Skocz do zawartości

Futbol - jak daleko nogi poniosą...


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Listopad 2006

 

Bilans: 4-0-1. 8:5

Conference South: 1. [+9 pkt nad Dorchester]

FA Cup: 1R, 0:3 z Millwall

FA Trophy: 3Rkw, 3:0 z Histon

Finanse: -661 euro (+12,83 tys. euro)

Gole: Maheta Molango (17)

Asysty: Neil Wainwright (8)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Liverpool [+5 pkt]

Francja: Monaco [+0 pkt]

Hiszpania: Recreativo [+2 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+3 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+9 pkt – Mistrzowie Rosji]

Szwajcaria: BSC Young Boys [+1 pkt]

Włochy: AS Roma [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków - Grupa C: 0:2 z Realem Madryt

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

- el. ME 2008: piąta grupa, 2:2 z Irlandią Północną

- el. ME 2008: piąta grupa, 1:0 z Luksemburgiem

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [979], 2. Holandia [936], 3. Szwecja [915], ..., 10. Polska [797]

Odnośnik do komentarza

Końcówkę listopada i początek grudnia wypełniły mi negocjacje kontraktowe, jako że prawie cały nasz skład podpisał na początku sezonu tylko roczne umowy. Nowe podpisali wszyscy zawodnicy, z wyjątkiem Michaela Noakesa, który uparcie odmawiał zaakceptowania kolejnych propozycji, mimo że były dość atrakcyjne jak na realia szóstej ligi, a on sam jak najbardziej chciał przedłużyć swoją przygodę z Margate. Moja cierpliwość ma swoje granice, więc uznałem, że gdy Michael nie podpisze najnowszej wersji, ucinam negocjacje. W międzyczasie otrzymałem wynik losowania pierwszej rundy FA Trophy, w której zmierzymy się na Hartsdown Park z nieligowym Hampton & Richmond.

 

Odskocznią od kontraktowego zamieszania był mecz czternastej kolejki Conference South, w którym podejmowaliśmy Bishop's Stortford. Drugi kolejny mecz w naszej bramce wystąpił Stewart Searle, który zasłużył na to, by dać mu się sprawdzić w większej ilości spotkań z rzędu, niż raz na kilka tygodni.

 

 

Od pierwszego gwizdka było widać, kto ma większe szanse na zgarnięcie trzech punktów. Już w szóstej minucie dalekie podanie pod pole karne posłał z prawej flanki Allman, tam piłkę opanował rzecz jasna Molango, który mimo znalezienia się w kleszczach aż trzech obrońców i bramkarza przed sobą, zdołał oddać celny i skuteczny strzał, ustawiając mecz pod nasze dyktando. Praktycznie całą pierwszą połowę spędziliśmy na połowie Biskupów, a ci wyprowadzili zaledwie jedną akcję, zakończoną uderzeniem Morisona. Niecelnym.

 

Przez pół godziny drugiej odsłony gra wyglądała podobnie, co końcówka pierwszej. Wszystko do czasu, aż w 76. minucie Cochlin przejął piłkę na połowie gości, niemal od razu zagrał w uliczkę do wracającego do formy Brayleya, który ze stoickim spokojem przełożył sobie futbolówkę na lewą nogę i pewnym strzałem obok bramkarza rozstrzygnął losy spotkania. Rywale starali się jeszcze o kontaktowe trafienie, nawet blisko zrealizowania tej mrzonki był Midson, ale ten sam zawodnik pięć minut przed końcem przekreślił wszelkie szanse zespołu na wywiezienie choćby punktu, łapiąc drugą żółtą kartkę. To oznaczało, że punkty zostały w Margate, a to z kolei, że w tej chwili rozmiary naszej przewagi nad Dorchester osiągnęły już dziesięć "oczek", i to pomimo rozegrania jednego spotkania mniej.

 

02.12.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1489
CS (14/42) Margate [1.] - Bishop's Stortford [10.] 2:0 (1:0)

 

6' M. Molango 1:0
76' B. Brayley 2:0

85' J. Midson (BS) czrw.k.

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 7, G.Richards 7, L.Graham 7, J.Atkinson 7 – N.Wainwright 7 (73' S.Hadland 7), A.Pulis 7 (78' P.Gardley 6), P.Cochlin 7, I.Hutchinson 7 – M.Molango 7, P.Walsh 7 (67' B.Brayley 7)

 

GM: Anthony Allman (O/DBP/P P, Margate) - 7

Odnośnik do komentarza

Krakowska Wisła na zakończenie swojej przygody w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów uległa u siebie 0:2 z CSKA Moskwa. Wiślacy zajęli w grupie ostatnie miejsce, notując jeden remis i pięć porażek. Natomiast u nas Noakes chyba wyczuł, że to dla niego ostatnia możliwość przedłużenia kontraktu, bo niedługo przed wyjazdowym meczem z Maidenhead nie robił już problemów i złożył podpis na nowej umowie. Załapał się też na ławkę rezerwowych na to spotkanie, gdyż ostatnio grywał stosunkowo rzadko.

 

 

Gospodarze zajmowali w tabeli solidne ósme miejsce, ale tego wieczoru przecenili swoje możliwości – wyszli na nas bardzo ofensywnym ustawieniem, ewidentnie mając zamiar rzucić się nam do gardeł od razu po pierwszym gwizdku sędziego. A jaki był efekt? Wraz z upływającymi minutami coraz bardziej współczułem menedżerowi rywala.

 

Piłkarze obu stron nie zdążyli uronić jeszcze ani kropelki potu, a już cieszyliśmy się z otwarcia wyniku – po wyrzucie Allmana z autu Wainwright ruszył z piłką w pełnym biegu prawym skrzydłem, kiwnął dwóch rywali i zacentrował w szesnastkę. Tam niekryty Molango mógł spokojnie zastanowić się, na który słupek główkować, ostatecznie wybierając dalszy z nich i dał nam prowadzenie. Parę chwil później Elverson faulował tuż przed szesnastką, rzut wolny egzekwował Hutchinson, a piłka obiła się rykoszetem o jednego z obrońców, myląc bramkarza, który tylko odprowadził ją wzrokiem do bramki. Kontynuowaliśmy swoje i po dwudziestu minutach gry obrońca Maidenhead, Skinner, przeżył czeski film – bramkarz Amos sparował strzał po rzucie rożnym, a pechowo ustawiony defensor stanął na drodze futbolówki, przypadkowo kierując ją do własnej bramki. Jeszcze przed przerwą czwarty cios zadał Walsh, który wykorzystał doskonałe podanie po rajdzie Pulisa.

 

Na drugą połowę gospodarze wyszli z nastawieniem, by nie stracić więcej bramek. Zrobili przy tym spory postęp, bo stracili tylko jedną, zamiast czterech. Niedługo po wznowieniu gry wywalczyliśmy rzut rożny, piłka po wybiciu znalazła się przed polem karnym, gdzie w końcu wygarnął ją nasz motor napędowy Pulis i mógł po chwili pewnym strzałem zdobyć swojego gola, będącego ukoronowaniem jego świetnego występu. Po tym spotkaniu, przyglądając się tabeli ligowej wraz ze statystykami nie mogłem się nadziwić, że w ciągu piętnastu dotychczasowych kolejek straciliśmy zaledwie trzy bramki.

