Skocz do zawartości

Liczy się tylko dobra zabawa


scierko

Rekomendowane odpowiedzi

Germain ;)

---------------

Po remisie w stolicy niestety znowu wypadliśmy z „Big Four”, wyprzedził nas o jedno oczko londyński Arsenal. Ponownie także mamy problemy z wygraniem meczu, z wykorzystywaniem stuprocentowych okazji oraz grą w obronie przy stałych fragmentach. Jakby to sensacyjne zwycięstwo nad Liverpoolem rozleniwiło moich podopiecznych. Wydawało mi się, że powinno dać in pozytywnego kopa, dodać wiatru w żagle, a tu dwa remisy, w dodatku po słabej grze. Passę remisów zamierzaliśmy przerwać w pojedynku z Reading, czyli ostatnią drużyną Premier League. Przeciwko Królewskim zagrać nie mógł – nie ma się z czego smucić – Milos Krasić, który zachorował na grypę. Oby Serb nie zaraził innych, bo wtedy bym go chyba do rezerw zesłał. W jego miejsce do wyjściowej jedenastki wskoczył 18-letni Brazylijczyk Lapa, który dołączył do nas w styczniu tego roku. Wracając jeszcze na chwilę do oczekiwań, każdy inny rezultat niż nasza wygrana, byłby w tym meczu sromotną porażką...

 

Spotkanie z Reading rozpoczęło się identycznie jak pojedynek z Q.P.R., czyli od szybkiego objęcia przez nas prowadzenia! Ponownie asystą popisał się Lukas Podolski, a do siatki rywali piłkę posłał Arek Piech – Niemiec zagrał ze skrzydła po ziemi, a Polak uderzył z pierwszej piłki. Trzy minuty później mogło być już 2:0, jednak okazji nie wykorzystał Lukas Podolski, uderzając prosto w goalkeepera rywali. Wypożyczony z Arsenalu napastnik zrehabilitował się chwilę po upływie kwadransa gry, gdy to dobijając strzał Arka Piecha, podwyższył nasze prowadzenie na 2:0! Następnie – co także miało miejsce kilka dni temu – na boisku nic się nie działo. To znaczy nic ciekawego, bo chłopaki urządzili sobie kapaninę w iście tradycyjnym, angielskim stylu. Wyjątkiem od reguły były akcja w wykonaniu moich podopiecznych z 34. minuty, gdy to cudownym podaniem w uliczkę popisał się Simone Pepe, a stuprocentowej okazji nie wykorzystał Arek Piech. W końcu sędzia zarządził przerwę, prowadziliśmy więc pewnie 2:0.

 

A tuż po jej upłynięciu, w poprzeczkę trafił, uderzając tuż sprzed pola karnego, Lukas Podolski. Cztery minuty później po raz drugi tego popołudnia na listę strzelców mógł wpisać się Arek Piech, jednak Polak przegrał indywidualny pojedynek z bramkarzem gości, Adamem Federici. Niewykorzystane sytuacje się mszczą, tak też było i tym razem. W 60. minucie goście mieli rzut wolny, jakieś 30 metrów od naszej bramki. Zaskoczyli nas krótkim rozegraniem, po czym pięknego gola uderzeniem z dystansu zdobył Jason Puncheon. Co ciekawe, był to pierwszy celny strzał gości w tym meczu... Ta bramka wprowadziła trochę zamętu w nasze poczynania, ale w końcu się otrząsnęliśmy. Ponownie zaatakowaliśmy na kwadrans przed zakończeniem meczu. Uderzył Lukas Podolski, ale bardzo niecelnie, piłka poszybowała w trybuny. Osiem minut później szczęścia spróbował Joe McKee, goalkeeper Reading wypluł futbolówkę przed siebie, a dobić chciał za wszelką cenę Arek Piech, co skończyło się fatalnie... Polak – jak orzekł sędzia, faulował – wobec czego pokazał mu żółtą kartkę. A jako, że Arek już jedną taką na swoim koncie miał, w 83. minucie gry wybrał się na przedwczesny prysznic. Mimo gry w osłabieniu wciąż przeważaliśmy, a nawet stworzyliśmy sobie dwie bramkowe okazje. Najpierw na trzy minuty przed końcem meczu poprzeczkę ustrzelił Bakary Kone, a następnie w kapitalnej sytuacji – uderzając głową – piłkę nad poprzeczką bramki Reading przeniósł Paweł Gmitrzuk. Chwilę później sędzia mecz zakończył, wygraliśmy więc 2:1. Nie zagraliśmy źle, ale wciąż to nie ta sama drużyna, która gromiła każdego przez pierwszą część sezonu...

