Skocz do zawartości

Nauro na Czarnym Lądzie


nauro

Rekomendowane odpowiedzi

A więc stało się. To, co miało być zwykłą wycieczką do Afryki, choć pierwotnie zamieniło się w koszmar, skończyło się w miarę dobrze. Ale może zacznę od początku. ( opowiadanie to czysta fikcja, wszystkie podobieństwa do innych osób są przypadkowe)

 

Nazywam się Arek Przybyłkiewicz i, z tego co się orientuję, jestem Polakiem. A przynajmniej tak mi wmawiali rodzice za czasów słodkiego dzieciństwa. Od zawsze interesowałem się piłką, do tego stopnia, że sam zacząłem grać. Poprzez Kryształ Glinojeck i ŁKS Łomża trafiłem do mojej ukochanej Legii, której kibicowałem od małego. Stamtąd do reprezentacji Polski, ale niestety, moja kariera nie potoczyła się tak, jakbym chciał. W wyjazdowym meczu z Armenią zostałem wzięty w kleszcze przez dwóch rosłych defensorów i cóż… wybór należał do mnie – koniec kariery albo – wkrótce – koniec z chodzeniem. Chcąc nie chcąc, zawiesiłem buty na kołku, parając się trenerką. Wkrótce wyrobiłem wszystkie potrzebne papiery, a trenując drużyny juniorskie paru znanych polskich klubów, również i pewną renomę. Nie wiedziałem jednak, że wkrótce przyjdzie mi stanąć oko w oko z czymś poważniejszym niż trenowanie młodzieży.

 

- To co Arek, rozumiem, że jedziesz z nami? – te słowa kolegi zapamiętam chyba na zawsze. Wraz z paczką znajomych Tomek organizował wycieczkę do Republiki Południowej Afryki. Główną atrakcją podróży miała być krótka eskapada po Parku Krugera i spływ pontonami wzdłuż jednej z tamtejszych rzek. Wtedy jeszcze nic nie przeczuwałem, więc, nie mając lepszych planów na wykorzystanie urlopu, przystałem na propozycję Tomka.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

To tak na dobry początek, może kogoś zainteresuje :) jeśli nie, i tak będę pisał dalej :D

Odnośnik do komentarza

@Lawrenc: dzięki, staram się :D

@Vami: to lepiej niech on na mnie uważa, kimkolwiek jest! :P

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

- Jesteśmy na miejscu! Oto rzeka Sabie, nazwana niegdyś przez tubylców „Straszną Rzeką”, ze względu na spustoszenie, jakiego dokonywały niegdyś żyjące tu krokodyle. Ale nie martwcie się, teraz już nic nam nie grozi. Nawet jeśli zobaczymy te gady, będą leniwie wygrzewać się na brzegu, nie zwracając na nas większej uwagi – mówił Jonah, nasz przewodnik.

Ja go jednak nie słuchałem, moje myśli były gdzie indziej. Od samego rana byłem w dziwnym nastroju. Powiedziałbym nawet, że wstałem z łóżka lewą nogą, gdyby nie to, że specjalnie uważałem, by tego nie zrobić. Może byłem przewrażliwiony? Słonko świeciło, trawa się zieleniła, rzeka płynęła błękitną strugą, sępy ćwierkały, pszczoły się bzy…a nie, wróć! Tutejsze pszczoły najpierw by nam porządnie pożądliły dupska, potem mogłyby się zająć czymś innym. Może więc dobrze, że znajdowaliśmy się w pobliżu wody? Nie zmienia to faktu, że miałem wyjątkowo złe przeczucie. Zupełnie jak w „Oszukać Przeznaczenie”, tyle że bez wcześniejszego przewidywania, co się stanie. I to właśnie było najgorsze, wkrótce mieliśmy płynąć na spotkanie nieznanemu.

Odnośnik do komentarza

- Niedaleko stąd znajduje się przepiękne leśne miasteczko Sabie założone jeszcze w czasach, gdy wydobywano tu złoto. Właśnie od miasteczka nazwę wzięła rzeka, którą płyniemy. Miejmy nadzieję, że uda nam się dotrzeć tam i zobaczyć przepiękną plantację drzew otaczających Sabie, będącą największym lasem na świecie stworzonym przez człowieka. To znaczy, o ile wcześniej nie spadniemy z jakiegoś wodospadu – zażartował tym swoim angielskim z wyraźnie słyszalnym afrykanerskim akcentem Jonah.

 

Zaraz! Co? Nie dość, że krokodyle, to jeszcze i wodospady? Popatrzyłem po reszcie towarzyszy wyprawy. Tylko ja sprawiałem wrażenie pochmurnego, reszta dobrze się bawiła. Po słowach przewodnika, które mnie otrzeźwiły, reszta „załogi” buchnęła gromkim śmiechem. Tylko mnie nie było wesoło. Kolejne niebezpieczeństwo na liście. Wcześniej Jonah wspominał również o hipopotamach, z których „rąk” rocznie ginie w Afryce więcej ludzi, niż wskutek ataków jakichkolwiek innych drapieżników. No i niesławne krokodyle. Widzieliśmy je wygrzewające się gdzieniegdzie na brzegach rzeki. Niby według słów przewodnika gady miały nie zwracać na nas uwagi, ale ja oglądałem w swym życiu za dużo Animal Planet i National Geographic, by mu wierzyć. Wiedziałem, że wystarczy, by któreś z nas wpadło do wody, a niby spokojne i ospałe stworzenia zamienią się w piekielnie szybkie, spragnione krwi bestie. Wolałem więc nie ryzykować. Miałem wiele planów w życiu, ale żadnym z nich nie było stać się obiadem dla krokodyli.

 

 

 

Płynęliśmy już dobrą godzinę. Nic nie zapowiadało powtórki z „Oszukać przeznaczenie”, a i ja zacząłem już myśleć, że moje złe samopoczucie było tak naprawdę bezpodstawne. Woda skrzyła się w jasnym, przedpołudniowym słońcu południowoafrykańskiego parku. Brzegi zieleniły się obfitością rozmaitych traw, krzewów i koron drzew widocznych nieopodal. Zacząłem się już nawet oddawać błogiej kontemplacji okoliczności przyrody, aż tu nagle…

- Arek, widzisz? Coś dużego płynie tam w oddali przed nami. Nie wiesz co to może być? – usłyszałem za plecami damski głos, który wyrwał mnie z zadumy. Odwróciłem się, by zobaczyć kto zadał mi pytanie. Po chwili już wiedziałem – Emma d’Agrain. 19-letnia Brytyjka o francuskich korzeniach była jedyną osobą biorącą udział w wyprawie, której wcześniej nie znałem. Znajoma Tomka z czasów, gdy przebywał w Anglii. Bardzo chciała z nami jechać, nikt nie miał nic przeciwko. Do dziś pamiętam pierwsze wrażenie, jakie na nas zrobiła. Mocny makijaż, kilka kolczyków na twarzy, nie tylko w uszach, w których tkwiły również nieodłączne słuchawki. Zastanawiałem się wtedy, co ona tu robi. Czy poradzi sobie na takiej wyprawie na Czarny Ląd? Obawy moje wkrótce obróciły się wniwecz. Emma okazała się bardzo sympatyczną, wyluzowaną, pełną życia osóbką. Do tego połączył nas wspólny gust muzyczny, co sprawiło, że wiele godzin przegadaliśmy o wszystkim i o niczym. Ale do rzeczy…

- Nie widzę. Gdzie? – zapytałem.

