Skocz do zawartości

Ulepić coś z gówna.


Doctor

Rekomendowane odpowiedzi

....

 

- Bristol City, to klub znany w całej Anglii. Komplet na naszym 22. tysięcznym stadionie, to praktycznie codzienność. - Richard z zachwytem opowiadał o klubie, w którym pracował przez całe życie. Bla bla bla. Prawda jest taka, że Bristol City tkwił po pas w gównie i od lat nie mógł się z niego wydostać. Jaki kurwa komplet widzów. To skąd te długi i średnia wieku zespołu wynosząca 25. lat.

- A jak jest ze szkoleniem młodzieży? - Zapytałem z lekkim uśmiechem.

- Szkolenie młodzieży stoi na bardzo wysokim poziomie. Śmiem twierdzić, że pod tym względem jesteśmy najlepsi w całej lidze. - To przestawało być śmieszne. Richard zachwycał się nad śmierdzącym gównem jakby było to gówno, które pobiło rekord Guinessa. - Oto John Atyeo. Nasz najlepszy strzelec. Grał bardzo dawno temu, ale to legenda. Jest pan w stanie sobie wyobrazić, że strzelił dla nas 314. bramek. Niech pan poda mi innego napastnika, który strzelił tyle bramek w... - Richard się zawahał.

- W? Czyżby w czwartej lidze Angielskiej, a może w piątej?

- Oto drzwi do biura prezesa. Szef już na pana czeka. - Kolesiowi wyraźnie udało się uciec od tematu. Widocznie było, to dla niego wstydliwe. Chyba pierwszy raz chciał powiedzieć zdanie, które nie pochwalałoby Bristolu.

 

 

Otworzyłem drzwi, ale przedtem ugryzłem się w język.

 

 

- Richard! Jeszcze jedno pytanie.

- Tak proszę Pana.

- Jak on się nazywa? - Lekko przyciszonym głosem zapytałem.

- Kto?

- Twój szef idioto!

- Od dzisiaj Pan może być moim szefem, a prezes, to Keith Dawe.

- Dzięki Richard. Lepiej módl się żebym nie został twoim szefem. - Odpowiedziałem jedną nogą przekraczając próg.

 

 

Rozejrzałem się i zobaczyłem Keitha. Siedział na obrotowym krześle tyłem. Miałem trochę czasu, aby przez okno zobaczyć klepisko, po którym biegało kilku czarnoskórych chłopców.

 

 

- Witam. Przyszedłem tutaj z nadzieją, że da mi pan pracę. - Dopóki nie musiałem trzymać kontraktu wzrokowego z prezesem byłem bardzo pewny siebie.

- Usiądź. - Prezes przekręcił się o 180. stopni i spojrzał na mnie. Wypełniłem jego polecenie i lekko poluzowałem krawat. Gdyby nie, to pewnie leciałaby ze mnie pot. Zawsze stresowałem się, gdy ktoś postawiony wyżej rozmawiał ze mną o pracy. - A, więc powiedz mi dlaczego chcesz dostać tą pracę?

- Ponieważ, jestem młodym managerem i chciałbym osiągnąć sukces. - Nieśmiało powiedziałem. Keith tylko się uśmiechnął.

- Słyszę, to przy każdym naborze i jeszcze nigdy nie dałem takiemu człowiekowi pracy.

- A asystent Richard? - Było mi obojętne jak zareaguje prezes. Wiedziałem, że mam marne szanse, a, gdybym nie zapytał o tego głupka, to pewnie długo bym tego żałował.

- Na prawdę chcesz znać jego historię? - Skinąłem głowa. - W takim razie był bratankiem poprzedniego managera i jego pozycja jest nienaruszona. - Keith spojrzał mi w oczy. A po chwili milczenia dodał - Czasem mówi dziwne rzeczy, ale nie zarabia zbyt wiele i nie pogrąża naszego klubu. Wbrew pozorom, jest doświadczonym asystentem.

- Jeśli jest takim wspaniałym asystentem, to czemu były manager już tutaj nie pracuje.

- Bo zmarł w wypadku samochodowym. Po tej tragicznej wiadomości zastanawialiśmy się nad zakończeniem działalności Bristol City... Właściwie, to, gdyby nie Richard pewnie szukałby pan pracy u konkurencji. Mimo, to złośliwi twierdzą, że poprzedni manager zostawił tylko długi. To na prawdę smutne. - Sytuacja zrobiła się nieco nerwowa. Nie sądziłem, że kiedyś usłyszę taką historię.

- Nie wiedziałem o tym. Właściwie to przyznaję się bez bicia, że historia tego klubu nie jest mi znana.

- To liczy się najmniej. Dobre wyniki szybko uczynią z Pana lokalnego bohatera. - W głowie zabrzmiały mi słowa prostytutki z mojego miasta. Zwykła mówić, że nie długość, lecz technika czynią z Ciebie zawodnika.

- A, więc jest Pan wstępnie zainteresowany moją osobą? - Zapytałem.

- Tak. Jest Pan młody, ma charyzmę. Takiego trenera potrzebuje Bristol City. - Byłem już pewien, że w końcu dostanę tą robotę. - Ale nie tak szybko. Zatrudniam Pana na okres próbny. Po trzech miesiącach zacznę się zastanawiać nad przedłużeniem umowy.

- Dobre i to. A co mam zrobić przez ten czas?

