Skocz do zawartości

Kącik ewangelizacyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Na początku chciałbym określić ramy tego tematu. Otóż chciałbym aby w tym kąciku poruszane były tylko sprawy związane bezpośrednio z Pismem Świętym. Temat o KRK nie nadaje się do takiej dyskusji bo chciałbym aby nie były tutaj poruszane sprawy związane z kościołem jako instytucją prawną pojmowaną przez niewierzących, ale kościołem jako wspólnotą wierzących w Jezusa Chrystusa. Dlatego proszę aby nie poruszać tutaj w żaden sposób tematów związanych z wydarzeniami związanymi z kościołem jako instytucją.

 

Przede wszystkim zapraszam do dyskusji wszystkich wierzących forumowiczów, a także tych, którzy nie wierzą w Boga i Chrystusa, ale są zainteresowani kulturalną, rzeczową dyskusją na tematy duchowe dotyczące świadectwa wiary, formy zbliżania się do Boga, umacniania wiary, ewangelizowania wątpiących, nawracania zagubionych i wątpliwości co do tekstów pism, na których opiera się wiara w Boga Najwyższego.

 

Na początek chciałbym poruszyć sprawę bardzo osobistą związaną z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Dla tych, którzy pierwszy raz spotykają się z tym określeniem chciałbym wyjaśnić, że chodzi o takich ruch - program stworzony w strukturach kościoła, który ma na celu niesienie pomocy osobom uzależnionym od alkoholu i promocję wolnego życia bez używek. W całym tym programie chodzi głównie o to żeby pomóc osobom uzależnionym znalezienia drogi ucieczki od alkoholu poprzez Chrystusa i wskazanie drogi do prawdziwej wolności i godności.

 

Główne założenia są takie, że osoby skupione wokół KWC dają swoim życiem przykład, że można się dobrze bawić bez alkoholu, godnie żyć bez spożywania napojów wysokoprocentowych, być wolnym i szczęśliwym, a także podejmować działania mające na celu niesienie pomocy osobom zniewolonym i uzależnionym od alkoholu.

 

Członkowie KWC dobrowolnie deklarują formę abstynencji. Formy w jaki to robią są różne. Wiele jest osób, które ślubowały dożywotnią abstynencję, są takie, które deklarują nie częstowanie napojami alkoholowymi innych, są tacy, którzy deklarują abstynencję w piątki. Formy deklaracji są różne, nie będę się tu rozpisywał, no chyba że kogoś by to interesowało, wtedy mogę w temat się bardziej wgłębić.

 

Ci, którzy mnie znają i rozmawiali ze mną na zlocie wiedzą, że generalnie jestem przeciwnikiem alkoholu. Były również takie osoby, z którymi poruszałem temat Krucjaty. Otóż od ponad 7 lat w miarę wolnego czasu działam na rzecz pomocy osobom uzależnionym. Jestem również członkiem KWC. Wprawdzie nie podpisałem dożywotniej deklaracji (nie czuję się gotowy i nie wiem czy podołam wyzwaniu), ale zadeklarowałem modlitwę za osoby cierpiące na chorobę alkoholową i zobowiązałem się do nieczęstowania alkoholem w piątki. Znam wiele osób, które działają razem ze mną w KWC i większość z nich to życiowe przeciwieństwa mnie - ludzie, których problem alkoholowy dosięgnął bezpośrednio, byli alkoholicy, dzieci alkoholików. Podziwiam ich upór i zapał, bo jednak najlepszym znawcą problemu jest ten, który zaznał go na własnej skórze. Panowie i Panie działają w szpitalu uzależnień i chorób alkoholowych. Mają na swoim koncie wiele sukcesów w wyciąganiu innych z nałogu. Ja jednak chciałbym napisać o swoim świadectwie.

