Skocz do zawartości

Jak przy pomocy konia obalić Troję?


tio

Rekomendowane odpowiedzi

Korzystając z prezentu w postaci darmowej wersji wracam na stare śmieci. Żadnych updejtów, żadnych łatek, goły CM 01/02

Baza maximum. Ligi: polska, angielska, francuska, niemiecka, włoska, hiszpańska, holenderska.

 

 

 

- Powiem ci Jasiu jak działa cały ten system. Na studiach miałem epizod sędziowski przez pół sezonu. Biegałem po okręgówkowych i A-klasowych polach z gwizdkiem lub chorągiewką a najcelniejszą oceną mojej pracy było chóralne: „sędzia liniowy, powinien pier…ić krowy” w wykonaniu Bandytów z Polanowa. Mój pierwszy mecz sędziowałem jako główny. Byłem tak zakręcony, że myliły mi się kierunki. Odgwizdałem faul w polu karnym będąc pewnym, że to zawodnik atakujący faulował, po reakcji piłkarzy uświadomiłem sobie, że odgwizdałem właśnie pierwszego w swoim życiu karnego. Pojechał jednak z nami na mecz kolega obserwatora, żeby wstawić się za młodym sędzią na progu kariery. Po meczu postawiłem wszystkim wódkę, którą obaliliśmy w lesie pod wioską i dostałem od obserwatora bardzo mocną ósemkę. Tak wygląda najniższa liga Jasiu. W wyższych zmieniają się tylko stawki. Naprawdę myślisz, że można to zmienić?

 

- Nie tylko myślę, jestem przekonany. Tak jak jestem przekonany, że potrafisz to zrobić.

 

- Chyba cię pogięło – roześmiałem się gwałtownie, Jasiu dołączył i po chwili obaj pękaliśmy rechocząc jak żaby na wycieczce w zoo. Omal nie wjechałem w klubowy budynek.

 

Przywitała nas piękna pani Kasia – sekretarka. Rozpięte dwa guziki jej koszuli sprawiły, że zacząłem wierzyć, że nawet jeśli plan się nie powiedzie to zadanie może okazać się całkiem przyjemne. Czas pokazał, że nie pomyliłem się.

 

-Jesteśmy umówieni z prezesem – uśmiechnąłem się najładniej jak umiałem – firma Fijar Dusza.

 

Pani Kasia zaanonsowała nas prezesowi i po chwili z gabinetu wytoczył się niski grubasek w przepoconej koszuli.

 

- Witam panów, jakże się cieszę. Sekretarka wspomniała, że chcieliby państwo sponsorować nasz klub. - Podałem mu fałszywą wizytówkę. Gestem zaprosił nas do swojego gabinetu. Po kurtuazyjnym: jak droga i czego się panowie napiją skomentowaliśmy każdą z czerwonych kartek z wczorajszego meczu z Armenią po czym przystąpiliśmy do sedna.

- Własciwie to nie jesteśmy sponsorami panie prezesie - zaczął Jasiu

 

cdn

Odnośnik do komentarza

Jak na komendę wyjęliśmy swoje legitymacje:

 

- Inspektorzy Talaga i Przewalski, policja. – Prezes Nykiel lekko pobladł ale wydawał się raczej zaciekawiony niż zaniepokojony.

 

- Chcielibyśmy żeby najpierw obejrzał pan ten film – podałem mu płytę, włożył ją do napędu w komputerze a ja zacząłem komentować to co widać na ekranie:

 

- Mężczyzna, który właśnie prezentuje swój goły tyłek to jak pewnie pan zauważył trener pańskiego zespołu. Kobieta pod nim to sekretarka prezesa KSZO. Za chwilę skończą i kobieta wyjmie spod poduszki kopertę, w której jest pięć tysięcy złotych. Jak pewnie pan pamięta przegraliście z KSZO 3-2.

 

- Sugeruje pan, że mój trener sprzedał ten mecz? – Prezes uniósł głos.

 

- Nie tylko ten. Dlatego też mamy dla pana propozycje. Po pierwsze zwolni pan trenera. Nie musi mu pan podawać prawdziwego powodu – nie zostanie aresztowany, przynajmniej na razie. Po drugie nowym trenerem zostanie obecny tu inspektor Przewalski – tu Jasiu wskazał na mnie.

 

- Ale dlaczego? Jak? O co tu chodzi? – Prezes jak widać miał masę pytań.

 

- Przez pierwszy sezon w drugiej lidze zapewne zdążył się pan zorientować, że trzecioligowe przekręty to zaledwie zabawa przy skali tego procederu na zapleczu ekstraklasy. Wszyscy wiedzą, że mecze na potęgę się kupuje i sprzedaje a zamieszani w to są właściwie wszyscy, łączne z sekretarkami prezesów jak widać. Podobno tak musi być i nic się nie da z tym zrobić.

 

- Bo nie da – mruknął prezes.