- Masz wygrywać mecze i dobrze przepracować okres przygotowawczy. Transfery, to chyba nie jest dla Ciebie spore wyzwanie. Mam tylko prośbę. Korzystaj z młodych graczy. Dostaniesz 300,000$ na transfery i 110,009$ na płace. Celem jest awans.

- Awans z takim budżetem. No kurwa nie sądzę szefie. Dzisiaj nie mamy Prima Aprilis. Mam się bić o awans?

- Bij się o przedłużenie kontraktu, bo już mi podpadasz. - Keith spojrzał na drzwi. Miał wyraźnie dosyć tej rozmowy

 

 

Po opuszczeniu gabinetu byłem zmieszany. Mogło być gorzej. Niby mam tę robotę, ale budżety i męczenie się z takim człowiekiem jak Richard...To nie zachęcało do owocnej pracy.

 

Odnośnik do komentarza

- Richard!

- Tak szefie?

- Dostałem tą robotę! Ale nie martw się, dla Ciebie nie oznacza, to zwolnienia. Zostaniesz w tym klubie i razem odniesiemy sukces. Ulepimy coś z tego gówna i już w tym sezonie. - Udawałem zachwyconego, a mój asystent też podłapał zajawkę i bardzo się ucieszył.

- Jest Pan w moim wieku i chyba będziemy się rozumieć bez słów. - Richard bardzo się radował. - Korzystając z okazji wstępnie załatwiłem już sparingi. Oczywiście mogę je odwołać.

- Jest dobrze, ale chcę zorganizować wielki mecz na naszym stadionie. Niech przyjedzie Bayern Monachium. Zarobimy na biletach. Załatwisz to?

- Postaram się.

 

 

Pozycja bramkarza jest jako tako obsadzona. Naturalnym wyborem zdaje się być Frank Fielding, 24. letni Anglik. Wychowanek Blackburn. W, którym spędził siedem sezonów i nie zagrał ani minuty. A w przyszłości miał być reprezentantem kraju. Mimo, to nie wydaje mi się abyśmy mieli z, nim jakieś problemy. Przyszedł w poprzednim sezonie za 400. tysięcy. Czas zweryfikuje, czy był, to dobry transfer. Od kilku trenerów słyszałem, że za kilka lat może go zastąpić nasz drugi bramkarz. Elliott Parish, również Anglik. Liczy sobie dwadzieścia dwie wiosny. Mimo, to złośliwi twierdzą, iż lepiej powiesić ręcznik na bramce niż dać szansę temu młodzianowi. Prawa strona powinna należeć do Bernanda Moloneya, który jest dobry w ofensywie. Ale jego gra obronna pozostawia sporo do życzenia. Pewnie, gdybym mógł wydać więcej, to znalazłby się hajs na prawego obrońcę. A tak nie wiem, czy nie będziemy musieli martwić się o tą pozycję. Mimo, to tragedii nie ma, bo Bernand na prawdę potrafi ładnie dośrodkować. A i fizycznie jest mocny. Zastępcą, który może wygryźć Bernanda jest solidny średniak Richard Foster. Mimo, iż jego imię kojarzy mi się negatywnie, to szczerze przyznam, że jest lepszy w obronie i pomimo 26. lat prezentuje się bardzo dobrze. Kiedyś grał w Rengersach. Każdy, kto martwił się o lewą obronę może odetchnąć z ulgą. Tutaj nie ma takiej tragedii. 31. letni Anglik Nicky Shorey jest pierwszym kandydatem do gry na tej pozycji. Mój boski asystent ocenia tego gracza na cztery i pół gwiazdki, ale ma swoje lata i nie będzie tutaj wiecznie. Dlatego też Greg Cunningham może liczyć na swoją szansę. To 21. letni lewy obrońca z Irlandii. Liczę, że wygryzie dziadka już w tym sezonie. Na takich młodzianów aż chce się stawiać. Na środku obrony jest mały kłopot. Mamy co prawda czterech stoperów, ale tylko James Wilson jest idealnym wyborem na tą pozycję. Ma 23. lata i może się jeszcze rozwinąć. Fontaine i Bates będą walczyć o drugie miejsce, a dla Louisa Careya będzie, to ostatni sezon w naszym klubie. Ma 35. lat i chyba nie myśli poważnie o graniu w piłkę. Obrońca by się przydał. Młody, gniewny...Albo młody i gniewny. Obojętnie. Pozycja defensywnego pomocnika będzie obsadzona przez Marvina Elliotta. Ze swoim przyzwoitym odbiorem i wyrównanymi statystykami fizycznymi może być dobrym ryglem defensywy. Tylko on może grać jako defensywny pomocnik, więc trzeba mu znaleźć kolegę na tą pozycję. Rywalizacja jest potrzebna. Ciężar rozgrywania akcji będzie spoczywał na dwóch środkowych rozgrywających. Najlepszym jest Neil Kilkenny. Pomimo, że nie jest najszybszym piłkarzem to potrafi zaliczyć wspaniałą asystę i gwarantuje wysoki poziom. O drugie miejsce będzie się bił Pearson, Howard i Kelly. A Bobby Reid, to jeszcze melodia przyszłości. Z twarzy nie wygląda na klasowego piłkarza, ale może osiągnie wysoki poziom. Asystent daje mu cztery gwiazdki potencjału. Mamy dwóch skrzydłowych. Jeden jest lepszy, a drugi troszkę słabszy. Ale niestety obaj są piłkarzami prawonożnymi i lepiej czują się po prawej stronie. Celem jest kupienie lewoskrzydłowego, albo dwóch takich graczy. Napastników mamy trzech, ale tylko jeden z nich jest na prawdę bardzo dobry. To Sam Baldock. Były piłkarz West Hamu na pewno zasługuje na grę w pierwszym składzie. Przyszedł w poprzednim sezonie i jeszcze nie udowodnił wszystkim, że był wart 1.3 MLN. Ja bym tyle za niego nie dał. Drugim wyborem jest Marlon Harewood, a Ryan Taylor mógłby polecieć z tego klubu, ale nikt nie kupi go nawet za 100. tysięcy.

