Skocz do zawartości

Polska lektorem stoi i... słabymi tłumaczeniami


Icon

Najlepiej ogląda mi się filmy:  

174 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Nosiłem się już dość długo z założeniem tego tematu bo wiele było filmów tłumaczonych w telewizji źle, fatalnie, beznadziejnie. Ale poczekałem sobie do dziś czyli do dnia kiedy TVP emitowała "Skrzynię Umarlaka" - film, którego dialogi znam praktycznie na pamięć. Do rzeczy. Chciałem poruszyć dwie kwestie - lektora i tłumacza.

 

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Polska lektorem stoi. Jesteśmy chyba jedynym lub jednym z nielicznych krajów w Europie gdzie filmy czytane są przez lektora. I mnie osobiście się to podoba bo wolę solidnego tłumacza, który jest w stanie dobrze oddać klimat filmu niż najlepszy dubbing. Dlaczego? Bo irytuje mnie kiedy z ruchu ust aktora wynika, że mówi coś innego niż osoba podkładająca głos. Lektorowi można czasem zarzucić to, że wyprzedza niektóre dialogi czym zabija komizm/napięcie sceny ale tyczy się to tylko słabszych lektorów ze słabym tłumaczeniem. Minusem lektora jest również to, że zabija ścieżkę dźwiękową. Nie praktykuje się w polskiej telewizji emitowania filmów z napisami - co moim zdaniem byłoby znakomitym rozwiązaniem ale niestety wiele osób jest zbyt leniwych żeby czytać tekst a inni zarzucą, że czytając nie śledzi się tak dokładnie scen przez co traci się wiele z filmu. Od razu pojawiłyby się głosy krytyki i telewizja nie mogłaby raczej tego praktykować co nie zmienia faktu, że dla prawdziwego kinomana wersja oryginalna jest jedyną pożądaną. Napisy nie zabijają ścieżki dźwiękowej ani też głosu postaci.

 

Wszyscy słyszeli pewnie głos Macieja Gudowskiego, Janusza Szydłowskiego, Stanisława Olejniczaka, Jacka Brzostyńskiego, Jarosława Łukomskiego, Tomasza Knapika czy Mirosława Uttę. Każdy z nich ma inną barwę głosu i każdy nadaje się do innego gatunku filmów. Niestety i tu pierwszy problem - w Polsce jakoś nikt o to nie dba bo są to ludzie pracujący dla danej stacji telewizyjnej. I tak Szydłowski, którego lekkiego głosu nie słychać w filmach (nie przeszkadza oglądającemu) najlepiej nadaje się do filmów obyczajowych, dramatów. Niestety ze względu na nazwisko czy sam nie wiem czemu, wrzuca się go do komedii czy filmów historycznych co zabija klimat filmu. Gutowski, który fantastycznie tłumaczy filmy akcji, s-f, nie przycisza a mocno akcentuje wulgaryzmy jest wrzucany do wszystkiego bo jest człowiekiem pracującym dla TVP i publiczna korzysta z jego usług przy okazji większości filmów emitowanych na jej antenie. Łukomski to imo najlepszy polski lektor obok Gutowskiego ale niestety związany jest z Polsatem i przyszło mu tłumaczyć wiele słabych filmów. Jako jedyny z polskiej czołówki nie wyprzedza dialogów, wczuwa się w film a Gutowski i Szydłowski albo popadli w rutynę albo wyprzedzają wtedy kiedy nie "czują" filmu. Niezastąpiony w horrorach.

 

Fantastycznie wszystkie telewizje i firmy dystrybuujące filmy potraktowały "Pasję" Mela Gibsona. Nikt nie ośmielił się tłumaczyć filmu na ojczysty język poprzez dodanie dubbingu czy lektora. Jedyne tłumaczenie jest dostępne w wersji z napisami dzięki czemu można znakomicie poczuć klimat filmu. Szkoda, że tylko z Pasją tak szło sprawę rozwiązać...

 

Jedyna produkcja dobrze zdubbingowana w polskiej wersji to Shrek. Wszystkie pozostałe to dno i wolałbym o nich nie wspominać.

 

 

Druga kwestia - tłumacz. Czasami się zastanawiam za co ci ludzie biorą pieniądze (i to pewnie nie małe) słysząc jak "fantastycznie" spieprzyli film swoim tłumaczeniem a właściwie swoją interpretacją tłumaczenia bo często z tłumaczeniem nie ma to nic wspólnego. Owszem, niektóre sceny i dialogi nie mogą być tłumaczone dosłownie bo aktorzy używają w nich zwrotów potocznych, idiomów, więc trzeba znaleźć jakiś polsko brzmiący odpowiednik, który najlepiej oddawałby klimat sceny. Jednak u większości polskich tłumaczy nie istnieje coś takiego jak wyobraźnia w takiej sytuacji. Tłumaczą dosłownie i niszczą tym samym komizm/powagę sytuacji. W innych przypadkach kiedy aż prosiłoby się o dosłowne tłumaczenie chwytają się jakichś niepojętych sposobów tłumaczenia po swojemu.

