Skocz do zawartości

Szkocki Koszmar [FM 2008]


demrenfaris

Rekomendowane odpowiedzi

Strata dziewczyny wpędziła go w depresję. Całymi dniami leżał w łóżku, słuchając muzyki. Kolejne spotkania, z East Stirlingshire, Montrose, Elgin i Cowdenbeath nie miały żadnego znaczenia. Przestał kontrolować to, co działo się w szatni. Nie obchodziło go to, że McGroarty połamał nogę na porębie. Nie obchodziło go to, że Bolochoweckyj zadarł z nie tymi co potrzeba ludźmi. Nic nie miało znaczenia, jego zdrowie, przyjaciele... Przyjaciele. Został jeden. Jeden, który niestrudzenie odwiedzał go codziennie od czasu rozstania się z Melanie. Przyszedł i dzisiaj.

- Cześć. Brr... Ale tutaj ziąb. Dorzucasz ty czasem drewna? - nie oczekiwał odpowiedzi. Gruchalski nie odzywał się od miesiąca. Przyzwyczaił się.

- Pewnie cię to zainteresuje, bo... - zaczął, by już po chwili machnąć ręką, przerywając w pół słowa. Był zmęczony całą tą sytuacją, prawdziwie pragnął odpoczynku. Nie miał siły, po raz pierwszy w swym życiu stracił zapał.

 

Spuścił wzrok, koncentrując swoją uwagę na bliżej niezidentyfikowanym punkcie. W pokoju było cicho. Siedzieli tak bardzo długo. Oni dwaj. Menedżer i asystent. Przyjaciele.

 

Gruchalski popatrzył na Sernikowskiego zmęczonym wzrokiem. Nie spuszczając wzroku, podniósł z ziemi na wpół pełną szklankę. Marzł, a wódka była jedynym sposobem na pobudzenie się i ocieplenie chociaż na chwilę. Przełknął z trudem, wziął głęboki oddech. I przerwał ciszę.

- Sny powróciły, Szymon. - powiedział zachrypiałym, nienaturalnym wręcz głosem.

Tym razem to Sernikowskiemu przyszło milczeć.

- Wróciły. Co noc słyszę jej jęk. Całym ciałem odczuwam jej ból. Ona zginęła na moich oczach. Nic nie mogłem zrobić... więc wyparłem tamto zdarzenie ze świadomości. Teraz nawet nie pamiętam... nie pamiętam jak do tego doszło. Mam przed oczami obrazek. Straszną wizję jej śmierci. Której biernie się przyglądam. Byłem tam, rozumiesz?! Byłem tam! I uciekłem, nie pomogłem! Miałem w tym pewnie jakiś swój zasrany interes! - krzyczał, choć nie miał już sił. - To ja ją zabiłem. To moja wina. - cały drżał. Ryknął płaczem.

 

Sernikowski wciąż milczał. Oddychał ciężko. Patrzył na upadek swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela, który choć któregoś dnia - to pewne - wyjdzie z depresji, już nigdy nie będzie taki sam. Choć zdarzy się tak, pewnie nie raz, że namiętność taka jak kruczowłosa Melanie, zakryje na moment jego cierpienie, to jednak zmiany w umyśle będą nieodwracalne. Było już za późno. Za późno, by działać. Za późno było już w październiku, gdy wjeżdżał do Berwick. Za późno było we wrześniu, gdy zdecydował się wracać na Wyspy. Za późno było latem 1991, gdy zginęła Katherine. Wreszcie, za późno było czterdzieści lat temu, w dniu narodzenia się Jakuba Gruchalskiego. Niezbadane są koleje losu, pomyślał Sernikowski. Losu, który powiązał nasze ścieżki. Moją i jego, upadłego menedżera, którego przyszło mi wspierać w dniu kulminacji jego rozpaczy. Niezbanane są koleje losu...

 

Sernikowski trwał na posterunku całe lata. Kochał Gruchalskiego jak brata. Gdy skończyła się jego misja, zadanie jego życia, gdy tylko mógł odejść, odszedł. Dzień, w którym zimna lufa Colta 1911 dotknęła jego skroni był najszczęśliwszym w jego życiu. Odchodził radosny, choć nie wierzył w istnienie Boga, mistycznego raju. I Raju - zgodnie z jego przypuszczeniami - nie było. Była nicość, pustka, która oczyszcza. Prawdziwa Śmierć. Stan, w którym bardzo dobrze się odnalazł. Bo zawsze cenił sobie spokój, ciszę i odosobnienie. A tam, wśród wielu milczących dusz, ciszy, spokoju i odosobnienia było pod dostatkiem.

Odnośnik do komentarza

Z notatek menedżera

Mecz z Annan, spędziłem na trybunach, nie miałem jeszcze dość sił, by spotkać się z drużyną. Owinięty w koc oglądałem drużynę grającą specjalnie dla mnie, zdeterminowaną... i przemotywowaną. Sernikowski wyraźnie gubił się jeszcze w roli szkoleniowca, nie umiał zapanować nad drużyną obdarzoną wielkim potencjałem. Uratował go dopiero wprowadzony w 73. minucie spotkania junior Sean Simpson, który wykorzystał znakomite podanie kolegi z drużyny juniorskiej, Chrisa Andersona. Z tego, co mówił Pearce wynika, że powróciliśmy na szczyt tabeli. Mamy 51 punktów i wyprzedzamy drugie Forfar o jedno oczko.

 

Annan 0-1 Berwick

 

***

 

Ktoś po latach orzekł, że to właśnie spotkanie z Annan wykreował dwie wschodzące gwiazdy brytyjskiego futbolu. Mijało się to jednak z prawdą - choć ofensywny pomocnik Chris Anderson istotnie został w przyszłości świetnym piłkarzem (po finale Ligi Mistrzów w 2012 nie wrócił do kraju, unikając niechybnej śmierci podczas nalotów), to angielskiego napastnika zwyczajnie mylono z innym wychowankiem szkółki Berwick, również napastnikiem, dwa lata młodszym Kyle'em Simpsonem, który pojawił się na The Shieffield dopiero po zakończeniu sezonu.

