Loczek Napisano 27 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 27 Czerwca 2011 Wracamy z plaży trzymając się za ręce. Stara Romaniuka z browarem w łapie wyleciała zza zakrętu i o mało co nie wpadła w stoisko z okularami. - Gdzie byliście całą noc? Jest ósma rano! - Tu i tam. A co, jesteś moją mamą? - Gówniaro, ile ty masz lat? Nie pyskuj bo ci po mordzie nastrzelam! - Spokojnie. Spaliśmy na plaży – przystopowałem rozpędzoną dłoń. - Na plaży? Ciekawe co powiesz staremu? - Nic. Po prostu spaliśmy. Wypiliśmy troszkę piwa i usnęłam. A Paweł leżał obok. - Niech ci będzie. Ja i tak wiem swoje. Chodź, na końcu deptaka jest promocja bransoletek. Zgniotłem kartonik po Caresach w dłoni i spojrzałem w niebo z uśmiechem. Po powrocie do Jeleniej Góry świat stanął na głowie. Klub został sprzedany jak jakieś skarpetki a moim zawodnicy zamiast podostawać podwyżki, polecieli na zbity pysk. Z drużyną pożegnało się aż dziesięciu piłkarzy. Powód? Dostawali kasę za nic, a w trzeciej lidze to nie przechodzi. Pierwszą poważną podwyżkę dostał Patryk. Z 1200 zł na 2 koła tygodniowo. Podniecony zamiast całować mnie z radości po policzkach pocałował w usta, co wzbudziło w pozostałych odruch wymiotny. - Panowie, wiecie jak wygląda sytuacja – mówiłem trzymając uniesioną rękę – musicie udowodnić, że trzecia liga jest dla was odpowiednia. Konrad Maciejewski, nasz jeszcze obecny prezes, wystawił klub na sprzedaż i najprawdopodobniej pożegnamy się jeszcze z kimś. - A szatnie? - Szatnie są już w remoncie – wskazałem palcem w stronę czterech robotników budowlanych – autobus też będziemy mieli z prawdziwego zdarzenia. - Woda? - Tak, woda też jest. Będziemy mieli na koszulkach logo Eurocashu, więc hurtownia zapewni nam dobre picie. A, byłbym zapomniał, przez okres wakacji mamy nie trzy treningi w tygodniu, tylko trzy dziennie, przez sześć dni. Czy ktoś ma jakieś „ ale”? – rozejrzałem się po zgromadzonych – tak myślałem. Obiecuję, że niebawem dołączy do nas jakiś fizjoterapeuta. Pomyślimy też nad drugą drużyną i ekipą juniorów. Na dzień dzisiejszy natomiast mogę obiecać, że jeśli będziecie dawać z siebie maksimum w przygotowaniach, zachowacie miejsce w składzie. - To nie kupujemy nowych? – spytał Jagła żrąc Marsa. - Nie wiem czy kupujemy, czy nie. Nie mamy pieniędzy. Ale ktoś do nas dołączy, z wolnego transferu z pewnością. A co? Czemu pytasz? Boisz się o swoje miejsce? Jagła podrapał się po łepetynie. - Tak jak mówiłem. Gracie na max, macie miejsce w składzie. A teraz do roboty. Boisko jest wasze. Brzozowski, ty robisz rozgrzewkę. Bramkarze rozciągają się przy bramce. Tam macie nowe piłki, tam zgrzewki wód, a tam – wskazałem na miejsce, w którym zwykle obserwowałem trening – nowe koszulki. - Trenerze … - Przygotowania do sezonu uważam za rozpoczęte! Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 27 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 27 Czerwca 2011 W przerwie wakacyjnej do naszej drużyny dołączyli : Adriano Łukasz Chęciński Marcin Kozłowski Marek Głowacki Marek Bednarek Mariusz Malanowski Radosław Wólkiewicz Przemysław Klimczak Jhonny Alexandre Arteaga Grzegorz Burandt Krzysztof Krzywicki Wszyscy przyszli za friko. Odnośnik do komentarza
Fenomen Napisano 27 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 27 Czerwca 2011 w przerwie wakacyjnej powiadasz? a na screenach jest listopad ;) Odnośnik do komentarza
Icy Napisano 27 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 27 Czerwca 2011 Widać po bramkarzu że jest nawet nieźle;) Odnośnik do komentarza
