Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

W styczniu 2015 roku opuściłem szpital po drugim półtora miesięcznym pobycie praktycznie pod rząd. Udało mi się wytrwać aż do wczoraj...

 

Teraz jest jednak inaczej, skierowanie dostałem już 4 sierpnia, ale "spokojnie", więc pozamykałem wszystkie sprawy, zrobiłem na bieżąco zlecenia, umówiłem się do dermatologa (też miałem skierowanie), zaliczyłem wyjazd, potem wycieczkę na dwa dni do Wawy, które spędziłem świetnie, ale w czasie tamtych dni właśnie zaczęło mi się pogarszać... wróciłem jednak do domu i musiałem jeszcze zaliczyć mecz u siebie. Jest inaczej. Nie przychodzę do szpitala w stanie "ciężkim" jak to zazwyczaj bywało, nie przychodzę też na swój oddział... Wszystko rozgrywa się u mnie w środku, uzewnętrznia się co jakiś czas, ale nie odczuwam tego 24h/dobę, bo podejrzenie to wrzodziejące zapalenie jelita grubego, prawdopodobnie choroba na całe życie (ale można leczyć), heh - która to już, jedenasta? Dwunasta przewlekła? To już mi chyba nie robi różnicy.

 

Jutro mam prawdopodobnie mieć kolonoskopie, prawdopodobnie, bo jeszcze myślą, bo mi płytki krwi spadły jeszcze bardziej, może będziemy toczyć krew, a może się zdecydujemy. Zobaczymy. I wiecie co? Jeszcze nie czuję smutku.

Odnośnik do komentarza

Wczoraj wyszedłem z 5-dniowego ciągu alkoholowego. Wróciła. Jest zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że cała moja miłość była wydmuszką. Tak naprawdę był to lęk. Teraz czuję lęk przed samotnym życiem. Że nikogo nie poznam, że nie poradzę sobie finansowo, że moje marzenia rozpłyną się wraz z jej odejściem. Wiem, że jeśli nie pozbędę się tego lęku, moje obawy się spełnią. 31 idę do psychologa, może coś pomoże.

Odnośnik do komentarza

Bez większych wstępów, aby zakończyć epopeję pt. "timona problemów z robotą" część niewiemktóraalepewnienieostatnia.

 

Dziś moja współpraca uległa rozwiązaniu. Spodziewałem się tego. A mimo to jest mi w cholerę przykro tak z ludzkiego punktu widzenia. Żeby pracować już w byłym miejscu pracy poświęciłem robotę, w której miałem stabilną umowę. Ale chciałem więcej. To jest moja wina niewątpliwie. Podjąłem ryzyko, które się nie opłaciło.

Oczywiście - przyznaję się - nie wyrobiłem zakładanego celu sprzedażowego. Mimo to ciągle słyszałem, że jest ok, że to sprawa rozwojowa. Aż tu nagle w sumie dwa tygodnie temu narracja się zmieniła i miałem jak najszybciej dopiąć sprzedaż, żeby zrobić cel. Nie udało się to. I dziś usłyszałem, że nasza współpraca została zakończona. Trafiłem na gościa, który chyba w sprytny sposób mnie rozegrał. Zdobyłem nowych klientów, przejechałem cały sezon i ma już gotową bazę. Teraz może robić ją sam. Były obiecanki o Warszawie, o jego firmie, w której zajmę istotną rolę. Po części nie podołałem, ale jest mi też przykro z ludzkiego względu, bo czuję się jak ten murzyn co zrobił swoje i może odejść. Nic to - nie załamuję rąk. To musi być dla mnie impuls. W piątek idę z cv po firmach w Nidzicy, a ponadto biorę się w końcu na poważnie za przypomnienie i ogarnięcie niemieckiego. Wtedy może ruszę gdzieś dalej.

Ta robota sporo mi dała - przede wszystkim przećwiczyłem jazdę samochodem i teraz już nie boję się perspektywy roboty za kółkiem. Dała mi trochę więcej wiary w siebie, choć dziś w rozmowie pan szef próbował mnie zbić z pantałyku.

I śmiać mi się chce, bo czuję się trochę roboczo sfriendzonowany - "jesteś gość z potencjałem, umiesz sprzedawać, ale nie przedłużymy współpracy".

 

Zaczynam znów - może nie od zera, ale muszę trochę się cofnąć i nabrać rozpędu. Mam 27 lat - nie mam własnego samochodu, nie mam własnego mieszkania. Coraz częściej zastanawiam się nad tym wszystkim i czuję upływ czasu.

