Skocz do zawartości

Per aspera ad astra


Dix__

Rekomendowane odpowiedzi

W cztery dni później na Amsterdam ArenA pojawiliśmy się z lękiem. Lękiem tym większym, iż grać musieliśmy bez kontuzjowanych Isczy, Riosa i Marca oraz zawieszonego za kartki Frediego. Oczywiście także i w pełnym składzie nie mielibyśmy szans z ekipą "Pomarańczowych", ale łudziłem się, iż zebralibyśmy mniejszy łomot.

 

Mecz jak łatwo było przewidzieć, był spotkaniem wyłącznie do jednej bramki i gdyby nie doskonały Koldo, poleglibyśmy w Amsterdamie dwucyfrowo i zapewne pożegnałbym się z reprezentacyjnym stolcem. Na szczęście, bramkarz Andory na linii bramkowej czynił cuda, powstrzymując nawałnicę doborowej jedenastki Holandii. Bramki, które straciliśmy, w żadnym stopniu nie obciążają jego konta i po meczu mocno się zasępiłem nie widząc nikogo kto w najbliższym czasie mógłby zastąpić błyskawicznie starzejącego się Koldo. Odrobiną słodyczy w całej misie dziegciu była jednak końcówka meczu, w której to kolejny z andorskich weteranów, Justo Ruiz, odważnie wyrwał się spoza naszych zasieków obronnych i po szaleńczych, indywidualnych rajdach solidnie nastraszył nudzącego się Stekelenburga. Niestety, oba uderzenia Ruiza minęły światło bramki o dobre kilka metrów.

 

07.09.2005; Eliminacje do MŚ

Grupa 1, Mecz 11/12

Amsterdam ArenA, Amsetrdam, widzów: 50.536

HOLANDIA - Andora 5:0 (3:0)

1:0 van Nistelrooy 7'

2:0 Seedorf 30'

3:0 van der Vaart 44'

4:0 Van Nistelrooy 68'

5:0 van Persie 79' rz.k.

89' Moreno knt. [A]

 

Koldo - Fernandez, Pol, I.Lima, Ayala (50' Benet) - Silva - Moreno, Rodriguez, Pujol (46' Sonejee) - Ruiz, Riera (46' Andorra)

 

MoM: Ruud van Nistelrooy [sT, Holandia] - 10

Odnośnik do komentarza

Wysokie porażki w eliminacjach do mistrzostw świata sprawiły, iż morale w zespole niemalże sięgnęło dna. Chcąc przywrócić nam nieco nadziei i wiary we własne możliwości zdecydowałem się na rozegranie meczu towarzyskiego z ekipą Czadu. Spotkanie z Afrykanami mieliśmy zagrać na cztery dni przed zamknięciem eliminacji spotkaniem z Armenią i święcie wierzyłem, że sukces pozwoliłby nam powalczyć z Ormianami o dobry wynik. Powołania na październikowy dwumecz nie zaskoczyły nikogo. No, może z wyjątkiem Juliána (27, ST, Binéfar; ---), kolejnego beznadziejnego napastnika. Na bezrybiu i rak jednak rybą. Musiałem szukać alternatyw dla naszych ślepych strzelb.

 

BRAMKA:

German Canal (22, GK, FC Ranger's; ---), Koldo (34, GK, Andorra C.F.; 53/0), Josep María Serrano (30, GK, Hospitalitet; ---)

 

OBRONA:

Josep Manuel Ayala (25, DR, Santa Coloma; 33/1), Ildefons Lima (25, DRC, Triestina; 3/0), Ramirez (22, DR, Sant Juliá; ---), Juli Fernández (30, DL, Santa Coloma; 26/0), Dani Ferron Perez (18, DL, Santa Coloma; ---), Antonio Lima (34, DC, Reus; ---), Benet (25, D/MR, Santa Coloma; 1/0), Agusti Pol (28, D/MC, Mataró; 4/1)

 

POMOC:

Genis Garcia Iscza (27, DM, FC Ranger's; 20/0), Jose Luis Ayala (27, ML, Sant Juliá; ---), Marc Pujol (22, MC, Santboiá; 5/0), Sergi Moreno (18, MC, Lleida; 7/0), Fernando Silva (28, MC, Cerro Reyes; 15/1), Sonejee (29, MC, Andorra C.F.; 56/1), Richard Imbernón Rios (30, AMRC, Sant Juliá; 2/0), Yuri Rodriguez (19, AMLC/FC, Sant Juliá; 3/0)

