Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

@Brachu,

Korzystne premie za awans dostaną ci, którzy o niego walczyli ;)  Zaś listę transferową jako premię szykuję dla tych, którzy ze wszystkich sił starali się nas przed tym awansem powstrzymać.

 

@zOnk,

Daj Boże, żeby wreszcie coś mi się udało...

 

@Feno,

Nawet nie kracz, że ci, którzy przyjdą latem, będą takimi samymi fajtłapami... :_eek:

 

--------------------------------------------------

 

Teraz ani myślałem czekać choćby tygodnia. Jedynie dwa dni przeminęły nam wszystkim na stop-klatce, z czego pierwszy odpoczywałem po pełnych nerwów tygodniach, a drugiego biesiadowaliśmy u prezesa Hempelmanna. Trzeciego dnia z łóżka wstałem, wstąpiłem na ganek, wyszedłem przez drzwi domu – stamtąd poszedłem sądzić tych, co w tym roku grali.

 

W siedzibie klubu rozsiedliśmy się wygodnie ze sztabem trenerskim, a ja słownie podsumowałem sezon. Nikt nie oczekiwał od nas tego, że włączymy się do walki o awans jako beniaminek. Sam latem ubiegłego roku nastawiałem się na walkę w środku ligowej tabeli, bo wiedziałem dobrze, że nie jesteśmy aż tak słabi, byśmy mieli bronić się przed ugrzęźnięciem w strefie spadkowej, ale też nie przeceniałem naszego potencjału. Mocny początek kampanii jasno dał do zrozumienia, że nie zamierzamy nadstawiać policzków, tylko nic nie robimy sobie z faworytów. Graliśmy dobrze, rozsądnie, z głową, a potem... A potem coś się zepsuło i nie udało mi się tego naprawić aż do końca sezonu. Miewaliśmy wiosną przebłyski dawnej formy, i chyba tylko dzięki nim zdołaliśmy zakończyć rozgrywki na trzecim miejscu (bez sabotażystów zapewne bilibyśmy się o triumf w 2.Bundeslidze), zamiast spaść w środkowe rejony tabeli.

 

Tym razem nie miałem najmniejszego zamiaru popełniać błędów z moich poprzednich lat oraz poprzednich klubów, czyli dawać kolejne szansy tym, którzy na nie nie zasługiwali. Po wakacjach zadebiutujemy w Bundeslidze, znacznie trudniejszej od drugiej ligi, gdzie błędy, których w minionym sezonie popełnialiśmy co najmniej trzykrotnie zbyt wiele, będą kończyć się o wiele bardziej tragicznie.

 

 

Cytat

Bramkarze:

– Brahima Kanté (28 l., BR, Wybrzeże Kości Słoniowej; 4/0 U-21) – 27 spotkań – 34 strc. – 7 czst.k. – 0 GM; 7.37

– Goran Kostić (26 l., BR, Serbia; 1/0 U-21) – 8 spotkań – 20 strc. – 0 czst.k. – 0 GM; 6.88 –> lista transferowa

------

– Heinz Kruse (23 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

– Micheił Kawelaszwili (35 l., BR, Gruzja; 23/0) – zespół rezerw –> emerytura

– Marc Kayser (21 l., BR, Niemcy) – zespół rezerw

 

Przy ocenie postawy naszych golkiperów musiałem ciągle pamiętać o tym, jak często w beznadziejnych sytuacjach stawiali ich koledzy z obrony. Iworyjczyk Kanté udowodnił, że w miarę bezboleśnie przeszedł na wyższy poziom i przez niemal cały sezon na zapleczu ekstraklasy bronił pewnie i z wyczuciem. Ile dawał radę, tyle wyjmował, ale błędów defensywy było zwyczajnie zbyt wiele, by Brahima mógł stać się naszym zbawicielem. Serb Kostić wskoczył do bramki w środku sezonu na kilka spotkań, gdy właśnie Iworyjczyk przeżywał krótkie zachwianie formy, i niby bronił dobrze, ale miałem z nim problem z zupełnie innego gatunku literackiego. Otóż Goran wciąż narzekał na zbyt rzadką grę, a na swoje nieszczęście zamiast wziąć się do roboty na treningach, wolał zacząć manifestować swoje fochy opuszczaniem zajęć, a tego tolerować nie zamierzałem, więc umieściłem Serba na liście transferowej. W tej sytuacji w Bundeslidze na naszego bramkarza numer dwa awansuje Heinz Kruse, zaś dziadek Kawelaszwili postanowił zawiesić buty na kołku; co najmniej o dwa lata za późno.

 

Czekała mnie również konieczność sprowadzenia dwóch-trzech młodych golkiperów, którzy za kilka lat mogliby zostać następcami starej gwardii.

 

Cytat

Prawa obrona:

– Maxime Delbaere (33 l., O P, Belgia; 10/2 U-21) – 22 spotkania – 0 goli – 6 asyst – 1 GM; 6.91

– Murilo (29 l., O/DBP/P P, Brazylia) – 12 spotkań – 0 goli – 2 asysty – 0 GM; 6.33 –> lista transferowa

------

– Krzysztof Brzeziński (18 l., O P, Polska; U-19) – zespół rezerw

– Lars Hildebrandt (19 l., O/P P, Niemcy) – zespół rezerw –> wyp. do SV Wehen

 

Obawy, które miałem w czasie mojego przyjścia do Essen, a które nie sprawdziły się w Regionallidze, po prostu pozostały uśpione do 2.Bundesligi. Murilo, solidny w lidze regionalnej, na wyższym szczeblu już sobie nie poradził, aż momentami nie dało się patrzeć na jego nieporadność i kiepską zwrotność, więc nie było sensu trzymać go dłużej w klubie, bo nawet nie chciałem wiedzieć, co mógłby wyczyniać w ekstraklasie. Belg Delbaere w pewnym stopniu wzmocnił naszą prawą flankę, ale przeszkadzały mu kontuzje, a także wiele razy brakowało mu zwyczajnego szczęścia, tak jak w momencie, gdy w jednym ze spotkań zdobył gola samobójczego. Na szczęście latem poszerzy mi się pole manewru, więc istniała szansa, że z obsadą pozycji nie będę miał (aż takich) kłopotów. W rezerwach spokojnie rozwijał się Krzysiek Brzeziński, a Lars Hildebrandt nabierał boiskowej ogłady w trzecioligowym Wehen, gdzie grywał często i z powodzeniem.