armand Napisano 27 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 27 Czerwca 2011 Ciekawe wzmocnienia, bramkarz faktycznie dobry jak na te warunki. Powodzenia! Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 28 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 28 Czerwca 2011 Klub zaproponował mi nowy kontrakt. Przyjąłem, bo kasa była dobra i nie musiałem już szukać innej fuchy by zarobić na czynsz. Teraz miałem 800 zł tygodniowo plus dodatki od prezesa. Ponad trzy koła miesięcznie stawiało mnie w hierarchii zarabiających na studiach na pierwszym miejscu. Obroniłem licencjat, spłaciłem ostatnie długi i czekałem na decyzję z Dolnośląskiej Szkoły Edukacji z Wrocka. Złożyłem tam papiery na Public Relations – takie moje małe marzenie z lat dojrzewania. W międzyczasie zapisałem się na nowy kurs trenera piłki nożnej. W siłowni nie było już tak samo. Kiedy podjechałem moim Escortem na parkingu nie było miejsca. Przed wejściem stało czterech leszczy ze spuchniętymi mordami. Gadali coś o jakimś omnadrenie, metanabolu, kto wali i ile, i czemu tak drogo. - Ty, ćwiczysz? – spytał ten młodszy z syfami na policzkach. - No, jak widać – zaprezentowałem się próbując wejść do środka. - Chcesz szybciej urosnąć? Mam coś w sam raz dla twojej sylwetki. - Nie, dzięki. Może innym razem. - Tu jest moja wizytówka – wsadził mi w dłoń karteczkę. Widniał na niej wizerunek jakiegoś pakera i numer telefonu – dzwoń o każdej porze dnia i nocy. - Dzięki stary – podałem mu dłoń i wszedłem do środka. Z głośników zapierniczał Pitbull. Na ekranie plazmy zawieszonej tuż nad wejściem jakaś czarnula pokazywała swe mega balony trzęsąc dupą w rytm basów. Większość facetów z twardym kroczem machała żelastwem wlepiając w nią gały. - Dzień dobry! – krzyknąłem przewieszając się przez ladę. Niestety, zamiast Justyny z kanciapy wylazł jakiś troglodyta o bicepsach wielkości średniej golonki. Miał na karku wytatuowanego skorpiona, a na lewej łapie nosił wielką, złotą bransoletę. - Yyy, a Justyna jest może? - Ja jestem. Masz karnet? - Nie, a … ile kosztuje? - Stówka. Walnąłem na blat kasę, kupiłem jeszcze węglowodany i l-karnitynę i spytałem raz jeszcze: - A Justyna gdzie? - A bo ja wiem. Pojechała miecha temu gdzieś ze swoim starym i tyle ją widzieli. Ma być ponoć w przyszłym tygodniu. A co? Czego pytasz? - A tak … mam coś dla niej. - Ty – chwycił mnie za przegub i przeciągnął przez grubość blatu – daj, ja jej przekażę. Chyba, że to o tobie gderała ostatnio jak najęta. Że dobry chłopak ale za młody, że biedny ale z wielkim sercem. O tobie? Poczerwieniałem jak rzodkiewka. Co mu miałem odpowiedzieć? Miałem ochotę spieprzać ile sił w nogach. - Nie wiem, może. Puść mnie pan! – wyrwałem się z żelaznego uścisku. - Ja cię gdzieś widziałem. Ty jesteś tym trenerem Karkonoszy no nie ? - Tak, to ja. - To na bank o tobie mówiła. Synek, weź się odpierdol od dziewczyny. Mieszasz jej w bani, a ona ma męża. Czaisz? Męża. Patrz na moje usta jak ci to literuję. - Spoko. - Sprawa jest prosta. Albo się odpierdolisz, albo ja cię odpierdolę. Kumasz? No, to cieszę się, że nie masz z tym problemu, bo i ja nie mam. Powodzenia w walce o ligowe punkty. A, byłbym zapomniał – schylił się na chwilę pod ladę i wyciągnął z niej niewielką czarną torbę – to od firmy. Za awans. Odnośnik do komentarza
Th_322 Napisano 28 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 28 Czerwca 2011 Opowiadanie pod względem fabularnym - świetne! Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 28 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 28 Czerwca 2011 Dzięki. Fajnie, że ktoś czyta ;-) Pierwsze mecze sparingowe, na przetarcie nowego szlaku, rozegraliśmy rozluźnieni. Nie chciałem forsować chłopaków, nie każdy przecież był w formie, a słupek rtęci łechtał ponad 25 stopni. Prace nad rozbudową stadionu ruszyły z kopyta. Najpierw pod dłuto poszły szatnie i kible, później mieliśmy mieć korytarz który nas wprowadzi na murawę. Następnie wjazd, parking, kilka stoisk na gorące parówki z keczupem i budka dla komentatora. „ Na nową murawę kasy nie ma. Jeszcze ” – mawiał prezes popijając czystą żołądkową z plastikowego kubeczka. - E, a co to za czarnuchy u nas? – spytał Jagła witając dwóch obcokrajowców. -Wiesz, Fryc ma już swoje lata, a Romaniuk nie będzie grał wszystkich meczy w sezonie. - No ale małpiszon i jakiś cygan? Trener, coś ty odjebał? - Ty się lepiej martw, żebyś koszulkę z jedynką utrzymał. Pierwszy sparing, pierwszy kontakt z piłką po tygodniu wakacji i od razu wstyd. Byliśmy zbieraniną chłopaków, którzy coś tam potrafią, ale tak naprawdę nie wiadomo co. Adriano i Arteaga nie