 

- Ma pan trochę racji; nikt głośno nie powie jak wygląda sytuacja, nie mamy prawa, które umożliwia skuteczne ściganie takich przestępstw i tak dalej. Nie ma świadków, nie ma winnych. Otóż postanowiliśmy rozpracować ten system, znaleźć winnych, zmienić prawo i zamknąć każdego kto kantuje w polskiej piłce.

 

- Panowie oczywiście żartują – prezes się zaśmiał.

 

- Nie. I pan nam w tym pomoże. Zatrudnia mnie pan z dniem dzisiejszym jako nowego menadżera zespołu, klub będzie działał jak do tej pory, w naszym wspólnym interesie jest żebyśmy się utrzymali. Będę prowadził klub jednocześnie zbierając dowody na korupcję w polskiej piłce. Mam oczywiście pana pełne poparcie?

 

- Chyba nie mam innego wyjścia? Ale trener musi mieć licencje, znać się na tej robocie i tak dalej.

 

- Proszę się tym nie martwic – w policji pracują najlepsi fałszerze dokumentów – pokazałem mu swoją licencję trenerską. – To jak, możemy zaczynać? Proszę dziś zwolnić trenera a jutro przedstawi mnie pan drużynie. Zatrzymam się w hotelu. Macie chyba jakiś hotel w Gorzycach?

 

- Tak. Polecam Algo. W takim razie cóż, witam w drużynie trenerze Przewalski.

Odnośnik do komentarza

- Jasiu, cholera, ale co my w ogóle robimy? Co ja robię? – język zaczynał mi się trochę plątać. – Czuję się jak wtyka w jakiejś mafii.

 

- No, tym właśnie będziesz.

 

- Ale ja nie mam pojęcia o trenowaniu!

 

- Wielka mi rzecz: ustawiasz formację, przydzielasz ludzi i na boisko. Piłka to jest prosta gra chłopie. Pomyślałem zresztą, że przyda ci się pomoc, poszukałem więc w necie i zrobiłem ci małą ściągę – wręczył mi kartkę papieru.

 

- Cytaty Kazimierza Górskiego? Jak niby ma mi to pomóc?

 

- To jest cała esencja piłki nożnej. Przykładowo zawodnik pyta cię jak dziś zagramy. A ty na chybił trafił wybierasz ze ściągi zdanie i odpowiadasz: „nasz sztab szkoleniowy doskonale ich rozpracował, więc nie sądzę, by rywale nas czymś zaskoczyli.” Ale ważniejsze jest to co naprawdę masz zrobić: dotrzeć do ludzi, którzy tak naprawdę rządzą piłką, decydują kto ma awansować, kto spaść, to jest twój priorytet. A poza tym wystarczy, że się utrzymasz. Możesz prowokować, sugerować że możesz coś sprzedać lub kupić ale twoje Tłoki muszą być czyste.

 

- Prawdziwy hard core – wtrąciłem.

 

- Nie przesadzaj Mariusz, nie przesadzaj

 

 

 

Tłoki Gorzyce – klub w tym roku obchodzi pięćdziesięciolecie, rozpoczyna właśnie drugi sezon w drugiej lidze. Przez lata obijał się w klasie A i B, w 1974 rozpoczęli dwuletną przygodę w trzeciej lidze, następnie aż do 1990 obijali się między klasą okręgową a międzywojewódzką. Dziesięć lat grali w trzeciej lidze aż rok temu awansowali do drugiej. Moim zadaniem było podtrzymanie najlepszego okresu w historii klubu.

 

Piłkarze nie byli specjalnie zdziwieni, że na treningu powitał ich nowy trener – w końcu rotacje na tym stanowisku to częste zjawisko.

 

Stres pomógł mi opanować Kazimierz Górski.

 

- Panowie, co do szczegółów to niech się wypowiedzą specjaliści. Ja powiem krótko. Naszym celem jest pozostanie w lidze, a przy odrobinie szczęścia powalczenie o coś więcej.

 

- Podobno i tak mamy spaść. – rzucił Bilski, bramkarz

 

- Kto tak powiedział?

 

- Nasz trener, znaczy się pana poprzednik bzyknął podobno jakąś sekretarkę. On to potraktował jako łapówkę a ona się w nim zakochała. Teraz chce się mścić. Namówiła więc swojego szefa aby spuścił nas z ligi.

 

- Zaraz, przecież KSZO awansowało. Po co mieliby bawić się w spuszczanie nas?

 

- A ja mówię o sekretarce Ceramiki.

 

- A, to nie wiedziałem. Zresztą nie dadzą rady. Ale jak się dowiem, że któryś z was wziął coś w łapę to…

 

- Spoko trenerze. Pana poprzednik próbował handlować na boku, mówił nam kiedy mamy odpuszczać ale to tylko psuło atmosferę. Nie będziemy robić nic za pana plecami.