 

06.12.2006, York Road, Maidenhead, widzów: 1170
CS (15/42) Maidenhead [8.] - Margate [1.] 0:5 (0:4)

2' M. Molango 0:1

6' I. Hutchinson 0:2

22' J. Skinner 0:3 sam.

30' P. Walsh 0:4

51' A. Pulis 0:5

67' M. Graham (Maid) ktz.

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 8, G.Richards 9, L.Graham 8, J.Atkinson 8 – N.Wainwright 9, A.Pulis 10, P.Cochlin 8 (71' P.Gradley 6), I.Hutchinson 8 (81' M.Noakes 6) – M.Molango 8, P.Walsh 8 (60' B.Brayley 6)

 

GM: Anthony Pulis (P Ś, Margate) - 10

Odnośnik do komentarza

Przed wyjazdowym spotkaniem z czwartym w tabeli Canvey Island w prasowych działach traktujących o szóstej lidze można było przeczytać, że ten pojedynek zapowiada się na bardzo wyrównany i może paść tutaj każdy rezultat. Co prawda wielu redaktorów, z uwagi na moją narodowość, przyrównywało tegoroczny pochód mojego zespołu do słynnej husarii, ale ja twardo stąpam po ziemi i doskonale wiedziałem, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Niestety, jak najbardziej wierzyli w to zawodnicy i w trakcie meczu tak zdarłem gardło, że po powrocie do domu jedyne, na co było mnie stać, to szept.

 

 

Początek spotkania wyglądał obiecująco, gdy moi zawodnicy praktycznie nie opuszczali połowy gospodarzy, ale już po kilku pierwszych minutach Canvey Island rzuciło się na nas, niczym Mariusz Pudzianowski na Marcina Najmana. I tak chwilę przed wybiciem pierwszego kwadransa Price ośmieszył Waiwrighta wraz z Allmanem, pomimo ich asysty dośrodkowując w pole karne. Tam wybiliśmy piłkę, ale trafiła prosto pod nogi Hughesa, który następnie zagrał przed szesnastkę do Couttsa, a ten oddał strzał z nie do końca przygotowanej pozycji, Graham nawet nie udawał, że próbuje mu przeszkodzić, a zasłonięty wówczas Searle nie miał szans na skuteczną interwencję – po raz pierwszy w lidze musieliśmy gonić wynik. Luke bez cienia wątpliwości był dwunastym zawodnikiem gospodarzy*, więc nikt nie był specjalnie zdziwiony, gdy po 25 minutach meczu zastąpiłem go McElroyem, odprowadzając posępnym spojrzeniem do szatni. Na niektórych zawodników nieoczekiwanie stracona bramka podziałała jak zimny prysznic i już po 240 sekundach było 1:1 – Hutchinson zagrał w uliczkę do Walsha, ten wyszedł wraz z Molango we dwóch na samego McKinneya, po czym dograł Kongijczykowi piłkę, co skończyło się wyrównującym golem.

 

Później wszakże moi podopieczni kontynuowali parodiowanie samych siebie i tylko świetnym interwencjom Searle do szatni schodzili z wynikiem 1:1, zamiast 1:4. Miałem wrażenie, że są dzisiaj dziećmi we mgle, więc zaserwowałem im wyszamotanie za bary w postaci solidnego ochrzanu. Zostawiłem jeszcze w szatni Wainwrighta, który był tego dnia równie beznadziejny, co Graham, i swoją postawą bardziej nam szkodził, niż pomagał.

 

Druga połowa była już bardziej wyrównana. Do tego w 55. minucie Atkinson obsłużył Hutchinsona długim prostopadłym podaniem, ten następnie uciekł Cheneryemu, kiwnął Dolana i strzałem pod ręką skracającego kąt McKinneya dał nam prowadzenie. Canvey Island do samego końca rozpaczliwie próbowało wrócić do gry, ale wstrząśnięci przeze mnie w czasie przerwy piłkarze nie pozwolili im już na nic więcej. Zgarnęliśmy komplet punktów, ale tym razem musieliśmy na to ciężko zapracować. W czasie powrotu do Margate w naszym autokarze jedynie Graham i Wainwright nie mieli wesołych min – w nagrodę za "wspaniałą" grę zapowiedziałem im bonusowe pięć kółek wokół boiska na najbliższym treningu, i osobiście tego dopilnuję.

 

09.12.2006, Park Lane, Canvey Island, widzów: 797
CS (16/42) Canvey Island [4.] - Margate [1.] 1:2 (1:1)

13' J. Coutts 1:0

17' M. Molango 1:1

55' I. Hutchinson 1:2

Margate: S.Searle 7 – A.Allman ŻK 6, G.Richards 7, L.Graham 5 (25' D.McElroy 7), J.Atkinson 7 – N.Wainwright 5 (46' P.Gradley 7), A.Pulis 6, P.Cochlin 7, I.Hutchinson 8 – M.Molango 7 (78' B.Brayley 6), P.Walsh 7

 

GM: Ian Hutchinson (P LŚ, Margate) - 8

__________

* - w momencie zdjęcia go z boiska miał ocenę meczową [4]

Odnośnik do komentarza

Przerwą w ligowej kampanii był mecz pierwszej rundy FA Trophy, a przyjechał do nas niżej notowany rywal, Hampton & Richmond. Nie mogłem skorzystać ze Scotta Hadlanda, który leczył w domu przeziębienie, zużywając chusteczki szybciej, niż John Rambo naboje. W składzie nie znaleźli się też Luke Graham i Neil Wainwright, z oczywistych powodów.

 

 

Goście długo się bronili, choć pomagaliśmy im w tym niecelnymi strzałami, oni sami natomiast takowy oddali tylko jeden przez 90 minut. Prowadzenie objęliśmy dopiero tuż przed przerwą, gdy piłkę na połowie H&R odzyskał Hutchinson, podał prostopadle do Walsha, który z kolei efektownie zagrał piętką do Molango, który bez trudu otworzył wynik spotkania. Druga połowa wyglądała bardzo podobnie, a w 66. minucie obrońca gości Inns rzucił się w pojedynek biegowy z Mahetą do piłki zagranej za plecy defensywy przez Atkinsona, wyprzedził Kongijczyka, po czym odegrał do bramkarza. Whincup pierwotnie chciał wykopać piłkę daleko w pole, tyle tylko, że zwyczajnie w nią nie trafił i kuriozalna bramka stała się faktem.

 

Niestety nie mogło obyć się bez strat. Chwilę po swojaku, w starciu z rywalem upadł nasz strzelec wyborowy Molango, a fizjoterapeuta zasygnalizował zmianę. Nie widziałem dokładnie, co się stało Mahetcie, ale po meczu dowiedziałem się, że to tylko rozcięta ręka i Kongijczyk będzie gotowy do gry za około tydzień.

