Skocz do zawartości

Polak w Niemczech


kacpergawlo

Rekomendowane odpowiedzi

Po 2 tygodniach przyjechała do nas drużyna Hannoveru 96. W naszym składzie zaszły 3 zmiany: Di Maria za Pranjicia, Cavaneghi za Kuranyia i powracający do zdrowia Farfan w miejsce Streita. Bardzo chcieliśmy kontynuować serię 12 zwycięstw (licząc sparingi). A chyba każdy w miarę interesujący się futbolem człowiek wiedział, że jesteśmy 2-3 klasy lepsi od przeciwników. Właśnie przed takim myśleniem, czyli de facto lekceważeniem rywali ostrzegałem w szatni. Zdałem sobie sprawę, że te wysiłki są niepotrzebne, bo moi zawodnicy prezentowali profesjonalne podejście (nie licząc żartów Rafinhi, nawet bardzo profesjonalne). Takie myślenie dało swoje owoce, bo w obecności 57532 widzów po bramkach Dembele i Cavaneghiego upokorzyliśmy drużynę rywali 2-0.

Odnośnik do komentarza

Zakończylem przenoszenie części z manifestów, więc nie spodziewajcie się, że utrzymam takie tempo dodawania odcinków, przynajmniej będziecie mieli czas na okrzepnięcie z obecnymi fragmentami ;P.

 

Grałeś ustawieniem 1-1-1-1-1-1-1-1-1-1-1? ;P

Ładnie Ci idzie póki co :)

 

Chyba da radę domyśleć się, że chodzi o modyfikowane 4-4-2 :D.

Odnośnik do komentarza

Zakończylem przenoszenie części z manifestów, więc nie spodziewajcie się, że utrzymam takie tempo dodawania odcinków, przynajmniej będziecie mieli czas na okrzepnięcie z obecnymi fragmentami ;P.

 

Ja już okrzepłem i muszę przyznać, że sposób jakim piszesz bardzo przyciąga przed monitor i wręcz wymusza to, by klikać myszką, przewijając tekst dalej. Od strony technicznej nie wygląda to już tak kolorowo (niekiedy błędy wprost rzucają się w oczy), a z czego to wynika - nie wiem. Może po prostu z pośpiechu i chwili nieuwagi?

 

Nie zmienia to jednak mojego zdania, że opowiadanie jest bardzo dobre. I oby tej fabuły było jak najwięcej. :kutgw:

Odnośnik do komentarza
Ja już okrzepłem i muszę przyznać, że sposób jakim piszesz bardzo przyciąga przed monitor i wręcz wymusza to, by klikać myszką, przewijając tekst dalej. Od strony technicznej nie wygląda to już tak kolorowo (niekiedy błędy wprost rzucają się w oczy), a z czego to wynika - nie wiem. Może po prostu z pośpiechu i chwili nieuwagi?

 

Nie zmienia to jednak mojego zdania, że opowiadanie jest bardzo dobre. I oby tej fabuły było jak najwięcej. :kutgw:

 

Wynika to raczej z nieuwagi, jak pewnie zauważyłeś są to raczej błędy literowe, które nie są podkreślane w Wordzie :D, a nie jakieś "rzułwie", po za tym te pierwsze części pisałem raczej na szybko, więc i z tego powodu te "mistejki" się pojawiły. Oczywiście postaram się teraz dużo dokładniej sprawdzać tekst i unikać wszelakich błędów (z interpunkcyjnymi tylko nie dam rady, bo dla mnie to po za prostymi zasadami (jak przed "że" ",") czarna magia). Ale bardzo się cieszę, że opek podoba się od strony stricte pisarskiej :D, mam nadzieję, że utrzymam ten poziom ;P.

Odnośnik do komentarza

- Temu zasranemu polaczkowi za dobrze idzie – grzmiał Horst – utopiłem sporo kasy kupując ten j***ny klub, a dalej nie wiem jaki interes macie w tym, aby Schalke spadło.

- Chyba zapominasz kim jesteśmy – odpowiedział rzeczowym tonem jegomość siedzący naprzeciw rozmówcy, migotająca lampka oświetlała jedynie połowę jego twarzy na, której rysowała się złowroga przebiegłość – więc może ci przypomnę iż rozmawiasz z Prachią, złowrogimi siódemkami*, najniebezpieczniejszą organizacją działającą w tym kraju. Masz zbyt pusty łeb, żeby zrozumieć, że wyprzedzamy wszystkich w tej grze o 30 posunięć. Ten cały... jak mu tam... Gawłowski to jedynie pionek, który trochę utrudnia nam robotę, ale nie martw się na dłuższą metę ten cały klub zatonie.

- pier****sz tak od początku i gówno z tego wychodzi.

Po tych słowach z ciemności niespodziewanie zwinnym ruchem wyłonił się kolejny mężczyzna i chwycił za gardło Horsta.