 

Oglądam sporo filmów, nie jestem superspecem od angielskiego w pisowni ale ze zrozumieniem dialogów nie mam większych problemów, niestety nasi zawodowi tłumacze chyba ten problem mają. Wiele było takich filmów, których tłumaczenie było fatalne, zabijało klimat filmu. Gdy do tego dochodził jeszcze słaby lektor to nawet znakomity film mógł być odebrany przez przeciętnego zjadacza chleba jak kiczowata produkcja.

 

I tak najbardziej znani polscy tłumacze to (w kolejności alfabetycznej, znalazłem to gdzieś w Internecie): Mariusz Arno-Jaworowski, Magdalena Balcerek, Tomasz Beksiński, Elżbieta Frątczak-Nowotny, Elżbieta Gałązka-Salamon, Wojciech Graf, Andrzej Hajewski, Agnieszka Kamińska, Jarek Kaniewski, Alicja Karwas, Paweł Lesisz, Bartosz Luboń, Piotr Andrzej Majewski, Bohdan Maliborski, Krzysztof Mościcki, Zuzanna Naczyńska, Maciej Orkan-Łęcki, Beata Rodewald-Mazurkiewicz, Wojciech Soporek, Maria Stuart, Anna Szczygieł, Marcin Szuster, Agata Walusiak, Anna Wichlińska-Kacprzak, Katarzyna Wielga, Bartosz Wierzbięta, Bartosz Zimiński, Krzysztof Żukowski

 

Mistrz Beksiński popełnił samobójstwo w 1999 roku i od jego śmierci chyba tylko Gałązka - Salamon i Szuster trzymają poziom i ich tłumaczenia są bardzo dobre. Choć fani Monty Pythona ponoć ostro krytykowali Gałązkę - Salamon za jej tłumaczenie MT po śmierci Beksińskiego.

 

 

Dwa przykłady filmu (mojej ulubionej produkcji), które znakomicie pokazują jak słabych (dziwnych?) mamy tłumaczy:

 

Piraci z Karaibów - trylogia (w wersji DVD, którą posiadam tłumaczenie Elżbieta - Gałązka, TVP Andrzej Hajewski, Polsat Agata Walusiak, C+ nie pamiętam kto tłumaczył ale była to jeszcze inna osoba z tego grona)

 

Pierwsza rzecz, która mnie rozbawiła ale z czasem zaczęła żenować to tłumaczenie przezwiska Billa "Bootstrapa" Turnera. I tak Bootstrap Bill był tłumaczony jako Rzemyk (DVD), Sznurówka (TVN), Cholewa (Polsat) i Bucior (C+). Zaprawdę trzeba pogratulować tłumaczom wyobraźni. W jakiejś innej wersji tłumaczono jego przezwisko jako Pętelka. Trudno się zdecydować, która wersja byłaby najbardziej poprawna, skoro ludzie po studiach i z odpowiednimi kwalifikacjami sami nie wiedzą jak to tłumaczyć. Ale pirat raczej nie zostałby przez innych piratów nazwany "pętelką" bo jak powszechnie wiadomo nie byli to ludzie delikatni i subtelni ;)

 

Mistrzostwo świata pokazała publiczna i Polsat tłumaczeniem "Parlay" jako "parlemą". C+ miał "Paktować" a DVD "Negocjować". Ja bym się skłaniał ku wersji ostatniej bo to właśnie o to chodziło osobie, która wypowiadała to słowo.

 

Polsat tłumaczący scenę kiedy Gibbs tłumaczył Willowi jak Jack wydostał się z wyspy:

(...)

- Związał dwa żółwie?

- Ano.

- Miał przędzo?

- Włosy własne.

 

oryginał brzmiał tak:

 

- He roped a couple of sea turtles?

- Aye!

- What did he use for rope?

- Human hair. From my back.

 

 

Kolejna scena. Will mówi do Elizabeth: "Podszyłaś się pod moje nazwisko" (Polsat). Jak można się podszywać pod czyjeś nazwisko? Podszywać można się pod kogoś, udawać kogoś a nie podszyć pod czyjeś nazwisko. W tej samej wersji Polsatowskiej mamy tłumaczenie zdań twierdzących na pytające (jeden z przykładów: "You know nothing of hell." na "co ty wiesz o piekle?") i na odwrót, pytających na twierdzące ("Now will you shoot him?" na "strzelajcie!").

 

Mój ulubiony monolog I części kiedy Barbossa przemawia do piratów: "Gentlemen, the time has come! Salvation is nigh! Our torment is nearing an end! (...) Punished we were, the lot of us, disproportionate to our crime!"

 

"Panowie, to już koniec naszych tortur! (...) Dotknęła nas niesprawiedliwa kara!" - kompletne dno, zupełnie nie oddające rangi i klimatu tej sceny. Przemówienie mające kluczowe znaczenie w tym filmie zostało skrócone do minimum.