Odnośnik do komentarza

Mój szef, komendant Rzeźnik (jak człowiek ma takie nazwisko to już mu niepotrzebny pseudonim) domagał się raportu na temat zawodników pod kątem „ewentualnej podatności na łapówki”. Niby jak miałbym to stwierdzić po jednym treningu? Napisałem mu maila:

 

Od: mapr@kgp.pl

 

do: rzez@kgp.pl

 

Szefie

 

W kadrze mam 19 graczy. W zeszłym sezonie trener sugerował im odpuszczenie kilku meczy, nie wiem czy dzielił się z zawodnikami dolą. Propozycje takie wpływały jednak na pogorszenie atmosfery bo wielu piłkarzy po prostu kocha swój klub.

 

Bramkarze:

 

Robert Bilski – 28 lat, pracowity, oddany drużynie choć interesuje się nim kilka klubów. Niezłe warunki fizyczne, podstawowy bramkarz w zeszłym sezonie, w tym roku ma konkurencję

 

Krzysztof Petrykowski – 24 lata, potencjalny kapuś, wkurza mnie od początku. Kiepski.

 

Bartosz Rachowski – 22 lata. Początkowo planuję posadzić go na ławce, choć ma potencjał by być lepszy od Bilskiego, o ile sodówka i kasa nie uderzy mu do głowy.

 

Obrońcy:

 

Jacek Madej – 28 lat, może grać na prawej stronie jak i na środku. Głupi ale odważny

 

Marcin Murdza – 24 lata, przyzwoity gracz ale chyba słabo zaaklimatyzowany w drużynie.

 

Anatolij Ławryszyn – 28 lat, Ukrainiec, jedyny cudzoziemiec. Ulubieniec kibiców i poprzedniego trenera. Będę go miał na oku.

 

Zbigniew Sygula – 23 lata, lewoskrzydłowy. Całkiem przyzwoity.

 

Tomasz Wojciechowski – 28 lat, wydaje mi się podejrzany.

 

 

 

Pomocnicy:

 

Bogusław Pacanowski – 30 lat, defensywny pomocnik. Oddany klubowi a klub sporo mu zawdzięcza.

 

Tomasz Szmuc – 26 lat, defensywny pomocnik. Lider drużyny, trochę gwiazduje ale da się go utemperować.

 

Krzysztof Kolaczyk – 21 lat, środkowy pomocnik. Jak sugeruje jego nazwisko: kolaborant.

 

Daniel Konopelski – 25 lat, środek pomocy, niezły drybler, poza tym beznadzieja.

 

Marek Kusiak – 26 lat, ofensywny lewoskrzydłowy. Nie widzę go w składzie.

 

Przemysław Palkus – 20 lat, środek pomocy. Ławka rezerwowych to szczyt jego możliwości.

 

Paweł Szafran – 21 lat, środek. Uwaga jak wyżej.

 

Tomasz Tułacz – 31 lat, środek pomocy, duży wpływ na młodszych kolegów. Dobrze strzela z dystansu. Wierny fan Tłoków.

 

Napastnicy:

 

Marcin Szmuc – 20 lat. Ma zadatki na gwiazdę ale jeszcze nie teraz.

 

Piotr Bański – 21 lat. Podobnie jak Szmuc chce w Tłokach wyrobić sobie nazwisko. Ich rywalizacja może przynieść wiele pożytku. Lub nieodwracalne szkody.

 

Marcin Pacuła – 23 lata. O takich napastnikach komentatorzy mówią „zamiar dobry, wykonanie beznadziejne”.

 

Przydałoby się trochę wzmocnień by walczyć o utrzymanie. Wysłaliśmy oferty do wszystkich, choć trochę umiejących grać w piłkę, piłkarzy bez kontraktu. Odezwę się wkrótce.

 

Przewalski

Odnośnik do komentarza

Niespodziewanie, na rozesłane oferty do bezkontraktowych zawodników pozytywnie odpowiedziało pięciu i 1 lipca 2001 do zespołu dołączyli:

 

Andrzej Kubica – 29 lat, napastnik. Doświadczony gracz, który poprzedni sezon spędził w Urawa Reds strzelając tam 11 bramek. Moim zdaniem pewniak do pierwszego składu.

 

Tomasz Kwedyczenko – 28 lat, bramkarz. Poziom zbliżony do Bilskiego, będą musieli powalczyć o pozycję pierwszego bramkarza.

 

Dariusz Rzeźniczek – 21 lat, lewoskrzydłowy pomocnik. Duża nadzieja.

 

Paweł Wojtala – 28 lat, środkowy obrońca. Najbardziej doświadczony, 12 występów w reprezentacji, na koncie występu w Werderze, HSV i ostatnio w Legii. Kibice są zachwyceni, że udało mi się go pozyskać.

 

Krzysztof Bociek – 27 lat, napastnik. Pewniak do pierwszego składu, również doświadczony.

