Skocz do zawartości

Koń bawarski


Flat Eric

Rekomendowane odpowiedzi

SpVgg Unterhaching - prowincjonalny klub piłkarski z przedmieść Monachium. Choć istnieje od 1925 roku, tylko przez dwa lata rywalizował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przełom wieków do dziś uznawany jest przez kibiców za złoty okres w dziejach zespołu. Potem nastąpił boleśnie szybki powrót do szarej rzeczywistości. Fani musieli pogodzić się z faktem, że kolejne derby Bawarii przeciwko znienawidzonemu Bayernowi prędko się nie odbędą. Czerwono - niebiescy stopniowo obniżali loty, aż wreszcie wylądowali w Regionallidze. To rozwścieczyło wieloletniego prezesa klubu, Engelberta Kupkę. Uznał, że drużyna potrzebuje porządnego wstrząsu, by jak najszybciej wrócić na zaplecze ekstraklasy. Zastosował terapię szokową, nowym menedżerem mianując (nigdy nie zgadniecie) mnie. Doświadczenie miałem mizerne, a na takim poziomie - zerowe; autorytetem dla piłkarzy też być nie mogłem, bo sukcesów jako zawodnik nie odnosiłem, zaś niektórzy gracze byli moimi rówieśnikami.

Oczywiście, nie zaprzątałem sobie głowy takimi drobiazgami; generalnie czułem radość i podekscytowanie, chociaż mój dobry kumpel Sven nie podzielał entuzjazmu.

 

- Unterhaching? Czyś ty na głowę upadł? Naprawdę chcesz przejść na stronę wroga?

- Już podjąłem decyzję. To życiowa szansa, zrozum. Cokolwiek by nie mówić, Unterhaching jest naprawdę mocnym klubem jak na trzecioligowe warunki.

- Serio... Ze wszystkich drużyn świata musiałeś wybrać akurat tę najbardziej znienawidzoną? - irytował się Sven.

- Nie przesadzaj, jest jeszcze Regensburg... Zresztą, to, że będę prowadził Unterhaching nie oznacza, że przestanę kibicować Burghausen.

 

No właśnie – wzburzenie kolegi wynikało z faktu, iż obaj kibicowaliśmy Wackerowi Burghausen, a te zespoły za sobą nie przepadały. Cóż, uprzedzenia schowałem do kieszeni. Poza tym, awansem do drugiej ligi premiowane były dwa pierwsze miejsca, więc po cichu liczyłem, że promocję wywalczy zarówno mój nowy klub, jak i ekipa z rodzinnego miasta.

Prezes wymagał awansu błyskawicznego, dlatego wyłożył ponad 100 tysięcy euro na wzmocnienie składu. Spora kwota pozwoliła na sprowadzenie kilku nowych, utalentowanych zawodników. Kadra przed pierwszym meczem sezonu wyglądała następująco.

 

Pewne miejsce między słupkami miał Dariusz Kampa (30 lat). Bramkarz znany przede wszystkim z występów w Norymberdze (ponad 80 spotkań w Bundeslidze) posiadał ogromne doświadczenie, a umiejętnościami dysponował wysokimi, zwłaszcza jak na realia Regionalligi. Jego zmiennik - Stefan Riederer (21 lat) to na razie melodia przyszłości, ale też spory talent. Dobre wyjścia do piłki, mocny chwyt, niezły refleks - idealny rezerwowy golkiper.

 

Lewa obrona była obsadzona bardzo słabo, dlatego sprowadziłem Lesleya Fellingę (21 lat) z holenderskiego Veendam. Młody Haitańczyk nic nie kosztował, a kopać piłkę potrafił. Czułem, że będzie mocnym punktem zespołu.

Na prawej stronie rywalizowali: wychowanek klubu Florian Hornig (21 lat) i ściągnięty z Gimnasii La Plata Argentyńczyk, Cristian Pierrou (19 lat). Ten pierwszy imponował świetnym przygotowaniem fizycznym; drugi - dobrym wyszkoleniem technicznym.

Wśród stoperów wyróżniał się rosły Stefan Fruhbeis (28 lat), który wiele czasu spędził w Burghausen. Jego partnerem miał zostać Witold Cichy (21 lat), ostatnio broniący barw Odry Wodzisław. O wygryzienie podstawowego duetu walczył wychowanek Stuttgartu, Raphael Schaschko (22 lata) oraz urodzony w Monachium Dennis Polak (26 lat). Obaj nieźli, ale wyraźnie słabsi od swych kolegów.

 

Na lewej pomocy hasał jeden z najlepszych zawodników Unterhaching - Timo Nagy (24 lata). Kreatywny, szybki skrzydłowy o węgierskich korzeniach, zaczynał karierę w Wackerze Burghausen; później został dostrzeżony przez scoutów słynnego Hannoveru. Tam kariery nie zrobił - tutaj słusznie uchodził za gwiazdę. Młody Maik Schutzbach (21 lat), którego sprowadziłem z rezerw Freiburga, mógł w przyszłości zastąpić Nagy'ego. Miał spory potencjał, już teraz zachwycał techniką, dryblingiem i szybkością.

Prawą flanką atakował Robert Lechleiter (27 lat), silny zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Był to dla niego już piąty sezon w czerwono - niebieskich barwach. Pochodzący z Francji Bruno Custos (30 lat) nie należał może do czołówki klubowych pomocników, ale na ławkę - jak znalazł.

