Skocz do zawartości

Karkonosze


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Oj tam oj tam :pozdro600:

--------------------

 

Poparzyłem dłoń, bo dotknąłem rozgrzanej, plastikowej tapicerki terenówki. Ola mi to opatrzyła, takim bandażem i maścią, co to jej dała gosposia. Waliło nasieniem i gównem na raz, ale działało jak Volkswagen. Wyruszyliśmy sobie w trasę po poranku, jak jeszcze kur nie zapiał. Czesiek co prawda nie był pewien czy nie zarżnął go na rosół, bo coś dawno go nie widział, ale było jeszcze wcześnie. No i mijamy kilka tych szlabanów, co to ich mijać nie można, przejeżdżamy przez kilka wiosek gdzie lud się powoli budzi do życia i wychodzi na polowania, wpadamy na taką drogę główną, nawet mam asfalt i ciśniemy. Powietrze w Ugandzie nie śmierdzi, ani nie pachnie. Wszędzie jest pył, wszędzie czuć coś specyficznego, jak u starych ludzi w mieszkaniu.

Pierwszy przystanek przy takiej zdezelowanej stacji benzynowej to czas na kupę i takie tam przyjemności. Wchodzimy do baru, a tam nie ma nic prócz zbutwiałej lady i starej rury za nią, co to dłubie w nosie i ogląda zanim pożre. Pyta co nam dać, a my, że wodę i coś do żarcia. Leje nam z kija Nile Special Lager, takie piwo co to gasi pragnienie jak nic tutaj i smakuje całkiem nieźle. Mówi, że z żarcia to ma tylko jakąś padlinę i plantan, więc bierzemy tylko po browarku, tankujemy i jedziemy dalej. Czesiek nie może się nagadać o tych piłkarzach. Ja go tam słucham z rozdziawioną japą, ale reszta to prawie śpi. To znaczy, sennie spogląda na krajobraz bo tu spać się nie da. Trzęsie jak w 126p, a w dodatku to robale próbują nas unicestwić, więc trzeba się naparzać dłonią i czym się da. Jedyne co mi utkwiło w pamięci to trzy nazwiska – Ngassa, Opiyo i Bangoura. Ale kiedy wnikał w szczegóły to jakiś robak tu i tam i nie słuchałem tylko broniłem godności.

Po dwóch piwach zrobiło mi się nad wyraz cudownie. Ptaki śpiewały nad głowami, droga była prosta jak w mordę strzelił, a na nieboskłonie prażyło cudownie delikatne słońce. Sikałem na poboczu z taką lekkością, jak bym frunął. Patrzę na Olę, a ona wygląda tak cudownie. W jej kasztanowych oczach odbijały się promienie słońca. Czerń włosów falujących na delikatnym wietrze wprowadzała mnie w błogi stan. Podeszła do mnie i chwyciła za dłoń. Jej opalona, aksamitna skóra pachniała takim świeżym, porannym powietrzem po burzliwej nocy. Przytuliłem się do obfitego biustu i przesunąłem kantem dłoni po płaskim brzuszku. Czułem, jak bije jej serce, tak powoli i rytmicznie. Ola pyta mnie czy coś się stało, a ja, że tak, że do tej pory nie wiedziałem co to znaczy kochać, ale teraz to już wiem. Czochra mnie po włosach i całuje, a ja czuję te bordowe usta na mym ciele i chcę więcej. Ale wtedy to mnie Czesiek łapie za łba i opierdala. No bo naszczałem na jakiś tam znak, co to oddziela granicę normalnych od jakiegoś tam plemienia. I że musimy spierdalać, bo to plemię to wszędzie jest, a teraz to nas nawet obserwują. I wskazuje palcem na drzewo, na nim murzyn pomalowany w takie śmieszne wzorki. Ale były śmieszne póki nie wysadził do nas z takiej rurki i póki taka rzutka jak do darta nie wbiła się w pień drzewa obok. Ola w pisk, ja ją za cycuszka, ona mnie w pasie i ciśniemy do terenówki. A tam to Przemek śpi w najlepsze a Sylwia śpiewa „ Biała mewo leć daleko stąd ” i doi ostatnie łyki tego piwa, co to nam ta baba nalała.