 

Każdy, kto przyszedł tego dnia na stadion, był świadkiem niecodziennego zdarzenia. W doliczonym czasie na trzydziestym metrze faulowany był Cochlin, do piłki podszedł... nasz bramkarz Searle i strzałem, którego nie powstydziłby się sam Andrea Pirlo, pokonał swojego odpowiednika w bramce gości! Stosunkowo nieliczni kibice zgotowali mu owacje na stojąco, a my pewnie awansowaliśmy dalej, inkasując 5750 euro.

 

16.12.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 257
FAT 1R Margate [CS] - Hampton & Richmond [NL] 3:0 (1:0)

41' M. Molango 1:0

66' A. Inns 2:0 sam.

70' M. Molango (M) ktz.

90+1' S. Searle 3:0

Margate: S.Searle 9 – G.Oates 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, J.Atkinson 7 – M.Martin 7, A.Pulis 6 (62' P.Gradley 7), P.Cochlin 8, I.Hutchinson 7 (78' M.Noakes 6) – M.Molango KTZ 7 (70' D.Spencer 6), P.Walsh 8

 

GM: Stuart Searle (BR, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

Na kolejne pucharowe spotkanie przyszło poczekać do połowy stycznia, kiedy to zmierzymy się w pierwszej rundzie FA Trophy z drużyną Bideford. Jak na razie fortuna nam sprzyja.

 

 

Tymczasem w ostatnią środę przed świętami podejmowaliśmy na własnym terenie osiemnasty zespół ligi, Hayes. Piłka nożna często ma to do siebie, że im słabszy rywal, tym trudniej go ograć, tak więc i w tym przypadku nie było inaczej. Po pierwszej połowie niektórych musiały boleć karki od ciągłego podnoszenia głowy za piłkami szybującymi w przestrzeń kosmiczną. W roli wyrzutni startowej występował niemal wyłącznie Bertie Brayley, który coraz więcej tracił w moich oczach, i już w przerwie zastąpiłem go Spencerem.

 

Ta zmiana była o tyle istotna, że Damian w 64. minucie przyjął prostopadłe podanie od Cochlina, w polu karnym zszedł z piłką na prawo, po czym strzałem po nodze obrońcy pokazał Brayleyowi nie tylko jak się strzela celnie, ale też i skutecznie. Mecz zdawał się układać po naszej myśli, a przez kilka minut po bramce Spencera mieliśmy serię rzutów wolnych, po jednym z nich Hutchinson przerzucił piłkę na prawe skrzydło do Allmana, ten dośrodkował krótko w pole karne, a tam do piłki najwyżej wyskoczył wprowadzony chwilę wcześniej Wainwright i z bliska wpakował ją do siatki. Nie mogliśmy jednak mieć spokojnej końcówki i jedenaście minut później w kretyński sposób pojedynek główkowy przegrał Richards, a Flurry bez trudu to wykorzystał, w sytuacji sam na sam oddając strzał, po którym piłka przeszła przez ręce Searle, jakby ten był zrobiony z mokrej bibuły. Im bliżej było końca, tym bardziej rozpaczliwie moi zawodnicy bronili się przed atakami Hayes, ale koniec końców udało się dowieźć cokolwiek szczęśliwe 2:1 do ostatniego gwizdka. Ten wynik pozwolił nam zwiększyć przewagę nad drugim w tabeli do zawrotnych szesnastu punktów, ale humor popsuła mi osoba Griffina, który oznajmił, że Atkinson kończył mecz z rozwalonym stawem kolanowym i na około miesiąc zostaliśmy bez nominalnego lewego obrońcy.

 

20.12.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1442
CS (17/42) Margate [1.] - Hayes [18.] 2:1 (0:0)

64' D. Spencer 1:0

71' N. Wainwright 2:0

82' J. Flurry 2:1

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, J.Atkinson 6 – M.Martin 6 (65' N.Wainwright 7), A.Pulis 7, P.Cochlin 8 (79' P.Gradley 6), I.Hutchinson 7 – B.Brayley 6 (46' D.Spencer 7), P.Walsh 7

 

GM: Paul Cochlin (DP, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Pełną wrzucę na półmetku rozgrywek (po 21. kolejce), a w tej chwili jesteśmy my, później dłuuuugo nic i dopiero batalia w strefie barażowej. Na razie mamy 16 punktów przewagi nad drugim w tabeli. Jeżeli utrzymamy obecną formę, to Conference National wita nas z otwartymi rękoma - ale nie chcę teraz zapeszać. Muszę pomyśleć, co zrobić z obsadą lewej obrony, bo Atkinson koniec grudnia i początek stycznia spędzi u fizjoterapeuty. Pewnie postaram się o jakieś wypożyczenie, czas pokaże.

Odnośnik do komentarza

W przeddzień wigilii Bożego Narodzenia czekał nas wyjazd na mecz z przedostatnim obecnie w tabeli Yeading. W Margate zostawiłem daremnego Brayleya, w jego miejsce wystawiając od pierwszej minuty Damiana Spencera, a na ławce jako rezerwowy napastnik usiadł Adolph Amoako. Na ostatnich treningach przymierzałem do obsadzenia lewej flanki obrony kilku zawodników, a największy zapał spośród nich wykazywał narzekający na brak gry w pierwszym zespole Greg Oates. Zdecydowałem ostatecznie, że dam mu szansę wykazania się w nietypowej dla siebie pozycji, zwłaszcza iż gorąco mnie zapewniał, że da z siebie wszystko, byle tylko zagrać.

 

 

Gospodarze postawili twardy opór, a do tego nie tylko się bronili, ale i groźnie atakowali. Ich zrywom brakowało jedynie najważniejszego elementu – wykończenia akcji. W efekcie Searle, choć musiał być maksymalnie skoncentrowany, nie miał tak dużo roboty. Z biegiem czasu coraz częściej wypadaliśmy pod pole karne Yeading, a także dalej. Po jednym z takich wypadów i wrzutce w pole karne Ossie Mintus przy pojedynku główkowym ze Spencerem dotknął piłki ręką, a że bezpośrednio przed tym wykonał ruch ową kończyną w kierunku futbolówki, sędzia bez wahania podyktował rzut karny. Piłkę na "wapnie" ustawił Wainwright i strzałem tuż przy lewym słupku bramki Nicholsona zdobył jedynego gola tego meczu.

 

Przez niemal całą rundę jesienną omijały nas wszelkie kontuzje i wszystko wskazywało na to, że teraz los zaczął nadrabiać wszystkie braki. Otóż niespełna dziesięć minut po objęciu prowadzenia, w walce o piłkę na murawę upadł Walsh trzymając się za twarz. Phil po tym starciu nie mógł się wyraźnie wysłowić i nie potrafił zamknąć ust, więc Griffin i bez badań mógł z całą stanowczością stwierdzić, że nasz napastnik zwichnął żuchwę i musi zobaczyć go specjalista. Tym oto sposobem na najbliższy miesiąc straciliśmy kolejnego snajpera i miałem tylko nadzieję, że Molango będzie mógł zagrać już w Boxing Day.

 

Sam mecz nie był może specjalnie wciągający, ale jak to zwykł mawiać nasz pierwszy komentator Rzeczpospolitej – "nie ważne ile, nie ważne jak".

 

23.12.2006, The Warren, Hayes (Middlesex), widzów: 258
CS (18/42) Yeading [21.] - Margate [1.] 0:1 (0:1)

23' N. Wainwright 0:1 rz.k.