rozumieli ni w ząb co do nich mówię. Na sparingu pojawiło się ponad trzy tysiące widzów. I wygraliśmy, fartem, ale jednak. Karkonosze 1:0 Promień Żary Kilka dni później pojechaliśmy za Opole, do Głubczyc. Było potwornie duszno, Kaziu zrypał klimę, a Romaniuk zapomniał butów i musiał pożyczyć od Brazylijczyka. I przerżnęliśmy. Jedynego gola z piętki wsadził Fryc. Polonia Głubczyce 2:1 Karkonosze Później było jeszcze gorzej. Z Ilanką Rzepin przegraliśmy wyżej i to na własnym podwórku. Kibice gwizdali, ale miałem to w dupie. Okres przygotowań to czas dla nas, nie dla nich. Karkonosze 1:3 Ilanka Rzepin Kiedy zatrudniłem nowego fizjoterapeutę, ściągając go za 50 tysięcy z Trójmiasta, piłkarze mieli jak by więcej energii. Chłop dwoił się i troił, masował, diety pisał i suplementy kupował. Karczycho z pakerni dał nam zniżkę, więc każdy żarł kreatynę i węglowodany. I było lepiej. Zaliczyliśmy dwa remisy, walcząc jak równy z równym. Sparta Grabik 1:1 Karkonosze Karkonosze 0:0 Polonia Nowy Tomyśl - Coś wam słabo idzie – odkrywczy Przemek nie odwrócił się nawet od TV gdy wszedłem do domu. - Będzie dobrze. Sparingi to gry kontrolne, takie mocniejsze treningi. - Ale dostajecie w dupska. - Raz na wozie, raz pod wozem. Zobaczymy co będziesz mówił przed Bożym Narodzeniem. - No jak to co? Wesołych Świąt! A co z Justyną? I Aurelią ? - Aurelia to wakacyjna fuck adventure. A Justyna … nie ma jej. Pojechała, nie wróciła. - Wróci. - Skąd wiesz? - Nie wiem, tak czuję. Wróci. Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 28 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 28 Czerwca 2011 To było tak : siedziałem na ławce w parku i piłem sok pomidorowy. Laski latały jeszcze w krótkich gaciach i jeszcze krótszych miniówkach eksponując swoje cycki i jędrne pośladki. Naprzeciwko Kościół Garnizonowy, droga żwirowa, a one szurają w klapkach i tumany kurzu w powietrzu. Myślę sobie – ja pierdolę, no szlag mnie zaraz trafi, mam białą koszulkę a już wygląda jak beżowa. Wstałem więc i idę za nimi z morderczym zamiarem. A one : - Paweł? Paweł Miśkiewicz? To naprawdę ty? Zbaraniałem. Odwróciłem się do tyłu, spojrzałem w bok i gadam : - No. - Czy mogę prosić o autograf? – ruda z balonami wielkości piłek do ręcznej wcisnęła mi w dłonie bloczek i długopis. Było mi głupio. I wstyd w dodatku. Ludzie gapią się na mnie jak na jakieś pierdolone dziwadło, babcie szczerzą protezy, dziadki szepczą pod pachami do nich że jestem gwiazda. No więc daję im ten autograf, a one : - Odprowadzisz nas do domu? Mieszkamy tutaj, za rogiem, w tym szarym budynku. Nie daj się prosić. I polazłem. Z dwoma dupami, jedna ruda, druga blondyna. A ja w kieszeni zero kondomów. Mieszkały na trzecim piętrze, pod dachem. Usiadłem więc na kanapie, wychyliłem szklankę zimnej wody i pytam: - Ale po co ja tutaj? Jakaś imprezka się szykuje? - Chodzimy na wszystkie mecze Karkonoszy. Jesteśmy dziennikarkami, ja robię w TV, ona w gazecie. Patrzę na blondynę, a ta ładuje się do pokoju w samych spodenkach i staniku i trzyma w dłoniach na talerzu gałki pomarańczowych lodów z bitą śmietaną. -Zawsze chciałam cię poznać. - Bardzo mi miło. Obyło się bez gum. Łykały jak pelikan, a ja lałem jak fontanna. Cztery razy zresztą w ciągu godziny. Zmęczony, wypompowany, wywalony jak Łajka w kosmos, wróciłem do domu prawie na czworakach. Sparing dwunastego lipca na Złotniczej był ostatnim meczem przedsezonowym. Wystawiłem wszystkich nowych piłkarzy, w myśl zasady – kto jest nowy ten gra na dwieście procent możliwości. Oczywiście, zasadę wymyśliłem sam, ale brzmiała wybornie. No i tym razem nie obyło się bez wstydu. Na Złotniczej była i prasa i telewizja, a Rodziewcz – spiker – komentował mecz w Radio Wrocław. Polegliśmy. Jedyną bramkę strzelił Dudzic i to z wapna. A później … Karkonosze 1:4 Unia Swarzędz Schodząc z murawy podbiegła do mnie ruda, ta sama co ostatnio i krzyczy : - Panie trenerze, jak pan skomentuje ostatnie spotkanie? - Dwa słowa – do dupy. - Ale to ostatni mecz przed sezonem. Czy trzecia liga nie jest aby za wysokim progiem dla Karkonoszy? - Czas pokaże. - Nie jest pan zbytnio rozmowny. Proszę więc powiedzieć, wzmocnienia, czy są dobre? - Dziwna konstrukcja zdania. Czas pokaże, jak już powiedziałem. A teraz proszę mi wybaczyć, jestem jakiś wyrąbany. Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 29 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 29 Czerwca 2011 Tego dnia padał deszcz. Z przyklejonym nosem do szyby patrzyłem na mokrą kostkę ulicy 1 maja. W telewizji podawali właśnie, że w wypadkach samochodowych zginęło siedemdziesiąt osób. I to tylko w ten weekend. Zadzwonił telefon. To była Justyna. Mówiła, że jest na siłowni, że fajnie by było pogadać, że ma dobrą kawę. Ubrałem się więc w plastykowy płaszcz przeciwdeszczowy, kupiony w pobliskim kiosku za pięć zeta i polazłem z buta te dwa kilometry. W środku machał żelastwem tylko jakiś staruszek. Podniecony chwyciłem blat i podciągnąłem się na łokciach. Była opalona. Zmieniła kolor włosów, na blond, co dodawało jej uroku. - Cześć – chwyciła mnie za szyję i dała całusa w czoło. - A co to za zamiany ? - A wiesz. Czasami trzeba, bo jest nudno. Gadaliśmy przy kawie o wakacjach. Mówiła jak jest na Karaibach, co jadła, co piła i co widziała. Pożerałem jej słowa jak wyborną szarlotkę zapijając egzotyczną kawą. A później pokazała zdjęcia. Tadeusz je robił, więc podziwiałem tylko ją, w ubraniach i w bikini. A dookoła cudowne krajobrazy rodem z zagranicznych filmów. - Ja nie mogę – komentowałem co drugie zdjęcie śliniąc się i głośno oddychając. W pewnym momencie złapałem się na tym, że wlepiam gały w nią, a nie w wodę, czy tubylców. I kiedy sesja się skończyła, puściła do mnie oko i szepnęła : -A to jest taki album, który widział tylko mój mąż – i włączyła dwa zdjęcia, na których była całkiem naga. Przełknąłem głośno ślinę i poprawiłem położenie tyłka na plastykowym krześle. - A Ty? Gdzie byłeś? - W Mielnie. - Masz jakieś zdjęcia? - Nie mam. - Szkoda. A jakieś pamiątki? No opowiadaj, bo jestem ciekawa. Co miałem jej powiedzieć? Że tęskniąc za nią zerżnąłem kuzynkę kumpla, która jest zaręczona? - Było pięknie, ale nie tak jak u ciebie. Drogo, pięknie i gorąco. Ale olać to, awansowaliśmy do trzeciej ligi! - A co to oznacza? - Mam więcej pieniędzy, więc skończą się moje problemy. Kupię fajne auto, przeprowadzę się na swoje i idę na magisterkę. - Magisterka – spojrzała rozmarzona w głąb sali – ach kiedy to było. Ile ty masz lat? - Wystarczająco, by wiedzieć, jak zadbać o piękną kobietę – dumnie wywaliłem cyca do przodu. - Fajny jesteś – potarmosiła mnie za włosy i wstała do jakiegoś klienta sprzedać karnet. Odnośnik do komentarza
Keith Flint Napisano 29 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 29 Czerwca 2011 Ile jeszcze panienek zaliczysz w tym opowiadaniu? Odnośnik do komentarza
worelek Napisano 29 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 29 Czerwca 2011 Przecież każda panna leci na trenera drużyny z okręgówki. Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 30 Czerwca 2011 Autor Udostępnij Napisano 30 Czerwca 2011 @ Dużo. @ Każda. Nie tylko panna, mężatki też ------------------------------------------ Inauguracja sezonu to spotkanie w Pucharze Polski z Płomieniem Ełk. Nie spałem pół nocy obmyślając taktykę, wybierając pierwszy garnitur. Było duszno i gorąco, wciskałem kołdrę między nogi a poduszkę na głowę. Do gry desygnowałem następującą jedenastkę : Burandt Brzozowski – Jankowski – Kupczak – Dziewulski Sypniewski Klimczak Sikorski – Kalkowski Romaniuk – Adriano Liczyłem, że udany start w wyższej klasie rozgrywkowej zagwarantuje nam dobre morale na kilka następnych spotkań. Rozpoczęło się bardzo obiecująco. W 12 minucie po podaniu Klimczaka Jankowski prostym podbiciem wyprowadził nas na prowadzenie. W 37 minucie Romaniuk zagrał do Adriano, Brazylijczyk bajecznym zwodem minął stopera gości, oddał do Romaniuka, ten wyłożył golkipera i podał do Adriano. Było 2:0. Na początku drugiej połowy do odrabiania strat ruszył Promień. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Markowski ładując z kolanka przy słupku. Cofnąłem linię pomocy nakazując bocznym obrońcom nie wychodzenie poza własną połowę. W doliczonym czasie gry swoje trafienie zaliczył Romaniuk. 