Po przejechaniu tych kilku kilometrów w ciszy dopiero zaczynałem odzyskiwać normalność. Czesiek pyta czy ja już wyzdrowiałem, a ja, że owszem. Wtedy Ola czy pamiętam co mówiłem. Chwytam ją za dłoń, całuję tam gdzie są kosteczki i mówię, że tych słów nie zapomnę.

 

Rozbijamy namiot. Według instrukcji powinno to zająć pięć minut, a zajmuje dwie godziny. Po jaką cholerę ktoś tyle tych linek wymyślił i śledzi? Gapię się na Cześka, a ten to wyjmuje z kieszeni jakieś zwiniątko, ładuje to w papier i odpala. Myślę, że pewnie jakieś zioło, ale on, że to na uspokojenie. No i wbijamy te śledzie i okopujemy dookoła, bo może będzie deszcz a Ben Grylls to mówił, że tak się właśnie robi. Zbieramy drewno, układamy w kółeczko i rozpalamy ognicho. Mam dziwne wrażenie, że ktoś się na nas lampi, ale Czesiek mówi, że to norma, bo pewnie z tego plemienia to nas już nie gonią, ale z innego. Sylwia pyta czemu, a on, że to taka kolej rzeczy. Uganda to podzielona jest na takie terytoria, nieoficjalne i każde należy do innych. A my teraz to w najbezpieczniejszym miejscu jesteśmy, bo bojówek tu nie ma, a tamci co nas obserwują to nie podejdą bo mamy mechaniczne zwierzę. Ja się po łbie pukam, a on, że chodzi o auto. Ono ryczy, a oni się boją go jak ognia. A potem to śpimy tak, że ja i Ola w namiocie, w tym obok to Przemek z Sylwią, a w aucie Czesiek. Przykrył się płachtą i mówi, że tak będzie bezpieczniej. Dał nam po nożu, w razie jak by jakieś dzikie zwierzę przylazło i poszedł spać. Byłem tak zestresowany, że mi nawet nie drgnął, a Ola to się chyba tak zakochała w tym co powiedziałem, że mi drgnął bo się starała.

O poranku zjedliśmy pieczone bataty, kawałki suszonego mięsa, bo gosposia dała Przemkowi w plecak, bo i trochę owoców. A potem to dzida naprzód, bo tam to Jezioro Wiktorii i Kenia. A w Kenii to gra właśnie ten kolo co to się zwie Opiyo i Czesiek bardzo coś chce, żeby u nas w Karkonoszach był.

Odnośnik do komentarza

Na Półwyspie Koja było tak jakoś nie bardzo. Czułem się przygnębiony pomimo słońca, a Przemek to nawet zapalił sobie fajkę, chociaż on nie pali przecież. Pomodliliśmy się na cmentarzu polskich uchodźców z czasów II Wojny Światowej. Potem to odpalam znicz, bo tak wypada, a później wjeżdżamy do małej wioski, co to takie łódki mają przy brzegu. Czesiek mówi, że tu to ludzie głównie z rybołówstwa żyją. Zatrzymujemy się przy brzegu, w takim mały drewnianym baraku kupujemy po pieczonej rybie i pijemy piwo. To ich to smakuje dziwnie, ale dlatego, że dodają jakieś tam zioła. Jak za dużo tych ziół, to człowiek widzi jakieś dziwne rzeczy i to dlatego szamani to palą, bo widzą wtedy duchy.

Po obiedzie jedziemy na mecz oglądać tych co Czesiek wymieniał, a potem to już wracamy do domu, bo późno się robi, a nazajutrz trzeba wracać do Polski bo bilety zabukowane. I jest mi znów trochę żal tego, że my tam, a tu tak pięknie. Bo tu to ludzie nie myślą o pieniądzach i są szczęśliwsi. Nie marnują czasu na granie w jakieś tam Football Managery, nie ma tu uczuleń czy innych depresji. Tu się żyje z dnia na dzień, łowi ryby, chodzi na polowania i dba, żeby dzieci miały co jeść, a żona nie dymała się z innym. Tu nikogo nie obchodzi czy masz ciuchy Kleina czy z lumpeksu. Byle byś coś miał na sobie, był gospodarny, obrotny i w ogóle, był człowiekiem. Ola nawet do mnie, że zdziwiona jest tym wszystkim, bo tu za kasę to co najwyżej można sobie na wycieczkę pojechać.

