Skocz do zawartości

No jak to co?


eMMeS

Rekomendowane odpowiedzi

Odcinek 12 - "Sheffield, or die!"

 

Kolejnym rywalem na naszej liście byli Święci, którzy nie radzili sobie zbyt dobrze w tym sezonie. Prawdę mówiąć, to z zespołu, który walczył o awans do Premiership pozostali tylko Saganowski i Viafara. Pozostałych, dobrych piłkarzy pochłonęły długi. Liczyłem, więc, że bez większych męczarni przebrniemy przez siódmy już mecz w tym sezonie. Jednak się myliłem. Mimo świetnego meczu w wykonaniu Marcusa Tudgaya golkiper gości nie pozwolił się pokonać aż do 70 minuty. W między czasie bardzo groźnie atakowali również Święci. Najwięcej problemów moi obrońcy mieli z Saganowskim, który mimo nietypowej dla siebie pozycji na prawym skrzydle siał popłoch w naszych szeregach. W końcu jednak Anichebe został zmieniony przez Jeffersa, a ten dokonał tego, czego nie dał rady zrobić Nigeryjczyk. Wallwork popisał się pięknym zagraniem do Tudgaya, który zamiast zapuścić się z piłką w pole karne nabiegł na nią i zgrał ją głową w szesnastkę. Tam popędził Jeffers, wyprzedzając po drodze zarówno Darrena Powella jak i Kelivina Davies'a. A następniej ze spokojem wkopał piłkę do siatki, obok zrozpaczonego bramkarza gości. So'ton starało się jeszcze zaatakować i pogrążyć nas remisem, ale Graeme Smith nie dał się zaskoczyć.

 

[03] Sheffield Wednesday 1 (0) -:- (0) 0 Southampton [20]

1-0: Francis Jeffers 73'

 

MoM: Marcus Tudgay (8)

 

Następne, a zarazem ostatnie we wrześniu spotkanie graliśmy dopiero po tygodniu - 29. Do tego dnia było sporo czasu, w którym mogliśmy spokojnie dopieścić nowe taktyki i drużynę, tak by wygrywała bez problemu. Niestety ze składu, z powodu infekcji wirusowej wypadł Victor Anichebe, ale patrząc, jak zastąpił go ostatnio Jeffers - ze strzelaniem goli nie powinniśmy mieć problemów. Naszym rywalem mieli być dziewiąci w tabeli kopacze z Bristol City. Uważałem, że ta pozycja jest przyznana im nieco na wyrost i że my pokażemy im ich miejsce w szeregu. Od początku piłkarze pokazywali mi, że się nie myliłem. Przez pierwsze pół godziny atakowaliśmy bez przerwy. Świetnie na skrzydle radził sobie młodziutki Rocky Lekaj, który szalał, niczym Marc Overmars na Mundialu w 98'. Potem jednak Jeffers strzelił gola i naszym się odechciało. Przynajmniej jeżeli idzie o atak, bo już w obronie musieliśmy sobie radzić z niezwykle groźnymi napastnikami z Bristolu. Doskonale sprawował się jednak Richard Wood, który długo był nie do przejścia. Czego mu się nieudało to i tak zawsze wyłapał Smith. Jednak kiedyś się to musiało skończyć. W 64 minucie świetnym rajdem wśród obrońców popisał się Trundle. Doszedł w końcu do pozycji strzeleckiej, i mimo interwencji Smitha piłka musiała wpaść do siatki. To jednak nie zadowoliło gospodarzy, którzy wciąż atakowali i starali się doprowadzić do prowadzenia. Bohaterem meczu okazał się jednak Graeme Smith, który nie dał sobie nic włożyć do siatki po raz drugi.

 

[10] Bristol City 1 (0) -:- (1) 1 Sheffield Wednesday [04]

0-1: Francis Jeffers 38'

1-1: Lee Trundle 64'

 

MoM: Graeme Smith (8)

 

a za chwile podsumujemy sobie wrzesień ;)

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie: wrzesień 2007

 

Bilans: 3-1-1

Strzelcy goli: Victor Anichebe (3); Francis Jeffers (2); Kenny Lunt (1); Burton O'Brien (1); Marcus Tudgay (1)

Bohaterowie spotkań: Marcus Tudgay (2); Victor Anichebe (1); Graeme Smith (1)

 

Coca-Cola Championship:

1. Watford (7-1-0; 22pkt)

2. Burnley (6-1-1; 19pkt)

3. Sheffield United (6-0-2; 18pkt)

4. Sheffield Wednesday (5-1-2; 16pkt)

5. Charlton Athletic (5-1-2; 16pkt)

6. West Bromwich Albion (4-2-2; 14pkt)

...

22. Blackpool (1-3-4; 6pkt)

23. Queens Park Rangers (0-3-5; 3pkt)

24. Leicester City (0-1-7; 1pkt)

 

Pozostałe ligi:

 

Anglia, Premiership: Everton (+1)

Anglia, League One: Swansea (+2)

Francja, Ligue 1: Paris Saint-Germain (+1)

Hiszpania, Primera Division: Zaragoza (+4)

Holandia, Eredivisie: Sparta Rotterdam (+4)

Niemcy, Bundesliga: Bayer Leverkusen (+1)

Polska, Orange Ekstraklasa: Wisła Kraków (+1)

Włochy, Serie A: AS Roma (+0)

 

Terminarz na październik:

vs Burnley (3.10)

vs Scunthorpe (6.10)

@t Colchester (20.10)

@t Barnsley (23.10)

vs Blackpool (27.10)

 

Polskie drużyny w Europie:

Zagłębie Lubin (1:2 z Sochaux w I rundzie Pucharu UEFA - mecz wyjazdowy, rewanż: 4.10.07r.)

Legia Warszawa (1:2 z Sampdorią Genua w I rundzie Pucharu UEFA - mecz wyjazdowy, rewanż: 4.10.07r.)

 

 

Przed nami październik!

Odnośnik do komentarza

Odcinek 13 - "Sam przeciw wszystkim"

 

Naszym pierwszym, październikowym rywalem była rewelacja sezonu - wicelider Championship, drużyna Burnley, w której gra jeden z dwóch najlepszych napastników w sezonie (drugi to Anichebe) - młodziutki Kyle Lafferty. Wobec niego postanowiłem wystawić inną, młodą gwiazdę - Tommy'ego Spurra. Burnley lubi grać szybko w ataku, lecz ich obrońcy są niesamowicie mozolni, co podsunęło mi doskonały pomysł zdominowania środka pola przez trio Fortune - O'Brien - Lunt, oraz szybkie przerzucanie piłek do ataku, do błyskawicznych Johnsona (szybkość - 16, przyspieszenie - 17) i Evansa (obie po 14). Taktyka doskonale zdawała egzamin. Lafferty nie istniał, a Spurr dominował w obronie. Szans na interwencje nie miał nawet Smith. W ataku też radziliśmy sobie nieźle. Bardzo dobrze szarpał prawym skrzydłem Johnson, jednak jego gra zwykle kończyła się na dośrodkowaniach, które delikatnie mówiąc mu... nie wychodziły. Z drugiej strony mieliśmy Lekaja, który gdy tylko miał okazję, siał popłoch w polu karnym Kiraly'ego. Węgier jednak spisywał się świetnie, więc póki co nie było mowy o golu. W drugiej połowie za nieskutecznego Evansa wszedł Francis Jeffers, który ostatnio znajdował się w doskonałej dyspozycji strzeleckiej. I to znalazło potwierdzenie. Gdy tylko kolejną, świetną akcję przeprowadził Lekaj, a w polu karnym błąd przy przejęciu piłki popełnił Duff, Jeffers huknął z 4 metrów tak, że Kiraly'emu pozostało wyjąć piłkę z siatki. Może i Burnley próbowało się odgryźć, ale w tym meczu Sowy były nie do pokonania. Każdy z zawodników zagrał na bardzo wysokim poziomie.