1 Runda Pucharu Polski Rundy Kwalifikacyjnej udana. Karkonosze 3:1 Płomień Ełk ( Jankowski, Adriano, Romaniuk ) Swój debiut w III Lidze Dolnośląsko-Lubuskiej rozegraliśmy na własnym stadionie. Szczerze mówiąc liczyłem na większe zainteresowanie ze strony mediów i kibiców, ale żelazne siedem tysięcy biletów co spotkanie i tak dawało nam dobry zarobek. Klub odnotowywał z miesiąca na miesiąc progres finansowy, co miało wkrótce znaleźć swe odzwierciedlenie w jakichś gratyfikacjach. Skład : Burandt Brzozowski – Jankowski – Kupczak – Dziewulski Sypniewski Bednarek Sikorski – Kalkowski Romaniuk – Fryc Pan Paterek nie miał dużo roboty w pierwszych 45 minutach. Jedna interwencja była godna odnotowania, kiedy to Bryjak huknął z 30 metrów w okno a Burandt fantastyczną robinsonadą sparował gałę nad poprzeczką. W drugiej połowie Romaniuk dał nam prowadzenie piekielnie mocną torpedą po ziemi. W 63 minucie przed polem karnym został sfaulowany Kupczak. Rzut wolny pewnie wykonał Bednarek i było dwa do koła. Chwilę później ponownie nasz nowy środkowy pomocnik wystąpił w roli głównej ładując okno z linii pola karnego. Pierwsze trzy punkty ! Karkonosze 3:0 Promień Żary ( Romaniuk, Bednarek 2x ) Kiedy Paterek gwizdnął po raz ostatni z głośników spiker puścił „We are the Champions ”. Może to nie był finał Ligi Mistrzów, ale czułem się dumny – z siebie i z chłopaków. Praca u podstaw powoli przynosiła zyski. - Panie Pawle, kilka słów do mikrofonu – jeden z dziennikarzy przecisnął się przez tłum – jak pan ocenia waszą grę? Zadebiutował Burandt, zadebiutował Bednarek. - Cieszę się, że zagrali bardzo dobrze. Mam nadzieję, że tak będzie cały sezon. - Czy wierzy pan w awans? - Nie sądzę. Jesteśmy beniaminkiem. - Ale nie spadniecie ? - Nie wiem. Proszę pana, pierwszy mecz za nami. Wygraliśmy pewnie, więc wynik pójdzie w województwo. Niebawem gramy w Starachowicach. Proszę o to zapytać w grudniu. - Dziękuję. - Ja również. Odnośnik do komentarza
Szumina Napisano 30 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 30 Czerwca 2011 Masz dwa razy wstawiony screen meczu z Promieniem Ełk ;). A opek genialny, najlepszy aktualnie na forum :kutgw: :kutgw: Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 1 Lipca 2011 Autor Udostępnij Napisano 1 Lipca 2011 @ Dzięki. Opisuję głównie to co sam doświadczyłem grając 10 lat na szczeblu od b klasy do IV Ligi ----------------------------------------------------------------- To było tak : stałem na środku placu ratuszowego kurząc sobie Wiarusa. Na niebie słońce, chmur nie było, a naprzeciwko radiowóz straży miejskiej. I wołają mnie. Podchodzę więc, pytam o co chodzi a oni że mandat. To mówię, że nie mam dokumentów i że już nie będę. Nie słuchali. Siwy gość otwarł na oścież Fiorino i kazał wsiadać. I na ten czas nadjechał po ratusz Prezydent Miasta Jelenia Góra. Wysiadł, uśmiechnął się do mnie i krzyczy że gratuluje mi awansu. A ja że mandat chcą mi dać. A on że ma nadzieję, że powalczymy ostro w tym sezonie. A ja że dokumentów nie mam. Ci ze straży tak się osrali, że jestem jakiś poplecznikiem łba miasta, że zwinęli się z piskiem opon. Odpaliłem więc drugiego wiarusa, bo mi pierwszego kazali zgasić, a byłem w połowie. Przecież nienapalony Polak to gorsze niż głodny niedźwiedź. I na koniec tygodnia pojechaliśmy do Starachowic. Droga naszpikowana fotoradarami, dziura na dziurze i gdzieniegdzie asfalt. Kazik cisnął Autosana ile wlezie, ale mimo wysokich obrotów i płenym bucie stówka była maksem. I to na drodze szybkiego ruchu. Otworzyłem z nudów poranny dziennik sportowy. Pisali coś o Smudzie, że do dupy jest, że Polacy wyjeżdżają na zachód i gówno robią trzepiąc kasę. A później, na przedostatniej stronie patrzę, wielki napis – Romaniuk przymierzany do Piasta Gliwice. Pędzę więc między siedzeniami gruchota i dopadam Romka. Siedzi z tyłu i słucha muzyki. Pytam więc o co kaman, a on że to jakieś bzdury, że w życiu z nikim nie gadał. Kazałem mu przysięgać na miłość do Anastazji, to