 

(fragment książki Mewy z Berwick, historia Berwick Rangers - A. Gruchalski)

Odnośnik do komentarza

Spotkanie z outsiderem Albion Rovers miało być łagodnym powrotem na trenerską ławę. Mimo straty dwóch kluczowych zawodników - najlepszego asystenta McGroartego (przewlekła kontuzja) i rozgrywającego Greenhilla (potłuczone żebra, 3 tygodnie przymusowej rekonwalescencji), byliśmy murowanym faworytem.

 

Emocje rozpoczęły się już w trzeciej minucie. Po krótkim rozegraniu rzutu wolnego przez Chrisa Andersona, z dystansu uderzył Gemmill... wyprowadzając nas na prowadzenie po ledwie 195 sekundach spotkania. Odpowiedź Rovers była jednak rychła - już w dziesiątej minucie wyrównał Griffiths, wykorzystując zamieszanie po rzucie rożnym. To był jednak dopiero początek strzelania - w 24 minucie znów trafił Gemmill, tym razem znakomicie zamykając dośrodkowanie Fairbaina. Hat-tricka skompletował w 9 minut później, tym razem asystentem był Bolochoweckyj. Na tym nie skończył się popis 20-letniego Szkota - jeszcze przed przerwą trafił on do siatki po fenomenalnym, 40-metrowym podaniu Smithsa. Piątą bramkę zdobył tuż po rozpoczęciu drugiej połowy - znów, jak przy pierwszej bramce - ostatnim podającym był Anderson. Wynik 5-1 nie zwiastował emocji. Nawet druga bramka Griffithsa zdobyta po godzinie gry niezbyt mnie niepokoiła. Nerwowo zrobiło się dopiero po trzecim golu wypożyczonego z Livingstone nastolatka. Ostro wzięliśmy się do roboty, jednak już w 73 minucie rywale strzelili kontaktową bramkę po kontrze. Do końca było nerwowo, jednak w rzeczywistości kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Zwycięstwo 5-4 po dreszczowcu pozwoliło nam nie tylko utrzymać pozycję lidera, ale także zwiększyć przewagę nad drugim Forfar do czterech punktów.

 

15.03.2008, The Sheffield, Berwick

Scottish Third Division [30/36]

[1] Berwick Rangers 5-4 Albion Rovers [10]

3' 1-0 Gemmill

10' 1-1 Griffiths

24' 2-1 Gemmill

33' 3-1 Gemmill

43' 4-1 Gemmill

47' 5-1 Gemmill

61' 5-2 Griffiths

69' 5-3 Griffiths

73' 5-4 Kelly

MoM: Scott Gemmill (10)

Skład: Logan - McMullan, Bolochoweckyj, Smiths, Wood - Fraser - McLeish, Fairbain - Thompson, C. Anderson - Gemmill

 

Scottie pobił tym samym kolejne rekordy - 5 goli w jednym meczu to najlepszy wynik tak w historii klubu, jak i całej ligi. Po za tym, zawodnik ma na koncie już 33 gole w zaledwie 36 spotkaniach, co czyni go zdecydowanie najskuteczniejszym piłkarzem sezonu.

Odnośnik do komentarza

Nowy Jork, Rok 2032

Po całym pomieszczeniu roznosił się zapach pieczeni. Przeraźliwie chudy, niski i częściowo łysy mężczyzna siedział w fotelu pogrążony w lekturze. Kobieta krzątająca się przy nim była jego zupełnym przeciwieństwem - szczupła, wysoka i długowłosa, o pięknej sylwetce. Kochał ją całym sercem. Tym razem jego uwaga skupiała się jednak na opasłym tomisku książki. Książki, którą zdobył niecałe trzy miesiące temu, a którą dane mu było wertować dopiero od trzech dni. Przez ostatnie 72 godziny, oczywiście z przerwami na sen, nie robił więc nic innego. Otworzył na kolejnej stronie.

 

***

 

Konfucjusz powiedział kiedyś: "Cieśla, który chce dobrze robotę wykonać, musi wpierw naostrzyć swe narzędzia.". Mój zespół najwyraźniej stępił się pod koniec sezonu. Dwa remisy i porażka spłasczyły tabelę i mimo, że zachowywaliśmy pozycję lidera, w czołówce zrobiło się naprawdę tłoczno. Trzeci zespół tracił do nas ledwie dwa punkty, przez co zwycięstwo w meczu na szczycie stawało się obowiążkiem...

 

***

 

- Luke, co robisz?

- Czytam. Znakomita lektura. Wiesz, że to ma ponad tysiąc stron? Prowadził jakby podwójną notatkę - z jednej strony książki masz pamiętnik, a z drugiej szczegółowo opisane mecze. O, tutaj na przykład. Berwick Rangers 3-0 Hibernian. Data, 2012...

- Niesamowite, kochanie. Wolisz ryż, czy ziemniaki?

- Ziemniaki. Ale jeszcze nie wkładaj, trochę poczytam.

- Tylko nie siedź za długo, bo obiad wystygnie.

 

***

 

I tak już gorącą atmosferę podgrzałem wdając się w dyskusję z menedżerem przeciwnika. Cios był chyba celny, gdyż zazwyczaj rozmowny Jim Champman tym razem zachował milczenie. Plan, który miał dać nam zwycięstwo był prosty - rzucić się do gardeł przeciwników. Zdobyć tak dużą przewagę, by nie roztrwonić jej w ostatnich minutach, tak jak to mieliśmy w zwyczaju (vide: mecz z Stenhousemuir sprzed trzech tygodni). Wiem, że popełniam ordynarne morderstwo na suspensie, jednak zakończenie wyjawię od razu - wszystko poszło świetnie.