 

Tłumaczenie nazw okrętów: Dountless - Nieustraszony (DVD), Niezwyciężony (TVP), Potężny (Polsat), Interceptor - Śmiałek (DVD), Ścigacz (Polsat, TVP), Szybki (C+). Jak dla mnie nazwy te powinny być nieruszone czyli zostawione w angielskiej wersji bo to nazwy własne. Dobrze, że przynajmniej Black Pearl przetłumaczyli prawidłowo bo gdyby ktoś wyskoczył z czymś innym byłaby to porażka na całej linii. Co do nazw własnych w niektórych wersjach mamy Wyspę Zmarłych a w innych Isla de Muerta co na całe szczęście znaczy to samo. Podobnie w przypadku innych miejsc takich jak Isla de Cruces, Pelegosto, Shipwreck Cove.

 

 

Tłumacze nie zwracali uwagi na istotne zwroty jak per pan. W oryginale "Mr. Stevens", "Mr. Turner", lektor czytał "Stevens", "Turner".

 

Scena kiedy Will wrócił do kuźni i jego reakcje na pijanego kowala Mr. Browna a także na młotek:

DVD:

- Tutaj Cię zostawiłem

- Nie tutaj cię zostawiłem

 

TVP:

- Ty tu byłeś.

- A ty nie.

 

Polsat:

- Tyś tu leżał.

- Tyś tu nie leżał.

 

Oryginał:

- Right where I left you.

- Not where I left you.

 

Tortuga i rozmowa Jacka Sparrowa z Gibsem kiedy Jack mówi: "Let's just say it's a matter of leverage" w TVP słyszymy "Mam odpowiedni argument", w Polsacie "Dajmy na to, że mam przekupne" a na DVD "To kwestia odpowiedniej dźwigni". I dźwignia jest tutaj najlepiej zastosowana przy kontekście wypowiedzi i posługiwania się nią przez Jacka w dalszej części filmu. Ową dźwignią był Will.

 

Z trzeciej części miałem okazję tylko widzieć wersję DVD i tłumaczenie HBO gdzie również było mnóstwo rażących błędów ale najlepiej utknął mi jeden:

DVD

Barbossa: "Nigdy dotąd nie zebrało się nas tak wielu"

Jack: "A ja jestem im winien pieniądze"

 

HBO

Barbossa: "Nie widziałem nigdy nas tak wielu"

Jack: "Nie ty jeden"

 

 

Jeszcze kilka rażących błędów, które wyłapałem na innych formach:

 

Will i Sparrow walczą ze sobą na początku filmu w jego warsztacie. W pewnym momencie Jack wyciąga swoją broń palną. Will mówi "Jesteś oszustem" ("You cheated") - jak można przetłumaczyć to na "To nie było fair!"? Odpowiedź Jack'a też jest głupia, bo on odpowiada "Pirate" co przetłumaczono na "Jestem Piratem", więc zabija to taki jakby komizm sytuacyjny, bo...

Wersja DVD:

- To nie było fair!

- Jestem piratem

 

Poprawne według mnie tłumaczenie:

- Jesteś oszustem

- Piratem

 

To miała być taka gra słowna. To "Pirate" Depp wypowiada poprawkowo, daje sprostowanie do wypowiedzi Willa.

 

Jack mówi do Barbossy, że zapomniał o jednym: "I'm Captain Jack Sparrow", co przetłumaczono na "Jam jest Kapitan Jack Sparrow". Może i tłumaczenie jest dobre, jednak lepiej by brzmiało "Jestem Kapitan Jack Sparrow" - bo Sparrow wtedy szydził z Barbossy, a nie przemawiał oficjalnie.

 

I na koniec dodam jeszcze jeden absurdalny zwrot. Jack przekonuje Barbossę, żeby poczekał ze zdjęciem klątwy. Przekonuje go, że zaatakuje Dountlessa (tu: Nieustraszonego, skąd się to wzięło?) i będzie miał, uwaga: "ALĘ I ASA", czyli dwa okręty. Sorry - ALĘ I ASA? Przecież jeśli się nie mylę, to pochodzi ze starej bajki dla dzieci. Znów robią z wypowiedzi Jacka jakieś wariactwo.

 

 

Wyłapałem tylko kilka rażących błędów, które całkowicie zmieniają sens filmu, sceny, klimat sceny, komizm dialogów Jacka z różnymi postaciami. Nie chce mi się wypisywać wszystkich bo mogło by mi zabraknąć tygodnia żeby wytknąć wszystkie błędy tłumaczenia trzech części Piratów z Karaibów. A to tylko jeden film - wyobrażacie sobie ile znakomitych filmów przez nieudolnego tłumacza zostało popsutych?

Spotkałem się z opiniami osób, które oglądały niedawno Klątwę Czarnej Perły na TVP, że film jest mało zabawny. Długo musiałem tłumaczyć, że to przez słabego tłumacza. Udało mi się na szczęście przekonać wiele osób do obejrzenia Piratów ze mną. Całkowicie zmienili swoją opinię na pozytywną. Już wiem co jutro będą mówić po obejrzeniu Skrzyni Umarlaka w kompromitującym tłumaczeniu. Aż żal było oglądać i słuchać jak tłumacz może spieprzyć znakomity film. A jeżeli do słabego tłumacza dobiera się słabego lektora to nawet takie perły kina jak trylogia Piratów z Karaibów, James Bond, Pulp Fiction, Leon Zawodowiec, Milczenie Owiec mogą być odbierano jako słabe filmy. Ciekawi mnie jak spisali się tłumacze przy Gwiezdnych Wojnach. Nie jestem jakimś wielkim fanem serii, widziałem film w jednej wersji tłumaczony chyba przez tego samego tłumacza (wszystkie części), wyłapałem wiele błędów ale trudno mi się do nich odnosić z tego względu, że nie czuję klimatu tego filmu. Wiem natomiast z opinii fanów, że tłumacze popisali się równie "świetnie" co w przypadku Piratów.