 

[03] Sheffield Wednesday 1 (0) -:- (0) 0 Burnley [05]

1-0: Francis Jeffers 65'

 

MoM: Gabor Kiraly (8)

 

W następnym spotkaniu graliśmy u siebie ze Scunthorpe i wszyscy liczyli na wysokie zwycięstwo. Postanowiłem wystawić dużo bardziej ofensywną taktykę uwzględniającą dwóch napastników. Chciałem byśmy w końcu strzelili więcej niż jednego gola. Duetem katów mieli okazać się Jeffers i Burton. Wciąż nie mogłem skorzystać z Anichebe, więc na ławce usiadł Evans. W składzie na mecz zabrakło też Quintona Fortune'a, który niezbyt pewnie zareagował na myśl o wysokim zwycięstwie - zaczął bać się tego meczu. Miejsce defensywnego pomocnika zajął, więc Richard Hinds, a na środku obrony obok Spurra wystąpił niespełna osiemnastoletni Beevers. Niestety ten mecz od początku nie wyglądał tak, jakbyśmy chcieli. Piłkarze, w obliczu słabego rywala, poczuli się zbyt pewni i przestali dobrze grać. Do otrzeźwienia doszło nagle, gdy dwie sytuacje sam na sam zmarnowali napastnicy Scunthorpe. Za pierwszym razem doskonale pokazał się Graeme Smith, a drugim razem uratował nas słupek. Wtedy do gry wzieli się nasi napastnicy. Deon Burton okazał się skuteczniejszy i już za pierwszym razem pokonał Murphy'ego. No i zrobił nam się mecz. Ataki szły z obu stron i jak się okazało nawet beniaminek nie ma zamiaru paść przed nami na kolana. Tuż przed przerwą boisko na noszach opuścił napastnik gości, a po przerwie nasz najlepszy obrońca - Tommy Spurr. Wtedy ataki gości jeszcze bardziej przybrały na sile, a może nie tyle na sile, co na zasięgu rażenia, bo teraz nie kończyły się na Spurrze, a na Smith'ie. Szkot bronił fenomenalnie. Bezsilny okazał się jednak cały zespół, który na 4 minuty przed końcem spotkania wymyślił sobie karnego dla The Iron's. Do piłki podszedł Matt Sparrow i uderzył perfekcyjnie w prawy dolny róg. Smith wyczuł jednak jego intencje i zbił piłkę na słupek, a następnie ją złapał. A TEN CH*J WSKAZAŁ NA ŚRODEK BOISKA!!! JAKI KUR*A GOL?!?!?!?! Przecież Smith to obronił! Niestety decyzja arbitra (nie był to Howard Webb) była nieodwołalna, a ja przez zbytnią pobudliwość w następnym meczu będę siedział na trybunach...

 

[04] Sheffield Wednesday 1 (1) -:- (0) 1 Scunthorpe United [18]

1-0: Deon Burton 23'

1-1: Matt Sparrow 86'

 

MoM: Deon Burton (8)

Odnośnik do komentarza

Odcinek 14 - "Imperatore"

 

W meczu z Colchester United okazję do skutecznego powrotu na boisko miał Victor Anichebe, po którego wirusach nie było już ani śladu. Ani śladu mnie nie było również w okolicy ławki trenerskiej. Mecz oglądałem sobie "spokojnie" (za dużo powiedziane) z wysokości trybun. Liczyłem na to, że mój asystent jednak się do czegoś nadaje i że moi piłkarze nie stracą kontaktu z czołówką przez jeden głupi karny. Jednak mój głos z trybun nie jest tak donośny jak z ławki rezerwowej - przekonać się o tym miałem okazję już w 9 minucie, gdy błąd w ustawieniu naszych obrońców wykorzystał nawet tak marny napastnik jak Scott Vernon. Jednak, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Już chwilę później doskonale w polu karnym gospodarzy zachował się Francis Jeffers, który dał się sfaulować, a Marcus Tudgay mógł spokojnie wyrównać stan meczu. Richard Hinds czuł jednak pewnie, że gol z karnego to nie fair wobec gospodarzy i pragnął dać im okazję do ponownego prowadzenia. Ba! Sam wyprowadził ich na prowadzenie pokonując, zaskoczonego 12 napastnikiem Graeme Smitha. I tak mecz leciał sobie dalej, podczas gdy moi zawodnicy męczyli się niemiłosiernie z rywalami z niższej półki. Aż w końcu asystent pokazał przebłysk geniuszu. Wprowadzony chwile wcześniej Mark Beevers doskonale odnalazł się w polu karnym podczas rzutu rożnego i wyrównał szanse w tym spotkaniu. Potem kolejna świetna zmiana i Ched Evans, który postanowił wyręczyć naszego superstrzelca rodem z Nigerii - Anichebe pojawia się na placu gry. Do końca pozostało niespełna 15 minut, jednak to wystarczyło, by ten mógł dostać piękne podanie od O'Briena i walnąć z 16 metrów nie do obrony, w samo okienko. Ten cios nie spotkał się z odpowiedzią zdruzgotanych gospodarzy i mogłem się cieszyć z kolejnych trzech punktów dopisanych przy Sowach w tabeli. I wiecie co? Po raz pierwszy od miesiąca zdobyliśmy więcej niż jednego gola! A w składzie mamy przecież czterech (pięciu, licząc Tudgaya przeniesionego na skrzydło), równorzędnych napastników, o czym będziecie mieli okazję się niedługo przekonać.

 

[14] Colchester United 2 (2) -:- (1) 3 Sheffield Wednesday [02]

1-0: Scott Vernon 9'

1-1: Marcus Tudgay kar. 15'

2-1: Richard Hinds sam. 21'

2-2: Mark Beevers 67'

2-3: Ched Evans 84'

 

MoM: Marcus Tudgay (8)

 

Następni w kolejce po spranie skóry stali piłkarze Barnsley. Po niezbyt udanym występie Anichebe postanowiłem powrócić do koncepcji z będącym w dobrej formie Jeffersem, który za zaufanie odpłacił się mi już po 75 sekundach, gdy zamienił piękne dośrodkowanie z połowy boiska Simek'a i zdezorientowanie obrońców, na szybkie prowadzenie. Od tego momentu było pewne, że mecz będzie się toczył pod nasze dyktando i kiedy tylko będziemy chcieli, będziemy mogli upomnieć się o drugą bramkę, by uspokoić nieco sytuację. Taka ochota naszła nas już po 20 minutach, gdy gospodarze zaczęli angażować coraz większe siły do ataku. W roli kata znów wystąpił Francis Jeffers, a podawał mu doskonale Burton O'Brien. Był to szósty gol ligowy Jeffersa w tym sezonie, czym wyrównał osiągnięcie innego naszego napastnika - Victora Anichebe. Z kolei O'Brien popisał się siódmą już asystą. Do przerwy wciąż jednak nie odechciało się gospodarzom atakowanie, którzy próbowali nękać Smitha. Nasz Szkocki bramkarz radził sobie jednak z każdą piłką, więc schodząc do szatni wciąż prowadziliśmy dwoma golami. Po przerwie powietrze zeszło z pomocników Barnsley, którzy najwyraźniej uznali, że lepiej oszczędzać siły na mecz z Preston, w którym mogą mieć większą szansę na zwycięstwo. Sowy tymczasem po profesorsku klepały sobie "dziadka" na trzydziestym metrze przed bramką Heinz'a Mullera. Niemiec nie doczekał się jednak trzeciego gola, a my w końcu doczekaliśmy się końcowego gwizdka. Nazajutrz na treningach spotkała nas jednak przykra niespodzianka, gdyż Burton O'Brien i Richard Wood wylecieli z gry na miesiąc z powodu różnych urazów.