 

Wynik już w 25. sekundzie otworzył Thompson, pokonując bramkarza rywali świetnym uderzeniem tuż zza linii pola karnego. Bohaterem ten akcji był jednak znakomity 17-latek Anderson, który mimo asysty trzech rywali znakomicie wszedł w pole karne, by po chwili odegrać do wbiegającego Thompsona, niejako wystawiając mu bramkę na tacy. Zawodnicy Dumbarton byli w prawdziwym szoku - przekonaliśmy się o tym już w 3 minuty później, gdy fatalne podanie Petera Borrowmana do bramkarza przeciął Gemmill i ze stoickim spokojem wykorzystał nieoczekiwany prezent. W 10. minucie powinno być już 3-0, jednak świetnego dośrodkowania Fairbaina nie wykorzystał McLeish. Potem - kolejno - znakomitych sytuacji nie wykorzystywali Bolochoweckyj po rożnym, Thompson oraz dwukrotnie Gemmill. Zemściło się to na sześć minut przed przerwą - z pola dośrodkowywał Sunders, a do piłki najszybciej dopadł Deane. Druga połowa przyniosła jeszcze więcej emocji, które jednak nie zostały poparte bramkami - najgroźniej było w drugiej minucie doliczonego czasu gry, gdy aż trzech zawodników gości stanęło przed Loganem. Piłkę zgubił jednak Fin Orrstrom. Chwilę później arbiter zagwizdał po raz ostatni i stało się jasne - jesteśmy o krok od bezpośredniego awansu do trzeciej ligi!

 

12.04.2008, The Sheffield, Berwick

Scottish Third Division [34/36]

[1] Berwick Rangers 2-1 Dumbarton [2]

1' 1-0 Thompson

4' 2-0 Gemmill

39' 2-1 Deane

MoM: Scott Gemmill (8)

Skład: Logan - McMullan, Bolochoweckyj, Smiths, McClean - Fraser - Fairbain, C. Anderson - McLeish, Thompson - Gemmill

Odnośnik do komentarza

Za oknem lało. Zacinający od wschodu deszcz sprawiał, że widoczność była niemal zerowa. Podróż do wysuniętego na północ Forfar mijała Gruchalskiemu pod znakiem nudy. Zawodnicy siedzieli w sąsiednim przedziale, Sernikowski kursował między wagonami, próbując pogodzić rozmowę z przyjacielem i grą w karty ze Smithsem, który nawiasem mówiąc, ordynarnie oszukiwał, grabiąc przełożonego z kwietniowej pensji. Gruchalski, po kolejnej relacji z gry asystenta, odesłał go w końcu do zawodników. Był zmęczony podróżą, nie potrzebował kursującego wte i wewte gadatliwego i hałaśliwego kolegi. Wyjął walkmana. Zamknął oczy, wsłuchując się w tekst swojego ulubionego utworu. Tym razem łzy nie było. Było za to wspomnienie.

 

***

 

Światło. Szkoła. Lekcja matematyki. Nauczycielka mówiąca o liczbach pierwszych. Obok siedzi Ona. Katie. Jej włosy. Zapach. Jabłka. Uśmiech, wielkie, ciemnoróżowe usta. Jabłka. Nieśmiałe objęcie. "Pięknie dziś wyglądasz, Katie.". Uśmiech. Podziękowanie. "Nie poszłabyś ze mną gdzieś... na przykład do parku...?". Odpowiedź. Nieskrywana radość. Reprymenda nauczycielki. Najpiękniejsza chwila w życiu. Kilka obrazów. Pocałunek. Uśmiech. Jej twarzyczka opierająca się ufnie o ramię. Objęcie. Magia zbliżenia.

 

Czarno biała klisza. Wyzwiska. Cios z tyłu głowy. Ciemność. Szarpanina. "Odpieprz się od niej". Bójka. Krew. Cała bluza we krwi. Głos. Jej głos. "Wszystko będzie dobrze, Jackie." Pocałunek. Krew. Przeprosiny. Ciemność.

 

Szpital. Odwiedziny. Uśmiech. Smutne oczy. Smutne usta. Szkło w spojrzeniu. Urywana pełna łez rozmowa. Jej drżące usta. Dłonie splecione tylko na ułamek sekundy. Odchodząca magia. Strata. Ojciec. Wcielenie zła. "Katie, chodź tutaj. Pożegnaj się z kolegą. Już się raczej nie spotkacie.". Chłodne pożegnanie. Noc. Rozpacz. Łzy. Stłumiony krzyk. Stolik nocny. Igła. Strzykawka. Jedna myśl. Strach. Śmierć?

 

Ocknięcie.

***

 

Pociąg nagle zahamował, Gruchalski mimo woli wpadł na siedzenie z przodu. Zadziałał instynkt - ręce natychmiast poszły do przodu, wsparł się na nich, chroniąc resztę ciała. Zakręciło mu się w głowie. Przysiadł. Pociąg zatrzymał się zupełnie. Chwiejnym krokiem, oszołomiony, udał się do przedziału piłkarzy.

- Wszyscy zdrowi?

- Uch... Jasne, Kubuś. Ale ten kanciarz Smiths przegrywał, a wtedy akurat było to hamowanie i karty poszły wpiz...

- Panie trenerze, nie ma Gemmilla! Poszedł się odlać i...

- Gdzie?

- O, w tamtą stronę.

Szkoleniowiec pobiegł ile sił w nogach.

 

- Co tu się stało... O cholera, Scottie!

Gemmill leżał. Prawa noga była zupełnie przygnieciona przez stalową konstrukcję wagonu. Wyglądało to fatalnie, cały był we krwi. Łkał żałośnie.

- Panie trenerze, ja... Ja chyba...

- Spokojnie, Scottie, wszystko będzie dobrze. Wyjdziesz z tego. Niech mnie, jeśli nie wyjdziesz.

 

***

 

- I co, panie doktorze?

- Niebywałe. Pierwszy raz widzę taki przypadek.

- O co chodzi?

- Po pierwsze, gośc miał kupę szczęścia. Uraz nogi jest, owszem. Ale uniknął zmiażdżenia, kontuzja jest spowodowana tym, że źle stąpnął, podczas tego... hamowania. Oprócz tego zadrapania, cały jest poobijany. Słowem, nie jest źle.