 

Ktoś zapyta po co ten temat? Ano chciałbym abyście się podzielili swoimi opiniami na temat metod stosowanych w Polsce - lektor i nic więcej. Opinii na temat jakości tłumaczenia filmów. I przykładami fatalnego tłumaczenia scen w konkretnych filmach, które mocno rzutowały na całość filmu.

 

Jest późno w nocy, są święta, pewnie wiele refleksji wyleciało mi w tym momencie z głosy ale będę się starał je uzupełniać z czasem. Teraz jestem mocno zdegustowany kolejnym zbezczeszczeniem mojego ulubionego filmu przez polskich tłumaczy...

Odnośnik do komentarza

Jako anglista i okazjonalny tłumacz powiem Ci, że zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony z tłumaczenia a i języki są na tyle różne że nigdy nie przekażesz ukrytych treści zawartych w oryginale. Najlepiej więc oglądać oryginał. Najlepszy przykład to Shrek. Nie oglądałem niemieckiej wersji, jednak doszły do mnie słuchy, że jest ona słowo w słowo przetłumaczona z wersji angielskiej. Z żartami zrozumiałymi tylko dla ludzi żyjących w danym kręgu kulturowo-społecznym oczywiście. Stąd tłumaczenie polskie Shreka uważam za udane, gdyż przenosi żarty na nasz grunt, a nie tłumaczy je słowo w słowo z oryginału. Co do wariantów tłumaczenia zwykłych tekstów - nigdy nie będzie jednej wersji, więc nie można się dziwić, że różni tłumacze tłumaczą w różny sposób.

 

Natomiast jako widz nie ma nic przyjemniejszego niż obejrzeć film w oryginale i z polskimi napisami, zwracając uwagę właśnie na jakieś przeoczenia lub niedoskonałości. Czy to w kinie z profesjonalnymi napisami, czy na komputerze z amatorskimi. Jedne i drugie mają sporo błędów.

Odnośnik do komentarza

Nie doczekamy się chyba czasów kiedy filmy anglojęzyczne będą puszczane w TV w oryginale. Tak jest w Szwecji. Jak ktoś jest leniwy, może sobie włączyć napisy na telegazecie. Ale do tego jest potrzebna powszechna znajomość angielskiego, więc myślę że poczekamy na to jeszcze kolejne 30 lat. Z drugiej strony powinniśmy się cieszyć że nie ma u nas w TV manii puszczania wszystkiego z dubbingiem. Wtedy byłaby już kompletna masakra.

 

Popieram Vamiego - najlepiej ogląda się filmy w oryginale z napisami. Nie zapomnę jednak jak pewien "gigant" przetłumaczył mój kultowy film "Das Boot". Kupiłem DVD w Biedronce za grosze. W filmie po prostu roiło się od błędów językowych. Zwykłe, standartowe komendy marynarki wojennej (w każdym kraju brzmiące niemal identycznie) np. "Ein auf Brucke?", czyli zapytanie oficera o zgodę wejścia na mostek: "Jeden na mostek?", przetłumaczono jako... "Zgoda na wypłynięcie?" :rotfl: :doh!: Oprócz błędów w tłumaczeniu, fatalne niechlujstwo popełniono w czasie tworzenia napisów. Przykład: kwestię: "Słyszał pan jak im pękały grodzie?" (chodziło o grodzie wodoszczelne na statkach handlowych, które pękają w czasie tonięcia), napisano z koszmarnym błędem: "Słyszał pan jak im pękały gwoździe?" :/ Albo: "Głębokość 15 meters". Ktoś nieobeznany z tematem po obejrzeniu tej wersji tłumaczenia, byłby kompletnie zdezorientowany. Czy naprawdę nie byłoby problemem skonsultować się z jakimś fachowcem z marynarki wojennej? Albo chociaż przeczytać książkę w świetnym tłumaczeniu Adama Kaski? Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy i wydał "Das Boota" w wersji reżyserskiej z normalnym tłumaczeniem. Na szczęście to ekstremalny przypadek.

 

Konkluzja - nie jest tak źle w Polsce jeśli chodzi o poziom tłumaczenia/"lektorowania". Jednak ideałem byłby napisy. Nie wierzę jednak że coś takiego w najbliższych latach nastąpi. Nie rozumiem argumentu że napisy rozpraszają. Wystarczy dużo czytać, ale z tym nasze społeczeństwo ma już problem.

