Skocz do zawartości

Demiurg


kacpergawlo

Rekomendowane odpowiedzi

Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc każdy komentarz będzie bardzo mile widziany, choćbym miał się czerwienić ze wstydu przez swoje błędy i niedopatrzenia :D. Części postaram się tworzyć w miarę sumiennie i regularnie. Zapomniałem o jeszcze jednym - w całości jest to wariacja innego opowiadania, lecz nie mogę sobie przypomnieć jego dokładnego tytułu i autora.

 

Stanął. Spojrzał do góry jakby spodziewał się uzyskać stamtąd jakiejś odpowiedzi. Otrzymał jedynie mocniejszy podmuch wiatru okraszony wysypem płatków śnieżnych. Wodne wytwory, jedne z najbardziej niesamowitych, jakie możemy oglądać na świecie, oryginalne, niepowtarzalne tym razem były zwykłym „białym gównem”, które przeszkadzało. Dokładniej zapiął kurtkę i ruszył dalej lustrując zimnym wzrokiem kolejne osoby. Szukał tej jednej, kogoś kto był w posiadaniu czegoś niezwykłego, z tymże sam nie wiedział czym ów „coś” było. Zgniatany śnieg trzaskał pod jego butami, nie przejmował się tym, właściwie nawet tego nie zauważał. Jego ręce trzęsły się w nieskoordynowanych ruchach, wpływało na to nie tylko przenikliwe zimno, lecz również zdenerwowanie. Swoje kroki skierował ku pobliskiemu sklepowi z najdziwniejszymi stworzeniami wszechświata. Spokojnym ruchem otwarł drzwi lokalu, otrzepał buty, zdjął okrycie i podszedł do lady. Pstryknął palcami na ekspedientkę, która przechodziła obok, nie przejmował się kulturą. Po chwili nad jegomościem pochyliła się atrakcyjna blondynka, której szafirowe oczy przyszpilały tego, który odważył się zajrzeć w ich głębie. Z jej ust popłynął potok liter, które w pierwszej chwili zdały się gościowi niezrozumiałym bełkotem, lecz układały się w banalne zdanie.

 

- Witam. W czym mogę pomóc?

- Nie jestem zwykłym klientem – rzekł szorstko

- Wiem – jej anielski głos robił ogromne wrażenie. – Słyszałam o panu, panie... Clark?

- Trafiony zatopiony. To jak tak już wymieniamy uprzejmości to może zaszczyci mnie pani swoim nazwiskiem by nie wyrażać się tak bezosobowo.

- Lee. Angie Lee.

- Dobrze panno...

- Pani – przerwała mu.

- Pani Lee, tak więc szukam czegoś niezwykłego. Mam już dosyć tych standardowych gatunków. Nawet pani nie wie jak nudne potrafią bywać te akwariowe rybki.

- Ach tak, słyszałam o pańskich piraniach. Daję głowę, że ten rogacz przypadnie panu do gustu – wskazała subtelnym ruchem ręki klatkę z potwornym Rogaczem Antamańskim.

- Gdybyś była honorowa panienko to już byś straciła tą śliczną główkę – odrzekł z grymasem.

 

Ekspedientka w milczeniu przeszła na zaplecze wskazując gościowi by poszedł za nią. Ten z niesmakiem, ale zrealizował jej polecenie oczekując czegoś co nim wstrząśnie. Ku swojemu zdziwieniu Clark dostrzegł wspaniałe wystawy, skrzętnie pokryte mleczną mgłą. Były one podświetlane na przemian wszystkimi kolorami tęczy. Owa mgła wirowała, kłębiła się i sprawiała wrażenie posiadania duszy i umysłu przybierając najróżniejsze kształty spełniające pragnienia osoby nań patrzącej. Odciągała ona uwagę od sedna sprawy.

 

- To miniaturki – Lee przerwała ciszę.

- Miniaturki? Pierwszy raz się z czymś takim spotykam.

- Dlatego to idealny sklep dla pana – uśmiechnęła się odkrywając zęby.

- Może mi pani coś zaoferuje?

 

Sięgnęła po jedną ze skrzynek z wystawy. Mgła znikła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

 

- Może ten pełzak?

 

Dostrzegł wiercącego się stworka, który na pewno swojej nazwy nie zawdzięczał przypadkowi. U wielu osób pierwszą reakcją na jego wygląd byłby wstręt, lecz Clark był inny.

