Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

To dość inny rodzaj operacji. Niestety nie da się tego przyspieszyć, bo nie jestem aż tak potrzebujący. A jedno skierowanie = jeden szpital.

 

 

Mam teraz inny problem, jakoś te trzy lata wytrzymam z nieustannym katarem i kaszlem. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, czy to są jakieś żarty z mojego życia? Jakieś próby czy co jeszcze? Trzy chemioterapie wstecz wyniki mnie olśniły, miałem dwieście tysięcy płytek krwi! (przy normie minimum 150 tys, krzepniecie od 30 tys), mówię sobie, że to pewnie jednorazowy wybryk, ale dwie chemie wstecz... poziom lekko spadł, no to zacząłem się przygotowywać, lekkie biegi, ćwiczenia nóg, dbanie o kondycję, chociaż nogi bolały jak cholera, bo wychodzą żyły, pękają naczynia, ale po trochu trochu było coraz lepiej. Chemię wstecz, dalej ponad 150 tysięcy... no to zdecydowałem się iść pograć wreszcie w piłkę. Po 2,5 roku przerwy. Nie wiedziałem w sumie co dla mnie lepsze czy więcej biegania czyli gra w polu czy jednak więcej obić stojąc na bramce, ale ostatecznie rozum wygrał z sercem... Lata już nie te, więc wariactwa we mnie coraz mniej, poszedłem po prostu z kumplami pokopać sobie bez celu na orliku, bronił ktoś inny. Po powiedzmy 20 uderzeniach już mnie bolała stopa, straciłem swój stary atut - silne uderzenia z dystansu, precyzja też wołała o pomstę do nieba... tragedia, ale sukces to droga małych kroczków, nie? Odpocząłem kilka dni, oczywiście noga bolała, zakwasy, bóle mięśni, pęknięte naczynka...minął tydzień, na nogach trochę siniaków jest, idę na chemię... płytki krwi 45 tysięcy. No kurwa, czemu?

Odnośnik do komentarza

Adrian,

spójrz szerzej.

 

to, że kopniesz kilka razy piłkę i znowu wyniki idą na dno, to rzeczywiście dla Ciebie powód do radości? patrząc na Twój staż w chorobie wydaje mi się, że jednak powinieneś się cieszyć z tego, że masz te 200tyś i dbać o to jakby stał się cud, poparty Twoją ciężką pracą i wyrzeczeniami. Zdając sobie sprawe z powagi sytuacji, powinieneś jednak chyba zmienić tryb życia, o ile chcesz żyć możliwie jak najdłużej.

 

no chyba, że Twoje motto brzmi "żyj szybko, umieraj młodo". odstawiałem wiele rzeczy ze względu na czy to stan zdrowia, sytuację rodzinną, duże ego czy źle podjęte decyzje. z czasem człowiek docenia to co ma, w szczególności, kiedy wiele razy wszedł już do tej samej rzeki. mądrzy ludzie(życiowo) wyciągają wnioski, po Twoim kolejnym wpisie albo Tobie tej mądrości brakuje albo masz kurewsko wielkie ego.

Odnośnik do komentarza

Hmm, ale kopanie piłki nie obniża tego poziomy płytek krwi. Gdybym nie myślał o konsekwencjach i nie stosował wyrzeczeń to już dawno bym był na tamtym świecie ;) Ja właśnie wiele wyrzeczeń i pracy wykonuję, aby podnosić komfort i poziom swojego życia i zdrowia. Kiedy więc dochodzę 2-3 miesiące do tego poziomu płytek krwi (bo jest też szereg innych spraw) to chcę to wykorzystać, bo może więcej nie będę miał szansy? No bo po co innego mi wysoki poziom płytek? No nic, żyć normalnie bez tego mogę.

 

Tak jak pisałem każda moje decyzja o wyjściu na imprezę, wyjazd, mecz, piłkę czy cokolwiek to szereg burzy w moim mózgu, analizy ostatnich wyników, samopoczucia, stanu fizycznego i tak dalej, nauczyłem się "czuć" organizm, kiedy dam radę ,a kiedy muszę zostać w chacie i odpocząć.

 

Druga strona medalu to właśnie, że dbanie o siebie, o swoje zdrowie i dążenie do najlepszych rezultatów... żeby tylko przeżyć swoje życie bez żadnych wspomnień... to nie dla mnie. Ja mam jeszcze wiele do spełnienia i do udowodnienia na tym świecie ;).