 

W domu Cześka pachniało jakimś ciastem. Gosposia nam upitrasiła takie z bananami i jakimiś bordo owocami, co smakują jak czereśnie, a wyglądają jak jabłka. A potem to wracamy do Polski, bo sylwester niebawem, a my ani planów ani ciuchów, ani nic.

I kiedy idziemy na odprawę Czesiek mówi, że będzie wdzięczny jak jeszcze kilku chłopaków wezmę do Jeleniej Góry. Bo on to tu ma naprawdę przejebane życie, a jak handluje ludźmi to mu nawet wystarczy na powrót do Polski. Bo chciałby, bo tęskni, bo tu to baby brudne i śmierdzące i on nie pukał już z dwa tygodnie.

Odnośnik do komentarza

W Polsce brakowało tylko niedźwiedzi polarnych. Jelenia Góra przykryta puchem już na wjeździe przywitała dwoma kraksami i jednym autem w rowie. Droga zablokowana, wyznaczyli objazdy, a my głodni, zmęczeni i pachniemy niedzisiejszo. A potem to już tylko choinki, świecidełka, jakieś czerwone menele z brodami i workiem na plecach i wszędzie kolędy. Ale to dosłownie, każda stacja radiowa, każda telewizyjna, ludzie idą i mruczą i nucą i w ogóle pojebało ich doszczętnie. Wigilia była przecież kilka dni temu, ale każdy próbuje ten uroczysty nastrój zachować jak najdłużej. Żałośnie.

Na Sylwestra przygotowałem coś ekstra. To znaczy, przechodząc obok biura podróży zczaiłem, że na ofertach wisi taka jedna z wycieczką do Paryża. No i tam to tak, w sylwestra się przyjeżdża, zwiedzanie, piękna kolacja co to na niej mają grać na skrzypcach czy tam fortepianie, potem bal, picie, petardy z jakiegoś wieżowca można panoramę obczaić a o poranku powrót. I wziąłem Olę podstępem. No bo grudniową pensję odkładałem na koncie i pod koniec miesiąca miałem naprawdę dużo, a nawet więcej niż dużo. Koczewski, taki gość z Kowar co to ma limuzynę powiedział, że za tyle i tyle mnie zawiezie do tej Legnicy, skąd zresztą jest wyjazd. No i podjeżdżam z nim pod blok Oli, a ona wychodzi, gały wybałusza, a z nią to cały blok. Stara Kowalska to nawet zrzuciła doniczkę na ziemię ale ta trafiła na szczęście w trawnik. Wychodzę odwalony jak nie wiem co i otwieram jej drzwi. A w środku to mam taką czekoladową fontannę, mały telewizor, skórzane sofy i nawet szampana schłodziłem. I jedziemy, a ja truskawki nabite na patyczek maczam w tej czekoladzie i jemy a potem zlizujemy to co nam skapnęło na brodę i tam gdzieś indziej. W głośnikach Rihanna, a Oli zachciało się baraszkować. To kierowca nam nie przeszkadza, zasłania i jedziemy do Legnicy widząc wszystko, ale wszystko nas nie bo auto ma takie szyby jak weneckie lustra.

Autokar był wypasiony. Klimatyzacja, plazma, wszyscy ubrani na galowo. Kierowca witał nas prawicą, a kobiety całował w dłonie. Każdy dostał butelkę szampana, każdy miał podgrzewane fotele, każdy też mógł osobno sobie włączyć klimę na swoje miejsce. I chociaż droga była długa jak streszczenie listu z kurii na mszy świętej, to i tak połowy nie pamiętam bo nażarty tymi truskawkami chrapałem jak niemowle.

A w Paryżu wszystko świeci i błyska. Neony, jakieś flesze, tabuny ludzi. Podjeżdżamy pod taki wielki hotel, co to się nazywa Paris Saint Germain i ja zamiast być zajarany sylwestrem to robię pod siebie bo może zobaczę kogoś z klubu. W środku kelner odbiera od nas zaproszenie i sadza przy takim hebanowym stoliku. A potem to pyta po angielsku co chcemy i ja że homara i jakieś wino, a Ola to chce kawior, homara, wino i coś słodkiego. Gapię się na nią i nie mogę przestać. A na pianinie koło nas taki czarnoskóry chłopak gra

