Skocz do zawartości

Przeklęta klątwa


wenger

Rekomendowane odpowiedzi

Zadzwonił „Stary”…

 

- Wenger, jesteś tam? Całe szczęście, bo już myślałem, że to koniec. Ty wiesz, co się u nas dzieje? Zablokowali nam serwer, dobierają się do nas, nie chcą abyśmy się ze sobą kontaktowali. Spiesz się z tą grą, bo może być za późno, jak stracimy kontakt, to zostaniesz tam na zawsze!

- Cholera, zaraz zaczynam. A co w firmie poza tym, stęskniłem się trochę…

- Eee, nic ciekawego. Profesor odbił się od dna i od razu humor mu się poprawił. Przynajmniej nie marudzi, że go wyrzucą. Dix jak to Dix. Odkąd dostał te darmowe bilety na linie lotnicze od ruskiego bossa, którego uratował przed śmiertelnym zatruciem samogonowym, szlaja się po całym świecie i nigdzie miejsca zagrzać nie może. Diego męczy tego Lecha i chce pewnie 15-cie tytułów mistrza Polski zdobyć, a może czeka, aż Legia spadnie? Wziąłby se jakiegoś Ronaldo, czy Podolskiego i Ligę Mistrzów w końcu wygrał. Fenomen zakochał się w Ekoli i Pitmanie i nijak ruszyć go z tego Lutonu nie można. Łaziii siedzi dalej w OE, łudząc się, że gra jest uczciwa i jego wyniki to efekt sportowej walki. Tylko dlaczego w Pruszkowie tyle oddziałów „Profesjonała” otworzyli? Willow to właściwie nie wiem, co robi. Wpadnie na chwilę, sekretarki zaczepi, powęszy nie wiadomo za czym i już go nie ma. Maryniarzy do świetlicy w suterenach wyrzuciłem, oni mają swój świat i niech się sami ze swoich dowcipów śmieją, przynajmniej spokój na piętrze będzie. Z nowych to Loczek wpadł mi w oko, ale „kadra” go widocznie nie lubi i jego roboty do opowiadań przenieść nie chce. Dobra, wystarczy tego paplania, mów co u ciebie. Radzisz sobie? Skład już masz?

- Trudno powiedzieć… Dopiero liga zweryfikuje nasze możliwości. Skład ustalić nie problem, kiedy wszyscy są słabi. W bramce jedynie mam dylemat, ponieważ obaj bramkarze mają swoje wady i zalety. Może monetę w górę rzucę?

- Pamiętaj, że tutaj nie chodzi o ciebie, o zaszczyty, o twoją sławę. Tutaj gra toczy się o nas wszystkich, musisz ich załatwić, musisz!

- Łatwo nie będzie… Pomoc mam taką słabą, że zastanawiam się, czy sam nie zagrać. I jak ja mam normalnie tutaj pracować?

- Dasz radę. Widać po sparingach, że nie jest źle! Głowa do góry, wszyscy patrzą i święcie wierzą, że złamiesz tą przeklętą klątwę i utrzymasz Durango w lidze. Do boju!

 

Nie mieliśmy dobrego kalendarza. Pierwsze mecze graliśmy z rezerwami profesjonalnych zespołów, a to oznaczało, że w szeregach naszych przeciwników mogło roić się od młodych perełek, za silnych jak na nasze mierne umiejętności. Braki w wyszkoleniu musieliśmy nadrabiać ambicją i walką do upadłego, tylko wtedy mogliśmy liczyć na dobry wynik… liczyć na cud.

