewandowski 6), D.Zając (46' M.Machnikowski 7) – T.Lemanowicz 9, M.Kwiatkowski 9, M.Konopka 6 (67' R.Piątek 7), T.Wilk 7 – G.Dudek 8, Z.Halilović 8 (70' Ł.Socha 6)

 

GM: Tomasz Lemanowicz (DBP/OP P, Polska) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Mimo bardzo nieciekawej sytuacji wróciliśmy z Moriente do Essen z zapałem do pracy, gdyż teraz mieliśmy jechać do Monachium, gdzie czekał nas ostatni na najbliższe trzy spotkania mecz, w którym mieliśmy sporą szansę na ustrzelenie upragnionego kompletu punktów. Na Allianz-Arenie zagrać mieliśmy bowiem z TSV 1860, naszym "współbeniaminkiem", a zwycięstwo było niezbędne, bo w kolejnych dwóch kolejkach czekały na nas Borussia Dortmund i HSV, a więc jakakolwiek zdobycz punktowa zamiast dwóch porażek będzie wielkim sukcesem. Nie było mowy o tym, bym teraz dawał szansę rehabilitacji naszym defensorom, więc Delbaere z nielotami Bernardinim i Negro zostali w mieście, ich miejsce w wyjściowej jedenastce zajęli AlbrechtsenBusch i Pittet, zaś na ławce z obrońców usiedli De Martin i Weller, z kolei w ataku Topolskiego zmienił Chorwat Darko Barisić.

 

Po pierwszym kwadransie miałem ochotę wyć z rozpaczy, ponieważ do tego czasu powinniśmy byli prowadzić już trzema bramkami; w 3. minucie najpierw Schachner strzelił z pięciu metrów prosto w Vigliarolo, a dobitka Franza został zablokowana, w 9. minucie Vink nie trafił z trzech metrów do pustej bramki, a w 16. minucie Schachner, który startował już sam na sam z Vigliarolo, jak zwykle dał się dogonić obrońcy i wygarnąć sobie piłkę spod nóg. A jednak już minutę poderwaliśmy się z ławki pod boksem przyjezdnych z okrzykami radości; Levent przed polem karnym wytrącił futbolówkę Barisiciowi, ale przejął ją Rose, który ponownie wysunął do Chorwata, a teraz Darko atomowym strzałem w dalszy róg wysunął nas na prowadzenie!

 

Co równie ważne, Busch z Pittetem nie mieli żadnych problemów z wygrywaniem pojedynków główkowych, skutecznie oddalając zagrożenie od naszej bramki. "O takę grę w obronie walczyłem". Graliśmy bez kompleksów w środku pola, aż pomyślałem, że grzechem byłoby nie pokusić się o drugie trafienie. Moje myśli najwyraźniej usłyszał Schachner, bowiem w 32. minucie najpierw Albrechtsen świetnie wysunął po linii uciekającemu na puste pole Barisiciowi, a kiedy Darko dośrodkował na wbiegającego Schachnera, Andreas nareszcie się przełamał, podwyższając na 2:0! Gooool! Kuliśmy żelazo póki gorące, i w doliczonym czasie rewelacyjny Bruns rozegrał z Schachnerem dwójkową akcję na lewej stronie, wycofał do Gruszki, a Marcin zagrał crossa do Barisicia, który kompletnie ignorując obecność Leventa huknął bez przyjęcia po ziemi, pokonując Vigliarolo! Allianz-Arena ucichła!

 

Choć w przerwie stawałem na głowie, by utrzymać moich podopiecznych w koncentracji i wysokiej motywacji, ale jednak ich emocje wzięły górę. W rezultacie druga połowa była już dużo brzydsza w naszym wykonaniu, większość czasu graliśmy w niej na stojąco, więc w tym momencie było dla mnie jasnym, że nawet efektowne 3:0 może okazać się niewystarczające do odniesienia zwycięstwa. Moje obawy o frajerskie roztrwonienie trzybramkowej przewagi przybrały na sile w 65. minucie, gdy tradycyjnie po dośrodkowaniu w pole karne bramkę nadziei dla TSV Monachium strzelił Weber. Przez kolejny kwadrans było bardzo gorąco, ale później po przeprowadzonych przeze mnie zmianach ponownie wybraliśmy się pod bramkę gospodarzy, gdzie najpierw Brou obił poprzeczkę strzałem z dystansu, a potem Nuno przypomniał mi, dlaczego grzeje ławkę, gdy w dwóch dogodnych okazjach wstrzelił się prosto w Vigliarolo.

