Skocz do zawartości

[FM 2008] Zgubne skutki


Profesor

Rekomendowane odpowiedzi

Dysklejmer: Po pierwsze, primo, to moja pierwsza kariera w FM 2008, więc nie spodziewajcie się cudów. Mało tego, nie przepowiadajcie cudów, bo to cholernie irytujące jest. Po drugie, primo, to moja pierwsza kariera w FM 2008, więc proszę się nie śmiać, kiedy będę odkrywać rzeczy dla wszystkich oczywiste. Po trzecie, primo, to moja pierwsza kariera w FM 2008, więc nie gwarantuję, jak długo wytrzymam nerwowo. Ergo, po czwarte, primo, ten opek nie chce być donikąd przenoszony przed ukończeniem roczku czasu gry.

 

[wzorek mode on]

* ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *

[wzorek mode off]

 

Niniejszego opka sponsoruje słówko:

 

komunał «zdanie lub powiedzenie pozbawione istotnej treści, ogólnie znane»

 

[wzorek mode on]

^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^ -- ^

[wzorek mode off]

 

Jest pogodny, letni ranek. Z głębokiego snu budzi się trzech mężczyzn i dla każdego z nich wstający dzień trzyma w zanadrzu zgoła odmienne doświadczenia.

 

Pierwszego mężczyznę budzi zjedzony wieczorem falafel, który, przywabiony łagodnym kołysaniem wszechświata, koniecznie chce wyjrzeć i sprawdzić, co się dzieje. Pod zapuchnięte powieki wdziera się niepokojący obraz faceta w waciaku, kufajce i gumiakach, cerującego podarte sieci i nucącego pod nosem w niezrozumiałym języku. Mężczyzna powoli podnosi się na kolana, rozgląda dookoła, i ledwie dociera do niego, że znajduje się na kutrze rybackim, gdy przerażony falafel wyrywa się na wolność. Odgłosy pożegnania z bobem fava przywabiają kolejnego osobnika, tym razem w niegdyś jadowicie żółtym sztormiaku. Mężczyzna na próżno usiłuje zrozumieć jego szeleszczące słowa:

 

— Jendrek, przypilnuj bidoka, żeby za burte nie wypad. Mizerniejszy od Poznaniaka, ale słowo przy wódce rzecz świenta — wzdycha głęboko, jak gdyby był z czegoś bardzo niezadowolony, lecz zaraz jego twarz się rozchmurza. — No, najważniejsze, że liczba ronk na pokładzie się zgadza, zanim dopłyniemy na łowisko, przyuczy sie go do roboty.

 

Z drugim mężczyzną sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż przez dłuższą chwilę sam nie wie, gdzie się znajduje. Początkowo dociera do niego tylko tyle, że wciąż kręci mu się w głowie, a działające w trybie awaryjnym synapsy zapychają mu świadomość wizjami kiszonych ogórków i pięćdziesiątki w charakterze tradycyjnego klinika. Z czasem mgła ustępuje mu sprzed oczu, a to, co widzi, nieszczególnie mu się podoba. Kraty w oknach, krata zamiast drzwi, dwie prycze przykryte wytartymi kocami i wystraszony recydywista o wyglądzie zawodowego boksera w kącie pomieszczenia, ocierający wytatuowanym przedramieniem krew sączącą mu się z nosa.

 

Na dźwięk najpopularniejszego polskiego słowa, powtarzanego czule niczym imię kochanki, odpowiada odgłos podkutych butów i po drugiej stronie kraty staje śniadolicy osobnik w mundurze. Trzymanym w jednej dłoni kluczem gmera w zamku, drugą podaje szklaneczkę, z której unosi się życiodajny aromat C2H5OH. Podczas gdy mężczyzna resetuje system, przymykając z rozkoszą oczy, mundurowy prowadzi go korytarzem o odrapanych ścianach do pomieszczenia, gdzie czeka paru innych, podobnie ubranych ludzi. Na jego widok uśmiechają się szeroko, półgłosem wymieniając uwagi:

 

— Takie chucherko, pomyślałby kto...

 

— Z Polakami trzeba uważać, widziałeś, co zrobił z Krwawym Pepe?

 

— Jak chcesz się umyć — odzywa się łamaną angielszczyzną najgrubszy z nich, co w służbach mundurowych całego świata nieodmiennie idzie w parze z najwyższym stopniem służbowym, — łazienka jest za tymi drzwiami. O zarzuty się nie bój, tu sami kibice, zresztą sędzia również. Za tę celę przepraszam, nie wiedzieliśmy, czy masz w mieście nocleg, a u nas akurat było wolne miejsce. A jak się doprowadzisz do porządku, zawieziemy cię do klubu. Stylowo, na sygnale i ze światłami.