31' P. Walsh (M) ktz.

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, G.Oates 6 – N.Wainwright 7 (87' S.Hadland 6), A.Pulis ŻK 7, P.Cochlin 7 (68' P.Gradley 6), I.Hutchinson 7 – D.Spencer 7, P.Walsh KTZ 6 (31' A.Amoako 6)

 

GM: Neil Wainwright (OP P, Margate) - 7

Odnośnik do komentarza

Dzień po meczu przeciwko Yeading Greg Oates z wdzięczności za otrzymaną szansę gry postanowił nie pojawić się na najbliższym treningu. Kolejnego dnia, gdy tylko stawiłem się w klubie, powiedziałem w przelocie Raine, by kazał mu do mnie przyjść, o ile tym razem jest obecny. Po kilkunastu minutach miałem go już na dywaniku i mogłem nagadać mu do słuchu.

 

– Ma trener rację, to było bardzo głupie. Obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy... – Oates był wyraźnie skruszony.

 

– O, właśnie, – wskazałem palcem – Greg, mam taką nadzieję. A teraz tylko dlatego, że sam przyznałeś, że się wygłupiłeś, nie wycofam cię ze składu na wtorek. Ale pamiętaj, że jeszcze jeden numer i będziemy już inaczej rozmawiać. Możesz wracać do zajęć.

 

 

Wobec tego w składzie na wyjazd do Weston-super-Mare zaszły tylko dwie zmiany. W miejsce kontuzjowanego Walsha do wyjściowego składu wrócił po urazie Maheta Molango, a do bramki wskoczył Brown, który sporo ostatnio odpoczywał na ławce.

 

Gospodarzy już raz w tym sezonie ograliśmy, i to nie tak dawno, a moim piłkarzom nie można było zarzucić, że w święta się obżerają – na boisku poruszali się bardzo żwawo i już po 10. minutach przyszły efekty. Oates wrzucił z lewej piłkę do Spencera, a ten zdołał zgrać głową na jedenasty metr do Pulisa, który przytomnym strzałem pokonał nieco zdezorientowanego Jonesa. Później przewaga pozostawała po naszej stronie, choć rywale często starali się odwdzięczać, ale mieliśmy problemy ze skutecznością i nasze strzały chronicznie mijały słupki bramki. W tej sytuacji na drugiego gola musieliśmy czekać blisko siedemdziesiąt minut. Wtedy to Amoako obsłużył podaniem na prawym skrzydle Wainwrighta, który przedryblował dwóch rywali i posłał odchodzącą piłkę do wybiegającego na wolne pole najlepszego na boisku Pulisa, który z powietrza wklepał piłkę do bramki, wybijając gospodarzom z głowy marzenia o urwaniu nam choćby punktu.

 

26.12.2006, Woodspring Park, Weston-super-Mare, widzów: 905
CS (19/42) Weston-super-Mare [9.] - Margate [1.] 0:2 (0:1)

10' A. Pulis 0:1

79' A. Pulis 0:2

Margate: W.Brown 7 – A.Allman 7, G.Richards 9, J.Bristow 7, G.Oates 7 – N.Wainwright 8 (80' S.Hadland 6), A.Pulis 9, P.Cochlin 7 (69' P.Gradley 7), I.Hutchinson 6 – D.Spencer 7 (58' A.Amoako 7), M.Molango 7

 

GM: Garry Richards (O Ś, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

Ostatni mecz roku 2006 graliśmy u siebie, a naprzeciw nam wyszła drużyna outsiderów z Havant. W trakcie mojego dotychczasowego pobytu w Anglii nikt jeszcze nie widział mnie tak wściekłego – od pewnego momentu wszyscy na ławce rezerwowych woleli siedzieć cicho, by nie narażać się na zyskanie miana worka treningowego, a po meczu z góry uprzedziłem, by nie wchodzić mi w drogę bez naprawdę ważnego powodu.

 

 

Rywale mieli bowiem ochotę na ambitną grę, a skoro ambicja w świecie ich pojęć oznaczała ludzkie destruction derby, nietrudno zgadnąć, co działo się na boisku. Najpierw Marshall biegł sprintem pół boiska tylko po to, by na pełnej szybkości z furią wjechać obunóż w Spencera, omal nie urywając mu nóg razem z wnętrznościami. Od początku spotkania mogłem przysiąc, że arbiter nerwowo zakrywał tatuaż z herbem Havant – sędzia Carter wzniósł jedynie żółty kartonik. To jednak było jeszcze nic, bo w 38. minucie gry Guy Lopez, śladem kolegi z drużyny, również rozpędził się i nie zważając na nic potraktował wyprostowanymi nogami Mahetę Molango. Gdy na boisku rozległ się podejrzany trzask, a wszyscy zobaczyli zawijającą się w piszczelu nogę wrzeszczącego z bólu Kongijczyka, złapałem się za głowę. Sędzia z uśmiechem porozumienia pokazał Lopezowi zaledwie żółtą kartkę, a ja nie wytrzymałem i ruszyłem rozjuszony na boisko – tylko dzięki temu, że Kevin Raine, obecny na ławce Hassan i dwóch rezerwowych mnie złapało, nie doszło do krwawej bijatyki.

 

Oczywiście jeśli nasz każdy odbiór piłki kończył się brutalnym atakiem najbliższego rywala, nie mieliśmy szans zbliżyć się do bramki. Gdyby mecz prowadził normalny i rozsądny arbiter, Havant kończyłoby co najwyżej w dziewiątkę. Tak zaś w szatni z grymasem bólu przerażająco opuchnięte kolano rozmasowywał Spencer, a kiedy Hassan, który pojechał za Molango do szpitala, zadzwonił do mnie z informacją, że Kongijczyk właśnie jest przygotowywany do operacji złamanej z przemieszczeniem nogi, przypuściłem rząd przekleństw i poszedłem do zebranych kilku reporterów. Hitem YouTube na najbliższych kilka dni została moja wypowiedź dla lokalnej telewizji internetowej, w której nie przebierając w słowach skomentowałem postawę dzisiejszych rywali.

 

30.12.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1509
CS (20/42) Margate [1.] - Havant & W [20.] 0:0

38' M. Molango (M) ktz.

Margate: W.Brown 6 – A.Allman 7, G.Richards 6, J.Bristow 6, G.Oates 6 – N.Wainwright 6, A.Pulis 6 (71' P.Gradley 7), P.Cochlin 7, M.Noakes 7 (79' I.Hutchinson 6) – D.Spencer 6, M.Molango KTZ 6 (38' A.Amoako 6)

 

GM: Matt Gray (O Ś, Havant & W) - 7

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia Griffin zdołał już zdiagnozować, że Damian Spencer doznał takiego samego urazu, jaki aktualnie leczy Joe Atkinson, a więc skręcony staw kolanowy. W ten sposób straciliśmy trzeciego napastnika i zostałem tylko z trójcą Brayley YigaAmoako. Następnie poleciłem asystentowi Raine samemu nadzorować trening i pojechałem z Hassanem do szpitala, w którym przebywa Maheta Molango. Gdy chirurg-ortopeda, który operował naszego snajpera, pokazał nam zdjęcie rentgenowskie wykonane po przywiezieniu Kongijczyka, obaj mieliśmy miny niczym po przełknięciu szklanki soku z cytryny – połamane i porozrywane było wszystko, co tylko możliwe.