- Na pewno mi się nie przywidziało! Coś widziałam! – upierała się Emma.

- Czy coś się stało? – zainteresował się nagle Jonah.

- Emma twierdzi, że coś dużego jest przed nami w wodzie – odparłem.

 

 

Przewodnik spojrzał w stronę, w którą skierowany był mój palec i w ułamku sekundy zamarł w bezruchu, a jego zazwyczaj spokojna twarz poszarzała.

- Seekoei! Seekoei! – zaczął nagle krzyczeć w języku afrikaans. Po chwili jednak zreflektował się, że nikt z nas go nie zna. – Hipopotam! Trzymajcie się mocno! Może uda się go ominąć!

A więc jednak… czyżby moje złe przeczucia miały się ziścić? I to własnie teraz, gdzy nic na to nie wskazywało? Nie zamierzałem jednak wpadać w panikę. Chwyciłem się mocno liny zwisającej przy brzegu pontonu, to samo zrobiła reszta ekipy. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że Jonah miał rację i uda się wyjść z tego cało. Szedłbym nawet o zakład, że bardzo religijny Sławek, brat Tomka, zaczął się w duchu modlić.

Zapadła cisza. Słychać było tylko szum rzeki i szelest nadbrzeżnej roślinności. Wydawać by się mogło, że nawet czas stanął w miejscu. Aż tu nagle w jednej sekundzie usłyszałem głośny plusk i straszliwy hałas, a w drugiej – zostałem wyrzucony w powietrze i wylądowałem w wodzie. Co było dalej? Nie pamiętam.

Odnośnik do komentarza

Nagle się ocknąłem. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Na pewno już nie w wodzie, to stwierdziłem na pierwszy rzut oka. Znajdowałem się w niewielkiej salce. Leżałem na łóżku. Ściany i sufit pomieszczenia pomalowane były na biało. Obok łóżka stała niewielka szafka, a zaraz przy niej stało drewniane krzesło. Odwróciłem głowę. Z drugiej strony łózka stał krzepki czarnoskóry mężczyzna w sile wieku.

- Gdzie ja jestem? Co się stało? Kim pan jest? – chciałem zerwać się z łóżka, ale on był szybszy.

- Spokojnie, proszę się nie denerwować i leżeć spokojnie. Za chwilę odpowiem na wszystkie pańskie pytania – odparł.

- Ale… - chciałem zaoponować, jednak chyba byłem zbyt słaby, bowiem opadłem bez sił na poduszkę.

- Nazywam się Edward Mkhanazi i jestem lekarzem. Znajduje się pan w szpitalu w Giyani, w prowincji Limpopo. Miał pan wiele szczęścia.

- Ale co…? – chciałem znowu się zerwać, ale doktor Mkhanazi był szybszy.

- Proszę leżeć spokonie, naprawdę nie ma już powodu do niepokoju. A teraz proszę mi powiedzieć, co pan pamięta? – spytał.

- Ostatnie co pamiętam to… ten dziwny plusk i hałas….a potem wpadłem do wody…więcej już nic . Co się stało, panie doktorze?

- Zaatakował was hipopotam. Mieliście wiele szczęścia, zazwyczaj tego typu wypadki kończą się tragicznie. Na szczęście patrolujący okolice nadbrzeżne strażnik zauważył przez lornetkę co się stało i natychmiast wezwał pomoc. Zostaliście przewiezieni właśnie tutaj – odrzekł spokojnym głosem Mkhanazi.

- Co z resztą? Czy oni…? – wolałem nie dopuszczać do siebie myśli o najgorszym.

- Proszę się denerwować, nic im nie będzie. Mają mniejsze lub większe obrażenia, do tego są w lekkim szoku, ale życiu żadnemu z nich nie zagraża niebezpieczeństwo.

Słowa doktora mnie uspokoiły. Na szczęście żyjemy, to jest najważniejsze! Koszmar zakończył się szczęśliwie. Co prawda, każde z nas musiało jeszcze spędzić trochę czasu w szpitalu na obserwacji, ale to było jeszcze do przeżycia. Odetchnąłem z ulgą i zapadłem w głęboki, spokojny sen.

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

Kilka dni później siedziałem przy łóżku Emmy. Jak zwykle rozmawialiśmy o wszystkim, co tylko przyszło nam do głowy. W pewnym momencie do pomieszczenia weszło dwóch czarnoskórych mężczyzn. Jednego rozpoznałem, to doktor Mkhanazi. Jego towarzysz był niewysoki, o korpulentnej budowie ciała.

- Tu pan jest! A my pana szukaliśmy – rozpromienił się lekarz.

- Czy coś się stało? – wraz z Emmą spojrzeliśmy na siebie z niepokojem.

- Proszę się nie martwić, nic się nie stało. A przynajmniej nic złego. Czy moglibyśmy porwać pani towarzysza na sekundkę? – tym razem Mkhanazi zwrócił się do Emmy.

- Nie ma problemu. Idź Arek, zobaczymy się później – odrzekła z uśmiechem.

Wyszliśmy z pokoju i długim korytarzem przeszliśmy do gabinetu doktora. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Czy nastąpiły jakieś powikłania ze zdrowiem moim lub któregoś z towarzyszy? Mkhanazi wkrótce rozwiał moje obawy.

- Widzę, panie Arku, że dosłownie z nieba nam pan spadł – zaczął. Że co? Ja z nieba? Przecież niedawno wpadłem, ale do wody. Zupełnie nie wiedziałem co ten dziwny lekarz ma na myśli.

- Otóż proszę sobie wyobrazić, że jestem sympatykiem i znawcą futbolu, w tym również europejskiego i od razu rozpoznałem pańską twarz. Pan był piłkarzem, a ostatnio pracował jako trener, prawda? – zapytał, a ja przytaknąłem. Po chwili ciągnął dalej:

- Tak się składa, że nie jestem tylko lekarzem w miejscowym szpitalu. Oprócz tego pełnię rolę fizjoterapeuty lokalnej ekipy Dynamos FC. A mój towarzysz – tu wskazał milczącego do tej pory drugiego mężczyznę – to właściciel klubu, Pat Malabela. Mamy dla pana pewną propozycję, ale to już może nie ja ją przedstawię – zakończył.