 

Trzeci mężczyzna powoli otwiera sklejone piaskiem oczy. Tupot mew na Praia da Senhora da Rocha byłby nie do zniesienia dla jego zbolałej głowy, lecz na szczęście spoczywa ona na pulchnym biuście jego osobistej sekretarki, która już od kilku minut znacząco nim faluje.

 

— Musimy wracać do klubu, panie prezesie, za godzinę mamy konferencję prasową.

 

— A pfffossooo... — pyta nieśmiało. — Pszesiesz sssą wachasssje...

 

— Przedstawia pan dziennikarzom nowego menedżera, panie prezesie - odpowiada sekretarka.

 

— My jussszz mamy meneszerrra...

 

— Niestety przegrał go pan wczoraj w karty, panie prezesie - wyjaśnia spokojnym głosem sekretarka. — Na szczęście ten miły Polak, z którym pił pan przez całą noc, zgodził się go zastąpić.

 

— Deusz meusz — jęczy mężczyzna niczym Golum przydepnięty przez enta — Sssoo ja narofiłem...

 

— Ostrzegałam, durniu, żebyś nie pił wódki z Polakami — syczy bezgłośnie sekretarka, która wciąż jeszcze żywi urazę do całego świata, że ominęła ją taka impreza. — A teraz spróbujemy się podnieść. Jedna ręka, druga ręka, tylko ostrożnie, panie prezesie...

 

FM: 8.0.2 117931(m.e. v.665)

DB: Medium (8.0.0)

Ligi NORMAL: 28/8: Anglia (1-6), Francja (1-4), Hiszpania (1-3), Niemcy (1-4), Polska (1-2), Portugalia (1-3), Rosja (1-2), Włochy (1-4)

Ligi BASIC: Brak

Zachowani piłkarze: Brak

Dodatkowe pliki: Bomboniera Mega Supa 1.0 © Prof 2007

Zasady: HC

Odnośnik do komentarza

Klub Grupa Desportivo de Lagoa powstał 12 stycznia 1971 roku, gdy paru znudzonych wylegiwaniem się na plaży tubylców postanowiło "take it to the next level" i podczas spotkania u miejscowego fryzjera założyło klub piłkarski. Grunt pod pół boiska dał szef lokalnej policji, drugie pół jego sąsiad i tak się zaczęło. Lokalne ambicje długo pozostawały lokalnymi, aż w sezonie 2006/2007 zespół nieoczekiwanie dla wszystkich wywalczył awans do trzeciej ligi. Parę dni później autor tego sukcesu, pan Joaquim Mendes, dokonał nieoczekiwanej zmiany zainteresowań zawodowych, a jego miejsce zająłem ja — skromny polski naukowiec, dorabiający sobie w wakacje na atlantyckim kutrze rybackim.

 

Na całe szczęście absolutnie nikt w klubie nie miał złudzeń co do szans na pozostanie w II Divisão Série D i prezes António Costa, kiedy już doszedł do siebie po ekstrawagancjach związanych z nocnym wypadem na miasto, oświadczył, że przez najbliższe dwa lata zespół ma się cieszyć udziałem w rozgrywkach trzecioligowych. Musiałem mu oddać, że mierzył siły na zamiary — 275 euro tygodniowo, jakie przeznaczył na utrzymanie swojego nowego menedżera, było może i zgodne z oczekiwaniami, ale budżet płac dla całego zespołu ustalił na poziomie 3.100 euro tygodniowo, z czego już teraz wykorzystane było niemalże 2.200. W klubowej kasie było zaledwie kilka tysięcy euro, tak więc brak funduszy na transfery także mnie nie zdziwił.

 

Stan klubowych finansów był całkiem zrozumiały, gdyż jego mecze oglądać mogło zaledwie 1.000 kibiców, choć na plus trzeba było zaliczyć fakt, że dla każdego przeznaczono gustowne krzesełko. Jasne było, że dochody z biletów nie stanowiły głównego źródła dochodów GD Lagoa, ale byłoby to trudne, skoro w miasto liczyło sobie 6.000 mieszkańców, a całe concelho raptem 24.000. Całe dochody klubu stanowiła w tej sytuacji roczna umowa sponsorska z Intermarche w wysokości 18.120 euro na sezon.