 

W rezerwach jest dwóch utalentowanych chłopaków, ale nie wiem czy kiedyś przebiją się do pierwszego składu. Szanse są tak iluzoryczne, jak postawienie na to, że Polska drużyna w przeciągu pięciu lat awansuje do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

 

 

Kiedy zmierzałem do wyjścia znów spotkałem Richarda. Rozmawiał przez telefon i był strasznie wściekły. Postanowiłem, że przeczekam tą rozmowę i sam zagadam.

 

- Hej brachu! Jak tam nasz sparing z Bayernem? - Znowu celowo udawałem głupka.

- Witam, prze.. prze... pro. - Mój asystent strasznie się jąkał i nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa.

- Hej stary, co jest grane?

- Szefie. Coś załatwiłem, ale nie wiem, czy będzie pan zadowolony.

- A, więc słucham, co załatwiłeś Richard. - Spojrzałem mu głęboko w oczy.

- No, więc dziesiątego sierpnia przyjadą do nas piłkarze Bayernu. Drugiej drużyny Bayernu... - Uderzyłem pięścią w ścianę.

- Nie martw się chciałeś dobrze.

Odnośnik do komentarza

Z samego rana do mojego gabinetu wpadła młoda sekretarka. Nie była to osoba urodziwa, śmiem twierdzić, że na trzeźwo bym jej nie tknął. A bardzo rzadko mam takie zdanie o kobietach. Rudowłosa i piegowata Emilie przyszła zdać mi raport o npower League 1. Od początku gówno mnie interesowała ta liga. Bo prawda jest taka, że pieniądze zaczynają się dopiero w Championship. W połowie nużącego wykładu do Emilie zadzwonił telefon. Z rumieńcami na policzkach mnie przepraszała. Nie gniewałem się, bo wtedy wyglądała dość ładnie. Zdawała się być osobą bardzo ciepłą.

 

- Odbierz proszę, pewnie to twój chłopak. - Nie ukrywam, że krótka przerwa była mi bardzo na rękę.

- Zgadł pan. Jeszcze raz przepraszam. Zaraz wracam.

- Nie śpiesz się złotko...

 

Emilie nawet nie zauważyła jak opuściłem gabinet i przedostałem się na boisko treningowe czyli bezpieczny teren. Właśnie miał rozpocząć się trening, dlatego ja i cała ekipa pojawiliśmy się na boisku. Pierwszy raz przemówiłem do moich podopiecznych. Miałem w dupie to czego nauczyli mnie na kusie UEFA. Mówiłem do nich od serca, nie unikałem przekleństw. Chciałem zmotywować ich do walki i ciężkiego treningu. W ich oczach widziałem chęć walki o miejsce w pierwszej jedenastce. Nie tylko podpowiadałem, ale też wziąłem udział w jednej gierce i chyba nie poszło mi najgorzej. Trenerzy byli pod wrażeniem mojego zaangażowania. Przynajmniej tak mówili. A może mówią tak każdemu kolejnemu trenerowi? Sam nie wiem. Kilku z nich mówiło bardzo wiarygodnie. Po jednym treningu na pewno mogę stwierdzić, że mam tutaj grupę uzdolnionych chłopaków.

 

 

- Szefie mam tutaj dla Pana raporty naszych scautów. Jest kilku ciekawych zawodników, więc radzę Panu szybko je przejrzeć.

- Z takimi rzeczami nie należy się spieszyć Richard. Na to przyjdzie czas.

- Ehhh... - Richard zrobił kwaśną minę. - Szefie wiem o wszystkim. Podsłuchałem rozmowę Pana z prezesem Keithem. Wiem, że uważa mnie Pan za bardzo słabego asystenta, a ja nie potrafię wykonywać swoich zajęć. Chciał Pan mecz z Bayernem, a przyjadą rezerwy. Jestem beznadziejny. - Najchętniej przyznałbym mu rację, ale w tym momencie zrobiło mi się go szkoda.

- Jesteś legendą tego klubu, to ja powinienem podobać się Tobie a nie Ty mi. Bilety na mecz z rezerwami Bayernu sprzedają się świetnie, więc gdzie leży problem?

- Praca w tym klubie mnie przytłacza. - Spojrzałem na niego zdezorientowanym wzrokiem. - To nużące.

- Nie prawda Richard. Wiem czego Ci potrzeba. Chociaż trochę rozrywki. Który dzisiaj mamy?

- 20. lipca. Dziś sobota, a jutro pierwszy sparing.

- Nie będzie tak źle. Dziś się zabawimy.

Odnośnik do komentarza

Odpowiadają Wam takie odcinki, czy ograniczyć się do opisywania sytuacji klubowej?