- Panie Arku, powiem krótko – włączył się do rozmowy swoim głębokim basem Malabela – szukamy nowego managera dla naszej drużyny. Poprzedni, Serb Momcilo Medic, rozstał się z klubem w dość niejasnych okolicznościach. Podobnie jak kolega fascynuje mnie europejski styl gry, więc postanowiłem złożyć panu ofertę poprowadzenia naszej drużyny. Proponuję panu dwuletni kontrakt z zarobkami około 1,600 złotych na tydzień. Może nie są to jakieś kokosy, ale liczę, że wyrazi pan zgodę. No to jak będzie?

Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie, a w mojej głowie krążyły miliony myśli. Zgodzić się czy się nie zgodzić? Zawsze to jakaś posada, w dodatku w ciekawym, egzotycznym miejscu. Mógłbym zobaczyć kawał świata, a przynajmniej Afryki. Inna sprawa, że zostanę samotny w wielkim, obcym kraju, daleko od rodziny i znajomych. Ale zanim skończyłem bić się z myślami, w drzwiach rozbrzmiał damski głos:

-Arek, powinieneś się zgodzić! To twoja szansa, zawsze o takiej marzyłeś! Do tej pory trenowałeś tylko drużyny juniorskie, a tu panowie oferują Ci posadę pierwszego szkoleniowca drużyny seniorów – Emma. Nie wiedziałem, że tu jest, ani jak dużo słyszała. Ale trafiła w czuły punkt. Zawsze chciałem dostać swoją szansę.

- Ale…. – chciałem jeszcze oponować, oszukując sam siebie.

- Żadnych ale! Masz przyjąć tę ofertę i już! Nie bój się, sam nie będziesz, zostanę z Tobą. Podoba mi się w tym kraju, a w Anglii nic mnie nie trzyma – to ostatecznie przekonało mnie do podjęcia decyzji. Lubiłem Emmę, chyba nawet bardziej niż sądziłem. Nie potrafiłbym odmówić jej niczego.

- A więc zgoda! – odpowiedziałem. Obaj panowie wstali z miejsc i uścisnęli moją prawicę.

- W porządku. Dam panu jeszcze kilka dni na dojście do pełnej formy, wtedy proszę zjawić się w siedzibie klubu, podpiszemy umowę i będzie pan mógł zacząć pracę – powiedział mój przyszły szef.

Wyszedłem z gabinetu, obok mnie szła Emma. Spojrzałem na nią, wyglądała na zadowoloną z siebie.

- No cóż, Arek, zaczyna się Twoja wielka przygoda – powiedziała, a mnie trudno było się z nią nie zgodzić.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Klub: Dynamos FC (RPA)

Football Manager 2012

wersja 12.0.3, bez uaktualnień

wybrane ligi: Anglia (Premiership + Championship), Argentyna, Australia, Hiszpania, Niemcy (1. i 2. Bundesliga), Polska, RPA (1 i 2 liga), USA, Włochy (Serie A + Serie B)

baza danych: duża

brak dodatkowych piłkarzy

zasady: własne, bez cheatowania, edytorów ani programów scoutujących

Odnośnik do komentarza

@Czarls: tak wyszło :D

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

Kilka dni później w godzinach porannych pojawiłem się w siedzibie klubu. Tam już czekał na mnie Malabela:

- To co, panie Arku, rozumiem, że podpisujemy kontrakcik? – zagaił od razu jowialnym tonem.

- Czemu nie? Tylko nie wiem jakie ma pan oczekiwania wobec mnie – odparłem.

- No cóż, jako że dopiero pan zaczyna i nie zna jeszcze dobrze realiów panujących w piłce w naszym kraju, na koniec sezonu wystarczy mi miejsce w środku tabeli – odpowiedział.

- Myślę, że da się zrobić, szefie – odrzekłem, po czym podpisałem przedłożony mi dwuletni kontrakt. W międzyczasie dowiedziałem się, że na transfery dostaję 100 tysięcy złotych, zaś na pensje – 64 tysiące złotych tygodniowo. Wiedziałem, że będzie ciężko, gdyż klub wydawał na nie już ponad 80 tysięcy, ale stwierdziłem, że jakoś się temu zaradzi. W najgorszym przypadku będę musiał się pozbyć paru graczy albo zmodyfikować budżety transferowe i sprowadzić graczy, którzy pozostają bez klubu. Pogrążony w zadumie poszedłem wraz z szefem na stadion, gdzie poznałem moich współpracowników. Nie było ich wielu, ale uznałem, że znają się na swojej robocie i, chociaż Malabela zapowiedział mi, że w razie potrzeby wszyscy chętnie rozwiążą kontrakty z klubem, postanowiłem ich pozostawić na miejscach, przynajmniej na razie.

 

A więc sztab szkoleniowy prezentuje się (póki co, bo na pewno go jeszcze rozszerzę) następująco:

Rodney Thobejane (asystent)

Lucas Sithole (trener)

Edward Mkhanazi (fizjoterapeuta)

Sanele Tsotetsi (scout)

 

Zwłaszcza w przypadku trenerów i scoutów, liczba jeden nie jest optymalna, nawet biorąc pod uwagę fakt, że to zaledwie druga liga Republiki Południowej Afryki. Tymczasem na boisko wybiegł podstawowy skład i mogłem się im dokładnie przyjrzeć.

 

Bramkarze:

 

Mashudu Mamphita (28 l./RPA)

Odwa Pato (27 l./RPA)

 

Szału nie ma. Na papierze minimalnie lepszy jest o rok młodszy Pato. Postaram się ściągnąć jeszcze jednego bramkarza, gdyż dwóch to jednak za mało. Co w razie, gdyby (odpukać) któryś doznał kontuzji?

 

Obrońcy:

 

Demaine Aldrin Ho-Chong (26 l./RPA)

Thulani Ntshingila (29 l./RPA)

Thato Tihone (19 l./RPA)

Abednego Netshodwe (34 l./RPA)

Tonic Chabalala (31 l./RPA)

Godfrey Nobula (32 l./RPA)

Ronald Mailay (19 l./RPA)

Thomas Ledingwane (31 l./RPA)

Philani Cele (18 l./RPA)

 

Na bokach obrony najlepiej prezentują się dwaj młodzi gracze, Tihone i Cele. Niestety, obaj są tylko wypożyczeni z Kaizer Chiefs. Środek defensywy to zdecydowanie domena dwóch doświadczonych piłkarzy – Chabalali i Nobuli. Zmiennicy prezentują się średnio na jeża, mówiąc żargonem fryzjerskim, więc zapewne nie obędzie się bez zmian.