Odnośnik do komentarza

Jedno zdanie w calej tej wypowiedzi mnie rozpierdala.

 

Chcialem wiecej, to moja wina. Czlowieku - kazdy chce wiecej. To jest naturalny i dobry stan czlowieka. Dzieki temu mamy cos takiego jak rozwoj. I powinienes dalej chciec wiecej bo przede wszystkim cie na to stac, zeby miec wiecej - masz mozliwosci. Kazdy, kto trafil do malej firmy ma dwie opcje - albo trafi na szefa ktory pomoze sie zmienic na lepsze (ja mialem tego farta w Irlandii) albo na Janusza Biznesu (z twoich postow wynika, ze to twoj przypadek). Jezeli widzisz i czujesz wyraznie, ze gosc cie wydymal, zagral nieczysto (chociazby ze tego ludzkiego punktu widzenia) to nie jest zenujacym usprawiedliwianiem sie umiejscowienie winy po jego stronie. Bywa i tak, trzeba sprobowac gdzie indziej. Good luck.

Odnośnik do komentarza

Bez większych wstępów, aby zakończyć epopeję pt. "timona problemów z robotą" część niewiemktóraalepewnienieostatnia.

 

Dziś moja współpraca uległa rozwiązaniu. Spodziewałem się tego. A mimo to jest mi w cholerę przykro tak z ludzkiego punktu widzenia. Żeby pracować już w byłym miejscu pracy poświęciłem robotę, w której miałem stabilną umowę. Ale chciałem więcej. To jest moja wina niewątpliwie. Podjąłem ryzyko, które się nie opłaciło.

Oczywiście - przyznaję się - nie wyrobiłem zakładanego celu sprzedażowego. Mimo to ciągle słyszałem, że jest ok, że to sprawa rozwojowa. Aż tu nagle w sumie dwa tygodnie temu narracja się zmieniła i miałem jak najszybciej dopiąć sprzedaż, żeby zrobić cel. Nie udało się to. I dziś usłyszałem, że nasza współpraca została zakończona. Trafiłem na gościa, który chyba w sprytny sposób mnie rozegrał. Zdobyłem nowych klientów, przejechałem cały sezon i ma już gotową bazę. Teraz może robić ją sam. Były obiecanki o Warszawie, o jego firmie, w której zajmę istotną rolę. Po części nie podołałem, ale jest mi też przykro z ludzkiego względu, bo czuję się jak ten murzyn co zrobił swoje i może odejść. Nic to - nie załamuję rąk. To musi być dla mnie impuls. W piątek idę z cv po firmach w Nidzicy, a ponadto biorę się w końcu na poważnie za przypomnienie i ogarnięcie niemieckiego. Wtedy może ruszę gdzieś dalej.

Ta robota sporo mi dała - przede wszystkim przećwiczyłem jazdę samochodem i teraz już nie boję się perspektywy roboty za kółkiem. Dała mi trochę więcej wiary w siebie, choć dziś w rozmowie pan szef próbował mnie zbić z pantałyku.

I śmiać mi się chce, bo czuję się trochę roboczo sfriendzonowany - "jesteś gość z potencjałem, umiesz sprzedawać, ale nie przedłużymy współpracy".

 

Zaczynam znów - może nie od zera, ale muszę trochę się cofnąć i nabrać rozpędu. Mam 27 lat - nie mam własnego samochodu, nie mam własnego mieszkania. Coraz częściej zastanawiam się nad tym wszystkim i czuję upływ czasu.

timon i pamiętaj, że Twoja wiedza i kontakty zostały Ci w głowie, więc jak będzie podobna branża to wiesz gdzie szukać pierwszych klientów.

 

Taka wiedza jest dużo warta.

Odnośnik do komentarza

Podbijam Melera - podjąłeś ryzyko, bo chciałeś więcej i to jest Twój sukces! Ryzyko się nie opłaciło, OK, tak to właśnie jest z ryzykiem, że może albo się opłacić albo nie. Najważniejsze, że spróbowałeś, bo sam dobrze wiesz, że masz taką osobowość, która raczej nie jest skłonna do ryzyka i nie lubi zmian, więc to był duży krok dla Ciebie. Nie wspominaj z rozrzewnieniem poprzedniej pracy, do której chodziłeś jak za karę - stabilna praca nie jest najważniejsza, najważniejsze jest, żebyś był zadowolony z tego co robił i czuł się komfortowo pod względem bezpieczeństwa i finansów.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...