Odnośnik do komentarza

Tylko, że w Szwecji jest to rozwiązanie ustawowe, a u nas się na to nie zapowiada. Co najlepsze to u nich nawet w programach porannych typu 'Dzień dobry TVN' prezenterzy normalnie rozmawiają z każdym po angielsku, a potem to nie jest tłumaczone. U nas gadają po polsku, dopiero potem ktoś tłumaczy gościowi i my znowu otrzymujemy zniekształconą odpowiedź już po polsku. :/ A Szwecja pod tym względem to niedościgniony ideał.

Odnośnik do komentarza
Tłumacze nie zwracali uwagi na istotne zwroty jak per pan. W oryginale "Mr. Stevens", "Mr. Turner", lektor czytał "Stevens", "Turner".

 

To raczej nieznajomość tzw. etykiety w marynarce. Na okrętach tradycyjnie do ludzi zwracano się per "pan" zamiast stopnia wojskowego tak jak ma to miejsce w wojskach lądowych.

Odnośnik do komentarza

Też zdecydowanie wolę wersje z napisami. Jeżeli jest po angielsku to nawet bez napisów. Lektor moim zdaniem nawet z dobrym tłumaczeniem kompletnie zabija film. Zagłusza po prostu aktorów, przez co ciężko jest odczytać emocje kreowanych przez nich postaci. Nadzieją napawa tylko fakt, że być może już niedługo nowoczesne systemy transmisji (rozwój telewizji cyfrowej) pozwoli na przesyłanie filmu, napisów i lektora osobnymi strumieniami, dzięki czemu widz mógłby wybrać, jaką wersję chce oglądać. Całkowite wyplenienie lektorów z telewizji jest póki co mocno nierealne.

Odnośnik do komentarza

Parę spraw co do posta Icona.

Po pierwsze - tłumacz właściwie nigdy nie dostaje filmu, tylko samą ścieżkę dialogową, a termin ma krótki. Błędów merytorycznych i stylistycznych to nie usprawiedliwia, ale sytuacyjne jak najbardziej. Nie zawsze film jest dostępny w necie, by się nim ratować (oczywiście nie dotyczy to wersji DVD).

Po drugie - tłumacz musi dopasowywać przekład do długości oryginalnej wypowiedzi, miejsca na ekranie (w przypadku napisów) i możliwości płucnych lektora. Bardzo często najlepsze merytorycznie tłumaczenie odpada właśnie dlatego, że jest za długie.

Odnośnik do komentarza
Jednak ideałem byłby napisy. Nie wierzę jednak że coś takiego w najbliższych latach nastąpi. Nie rozumiem argumentu że napisy rozpraszają. Wystarczy dużo czytać, ale z tym nasze społeczeństwo ma już problem.

Calkowite likwidowanie lektora nie wchodzi w gre. Moim zdaniem slusznym argumentem jest to, ze na czytaniu napisow trzeba sie skupic. Juz pal licho to, ze moga rozpraszac, ale po prostu nie mozna jednym okiem ogladac filmu albo wygodnie rozlozyc sie na kanapie w pozycji "dowolnej" ;). Filmow z napisami nie ogladaja na przyklad moi rodzice, bo ich to zwyczajnie meczy, a film ma byc rozrywka, nie wyzwaniem - jakby nie patrzec.

 

I dlatego w sumie nie jestem za wprowadzaniem napisow i rozumiem ludzi, ktorzy by tego nie przelkneli. Jesli ktos chce obejrzec oryginal z napisami w dobrych warunkach to idzie do kina, w TV te filmy i tak sa pare miesiecy jesli nie lat pozniej. Wiec nie widze problemu.

 

Idealem byla by mozliwosc wyboru pomiedzy wersja z napisami i lektorem, ale to niestety na razie w publicznej TV jest jedynie marzeniem.

Odnośnik do komentarza
Po pierwsze - tłumacz właściwie nigdy nie dostaje filmu, tylko samą ścieżkę dialogową, a termin ma krótki. Błędów merytorycznych i stylistycznych to nie usprawiedliwia, ale sytuacyjne jak najbardziej. Nie zawsze film jest dostępny w necie, by się nim ratować (oczywiście nie dotyczy to wersji DVD).

Jasne, ja o tym dobrze wiem i to moim zdaniem ogromny błąd ludzi odpowiedzialnych za dystrybucję filmów w Polsce ale nie usprawiedliwiałbym tym samych tłumaczy. Bo dobrze zrobione tłumaczenie może być wtedy kiedy osoba odpowiedzialna za to widzi film, wie o co w nim chodzi, "czuje" klimat. Wtedy łatwiej tłumaczyć. A to podejście na szybciora jest zgubne bo dochodzi to takich sytuacji o których pisałem.

 

Druga sprawa - śmieszna polityka robienia tłumaczenia dla każdej stacji TV z osobna. TVN ma swoich tłumaczy, TVP, Polsat, C+ swoich a dystrybutor wydający wersję na DVD zaraz po premierze lub zejściu z ekranów kin wynajmuje jeszcze innego tłumacza. Przypuszczam, że tak jak pisałeś, mają oni mało czasu na wykonanie tłumaczenia i w ogóle nie wczuwają się w klimat filmu przez co tłumaczenie traci na wartości. Do tego dochodzi kwestia o której również wspomniałeś - możliwościach płucnych lektora. Często jest tak, że lektorzy mają "swoich" tłumaczy z którymi współpracują i którzy "czują" jak długą wypowiedź mogą przygotować danemu lektorowi dlatego też wspomniałem na początku o wielkiej roli lektora.

