Skocz do zawartości

Futbol - jak daleko nogi poniosą...


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Drugi. Zawsze drugi. Nawet jak byłem pierwszy, to czułem się, jakbym był drugi - tym znanym sloganem można określić początki mojego szkoleniowego rzemiosła. Początkowy entuzjazm był olbrzymi, wszakże zawsze bardziej interesowałem się kwestiami treningowymi, niż samym bieganiem po boisku. Jako młody trener z Zagłębia Dąbrowskiego, choć z racji pochodzenia dziadka płynie we mnie trochę poznańskiej krwi, tułam się głównie po śląskich zespołach z niższych lig. Praca z młodzieżą na treningowych boiskach, czasem korzystano ze mnie w charakterze scouta, wreszcie pomału zbliżałem się do mojego celu, czyli objęcia pierwszego zespołu jakiegoś klubu. Tak oto zawędrowałem do Gliwic, gdzie jednak przez sporo czasu byłem co najwyżej asystentem. Choć posadę miałem pewną i blisko współpracowałem z menedżerem, to jednak skrupulatne notowanie spostrzeżeń z ławki i bierne obserwowanie dyrygującego drużyną "kołcza" nie było szczytem moich marzeń. Ciągle miałem ambicje być kimś ważniejszym.

 

Wszystko zdawało się walić w gruzy u schyłku sezonu 2005, kiedy to Piast został zamieszany w aferę korupcyjną, co z resztą szybko zostało udowodnione. Kara odjęcia dziesięciu punktów na starcie przyszłego sezonu, odejście najlepszych zawodników, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z potencjalnym przyszłym trzecioligowcem, a także przyszyta łatka 'ustawczyków' - to wszystko sprawiło, że wszyscy, którzy byli "umoczeni", w tym ja, nagle nie mogli być pewnymi swojej przyszłości. Prezes, któremu wszystko wymknęło się z rąk, szybko stwierdził, że pakuje wszystkie zabawki i bez zbędnej zwłoki raźno rusza w świat szeroki, dymisję złożył też menedżer, a mi pozostało żyć nadzieją, że stery drużyny zostaną przekazane właśnie mi. Na szczęście dla kibiców, a pechowo dla dotychczasowych decydentów, nowy prezes był człowiekiem, który brzydził się korupcją, i pierwsze co zrobił, to wręczył swoiste wilcze bilety wszystkim, którzy mogli mieć cokolwiek wspólnego z ustawianiem meczów. Jak łatwo się domyślić, w tym gronie znalazłem się i ja.

 

Media w najlepsze rozdmuchały całą aferę na skalę krajową, więc potrzebowałem niesamowitego zbiegu okoliczności i szczęśliwego trafu, by znaleźć jeszcze w tutaj robotę związaną z zawodowym futbolem. "W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim smrodem w papierach"... Czas start...

 

-----------------------------------

 

FM 2006: 6.0.3 75482;

Dodatkowe pliki: brak;

Ligi (26/8): Anglia (1-6), Francja (1-4), Niemcy (1-3), Włochy (1-4), Polska (1-2), Rosja (1-2), Hiszpania (1-3), Szwajcaria (1-2);

Zasady: własne.

Odnośnik do komentarza

@Makk, mogło być gorzej :P

 

Bardzo dziwnym uczuciem jest z dnia na dzień stracić pracę. Nigdy nie przypuszczałem, że można cierpieć na nadmiar wolnego czasu, a tymczasem, już po kilku miesiącach bez pracy i codziennej pracy z zespołem byłem bliski obłędu. Dni mijały mi na rozsyłaniu kolejnych CV, a gdy od ciągłego stukania w klawisze i klikania bolały mnie palce, kładłem się zrezygnowany na kanapie z kuflem piwa na stole obok, tępo gapiąc się w sufit i rozmyślając nad tym, co przyniosą kolejne dni. "Cefałki" jakby szły w eter - zero jakiegokolwiek odzewu nawet z drużyn, o których mało kto słyszał. Przy życiu utrzymywały mnie oszczędności, których nagromadziłem z racji mojej wrodzonej skłonności od oszczędzania oraz kontakty z moim przyjacielem Sebem, który słynął z licznych kontaktów nie tylko w kraju, ale i wśród większych skupisk naszych rodaków poza granicami kochanej RP. Co jakiś czas informował mnie o wakatach na stanowiskach, a także o słabnących pozycjach w klubach.

 

 

- Staram Ci się pomóc, jak tylko mogę, ale to nie jest proste. Wszyscy krzywią się na samą nazwę jakiegokolwiek klubu, który ma coś wspólnego z korpucją... - powiedział Seb, masując dłonią pomarszczone od nadmiaru myślenia czoło.

 

- Ciągle to samo, stara śpiewka. To co ja mam zrobić, żeby pokazać, że to nie ode mnie zależało?! Ja tam tylko sprzątałem, wszystko szło z góry, a ja miałem tylko siedzieć cicho i udawać, że niczego nie widzę! - zacząłem się nieco unosić, już lekko chwiejąc się wskutek dającemu się odczuć początkowi działania wypitego alkoholu.

 

- Rafał, ja Ci wierzę. Gdyby to zależało tylko ode mnie, już dawno prowadziłbyś nawet i Kolejorza! Ale dobrze wiesz, jak nasze medialne hieny wszystko wywyższają i rozdmuchują. Teraz każdy, kto miał cokolwiek wspólnego z Piastem przed ujawnieniem afery, jest stawiany z miejsca na straconej pozycji. Z resztą sam się o tym przekonujesz. Nie ma mocnych...

 

Przez ten czas uzupełniłem szkło, jedno i drugie, następnie wykonaliśmy słowiański rytuał - kieliszek, głowa do tyłu, szklanka soku, głowa do tyłu, sięgnięcie po kiszonego. Seb namyślił się, przełknął ogóra i wziął oddech.