 

Otóż ponad 4 lata temu poznałem księdza Wojtka. Z wykształcenia psycholog, z powołania ksiądz, z wyboru główny moderator Ruchu Światło Zycie na mój region i nasz nieformalny szef w KWC. Człowiek ten dosłownie całe swoje życie poświęca Bogu. Jak mówi - w tych chorych na alkoholizm widzi twarz Chrystusa cierpiącego. Na początku widząc jego metody i podejście do tych ludzi miałem go trochę za wariata, trochę za oderwanego od rzeczywistości, trochę za marzyciela i zbytniego optymistę. Za cholerę nie podobały mi się metody, które stosował. Jednak z czasem, po wielu rozmowach z nim, a także uczestniczeniu w spotkaniach, które prowadził zacząłem na tych ludzi patrzeć nie jak na zachlanych żulów, którym nic się nie chce, mają słabą wolę i walą wódę, a jak na ludzi wołających o pomoc i mocno zamkniętych w swoim świecie. Ludzi, którym ciężko przechodzi przez język słowo "proszę", "dziękuję". Osób, które wewnętrznie cierpią, ale są tak pogubione w życiu, że bez pomocy innych są spisani na straty. Dojrzałem więc w alkoholiku Jezusa, usłyszałem jego głos, który wzywał mnie do pomocy innym. Długo byłem biernym słuchaczem zainteresowanym problemem, ale moja aktywność ograniczała się do osobistego ograniczania na maksa spożywania alkoholu i modlitwy za uzależnionych. Trzy lata temu, po ponad dwóch latach przygotowań dostałem "swojego" alkoholika. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak to właśnie wygląda w KWC. Miałem się modlić za jednego z pacjentów szpitala odwykowego. Był to samotny człowiek, którego wyparła się rodzina, alkoholik, który przepił cały swój majątek. Na początku widywałem go jedynie na zajęciach z terapeutą i księdzem Wojtkiem. Długo nie mogłem się przełamać, aż w końcu zacząłem go odwiedzać w szpitalu. Był szczęśliwy, dużo rozmawialiśmy, ale zawiodłem się na nim. Po dwumiesięcznej kuracji wrócił do pustego domu i znów popadł w nałóg. To była moja pierwsza próba powołania, której nie zdałem. Załamałem się tym wszystkim, całym KWC i przestałem uczestniczyć w spotkaniach. Jednak wewnętrznie coś mnie popychało aby działać. Wróciłem więc i razem z Wojtkiem skontaktowaliśmy się z tym alkoholikiem. Udało nam się go namówić aby podjął kolejną próbę wyjścia z nałogu. Kolejne dwa miesiące, kolejne godziny rozmów o Bogu o uzależnieniu i... kolejna klapa. Razem z księdzem postanowiliśmy odpuścić sobie na jakiś czas tego człowieka, aby "zaatakować" go później. Modliliśmy się za niego, a swoje siły skupialiśmy na innych. Pewnego dnia "mój" alkoholik zapukał do mych drzwi. Ze łzami w oczach, z butelką w ręce prosił aby dać mu jeszcze jedną szansę. Uśmiechnąłem się tylko i powiedziałem, że czekaliśmy na niego i wierzyliśmy, że Chrystus wskaże mu właściwą drogę. Po trzeciej kuracji wprawdzie zaliczył jeszcze jeden upadek, bo jakieś dwa miesiące później zaliczył tydzień ciągu, ale kiedy się opamiętał od razu sięgnął po telefon, zadzwonił do mnie, przegadaliśmy ponad 5 godzin i od tamtej pory facet regularnie pojawiał się na spotkaniach w szpitalu. Minęły niecałe 2 lata i zapisał się do Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Dziś jeździ po Polsce i daje publiczne świadectwo tego jak dzięki Chrystusowi wygrał walkę z nałogiem. Dzięki poukładaniu sobie życia zaczął się ponownie spotykać z żoną. Najpiękniejsze było jednak pojednanie z dziećmi, które zaaranżowałem w jego urodziny. Widok chłopa przed pięćdziesiątką płaczącego z radości jak bóbr był piękny. Sam zresztą wtedy pękłem i wylałem kilka łez wzruszenia. Z jednej strony szkoda, że nie poszedł z nami drogą pomocy alkoholikom, ale z drugiej Światło - Życie zyskało człowieka, który wychodzi na ambonę i mówi przed wiernymi: "Byłem alkoholikiem, Chrystus wskazał mi drogę do wolności!". Podziwiam go, ile trzeba mieć odwagi żeby świadczyć w taki sposób. Erwin ma w listopadzie podpisać deklarację Krucjaty Dożywotniej.