Środkiem pomocy dyrygował Oliver Fink (25 lat), zawodnik niemal idealny. Niemal, bo miał pewne problemy z wykonywaniem stałych fragmentów gry. Nie zaliczał się też do najszybszych, ale na tej pozycji nie potrzebowałem sprintera. Co ciekawe, wcześniej zaliczył dwa inne bawarskie kluby - Regensurg i Burghausen. Wojciecha Mroza (20 lat) ściągnąłem za grosze z Polonii Bytom. Polak miał szanse rozbłysnąć na niemieckich boiskach; wielu fachowców wróżyło mu świetlaną przyszłość. Grupę klasycznych łączników uzupełniał 25-krotny reprezentant Czech, Roman Tyce (30 lat). Doświadczony piłkarz, który przez lata stanowił o sile TSV 1860 Monachium. Dobry w odbiorze, zdeterminowany, agresywny. Takich ludzi nam trzeba.

Miałem też do dyspozycji dwóch ofensywnych środkowych pomocników, operujących za napastnikami. Pierwszym był Ricardo Villar (28 lat) - istny obieżyświat. Brazylijczyk z włoskim paszportem kopał już piłkę w USA (Pittsburgh), Austrii (Red Bull Salzburg) i Korei Południowej (Chunnam). Teraz postanowił podbić Bawarię. Rywalizował z nim Olcay Sahan (20 lat). Młody Turek był podobno niezwykle utalentowanym graczem, produktem szkółki Borussii Monchengladbach.

 

Wreszcie - atak. Za strzelanie goli miał być odpowiedzialny młody Marcel Silva Sacramento, czyli po prostu Marcel (19 lat). Osobiście pilotowałem jego transfer z brazylijskiego klubu Ceara.

Ciekawie prezentował się również 3-krotny reprezentant Czech, Michal Kolomaznik (31 lat). Mimo słusznego wieku, wciąż gwarantował co najmniej kilka bramek w sezonie.

Nieco słabiej wypadał Mario Konrad (24 lata), były młodzieżowy reprezentant Austrii, wychowanek Stuttgartu. Przeciętną technikę nadrabiał dobrą szybkością i przyspieszeniem.

Na koniec, najgłośniejsze nazwisko w kadrze - Schweinsteiger! Niestety, nie Bastian, a jego starszy (25 lat) i znacznie mniej utalentowany brat o imieniu Tobias. Baardzo przeciętny, lecz zdeterminowany, by chociaż częściowo dorównać słynnemu bratu.

Odnośnik do komentarza

Po serii meczów towarzyskich, przyszedł czas na prawdziwy debiut. Sparingi wypadły całkiem dobrze, ale naszymi przeciwnikami były w większości drużyny sporo słabsze, więc nie mogliśmy wyciągać zbyt daleko idących wniosków.

Pierwszym ligowym rywalem, którego musiałem rozpracować była ekipa Stuttgarter Kickers. Wielkich gwiazd w składzie nie dostrzegłem, chyba, że za takie uznać byłego bramkarza Blackburn, Davida Yelldella lub doświadczonego Bashiru Gambo, niegdyś rezerwowego Borussii Dortmund. Przed własną publicznością powinniśmy spokojnie i wysoko zwyciężyć, chociaż transparenty przygotowane przez część kibiców nie zachęcały. Co bardziej radykalni postanowili wytknąć mi sympatyzowanie z Burghausen i nawoływali do bojkotu. Sposób, by ich przekonać był jeden - dobre wyniki, a w konsekwencji awans do 2. Bundesligi.

Spotkanie rozpoczęliśmy od zdecydowanych ataków, ale wszelkie uderzenia bronił Yelldell. Amerykański golkiper interweniował jak natchniony, stopniowo odbierając moim zawodnikom chęć do gry. Z czasem tempo spadło, przestaliśmy zagrażać bramce gości, a oni wyglądali na zadowolonych z remisu, bo szturmu również nie przypuszczali. Mecz zakończył się więc wynikiem bezbramkowym, satysfakcjonującym jedynie piłkarzy ze Stuttgartu.

Najwyraźniej musieliśmy popracować nad skutecznością. Inna sprawa, że bramkarz rywali rozgrywał zawody życia, za co został słusznie okrzyknięty Graczem Meczu.

 

Regionalliga Sud [1/34]

27.07.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [-] - Stuttgarter Kickers [-] 0:0

 

MoM: Yelldell (7)

Widownia: 2653

 

Tydzień później rozpoczęliśmy rywalizację w Pucharze Niemiec. Los nie był dla nas zbyt łaskawy, bo już w pierwszej rundzie trafiliśmy na wymagającego rywala - Karlsruhe. Podopieczni Edmunda Beckera występowali na co dzień dwie klasy rozgrywkowe wyżej. Wskazanie faworyta do trudnych zadań nie należało - tylko najwięksi optymiści wierzyli, że Unterhaching zdoła pokonać zespół Bradleya Carnella, Tamasa Hajnala i spółki.

Osobiście liczyłem się z możliwością pogromu i tylko tego chciałem uniknąć. Oczywiście, wyeliminować klasowego przeciwnika byłoby wspaniale, jednak to liga była priorytetem, a puchar dodatkiem.

Pierwsze minuty wyglądały naprawdę obiecująco. Chłopcy nie przestraszyli się głośnych nazwisk i postanowili pójść na wymianę ciosów. Grali jak równy z równym, różnicy klas momentami wcale nie dostrzegałem. Zacząłem wierzyć, że sprawimy dużą niespodziankę. Niestety, goście objęli prowadzenie dzięki stałemu fragmentowi gry. Carnell uderzył z rzutu wolnego, a piłka odbiła się od muru, nie dając Kampie szans na skuteczną interwencję.

Nie załamaliśmy się i dalej robiliśmy swoje, co przyniosło efekt tuż przed przerwą. Marcel dośrodkował z rzutu rożnego, a Kolomaznik przyjął futbolówkę i spokojnie pokonał Markusa Millera. 1:1!