 

- Oczywiście w rzeczywistości mają po dwa metry wysokości – dodała ekspedientka.

 

Nikczemny uśmiech zagościł na jego twarzy.

 

- Jakiś nudny jest. Nie podoba mi się.

- Może ten Trzepizur? Potężny pan przestworzy, rozpiętość skrzydeł oryginału to sześć metrów, do tego szpiczasty dziób i niesłychana rządzą śmierci. On nie zabija tylko dla jedzenia, jemu mord sprawia przyjemność. To chyba ktoś dla pana – zaśmiała się ze swojej płytkiej aluzji.

- Zwykły ptaszek. Nuda pann... znaczy pani Lee.

 

Mimo, iż w wyobraźni sklepikarki Clark właśnie ginął zmiażdżony przez jej but, to w realiach zdołała jedynie wykrzywić twarz w udawanym uśmiechu i podjąć kolejną próbę.

 

- Ostatnia szansa. Chce pan zostać demiurgiem?

- Co ma pani na myśli? – rzekł zaintrygowany.

- To o co pytam. Proszę odpowiedź.

- Raczej tak, a co?

- A lubi pan istoty inteligentne, przebiegłe, złe do szpiku kości?

- Jasne, lecz przestańmy się bawić w kotka i myszkę, o co chodzi – tym razem to on był poirytowany.

- Proszę spojrzeć – tym razem wskazywała terrarium. – To są istoty, które pana zadowolą – była pewna siebie.

- Eee? To są zwykłe... robaki?

- Tak. Pomijając to, że nie są zwykłe i nie są robakami – zaśmiała się.

- Proszę skończyć te tanie gierki, bo wyjdę – wiedział, że to puste słowa, gdyż dalej był zaciekawiony.

- Otóż mogą być większe, gdy da pan im więcej miejsca. Co ważne są żądne krwi i wojny. To jest to co pan uwielbia. Potrafią toczyć zaciekłe boje, układać strategię, rozwijać się, potrafią tworzyć technologię, choć trzeba przyznać, że raczej niezbyt zaawansowaną.

- A o co chodziło z tym demiurgiem?

- Wystarczy, że ukaże pan im swoje oblicze, a zaczną pana wielbić. Wystarczy jakiś hologram, albo inny tego typu bajer.

 

Clark wykazał zainteresowanie. Przybliżył oblicze do szklanych ścianek i spostrzegł grupkę walczących istot, były okrutne i przebiegłe. To ewidentnie wzmogło ciekawość przedstawiciela brzydszej płci.

 

– Co one jedzą? - spytał

– Same produkują pożywienie. Musi pan tylko zadbać o to, aby podłoże zawierało odpowiednie pierwiastki. Muszą mieć też sporo wody. Dodatkowo może Pan kupić u nas mniej skomplikowane gatunki, będą na nie polować.

 

Znów zbliżył się do szklanych ścianek. Jeden z „robaków” właśnie gruchotał części ciała drugiego.

 

. – Powinienem coś jeszcze wiedzieć?

 

– Nie może pan próbować przyśpieszać ich działań, w ich naturze leży walka, nie potrzebują dodatkowych bodźców. Oprócz tego mogę dodać, iż nasza firma w całości pokryje koszta montażu i transportu.

 

Od tego momentu zaczęli poważną rozmowę biznesową. Antonio jako stary wyga nie dał szans niedoświadczonej, kruchej osóbce. Zbił cenę o 35 % i zadowolony pożegnał się z obsługującą go damą.

Odnośnik do komentarza

To zacznę od mini błędów, choć osobiście wolę skoncentrować się na tekście, fabule i szczegółach, błędy to mniejsza wartość dla mnie, szczególnie, że gramy sobie w Fma, a nie jesteśmy chyba urodzonymi pisarzami ;)

Jego ręce trzęsły się w nieskoordynowanych ruchach

Nigdy się nie spotkałem z takim stwierdzeniem, ale jak to mówią, mało widziałem...

Pstryknął palcami na ekspedientkę

No i to też nie wiem czy tak można, miałbym wątpliwości.

Inny drobny błąd to brak na przykład kropek na końcu w dialogach, ale to już chyba moje czepialstwo? Albo żeby tekst ładnie wyglądał to nie mogą się pojawiać takie kwiatki:

. – Powinienem coś jeszcze wiedzieć?