 

Pomocnicy:

 

Hleza Mofedi (32 l./RPA/1/0a)

Irvan Nkomo (30 l./RPA)

Tshidiso Letsholonyane (18 l./RPA)

Richard Rantjie (26 l./RPA/1/0a)

Siphesihle Ngobesa (27 l./RPA)

Joseph Mahlangu (21 l./RPA)

Rudzani Ramudzuli (28 l./RPA)

Rito Jeffrey Hlabane (22 l./RPA)

Doctor Matsimbi (22 l./RPA)

Dingaan Masanabo (37 l./RPA)

 

W linii pomocy mam kilku ciekawych zawodników. Gdybym już teraz miał wystawiać taktykę, w środku pola zagraliby Ngobese i Letsholonyane, przed nimi wysunięty weteran Masanabo, zaś na skrzydłach zdecydowanie Ramudzuli i mający za sobą debiut w kadrze RPA Rantjie. Reszta prezentuje się skromnie, znów trzeba będzie pomyśleć o zmiennikach.

 

Napastnicy:

 

Booler Shabalala (29 l./RPA)

Michael Bulaya (24 l./Zambia)

Simon Ramodumo (19 l./RPA)

Andile Kweleta (21 l./RPA)

 

Kolejna formacja z cyklu tych bez szału. Najmocniejszy na papierze jest jedyny stranieri, Bulaya. Reszta na niskim poziomie. Cel numer dwa – napastnik lub dwóch.

Odnośnik do komentarza

Po kilku godzinach na stadionie rozpoczęła się konferencja prasowa, na której zostałem zaprezentowany jako nowy szkoleniowiec Dynamos FC. Co ciekawe, jedynym przedstawicielem mediów był niejaki Mandla Khumalo z „Nowin Piłkarskich Polokwane”.

 

- A więc jest pan nowym managerem Dynamos. Jak się pan zapatruje na tę posadę?

- Cieszę się, że prezes zdecydował się powierzyć tę funkcję mnie, choć na pewno miał do wyboru bardziej doświadczonych kandydatów.

- Nierzadko bywa tak, że nowy szkoleniowiec organizuje rewolucję w składzie, całkowicie go wymieniając. Czy i pan ma takie zamiary?

- Jestem tu nowy i nie znam jeszcze graczy, więc trudno bym od razu ich skreślał. Każdy dostanie ode mnie szansę, by pokazać, że zasługuje na pozostanie w drużynie.

- Rozumiem. A jak bardzo zamierza pan zaangażować się w sprawy klubowe?

- Na pewno będę tak aktywny, jak tylko czas mi na to pozwoli. Jednak parę zadań z pewnością pozostawię współpracownikom.

- A czego możemy się spodziewać , jeśli chodzi o transfery? Zamierza pan wydać cały budżet na wzmocnienia czy też będzie pan sprowadzał graczy dostępnych za darmo?

- Szczerze mówiąc to się jeszcze okaże. Na pewno chciałbym sprowadzić kilku utalentowanych juniorów z myślą o przyszłości, ale nie ukrywam, że pierwszy skład również wymaga wzmocnień. Jak to wyjdzie – okaże się w praniu.

- Jak by pan opisał swoje preferencje taktyczne?

- Jestem zwolennikiem atrakcyjnej, ofensywnej gry, ale też bez przesady. Nie możemy przy tym zapominać o grze obronnej.

- Wszystko wskazuje na to, że wkrótce odejść może największa gwiazda klubu, Rudzani Ramudzuli, którym interesuje się kilka klubów? Co pan powie na ten temat?

- Na pewno chciałbym wokół tego zawodnika rozpocząć budowę pierwszej jedenastki. Z drugiej strony z niewolnika nie ma pracownika i, jeśli będzie chciał odejść, nie zatrzymam go.

- Z kolei ponoć na liście pańskich życzeń znajduje się Manqoba Mkhize z Highlands Park.

- To świetny, doświadczony zawodnik i to grający na pozycji, na której nie mamy kłopotów bogactwa. Na pewno by się nam przydał. Ale czy podejmiemy jakieś kroki w tej sprawie? Chyba za wcześnie o tym mówić.

- Dziękuję za rozmowę, do usłyszenia.

- Dziękuję bardzo

Odnośnik do komentarza

Okienko transferowe czas zacząć . Sztab szkoleniowy wzmocnią:

 

Thabani Zwane (scout)

Phumlani Khoza (scout)

Aime Kitenge (trener bramkarzy)

Godfrey Mokoena (trener siłowy)

Tieho Ntabele (trener juniorów)

 

Ale nie próżnowałem również jeśli chodzi o wzmocnienie składu. Pierwszym nowym nabytkiem został wypożyczony z Kaizer Chiefs młody talent Nelson Malula (18 l./RPA), celem zasilenia środka pola. Z tego samego powodu z Mamelodi Sundowns wypożyczony został Jabulani Shongwe (21 l./RPA). Z wolnego transferu na newralgiczną prawą stronę obrony przybył Brandon Barkhuizen (22 l./RPA). Linię napadu wzmocnił wypożyczony z Moroka Swallows jeden z największych talentów w kraju, Lwazi Skhosana (20 l./RPA).

Kolejne wzmocnienie ataku to doświadczony, dwumetrowy Lungisani Ndlela (30 l./RPA). Na pewno przyda się w pojedynkach powietrznych z obrońcami rywali. Ja, co prawda, wystawiłem kilku graczy na listę transferową, ale chętnych, póki co, brak. Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie rozwiązać z nimi umowy.

 

Wreszcie nadszedł pierwszy mój sprawdzian, mecz towarzyski z Kaizer Chiefs. Na boisko wybiegli następujący piłkarze:

 

O. Pato, A. Netshodwe, T. Chabalala, G. Nobula, B. Barkhuizen, I. Nkomo, T. Letsholonyane, R. Ramudzuli, D. Masanabo, R. Rantjie, L. Ndlela

 

Mecz Towarzyski

Stadion Giyani w Polokwane, 5242 widzów

Dynamos FC – Kaizer Chiefs

1:1

[Richard Rantjie, k. 60’ – Dominic Isaacs 24’]

Mom: Dominic Isaacs „7,4”

 