 

ATAK:

Xavier Andorra (20, ST, Andorra C.F.; 4/0), Julián (27, ST, Binéfar; ---), , Justo Ruiz (35, ST, FC Ranger's; 53/2), Manolo (28, ST, FC Ranger's; 43/1), Gabriel Riera (20, ST, Andorra C.F.; 6/1)

Odnośnik do komentarza

Pojedynek z niżej notowanym od nas zespołem Czadu mieliśmy po prostu wygrać. W szatni wyobrażałem sobie dużych, niezbornych ruchowo murzynów, poruszających się w ślimaczym tempie po murawie i żebrzących o jak najniższy wymiar kary. Marzenia miały się jednak do rzeczywistości jak pieść do nosa. W pierwszej połowie to moi gracze upodobnili się bowiem do owych wyśnionych murzynów i zaprezentowali się tak żenująco, że w szatni po prostu eksplodowałem, wylewając na ekipą całe jezioro pomyj i bluzgów. W odróżnieniu od dotychczasowych efektów "wstrząsów w przerwie" tym razem chłopcy pojęli o co mi chodzi i w drugiej połowie zaprezentowali się zdecydowanie lepiej. Niestety, nie wystarczyło to do odniesienia zwycięstwa, gdyż obie ekipy miały fatalnie ustawione celowniki. Dość powiedzieć, iż w całym meczu oddano kilkanaście strzałów, z których wyłącznie jeden był celny. Bramka oczywiście nie padła.

 

Po meczu miałem mieszane odczucia. Nie wygraliśmy, ale też wreszcie nie przegraliśmy a jeśli weźmie się pod uwagę czyste konto bramkowe debiutującej w naszej bramce "Kanalii", byłem prawie szczęśliwy...

 

08.10.2005 Mecz towarzyski

Estadi Comunal d'Aixovall, Andorra la Vella, widzów: 1.188

ANDORA - CZAD 0:0

 

Canal - Ferron Pérez (46' Fernández), A.Lima, I.Lima, Ayala (83' Ramirez) - Rodriguez, Moreno (83' Pol), Sonejee (46' Pujol), Rios - Ruiz (83' Andorra), Riera (46' Manolo)

 

MoM: Filipe Delaunay [DC, Czad] - 8

Odnośnik do komentarza

Niesiony falą optymizmu po remisie z Czadem Marc Pujol oświadczył, iż w najbliższym meczu z zespołem Armenii zaprezentujemy futbol totalny i rozniesiemy rywala w pył. Podobnie myślała chyba i reszta zespołu, gdyż w pierwszej połowie dosłownie miażdżyliśmy rywala atakując skrzydłami i środkiem, strzelając z bliska i z daleka. Bramki niestety nie strzeliliśmy, gdyż doskonale w ormiańskiej bramce spisywał się doświadczony Berezowskij. Nieco mniej szczęścia miała nasza "Kanalia", którą już w 9. minucie gry pokonał Hakobjan, wykorzystując niezdecydowanie naszych środkowych defensorów i z bliska uderzając do siatki.

 

W przerwie w naszej szatni, tradycyjnie już, było bardzo głośno. Bluzgi sypały się na prawo i lewo a nasz najlepszy defensor, Ildefons Lima, umoczony został w wiadrze pełnym wstydu, po koszmarnej interwencji przy bramce Ormian.

 

Na drugie 45 minut wyszliśmy więc zamiarem porachowania gościom kości, odrobienia wyniku i odniesienia pierwszego pod moją wodzą zwycięstwa. I byliśmy blisko. Naprawdę blisko. Chłopcy zaatakowali rywala tuż po gwizdku, dzięki czemu zdołaliśmy zaskoczyć Ormian. Pod bramką Berezowskiego gotowało się raz po raz, aby wreszcie w historycznej 61. minucie gry z prawego skrzydła dośrodkował Rios a wbiegający w szesnastkę Sonejee uprzedził bramkarza gości, główkując do siatki. Szał radości na naszej ławce nie trwał jednak długo. Pomimo, że nadal atakowaliśmy i byliśmy zespołem zdecydowanie groźniejszym, o wyniku przesądziły indywidualności. A, że te posiadali jedynie goście, z murawy schodziliśmy pokonani. Pokonani niezasłużenie wysoko, ale wolna i niezgrana defensywa Andory nie była w stanie powstrzymać szybkich i błyskotliwych Hakobjana i Manuczarjana. Pomimo porażki, po spotkaniu pogratulowałem chłopakom. Eliminacje zakończyliśmy z podniesioną głową, walcząc, a nie jedynie broniąc się przed pogromami.