 

Cytat

Środkowi obrońcy:

– Thomas Ebner (32 l., O Ś, Austria; U-19) – 14 spotkań – 0 goli – 2 asysty – 0 GM; 6.50 –> lista transferowa

– Matthias Frank (31 l., O Ś, Niemcy; 2/0 U-21) – 27 spotkań – 0 goli – 2 asysty – 3 GM; 7.04 –> lista transferowa

– Michael Heinirchs (19 l., O Ś, Niemcy) – 5 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.40

– Andreas Kern (29 l., O Ś, Niemcy) – 16 spotkań – 0 goli – 1 asysta – 0 GM; 6.75 –> lista transferowa

 

Podobnie jak w przypadku prawej flanki, tak i obawy o umiejętności stoperów zanotowały roczną obsuwę w realizacji. W tym sezonie środka obrony praktycznie nie mieliśmy. Przez 34 kolejki straciliśmy aż 54 bramki, co nie tylko stanowiło ponad dwukrotność naszego wyniku z Regionalligi, ale też było liczbą znacznie przewyższającą pozostałe dwa zespoły, które wywalczyły awans razem z nami. Ba, nawet drużyny, które cudem uniknęły spadku, nie potraciły tylu goli, co my. Thomas Ebner, przed rokiem pewny jak skała, praktycznie facet nie do przejścia, w tym sezonie był symbolem beznadziejności, raził juniorskimi błędami i przyczynił się do utraty wielu goli z pokaźnego zbioru, jaki skolekcjonowaliśmy od sierpnia do maja. Kroku dzielnie dorównywał mu Andreas Kern, który nie zachwycał już w lidze regionalnej, a teraz tylko potwierdził, że jest marnym rzemieślnikiem, który ma kłopoty z dyscypliną taktyczną, wiecznie wędrował za piłką po całym boisku i nie przejmował się kryciem. Mocno zawiódł również Matthias Frank, który pozornie nie najgorszą średnią zawdzięczał chyba tylko paru dobrym meczom z początku sezonu, ale szczególnie wiosną wraz z Kernem i Ebnerem rozdawał rywalom gole niczym przebrany za Mikołaja sąsiad prezenty dzieciom.

 

Michael Heinirchs zagrał kilka spotkań, gdyż byłem już po prostu bezradny, ale w przyszłym sezonie będzie musiał zadowolić się dalszym terminowaniem w zespole rezerw, dopóki nie znajdę mu odpowiedniego klubu. Z kolei wszyscy bez wyjątku podstawowi defensorzy otrzymali ode mnie obiecaną nagrodę za heroiczne i gorliwe próby powstrzymania nas przed awansem do Bundesligi.

 

Cytat

Lewa obrona:

– Samuel Pugliese (25 l., O L, Włochy) – 23 spotkania – 2 gole – 0 asyst – 0 GM; 6.65 –> lista transferowa

– Daniel Weller (31 l., O/DBP L, DP, Niemcy) – 21 spotkań – 0 goli – 0 asyst – 1 GM; 6.57 –> lista transferowa

------
– Thorsten Gensler (19 l., O L, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

 

I tutaj sprawa była jasna – przez cały sezon nie mieliśmy ani jednego klasowego obrońcy. Pugliese grał nawet nieźle na początku sezonu, by później bez reszty pogrążyć się w braku ambicji i wegetacji bardziej na lewej flance, niż grze. Weller również nie był już tym samym zawodnikiem, co w Regionallidze, a tymczasem nadal pamiętałem m.in. to, jak był głównym winowajcą straconego gola kontaktowego w meczu z Bayerem Leverkusen trzeciego maja po kilkudziesięciu sekundach od rozpoczęcia drugiej połowy. Oczywiście to był tylko jeden z jego wielu wybryków. Ani na Pugliese, ani na Wellera nie mogłem liczyć w Bundeslidze, więc i oni znaleźli się na liście transferowej. Thorsten Gensler, który nie rokował już żadnych nadziei na przyszłość, zmieni klub po wygaśnięciu kontraktu.

Odnośnik do komentarza
9 godzin temu, Ralf napisał:

Iworyjczyk Kanté udowodnił, że w miarę bezboleśnie przeszedł na wyższy poziom i przez niemal cały sezon na zapleczu ekstraklasy bronił pewnie i z wyczuciem. Ile dawał radę, tyle wyjmował, ale błędów defensywy było zwyczajnie zbyt wiele, by Brahima mógł stać się naszym zbawicielem. Serb Kostić wskoczył do bramki w środku sezonu na kilka spotkań, gdy właśnie Kongijczyk przeżywał krótkie zachwianie formy,

to w koncu skad on jest? ;)

Odnośnik do komentarza
Cytat

Prawe skrzydło:
– Hans Vink (25 l., P PŚ, Holandia; 3/1 U-21) – 33 spotkania – 1 gol – 9 asyst – 0 GM; 6.94

– Fran Mangold (20 l., OP P, Niemcy) – 3 spotkania – 0 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.67 –> koniec kontraktu

– Mario Block (29 l., OP PLŚ, N Ś, Niemcy) – 16 spotkań – 2 gole – 3 asysty – 0 GM; 6.50

– Thomas Seitz (33 l., OP PŚ, N Ś, Niemcy; 2/0 U-21) – 15 spotkań – 0 goli – 1 asysta – 0 GM; 6.27

 

Ten sezon boleśnie zweryfikował różnicę w poziomie, jaka występuję między Regionalligą a 2.Bundesligą; Block i Seitz, zawodnicy, którzy spisywali się rewelacyjnie przed rokiem, teraz sobie nie poradzili, druga liga ich przerosła i byli tylko cieniami samych siebie. Nie zamierzałem się ich jednak pozbywać, gdyż w przeciwieństwie do stoperów nie grali na szkodę klubu, a miałem zbyt skromne rezerwy na prawe skrzydło, ale musieli mieć świadomość tego, że w przyszłym sezonie nie będą zbyt często gościć w meczowej osiemnastce, o wyjściowym składzie nie wspominając. Sprowadzony latem Vink rozegrał w gruncie rzeczy poprawny sezon, lecz wiosną spisywał się trochę gorzej, ponadto bardzo podpadł mi głupią czerwienią z meczu z Duisburgiem, a jeszcze bardziej wyparciem się odpowiedzialności za nią. Mimo to postanowiłem nie skreślać Holendra, tylko dać mu okazję do zrehabilitowania się w Bundeslidze. Okazję, która raz zmarnowana na pewno się nie powtórzy, podkreślam.