- Alfred spokojnie. Puść pana.

- Co tu się k..- napotkał nieprzyjazne spojrzenie „goryla” i porzucił pomysł wykrzyczenia kolejnego wulgaryzmu, wydukał – kroi?

- Chyba dalej nie zdajesz sobie sprawy w co wdepnąłeś przyjacielu. Teraz twoja w tym głowa, aby ten przybłęda z Polski zaczął przegrywać, w innym przypadku w gronie przyjaciół – zawsze akcentował to słowo i bardzo często go używał w stosunku do „ofiar” - będziemy musieli inaczej porozmawiać, ale wiesz jestem altruistą i dziś dostajesz nowy kredyt zaufania. Teraz spierdalaj, bo nudzi mnie patrzenie na takie ścierwo, – mimo ostrych słów jegomość ciągle utrzymywał spokojny ton głosu – mój kompan cię odprowadzi.

- Dzięki, poradzę sobie – ledwie słyszalnie odpowiedział Niemiec.

- Nalegam. – w tym momencie ochroniarz złapał go pod szyją i jednym ruchem wyrzucił za drzwi. – widzisz z kim ja muszę pracować? Tylko takie śmiecie mi się wałensają po domu – kontynuował właściwie monolog tajemniczy członek Prachi.

 

 

 

*Prachia – organizacja przestępcza działająca na wielu frontach. Ich złowrogie macki sięgają nawet do czołowych polityków niemieckich, francuskich i rosyjskich. Głównym celem gangu jest przemyt broni i narkotyków, jednak nie obce są również porwania. Hierarchia w grupie jest również bardzo ciekawa, samym szczytem gangu jest 7 ludzi zwanych – Echelebe. Każdy z nich ma pod sobą własną siódemkę, a ci również mają swoje siódemki itd. Oczywiście tylko 1 osoba z danej części wie o istnieniu wyższej i to ona przyjmuje rozkazy od przełożonych. Obecnie organizacją mimo działań od kilkunastu lat ma dopiero 5 rzędów, co i tak daje ogromną liczbę osób. Nowi ludzie są selekcjonowani latami zanim naprawdę będą mogli powiedzieć „jestem w Prachi”.

Odnośnik do komentarza

Kolejny dzień przeciekał mi przez palce. Nie robiłem nic pożytecznego, jedynie od czasu do czasu spoglądałem w stronę ćwiczących graczy, głównie rozmyślałem o tym jak jestem szczęśliwy. Czułem się demiurgiem, który stworzył coś z niczego, kimś kto panuje nad wszystkim i jest przygotowany na każde możliwe wydarzenie. Z perspektywy czasu widzę jakim byłem głupcem. Jednak wtedy nie zwracałem uwagi na nic oprócz chełpienia się. To, że Dembele właśnie zmarnował kolejną setkę w gierce treningowej obchodziło mnie tak samo jak kolejna nieżywa mrówka przeciętnego zjadacza chleba. Te „przemyślenia” przerwał dzwonek telefonu.

 

- Halo? – odebrałem z wyraźną chęcią jak najszybszego zakończenia konwersacji.

- Rozmawiam z Kacprem Gawłowskim? – powiedziała anielskim głosem nieznana mi kobieta, słychać było, że jest zdenerwowana.

- Tak, o co chodzi? – starałem się być odrobinę milszy niż zwykle.

- Nie pamiętasz mnie?

- Nie sądzę – odpowiedziałem wyraźnie skonsternowany pytaniem.

- A pamiętasz cokolwiek z wieczoru dnia, w którym miałeś naradę z asystentem?

- Nie – kobieta co raz bardziej zaskakiwała mnie swoją wiedzą.

- To zapewne nie pamiętasz też tego, że to ja odebrałam cię kompletnie zalanego z pubu. No nic, wiedz tylko tyle, że jestem twoją przyjaciółką i na pewno jeszcze się spotkamy.....

 

Rzuciła słuchawką, ja za to zastygłem niczym Edyp do, którego dotarła straszliwa prawda, lecz przynajmniej on zrozumiał wtedy wszystko, ja nie rozumiałem niczego. Jaka przyjaciółka? Kim ona jest? A jeszcze ten sklepikarz z rynku, czy coś ich łączy? Nie, nie, przesadzam, wariuje, to nie jest nic strasznego, ot głupi żart.... – przeróżne scenariusze, zagadnienia rysowały się w mojej głowie, nie mogłem się nad niczym skupić. Opuściłem trening i przekazałem Wałodochowi, aby go skończył, następnie udałem się w miejsce, gdzie zawsze znajdowałem wytchnienie. Nie, nie był to mój dom i gorące ramiona Kasi, a chłodne ściany baru i mililitry jeszcze zimniejszego trunku. Tak, właśnie to teraz było moim lekarstwem, lekiem na myślenie. Co wydarzyło się dalej po raz kolejny umknęło mojej uwadze....