 

12.10.2005, Eliminacje do MŚ

Grupa 1, Mecz 12/12

Estadi Comunal d'Aixovall, Andorra la Vella, widzów: 827

Andora - ARMENIA 1:4 (0:1)

0:1 Hakobyan 9'

1:1 Sonejee 61'

1:2 Hakobyan 67'

1:3 Manuczarjan 85'

1:4 Manuczarjan 90'

 

Canal - Fernández, A.Lima, I.Lima, Ayala- Rodriguez, Moreno, Sonejee, Rios - Manolo, Riera (46' Andorra)

 

MoM: Ara Hakobjan [sT, Armenia] - 10

 

Tabela końcowa eliminacji w grupie 1:

 

 
| Pos   | Inf   | Team		   | Pld   | Won   | Drn   | Lst   | For   | Ag	| G.D.  | Pts   | 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 1st   | Q	 | Czech Republic | 12	| 10	| 1	 | 1	 | 34	| 9	 | +25   | 31	| 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 2nd   | Q	 | Holland		| 12	| 9	 | 3	 | 0	 | 30	| 7	 | +23   | 30	| 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 3rd   |	   | Romania		| 12	| 7	 | 1	 | 4	 | 21	| 12	| +9	| 22	| 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 4th   |	   | Finland		| 12	| 5	 | 0	 | 7	 | 18	| 20	| -2	| 15	| 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 5th   |	   | FYR Macedonia  | 12	| 3	 | 2	 | 7	 | 13	| 20	| -7	| 11	| 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 6th   |	   | Armenia		| 12	| 2	 | 2	 | 8	 | 10	| 24	| -14   | 8	 | 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 7th   |	   | ANDORRA		| 12	| 1	 | 1	 | 10	| 5	 | 39	| -34   | 4	 | 
| -----------------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza

Przegrane eliminacje do niemieckiego mundialu zostały w krajowej prasie sportowej w zasadzie przemilczane. Nikt o zdrowych zmysłach nie liczył wszakże, że futboliści zdołają przebić się przez gęste sito eliminacyne. Już po rozlosowaniu grup przewidziano dla nas ostatnie miejsce i tak też się stało. Słowem - normalka.

Do końca roku pozostawał jeszcze miesiąc, a że przewidująca centrala zawczasu wydedukowała, iż terminy play-off o mundial będą naszym wolnym terminem, zakontraktowano nam dwie gierki towarzyskie. Pierwszym sparingpartnerem miała być ekipa Hong Kongu a na zakończenie sezonu 2005, na własnych śmieciach zmierzyć mieliśmy się z Farerami. Chciałbym rzec, iż mecze towarzyskie stały się okazją do przetestowania kilku nowych twarzy, ale niestety, z braku jakichkolwiek nowych twarzy zadowoliłem się tym, iż do Azji wyjechaliśmy w niemal optymalnym zestawieniu personalnym.

 

BRAMKA:

German Canal (22, GK, FC Ranger's; 2/0), Koldo (34, GK, Andorra C.F.; 53/0), Josep María Serrano (30, GK, Hospitalitet; ---)

 

OBRONA:

Josep Manuel Ayala (25, DR, Santa Coloma; 35/1), Ildefons Lima (25, DRC, Triestina; 5/0), Ramirez (22, DR, Sant Juliá; 1/0), Juli Fernández (30, DL, Santa Coloma; 28/0), Dani Ferron Perez (18, DL, Santa Coloma; 1/0), Antonio Lima (34, DC, Reus; 2/0), Marc (28, D/WBL, Elche; 8/0), Benet (25, D/MR, Santa Coloma; 1/0), Agusti Pol (28, D/MC, Mataró; 5/1)

 

POMOC:

Jose Luis Ayala (27, ML, Sant Juliá; ---), Marc Pujol (22, MC, Santboiá; 6/0), Sergi Moreno (18, MC, Lleida; 9/0), Fernando Silva (28, MC, Cerro Reyes; 15/1), Sonejee (29, MC, Andorra C.F.; 58/2), Richard Imbernón Rios (30, AMRC, Sant Juliá; 4/0), Yuri Rodriguez (19, AMLC/FC, Sant Juliá; 5/0)

 

ATAK:

Xavier Andorra (20, ST, Andorra C.F.; 6/0), Justo Ruiz (35, ST, FC Ranger's; 54/2), Manolo (28, ST, FC Ranger's; 45/1), Gabriel Riera (20, ST, Andorra C.F.; 8/1)

Odnośnik do komentarza

Jako, że ciśnienie eliminacyjne opuściło nas wraz z ostatnim meczem z Ormianami, w So Kon Po postanowiłem zagrać "z zębem". Tym samym na murawę posłałem najsilniejszą, w mojej ocenie, jedenastkę i nie ukrywałem, że z Azji chciałem przywieźć zwycięstwo. Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w historii andorskiej kopanej.

 

Spotkanie na Hong Kong Stadium rozpoczęło się od wzajemnego badania sił, po czym do ataku przystąpili moi chłopacy. Dzięki temu już w 10. minucie gry piłka po przytomnej wrzutce Riosa w pole karne wylądowała pod nogami Manolo, który uderzył ile sił, nokautując Ma Chi Keunga, ale bramki nie zdobywając. W odpowiedzi groźnie uderzał z woleja Wong Wai Man, ale piłka po rykoszecie od nóg Ildefonsa Limy minęła świątynię "Kanalii" w bezpiecznej odległości. Chwilę potem bramka jednak padła, gdy po ładnym rajdzie prawym skrzydłem za wrzutkę przed pole karne zdecydował się Rios a Moreno sprytnie zgrał piłkę za obrońców, umożliwiając Rodrigezowi wyjście sam na sam z bramkarzem gospodarzy. Nasz lewoskrzydłowy uderzył celnie i piekielnie mocno, nie dając rywalowi żadnych szans. Stracona bramka wprowadziła nerwowość w szeregi gospodarzy, a że moi chłopcy nie spieszyli się do kolejnych ataków, gwizdek na przerwę zastał oba zespoły przy niezmienionym wyniku.

 

Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Andory, wszak juz w 48. minucie doskonałą okazję zmarnował Manolo, który z trzech metrów uderzył wprost w bramkarza. Rywale starali nam się odgryźć kontratakiem, ale sprawnie funkcjonujący blok defensywy nie dopuszczał do bezpośredniego zagrożenia naszej bramki. Ba, w 55. minucie gry doskonały, kilkudziesięciometrowy kros Ildefonsa Limy, umożliwił Rierze wyjście na czystą pozycję, której nasz napastnik, niestety, nie wykorzystał.

Co jednak ma wisieć to nie utonie. Kilka chwil później naciskany przez Riosa pomocnik Ko Chun Ho nieporadnie starał się pozbyć futbolówki, ale fatalnie zaadresowana piłka trafiła pod nogi Riery, który precyzyjnym lobem z około czterdziestu metrów podwyższył wynik meczu. Był to zarazem cios rozstrzygający. Gospodarze kompletnie stracili ochotę do gry a moi chłopcy zdążyli jeszcze zmarnować kilka doskonałych okazji bramkowych nim na Hong Kong Stadium zabrzmiał ostatni gwizdek arbitra. Po meczu radości nie było końca, gdyż po dobrym meczu chłopcy odnieśli zasłużone zwycięstwo. Pierwsze pod moją wodzą i zarazem historyczne, pierwsze zwycięstwo w meczu wyjazdowym.