 

- Mam jeszcze jeden pomysł, czego można spróbować. Daj mi dwa dni, a zobaczę, czy da się coś zrobić. Nic nie mogę obiecać, więc dam znać, o co chodzi, jak się zorientuję. Tymczasem muszę się powoli zbierać, miej przy sobie telefon, bo mogę dzwonić w każdej chwili. - powiedział, polewając po ostatnim.

 

Wypiliśmy wstrzemiennego, przepiliśmy, zagryźliśmy. Seb pożegnał się, a ja stanąłem na balkonie, obserwując wieczorne, gwieździste niebo.

Odnośnik do komentarza

Kilka dni później, ponurego ranka, czyli około godziny dwunastej, obudził mnie nie tylko rozwiercający czaszkę ból głowy, ale i przenikający dźwięk telefonu, infiltrujący korę mózgową. Sięgnąłem po komórkę i ożywiłem się nieco, widząc na wyświetlaczu numer Seba. Nacisnąłem zieloną słuchawkę.

 

- Witaj. Jak leci? - zaczął trochę banalnie.

 

- Bywało gorzej... No co tam, bo mi łeb puchnie? - wymamrotałem.

 

- Możesz się już powoli pakować, bo załatwiłem Ci robotę w Anglii! - powiedział to na tyle dziarsko, że automatycznie odsunąłem nieco słuchawkę od ucha.

 

Po chwili skonstatowałem, o czym on mówi.

 

- W Anglii? Co Ty, chcesz mnie na zmywak wsadzić?!

 

- Nie pierdziel, chłopie! Obdzwoniłem moich znajomych na Wyspach, niektórzy nieźle się tam ustawili. Nie było łatwo, ale na szczęście się udało. To tylko szósta liga, nie oczekuj żadnej Chelsea, czy innego Newcastle, ale z tego co pamiętam, bardzo zależało Ci na posadzie menedżera, czyż nie?

 

Musiałem ochłonąć i to wszystko przetrawić. Przemyłem twarz zimną wodą, otrząsnąłem się i zwoje mózgowe nareszcie zaczęły działać. Szósta liga na Wyspach? A czemu nie, lepsze to, niż dalej być na utrzymaniu państwa, niszczyć sobie nerwy i zdrowie. Na europejskiej arenie dogorywał właśnie sezon 2005/06, w Niemczech w najlepsze trwała wielka futbolowa fiesta związana z mistrzostwami świata, ostatecznie wyjaśniły się sprawy awansów i spadków, a to z kolei oznaczało liczne przetasowania w sztabach szkoleniowych, i nie tylko.

 

Spakowanie się nie zajęło mi wiele czasu, właściwie już następnego dnia byłem gotów do wyjazdu. Wreszcie nadszedł ten dzień - 29 czerwca 2006 - i nim się obejrzałem, stałem już na terminalu lotniska w Balicach, oczekując na samolot do Londynu. Słuchając dźwięku odpalanych komunikatów czułem się trochę jak porucznik Borewicz działający pod przykrywką. Po dwóch godzinach od oderwania się Boeinga 737-800 od pasa startowego, już czułem wstrząs towarzyszący lądowaniu. Stolica Zjednoczonego Królestwa, London-Stansted, wstaję z miejsca i jako jeden z ostatnich pasażerów opuszczam pokład samolotu. Tuż za drzwiami przywitała mnie zaskakująco słoneczna pogoda, tak też od razu zmuszony zostałem nałożyć okulary przeciwsłoneczne na swoje wrażliwe na słońce oczy. Rozejrzałem się łagodnie niczym parodia Nicolasa Cage'a, czy innego Brada Pitta, po czym ruszyłem do hali przylotów na rutynową kontrolę i te wszystkie rzeczy związane z przylotem z innego kraju, a później udałem się na odbiór bagażu.

 

Wśród ludzi pozujących z wypisanymi na kartonach nazwiskami po dłuższej chwili wyłowiłem wzrokiem ten właściwy, z wielkimi literami "Mr. Ralf", jako że moje imię, choć proste, niektórym anglojęzycznym obywatelom sprawiało trochę trudności; część z nich ponoć mówiła coś pokroju "Dżrafo", więc Seb uznał, że lepiej będzie mnie przedstawić po prostu "Ralf", co rozwiązało wszelkie problemy. Podszedłem do trzymającego owy płat kartonu mężczyzny, który z uwagi na charakterystyczny czarny sumiasty wąs i dość krzaczaste brwi nie wyglądał na rodowitego Brytyjczyka, po czym obywatel ze zbójeckim uśmiechem przebijającym się spod zarostu wyciągnął rękę na przywitanie.

 

- Witaj, miszter Ralf. Jestem Hassan, reprezentuję klub Margate, cieszymy się, że już pan jest. Proszę do samochodu.

 

Mężczyzna gorliwie pochwycił rączkę mojej walizki i ruszył w stronę wyjścia na parking, prowadząc mnie za sobą. Nareszcie nikt nie wspominał nic o ustawianiu meczów i o "tym klubie, co to go uwalili".

 

-----------------

 

Sezon 2005/06

 

Ligi świata:

 

Anglia

Czołówka PL: 1. Arsenal, 2. Chelsea, 3. Liverpool;

Spadek do Championship: 18. Charlton, 19. Portsmouth, 20. Birmingham;

Awans do PL: 1. Leeds Utd, 2. Crystal Palace, Br. Derby;

FA Cup: Everton;

Carling Cup: Liverpool

 

Francja

Czołówka L1: 1. Nantes, 2. Bordeaux, 3. PSG;

Spadek do L2: 18. Nancy, 19. Ajaccio, 20. Troyes;

Awans do L1: 1. Istres, 2. Dijon, 3. Montpellier;

Coupe de France: Auxerre;

Coupe de Ligue: Lille.