Odnośnik do komentarza

Bez jednych na pewno ;)

 

No popatrz na przykładzie, z tego co pamiętam interesujesz się Warhammerem i malujesz figurki i potem bierzesz udział w bitwach? No to pewnego dnia dowiadujesz się, że masz nietypową alergie na farbę do nich i każde dotknięcie figurki = wylew podskórny. Nie ma zamiennika dla tej farby. Ale możesz brać antidotum dzień w dzień, raz na trzy tygodnie dostawać kroplówki, musisz nieźle się odżywiać, dbać o siebie i robić wyniki. Okazuje się, że po 2 latach, poziom alergii spadł na tyle, że możesz sobie pomalować jedną armię i wziąć udział w jakiejś bitwie, bez żadnych konsekwencji zdrowotnych. Bierzesz udział czy nie? Miesiąc później okazuje się, że poziom alergii znowu wzrósł, ale dalej tym samym sposobem co się leczyłeś masz szansę raz na jakiś czas bez żadnych konsekwencji zdrowotnych malować i brać udział w bitwach. Co robisz?

Odnośnik do komentarza

 

 

Bierzesz udział czy nie?

po pierwszej takiej wiadomości na pewno tak, ile razy dochodziłeś już do "normalnego" stanu?

 

 

 

bez żadnych konsekwencji zdrowotnych malować i brać udział w bitwach. Co robisz?

wypierdalam figurki/komputer/cokolwiek co może mnie zabić jak najdalej.

Odnośnik do komentarza

 

Bierzesz udział czy nie?

po pierwszej takiej wiadomości na pewno tak, ile razy dochodziłeś już do "normalnego" stanu?

 

 

bez żadnych konsekwencji zdrowotnych malować i brać udział w bitwach. Co robisz?

wypierdalam figurki/komputer/cokolwiek co może mnie zabić jak najdalej.

 

 

1. W gimnazjum/liceum grałem do poziomu A klasy, ale nie miałem diagnozy, miałem farta, że nic mi się poważnego nie stało, ale wtedy też byłem w niezłej formie. Po 19 roku życia i wszelkich komplikacjach do piłki wracałem kilka razy. Brałem udział nawet w uniwersyteckiej lidze futsalowej (w ataku grałem akurat wtedy), w turniejach kibiców, no i normalne gierki na orlikach. Ostatni raz grałem (i to na bramce) 2,5 roku temu w styczniu jakoś, potem miałem słabe wyniki, dużo pracy, a potem trafiłem znowu na 3 miesiące do szpitala no i po szpitalu minął rok z hakiem aż znowu wróciłem do dyspozycji.

 

 

2. Nie zabije Cię, już pisałem, że jak będziesz się stosował do zaleceń to raz na jakiś cza bez konsekwencji możesz się realizować.

Odnośnik do komentarza

Bez jednych na pewno ;)

 

No popatrz na przykładzie, z tego co pamiętam interesujesz się Warhammerem i malujesz figurki i potem bierzesz udział w bitwach? No to pewnego dnia dowiadujesz się, że masz nietypową alergie na farbę do nich i każde dotknięcie figurki = wylew podskórny. Nie ma zamiennika dla tej farby. Ale możesz brać antidotum dzień w dzień, raz na trzy tygodnie dostawać kroplówki, musisz nieźle się odżywiać, dbać o siebie i robić wyniki. Okazuje się, że po 2 latach, poziom alergii spadł na tyle, że możesz sobie pomalować jedną armię i wziąć udział w jakiejś bitwie, bez żadnych konsekwencji zdrowotnych. Bierzesz udział czy nie? Miesiąc później okazuje się, że poziom alergii znowu wzrósł, ale dalej tym samym sposobem co się leczyłeś masz szansę raz na jakiś czas bez żadnych konsekwencji zdrowotnych malować i brać udział w bitwach. Co robisz?

Ja rozumiem, że to nie jest proste, ale... ale żyjemy nie tylko dla siebie. Jak mógłbym spojrzeć w oczy żonie... albo synowi po tym, gdybym naraził swe życie dla uprawiania hobby? Figurki są megafajne, ale... no mam też inne zainteresowania. A z Warhammerem i tak bym się nie rozstał: są książki, są gry...
Odnośnik do komentarza

nie uważasz, że taka realizacja rodzi frustrację?

 

 

Rodzi. Ale nie dążenie do tego też. No bo po co mam ćwiczyć, pracować nad sobą, suplementować witaminy, jeść odpowiednie żarcie... jak to nie ma żadnego celu? Realizacja --> Cel nawet jak to się zapętla...