Cóż, gdy dwie drużyny prezentują zbliżony poziom, decydujące bywa doświadczenie. Zawodnicy Karlsruhe wyszli z opresji obronną ręką, dzięki bramce zdobytej w 66. minucie. Mutzel zacentrował w pole karne do Iashviliego; doświadczony Gruzin uciekł moim obrońcom, po czym uderzył płasko, umieszczając piłkę w siatce.

W końcówce zaatakowaliśmy, licząc na wyrównanie i emocjonującą dogrywkę, ale nic takiego się nie stało. Porażka 1:2 bolała, bo mieliśmy dużą szansę pokonać wyżej notowanego rywala. Szkoda. Plusy? Styl gry, walka do końca, brak kompleksów. To mogło się podobać.

 

DFB Pokal [1. runda]

5.08.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [3 L] - Karlsruhe [1 L] 1:2 (1:1)

 

7'- Carnell (0:1)

45'- Kolomaznik (1:1)

66'- Iaschvili (1:2)

 

MoM: Carnell (8)

Widownia: 4353

Odnośnik do komentarza

Sezon rozpoczęliśmy średnio, ale ci, którzy tylko czyhali na moje najdrobniejsze potknięcie, nie ustawali w krytyce. Na forum kibiców Unterhaching znalazłem wiele komentarzy głoszących, że ze Stuttgarter Kickers powinniśmy gładko zwyciężyć, a Karlsruhe było słabe, więc odpadnięcie już w 1. rundzie Pucharu Niemiec jest kompromitacją. Zamierzałem pokazać krytykantom, że o trenerce mam jednak jakieś pojęcie.

I pokazałem w meczu z Sandhausen. Wynik otworzył w 12. minucie Michal Kolomaznik - Nagy dośrodkował z lewej strony na pole karne, Villar trafił wprawdzie w poprzeczkę, ale dobitka doświadczonego Czecha była skuteczna.

Jednobramkowe prowadzenie utrzymaliśmy do przerwy. Rezultat nadal nie dawał pełnego komfortu, zatem nakazałem podopiecznym kontynuowanie ataków i dalsze nękanie defensywy gospodarzy.

Krótko po wznowieniu gry mogłem nieco odetchnąć, gdyż Kolomaznik wykorzystał świetne podanie Lechleitera i płaskim strzałem podwyższył na 2:0.

Nasza dominacja nie podlegała żadnej dyskusji - w końcówce rezerwowy Mario Konrad dorzucił jeszcze jedno trafienie, czym praktycznie przesądził losy spotkania. Dopiero w doliczonym czasie gry Sandhausen zdobyło gola honorowego. Niezdecydowanie Kampy sprawiło, że Jurgen Schmid mógł częściowo otrzeć łzy swoich fanów.

 

Regionalliga Sud [2/34]

10.08.2007, Hardtwaldstadion, Sandhausen

Sandhausen [2] - Unterhaching [12] 1:3 (0:1)

 

12'- Kolomaznik (0:1)

50'- Kolomaznik (0:2)

83'- Konrad (0:3)

90'- Schmid (1:3)

 

MoM: Kolomaznik (9)

Widownia: 1496

 

Nadeszła pora, by wreszcie zwyciężyć przed własną publicznością. FSV Franfurt należał do zespołów nieprzewidywalnych; teoretycznie słabych, ale potrafiących zrobić niemiłą niespodziankę. Hasłem przewodnim była: koncentracja.

Potrzebowaliśmy kwadransa, żeby objąć prowadzenie. Kolomaznik dobrze podał do Villara, a Brazylijczyk spokojnym strzałem po ziemi oszukał bramkarza FSV. Przewagę mieliśmy sporą właściwie w każdym elemencie, jednak do szatni schodziliśmy przy wyniku remisowym. Witold Cichy sfaulował bowiem Samuela Koejoe w obrębie szesnastki, za co sędzia podyktował rzut karny. 'Jedenastkę' pewnie wykorzystał były zawodnik Unterhaching, Thomas Sobotzik.

Zacząłem się trochę niepokoić, bo zwycięstwo łatwo (i głupio) mogło zostać zaprzepaszczone. Na szczęście zaraz po przerwie znów odgwizdano rzut karny - tym razem dla nas. Sfaulowany został Ricardo Villar, a sprawiedliwość wymierzył niezawodny Kolomaznik.

Potem było już tylko lepiej. W 64. minucie Villar przymierzył kapitalnie z około 30 metrów, umieszczając piłkę idealnie w okienku bramki strzeżonej przez Klandta. Fenomenalny gol.

Kropkę nad 'i' postawił joker - Mario Konrad. Austriak zachował się jak rasowy sęp, pakując bramkę z najbliższej odległości, mimo sporego zamieszania. 4:1 - efektowne zwycięstwo sprawiło, że awansowaliśmy na pozycję lidera tabeli.

 

Regionalliga Sud [3/34]

17.08.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [2] - FSV Franfurt [8] 4:1 (1:1)

 

15'- Villar (1:0)

41'- Sobotzik - K (1:1)

47'- Kolomaznik - K (2:1)

64'- Villar (3:1)

88'- Konrad (4:1)

 

MoM: Villar (9)

Widownia: 2622

Odnośnik do komentarza

Zespół mam mocny, więc raczej się nie zniechęcę :) Poza tym, zawsze lubiłem grać w Niemczech.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Do Górnej Bawarii zawitał nowy napastnik. Pedro Esterilla (22 lata), bo o nim mowa, kosztował 20 tysięcy euro, ale wyciągnięcie go z Espoli powinno się opłacić. Ekwadorczyk miał niemal wszystkie przymioty klasowego snajpera - szybkość, drybling, umiejętność wykańczania akcji, błyskotliwość... Tylko fatalna kondycja nieco martwiła.