 

 

 

Byłem bardzo zadowolony z nowych nabytków. Prezes Nykiel podejrzewał jak sądzę, że większość z tych transferów załatwiłem szantażem. Ale chyba tego, że wspomniałem przy rozmowach z Wojtalą, że wiem skąd miał na ostatnią ratę swojego czerwonego BMW nie można nazwać szantażem, prawda?

 

Brakowało nam porządnego prawoskrzydłowego pomocnika. Nie wiedzieć czemu Zagłębie usilnie chciało się pozbyć Andrzeja Niedzielana (lat 22). Wprawdzie nie zrobił oszałamiającego wrażenia ale czułem, że ma przed sobą karierę.

 

Nie miałem zielonego pojęcia o trenowaniu. Wprawdzie zamówiłem na merlinie podręczniki Talagi ale jeszcze nie nadeszły. Cóż, zawsze mogłem liczyć na nieocenionego Kazimierza Górskiego.

 

„Piłka to gra prosta. Nie potrzeba do niej filozofii.”
Skoro tak, to dobrze. Postanowiłem, że będziemy grali zwykłym 4-4-2 z wysuniętymi skrzydłowymi. Nie będziemy bawić się w misterne budowanie akcji, po prostu kick and go. A kto umie walić z daleka niech to robi.

 

Nie wiem czy to z powodu moich wspaniałych rozwiązań taktycznych czy z innych ale zwiał mój asystent Janusz Gierach. A właściwie podkupił go Widzew.

 

- Słuchaj Jasiu, nie mam asystenta. Ty znasz myśli Górskiego i w ogóle ostatnio nieźle ci idzie typowanie wyników u buków więc pewnie znasz się na tym lepiej ode mnie.

 

- A Rzeźnik się zgodzi?

 

- No nie ma wyjścia. Potrzebuję wsparcia, w końcu jesteśmy partnerami. Z tym, że ja jestem szefem. Ty możesz zająć się rezerwami i nadstawianiem ucha.

 

 

 

Wypadało rozegrać kilka meczy towarzyskich by sprawdzić jak w ogóle wyglądamy na boisku. Wybrałem trzecioligowców na sparingpartnerów, lepiej nie zniechęcać się na samym początku.

 

Pierwsza zjawiła się kołobrzeska Kotwica. Wygraliśmy 2-1 a bramki dla nas zdobyli Bociek i Tomasz Szmuc.

 

Pięć dni później, 14 lipca wygraliśmy z Koroną Kielce 3 – 1. Dwie bramki zdobył Kubica, jedną Bociek. W obu meczach bronił Kwedyczenko i spisał się przyzwoicie.

 

Trzeciego sparingu, który był zaplanowany z Gwardią Warszawa nie zdążyliśmy zagrać bo ni z tego ni z owego PZPN zaplanował na ten dzień drugą rundę Pucharu Ligii, w której mieliśmy zmierzyć się z Zagłębiem Sosnowiec.

Odnośnik do komentarza

Podobno niepisane prawo mówi, że Puchar Ligi jest uczciwy. Wszyscy podchodzą do niego na luzie, mocni grają rezerwami, słabi i tak nie dają rady. Rzeczywiście, Choroba – grający menadżer nie przejął się zbytnio, że przegrał u nas 2-0. Ja byłem szczęśliwy jakby to był co najmniej półfinał tych rozgrywek.

 

18.07.2001 II runda Pucharu Ligi

 

Tłoki Gorzyce – Zagłębie Sosnowiec 2- 0

 

Bramki: Krzysztof Bociek (3, 28) (mom)

 

Trzy dni później graliśmy rewanż. Mieliśmy niezłą zaliczkę ale Choroba trochę bardziej na serio podszedł do meczu. Niewiele mu to dało, gdyż w 18 min Konopelski wyprowadził nas na prowadzenie. Zagłebie wyrównało wprawdzie w 23 minucie, ale dwie minuty później dzięki trafieniu Boćka ponownie wyszliśmy na prowadzenie. Tak też zakończyła się pierwsza połowa. Awans mieliśmy właściwie w kieszeni i w drugiej połowie moi zawodnicy nic nie grali i dali sobie wbić dwa gole. Przegraliśmy 2-3 ale w dwumeczu było 4-3 dla nas i przeszliśmy dalej.