 

Aktualnie działam w sprawie jeszcze bardziej osobistej. Chodzi o jedną z osób najbliższych mojemu sercu. Przyjaciel od kołyski. Młody człowiek, 26 lat, alkoholik od dobrych 7 lat. To jego problem zdeterminował mnie do pomocy uzależnionym. Jednak jego przypadek jest tak skomplikowany, że przeżyłem już tyle chwil zwątpienia, że czasem aż wstyd przed Bogiem przepraszać za kolejne wyparcie się swojej misji. Czasem czuję jakbym miał związane ręce i nie wiedział jak działać. To samo czułem pierwszego dnia, kiedy byłem na terapii z alkoholikami. Niby mam już takie doświadczenie i wsparcie Chrystusa, a przy mojemu przyjacielowi czuje się jakbym nie miał żadnych argumentów poza modlitwą. Dziś jednak pojawiło się światełko w tunelu - zdecydował się pójść na Mszę Świętą. Nie był na niej od 17. roku życia.

 

To tyle na początek. Nie wiem na ile Wy możecie zaświadczyć o sile Chrystusa, ale mam nadzieję, że pojawią się tu wpisy ukazujące jego moc i dające świadectwo innym, że razem z nim jest prościej.

Odnośnik do komentarza

Raczej nie będę częstym gościem tego tematu z powodu moich poglądów, jednak sama opisana tutaj historia Twojej pomocy chorym bardzo mnie zaciekawiła, gdyż jest to temat bardzo mi bliski. Wielki szacunek i brawa dla poświęcenia i próby pomocy chorym osobom, gdyż większości ludzi wydaje się, że osoby uzależnione to zwykłe pijaki i ćpuny, co to wybrały sobie taką drogę życiową i trzeba na nich pluć. Ci ludzie są chorzy, to jest taka sama choroba jak nowotwór i tak samo ciężko jest z nią walczyć. Jednym udaje się ją przezwyciężyć, innych pokonuje. Chciałem w tym miejscu odnieść się do Twojego cytatu, który wydaje mi się, że odruchowo napisałeś niepoprawnie:

"Byłem alkoholikiem, Chrystus wskazał mi drogę do wolności!"

Alkoholizm to choroba, z którą żyje się całe życie. Więc i alkoholikiem jest się całe życie i codziennie trzeba z tą chorobą walczyć. Są lepsze dni, kiedy pochłonięci codzienną rutyną zapominamy o życiu w chorobie, ale są też dni gorsze, kiedy musimy tak psychicznie jak i fizycznie walczyć z nią, co jest niesamowicie trudne. Dlatego też piszę z nadzieją, że się pomyliłeś, bo wobec tej choroby trzeba być ogromnie pokornym i nigdy nie twierdzić, że ona jest już przeszłością. Bo ona do końca życia będzie przy tym człowieku i może go dopaść w najmniej spodziewanym momencie.

 

Przepraszam za OT, widzę, że kompletnie nie wpasowałem się do konwencji tematu, ale chciałem się tylko odnieść do tej kwestii tego wpisu. W leczeniu uzależnień, jak i wielu innych sytuacjach życiowych, religia może mieć niesamowitą rolę, dając siłę do dalszej walki. Niektórym brakuje takiego punktu odniesienia, czegoś w czym mogą znaleźć oparcie. Jestem ogromnym zwolennikiem oddawania się Chrystusowi, jeśli tylko to może komuś pomóc.