 

Cytat

Środkowi i defensywni pomocnicy:

– Ronald Guyt (31 l., DP, Holandia; 16/0 U-21) – 27 spotkań – 6 goli – 4 asysty – 1 GM; 6.81
– Thomas Franz (25 l., DP, OP Ś, Niemcy) – 22 spotkania – 1 gol – 3 asysty – 1 GM; 6.82

– Christian Hoffmann (25 l., DP, Niemcy) – 8 spotkań – 1 gol – 0 asysta – 0 GM; 6.75 –> lista transferowa

– Markus Rose (25 l., P Ś, Niemcy; 6/0 U-21) – 26 spotkań – 4 gole – 3 asysty – 1 GM; 7.27

------

– Diego Fernando Cárdenas (22 l., DP, Kolumbia; 15/0) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Sascha Hoeneß (28 l., DP, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

– Dirk Reichel (18 l., P Ś, Niemcy) – wychowanek – zespół rezerw

 

Nadal niekwestionowanym liderem drugiej linii pozostawał Markus Rose, który nie tylko utrzymywał najrówniejszą formę ze wszystkich, ale też doskonale odnalazł się w roli kapitana i miał duży wpływ na grę całego zespołu, gdyż bez niego nasza postawa zauważalnie traciła na jakości. Troszkę słabszy, ale nadal dobry sezon miał za sobą Guyt, z kolei Thomas Franz w niczym mu nie ustępował, za to stracił dużo czasu na wiosnę z powodu kontuzji. Obydwóch po wakacjach czekała ostra walka o miejsce w wyjściowej jedenastce i ciekawy byłem, jak sobie z nią poradzą. Hoffmann, który był zbyt przeciętnym zawodnikiem na Bundesligę, umieszczony został na liście transferowej, by nie blokować mu kariery, a dwaj zbędni piłkarze, Cárdenas i Hoeneß odejdą po wygaśnięciu kontraktów.

 

Cytat

Lewe skrzydło:
– Mikkel Andreasen (25 l., P L, Dania; 14/1) – 25 spotkań – 3 gole – 7 asyst – 1 GM; 7.12

– Sebastian Franz (23 l., OP LŚ, Niemcy; U-19) – 23 spotkania – 5 goli – 2 asysty – 4 GM; 6.74

------
– Stephan Walther (17 l., P L, Niemcy) – zespół rezerw

– Kevin Bruns (18 l., OP L, Niemcy; U-19) – zespół rezerw – wyp. do Siegen

– Christian Fleischer (21 l., OP L, Niemcy) – zespół rezerw –> lista transferowa

 

Z Andreasenem sytuacja była identyczna, co z Vinkiem po przeciwległej stronie boiska, z tym, że w jego przypadku również w meczu z Duisburgiem nie chodziło już o dwie żółte kartki, tylko o akt boiskowego bandytyzmu, gdy łokciem omal nie przetrącił szczęki rywalowi. Wówczas Duńczyk nie tylko wyleciał z boiska, ale też Komisja Dyscyplinarna zaostrzyła karę zawieszenia Mikkela o dwa kolejne spotkania, ponadto sam zainteresowany nie widział w swoim zachowaniu nic złego. Po długich rozważaniach oraz rozmowach z Wasoskim i prywatnie z Moriente postanowiłem i jemu dać drugą szansę, ale po wakacjach wystartuje od zera, bez gwarancji miejsca w wyjściowej jedenastce, ani na ławce. Seba Franz, który pierwszą połowę sezonu miał niezbyt udaną, świetnie pokazał się w końcówce rozgrywek, prezentując świetną formę w chwili, gdy wielu przeżywało załamania, czym zapewnił sobie miejsce w drużynie na Bundesligę. Do pierwszego zespołu zbliżał się również młody Bruns, który poczynił postępy na wypożyczeniu w Siegen i zadebiutował w niemieckiej młodzieżówce, zaś arcy-przeciętny Christian Fleischer został wystawiony na listę transferową.

 

Cytat

Napastnicy:

– Gonzalo (29 l., OP/N Ś, Argentyna; 14/1 U-21) – 31 spotkań – 20 goli – 5 asyst – 3 GM; 7.29

– Marco (29 l., N, Brazylia) – 31 spotkań – 18 goli – 13 asyst – 5 GM; 7.32

– Andrea Vecchi (26 l., N, Włochy) – 26 spotkań – 6 goli – 0 asyst – 0 GM; 6.58 –> lista transferowa

------

– Andreas Schwabe (29 l., N, Niemcy) – wychowanek –> koniec kontraktu

– Uwe Stahl (20 l., N, Niemcy) – zespół rezerw –> koniec kontraktu

 

W ataku sytuacja była specyficzna. Bez kontuzji i wykluczeń w wyjściowej jedenastce miałem w tym sezonie dwóch bramkostrzelnych napastników (zamiast tylko "osamotnionego" Gonzalo i mizernego giermka), ale dostrzegałem dużo pola do poprawy. Głównie w przypadku Marco, któremu gdyby do zdobycia jednego gola nie potrzeba było aż trzech-czterech okazji, tylko chociażby dwie, zapewne byłby królem strzelców 2.Bundesligi. Gonzalo też niekiedy miewał niezrozumiałe trudności w zdobywaniu goli, ale koniec końców obaj świetnie się uzupełniali. Niestety odkryłem w ostatnich dniach duży problem pozasportowy, który mógł zaszkodzić atmosferze w szatni. Gonzalo, który chciał podpisać nowy kontrakt z klubem, postanowił zatrudnić agenta, który na dzień dobry oczywiście zaczął mieszać Argentyńczykowi w głowie twierdząc, że Rot-Weiss Essen nie jest w stanie sprostać ambicjom i oczekiwaniom jego klienta. Marco z kolei już przed zakończeniem sezonu zaapelował do mnie o rozpoczęcie negocjacji w sprawie podwyżki, ja obiecałem mu, że porozmawiam z nim po sezonie, a gdy dotrzymałem obietnicy, Brazylijczyk zaśpiewał kwotę trzykrotnie przewyższającą maksymalną tygodniówkę, jaką mogłem mu zaproponować. Cóż, obu bardzo chciałem na przyszły sezon i debiut w Bundeslidze, ale jeżeli mieliby zacząć stroić fochy, w lipcu do klubu dołączy wielu potencjalnie dobrych napastników, więc ani Gonzalo, ani Marco nie będą niezastąpieni...