. Po chwili podchodzi do nas ten sam kelner i szepcze mi coś na ucho. A ja mu kiwam, że tak, że ok. I wtedy ten czarnoskóry chłopak do mikrofonu, że ten utwór który zaraz zagra jest specjalnie dla najpiękniejszej Polki na świecie. Odwraca się do nas, wstaje, unosi mikrofon w górę i prawie szeptem gada „ Tło dla Cibiy Ola ”, no a potem siada i wali w klawisze coś przecudownego.
. Wkładam sobie kawałek skorupiaka a Ola ryczy. Ale nie tak, jak bym jej zabral tego homara, tylko tak inaczej, delikatniej. I wiem, że się jej podoba, a ja to dumny jestem jak bym co najmniej strzelił hat-tricka w finale Mistrzostw Świata.

Reszta wieczoru upływa nam trochę melancholijnie. No bo tu wszyscy tak jak by się nie spieszyli. Panie w drogich sukniach, panowie w markowych garniturach. Ola ma na sobie błękitną suknię, we włosy wplecioną wstążeczkę, a na szyi turkusowy kamyk, na wisiorku. I dla mnie wygląda dokładnie tak, jak kwintesencja kobiecości.

Wychodzimy na ten dach wieżowca, a tam to wszyscy z petardami stoją i czekają. Zaczyna się odliczanie, wszyscy mają jakieś postanowienia, przemyślenia, bo to na nowo można coś z czegoś zrobić i tak dalej. I nagle cały Paryż świeci się na różne kolory, petardy walą w powietrze i układają się w przepiękne wzorki. Unoszę kieliszek z szampanem w górę żeby wznieść toast, chwytam ją za dłoń i całuję i mówię, że wypijmy za nas. A ona, że nie tylko za nas, ale jeszcze za to, by ten rok był dla nas piękniejszy. I żeby Karkonosze awansowały wyżej.

Odnośnik do komentarza

Znam znam. Piękna sprawa.

 

----------------------------------------------------------

 

Runda wiosenna rozpoczęła się udanie. Bo u siebie podejmowaliśmy Olimię Grudziądz i był to spoko mecz. Chłopaki wypoczęci, zrelaksowani i takie tam inne. Każdy jakoś wykorzystał to wolne, jedni na balangi bo podwyżki po nowym roku poszły, inni na wakacje. Myślałem o zorganizowaniu jakiegoś turnieju, ale wszystkie kluby odrzucały moje propozycje, więc zlałem temat.

Tradycyjnie mieliśmy komplet kibiców. Kazałem prezesowi przemyśleć temat przebudowy stadionu, bo jak dużo ludzi siedzi to mogłoby więcej jeszcze przychodzić. Pierwsza połowa była troszkę monotonna, ale pod koniec zakontraktowany przez nas Mrisho Ngassa w debiucie zdobył gola. I to nie byle jakiego bo z pierwszej piłki przypierdolił okno i bramkarz przeciwnika tylko popatrzył sobie jak gała wpada w siatę. W drugiej połowie Stephen Bengo postawił kropkę nad „i”. Ale nie mogło być inaczej skoro nasi rozklepali ich obronę i Afrykańczyk strzelił na pustą bramkę po ziemi.

Karkonosze 2:0 Olimpia Grudziądz

( Ngassa, Bengo )

 

Później to był tylko remis. Ale jak ciężko wywalczony! W Kluczborku, więc nie tak daleko od nas graliśmy trochę jak patałachy. A to dlatego, że chłopaków na mecze towarzyskie do Ugandy i reszty powołali i musiałem się posiłkować tymi od nas. A oni to trochę zdołowani, że dzicy na ich miejsce i tak dalej. Bramki były takie piękne, jak laurki dla rodziców w przedszkolu. Za to Burandt przepięknie wyjął karniaka, czubkami palców przy słupku. I to on uratował nam punkt, ważny jak jasna cholera.

MKS Kluczbork 2:2 Karkonosze

( Wólkiewicz, Bizagwira )

 

Ostatnie spotkanie w marcu to była walka na śmierć i życie. Nie spodziewałem się tak wyrównanego pojedynku, ale chyba pan Złotek to pod stołem dostał jakieś kwiatki bo dziwne podejmował te decyzje. W roli głównej wystąpił Bengo. Czarnoskóry skrzydłowy najpierw z piętki dał nam prowadzenie, później dołożył z wolnego. Boczny obrońca Wane po rzucie rożnym wsadził piłkę do siatki a potem na początku drugiej połowy Makassy z czuba strzelił czwartego gola. I wszystko było by super gdyby nie to, że Miedź Legnica strzeliło nam też cztery. I kolejny punkt na koncie, ale kibice to chociaż mieli mega rozrywkę.