Odnośnik do komentarza

Celtic Park, Glasgow

 

60 tysięcy ludzi zdzierających gardła śpiewając klubowy hymn mogło przytłoczyć. Cała oprawa spotkania była tak odmienna od tej niemieckiej, że aż wręcz przypominała rzymskie igrzyska. I tam, na murawie 22 gladiatorów miało stoczyć bój o praktycznie być, albo nie być w kolejnej fazy elitarnej Ligi Mistrzów. Mimo iż była to dopiero 1 kolejka to już wszystko mogło się wyjaśnić, bo po za nami i Celtami w grupie była tragicznie słaba Bazylea i raczej pewny awansu Liverpool.

 

Tego wieczoru „ciemną stronę mocy” swoimi siłami zdecydowali się wesprzeć: Boruc – Naylor, McManus, Goian, Hinkel – McGeady, Hartley, Brown, Nakamura – Hesselink, McDonald.

 

Za to 11 prężnych tytanów z Gelsenkirchen stworzyli: Pelizoli – Pander, Friedrich, Bordon, Rafinha – Pranjic, Affelay, Engelaar, Farfan – Cavaneghi, Pantelic.

 

Specjalnie tak ustawiłem graczy, aby ich atuty były niedoróbkami rywali, z którymi będą bezpośrednio rywalizować i tak bardzo szybki Pantelic miał za przeciwnika kloca – Goiana, Farfan stanął w szranki ze słabym Naylorem, a największa gwiazda gospodarzy – Hesselink została pokryta przez naszego najlepszego obrońcę – Bordona. Oprócz tego Affelay i Engelaar zostali pouczeni, aby jak najczęściej próbować rozerwać obronę prostopadłymi podaniami, z którymi Celtic miał problem.

 

Mecz ułożył się dla nas genialnie, bo już w 5 minucie idealnie mierzone podanie Ibrahima na bramkę zamienił rozpędzony Cavaneghi. Warto dodać, że w tej sytuacji bardzo źle zachowali się Stephen McManus i Artur Boruc. Ten pierwszy nie upilnował Argentyńczyka, a drugi nie dał rady obronić dość prostego strzału. Od tego momentu czas jakby zwolnił, żadna ze stron nie kwapiła się z atakami i najczęściej akcje kończyły się już na defensywnych pomocnikach. Takie obustronne walenie głową w mur trwało do 34 minuty, kiedy geniuszem błysnął Pantelic umieszczając piłkę w siatce po indywidualnej akcji. W kolejnym okresie gry spokojnie budowaliśmy przewagę optyczną umiejętnie odcinając napastników „Celtów” od gry. Tak dotrwaliśmy do przerwy. Tuż po niej Celtic rzucił nam się do gardeł, raz po raz to Nakamura, to McGeady wstrzeliwali futbolówkę w okolice naszego pola karnego, jednak tego dnia nad Pelizolim czuwali Jahwe, Zeus, Wirakocza i Allach jednocześnie. Mimo tak fenomenalnej formy Włoch w 74 minucie musiał obejrzeć się za siebie, najpierw Hartley zwiódł w środku pola Engelaara, następnie przerzucił piłkę na skrzydło do Nakamury, a Japończyk popisał się efektownym zwodem i zacentrował na nie pilnowanego McDonalda, który nie miał najmniejszych problemów ze zdobyciem bramki. Ten gol wprowadził sporo niepotrzebnej nerwowości w nasze poczynania. Widać było, że niektórzy, młodsi gracze Schalke „trzęśli portkami” przed wzmagającym się dopingiem fanatycznej publiczności. 5 minut później wszyscy mogli odetchnąć, na 3-1 uderzył Affelay czym ukoronował swój bliski ideału występ. Faktem stało się kolejne zwycięstwo Schalke 04 Gelsnekirchen, którego w tym sezonie jeszcze nikt nie pokonał!

Odnośnik do komentarza

Transfery do klubu (od stycznia):

 

Szabolcs Huszti (Hannover - 25 mln zł) - kreatywny skrzydłowy, który może również grać w środku pola. Ma wzmocnić rywalizację w pomocy.

 

Fernando Amorabieta (Athletic Bilbao - 15 mln zł + klauzule) - jako, że obrona stanowi piętę Achillesową Schalke ten zdolny Hiszpan będzie miał za zadanie to zmienić.

 

Oneyekachi Apam (Nicea - 31 mln zł) - młody, zdolny Nigeryjczyk grający jako stoper. Jego głównymi atutami jest przewidywanie i szybkość.

 

Urby Emanuelson (Ajax - 10 mln zł + klauzule) - przebojowy boczny obrońca, ma rywalizować o skład z Panderem.

 

Gojko Kacar (Hertha - 20 mln zł + klauzule) - defensywny pomocnik, który zrobił na mnie ogromne wrażenie podczas pierwszych kolejek.

