Skocz do zawartości

"Nie czuję się Kubicą" - rozmowa z bobsleistą Dawidem Kupczykiem


Johniss

Rekomendowane odpowiedzi

Wywiad zrealizowany dla sport.tvn24.pl

 

Robi wszystko, by pojechać na igrzyska do Soczi. To byłyby jego piąte z rzędu. Kwalifikacje są sprawą otwartą, ale polscy bobsleiści polegać mogą tylko na własnej zaradności i pieniądzach. - Nie mamy sponsorów, nie mamy niczego, ale walczymy - opowiada Dawid Kupczyk, pilot naszej bobslejowej czwórki. W rozmowie wylicza, ile brakuje im do czołówki i dlaczego w Polsce bobslejów nie można porównać do Formuły 1 na lodzie.

 

Co z igrzyskami? Awans do Soczi macie już klepnięty?

 

DAWID KUPCZYK (kapitan i pilot reprezentacji Polski w bobslejach): Jeszcze nie. Zmieniliśmy koncepcję i startujemy w Pucharze Europy. Teraz będziemy mogli zrobić więcej punktów, ale małych. W europejskim cyklu punkty są dzielone na dwa, ale łatwiej je zdobyć. Dlatego postawiliśmy po prostu na więcej startów. Do tego czasu przejechaliśmy siedem z ośmiu liczonych, a jeszcze mamy w zapasie kilka zawodów i możemy powymieniać słabsze punkty na lepsze.

 

To trochę skomplikowane...

 

Skomplikowane i w dodatku dziwne. Na przykład w Pucharze Ameryki startuje po osiem załóg i one zdobywają więcej punktów niż my w Pucharze Świata! I dzisiaj w rankingu ekipy takie jak Brazylia, Jamajka i Australia, z którymi nigdy nie przegrywaliśmy, teraz są przed nami i to z dużą przewagą punktów. Brazylijczycy nie wiem nawet na czym jeżdżą, zajmują ostatnie miejsca, a i tak są wyżej.

 

 

Łatwiej awansować występując za Oceanem niż w Europie?

 

Tak. Tacy Chorwaci, którzy zazwyczaj tutaj kończą ślizgi ze stratą czterech sekund, dostają więcej punktów za występy tam, niż my tutaj zmagając się ze światową czołówką. Ale by lecieć na kontynent amerykański, trzeba mieć pieniądze.

 

O pieniądzach za chwilę, ale jeszcze ta upragniona kwalifikacja. Polska czwórka pojedzie do Soczi?

 

Dzisiaj (rozmawialiśmy 8 stycznia - aut.) weszliśmy do trzydziestki kwalifikującej się, ale pozostało kilka startów i wszystko się może zmienić. Dosięgnęliśmy dna i teraz może być już tylko lepiej. Liczę, że przesuniemy się jeszcze o kilka miejsc do przodu, by spokojnie znaleźć się na liście startowej do igrzysk. Deadline jest 19 stycznia. Walczymy.

 

Zakładając, że pojedziecie do Soczi, na co się nastawiacie? Pierwsza piątka, dziesiątka, a może sam start już będzie sukcesem?

- Trudno powiedzieć. Zawsze jedziemy, zawsze staramy się i zawsze walczymy o najwyższe pozycje. Będziemy celować w dziesiątkę lub piętnastkę. Pierwsza dziesiątka jest jak najbardziej możliwa. Bobsleje nie są dyscypliną jak lekkoatletyka, gdzie wygrywa tylko Usain Bolt, tutaj może wygrać każdy. Jednemu podpasuje lepsza pogoda pod płozy, drugi będzie miał lepszy dzień i całkiem realne są niespodzianki.

A poznaliście już olimpijski tor?

Tak, co prawda mamy dużo mniej ślizgów treningowych niż inne zespoły na świecie, już nawet nie wspominając Rosjan, którzy trenują tam na co dzień i mają około 200-300 ślizgów. My w tej chwili zrobiliśmy ich połowę mniej. Ostatnio przygotowywaliśmy się tam prawie dwa tygodnie i całkiem dobrze sobie radziliśmy.