 

[18] Barnsley 0 (0) -:- (2) 2 Sheffield Wednesday [02]

0-1: Francis Jeffers 2'

0-2: Francis Jeffers 23'

 

MoM: Francis Jeffers (9)

 

Nie żeby jakoś specjalnie martwiły mnie kontuzje przed meczem z Blackpool - drużyną przeznaczoną dla League One, ale po nich czekają nas cztery trudne mecze, więc wolałbym mieć piłkarzy w pełni sił. Dobra informacja na pewno jest taka, że do lekkich treningów wrócił Etienne Esajas, czyli nasz błyskotliwy skrzydłowy, którego doskonale zastępował jednak Rocky Lekaj, więc nawet Holender miejsca w składzie nie może być teraz pewny. Z Blackpool wciąż jednak nie zagra z powodu braków kondycyjnych. Zagrają natomiast dwaj napastnicy (Jeffers i Tudgay), wspierani czterema pomocnikami i czterama obrońcami, oraz naszym superbramkarzem - Graeme Smithem. Tak naprawdę ten mecz zaczął się dopiero w drugiej połowie, więc pozwólcie, że nie będę Was zanudzał zmarnowanymi przez mój zespół okazjami w pierwszych 45 minutach. Dla potwierdzenia moich słów dodam tylko, że piłkarze Blackpool oddali aż dwa strzały na bramkę Smitha, ale za to mogli się pochwalić stuprocentową celnością, a Smith dwoma łatwymi interwencjami, które podobno dodają pewności siebie. Przejdźmy jednak do rzeczy, a mianowicie do 58 minuty meczu, kiedy to doskonale do prostopadłej piłki od Jeffersa wyszedł Tudgay. Gdy już był w ogródku i witał się z gąską został brutalnie zmieszany z błotem przez Gorkss'a, który tym samym zakończył swój udział w tym meczu. Karnego jednak nie było, a wolny, który nie zakończył się golem. Konieczne więc były zmiany, które doprowadziły do wymiany napastników na Anichebe i Burtona (Tudgay wrócił na prawe skrzydło, a Johnson na ławkę ;)). To było to. Nowa fala strzeliła 3 gole w dziesięć minut. Najpierw doskonałą akcję Vidala i Tudgaya zakończył piękną główką Burton. Potem Anichebe wykorzystał zamieszanie w polu karnym po dośrodkowaniu z kornera Rocky'ego Lekaja, a na koniec znowu Burton, chcąc pokazać, że jest skuteczniejszy od Anichebe ośmieszył kryjącego go obrońce i położył bramkarza. Strzał był tylko formalnością. A 3-0 stało się faktem. Bohaterem meczu został oczywiście Deon Burton, choć dla mnie dużo bardziej zasłużył na ten tytuł Jamie Vidal - 17 letni prawy obrońca wypożyczony w lipcu z Manchesteru City zadebiutował w lidze i od razu może pochwalić się świetnym, pewnym występem, 20 przechwytami piłki i wielkim zerem po stronie strat. Oto narodziny gwiazdy. Po meczu długo jeszcze siedzieliśmy w klubowym "salonie" opowiadając sobie historie o podboju Premiership, oraz hartując się na angielską zimę z pomocą whisky podarowanej mi przez Graeme Smitha.

 

[02] Sheffield Wednesday 3 (0) -:- (0) 0 Blackpool [22]

1-0: Deon Burton 74'

2-0: Victor Anichebe 81'

3-0: Deon Burton 85'

 

MoM: Deon Burton (8)

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie: październik 2007

 

Bilans: 4-1-0

Strzelcy goli: Francis Jeffers (3); Deon Burton (3); Victor Anichebe (1); Ched Evans (1); Marcus Tudgay (1); Mark Beevers (1)

Bohaterowie spotkań: Deon Burton (2); Marcus Tudgay (1); Francis Jeffers (1)

Kontuzjowani: Etienne Esajas (zwichnięty bark); Richard Wood (naciągnięte ścięgno podkolanowe); Burton O'Brien (naciągnięte ścięgno pachwiny); Victor Anichebe (infekcja wirusowa)

 

Ligi Europejskie:

Anglia, Premiership: Liverpool (+1)

Anglia, Coca-Cola Championship: Watford (+6)

Anglia, Coca-Cola League One: Swansea (+1)

Francja, Ligue 1 Orange: Paris Saint-Germain (+2)

Hiszpania, Primera Division: Valencia CF (+1)

Holandia, Eredivisie: Ajax Amsterdam (+1)

Niemcy, Bundesliga: Bayer Leverkusen (+1)

Polska, Orange Ekstraklasa: Wisła Kraków (+1)

Włochy, Serie A: Inter Mediolan (+2)

 

Terminarz na listopad:

@t Coventry (03.11)

@t Wolverhampton Wanderers (07.11)

vs Crystal Palace (10.11)

vs Ipswich Town (24.11)

@t Queens Park Rangers (27.11)

 

Polskie drużyny w Europie:

Legia Warszawa (0:1 - rewanż z Sampdorią Genua, odpadli w I rundzie Pucharu UEFA);

Zagłębie Lubin (3:1aot - rewanż z Sochaux, awans do fazy grupowej; 1-3 - mecz z Atletico Madryt, grupa G [Atletico, Bayern, AEK, Fenerbahce, Zagłębie])

 

A teraz pora na listopad!

Odnośnik do komentarza
emmes zarzuc taktyke:)

 

taktyka indywidualnie dostosowywana do rywala w zależności od tego co przedstawią mi obserwatorzy. Poza tym przyjemniej się wygrywa, jak się samemu pracuje :P

 

wydaje mi sie ze ladniej by wygladalo gdybys pozycje w tabeli wyzsze od 10 zapisywal jedna cyfra - bez tego zera z przodu :-k

 

czy ja wiem, chciałem żeby było symetrycznie (po dwie cyfry z obu stron)

 

[14] Sheffield Wednesday 2 (2) -:- (0) 8 Cardiff City [1]

[14] Sheffield Wednesday 2 (2) -:- (0) 8 Cardiff City [01]

 

...w sumie to bez różnicy. ok będę pisał bez zera.

Odnośnik do komentarza

Odcinek 15 - "Deal with it!"