 

Moje orędzie przedsezonowe musiało trafić w samo serce baskijskiej dumy:

 

- Jesteście amatorami, wszyscy pracujecie. Futbol to dla was zabawa i grę w piłkę traktujecie jako odskocznię od dnia codziennego. Nikt na was nie liczy, nikt nie postawi złamanego grosza na wasze utrzymanie. Czy się poddacie, czy pozwolicie sobą pomiatać? Otóż, nie! Jesteście dumni i charakterni. Po każdym meczu, bez względu na wynik, musicie usiąść i powiedzieć sobie: „ Zrobiłem wszystko, aby pomóc drużynie, dałem z siebie wszystko i nie mam sobie nic do zarzucenia, walczyłem, harowałem…” A wynik? Nikt wam głowy nie urwie jak się nie uda, ale pamiętajcie, że „wiara czyni cuda, wiara góry przenosi”.

 

 

- Nikt wam głowy nie urwie, ale może odciąć – dodałem po chwili, wyciągając swój miecz błyszczący, osławiony w bojach, na którego widok każdy w przerażeniu tonie, a niepewność wielka ogarnia każdego, kto poczuje na swej szyi zimne ostrze jego.

 

Do boju!!!

Odnośnik do komentarza
... Ale przynajmniej może to przemówienie trafi do Twoich piłkarzy...

Nie trafiło...

----------------

 

Liga.

Wychodzimy pełni nadziei.

Szybko się okazuje, że rywal przewyższa nas piłkarsko o klasę. Bronimy jednak się dzielnie, przetrzymujemy napór… tylko do 33 minuty. Moment zawahania mojej obrony i Lacen strzela nieuchronnie do siatki. Nic to, dalej bronimy się, aby mieć chociaż cień szansy na korzystny wynik. Dotrwaliśmy do przerwy.

Druga połowa. Kotłowanina w naszym polu karnym, ale piłka nie chce wpaść do naszej bramki. Wierzymy… może kontra, może rzut rożny, może samobójcza bramka? Czas płynie, rywal albo słabnie, albo zadowolony z wyniku nie myśli atakować. Ruszamy nieśmiało, Aritz fatalnie pudłuje, potem przeciwnicy mają dwie setki, których nie wykorzystują. Zostało dwie minuty. Pitu mógł zostać bohaterem, ale jego strzał był bardzo niecelny. Doliczony czas, nadzieja prysła, koniec.

 

I liga – 1 kolejka

Durango[-] – Alaves B[-] 0:1 (0:1)

33’ – Lacen

 

Widzów: 83

Notes: Byliśmy słabsi, dużo słabsi…

Odnośnik do komentarza
W sumie, to mogło być w tym meczu gorzej. W końcu to rezerwy Alaves, czyli logiczne, że mieli lepszych piłkarzy od Ciebie.

Czy mogę sobie Twojego posta wklejać od czasu do czasu zamiast komentarza meczowego? :>

---------------------------------------------------------------

 

Druga kolejka i znowu rezerwy kogoś tam. Na naszym stadionie pełna trybuna… hm… północna… znaczy się kilka ławek.

Znowu przeciwnicy ruszyli na nas bez żadnego respektu, tym razem wytrwaliśmy tylko kwadrans. Celne dośrodkowanie i moi mali obrońcy nie doskoczyli do Lizoain’a. Potem scenariusz taki sam jak kilka dni wcześniej – dotrwaliśmy do przerwy. Po zmianie stron przeciwnicy cofnęli się pod własne pole karne. Odetchnęliśmy, nawet zaatakowaliśmy, Pitu zacentrował w pole karne, palant! Piłka zeszła mu z nogi, leci, leci… wpadła za kołnierz bramkarzowi. GOOOL! Pierwszy gol! Nie mogliśmy tego wypuścić, broniliśmy dzielnie wyniku, czas płynął. W końcówce rywal przycisnął, przeżywaliśmy ciężkie chwile, wskazówki boiskowego zegara nie chciały się szybciej przesuwać. Dopięli swego, zaatakowali niemal całą drużyną, moja obrona pękła. Koniec.

 

I liga – II kolejka

Durango[15] – Athletic B[6] 1:2 (0:1)

15’ – Lizoain 0:1

58’ – Pitu 1:1

83’ – Angulo 1:2

 

Widzów: 208

Notes: Czegoś brakuje... umiejętności pewnie.