______________________________________________________________________

 

- Kiedy ostatni raz byłeś na dyskotece? - Zapytałem zdezorientowanego Richarda.

- Jakieś dwa...Nie, trzy lata temu.

- Poważnie!?

- Tak, ale czy to ważne?

- Oczywiście, bo właśnie jedziemy na taką dyskotekę. Nieźle się zabawisz, będą fajne dupeczki.

- O nie! Co to to nie! Nie potrzebuje teraz kobiet do towarzystwa.

- Jak to nie, przecież każdy kogoś potrzebuje. Chociaż na jedną noc.

- Zatrzymaj się! - Krzyknął Richard. Odwieź mnie do domu.

- Nie stary jedziemy na dyskotekę. Chyba, że powiesz mi kogo masz. - Dociekliwie zapytałem.

- Nie mam nikogo. Ale moje serce jest zajęte dla cudownej...- Richard ugryzł się w język - Znasz ją i pewnie mnie wyśmiejesz. Dlatego Ci nie powiem.

- Jeśli powiedziałeś a, to powiedz też b.

- Chyba zakochałem się w Emilie. - Richard odetchnął z ulgą. W końcu komuś o tym powiedział.

- Ty w Emilie. Ona jest pełnoletnia? Wygląda na szesnaście lat.

- Znam ją od czterech miesięcy, często rozmawiamy. Ma 22. lata. Ale nic nie wie o tym, że jestem w niej zakochany.

- A więc to tak. Dzisiaj miałem okazję z nią porozmawiać. Zadzwonił do niej telefon i rozmawiała ze swoim chłopakiem. - Spojrzałem na Richarda, który wytrzeszczył oczy.

- Dzięki za pocieszenie. Jesteś na prawdę bardzo wyrozumiały. - Odburknął.

- Nie martw się pewnie masz u niej szansę - Celowo skłamałem. Chyba dobrze mi to wychodzi. - Zaproś ją do kina.

- Pozwól, że nie będę korzystał z Twoich rad. - Richard odwrócił wzrok.

 

Po pięciu minutach.

 

- Tutaj mieszkam, dzięki że mnie podwiozłeś. Cześć. - Chłodno rzucił Richard.

- Poczekaj. Pamiętaj, że szansa na dozgonną miłość rośnie z wiekiem. - Richard udał, że nie słyszy i szybkim krokiem odszedł. A ja się roześmiałem.

Odnośnik do komentarza

To dobrze, bo na wyniki nie ma co liczyć. To moja drugie podejście do FM'a 2013 i osłodzę je fabułą. Może i to trochę tandetne, ale cóż...

________________________

 

Sparingi już za mną. Wyniki można uznać za przyzwoite.

 

vs. Hareford 2:1 (2x Anderson)

vs. Blackpool 1:3 (Harewood)

vs. Bangor City 2:0 (Emmanuel-Thomas, Anderson)

vs. Dartford 0:0

vs. Villareal 0:0

vs. Bayern Monachium II 1:1 (Anderson)

 

Transfery:

Keith Fahey za darmo. Zawodnik w sile wieku. Ma wspomóc nasze rozegranie. Zarabia sporo, ale już jest wyceniany na milion funtów, więc można na nim zarobić. Nie lubię zarabiać na ludziach. No chyba, że ktoś wyjątkowo się nie sprawdza.

Richie Barroilhet za darmo. Młodziutki napastnik z Francji, którym może się jeszcze rozwinąć.

Mat Mitchel-King za 30. tysięcy funtów. Uzupełnienie naszej obrony. Chyba niewypał, ale to się okaże.

Martin Mutumba za 200. tysięcy funtów. Przyzwoity lewoskrzydłowy.

 

Uważam to okienko za bardzo słabe. Praktycznie nikogo ciekawego nie podesłali mi scauci. Kilku zbyt drogich zawodników powędrowało na listę życzeń.

 

 

Gdy już miałem kończyć dzień roboczy do mojego biura wszedł Richard. Na jego twarzy rysowało się podniecenie.

- Stary mam prośbę.

- Słucham? - Odparłem z nadzieją, że nie chodzi o Emilie.

- Chodzi o Emilie, ona jest cudowna. - Z wypiekami na twarzy opowiadał Richard.

- Poczekaj. Uspokój się. - Wstałem i polałem koniaku. Richard szybko przechylił szklankę i wypił trunek.

- Hej stary! To nie są tanie rzeczy. Uważaj, to nieźle kopie. - Ostrzegałem.

- Dobra wznoszę toast, za nasz debiut w Pucharze Capital One Cup. Za to żebyśmy wjebali Oxfordowi pięć bramek.

- Za to zawszę mogę wypić.

- A co do tych kobiet to wydaje mi się, że teraz jestem jeszcze trzeźwy i mogę zagadać do panny Emilie. - Lekko chwiejąc się poszedł do mojej sekretarki. Nie wróżyło to niczego dobrego, ale moje próby powstrzymywania go nie przyniosły skutku.

 

Po pięciu minutach.

 

- Co Pan najlepszego wyprawia Panie Richard! Proszę mnie nie dotykać! Stop! Pomocy.

- O cholera tak nie krzyczy szczęśliwa kobieta. - pomyślałem.