 

21.07.2001 II runda Pucharu Ligi – rewanż

 

Zagłębie Sosnowiec – Tłoki Gorzyce 3-2

 

Bramki dla Tłoków: Konopelski (18), Bociek (25)

 

 

W kolejnej rundzie przyszło nam grać ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Na papierze nasz skład wyglądał dużo lepiej niż ich. Ale oni w poprzedniej rundzie wyeliminowali Orlen. Mimo to byliśmy faworytem i potwierdziliśmy to w pierwszym meczu:

 

 

 

25 lipiec 2001 II runda Pucharu Ligi

 

Tłoki Gorzyce – Świt Nowy Dwór Mazowiecki 4-1

 

Bramki: Bociek (7), Wojciechowski (19), Kubica (24, 63) – mom

 

 

 

Po trzech udanych meczach w Pucharze przyszedł czas na debiut w lidze. Na ulicy Piłsudskiego w Gorzycach zjawił się Hutnik Kraków. Myślałem, że sezon kupowania i sprzedawania zaczyna się wiosną, gdy już mniej więcej wiadomo kto będzie kupował a kto sprzedawał. W przeddzień meczu dostałem jednak tajemniczego smsa:

 

Sędzia Małek ma w Krakowie kochankę. Poznał ich prezes Hutnika.
Niech to szlag! Czyżby rzeczywiście była zawiązana przeciw nam spółdzielnia? Zadzwoniłem z tym do Jasia.

 

- Daj na luz. Zobaczymy jak będzie sędziował i wtedy zadziałamy.

 

Małek sędziował dobrze, zresztą nawet gdyby chciał to niewiele pewnie mógłby przeciw nam zdziałać bo po prostu przetopiliśmy Hutnik na surówkę. Wprawdzie zaczęli oni od bramki w 5 minucie ale potem już strzelaliśmy tylko my. Cztery razy:

 

 

 

28 lipiec 2001 II Liga:

 

Tłoki Gorzyce – Hutnik Kraków 4 – 1

 

Bramki: Pacanowski (10), T. Szmuc (17), Bociek (53, 55) – mom

 

Kochanka Małka chyba nie lubi piłki nożnej.

Odnośnik do komentarza

No cóż, to dopiero pierwsza kolejka, ale dzięki temu zwycięstwu kibice mogli zaśpiewać ?mamy lidera?. Być może tylko przez tydzień, ale to i tak o tydzień dłużej niż w zeszłym sezonie.

 

Wysłałem skauta na poszukiwanie młodych, nieskażonych korupcją grajków i pierwszym znalezionym przez niego talentem był Besik Teodoradze ? dziewiętnastoletni prawy pomocnik z Gruzji. Na treningu Niedzielan wpadł na słupek i z podejrzeniem wstrząśnięcia mózgu odwieziono go do szpitala. Matko, co za głupek!

 

W środę czekał nas rewanż ze Świtem, awans mieliśmy w kieszeni więc już dwa dni po przyjeździe Besik zadebiutował w pierwszym składzie. Zagrał całkiem dobrze, a my po bramce Tomka Szmuca wygraliśmy 1-0.

 

Nie popisał się Kubica, który zarobił czerwoną kartkę.

 

1.08.2001 III runda Pucharu Ligi ? rewanż[

 

Świt Nowy Dwór Mazowiecki ? Tłoki Gorzyce 0-1

 

Bramka: T. Szmuc (9)

 

O Bełchatowie od dawna krążyły różne plotki. Po nieudanej próbie powrotu do ekstraklasy w zeszłym sezonie w tym podobno byli gotowi na wszystko. Mieli silny skład i za wszelką cenę nie mogli sobie pozwolić na tracenie punktów z jakimiś nieprzewidywalnymi Tłokami.

 

Edyta mówi że Besik jest Gruzinem

Odnośnik do komentarza
Nad samym brzegiem czystych wód zalewu Słok, w otoczeniu pięknej zieleni pachnących, sosnowych lasów, wkomponowany jest hotel Wodnik. Dzięki otaczającej przyrodzie, każdy Gość hotelu znajdzie chwilę na wyciszenie i doskonałe warunki do relaksu, jak również spokojnej pracy.

 

Po trudach intensywnych szkoleń, czy konferencji każdy z naszych Gości, udając się na spacer brzegiem czystego zalewu wśród szumu sosen, może zapomnieć nie tylko o pracowitym dniu, ale także o gwarze i pośpiechu dnia codziennego.

 

Dodatkowym balsamem dla duszy i ciała będzie oferta centrum rekreacyjnego, gdzie Goście mogą skorzystać z 25-metrowego basenu, 100-metrowej zjeżdżalni, sauny suchej i parowej, solarium siłowni i jacuzzi. W pogodne dni do dyspozycji są także rowery, dwa boiska do piłki plażowej, dwa korty z powierzchnią tartanową oraz boisko do piłki nożnej.

 

Sobie znanymi sposobami kierownik drużyny załatwił nam zniżkę a dla menadżera (czyli dla mnie) słynny Apartament zachodni. Przyjechaliśmy w czwartek wieczorem, w recepcji czekała na nas informacja, że pani dyrektor zaprasza drużynę na uroczystą kolację o dziewiątej.

 

- Bardzo mili ci Bełchatowianie prawda? – zagadnął Jasiu wbijając się w soczysty stek.