przysiągł. I byłem już spokojny. Prawie. A w Starachowicach trzeciego sierpnia słońce waliło jak zwariowane. Wszystkich bolał łeb, więc rzuciłem chłopakom przed spotkaniem trzy paczki Ibupromu. To był Puchar Polski, druga runda kwalifikacyjna, a na trybunach ponad czternaście tysięcy fanów. I Juventa wjebała nam jak Adamek Gołocie. Zmieniałem taktykę co kwadrans, cofałem napastników i dawałem grać obrońcom, to znowu pomocnicy schodzili do środka a napastnicy walili na skrzydła. Dupa, zlali nas trzy jeden i po Pucharze. Juventa Starachowice 3:1 Karkonosze ( Romaniuk ) - Trener, ale daliśmy dupy w Pucharze – rzekł Jankowski chwytając mnie za bark. - Daliśmy? Wy daliście. I to po całości. Szkoda, bo myślałem, że jak na Złotniczą przyjedzie jakiś dobry zespół, stadion zapełni się po pachy i będzie z tego jakaś kasa. Sam wiesz jak jest – wcisnąłem źdźbło trawy w szparę między przednimi zębami. - Będzie dobrze. Ja coś czuję, że te obcokrajowce co u nas są teraz, to nam dadzą wiele radości. - Czas pokaże. Na razie nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu. Sam wiesz jak jest, dzisiaj jesteśmy w trzeciej lidze, a za rok możemy znów wylądować w czwartej. - Nie. Jak już awansowali my, to nie spadniemy. Ni chuja. W meczach o punkty nie było już tak źle. Przynajmniej w kolejnym spotkaniu z Motobi Biystrzycą Konty Wrocławskie. Wyszliśmy w ustawieniu 1-3-2-2-1-2 i zagraliśmy naprawdę dobrze. Pierwszego gola w barwach nowego klubu zdobył Kolumbijczyk Arteaga. Piłka po jego strzale zatrzepotała w prawym rogu bramki. Jeszcze w pierwszej połowie rzutu karnego nie wykorzystał Bednarek ładując petardę w spojenie. W drugiej połowie na dwa do zera podwyższył Arek Dziewulski z wapna. [Karkonosze 2:0 Motobi Bystrzyca Kąty Wrocławskie ( Arteaga, Dziewulski ) Jeszcze w sierpniu pojechaliśmy do Dzierżoniowa na mecz z Lechią. Odwieczny rywal Karkonoszy z wcześniejszych lat niestety okazał się za silną ekipą. Nie pomogły moje infantylne k***y i chuje. Wsadzili nam dwie bramki i gdyby nie Burnadt który obronił karniaka było by trzy do koła. Jedyne statystyki w tym spotkaniu dla nas, to ilość żółtych i czerwonych kartek. Lechia Dzierżoniów 2:0 Karkonosze Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 1 Lipca 2011 Autor Udostępnij Napisano 1 Lipca 2011 Klub zaproponował mi przedłużenie kontraktu o kolejne dwa lata. Na początku nie chciałem zbyt pochopnie podejmować takiej decyzji, zwłaszcza, że pensja to 800 zł tygodniowo, jednak za namową Przemka podpisałem stosowne papiery. - Kasa to nie wszystko. Będziecie wygrywać, może jakiś bardziej znany klub cię zatrudni. Stary, ja bym tak chciał jak ty. Robisz to co kochasz i bierzesz za to pręgę. - To idź na jakiś kurs. Ile to chęci trzeba? Ruszyć dupę z sofy, wyłączyć komputer i TV. Kilka miesięcy i po krzyku. - Ta, ciekawe na co bym ten kurs miał zrobić. - Na sędziego. Na trenera kulturystyki, koszykówki czy nie wiem, na ratownika. Zawsze to dodatkowe siano a i z domu wyjdziesz. Babę byś jakąś znalazł, ustabilizował się. - A studia ? - Ja się dostałem. Na Public Relations do Wrocka. - A ja zawaliłem. - Czemu ? - Nie oddałem pracy w terminie i kazali mi cały rok zapinać na seminarium. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i rzuciłem mu puszkę imbirowego. -A co z Aśką ? To już rok jak się nie widzieliście. - Nie wiem. Mam to w dupie. - Aurelia? - Mówiłem ci już. -Justyna? - Na razie chcę się skupić na piłce. Dostaliśmy w dupsko i to konkretnie, więc czas na wprowadzenie w życie nowego reżimu treningowego. Tak jak powiedziałem, tak też się stało. Skoro klub zawodowy, to i piłkarze muszą więcej z siebie dawać. Treningi były co dzień. Raz prowadziłem je sam, raz Lewandowski, raz nasz fizjoterapeuta ze scoutem. Strzelecki, siłowy, streching + rozciąganie, strzelecki, siłowy i tak w kółko. Właściciel Eurocashu wykupił nam darmo basen w szkole podstawowej, więc w dzień po meczu wszyscy paśli sadła nad wodą. Do tego kreatyna i węglowodany. Każdy musiał też przed wyjazdem na mecz dmuchać w alkomat, co by mi nawalony awantury i skandalu nie zrobił. Miałem w planach zatrudnić dwóch nowych trenerów. Drużyna juniorów rosła w siłę jak panek po kreatynie a ja pracę u podstaw rozumiałem właśnie poprzez rozwój najmłodszych. Zarząd nie zezwolił na rozbudowę stadionu i bazy treningowej. Mało tego, olał też temat klubu filialnego i partnerskiego, więc musiałem radzić sobie sam. W międzyczasie pan Kaziu się rozchorował i na najbliższe mecze musieliśmy zmontować innego kiero. Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 1 Lipca 2011 Autor Udostępnij Napisano 1 Lipca 2011 - Nienawidzę cię, słyszysz? Nienawidzę! – cisnęła w Tadeusza puszką z Glutaminą. Biały pył szybko osiadł na czerwoną wykładzinę przy wejściu. - Uspokój się, wszystko ci wyjaśnię – szedł w zaparte. - Ty i te twoje dziwki. Ile ich masz? Skąd je bierzesz? Wlazłem w tą gównianą wymianę zdań z plecakiem pełnym kulturystycznych gazet, bidonu z piciem i suchym ręcznikiem. Justyna stała trzymając w dłoniach wagę, Tadeusz próbował zasłonić twarz przed nadlatującym pociskiem. - Co jest? - Nic, nie wtrącaj się. To rodzinna sprzeczka. Wzruszyłem ramionami i zamknąłem drzwi od szatni. Jakieś przedmioty rozwalały się o ścianę, drzwi, podłogę. Tadeusz krzyczał że to nie tak, a Justyna że właśnie tak i że ma wypierdalać. A ja spokojnie w świecie pakowałem giry w nogawki krótkich portków. Wychodząc z szatni położyłem dwa zeta na blacie i wyjąłem zmrożoną wodę z lodówki. Kończąc serię na motyla spojrzałem w stronę wyjścia. Tadeusz zamknął spokojnie drzwi i po chwili zostawił na asfalcie pół opony. Pomyślałem więc – teraz albo nigdy i ruszyłem w jej stronę. Siedziała zapłakana skrywając twarz w dłoniach. Jej makijaż spokojnie spływał po palcach brudząc biały dres Nike. - Mogę ci jakoś pomóc? - Nikt mi nie może pomóc. Wy wszyscy jesteście tacy sami. Tylko dupy wam we łbach. - Nie wszyscy. - Nie k***a, ty jesteś inny. Ja pierdolę – pokręciła głową sięgając po chusteczki. - Owszem. Tylko nie mam szansy na udowodnienie moich słów. - Szansy? Dzieciaku, weź się za dziewczyny w swoim wieku. Już ci o tym mówiłam – rąbnęła pieścią w stół, aż podskoczył telefon stacjonarny. - A może pozwolisz, że sam zadecyduję o tym za kogo się będę brał, kiedy i gdzie? - No tak – parsknęła śmiechem – może lepiej będzie jak zmienisz siłownię. Nic tu po tobie. - Czemu ? - Daj mi po prostu spokój. Nie czekałem na wyjaśnienia. Spakowałem się i bez słowa na pożegnanie rąbnąłem drzwiami. - Jestem lepszy niż to gówno – syknąłem wychodząc na chodnik. Przez moment czułem się jak rozdeptana psia sraka na podeszwie nowych trzewików. Ot, byłem zwykłym szarym chłopakiem bez zaplecza finansowego, który smażył cholewki do starszej o kilka lat dupeczki, za którą pół Jeleniej dałoby się pokroić. Naiwny. Pomyślałem więc, że jej udowodnię. I pewnego dnia kupię brykę i tą pieprzoną siłownię, a z niej zrobię swoją służącą. I będzie robić dokładnie to, co sobie wymarzę. I kiedy tak fantazjowałem przy chodniku zatrzymał się Tadeusz. Spojrzał w lewo, w prawo, uchylił okno i krzyknął : - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy szczeniaku bo możesz źle skończyć. Pozdrowiłem go uśmiechem w narżnąłem w gacie ze strachu. Na Zielonogórskiej zagraliśmy z Koroną Kożuchów. Na szpicy zagrał Romaniuk, za nim dwóch pomocników, za nimi trzech, a za nimi czterech obrońców. Taktyka a la Franciszek Smuda i nasza Kadra Narodowa przyniosła oczekiwane rezultaty. Chociaż graliśmy tragicznie, trzy punkty powędrowały na nasze konto. Korona Kożuchów 0:1 Karkonosze ( Bednarek ) Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 2 Lipca 2011 Autor Udostępnij Napisano 2 Lipca 2011 Pan Rogulski sędziował spotkanie Karkonoszy z Polonią/Spartą Świdnica. Tradycyjnie mieliśmy komplet kibiców, z czego byłem bardzo zadowolony. Był początek września, ciepło, a z chmur siąpił deszcz. Tym razem zagraliśmy klasycznym 4-4-2. W pierwszej połowie jedyną bramkę dla gości zdobył Błażyński. Piłka po rykoszecie odbiła się od niego i wpadła do bramki. Zaraz potem Klimczak wyrżnął orła na kępie trawy zrywając torebkę stawową i musiałem dokonać zmiany. W jego miejsce wszedł