 

Hiszpania

Czołówka PD: 1. Real Madrid, 2. FC Barcelona, 3. Athletic Bilbao;

Spadek do SDA: 18. Cádiz, 19. Racing, 20. Celta;

Awans do PD: 1. Castilla, 2. Elche, 3. Ciudad Murcia;

Copa del Rey: FC Barcelona;

Supercopa: FC Barcelona.

 

Niemcy

Czołówka Bundesligi: 1. Werder Brema, 2. Bayern Monachium, 3. HSV;

Spadek do 2. Bundesligi: 16. MSV Duisburg, 17. 1.FC Kaiserslautern, 18. DSC Arminia Bielefeld;

Awans do Bundesligi: 1. SC Freiburg, 2. Greuther Fürth, 3. FC Erzgebirge Aue;

DFB-Pokal: Hertha BSC Berlin;

Liga Pokal: Werder Brema.

 

Polska

Czołówka OE: 1. Wisła Kraków, 2. Legia Warszawa, 3. Groclin Grodzisk Wlk.;

Spadek do II ligi: 15. Polonia Warszawa, 16. Górnik Zabrze;

Awans do OE: 1. Śląsk Wrocław, 2. Widzew Łódź;

Puchar Polski: Polonia Warszawa.

 

Rosja (w trakcie)

Czołówka Premier Ligi: 1. Rubin Kazań, 2. Zenit St. Petersburg, 3. FC Szynnik Jarosław;

Strefa spadkowa PL: 15. Ałania Władykaukaz, 16. SKA Chabarowsk;

Czołówka Piervyi Divizion: 1. Spartak Moskwa, 2. Anżi Machaczkała;

Kubok Rassij: CSKA Moskwa;

Superpuchar: Lokomotiw Moskwa.

 

Szwajcaria

Czołówka Axpo Super League: 1. Grasshopper Zurych, 2. FC Basel, 3. FC Arau;

Spadek do Challenge League: 10. Yverdon;

Awans do ASL: 1. FC Sion;

Swisscom Cup: FC Sion.

 

Włochy

Czołówka Serie A: 1. AC Milan, 2. Juventus Turyn, 3. AS Roma;

Spadek do Serie B: 18. Lazio, 19. Messina, 20. Empoli;

Awans do Serie A: 1. Modena, 2. Bari, Br. Torino;

Coppa Italia: Inter Mediolan;

Supercoppa: Inter Mediolan.

 

 

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [889], 2. Holandia [881], 3. Meksyk [864], ..., 15. Polska [721].

Odnośnik do komentarza

Droga do Margate minęła pod znakiem pogawędek o pierdołach, choć szczerze powiedziawszy to Hassan niemal cały czas prowadził monolog, ciężko było dojść do słowa. Z tej podróży wywnioskowałem, że przede wszystkim będę musiał przyzwyczaić się do lewostronnego ruchu ulicznego - niekiedy skręcając na skrzyżowaniach miewałem odczucia, jakbyśmy zaraz mieli się zderzyć czołowo z jadącym z naprzeciwka korowodem samochodów. Jak mówi pewien slogan, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Oby.

 

Członkowie zarządu powitali mnie serdecznie, zebrani przy Hartsdown Park. Był to dość skromny, ale swojski stadionik, mogący pomieścić do 6000 widzów. Na papierze przypominał on niektóre obiekty w Polsce, ale na żywo i z bliska było widać, w jakim kraju został wybudowany - tak lśniących krzesełek i równiutkiej murawy czasem nie sposób spotkać nawet i w naszej Ekstraklasie. Baza treningowa Margate prezentowała się nader zachęcająco, jak na szóstą ligę, a prezes, przechadzając się ze mną po murawie boiska, podkreślał, że wiele zespołów naszej ligi zostawiamy po tym względem daleko w tyle.

 

Samo Margate było tegorocznym beniaminkiem Conference South, nie mając dotąd na swoim koncie ani jednego sezonu w tak wysokiej dla siebie klasie rozgrywkowej. Z zawodnikami miałem zobaczyć się przed pierwszym treningiem dopiero nazajutrz, ale już teraz mogłem dostać listę moich nowych podopiecznych. Najpierw wszakże zaprowadzono mnie do nowego gabinetu, oczywiście po oprowadzeniu po klubowych budynkach, po czym prezes powiedział, że zostawi mnie teraz z moim asystentem Kevinem Raine i klubową księgową, a jak będę go potrzebował, będzie w swoim biurze. Z nowymi współpracownikami zasiadłem więc do zapoznania się ze stanem klubowych finansów i sytuacji kadrowej. Innymi słowy, zacząłem oficjalnie pierwszy dzień pracy, jako dumny menedżer szóstoligowego klubu Margate.

Odnośnik do komentarza

Pozytywne pierwsze wrażenia schowałem na moment do kieszeni, gdy przyszło się zmierzyć z klubową rzeczywistością. Finanse klubu prezentowały się bardzo mocno średnio - co prawda byliśmy w tej chwili nad krechą, o całe 33,12 tysiąca złotych, ale szybko powiedziano mi, że w ciągu ostatniego miesiąca tendencja jest niestety malejąca. Kolejną sprawą było to, że na transfery, co zrozumiałe, nie przewidziano ani grosza, więc wzmocnień dokonywać będę musiał na prawie Bosmana oraz na obietnicach przekazania procentów z kolejnego transferu zawodnika.