Odnośnik do komentarza

Skoro już miałem stoczyć walkę o utrzymanie bez wzmocnień, bo i niby za co miałbym ich dokonać, wypadało przekonać się, z kim przyjdzie mi to robić. Współpracowników miałem raptem trzech, a brak wśród nich scouta jasno pokazał po raz kolejny, że w tym sezonie transfery nie będą klubowym priorytetem. Moim asystentem był Hugo Gabriel (30; Portugalia), który w parominutowej rozmowie pokazał, że jest całkiem niezłym specem od taktyki. Do pomocy miałem też jednego trenera, Fernando Manuela Aurélio (33; Portugalia), specjalistę od treningu defensywnego, oraz fizjoterapeutę José Machado (29; Portugalia), który dorabiał w klubie po godzinach, gdyż na etacie zatrudniony był w jednym z miejscowych kurortów. Wszyscy gówniarze byli ode mnie młodsi.

 

W takiej sytuacji pozostało mi liczyć na to, że zawodnicy pierwszego zespołu będą wystarczająco dobrzy, by przynajmniej nawiązać walkę o utrzymanie. Dlatego też gdy wyszedłem na boisko treningowe, gdzie czekała na mnie cała drużyna, odetchnąłem z ulgą — przynajmniej liczbowo nie miałem się czym martwić.

 

Bramkarzy w składzie miałem trzech, w tym jednego, którego nie powstydziłby się żaden zespół ekstraklasy, zresztą mój asystent uznawał go za największą gwiazdę zespołu. Był to Marco Botelho (31, GK; Portugalia), wychowanek i wieloletni gracz Belenenses, który w GD Lagoa próbował odbudować swoją karierę. Jego zmiennikiem był młodziutki Nuno Vicente (17, GK; Portugalia) i zarówno on, jak i junior Paulo Estrela (16, GK; Portugalia), absolutnie nie dorównywali mu umiejętnościami.

 

W obronie nie było już tak wesoło. Spośród defensorów najlepiej prezentowali się Pedro Júlio Freitas Loureiro (26, DC; Portugalia) i Dário Guerreiro (33, DL; Portugalia), podczas gdy pozostali jedynie przy bardzo optymistycznych założeniach nadawali się do gry w trzeciej lidze. Na prawej obronie grać mogli Gualter Bilro (21, DR; Portugalia), którego zdjąłem z listy transferowej, oraz Nilson (16, DR; Portugalia), a po drugiej stronie boiska do mojej dyspozycji był jeszcze Jonas (16, DL; Portugalia). Jedynie środek obrony obsadzony był w miarę licznie — Carlos Barreto (15, DC; Portugalia), Bruno Costa (16, DC; Portugalia), Divaldo (16, DC; Portugalia), Rui Pereira (15, DC; Portugalia) i Hugo Eleutério Martins Valdez "Tero" (24, DC; Portugalia) pozwalali mi przynajmniej nie obawiać się o plagę kontuzji.

 

Z pomocnikami nie było już tak wesoło. Na lewym skrzydle jedyną dostępną opcję stanowił Mário (16, AML; Portugalia), na prawym zaś Jaime Cabral (16, AMR; Portugalia) i Bruno Figueiras (16, AMR; Portugalia) musieli entuzjazmem pokrywać absolutny brak doświadczenia. Nie inaczej było na środku pomocy — Filipe Carvalho (15, MC; Portugalia), André Araújo (16, MC; Portugalia), Marco Guimarães (16, MC; Portugalia) i Alfredo Alves (16, MC; Portugalia) nie gwarantowali zdominowania drugiej linii jakiegokolwiek rywala.

 

W tej sytuacji posiadanie aż siedmiu napastników było dla mnie sporym zaskoczeniem. A był wśród nich drugi najlepszy zawodnik Lagoy, Gwinejczyk Sadjó Baldé (32, ST; Gwinea Bissau), na którym spoczywać będzie główny ciężar zdobywania bramek dla klubu. Na nikogo innego liczyć w tym względzie nie mogłem — João Boiças (22, ST; Portugalia), Roberto Vilar (30, ST; Portugalia), Abel Vieira (16, ST; Portugalia), Pedro Tavares (16, ST; Portugalia) i Joaquim Simão (15, ST; Portugalia) byli przy nim tylko statystami.

 

Poprzydzielałem więc zawodnikom i trenerom nowe obowiązki, Sadjó zaproponowałem dwuletni kontrakt z klubem, a potem zabrałem się za sprawy organizacyjne. Wypadało załatwić parę sparingów, by nie przystępować z marszu do meczów o punkty, zastanowić się nad taktyką na mój debiutancki sezon, a także i poszukać w przepisach rozgrywek trzecioligowych wyjaśnienia powodu, dla którego spora grupa moich zawodników nie była uprawniona do gry w lidze. Przy okazji zajrzałem na parę portali futbolowych, gdzie znalazłem informacje o paru wakujących posadach reprezentacyjnych. A że ułańskiej fantazji mi nigdy nie brakowało, z klubowego faksu wysłałem swoje CV do federacji piłkarskich Armenii, Australii, Beninu, Kuwejtu i Tajwanu.