Odnośnik do komentarza

Przez następny dzień w klubie panował chaos. Wszyscy czekali tylko na interwencję prezesa. Wiedziałem, że i mnie dosięgną konsekwencję, ale nie mogłem tego rozpamiętywać. Moim celem było ustalenie składu na mecz z Oxfordem. Było to spotkanie bez jednoznacznego faworyta. Można było sporo wygrać na tym meczu obstawiając jakiś inny rezultat niż remis. Z mojej głowy w końcu wydostał się plan składu na ten mecz.

 

Graliśmy na wyjeździe i być może dlatego oddaliśmy pole gry. W 13. minucie składną akcję przeprowadził Oxford. Strzał zza szesnastego metra oddał Potter, ale Fielding sparował piłkę na rzut rożny. Z trybun dochodziły odgłosy nienawiści do mojej drużyny, ale z minuty na minutę coraz bardziej się rozkręcaliśmy. W 40. minucie w polu karnym rywali brutalnie faulowany był Anderson, a jedenastkę na gola zamienił Fontaine. Sytuacja była idealna. Nasz przeciwnik był w szoku, my na fali graliśmy jednego więcej. Niestety moi napastnicy strzelali Panu Bogu w okno, a ja liczyłem na jednobramkowe zwycięstwo. Niestety się przeliczyłem. Niesiony dopingiem swoich kibiców w 87. minucie doprowadzili do wyrównania. Nie wierzyłem w to, aż do ostatniego gwizdka. Byłem wkurwiony na moich piłkarzy a oni doskonale o tym wiedzieli. Na dogrywkę wyszli zmotywowani. No i cisnęli rywala jak chcieli. Szkoda, że ostatecznie nie udało się strzelić gola i doszło do rzutów karnych. W, których więcej szczęścia miał Oxford. A może to presja, która ciążyła na moich piłkarzach. Sam nie wiem. Ale jestem świadom, że nie można wypuścić takiego wyniku, gdy gra się o jednego więcej. Nie jestem zadowolony z mojej drużyny, ale nie chcę ich dołować. Sami czują się jak dziwka po gangbangu. Natomiast trener Oxfordu może czuć się jak klient, który nie musiał płacić za stosunek.

 

Capital One Cup 1. runda.

Oxford vs. Bristol City 1:1/5:3 po karnych. (Fontaine)

Frekwencja: 1,641.

MoM: Jake Wright (9.0)

Odnośnik do komentarza

Po meczu prezes wezwał mnie na rozmowę.

 

- Witam Panie prezesie. Mam świadomość, że w poprzednim spotkaniu poszło nam bardzo przeciętnie, ale postaram się powalczyć w lidze.

- Wczorajszy mecz? Nie po to Cię tu wezwałem! Wczoraj stała się okropna rzecz. Mamy dużo szczęścia, że panna Emilie nie zgłosiła sprawy na policje, albo nie z tym do jakiejś gazety. To oznaczałoby zakończenie współpracy z naszym głównym sponsorem i zamknięcie klubu. - Szybko mówił Keith.

- Czyli nie obchodzi Pana ten mecz? - Zapytałem ze zdziwieniem.

- A czy rozmawialiśmy o celu? Celem jest awans do wyższej ligi, a nie wygranie pucharu Capital One Cup. Oczywiście gdybyśmy przebrnęli przez pierwszą rundę, to zyskalibyśmy sporo pieniędzy, ale nie mamy tak szerokiej kadry aby grać na wielu frontach. Wracając do sprawy. Chcę żebyś zajął się Richardem.

- Uważam, że dobrze sobie radzi.

- Chyba sobie kpisz? Zabierz go na jakieś dziwki niech się wyżyje. Nie pozwól aby wpadł w depresję.

- Bo wie Pan jego interesuje tylko jedna kobieta.

- To niech ją poderwie i nie odstawia takich numerów.

- Próbował wczoraj, ale był za bardzo wstawiony.

- Wstawiony!? Przecież on nie pił przez ruski rok. Jeśli maczałeś w tym palce...

- Nie, nie szefie! Gdzieżbym śmiał upijać mojego asystenta. Sam jestem abstynentem - skłamałem.

- To dobrze, nie potrzebuje w klubie osób, które widzą podwójnie. Romanse też są nie wskazane, ale ze względu na szacunek do Richarda ten jeden raz przymknę oko. Przekaż mu to.

- Jeszcze coś szefie?

- Od Twojego przybycia mamy same problemy. Oby to był tylko przypadek.

 

Wyszedłem z biura bardzo nabuzowany.

 

- Richard! Uratowałem Ci tyłek. Gdybym nie skłamał, że nie piłem z Tobą alkoholu to pewnie już bym wyleciał! - Krzyczałem na mojego asystenta.

- Nie krzycz na mnie, proszę... Daj się porządnie wyspać...Zaraz, zaraz powiedziałeś alkoholu? Ja piłem alkohol?

- A po czym Cię tak boli łeb baranie jak nie po alkoholu.

- Racja, zawsze miałem słabą głowę. Robiłem jeszcze coś złego?

- O mały włos nie zgwałciłeś Emilie. Człowieku jesteś poważny!? Wypiliśmy dużo alkoholu. Podszedłeś do niej i zacząłeś ją obmacywać. Wołała o pomoc. - Spojrzałem na ledwo żywego Richarda.

- A kto to Emilie? - Zapytał po czym puścił pawia na podłogę.

- Ja pierdolę...