 

Prawdziwą niespodziankę sprawiła jednak dyrektorka, która weszła po kilku minutach. Cóż, użyjmy tego banalnego określenia (wszak każde określenie wydaje się w tym miejscu banalne): zatkało nas. Powiedzieć, że była piękna to zdecydowanie za mało. Była zjawiskowa i potwierdzi to każdy z 25 mężczyzn, którzy razem ze mną siedzieli wtedy przy stole. Jej czarna suknia miała niesamowite rozcięcie z boku, które nasze myśli kierowało ku nieprzepartej potrzebie rozwiązania zagadki: czy cokolwiek ma pod nią. Ponieważ usiadła po mojej prawej stronie gotów byłem się założyć, że nie.

 

- Czy mogę panom towarzyszyć?

 

Odpowiedź była oczywista ale wszyscy zgodnym chórem odpowiedzieliśmy:

 

- Ależ oczywiście.

 

Pani dyrektor wyjątkowo dobrze orientowała się w piłce nożnej, była oddaną kibicką GKSu (nawet bardzo oddaną jak się miało wkrótce okazać), była też tak niesamowitą rozmówczynią, że każdemu z nas wydawało się, że przy niej jesteśmy superelokwentnymi mistrzami konwersacji. Któż oparłby się pokusie zaspokojenia ciekawości takiego kibica i nie powiedziałby jaką taktyką zamierza zagrać w sobotnim meczu, kogo wystawić w pierwszym składzie i w jaki sposób zamierzamy powstrzymać Kukulskiego i Patalana. No cóż, ja się nie oparłem.

 

Czas w tak uroczym towarzystwie mijał jak najlepsza randa, ani się obejrzeliśmy a minęła północ. Pierwszy ocknął się Jasiu:

 

- Chyba się trochę zasiedzieliśmy. Zbieramy się panowie, jutro śniadanie o ósmej. Podziękujcie pani dyrektor za pyszną kolację i cudowne towarzystwo.

 

Padło chóralne „dziękujemy” i drużyna karnie udała się do swoich pokoi, Jasiu też gdzieś się ulotnił i zostałem sam z przepiękną dyrektorką (prawdę mówiąc miałem wrażenie, że całą kolację spędziłem z nią sam na sam).

 

- Jak się panu podoba nasz apartament?

 

- Szczerze mówiąc nie zdążyłem go obejrzeć.

 

- Pozwól, że cię po nim oprowadzę – powiedziała szeptem niebezpiecznie się zbliżając. Ujęła mnie pod ramię i poszliśmy na górę.

Odnośnik do komentarza

@tio,

 

Osobiście Pani Dyrektor nie widziałem, recepcjonistki takie sobie, podobnie basen. Co do menu dosyć interesujące, lecz się nie najesz na obiad. Pokoje czyste i zadbane.

 

Ta duża sala konferencyjna dzieli się na dwie mniejsze. Dobra na "balety".

Odnośnik do komentarza

- Czy mogę mieć do ciebie prośbę? – szepnęła zmysłowo.

 

- Oczywiście.

 

-Czy umiesz sprawić, że Tłoki przegrają sobotni mecz? – Trzeba jej przyznać, że była bardzo bezpośrednia.

 

- Ja zawsze gram o zwycięstwo.

 

Usiedliśmy na łóżku. Pachniała jakoś tak…

 

- Zwycięstwo można odnosić na różnych boiskach – wyszeptała mi do ucha.

 

Kazimierz Górski nie pospieszył mi w tym momencie z jakąś celną ripostą. Zamiast niego w głowie zabrzmiał mi Jan Nowicki:

 

„Gol zdobyty na wyjeździe liczy się podwójnie"

Oczywiście, że to była prowokacja z mojej strony i aby to udowodnić dałem chłopakom niezły wycisk na piątkowym treningu a odprawa przedmeczowa przypominała przemowę generała Maximusa przed bitwą z Germanami. Powstrzymałem się jednak przed dodaniem na koniec:

 

„Nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności”

Na boisko wybiegł niemal najsilniejszy skład. Brakowało Kubicy, który pauzował za czerwoną kartkę.

 

W 17 minucie przegrywaliśmy już 3-0. Kwedyczenko wpuszczał dosłownie wszystko. W 25 minucie odpowiedzieliśmy bramką Konopelskiego. Niestety, to było wszystko na co było nas stać. Jeszcze przed przerwą wcisnęli nam (a raczej Kwedyczence) czwartą bramkę.

 

W przerwie beznadziejnego bramkarza zmienił Rachowski i chłopak pokazał, że zależy mu na walce o pozycję pierwszego bramkarza. W 86 minucie był jednak bez szans i Kukulski zdobył swoją drugą bramkę a jego zespół piątą.

 

3.08.2001 - II liga:

 

GKS Bełchatów – Tłoki Gorzyce 5:1

 

Bramka: Konopelski (25)

Odnośnik do komentarza

Zostaliśmy sprowadzeni na ziemię a ósme miejsce w lidze po tej kolejce to i tak niezła pozycja. Następnego dnia zadzwoniła do mnie pani dyrektor.