Odnośnik do komentarza

Czekam na jakieś komenty, żebym wiedział czy jest dobrze :D

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

20.09.09 Carl Benz-Stadion, Manheim

 

Schalke: Pelizoli – Pander, Zambrano, Bordon, Rafinha – Affelay, Engelaar, Di Maria, Farfan – Kuranyi, Dembele

 

Hoffenhaim: Hildebrand – Compper, Nillson, Howedes, Beck – Salihovic, Wies, Luiz Gutavo – Copado – Obasi, Ibisevic.

 

 

Jak widać w stosunku do ostatniego spotkania z Celticiem w składzie zaszło kilka zmian. Zambrano zastąpił Friedricha, Di Maria Pranjicia, Dembele Cavaneghiego i Kuranyi Pantelicia. W zestawieniu rywali brakowało 3 graczy, którzy opuścili tego lata Schalke zamieniając metropolie Gelsenkirchen na dużo mniejsze Manheim, czyli Heiko Westermana (kontuzja), Geralda Asamoah i Carlosa Gorsmullera (obaj ławka), za to w jedenastce desygnowanej przez Ralfa Rangnicka swoje miejsce znalazł Benedikt Howedes. Byliśmy nie wątpliwie faworytami tego spotkania i każde inne rozstrzygnięcie niż zwycięstwo nie interesowało nas. Mecz rozpoczął się zgodnie z planem, bo już w 9 minucie Moussa Demebele urwał się obrońcą i wyszedł sam na sam z bramkarzem, jego strzał jeszcze Hildebrand obronił, jednak przy dobitce Engelaara był bezsilny. Ta bramka ustawiła spotkanie na kolejne 20 minut, w których ograniczyliśmy się jedynie do zabezpieczania tyłów. Po tym okresie znów zaatakowaliśmy niczym taran miażdżący wrota fortecy. Zawodnicy „wieśniaków” (jak mawia się o ekipie rywali) byli załamani po akcji z 31 minuty. Tym razem Nillson popełnił kolejny błąd w kryciu i Dembele nie miał najmniejszych problemów ze zdobyciem bramki. Gospodarze nie poddali się i żądni krwi ruszyli na naszą bramkę. Efektem tego najazdu już 6 minut później była skuteczna akcja Vedada Ibisevicia. Po pierwszym ugryzieniu mojej defensywy szarże ustały, przynajmniej do przerwy. W szatni tradycyjna rozmowa motywacyjna mająca pobudzić moich graczy do uważniejszej gry. Na niewiele to się jednak zdało, bo to co zrobił w 52 minucie Ivan Pelizoli przekroczyło wszelakie bariery. Akcja rozpoczęła się niezbyt groźnie od spokojnej wymiany piłki między środkowymi pomocnikami Hoffenhaim. Następnie Copado posłał daleką piłkę na Chinedu Obasiego, jednak była ona bardzo niecelna. Mimo to mój genialny bramkarz tak niefortunnie ją przyjmował, że jakimś cudem udało mu się skierować ją do własnej bramki. Chwilę po tym jak to zobaczyłem moja utyrana twarz znalazła schronienie w dłoniach. Błyskawicznie otrząsnąłem się i nakazałem dużo bardziej ofensywną grę. Nie przyniosło to najmniejszych efektów i musiałem ze smutkiem przyznać iż Hoffenhaim było pierwszą drużyną, którą urwała nam jakiekolwiek punkty...

Odnośnik do komentarza

Tak, wrzesień to zaiste idealny miesiąc na mroczne czyny. Ta prawda docierała do mnie co raz częściej w ostatnich dniach. Z jednej strony czułem, że byłem w centrum jakiś dziwnych wydarzeń, a z drugiej, iż można było mnie nazwać jedynie nic nie znaczącym pionkiem wśród działań „wielkich” tego świata lub marionetką w dłoniach zdolnego kuglarza. Nie wiedziałem skąd we mnie wzbierały się takie demonizujące sytuacje myśli, w końcu to tylko 2 dziwne spotkania, dziwniejsze omdlenie i najdziwniejsza rozmowa telefoniczna. Będąc w tym nie typowym nastroju wpatrywałem się w okno podpatrując toczące się zwyczajnym tempem wydarzenia. A to moją ciekawość rozpalał starszy mężczyzna spacerujący z ogromnym wilczurem, aby po kilku sekundach odejść w zapomnienie by zrobić miejsce w mojej świadomości dla dzieci huśtających się na zawieszonej do drzewa oponie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim gadać, więc w pierwszej chwili nie pofatygowałem się by otworzyć. Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk robiło się co raz głośniejsze i jeszcze bardziej irytujące. Podszedłem, więc spojrzałem przez „judasza” (ach te polskie nawyki...) i otworzyłem niespodziewanemu gościowi. Zrobiłem to bardzo powoli, dlatego skrzypienie (nigdy nie miałem głowy, aby to naprawić) ogłuszyło nas obu na kilka sekund, po pierwszym szoku spostrzegłem, że do moich progów zawitał góra 12 letni gość trzymający w dłoniach karton.