 

12.11.2005; Mecz towarzyski

Hong Kong Stadium, So Kon Po, widzów: 24.084

Hong Kong - ANDORA 0:2 (0:1)

0:1 Rodriguez 25'

0:2 Riera 55'

 

Canal - Marc, Pol, I.Lima, Ayala- Rodriguez, Moreno, Sonejee (75' Pujol), Rios - Manolo (53' Riera), Ruiz (75' Andorra)

 

MoM: Agusti Pol [DC, Andora] - 9

Odnośnik do komentarza

Efektowne zwycięstwo nad wyżej notowanym zespołem Hong Kongu zdecydowanie poprawiło nam humory i do meczu z Farerami przystępowaliśmy z większą wiarą w swe możliwości. Co prawda rywal był wyżej notowany ale z uporem wierzyłem w sukces, starając się sprawić, aby i chłopcy uznali, iż Farerów można ograć. Na murawę wybiegliśmy z jedną tylko zmianą w stosunku do meczu z Hong Kongiem. Zmiany tej dokonałem w linii napadu, gdzie beznadziejnego w Azji Manolo zastąpił Riera.

 

Początek spotkania przebiegał pod znakiem naszej przewagi, ale mieliśmy problemy ze wstrzeleniem się w bramkę rywali. Najlepsza okazję zmarnował Ruiz, który w 8. minucie gry z ośmiu metrów uderzył potężnie, ale minimalnie niecelnie. W kolejnych minutach najjaśniejszą postacią naszego napadu pozostawał Ruiz, ale fortuna obdarzała Farerów zbyt szerokim uśmiechem. Dzięki temu Thorsteinsson po raz pierwszy sięgał za plecy dopiero w 17. minucie, gdy piłka po dośrodkowaniu Riosa minęła źle ustawionego golkipera gości i spadła wprost na głowę Moreno, aby po ułamku sekundy ugrzęznąć w siatce. Strata gola sprawiła, iż półprzytomny rywal otrzeźwiał i z miejsca zabrał się do odrabiania strat. Zapału wystarczyło jednak gościom tylko na bramkę Poulsena, który fantastycznie uderzył głowa po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Bramka dla Farerów była jednak li tylko łabędzim śpiewem przed mającym niebawem nastąpić milczeniem owiec. Bezlitosny andorski napad przetoczył się bowiem po gościach niczym walec, miażdżąc i tratując wszystko co nieopatrznie stanęło mu na drodze. Gwiazdą spotkania stał się weteran, Justo Ruiz, autor pierwszego w historii andorskiej piłki hattricka. I pomyśleć, że gdyby nie pochopnie odgwizdywane spalone, Justo zaliczyłby aż pięć trafień...

Po spotkaniu grupka najwierniejszych fanów długo jeszcze skandowała nazwisko swego ulubieńca a ja po raz pierwszy z dumą mogłem uścisnąć, odzianą w dzierganą rękawiczkę, dłoń prezesa AZPN.

 

16.11.2005; Mecz towarzyski

Estadi Comunal d'Aixovall, Andorra la Vella, widzów: 1.268

ANDORA - Wyspy Owcze 5:1 (3:1)

1:0 Moreno 17'

1:1 Poulsen 24'

2:1 Ruiz 31'

3:1 Ruiz 39'

55' Hojsted knt. [WO]

75' Jorgensen knt. [WO]

4:1 Pujol 87'

5:1 Ruiz 90'

 

Koldo - Marc, Pol, I.Lima, J.M.Ayala (46' Benet) - Rodriguez (46' J.L.Ayala), Moreno, Sonejee (57' Pujol), Rios - Riera, Ruiz (57' Andorra)

 

MoM: Justo Ruiz [sT, Andora] - 10

Odnośnik do komentarza

Początek grudnia przyniósł nam losowanie grup eliminacyjnych do EURO 2008 i stał się także bodźcem do podsumowania mojej pracy z reprezentacją. W siedmiu, rozegranych pod moją wodzą, meczach kadra Andory czterokrotnie uznawała wyższość rywala, raz zadowoliliśmy się remisem a dwukrotnie z murawy znoszono na tarczy naszych przeciwników. W zamykającym rok 2005 rankingu FIFA Andorę sklasyfikowano na miejscu 140. i zaliczono na ten poczet 358 punktów. Z tego powodu próżno było szukać mojego zespołu wśród ekip rozstawionych w losowaniu eliminacji EURO. Rozlosowani z ostatniego koszyka trafiliśmy do eliminacyjnej grupy siódmej wraz z zespołami Anglii, Danii, Grecji, Słowenii, Macedonii, Mołdawii i Malty. Pomimo, iż prasa znowu skazuje nas na straty i gwarantuje nam ostatnią lokatę w grupie, realna wydaje mi się walka o pozycje 5-6.