 

W ten sposób sprężeniem w końcówce wystraszyliśmy monachijczyków, którzy więcej goli zdobyć już nie zdołali, więc równo z końcowym gwizdkiem przybiłem po dziarskiej piątce z Moriente i Olkiem Wasoskim, gdyż nareszcie, NARESZCIE zdołaliśmy wygrzebać się (przynajmniej na chwilę) ze strefy spadkowej!

Cytat

09.02.2025, Allianz-Arena, Monachium, widzów: 44 236; TV

BL (21/34) TSV 1860 Monachium [11.] – Rot-Weiss Essen [16.] 1:3 (0:3)

 

17' D. Barisić 0:1

32' A. Schachner 0:2

45+1' D. Barisić 0:3

65' M. Weber 1:3

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – A.Albrechtsen 9, J.Busch 8, D.Pittet 8, M.Gruszka (71' D.Weller 6) – H.Vink 8, M.Rose 8, T.Franz ŻK 7 (70' F.Brou 7), K.Bruns ŻK 10 – D.Barisić 8 (84' Nuno 7), A.Schachner 8

 

GM: Kevin Bruns (OP L, Rot-Weiss Essen) - 10

 

Odnośnik do komentarza

Wielka szkoda, że właśnie teraz, gdy ledwo co zdołaliśmy wystawić głowę z bagna, czekała nas seria ciężkich meczów z Borussią Dortmund, HSV Hamburg i Borussią Mönchengladbach, a więc w praktyce nawet trzy ligowe porażki z rzędu. Jako pierwsze przyjechało do nas BVB, które próbowało gonić liderujący jak zwykle Werder i nie dać odjechać od siebie HSV, z którym Borussia ostatnio przegrała, więc goście wyszli na Georg-Melches-Stadion nieźle podrażnieni. Dzień wcześniej niestety sprawy przybrały kiepski obrót, bo Nürnberg jak na złość wygrała swój mecz, więc mogliśmy zapomnieć o jakimkolwiek odskoczeniu w punktacji.

 

Całym sercem wierzyłem, że niespodziewany sukces sprzed tygodnia doda nam skrzydeł i pokusimy się o sprawienie mega sensacji, ale niestety wraz z kolejnymi minutami jedynie wyzbywałem się złudzeń. Już kilka godzin przed spotkaniem martwiłem się, że skoro w Monachium nasza defensywa spisała się bez zarzutu, to teraz prawdopodobnie zagra piach, bo już niejednokrotnie bywało tak w tym sezonie. No i oczywiście ta reguła potwierdziła się i teraz, bo choć ani Busch z Pittetem niczego specjalnie nie zawalili, ani Albrechtsen nie podarował Borussii rzutu karnego, to jednak nic wielkiego nie pokazali i zagrali bardzo bezbarwnie. W przedzie natomiast potwierdziło się jedynie, że nasi napastnicy z Schachnerem i Barisiciem na czele są dużymi rybami jedynie w małym stawie, bo środkowi obrońcy z Dortmundu, Celso i Heidrich byli dla Andreasa i Darko za szybcy i z łatwością zabierali im wszystkie grane na dobieg piłki, odcinając ich od podań. W ten sposób byliśmy całkowicie zneutralizowani w ataku. Szybko zrozumiałem, że gola w tym meczu nie zdobędziemy.

 

Ale to jeszcze nie wszystko. Zazwyczaj w takich spotkaniach w pewnym momencie znajduje u nas jakaś czarna owca. Tak było i teraz, a okazał się nią Marcin Gruszka, który poważnie mi podpadł i nie dograł do przerwy. Najpierw od samego początku tak rewelacyjnie grał po linii do próbującego urwać się Brunsa, że piłki po "podaniach" Marcina notorycznie lądowały za linią boczną, a na podsumowanie swojego beznadziejnego występu w 35. minucie zostawił za swoimi plecami Pablo i jedynie udawał, że go goni, po czym Brazylijczyk zagrał do niekrytego Sandera, który z łatwością zdobył jedynego gola meczu.

 

Easy come, easy go; jak szybko wyszliśmy ze strefy spadkowej, tak jeszcze szybciej znaleźliśmy się w niej z powrotem. W Norymberdze odetchnięto z ulgą, a przed nami przecież jeszcze dwie kolejne porażki...

Cytat

16.02.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 23 522; TV

BL (22/34) Rot-Weiss Essen [15.] – Borussia Dortmund [3.] 0:1 (0:1)

 

35' M. Sander 0:1

53' A. Frołow (BVB) ktz.