Karkonosze 4:4 Miedź Legnica

( Bengo 2x, Wane, Makassy )

Odnośnik do komentarza

Na początku kwietnia pojechaliśmy nad morze zmierzyć się z Bałtykiem Gdynia. O nich media pisały, że są murowanym kandydatem do awansu, a o nas, że jesteśmy bo jesteśmy. I nie zamierzałem wyprowadzać nikogo z błędu.

Wyszliśmy w ustawieniu 4-4-2 i zagraliśmy bardzo dobrze, chociaż brakowało tego ostatniego czegoś co powinno być. Odblokował się Romaniuk, ale i tak w tym sezonie grał bardzo słabo. Pewnie to chodziło o jego babę. Od tamtej pory nie gadaliśmy, a ja nie lubię wywierać na kimś ciśnienia. Chociaż, przyznaję, czasem zaglądałem na roksa.pl i patrzyłem jak ona to ma muzyczne usta i każdy instrument do nich pasuje.

Zremisowaliśmy szczęśliwie, ale zasłużenie. Bo oczku zaliczyli Makassy i Romaniuk, a dla nich to strzelał Stepien. Umocniliśmy się na drugiej pozycji. Będzie awans, tak czułem wtedy.

Bałtyk Gdynia 2:2 Karkonosze

( Makassy, Romaniuk )

 

Potem to też graliśmy z tymi co nad morzem mieszkają, ale tym razem u siebie. Na Złotniczej pojawiła się Kotwica Kołobrzeg a na trybunach wszystko co się dało zapełnić to się zapełniło. Nawet spiker mówił, że mamy najlepszą frekwencję w historii. Pan Wasielewski był arbitrem, a on to zawsze sędziował tak, że wygrywaliśmy. I teraz nie było inaczej. Już na początku drugą bramkę w sezonie strzelił Ngassa. Po podaniu Romaniuka do Kuklisa on w uliczkę wpadł, Kuklis do niego a ten pyknął nad bramkarzem. Potem Kamiński, taki łepek na skrzydle w krótki róg wepchnął piłkę, z czuba, ale jednak. A w drugiej połowie niezawodny Makassy przywalił przepięknie, jak Adamek Gołocie i było po krzyku, jak u dentysty.

Karkonosze 3:0 Kotwica Kołobrzeg

( Ngassa, Kamiński, Makassy )

 

Ostatni mecz w kwietniu to wojaże z Widzewem II Łódź. Zawsze jest tak, że jak w pierwszym składzie sobie chłopaki nie radzą to się ich spycha do drugiego. Dla nich to porażka, ale dla drużyn co to z nimi grają to przejebane jest po całości. No bo logiczne, że jak chłop kosztuje więcej niż kilka worków kartofli i gorących kubków, to coś potrafi. A my się dopiero uczymy takiej szlachetnej piłki. Na Złotniczej graliśmy, znów u siebie i znów było wiary jak na mszy świętej. Jakiś kolo, co to się zwie Zygmunt nam gwizdał, a na trybunach Tasior ze swoją świtą to tak się darł :

- Łódzki Widzew, Łódzki Widzew, ja tej k***y nienawidzę!

Koncertowo graliśmy, a kibice to rozdziawiali japy co chwila coraz mocniej. I tak, najpierw nam zasadził mocnego strzała Radowicz i przegrywaliśmy. Wtedy nasi darli się, że Żydzi do gazu. Ale jak sędzia dał na środek piłkę, to Kamiński podał do Makassy’ego, ten mu oddał, tamten temu i tak dalej i Makassy dał nam wyrównanie. A potem to raz jeszcze uderzył, ale po ziemi i pod pachą bramkarza. I Shikanda wsadził swoje oczko, bo z główki najwyżej wyskoczył. I Kamiński raz jeszcze w krótki róg, jak bramkarz wybiegał do dośrodkowania. Wygraliśmy, ale niewiele, bo Widzew nam trzy wsadził a my im cztery.