 

Andrea Vecchi, który przychodził do Essen na równych zasadach z Marco, miał być równie znaczącym zawodnikiem, co nasi dwaj najlepsi strzelcy. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna. 26 spotkań i zdobyta w nich porażająca liczba sześciu goli? To chyba jakiś ponury żart ze strony Włocha. Dobrze, często wchodził z ławki, ale w przypadku absencji któregoś z kolegów wybiegał przecież na boisko w wyjściowej jedenastce i za każdym razem nie robił nic, by udowodnić mi, że drzemie w nim potencjał. Jak wspomniałem, latem naszą kadrę zasili kilku zawodników, którzy zapowiadali się lepiej od Vecchiego, nic więc dziwnego, że nie widziałem najmniejszego sensu, by dalej trzymać go w klubie.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Minęło :)  Zobaczymy, ile jeszcze będzie :)   Gdyby nie reprezentacja, byłaby to najnudniejsza kariera na forum :P

 

-------------------------------------------------------

 

Nowy klub jako pierwszy znalazł Christian Fleischer, który latem za skromne 2 000€ przeniesie się do Darlington. Zaczęła się również bitwa o nielubianego w zespole Andreę Vecchiego, który przyciągał spore zainteresowanie, a ja miałem nadzieję, że przynajmniej uda mi się uszczknąć jakiś kąsek gotówki na jego sprzedaży.

 

Za miniony sezon sypnęło deczko wyróżnieniami dla Rot-Weiss Essen. Brahima Kanté zasłużenie znalazł się w Jedenastce Roku 2.Bundesligi, z kolei Markus Rose i Marco zostali umieszczeni w zestawieniu jako rezerwowi, choć moim zdaniem zasługiwali na główną nagrodę. Nasz brazylijsko-szwajcarski napastnik zajął ponadto drugie miejsce w plebiscycie na Piłkarza Sezonu, natomiast mi, Herr Ralfowi, przyznano trzecie miejsce jako Menedżera Roku; w tym ostatnim nie było nic nadzwyczajnego, gdyż wyniki były odzwierciedleniem pierwszej trójki ligi.

 

Wykorzystałem też jeszcze jedną okazję, jaką podsunęli mi scouci, by dodatkowo wzmocnić zespół. Niedoceniany w SV Wehen reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, defensywny pomocnik Franck Brou nie zastanawiał się ani chwili z przyjęciem mojej propozycji podpisania kontraktu z RWE, dzięki czemu zyskaliśmy kolejnego ciekawego gracza do linii pomocy.

 

Gdy już skończyłem uzgadniać szczegóły z rodakiem Brahimy Kantégo, wpadłem po południu do Moriente, który mieszkał w wynajmowanym mieszkaniu mniej więcej 2-3 kilometry od mojego. Zawsze chodziłem do niego pieszo, żeby nie marnować okazji na zażycie więcej ruchu niż zwykle, lubiłem trzymać dobrą sylwetkę i formę fizyczno-zdrowotną. Będąc już u Moriente zacząłem ostentacyjnie przechadzać się po kątach i teatralnie rozglądać po całym pokoju i innych pomieszczeniach. Nie omieszkałem uchylić nawet drzwi od kibla i zajrzeć do środka.

 

Que paso, muchacho? – spytał mnie z autentycznym zaciekawieniem; znał mnie cztery lata, więc nie dziwiły go już moje najróżniejsze odpały.

 

–  Nie widzę walizki, Moriente, nie widzę żadnej walizki – odpowiedziałem, nadal z przesadzonym zaangażowaniem krążąc po mieszkaniu.

 

Javier zarechotał.

 

– Wybacz, muchacho, ale leżąca na środku pokoju bolsa nie jest tradycyjnym hiszpańskim wystrojem el casa.

 

– A na zgrupowanie to szanowny Hiszpan z czym pojedzie, hę? – Stanąłem obok Moriente i poklepałem go po ramieniu. – Na zgrupowanie, na Mistrzostwa Europy? Jak przez najbliższe parę tygodni masz zamiar chodzić w jednym ubraniu, nie zagwarantuję ci, że ktokolwiek będzie chętnie przebywał w twoim pobliżu.

 

He olvidado! Kiedy wyjeżdżamy?

 

– Oj, amigo, amigo – zaśmiałem się. – Zrób coś z tą sklerozą, jednak powinna boleć. Za dwa dni jedziemy na Mazury, gdzie przez kolejne dwa tygodnie będziemy przygotowywać się do Euro, potem wrócimy na jeden dzień do Warszawy, gdzie ogłoszę kadrę na turniej, a na początku czerwca lecimy do Danii. Karty do aparatów wyczyściłeś? Obiektywy posprawdzałeś? Baterie ładujesz?

 

No, o tym też he olvidado...

 

– No to do dzieła. Daj mi część kart, sformatuję je u siebie, będzie szybciej. I pakuj się, Moriente, bo pojutrze o siódmej widzę cię gotowego do drogi.

Odnośnik do komentarza

Lata mijały, a klimat na Mazurach pozostawał niezmienny. Kraina Tysiąca Jezior nadal uchodziła za idealne miejsce do wyciszenia i ucieczki od zgiełku dużych miast. W przeciągu ostatnich czterech lat w tutejszych miejscowościach powstało kilka nowiutkich ośrodków wczasowych, może nie przesadnie dużych, ale wystarczających, by jeden z nich zaadoptować na bazę Biało-czerwonych na czas dwutygodniowych przygotowań do Mistrzostw Europy. Piękne lasy, malownicze jeziora, zaciszne domki wczasowe – czego chcieć więcej?