 

Budżet wynagrodzeń wynosił blisko 18 tysięcy złotych, ale był niestety w znacznej większość wykorzystany, co oznaczało, że do jego przekroczenia brakowało mi tylko 2,29 tysiąca. Może i nie byłoby tak źle, gdyby nie to, co zobaczyłem po rzuceniu okiem na listę piłkarzy... Do swojej dyspozycji miałem zaledwie osiemnastu zawodników plus jeden piłkarz w rezerwach, to zaś oznaczało, że fundusz płac będę musiał niestety przekroczyć, i to pewnie znacząco, by spełnić oczekiwania zarządu, czyli zajęcie przyzwoitego miejsca w Conference South. W tym wniosku umocniło mnie dodatkowo to, że pion szkoleniowy klubu w chwili obecnej zamykał się w osobach mojego asystenta, klubowego fizjoterapeuty i scouta. Drużyna wymagała więc rozpaczliwie wzmocnień wszystkich jej elementów składowych.

 

Najpierw przyjrzałem się współpracownikom.

 

 

Sztab szkoleniowy:

Kevin Raine (54 l., Anglia) - asystent;

John Griffin (57 l., Anglia) - fizjoterapeuta;

Alan Kendall (59 l., Anglia) - obserwator.

 

 

Musiałem skonstatować, że żaden z nich nie prezentuje oszołamiającego poziomu, ale nic takiego nie mówiłem im wprost, ponadto, póki co, mogli czuć się pewnie. Jasnym było natomiast, że muszę natychmiast zainwestować w szkoleniowców. Upewniłem się więc, że nie ma żadnych ograniczeń, jeżeli chodzi o narodowości i grupy etniczne, po czym poleciłem zorientować się w trenerach pozostających bez pracy, bez względu na to, jak się nazywają.

 

Sztab szkoleniowy miałem już za sobą, więc teraz sięgnąłem po wykaz zakontraktowanych zawodników. Jak już wspominałem, doprawdy ledwo było o czym mówić, a następnego dnia na treningu wiedziałem też już mniej więcej, jak materiał ludzki prezentuje się będąc w zasięgu piłki.

 

 

Bramkarze:

- Stuart Searle (27 l., BR, Anglia) -> 1s;

1. Peter Trego (25 l., BR, Anglia) -> 1s.

 

 

Golkiperzy bardzo przeciętni, do tej pory nominalnie bluzę z numerem "1" posiadał Trego, ale nie oznaczało to bynajmniej, że ma pewne miejsce w bramce. Sparingi miały wyjaśnić wszystko, ale ja bardziej zaprzątałem sobie głowę sprowadzeniem co najmniej dwóch bramkarzy, bowiem w przypadku (tfu, odpukać w niemalowane!) plagi kontuzji moglibyśmy mieć prawdziwą tragedię.

 

 

Prawi obrońcy:

4. Bill Edwards (34 l., LB/O P, Anglia) -> 9s, wychowanek;

2. Greg Oates (24 l., O P, Anglia) -> 3s;

3. Anthony Allman (25 l., O/DBP/P P, Anglia) -> 1s.

 

 

Na tej pozycji miałem weterana Edwadsa, wychowanka klubu, który jednak umiejętnościami pozostawiał wiele do życzenia, ale zdaniem asystenta był ważnym elementem drużyny. Oates, absolwent szkółki Arsenalu prezentował się nader mizernie, ale nie skreślałem go przedwcześnie, natomiast bardzo wartościowym graczem był Allman, którego największą zaletą jest stosunkowo duża wszechstronność - mógł grać zarówno jako prawy obrońca, jak i skrzydłowy, a sam nawet mówił, że w razie konieczności jest w stanie odnaleźć się również i na lewej flance, choć jak ryba w wodzie czuje się z prawej strony boiska. Potrzeba wzmocnień oczywistą oczywistością.

 

 

Środkowi obrońcy:

- Jason Bristowe (26 l., O Ś, Anglia) -> 1s;

- Dean McElroy (23 l., O Ś, Anglia) -> 1s;

- Garry Richards (20 l., O Ś, Anglia) -> 1s.

 

 

Liczebność znikoma, o ile Bristowe i Richards wyglądali solidnie, to już McElroy przy nich wysiadał. Wzmocnienia, wzmocnienia, wzmocnienia...

 

 

Lewi obrońcy:

- Joe Atkinson (24 l., O L, Anglia) -> 1s.

 

 

Tak, lewych defensorów było w klubie tylu, że ledwo mogli pomieścić się w szatni - panowie, nie pchajcie się tak, bo się zadusita... Jedyny ultra przeciętniak, żeby nie powiedzieć słabiak, nie mógł zapewnić nam skutecznego neutralizowania ataków rywali skrzydłem. Czy wspominałem już, że potrzeba wzmocnień?

Odnośnik do komentarza

Prawi skrzydłowi:

- Scott Hadland (20 l., OP P, Anglia) -> 1s.

 

 

Oprócz Allmana, którego póki co widziałem w obronie, na prawym skrzydle nominalnie grać mógł tylko młody Hadland. Jak zwykle w szóstej lidze, umiejętnościami nie powalał, ale lepszy taki, niż luka w składzie.

 

 

Defensywni pomocnicy:

6. Pat Gardley (23 l., DP, Anglia) -> 1s.

 

 

Jedyny w składzie defensywny pomocnik. Ciężko cokolwiek o nim powiedzieć, ale na szczęście szykowana przeze mnie taktyka nie przewidywała pozycji stricte defensywnego pomocnika, a jedynie środkowego.

 

 

Środkowi pomocnicy:

7. John Keister (35 l., PŚ, Sierra Leone) -> 5s;

- Anthony Pulis (21 l., PŚ, Walia) -> 1s.

 

 

Dziadek Keister nie wyglądał na kogoś, kto nadal mógł uciągnąć grę na najwyższych obrotach, więc środek pola, tak jak i wszystkie inne formacje, wymagał sprowadzenia nowych graczy.