Odnośnik do komentarza

Skoro nie miałem najmniejszych szans na permanentne wzmocnienie składu, postanowiłem poprosić prezesa o nawiązanie współpracy z jakimś większym klubem — jakikolwiek zawodnik z pierwszej czy drugiej ligi w Lagoa z miejsca stałby się gwiazdą. Zakontraktowałem też aż sześć meczów towarzyskich z lokalnymi klubami amatorskimi, Padernense, Farense, Lusitano VRSA, Silves, 1° Dezembro oraz Almancilense, gdyż tylko tacy rywale dawali nam szansę na zwycięstwo i podniesienie morale zespołu.

 

W kilka dni przedłużyłem kontrakty z Sadjó, Nuno Vicente i Tero, a 8 lipca przeżyłem drugi szok życia w przeciągu tygodnia - list na czerpanym papierze z nagłówkiem w robaczki, proponujący mi pracę z reprezentacją Tajwanu. 154. miejsce w rankingu FIFA, działacze marzący o tym, żeby w najbliższych meczach jak najniżej przegrać, trzy zaplanowane na jesień sparingi, z Brunei, Jemenem i Liechtensteinem, do których dorzuciłem jeszcze Antyle Holenderskie — niby inny kontynent, a czułem się niczym w Lagoa. Jedynym plusem był olbrzymi jak na lokalne warunki sztab szkoleniowy — asystent Jun Huang (34; Tajwan), trenerzy Tsai Cheng-Hsiung (37; Tajwan), Li Chun-Jung (38; Tajwan), Chiang Mu-Tsai (45; Tajwan), Chen Kuei-Jen (41; Tajwan), Chen Jiunn-Ming (37; Tajwan) i Chang Wu-Yeh (28; Tajwan), menedżer drużyny U-21 Lin Wen-Yu (52; Tajwan) i menedżer drużyny U-19 Wei Tu (65; Tajwan); nawet dojeżdżając na miejsce raz w miesiącu mogłem mieć pewność, że ktoś pilnuje spraw kadry narodowej.

Odnośnik do komentarza

W pierwszym sparingu GD Lagoa podejmowało teoretycznie słabsze Padernense; "teoretycznie", gdyż kurs na zwycięstwo gości wynosił 1.03. Przyjrzałem się składowi, jakim dysponowałem, i w przypływie szaleństwa przygotowałem na to spotkanie ustawienie 4-3-3. A był to poważny błąd. Pal licho wynik, w końcu ile można wymagać od bandy szesnastolatków, ale przez cały mecz oddaliśmy tylko jeden strzał, w dodatku niecelny, podczas gdy goście zrobili to aż 24-krotnie. A jednak nie pozwoliliśmy im na wiele, co znaczy, że nie dopuszczaliśmy ich do zbyt wielu sytuacji strzeleckich, ale co z tego, skoro aż cztery strzały z rzutów wolnych znalazły drogę do naszej bramki. W końcówce ostatecznie się rozsypaliśmy i goście doszlusowali do pół tuzina — z 4-3-3 zdecydowanie należało zrezygnować.

 

08.07.2007 Campo Capitão Jusino da Costa, Lagoa: 115 widzów
TOW Lagoa [2DD] — Padernense [NL] 0:6 (0:2)

28. Mané 0:1
44. Valter 0:2
62. Luís Carlos 0:3
75. Braga 0:4
81. Simão 0:5
85. Simão 0:6

MVP: Simão (FC; Padernense) — 8

 

Kiedy Twoja reprezentacje zobaczymy na MŚ? ;>

 

Nigdy?

Odnośnik do komentarza

Przed drugim sparingiem nasze notowania były równie mizerne, co po łomocie sprzed tygodnia nikogo nie dziwiło. Po 4-3-3 w naszej taktyce nie było już śladu, od tej pory mieliśmy grać defensywne 4-4-2, a gole zdobywać po karnych. Przeciwko Farense mój sprytny plan wypalił tylko połowicznie — sfrustrowani goście tym razem nie zdołali pokonać naszych bramkarzy, ale i nam nie udało się zdobyć gola. W sumie to drugie też nikogo nie dziwiło, bo nasz dorobek strzelecki z ostatnich 180 minut obejmował w sumie trzy strzały, ale żadnego w światło bramki. Jak tak dalej pójdzie, nie będę musiał martwić się o realizację celów długoterminowych.

 

14.07.2007 Campo Capitão Jusino da Costa, Lagoa: 171 widzów

TOW Lagoa [2DD] — Farense [NL] 0:0 (0:0)

 

MVP: André Morgado (MR; Farense) — 7

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...