Odnośnik do komentarza

Inauguracja npower League 1 to kolejny wyjazd. Tym razem na New York Stadium i mecz z Rotherhamem. Frekwencja była całkiem przyjemna. Sobota, dzień wolny od pracy. Blisko dziesięć tysięcy widzów na trybunach. Nic tylko walczyć o trzy punkty i wrócić stamtąd bez kontuzji. Znów miałem problem ze składem, ale stwierdziłem, że warto dać drugą szansę tym, którzy zawalili w pucharowym meczu z Oxfordem. Zagraliśmy poprawny mecz, ale brakowało nam skuteczności. Trzy celne strzały pewnie wyłapał bramkarz Rotherhamu i zagwarantował im jeden punkt. Szkoda, że sędzia nie zauważył ewidentnego faulu na Baldocku. Gdyby był choć trochę sprytniejszy to mielibyśmy rzut karny. Niestety nie będę narzekał na arbitra, bo pewnie w tej lidze są jeszcze gorsi sędziowie. Na pewno mały plus przy defensywie, bo nie dopuściliśmy do żadnego celnego strzału. Nasi rywale w ofensywie nie istnieli. Potwierdziły się przewidywania bukmacherów... Można to nazwać małym przekrętem i pewnie w Premier League każdy by o tym pisał, ale ja pochodzę z Polski, a takie sytuacje to codzienność. Trudno mi przygotowywać taktykę pod każdego rywala, bo ta liga jest nieprzewidywalna. Ale brak skuteczności bardzo razi w oczy. Nie mówię tylko o napastnikach, bo jest to też problem skrzydłowych.

 

npower League 1 [1/46]

Rotherham vs. Bristol City 0:0

Frekwencja: 9,573

MoM: Craig Morgan (Rotherham)

 

 

- Co Pan sądzi o tym spotkaniu?

- Uważam, że takie mecze jak ten powinno się wygrywać. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Kompletnie zdominowaliśmy naszego rywala, który nie potrafił oddać celnego strzału.

- Czy to prawda, że w planuje się Pan do sprowadzenia jakiegoś piłkarza.

- Może to dziwne, ale tak. Niestety nie uda mi się go zarejestrować, bo termin dawno upłynął. Ale jest to młody piłkarz, który wprowadzi sporo ożywienia w nasze szeregi.

- Kiedy nastąpi oficjalna prezentacja piłkarza?

- Oczywiście... Zapytajcie mnie jeszcze jak się nazywa, gdzie poprzednio grał i czy jego zatrudnienie wpłynie na rywalizację o bluzę z numerem jeden.

- W taki razie jak on się nazywa?

- Na to jeszcze przyjdzie czas, ale jest to bramkarz.

 

 

Richard podszedł do mnie.

 

 

- Spokojniej z tymi dziennikarzami. Akurat ta przemiła Pani od kilku lat melduje się na każdej konferencji i pisze pozytywne rzeczy o naszym klubie. - Z wyrzutem skierował w moją stronę asystent.

- Czyli kłamie? Przecież mamy spore długi. - Z zaciekawieniem zapytałem.

- Pisze pozytywnie, więc ludziom się to podoba. - Chłodno odparł Richard.

- To będzie pisać negatywne, gówno mnie to obchodzi.

- Dopóki nie zaczniesz wygrywać to na pewno będzie pisać negatywne. - Obiektywnie stwierdził Richard.

- Spokojnie stary. Jeszcze czterdzieści pięć kolejek do końca sezonu. Nie mam nawet pewności czy tego dożyję.

- Dobra, ale postaraj się bardziej przykładać na konferencjach.

- Wezmę przykład z Ciebie i będę przykładał się tak jak ty do podrywu. Ciekawe jakie będą tego skutki. - Szeroko się uśmiechnąłem.

- Oby inne... - Richardowi nie było do śmiechu.

 

Odnośnik do komentarza

Kolejne dni w klubie mijały a ja czułem się coraz lepiej. Mimo to patrząc na nagłówki gazet trochę mnie to odrzucało. "Nowy manager Bristol City nie rozumie się z drużyną.", "Skandal na konferencji prasowej Bristol City"... Faktycznie media tutaj działają szybko. Na szczęście nikogo w klubie to nie obchodzi. No może tylko Richarda, który ciągle gdzieś dzwoni próbując walczyć z wiatrakami. To tylko napędza burzę. Mecz drugiej kolejki gramy z trudniejszym rywalem, ale w końcu gramy dla własnej publiczności. Na Ashton Gate. Mimo to, że przyjechała do nas ekipa Sherwsbury to frekwencja na stadionie nie powalała jedenaście i pół tysiąca kibiców to niezbyt okazały wynik. Na biletach zarobić będzie ciężko. Nie spodziewam się kompletu na żadnym spotkaniu. No chyba, że przyjedzie do nas Wolverhampton. Już od dwóch spotkań graliśmy bardzo przeciętnie. W tym spotkaniu miało być inaczej. Więc wyszliśmy ofensywnym ustawieniem. Pięciu miało bronić, pięciu atakować. Na papierze wyglądało to świetnie, ale w praktyce już tak nie było... Po pierwsze goście świetnie kontrowali, ale z naszych ataków pozycyjnych wychodziły nici. Piłkarze notowali przerażające straty i narażali nas na kontratak. Zarówno piłkarze Sherwsbury jak i moi chłopcy marnowali zbyt dużo stuprocentowych sytuacji. Ale gdy w 47. minucie zaskoczył nas Luke Rodgers to nie było już co zbierać. Po pierwsze straciliśmy pięknego gola. To był strzał życia, nie do obrony. A po drugie sędzia miał już gwizdek w ustach i chciał zaprosić wszystkich na przerwę... Świetnie wykorzystali to moi przeciwnicy. Nastroje w szatni były bardzo kiepskie. Miałem wrażenie, że piłkarze mnie słuchają, a później wychodzą na murawę i nadal popełniają szkolne błędy. Czas nieubłaganie mijał, a ja przeprowadziłem trzy zmiany. Nie były to zmiany dla zmian. Wierzyłem, że nowo wprowadzeni na plac gry piłkarze dadzą nam chociaż remis. Tak się nie stało i przegraliśmy mecz, którego nie mieliśmy prawa przegrać. Po meczu z naszej szatni długo nie wychodzili piłkarze. Atmosfera była niczym na pogrzebie. Może to im dobrze zrobi. To doświadczeni piłkarze i powinni wiedzieć, że wygrywanie takich spotkań to konieczność.