- A po drugie?

- Czeka go dwutygodniowa rekonwalescencja. To i tak bardzo mało. Rany goją mu się nienaturalnie szybko... Nie rozumiem tego... ale to chyba jakaś miejscowa specyfika. On jest z Berwick, prawda? Tam są hardzi ludzie. Rybacy.

- Rozumiem.

- Słyszałem że niezły z niego grajek. Ale w tym sezonie to on już raczej nie zagra. Przykro mi.

Gruchalski pokiwał głową. Scott Gemmill, najlepszy gracz Berwick Rangers w sezonie 2007/2008 kończy rozgrywki z dorobkiem 36 goli w 40 meczach.

Odnośnik do komentarza

Wyczerpani podróżą, bez najlepszego strzelca i z wciąż kontuzjowanym Greenhillem na ławce podejmowaliśmy szóste w tabeli Forfar.

 

Mecz rozpoczęła kopanina w środku pola. Liczba fauli w pierwszych dziesięciu minutach przekroczyła piętnaście i tylko wyrozumiałość arbitra sprawiała, że obie drużyny wciąż grały w stałych składach. Gdy komentatorzy zaczęli ferować o słabym, bezbramkowym pierwszym kwadransie, obudzili się gospodarze - z pozoru niewinne dośrodkowanie w pole karne wprowadziło zamęt w naszych szeregach. Fatalnie zachował się Bolochoweckyj, który interweniował tak niefortunnie, że piłka odbiła się od pleców McMullana i wpadła wprost pod nogi wchodzącego z pola McCalluma. Ten nie miał problemów z opanowaniem futbolówki, przymierzył... i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Reakcja była natychmiastowa. W 17. minucie na boisku pojawił się Lennox, który zmienił Thompsona - wprowadzony zawodnik zajął miejsce Andersona, przesuniętego na środek pomocy. Pomogło, zaczęliśmy coraz śmielej budować akcje. Znakomitych okazji nie wykorzystał jednak dwukrotnie McLeish. W 6. minut przed przerwą zawodnik ten opuścił więc boisko, a na jego miejsce wszedł... kontuzjowany Greenhill. Ten od razu zwiększył nasz potencjał w ofensywie, a jego strzał z doliczonego czasu pierwszej połowie zatrzymał się dopiero na poprzeczce. Do szatni schodziliśmy źli na siebie nawzajem, każdy zdawał sobie sprawę z tego, iż jest to mecz, który bezwzględnie powinniśmy wygrać.

 

Niestety, druga połowa zaczęła się słabo, brakowało sił na stworzenie sobie jakiejś klarownej sytuacji. W 61. minucie wprowadziłem drugiego napastnika - Ian Little wszedł za prawego obrońcę McCleana. Przeszliśmy na 4-4-2 z Lennoxem na prawej stronie defensywy, Fraserem i Greenhillem w środku, Andersonem na prawym skrzydle oraz Little'm i Stevensonem na ataku. Gospodarze bronili się naprawdę ostatkiem sił - bramka była kwestią czasu. I rzeczywiście, gol przyszedł. W 91. minucie rzut wolny wykonywał Greenhill, odegrał krótko do Frasera, ten bez namysłu strzał... który jednak zatrzymał się na obrońcach Forfar. Piłka pozostawała w polu gry - pierwszy dopadł doń Brian Farbain, który w swoim stylu urwał się pilnującemu go Nally'emu i strzałem w krótki róg pokonał bramkarza gospodarzy. Radość mogłaby być jeszcze większa, gdyby półtorej minuty później sytuacji jeden na jednego z bramkarzem (po podaniu Greenhilla) nie zmarnował Little. Chwilę później zabrzmiał jednak końcowy gwizdek - sprawa bezpośredniego awansu rozstrzygnie się ostatecznie w ostatnim spotkaniu sezonu, w którym podejmiemy Elgin.

 

19.04.2008, Station Park, Forfar

Scottish Third Division [35/36]

[6]Forfar Athletic 1-1 Berwick Rangers [1]

16' 1-0 McCallum

90+1' 1-1 Fairbain

MoM: Brian Fairbain (8)

Skład: Logan - McMullan, Bolochoweckyj, Smiths, McClean - Fraser - Fairbain, C. Anderson - McLeish, Thompson - Stevenson

 

Piłkarzem meczu został Fairbain, jednak moim zdaniem na ten tytuł zasługiwał wprowadzony z ławki Greenhill - mimo słabej kondycji (w końcówce pozostawał na nogach chyba tylko ze względu na swoją ponadprzeciętną determinację) zagrał wyborny mecz, zaliczywszy aż cztery kluczowe podania.

Odnośnik do komentarza

- A więc wracamy do Elgin! Johny, co myślisz o pierwszej połowie?

- Cóż, na pewno było dużo emocji. Drużynie Gruchalskiego brakuje jednak liderów. Dobrze wiemy, że nie ma Gemmilla, Greenhill jest tuż po kontuzji i nie gra dziś najlepiej.

- Niemiej, Berwick miało swoje szanse.

- Tak, sytuacji sam na sam nie wykorzystał Little, świetnie uderzał też McClean. Ale ja i tak obstaję, że najlepszą okazją był rzut wolny dla Elgin.

- Owszem, Roberts uderzył naprawdę pięknie. Gdyby bramka była kilka centymetrów szersza...

- Mhm. A jak tam sobie radzi Dumbarton?

- Prowadzi 1-0 z Montrose. Będą emocje, gracze Berwick na pewno zdają sobie sprawę z tego, że rywale mają lepszy bilans bramkowy.

- W tym momencie awans wywalcza sobie Dumbarton.

- Tymczasem Greenhill rozpoczyna drugą odsłonę! Zobaczmy, co wymyśli Gruchalski. Obie drużyny bez zmian...

- W Elgin zszedł Roberts. Uważniej, Micky.

- Oczywiście masz rację, John. Popatrzmy, bo Berwick...