Odnośnik do komentarza

Owszem, masz rację, alkoholikiem jest się przez całe życie, jednak równocześnie nie ma błędu w tym co napisałem. Też kiedyś zwróciłem na to uwagę Erwinowi, na co on mi odpowiedział, że Chrystus daje mu tyle siły, że dla niego nie ma w życiu już żadnych pokus. Poza przygotowaniem ewangelizacyjnym mamy w dość mocne przygotowanie teoretyczne dotyczące choroby alkoholowej. Powiem, że na początku przewaga nauki nad ewangelią wynosi 60% do 40%, ale z czasem kiedy człowiek chory zaczyna odbierać sygnały te proporcje się zmieniają. Mieliśmy nawet przykład ateisty, który wprawdzie nie przyjął chrztu, ale dzięki rozmowie o Chrystusie i terapii udało mu się wyjść z nałogu i do dziś chodzi na zajęcia, przychodzi do księdza Wojtka, zadaje masę pytań, coś zaneguje, nad czymś się zastanawia. Różni ludzie się trafiają. Jedni na początku zioną do nas nienawiścią, wyzywają. Ciężko się pracuje, czasem serce sciska z żalu, że chcesz zrobić coś dla tego człowieka, a on obraża nas na wszystkie możliwe sposoby. Temat rzeka. Mógłbym sporo napisać o zajęciach, ale pora trochę późna. Obiecuję, że jeżeli kogoś to interesuje lub ma problem z alkoholem mogę rozszerzyć to o czym pisałem.

 

I wierz mi, że zajrzysz tu jeszcze nie raz, bo takich świadectw jest wiele, nie tylko dotyczących alkoholizmu :) mam ostatnio silną bazę, poznałem tyle świetnych osób, które przeszły przez drogę krzyżową w swoim życiu. Ich historie - świadectwa jeszcze bardziej umacniają mnie w przekonaniu, że czyniąc dobrze i idąc za głosem Boga można dokonać cudów. Bo cudem jest przywrócenie do życia człowieka, na którego wyrok dawno wydali inni ludzie. Dodatkowo moi przyszli teściowie są moderatorami Ruchu Światło - Życie. Na początku patrzyłem na nich trochę jak na sektę, ale jak poznałem ich sposób poznawania Boga to doszedłem do wniosku, że już nic mnie nie zdziwi.

Odnośnik do komentarza

Doskonałym przykładem jest film "Kto nigdy nie żył", owszem to tylko film, ale takich sytuacji w życiu jest przecież wiele. Na zachętę można najpierw posłuchać piosenki z tego filmu:

 