 

O siódmej wyjechaliśmy z Moriente z Essen na lotnisko, skąd odlecieliśmy do Warszawy, a tam, tak samo jak dwa lata temu, czekał już na nas samochód podstawiony przez PZPN, którym udaliśmy się w dalszą podróż. Na miejscu, w którym do czerwca w pocie czoła będziemy się szykowali do Euro 2024 na boiskach Danii, byliśmy około godziny 17, sporo czasu tracąc za Warszawą na niekończących się robotach drogowych na trasie. Przed bramą ośrodka wczasowego stali Andrzej Niedzielan i główny fizjoterapeuta Janusz Kołodziejczak, gawędząc w najlepsze. Gdy zobaczyli mnie za szybą samochodu, ucieszyli się, ruszając w naszą stronę.

 

– Się macie, kompania? – zawołałem, gdy tylko otworzyłem drzwi.

 

– Czołem, szeryfie! – odpowiedział Niedzielan i przybił ze mną piątkę. Za nim podążał Kołodziejczak, który uczynił to samo. – Znowu razem, co?

 

– Żebyś wiedział, Endrju, żebyś wiedział.

 

Zacząłem wywlekać swoje torby z bagażnika, podczas gdy z drugiej strony dobiegał mnie odgłos przybijanych piątek i rozbrajające, niemożliwe do podrobienia charakterystyczne "hola, muchachos" wypowiedziane głosem Moriente.

 

– Janek? – zwróciłem się do Kołodziejczaka, gdy wziąłem w lewą rękę walizkę, a na prawe ramię zarzuciłem torbę podróżną. – Są wszyscy?

 

Kołodziejczak uśmiechnął się z satysfakcją.

 

– Wszyscy, co do jednego, szeryfie – odpowiedział dumnie. – Żadnych urazów, żadnych kontuzji, cholera, nawet żadnego kataru, ani kaszlu.

 

– Doskonale, za dwie godziny zwołamy wszystkich na kolację, a od jutra zaczynamy działać. Niech no ja się przywitam z chłopakami.

 

Misja Euro 2024 rozpoczęta, biało-czerwona rodzina znowu w komplecie i pełnej mobilizacji, tak jak dwa lata temu w Portugalii, cztery w Grecji, sześć w Stanach Zjednoczonych, osiem w Serbii, dziesięć we Włoszech i dwanaście w Walii i Szkocji. Z czego najstarsi z obecnych kadrowiczów najdalej pamiętali finały Mistrzostw Świata w 2014 roku, odkąd zaczęła się piękna era reprezentacji Polski, która trwa do dziś.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Ośrodek wczasowy składał się z dziesięciu domków, w których łącznie mogło być zakwaterowanych trzydzieści sześć osób, a więc dokładnie tyle, ile aktualnie liczyła cała nasza reprezentacja przed selekcją na turniej, czyli dwudziestu pięciu piłkarzy plus sztab szkoleniowy. Sześć domków było czteroosobowych, pozostałe cztery trzyosobowe. Na miejsce dojechaliśmy z Moriente jako ostatni ze wszystkich, więc ulokować mieliśmy się w domku nr. 4 wraz z Maćkiem Skorżą, który w momencie naszego przyjazdu akurat chodził gdzieś po lesie z Darkiem Frankiewiczem i Brano Arsenoviciem. Wszedłem przez bramę ośrodka, nieopodal której stał skromny budyneczek recepcji i ochrony. Na tarasie czekał kierownik ośrodka.

 

– Dzień dobry, panie Ralf – powitał mnie nieśmiało.

 

– Witam serdecznie – odpowiedziałem, po czym podszedłem i jak normalny człowiek z krwi i kości dziarsko uścisnąłem mu dłoń.

 

Kołodziejczak z Niedzielanem zaprowadzili nas do domku nr. 4, gdzie zostawiliśmy torby na środku pokoju. Następnie poszedłem do budynku, w którym mieściła się jadalnia i świetlica. Jak się okazało, moi podopieczni dokładnie wiedzieli, kiedy mam przyjechać. Wszedłem do środka, skręciłem w lewe drzwi, za którymi znajdowała się przestronna sala, a tam tłum dobrze znanych mi twarzy w dresach z orłem na piersi huknął równym chórem:

 

WITAMY SZERYFA!!!

 

Kolejny rok nic się u nas nie zmieniało. Znaliśmy się jak łyse konie, każdy wiedział, czego się po sobie spodziewać, nie było żadnego "pan", było tylko i wyłącznie "ty", "tobie", "tobą", "ciebie". Ja byłem niemal zawsze szeryfem, rzadziej szefem (zwykle mówili tak do mnie młodzi, debiutujący reprezentanci, którzy po prostu nie byli jeszcze dostatecznie przełamani, by bez skrępowania mówić mi na "ty"), a jeżeli już, to czasami bywałem humorystycznie nazywany wujkiem. W końcu to już nie te czasy, gdy piłkarzy i mnie dzieliło ledwie kilka marnych lat różnicy wieku; teraz od większości byłem starszy o przeszło dwadzieścia lat. Ale to nic, dla wszystkich jestem mentorem i najbliższym przyjacielem w trakcie zgrupowań, a szczególnie turniejów.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Gdy zaczął zapadać zmrok tego samego dnia, wszyscy wiedzieli już, że Mr. Ralf jest na miejscu, ponieważ z domku nr. 4 jak zwykle na cały regulator ryczało AC/DC, tak że nawet wiewiórki siedzące na sośnie rosnącej w najdalszym rogu ośrodka mogły doskonale słuchać tego, czego przez czterdzieści lat kariery dokonał Malcolm Young z bratem i resztą załogi.

 

Maciek Skorża, Darek Frankiewicz i Brano Arsenović zdążyli wrócić z leśnych wędrówek akurat w czasie, gdy z kilkoma miłośnikami gier karcianych, przede wszystkim Zoranem Haliloviciem, Andrzejem Brzezińskim, Maćkiem Brodeckim i Markiem Wróblem szykowaliśmy się do zwyczajowej partii (a raczej kilku do późnego wieczora) w remika. Dwa złączone stoły na środku świetlicy, wszyscy grający ze mną na czele usadowieni dokoła, a za nami reszta kadry w roli obserwatorów. Jako pierwszy partyjkę wygrał Darek Frankiewicz, który co prawda wyłożył się jako jeden z ostatnich, ale w pewnym momencie zaczął mieć obrzydliwe szczęście do "wyciągania" dżoków i pasujących kolorów, dzięki czemu w trymiga pozbył się wszystkich kart. Całe szczęście, że nigdy nie graliśmy na pieniądze, bo na zgrupowaniach regularnie goliłby nas z gotówki.