 

- Jestem twoją dłużniczką. Zadzwoń jeśli będę ci mogła się jakoś odwdzięczyć.

 

- Być może ja będę kiedyś potrzebował punktów. Gdybyś mogła mnie skontaktować z ludźmi, którzy mogą w tym pomóc byłbym ci bardzo wdzięczny.

 

- Zobaczę co da się zrobić – odpowiedziała chłodno i odłożyła słuchawkę.

 

Mecz z Bełchatowem zawalili wszyscy ale konsekwencje dotknęły jedynie Kwedyczenkę, którego wywaliłem z pierwszego składu, na jego miejsce wstawiając Bilskiego.

 

Cały tydzień męczyło mnie niejasne poczucie winy, które jednak przeszło po meczu ze Szczakowianką. Nikt od nich się ze mną nie kontaktował, ja też nie szukałem dojść. O wyniku zdecydować miało jedynie boisko (z tego co mi wiadomo ma się rozumieć).

 

Zaatakowaliśmy od pierwszej minuty i narzuciliśmy Szczakowiance swój styl. W piętnastej minucie objęliśmy prowadzenie, kontrolowaliśmy grę. Kilka kolejnych ataków zakończyło się niecelnymi strzałami. W 39 minucie goście przeprowadzili kontratak i młody Iwański zdobył wyrównująca bramkę.

 

Po przerwie znów ruszyliśmy do zdecydowanych ataków i w 48 minucie bramkę na 2-1 zdobył Niedzielan. Krótko cieszyliśmy się z prowadzenia bo dwie minuty później do remisu doprowadził Wójcik. Po wznowieniu gry ich obrońca Kapciński bezmyślnie odepchnął Boćka za co wyleciał z boiska. Gra w przewadze ułatwiła zadanie Boćkowi, który dwiema bramkami ustalił wynik meczu:

 

11.08.2001 – II Liga

 

Tłoki Gorzyce – Szczakowianka Jaworzno 4 – 2

 

Bramki: Kolaczyk (15), Niedzielan (48), Bociek (61, 73) – mom

Odnośnik do komentarza

Zwycięstwo zadedykowałem kibicom, którzy od prawie dwóch tygodni walczyli z powodzią. Woda nie dosięgła stadionu więc mieszkańcy wsi, zmęczeni walką z żywiołem mogli na chwilę zapomnieć o osobistych troskach.

 

Jagiellonia po trzech kolejkach zajmowała trzecie miejsce, przed tygodniem zremisowała z Lechem. Postanowiłem spróbować wybadać sędziego. Niestety, oficjalnie obsadę sędziowską mogłem poznać w piątek przed meczem. Trudno, postanowiłem zaatakować na bezczela.

 

Kiedy tylko dostałem informację, że sędziować będzie Andrzej Szczełkun zadzwoniłem do Rzeźnika by zdobył dla mnie wszystko co o nim wie. Cóż, od strony kryminalnej sędzia był czysty. Dowiedziałem się tylko, że jeździ srebrną corollą, zapisałem numer rejestracyjny.

 

Zadzwoniłem do dyrektorki z Bełchatowskiego hotelu z prośbą by dowiedziała się wśród swoich białostockich kolegów po fachu, w którym hotelu zatrzymał się nasz sędzia. Po północy oddzwoniła z informacją, że gość zatrzymał się w Cristalu, w pokoju 107. Zadzwoniłem do recepcji z prośbą o połączenie z jego pokojem.

 

- Witam panie sędzio, Mariusz Przewalski z tej strony, menadżer Tłoków. Chciałbym się z panem spotkać jutro rano w sprawie meczu.

 

- Przykro mi, nie znam pana – odłożył słuchawkę.

 

Byłem prawie pewien, że do przekupienia sędziego trzeba użyć bardziej subtelnych sposobów.

 

Tym niemniej mecz zaczął się zaskakująco dobrze dla nas. W 16 minucie nasz napastnik Marcin Szmuc został sfaulowany w polu karnym przez obrońcę. Sędzia oprócz jedenastki pokazał czerwona kartkę Tymie. Karnego na gola zamienił Bociek, a cztery minuty później na 2-0 po indywidualnej akcji podwyższył Tomasz Szmuc. Schodząc na przerwę usłyszałem za soba ciche:

 

- Za chwilę w toalecie.

 

Włączyłem dyktafon, który miałem w kieszeni marynarki i wszedłem do toalety, do której chwilę wcześniej wszedł sędzia Szczełkun.

 

- Proszę potraktować tego karnego i kartkę jako prezent – zaczął bez ogródek. – Po prostu działacze Jagielloni okazali się niewiarygodni. Jeżeli więc jest pan zainteresowany spokojnym kontrolowaniem by w drugiej połowie wynik nie uległ zmianie to jestem gotów wysłuchać pana propozycji.