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 6 – A.Albrechtsen 6, J.Busch 7, D.Pittet ŻK 7, M.Gruszka 6 (36' D.Weller 7) – H.Vink ŻK 7, M.Rose ŻK 7, T.Franz ŻK 7, K.Bruns 7 (75' M.Andreasen 6) – D.Barisić 6, A.Schachner 6 (66' M.Topolski 7)

 

GM: Aleksiej Frołow (BR, Borussia Dortmund) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Jakby mało było mi nerwów, na pomeczowej konferencji miała miejsce frustrująca sytuacja, która jedynie mocniej mnie podminowała. Otóż po całej serii standardowych pytań na temat przebiegu spotkania, głos pod koniec nieoczekiwanie zabrał menedżer BVB Perry Bräutigam, który zaczął sadzić złośliwe uwagi pod adresem tak moim, jak i mojego zespołu. Nie wiem, czy to mój powszechnie znany krewki charakter, jakiego nigdy nie ukrywałem na konferencjach w przypadku zaczepek sprawił, że porządkowi woleli dmuchać na zimne, ale w momencie, w którym już układałem sobie w głowie uszczypliwą ripostę, "nagle" mikrofony odmówiły posłuszeństwa i padło zasilanie, w związku z czym konferencję niezwłocznie zakończono, podnosząc mi ciśnienie niemożnością skomentowania osoby Bräutigama.

 

 

 

 

Tydzień później pojechaliśmy do Hamburga, by stracić kolejne cenne trzy punkty i kolejne kilkanaście procent szans na utrzymanie. Tym razem porażka była tym pewniejsza, że zawieszony za kartki był nasz kapitan Markus Rose, w związku z czym piłkarze mieli być pozbawieni naszej ostoi na boisku, a takie sytuacje w przeszłości już wielokrotnie kończyły się dla nas katastrofą.

 

Ostatecznie aż tak źle nie było, co nie oznaczało też, że było dobrze. Chociaż opaskę kapitańską na ten mecz przejął Kanté, środek pola uzupełnił grający w kratkę Brou, a słabego Gruszkę na lewej flance obrony zmienił nieograny, a co za tym idzie niepewny Weller, przebieg gry nie wyglądał najgorzej. Z drugiej strony na pewno dużo było w tym zasługi piłkarzy HSV, którzy sprawiali wrażenie, jakby oszczędzali siły na poważniejsze spotkania z poważniejszymi rywalami i pogoń za Werderem, a z nami chcieli wygrać, jak to zwykł mawiać niezapomniany Dariusz Szpakowskinie ważne ile, nie ważne jak. Gospodarze bowiem zadowolili się tylko jednym trafieniem, jakie w 41. minucie zaliczył Ricardo Castillo po, a jakże!, dośrodkowaniu ze skrzydła, czyli w klasyczny dla nas sposób, w jaki traciliśmy mnóstwo bramek w tym sezonie. Tradycyjnie w tej sytuacji zadecydowała statyczna gra bez piłki w środku pola, a w kluczowym momencie David Pittet, który nawet nie ruszył za startującym do wrzutki Castillo, który w momencie zamykania akcji celną główką był zupełnie pozbawiony opieki. Norma.

 

A my? Cóż, ponownie zagraliśmy bez napastników, którzy byli powolni, niedokładni, a piłki odskakiwały im od nóg na pięć metrów. Ponownie w środku pola zagraliśmy słabo, gdzie moi podopieczni notorycznie podawali do zawodnika pod kryciem, zamiast do pozbawionego opieki kolegi, który stał kilka metrów obok. Ponownie w obronie zabrakło nam jaj i trzeźwości umysłu, bo gdyby w 41. minucie Pittet nie stał jak słup soli, tylko pobiegł za Castillo i wyskoczył z nim do główki, być może udałoby nam się wymęczyć chociaż punkt za 0:0. Tak zaś pozostało nam się cieszyć, że Norymberga przegrała z TSV Monachium, bo gdyby udało jej się uciec nam na pięć punktów, byłoby już bardzo niewesoło. O ile choć przez moment w tym sezonie był przynajmniej cień mowy o jakiejkolwiek wesołości, a nie tylko cień wielkiej trybuny w trakcie meczów rozgrywanych po południu pod zachodzące słońce.