Pedro mógł wykazać się w Monachium - jechaliśmy tam, by ograć przedostatnią drużynę Regionalligi Sud, czyli rezerwy TSV 1860.

Stolica Bawarii powitała nas ciepłą i słoneczną pogodą, chociaż na gorące powitanie ze strony kibiców 'Lwów' nie mieliśmy co liczyć. Unterhaching było tu prawie tak nielubiane, jak w Burghausen czy Regensburgu.

Nóg nam to jednak nie spętało i po pół godzinie walenia głową w mur, zadaliśmy pierwszy cios. Lechleiter ostro zacentrował w pole karne, piłka odbijała się od zawodników obu drużyn, aż wreszcie spadła pod nogi Esterilli. Ekwadorski snajper kopnął bez namysłu, zdobywając gola w swym debiucie.

Tuż przed przerwą mogło być 2:0. Ratei sfaulował Nagy'ego w obrębie szesnastki, lecz Kolomaznik fatalnie wykonał rzut karny - Kohlbacher łatwo obronił.

Uspokoiłem się dopiero w drugiej połowie, kiedy to Oliver Fink strzelił gola numer dwa. Purdy wybił futbolówkę wprost pod nogi naszego środkowego pomocnika, a ten uderzył efektownie, płasko, bez przyjęcia.

Ostatnie pół godziny to już popis Kolomaznika, który całkowicie zrehabilitował się za przestrzelonego karnego. Najpierw przymierzył kapitalnie w okienko z odległości 20 metrów. Gol - marzenie! Następnie wykorzystał fantastyczne podanie Sahana - Turek elegancko odegrał piłkę piętą do Czecha, na jeden kontakt. Asysta równie piękna jak poprzedni gol.

Wygraliśmy wysoko i zasłużenie, ale rywal do najmocniejszych, delikatnie mówiąc, nie należał.

 

Regionalliga Sud [4/34]

24.08.2007, Stadion an der Grunwalder Strasse, Monachium

TSV Monachium II [17] - Unterhaching [1] 0:4 (0:1)

 

31'- Esterilla

56'- Fink

66'- Kolomaznik

90'- Kolomaznik

 

MoM: Kolomaznik (9)

Widownia: 852

 

Sierpień kończyliśmy starciem z Oggersheim. Bardzo chcieliśmy podtrzymać dotychczasową passę i wygrać czwarty (spośród czterech) sierpniowych meczów ligowych.

Zadanie wydawało się łatwe, a pierwsza połowa to potwierdzała. Po kwadransie prowadziliśmy - Nagy dośrodkował na dalszy słupek, Lechleiter zgrał głową do Villara, a Brazylijczyk tylko dostawił nogę.

Chwilę później gola zdobył jego rodak, Marcel. Młody napastnik uderzył głową po precyzyjnej centrze Kolomaznika.

Wszystko układało się idealnie do 63. minuty. Wtedy to Fruhbeis dopuścił się przewinienia w polu karnym, a piłkę na jedenastym metrze ustawił Lapidakis. Szczęśliwie, zamiast strzelić kontaktową bramkę, huknął w trybuny.

A to nie był koniec 'popisów' Greka. W 80. minucie pechowy Lapidakis wbił samobója, próbując zablokować uderzenie Esterilli.

Uff, 3:0 - kolejne, zdawać by się mogło, gładkie zwycięstwo. Jednak kto wie, jak by się to skończyło, gdyby rywale złapali kontakt. Dodatkowo, Lechleiter opuścił boisko z rozciętą nogą - czekały go dwa tygodnie przymusowej przerwy.

 

Regionalliga Sud [5/34]

31.08.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [1] - Oggersheim [16] 3:0 (2:0)

 

16'- Villar

24'- Marcel

80'- Lapidakis - S

 

MoM: Villar (8)

Widownia: 3253

Odnośnik do komentarza

Największe transfery - lipiec 2007

 

TOP 10 - ŚWIAT

 

1. Luka Modric (Dinamo Zagrzeb -> Milan) 15,25 M

2. Andrea Barzagli (Palermo -> Lyon) 14,75 M

3. Zdravko Kuzmanovic (Fiorentina -> Tottenham) 13 M

4. Vagner Love (CSKA Moskwa -> Portsmouth) 10,5 M

5. Jo (CSKA Moskwa -> Heerenveen) 9,25 M

6. Alex (Chelsea -> Juventus) 8,75 M

7. Fabian Ernst (Schalke -> Ajax) 7,25 M

8. Alex Silva (Sao Paulo -> PSV) 7,25 M

9. Ryan Taylor (Wigan -> West Ham) 6.75 M

10. Richarlyson (Sao Paulo -> FC Kopenhaga) 6 M

 

TOP 5 - NIEMCY

 

1. Muriel (Internacional -> Hoffenheim) 2,1 M

2. Matthew Spiranovic (Nurnberg -> Hoffenheim) 2,1 M

3. Claudio Morel Rodriguez (Boca -> HSV) 1,1 M

4. Jan Rosenthal (Hannover -> Freiburg) 375 tys.

5. Martin Lanig (Greuther Furth -> FC Koln) 275 tys.

 

Największe transfery - sierpień 2007

 

TOP 10 - ŚWIAT

 

1. Vincent Kompany (HSV -> Newcastle) 13,75 M

2. Andrei Arshavin (Zenit -> HSV) 10,5 M

3. Fernando Meira (Stuttgart -> Fiorentina) 10 M

4. Yury Zhirkov (CSKA Moskwa -> HSV) 8,75 M

5. Mehmet Topuz (Kayserispor -> Newcastle) 8,5 M

6. Edison Mendez (PSV - HSV) 8 M

7. David Ferreira (Atletico Paranaense -> Aston Villa) 7,75 M

8. Diego Lugano (Fenerbahce -> West Ham) 7 M

9. Edu Dracena (Fenerbahce -> West Ham) 6,75 M

10. Igor Semshov (Dynamo Moskwa -> Wigan) 6,5 M

 