Pierwsze minuty upłynęły pod znakiem nudy. Dopiero w 10 minucie po wrzucie z autu Nobuli piłkę wybił Isaacs, ta trafiła pod nogi Letsholonyane. Młody pomocnik odegrał do Rantjie, który huknął jak z armaty, lecz fantastyczną paradą popisał się Itumeleng Khune. W 24. Minucie goście cieszyli się z prowadzenia. Zvasiya z rzutu rożnego dośrodkował na głowę Isaacsa, a ten nie dał najmniejszych szans Pato. W 38. Minucie goście przeprowadzili kontrę, po której Dladla znalazł się oko w oko z Pato, ale nasz bramkarz nie dał się pokonać. Chwilę później golkiper Dynamos po raz kolejny wygrał pojedynek z graczem rywali, tym razem z Ngcobo. Tuż przed przerwą Kaizer Motaung Jr. Nie wykorzystał błędu (kolejnego w tym meczu) Nobuli. Tuż po przerwie to my strzeliliśmy gola, ale… no właśnie. Ramudzuli wypuścił w uliczkę rezerwowego Skhosanę, młodzian trafił do siatki, ale sędzia odgwizdał spalonego. A to peszek! Parę minut później po egzekwowanym przez Rantjie rzucie rożnym minimalnie przestrzelił Chabalala. W 60 minucie nadeszła nasza chwila i wyrównanie! Po wrzucie z autu Chabalali faulowany w polu karnym był Ramudzuli, a jedenastkę na gola zamienił Rantjie. Cztery minuty później kolejną szansę miał Ngcobo, ale znów wielką klasę pokazał Pato. Do końca meczu, mimo ataków ze strony pierwszoligowca, wynik nie uległ zmianie, a ja cieszyłem się z pierwszego, małego sukcesu moich podopiecznych. Mniej zachwycony byłem po meczu, gdy Mkhanazi powiedział mi, że kontuzjowany jeszcze w pierwszej połowie Brandon Barkhuizen nie zagra przez trzy tygodnie.

Odnośnik do komentarza

22.07.2011

 

Zaledwie dwa dni później graliśmy kolejny mecz towarzyski. Tym razem wyjazdowy, a rywalem byli African Wanderers. Tym razem na boisko wybiegli:

 

M. Mamphita, T. Ntshingila, T. Chabalala, R. Mailay, P. Cele, H. Mofedi, N. Malula, R. Hlabane, S. Ngobese, R. Rantjie, A. Kweleta

 

Mecz Towarzyski

Stadion Miejski, 1574 widzów

African Wanderers – Dynamos FC

0:5

[Andile Kweleta 14’, 50’, 59’, Hleza Mofedi 75’, Siphesihle Ngobese 86’]

Mom: Andile Kweleta „9,6”

 

Od początku moi gracze atakowali, ale nie byli zbyt skuteczni. Rantjie uderzył ponad bramką. Parę minut później najpierw Kweleta trafił w bramkarza, jednak odbitej przez niego piłki do pustej siatki nie potrafił skierować Hlabane. Wreszcie w 14 minucie przełamał się Kweleta, który po solowym rajdzie nie dał szans bramkarzowi rywali. Później wszystko wróciło do „normy”, niecelnie uderzali Malula i, ponownie, Hlabane. Kolejny strzał Kwelety został obroniony przez bramkarza rywali. Aż nadeszła przerwa. Kazałem im nie odpuszczać i gryźć trawę, mimo, że to tylko sparing. Posłuchali… częściowo. Po dobrym crossowym zagraniu Mailaya w polu karnym znalazł się Rantjie, ale zamiast odgrywać do lepiej ustawionego Kwelety… strzelił, oczywiście niecelnie. Wreszcie w 50 minucie swój dorobek bramkowy w tym meczu podwoił Kweleta, a asystę zanotował …. Mamphita, a więc mój bramkarz. Siedem minut później ten sam gracz powinien skompletować hattricka, ale świetnie interweniował golkiper rywali, Tjihonge. Ale co się odwlecze, to wiadomo… minutę później Ngobese świetnym podaniem obsłużył Kweletę, a ten mógł tylko trafić do siatki. W 75 minucie było już 4:0 dla nas. Po rzucie rożnym egzekwowanym przez Ntshingilę strzał Chabalali odbił jeszcze Tjihonge, ale przy dobitce Mofediego był już bezradny. W 86 minucie ponownie strzeliliśmy gola. Z narożnika boiska dośrodkował Ntshingila, zaś Ngobese nie dał najmniejszych szans bramkarzowi rywali. Okazałe zwycięstwo zawsze cieszy. Mniej – brak skuteczności, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale to, miejmy nadzieję, zmieni się z czasem.

 

24.07.2011

 

Wzmocnili nas kolejni dwaj gracze. Pierwszy to doświadczony Lefa Mogaila (29 l./RPA/12/2 jun.), którego sprowadziłem ze względu na jego wszechstronność. Może zagrać zarówno w środku obrony, gdzie mamy deficyt, jak i w środku pola. Drugim jest Martin Carelse (30 l./RPA), który może grać bo obu stronach linii obrony, a jego doświadczenie na pewno się przyda.

Tymczasem czeka nas kolejny mecz towarzyski. Na własnym terenie zmierzymy się z ekipą Maritzburg Utd, a więc będzie to potyczka z ekipą grającą ligę wyżej. Zaczniemy następująco:

 

M. Mamphita, T. Tihone, R. Mailay, G. Nobula, M. Carelse, L. Mogaila, J. Shongwe, R. Hlabane, D. Matsimbi, L. Skhosana, L. Ndlela

 

Mecz Towarzyski

Stadion Giyani, Polokwane, 3049 widzów

Dynamos FC – Maritzburg Utd

1:2

[Lungisani Ndlela 30’ – Wayne Matle 45+2’, Felix Obada 80’]

Mom: David Booysen „7,9”

 

Pierwsza groźna akcja i – jak się potem okazało – bramkowa miała miejsce w 30 minucie. Po wrzucie z autu Nobuli jeden z rywali długim zagraniem wybił piłkę jak najdalej od własnej bramki. Tam jednak przejął ją Carelse, odegrał na prawe skrzydło do Skhosany, ten dośrodkował w pole karne, a olbrzymi Ndlela wślizgiem wepchnął piłkę do bramki. 1-0 dla nas! Minutę później mogło być 2-0, ale po błędzie Mortona Hlabane, zamiast zagrywać w pole karne, zdecydował się na strzał. Boczna siatka. Chwilę potem mógł być remis, ale Mamphita z łatwością obronił strzał Sibisiego. Po kolejnej minucie nasz bramkarz błysnął po raz kolejny, tym razem broniąc kąśliwy strzał po ziemi Donelly’ego. Gdy wydawało się, że do przerwy wynik nie ulegnie zmianie, rywale wyrównali. Po dośrodkowaniu Sosibo z rzutu rożnego piłkę do naszej bramki skierował Wayne Matle. Druga połowa to rwane, szarpane akcje. Przez wiele minut nie działo się nic. Swoje akcje mieli Matsimbi i rezerwowy Chabalala, ale na drodze stawała nieskuteczność albo dobrze dysponowany bramkarz rywali, Walters. Aż przyszła 80 minuta. Sędzia nie zauważył ewidentnego faulu jednego z rywali na Shongwe i puścił grę. Po zamieszaniu w polu karnym ostatecznie piłkę do siatki Dynamos skierował Obada. Inna sprawa, że sędzia zdecydowanie powinien przerwać grę kilkadziesiąt sekund wcześniej. No trudno. Pierwsza porażka stała się faktem. Dobrze, że to tylko sparing.