Cytat

22.02.2025, AOL-Arena, Hamburg, widzów: 53 645

BL (23/34) HSV Hamburg [2.] – Rot-Weiss Essen [16.] 1:0 (1:0)

 

41' R. Castillo 1:0

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 7 – A.Albrechtsen 7, J.Busch ŻK 6, D.Pittet 7, D.Weller ŻK 6 (46' M.Gruszka 7) – H.Vink ŻK 6, F.Brou 7, T.Franz 6, K.Bruns ŻK 7 – D.Barisić (72' Nuno 6), A.Schachner 6 (55' M.Topolski 6)

 

GM: Simon Moore (N, HSV Hamburg) - 8

 

 

Tym razem scysji na konferencji nie było, bo i szkoleniowiec hamburczyków, Thomas von Heesen, nie zaczął żadnej słownej przepychanki, a ja nie zwykłem zaczynać pyskówek pierwszy. Wykorzystałem za to obecność dziennikarzy, by teraz wbić kilka ostrych szpil Bräutigamowi, najpierw komentując jego osobę, a na koniec dodając, że zamiast zajmować się naszymi szansami na utrzymanie, powinien raczej zacząć zapominać o mistrzostwie. Jestem pamiętliwy i nie odpuszczam.

Odnośnik do komentarza

W DFB-Pokal w tym sezonie szło nam zaskakująco dobrze, nic więc dziwnego, że wiązałem duże nadzieje z ćwierćfinałowym spotkaniem z Karlsruhe. Do składu wrócił już nasz kapitan Rose, zaś u jego boku wystawiłem Sebastiana Franza, który zmienił swojego imiennika Thomasa, który ostatnimi czasy zawodził. Liczyłem na to, że i tym razem rywal nas trochę zlekceważy, dzięki czemu zdołamy odnieść zwycięstwo przybliżające nas do finału, w którym moglibyśmy pokusić się o kwalifikację do Pucharu UEFA.

 

Ale moi piłkarze mieli inne plany. Zaczął już w 8. minucie Jan Busch, który w niegroźnej sytuacji nieatakowany przez nikogo podał piłkę wprost do Paulo Roberto, co skończyło się oczywistą stratą bramki i natychmiastowym wypadem do szatni. Później do szału zaczął doprowadzać mnie Andreas Schachner, ponieważ jego strzelanie w bramkarza w sytuacjach sam na sam wręcz zrywało mi szkliwo z zębów i sprawiało, że miałem ochotę włożyć mu łeb między drzwiczki szafki w szatni i zacząć nimi trzaskać. Do przerwy powinniśmy co najmniej remisować 1:1, ale zamiast tego Schachner jak zwykle omal nie odstrzelił wątroby Hansenowi, a w 23. minucie cholerni goście wyeliminowali z gry Kanté, jedynego bramkarza w RWE, który potrafił obronić jakąś trudniejszą piłkę.

 

Po przerwie piłkarze Karlsruhe kontynuowali ideę zwycięstwa poprzez wyniszczenie, kiedy Molina niemal złamał rękę Barisiciowi (Chorwat w wyniku brutalnej gry doznał pęknięcia kości przedramienia), tak więc nie miałem już możliwości reagowania jakimikolwiek zmianami personalnymi na to, co odwalaliśmy na boisku. Mecz był przegrany.

 

W 67. minucie dobił nas Vogel na spółkę z Krusem, po tym jak Albrechtsen wybił przed pole karne dośrodkowanie Horniga, a Kruse z kompletnie niezrozumiałych dla mnie powodów wyszedł przed piąty metr, pozwalając Vogelowi wrzucić sobie piłkę za kołnierz. O tym, jak beznadziejnym i żałosnym zespołem byliśmy w tym sezonie, najlepiej niech świadczy fakt, że w tym momencie nieliczni kibice na trybunach zaczęli w bardzo szybkim tempie opuszczać stadion, rzucając w kierunku murawy puste kubki po napojach i papierowe tacki po bratwurstach.

 

Dopiero w ostatniej minucie doliczonego czasu Schachner raczył w końcu trafić do siatki, zamiast w bramkarza – teraz to się pieprz, Andreas! – co absolutnie nie miało prawa wpłynąć na losy spotkania. W żałosnym stylu zakończyliśmy więc udział w DFB-Pokal – naszej ostatniej instancji, która mogłaby skłonić mnie do kontynuowania kariery klubowej po spadku z ligi, w perspektywie walki w Pucharze UEFA.

Cytat

25.02.2025, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 4754

DFB-P ĆwF Rot-Weiss Essen [BL] – Karlsruher SC [BL] 1:2 (0:1)

 

8' P. Roberto 0:1

23' B. Kanté (RWE) ktz.

48' D. Barisić (RWE) ktz.

67' B. Vogel 0:2

90+4' A. Schachner 1:2

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté Ktz 7 (23' H.Kruse 7) – A.Albrechtsen 7, J.Busch (8' M.De Martin 7), D.Pittet 7, D.Weller 6 – H.Vink 6, M.Rose 7, S.Franz 7, K.Bruns 7 – D.Barisić Ktz 7 (48' Marco 6), A.Schachner 8

 

GM: Eduardo Angulo (P L, Karlsruher SC) - 9

 

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...