 

Na mecz z Coventry w składzie zabrakło z różnych powodów miejsca dla Burtona O'Brien'a (kontuzja), Tommy'ego Spurr'a (zawieszenie za kartki), Victora Anichebe (po prostu postawiłem na innych napastników) i Francisa Jeffersa (kontuzja). Musieliśmy, więc grać w mocno eksperymentalnym zestawieniu, a w składzie pojawił się nawet Ronnie Wallwork (30, ENG). To wszystko sprawiło, że faworytami w tym spotkaniu byli gospodarze - Coventry City. My jednak nie mieliśmy zamiaru się podłożyć, toteż od początku do ataków ruszył prawą stroną Marcus Tudgay. Jednak to Smith miał pierwszy okazję do interwencji. Szkot poradził sobie z trudnym strzałem Besta, nawet pomimo rykoszetu od Marka Beeversa. Następna sytuacja tegoż napastnika wzbudziła sporo kontrowersji, gdyż wszyscy byli przekonani, że sędzia odgwizdał jego faul na Beeversie, podczas gdy on umieścił piłkę w siatce i wyprowadził The Sky Blues na prowadzenie. Gospodarze wciąż szli za ciosem i atakowali, ale w końcu nasz bramkarz należy do czołowych postaci na swojej pozycji w lidze, więc jego pokonanie nie może być tak łatwe, jakby nasi rywale tego chcieli. Tuż przed przerwą doskonałą okazję na wyrównanie zmarnował Etienne Esajas, który po wyprzedzeniu obrońców, sytuacji sam na sam uderzył prosto w Marshalla. Po przerwie to Coventry wciąż dominowało, co poskutkowało drugim golem. Tym razem Julian Gray poradził sobie z Simek'iem, a następnie bez problemów pokonał Smitha w sytuacji sam na sam. W końcu Dwayne'a Mattisa zmienił Ched Evans, który miał odwrócić losy tego spotkania. Tak też się stało, gdyż już w swojej pierwszej akcji wywalczył jedenastkę. Byłem pewny, że w siatce piłkę umieści Kenny Lunt, jednak to Walijczyk bardzo chciał sam pokonać Marshalla. Panenką to on jednak nie jest, więc Marshall nie przepuścił strzału lecącego w sam środek bramki. Jako, że niewykorzystane sytuacje się mszczą czekałem tylko kiedy to Smith będzie miał okazję obronić jedenastkę. Okazja nadarzyła się już po 10 minutach, lecz Giddings nie okazał się tak słabym strzelcem jak Evans i z 2:0 zrobiło się 3:0, czym Coventry zapewniło sobie ostatecznie zwycięstwo.

 

[10] Coventry City 3 (1) -:- (0) 0 Sheffield Wednesday [3]

1-0: Leon Best 26'

2-0: Julian Gray 59'

3-0: Stuart Giddings kar. 81'

 

MoM: Julian Gray (8)

 

W kolejnym meczu mierzyliśmy się z będącymi w strefie spadkowej Wolverhampton Wanderers, więc liczyłem na wysokie zwycięstwo moich podopiecznych i zmazanie plamy na honorze, jaką była porażka z Coventry. Do składu wrócił Tommy Spurr, a na ławce usiadł Victor Anichebe. Wciąż nie mogłem skorzystać z Burton'a O'Briena, który powraca do dobrej formy po naciągnięciu ścięgna pachwiny. Od mocnego uderzenia zaczęli gospodarze, którzy bardzo szybko i jeszcze bardziej niespodziewanie wyszli na prowadzenie. Najpierw przetestować Graeme Smitha chciał Eastwood, lecz jego strzał z 30 metrów został zablokowany przez Marka Beeversa. Piłka odbiła się tak nieszczęśliwie, że okazała się fenomenalnym, prostopadłym podaniem do Stephena Elliota, który w sytuacji sam na sam pokonał Graeme Smitha. Nie pozostało nam nic innego, jak tylko zdominować całe boisko. Tak też się stało, lecz uderzenia Tudgaya i Evansa były bronione przez Hennessey'a. W odpowiedzi groźnie uderzał Eastwood, lecz jego strzał uderzył w poprzeczkę. Po drugiej stronie boiska Hennessey wciąż nie chciał wpuścić gola. Oparł się nawet uderzeniu w okienko Victora Anichebe. W ramach "ataku rozpaczy" na boisku pojawił się Jermaine Johnson. Liczyłem, że jego szybkość w obliczu podmęczonych rywali zrobi swoje. I zrobiła, w dodatku, jak na bohatera przystało - w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Johnson dostał prostopadłe podanie od Evansa, wyprzedził obrońcę i uderzył z 16 metrów pod poprzeczkę. Hennessey nie zdołał sięgnąć piłki, a ta, po odbiciu się od poprzeczki zatrzepotała w siatce. Na drugiego gola zabrakło nam czasu.

 

[22] Wolverhampton Wanderers 1 (1) -:- (0) 1 Sheffield Wednesday [4]

1-0: Stephen Elliott 5'

1-1: Jermaine Johnson 90+4'

 

MoM: Kevin Foley (8)

 

W obliczu tragicznej gry mieliśmy zmierzyć się z będącymi ostatnio w dobrej formie Crystal Palace. Przy odpowiednich wynikach nasza porażka mogła nas wypchnąć ze strefy barażów o Premiership, dlatego ten mecz po prostu musieliśmy wygrać. Na ten mecz przygotowałem specjalną taktykę, która miała wykorzystać szybkie tempo naszego ataku, w porównaniu z wolną obroną rywali. Niestety jej wykonawcy w linii pomocy mogli budzić drobne zastrzeżenia, bo wciąż nie mógł zagrać Burton O'Brien. Większość naszych akcji z pierwszej połowy była trochę nieporadna, gdyż piłkarze dostosowywali się do nowej taktyki. Większość z tych akcji kończyła się jednak kornerami, czyli wielkim zagrożeniem pod bramką Speroniego, co można było zapisać na wielki plus. Bramka nie chciała jednak paść. Nawet świetne uderzenie Tudgaya musiało spocząć na słupku zamiast w siatce. W końcu jednak przebłysk geniuszu pokazał Anichebe. Nigeryjczyk przeciął zbyt lekkie podanie Soaresa do Jose Fonte, ograł tego drugiego i z 18 metrów walnął w okienko, tak więc na przerwę schodziliśmy prowadząc. To było nasze pierwsze prowadzenie w listopadzie! W drugiej połowie odważniej zaatakowali goście. Na szczęście zarówno środkowi obrońcy, jak i bramkarz byli tego dnia świetnie dysponowani. W końcu goście zrezygnowali i przez ostatnie kilkanaście minut mecz odbywał się w tempie spacerowym. Można powiedzieć, że my nie musieliśmy, a oni nie potrafili grać agresywniej i skuteczniej w ofensywie, toteż mecz zakończył się naszym skromnym zwycięstwem.

 

[4] Sheffield Wednesday 1 (1) -:- (0) 0 Crystal Palace [14]

1-0: Victor Anichebe 43'

 

MoM: Victor Anichebe (8)

 

Przerwa na mecze reprezentacji nadeszła w dobrym momencie, gdyż nasi piłkarze nie znajdowali się w dobrej dyspozycji.

Odnośnik do komentarza

Odcinek 16 - "Back in business"

 

Przerwa w związku z rozgrywkami reprezentacji obfitowała w wiele ciekawych wydarzeń. Polsce nie wystarczył Leo Beenhakker i po porażce z Serbią nie zdołaliśmy awansować do Mistrzostw Europy, właśnie na rzecz Serbów. Wydarzenia klubowe również do wesołych nie należały. Kenny Lunt doznał poważnej infekcji wirusowej i nie zagra przez najbliższe 8 miesięcy! Do pełni formy powrócił jednak Burton O'Brien, więc Kenny'ego Lunta będzie można jakoś zastąpić. Dopiąłem również pierwszego transferu, który dopełniony zostanie 1 stycznia. Do klubu dołączy wtedy młody skrzydłowy rodem z Czech - Lubos Kalouda (20, CZE), a z kasy klubowej ubędzie 340.000 funtów. Transfer uważam za sukces, gdyż rywalizację o Lubosa wygraliśmy m.in. z Newcastle czy Espanyolem.