 

***

- 49. minuta spotkania, rzut rożny dla Berwick. McMullan... Smiths i jeeeeeeest!!!

- Znakomita bramka!

- Cóż za gol! Jordan Smiths uderza z podbicia, wyprowadza drużynę na prowadzenie!

- Tak, znakomity facet. Cóż za opanowanie, w tym momencie Berwick spycha Dumbarton z pozycji lidera!

 

***

 

- Zmiana w Berwick... Schodzi Fairbain, w jego miejsce Manson.

- A któż to taki?

- Hm... Robbie Manson, 25 lat. Skrzydłowy

- On chyba w tym sezonie jeszcze nie grał?

- Nie wydaje mi się. Za to mam tu informacje, że występował regularnie w ubiegłym roku, ukryty pod pseudonimem Mr Maggie.

- Kojarzę, zawsze miał różowe bokserki pod spodenkami.

- Tak, to on. To druga, po wprowadzonym przed kilkoma minutami Thompsonie, zmiana w Berwick.

 

***

 

- Aut dla Berwick. Aj...

- Cóż za kiks. Fatalnie to zrobił McMullan.

- Crawford... podanie do brata...

- Nie utrzymują linii ofsajdu.

- Dogranie do Knighta i jest! Wyrównanie! Elgin wyrównuje w 87. minucie meczu!

- Reklamują spalonego, ale jak mówiłem, nie utrzymali linii.

- W tym momencie to Dumbarton wchodzi bezpośrednio!

- Jordan Smiths negatywnym bohaterem ostatniej akcji.

- Ironia losu. Przed chwilą bohater...

- Teraz kompletne zero. To chciałeś powiedzieć, Mickey?

 

***

 

- Już zaczęli. Greenhill... Thompson pod nogi Mr Maggie'go...

- Teraz widać to jak na dłoni, Elgin gra bardzo rozsądną obroną. Manson musi dryblować, nie ma jak odegrać do partnera.

- Maggie... Ależ ograł, dośrodkowanie...

- Nic z tego nie będzie, za mocno to uderzył.

- Ależ znakomicie przyjął to Anderson. Anderson, ANDERSON!!! 2-1!!! Jeeest!

- Niewiarygodne.

- Anderson daje im awans! Niesamowite co zrobił ten dzieciak! Haha! Ależ utarł nosa tym weteranom!

- Wypada tylko popatrzeć na powtórkę. Coś niesamowitego.

 

***

 

- Czwarta minuta doliczonego czasu gry. Anderson z rzutu wolnego. Dwadzieścia, może dwadzieścia pięć metrów do bramki Ridgersa. Oni są już pierwsi, prowadzą, Montrose wyprowadziło na 1-1. Na luzie będzie to strzelać Anderson.

- Wystarczy, że przerzuci piłkę nad murem.

- Anderson...

- Uderza na siłę.

- Gol! 3-1! Niesamowite! Trzy gole w ostatnich sześciu minutach. Cóż za emocje, gratulacje dla mistrzów!

 

***

 

- Tymczasem kończymy relację. Żegnają się z państwem Mickey Lunt...

- Oraz John Coughlin.

- Do widzenia!

Odnośnik do komentarza

Z notatek menedżera

 

Radość po awansie objawiała się głównie w Upon-Tweed. Miejscowa gazeta poświęciła nam nawet osobny artykuł. Pisano o wypowiedziach (I, II) miejscowego futbolowego guru, cytowano mnie samego, a także opisano reakcję kibiców i zarządu. Bohaterami gazet stali się trzej piłkarze - świetni w przekroju całego sezonu Gemmill i Greenhill oraz Anderson, który zaliczył prawdziwe wejście smoka pod koniec rozgrywek, koronując dobrą postawę dwoma bramkami w najważniejszym meczu roku. Scottie oprócz korony króla strzelców został drugim piłkarzem sezonu, ja zgarnąłem tytuł dla menedżera roku, a do jedenastki sezonu trafiło trzech piłkarzy Berwick.

 

W Lidze Mistrzów wewnętrzny spór Włochów rozstrzygnął się na korzyść Milanu, który po bezbramkowym remisie (dodatkowo oba klubu kończyły mecz w dziesiątkę) egzekwował karne lepiej od Interu, natomiast w Pucharze UEFA po dogrywce triumfowała Sevilla CF, trzeci raz z rzędu broniąc tytułu. W finale mistrzowie pokonali faworyzowany Manchester United. Diabły musiały ponadto znieść tylko trzecie miejsce w Premiership (triumfowałą Chelsea przed Arsenalem). W Szkocji zwyciężył zgodnie z planem Celtic, wypracowując aż 16-punktową przewagę nad Rangers. Trzecie miejsce dla Hearts, czwarte dla Aberdeen. Z ligą żegna się natomiast Dundee FC Łukasza Załuski.

 

Na koniec, wypada napisać o fatalnej sytuacji kadrowej zespołu. Z klubem może po zakończeniu sezonu może pożegnać się aż ośmiu piłkarzy pierwszego zespołu (zostanie nam szesnastu), gdyż zarząd ani myśli przedłużać z nimi kontraktów. W takiej sytuacji zupełnie nie wiem jak traktować założenie, iż drużyna obędzie się bez transferów gotówkowych - nie jestem przekonany, czy kompletując kadrę z wypożyczeń, wolnych transferów i szkółki juniorów da się otrzymać drużynę mogącą utrzymać się o klasę wyżej - o awansie nawet nie wspominając.

Odnośnik do komentarza

Wszedł do pokoju. Nigdy wcześniej nie odwiedzał tego miejsca. "Biuro prezesa" było w rzeczywistości kwaterą szefa klubu. Nie żył lepiej niż Gruchalski - łóżko, krótkie, wąskie biurko ze starym komputerem na blacie oraz wisząca szafka z trofeami. Menedżer zastanawiał się jakież to sukcesy pozwoliły drużynie na zdobycie tylu odznaczeń. Doszedł w końcu do wniosku, że muszą to być trofea juniorskie. Nie było jednak wiele czasu na przemyślenia. Nie przyszedł tu przecież na brytyjską herbatkę. Cel wizyty był do bólu konkretny i rzeczowy.