Po drugie - tłumacz musi dopasowywać przekład do długości oryginalnej wypowiedzi, miejsca na ekranie (w przypadku napisów) i możliwości płucnych lektora. Bardzo często najlepsze merytorycznie tłumaczenie odpada właśnie dlatego, że jest za długie.

No i niestety przez to film wiele traci a oglądającemu ciekawa scena w oryginalnej wersji może wydawać się nudna.

 

I tutaj kolejna ciekawostka. Nie wiem czy tak jest ale z obserwacji pokuszę się o takie stwierdzenie - tłumacz przygotowujący tłumaczenie dla dystrybutora na DVD przygotowuje 2 wersje tłumaczenia - dłuższą tekstową, która idzie na napisy a krótszą dla lektora. Piracka Trylogia tłumaczona dla Imperial Cinepix Polska była przez Elżbietę Gałązka - Salamon i oglądając wersję z lektorem i napisami widać różnice w tłumaczeniu i wypowiedziach poszczególnych postaci. Bardzo cenię tę panią tłumacz ale przygotowując 3 części filmu, którego fabuła jest powiązana nie ustrzegła się sprzeczności w pierwszej części tłumacząc na polski nazwy okrętów a w drugiej zostawiając je w angielskiej wersji. Również postać Boostrapa miała 2 tłumaczenia - w pierwszej wersji inne niż II i III gdzie było takie samo. Tutaj przynajmniej należałoby się wykazać konsekwencją i robić jednakowo.

 

Dodatkowo o czym wspomniał Sioux niektóre telewizje (a może to wina samych tłumaczy?) nie konsultują pewnych kwestii z osobami kompetentnymi. Gałązka - Salamon konsultowała wszystkie wersje Piratów z komandorem Janem Jastrzębskim i nie było błędów w nazewnictwie wojskowym i etykietą marynarską. Polsat i C+ zapomniały o tym. Hajewski też z tego co wiem współpracuje z komandorem przy tłumaczeniu filmów wojskowych.

JAG było takim ideałem jeżeli chodzi o jakość tłumaczenia pod każdym względem.

Odnośnik do komentarza
Nie doczekamy się chyba czasów kiedy filmy anglojęzyczne będą puszczane w TV w oryginale.

Tam wszystkie filmy puszcza sie w oryginalnych dialogach, a napisy sa po Szwedzku. Swego czasu ogladalem tak Seksmisje. Nie wiem natomiast co z ludzmi starszymi - na pewno czytanie napisow to dla nich problem, z drugiej strony jakby to byl problem to Szwecja na pewno by to jakos rozwiazala (taki kraj) - wiec moze to ja doszukuje sie na sile problemu. Tzn. u nas na pewno bylby problem bo jest to po prostu przyzwyczajenie. Nasze pokolenie jest juz "nauczone" "czytac" filmy - wczesniejsze pokolenie nie jest.

 

Jak dla mnie najgorsza opcja to dubbing. Nie zapomne jak na Canal+ ogladalem tak "Przyjaciol" - owszem mozna sie przyzwyczaic, no ale co tu duzo mowic - amatorzy (z calym szacunkiem do tych ludzi) nie zastapia glosow "prawdziwych" aktorow.

 

Lektor - w sumie przyzwyczajony jestem :) Poza tym, nie zapomne czasow kaset VHS i filmow typu Rambo z tym specyficznym lektorem, ktory chyba wtedy sie zdrowo oblowil bo w co drugim filmie go bylo slychac ;)

 

Napisy - coz, dzis mlodziez wychowana na DivX'ach wiec niejako nauczona czytac podczas filmu, mi tez to przychodzi z duzo wieksza latwoscia niz kiedys. Pamietam, dawno temu TVN puscilo 'Oczy Szeroko Zamkniete' (czy otwarte ;) ) z oryginalna sciezka dzwiekowa + napisy. Moje wrazenie bylo wtedy bardzo pozytywne - to, ze wreszcie moge uslyszec aktora to na pewno byl plus. Nawet jesli ktos nie rozumie jezyka, w ktorym mowi aktor to zawsze moze uslyszec glos, ekspresje - czyli to, co czesto jest finalnym efektem wielu powtorzen.

 

ps. jesli chodzi o bajki to tutaj mysle, ze nasi lektorzy / aktorzy daja naprawde rade.

Odnośnik do komentarza

Temat stary jak świat. Problem niewątpliwie istnieje (i mnie krew zalewa, kiedy widzę niektóre tłumaczenia, "Master and Commander" => "Pan i władca", na przykład, grr), ale tłumaczenie to naprawdę nie jest prosta robota. O czym wie każdy, kto kiedykolwiek coś tłumaczył, lub chociaż próbował.

 

Kilka spraw, na szybko:

 

Mistrzostwo świata pokazała publiczna i Polsat tłumaczeniem "Parlay" jako "parlemą". C+ miał "Paktować" a DVD "Negocjować". Ja bym się skłaniał ku wersji ostatniej bo to właśnie o to chodziło osobie, która wypowiadała to słowo.