Odnośnik do komentarza

27.07.2011

 

Jedno z ostatnich wzmocnień w tym okienku transferowym. Jako, że nie miałem trzeciego bramkarza, z SuperSport United wypożyczony został młody Sherwyn Naicker (20 l./RPA).

 

29.07.2011

 

Czeka nas kolejny mecz towarzyski. Ten nie powinien należeć do trudnych. Zagramy na wyjeździe z Winners Park. Oto podstawowa jedenastka:

 

O. Pato, T. Ntshingila, T. Chabalala, G. Nobula, P. Cele, L. Mogaila, N. Malula, R. Ramudzuli, S. Ngobese, R. Rantjie, A. Kweleta

 

Mecz Towarzyski

Seshego Stadium, Polokwane, 1723 widzów

Winners Park – Dynamos FC

1:5

[Tshepo Malesa 69’ – Rudzani Ramudzuli 7’, Andile Kweleta 13’, 57’, k. 76’, Godfrey Nobula 49’]

Mom: Andile Kweleta „9,6”

 

Już w siódmej minucie meczu obejmujemy prowadzenie, a bramkę po solowym rajdzie zdobył Ramudzuli, ofertę kupna którego złożyło niedawno Jomo Cosmos. Pięć minut później było już 2:0. Dobre zagranie Maluli pomiędzy obrońców wykorzystał Kweleta, który w sparingach prezentuje się naprawdę dobrze. Czyżby na wstałe miał wskoczyć do pierwszej jedenastki? Czas pokaże. W 30 minucie doskonałą akcję mieli gospodarze, gdy po kontrze trzech na jednego Malesa stanął oko w oko z Pato. Przestrzelił. W 40 minucie zgromadzeni na trybunach kibice mogli być świadkami naprawdę pięknej bramki, ale po solowym rajdzie prawą flanką i wpadnięciu w pole karne Rantjie przestrzelił z niemal zerowego kąta. Tuż po przerwie padł gol numer 3 dla nas. Po długim dośrodkowaniu Ramudzuliego z rzutu wolnego celną główką popisał się Nobula. W 56 minucie miała miejsce kuriozalna sytuacja. Pato zagrał długą piłkę przez całe boisko do Kwelety, ten został uprzedzony przez bramkarza gospodarzy, lecz… Mfeka złapał piłkę tak nieszczęśliwie, że….wypadł z nią poza pole karne. Na szczęście dla gospodarzy, sędzia pokazał mu tylko żółtą kartkę. Po dobrze rozegranym rzucie wolnym Kweleta trafił do siatki po raz drugi w tym meczu. W 69 minucie gospodarze zdołali zdobyć gola. Do trzech razy sztuka – w to przysłowie może wierzyć Malesa, gdyż dopiero za trzecią próbą udało mu się pokonać Pato. W 75 minucie faulowany przez Dlaminiego był wchodzący w pole karne Kweleta. Piłkę na jedenastym metrze ustawił sam poszkodowany, po czym …skompletował drugiego już hattricka w tym sezonie. Wynik nie uległ już zmianie.

 

02.08.2011

 

Czeka nas ostatni mecz towarzyski przed startem rozgrywek ligowych. Przeciwnik – znów nie z najwyższej półki. Zagramy na wyjeździe z Gqikazi All Stars. Oto nasz skład:

 

O. Pato, M. Carelse, T. Chabalala, R. Mailay, L. Mogaila, H. Mofedi, J. Shongwe, R. Ramudzuli, D. Matsimbi, R. Rantjie, M. Bulaya

 

Mecz Towarzyski

Stadion miejski, 1556 widzów

Gqikazi All Stars – Dynamos FC

0:2

[Richard Rantjie 35’, Simon Ramodumo 75’]

Mom: Richard Rantjie „8,8”

 

Od początku meczu nie działo się wiele. Chaotyczne akcje z obu stron. Co ciekawe, o wiele niżej notowani rywale sprawiali nam więcej kłopotów, niż przewidywałem. Ostatecznie dopiero w 35 minucie objęliśmy prowadzenie. Po wrzucie z autu Chabalali piłkę przejął Carelse, odegrał z powrotem do naszego stopera, który prostopadłym podaniem obsłużył Rantjie, a nasz prawoskrzydłowy trafił do siatki. Druga bramka padła po kontrze dopiero w 75 minucie. Tym razem podającym był Rantjie, a do siatki trafił rezerwowy Ramodumo. Takim też wynikiem zakończył się mecz. Wszyscy rozjechaliśmy się w swoje strony na zasłużony wypoczynek, a ja miałem już w głowie zarys podstawowej jedenastki na pierwszy mecz ligowy.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

ktoś to w ogóle czyta? :P

Odnośnik do komentarza

@Lawrenc: dobrze, że chociaż Ty :D

 

- - -

 

 

08.08.2011

 

Odbyło się losowanie pierwszej rundy rozgrywek Pucharu Południowoafrykańskiej 1 ligi. Dynamos FC zagra w niej z FC Kapsztad. Mecz odbędzie się 13 sierpnia na naszym terenie.

 

13.08.2011

 

Mój debiut w meczu o stawkę czas zacząć. Kurde balans, wczoraj w rozmowie z redaktorem Khumalo byłem pewny siebie. Stwierdziłem nawet, że, choć nie jesteśmy zaliczani do grona faworytów ani w lidze, ani w pucharze, spróbujemy powalczyć i napsuć krwi paru potentatom. Dziś natomiast, na chwilę przed rozpoczęciem pojedynku z FC Kapsztad czuję motyle w brzuchu. Normalnie jakbym był…zakochany? Czy to możliwe? W sumie jest przecież…Emma. Ta sama Emma, która dziś rano ze wszystkich sił starała się mnie pocieszyć. Mówiła, że nawet jak odpadniemy, to nic się nie stanie, że to mój debiut, że nikt nie oczekuje ode mnie cudów. Może i miała rację? Rozważania o niej trzeba jednak zostawić na później. Teraz czas powiedzieć chłopakom kto wyjdzie w podstawowym składzie:

 

O. Pato, M. Carelse, G. Nobula, T. Chabalala, L. Mogaila, H. Mofedi, J. Shongwe, R. Ramudzuli, S. Ngobese, R. Rantjie, A. Kweleta

 