 

Teraz czas przejść do dialogów. One ładnie żyły. Do pewnego momentu. Niby pisarzyna nadaje życie bohaterom. Ja bardziej będę zadawał pytania, bo może autor miał taki cel.

- Jasne, lecz przestańmy się bawić w kotka i myszkę, o co chodzi – tym razem to on był poirytowany.

- Proszę spojrzeć – tym razem wskazywała terrarium. – To są istoty, które pana zadowolą – była pewna siebie.

- Eee? To są zwykłe... robaki?

- Tak. Pomijając to, że nie są zwykłe i nie są robakami – zaśmiała się.

- Proszę skończyć te tanie gierki, bo wyjdę – wiedział, że to puste słowa, gdyż dalej był zaciekawiony.

Dużo przerywników. Czasami niepotrzebne. Nie wiem jak to dalej będzie wyglądać, rozumiem, że to ma wyglądać tak? Rozmowa toczona powoli z przerwami? Bo wiadomo, takie wtrącenia to zwykle odbierane są jako chwile na oddech dla bohaterów. Czasami jednak trzeba uniknąć przerywników, by rozmowa żyła jeszcze lepiej :>. To już widzimisię autora. Osobiście wolę, gdy jest mało tego, jeśli rozmowa się ciągnie, bohaterowie szybko mówią swoje kwestie ;). Pogrubiłem kwestie, które są zbędne. Trzeba trochę dać pogłówkować czytelnikowi, nie naprowadzać go w każdym momencie.

 

Skąd inspiracja? Jakie to opowiadanie będzie? Nic nie napisałeś takiego ;). Wiem, że wspomniałeś, że jakiegoś innego opowiadania, ale nawet nie wiadomo co to za rodzaj opowiadania będzie?

Ciężko oceniać krótki fragment, były fajne przebłyski, czasami kojarzyły mi się nawet z książkami, które czytałem, bo była ciągłość. Chciało się czytać dalej, oczywiście, momentami. Chyba zrozumiale się wyrażam ;). Będziesz pisał na bieżąco, jak rozumiem, także będę obserwował i później ocenię dogłębniej jak będzie większe pole do popisu niż jedna wyobrażona scena.

Odnośnik do komentarza

1. Czytam trzci raz i dopatrzyłem się braku dwóch kropek, jeśli znalazłeś inne to proszę o wskazanie ich.

2.

Jego ręce trzęsły się w nieskoordynowanych ruchach
- no chyba błąd, bo ciężko by trzęsły się w skoordynowanych ruchach :D, zaraz poprawię. nie poprawie, bo nie mogę edytować posta.

3. Z pstrykaniem IMO dobrze, ale nie jestem ekspertem.

4. Przemyślę ograniczenie wstawek, ale nie obiecuje.

5. Opowiadanie sci-fi. Jak wspomniałem autora i tytułu nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Fabuły wolę nie zdradzać :). Postaram się wrzucać stronę tekstu na jeden-dwa dni około.

Odnośnik do komentarza

Kolejnego dnia ekipa monterów dotarła do jego samotni. Był bardzo rad z szybkiego działania firmy. Zawsze należał do niecierpliwych osób. Czuł dreszcz podniecenia na myśl o wojnach, potyczkach, podstępach i torturach. Szybko odprawił czworo zakapturzonych pracowników dając im bardzo skromny napiwek. Błyskawicznie przeszedł do prac nad swoim dziełem. Posłuchał rady ekspedientki i większość powierzchni dawnego akwarium pokrył wodą, by tylko 30 % przeznaczyć na tereny, na których organizmy mogły prowadzić egzystencje. Gdy ukończył wprowadził do środka nabyte zwierzęta umieszczone przez monterów na małym podnośniku wewnątrz akwarium. Antonio został poinstruowany, że czas dla tych stworzeń mija dużo szybciej, więc postanowił nie odchodzić z przed szybki i bez przerwy podziwiać postępy robione przez swoich podopiecznych.

 

Po kilku godzinach spostrzegł na powierzchni pierwszy organizm. Po dłuższej chwili dołączył do niego kolejny. Wyglądały bardzo prymitywnie, nie zrobiły wielkiego wrażenia na ich właścicielu. Ekspedientka, która mu je sprzedała widocznie przeceniła też ich intelekt, gdyż kręciły się bez celu wydając dziwne, niezrozumiałe dla niego odgłosy. Po kilkunastu godzinach pojawiły się wszystkie, w liczbie 25. Chciał kupić więcej, jednak sprzedawczyni wyperswadowała mu ten pomysł, gdyż według niej bardzo szybko się mnożyły.