 

 

Lewi skrzydłowi:

- Ian Hutchinson (33 l., P LŚ, Anglia) -> 1s;

- Michael Nokes (18 l., OP L, Anglia) -> nowy.

 

 

Doświadczenie solidnego Hutchinsona i młodzieńczy zapał świeżo sprowadzonego z Gloucester Noukesa nie były wystarczające. Potrzeba było co najmniej dwóch graczy niezbyt wiekowych, ale też i nie mających mleko pod nosem.

 

 

Napastnicy:

5. Adolph Amoako (22 l., OP/NŚ, Anglia) -> 1s;

10. Bretie Brayley (24 l., N, Anglia) -> 1s;

9. Lawrence Yiga (20 l., N, Anglia) -> 1s, wychowanek.

 

 

Po dość gorzkim przeglądzie wszystkich poprzednich formacji, rzucenie okiem na sytuację w ataku było dla mnie osłodą. Amoako i Brayley byli niezaprzeczalnie gwiazdami obecnej drużyny, natomiast zdaniem asystenta Yiga miał spory potencjał, by stać się solidnym ligowcem. Wystarczyło sprowadzić tutaj około trzech zdolnych napadziorów, a o linię ataku mogłem być całkiem spokojny.

 

Pierwsze skojarzenie z obecną kadrą, jakie przychodziło mi na myśl, to wzmocnienia. Bezzwłocznie wysłałem jedynego w klubie scouta na wycieczkę po Anglii, a także poprosiłem o listę zawodników, którym niebawem wygasają w innych klubach kontrakty i którzy byliby gotowi przejść do Margate. Sam natomiast wziąłem się do zbierania informacji na temat graczy chętnych na roczne wypożyczenie w nasze miłe strony. Zasugerowałem też prezesowi, że skromne dorzucenie paru groszy do funduszu płac nie byłoby takim szalonym pomysłem, ale ten zapewnił mnie, że obecny fundusz spokojnie wystarczy mi do zbudowania licznej kadry. Cóż, skoro tak uważa...

 

Spojrzenie na terminarz gier kontrolnych przyprawiło mnie o rytualne umieszczenie dłoni na czole. Pierwsze sparingi miały być tęgimi łomotami z rąk trzecioligowych drużyn. Mi zależy przede wszystkim na zbudowaniu solidnego morale i zgrania drużyny z, mam nadzieję, nowo przybyłymi graczami, toteż odwołałem pospieszenie egzekucje z Werxham, Millwall i Swindon, kontraktując w ich miejsce spotkania z nieligowymi Ampthill, Team Bath i Wroxham, zostawiłem natomiast mecz towarzyski z grającym poziom wyżej Kidderminster, by zobaczyć, jak spiszą się moi podopieczni z wyraźnie silniejszym rywalem.

Odnośnik do komentarza

Kolejne dni spędziłem na składaniu propozycji nowych kontraktów, jako że absolutnie cała drużyna była związana z klubem tylko na umowach amatorskich, a jeśli nasza gra miała wyglądać należycie, potrzeba było również należytego treningu, a nie bezproduktywnego truchtania wokół sąsiedniej przecznicy. Z racji półzawodowego statusu klubu nie robiłem sobie nadziei na to, że wszyscy zgodnie złożą podpisy, ale okazało się, że nie jest tak źle i jedynie kilku zawodników domagało się wyższego wynagrodzenia. Tak, czy inaczej, po pierwszej turze negocjacji miałem już pod swoją wodzą pierwszych profesjonalistów w historii Margate.

 

Zacząłem też wyprowadzać na prostą pion szkoleniowy. Co prawda sytuacja zmusiła mnie do zatrudniania dość egzotycznych szkoleniowców, którzy niedawno przyjechali do Anglii za chlebem, ale prezes miło wspominał reprezentację Brazylii z lat 70., więc nie robił żadnych problemów. Tak oto już na kolejnym treningu graczom przedstawili się: Burge (50 l., Brazylia, technika/trening strzelecki), João Batista (39 l., Brazylia, taktyka/ofensywa), Walter Grassmann (54 l., Brazylia, defensywa/stałe fragmenty), Elkin Sánchez (37 l., Ekwador, przygotowanie fizyczne) i Dancho Jorgow (49 l., Bułgaria, trener bramkarzy).

 

Miałem również wątpliwą przyjemność pierwszy raz przeczytać raport fizjoterapeuty - szybko potwierdziła się słuszność moich narzekań na liczebność drużyny i konieczność sprowadzenia nowych zawodników. Kontuzji barku na treningu nabawił się Trego, gdy zahaczył nogą o krawężnik i zaliczył bolesny upadek, zostawiając nas na miesiąc o jednym bramkarzu. Miałem już na celowniku kilka potencjalnych wzmocnień, kluby nawet chętnie przyjmowały oferty zawierające jedynie zdania pokroju "50% kwoty kolejnego transferu", problem polegał tylko i wyłącznie na tym, że w pierwszej chwili nie wszyscy chcieli w ogóle słuchać o takim klubie, jak Margate, tak więc pierwsze tygodnie mojej pracy miały być bardzo ciężkim kawałkiem chleba...

Odnośnik do komentarza

W finale rozgrywanych w Niemczech Mistrzostw Świata 2006, ku uciesze moich piłkarzy i pracodawców, los wskazał na Anglię, która po remisie 2:2 ze Szwecją w dogrywce i dzięki lepiej egzekwowanym rzutom karnym na najbliższe cztery lata zapewniła sobie miano najlepszej drużyny globu.