Źle, bardzo źle zaczęliśmy ten mecz. Już w drugiej minucie skuteczna kontra gości, Johnson zagrywa do Mulumby, a ten celnym strzałem nie daje szans Pato. Inna sprawa, że goście niezbyt długo cieszyli się z prowadzenia. Po egzekwowanym przez Rantjie rzucie rożnym wybili piłkę na tyle nieskutecznie, że ta znów trafiła pod nogi naszego prawoskrzydłowego, który efektownym rogalem z narożnika pola karnego doprowadził do wyrównania. W 10 minucie wreszcie wyszliśmy na prowadzenie. Kolejny znakomicie wykonany przez Rantjie korner i Godfrey Nobula pakuje piłkę do siatki. W 24 minucie kolejny efektowny strzał Richarda Rantjie, tym razem Yobou zdołał jednak odbić piłkę na rzut rożny. Korner tym razem bez korzyści dla nas. Chwilę później swoją klasę mógł potwierdzić Kweleta, ale uderzył tuż obok bramki. Tuż przed przerwą mogliśmy podwyższyć prowadzenie, ale po rzucie wolnym Ramudzuliego, Chabalala posłał piłkę głową ponad bramką. To, co nie udało się tuż przed przerwą, udało się tuż po niej. Po zagraniu Kwelety, Ngobese posłał piłkę z ponad 20 metrów tuż pod poprzeczkę bramki FC Kapsztad. Gol – stadiony świata. Mimo prób, choć niezbyt udanych, z obu stron, wynik nie uległ już zmianie, a ja mogłem odetchnąć z ulgą. Debiut, choć źle się zaczął, skończył dobrze. Zupełnie jak tamten dzień na rzece w Parku Krugera. Odnalazłem wzrokiem na trybunach Emmę. Rozpromieniona, machała mi ręką. Odmachałem. Mój pobyt w RPA zapowiadał się coraz lepiej.

 

Puchar Południowoafrykańskiej 1 Ligi, Runda 1 [1/1]

Stadion Giyani, Polokwane, 1498 widzów

Dynamos FC – FC Kapsztad

3:1

[Richard Rantjie 5’, Godfrey Nobula 10’, Siphesihle Ngobese 46’ – Mukendi Mulumba 2’]

Mom: Richard Rantjie (Dynamos) „8,6”

 

Niestety, po meczu doszła mnie zła wiadomość. Kontuzja, jakiej podczas meczu nabawił się mój podstawowy gracz, Rudzani Ramudzuli, okazała się poważniejsza. Lewoskrzydłowy będzie pauzował około 2 miesiące.

 

- Panie Arku, cóż za comeback pańskiej drużyny, gratuluję – zaczepił mnie po meczu redaktor Khumalo.

- No zgadza się, chłopaki pokazały, że mają jaja. Czego chcieć więcej? – odpowiedziałem, po czym ruszyłem w stronę samochodu.

 

15.08.2011

 

Odbyło się losowanie ćwierćfinału Pucharu Południowoafrykańskiej 1 Ligi. Tym razem zmierzę się na wyjeździe z Carara Kicks. Mecz zostanie rozegrany 26 sierpnia. Wcześniej jednak czeka mnie debiut w lidze, potyczka na wyjeździe z African Warriors.

Odnośnik do komentarza

@banannoKSM, bacao: dzięki, staram się :D

 

---

 

 

20.08.2011

 

Nadszedł wreszcie czas mojego debiutu w lidze. Na pewno wyjazdowa potyczka z African Warriors nie będzie należała do łatwych, ale moi chłopcy są w dobrej formie i w świetnych nastrojach. Szyki może nam popsuć brak w składzie Ramudzuliego. Ta oto jedenastka postara się, byśmy odnieśli zwycięstwo:

 

O. Pato, M. Carelse, G. Nobula, T. Chabalala, L. Mogaila, H. Mofedi, J. Shongwe, R. Hlabane, S. Ngobese, R. Rantjie, A. Kweleta

 

Mecz zaczął się od ataków moich graczy. Strzały Kwelety i Shongwe padły jednak łupem bramkarza gospodarzy. W 24 minucie wreszcie objęliśmy prowadzenie. Rantjie celnym podaniem obsłużył Kweletę, a ten, minąwszy na pełnej szybkości obrońcę gospodarzy, otworzył wynik meczu. Chwilę potem gospodarze odpowiedzieli składną akcją, a po dośrodkowaniu Leshabane celną główką popisał się Sithole. W 33 minucie byliśmy blisko ponownego wyjścia na prowadzenie, ale po dośrodkowaniu Rantjie z rzutu rożnego minimalnie obok bramki uderzył Nobula. Tuż przed przerwą mój stoper już się jednak nie pomylił, a po raz kolejny z narożnika boiska celnie zacentrował Rantjie. Po przerwie do ataku ruszyli gospodarze. Brylował zwłaszcza wszędobylski Zakazaka, z którym jednak radzili sobie moi obroncy, wspomagani przez Mofediego. W 61 minucie powinno być 3:1, jednak po kolejnym kornerze Rantjie i strzale głową Nobuli piłka odbiła się od poprzeczki i przeleciała ponad bramką. W 81 minucie w pole karne wszedł Ngobese, jednak został powalony przez Shendzelaniego. Sędzia podyktował rzut karny dla nas. Jedenastkę na gola z łatwością zamienił niezawodny Rantjie. Tuż przed końcem meczu gospodarze zmniejszyli straty, gdy po centrze z rzutu rożnego Witbooia po raz drugi do naszej siatki trafił Sithole. To jednak wszystko, na co tego dnia stać było naszych przeciwników. Debiut udany, bo zakończony zwycięstwem. Rozmiary wygranej cieszą już trochę mniej, ale najważniejsze, że już w pierwszej kolejce dopisujemy sobie trzy punkty!

 

1 Liga RPA [1/30]

Charles Mopeli Stadium, Phuthaditjhaba, 565 widzów

African Warriors – Dynamos FC

2:3

[Justice Sithole 26’, 90’ – Andile Kweleta 24’, Godfrey Nobula 45+1’, Richard Rantjie k. 81’]

Mom: Justice Sithole (African Warriors) „8,8”

Odnośnik do komentarza

23.08.2011

 

Niespodziewanie, po wygranej nad wyżej notowanymi African Wanderers, zajmujemy drugą pozycję w lidze. Tym razem mierzymy się z zespołem z dolnych rejonów tabeli, Atlie FC. To powinien być łatwiejszy mecz, choć na pewno nie zlekceważymy rywali.