 

– Mamy tu do czynienia z poważnymi złamaniami obu kości podudzia i uszkodzeniem mięśnia łydki. Trudno jednoznacznie ocenić, ale jeśli za siedem miesięcy będę mógł pozwolić pacjentowi zbliżyć się na metr do piłki, i tak będzie to bardzo szybko, jak na tego typu uraz. – tak w skrócie ujął sprawę lekarz.

 

Było więc już jasnym, że dla Molango sezon się definitywnie skończył. Powiedziałem Hassanowi, żeby wiosną przypomniał mi dzień przed meczem z Havant, że gramy rewanż z rzeźnikami, a po powrocie do klubu to samo powtórzyłem Raine.

 

------------------------

 

Grudzień 2006

 

Bilans: 7-1-0. 17:2

Conference South: 1. [+17 pkt nad Dorchester]

FA Cup: -

FA Trophy: 1R, 3:0 z Hampton & Richmond

Finanse: +7,62 tys. euro (+21,12 tys. euro)

Gole: Maheta Molango (21)

Asysty: Neil Wainwright (11)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Liverpool [+7 pkt]

Francja: PSG [+1 pkt]

Hiszpania: FC Barcelona [+3 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+6 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+5 pkt]

Rosja: -

Szwajcaria: BSC Young Boys [+1 pkt]

Włochy: AC Milan [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków - Grupa C: 0:3 z CSKA Moskwa; out

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [973], 2. Holandia [943], 3. Hiszpania [929], ..., 13. Polska [753]

Odnośnik do komentarza

Rok 2007 zaczynaliśmy od wyjazdowego meczu z szóstym w tabeli Basingstoke. Przystępowaliśmy do niego z poważnie osłabioną linią ataku, a ja do tego nadal byłem w nie najlepszym nastroju po tym, co stało się przed dwoma dniami. Cóż, 90 minut później znowu kipiałem złością, ale tym razem z czysto sportowego powodu.

 

 

Mecz zaczął się od częstych wizyt na połowie gospodarzy, ale po kwadransie to oni doszli do głosu i zarzucili kotwicę na 30-40 metrze od naszej bramki. Długie minuty zajęło nam przetrwanie tego okresu, kilkoma interwencjami ratował nas Brown, a w 25. minucie po jednym z pierwszych po otrząśnięciu się ataków, do zagranej przez Wainwrighta piłki w pole karne wyskoczył Brayley i zaskakując sam siebie uderzył z ostrego kąta głową, umieszczając piłkę w siatce przy dalszym słupku. Niestety, nikt nie zdążył zauważyć, że objęliśmy prowadzenie, bo już chwilę po wznowieniu gry moi obrońcy dali się beznadziejnie rozklepać, piłkę za wyraźnie spóźnionym Allmanem przyjął Peters i nie miał problemów z wyrównaniem na 1:1. Na szczęście jednak tuż przed przerwą popisał się ponownie Brayley, pokonując w sytuacji sam na sam po kontrataku Bullivanta i przywracając nam prowadzenie.

 

Po przerwie musiałem dość szybko zdjąć Bristow, który po otrzymaniu żółtej kartki zaczął grać jak panienka, dając się przeskakiwać w walce o niemal każdą górną piłkę, co źle wróżyło. Jego miejsce zajął Graham i muszę z ręką na sercu przyznać, że to był mój błąd, który zaważył na wyniku spotkania. W 63. minucie Lee zagrał ze środka pola do Whiddetta, a biegnący tuż przy nim Luke nagle zwolnił, pozwalając mu bezstresowo wbiec w szesnastkę i spokojnie odebrać nam prowadzenie. Trzymaną przez siebie butelkę posłałem w niebyt, po czym, jak sam Janusz Wójcik, zacząłem się drzeć w kierunku boiska: "Graham! Co ty K***A robisz?!". Później już do samego końca nasi napastnicy wykopywali kolejne piłki poza stadion, ja z nerwów rwałem włosy z głowy, a wynik się nie zmieniał. Tym samym zanotowaliśmy drugi z rzędu remis, choć przecież mogliśmy wygrać mecz w krótkich abcugach, bez przemęczania, a w szatni nasz niewydarzony "obrońca" dowiedział się ode mnie, że w tym sezonie ma już marne szanse powrotu na boisko.

 

01.01.2007, The Camrose, Basingstoke, widzów: 423
CS (21/42) Basingstoke [6.] - Margate [1.] 2:2 (1:2)

25' B. Brayley 0:1

27' M. Peters 1:1

43' B. Brayley 1:2

45' M. Peters (B) ktz.

63' M. Whiddett 2:2

Margate: W.Brown 6 – A.Allman 7, G.Richards 6, J.Bristow ŻK 7 (55' L.Graham 6), G.Oates 6 – N.Wainwright 8, A.Pulis 7, P.Cochlin 7, M.Noakes ŻK 7 (46' I.Hutchinson 6 – B.Brayley 8 (74' L.Yiga 6), A.Amoako ŻK 7

 

GM: Neil Wainwright (OP P, Margate) - 8

 

------------

 

Conference South 2006/07, runda jesienna:

 

1d5d6d86f34b0902.jpg

 

Odnośnik do komentarza

Od jakiegoś czasu nie próżnowałem, i zacząłem rozglądać się za wzmocnieniami pod kątem kolejnego sezonu. I tak udało mi się podpisać wstępne kontrakty z trzema zawodnikami, którzy mieli dołączyć do nas na przełomie czerwca i lipca. Do gry w moim zespole przekonałem 22-letniego bramkarza rezerw Doncaster, Duńczyka Tonny'ego Nielsena (22 l., BR, Dania), a niewielką lukę w obsadzie lewej obrony załatają Goma Lambu (22 l., O/DBP L, OP L, Anglia) z Redbridge i Jon Beswetherick (28 l., O/DPB L, Anglia) z Salisbury – wszyscy na prawie Bosmana.

 

Dopiero co siedziałem w samolocie z Krakowa do Londynu, a tu już ruszała runda rewanżowa mojego pierwszego sezonu pracy jako głowa drużyny. Inaugurowaliśmy ją meczem wyjazdowym z Billericay, które w Margate skromnie pokonaliśmy 1:0 w sierpniu. Niestety, po tym meczu niektórzy znaleźli się u mnie na celowniku, a Oates mógł na jakiś czas zapomnieć o grze w pierwszym zespole.