Ja pochodzę hmm, z niezbyt katolickiej rodziny. To znaczy: wszystkie święta były obchodzone, ksiądz przyjmowany, komunie, bierzmowania "zaliczone", ale nie pamiętam, kiedy rodzice byli ze mną na mszy poza owymi "świętami". Kiedy byłem smarkiem to do kościoła chodziła siostra, która jednak z biegiem czasu odwróciła się od wszystkiego - najpierw od instytucji, potem też od Boga, wiary. Wiem, że wpływ na to miała sytuacja w domu, a także jej chłopak, który nie był wierzący. Bo przecież, gdy coś nie idzie po naszej myśli najlepiej zwalić winę na Boga, a jak dalej się psuje to na to, że go nie ma, bo gdyby był to by nam pomógł. Mnie rodzice nie zmuszali do chodzenia do kościoła, a jak raz na jakiś czas się wybierałem to było wielkie zdziwienie i wręcz śmiech. Nie przeszkadzało to im jednak wysyłać mnie "poświęcić jajka" na Wielkanoc. Wiara zatem nie była u mnie budowana, coraz bardziej oddalałem się od tego, zacząłem słuchać wszystkich głosów krytykujących kościół, uwierzyłem, oddaliłem się. W Boga wierzyłem cały czas, ale nie rozmawiałem z nim, nie modliłem się, nie wierzyłem, że jest w stanie mi pomóc - prowadziłem luzackie życie chłopaka, którym raczej nie zajmują się rodzice - imprezy, alkohole, pierwsze narkotyki. Pierwszy przełom nastąpił, gdy poznałem swoją obecną dziewczynę... dokładnie pamiętam, kiedy ją pierwszy raz ujrzałem, był to akurat Dzień Papieski w szkole. Moja droga do wspólnego bycia była bardzo długa, zanim można było mówić o nas jako o parze minęło blisko 7 miesięcy, mieliśmy wiele problemów na swojej drodze, ale uczucie było od samego początku i przetrwało. To dla niej się zmieniłem, wziąłem za siebie. Ona też kierowała mnie w tę bliższą stronę Boga, kościoła. Sam też zrozumiałem pewne kwestie, zacząłem rozmowy ze Stwórcą, dziękowałem mu, że zesłał mi do mojego życia tak cudowną kobietę i pozwolił mi uświadomić sobie, co tak naprawdę jest w życiu dobre, warte - miłość, a nie zabawa. Jednak z kościołem dalej mi było "nie po drodze", chodziłem jednak, bo dziewczyna chodziła. Gdy byliśmy już prawie rok ze sobą nadchodziła Wielkanoc, poszedłem do kościoła, do którego chodziła moja dziewczyna, ona miała się wyspowiadać - ja tego nie robiłem, bo uważałem, że wyspowiadać się mogę przed Bogiem, ale wtedy coś mnie tchnęło i poszedłem do księdza na spowiedź. Wyrzuciłem z siebie wszystko, swoje żale do kościoła, swoje problemy, swoje argumenty dlaczego nie chodzę do kościoła, na koniec przyznałem się, że zwątpiłem. Tego co powiedział mi ten ksiądz nie zapomnę do końca życia, nie będę tutaj o tym pisał, bo to bardzo osobiste słowa, które trafiły mnie prosto w serce, ale i spowodowały, że wróciłem, a może - dopiero zacząłem, być naprawdę wierzącym. Niedługo potem zaczęły się problemy u mnie w domu, awantury rodziców, potem z siostrą i na końcu ze mną, do tego doszła moja choroba i ciężkie chwile pod aparaturą w szpitalu. Myślę, że gdyby nie właśnie wiara to bym nie przeżył, nie miałbym siły, żeby walczyć, bo bym nie wierzył, że dam radę, że mam przy sobie ogromne wsparcie - wsparcie Boga. Jak leżałem jeszcze w Choszcznie i nie byłem w stanie podnieść się o własnych siłach i przyszedł ksiądz udzielić pierwszej komunii, podnieśli mnie bym mógł przyjąć Jezusa, wstąpiły we mnie dodatkowe pokłady siły. Ciekawostką jest też, że poczułem się "pełny", ale to z czysto biologicznego punktu widzenia - byłem na całkowitej diecie ;-) Cały czas wierzyłem, że Bóg ma swój plan względem mnie, pokazuje mi też, że potrafię być z nim nie tylko jak jest dobrze i "przesyła" mi miłość i kobietę życia, ale również, kiedy jestem w sytuacji bez wyjścia. Kiedy już w Szczecinie byłem dwa dni nieprzytomny całe życie mi przeleciało przed oczami, bałem się wtedy jak cholera, wtedy byłem praktycznie pogodzony, że nie wyjdę z tego, ale byłem szczęśliwy, że mogłem kochać i być kochanym, a także poznać i być z Bogiem, bardzo blisko. Przeżyłem w życiu wiele pięknych chwil, ale i wiele upadków, gdy nie było ze mną Boga nie miałem motywacji, nie miałem siły by podnosić się z kolan, po prostu - trwałem w agonii. Być może wiara to efekt "placebo", ale jeśli tak, to życzę każdemu takich efektów. Wtedy nie umarłem, wyszedłem, wywalczyłem i wyszarpałem swoje zdrowie do takiego stanu jaki jest teraz, a więc stanu praktycznie sprzed pierwszej hospitalizacji. Straciłem blisko 2 lata na tej walce i wiem, że to tylko jedna z runda, że gra toczy się dalej, ale mam ze sobą świetnego sekundanta, trenera, motywatora, psychologa, ojca - i to w jednym = Boga.

Jestem człowiekiem grzesznym, czasem nawet bardzo złym i w myślach i w czynach, ale liczę, że będę podążał jak najczęściej tą dobrą stroną. Cały czas mam nierozwiązaną sytuację z rodzicami, nie umiem sobie z nią poradzić. Ale wierzę, że znajdzie się jakiś plan i na to ;-)

Odnośnik do komentarza
  • 1 rok później...