 

Kiedy na początku czwartej partii nastała moja kolej rozdawania kart, spojrzałem na siedzącego po mojej lewej Halilovicia.

 

– Jak biodro, Zoran? – spytałem pukając talią o nadgarstek, by ją wyrównać. – Wszystko już w porządku? Wylizałeś się?

 

– Doskonale, szerifie – opowiedział. – Dwie tygodnia temu wróciłym do pełny treningu, trochę jescze kondycja nie ta, ale z każdy dzień jest bardziej dobrze – poinformował mnie z charakterystyczną dla siebie, nie do końca czystą polszczyzną.

 

Wiosną Halilović doznał urazu biodra, który mógł postawić pod znakiem zapytania jego występ na Mistrzostwach Europy, ale szczęśliwie Zoran dzięki prawidłowemu leczeniu i rehabilitacji błyskawiczne wracał do sprawności, a teraz na zgrupowaniu pozostała nam tylko praca nad jego kondycją.

 

Do godziny 23 trwała zacięta gra o zwycięstwo w remika. Darek Frankiewicz w końcu został zdetronizowany, a niespodziewanym zwycięzcą okazał się Tomek Konieczny, który dwa lata temu w Portugalii zaliczył swój pierwszy turniej w kadrze, a do tej pory szczęścia w kartach raczej nie miał. Drugi grę zakończył jak zwykle Maciek Skorża (czasem żartobliwie nazywaliśmy go Adasiem Miauczyńskim – zawsze był drugi), zaś po zsumowaniu punktów okazało się, że trzeci jestem ja. W sumie ten sam wynik, jaki osiągnęliśmy na ostatnim mundialu. Pierwszy dzień za nami, morale podniesione, od jutra ciężka praca.

Odnośnik do komentarza

Już od dawna żaden finałowy etap przygotowań do wielkiego turnieju nie przebiegał tak bezproblemowo, jak teraz. Wystarczyły ledwie trzy dni, by drużyna przestawiła się w całości na tryb "Mistrzostwa Europy", a spokojny klimat Mazur, wspaniała słoneczna pogoda, popołudniowe wypady nad jezioro i skoki na główkę z pomostu, przy którym cumowały jachty, a także widok pszczół oblatujących sąsiednie łąki pozwoliły zapomnieć o wszelkich trudach minionego sezonu. Jedno z najbardziej trafionych miejsc na zgrupowanie za mojej kadencji.

 

Śniadania o siódmej trzydzieści, potem godzina czasu dla siebie i o wpół do dziewiątej wyjazd na boisko treningowe. Tam jak zwykle mogli obserwować nas kibice nauczeni nie przeszkadzać, w zamian za co po treningach mieli szansę na autografy i zdjęcia z piłkarzami, którzy już niebawem będą reprezentować Polskę na Euro 2024. Sam nawet pokusiłem się po kilku zajęciach podejść i podpisać markerem parę piłek, które zapewne później miały zająć zaszczytne miejsca na półkach w pokojach dzieciaków marzących o tym, by kiedyś zagrać w koszulce z orłem na piersi.

 

Z biegiem treningów utwierdzałem się w przekonaniu, że ostateczną kadrę na turniej będę musiał powoływać na podstawie występów poszczególnych zawodników w klubach. Jedynymi zajęciami Janusza Kołodziejczaka i jego prawej ręki z pionu medycznego, oprócz prowadzenia odnowy biologicznej, była pomoc przy treningach oraz wypoczywanie na tarasie domku nr. 6, w którym byli zakwaterowani z Jankiem Kollerem i Andrzejem Niedzielanem. A co wieczorami po pracy? Czasem karty na wolnym powietrzu, a czasem po prostu siedzenie w grupie z widokiem na nocne niebo nad lasem, szklanka zimnej nestea na stole, lekka woń kadzidełka przeciw komarom, opowiadanie kawałów i rozmowy o wszystkim i o niczym. Ani się obejrzeliśmy, a już kończył się maj, a zamiast klekotu znajomych boćków, co przycupnęły na przyjaznej mazurskiej chacie słyszeliśmy pstrykanie reporterskich fleszy coraz liczniej odwiedzających nas dziennikarzy. Zbliżał się czas ogłoszenia, w jakim składzie reprezentacja Polski już za kilka dni stawi się w Kopenhadze.

Odnośnik do komentarza

31 maja etap przygotowań do Mistrzostw Europy 2024 oficjalnie dobiegł końca. Po ostatnim popołudniowym treningu w ostatni piątek maja wszyscy dostali wolną rękę i rozeszli się po okolicy. Ja z Moriente wybraliśmy się wypożyczoną łodzią na porośniętą rosłymi dębami wysepkę na środku jeziora, gdzie na polance pośród drzew znaleźliśmy jakieś wykute w kamieniu prowizoryczne pomniki. Nie udało nam się ustalić, co miały upamiętniać, bo naruszone erozją litery były już całkowicie nieczytelne, za to udało się opróżnić po dwie butelki okocimskiego porteru z bijącymi zeń nutami śliwek, paloności i gorzkiej czekolady. Przed ostatnim łykiem uniosłem flaszkę.

 

– Za Euro – rzekłem, po czym dopiłem porter i poklepałem kamienny pomniczek na środku wyspy. Potem ruszyliśmy w drogę powrotną do łodzi.

 

Zaczynał się ostatni weekend w mazurskim ośrodku wczasowym, po którym czekał nas lot do Kopenhagi. Ja zaś w sobotę 1 czerwca wybrałem się do Warszawy, by na żywo na antenie TVN24 ogłosić 23-osobową kadrę na Mistrzostwa Europy.