 

Ustawił akwarium w centralnym miejscu głównego pomieszczenia całego domu. Wokół niego rozstawił kilka krzeseł i foteli, tak aby mógł śledzić wydarzenia z każdej strony. Zdecydował się też wpuścić do środka kilka innych, mniej znaczących organizmów tak jak mu polecono. Miały one uatrakcyjnić widowisko, ułatwić zdobywanie pożywienia i wzmóc pragnienie mordu. Pragnął prywatnych igrzysk. Główne stworzenia rozwijały się powoli, ale sukcesywnie, zdecydował nazwać je „Samam”. Nie wiedział dlaczego, ale jakoś właśnie ta nazwa zaświtała w jego głowie, a zapomniał jak nazywały się naprawdę.

 

Od tego momentu podziwianie „robaków” stało się jego główną rozrywką. Nawet, gdy zajmował się czymś innym to kątem oka podziwiał te stworzenia. Niestety z biegiem czasu zaczęły go rozczarowywać. Rozwijały się zdecydowanie zbyt wolno wobec jego ciągle rosnących oczekiwań. Dopiero po kilku dniach spostrzegł, iż zaczęły używać prymitywnych narzędzi i powoli zaczęły zdobywać pożywienie. Nie zauważył jednak żadnych agresywnych zachowań i to go bulwersowało. Nie po to kupował te zwierzęta by obserwować spokojną cywilizację. Postanowił skontaktować się z Angie Lee. Przewidywał, że po wygarnięciu jej poczuje się lepiej. Zwinnym ruchem sięgnął po swój nowy telefon i wykręcił numer.

 

- Sklep różnych różności, Angie Lee przy telefonie, w czym mogę służyć? – wyrecytowała.

- Tu Antonio Clark. Nie tak dawno zakupiłem u państwa „wojownicze robaki”.

- To nie są robaki!

- Dobrze, więc kupiłem „wojownicze nie-robaki”. No i tu zaczyna się problem. One rozwijają się jak jakieś ułomy! Do tego w ogóle nie walczą! – wykrzykiwał

- Proszę o trochę cierpliwości. Myśli pan, że wszystkie gatunki ewoluują w jeden dzień?

- Mówiła pani, że dla nich czas płynie dużo szybciej.

- Niestety nie aż tak szybko. Ile już ich jest?

- 41 – zawahał się – a nie, razem z tym nowym to 42.

- To dużo więcej niż się spodziewałam. Już prawie podwoiły swoją populacje. Zaczęły się przemieszczać?

- Chyba tak. Przez pomyłkę ustawiłem je początkowo w najbardziej ciepłym miejscu, raczej im to przeszkadzało.

- Jest lepiej niż myślałam. Proszę dać im się spokojnie rozwijać, a na pewno pana nie zawiodą, a być może swoją perfidią przerosną nawet mistrza – zaśmiała się.

- Dam im jeszcze jedną szansę. Do widzenia.

- Do widzenia.

 

Nie był specjalnie przekonany tłumaczeniami Lee, więc postanowił trochę zmienić sytuację. Chwycił małą szufelkę i zaczął zmieniać kształt lądów. Miał nadzieję, że dzięki temu „Samam” zaczną rozwijać się szybciej i skuteczniej. Widział już jednak, iż pomimo mniejszych rozmiarów poczęły zdobywać sobie nie bagatelną przewagę nad innymi gatunkami. Wyróżniało ich myślenie. Może nadal dość prymitywne, lecz na tle innych stanowiło sporego kalibru atut.

Odnośnik do komentarza

Ok. Najpierw błędy :> 1 akapit: wiem, że to opowiadanie, lecz ten pierwszy akapit to zwykła wyliczanka chyba, bardzo liniowe, z punktu a do punktu b, skoro tak postanowiłeś to nagłe wtrącenie o niecierpliwości powinno być jakoś rozwinięte (albo pominięte?), by lepiej poznać bohatera. Jednym zdaniem nie przekonasz mnie, że bohater jest niecierpliwy 'bo tak'. Później jednak ładnie to wynikło, bo zadzwonił do tej laski. Zresztą człowiek skupił się na czynnościach, by zostać wytrąconym z równowagi jednym zdaniem ;).