Karkonosze 4:3 Widzew II Łódź

( Makassy 2x, Shikanda, Kamiński )

Odnośnik do komentarza

Nadszedł maj. Słońce waliło po plerach i wszyscy wskakiwali w te luźniejsze, krótsze ciuszki. Dupeczki też, więc nadszedł czas niebezpieczeństwa dla kierowców. No bo przecież jak tu w dupę nie wjechać komuś jak się parzy na dupę tej i tamtej? Zastanawiałem się gdzie na wakacje pojechać. Czesiek już kupił dom w Jeleniej, na obrzeżach, taki, co to w promocji był. Mówił, że dał pięć koła za metr kwadratowy i że gosposię już zwolnił. Mówił też, że trochę pęka, bo tam to dzicy i sam polował a u nas to co najwyżej będzie mógł sobie upolować rybę na wędkę. Zaproponowałem mu stanowisko prezesa do spraw niepotrzebnych i je przyjął, no bo przecież musi gdzieś pracować. Odpaliłem swojego bloga i nastukałem trochę niepotrzebnych słów, których i tak nikt nie czyta przecież :

„ Każdy z nas marzy, by w przyszłości robić coś satysfakcjonującego. Jedni spełniają się w roli rodziców, inni w roli kierowcy autobusu. Niektórzy kończą studia i pracują w zawodzie, inni niektórzy lecą do ciepłych krajów, zachodzą w ciążę i spędzają resztę życia na obczyźnie. Miałem kiedyś takiego kumpla, który zaraz po liceum pojechał do Niemiec. Najpierw pracował jako pomagier na budowie, później robił wykończeniówki, a jeszcze później wszystko. Dzisiaj zatrudnia dwudziestu Polaków i stawia wieżowce. Jemu się udało, a wam? Ja jestem trenerem. Co roku podnoszę swoje kwalifikacje, jeżdżę z drużyną po Polsce i pracą u podstaw zdobywam to, o czym marzę. W tym roku na bank awansujemy, ale co przyniesie następny sezon? Tego nie wiem. Wiem natomiast jedno. Jeśli człowiek bardzo czegoś w życiu chce, to to osiągnie. W ten, czy w inny sposób. Wystarczy odrobina dobrej woli, trochę wyrzeczeń i nawet z Niemki można zrobić miss. No, może trochę przesadziłem, ale nie o tym chciałem pisać. Jeszcze dwa lata temu jeździłem Polonezem, byłem nieogolonym obdartusem, który walił dwa razy dziennie przy laptopie. Dziś mam sportowe auto, piękną kobietę, jestem na piątym roku studiów i niebawem będę na ustach nie tylko lokalnej widowni, ale i ogólnopolskiej. To tyle, spadam, bo się trochę rozcukierkowałem. Trzymajcie się ” .

Zgasiłem laptopa, wchodzę do pokoju a tam Przemek ogląda telewizję. I kiedy miałem mu zacząć towarzyszyć nasze drzwi wyleciały z zawiasów i do środka wlazło takich dwóch wielkich ludzi, co to bicepsy mieli jak wał korbowy Hummera. Gapią się na nas z taką złością, że nawet w Ugandzie tego nie widziałem. A za nimi wchodzi taki luźny kolo w czapce z daszkiem i pyta czy tu mieszka Przemek. No to ja że tak a oni go wtedy za fraki, podnoszą do góry i mówią, że teraz to im wisi już około dyszki. Dziesięć tysięcy złotych za to, że pożyczył trzy stówki to dla mnie jakaś głupota, ale wtedy ten po prawej mi z bani sadzi i tryskam krwią z nosa macając, czy nie połamał mi go skurwiel. Wychodzimy w piątkę na dwór. Tam to leje deszcz. Wciskają nas do starej beemki piątki i zaczynają mówić. Pytają jak oddam ten dług, a ja, że nie oddam bo to nie mój. A oni, że mają to w dupie czyj, ale kasa musi się znaleźć dzisiaj na stole szefa. Bo Morda to taki gość, co nie żartuje. I pokazują mi na zdjęciu gościa, co siedzi na krześle odwróconym do góry nogami. To znaczy nie siedzi tylko nadziali go na nóżkę i ma ją wbitą w odbyt tak do połowy. Pytam ich co to za farsa, ale wtedy ten z tyłu znów mi ładuje, ale nie z bani tylko z łokcia. I na to wszystko zjawia się Sylwia z reklamówką z zakupami. Wchodzi do klatki jak by nigdy nic, a Przemek jest tak osrany że słowa nie umie powiedzieć. Mówię więc do tego w czapce, że oddamy co do grosza, ale dzisiaj to banki już zamknięte i nie wypłacę nic przecież, a on, że mam auto, to na zaliczkę styknie. A potem wyjmuje taki wielki tasak, co to rzeźnicy w amerykańskich filmach patroszą zwierzaczki i mówi, że chętnie mi upierdoli paluszka, żebym uwierzył że to nie żarty. Nie czekając na ten fetysz daję mu dokumenty i kluczyki. Puszczają nas wolno, odjeżdżają na dwa auta. Żegnam się z Tigrą na zawsze, tak sądzę, a Przemek ryczy jak by mu rzeczywiście tym tasakiem ujebali palec. Wchodzimy spokojnie do mieszkania. Sylwia smaży coś na patelni, wita nas uśmiechem i takie tam babskie sprawy, a potem siadam przed telewizorem jak by nigdy nic, drapię się po łbie i pytam ich, czy wpadną jutro na mecz.