Jeśli czepiamy się kogoś, bądźmy choć sami dokładni. Istnieją dwa słowa - "parley" i "parlay" - wymawiane tak samo, a znaczące co innego. Elisabeth Swann w pierwszej części "Piratów" używa bez wątpienia tego pierwszego.

 

Tłumaczenie nazw okrętów: Dountless - Nieustraszony (DVD), Niezwyciężony (TVP), Potężny (Polsat), Interceptor - Śmiałek (DVD), Ścigacz (Polsat, TVP), Szybki (C+). Jak dla mnie nazwy te powinny być nieruszone czyli zostawione w angielskiej wersji bo to nazwy własne.

To samo, co wyżej. Nazwa okrętu brzmi "Dauntless". Ale zgodzę się, że w tłumaczeniu lepiej zostawić i HMS Dauntless, i HMS Interceptor - to nazwy własne, nie ma po co ich tłumaczyć. Ale tutaj napotykamy problem z Czarną Perłą. Nazwa ta pojawia się w tytule filmu, a zostawienie tytułu: "Piraci z Karaibów: Klątwa ?Black Pearl?" stanowczo nie byłoby wskazane. A przecież trzeba być konsekwentnym... ot, dobry przykład na to, jakie problemy rozwikłać musi tłumacz :>

 

Nie wiem czy tak jest ale z obserwacji pokuszę się o takie stwierdzenie - tłumacz przygotowujący tłumaczenie dla dystrybutora na DVD przygotowuje 2 wersje tłumaczenia - dłuższą tekstową, która idzie na napisy a krótszą dla lektora.

Błędy to jedna sprawa, a konieczność skrótów w tłumaczeniu to coś zupełnie innego. Napisy nie do końca są "dłuższą" wersją. Możliwości ekranu są oczywistym ograniczeniem, podobnie jak szybkość czytania. Ciekawym doświadczeniem jest obejrzeniem filmu w oryginale z oryginalnymi napisami (np. angielskiego z napisami angielskimi) - można wtedy doskonale zobaczyć, jak bardzo skracane są napisy. Taka specyfika roboty, niestety, a do tego woda na młyn krytyków. Niestety, skracać trzeba często.

 

Parę spraw co do posta Icona.

Po pierwsze - tłumacz właściwie nigdy nie dostaje filmu, tylko samą ścieżkę dialogową, a termin ma krótki. Błędów merytorycznych i stylistycznych to nie usprawiedliwia, ale sytuacyjne jak najbardziej. Nie zawsze film jest dostępny w necie, by się nim ratować (oczywiście nie dotyczy to wersji DVD).

Po drugie - tłumacz musi dopasowywać przekład do długości oryginalnej wypowiedzi, miejsca na ekranie (w przypadku napisów) i możliwości płucnych lektora. Bardzo często najlepsze merytorycznie tłumaczenie odpada właśnie dlatego, że jest za długie.

Do punktu drugiego dodałbym, że język angielski jest zazwyczaj o wiele (WIELE) bardziej zwięzłym językiem od polskiego. Tłumaczenie polskie siłą rzeczy w większości przypadków zajmuje więcej miejsca od angielskiego oryginału. Jeśli to miejsce jest ograniczone (np. rozmiarem ekranu), to nieuniknione stają się skróty...

 

Po drugie - tłumacz musi dopasowywać przekład do długości oryginalnej wypowiedzi, miejsca na ekranie (w przypadku napisów) i możliwości płucnych lektora. Bardzo często najlepsze merytorycznie tłumaczenie odpada właśnie dlatego, że jest za długie.

No i niestety przez to film wiele traci a oglądającemu ciekawa scena w oryginalnej wersji może wydawać się nudna.

Jasne. Najlepiej oglądać filmy w oryginale, podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Ale tłumaczenie jest niezbędne. Ja np. bardzo lubię filmy francuskie, choć francuskiego nie mam przyjemności znać. Siłą rzeczy - zadowalam się tłumaczeniem...

 

Pozdrawiam,

 

Jay

Odnośnik do komentarza

Bajki to inna... bajka :P Tam dubbing jest wręcz wskazany. Tym bardziej że faktycznie nasze rodzime interpretacje bajek takich jak "Madagaskar" (nieśmiertelne "Wyginam śmiało ciało" :D ), czy Shrek stoją IMHO na bardzo wysokim poziomie.

 

Przy okazji mam jeszcze pytanko. Jak nazywa się lektor który zazwyczaj czyta filmy romańskie (włoskie, francuskie)? Ma taką specyficzną barwę głosu, nie do podrobienia. Zawsze kojarzył mi się z dzieciństwem i z komediami z Luisem des Funesem.

Odnośnik do komentarza

A jeszcze gorzej jest jak ktoś wyważa otwarte drzwi: przykład najświeższy.