 

 

Można było odnieść wrażenie, że mecz zaczął się z jednobramkowym handicapem dla gospodarzy, bowiem już w 3. minucie piłkę po rzucie rożnym wybili obrońcy rywali, Oates najpierw nieudolnie próbował wybić wślizgiem futbolówkę Cobernowi, a gdy to się nie udało, frajersko odpuścił i tylko truchtem odprowadził go w nasze pole karne. Tam jego uderzenie sparował Brown, a skoro zrobił to wprost pod nogi urywającego się Pulisowi Atieno, oczywistym było, że mógł jedynie wyciągać piłkę z bramki. Zanim łaskawie się obudziliśmy, musiało upłynąć prawie dwadzieścia minut, a wtedy wywalczyliśmy rzut rożny z lewej strony boiska, wykonywał go Wainwright, a w polu karnym nieoczekiwanie najwyżej wyskoczył Bristow i ładnym strzałem głową wyrównał stan spotkania. W międzyczasie zdjąłem jeszcze z boiska beznadziejnego Oatesa, który wbrew zapewnieniom aspirował do zawalenia nam spotkania, i udało nam się dowieźć 1:1 do przerwy.

 

W szatni paru zawodników musiałem solidnie opieprzyć, ale po wznowieniu gry długo nic to nie dawało. Na domiar złego obaj napastnicy mieli jakieś problemy – Brayley niepokojąco utykał, a Amoako był już tak ukopany, że zdjąłem go po dwudziestu minutach. O ile przed tygodniem popełniłem błąd w kwestii zmian, o tyle teraz okazało się to kluczowe dla losów spotkania w pozytywnym zabarwieniu. Gdy szykowałem się już na trzeci z rzędu mecz bez zwycięstwa, Lawrence Yiga urwał się z piłką po wybiciu Richardsa, zdołał utrzymać się mimo asysty obrońców i strzałem z obrzeża pola karnego przełamał ręce Harrisona! Wygraliśmy, ale było to pyrrusowe zwycięstwo, bowiem straciliśmy na cztery tygodnie już czwartego napastnika, a był to Bertie Brayley, który naciągnął sobie mięsień uda. Zostaliśmy już tylko z dwoma snajperami, więc gorączkowo rozpocząłem poszukiwania kogoś do wypożyczenia lub permanentnego transferu – sytuacja zaczynała wyglądać dramatycznie, a przecież prawie pół sezonu nie było u nas niemalże ani jednej kontuzji...

 

06.01.2007, New Lodge, Billericay, widzów: 753
CS (2/42) Billericay [6.] - Margate [1.] 1:2 (1:1)

3' T. Atieno 1:0

21' J. Bristow 1:1

83' L. Yiga 1:2

 

Margate: W.Brown 7 – A.Allman 7, G.Richards ŻK 7, J.Bristow 7, G.Oates 5 (38' M.Noakes 7) – N.Wainwright 8, A.Pulis 7, P.Cochlin 7 (78' P.Gradley 7), I.Hutchinson 6 – B.Brayley 6, A.Amoako 7 (66' L.Yiga 7)

 

GM: Kevin O'Connor (O Ś, Billericay) - 8

Odnośnik do komentarza

Skoro atak mieliśmy już w prawdziwych strzępach – kontuzjowanych, w tym jeden ciężko, było 4 na 6 napastników –, należało szybko coś z tym zrobić, by nie doszło do sytuacji, w której musiałbym wystawiać z przodu pomocników. W tym celu starałem się wyciągnąć z rezerw Watford pewnego młodego i zdolnego napastnika, a niedługo później scout Kendall doniósł mi o jeszcze jednej ciekawej opcji, jaką był Jonny Dixon z Wycombe. W obu przypadkach, choć mogłem oferować kontrakt w myśl prawa Bosmana, złożyłem stosowne oferty, bo potrzebowałem graczy na już. Szybciej umowę zaakceptował 19-letni Elliott Frost (19 l., N, Anglia) ze wspomnianego Watford i to on jako pierwszy z tej dwójki miał zjawić się na Hartsdown Park. Wiadomość o zatwierdzeniu jego kontraktu wywołała euforię wśród kibiców, dla których młodzieniec z miejsca stał się ulubieńcem.

 

 

Jako że Adolph Amoako nadal był zmęczony po ostatniej potyczce, Elliott zadebiutował w pierwszym zespole, zanim zdążył rozpakować walizkę po przybyciu. Z uwagi na to, że nawet nie miał okazji jeszcze wziąć udziału w treningu, mogłem uznać jego występ za obiecujący.

 

Sam mecz był ciężką przeprawą. Zaczynałem podejrzewać, czy czasem nie zaczyna się u nas obniżka formy, bo nasz środek pola miał problemy z utrzymaniem się przy piłce, często na naszą bramkę sunęły groźne kontry, a do tego bardzo niepewnie grała obrona. Nie potrafiłem wyjaśnić, jakim cudem nie dostaliśmy do przerwy kilku bramek, mimo że z biegiem czasu można było dostrzec światełko w tunelu. Tak czy inaczej, po raz kolejny musiałem delikatnie opierdzielić drużynę w szatni.

 

W drugiej odsłonie bardzo długo utrzymywała się sytuacja patowa, ataki obu stron kończyły się już w strefie środkowej boiska. Na rozstrzygnięcie trzeba było czekać do 70. minuty – wtedy to Noakes sprzed pola karnego rozciągnął grę na lewo do występującego w roli bocznego obrońcy Hutchinsona, który głęboko dośrodkował w pole karne. Tam wprowadzony niedawno Amoako ściągnął na siebie uwagę bramkarza, a że ten był bardzo niezdecydowany, wrzutka Iana przemieniła się w strzał i wpadła Moore'owi za kołnierz. Przez pozostałe dwadzieścia minut meczu do szewskiej pasji doprowadzał mnie Allman, który co rusz gubił na prawym skrzydle w swojej strenie Patricka Adę, doprowadzając do bardzo groźnych sytuacji, ale na szczęście dla jego uzębienia nie daliśmy sobie wydrzeć skromnego zwycięstwa.

 

09.01.2007, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1341
CS (23/42) Margate [1.] - St. Albans [5.] 1:0 (0:0)

70' I. Hutchinson 1:0

Margate: S.Searle 6 – A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, I.Hutchinson 8 – N.Wainwright 7 (79' S.Hadland 6), A.Pulis 6 (68' P.Gradley 7), P.Cochlin 7, M.Noakes 7 – L.Yiga 7, E.Frost 7 (62' A.Amoako 7)

 

GM: Ian Hutchinson (P LŚ, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

W końcu przypomniał o sobie nasz gwiazdor Peter Trego, który przyszedł do mnie do gabinetu, jak pan i władca, z lekką przewagą tego drugiego, domagając się miejsca w pierwszym zespole, a jak nie spełnię jego żądania, to bez wahania odejdzie. Bramkarz już od dłuższego czasu sukcesywnie sobie grabił, więc moja odpowiedź mogła być tylko jedna:

 

– Nie ma sprawy, Peter. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić, więc możesz się już rozglądać za nowym klubem. Od dziś oficjalnie znajdujesz się na liście transferowej. Powodzenia na nowej drodze życia. Żegnam. – powiedziałem stanowczo.

 

--------

 

Nasze dobre wyniki zaczynały pomału zauważać inne kluby i 11 stycznia otrzymałem faks z zapytaniem o trzymiesięczne wypożyczenie Matta Martina od nieligowego Windsor & Eton. Uznałem, że dla szesnastolatka lepsze będzie nabywanie doświadczenia w regularnej grze, niż tylko suche trenowanie i okazyjny występ raz na przysłowiowy ruski rok. Matt nie widział żadnego problemu i tuż przed meczem drugiej rundy FA Trophy z Bideford na trzy miesiące wyjechał z Margate.