 

 

Bez jednych na pewno ;)

 

No popatrz na przykładzie, z tego co pamiętam interesujesz się Warhammerem i malujesz figurki i potem bierzesz udział w bitwach? No to pewnego dnia dowiadujesz się, że masz nietypową alergie na farbę do nich i każde dotknięcie figurki = wylew podskórny. Nie ma zamiennika dla tej farby. Ale możesz brać antidotum dzień w dzień, raz na trzy tygodnie dostawać kroplówki, musisz nieźle się odżywiać, dbać o siebie i robić wyniki. Okazuje się, że po 2 latach, poziom alergii spadł na tyle, że możesz sobie pomalować jedną armię i wziąć udział w jakiejś bitwie, bez żadnych konsekwencji zdrowotnych. Bierzesz udział czy nie? Miesiąc później okazuje się, że poziom alergii znowu wzrósł, ale dalej tym samym sposobem co się leczyłeś masz szansę raz na jakiś czas bez żadnych konsekwencji zdrowotnych malować i brać udział w bitwach. Co robisz?

Ja rozumiem, że to nie jest proste, ale... ale żyjemy nie tylko dla siebie. Jak mógłbym spojrzeć w oczy żonie... albo synowi po tym, gdybym naraził swe życie dla uprawiania hobby? Figurki są megafajne, ale... no mam też inne zainteresowania. A z Warhammerem i tak bym się nie rozstał: są książki, są gry...

 

 

No, ale już napisałem, że groźne to by było gdybyś a) malował wtedy gdy masz wysoki poziom alergii b) nie trzymał się zaleceń. Poza tym raz na x czas mógłbyś do tego wrócić. Też mam inne zainteresowania, lubię grać w gry, czytać książki, nawet uczyć się niektórych przedmiotów na tych studiach ;) ale czuję, że trochę psychika nie idzie w parze z ciałem, bo wysiłek fizyczny, adrenalina daje mi spełnienie, nawet jeśli chwilowe.

Odnośnik do komentarza

@jmk - skoro wiesz, że 2 - 3 miesiące zajmie Ci dojście do stanu w którym możesz pójść pograć w piłkę i wiesz, że po tej piłce wyniki znowu Ci spadną to pytanie: po cholerę wyżalasz się na to w kąciku depresyjnym?

 

Skojarzyło mi się z oszczędzaniem kasy przez cały rok (i odmawianiem sobie w związku z tym wielu drobnych przyjemności) na wakacje. A po powrocie z urlopu żaleniem się w kąciku, że znowu muszę zacisnąć pasa.

Odnośnik do komentarza

 

jak to nie ma żadnego celu?

jak to nie ma ? czyli Twoim celem nie jest żyć i cieszyć się chwilami z najbliższymi? brzmisz tak jakbyś sztucznie pompował sobie cele typu "dokoksuję płytki krwi, pojadę na wyjazd/pojdę na tajski = jestem zajebisty"

 

 

Jest. I dlatego robię masę innych rzeczy do tego, a tu pisałem tylko o płytkach krwi. Niski ich poziom nie przeszkadza mi w życiu codziennym z bliskimi, no poza wyglądem boksera po walce ;) Bo wystarczy, że się lekko uderzę i już mam siniaki. Może nie, że jestem zajebisty, ale jestem szczęśliwy, że udało mi się postawić się do poziomu, że mogę to zrobić, bo czuję się w momencie tych wydarzeń szczęśliwy.

 

@jmk - skoro wiesz, że 2 - 3 miesiące zajmie Ci dojście do stanu w którym możesz pójść pograć w piłkę i wiesz, że po tej piłce wyniki znowu Ci spadną to pytanie: po cholerę wyżalasz się na to w kąciku depresyjnym?

 

Skojarzyło mi się z oszczędzaniem kasy przez cały rok (i odmawianiem sobie w związku z tym wielu drobnych przyjemności) na wakacje. A po powrocie z urlopu żaleniem się w kąciku, że znowu muszę zacisnąć pasa.

 

Chyba coś źle napisałem. No właśnie nie wiem, samo granie w piłkę nie wpływa na spadek płytek krwi. Tam jest tyko przyczyna - skutek, że jeśli mam niskie płytki to mogę dostać wewnętrznego krwotoku i bęc, dlatego nie gram jak mam niskie płytki. Chodzi o to, że doprowadzam się pośrednio (bo bezpośrednio się nie da) do stanu, gdzie mam wysokie płytki (jak na mnie), czekam x czasu czy jest to unormowane, idę grać w piłkę, raz czy więcej czasem i nie wiem po tygodniu, dwóch, miesiącu, znowu nagle płytki lecą z hukiem jak o podłogę, głównie chociażby z powodów infekcji, a nie grania w piłkę. Czemu o tym piszę? Bo to mnie wkurza, dostarcza frustracji i powoduje we mnie smutek, że nawet jakbym bardzo się nie starał, uważał i tak dalej to z przyczyn niezależnych w sumie ode mnie znowu uderzam o glebę.