- Psze pana, tamten fra... znaczy pan kazał mi to panu dać – zaczął niewyraźnie i nieskładnie chłopiec.

- Co to jest?

- Skąd mam wiedzieć? Chyba taki zaje.... znaczy fajny zegarek, bo tak zaje... znaczy fajnie tyka.

Przyłożyłem ucho do paczki i usłyszałem rytmiczne tik-tak, tik-tak, tik-tak. W pierwszym odruchu powróciły do mnie wszystkie paranoiczne myśli i stwierdziłem, że to musi być bomba...

- Odsuń się! – krzyknąłem i rzuciłem paczkę na ziemię.

- Co robisz k***a? – tym razem mały skończył przekleństwo.

- Ratuje ci życie! – kolejny raz mój ton głosu był słyszalny na dość dużym obszarze.

Chwyciłem łom, który leżał na moim ganku i zacząłem z całym impetem uderzać w niespodziewany dar, wpadłem w szał, chciałem zniszczyć złowrogi pakunek mimo, że wiedziałem iż jeśli byłaby to naprawdę bomba to tylko bym ją zdetonował, w tamtej chwili jednak liczyło się tylko miażdżenie. Kiedy pierwsza fala agresji minęła spojrzałem na chłopca, którego wzrok wskazywał jakoby widział psychicznie chorego furiata. Następnie dokonałem oględzin „prezentu”. Ostrożnie rozwarłem opakowanie i moim oczom ukazał się przykry widok: kompletnie zniszczony, najnowszy model rolexa.... Od tego momentu stałem się ulubionym przedmiotem drwin wśród miejscowych dzieci. Przeoczyłem jednak, że obok zegarka leżała kartka z napisem „Prachia pozdrawia polskiego świniopasa”....

Odnośnik do komentarza

Horst jak zwykle siedział w swoim przestronnym gabinecie. Od kilku dni pracownicy klubu donosili o jego dziwnych, paranoicznych zachowaniach, tego dnia nie było inaczej. Jego ręce drżały jak gdyby był w ostatnim stadium choroby Parkinsona, a pot, który wzbierał na jego czole odstraszał już z większej odległości. Dodatkowo aromat spalenizny sączący się ze szpary w oknie dopełniał obrazu nędzy i rozpaczy. Wszystkie negatywne ruchy zaczęły się wzmagać w Niemcu, gdy do jego uszu dotarł dźwięk pukania.

 

- Wejść – starał się imitować władczy ton

- Panie Coleman jakiś troje mężczyzn do pana – powiedziała aksamitnym głosem nie przeczuwająca niczego sekretarka przy odziana w m.in. niebieski top i ekstrawaganckie kolczyki.

- Proszę wprowadzić.

 

Po tych słowach do pomieszczenia weszły 3 postacie. Każdy z nich jak zwykle nienagannie ubrany w dobrze skrojony garnitur i typowe dla tego typu ludzi przyciemniane okulary. Od razu było widać, że ten, który stał pośrodku był szefem, a pozostali dwaj pełnili funkcję „argumentów” do rozmowy. Dało się zauważyć, że obaj dysponowali bronią, którą łagodnie gładzili dłońmi.

 

- Witaj przyjacielu – zaczął Boss – znasz wyniki ostatniej kolejki Ligi Mistrzów i Buli?

- Nie – wychrypiał prezes

- To czytaj śmieciu – rzucił gazetą w twarz rozmówcy i od razu poprawił rękawy gajeru.

Po kilku sekundach jeden z ochroniarzy ryknął

- Jak pan prosi, żebyś przeczytał to rób to na głos frajerze.

- 3-1 iii 2-2 – ledwie wydukał Coleman

- I co ci to mówi?

- Że jest źle? – w tym momencie był już bledszy od trupa

- I co zamierzasz z tym zrobić?

- Staram się....

- To postaraj się bardziej zasra***. W tym momencie powinieneś stracić pewną część ciała zaczynającą się na p, ale mówiłem ci już, że jestem altruistą i zadowolę się torturami psychicznymi. Na kolana piesku. – Horst padł – Teraz poproś tu tą szmatę z recepcji i każ jej przynieść kawę, gorącą kawę.

- Taaak jeeessst. – sięgnął do biurka po słuchawkę – Pani Sabino proszę o kawę, natychmiast.

Po kilku chwilach w drzwiach stanęła atrakcyjna kobieta z filiżanką w ręku. Była wyraźnie skonfundowana sytuacją, którą zastała.

- Podejdź tu – podniósł glos jeden z „goryli”.