 

W tym spotkaniu dałem szansę gry przez 90 minut dziadkowi Johnowi Keisterowi, który niedawno, wraz z fizjoterapeutą i zarazem swoim imiennikiem Griffinem, ogłosił zakończenie po sezonie kariery sportowej.

 

Gospodarzom oporu i szczęścia starczyło tylko na dziesięć minut. Wtedy to Amoako, Noakes i Hutchinson wymienili kilka efektownych podań na lewym skrzydle, po czym ten ostatni wrzucił piłkę na piąty metr, bramkarz Lewis źle obliczył jej tor lotu i Lawrence'owi Yidze pozostało tylko wbić ją do pustej bramki. Po półgodzinie gry ponownie lewym skrzydłem urwał się Adolph, podał po ziemi w pole karne do Lawrence'a, który wyciągnął golkipera z bramki. Jego strzał został zablokowany, a niezdecydowanie obrońców wykorzystał Wainwright, umieszczając piłkę w siatce. W przerwie wprowadziłem na boisko nowicjusza Frosta, dziesięć minut później z kontratakiem ruszył Amoako, zagrał na szesnasty metr, a tam Elliott niczym stary wyjadacz oddał strzał po ziemi przy dalszym słupku, już w drugim występie zaliczając swoje pierwsze trafienie w barwach Margate. 3:0 całkowicie nam wystarczało i bez większych problemów zgarnęliśmy 7 000 euro, zapewniając sobie miejsce w następnej rundzie.

 

13.01.2007, The Sports Ground, Bideford, widzów: 886
FAT 2R Bideford [NL] - Margate [CS] 0:3 (0:2)

10' L. Yiga 0:1

34' N. Wainwright 0:2

55' E. Frost 0:3

Margate: S.Searle 8 – A.Allman 8, G.Richards 8, J.Bristow 8, I.Hutchinson 8 – N.Wainwright 8 (79' S.Hadland 7), J.Keister 7, P.Cochlin 8 (71' P.Gradley 7), M.Noakes 7 – L.Yiga ŻK 7 (46' E.Frost 7), Adolph Amoako 9

 

GM: Adolph Amoako (OP/N Ś, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

Nasz scout Kendall spisywał się nieźle i udało mi się uzgodnić kolejne dwa transfery, z których jeden zostanie zrealizowany w lipcu, a drugi jeszcze w maju, po zakończeniu rozgrywek – drużynę wzmocnić mieli zawodnicy na lewą stronę boiska, Steve Ridley (23 l., O/DBP L, OP L, Anglia) na prawie Bosmana z Barrow oraz ambitny Tom Winters (21 l., OP L, Anglia) za 50% wartości kolejnego transferu z trzecioligowego Oxford. Istotnym newsem był dla mnie również wynik losowania trzeciej rundy FA Trophy, w którym zmierzymy się z grającym w Conference National zespołem Exeter.

 

 

17 stycznia oznaczał dla nas mecz na szczycie z Histon, które w tym sezonie już dwukrotnie (liga i puchar) rozjechaliśmy po 3:0, więc nie ukrywałem przed piłkarzami, że również i tym razem oczekuję trzech punktów. Niekoniecznie w postaci kolejnej trzybramkowej rozwałki, a po prostu zwycięstwa. Jednakże moi podopieczni mieli tego dnia zupełnie inną filozofię i zagrali słabiutko. Mimo naszej wyraźnej przewagi, raz po raz raczyłem wszystkich na ławce soczystymi epitetami, gdy pod polem karnym gospodarzy ciągle brakowało ostatniego podania, a czasem szybkiej decyzji. Wobec tego mecz jak najbardziej się odbył, natomiast przez miesiąc naciągnięte ścięgno pachwiny będzie leczył Noakes, a stłuczoną szczękę dwa tygodnie Wainwright. Rewelacja.

 

17.01.2007, Bridge Road, Cambridge, widzów: 460
CS (24/42) Histon [2.] - Margate [1.] 0:0

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 7, G.Richards 6, J.Bristow 7, I.Hutchinson 6 – N.Wainwright (62' S.Hadland 6), A.Pulis 8, P.Cochlin 7 (77' P.Gradley 6), M.Noakes 8 – E.Frost 7 (69' L.Yiga 7), A.Amoako 7

 

GM: Michael Noakes (OP L, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Bardzo ucieszył mnie powrót do pełni sprawności Joe Atkinsona, a że był on już gotowy do gry na pełnych obrotach, mogłem przesunąć na nominalną pozycję Iana Hutchinsona, który w ostatnim czasie z konieczności występował na lewej flance obrony.

 

Szansę zrehabilitowania się u mnie piłkarze mieli w meczu 25. kolejki przeciw Sutton Utd, a więc drużynie, która doznała w sierpniu z naszych rąk kompromitującej porażki 0:6 na własnym stadionie. W ogóle goście w tym sezonie nie radzili sobie najlepiej, ciągle będąc zmuszonymi oglądać się za siebie.

 

Tym razem z naszej strony nie było mowy o bezbarwnym 0:0. Już w piątej minucie piłkę przed polem karnym do rzutu wolnego ustawiał Hutchinson i po kilku sekundach cieszył się ze zdobytego gola, wkręciwszy piłkę obok spóźnionego z interwencją Harrisona. Ian niedługo później był bliski skopiowania tej zagrywki, ale tym razem golkiper pamiętał, że nie należy się zbytnio oddalać od prawego słupka swojej bramki. Od tej pory jednak znowu zaczął się koncert zespołu Nieskuteczność, który trwał aż do przerwy, a jego frontmanem był Adolph Amoako, który potrafił kopać piłkę tylko pod kątem prostym do linii końcowej, oczywiście bez znaczenia, w którym miejscu pola karnego się znajdował.

 

Wobec tego kolejny powód do świętowania mieliśmy dopiero w ostatnich dwudziestu minutach gry, kiedy to Sutton popełniło stary grzech i przeszło na ustawienie 4-2-4. Najpierw po prostopadłym podaniu urywał się Yiga, będąc jednak złapanym na ofsajdzie, ale kilka minut później już sam wygarnął piłkę, ruszył wraz z Frostem w akcji dwa na dwa, po czym odegrał partnerowi, a Elliott z zimną krwią umieścił futbolówkę z siatce. Ten moment pogrzebał szanse gości na dobry wynik i byliśmy o kolejne trzy punkty bliżej awansu.

 

20.01.2007, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1420
CS (25/42) Margate [1.] - Sutton Utd [15.] 2:0 (1:0)

5' I. Hutchinson 1:0

71' E. Frost 2:0

Margate: S.Searle 6 – A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, J.Atkinson 7 – S.Hadland 8, A.Pulis ŻK 7 (60' G.McGowan 7), P.Cochlin 7 (78' P.Gradley 6), I.Hutchinson 8 – E.Frost 7, A.Amoako 7 (68' L.Yiga ŻK, 7)

 

GM: Ian Hutchinson (P LŚ, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Przed meczem z walczącym o udział w barażach Dorchester spotkała mnie miła niespodzianka w postaci powołania do reprezentacji Sierra Leone naszego pomocnika Johna Keistera. Tym samym po raz pierwszy mogłem powiedzieć, że mam w klubie reprezentanta, choć dla Johna będzie to jedynie miły akcent na zakończenie kariery.