 

 

Maj 2024

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 1-1-1, 4:5

2.Bundesliga: 3. miejsce, awans
DFB-Pokal: –

Finanse: -3,67 mln euro (-346 tys. euro)

Gole: Gonzalo (21)

Asysty: Marco (13)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, vs. Hiszpania, Irlandia, Łotwa, Malta i San Marino

Euro 2024: Grupa D, vs. Szwecja, Szwajcaria, Francja

Ranking FIFA: 3. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester City [M]

Austria: Rapid Wiedeń [M]

Francja: Olympique Lyon [M]

Hiszpania: Betis Sewilla [M]

Niemcy: Werder Brema [M]

Polska: Polonia Warszawa [M]

Rosja: CSKA Moskwa [+1 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [M]

Włochy: Lazio Rzym [M]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1361], 2. Włochy [1258], 3. Polska [1236]

Odnośnik do komentarza

Pierwszego czerwca, na tydzień przed pierwszym gwizdkiem meczu ze Szwecją, karty zostały odkryte. Ze wszystkich obowiązków selekcjonera od zawsze najbardziej nie lubiłem momentów powołań na turnieje, bo zawsze oznaczało to konieczność wytłumaczenia dwóm-trzem zawodnikom, że muszą zostać w domu. A już najbardziej, gdy zwyczajnie nie miałem z kogo zrezygnować i stawałem przed koniecznością przeproszenia i podziękowania zawodnikom, którzy w każdej innej sytuacji mieliby pewne miejsce w kadrze.

 

Najmniej rozterek miałem w przypadku Michała Iwana, gdyż szybko uznałem, że ze wszystkich najmniej zasłużył na miejsce w drużynie. Odkąd dołączyłem go do Biało-czerwonych rozegrał tylko dwa bardzo dobre mecze, oba przeciwko Litwie i San Marino, podczas gdy w pojedynkach z poważniejszymi rywalami ani razu nie wzbił się ponad przeciętność. Będą z niego ludzie na lewej flance, ale jeszcze nie teraz.

 

Mój drugi rezultat selekcji negatywnej był dla mnie bardzo ciężką decyzją, przez którą całą noc z piątku na sobotę spędziłem przewracając się z boku na bok w łóżku w domku nr. 4, i oka praktycznie nie zmrużyłem. Na zgrupowaniu na Mazurach miałem bardzo dużo środkowych obrońców, a problem polegał na tym, że na Mistrzostwach Europy wolałem mieć defensorów doświadczonych w trudnych bojach, bo w czarnej godzinie będą doskonale wiedzieli, co robić. Oznaczało to, że musiałem podziękować Tomkowi Koniecznemu, chłopakowi, którego bardzo polubiłem, ale grał w tym sezonie "tylko" w Championship, gdzie jego Gillingham skończyło sezon w środku tabeli. Mógłby sobie nie poradzić w razie konieczności zastąpienia kogoś na tak trudnym turnieju, jak Euro. Wolałem ogrywać go i zwiększać jego rolę w trakcie eliminacji, gdzie ewentualnie błędy dużo łatwiej nadrobić, niż na mistrzostwach.

 

Wieczorem 1 czerwca wszyscy znali już dwudziestu trzech niezłomnych piłkarzy, którzy będą wojować z orłem na piersi na boiskach Danii.

Cytat

Bramkarze:
– Michał Górka (32 l., BR, Lincoln, 80/0);
– Michał Piotrowski (28 l., BR, Crystal Palace, 11/0);

– Marek Wróbel (32 l., BR, Legia Warszawa, 7/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (27 l., O PŚ, AJ Auxerre, 39/1);
– Marcin Kiszka (27 l., O P, Liverpool, 17/1);
– Mateusz Machnikowski (27 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 77/11);
– Tomasz Woźniak (32 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 104/14);
– Artur Kowalczyk (33 l., O Ś, Liverpool, 93/16);
– Marcin Kowalik (26 l., O Ś, Betis Sewilla, 30/1);
– Marcin Piotrowski (33 l., O Ś, Bayern Monachium, 125/2);
– Krzysztof Wróblewski (29 l., O/P P, Le Havre, 50/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (24 l., DBP/OP P, Austria Wiedeń (wyp.), 34/1);
– Maciej Kwiatkowski (32 l., DP, 1.FC Kaiserslautern, 94/16);
– Rafał Piątek (28 l., DP, Southampton, 50/10);

– Michał Koźmiński (21 l., DP, P PŚ, Sunderland, 4/2);

– Paweł Morawski (25 l., P Ś, Wolves, 6/1);
– Grzegorz Owczarek (32 l., P Ś, Osasuna, 49/18);
– Maciej Brodecki (29 l., OP PŚ, Leeds United, 96/8);

– Piotr Szymański (32 l., OP Ś, Real Madryt, 110/38).

 

Napastnicy:
– Tomasz Adamczyk (29 l., N, AC Milan, 100/98);
– Zoran Halilović (27 l., N, VfL Osnabrück, 50/36);
– Marcin Pawlak (27 l., N, Sevilla, 63/27);

– Łukasz Socha (26, N, Sheffield Wednesday, 27/14).

 

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

– Jeżeli zadam panu pytanie o to, jaki wynik spodziewa się pan przywieźć do kraju z turnieju, pewnie jak zawsze nic pan nie zadeklaruje? – spytał mnie w żartach reporter Canal+, gdy na Okęciu szykowaliśmy się do odlotu do Danii i udzielałem ostatnich wywiadów.

 

W odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko i pokręciłem przecząco głową.

 

Był to poniedziałek, trzeci czerwca. Ośrodek wczasowy na Mazurach mógł z dumą reklamować się, że gościł reprezentację Polski przed Euro 2024, a my o czternastej, po nieco ponad godzinie lotu, wylądowaliśmy w Kopenhadze. Tam przywitali nas nie tylko polscy kibice, którzy zarówno mieszkali w Dani, jak i przyjechali z kraju, by nas wspierać, ale też sporo zaciekawionych Duńczyków pozdrawiało nas i przekazywało wyrazy sympatii. Atmosfera Mistrzostw Europy zaczynała pochłaniać Stary Kontynent w całości, teraz już nikt nie miał wątpliwości, że lada dzień zaczyna się piłkarska gorączka.

 

Nasza siedziba na czas mistrzostw umiejscowiona była na peryferiach Aalborgu; na tyle daleko od centrum, byśmy mogli cieszyć się spokojem, ale jednocześnie na tyle blisko przybytków takich jak sklepy i miejsca rozrywki, by pod ręką było wszystko, czego potrzeba. Ośrodek treningowy, z którego można było korzystać bez żadnych ograniczeń, usytuowany był zaledwie kilka minut jazdy autokarem, tak że do wszystkich najważniejszych dla nas miejsc mieliśmy przysłowiowy rzut pustą puszką po piwie.