 

Do pierwszego sparingowego meczu w klubie zameldowało się tylko (a może aż?) czterech zawodników. Z trybun drugoligowego Brighton cudem udało mi się wyjąć i przekonać do gry w Margate świetnego jak na potrzeby szóstej ligii kongijskiego napastnika Maheta Molango (23 l., N, DR Konga) za 50% kwoty kolejnego transferu, natomiast od dłuższego czasu poszukujący nowego klubu skrzydłowy Neil Wainwright (28 l., OP P, Anglia), napastnik Damian Spencer (24 l., N, Anglia) i młodziutki bramkarz Karl Lewis (18 l., BR, Anglia) z pocałowaniem ręki podpisali kontrakty. Każdy z tych transferów stanowił dla nas nie tylko załatanie luk w składzie, ale i autentycznie wzmocnienie.

 

Pierwszy sprawdzian miał stanowić dla nas wyłącznie rozruch i przetarcie przed kolejnymi meczami. Nie zamierzałem przejmować się wynikiem, jakikolwiek by on nie był, chciałem tylko dowiedzieć się czegoś więcej o zawodnikach w warunkach bojowych.

 

Początek meczu przebiegał pod dyktando gości, którzy często gościli na naszym przedpolu i groźnie strzelali, acz bardzo niecelnie. My natomiast zbyt często gubiliśmy piłkę już na własnej połowie i pierwszy strzał oddaliśmy dopiero po kwadransie gry. Wtedy również nasza kontra przyniosła bramkę Brayleya, który przytomnie zachował się przed pustą bramką mimo asysty defensora Ampthill. W bramce dobrze spisywał się Searle, ale niestety nie można było tego powiedzieć o nowo przybyłym Lewisie, który po dziesięciu minutach drugiej połowy wpuścił łatwą piłkę z ostrego kąta. Wiedziałem też, że muszę popracować z piłkarzami nad motywacją, bo odpuszczali stanowczo zbyt wiele piłek, do których wystarczyło tylko wysunąć nogę. Sparing uznałbym za całkiem udany, gdyby nie to, że osiem minut przed końcem, gdy już miałem mówić Kevinowi, że na szczęście kończymy w komplecie, na murawę padł McGowan, który ze stłuczonym piszczelem miał pauzować przez co najmniej dwa tygodnie.

 

 

15.07.2006, Hartsdown Park, Magate, widzów: 76

TOW Margate [CS] - Ampthill [NL] 1:1 (1:0)

 

17' B. Brayley 1:0

26' M. Carter (A) czrw.k.

56' R. Forbes 1:1

84' E. McGowan (M) ktz.

Odnośnik do komentarza

Na kolejny mecz kontrolny, tym razem z silnym, piątoligowym Kidderminster, w klubie zjawiło się kolejnych trzech piłkarzy, a byli to sprowadzony z wolnego transferu bramkarz Wayne Brown (29 l., BR, Anglia), defensywny pomocnik Paul Colchin (22 l., DP, Walia) i uzdolniony skrzydłowy Matt Martin (16 l., OP P, Anglia), który do maja mógł być co najwyżej na kontrakcie juniorskim. Wcześniej kolejny raz wizytę złożył mi Griffin, by poinformować, że przez miesiąc z kontuzjowanym barkiem pauzować musi Scott Hadland.

 

Sparing z Kidderminster miał być prawdziwym testem. Zespół z Conference National był od nas zdecydowanie silniejszy, ale przez lwią część czasu nie było tego widać. Tak zaś najpierw prowadzenie, ponownie po piętnastu minutach gry, dał nam Spencer, a w ostatnim kwadransie na 2:0 podwyższył Molango. Dopiero wtedy nasi rywale się obudzili i już po dwóch minutach najpierw zdobyli kontaktowego gola, a już w doliczonym czasie uciekli spod gilotyny. Utrzymywanie wyniku nie było jeszcze naszą mocną stroną, ale optymistyczny był fakt nawiązania równej walki z wyżej notowanym rywalem. Dobre zawody rozegrał trzymający godzinę wcześniej długopis przy kontrakcie Brown, który aż do 77. minuty, kiedy został zmieniony, nie dał się pokonać ani razu. Może być naszym asem w rękawie podczas nadchodzącego sezonu ligowego.

 

19.07.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 86
TOW Margate [CS] - Kidderminster [CNat] 2:2 (1:0)

17' D. Spencer 1:0

20' J. Daly (K) ktz.
77' M. Molango 2:0
79' D. Crowe 2:1
90+1' S. Eaton 2:2

Odnośnik do komentarza

Próbowałem już wcześniej, ale bardzo przyzwyczaiłem się do złotówek, których używam w FM już bardzo długo. Generalnie dla estetyki, bo rzeczywiście "zł" bije po oczach poza Polską, będą i € ;)

 

_____

 

W trzecim meczu kontrolnym spodziewałem się już skuteczniejszej, jeśli chodzi o końcowy wynik, gry. Niestety, tym razem się zawiodłem, znowu nie potrafiliśmy utrzymać prowadzenia do końcowego gwizdka i tylko zremisowaliśmy ze słabszym rywalem. Przynajmniej obyło się bez kolejnych urazów.

 

23.07.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 60
TOW Margate [CS] - Wroxham [NL] 2:2 (2:1)

 

17' N. Matts 0:1
18' N. Wainwright 1:1
45+1'' D. Spencer 2:1
53' N. Little 2:2

 

Do naszego zespołu dołączył jeszcze jeden napastnik, Phil Walsh (21 l., N, Anglia), wyciągnięty za 50% z rezerw Bath z sąsiedniej ligi. Do szczęścia brakowało mi już właściwie tylko dwóch defensorów, ale presję zmniejszał fakt, że w szóstej lidze okno transferowe otwarte jest cały sezon.