- A teraz szefciu ładnie rozchylisz spodenki, a pani będzie taka miła, że wyleje ci tą kawkę prosto na konika. Rozumiemy się? – boss ostatnimi słowami zwrócił się do sekretarki

- Zrób to – z błagalnym wzrokiem powiedział Horst.

 

Przed kolejne minuty z gabinetu prezesa Schalke nie było słychać niczego oprócz krzyków i wrzasków.

Odnośnik do komentarza

Lagren, Texas dzięki :)

Citko - oj tam od razu sadysta :), Polak rządny krwi :D

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Veltins Arena, Gelsenkirchen

 

Puchar Niemiec, typowy poligon doświadczalny dla nieopierzonych dublerów. Właśnie w tych mało znaczących rozgrywkach przyszło mi się mierzyć ze słabym Unterhahing. Wśród moich wybrańców byli zupełnie inni ludzi niż zwykle, ich nazwiska prezentowały się tak:

Neuer (powrót po kontuzji) - Kobiashvili, Zambrano, Bordon, Rafinha - Di Maria, Kenia, Rakitic, Streit - Lewandowski, Kuranyi.

W szatni starałem się wymóc na zawodnikach walkę itd.

 

- Wiem, że dziś gramy z jakimś leszczami z drugiej czy tam trzeciej ligi, ale chyba nie muszę wam mówić, że nie wystarczy samo zwycięstwo. Wy macie ich wgnieść w murawę! Daję wam okazję udowodnić mi, iż myliłem się, co do większości z was wystawiając na pozycji głównego grzejnika. Grą dziś pokieruje Ivan, a w tyłach macie słuchać potulnie Bordona. Dziś przetestujecie warianty numer 3,7 i 13 z treningów, a przy stałych fragmentach gry 2,4 i 10. Wiecie, co macie robić, więc won na boisko, mam tam widzieć rozpie****! - zatrzymałem jeszcze Rakitica - Słuchaj młody, to może być twój dzień - wykorzystałem najtańszą sztuczkę psychologiczną, ale w końcu jak wiadomo piłkarze nie są zbytnimi intelektualistami i liczyłem na jakiś efekt.

 

Pierwsze minuty przebiegały po mojej myśli. Gołym okiem widać było, że rywale bali się zrobić cokolwiek, a moi gracze konsekwentnie parli do przodu. W 6 minucie Kenia podał na skrzydło do Di Marii, a ten idealnie wyłożył piłkę na głowę Kuranyia, Kevin za to nie miał problemów z pokonaniem rozpaczliwie broniącego bramkarza. Wynik 1-0 nie utrzymał się długo. Już 5 minut później Rakitic zdecydował się na strzał z 30 metrów, którego nie sposób było obronić. Kolejne fragmenty gry był naszpikowane nudnymi próbami ataków pozycyjnych kończących się na 30-40 metrze od bramki. Jednak w 34 minucie Unterhahing szarpnęło. Najpierw po szarży jednego z ich bocznych obrońców wywalczyli rzut rożny, a następnie po tragicznym błędzie Neuera i Bordona zdołali wepchnąć piłkę do siatki (dokładniej to sam Brazylijczyk dokonał tego aktu). Druga połowa nie obfitowała w emocje. Jedynie w 74 minucie Rakitic postarał się udowodnić mi tezę o niezbyt złożonej psychice piłkarzy i ustalił wynik na 3-1.

Edytowane przez citko
Mieszanie w tagach font jest na forum zabronione.
Odnośnik do komentarza

27.09 Veltins Arena Gelsenkirchen

 

Po luźniejszym pojedynku w pucharze Niemiec wróciliśmy do rozgrywek ligowych. Naszym rywalem był zespół Bochum, który właśnie przeżywał regres formy po jej niesamowitym rozkwicie na początku sezonu. Cytując byłego premiera Polski „oczywistą oczywistością” wydawało się przed meczem nasze zwycięstwo. Ja zamierzałem spełnić tą formalność jak najmniejszym nakładem sił, ponieważ tuż za rogiem czekał na nas rozpędzony Liverpool w 2 kolejce Ligi Mistrzów. Na ekipę z Zagłębia Ruhry zdecydowałem się wystawić taką 11:

 

Pelizoli – Pander, Bordon, Friedrich, Rafinha – Di Maria, Kenia, Affelay, Farfan – Cavaneghi, Pantelic.