Pojechaliśmy do Gdańska. Przydałby się samolot, bo te trasy nad morze co tydzień męczą jak ustępowanie miejsca staruszkom w komunikacji miejskiej. Ale ten wyjazd był udany, bo wygraliśmy i teraz to już wiedziałem, że nie oddamy pierwszego miejsca. Lechia nas jechała przez pół meczu. Walili nam na bramkę aż piętnaście razy, z czego sześć z tych setek Burandt wyjął. A u nas znów Tanzańczyk zagrał pierwsze skrzypce, bo walnął dwukrotnie i teraz to królem strzelców chyba zostanie. Trzeciego gola zdobył nasz rosły stoper. Chłopak w tym sezonie gra naprawdę nieźle, chociaż nie jest młodzieniaszkiem.

Lechia II Gdańsk 1:3 Karkonosze Jelenia Góra

( Makassy 2x, Bizagwira )

 

Nie mówiłem Przemkowi, że ma mi siano oddać. Bardziej mnie martwiło skąd weźmie resztę, bo chłopaki mówili, że Tigra warta będzie piątaka. Moja ruda suka u gangsterów, tego jeszcze nie grali. Za to w prasie pojawiły się takie artykuły, że Romaniuk ma odejść bo go chce Cracovia, a Makassy to nawet może pójść do Ruskich.

Dwunastego maja na własnym podwórku pokonaliśmy Chojniczankę Chojnice. I to pewnie, spokojnie, bez jakiegoś tam napalania się i kontuzji. Jedno co udało mi się w tym sezonie, to odpowiednio ustawiać drużynę przy rzutach rożnych. No bo jak nie jeden obrońca, to drugi sadził z bańki. I w tym meczu też – Shikanda w 10 minucie po pierwszym rogu dla nas. A w drugiej połowie Romaniuk usiadł na ławce i zastąpił go ten łepek Cygal. I jak Pestka zasadził wślizga w nogi Kamińskiego tak, że chłopak zesikał się z bólu, właśnie Cygal z wapna dał nam drugiego gola.

Karkonosze Jelenia Góra 2:0 Chojniczanka Chojnice

( Shikanda, Cygal )

 

A potem to zagraliśmy z Energetykiem ROW Rybnik. I tam daliśmy popis, a w zasadzie to dała go Afryka. Nie rozumiałem dlaczego chłopaki co grają w pierwszych kadrach swoich krajów zdecydowali się na kopanie u nas, ale szczerze mówiąc nie miało to żadnego znaczenia. Bo grali zajebiście. Znów gola wsadził stoper, znów Makassy strzelił, a jak Bengo się wyleczył po sraczce to też zapisał się na liście strzelców. A sraczkę to miał po płatach owsianych z przegotowanym mlekiem. Bo u nich w Ruandzie to się nie je takich rzeczy, a mleko to prosto od tego zwierzaka co je daje się pije. Z garnuszka glinianego. Srał cztery dni z rzędu, wszystkim co się dało.