Ekspedientka, która mu je sprzedała widocznie przeceniła też ich intelekt, gdyż kręciły się bez celu wydając dziwne, niezrozumiałe dla niego odgłosy. Po kilkunastu godzinach pojawiły się wszystkie, w liczbie 25. Chciał kupić więcej, jednak sprzedawczyni wyperswadowała mu ten pomysł, gdyż według niej bardzo szybko się mnożyły.

;) To można zwalczyć, lepiej ułożyć zdania. Tak mnie uczono, by omijać szerokim łukiem zaimki, bo to wygląda nieestetycznie, też swego czasu popełniałem ten błąd, aktualnie zredukowałem takie wstawki do minimum, wystarczy pisać.

 

Fabuła mnie nie powala, spodziewam się lepszego rozwinięcia, szczególnie, że pojawiło się dotychczas... 9.85k znaków ;). Będzie ciekawiej? Oby, bo mnie nie zachwyca takie s-f. Oczywiście pisz dalej tak jak masz w zamiarach, nie pod jednego głupiego czytelnika, który sobie popsioczy ;). Zobaczymy czy robaki są nierobakami.

Odnośnik do komentarza

Po dwóch tygodniach Clark stracił cierpliwość. Samam zaczęły polować, ale było to niewiarygodnie nudne. Zero przebiegłości, intryg, żądzy mordu, zwykła walka o przeżycie. Nie było to tym czego oczekiwał. Zdecydował się, więc podarować swojemu ludowi coś, co było kamieniem milowym w rozwoju jego własnego gatunku – ogień. Ustawił lampy tak, by czasem powodowały pożary. Liczył na to, że jeśli nawet „robaki” nie nauczą się kontrolować tego zjawiska to kilka spłonie i będzie śmiesznie. Użył również „przyśpieszacza”, pomimo zaleceń by nigdy go nie uruchamiać. Od tej chwili czas w akwarium miał płynąć kilka razy szybciej.

 

Po miesiącu wypełnionym oczekiwaniem stworzenia zdołały dotrzeć do większości lądowych miejsc. Ku zdziwieniu Clarka w zależności od miejsca pobytu zaczęły się różnicować. Kolor „skóry” (ciężko było określić czym tak naprawdę są pokryte, więc Antonio uznał, iż słowo „skóra” najlepiej odda rzeczywistość), wielkość, sprawność, styl egzystowania – to właśnie odróżniało grupy między sobą. Nazwał je wedle kolorów: czarna, żółta, biała, czerwona i granatowa. Niestety ostatnia z nich nie spełniła pokładanych w niej nadziei i była na skraju wymarcia.

 

Po wielu dniach oczekiwania wreszcie na pograniczu terenów białych i żółtych zaczęły powstawać pierwsze miasta. Pusty śmiech w Antonio wzbudziły też budowane świątynie na część Bogów. Samam wierzyli, że istnieje wiele „Istot Wyższych”, które odpowiadają za poszczególne dziedziny życia.

 

Szybko w ich ślady zaczęły iść kolejne grupy. W okolicach pierwszego państewka rodziły się kolejne. Teren nie był przypadkowy, nagromadzenie żywności bardzo zachęcało do osiąścia właśnie tam. Nie musiał długo czekać na to co chciał osiągnąć. Mimo, iż miasta były nadal prymitywne i mało licznie zamieszkane w stosunku do jego rzeczywistości to intrygi kwitły. Wszystko to co mówiła ekspedientka było prawdą. Władza była tym, co Samam pociągało najbardziej. Nie wahali pozbawiać życia pobratymców, snuć wizji swoich, utopijnych rządów, kreowali kolejne podstępy, nie wiedząc, iż obłąkany potwór podziwia to wszystko z góry śmiejąc się i napawając się cierpieniem jednostek

 

Biali i żółci szybko zaczęli dzielić się na mniejsze zespoły tworząc autonomiczne podgrupy. Różnice między nimi zaczęły być coraz większe. W końcu zaczęli toczyć między sobą regularne wojny i tak pierwsze miasta kilkukrotnie zmieniały właściciele, nowi władcy byli wypierani przez kolejnych, Samam mieszali się między sobą i stawali się silniejsi. Antonio dostrzegał w nich zdecydowanie większy potencjał niż na początku. Mimo, iż inne gatunki, które wpuścił do akwarium były zdecydowanie bardziej atletyczne nie miały najmniejszych szans w rywalizacji z „najważniejszym mięśniem” – mózgiem.