TOP 5 - NIEMCY

 

1. Andrei Arshavin (Zenit -> HSV) 10,5 M

2. Yury Zhirkov (CSKA Moskwa -> HSV) 8,75 M

3. Edison Mendez (PSV - HSV) 8 M

4. Gonzalo Pineda (Chivas -> Schalke) 3,4 M

5. Bjorn Schlicke (Duisburg -> Stuttgart) 3 M

Odnośnik do komentarza

7.09.2007 doszło do spotkania na szczycie trzeciej ligi. W Stuttgarcie zmierzyliśmy się z rezerwami aktualnego mistrza Niemiec. Stuttgart II zaskakiwał dobrą postawą - dotąd wygrał dwa mecze i trzy zremisował, co dawało pozycję wicelidera tabeli. Czyjaś passa miała się jednak skończyć.

Była 28. minuta, gdy Ikeng sfaulował Kolomaznika w polu karnym. Arbiter stanowczym ruchem wskazał na wapno; do wykonania 'jedenastki' podszedł Ricardo Villar. Brazylijski pomocnik zachował zimną krew i kompletnie zmylił bramkarza 'Szwabów'.

Od tego momentu coś się w moich podopiecznych 'zacięło'. Pozwalali rywalom na zdecydowanie zbyt wiele - wprawdzie zawodnicy ze stolicy Badenii-Wirtembergii uderzali najczęściej z dystansu, wysoko ponad bramką, jednak swobody mieli bardzo dużo, częściej utrzymywali się też przy piłce. Tylko szczęściu zawdzięczaliśmy trzy punkty. Był to, póki co, najsłabszy występ Unterhaching w trwającym sezonie. Absencje Lechleitera i Esterilli (przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Ekwadoru) tylko częściowo usprawiedliwiały naszą postawę.

 

Regionalliga Sud [6/34]

7.09.2007, Robert-Schlienz-Stadion, Stuttgart

Stuttgart II [2] - Unterhaching [1] 0:1 (0:1)

 

28'- Villar - K

 

MoM: Villar (8)

Widownia: 1468

 

Do meczu z Elversbergiem przystępowałem lekko zaniepokojony. Liczyłem, że kiepska gra w Stuttgarcie była jedynie wypadkiem przy pracy i przedostatnią ekipę ligi pokonamy już bez większych problemów.

Okazało się, że rywale nie zamierzają nam za bardzo przeszkadzać. Ograniczyli się do defensywy, jakby sami nie wierzyli we własne umiejętności. Przedarcie się przez zasieki obronne gości zajęło nam trochę czasu - dokładnie 34 minuty. Wtedy Esterilla wyłożył piłkę Kolomaznikowi jak na tacy. Czeski napastnik nie mógł spudłować.

Po zmianie stron Michal powiększył swój dorobek bramkowy - Pierrou dośrodkował z rzutu wolnego, a Czech uciekł obrońcom i już chwilę później cieszył się swym drugim golem.

Wszystko ładnie pięknie... aż nadszedł doliczony czas gry. Gracze Elversbergu nagle się przebudzili, co zaowocowało bramką kontaktową autorstwa Abdula Iyodo. Sędzia najwyraźniej zapomniał o zegarku, bo doliczone minuty minęły, a dźwięku gwizdka nadal nie słyszałem. Moi obrońcy kompletnie się pogubili, pozwalając przeciwnikom na skonstruowanie jeszcze dwóch groźnych akcji, które jednak kończyły się wyekspediowaniem piłki na trybuny.

Wreszcie arbiter zagwizdał po raz ostatni. Gdyby nie beznadziejna końcówka, powiedziałbym, że zagraliśmy przyzwoicie.

 

Regionalliga Sud [7/34]

14.09.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [1] - Elversberg [17] 2:1 (1:0)

 

34'- Kolomaznik (1:0)

59'- Kolomaznik (2:0)

90'- Iyodo (2:1)

 

MoM: Kolomaznik (8)

Widownia: 3237

Odnośnik do komentarza

30 stron nie obiecuję, ale zamierzam pograć jak najdłużej. :)

Cichy faktycznie ma zacne staty, w tej chwili numer 1 wśród środkowych obrońców. W 06 nie grałem, więc nie mam porównania.

Bomboniery nie używam, Fuentesa zatem w bazie danych brak. A naprawdę skuteczny napastnik by się przydał...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Siegen zaliczane było przez fachowców do grona faworytów rozgrywek, ale na razie zawodziło. Podopieczni Marca Faschera utknęli w środku tabeli, jednak wiedziałem, że w każdej chwili mogą 'odpalić'.

My znów nie graliśmy dobrze - często traciliśmy piłkę, mieliśmy problemy z konstruowaniem ofensywnych akcji. Dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy, chłopcy pokazali się z lepszej strony. Lechleiter szarpnął prawą flanką i zacentrował na głowę Villara, a brazylijski pomocnik zdobył klasycznego gola 'do szatni'.

To nie zmieniło jednak ogólnego obrazu gry. Po przerwie nadal dominowali gospodarze, siejąc spustoszenie wśród moich obrońców. Tyłki zdezorientowanych defensorów raz po raz ratował Dariusz Kampa. Co gorsza, boisko przedwcześnie opuścił Robert Lechleiter - prawy skrzydłowy doznał urazu twarzy, co oznaczało dwutygodniową przymusową przerwę.