 

Od wtorkowego poranka rozpoczęliśmy treningi do inauguracyjnego meczu ze Szwecją, najpierw lekkie, by nie ryzykować niepotrzebnych urazów, potem intensywniejsze, by się nie rozleniwić, aż w końcu na dwa dni przed meczem planowałem ponownie poluzować moim podopiecznym śrubę, byśmy w niedzielę na murawę Stadion Atletion mogli wybiec świeży i wypoczęci.

Odnośnik do komentarza

Mistrzostwa Europy zainaugurował mecz otwarcia w Brøndby, w którym skazywana na pożarcie nie tylko w tym spotkaniu, ale i w całej grupie B Łotwa co prawda przegrała z Hiszpanią, ale po zaciekłej walce tylko 0:1 po golu Murillo z 67. minuty. W niedzielę okazało się, że gole są jak na razie towarem deficytowym, gdyż w pierwszym szlagierowym meczu turnieju broniące tytułu Włochy uległy Anglii 0:1, a o godzinie 17 rozgrywki rozpoczęła grupa D, czyli nasza, a Francja nie zdołała pokonać Szwajcarii i osiągnęła tylko bezbramkowy remis.

 

 

W tym czasie jechaliśmy do Aarhus, gdzie czekał nas pojedynek ze Szwecją. Ostatni raz z Trzema Koronami  graliśmy jedenaście lat temu, a więc w czasach, gdy nawet nie śniło nam się, że już za rok zostaniemy mistrzami świata. Przegraliśmy wówczas 0:1, więc warto było powetować sobie to na dzisiejszej reprezentacji Szwecji. Przed tym spotkaniem podjąłem kilka być może niespodziewanych decyzji, za jakie uchodzić mogło wystawienie Rafała Piątka u boku Piotrka Szymańskiego, mimo że zwykle dość rzadko po mojego imiennika sięgałem, ponadto postanowiłem, że na prawym skrzydle zagra Maciek Brodecki, który na papierze lepiej spisywał się w klubie.

 

Oczekiwania były spore, tymczasem ten mecz stanowił jedno wielkie rozczarowanie. Przez pierwszych dwadzieścia minut na boisku rządzili Szwedzi, którzy praktycznie nie opuszczali naszej połowy, a my apatycznie siedzieliśmy w okolicach własnego pola karnego i zdecydowanie zbyt biernie przyglądaliśmy się, jak rywale rozgrywają piłkę i szukają okazji podbramkowych. Dobrze, że przynajmniej w obronie coś robiliśmy, bo choć Szwecja miała wyraźną optyczną przewagę, to jednak szesnastkę czyściliśmy nienagannie. Po półgodzinie pozornie przebudziliśmy się, ale poza zbyt łatwym do obrony strzałem Szymańskiego i dwiema żółtymi kartkami na przerwę schodziliśmy bez absolutnie żadnych pozytywów. Byliśmy jałowi niczym gaza opatrunkowa.

 

Chociaż bardzo nie podobała mi się nasza gra, a w zasadzie jej brak w pierwszej połowie, postanowiłem nie robić jeszcze chryi w szatni, co być może było błędem z mojej strony. Dałem również jeszcze dziesięć minut bezbarwnym Wróblewskiemu Brodeckiemu, co zdecydowanie było błędem drugim. Początek drugiej połowy niczym nie różnił się od pierwszej, z tym, że w 51. minucie Adamczyk nie wysilał się w walce o przejęcie piłki, czym pozwolił Widingowi rozpocząć akcję Szwecji, po której Hansson zgrał piłkę głową, a Kowalik niczym w półfinale z Rosją dwa lata temu koszmarnie zaspał z kryciem Molanda, który nieatakowany wbiegł w pole karne i bez trudu pokonał Górkę.

 

Bardzo zmartwiło mnie to, że nawet utrata bramki nie wyzwoliła w nas żadnej żądzy zemsty, tudzież zwykłej, sportowej woli walki, z której od lat słynęliśmy. Błyskawicznie wykorzystałem dwie zmiany, szczególnie Lemanowicz udowodnił, że bardziej od Brodeckiego zasługuje na miejsce w wyjściowym składzie, ale sam Tomek zbawić nas nie mógł. Jeszcze tylko w doliczonym czasie Halilović, który zmienił słabego Adamczyka, strzelił po ziemi obok słupka, a chwilę później sędzia Hudson zakończył ten żenujący mecz w naszym wykonaniu, obwieszczając sensację. Po raz pierwszy od 2012 przegraliśmy mecz otwarcia, a ja zupełnie nie poznawałem moich zawodników. Czułem, że to może być dla nas bardzo krótkie Euro i być może koniec pewnej ery.

Cytat

09.06.2024, Atletion, Aarhus, widzów: 20 203; TV

ME Gr.D (1/3) Polska [3.] – Szwecja [13.] 0:1 (0:0)

 

51' M. Moland 0:1

 

Polska: M.Górka 7 – K.Wróblewski 6 (78' A.Brzeziński 6), M.Kowalik 6, M.Piotrowski 7, T.Woźniak 7 – M.Brodecki 6 (52' T.Lemanowicz 6), R.Piątek 7, P.Szymański ŻK 7, M.Machnikowski ŻK 7 – T.Adamczyk 6 (52' Z.Halilović 6), M.Pawlak 7

 

GM: Piotr Szymański (OP Ś, Polska) - 7

 

Bezbramkowy remis Francji ze Szwajcarią teoretycznie sprawiał, że nasze przejście obok meczu ze Szwecją nie komplikowało aż tak znacząco sytuacji, ale zauważałem jednocześnie, że Szwajcarzy byli dla Francuzów godnym rywalem, co przy naszej słabiutkiej dyspozycji tego wieczoru było bardzo złowieszcze. Nasze szanse na wyjście z grupy stały się bardzo ograniczone.

 

Grupa D:

1. Szwecja – 3 pkt – 1:0

2. Francja – 1 pkt – 0:0

3. Szwajcaria – 1 pkt – 0:0

4. Polska – 0 pkt – 0:1

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...