 

Białkowski – Naughton, Vicino, Kone, Nyatanga – Krychowiak, Polański, Pepe (McKee 76') – Podolski, Lapa (Gmitrzuk 76'), Piech

 

Premier League – 25. kolejka – 08.02.2014 r.

[5.] Coventry 2 : 1 Reading [20.]

Piech 3' [1:0]

Podolski 16' [2:0]

Puncheon 60' [2:1]

Piech 83'

 

Widzów – 31214

MoM – Lukas Podolski [8.0]

Odnośnik do komentarza

Nie mogłem z pewnych powodów wrzucać postów, więc jestem trochę do przodu z rozgrywką. Liczę, że szybko się to wszystko jednak wyrówna ;)

--------------

Odbyło się losowanie fazy grupowej Eliminacji Mistrzostw Europy 2016, które odbędą się we Francji. Tak jak już mówiłem, bardzo prawdopodobne, że po Mistrzostwach Świata pożegnam się z kadrą Belgii. Niczego nie deklaruję, po prostu w tej chwili tak myślę. Cóż, wracając do losowania, zastaliśmy rozstawieni w pierwszym koszyku, a wraz z nami w grupie znalazły się: Walia, Czarnogóra, Islandia oraz Azerbejdżan. Problemów z awansem być nie powinno, ktokolwiek by Belgią sterował...

 

Przesrane mają natomiast Polacy, i to bardzo. O wycieczkę nad Sekwanę bowiem zawalczą z Anglią, Szwecją, Szwajcarią i Cyprem. Prognoza? Najgorsza z możliwych, czyli miejsce ostatnie, albo przedostatnie.

 

Pozostawiając już tematy piłki reprezentacyjnej, kilka dni po losowaniu podejmowaliśmy przed własną publicznością Everton, w ramach 4. rundy FA Cup. Tego spotkania mogło nie być, gdybyśmy nie dali ciała w pierwszej potyczce, remisując z The Toffees na ich terenie 2:2. Właśnie – „gdybyśmy nie dali ciała”. Ale daliśmy, więc 12 lutego ponownie krzyżowaliśmy miecze z Evertonem...

 

Już w pierwszej minucie gry mogliśmy objąć prowadzenie, jednak strzał Lapy w fantastycznym stylu obronił Tim Howard. Goście odpowiedzieli kąśliwym uderzeniem Stevena Naismitha, które Bartek obronił, ale jak się okazało wcale nie musiał, bo Szkot był na spalonym. Po raz kolejny groźnie zaatakowaliśmy w 14. minucie meczu, jednak doskonałą sytuację – z kilku metrów uderzając obok słupka – zmarnował Dragan Skoko. Już trzy minuty później jednak się udało! Z narożnika boiska futbolówkę dośrodkował Simone Pepe, a bramkę – uderzeniem głową, w okienko – zdobył Lewin Nyatanga. Prowadziliśmy więc jednym golem, ale to nas nie satysfakcjonowało. Chcieliśmy jeszcze coś ukłuć, aby poczuć się na murawie pewniej. Bardzo blisko trafienia był w 34. minucie gry Lukas Podolski. Niemiec ładnie przymierzył zza pola karnego, ale Tim Howard jego strzał obronił. Osiem minut później Lapa ośmieszył Jospeha Yobo, po czym uderzeniem po długim rogu zdobył – jakże wyczekiwanego – gola na 2:0! Dzięki kapitalnej indywidualnej akcji młodego Brazylijczyk, do przerwy prowadziliśmy więc z Evertonem dwoma bramkami.

 

Trener gości musiał powiedzieć w szatni kilka ostrych słów pod adresem swoich podopiecznych, bo na drugą połowę wyszli naładowani pozytywną energią, co przełożyło się na kilka groźnych akcji w ich wykonaniu w przeciągu pierwszego kwadransa. Najpierw okazję sam na sam z Bartkiem Białkowskim zmarnował Dimitar Berbatov, a następnie poprzeczkę naszej bramki obił uderzeniem z dystansu Tim Cahill. Tuż po tych wariackich kilkunastu minutach goście opadli z sił, można by rzec, że się wyszaleli. Następnie to my przeważaliśmy, co zresztą nie uległo zmianie aż do ostatniego gwizdka arbitra. W międzyczasie stworzyliśmy sobie kilka bramkowych okazji, jednak żadnej z nich nie udało nam się wykorzystać. Awansowaliśmy więc do kolejnej rundy, gdzie czeka już na nas West Brom!