Ostatecznie zwyciężyliśmy 1:0, ale styl nie napawał optymizmem. Tym bardziej, że zbliżały się naprawdę trudne spotkania.

 

Regionalliga Sud [8/34]

21.09.2007, Leimbachstadion, Siegen

Siegen [11] - Unterhaching [1] 0:1 (0:1)

 

45'- Villar

 

MoM: Kampa (8)

Widownia: 4169

 

Z kim jak z kim, ale z rezerwami Karlsruhe powinniśmy wygrywać bez najmniejszych kłopotów. Przynajmniej tak to wyglądało na papierze; rzeczywistość okazała się bardziej brutalna.

Znów (który to już raz!) powłóczyliśmy nogami po murawie, zamiast rzucić się na rywala z pazurami. Apatyczni, osowiali zawodnicy pozwalali gospodarzom na zbyt wiele, aż wreszcie się doigrali. W 20. minucie Pierrou rzekomo sfaulował Wilhemsena, a sędzia odgwizdał rzut karny, który chwilę później wykorzystał Ole Schroder. Myślicie, że to nas otrzeźwiło? Skądże. Wciąż graliśmy, jakbyśmy chcieli, a nie mogli.

Kwadrans przed końcem meczu Krebs zdobył gola na 2:0 (trzeba przyznać, kapitalnego) i praktycznie pozbawił mnie resztek nadziei. Nie wierzyłem, że zdołamy odrobić straty w tak krótkim czasie.

A jednak, kolejne zaskoczenie. W 80. minucie dali o sobie znać rezerwowi - Marcel dośrodkował z prawej strony, a Sahan popisał się ładną główką, zmniejszając przewagę Karlsruhe II.

Niedługo potem celnie uderzył... Fruhbeis. Tak, środkowy obrońca, nie wiedzieć czemu, zawędrował pod bramkę przeciwnika i doprowadził do wyrównania.

Na więcej nie było nas stać, ale w takich okolicznościach nawet remis mnie ucieszył.

 

Regionalliga Sud [9/34]

28.09.2007, Wildparkstadion 2, Karlsruhe

Karlsruhe II [11] - Unterhaching [1] 2:2 (1:0)

 

20'- Schroder - K (1:0)

76'- Krebs (2:0)

80'- Sahan (2:1)

87'- Fruhbeis (2:2)

 

MoM: Wilhelmsen (8)

Widownia: 729

 

Październik rozpoczęliśmy meczem na szczycie - do Unterhaching przyjeżdżał bowiem wicelider, ekipa Pfullendorfu. Jeśli chcieliśmy cokolwiek osiągnąć w starciu z biało - czerwonymi, musieliśmy zagrać o wiele lepiej, niż ostatnimi czasy. I tak też zrobiliśmy! Nastąpiła cudowna przemiana. No, może nie od razu 'cudowna', ale na poczynania moich podopiecznych patrzyło się z dużą przyjemnością. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jeden szkopuł... A właściwie dwa. Jeszcze w pierwszej połowie musiałem zmienić kontuzjowanych: Fellingę oraz Finka. Ten fakt mocno mnie zaniepokoił i nawet zdobyty po rykoszecie gol Villara nie oczyścił mojej głowy z czarnych myśli. Cały czas zastanawiałem się, ile będę musiał sobie radzić bez dwóch kluczowych zawodników. Zwłaszcza uraz Haitańczyka mógł mieć poważne konsekwencje, gdyż był on naszym jedynym lewym obrońcą.

Jakby tego było mało, w drugiej połowie goście wyrównali. Bergheim wykorzystał właściwie jedyną (!) okazję, stworzoną przez Pfullendorf.

Zremisowaliśmy drugi mecz z rzędu, choć tym razem byliśmy stroną dominującą. A co z kontuzjowanymi? Fellinga doznał wstrząśnienia mózgu, musiał pauzować przez dwa tygodnie. Odetchnąłem, wyglądało to poważniej.

Natomiast u Finka zdiagnozowano pęknięcie kości przedramienia - środkowy pomocnik wypadł ze składu na miesiąc.

 

Regionalliga Sud [10/34]

5.10.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [1] - Pfullendorf [2] 1:1 (1:0)

 

43'- Villar (1:0)

65'- Bergheim (1:1)

 

MoM: Bergheim (8)

Widownia: 3791

Odnośnik do komentarza

ja mam go w swojej Olimpii, i najlepiej sie u mnie sprawdza jako cofnięty napastnik (znaczy się OPŚ ze strzałką do przodu), a nie na szpicy, bo zauwazyłem że on lubi raczej wpadac w pole karne jak burza, niż tylko dosawiać nogę. (zresztą zawsze IMHO w Fm08 rządziły prostopadłe podania w uliczkę na szybkiego napastnika)

Odnośnik do komentarza

Nie mam w bazie danych ani Moralesa, ani Kajgo. A coś czuję, że w zimie będę szukał kolejnego napastnika, bo na razie jest stary Kolomaznik i długo, długo nic.

A grać (i pisać) planuję długo :) W lecie dobrze mi się prowadziło Union Berlin (żałuję, że tego nie opisywałem), ale ogólnie - w Niemczech zawsze dobrze się czuję.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

W ramach jedenastej kolejki pojechaliśmy do malowniczego Ingolstadt. Ekipa prowadzona przez byłego gwiazdora Bayernu, Thorstena Finka zajmowała odległą lokatę, nie wygrała dziewięciu kolejnych spotkań. Powinno być łatwo, ale nie było.