Odnośnik do komentarza

hmm, ja to odbieram trochę tak, że jmk szuka jakieś aprobaty do swoich działań, że dobrze robi, że walczy, że próbuje spełniać jakieś marzenia (mniejsze bądź większe).

 

To trochę jak z pytaniem o kupno czegoś. Szukam auta, musi mieć blablabla... w kwocie max ileś tam. Upatrzyłem sobie takiego i takiego Forda, oglądałem, fajny, ładny i w ogóle, co sądzicie, chyba go kupie? I teraz kilka odpowiedzi, że awaryjny, że nie kupuje się aut na F ;) że widać, że lakierowany, przebieg coś podejrzanie niski, że to, że tamto, a ta osoba dalej brnie i oczekuje, że w końcu ktoś napisze, tak, kup, będziesz zadowolony i kupi sobie tego swojego wymarzonego Forda i po zakupie będzie przeszczęśliwa. Czy będzie zadowolona na dłuższą metę i nie będzie miała z nim problemów? Czas pokaże... Pytanie, czy może sobie pozwolić na poniesienie kosztów ewentualnych problemów?

 

Pytanie, czy gra jest warta świeczki, natomiast na nie, chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego jmk zdrowia.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Czuję się dziwnie, że tu piszę. Nie będę Wam opisywać całego swojego problemu, ponieważ wstydziłbym się o tym wszystkim pisać. Mam tylko pytanie. Czy ktoś z Was lub waszych znajomych cierpiał na głębokie stany depresyjne na drugi dzień po spożyciu alkoholu? Nie mówię o wielkich dawkach, chodzi o kilka piw. Nie chodzi mi o zwykłego kaca, tylko o stan, w którym nie kontrolujecie swojego zachowania, ponieważ tak bardzo boli wszystko, co w normalnych warunkach boli tylko trochę. W takich chwilach nachodzą mnie myśli samobójcze, bardzo intensywne wizje śmierci. Odczuwam silne pragnienie bycia pozostawionym, żeby bliscy odeszli ode mnie i mógłbym pogrążyć się w swoim smutku i poczuciu beznadziei.

 

Ostatnio kłócę się potwornie z moją dziewczyną, co może potęguje ten stan, ale z tego co pamiętam, zaczęło się to jeszcze w weselszym okresie.

 

Nie proszę o radę "nie pij" czy "postaraj się nie pić". Staram się, piję moim zdaniem stosunkowo rzadko. Pracuję ostatnio po 13-16 h dziennie, rano robię grant naukowy, a wieczorem mam gównianą pracę na infolinii (gorzej, rejestruję szkody w towarzystwie ubezpieczeniowym), bo jestem idiotą i nie potrafię sobie znaleźć pracy, w której mógłbym robić coś, do czego mam kompetencję. Zamiast tego pełnię obowiązki, które z sukcesem mogłaby wykonywać małpa, gdyby nauczyć ją języka polskiego i obsługi komputera. W każdym razie, żeby wstać rano muszę położyć się od razu po pracy, co ułatwia alkohol - nie piję codziennie, tylko w takich sytuacjach, gdy gonitwa myśli nie pozwala mi zasnąć. Ponadto piję po kłótniach, które zajmują nam codziennie długi czas. Przez to prawie nie sypiam. W sumie więc nie wiem, o co proszę. Może chciałem sobie coś takiego napisać? \

 

Przepraszam za taki beznadziejny post. Może wkrótce zdobędę się, żeby opisać Wam całą sytuację - rozumiem, że to, co napisałem jest okropnie mętne. Trudno mi jest porozmawiać z kimś bliskim na ten temat. Rodzicom nie powiem, mam z nimi ostatnio beznadziejny kontakt, widujemy się raz na 3 miesiące. Mój najlepszy przyjaciel ma swoje demony, leczy się z alkoholizmu. Dziewczynie, którą dotąd uważałem za moją bratnią duszę, mówię o tym, ale z różnych przyczyn nie może mi pomóc, ciągle się kłócimy.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...