 

Białkowski – Naughton, Vicino, Kone, Nyatanga – Krychowiak, Polański, Pepe (McKee 65') – Podolski (Krasić 72'), Lapa (Gmitrzuk 65'), Skoko

 

FA Cup – 4. runda – 12.02.2014 r.

[bPL] Coventry 2 : 0 Everton [CH]

Nyatanga 17' [1:0]

Lapa 42' [2:0]

 

Widzów – 26355

MoM – Simone Pepe [9.0]

Odnośnik do komentarza

Trzy dni po pokonaniu w Pucharze Anglii drugoligowego Evertonu, podejmowaliśmy na własnym stadionie Blackburn. Co oczywiste, liczyłem na komplet punktów, bo meczów w drużynami walczącymi o utrzymanie, przegrywać nie możemy, jeśli chcemy znaleźć się w „Big Four”. Co do naszego rywala, to po pierwsze ostatnio grają beznadziejnie, a po drugie w ich barwach występuje Jakub Błaszczykowski. Biorąc pod uwagę te dwa fakty, nie mogliśmy dziś stracić choćby dwóch oczek.

 

Po raz pierwszy w tym spotkaniu groźnie natarliśmy na bramkę gości w 3. minucie gry, gdy to w przeciągu jednej akcji kilka razy piłka była dośrodkowywana w pole karne Blackburn. Ku mojej irytacji, nie wygraliśmy żadnego pojedynku główkowego, tak więc nasze próby spełzły na niczym. Goście odpowiedzieli kilka minut później, niecelnym uderzeniem Alejandro Faurlina. Następnie ponownie strzał oddali przyjezdni – tym razem prosto w Bartka kopnął futbolówkę Morten Gamst Pedersen. W 17. minucie gry byliśmy bardzo blisko objęcia prowadzenia, gdy to poprzeczkę ustrzelił Lukas Podolski. Niemiecki napastnik dopiął swego kilka minut później! Piłkę na wolne pole – idealnie na strzał z pierwszej piłki – dograł mu Eugen Polański, a popularny Poldi uderzył z całej siły pod poprzeczkę! Poszliśmy za ciosem, dzięki czemu trzy minuty później prowadziliśmy już 2:0. Lewym skrzydłem rajd przeprowadził Lukas Podolski, dograł płasko w pole karne, a na bramkę gości uderzył Simone Pepe. Bramkarz Rovers z uderzeniem Włocha sobie jeszcze poradził, ale przy dobitce Arka Piecha był bez najmniejszych szans! Graliśmy świetnie, a goście wyglądali na kompletnie rozbitych, w drobny mak. Dobiliśmy ich w 37. minucie gry, gdy to fantastycznym dośrodkowaniem popisał się Francesco Vicino, a bramkę głową zdobył Milos Krasić! Ku mojemu zaskoczeniu szybko nam odpowiedzieli, i to z jakim rezultatem... Na cztery minuty przed zakończeniem pierwszej części gry zapędziliśmy się w ofensywie, jeden z moich podopiecznych stracił piłkę, czego efektem było to, że sam na sam z Bartkiem Białkowskim wyszedł Jeremy Perbet. Francuski snajper problemów ze zdobyciem gola nie miał żadnych, tak więc po pierwszej – fantastycznej w naszym wykonaniu – połowie meczu, prowadziliśmy 3:1.

 

Przez pierwszy kwadrans drugiej części spotkania nic się nie działo – kompletnie. Posuchę przerwali goście, gdy to w 62. minucie gry na bramkę Bartka uderzył niecelnie Chris Brunt. Kilka minut później Rovers zaatakowali ponownie, tym razem jednak fatalnie spudłował Jeremy Perbet. Nie graliśmy zbyt dobrze, to Blackburn przeważało, z czego co oczywiste, byłem bardzo niezadowolony. Jakby moi podopieczni zbytnio się rozluźnili, co zdarzyć się nie powinno, nie na takim poziomie. Pierwszą bramkową okazję w drugiej połowie stworzyliśmy sobie w 78. minucie. Sam na sam z bramkarzem gości wyszedł Milos Krasić... i przestrzelił wysoko nad bramką. Kilka minut później swoją szansę miał Arek Piech, jednak ten także spudłował, tyle, że uderzył obok słupka. Więcej ciekawego już się na boisku nie działo. Dzięki dobrej pierwszej połowie, ograliśmy więc Blackburn 3:1.