 

 

Na samo spotkanie nie przewidywałem żadnej rewolucji kadrowej, tak więc na murawę wybiegła najsilniejsza możliwa jedenastka, jaką w tej chwili dysponowałem. A Dorchester? Cóż, wyszli na to spotkanie z pomysłem na grę, który gdzieś już widziałem...

 

Od samego początku gospodarzy bardziej interesowały nogi moich zawodników, aniżeli piłka, i już po niecałych dziesięciu minutach Hutchinson został brutalnie potraktowany przez Howesa, po czym Ian upadł na murawę wyjąc z bólu i trzymając się za łydkę, która po zdjęciu getra w zastraszającym tempie pokrywała się krwiakiem. Gdy sanitariusze znosili go z boiska, Griffin w przelocie powiedział mi, że wygląda to na zerwanie mięśnia, ale konkretniej będzie mógł powiedzieć po badaniach. Teraz z kolei zostałem bez nominalnego lewego skrzydłowego, toteż przesunąłem w tę strefę lewonożnego Frosta i wprowadziłem wracającego po kontuzji Walsha. Mając w pamięci mecz z Havant, nakazałem piłkarzom umówionym znakiem to, co wpajałem im na kilku ostatnich treningach – fight fire with fire, na ogień odpowiedz ogniem. Jak oni nas, to my ich, dlatego moi zawodnicy zaserwowali rywalom zastosowanie tej zasady w praktyce. I tak najpierw tuż przed przerwą z boiska musiał zejść Monks, później w 66. minucie w ślad za nim poszedł zdziwiony Byerley, natomiast kwadrans przed końcem Dorchester musiało kończyć mecz w dziesięciu, kiedy doigrał się Mekchiche, a gospodarze mieli już wykorzystany limit zmian. W ten sposób pokazaliśmy wszystkim ligowym rywalom, by przed meczem z nami zastanowili się sto razy, zanim też postanowią spróbować zagrać w kości, a nie w piłkę nożną.

 

Oczywiście nie kazałem piłkarzom jedynie grać bezpardonowo – nadal mieliśmy przede wszystkim atakować i starać się strzelać bramki. To się udało w doliczonym czasie pierwszej połowy Amoako, który świetnym strzałem głową wykończył ładną wrzutkę Atkinsona z lewego skrzydła. Joe tą asystą odkupił swoje winy za podarowanie gospodarzom rzutu karnego w 22. minucie, na szczęście efektownie obronionego przez Searle.

27.01.2007, Avenue Stadium, Dorchester, widzów: 333
CS (26/42) Dorchester [5.] - Margate [1.] 0:1 (0:1)

9' I. Hutchinson (M) ktz.

22' J. Keeler (D) nw.rz.k.

44' P. Monks (D) ktz.

45+3' A. Amoako 0:1

66' W. Byerley (D) ktz.

74' L. Mekchiche (D) ktz.

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 7, G.Richards 8, J.Bristow 7, J.Atkinson ŻK 8 – S.Hadland 7, A.Pulis 8, P.Cochlin 7, I.Hutchinson KTZ 6 (9' P.Walsh 7) – E.Frost 6, A.Amoako 8 (83' P.Gradley 6)

 

GM: Anthony Pulis (P Ś, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia po meczu z Dorchester przyszedł do mnie nasz fizjoterapeuta i bynajmniej nie miał wesołej miny.

 

– Cóż, Mr. Ralf... – zaczął Griffin, marszcząc przy tym delikatnie czoło. – Byliśmy z Hutchinsonem na badaniach i jest tak, jak myślałem.

 

– Czyli co? Jednak poszła mu ta łydka? – spytałem poniekąd retorycznie.

 

– Tak, całkowite zerwanie mięśnia. Mamy już umówioną operację zespolenia za kilka dni, naradziliśmy się z doktorem i wychodzi na to, że Ian w tym sezonie już nie zagra. Treningi wznowi może w maju, zobaczymy.

 

– Jeszcze jedna taka sytuacja z czołowym graczem, a zacznę zatrudniać Hassana...

 

 

Tak oto kończył się styczeń, a schyłek miesiąca oznaczał mecz z okupującym środek dolnej połowy tabeli Bath. Lewe skrzydło obsadziłem Elliottem Frostem, w ataku Amoako przydzieliłem Yigę i byliśmy gotowi.

 

Nim spotkanie na dobre się rozkręciło, już ustawiliśmy je na swoją korzyść. W trzeciej minucie Routledge zgarnął wybitą przez Allmana piłkę, po czym miał w zamiarze odegrać ją przed pole karne do kolegi z linii obrony. Zrobił to jednak beznadziejnie i futbolówkę zgarnął Amoako, odgrywając do Yigi, który zdołał zmieścić ją między słupkami. Chwilę przed przerwą drugą bramkę w plecy zafundował swojej drużynie golkiper, faulując w polu karnym – Carson powinien się cieszyć, że skończyło się dla niego tylko żółtą kartką, a po chwili musiał wyciągać piłkę z siatki po wzorowej jedenastce Frosta.

 

Goście tego wieczora zajmowali się praktycznie tylko kolekcjonowaniem żółtych kartoników – po godzinie gry mieli ich już sześć, a przy tym w ogóle nie uznawali za stosowne przemyślenia sprawy, by uniknąć czerwieni. W ten sposób niedługo później Routledge, który grał słabe spotkanie i między innymi miał na sumieniu pierwszą straconą bramkę, po raz kolejny bezmyślnie faulował i osłabił swój zespół. W tej sytuacji mogliśmy już jedynie zadać nokautujący cios, a to przyszło bardzo szybko. W pole karne gości wdarł się Amoako, przerzucaną przez niego piłkę wybili obrońcy, ale wygarnął ją Atkinson, który podał na szesnasty metr do Cochlina, a ten technicznym uderzeniem ponad obrońcami i interweniującym bramkarzem ustalił wynik meczu. Po ostatnim gwizdku sędziego radośnie poprzybijaliśmy sobie piątki przy ławce trenerskiej, ponieważ ta wygrana zapewniła nam już co najmniej 17. miejsce, a więc pewne utrzymanie. Ale oczywiście mierzyliśmy wyżej. Znacznie.

 

30.01.2007, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1426
CS (27/42) Margate [1.] - Bath [16.] 3:0 (2:0)

3' L. Yiga 1:0

42' E. Frost 2:0 rz.k.

61' J. Routledge (B) czrw.k.

65' P. Cochlin 3:0

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 8, G.Richards 7, J.Bristow 7, J.Atkinson 8 – S.Hadland 8, A.Pulis 6 (62' P.McGowan ŻK 7), P.Cochlin ŻK 8, E.Frost 8 (68' N.Wainwright 7) – L.Yiga 7 (77' P.Walsh 6), A.Amoako 8

 

GM: Scott Hadland (OP P, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...