- Witaj, człowieku sukcesu - Pearce powitał go serdecznym uściskiem - O co chodzi?

- Bez owijania w bawełnę. Potrzebujemy wzmocnień. Odchodzą od nas piłkarze, bo nie chcesz przedłużać kontraktów. OK, ale jeśli chcemy zajść gdziekolwiek, muszę mieć kadrę. A na tę chwilę mamy piętnastu piłkarzy, z czego tylko dwunastu się nadaje do gry na poziomie. To fatalnie

- Będzie dobrze.

- Nie wygramy ligi meczami u siebie! Pojmij to w końcu...

- Prowadzimy... rozmowy.

- Rozmawiać? - Gruchalski parsknął - Wy, rybacy?

Pearce uśmiechnął się nieznacznie, kiwając z lekka głową.

- Inteligentna z ciebie bestia. Po pierwsze, jak już mówiłem, nie wydamy na wzmocnienia ani grosza. Mamy szkółkę, są piłkarze z wolnego transferu.

- K***a, Pearce!

- Spokojnie.

Gruchalski westchnął ciężko.

- Zobaczymy, Pearce. Chciałbym zastać w klubie kogoś nowego, jeśli... gdy wrócę.

- Zaufaj mi, przyjacielu.

- Daj mi chociaż ich pieprzone nazwiska. Cokolwiek.

- Powie ci to coś?

- Nie. Ale...

- Evans, Russell, Christie. I Logan.

- Niech będzie. Ale i tak nie mam gwarancji...

Pearce popatrzył na szkoleniowca spode łba.

- Jestem słownym gościem, Jacob. Naprawdę. Tymczasem żegnam. Jedź do Polski, spotkamy się za miesiąc.

Gruchalski wyszedł, odetchnąwszy uprzednio z ulgą. Był bardzo zmęczony, notoryczne niewysypianie się i fatalna pogoda wykańczały go od momentu przybycia do szkockiej mieściny. Dziś miał opuścić Wyspy, teatr jego koszmaru. Mógł wylecieć i nie wrócić. Mógł, ale tego nie zrobił. Zbyt wiele pozostało jeszcze do wyjaśnienia. Sen miał trwać. W nieskończoność? Tego Gruchalski nie wiedział.

Odnośnik do komentarza

Z notatek menedżera

Wyjazd się udał.

 

***

Pierwsze wrażenie po powrocie było wręcz oszałamiające - na pierwszy trening stawili się czterej nowi, znakomici zawodnicy. Simon Evans rywalizować będzie z Peterem Loganem (po kilku perturbacjach jednak został w klubie) o miejsce pomiędzy słupkami. Lewoskrzydłowy Ryan Russell to z kolei fenomenalny drybler - sprowadzony został jako wzmocnienie, więc wymagania będą wielkie. Podobnie rzecz miałaby się z niewiarygodnie utalentowanym nastolatkiem podkradzionym Hibernian - Russellem Christiem. Miałaby, bo ze względu na absurdalne przepisy, 15-latek nie będzie mógł w najbliższym czasie zadebiutować w meczu o stawkę. Ostatnim, czwartym wzmocnieniem był Scott McDonald, stoper mający być uzupełnieniem klubowej kadry, ubogiej w zawodników grających na jego pozycji.

 

Wypadałoby napisać również o kolejnym juniorze, który wdarł się do pierwszej kadry zespołu. 17-letni Kyle Simpson ma niewiarygodny wręcz potencjał na pozycji wysuniętego napastnika i będę miał bardzo dużą zagwostkę na kogo postawić w tym sezonie. Póki co, to jednak bohater poprzedniego sezonu Scott Gemmill ma miejsce w podstawowej jedenastce. Niemniej, Kyle na pewno skóry tanio nie sprzeda.

 

Z innych optymistycznych informacji - podpisaliśmy pierwsze profesjonalne kontrakty. Dobry przykład dał Chris Anderson, po nim na zawodowstwo przeszli kolejni zawodnicy - Gemmill, Bolochoweckyj, Logan, Greenhill, Simpson oraz Fairbain. To spory krok w kierunku przekszałcenia drużyny amatorów w profesjonalny klub piłkarski.

Odnośnik do komentarza

Mężczyzna wszedł do pomieszczenia z hukiem trzaskając masywnymi drzwiami gospody. Wszystkich trzech bywalców Rybiej Głowy niemal jednocześnie spojrzało na przybysza.

- Gruchalski.

 

To był on. Szkoleniowiec Berwick Rangers był zupełnie mokry. Kurtka przesiąkła wodą wytwarzając nieprzyjemny zapach. Zdjął ją i zawiesił na wieszaku. Miał podły nastrój.

- Butelkę wódki i jakieś szkło.

 

Barman pokiwał głową. Wyjął spod lady trunek i postawił przed menedżerem. Ten wyjął z portfela spory plik banknotów.

- Reszty nie trzeba.

 

Rozejrzał się po zajeździe.

- Tłumy dzisiaj. Coś się stało?

 

Chris parsknął.

- Pewnie chcesz wiedzieć czemu przychodzę tu taki struty? Chociaż znając ciebie, masz to w dupie. Ale ja potrzebuję się wygadać, więc jeśli chcesz, słuchaj. Jeśli nie, możesz wrócić do swoich... rutynowych czynności. - uśmiechnął się marszcząc czoło.

- Chętnie posłucham.

- Nawiązaliśmy tak zwaną współpracę międzyklubową z Hibernians. Goście z ekstraklasy, na pierwszy rzut oka wszystko fajnie, klasa... a okazuje się, że ich działacze wpierdalają się do klubu z buciorami i prawią mi jakieś pieprzone pogadanki. O tym, że są klubem z tradycjami, że pomogą nam, ich - pokręcił głową z niekrytą pogardą - mniejszymi braćmi. Mniejszymi braćmi, dobre sobie! Haha, za dwa, trzy najwyżej sklepiemy ich tak, że poczują czym była, k***a mać, jesień średniowiecza. Zapytasz, po co nam taka współpraca na nierównych warunkach...