 

Białkowski – Naughton, Vicino, Kone, Cameron – Krychowiak, Polański (Strasser 81'), Pepe (Hlousek 81') – Podolski, Krasić, Piech

 

Premier League – 26. kolejka – 15.02.2014 r.

[5.] Coventry 3 : 1 Blackburn [17.]

Podolski 21' [1:0]

Piech 24' [2:0]

Krasić 37' [3:0]

Perbet 41' [3:1]

 

Widzów – 32010

MoM – Eugen Polański [8.0]

Odnośnik do komentarza

Naszą pierwszą przeszkodą w rundzie pucharowej Ligi Europy jest jak wiecie Valencia. Dziś gościliśmy Hiszpanów na The Ricoh Arenie, więc liczyłem na choćby jakąś skromną zaliczkę, byle tylko byśmy nie przegrali. Chcę chociaż spróbować obronić tytuł, zajść jak najdalej, choć mam świadomość, że nawet jeśli pokonamy Valencię, to już czeka na nas potężna Barcelona – ruskich pewnie odprawią z kwitkiem. Wracając jeszcze na chwilę do Nietoperzy, byli oni w wyśmienitych nastrojach, bo zaledwie trzy dni temu ograli na Santiago Bernabeu Real Madryt – 6:0!

 

Pierwsi w tym meczu groźnie zaatakowali goście z Hiszpanii. Już w 3. minucie gola mógł zdobyć Younes Belhanda, jednak jakimś cudem Bartek obronił strzał z kilku metrów autorstwa Marokańczyka. Siedem minut później boisko na noszach opuścił Kyle Naughton, a na murawę wbiegł za niego niedoświadczony Gustav Olsson – w dodatku Szwed to nie prawy defensor, ale cóż zrobić, ograniczona kadra. Następnie po upływie kolejnych kilku minut, rozegraliśmy pierwszą składną akcję w tym meczu, która zakończyła się golem na 1:0! Zapoczątkował ją podaniem na skrzydło – do Milosa Krasicia – Libor Hlousek, a zakończył... także młody Czech, uderzeniem z kilku metrów. Chwilę później mogło już być 2:0, jednak okazji jeden na jeden nie wykorzystał Arek Piech – no tylko nogi z dupy wyrwać. Goście coraz bardziej zapędzali się w ofensywie, z czego skrzętnie korzystaliśmy, wyprowadzając kontry. Nic jednak nie chciało wpaść, a okazje do podwyższenia prowadzenia mieliśmy co kilka cholernych minut... Setkę udało nam się wykorzystać dopiero na chwilę przed przerwą, a na listę strzelców ponownie wpisał się niesamowity Libor Hlousek! Tym razem młody Czech dostał piłkę z lewego skrzydła, od Lukasa Podolskiego, a akcję wykończył identycznie jak pierwszą, czyli uderzeniem z kilku metrów. Dość szczęśliwie, nie ma co ukrywać, na przerwę schodziliśmy prowadząc z Valencią 2:0.

 

Druga połowa rozpoczęła się dla nas bardzo, a to bardzo źle. Już kilka minut po wznowieniu gry, goście zdobyli gola kontaktowego. Z rzutu wolnego piłkę w nasze pole karne przetransportował Ever Banega, a Bartka pokonał – uderzeniem głową – Mamadou Sakho. Odpowiedzieliśmy jednak Hiszpanom błyskawicznie, można by rzec, że z przytupem. Zaledwie cztery minuty później Arek Piech dograł cudowną piłkę do Milosa Krasicia, a Serb uderzeniem po długim rogu zdobył gola na 3:1! Końca szaleństwa widać nie było, mecz wyzbył się jakichkolwiek zasad, wygrać miała drużyna bardziej skuteczna. Goście z Hiszpanii pudłowali, a my... robiliśmy swoje. Tuż po upływie godziny gry, po raz trzeci tego wieczoru na listę strzelców wpisał się Libor Hlousek! Tym razem nastolatek przeprowadził indywidualny rajd, którego zakończył płaskim strzałem, obok wychodzącego do niego bramkarza Valencii. Minęły ledwie trzy minuty, a prowadziliśmy już 5:1! Milos Krasić ze skrzydła w pole karne, a tam egzekucji dokonał Arek Piech. Cóż to byłby za mecz, gdyby Polak nie wpisał się na listę strzelców. Następnie wszystko się uspokoiło. Widocznie Hiszpanie pojęli, że idąc na wymianę ciosów, sami sobie strzelili w stopę. Posucha trwała do 88. minuty, gdy to szóstą bramkę przyjezdnym zaaplikował Joe McKee! Wygraliśmy więc z Valencią aż 6:1 – pogrom! Awans mamy już raczej pewny, ale nie ma co zapeszać, jest jeszcze 90 minut do rozegrania...