Odnośnik do komentarza

Miałem już dzisiaj nic nie pisać, ale mnie sprowokowałeś... :>

--------------------------------------

 

Trzeci mecz taki sam jak wcześniejsze. Walczyliśmy bardzo dzielnie, ale nic to nie dało, rywal był silniejszy.

 

I liga - 3 kolejka

Racing B[15] - Durango[18] 2:1 (2:0)

22' - Juanjo 1:0

42' - Juanjo 2:0

77' - Eneko 2:1

 

Widzów: ?

Notes: Jeszcze jakieś rezerwy zostały w tej lidze... Następny mecz z Barakaldo! Ostrzę miecz!

Odnośnik do komentarza

- Wenger, Wielki Brat wzywa cię do pokoju zwierzeń!

- Oho, coś się szykuje – pomyślałem i chcąc nie chcąc udałem się do toalety. – Pewnie „Stary” się niepokoi…

 

- Co masz mi do powiedzenia?

- Ja? W jakiej sprawie?

- Co masz mi do powiedzenia ogólnie, Wenger?

- Walczymy, staramy się i wszystko na nic, rywale zawsze są o tą jedną bramkę lepsi. Dobrze, że choć po 5:0 zero nie przegrywamy, bo tego się bałem najbardziej.

- Wenger, honorowe porażki się nie liczą… Wygrywać trzeba, wygrywać. Jak byś chciał rezygnować, to powiedz. Załatwimy to tak, że cię niby sami wyrzucili. Wiesz, żeby wstydu nie było.

- Cholera, może z tym Barakaldo coś w końcu ugramy, w sparingu było dobrze…

 

Początek meczu rozwiał moje wcześniejsze nadzieje. Po trzech minutach przegrywaliśmy 1:0, a po ośmiu graliśmy w „dziesiątkę”, ponieważ boisko opuścił Asier, ratując się taktycznym faulem, w sytuacji, kiedy napastnik gospodarzy z łatwością zostawił go w blokach. Już poczułem pętlę zaciskającą się na mojej szyi, już widziałem kibiców Durango wywożących mnie na taczkach. Wszystkie czarne scenariusze przelatywały mi w myślach i nawet nie zauważyłem, jak sędzia skończył pierwszą połowę.

Wpadłem do szatni i nie wiedziałem co powiedzieć. Bezradny wykrztusiłem tylko buńczuczną formułkę: „Macie wygrać i nie obchodzi mnie w jaki sposób!” i zacząłem pleść sobie stryczek ze sznurowadeł „pożyczonych” od zawodników. W przypływie rozpaczy, zdesperowania i obłędu wpuściłem na szpicę ataku niejakiego Hernaeza, który normalnie nie miał prawa zagrać ani minuty, był przecież wystawiony na listę transferową. Nie miałem nic do stracenia, Pitu był tak bezbarwny, że odradziłem mu nawet pomeczową kąpiel - przecież się nie spocił.

Tymczasem zaczęliśmy druga połowę. W 56 minucie Hernaez z łatwością uciekł obrońcom i w sytuacji sam na sam strzelił dla nas bramkę! GOOOL! Odżyły nadzieje, tym bardziej, że rywale zaczęli grać bardzo ryzykancko, zostawiając na swojej połowie tylko środkowych obrońców. W obronie trzymaliśmy się dzielnie, nadeszła ostatnia minuta… jak piękny sen. Hernaez znowu z łatwością odjechał obrońcom. Tym razem kąt był ostry i nie mógł strzelać. W pole bramkowe wpadł Aritz, otrzymał dokładne podanie, po którym wypadało tylko dostawić nogę. GOOOOOOL!!! Euforia ogarnęła wszystkich, ja biegałem jak oszalały, uciekłem ze stryczka! Całe cztery minuty doliczone, horror, ale wytrwaliśmy. Zwycięstwo! Naprawdę wygraliśmy, radość nie do opisania!