 

Czwartkowego wieczoru 27 lipca próbowaliśmy się z nieligowym Team Bath, tym razem grając na wyjeździe. Nareszcie zagraliśmy tak, jak grać się powinno. Po dziesięciu minutach przytomnym strzałem prowadzenie dał nam Wainwright, a w drugiej połowie po główce Garry'ego Richardsa z rzutu rożnego podwyższyliśmy na 2:0 i dowieźliśmy ten wynik do końca meczu. Spotkanie z zabandażowanym przedramieniem kończył Pulis, który rozciął sobie rękę i na kilka dni musiał przerwać treningi do czasu zabliźnienia się rany.

 

27.07.2006, Twerton Park, Bath, widzów: 105
TOW Team Bath [NL] - Margate [CS] 0:2 (0:1)

10' N. Wainwright 0:1
56' G. Richards 0:2

Odnośnik do komentarza

Sezon przygotowawczy wkraczał na ostatnią prostą. Przy niej mieściły się jeszcze dwie stacje, a pierwszą z nich było Gloucester. Mecz był dość wyrównany, a o wyniku zadecydowała akcja z pierwszych dziesięciu minut, w których jednego gola spotkania zdobył Wainwright. Drugi sparing z rzędu na zero z tyłu, nawet Karl Lewis bronił bez zarzutu, wszystko wyglądało coraz lepiej.

 

01.08.2006, Meadow Park, Gloucester, widzów: 94
TOW Gloucester [NL] - Margate [CS] 0:1 (0:1)

9' N. Wainwright 0:1
24' T. Boot (G) ktz.

 

Dzień po moich urodzinach, a więc 4 sierpnia, nadszedł czas na ostatni sparing - następny mecz mieliśmy już grać o ligowe punkty. Naprzeciw nam wyszła ekipa Ayelsbury i ponownie mecz rozstrzygnął jeden człowiek - Neil Wainwright. Nasz skrzydłowy spisuje się w meczach towarzyskich bez zarzutu i pozostawało mieć nadzieję, że podobną dyspozycję będzie prezentował w lidze.

 

04.08.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 91
TOW Margate [CS] - Ayelsbury [NL] 1:0 (1:0)

39' N. Wainwright 1:0

Odnośnik do komentarza

W przeddzień ligowego debiutu udało mi się poszerzyć klubową kadrę o dwóch upragnionych stoperów, których kilka dni wcześniej polecił mi scout, który swoją drogą sumiennie wywiązywał się z powierzonych mu zajęć. Na popołudniowym piątkowym treningu zjawili się wyciągnięty za 50% z rezerw Northampton Luke Graham (20 l., O Ś, Anglia) i sprowadzony z wolnego transferu Marvin Thompson (19 l., O Ś, Anglia), wychowanek Celtenham.

 

 

Żarty się skończyły. W sobotę 12 sierpnia 2006 Margate rozpoczynało nowy rozdział w swojej historii, a nosił on tytuł "Conference South 2006/07". Przed meczem zostaliśmy uznani przez regionalne media, najstarsi górale nie wiedzą dlaczego, absolutnymi faworytami inaugarycjnego spotkania z trzecim zespołem poprzedniego sezonu, ekipą Histon. Rywale jeszcze w maju do samego końca walczyli o awans do Conference National, przegrywając go dopiero na dwie minuty przed końcem dogrywki w finale baraży z Farnborough. Postanowiłem więc, że wyjdziemy na to spotkanie nieco cofnięci, by czyhać na okazje do kontry.

 

Przez pierwsze minuty goście robili sporo szumu, a nam zajęło trochę czasu, by złapać rytm meczowy. Pierwszy sygnał do ataku dał Bristow dalekim wybiciem piłki do Molango, który zgrał na wolne pole do Brayleya, ale sędzia skrupulatnie wychwycił minimalnego spalonego. Coraz śmielej zapuszczaliśmy się pod bramkę Histon, aż wreszcie w 33. minucie, po wywalczonym rzucie rożnym piłkę przed polem karnym wyłuskał Cochlin, który bez namysłu uderzył na bramkę, zaskakując nieprzygotowanego Keya! Pierwszy w historii ligowy gol Margate stał się faktem! Ledwo minęły dwie minuty, Bristow wygrał na naszej połowie pojedynek główkowy z Hickiem, piłkę przejął Pulis, zagrywając od razu między obrońców rywali na wolne pole do Molango, bramkarz obronił jego strzał, tyle tylko, że wprost pod nogi Brayleya, który się nie pomylił i podwyższył na 2:0!

 

W przerwie zdjąłem mocno poobijanego Molango, w jego miejsce wprowadzając Spencera, następnie przypomniałem podekscytowanym piłkarzom, że mecz jeszcze nie jest wygrany i trzeba być maksymalnie skoncentrowanym przez następne 45 minut.

 

W drugiej połowie działo się zdecydowanie mniej, dopiero kwadrans przed końcem goście, czując palący się grunt pod nogami, zaczęli naciskać coraz mocniej i przez dobrych kilka minut byliśmy w poważnych opałach. Moi piłkarze wzięli sobie do serca moje słowa, na początku doliczonego czasu gry z kontratakiem urwał się Spencer, w polu karnym z murawą zrównał go Beckles, a niezawodny Wainwright z jedenastu metrów przypieczętował nasze udane otwarcie sezonu. Z ostatnim gwizdkiem sędziego uniosłem pięści w górę, tak jak robił to Rocky Balboa w słynnej scenie na szczycie schodów - pierwsze gole, pierwsze trzy punkty, pierwsze brawa i śpiewy kibiców.

 

12.08.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 687
CS (1/42) Margate [-] - Histon [-] 3:0 (2:0)

33' P. Cochlin 1:0

35' B. Brayley 2:0

90' N. Wainwright 3:0 rz.k.