- Owszem, spalam się z ciekawości.

 

Gruchalski uśmiechnął się, a uśmiech przemienił się po chwili w rechot.

- Lubię cię, Chris. Naprawdę jesteś zabawny, taki spoko gość, jak mawia Simon. Wracając do Hibs, Pearce podpisał z nimi umowę, żeby wyciągnąć klub z długów. Owszem, oszczędziłem spore pieniądze, to jednak za mało. Sto tysięcy funtów plus odsetki. To pierwsza rata. A oni nam płacą cztardzieści patyków za sezon plus kompletują za darmo kadrę. Ale na ch** mi jacyś juniorzy, którzy dostają regularne bęcki od naszej młodzieży? Drużyna jest i tak zbyt młoda, takie Dundee będzie wygrywać z nami samym doświadczeniem...

 

Barman zgodził się kiwając z lekka głową. Gruchalski nalał sobie kolejną szklankę. Tym razem polał cienką warstwą soku, wystarczającą jedynie do zmiany koloru napoju.

- Masz... liberalne podejście do drinków.

- Potrzebuję się zalać, Chris. Trzy czwarte szklanki wódki może mi w tym pomóc. Ale... Czy ja nie dramatyzuję?

- W żadnym wypadku.

- Mordo ty moja, zawsze wiesz co powiedzieć. Siedzisz cicho przez te wszystkie dni i chyba myślisz co powiedzieć tym wszystkim ludziom. Cenię takich, bo sam jestem inny. Za dużo gadam, za dużo się użalam. W końcu wygraliśmy ostatnie trzy sparingi, kreujemy znakomitych piłkarzy... Ten młodziak Simpson cztery razy właził z ławy i pierdolnął trzy bramki. Gemmill tylko dwie, ale on teraz ma ciężko. Nie przyzwyczajony do takich reżimów. Cholera, znów pierdolę smuty. To takie nudne. Co mi radzisz, mistrzu.

- Znajdź nową pracę. Albo nową dziewczynę.

 

Gruchalski przechylił głowę do tyłu. Zaśmiał się donośnie, przejeżdżając dłonią po swoich bujnych włosach.

- Masz absolutną rację, Chris. Trzeba sobie znaleźć babę.

Odnośnik do komentarza

- Dobrze wyglądasz, Sernik. Nowa dieta?

- Ćwiczę brzuch na Aerobicznej Szóstce Weidera. Słyszałeś?

- Obiło mi się o uszy. To dobrze, że dbasz o wygląd. Dziewczyny lubią kaloryfery.

- Tak jak szybkie samochody.

- Hm?

- Zamieniłeś Jaguara na Porshe.

- Zawsze chciałem mieć Porshe, przecież wiesz. No, i mam pieniądze, żeby sobie na to pozwolić. Używana 911 na ebay'u to nie taka duża kasa...

- Nie chciałbym być niedyskretny...

- Nie bądź.

- Skąd masz tyle kasy, Kuba? Jesteśmy przyjaciółmi, chyba mi możesz powiedzieć.

- Z wydawnictwa. Przesłali mi czek na sto pięćdziesiąt tysięcy. Funtów.

- Co?

- Wysłałem im fragment książki. To zaliczka. Kolejną ratę dostanę za pół roku. Jak skończę - za dwa, może trzy lata, będę miał kasy jak lodu.

 

Sernikowski zmrużył oczy.

- Nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie, Kuba.

- Pieniądze na nic mi się tu już nie przydadzą. Bo życie to miłość. A pieniądze są miłością tylko dla zwyrodnialców.

- Rozumiem.

- Niestety, nie rozumiesz. Przez lata wyrywałeś kiedyś dziewczyny i budowałeś związki na podstawie pieniędzy.

- Przestałem.

- Bo ojciec zakręcił kurek z kasą.

 

Asystent zagryzł wargi.

- Chcesz się kłócić?

- Nie, tylko przypominam o grzechach młodości swojego asystenta.

- Nie jestem w nastroju.

- Doprawdy? Co, rzuciła cię dziewczyna, którą zasponsorowałeś w galerii? Wiem, robiłeś gdy Pam odeszła. Wiem, ale nie rozumiem.

- Co cię tak naszło, co? Nie przeszkadzało ci to.

- Widziałem cię wczoraj.

- I?

- Całowałeś się z nastolatką. Chłopie, jesteś po czterdziestce! Opanuj się!

- Każdemu zdarza się chwila słabości.

- Chwila? Dobre sobie, Sernik.

- Kuba... Cholera jasna, po co ja cię słucham?! Kim ty jesteś, by prawić mi takie moralilety...

- Moralitety.

- Zawrzyj gębę, okej? Teraz ja mówię. Świętym nie zostaniesz, Kubuś. Nie tak dawno poznałeś świetną dziewczynę, kochała ciebie. A ty spieprzyłeś to ruchając jakąś dupodajkę. W imię czego, co? Katie, którą prawdziwie *pokochałeś* dopiero jak kopnęła w kalendarz? Z którą schodziłeś się milion razy, by rozpierdolić to swoją beztroską? Wydaje ci się, że się zmieniłeś, że spoważniałeś. Że nie jesteś tym samym wydepilowanym pisarczykiem, który ma patent na podrywanie kobiet i skrzętnie z niego korzysta zaliczając każdą dziurę w mieście. To miasteczko wywarło na ciebie wpływ. Jednak wilk, choćby żył w symbiozie z mieszkańcami kraju zająców, wciąż pozostaje wilkiem. Ty również to robisz. Jak zawsze uciekasz od odpowiedzialności. Ja przynajmniej nikomu nie daję cienia nadziei na stały związek, nie mówię tym dziewczynom że oddzwonię. Ja...

- Ty stąd właśnie wybywasz. Pa. Robota czeka. Po za tym, mówi się *zajęcy*.