I jak oceniacie ten obiekt?

Na torze trzeba cały czas myśleć, nie ma tam taki momentów, że można na chwilę odetchnąć. Nawet gdy jest prosta, to jest ona delikatnie zakrzywiona, że trzeba tam zawsze coś zrobić. To bardzo techniczny tor, trzeba się mocno nakombinować, żeby pojechać tam w bardzo dobrym czasie.

 

Pan jest pilotem ekipy. Na czym polega ta rola?

 

Rola pilota na początku jest podobna jak u innych zawodników. Na starcie trzeba rozepchać boba czy to w czwórce, czy w dwójce. Następnie łapię za stery, które składają się na dwie podwieszone linki przełożone na układ sterowniczy. Pociągając prawą linkę, skręcasz w prawo, analogicznie jest z lewą. Wykonujemy minimalne ruchy, bo prędkości są duże – w zależności od tego, w jak duży wiraż wjeżdżamy, ruchy są mocniejsze lub delikatniejsze.

 

A jakie zadania mają pozostali zawodnicy?

 

W dwójce pilot steruje, odpychający jest także hamulcowym i za metą zwalnia bobslejem. W czwórce oprócz pilota i hamulcowego jest dwóch zawodników rozpychających.

 

Na moment wyjdźmy z boba. W Polsce w ogóle macie gdzie trenować?

 

Nie, nie mamy gdzie się szkolić. Zwykle jeździmy do Norwegii, wykonujemy jeden trening w tygodniu, aby zaoszczędzić na kosztach. A jeździmy na północ, bo tylko tam możemy zrobić w miarę dużo ślizgów za relatywnie niską cenę.

 

A jak wyglądają te treningi?

 

Techniczne treningi, czyli zjazd bobslejem, powinny się odbywać w ten sposób, by mieć zaliczonych około 100-120 ślizgów przed sezonem. Niestety, zwykle ich mamy po pięćdziesiąt. W tym sezonie olimpijskim udało nam się zrobić sześćdziesiąt, włącznie z treningiem w Soczi. To jest dużo, dużo za mało. Wszystko odbywa się po kosztach.

 

Właśnie chciałem zapytać się o organizację. Według rozpiski PKOl-u wasza dyscyplina podlega Polskiemu Związkowi Sportów Saneczkarskich. By dowiedzieć się nieco, próbowałem wejść na stronę oficjalną związku, tymczasem otrzymuję komunikat, że ona nie istnieje. Strach zapytać, jak to funkcjonuje poza internetem…

 

No właśnie, tak to wygląda…

 

To znaczy?

 

Ścigamy się na jednym sprzęcie od kilku lat. Jesteśmy takim krajem, że nie ma pieniędzy na bobsleje, nikt ich za darmo nie rozdaje. A jednak jest to dyscyplina, która na świecie się rozwija. Materiały idą do przodu, sprzęt idzie do przodu. Jesteśmy zawsze o dwa kroki z tyłu.

 

Nie ma co porównywać do Austriaków, Szwajcarów, Niemców?

 

Właśnie tak. W tym sporcie niuanse decydują o sporcie. Niemcy wymienili wszystkie bobsleje na nowe. Dla Amerykanów boby robi teraz BMW, dla Włochów Ferrari, dla Anglików McLaren…

 

A dla Polaków?

 

My kupiliśmy sprzęt od Łotyszy, ponieważ tylko na taki było nas stać. Oczywiście dużo lepsza jest technologia austriacka i niemiecka, jeśli się ma pieniądze – to można od nich kupić. Ale na przykład nikt nam nie sprzeda amerykańskich bobslei. Są natomiast firmy, które robią bobsleje i to bardzo dobrej klasy, lepsze niż łotewskie, ale kosztują dwa razy więcej.