 

Nadszedł już czas na mecz z Ipswich Town, w którym w pierwszym składzie wystąpi, niezadowolony ostatnio z braku gry Deon Burton. Już w ósmej minucie Burton mógł popisać się asystą, lecz po jego pięknym dograniu O'Brien uderzył w boczną siatkę. Swoją okazję Burton miał już pięć minut później, lecz wyśmienicie interweniował Bywater. W odpowiedzi piękną akcję przeprowadził Turek - Fatih Tekke. Jego strzał, podobnie jak wcześniej uderzenie O'Brien'a zakończył się jednak na bocznej siatce. Nad murawą zebrały się ciemne chmury, a wkrótce zaczął lać deszcz. W nowych warunkach doskonale odnalazła się piłka, która zaczęła tańczyć po trawie, a z nią Wallwork i Burton. Anglik zagrał długą, 60-metrową piłkę pod pole karne. Ta w dobrym momencie zatrzymała się, tak by Burton ją przejął, a obrońca poleciał dalej. Jamajczyk w obliczu okazji uderzył niezwykle mocno po ziemi, a piłka nabrała pięknego poślizgu i wjechała do bramki przy lewym słupku. Przed przerwą swoją okazję miał jeszcze Etienne Esajas, lecz jego uderzenie przeleciało nad bramką. Po przerwie deszcz zelżał, jednak na murawie zrobiło się małe bagno. Pierwszym groźnym strzałem mogło być uderzenie pomocnika gości Millera, lecz piłka zatrzymała się tuż przed Graeme Smithem. Poszła szybka kontra lewym skrzydłem. W końcu Sherriff dośrodkował w pole karne, a tam pojedynek o górną piłkę z Harley'em wygrał Tudgay i strzelił nie do obrony w okienko. Za ciosem poszedł Esajas, jednak jego strzał głową został fenomenalnie obroniony przez Bywatera. Ipswich wzięło się do frontalnego ataku. Początkowo nieskuteczni byli Garvan i Tekke, aczkolwiek w końcu (z dużą pomocą bagna) kontaktowego gola strzelił Haynes. Każdy był pewny, że jest już za późno dla Tractor Boys na remis, jednak sędzia postanowił wyrównać szasne doliczając 7 minut!!! Jednak jedyną okazję jaka pojawiła się w czasie doliczonym zmarnował nawet nie napastnik Ipswich, tylko nasz - Jermaine Johnson uderzył z 3 metrów prosto w Bywatera.

 

[4] Sheffield Wednesday 2 (1) -:- (0) 1 Ipswich Town [7]

1-0: Deon Burton 29'

2-0: Marcus Tudgay 54'

2-1: Danny Haynes 87'

 

MoM: Marcus Tudgay (8)

 

W ostatnim meczu w listopadzie przyszło nam zmierzyć się na wyjeździe z The Hoops, którzy w tym sezonie rozczarowują, błąkając się pomiędzy dolnymi stanami średnimi a strefą spadku do League One. Jeżeli podczas ostatniego meczu z Ipswich na boisku było małe bagno, to tutaj mamy wieczne mokradła. W Londynie lało cały dzień, lało też w trakcie meczu. To jeden z powodów dla którego początek meczu był taki bezbarwny - piłkarze po prostu nie wiedzieli jak zagrać dobrą piłkę. The Hoops próbowali grać krótkie podania po ziemi, które jednak stawały się zbyt krótkie, bądź zbyt długie i w efekcie piłka trafiała do nas. My natomiast graliśmy górą, bez względu czy na małej, czy na dużej odległości. Przez to jednak niektóre piłki nabierały poślizgu i uciekały moim piłkarzom spod nóg. Warto jednak zwrócić uwagę na słowo "niektóre". Właśnie jedna z tych piłek które nie uciekły doszła w pole karne do Evansa. Ten odegrał jeszcze do Anichebe, a Nigeryjczyk pięknym szczupakiem umieścił ją w siatce. Już sekundę później mógł wyrównać Blackstock, jednak zamiast do pustej bramki trafił w słupek. To podziałało jak kubeł zimnej wody na głowy moich piłkarzy (bo niby dotychczasowy deszcz to działał jak ciepła woda), jednak ani Simek, ani Anichebe nie potrafili pokonać bramkarza gospodarzy w sytuacjach sam na sam. Tuż przed przerwą kolejną doskonałą okazję miał Anichebe, lecz jego strzał spokojnie wybronił Lee Camp. Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Vine'a, ale Smith przepiękną paradą obronił jego strzał. Bezsilny okazał się już jednak przy strzale Blackstocka i gospodarze niespodziewanie zdołali wyrównać. Końcówka meczu była typową wymianą ciosów, w ktorej obie drużyny liczyły na zwycięstwo, jednak ani O'Brien, ani Vine, ani Anichebe nie zdołali umieścić piłki w siatce i mecz zakończył się remisem.

 

[16] Queens Park Rangers 1 (0) -:- (1) 1 Sheffield Wednesday [3]

0-1: Victor Anichebe 20'

1-1: Dexter Blackstock 49'

 

MoM: Fitz Hall (8)

 

Zaraz podsumuję listopad.

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie: listopad 2007

 

Bilans: 2-2-1

Strzelcy goli: Victor Anichebe (2); Deon Burton (1); Marcus Tudgay (1); Jermaine Johnson (1)

Bohaterowie spotkań: Marcus Tudgay (1); Victor Anichebe (1)

Kontuzjowani: Burton O'Brien (naciągnięte ścięgno pachwiny); Francis Jeffers (infekcja wirusowa); Kenny Lunt (poważna infekcja wirusowa)

 

Tabela Coca-Cola Championship:

1. Watford (14-4-0; 46pkt)

2. West Bromwich Albion (11-4-3; 37pkt)

3. Sheffield Wednesday (11-4-3; 37pkt)

4. Charlton Athletic (11-3-4; 36pkt)

5. Burnley (10-1-7; 31pkt)

6. Ipswich Town (9-3-6; 30pkt)

...