"The Lord has redeemed all of us, all of us, with the Blood of Christ: all of us, not just Catholics. Everyone! ‘Father, the atheists?’ Even the atheists. Everyone! And this Blood makes us children of God of the first class! We are created children in the likeness of God and the Blood of Christ has redeemed us all! And we all have a duty to do good. And this commandment for everyone to do good, I think, is a beautiful path towards peace. If we, each doing our own part, if we do good to others, if we meet there, doing good, and we go slowly, gently, little by little, we will make that culture of encounter: we need that so much. We must meet one another doing good. ‘But I don’t believe, Father, I am an atheist!’ But do good: we will meet one another there.”

 

 

http://en.radiovaticana.va/news/2013/05/22/pope_at_mass:_culture_of_encounter_is_the_foundation_of_peace/en1-694445

 

 

*****

 

Kto nie zna angielskiego, w skrócie papież Franciszek stwierdził, że Jezus i tak odkupił nas wszystkich, także ateistów i wystarczy czynić dobrze (zachowywać Przykazanie Miłości), by być zbawionym.

 

Lefebryści i sedewakantyści mają niesamowity ból dupy w sieci :kekeke:

 

A tak serio, to - owszem, nie jest to żaden dekret papieski, a luźna wypowiedź - ale, że tak powiem, wind of change :>

Odnośnik do komentarza

To jest raczej słaba polityka dla KK. "Zbawienie poza Kościołem" sugeruje, że nie trzeba chodzić do Kościoła, by dostąpić zbawienia (oczywistość). Nie muszę chyba tłumaczyć, że obiecanie tej samej nagrody dla wszystkich jest destruktywne dla instytucji obliczonej na korzyść z partycypacji weń.

 

Swoją drogą jak niby hasło potępienia dla ateistów miałoby być odstraszające dla nowych członków, ew. w jaki sposób wypowiedzi o zbawieniu dla ateistów miałyby zachęcić owych do wstępowania do Kościoła? Zakład Pascala traci swój sens w tym momencie (lepiej wierzyć w Jezusa, bo niczego się nie traci, jeśli Bóg nie istnieje, zaś wiele można stracić nie wierząc, jeśli istnieje; teraz nic by się nie traciło). Zresztą ogólnie uważam, że jako mieszkańcy Europy mamy trochę skrzywiony obraz świata; tylko na naszym kontynencie Kościół jest w odwrocie, a liberalizacja jego założeń zdaje się być ślepą uliczką.

Odnośnik do komentarza

Przecież ta wypowiedź nic nie mówi o kwestii zbawienia, tylko o spotkaniu, dialogu, który odbywa się na płaszczyźnie przestrzegania przykazania miłości już tutaj na ziemi, a który prowadzi do pokoju między narodami. To, że Jezus odkupił wszystkich ludzi bez wyjątku, jest prawdą, w którą Kościół zawsze wierzył i jest ona zupełnie niezwiązana z kwestią powszechności zbawienia.

 

Papież Franciszek wypowiada się tutaj na temat porządku doczesnego, a nie wiecznego, więc wnioski o tym, że Kościół zmienia politykę, liberalizuje się, są raczej, na podstawie tej wypowiedzi, baaaardzo mocno naciągane.

 

Poza tym nie można sobie przeciwstawiać papieży Franciszka i JP2 Benedyktowi XVI, gdyż wszyscy oni w sposób konsekwentny głosili i głoszą naukę Kościoła.

 

No i oczywiście zasada "poza Kościołem nie ma zbawienia", rozumiana w sposób ściśle odnoszący się do Kościoła Katolickiego, nie jest dogmatycznym nauczaniem tegoż Kościoła.

Odnośnik do komentarza

Chodzi Ci zapewne o dokument "Dominus Iesus", który wzbudził wiele kontrowersji przez to, że został w niewłaściwy sposób odczytany. Nie miał on za zadanie ustanowić lub potwierdzić dogmatu o wyłączności zbawienia w Kościele Katolickim, ale miał przedstawić wiarę Kościoła w to, że jest on najpełniejszym depozytariuszem Objawienia Bożego, które ostatecznie i w pełni wyraziło się w osobie Jezusa Chrystusa, a więc jest najdoskonalszą i jedyną drogą zbawczą. Jednocześnie dokument ten potwierdza udział, w różnym stopniu, wszystkich ochrzczonych w Kościele Chrystusowym, a także stwierdza, że inne tradycje religijne mają w sobie "ziarna prawdy".