 

Z podstawowych zawodników zabrakło jedynie Engelaara leczącego drobną kontuzję, w jego miejsce wstawiłem młodego Gruzina Kenie, z którym wiązałem dalekosiężne plany. Sędzią tego spotkania był Wolfgang Stark należący raczej do apodyktycznych ludzi. W 1 połowie praktycznie po za 2 strzałami z dystansu kolejno Affelaya i Keni nic się nie działo. Bardzo dobre zawody rozgrywał mój rodak w barwach Bochum, czyli Tomasz Zdebel, który skrzętnie kasował wszelkie próby ofensywne moich piłkarzy. Widząc nieporadność snajperów Schalke zdecydowałem się pozostawić w szatni Cavaneghiego, a w zamian wstawić Moussa Dembele. Po wznowieniu gry wydawało się, iż nic to nie da. Dalej wszelakie akcje nie dawały snajperom cienia szansy na urwanie się i umieszczenie piłki w siatce. Jednak tylko do czasu. W 73 minucie Levan Kenia popisał się magicznym zagraniem. Posłał prostopadłą piłkę idealnie między 2 dobrze ustawionych stoperów Vfl, do piłki dopadł Marko Pantelic i zdobył swoją kolejną ligową bramkę. Wynik 1-0 utrzymał się do końca, więc spełniliśmy cel wygrania jak najmniejszym kosztem sił.

Odnośnik do komentarza

Liverpool Football Club – klub piłkarski założony 15 marca 1892 roku w portowym mieście Liverpool w północno-zachodniej Anglii obecnie grający w Premiership. Jeden z najbardziej utytułowanych angielskich klubów piłkarskich. Członek i założyciel grupy G-14, zrzeszającej najsilniejsze i najbogatsze kluby Starego Kontynentu, reprezentujący ich wspólne interesy przed federacjami piłkarskimi FIFA oraz UEFA.

 

Trenerzy i sukcesy

 

Liverpool miał w swojej historii 16 trenerów, którzy zdobyli dla tego klubu 60 różnych trofeów.

Trenerzy Sukcesy

John McKenna (1892/96) brak

Tom Watson (1896/1915) Mistrzostwo Anglii x2

David Ashworth (1920/23) Mistrzostwo Anglii

Matt McQueen (1923/28) Mistrzostwo Anglii

George Patterson (1928/36) brak

George Kay (1936/51) Mistrzostwo Anglii

Don Welsh (1951/56) brak

Phil Taylor (1956/59) brak

Bill Shankly (1959/74) Mistrzostwo Anglii x3, Puchar UEFA , Puchar Anglii x2, Superpuchar Anglii x3

Bob Paisley (1974/83) Mistrzostwo Anglii x6, Puchar Mistrzów x3, Puchar UEFA , Puchar Ligi Angielskiej x3, Superpuchar Europy, Superpuchar Anglii x6

Joe Fagan (1983/85) Mistrzostwo Anglii, Puchar Mistrzów, Puchar Ligi Angielskiej,

Kenny Dalglish (1985/91) Mistrzostwo Anglii x3, Puchar Anglii x2, Superpuchar Anglii x4

Graeme Souness (1991/94) Puchar Anglii

Roy Evans (1994/98) Puchar Ligi Angielskiej

Gérard Houllier(1998/2004) Puchar UEFA, Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej x2, Superpuchar Europy, Superpuchar Anglii

Rafael Benitez (2004-) Puchar Mistrzów, Puchar Anglii, Superpuchar Europy, Superpuchar Anglii, Tarcza Dobroczynności

 

Podsumowania

 

Stan z dnia 28 sierpnia 2008 roku

Sukcesy

 

* Puchar Europy (5)

o 1977, 1978, 1981, 1984, 2005

* Puchar UEFA (3)

o 1973, 1976, 2001

* Superpuchar Europy (3)

o 1977, 2001, 2005

* Mistrzostwo Anglii (18)

o 1901, 1906, 1922, 1923, 1947, 1964, 1966, 1973, 1976,1977, 1979, 1980, 1982, 1983, 1984, 1986, 1988, 1990

* Puchar Anglii (7)

o 1965, 1974, 1986, 1989, 1992, 2001, 2006

* Puchar Ligi Angielskiej (7)

o 1981, 1982, 1983, 1984, 1995, 2001, 2003

* Superpuchar Anglii (15)

o 1964, 1965, 1966, 1974, 1976, 1977, 1979, 1980, 1982,1986, 1988, 1989, 1990, 2001, 2006

 

Klubowe rekordy

 