 

O. Pato, M. Carelse, G. Nobula, T. Chabalala, L. Mogaila, H. Mofedi, J. Shongwe, R. Hlabane, S. Ngobese, R. Rantjie, A. Kweleta

 

Dopiero w 13 minucie przeprowadziliśmy pierwszą groźną akcję, gdy po wyrzucie piłki z autu zza pola karnego niecelnie uderzał Carelse. Kilka minut później podobnym uderzeniem popisał się Shongwe. W sensie – niecelnym. Bardzo blisko gola było w 39 minucie, gdy po dośrodkowaniu Hlabane, Kweleta był bliski posłania piłki do siatki szczupakiem. Niestety, piłka otarła się o słupek i wyszła poza boisko. Minutę później Rantjie bezpośrednio z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę. Atakujemy cały czas, ale mamy pecha. Prowadzenie objęliśmy w 55 minucie! Kolejny rzut wolny dla nas i ponownie ustawił piłkę Rantjie, by precyzyjnym strzałem posłać ją do siatki. Sytuacja do złudzenia przypominała gola Ludo Obraniaka z Wybrzeżem Kości Słoniowej, choć kąt był trochę bardziej ostry. Nie przeszkodziło to jednak naszemu prawoskrzydłowemu. Parę minut później po szybkiej akcji Rantjie miał kolejną szansę, ale jego strzał nogami wybronił golkiper gości. Rzut rożny. A po dośrodkowaniu faul jednego z rywali i rzut karny dla nas. Kto ustawi piłkę? Zgadliście – Rantjie. I 2-0! W 67 minucie było już 3-0. Przejęcie piłki przez Ngobese, zagranie na lewe skrzydło do Hlabane. Lewoskrzydłowy dośrodkowuje w pole karne, a nogę dostawia Rantjie, by po chwili cieszyć się z hat-tricka. W końcówce meczu goście przycisnęli, a po mocnym dośrodkowaniu Dladli piłkę do własnej siatki skierował Mogaila. Chwilę później jednak strzeliliśmy kolejną bramkę. Tym razem niezawodny Rantjie zagrywał z rzutu rożnego, a szczupakiem piłkę do siatki wepchnął Nobula. Po paru minutach sędzia odgwizdał koniec meczu, a my mogliśmy fetować drugą wygraną z rzędu!

 

1 Liga RPA [2/30]

Stadion Giyani, Polokwane, 10592 widzów

Dynamos FC [2] – Atlie FC [11]

4:1

[Richard Rantjie 55’, k. 64’, 69’, Godfrey Nobula 85’ – Lefa Mogaila s. 79’]

Mom: Richard Rantjie (Dynamos FC) „9,7”

 

Po meczu przynajmniej na chwilę rozsiedliśmy się na fotelu lidera. Tego dnia rozgrywane były tylko dwa spotkania, kolejne miały mieć miejsce nazajutrz.

Odnośnik do komentarza

26.08.2011

 

Tym razem przyszła kolej na mecz pucharowy. W ćwierćfinale Pucharu Południowoafrykańskiej 1. ligi zmierzymy się na wyjeździe z Carara Kicks. Mecz na pewno nie będzie należał do łatwych, ale spróbujemy pokazać, co potrafimy. Nawet mimo tego, że dla zarządu te rozgrywki nie mają wielkiej wagi, nie będziemy odpuszczać.

 

O. Pato, T. Ntshingila, G. Nobula, T. Chabalala, B. Barkhuizen, L. Mogaila, H. Mofedi, R. Hlabane, J. Shongwe, R. Rantjie, L. Ndlela

 

Już w pierwszej minucie meczu zaatakowali gospodarze, jednak strzał Makholwy minął naszą bramkę. W 20. minucie Hlabane przeprowadził rajd lewym skrzydłem, zagrał poza pole karne do Shongwe, lecz nasz rozgrywający uderzył tylko w boczną siatkę. Zaledwie chwilę później Mabena z trudem wypiąstkował na rzut rożny piłkę po strzale Mofediego. Dośrodkowanie Ntshingili nie przyniosło nam żadnej korzyści, do tego Mofedi wślizgiem musiał nas uratować przed kontrą. W 38. minucie straciliśmy, niestety, gola. Po rzucie rożnym Bonokoane celną główką popisał się Motihale. Dwie minuty później powinniśmy wyrównać, ale zagrania Mofediego nie wykorzystał Ndlela. Tuż przed przerwą to rywale strzelili drugiego gola, ponownie do siatki trafił Motihale. Po przerwie ponownie szczęścia próbowali Mofedi i Shongwe, nadal bez rezultatu. Nawet rezerwowy Kweleta, będąc sam na sam z bramkarzem rywali, trafił wprost w niego. Wreszcie, w 79. minucie padła kontaktowa bramka dla nas. Mieliśmy kontrę, Hlabane wypuścił w uliczkę Rantjie, ten trafił w poprzeczkę, piłka odbiła się od głowy Kwelety, znów spadła pod nogi Rantjie, a nasz najlepszy piłkarz tym razem się nie pomylił. Błąd popełnił w tej sytuacji bramkarz gospodarzy, Mabena, który źle obliczył tor lotu piłki. W 85. minucie udało się wyrównać! Znakomitym przechwyteł popisał się rezerwowy w tym meczu Carelse, zagrał do Kwelety, ten odegrał do Rantjie. Nasz prawoskrzydłowy technicznym strzałem po ziemi tuż przy słupku po raz drugi pokonał Mabenę. Wszystko zaczynało się od początku! Doszło do dogrywki, w której mieliśmy jeszcze bardziej utrudnione zadanie. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry Carelse musiał zejść z boiska wskutek kontuzji. Limit zmian został wykorzystany wcześniej, więc dalej musieliśmy grać w dziesięciu. Tuż po rozpoczęciu dogrywki w poprzeczkę trafił Moses. Mieliśmy szansę na wyjście na prowadzenie, ale do zbyt głębokiego dośrodkowania Hlabane nie doszedł Kweleta. W odpowiedzi pomylił się Bonokoane. Niestety…tuż przed przerwą w dogrywce Bonokoane zagrał z rzutu rożnego w pole karne, a Masunya płaskim strzałem nie dał szans Pato. Tuż po wznowieniu gry fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Rantjie. Gdyby tylko uderzył obok słupka, zamiast trafić w niego… Po kilku minutach Pato cudem wybronił uderzenie Mvuli. Potem w ekwilibrystyczny sposób nasz bramkarz przerzucił piłkę ponad bramką po strzale Motihale. Ostatecznie po dobrym meczu przegraliśmy to spotkanie. Szkoda tego, że całą dogrywkę graliśmy w dziesięciu przeciwko jedenastce rywali. Gdyby nie to, idę o zakład, że tak łatwo byśmy tego meczu nie przegrali. Obyśmy w lidze mieli więcej szczęścia.

 

Puchar Południowoafrykańskiej 1. Ligi, Ćwierćfinał [1/1]

Welkom Stadium, Welkom, 522 widzów

Carara Kicks – Dynamos FC

3:2 [po dogrywce]

[Lesiba Motihale 38’, 45+1’, Matsoele Masunya 105+2’ – Richard Rantjie 79’, 85’]

Mom: Richard Rantjie (Dynamos FC) „9,1”

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...