Kibice zgromadzeni na stadionie Bezirkssportanlage Mitte wynudzili się setnie. Zawodnicy obu drużyn potykali się o własne nogi, wyglądali na zaspanych i znudzonych. Gol padł tylko jeden, w dodatku brzydki i przypadkowy. Mimo to, dał wiele radości fanom gospodarzy. Ersin Demir ustrzelił piłką Fruhbeisa, a rykoszet sprawił, że Kampa nie zdążył z interwencją. Trzy minuty przed ostatnim gwizdkiem Manfred Kroll obejrzał zasłużoną czerwoną kartkę za wejście obunóż w Timo Nagy'ego, jednak nic nam to nie dało. Ingolstadt wreszcie zwyciężyło - my ponieśliśmy pierwszą porażkę w sezonie.

Trzeci mecz z rzędu bez zwycięstwa martwił. Dodatkowo, reszta czołówki zgodnie wygrała swoje spotkania, przez co nasza przewaga gwałtownie stopniała.

 

Regionalliga Sud [11/34]

19.10.2007, Stadion Bezirkssportanlage Mitte, Ingolstadt

Ingolstadt [15] - Unterhaching [1] 1:0 (0:0)

 

57'- Demir

 

MoM: Demir (8)

Widownia: 1480

 

Reutlingen zaskakiwało dobrą formą. Klub, który miał walczyć o utrzymanie, póki co, trzymał się ścisłej ligowej czołówki. Zwycięstwo oznaczałoby, że przeskoczą nas w tabeli i być może zostaną nowym liderem. Nie mogliśmy na to pozwolić.

Ustawiłem zespół ofensywnie i kazałem nacierać bez ustanku. Ostatnimi czasy skuteczność była naszą piętą achillesową, a kibice słusznie marudzili na mizerny dorobek bramkowy. Tego dnia poprawiliśmy nieco statystyki. Mecz życia rozegrał Michal Kolomaznik. Doświadczony Czech otworzył wynik już w 7. minucie - Nagy dośrodkował z rzutu rożnego, Esterilla oddał mocny strzał, a 31-latek tylko zmienił tor lotu piłki.

W 30. minucie było już 2:0. Nagy zacentrował mocno i precyzyjnie z lewej strony, wprost na głowę Kolomaznika. Czeski snajper jeszcze przed przerwą skompletował hattricka. Tym razem wykorzystał centrę Fellingi, po czym nabił Aybara.

Po zmianie stron goście zdobyli honorowego gola, konkretnie uczynił to pechowiec z pierwszej połowy. Ilker Aybar popisał się celnym, płaskim strzałem zza pola karnego.

Nasze zwycięstwo pozostało jednak niezagrożone i niepodważalne. Zła passa została przerwana, mogliśmy odetchnąć przed serią bawarskich derbów.

 

Regionalliga Sud [12/34]

26.10.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [1] - Reutlingen [4] 3:1 (3:0)

 

7'- Kolomaznik (1:0)

30'- Kolomaznik (2:0)

38'- Kolomaznik (3:0)

69'- Aybar (3:1)

 

MoM: Kolomaznik (9)

Widownia: 2427

Odnośnik do komentarza

Wyjazd do Monachium był przetarciem przed wielkim meczem z Burghausen. Jednak nikt nie traktował potyczki z Bayernem II jako sparingu, co to, to nie. Rezerwy najbardziej utytułowanego niemieckiego klubu potrafiły zaskoczyć każdego, a nazwiska pokroju Thomasa Krafta, Mehmeta Ekici, czy Thomasa Mullera budziły spory respekt. I faktycznie, gospodarze tanio skóry sprzedać nie zamierzali.

Dlatego bardzo ucieszył mnie szybki gol, zdobyty przez moich podopiecznych. Nagy dośrodkował idealnie z rzutu rożnego, a Stefan Fruhbeis wyskoczył najwyżej i efektowną główką pokonał bramkarza monachijczyków.

Niestety, rywale wyrównali stosunkowo szybko. Błąd popełnił Witold Cichy, po którego niefortunnej interwencji piłkę przejął Heinze. Defensywny pomocnik Bayernu podał do Sikorskiego, a ten mocnym, płaskim strzałem umieścił futbolówkę w siatce.

Nasza odpowiedź była jeszcze szybsza - trzy minuty później odzyskaliśmy prowadzenie. Po uderzeniu Villara z rzutu wolnego, piłka odbiła się od muru - Kraft zdołał wybronić to uderzenie, ale przy dobitce Esterilli był już bezsilny.

W 29. minucie Kolomaznik podwyższył na 3:1 - Timo Nagy znów świetnie zacentrował z narożnika.

Gospodarze broni składać nie zamierzali. Kwadrans przed końcem meczu złapali kontakt, gdy Sikorski łatwo ograł Cichego i po raz drugi wpisał się na listę strzelców.

Zrobiło się nerwowo; dopiero w doliczonym czasie mogliśmy odetchnąć. Nagy dośrodkował z rzutu rożnego (jakże by inaczej), zaś Fruhbeis podwoił swój dorobek bramkowy.

Dobrze wykonywane stałe fragmenty gry sprawiły, że odnieśliśmy bardzo cenne zwycięstwo.

 

Regionalliga Sud [13/34]

2.11.2007, Stadion an der Grunwalder Strasse, Monachium

Bayern II [9] - Unterhaching [1] 2:4 (1:3)

 

11'- Fruhbeis (0:1)

23'- Sikorski (1:1)

27'- Esterilla (1:2)

29'- Kolomaznik (1:3)

76'- Sikorski (2:3)

90'- Fruhbeis (2:4)

 

MoM: Fruhbeis (9)

Widownia: 455

 

Dlaczego starcie Unterhaching - Burghausen budziło tyle emocji? Pomyślmy... Po pierwsze, to derby Górnej Bawarii. Po drugie, kibice obu drużyn szczerze za sobą nie przepadają. Po trzecie, to dwaj główni faworyci do awansu. Po czwarte, nie co dzień lider podejmuje wicelidera.