* Klubowe

o Najwyższe zwycięstwo 1892 – 10:1 z Rotherham Town

o Najwyższe zwycięstwo w historii Ligii Mistrzów 2007 – 8:0 z Beşiktaş JK

o Najwyższa porażka 1954 – 1:9 z Birmingham City

o Najwyższy transfer do klubu – Fernando Torres – 26,5 mln funtów w lipcu 2007

o Najwyższa frekwencja – Sezon 1951/1952 – 61.905 przeciwko Wolverhampton

o Najniższa frekwencja – Sezon 1895/1896 – 1.000 przeciwko Loughborough Town

* Zawodnicy

o Najwięcej występów – Ian Callaghan – 857

o Najstarszy zawodnik – Ted Doig – 41 lat i 165 dni; sezon 1907/1908

o Najmłodszy zawodnik – Max Thompson – 17 lat i 129 dni; sezon 1973/1974

o Najwięcej sezonów – Phil Neal – 9

o Najwięcej kolejnych spotkań – Phil Neal – 417; od 1976 do 1983

o Najdłużej grający zawodnik – Elisha Scott – 21 lat i 52 dni; od 1913 do 1934

o Najwięcej bramek – Ian Rush – 346

o Najmłodszy strzelec bramki – Michael Owen – 17 lat i 144 dni; sezon 1996/1997

o Najstarszy strzelec bramki – Billy Liddell – 38 lat i 55 dni; sezon 1959/1960

Odnośnik do komentarza

Tak to właśnie ten klub stanął na mojej drodze do chwały, to ten potężny zespół "The Reds" został rzucony mi pod nogi. Spotkanie zostało rozegrane w ostatni dzień nieszczęsnego września.

 

10.00 - moje mieszkanie

 

- Kochanie wstawaj, już 10! - jęczała Kasia - no wstawaj, wstawaj k***a!

- Coś taka nerwowa od rana.

- Zapomniałeś, z kim gracie?

- Nie. Ale ty chyba zapomniałaś się ubrać. - po tych słowach na jej policzkach objawił się rumieniec i szybko zakryła swoje piersi prześcieradłem - Śniadanie gotowe?

- Taaak - odrzekła dalej będąc lekko zawstydzona.

 

Zszedłem ostrożnie po schodach, ciągle opuszkami palców szukając poręczy. Niechybnie ta chęć znalezienia oparcie była spowodowana zeszło nocnymi przygodami alkocholowo-seksualnymi. Podszedłem do suto zastawionego stołu, chwyciłem parówkę i zacząłem jeść tak jak każdy Polak potrafi najlepiej, czyli gołymi rękami.

 

13.00 - moje mieszkanie

Puk, puk, puk, puk

Czyżby znowu ktoś się pofatygował przypomnieć mi, że dziś gram z tym zakichanym Liverpoolem? Musiałem podnieść moje 80 kilogramowe, obolałe ciało i dotoczyć je do drzwi, co nie było łatwym zadaniem. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach zastałem pijanego obdartusa z winiakiem w ręku.

 

- Panie, panie, k***a panie, daj pan 2 euro na bułeczkę.

- Ilu procentowa ta bułeczka?

- Panie, panie, no daj pan panie 2 euro na jabola, bo mnie panie coś k***a suszy panie.

- To bułeczka czy jabolek?

- No panie k***a daj pan te 2 euro panie.

- Łap pan. - rzuciłem bohaterowi ulicy 50 eurocentów i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. No, co w końcu nie jestem z czerwonego krzyża, co nie?

 

15.00 - budynek klubowy

 

- Witam szefie, coś się dziś panu nie śpieszyło - zagaił jeden z asystentów

- Sory panowie, miałem ciężki dzień. Zaraz bierzemy się za wybieranie składu i taktyki.

- Czekamy w konferencyjnej.

 

15 minut później

 

- Dobra słucham propozycji.

- Taktyka standardowa. Co do personaliów proponowałbym Pranjicia na skrzydło, Pantelicia i Dembele w ataku, a w obronie Friedricha. - zaczął człowiek, którego imię znów mi umknęło z szufladek w mózgu.

- Ja za to widziałbym bardziej Kuranyia niż Pantelicia, potrzebujemy kogoś, kto rozepchnie się w polu karnym, a Marko to raczej typ lisa pola karnego. - wtrącił kolejny człowiek

- A co uważacie w sprawie środka pomocy, Ibrahim jest kontuzjowany i trzeba zdecydować, kto z dwójki Kenia-Rakitic zagra.

- Mi na treningach bardziej imponował Levan.

- Gruzja - Chorwacja 1-0. Dalej

- Ja jestem za Rakiticiem.

- Mamy wyrównanie - starałem się imitować głos komentatora - ostatni głos należy do Michaela, nie Rolfa? Też nie, dobra do ciebie - tu wskazałem palcem jegomościa w szarym garniturze

- Jestem Dante szefie. A swój głos kieruje na Rakiticia.

- A więc 2-1 dla Chorwacji, ale ja głosuje na Kenie, a mój głoś liczy się poczwórnie, więc zagra Levan.

 

Przekomarzałem się tak ze sztabem przez dobre 2 godziny, starałem się sprawiać wrażenie kogoś kto poważnie traktuje ich sugestie mimo, że o personaliach zdecydowałem dawno temu.

 

20.30 - szatnia

 

- Panowie dziś zagramy w takim składzie:

 

Pelizoli - Pander, Freidrich, Bordon, Rafinha - Pranjic, Engelaar, Kenia, Farfan - Dembele, Kuranyi

 

Wynik meczu itd. jutro :-k

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...