 

Rok 2005:

2 zwycięstwa - 1 remis - 4 porażki; bramki 8-15

Ranking FIFA: 140. (358 pkt)

 

===============

 

Kalendarium na rok 2006:

 

W 08.02 Walia (TOW)

W 02.09 Słowenia (el. EURO)

W 06.09 Dania (el. EURO)

D 07.10 Mołdawia (el. EURO)

D 11.10 Macedonia (el. EURO)

W 11.11 Anglia (el. EURO)

D 15.11 Malta (el. EURO)

Odnośnik do komentarza

Wyjazd do Cardiff na towarzyskie spotkanie z drużyną Walii miał być dla nas pierwszym i zarazem ostatnim przetarciem przed otwarciem eliminacji do EURO 2008 na murawach Austrii i Szwajcarii. Spotkanie zapowiadało się ciekawie, bo Walijczycy byli europejskim średniakiem a nasze apetyty po zwycięstwach nad Hong Kongiem i Farerami zdecydowanie wzrosły. Apetyt na kolejne zwycięstwa był jednak kompletnie bezpodstawny, co wyspiarze błyskawicznie nam udowodnili.

 

Początek meczu to dość niespodziewana przewaga moich chłopaków i piekna bramka Ruiza, który w 10. minucie gry skierował piłkę w okienko bramki, uderzając ją głową po dośrodkowaniu Marca z rzutu wolnego. Gol ten wprawił moich chłopaków w euforię i był zarazem lodowatym prysznicem dla Walijczyków, którzy miast zbaranieć, na co liczyłem po cichu, zabrali się do roboty i już przed przerwą wypracowali sobie olbrzymią przewagę. Niestety, dobrze broniąca dotychczas "Kanalia" tego meczu wspominać nie będzie miło. German, nie dość że nie obronił żadnego ze strzałów, które mógłby obronić, to wpuścił do siatki piłki po uderzeniach, które bramkarz średniej europejskiej klasy nie ma prawa przepuścić do bramki.

W drugiej połowie na trybunach było już radośnie i piknikowo, a że piknikowo byli już także usposobieni gospodarze, to blamażu pełna gębą nie doszło i mecz zakończył się jedynie naszym pogromem, który uświadomił mi jednocześnie, że ze średniakami europejskimi nie mamy prawa grać ofensywnie.

 

08.02.2006; Mecz towarzyski

The Millennium Stadium, Cardiff, widzów: 43.548

WALIA - Andora 6:1 (4:1)

0:1 Ruiz 10'

1:1 Bellamy 11'

2:1 Hartson 17'

3:1 Bellamy 26'

4:1 Hartson 38'

5:1 Savage 48'

6:1 Giggs 74'

 

Canal (75' Koldo) - Marc, Pol (75' Jonas), I.Lima, J.M.Ayala - Rodriguez, Moreno, Pujol (46' Sonejee), Rios - Riera (18' Andorra), Ruiz (75' Manolo)

 

MoM: John Hartson [sT, Walia] - 10

Odnośnik do komentarza

Przyczyny porażki na The Millennium Stadium mogłem rozgryzać przez ponad pół roku, gdyż tyle właśnie czasu dzieliło nas od pierwszego starcia w eliminacjach do EURO. Dysponując dużą ilością czasu oglądałem więc na okrągło spotkania z Wyspami Owczymi, z Rumunią, z Walią, z Armenią i starałem się znaleźć klucz do zakutych łbów moich futbolistów. Klucz, który pozwoliłby mi zrobić z nich zespół ustępujący rywalom klasą i piłkarskim wyszkoleniem, ale przewyższający rywala ambicją i wolą walki. W międzyczasie przez Europę przetaczał się kończący sezon ligowy huragan, z którym powiązane były masowe zmiany na stołkach trenerskich w klubach maluczkich , średnich a także i tych wielkich. O ile jednostronny bilet na Grenlandię wręczony trenerowi Mastalerzowi z poznańskiego Lecha przeszedł w zasadzie bez echa, o tyle wykopanie z posady w Manchesterze Alexa Fergusona, czy też zmiany na stołkach w Spartaku Moskwa, Parmie, Interze Mediolan czy też Bayernie Monachium odbiły się na kontynencie szerokim echem.