 

 

npowerLeague 1 [2/46]

Bristol City vs. Sherwsbury 0:1

Frekwencja: 11,601.

MoM: Joe Jacobson (Sherwsbury)

 

Po spotkaniu kibiców mogła pocieszyć wieść o sprowadzeniu nowego piłkarza. 22. letni Ben Amos to mój nowy bramkarz. O wychowanku Manchesteru United było już kiedyś głośno, ale dla wielu osób to zagadka. Ja ściągnąłem go z myślą o przyszłości. Ma być bramkarzem na lata. Potencjał ma.

 

Tym razem na konferencję prasową posłałem Richarda, który jak zwykle robił dobrą minę do złej gry. Prezentacja Amosa miała się odbyć jutro.

Odnośnik do komentarza

Była sobota. Godzina dziewiąta rano. Pracę rozpoczynałem godzinę wcześniej, ale chwilę zaspałem. Brakuje mi kobiety, która potrafiłaby zapanować nad kimś takim jak ja. Pewnie gdybym nie miał takich wymagań to już dawno byłbym po ślubie. Ale nie wierzę w miłość. A może jeszcze kogoś takiego nie spotkałem.

 

Niedługo po moim przybyciu do siedziby Bristol City asystentka Emilie poinformowała mnie o konferencji prasowej przed kolejnym ligowym spotkaniem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, że na tą konferencję zabrałem mojego nowego piłkarza. Ben Amos dziś miał przeżyć prezentację. Czuł się zestresowany. To było dziwne. Mieliśmy wchodzić na salę. Publiczność liczyła dwieście osób, kilkudziesięciu dziennikarzy i dwie stacje telewizyjne, które nadawały to na żywo. Amos stał przy jednym wejściu, ja przy drugim. Tak sobie to zaplanowała telewizja. Nie miałem wiele do gadki. Ale zawsze mogłem wesprzeć na duchu nowego zawodnika. Pierwotnie miał się tym zajmować Richard, ale chyba mu to nie wychodziło. Każdy kto choć trochę go zna wie, że prędzej powie coś głupiego niż pomyśli. Tymi samymi słowami można opisać mnie, ale Ben chyba już przywykł do mojej obecności. Zresztą jak tu się stresować przy takim ciepłym człowieku jak ja. No i przy takim, który nie wygrał jeszcze żadnego meczu. Niedawno skończył kurs na managera, każdy uważa, że jego zatrudnienie to błąd...

 

- Ben, choć na chwilę.

- Tak, trenerze?

- To są tylko media. Widzisz przed sobą dwieście osób. Każda uważa Cię za gwiazdę i chce pogadać o Twojej przyszłości. Na poważnym meczu patrzy na Ciebie dwadzieścia tysięcy ludzi, a Ty potrafisz obronić rzut karny w ostatniej minucie meczu. Gdzie jest większy stres mój kolego? - Poklepałem go po plecach i uśmiechnąłem się. Nie zależało mi na Jego odpowiedzi.

 

Zajęliśmy swoje miejsca, rozpoczęła się kolejka dziennikarzy do jednego biednego mikrofonu. Każdy chciał wyciągnąć coś ciekawego, zadać nieszablonowe pytanie.

- Czy uważa Pan, że jest za słabym piłkarzem na Manchester United?

- Co powiedział Panu Alex Ferguson. Jak nakłonił do spędzenia siedmiu sezonów w United?

- Czy to prawda, że gdyby nie odejście Tomasza Kuszczaka nadal łudził byś się, że masz szansę na regularne występy w Manchesterze?

 

Pytania były zadawane bardzo szybko. Ben miał piętnaście sekund na reakcję, często nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Wtedy ja zabrałem głos.

 

- Zachowajcie spokój i dajcie się wypowiedzieć piłkarzowi. Nie będzie już więcej pytań! Poproszę o kilka słów Bena dotyczących możliwości pracy w Bristol City, przeszłości i przyszłości. - Spojrzałem z politowaniem na dziennikarzy. Otrzymałem od nich spojrzenie pełne wyrzutu. Słyszałem dziwne szepty i szmery niezadowolenia. Ale to obchodziło mnie najmniej, bo marni dziennikarze mogli zniszczyć karierę młodego gracza.