- Nie pierdol. - skrzywił się, po czym nerwowo oblizał wargi - Mam już tego dosyć, najpierw nie gadamy przez pół roku, potem robimy awanturę z byle powodu, o jakieś nic nie znaczące gówno. Czemu? Bo masz zły nastrój? Zobacz jak mnie ostatnio traktujesz.

- Jesteś pracownikiem klubu.

- Myślałem, że jestem też przyjacielem.

 

Gruchalski oddychał ciężko.

- Przygotuj i prześlij mi raport dotyczący tej dwójki z Hibs. Potem przygotuj materiał o Dumbarton, spotykamy się z nimi na inaugurację. Do widzenia.

- Miejmy nadzieję, że do widzenia. Żegnam.

Odnośnik do komentarza

Spotkanie z Dumbarton miało być debiutem dla czterech nowych postaci w klubie, włącznie z wypożyczonymi z Hibernians stoperem Darrenem McCormackiem oraz napastnikiem Patrickiem Deane'm. Ten drugi swą świetną postawą na treningach wręcz wymusił zmianę ustawienia. Z 4-5-1 przeszliśmy więc na 4-4-2 z bardzo wysuniętymi skrzydłowymi w osobach McGroarty'ego oraz schodzącego do środka Andersona.

 

Rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia - już w 4. minucie bardzo groźnie strzelał Gemmill, jednak piłkę świetnie sparował Shearer. Chwilę potem okazji nie wykorzystał Greenhill, posyłając piłkę wysoko ponad poprzeczką. Źle zaczęło się dziać w 13., pechowej dla nas minucie spotkania - zamieszanie w polu karnym wykorzystał Flood, który strzałem w krótki róg pokonał Logana. Na kolejne akcje przyszło nam czekać ponad pół godziny. Opłaciło się - w doliczonym czasie pierwszej połowy przerwacany w polu karnym był Gemmill. Jedenastkę z zimną krwią wykorzystał Greenhill. Druga połowa zaczęła się ospale, jednak w 69. minucie dynamiczny kontratak przeprowadził nasz naczelny napastnik - Gemmill przedarł się przez obronę rywali i odegrał wprost pod nogi Andersona. Ten nie miał problemów z pokonaniem golkipera Dumbs i ustalił wynik spotkania. Do końca kontrolowaliśmy spotkanie a naszą dominację potwierdza statystyka posiadania piłki - 67% dla nas.

 

Stratclyde Homes Stadium, Dumbarton

Scottish Second League [1/36]

[-] Dumbarton 1-2 Berwick Rangers [-]

13' 1-0 J. Flood

45+1' 1-1 D. Greenhill (rz. k)

69' 1-2 C. Anderson

MoM: Chris Anderson (8)

Skład: Logan - Russell, McDonald, McCormack, Smiths - McGroarty, Greenhill, Fraser, Anderson - Gemmill, Deane

 

Wygraliśmy pierwsze spotkanie, co pozwoliło nam wyjść na czwarte miejsce w tabeli. Co ciekawe, pierwsza kolejka nie przyniosła żadnego remisu. Obyło się też bez niespodzianek, najlepiej zaprezentowała się typowana do awansu drużyna Ayr United, która pokonała Queens Park FC 3-1.

Odnośnik do komentarza

Liczy się tylko tu i teraz. Tu i teraz. Nie dać po sobie poznać. Spokojnie, Sernik. Tu i teraz.

- Kochanie, czemu jesteś taki spięty?

 

Cholera jasna. Widać to po mnie.

- Zrelaksuj się, zrobię ci masaż... Coś nie tak w pracy, misiu?

- Wszystko... w pracy wszystko dobrze.

- A poza pracą masz przecież mnie. Więc problem leży we mnie, misiu?

- Nie, Gem, nie leży w tobie. Leży... w kimś innym.

- Słucham?

- Pokłóciliśmy się z Gruchalskim. Nasza przyjaźń... ja myślę, że nasza przyjaźń już nie istnieje. Pamiętam, czuwałem przy nim w trudnych chwilach. Ale gdy on zdrowiał, gdy dochodził do siebie, zawsze uciekał, zrywał kontakty i palił mosty. Ale wracał. Tym razem nie wraca. To wszystko śmiesznie brzmi, powiesz że przyjaźń nie może się zawalić w jeden dzień. Ja to czuję. Czuję, że on odtrąca moje rady, że jest wobec mnie nieufny. Wkurza się o byle co, o to że rozmawiam z piłkarzami po meczu, że gram z nimi w karty... Niby mu autorytet podkopuję. Bzdura i wyolbrzymienie. Mam rację?

 

Kochał te codzienne zwierzenia. Gemma przypominała mu Ją. To samo imie, pochodzenie, wygląd... Jego żona, żona którą zostawił razem z synem. Były bardzo podobne, pomyślał. Obie mnie słuchały.

- Jak zawsze, misiu. Niemniej, nie będę próbowała nawet sprawiać wrażenia, że rozumiem. Wiem jednak, co należy czynić w takich sytuacjach. Nieodzowne jest jedno pytanie.

- Jakie?

- Na co masz ochotę?

- Jest taka jedna mała rzecz, o tutaj.

 

Gemma Zachs roześmiała się. Bardzo lubiła Sernikowskiego.

 

***

- Która godzina, kochanie?

- Po dziesiątej.

- Cholera jasna, trening! Podaj mi spodnie, spóźnię się do klubu.

- Spokojnie, misiu. Dzisiaj nigdzie nie idziesz.

- Hm?

- Dzwoniłam do pana prezesa. Jesteś chory. Muszę cię wyleczyć.

- Oszalałaś?

- Misiu... Chcesz iść do pracy, gdzie czeka ten twój niewierny przyjaciel?

- Nie chodzi o to co chcę, ale o to...

 

Gemma zbliżyła swoje usta do ust asystenta trenera Berwick Rangers.

- Masz rację. Jestem chory. Boli mnie dokładnie w tym miejscu.

 

Jęknął.

- O tak, dokładnie tutaj.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...