 

Pewną odskocznią od dzierganej beznadziei futbolu andorskiego były mistrzostwa świata w Niemczech. Obejrzałem je na szklanym ekranie, ale to co ujrzałem wpędziło mnie w jeszcze głębszą depresję. Tam grano w futbol a u nas... U nas usiłowano udawać, że wiadome jest do czego służy futbolówka.

 

Z Niemiec najszczęśliwsi wyjeżdżali Hiszpanie, wywożąc za Piereneje Puchar Świata. Po meczu finałowym szlochali Czesi, ale najbardziej zawiedzioną nacją byli oczywiście gospodarze, którzy z impetem wyszli z grupy, aby już w drugiej rundzie doznać palącego upokorzenia ze strony Portugalii i doznać pogromu (0:4). Niezadowoleni byli także przedstawiciele kopanej spoza Europy. Spośród Azjatów jedynie Południowa Korea zdołała się przedrzeć do kolejnej rundy, czyniąc to zresztą kosztem podopiecznych Janasa. Z Afryki nosy wystawiły ekipy Maroka, Nigerii i Ghany a honor obu Ameryk uratowała jedynie Brazylia. Druga runda dla większości okazała się jednak zbyt gęstym sitem i do ćwierćfinału zdołały wkroczyć jedynie zespoły Brazylii i Ghany, aby tamże polec. W meczu o brąz, nudny jak makaron z olejem, futbol włoski okazał się skuteczniejszy od żywiołowej piłki rosyjskiej. Lepszy o jedną bramkę, oczywiście...

 

 

Mistrzostwa Świata, Niemcy 2006

1. HISZPANIA

2. Czechy

3. Włochy

Odnośnik do komentarza

Postawa zespołu w meczu ze Słowenią była dla mnie wielką niewiadomą. Po pogromie w Cardiff na murawę posłałem zespół w ustawieniu wybitnie defensywnym, gdyż przed wszystkim chciałem uniknąc wysokiej porażki, która załamałaby i tak już nienajlepsze morale ekipy. Jedynym promykiem nadziei była nowa twarz w reprezentacji, którą stał się szesnastoletni obrońca niemieckiego drugoligowca, Aue, Josep Cerezo Ramirez. Chłopak nie miał jeszcze papierów na grę w kadrze, ale był szybki i wysoki, co było decydującego przy powoływaniu go na mecz ze Słowenią. Ważne było także to, aby zamknąć mu ewentualną drogę do reprezentacji Niemiec, gdyż Josep posiadał dwa obywatelstwa.

 

Nadzieje przed meczem były spore. Słowenię uznałem za zespół średniej klasy europejskiej i liczyłem, że przy dobrej dyspozycji dnia możemy urwać rywalom jeden punkcik. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna a głównym prowodyrem fatalnych wydarzeń na Arena Petrol stał się ten, który dotąd raczej nie zawodził - Koldo. Weteran andorskiej bramki nie miał prawa zagrać jednak dobrze, wszak od pół roku szukał sobie nowego klubu, nie mogąc go zresztą znaleźć.

Słowenia ruszyła na nas ostro juz od pierwszego gwizdka i przy pełnych śmiesznej nieporadności interwencjach Koldo, Borut Semler w ciągu ledwie dwustu sekund dwukrotnie skierował piłkę do naszej siatki. Tym samym stało się jasne, że dobry wynik w Celje jest fikcją, a że reszta mojej ekipy skwapliwie dostosowała się poziomem gry do postawy swego kapitana, efektem futbolowej nędzy mógł być jedynie pogrom.

 

02.09.2006; Eliminacje EURO, Grupa 7, Mecz 1/14

Arena Petrol, Celje, widzów: 9.988

SŁOWENIA - Andora 6:0 (5:0)

1:0 Semler 7'

2:0 Semler 10'

3:0 Stevanović 15'

4:0 Lavrić 20'

5:0 Semler 42'

52' Handanović knt. [sł]

6:0 Semler 90'

 

Koldo - Marc, J.Ramirez, A.Pol, I.Lima, Benet - Moreno (30' Pujol), Sonejee, Silva - Rodriguez (30' Riera) - Manolo (46' Ruiz)

 

MoM: Borut Semler [sT, Słowenia] - 10

 