 

- Na początku chciałbym się przywitać, bo z tego co pamiętam to jeszcze nie miałem takiej okazji. Nazywam się Ben Amos i jestem nowym zawodnikiem Bristol City. Podpisałem kontrakt do czerwca 2015. roku. Mam nadzieję, że go wypełnię i pomogę we wprowadzeniu klubu do Premier League. Wiele osób pyta o przeszłość, ale to mnie nie interesuje. Dla mnie liczy się tylko to co jest teraz i będzie za kilka lat. Fajnie jest mieć w CV Manchester United, ale nie rozpamiętuje tego w nieskończoność. Nie wyszło tak jak bym sobie marzył, ale najgorzej też nie było.

 

- Dziękuję bardzo za przybycie. - Zakończyłem i wraz z resztą opuściłem salę. Wiele osób próbowało poza kamerami zadać mi jakieś pytanie, ale bez zastanawiania się odmówiłem.

Odnośnik do komentarza

Richard podszedł do mnie z nieznajomym i zapytał.

- Ten człowiek - wskazał na nieznajomego - to Mark z pobliskiego radia. Chciałby przyjrzeć się naszym treningom. Co Ty na to?

Spojrzałem na młodego chłopaka i zapytałem.

- Ile masz lat?

- Dziewiętnaście. To co mogę coś o tym powiedzieć? ?

- Wróć tutaj za kilka miesięcy, ale bez dyktafonu. Ty też wietrzysz intrygę w tym, że to ja jestem managerem Bristol City? A może pracujesz dla innego klubu?

- No już poszedł stąd młody! - Krzyknął Richard, a ja głośno się roześmiałem.

- Jakim cudem nie zauważyłeś, że z kieszeni wystaje mu dyktafon, który wszystko nagrywał?

- Nie wiem o czym ja myślę, jakbym był... Nie ważne!

- Zakochany? - Humor bardzo mi dopisywał.

 

Trzecia kolejka npower League 1 to nasz wyjazd na trudny teren. Conventry nie będzie dla nas zbyt gościnne. Nie ma tutaj liczyć na radosne powitanie. Dlatego nie patyczkowałem się i postawiłem na najsilniejszy skład. Wierząc, że tym razem da nam to trzy punkty. Mecz rozpoczął się w cudowny sposób. Już w 40. sekundzie gry piłka powędrowała na skrzydło. Emmanuel - Thomas dośrodkował na głowę Baldocka, a ten pokonał bramkarz gospodarzy. Ci kibice, którzy przegapili początkowe sekundy mogli sobie pluć w brodę, bo aż do 44. minuty nie działo się nic ciekawego. W owej minucie świetną prostopadłą piłkę zagrał Pearson. Miałem wrażenie, że Baldock za mocno sobie ją wypuścił, ale nic bardziej mylnego. Cudownym strzałem pod poprzeczkę podwyższył wynik. Szansę na hattricka miał w 70. minucie, ale zmarnował świetną sytuację. Piłka po jego strzale tylko musnęła poprzeczkę. Gospodarze mieli swój czas. Były to ostatnie minuty. Kiedy mocno przycisnęli i udało im się strzelić kontaktowego gola. Stało się to w 86. minucie. Mieli jeszcze siedem minut na wyrównanie, ale my świetnie się broniliśmy.

 

npower League 1 [3/46]

[10] Coventry vs. [21] Bristol City 1:2 (2x Baldock)

Frekwencja: 16,057.

MoM: Sam Baldock (8.8)


Odetchnęliśmy z ulgą, ale nie mogliśmy zbyt długo rozwodzić się nad wygranym spotkaniem. Oczywiście warto odnotować, że mogliśmy w frajerski sposób stracić drugiego gola, ale wtedy chyba kompletnie przestałbym wierzyć w moją drużynę. Na szczęście to nas nie spotkało i nadal mogłem myśleć o przedłużeniu kontraktu. Jednak czas szybko mijał przyszedł mecz dwóch drużyn, które kiepsko rozpoczęły sezon. O ile w przypadku Crewe można to zrozumieć, bo grali między innymi z Wolves o tyle my musieliśmy wygrywać mecze z naszymi poprzednimi przeciwnikami. Na boisko delegowałem podobny skład. Chciałem aby piłkarze się z grali, a ponadto była to najsilniejsza ekipa. Właściwie to rywale nie musieli się obawiać tylko naszego bramkarza. Poza nim każdy mógł strzelić bramkę. Jednak najgroźniejsza była ofensywa. Kiedy już w czwartej minucie meczu strzał Baldocka obronił bramkarz Crewe wiedziałem, że moi piłkarze ruszą za ciosem i w końcu strzelą gola. Stało się to już w 15. minucie. Świetny rajd przeprowadził Pearson. Nie przestraszył się bramkarza, który wyszedł z bramki. Zamarkował strzał i wpakował piłkę do pustej siatki. To był piękny gol. Równie ładnie strzelał w 36. i 78. minucie. To on dzisiaj był nieosiągalny. Thomas i Baldock tylko mu asystowali. Nasi goście tylko raz zagrozili naszej bramce, ale strzał ich napastnika zatrzymał się na poprzeczce. Świętowaliśmy drugie zwycięstwo z rzędu.

 

npower League 1 [4/36]

[13] Bristol City vs. [16] Crewe 3:0 (3x Pearson)

Frekwencja : 13,478.

MoM: Stephen Pearson (9.6)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...