22. Barnsley (3-6-9; 15pkt)

23. Leicester City (3-5-10; 14pkt)

24. Blackpool (2-5-11; 11pkt)

 

Pozostałe ligi:

Anglia, Premiership: Liverpool (+3)

Anglia, League One: Swansea City (+5)

Francja, Ligue 1: Paris Saint-Germain (+4)

Hiszpania, Primera Division: Valencia CF (+0)

Holandia, Eredivisie: Ajax Amsterdam (+0)

Niemcy, Bundesliga: Bayer Leverkusen (+5)

Polska, Orange Ekstraklasa: GKS Bełchatów (+1)

Włochy, Serie A: Inter Mediolan (+1)

 

Terminarz na grudzień:

vs Charlton Athletic (1.12)

@t Cardiff City (4.12)

vs Hull City (8.12)

@t Plymouth Argyle (15.12)

@t Sheffield United (22.12)

vs Preston North-End (26.12)

vs Watford (29.12)

 

Polskie kluby w Europie:

Zagłębie Lubin (0:2 z Bayernem Monachium w 3 kolejce rozgrywek grupowych Pucharu UEFA, 4 miejsce w grupie G)

Odnośnik do komentarza

Odcinek 17 - "Bo liczy się sport i dobra zabawa"

 

Już pierwszego dnia grudnia graliśmy ważny mecz z Charlton Athletic. Drużyna gości była jednym z naszych głównych rywali w walce o Premiership, więc dobry wynik był niezbędny. Pierwszy dobry atak przeprowadził Burton O'Brien, lecz jego uderzenie pewnie obronił Weaver. Już chwile później musiał jednak wyjmować piłkę z siatki. Sherriff doskonale dograł w pole karne, a Anichebe odstawił obrońcę i uderzył nie do obrony przy długim słupku. Nasze ataki nie pozostawały jednak bez odpowiedzi, gdyż po drugiej stronie boiska nieźle szarpał Todorov, ale strzelać celnie już nie dawał rady. Tymczasem Tudgay również nękał Nicky'ego Weavera, który pozostał jednak tym niewzruszony i spokojnie wyłapał strzał naszego skrzydłowego. Tuż przed przerwą mógł wyrównać Halford, ale klasę pokazał Graeme Smith, który obronił jego strzał z trzech metrów. W drugiej połowie doskonałą okazję zmarnował Anichebe i poszła szybka kontra, która zakończyła się rzutem rożnym. Gdy wydawało się, że już nic z tej akcji nie będzie Sodje przejął piłkę na 25 metrze. Od razu uderzył, a futbolówka odbijała się po kolei od Fortune'a i Wooda, czym kompletnie zdezorientowała Smitha i znów mieliśmy remis. Już po chwili mogliśmy wrócić na prowadzenie, lecz kolejną prostą sytuację zmarnował Victor Anichebe. Swoją szansę miał również Sodje, lecz tym razem zabrakło rykoszetów i Smith już bez problemu poradził sobie z nim w sytuacji 1 na 1. W końcu sędzia postanowił zakończyć mecz, w którym bliżej zwycięstwa były Sowy, aczkolwiek zabrakło nam skuteczności.

 

[2] Sheffield Wednesday 1 (1) -:- (0) 1 Charlton Athletic [4]

1-0: Victor Anichebe 15'

1-1: Sam Sodje 58'

 

MoM: Shane Sherriff (8)

 

W kolejnym meczu przyszło nam się mierzyć z Cardiff City na ich, podobno trudnym terenie. Stało się to jasne już w drugiej minucie, gdy całą obronę ograł O'Brien. Jego uderzeniu zabrakło jednak precyzji, więc nie wyszliśmy na prowadzenie. 10 minutach powinniśmy prowadzić już 3:0, lecz w międzyczasie klasę przy strzałach Esajasa i Tudgaya pokazał Enckelman. Był jednak bezsilny, gdy za strzelanie zabrał się nasz nominalny i najlepszy napastnik - Victor Anichebe. Anichebe dostał piękne podanie od naszego bramkarza - Graeme Smitha, dzięki czemu znalazł się sam przed Enckelmanem. Niewiele się z nim bawiąc huknął pod poprzeczkę z 18 metrów. Chwilę później presji spotkania niewytrzymał młody, utalentowany pomocnik Cardiff - Joe Ledley, który w bezczelny sposób walnął Wallworka i wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Osiągnęliśmy sporą przewagę i spokojnie kontrolowaliśmy przebieg spotkania czekając na okazję do zdobycia drugiej bramki. Piłkarze Cardiff zaczęli grać ostro, co zaowocowało kontuzją Burtona O'Brien'a (złamane żebro). Po wprowadzeniu na jego miejsce napastnika - Francisa Jeffersa znalazł się sposób na powiększenie prowadzenia. Znowu groźny strzał oddał Victor Anichebe, lecz tym razem Enckelman sparował piłkę ku linii bocznej. A tam stał Jeffers, który bez problemu umieścił piłkę w siatce. Na końcówkę spotkania pojawił się Jimmy-Floyd Hasselbaink, który mógł napsuć nam trochę nerwów. Jego uderzenie zostało jednak obronione przez Smitha, a cały mecz wygrany przez Sheffield Wednesday 2-0.

 

[20] Cardiff City 0 (0) -:- (1) 2 Sheffield Wednesday [2]

0-1: Victor Anichebe 13'

0-2: Francis Jeffers 69'

 

MoM: Victor Anichebe (8)

 

Hull jest jedną z gorszych drużyn w lidze, więc o kolejne zwycięstwo nie powinno być trudno. Od początku świetnie lewą stroną operował Esajas, jednak jego pierwsze dośrodkowanie nie doszło do Jeffersa. Chwilę później mogło być 1-0. Jeden z pomocników Hull wycofał piłkę do bramkarza Myhilla, a ten zagrał ją do jednego ze środkowych obrońców. Zrobił to jednak niedokładnie dzięki czemu do piłki dopadł Anichebe. Nigeryjczyk błyskawicznie uderzył, lecz jego strzał był bardzo niecelny. Chwilę później dwa razy klasę (poddaną w wątpliwość poprzednią interwencją) broniąc uderzenia Jeffersa i Esajasa. W następnych kilku akcjach Myhill na przemian albo pięknie bronił, albo popełniał głupie błędy. Wciąż jednak nie mogliśmy go pokonać. Nie dał rady nawet Francis Jeffers w sytuacji sam na sam, lecz wyręczył go obrońca Tygrysów, który zamiast wybić piłkę sparowaną wcześniej przez Myhilla wepchnął ją delikatnie do bramki. Na przerwę schodziliśmy więc prowadząc. W drugiej połowie wciąż dobrze atakowaliśmy. Hull City wyraźnie pokazywało, że jest conajmniej o dwie klasy słabsze od nas, bo z ich piłkarzy wyróżniali się tylko bramkarz - Myhill, broniąc co rusz nasze uderzenia, oraz środkowy pomocnik o wybitnych zdolnościach destrukcyjnych naszych ataków - David Livermore. Po 70 minutach gry postanowiłem dać chwilę odpoczynku perfekcyjnemu w tym spotkaniu Etienne Esajasowi i na boisku pojawił się młodziutki Rocky Lekaj. Norweg urodzony w Serbii szybko odwdzięczył się za zaufanie, gdy odnalazł się w zamieszaniu na polu karnym gości i zdobył drugiego gola dla Sów w tym spotkaniu. W ostatnich minutach odpuściliśmy sobie grę, co nie wystarczyło jednak, by Tygrysy mogły oddać chociaż strzał na bramkę i skończyły mecz z wielkim zerem w tej statystyce.

 

[2] Sheffield Wednesday 2 (1) -:- (0) 0 Hull City [23]

1-0: Sam Ricketts 42'

2-0: Rocky Lekaj 75'

 

MoM: Rocky Lekaj (8)

Odnośnik do komentarza

Odcinek 18 - "Fire in the hole!"