======================

 

ANGLIA - Grecja 4:0

MACEDONIA - Malta 3:0

MOŁDAWIA - Dania 2:1

 

Tabela [1/14]:

 

1. Słowenia  3 pkt. 1-0-0 6-0
2. Anglia	3 pkt. 1-0-0 4-0
-------------------------------
3. Macedonia 3 pkt. 1-0-0 3-0
4. Mołdawia  3 pkt. 1-0-0 2-1
5. Dania	 0 pkt. 0-0-1 1-2
6. Malta	 0 pkt. 0-0-1 0-3
7. Grecja	0 pkt. 0-0-1 0-4
8. Andora	0 pkt. 0-0-1 0-6

Odnośnik do komentarza

Fatalna postawa zespołu w Słowenii sprawiła, iż do Kopenhagi jechałem z paniką w oczach. Mój strach był tym większy, iż przy fatalnej formie Koldo nie mogłem postawić na "Kanalię", gdyż ten złapał właśnie kontuzję pachwiny i jego występ był wykluczony. Spośród pozostałej dwójki łapaczy andorskich postawiłem na mniej beznadziejnego, Josepa Marię Serrano. Drugą zasadniczą zmianą było ustawienie zespołu. Po namyśle doszedłem bowiem do wniosku, iż skoro i tak mamy brać baty to przynajmniej niech w czerepach moich szmaciarzy tli się myśl o tym, że oprócz betonowania własnej siatki przez pełne 90 minut gry, może nadarzyć się okazja do wyjścia z kontrą a tym samym szansa na strzelenie jakiejś sensacyjnej bramki.

 

Na Parken wyszliśmy mocno stremowani, ale i gospodarze grali pod presją, gdyż po porażce z Mołdawią, duńska prasa nie pozostawiła suchej nitki na zespole. Dość nieoczekiwanym scenariuszem pierwszej połowy była więc przewaga mojego zespołu w pierwszym kwadransie, który mogliśmy zakończyć bramką, gdyby Riera nie spalił się w sytuacji sam na sam z Andresenem. Później na murawie dominowali gospodarze, ale nerwowość poczynań widoczna była w każdym zagraniu Duńczyków. Dość powiedzieć, iż sytuacje bramkowe marnowali gospodarze koncertowo, choć nie bez znaczenia była fantastyczna postawa Serrano w naszej bramce. Nasz autsajder, jak mi się wydawało, bronił doskonale, wielokrotnie parując uderzenia Duńczyków i zapewniając nam minimalną stratę na przerwę, wszak główki Aggera, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, Serrano nie zdołał już obronić.

 

Druga połowa bliźniaczo przypominała pierwszą. Bezsilni Duńczycy bili głową w andorski mur i czynili to bez powodzenia. Moi chłopcy natomiast stanęli przed jeszcze jedną szansą bramkową, ale i tym razem ją spartaczyli, gdy po uderzeniu Ruiza piłka rykoszetem odbiła się od pleców Bogelunda i spadła wprost pod giry Andorry, który jednak nie zdzierżył presji i z czterech metrów, miast do siatki, uderzył w niebo.

 

06.09.2006; Eliminacje EURO, Grupa 7, Mecz 2/14

Parken, Kopenhaga, widzów: 41.358

DANIA - Andora 1:0 (1:0)

1:0 Agger 36'

 

Serrano - Marc, A.Pol, I.Lima, Ayala - Rodriguez, Moreno, Sonejee, Benet - Riera (46' Ruiz), Andorra

 

MoM: Ildefons Lima [DC, Andora] - 8

 

===================

 

Macedonia - Grecja 1:1

Mołdawia - Malta 1:1

Słowenia - ANGLIA 1:2

 

Tabela [2/14]:

 

1. Anglia	6 pkt. 2-0-0 6-1
2. Macedonia 4 pkt. 1-1-0 4-1
-------------------------------
3. Mołdawia  4 pkt. 1-1-0 3-2
4. Słowenia  3 pkt. 1-0-1 7-2
5. Dania	 3 pkt. 1-0-1 2-2
6. Malta	 1 pkt. 0-1-1 1-4
7. Grecja	1 pkt. 0-1-1 1-5
8. Andora	0 pkt. 0-0-2 0-7

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...