Mecz toczył się przy ulewnym deszczu, co dodatkowo potęgowało i tak wyjątkową atmosferę. Obiektywnie rzecz ujmując, spotkanie nie stało na zbyt wysokim poziomie. Obfitowało natomiast w faule i, co za tym idzie, żółte kartki. Moi zawodnicy otrzymali ich aż sześć (!), goście obejrzeli 'tylko' dwie. Przynajmniej było widać, że chłopakom się chce, byli nabuzowani i zdeterminowani; zamierzali wygrać za wszelką cenę. Nie obyło się bez ofiar - Lesley Fellinga opuścił boisko z rozciętą nogą.

Wreszcie nadeszła 83. minuta. Rezerwowy Schutzbach dośrodkował z rzutu rożnego, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Robert Lechleiter. Prawy pomocnik strzałem głową pokonał Manuela Riemanna i chwilę później mógł wpaść w objęcia klubowych kolegów. Przyznaję, nie chciałem demonstrować przesadnej radości w razie ewentualnego zwycięstwa, ale nie wytrzymałem. Wyskoczyłem w górę z uniesionymi rękami, krzycząc radośnie. Gol Lechleitera okazał się decydujący - Górna Bawaria była nasza, a wicelidera odsadziliśmy na bezpieczny dystans siedmiu punktów.

 

Regionalliga Sud [14/34]

9.11.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [1] - Burghausen [2] 1:0 (0:0)

 

83'- Lechleiter

 

MoM: Lechleiter (8)

Widownia: 6913

Odnośnik do komentarza

Taki jest plan! :)

- - - - - - - - - - - - - - - - -

Do meczu z Regensburgiem przystąpiliśmy osłabieni w każdej formacji. Fellinga wciąż leczył kontuzję, Nagy pauzował za żółte kartki, zaś Esterilla przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Ekwadoru.

Mimo to, spotkanie rozpoczęliśmy dobrze - Marcel uderzył z rzutu wolnego, a piłka odbiła się od muru i zmyliła bramkarza gospodarzy.

Niestety, potem już tak różowo nie było. Wystarczył jeden błąd Villara, by Schaffer stanął przed stuprocentową szansą i nie zmarnował jej. Zaraz po zmianie stron, Regensburg objął prowadzenie - tym razem Ziemer przymierzył idealnie zza pola karnego, nie dając szans Dariuszowi Kampie. Chwilę później było już 3:1 - Fleischer uderzył mocno z ostrego kąta i gospodarze znaleźli się w znakomitym położeniu. Zwłaszcza, że moi podopieczni wyglądali mizernie.

Zawodnicy Regensburga poczuli się chyba zbyt pewnie, bo szybko pozwolili wbić sobie gola kontaktowego. Sahan wykonał rzut wolny niemal identycznie, jak Marcel w pierwszej połowie - piłka otarła się o mur i wylądowała obok zdezorientowanego Lengsfelda.

Poszliśmy za ciosem i kilka minut później doprowadziliśmy do wyrównania. Olcay Sahan zainicjował błyskawiczną kontrę, którą pewnym strzałem wykończył Marcel.

Remis nie był może szczytem naszych marzeń, ale biorąc pod uwagę przebieg spotkania i braki kadrowe, przyjąłem wynik 3:3 z umiarkowanym zadowoleniem.

 

Regionalliga Sud [15/34]

16.11.2007, Jahnstadion, Regensburg

Regensburg [7] - Unterhaching [1] 3:3 (1:1)

 

24'- Marcel (0:1)

32'- Schaffer (1:1)

49'- Ziemer (2:1)

53'- Fleischer (3:1)

61'- Sahan (3:2)

64'- Marcel (3:3)

 

MoM: Marcel (8)

Widownia: 3436

 

Tydzień później podejmowaliśmy typowego ligowego średniaka, ekipę VfR Aalen. Na własnym stadionie jeszcze nie przegraliśmy, więc wierzyłem, że zaprezentujemy dobrą grę.

Wynik otworzył Marcel już w 4. minucie. Nagy przytomnie odegrał do Brazylijczyka, który nie miał problemów z pokonaniem Wulnikowskiego. Po kolejnych czterech minutach prowadziliśmy 2:0 i to za sprawą duetu canarinhos. Marcel wyłożył piłkę Villarowi, a ten płaskim strzałem umieścił piłkę tuż przy słupku.

Chłopcy byli w wyjątkowo dobrej formie, co udokumentowali trzecim trafieniem. Kolomaznik przymierzył technicznie zza pola karnego i do szatni schodziliśmy prowadząc pewnie 3:0.

Drugą połowę lepiej zaczęli jednak goście. Dwójkowa akcja Marica ze Steegmannem zaowocowała golem byłego zawodnika Borussii Dortmund.

Bałem się, że całą amunicję wykorzystaliśmy w pierwszej odsłonie, ale niepotrzebnie. Kwadrans przed końcem meczu Kolomaznik sprytnie rozegrał rzut wolny, po którym Lechleiter mógł bez kłopotu strzelić bramkę numer cztery.

Gwóźdź do trumny Aalen wbił atomowym uderzeniem z 10 metrów, Olcay Sahan.

To było naprawdę świetne spotkanie w naszym wykonaniu.

 

Regionalliga Sud [16/34]

23.11.2007, Stadion Generali - Sportpark, Unterhaching

Unterhaching [1] - Aalen [8] 5:1 (3:0)

 

4'- Marcel (1:0)

8'- Villar (2:0)

37'- Kolomaznik (3:0)

54'- Steegmann (3:1)

74'- Lechleiter (4:1)

79'- Sahan (5:1)

 

MoM: Villar (8)

Widownia: 3024

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...