 

- Panie sędzio, teraz to wygram ten mecz bez pana pomocy.

 

Niestety, nie wygrałem.

 

Po raz kolejny moi zawodnicy za szybko poczuli się zwycięzcami i zagrali po prostu koszmarnie. Choć wierzę, że mimo wszystko udałoby im się dowieźć przewagę do końca meczu. Niestety, reżyserem gry był sędzia Szczełkun.

 

W 60 minucie podyktował wątpliwy rzut wolny tuż przy linii pola karnego. Precyzyjnym strzałem bramkę zdobył Saulenas. Pod koniec meczu w 85 minucie jeden z desperackich kontrataków Jagielloni zakończył się bramką wyrównującą. Remis w meczu, który był wygrany!

 

Dwuznaczny uśmiech sędziego, kiedy schodziłem do szatni uświadomił mi, że sędzia naprawdę może wszystko.

 

18.08.2001 r. – II Liga

 

Jagiellonia Białystok – Tłoki Gorzyce 2 -2

 

Bramki: Bociek (17 – kar.), T. Szmuc (21)

Odnośnik do komentarza

W piątej kolejce zmierzyliśmy się na własnym boisku z radzionkowskim Ruchem. Przeciwnicy byli od nas po prostu lepsi od pierwszej minuty spychając nas do obrony. Na szczęście świetny mecz rozgrywał Bilski (mom), który bronił niemal w każdej sytuacji. Bramka dla Ruchu wisiała w powietrzu choć do przerwy było 0-0. Po zmianie stron napór gości nie zelżał i wreszcie w 55 minucie Janoszka pokonał Bilskiego. Prowadzenie uspokoiło trochę napór Ruchu i my częściej zapuszczaliśmy się pod ich bramkę. Nie przynosiło to jednak efektów. Aż do 87 minucie kiedy to cokolwiek szczęśliwą bramkę na 1 -1 zdobył Bociek. Bardzo szczęśliwy remis.

 

 

 

25.08.2001 – II Liga

 

Tłoki Gorzyce – Ruch Radzionków 1 – 1

 

Bramka: Bociek (87)

 

 

 

W środę czekało nas spotkanie w Pucharze Ligi z wiceliderem grupy A I ligi: Polonią Warszawa.

 

Mecz z Radzionkowem nieźle nas wymęczył i nie wszyscy zdążyli zregenerować siły. Jeżeli Radzionków w sobotę miał nad nami przewagę to Polonia po prostu próbowała nas zmiażdżyć. Biegali dla nas za szybko, podawali za celnie. Ale razili nieskutecznością. My ratowaliśmy się faulami. Już w 6 minucie żółtą kartkę obejrzał Murdza. Szczęśliwy remis utrzymywał się do 39 minuty kiedy po jednym z naszych fauli rzut wolny wykonywał Bykowski. Pięknym strzałem w okienko zdobył prowadzenie.

 

Cóż mogłem powiedzieć zawodnikom w przerwie? Powiedziałem im: „dajcie z siebie wszystko”. A tak, lubię oryginalne powiedzonka.

 

Drugą połowę zaczęliśmy cudownie! W 47 minucie rzut wolny wykonywał Tomasz Szmuc. Piłka odbita od muru wylądowała pod nogami Toli Ławryszyna a ten potężnym strzałem po ziemi zdobył bramkę!

 

Szczęśliwy remis utrzymywał się do 67 minucie kiedy to koronkową akcję Polonii pięknym strzałem głową wykończył Bąk i znów przegrywaliśmy.

 

Ataki Polonii nie ustawały ale w 89 minucie zdarzył się kolejny cud. Piłkę wpadającą na pole karne Czarnych Koszul usiłował wykopać Kuś – zrobił to jednak tak komicznie, że zamiast piłkę kopnął Tułacza (to akurat nie było śmieszne, bo wypadł ze składu na niemal 2 tygodnie). Rzut karny! Bezbłędnie wykorzystał go Bociek. 2-2!

 

Sędzia przedłużył spotkanie o trzy minuty. Polonii to wystarczyło. Wątpliwy faul Syguli na Bykowskim w polu karnym sprawił, że przegraliśmy mecz 3-2.

 

Polonia z pewnością zasłużyła na zwycięstwo. My w całym meczu tylko dwukrotnie celnie strzelaliśmy na ich bramkę (co przyniosło nam dwa gole). Oni oddali 10 celnych strzałów.

 

Iluzoryczne szanse na awans pozostały. Musielibyśmy jednak trafić na zupełnie inną Polonię niż ta dzisiejsza.

 

29.08.2001 – 4 Runda Pucharu Ligi:

 

Tłoki Gorzyce – Polonia Warszawa 2-3

 

Bramki: Ławryszyn (47), Bociek (89 – kar.)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...