Skocz do zawartości

Polska lektorem stoi i... słabymi tłumaczeniami


Icon

Najlepiej ogląda mi się filmy:  

174 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Dodane po wielu latach, trafiłem tu przypadkiem.  Może rozwieję kilka mitów:

1. Co do hitu, który wchodzi do kin (lub jest wydawany tylko na DVD) - tłumacz zwykle otrzymuje scenariusz (lub podobny mu dokument) i "obrazek", czyli materiał wideo, który dla bezpieczeństwa jest zakodowany (pikselizacja, latające linie, napisy, znaki wodne etc, czasem w sepii, czasem wszystko wygląda jak spod wody.  Co się dzieje na ekranie trzeba zgadywać). Filmy mniejszego kalibru - dostaje się normalny obrazek.

2. Stawki są takie, że pomijając kilka osób w kraju (zresztą wymienionych w 1. poście), to w całym kraju jest jeszcze kilka osób które żyją z tłumaczenia filmów. Co to znaczy? Że jeśli chcemy zarabiać więcej niż minimalną na rękę, musimy pisać minimum jeden film na dwa dni kalendarzowe. Fabuł jest mało, w większości są to przegadane reality show etc. Jaka różnica? 90 minutowy film ma mniej tekstu o jakieś 20 do 30 procent od 40 minutowego odcinka programu TV, czyli ok 30 stron A4. /Programy tv trzeba pisać jeden dziennie. Dalej mówimy o zarabianiu trochę ponad minimalną. Chcąc dobić do średniej... sami sobie dopowiedzcie. Stawka minutowa jest nieziemna od ponad 10 lat, a często wygrywają najtańsze propozycje. 

3. Wsparcie merytoryczne, korekta, adjustacja - dostępna jest jedynie w 5 największych firmach + stacje TV (tylko te duże). Wszyscy pracujący dla mniejszych studiów muszą robić to sami. 

4. Przekleństwa - określa stacja/dystrybutor. Czasem pisze się kilka wersji, lżejszą do puszczania wcześniej i "mięsistą" do wyświetlania w nocy. (wymóg ustawowy). Ostatnio pojawiła się ciekawa tendencja, żeby obejść wymogi wiekowe, aktorzy nie mówią np "motherfucker" tylko "mother funny", a czasem po mother robi się cięcie. Wszyscy wiedzą o co chodzi, ale przekleństwa nie ma. U nas np przez cenzurę przechodzi szmata, ściera i czasem zdzira, ale już dziwka prawie nie (pomijając nocne emisje)

5. Tytuł wybiera dystrybutor, zazwyczaj olewa propozycje tłumacza. 

6. Tłumacze pracują na umowę o dzieło lub na własnej działalności gospodarczej. Nie spotkałem audiowizualnego (bo tak się ta specjalizacja nazywa), który miałby etat w studiu. Z czym się wiąże taka forma zatrudnienia nie muszę tłumaczyć. 

7. Ludzie którzy to robią rzadko kiedy są z przypadku. Za te pieniądze, jeśli się tego nie lubi, po prostu robi się coś innego i lepiej płatnego. 

8. Wierność oryginałowi: Tłumaczenia są jak kobiety, albo piękne, albo wierne. Ponad 95% polaków w ogóle nie zauważa wierności oryginałowi. Wyłapuje niuanse promil widzów. Skąd ta niewierność? Można uprościć, że tłumacz pod lektora musi wywalić 30% zawartości, bo lektor nie wczyta. Czyli z trzech zdań ma zostać maksimum dwa. Szczególnie dotyczy to nowych produkcji, które są potwornie przegadane. Kiedyś postacie na ekranie mówiły mniej. 

9. Napisy a lektor. Wbrew opinii w sieci, większość Polaków woli lektora. Tv często gra, jak radio. Napisy wymagają skupienia. Z punktu odbioru filmu uważam, że są lepsze, ale żeby film oglądać, a nie czytać, dostajemy maksimum 15 znaków na sekundę. * Lektor... przeczyta więcej, więc tekst trzeba jeszcze bardziej skrócić. Skracanie jest solą tej roboty,m tylko trzeba to robić umiejętnie. Po 10 latach pracy, ma się odpowiednią ogładę. Ale gdzieś tę dekadę doświadczenia trzeba zdobyć. Życie. 

10. Różne tłumaczenia tych samych nazw, tekstów, w zależności od dystrybutora.  Paradoks wynikający z praw autorskich. Można dostać wytyczną, że nie można przykładowego kapitana czarnobrodego tłumaczyć jako czarnobrodego, bo prawa autorskie etc. i zaczynają się cyrki i wygibasy w stylu długobrody, ciemnobrody, . Podobnie jest z posądzeniem o plagiat, bo często kilka osób dla różnych podmiotów tłumaczy ten sam film, zamiast zrobić jedno tłumaczenie i je sobie odsprzedać. No ale taniej jest zlecić nowe tłumaczenie i nagranie.  W przypadku Harrego Pottera w ogóle był z jedną wersją cyrk, bo nie wolno było używać zwrotów i terminów z tłumaczenia książkowego, z paroma wyjątkami. Szaleństwo, ale co zrobić. Tłumacz się zżyma, czasem zrezygnuje z pisania, bo kasztan wychodzi, ktoś inny dokończy. 

 

A na koniec... na tłumaczy zawsze plują, więc jak kogoś to rusza, to błyskawicznie rezygnuje. Zawsze pozostają wersje fanowskie, o ile jest się odpornym na fatalną polszczyznę, choć trafiają się perełki. 

* Netflix chyba jedzie 17. HBO mniej. Znaki przystankowe się kiedyś liczyły, teraz jest różnie. Młode pokolenie czyta odrobinę szybciej napisy, ale mniej dokładnie niż starsze (30 +). Dlatego napisy trzeba dostosować do ogółu odbiorców. Bardzo dużo osób ma problemy ze wzrokiem, co komplikuje sprawę. Smart tv od niedawna goszczą pod strzechami i zanim się przestawimy na kilka wersji (oryginał/napisy/lektor/napisy dla niesłyszących/audiodeskrypcja) minie trochę czasu. To stacje TV i dystrybutorzy muszą się głównie przestawić, bo za tłumaczenie do każdej wersji trzeba zapłacić (serio, różnice są bardzo duże. Napisy dla niesłyszących to często konieczność odchudzenia listy dialogowej o połowę). 

  • Lubię! 10
  • Dzięki! 4
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...