Margate: W.Brown 7 - A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow ŻK 7, J.Atkinson 7 - N.Wainwright 9, A.Pulis 7 (80' P.Gradley 6), P.Cochlin 8, M.Noakes 6 (66' I.Hutchinson 6) - M.Molango 7 (46' D.Spencer 7), B.Brayley 8

 

GM: Neil Wainwright (OP P, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

Się wie :P Szkoda tylko, że nie mogę edytować starszych postów, bo zamieniłbym złotówki na €. Ale i tak przez najbliższe x czasu będę operował głównie procentami, bo finanse na tym poziomie rozgrywek zawsze powalają na ziemię :>

Odnośnik do komentarza

Nim się obejrzałem, już minęły trzy dni, a pod nasz stadion podjechał autokar Billericay Town, drugiego oprócz nas ligowego beniaminka. Wystawiłem niezmienioną jedenastkę, dając dotrzeć się na lewym skrzydle przeciętnemu w sobotę Noakesowi.

 

Pierwsza połowa była dla mnie dość nerwowa, a dla postronnego widza najzwyczajniej nudna. Przewagę mieli goście, gra toczyła się głównie na naszej połowie, a kilka interwencji zaliczył Brown, m.in. w ostatniej chwili zdejmując piłkę z głowy Atieno. My atakowaliśmy z rzadka i były to głównie zrywy pojedynczych piłkarzy, z których jednak nic wielkiego nie wynikało.

 

Dużo żywsze w naszym wykonaniu było drugie 45 minut. Szybko uzyskaliśmy przewagę, ale co z tego, skoro na dziesięć strzałów zaledwie dwa zmusiły Harrisona do interwencji... Długo zanosiło się na bezbramkowy remis, gdy w 80. minucie piłkę z autu wrzucił Atkinson, któremu piłkę od razu odegrał Hutchinson, następnie posłał miękką wrzutkę w pole karne, a nieporozumienie bramkarza i stoperów wykorzystał Molango, z najbliższej odległości rozstrzygając losy spotkania. Mogliśmy nawet podwyższyć wynik, ale Spencer w dwóch sytuacjach sam na sam najpierw minimalnie chybił, a później zwyczajnie wykopał piłkę poza stadion. Nie było to może piękny mecz, ale nikt nie zwracał na to szczególnej uwagi, skoro dopisaliśmy do swojego dorobku kolejne trzy punkty.

 

15.08.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 675
CS (2/42) Margate [3.] - Billericay [11.] 1:0 (0:0)

 

53' J. Flack (B) ktz.
80' M. Molango 1:0

Margate: W.Brown 7 - A.Allman 7, G.Richards 6 (78' L.Graham 6), J.Bristow 7, J.Atkinson 7 - N.Wainwright 7, A.Pulis 7, P.Cochlin 7, M.Noakes 7 (70' I.Hutchinson 7) - M.Molango 7, B.Brayley 7 (62' D.Spencer 6)

 

GM: Edwin Pindi (O Ś, Billericay) - 7

Odnośnik do komentarza

Trzecia kolejka Conference South oznaczała dla nas pierwszy wyjazdowy mecz sezonu. Gospodarze, ekipa St. Albans, wyszli na nas w bardzo ofensywnym ustawieniu, które aż prosiło się o soczystą kontrę.

 

Mało brakowało, a na owy kontratak rywale nadzialiby się już w 8. minucie, kiedy to prawym skrzydłem urwał się Molango, wrzucił piłkę wprost na głowę Brayleya, któremu jednak na drodze do otwarcia wyniku stanął bramkarz. Później St. Albans uzyskało przewagę, a po pół godzinie gry nasza sytuacja bardzo się skomplikowała, gdy Wayne Brown, który pozwolił Sozzo odebrać sobie piłkę, ściągnął go za koszulkę do parteru, za co otrzymał czerwoną kartkę. Wraz z nim do szatni zszedł Brayley, za którego w bramce stanął Searle, a po chwili rzut wolny na nasze szczęście koszmarnie wykonał Howard.

 

W szatni zasłużony ochrzan zebrał nasz radosny kartkowicz, a drużynie nakazałem dalej grać swoje, jakbyśmy nadal byli w komplecie.

 

Ujmę to tak - w drugiej połowie stałem z otwartymi ustami przy ławce trenerskiej i patrzałem, jak mój zespół postępuje z gospodarzami tak, jakby to oni grali w osłabieniu. Najpierw w 56. minucie grę z rzutu wolnego wznowił Searle, Noakes i Atkinson wymienili podania, po czym ten drugi zagrał długiego crossa za obrońców do wybiegającego Molango, który strzałem przy słupku nie dał szans Lewisowi! Trzy minuty później na rajd prawym skrzydłem zdecydował się Wainwright i dośrodkował na jedenasty metr, gdzie Pulis strącił piłkę do Molango, który zdobył swojego drugiego gola w tym meczu. Rywale po tych dwóch ciosach byli kompletnie zdezorientowani i nie pomogło im nawet przejście na 4-2-4 w ostatnich dziesięciu minutach. Mimo gry w osłabieniu odnieśliśmy przekonujące zwycięstwo, droga z piekła do nieba, a humoru nie zepsuła mi nawet skręcona kostka, z którą mecz kończył Pulis, wypadając z gry na miesiąc.

 

19.08.2006, Clarence Park, St. Albans, widzów: 283
CS (3/42) St. Albans [18.] - Margate [2.] 0:2 (0:0)

31' W. Brown (M) czrw.k.

56' M. Molango 0:1

59' M. Molango 0:2

Margate: W.Brown CZ 5 - A.Allman ŻK 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, J.Atkinson 8 - N.Wainwright 8, A.Pulis 7, P.Cochlin 8, M.Noakes 6 (70' I.Hutchinson 6) - M.Molango 8 (79' L.Yiga 6), B.Brayley ŻK 6 (32' S.Searle 7)

 

GM: Paul Cochlin (DP, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...