 

Mecz z Plymouth Argyle zaczął się od dwóch głupich żółtych kartek moich piłkarzy - Francisa Jeffersa i Etienne Esajasa. Jednak już chwile później Jeffers wiedział jaka jest jego rola na boisku, lecz jego pierwszy strzał został wyłapany przez Walkera. W odpowiedzi groźnie uderzał Jermaine Easter, ale Graeme Smith pokazał klasę broniąc jego uderzenie w okienko. Chwilę później to my mogliśmy prowadzić, ale Anichebe uderzył w boczną siatkę. W końcu jednak dopięliśmy swego. Jeffers dostał piękną piłkę w pole karne i dał się sfaulować Patersonowi. Po chwili sam wymierzył sprawiedliwość pewnie pokonując z jedenastu metrów Walkera. Jeszcze przed przerwą nasz napastnik mógł zanotować drugie trafienie, lecz gdy dostał piłkę prostopadłą, zamiast ją przyjąć od razu uderzył przez co ominął bramkę Walkera o jakieś dwa metry. W drugiej połowie swoją kolejną okazję na gola zmarnował Anichebe, a po chwili został zmieniony przez Evansa. Podobny los spotkał Esajasa, którego zmienił Lekaj. Atakowali jednak gospodarze. Najpierw Clark wjechał ze skrzydła w środek pola i uderzył z 20 metrów pod poprzeczkę, lecz Smith bez problemów sparował to uderzenie. Gdy miał drugą okazję widać było, że wyciągnął wnioski z poprzedniej sytuacji i uderzył płasko, przy słupku, a Smith musiał tym razem wyciągać piłkę z siatki. Prowadzenie próbował odzyskać najlepszy na boisku Jeffers, lecz jego uderzenie w okienko zostało z trudem wybite przez bramkarza gospodarzy. Żadna z drużyn nie potrafiła już potem stworzyć sobie dogodnej okazji, więc mecz zakończył się podziałem punktów, a my wyrobiliśmy sobie czteropunktową przewagę nad trzecimi w tabeli WBA i Charltonem.

 

[20] Plymouth Argyle 1 (0) -:- (1) 1 Sheffield Wednesday [2]

0-1: Francis Jeffers kar. 37'

1-1: Chris Clark 75'

 

MoM: Chris Clark (8)

 

No i nadszedł czas na pierwszy rewanż w tym sezonie. I od razu derby! Z jednej strony my - Sheffield Wednesday, pozbawieni najlepszego gracza środkowej formacji - Burtona O'Brien'a. Z drugiej strony będący w słabej dyspozycji The Blades, będący jednakże w najmocniejszym składzie. Gwizdał nam będzie Phil Crossley. Cytując Matuesza Borka powiem, że będzie to dobry mecz w jego wykonaniu, jeżeli po nim nie będziemy pamiętać jego nazwiska. Niestety. Będziemy. Kluczowy dla przebiegu spotkania błąd popełnił już w trzeciej minucie, kiedy mimo sprzeciwu asystenta uznał gola Jonathana Steada strzelonego ze spalonego. Jakże błyskawiczna była odpowiedź Francisa Jeffersa, który dostał prostopadłą piłkę od Tommy'ego Spurra. Wydawało się, że nic z tego nie będzie, że Spurr wyrzucił go za daleko. Jeffers jednak zaśmiał się pod nosem, zbiegł dwa kroki w stronę bramki Kenny'ego i pieprznął z całej siły w długi róg. Piłka przerwała siatkę, a my wyrównaliśmy stan rywalizacji. Już po chwili The Blades mogli znów prowadzić, lecz klasę pokazał Graeme Smith wyśmienicie broniąc strzał Jamesa Beattiego. Chwilę później znów uderzał Szkot i znów obronił Szkot - stan rywalizacji pomiędzy Beattiem a Smithem - 2:0 dla bramkarza Sów. Po drugiej z interwencji wyraźnie odzyskaliśmy zapał do gry i mogło być 2:1, ale już nie dla The Blades, a dla nas. Mogło być nawet 3:1, lecz obie, stworzone w przeciągu 5 minut setki Tudgaya i Anichebe wybronił Paddy Kenny. Po przerwie tego drugiego nie zobaczyliśmy już na boisku, natomiast męczyć Killgalona miał teraz Jermaine Johnson. Na razie jednak sobie nie pomęczy, bo to Ostrza atakowały, a konkretnie Lee Hendrie. Zachował się on jednak zbyt samolubnie i zamiast podać do Stead'a uderzył, a Smith bez problemu obronił jego strzał. W odpowiedzi zaatakował Jeffers, lecz tym razem piłka wylądowała w bocznej siatce. Również Johnson nie dał rady pokonać Kenny'ego, lecz tym razem chociaż zatrudnił golkipera gospodarzy. Mecz chylił się ku remisowi, aczkolwiek od czego mamy Dwayne'a Mattisa o którego sprowadzenie czepia się mnie od kilku miesięcy Alex Ord. Ten pomocnik mógł wygrać dla nas ten mecz. Uderzył perfekcyjnie - mocno, po ziemi, w prawy róg, jednakże Paddy Kenny zaimponował genialną interwencją. Chwilę później doskonałym dograniem do Billy'ego Sharpa popisał się Carney, a ogromny błąd popełnił Mark Beevers, który został z tyłu i zawalił naszą pułapkę ofsajową. Sharp wbiegł w pole karne i huknął obok interweniującego Smitha. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i zatrzymała tuż za linią bramkową. Niestety nie po tej stronie słupka po której byśmy chcieli. Zrobiliśmy wszystko by wygrać w tym spotkaniu, lecz sędzia, jeden, jedyny błąd obrońcy, oraz Paddy Kenny odebrali nam powody do radości.

 

[8] Sheffield United 2 (1) -:- (1) 1 Sheffield Wednesday [2]

1-0: Jonathan Stead 3'

1-1: Francis Jeffers 7'

2-1: Billy Sharp 88'

 

MoM: Jonathan Stead (8)

 

Bohater meczu jest kpiną, gdyż Stead nie pokazał dzisiaj nic poza gole ze spalonego. Już jutro rano spodziewajcie się meczu sezonu! ;)

Aha, i mógłby mi jakiś mod zmienić tytuł wątku? Na Sheffield Wednesday. Proszę ;)

Odnośnik do komentarza

Odcinek 19 - "Nothing can save us now"

 

[2] Sheffield Wednesday -:- Preston North End [7]

 

The Owls (1-4-1-3-2): Graeme Smith - Frank Simek, Mark Beevers, Tommy Spurr ©, Shane Sherriff - Richard Hinds, Marcus Tudgay, Dwyane Mattis, Etienne Esajas - Ched Evans, Francis Jeffers

 

The Lillywhites (1-4-4-2): Grzegorz Szamotulski - Michael Hart, Youl Mawene, Billy Jones, Matt Hill - Chris Sedgwick, Paul McKenna ©, Darren Carter, Sebastian Leto - Neil Mellor, Karl Hawley

 

Przed meczem:

Gospodarze - Sheffield Wednesday przystępują do tego meczu w sporym osłabieniu, gdyż nie mogą skorzystać z usług dwóch wiodących rozgrywających - Burtona O'Briena, który złamał żebra i Kenny'ego Lunta, który ma problem z groźnymi wirusami i ten sezon ma już z głowy. Brakuje również ich najlepszego strzelca - Victora Anichebe, który w derbowym meczu z Sheffield United doznał urazu stopy. W środku pola zagra, więc sprowadzony przed rozpoczęciem rozgrywek w tym sezonie z Barnsley za 40.000 funtów Dwyane Mattis, który jak dotąd nie miał wielu okazji na pokazanie swoich umiejętności. W ataku natomiast obok Francisa Jeffersa pojawi się młody Walijczyk wypożyczony z Manchesteru City - Ched Evans, który w tym sezonie strzelił już trzy gole, aczkolwiek ostatniego z nich dopiero 20 października, czyli aż 3 miesiące temu.