 

I liga – 4 kolejka

Barakaldo[7] – Durango[19] 1:2 (1:0)

3’ – Alonso 1:0

56’ – Hernaez 1:1

90’ – Aritz 1:2

 

Notes: Dawno tak się nie cieszyłem przy FM-ie… Z drugiej strony, to przecież niemożliwe, aby taki zawodnik został bohaterem meczu. Może ja się nie znam…

Odnośnik do komentarza

Teoretycznie to ja mam lepszych napastników i nie sądziłem, że go kiedyś wpuszczę do gry. Tymczasem atak grał bezbarwnie, a Hernaez zrobił ostatnio duże postępy szybkościowe, więc wziąłem go na ten mecz, jako ostatnią deskę ratunku... A co znaczy szybki napastnik w niższych ligach nie muszę chyba dodawać.

Odnośnik do komentarza

Walczymy dalej.

Przeciwnik trudny, czołówka tabeli, ale podbudowani ostatnim sukcesem zaczynamy wierzyć… na próżno.

Mecz przebiegał tak, jak poprzednie przegrane spotkania. Szybko straciliśmy bramkę, a nasz bramkarz Maguregi wyprawiał cuda, aby uchronić nas od drugiej. Dotrwaliśmy do 67 minucie, kiedy po strzale Roberto nasz golkiper nie miał już żadnych szans. Zadowoleni z wyniku gospodarze pozwolili nam pohasać. Przeprowadziliśmy kilka akcji, strzeliliśmy nawet bramkę, ale punkty i tak pozostały w Burgos…

 

I liga – 5 kolejka

Burgos[5] – Durango[15] 2:1 (1:0)

4’ – Borge 1:0

67’ – Roberto 2:0

88’ – Joshua 2:1

 

Widzów: 326

Notes: Pocieszające jest to, że do tej pory przegraliśmy z drużynami, które okupują cztery pierwsze miejsca w ligowej tabeli...

Odnośnik do komentarza

W niższych ligach szybki napastnik to skarb...

-------------------------------------------------------

 

Odwróć tabelę, Durango i Zalla na czele…

Czekał nas pojedynek na „szczycie”. Jeśli nie wygramy z zespołem, który do tej pory strzelił tylko jedną bramkę i nie zdobył nawet punktu, to z kim wygramy? Nasz notowania podskoczyły, 30:1 to był już przyzwoity kurs, czyli ktoś dopatrzył się jakichś plusów w mojej drużynie? Nie, dopatrzyli się minusów u przeciwników zapewne, który i tak miał nas zdmuchnąć z murawy. Niedoczekanie wasze!

 

W nasze taktyce nastąpiła istotna poprawka. Otóż postanowiłem wysunąć moją obronę śmiało do przodu, aby uniknąć niebezpiecznych wrzutek w nasze pole karne. Przecież graliśmy z „czerwoną latarnią”, więc trzeba było wyjść z tych okopów i próbować grać normalną piłkę.

 

Tym razem nie było gola dla przeciwników, rozpaczliwej obrony i kolejnej przegranej. W 39 minucie mój napastnik Joshua wpadł w pole karne i został podcięty przez Larringę, który wyleciał chwilę później z boiska. Rzut karny pewnie wykorzystał Izurza i wyszliśmy na prowadzenie. Po raz pierwszy gra toczyła się na połowie przeciwnika, który z biegiem czasu popełniał coraz więcej błędów. W końcu Joshua otrzymał prezent od obrońcy w postaci bezpańskiej piłki i z zimną krwią wykorzystał stuprocentową sytuację. Było po meczu, wygraliśmy po raz drugi! Uff, odżyłem!

 

I liga – 6 kolejka

Zalla[20] – Durango[19] 0:2 (0:1)

39’ – Izurza 0:1 rz.k.

65’ – Joshua 0:2

 

Widzów: 172

Notes: Wyszliśmy ze strefy spadkowej, dla mnie sezon mógłby się już skończyć… :)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...