 

Dokument ten nie ma na celu wyłączanie kogokolwiek z grona zbawionych, a jedynie pokazanie tożsamości Kościoła, a także wezwania do ewangelizacji. Ma on za zadanie stwierdzić, że owszem, najpełniejsza, właściwa i jedyna droga zbawienia jest w Kościele katolickim, ponieważ to on "trwa w nauce apostołów" przez sukcesję. Te stwierdzenie nie oznacza jednak, że "poza Kościołem nie ma zbawienia", gdyż Kościół słusznie stwierdza, iż "powszechna wola zbawcza" Boga sprawia, że może on doprowadzić wszystkich ludzi do zbawienia "wiadomymi sobie drogami".

 

Nie mówię już o tym, że opinia Josepha Ratzingera, nawet jako prefekta kongregacji, nie ma znaczenia dogmatycznego, podobnie jak prywatna opinia papieża.

 

Ogólnie bardzo lubię wypowiedź Paula Evdokimova, znakomitego prawosławnego teologa, który pisał, że: "wiemy gdzie Kościół jest, ale nie wiemy tego, gdzie już Go nie ma" :)

Odnośnik do komentarza

No to w końcu jedyną drogą zbawczą czy nie? :> Motasz się (właściwie nie Ty, a Kościół ;) ). W Twojej wypowiedzi jest tyle samozaprzeczeń, że nie wiem nawet jak to skomentować...

 

Nie wnikając jednak w niuanse, cieszę się, że papież Franciszek otwarcie mówi o otwieraniu się na ludzi (choć i tak de facto uważam, że każdy powinien czytać Pismo Święte i samemu szukać drogi do zbawienia).

Odnośnik do komentarza

No raczej za Boga decydować nie może ;) Ale uznając się za jedyną drogę zbawczą twierdzi, że inne kościoły (czy też brak przynależności do jakiegokolwiek) zbawienie wyklucza. Logika elementarna. Skoro jedyne to jedyne. Ich zdaniem. A teraz Franciszek mówi, że jednak niejedyne. To co? Schizofrenia?

Odnośnik do komentarza

Nie. Tu chodzi o to, że KRK wskazuje dokładną nawigację satelitarną do stacji Zbawienie. Inne konfesje czy religie dają wiernym mapy, na których ta stacja zaznaczona jest mniej więcej dobrze, ale z braku dokładnych wskazówek można łatwo pobłądzić. Już w średniowieczu teologowie spekulowali, że poganin Platon czy Arystoteles mogli dostąpić zbawienia, pomimo iż ich kontekst religijny temu nie sprzyjał.

Odnośnik do komentarza

Feanor to świetnie wyjaśnił :)

 

Poza tym Franciszek w tej konkretnej wypowiedzi nie powiedział nic o kwestii zbawienia ludzi nie przynależących do Kościoła Katolickiego. A wypowiedzi w tym stylu, o otwartości, znalazłbym u JP2 i B16 całkiem sporo. ;) Dlatego nie przepowiadajmy jakiejś rewolucji w Kościele, bo jeśli takowa była, to w latach 60. XX w czasie Soboru.

Odnośnik do komentarza
choć i tak de facto uważam, że każdy powinien czytać Pismo Święte i samemu szukać drogi do zbawienia
Dosłownie 2 dni temu spotkałem znajomego, który czyta Biblię, ponieważ w żadnej innej książce nie znalazł tylu gwałtów, mordów i innych okropieństw, które w dzisiejszym świecie są raczej nie do pomyślenia.
Odnośnik do komentarza
choć i tak de facto uważam, że każdy powinien czytać Pismo Święte i samemu szukać drogi do zbawienia
Dosłownie 2 dni temu spotkałem znajomego, który czyta Biblię, ponieważ w żadnej innej książce nie znalazł tylu gwałtów, mordów i innych okropieństw, które w dzisiejszym świecie są raczej nie do pomyślenia.

Niech poczyta lepiej Mastertona.

 

 

A jak się ma to o czym piszecie do fragmentu z Dziejów Apostolskich:

 

I nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...