Best Film wydał na DVD Allo Allo, całą serię. We wszystkich telewizjach w jakich ten serial się pojawiał czytał Stanisław Olejniczak (jego Dziń dybry można nazwać wręcz kultowym). Jednak BF nie wiem czy nie zdołał wykupić ścieżki czy jak i AA jest czytane przez jakiegoś Tomasza Orlicza, którego głos brzmi...no w ogóle nie brzmi. Taki szóstorzedny rolas z filmów na Tele 5 czy coś. Katastrofa. Po 4 godzinach na szczęście się przyzwyczaiłem, ale na początku myślałem, że się załamię jak usłyszałem pana Orlicza a nie Olejniczaka. Na szczęście chyba zachowano w całości pierwotny przekład w związku z czym "Listen very carefully, I shall say this only once, You stupid woman czy Shut up you old bat" pojawiają się w formie znanej fanom serialu.

 

A co do lektora - to póki jest to ktoś z czołówki mi zupełnie nie przeszkadza. Czasem nawet "pomaga", bo telewizję często gęsto mam włączoną tylko dla robienia tła i wolę jak po naszemu mówią ;) Ot takie przyzwyczajenie :]

Wyjątkiem są Simpsonowie i Family Guy, których lubię tylko i wyłącznie w oryginale.

 

Co do tłumaczeń jeszcze:

absolutnym geniuszem imo jest przekład Trailer Park Boys - fakt, że dużo tzw. Ryckismów uciekło tłumaczowi - część absolutnie nieprzetłumaczalna na polski (Worst case Ontario - pierwsze z brzegu), ale niektóre nie wiem dlaczego pominięto (You look like Indianapolis Jones) ale ogólnie tłumacz wczuł się w serial i nie wiem czy tego tłumaczenia nie można traktować jako wartość dodaną wręcz. Plus praca lektora (Rafał Walentowicz), specyficznego, ale niesamowitego moim zdaniem.

Odnośnik do komentarza
Jeśli czepiamy się kogoś, bądźmy choć sami dokładni. Istnieją dwa słowa - "parley" i "parlay" - wymawiane tak samo, a znaczące co innego. Elisabeth Swann w pierwszej części "Piratów" używa bez wątpienia tego pierwszego.

Parley. Sprawa drugorzędna i bez znaczenia w tym przypadku. Najważniejszy jest kontekst w jakim to wyrażenie jest używane we wszystkich trzech częściach. A tłumaczenie z francuskiego na francuski (?) przez polskiego tłumacza było totalnym nieporozumieniem.

To samo, co wyżej. Nazwa okrętu brzmi "Dauntless".

Zwykła literówka i czepianie się z Twojej strony.

Ale tutaj napotykamy problem z Czarną Perłą. Nazwa ta pojawia się w tytule filmu, a zostawienie tytułu: "Piraci z Karaibów: Klątwa "Black Pearl?" stanowczo nie byłoby wskazane.

Generalnie przy I części filmu mało kto używał całego tytułu bo wtedy producenci nie planowali kręcenia kolejnych części. To byli po prostu Piraci z Karaibów. Klątwę Czarnej Perły zaczęto używać w momencie kiedy było już jasne, że powstaną kolejne części.

Przy okazji mam jeszcze pytanko. Jak nazywa się lektor który zazwyczaj czyta filmy romańskie (włoskie, francuskie)? Ma taką specyficzną barwę głosu, nie do podrobienia. Zawsze kojarzył mi się z dzieciństwem i z komediami z Luisem des Funesem.

Filmy z de Funes czytał Mirosław Utta.

 

Przypomniały mi się również dwa nazwiska tłumaczy co do których tłumaczeń trudno się czepiać. Henryk Pijanowski tłumaczył filmy radzieckie a Jan Suzin najlepsze westerny.

Odnośnik do komentarza

Jeśli o mnie chodzi to podobnie jak inni, preferuję filmy nadawane w języku ojczystym bez lektora. Sprawa napisów jest dla mnie jednak kwestią drugorzędną (ale tylko w przypadku oryginału w języku angielskim ;) ). Niestety gro filmów tłumaczonych przez polskie stacje zupełnie traci swój niepowtarzalny klimat (przykład idiotyczny i trywialny, ale nawet Szklana Pułapka w moich oczach straciła niezmiernie dużo). Dlatego cieszy mnie to, że oglądając film na canal+ mogę sobie w większości przypadków wybrać, czy chcę oglądać film z lektorem, czy w języku ojczystym, czy z napisami, czy bez.

 

Prawda jest jednak to, co zostało tu już napisane - nie ma szans, żebym obejrzał jakiś film z napisami w obecności rodziców, którzy po prostu nie są do napisów przyzwyczajeni i po prostu nie są nauczeni podzielności uwagi wymaganej przy jednoczesnym łapaniu kontekstu filmu i ogarnianiu dialogów.

 

Jeśli zaś chodzi o napisy w filmach angielskojęzycznych to raczej staram się ich unikać, ponieważ działają one na mnie rozpraszająco - zamiast skupić się wyłącznie na akcji i oryginalnych dialogach, sięgam po tłumaczenia w napisach i już kilka razy złapałem się na tym, że gubię wątek. A angielski jaki mam taki mam, ale na szczęście do oglądania większości amerykańskich/angielskich produkcji mi wystarcza.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...