 

Goście - Preston North End są ostatnio w bardzo dobrej dyspozycji - w ostatnim meczu zremisowali 1:1 z liderem z Watford, a wcześniej zanotowali wspaniałą serię 4 zwycięstw pod rząd, pokonując m.in. Charlton Athletic i Queens Park Rangers. Bardzo dużo zawdzięczają w tym sezonie The Lillywhites postawie polskiego bramkarza - Grzegorza Szamotulskiego, który aż 10 razy zachował czyste konto i aż 5 razy był najlepszym zawodnikiem spotkania. Prócz tego bardzo ważnym ogniwem jest napastnik Chris Brown, który może pochwalić się już siedmioma trafieniami w tym sezonie. W Preston otwarcie przyznają, że chcą pokonać Sowy i wskoczyć na miejsce premiowane barażami o Premiership.

 

Wypowiedzi przedmeczowe:

 

Grzegorz Szamotulski, bramkarz Prestonu: Przyjechaliśmy do Sheffield po zwycięstwo i mam nadzieję, że damy radę drużynie prowadzonej przez Polaka. Przypomnę tylko, że w rundzie jesiennej wygraliśmy z Sheffield 2:1 bardzo szybko osiągając dwubramkowe prowadzenie. Teraz mamy zamiar to powtórzyć, tyle, że na ich terenie.

 

Michał Staszewski, trener Sheffield Wednesday: To z pewnością będzie dla nas trudny mecz, gdyż wciąż mamy w głowach niesprawiedliwą porażkę w meczu derbowym, aczkolwiek jesteśmy drużyną lepszą od Prestonu i będziemy to musieli dzisiaj udowodnić. Braki O'Briena i Anichebe bardzo nam to utrudniają, aczkolwiek wierzę w umiejętności moich pozostałych piłkarzy.

 

Pierwsza połowa:

 

Ależ to był start! Ledwie sędzia zdążył gwizdnąć po raz pierwszy, a tu już Esajas wyleciał lewym skrzydłem i przedryblował Harta i Sedgiwcka. Zaraz dośrodkował na długi słupek, gdzie wbiegł Ched Evans, który strzałem głową z najbliższej odległości pokonał Grzegorza Szamotulskiego :gool: CHED EVANS! Kibice szaleją. Tak szybkiego gola nie oglądali dawno. Padł w 34 sekundzie. Goście nie mieli jednak zamiaru tak szybko się poddawać. Doskonałe podanie w pole karne dostał Karl Hawley, jednak zanim się zorietnował piłkę już zabrał i wybił daleko w aut Mark Beevers. Sędzia odgwizdał faul. Błyskawicznie 26.000 widzów powiedziało mu co myśli o jego decyzjach. Pretensje miałem również ja, Marcus Tudgay, Mark Beevers... praktycznie każdy, poza piłkarzami gości. W końcu Dean Dennis nie wytrzymał presji swojej decyzji i postanowił jeszcze wywalić z boiska Marka Beeversa, a po chwili piłkę na jedenastym metrze ustawił Neil Mellor. Strzelił mocno w prawy róg, lecz tam właśnie wylądował Graeme Smith który sparował piłkę w bok. Wobec dobitki Sebastiana Leto, który pierwszy do niej dobiegł był jednak bezsilny. :gool: Sebastian Leto! 180 sekund, dwa gole - ależ się zaczął ten mecz. Nie wyglądało to jednak zbyt dobrze dla nas. 88 minut, w dziesiątkę, bez obrońcy, za to z sędzią który wyraźnie skłania się ku drużynie gości, a porażka mogła być bolesna w skutkach i doprowadzić do naszego spadku nawet o dwie lokaty. Jeżeli o porażce mowa, to chwilę później było już 2:1. McKenna ustawił piłkę na 25 metrze przed bramką Smitha. Jego strzał odbił się od muru, przez co kompletnie zmylił Smitha, który poleciał w jeden, a piłka w drugi róg bramki. Chwilę później mogło być 3:1, a potem nawet 4:1, ale świetnie obronił uderzenia Hawley'a i Cartera nasz golkiper - Graeme Smith. Swoją okazję miał również Etienne Esajas, lecz jego strzał głową minął bramkę. Kilka minut później kolejną błyskotliwą interwencją popisał się arbiter Dean Dennis, który wymyślił sobie faul Hindsa na Hawley'u i podyktował drugi rzut karny dla gości. Tym razem to poszkodowany podszedł do piłki i pewnie umieścił ją w siatce. :gool: Karl Hawley! Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gośći 3:1.

Odnośnik do komentarza

Druga połowa:

 

Powiedzcie mi jak można zmotywować piłkarzy, grających w 10tkę do gonienia dwubramkowej straty? Nijak. Toteż kazałem moim piłkarzom po prostu bawić się piłką i jakoś przeczekać te 45 minut, a o zwycięstwa będziemy się starać od następnej kolejki - od meczu z Watford. No i mnie słuchali. Prawie wszyscy poza Chedem Evansem, który siedział w kącie szatni z wzrokiem spuszczonym na swoje korki. Ched jako pierwszy strzelił gola i otrzymał za to wspaniałą nagrodę w postaci czerwonej kartki dla swojego kolegi i trzech goli rywali. W drugiej połowie jednak nie miał zamiaru się zmienić. W pierwszej sytuacji, jaką sobie stworzył jeszcze nie trafił, ale już w drugiej dał się sfaulować w polu karnym i sam ustawił piłkę na jedenastym metrze. Po chwili mocnym uderzeniem przy słupku wymierzył sprawiedliwość. :gool: CHED EVANS!!! Minutę później Tudgay mógł wyrównać, lecz piękną paradą popisał się Grzegorz Szamotulski. Odgryźć się kontrą próbował Hawley, lecz Smith pokazał mu kto rządzi w jego polu karnym. Na 25 minut przed końcem spotkania postanowiłem zagrać na trzech obrońców, a na boisku pojawił się Deon Burton, który miał wspierać w ataku Cheda Evansa. To był strzał w dziesiątkę! Zanim jednak gola zdobył Burton swoją okazję miał jeszcze Dwayne Mattis, lecz jego strzał na rzut rożny wybił Szamotulski. Korner został krótko rozegrany przez Tudgaya do Evansa. Walijczyk wbiegł w pole karne i wrzucił do Burtona, a Jamajczyk walnął główkę w okienko. I zrobiło się 3-3! :gool: DEON BURTON!!! Chwilę później mieliśmy kolejny rzut rożny, a piłkę w pole bramkowe dośrodkował Esajas. Tam niepilnowany stał Evans, który po raz trzeci pokonał Szamotulskiego. Czy już wiecie jaki jest wynik?! :gool: CHED EVANS!!!!!!! Dokładnie - jest 4:3, a na tym nie chcieli poprzestać moi piłkarze. Stop powiedział jednak Szamotulski i nie dał się pokonać po raz piąty. Czwartego gola nie wpuścił także Graeme Smith, więc spotkanie zakończyło się naszym wspaniałym zwycięstwem.

 

[2] Sheffield Wednesday 4 (1) -:- (3) 3 Preston North End [7]

1-0: Ched Evans 1'

1-1: Sebastian Leto 3'

1-2: Paul McKenna 7'

1-3: Karl Hawley kar. 37'

2-3: Ched Evans kar. 53

3-3: Deon Burton 69'

4-3: Ched Evans 76'

 

MoM: CHED EVANS (9)

 

bo niby jak to się miało skończyć :D

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...