 

Białkowski – Naughton [+] (Olsson 10'), Nyatanga, Kone, Cameron – Krychowiak, Polański (Vince 65') [+] (McKee 71'), Krasić – Podolski, Hlousek, Piech

 

Liga Europy – 1/16 [1/2] – 18.02.2014 r.

[ENG] Coventry 6 : 1 Valencia [ESP]

Hlousek 18' [1:0], 44' [2:0], 61' [4:1]

Sakho 53' [2:1]

Krasić 57' [3:1]

Piech 64' [5:1]

McKee 88' [6:1]

 

Widzów – 30401

MoM – Libor Hlousek [9.6]

Odnośnik do komentarza

Po wielkim zwycięstwie nad hiszpańską Valencią, graliśmy przed własną publicznością z West Bromem, w ramach 5. rundy FA Cup. Chyba nie muszą mówić, że oczekiwałem od swoich chłopaków zwycięstwa, w końcu następnym przystankiem jest ćwierćfinał. Marzy mi się powtórka z sezonu 2011/2012, gdy to sensacyjnie sięgnęliśmy po Puchar Anglii...

 

Od samego początku spotkania zamknęliśmy rywali w ich własnym polu karnym, aż w końcu stało się nieuniknione, czyli zdobyliśmy gola! Z lewego skrzydła piłkę w pole karne dośrodkował Lukas Podolski, a bramkę – uderzeniem z woleja – zdobył niezawodny Arek Piech. Pięć minut później przed szansą na gola stanął Paweł Gmitrzuk, jednak strzał młodego Polaka w fantastycznym stylu wybronił Ben Foster. Następnie odpuściliśmy trochę, co było błędem, bo mający więcej swobody goście, zaczęli coraz groźniej atakować na bramkę Bartka. Ten jednak bronił jak natchniony, a swoim ogromnym talentem popisał się na sekundy przed końcem pierwszej połowy, gdy to wygrał indywidualny pojedynek z Shanem Longiem. Dzięki szybko zdobytej bramce, oraz interwencjom Bartka, do przerwy prowadziliśmy 1:0.

 

Druga część meczu – jak pierwsza – rozpoczęła się od ataków moich podopiecznych. Już dwie minuty po wznowieniu gry z dystansu uderzył Grzesiek Krychowiak, ale niestety minimalnie spudłował. W 53. minucie blisko zdobycia drugiego gola był Arek Piech, jednak Ben Foster końcówkami palców zdołał odbić piłkę poza boisko. Angielski bramkarz gości błysnął po raz kolejny kilka minut później, fenomenalnie broniąc uderzenie Lukasa Podolskiego. Następnie dwukrotnie naszej bramce zagrozili po stałych fragmentach goście, jednak przy obu sytuacjach ich strzały były niecelne. Oczekiwałem od swoich podopiecznych drugiego gola, który by mnie trochę uspokoił, a także zgasił rosnące zapały piłkarzy West Bromu. I tak też się stało. W 78. minucie piłkę na wolne pole dostał Arek Piech, który takie okazje rzadko marnuje, nie zawiódł i tym razem. Polak uderzył pewnie tuż obok słupka, więc prowadziliśmy 2:0! Pan AK-47 mógł wpisał się na listę strzelców po raz trzeci na pięć minut przed końcem meczu, jednak po raz kolejny cudowną paradą popisał się Ben Foster. Ostatecznie więc zwyciężyliśmy 2:0, co oznacza, że gramy dalej – awansowaliśmy do ćwierćfinału!

 

Białkowski – Naughton, Vicino, Kone, Nyatanga – Krychowiak, Polański (Strasser 63'), Pepe – Podolski (Skoko 79'), Gmitrzuk (Krasic 63'), Piech

 

FA Cup – 5. runda – 22.02.2014 r.

[bPL] Coventry 2 : 0 West Brom [bPL]

Piech 7' [1:0], 78' [2:0]

 

Widzów – 32604

MoM – Arek Piech [9.1]

Odnośnik do komentarza

Świetnie. Mam spory problem z zapisem gry. Gdy próbuję wczytać, zawiesza się laptop, a tuż przed tym zużycie pamięci na MZ idzie szaleńczo w górę. Kopiowanie zapisu nic nie dało, godzinne czekanie także. Odpisy są gówno warte, bo są sprzed prawie roku... Będę jeszcze myślał nad tym, ale źle to wygląda.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...