 

Pułapki zastawiane przez głównych mieszkańców robiły wrażenie na Clarku. Snuł już plany wielotysięcznych bitew, które będą kończyły się rzezią. Wykorzystywanie dostępnej przestrzeni w walce, taktyczne posunięcia, niespodziewane szturmy – to była kwintesencja poczynań Samam. W końcu jednak ich twory w opinii właściciela stały się nazbyt śmiałe, zbyt aroganckie. Robaki, jak jeszcze czasem o nich myślał przestały wznosić świątynie. Nie padały już na kolana przed bóstwami, nie błagali o urodzajność, najwyraźniej stwierdzając, że to oni są panami sytuacji, a całym wszechświatem jest ich marne akwarium. Nie miały najbledszych podejrzeń, co do tego, iż są zamknięte w nędznych czterech, szklanych ściankach.

 

Zaczęły się jednoczyć, budować odważniejsze budowle. Nie podobało się to Antonio. Oczekiwał czci. Po raz kolejny zdecydował się na ingerencję w nieskazitelny świat budowany przez Samam. Chwycił nóż, którym przed chwilą rozrywał ścięgna Liskorza by pochłonąć je w celu zaspokojenia głodu. Wbrew zaleceniom kobiety włożył rękę do środka akwarium i owym sztućcem zmiótł z powierzchni świata Samam najbardziej buńczuczny twór, jako znak dla innych, że niebiosa są rozgniewane. Było to coś wielkiego. Z punktu widzenia Clarka wyglądało jak patyk zmierzający do szczytu ścianki.

 

- Może domyśliły się, że są kontrolowane ? –zastanawiał się. – Nie, to tylko zwykłe robaki.

 

Po jakimś czasie stwierdził, że jego podopieczni są już wystarczająco gotowi by odegrać swoje role, w przedstawieniu, jakie szykował. Postanowił zorganizować przyjęcie, na którym zamierzał zapoznać gości ze swoimi nowymi pupilami. W celu lepszego efektu zmniejszył zasobność surowców i pożywienia na większości terenów, pominął jedynie te okupowane przez Czarnych i tak byli wystarczająco doświadczeni przez okrutny Los trzymany w rękach szaleńca.

 

Przygotowując listę gości z jego oblicza nie znikał szelmowski uśmieszek. Pieczołowicie dobrał osoby. Swoje miejsce na kartce papieru znalazły znaki identyfikacyjne oznaczające persony z najrozmaitszymi charakterami, stanowiskami i różnorakim poczuciem humoru. Zadbał o to, aby pojawiło się kilku jego najbliższych kolegów podzielających jego jakże „wyrafinowany” dowcip, trzy-cztery byłe kochanki, w tym jedna, ta o której zwykło się mówić „miłość życia”. Dobrze wiedział, że kobieta była istotką wyjątkowo kruchą, wrażliwą na ból, miał świadomość tego, że widok walczących na śmierć i życie zwierząt stosujących najbardziej podłe tricki wstrząśnie nią do głębi. Zgrabnym ruchem dłoni do listy dodał też kolejne znaczki sugerujące przybycie dziewięciu-dziesięciu kontrahentów, którym nie wypadało odmówić, dopisał jeszcze kobietę ze sklepu. Pomyślał o tym z grzeczności, jednak nie liczył, że się pojawi. Natychmiast do niej zadzwonił by wiedzieć jak dużą ilość napojów tłumiących myślenie zamówić.

 

– Witam. Mówi Antonio Clark.

– Coś nie tak z pańskimi... – przerwała mu, by samemu nie zdążyć dokończyć zdania.

– Nie, nie. Z Samam wszystko w porządku.

– Samam – zapytała ze zdziwieniem.

- Tak, tak je nazwałem. Mniejsza z tym. Organizuje przyjęcie związane z prezentacją moich pupili. Byłaby pani zainteresowana pojawieniem się panno Lee?

- Ja? Bardzo chętnie. Jestem zaciekawiona jak radzą sobie moi dawni przyjaciele.

- To proszę sobie zarezerwować czas na piątek od godziny 16.

- Będę na pewno.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...