 

Zatem o jakich kwotach mówimy?

 

Jest taka firma Eurotech, która wspiera Kanadyjczyków i Koreańczyków. Oni ślizgają się na sprzęcie wartości 100 tysięcy euro.

 

100 tysięcy euro?

 

Tak, dla porównania my dysponujemy bobslejem, który kupiliśmy kilka lat temu za 30 tysięcy euro.

 

Przed igrzyskami macie jakąś szansę na szybszą konstrukcję?

 

Nie sądzę. Jeszcze będziemy próbowali od kogoś pożyczyć, rozmawiać… Może pomogą nam Austriacy, ale raczej nie ma co na to liczyć…

 

Skąd w takim razie otrzymujecie pieniądze, skoro nie pomaga wam ani ministerstwo, ani związek? Macie jakichś sponsorów?

 

Nie mamy sponsorów. Nic nie mamy. Od ministerstwa otrzymujemy grosze. To zawsze jest dużo za mało.

 

Czyli dokładacie do tego interesu?

 

Tak, dokładamy. Nawet na ostatnie zgrupowanie w Koenigssee pojechałem całkowicie ze swoich pieniędzy.

 

Ilu was, zapaleńców, jest w Polsce?

 

Teraz w Polsce bobsleje uprawia sześć osób. Juniorów ostatnio odstawiło się na boczny tor ze względu na to, że główna reprezentacja przygotowuje się do igrzysk i to na nich skupiona jest największa uwaga.

 

Jak to się ma do tych egzotycznych zespołów jak Jamajka czy Monako?

 

Monako akurat jest bardzo wysoko w rankingu i był taki czas, dwa lata temu, że zajmowali czołowe miejsca w Pucharze Świata. A wszystko dlatego, że mieli rozpychającego z Kanady. W ich małym kraju bobsleje są na światowym poziomie.

 

A Jamajczycy, o których bobslejowych umiejętnościach pierwszy raz dowiedzieliśmy się po filmie "Reggae na lodzie"?

 

Jamajczycy mają gdzie trenować, bo to naturalizowani Amerykanie i Kanadyjczycy. Podobnie jak Brazylijczycy, mieszkają gdzieś w Calgary i mają zdecydowanie łatwiejszy dostęp do torów niż my. Należą do klubów, mają dobry sponsoring i tak sobie jeżdżą.

 

Bobsleje w kibicowskim kręgu nazywa się Formułą 1 na lodzie…

 

Ale ja nie czuję się Robertem Kubicą. Nie ta bajka.

Odnośnik do komentarza

Właśnie chciałem zapytać się o organizację. Według rozpiski PKOl-u wasza dyscyplina podlega Polskiemu Związkowi Sportów Saneczkarskich. By dowiedzieć się nieco, próbowałem wejść na stronę oficjalną związku, tymczasem otrzymuję komunikat, że ona nie istnieje. Strach zapytać, jak to funkcjonuje poza internetem…

 

 

Może gdybyś spróbował sprawdzić "Polski Związek Sportów Saneczkowych" to by się udało? Mają nawet stronę, wprawdzie kiepską i od dawna nieaktualizowaną.

Odnośnik do komentarza

 

Właśnie chciałem zapytać się o organizację. Według rozpiski PKOl-u wasza dyscyplina podlega Polskiemu Związkowi Sportów Saneczkarskich. By dowiedzieć się nieco, próbowałem wejść na stronę oficjalną związku, tymczasem otrzymuję komunikat, że ona nie istnieje. Strach zapytać, jak to funkcjonuje poza internetem…

 

 

Może gdybyś spróbował sprawdzić "Polski Związek Sportów Saneczkowych" to by się udało? Mają nawet stronę, wprawdzie kiepską i od dawna nieaktualizowaną.

 

Ta strona to jest jakiś skandal, na chromie wszystko tam się na dole (poniżej galerii) kaszani :/

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...