Energetyk ROW Rybnik 2:4 Karkonosze Jelenia Góra

( Bizagwira, Makassy, Bengo )

Odnośnik do komentarza

Z Orłem Międzyrzecz zagraliśmy jak Brazylia. Wychodziło nam dosłownie wszystko, zwody, dośrodkowania, strzały. Było mi trochę żal szkoleniowca gości, bo mieli cztery sytuacje stuprocentowe, a wykorzystali ledwie jedną. Wynik spotkania otworzył nasz stoper Bizagwira. I wynikiem 1:0 zakończyła się pierwsza połowa. W drugiej w 62 minucie z dobitki po uderzeniu Kuklisa trafił Makassy, później Ngassa, a w 81 minucie z wolnego na 4:1 strzelił Bengo. Spotkanie palce lizać.

Karkonosze 4:1 Orzeł Międzyrecz

( Bizagwira, Makassy, Ngassa, Bengo )

 

Przedostatnie spotkanie w sezonie to mecz z Nielbą Wągrowiec. Jeśli w poprzednim meczu graliśmy jak Brazylia, to w tym byliśmy najlepsi z najlepszych. No bo jak inaczej tłumaczyć tak wysoki wynik? Cztery bramy wsadził Makassy, dwie Kamiński. I gdyby nie to że Siedlarz przywalił w poprzeczkę było by aż siedem do jednego. W 88 minucie za brutalny faul na pomocniku Nielby z murawy wyleciał Ngassa, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Nielba Wągrowiec 1:6 Karkonosze Jelenia Góra

( Makassy 4x, Kamiński 2x )

 

Piętnastego czerwca po raz ostatni zagraliśmy na tym szczeblu rozgrywek. Zagłębie Sosnowiec przyjechało do nas w najsilniejszym składzie, a ja desygnowałem do gry rezerwy. Jedyną bramkę zdobył Romaniuk z dropsztyka. Kibice co chwila krzyczeli, że chcą jeszcze jedną, ale czternastokrotnie uderzaliśmy na bramę bez skutku.

Karkonosze Jelenia Góra 1:1 Zagłębie Sosnowiec

( Romaniuk )

 

Tabela po zakończeniu sezonu prezentowała się następująco :

1. Karkonosze 70 pkt

2. Bałtyk Gdynia 67 pkt

3. Tur Turek 61 pkt

4. Zagłębie Sosnowiec 61 pkt

 

Król Strzelców :

1. Kigi Makassy 27

2. Marcin Folc 23

3. Patryk Tuszyński 21

 

Asysty :

1. Patryk Romaniuk 14

2. Sebastian Kamiński 13

3. Stephen Bengo 12

Średnia ocena:

1. Kigi Makassy 7.69

2. Marcin Folc 7.45

3. Stephen Bengo 7.39

Odnośnik do komentarza

Ad.1 - Awans i walka w pucharach. Tylko to mnie interesuje.

 

Ad.2 - Tabela Ekstraklasy - tu jest problem, bo nie mam screena zaraz po zakończeniu sezonu. tak więc mogę dać tylko taką - Tabela.

Ad. 3 - GKP Gorzów oraz pozycje w ligach

Ad. 4 - Proszę uprzejmie - Orlęta Łuków oraz Pozycje w ligach

 

A tak od siebie :

Po objęciu Karkonoszy skład w Football Managerze nijak się miał do składu w rzeczywistości. Sądzę, że 100% moich graczy to newgeni. Do tego piłkarze, którzy poodchodzili do lepszych klubów ( w realu ) w opcji " historia " nie ma jako pierwszdrużyna " Karkonoszy ".

 

A teraz jeśli chodzi o teraźniejszą grę - tak jak jeden z kolegów zauważył prawdę powiedziawszy doszedłem dużo dalej w grze, niż w opowiadaniu. I napotkałem przeszkodę nie do przejścia - mianowicie przy zgłaszaniu składu do pucharów muszę w drużynie mieć czterech chłopaków, których szkoliłem w Karkonoszach przez minimum 3 lata ( w wieku od 15 do 21 roku życia ). A takowych nie miałem w składzie w ogóle, więc muszę wczytać save z tego momentu, w którym jestem w opowiadaniu. Także ruszam dalej, ale jestem strasznie wkurwiony :-)

 

P.S

Po co te zmiany w designie strony? Wygląda jak z bravo Girl ;/

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...