Dudzic. W 44 minucie za zagranie ręką Głowacki zobaczył żółty kartonik. W drugiej połowie 33 letni Krzywicki fantastycznym wolejem dał nam remis. Karkonosze 1:1 Polonia/Sparta Świdnica ( Krzywicki ) Osiem dni później na stadionie imienia Orła Białego przy akompaniamencie sześciu tysięcy kibiców zagraliśmy z Miedzią II Legnica. Ponownie arbitrem głównym tego spotkania był pan Rogulski i ponownie zwycięstwo było nasze. A wygraliśmy bardzo łatwo. Gole strzelali kolejno : Romaniuk dwie, Fryc i Sikorski. Dzięki tej wygranej awansowaliśmy w tabeli na trzecie miejsce. Miedź II Legnica 0 : 4 Karkonosze ( Romaniuk 2x, Fryc, Sikorski ) 24 września w meczu z Orłem Ząbkowice Śląskie nie było już tak łatwo. Chociaż pan Rogulski uznał nam bramki zdobyte ze spalonego i ręką, goście zdołali wyrównać. Byłem zdziwiony tak bierną postawą arbitra, lecz jak się później okazało, nasz prezes jest bardzo hojnym człowiekiem i przed sezonem wręczył mu kilka cyferek na konto. Karkonosze 3:3 Orzeł Ząbkowice Śląskie ( Fryc, Malanowski, Romaniuk ) Odnośnik do komentarza
Loczek Napisano 2 Lipca 2011 Autor Udostępnij Napisano 2 Lipca 2011 Idę ulicą z poranną prasą sportową i jaram szluga. Wiatr ciśnie po girach ile wlezie, włosy targa, a ja w krótkich i w koszulce na ramiączkach. Do tego lekki kac trzyma, bo wczoraj na wieczór pół litra na dwóch z Przemkiem machnęliśmy. Staję na pasach, czekam na zielone i z nudów patrzę w górę, na dach bloku. A tam, przy kominie siedzi jakiś gość i ćmi blanta. Zauważył mnie, bo krzyknął : - Skończę i lecę! Myślę sobie, jak leci? Gdzie leci? W dół? Chwyciłem za komórę i dzwonię na policję. A oni że radiowóz jeden mają w trasie, że pojechał na patrol do Piechowic i że najszybciej będą za godzinę. Drę się więc że chłop skoczy i będzie problem, a jest jeszcze wcześnie to zatamuje cały ruch uliczny. A oni, że nic na to nie poradzą i że jak mogę to mam go przytrzymać na dachu. Staję więc pod murem, przy klatce wejściowej i drę ryja : - Ej, nie skacz. Po co ci to? A on: - Baba mnie rzuciła. Wchodzę ja do domu, a ona rżnie się z panem Kaziem z warzywniaka. Życie nie ma już sensu! Nie powstrzymasz mnie, zjaram i lecę! Pan Kaziu z warzywniaka? A mówił, że jest chory i dlatego nie może nas na mecze wozić. Skurczybyk, młodszą znalazł to ją sunie jak płozą po śniegu. Myślę więc co tu wymyślić, wybieram numer do Kazia i dzwonię. Raz nie odebrał, drugi raz też cisza, walę jak w ogień jeszcze kilka razy. - Halo? Paweł, czemu dzwonisz tak wcześnie? - Panie Kaziu, sprawa jest. Facet tej pani, co pan ją ma teraz w wyrku właśnie chce skoczyć z bloku. - k***a mać, Jadźka, zrywaj się! Odłożył słuchawkę i po chwili w szlafroku wypadł na chodnik z fajką w gębie. - Józek, złaź, no coś ty! – darła się i Jadźka krocząc obolała po dobrej nocy. - Panie, złaź pan. Nie rób scen. Tu ludzie do pracy idą, dzieci pędzą nad wodę. Gdzie pan chcesz latać o tej godzinie? Pobrudzisz chodnik, kwiaty drogie, skąd my weźmiemy na pogrzeb? - Po coś durna pizdę rozdziawiała? Źle ci było?! – ryczał robiąc z dłoni trąbkę. - Złaź no, to nie tak jak myślisz. Dogadamy się! Pan Kazik zgasił kiepa o blaszaną skrzynkę z trupią czachą i mówi, że lezie go ściągnąć. Jadźka stoi obok mnie, a ja gapię się raz na gościa, raz na jej bimbały. I nie wiem co robić i czuję, jak mi coś w kości ogonowej lezie po plecach do żołądka. Stara była, wyschnięta jak śliwka, ale oddychać miała czym. Gość zjarał blanta, stanął przy kominie i rozpostarł łapy na dwie strony świata. Z dołu wyglądał jak Di Caprio w Titanicu. Pan Kaziu dobiegł do niego i chwycił za bluzę. Ale było za późno. Gość wybił się w powietrze jak Adaś Małysz i pofrunął wprost na stojące w rządku pod spożywczakiem Kazika auta. Spojrzałem na Jadźkę. Schowała twarz w dłoniach i puściła się pędem przez asfalt. A Kaziu, trzymając w prawej dłoni bluzę nieboszczyka uśmiechnął się do mnie i pokręcił łbem. Jak by nie wierzył. Odnośnik do komentarza
ajerkoniak Napisano 2 Lipca 2011 Udostępnij Napisano 2 Lipca 2011 Gratuluje awansu, zasłużony ;) Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi