Skocz do zawartości

Someone Somewhere


rmk

Rekomendowane odpowiedzi

@ arubaluba - ziemia święta coś nie kręci naszych zbytnio podczas mojej przygody ;)

 

Tydzień po efektownej wygranej z Bromley jechaliśmy na bardzo trudne spotkanie do Cambridge. Gospodarze byli najskuteczniej grającą ekipą ligi i mieli świetny bilans u siebie. Media przedstawiały nasz mecz jako hit kolejki, który miał być świętem futbolu obfitującym w piękną, ofensywną grę. Ich słowa sprawdziły się w 100%. Mecz – palce lizać. Mnóstwo pojedynków jeden na jeden, sytuacji podbramkowych i trzy gole były dobrą wizytówką piłki nożnej. Zaczęliśmy najlepiej jak tylko mogliśmy, bo już w 17 minucie Edwards wyłożył piłkę jak na tacy Partridgowi, a temu nie pozostało nic innego jak dopełnić formalności. Jednak sześć minut później z wybitym barkiem boisko na noszach opuścił mózg naszej ekipy, F.Artus i gra zaczęła się sypać. Cambridge wyraźnie nas przycisnęło czego efektem była wyrównująca bramka, zdobyta praktycznie równo z gwizdkiem kończącym pierwszą połowę. Od 63 minuty musieliśmy niestety odrabiać straty. Po przepięknym, atomowym strzale z rzutu wolnego Clifford wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Pomimo usilnych starań i wielu okazji nie potrafiliśmy sforsować szczelnej obrony i wracaliśmy do Bath na tarczy. Walka o czołowe pozycje w BSS nabierała coraz większych rumieńców…

 

15.03.2008 City Ground, Cambridge: 414 widzów
BSS (35/42) Cambridge City [10] – Bath City [1] 2:1 (1:1)

17. S.Partridge 0:1
23. F.Artus knt. [Bath]
45. S.Wall 1:1
67. J.Clifford 2:1

Bath: C.Astley – G.Jones ŻK, L.Christon, J.Rollo (72. C.Davidge), M.Coupe ŻK, J.McKay –, L.Hogg (23. S.Pearson), F.Artus, S.Rogers - D.Edwards, S.Partridge 

MVP: J.Clifford (OŚ; Cambridge City) - 8

Odnośnik do komentarza

Kontuzja McKeevera niejako zmusiła mnie do wypożyczenia do nas kogoś, kto potrafiłby go godnie zastąpić. Wybór padł na wychowanka Yeovil Town, Ismaela Welsha [20, OPL; Anglia], który zawitał do nas na dwa miesiące.

Od czasu kiedy zajęliśmy fotel lidera wszyscy zaczęli bacznie obserwować nasze poczynania, co nie ułatwiało mi pracy. Presja wywierana na moich zawodnikach zaczęła być mocno odczuwalna w trakcie treningów i podczas rozmów w klubie. Z ligowego szaraka przeradzaliśmy się powoli, powolutku w ekipę, z którą wszyscy musieli się liczyć i dla większości graczy był to duży mentalny szok. Przed kolejnym meczem, tym razem domowym z H&R, długo rozładowywałem napięcie w szatni, ale skutek był mizerny. Choć po tym spotkaniu kolejne trzy bezcenne punkty powędrowały na nasze konto, to zastrzeżeń do gry miałem całe mnóstwo. Oddaliśmy zupełnie pole gry gościom, poruszaliśmy się po boisku ze spętanymi nogami, zupełnie jak jakiś uczniak, który za chwilę miałby zaliczyć swą pierwszą dziewoję w życiu. Wyglądało to koszmarnie i jasnym było, że celem na kolejne dni jest popracowanie nad ciemną stroną mocy jaka siedziała w umysłach moich kopaczy.

Bramkę zdobył Edwards, któremu za asysty w ostatnich meczach odwzajemnił się Partridge. Ich współpraca był chyba jedynym pozytywem tego spotkania. Wynik poszedł w świat a o grze się zapomni, pocieszałem się wracając do Bristolu…

 

22.03.2008 Twerton Park, Bath: 1088 widzów
BSS (36/42) Bath City [1] – Hampton & Richmond Borough [9] 1:0 (1:0)

13. D.Edwards 1:0

Bath: C.Astley – G.Jones, L.Christon, J.Rollo (69. C.Davidge), M.Coupe, M.McKeever -J.McKay, L.Hogg, I.Welsh (85. S.Pearson) - D.Edwards (40. D.Girloy), S.Partridge 

MVP: D.Edwards (N; Bath City) – 8

Odnośnik do komentarza

Lewostronny ruch na ulicach nie był jedynym wymysłem wyspiarzy, z którym ciężko było mi się pogodzić. Równie ciężko przychodziło mi zrozumienie logiki i sensu układania terminarza w naszych rozgrywkach. Mecze rozgrywane co dwa dni to był dla mnie pomysł godny uhonorowania pomysłodawców nagrodą Darwina. Chłopaki nie zdążyli jeszcze porządnie się wyspać po poprzednim spotkaniu, a tu trzeba było już jechać do Maidenhead podbijać serca fanów swoimi pseudo umiejętnościami. Jeśli mieliśmy ugrać coś konkretniejszego w tym sezonie to dzisiejszą wycieczkę musieliśmy bez dwóch zdań zakończyć powiększeniem swojego dorobku o komplet punktów.

Zmęczenie i presja jakiej byliśmy poddani przełożyła się na obraz tego co było na murawie. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda to obraz pierwszych 45 minut. Nieudana próba zestrzelenia jakiegoś samolotu przelatującego nad miastem przez Girloya pod koniec połowy to jedyna sytuacja godna odnotowania.

Druga odsłona była już za to znacznie ciekawsza, głównie za sprawą jednego z gospodarzy, który jednoosobowo stał się bohaterem i jego drugim obliczem. Najpierw pięć minut po wznowieniu gry Daly wprowadził kibiców w ekstazę kapitalnym, mierzonym strzałem w okienko naszej bramki i wyprowadził swój zespół na prowadzenie a następnie pięć minut przed końcem zabawił się w dobroczyńcę i sprezentował nam wyrównującego gola. Walsh zagrał mocną, ciętą piłkę w pole karne a niedoszły bożyszcze miejscowych niefortunnie skierował ją do swojej bramki. Zostało nam parę chwil na zmianę rezultatu, które skwapliwie wykorzystaliśmy pod sam koniec meczu, gdy Walsh głową wykończył dośrodkowanie z rzutu rożnego McKeevera. Po raz kolejny pokazaliśmy, że gramy do końca i nie ma dla nas straconych momentów. Męki zostały nam wynagrodzone i na zbliżający się co raz większymi krokami koniec sezonu patrzeliśmy ciągle z jakże wygodnej pozycji lidera…

 

24.03.2008 York Road, Maidenhead: 236 widzów
BSS (37/42) Maidenhead United [21] – Bath City [1] 1:2 (0:0)

50. Wes Daly 1:0
85. Wes Daly 1:1 sam.
90. P.Walsh 1:2

Bath: C.Astley – G.Jones, L.Christon, J.Rollo, M.Coupe, M.McKeever - J.McKay, L.Hogg (65. S.Rogers), S.Pearson (83. I.Welsh) - D.Girloy (65. P.Walsh), S. Partridge

MVP: W.Daly (OPŚ; Maidenhead United) – 8

Odnośnik do komentarza

Przed najważniejszymi meczami w sezonie postanowiłem dodatkowo wzmocnić zespół ściągając na krótkie wypożyczenie Jordana Streeta [19, OŚ; Anglia] z Yeovil Town.

Nasza forma u siebie pozostawała wiele do życzenia, zgubiliśmy stanowczo zbyt dużo punktów, co przed spotkaniem z Dorchester nie pozwalało na najmniejszy choćby moment dekoncentracji. Solidny zespół gości sprawił już wcześniej parę niespodzianek więc wiedzieliśmy, że dzisiaj nie będzie łatwo i przyjemnie.

Po końcowym gwizdku sędziego mogliśmy dziękować rywalom, że zdobyliśmy choć jeden punkt. Zostaliśmy całkowicie zdominowani w środkowej strefie boiska, a nasze sporadyczne kontry zatrzymywały się na dwudziestym metrze przed bramką gości. Nasza nerwowa gra zaczęła się od sytuacji z 6. minuty, gdy sędziowie nie uznali nam zdobytego przez Edwardsa gola. W zadziwiająco łatwy sposób traciliśmy piłkę, oddaliśmy inicjatywę i raziliśmy nieporadnością. Co prawda to my zdobyliśmy pierwszą bramkę po szybkiej kontrze i wykończeniu Walsha, ale goście odpowiedzieli na nią strzałem Rowe trzy minuty przed końcem i pozostał nam jedynie punkt. Choć w końcowym rozrachunku może się okazać, że ten punkcik będzie dla nas na wagę złota. Bałem się myśleć co będzie się działo w Bath jeśli dojedziemy na takim farcie do końca rozgrywek…

 

29.03.2008 Twerton Park, Bath: 1313 widzów
BSS (38/42) Bath City [1] – Dorchester Town [9] 1:1 (0:0)

72. P.Walsh 1:0
87. J.Rowe 1:1

Bath: C.Astley – G.Jones, L.Christon ŻK, J.Rollo ŻK, J.Street, M.McKeever ŻK - J.McKay ŻK (66. P.Walsh), L.Hogg, S.Pearson – D.Edwards, S. Partridge (66. I.Welsh)

MVP: B.Conlon (N; Dorchester Town) – 8

 

 

Marzec 2008

Bilans (Bath City): 4-1-1 (11:4)

Blue Square South: 1. (80 pkt, 78:40)

Finanse: +125.573 funtów (+29.440)

Budżet transferowy: 4.185 funtów (25%)

Budżet płac: 3.925 funty (3.601 funty)

 

Transfery (Polacy):

 

1. Tomasz Wróbel (25, OPP; Polska) z GKS Bełchatów do IF Elfsborg za 1.100.000 funtów

2. Tomasz Moskała (30, N; Polska: 1/0) z Cracovii Kraków do IF Elfsborg za 850.000 funtów

3. Piotr Reiss (35, N; Polska: 4/1) zwolniony z kontraktu z Lecha Poznań

Odnośnik do komentarza

Jako, że machina pod nazwą Bath radziła sobie doskonale w lidze, zarząd na piśmie przekazał mi peany pochwalne na część naszej formy i postawy w rozgrywkach. Nawet kiepski występ w FA Trophy nie miał już kompletnie żadnego znaczenia, miano lidera cztery kolejki przed końcem sezonu przesłaniało wszelkie wady mojego teamu.

Dziennikarze to z zawodu fantaści. Tym razem prześcigali się w zapowiedziach o tym jak szybko stanę się nowych coachem ekipy Leeds, po tym jak Elland Road opuścił Gary McAllister opuścił z hukiem swoje stanowisko. Wszystko to brzmiało całkiem ciekawe, ale te sensacje nie miały w sobie ani krzty prawdy. Miałem swoje zadania w Bath, byłem lojalny w stosunku do klubu i chciałem coś w nim zrobić. Może kiedyś…

Z reguły nie przepadałem za wszelkimi kalkulacjami, liczeniem punktów i spekulowaniem co by było gdyby, ale gdy spojrzałem na naszą tabelę i na układ ostatnich meczy to wprost nie chciało mi się wierzyć w to co widziałem. Brakowało nam tak niewiele do awansu, że wydawało mi się to niemożliwe. Wyjazd do Fisher mógł być już decydujący o wszystkim. Nerwy zaczynały dawać znać o sobie…

Odnośnik do komentarza

Kontuzja Artusa i wykluczenie za kartki McKaya zmusiły mnie do przemeblowania nieco środka pola. Hogg w środku pola jako typowy rozgrywający a za napastnikami miał siać zamęt urodzony lewoskrzydłowy Welsh. Wszyscy łącznie ze mną nie mieli bladego pojęcia jak sprawdzi się te zestawienie, ale czasami przecież chaos daje niespodziewane efekty. Odpowiednio umotywowani i świadomi wagi spotkania wyszliśmy na murawę aby podnieść z niej trzy punkty i narobić takiego szumu po meczu jakiego dawno na tej wyspie nikt nie widział.

Pierwszy sygnał do ataku dał Edwards, który w 3. minucie próbował zaskoczyć gospodarzy strzałem z dystansu ale zabrakło mu kilkanaście centymetrów. Fisher odpowiedziało parę chwil później główką Pinnocka, ale Astley był na posterunku. W 18. minucie było już jeden zero dla nas. Hogg sprytnie zagrał do Edwardsa z rzutu wolnego, ten uderzył potężnie na bramkę, golkiper miejscowych zdołał ją jedynie wybić przed siebie co skwapliwie wykorzystał nabiegający Welsh i w naszym obozie nastąpił wybuch radości. Dziesięć minut później Partridge ośmieszył obrońców nabierając ich w dziecinny sposób i nasze dwubramkowe prowadzenie stało się faktem. Do końca pierwszej połowy trwała twarda gra o środek pola, sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo co nam w zupełności odpowiadało. W przerwie musiałem ostudzić nieco gorące głowy zawodników, zwracając szczególną uwagę na zachowanie koncentracji do samego końca.

Niestety już na początku drugiej części gry ujawniła się nasza największa bolączka czyli właśnie brak skupienia. Tylko dzięki fenomenalnej interwencji Christona ciągle mieliśmy zero z tyłu. W 64. minucie o kunszcie swoich dośrodkowań przypomniał McKeever ale Chiston zamykając akcję minimalnie chybił. Minutę później gospodarze pokazali, że tanio skóry nie sprzedadzą i po skutecznej dobitce własnego strzału Morgan zdobył kontaktową bramkę. W 74. minucie było już po meczu. Edwards uwolnił się od krycia i bez przyjęcia huknął w poprzeczkę, odbitą piłkę przejął Partridge i strzelając swojego drugiego gola w dniu dzisiejszym odebrał gospodarzom ochotę do grania. Z każdą upływającą do końca meczu minutą graliśmy coraz bardziej na czas, pilnując wyniku. Równo z ostatnim gwizdkiem sędziego cała nasza ekipa wyleciała na boisko w dzikiej ekstazie. Padaliśmy sobie w ramiona, poleciało kilka łez szczęścia, tańcom nie było końca a rywalom pozostało tylko twemu wszystkiemu przyklasnąć. Eastbourne Boro przegrało swój mecz, co na trzy kolejki przed końcem zapewniło nam nieoczekiwany awans do Blue Square Premier. Nie potrafiłem objąć tego wszystkiego swoimi myślami, moje szare komórki dostały komendę rozejścia się i zapomniały o zbiórce. - Impossible, impossible! – zewsząd było słychać ten okrzyk. No to się porobiło…

 

5.04.2008 Champion Hill Stadium, East Dulwich: 187 widzów
BSS (39/42) Fisher Athletic [19] – Bath City [1] 1:3 (0:2)

18. I.Welsh 0:1
28. S.Partridge 0:2
65. T.Morgan 1:2
74. S.Partridge 1:3

Bath: C.Astley – G.Jones, L.Christon, J.Rollo (81. S.Simpson), J.Street, M.McKeever - I.Welsh, L.Hogg, S.Pearson ŻK – D.Edwards (81. P.Walsh), S. Partridge 

MVP: S.Partridge (N; Bath City) - 9

Odnośnik do komentarza

Jeszcze pijany ze szczęścia i alkoholu, po najbardziej szalonej nocy w moim, wyspiarskim życiu udzieliłem nazajutrz wywiadu, w którym oznajmiłem że mam wspaniały zespół i czeka nas fantastyczna przyszłość. Nieważne jak bardzo mijałem się z prawdą w tym stwierdzeniu, miałem chwilowe poczucie wielkości i ogłaszałem to wszem wobec.

Zewsząd spływały do nas gratulację, kibice dziękowali mi jak mogli i zapewniali mnie, że mam w nich stuprocentowe poparcie. Cały zarząd, równie pijany jak ja, resztkami sił wykrzesał z siebie oficjalne oświadczenie o swoim zachwycie postawą w lidze i okryciu klubu chwałą. Na dzień dzisiejszy nie ogarniałem tego wszystkiego, przyjdzie jeszcze czas na zbieranie orderów.

Wielkie było moje zdziwienie gdy dowiedziałem się o tym, że mój sukces na peryferiach angielskiego futbolu został zauważony w rodzinnym kaczogrodzie. Na internetowych portalach huczało od plotek o zwolnieniu menago krakowskiej Wisły, a w jego miejsce umieszczano mnie obok jakiś Michniewiczów i Kaczmarków. Kolejni fantaści z wyobraźnią na piątkę z plusem. Na wyspie coś tam przebąkiwali, że dobra posadka czeka mnie w Hull, lepsza liga, kasa i takie tam. Świat się kręci.

Awans, awansem ale trzeba było jeszcze dokończyć ligę i nie skompromitować się w ostatnich spotkaniach. Na pierwszy ogień poszło Welling. Mocno zmęczeni świętowaniem i z motywacją jak do zbierania szparagów w czterdziestostopniowym upale podjęliśmy wyzwanie.

Rywale szybko wykorzystali nasze rozkojarzenie i po dwudziestu minutach mieliśmy do odrobienia już dwie bramki. Dwukrotnie uderzał Coleman, za pierwszym razem płasko z dwudziestego metra, za drugim głową po rzucie rożnym. Dopiero wtedy przebudziliśmy się z letargu i szczęścia szukali kolejno Welsh z dystansu, Rollo głową po dośrodkowaniu i po raz kolejny Welsh z daleka. Dopięlismy swego w 41. minucie, gdy Edwards zamknął akcję Rollo i z bliska wepchnął piłkę do bramki. Ostatni gol w tym spotkaniu padł tuż po wznowieniu gry. McKay prostopadle zagrał do Partridge, a ten ograł jednego obrońcę i płaskim strzałem wyrównał stan meczu. Pomimo prób z obu stron wynik nie uległ zmianie i zanotowaliśmy kolejny remis na Twerton Park.

 

12.04.2008 Twerton Park, Bath: 867 widzów
BSS (40/42) Bath City [1] – Welling [6] 2:2 (1:2)

12. O.Coleman 0:1
21. O.Coleman 0:2
41. D.Edwards 1:2
47. S.Partridge 2:2

Bath: C.Astley – G.Jones, L.Christon (69. S.Simpson), J.Rollo, J.Street, M.McKeever (69. S.Rogers) - I.Welsh, L.Hogg, J.McKay ŻK – D.Edwards, S. Partridge

MVP: O.Coleman (N; Welling) – 8

Odnośnik do komentarza

Informacje o moim rychłym odejściu z Bath pojawiały się w mediach z szybkością karabinu maszynowego. Tym razem łączono mnie z Preston, gdzie postanowiono nie przedłużać umowy z Robertem Kellym. Ale prawdziwa bomba w gazetach wybuchła dzień później. Sir Alex Fergusson postanowił odejść na zasłużoną emeryturę a moja skromna osoba została wymieniona jako jego ewentualny zastępca. Wolne żarty panowie, wolne żarty…

 

Przedostatni mecz w lidze przyszło nam rozgrywać w Basingstoke. Gospodarze mieli jeszcze teoretyczną szansę na utrzymanie, ale aby tego dokonać musieliby zgarnąć w tym spotkaniu pełną pulę. Niestety dla nich, nie przełożyłem na swoją drużynę polskich wzorców nakazujących spotkania w takich sytuacjach przy zielonym stoliku i będąc ekipą o klasę lepszą spuściliśmy ich klasę niżej. Kolejny raz znakomicie układała się współpraca w duecie Edwards – Partridge, która zaowocowała dwoma bramkami i odwzajemnieniem się asystami. Tym samym udowodniliśmy, że nasza kapitalna gra wyjazdowa nie była dziełem przypadku.

 

26.04.2008 The Camrose, Basingstoke: 338 widzów
BSS (41/42) Basingstoke Town [20] – Bath City [1] 0:2 (0:2)

27. S.Partridge 0:1
34. D.Edwards 0:2 rz.k

Bath: C.Astley – G.Jones, L.Christon, J.Rollo, J.Street (75. S.Simpson), M.McKeever (83. M.Coupe) - I.Welsh, L.Hogg, J.McKay ŻK – D.Edwards (75. P.Walsh), S. Partridge

MVP: S.Partridge (N; Bath City) – 8

Odnośnik do komentarza

@ arubaluba - emeryt

 

Ostatni mecz w moim premierowym sezonie za sterami Bath City, rozgrywaliśmy na swoim obiekcie przy rekordowo wypełnionych trybunach, żywiołowo reagujących na każde nasze zagranie i tworzącej kapitalną atmosferę piłkarskiego święta. Już na powitanie zostaliśmy przywitani owacją na stojąco, jakiej nie powstydziłby się żaden klub. Do poziomu dopingu dostosowali się piłkarze obu ekip i zafundowali pokaz radosnej gry, okraszonej pięcioma bramkami.

 

Postanowiłem dać zagrać w tym spotkaniu wszystkim tym, którzy najbardziej przyczynili się do naszego sukcesu. W pierwszej jedenastce wyszli sami swoi i była to dla nich swoista nagroda za postawę w całym sezonie.

 

Pierwszą groźną akcję kibice zobaczyli dopiero w 25. minucie, ale za to zakończoną od razu golem. Po dalekim wykopie Astleya, piłkę przejął Hogg i precyzyjnym podaniem uruchomił Edwardsa, który nie zmarnował sytuacji sam na sam i przez Twerton Park przelała się pierwsza w dniu dzisiejszym fala radości. Zanim wszyscy zdążyli ochłonąć po zdobytej bramce, Edwards zdecydował się na kąśliwy strzał z szesnastego metra i po rykoszecie wpakował piłkę po raz drugi do siatki. Na trybunach trwała już prawdziwa fiesta. Całkowicie pogubieni goście mogli zostać doszczętnie zniszczeni minutę później, ale szalejący Darren nie wykorzystał znakomitej sytuacji i zaprzepaścił szansę na hat-tricka. Gdy na zegarze wybiła ostatnia minuta pierwszej części gry myślami byliśmy już w szatni i zapłaciliśmy za to utratą gola. Sutton zaskoczyło nas rozegraniem rzutu rożnego i nasza przewaga stopniała.

 

W w drugiej połowie było dużo biegania, walki i efektownych pojedynków. W 76. minucie po popisowej kontrze Partridge podwyższył wynik na trzy do jednego, goście odpowiedzieli golem Sammuta po solowym rajdzie i sezon zakończyliśmy najlepiej jak mogliśmy, efektowną grą i co najważniejsze wygraną.

 

Długo po końcowym gwizdku trwała owacja na naszą cześć, kapitalna atmosfera utwierdzała mnie w przekonaniu, że jest sens ciężkiej pracy w tym klubie i tym, że jest tu dla kogo grać. Tym samym ten sensacyjny, w naszym wykonaniu, sezon dobiegł końca.

 

3.05.2008 Twerton Park, Bath City: 1869 widzów [rekord]
BSS (42/42) Bath City [1] – Sutton United [6] 3:2 (2:1)

25. D.Edwards 1:0
28. D.Edwards 2:0
45. J.Brown 2:1
76. S.Partridge 3:1
81. D.Sammut 3:2

Bath: C.Astley – G.Jones, M.Coupe, J.Rollo, S.Simpson, M.McKeever – S.Rogers, L.Hogg ŻK, J.McKay – D.Edwards, S. Partridge

MVP: D.Edwards (N; Bath City) – 8

 

Kwiecień 2008

Bilans (Bath City): 2-1-0 (7:2)

Blue Square South: 1. (87 pkt, 85:43)

Finanse: +115.840 funtów (-9.330)

Budżet transferowy: 4.185 funtów (25%)

Budżet płac: 3.919 funty (3.601 funty)

Nagrody: S.Partridge (piłkarz miesiąca Blue Square South)

Odnośnik do komentarza

Jeśli mój ukochany Kolejorz tak zaszalał na swoim podwórku, to mnie nie wypadało zawieść na wyspach :D

W barażu Ruch przegrał z Arką i pożegnał się z Ekstraklasą. Miejsce Sosnowca i ŁKS-u zajęły Polonia i Lechia.

 

Niesamowity sezon w naszym wykonaniu znalazł spory oddźwięk w mediach. Zostałem wybrany najlepszym menadżerem sezonu w BSS a Darren Edwards zajął drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego gracza ligi.

Powoli doszło do mnie to co osiągnęliśmy i zacząłem się zastanawiać co z tym fantem teraz zrobić. Bez wątpienia z tym składem nie miałem czego szukać w wyższej klasie rozgrywkowej, świeża krew była potrzebna zespołowi niczym powietrze do życia. Również sztab szkoleniowy musiał zostać nieco zmieniony, gdyż tylko w ten sposób mogłem realizować plan o stworzeniu w Bath w pełni zawodowej ekipy.

Po paru dniach świętowania do życia powrócił zarząd i zwrócił się do mnie z zapytaniem odnośnie klubu patronackiego. Podobnie jak oni widziałem w tym same korzyści i poparłem kandydaturę Bristol City.

Pierwszym nowym zawodnikiem jaki zawitał po zakończeniu sezonu na Twerton Park był Lee York [17, N; Anglia]. Wyjąłem go bez grosza odstępnego z Burscough. Parę lat mocnego treningu być może zrobi z niego jakiegoś piłkarza. Pomóc miał mu w tym nasz nowy asystent, który przyszedł do nas na miejsce zwolnionego Howellsa, Paul Groves [42; Anglia]. Miał on za sobą bogaty bagaż doświadczeń jako zawodnik, w tym m.in. 13 sezonów w Championship. Liczyłem na jego doświadczenie i zdolności trenerskie.

26 maja zawodnicy rozjechali się na urlopy a ja zająłem się analizą ich poczynań w minonym roku.

 

Najlepszą drużyną w Europie został A.C. Milan, który w finale Chamipons League pokonał 1:0 Real Madryt.

 

Puchar Uefa powędrował do Londynu, po wygranym 1:0 finale przez Arsenal z Bayernem Monachium.

 

Na wyspach najstarsze trofeum na świecie, czyli Puchar Anglii zdobył Manchester City, pokonując na Wembley Bolton w rzutach karnych. Puchar Ligi pojechał do Liverpoolu, który zgarnął go sprzed nosa ekipie Blackburn.

 

W słonecznej Chorwacji, puchar tegoż kraju zdobyła drużyna NK Medjimurie po zwycięstwie w dwumeczu z NK Croatia Sesvete.

 

Aalborg Boldspilklub zgarnął Puchar Danii zwyciężając w finale Football Club Midtjylland 1999.

 

W ojczyźnie Homera, największy sukces w historii klubu odniosło AO Aigaleo zdobywając krajowy puchar po pasjonującym finale z Olimpiakosem SF Pireus.

 

Beitar Jerozolima przerwał hegemonię w pucharze Izraela drużyny Hapoelu Tel-Awiw pokonując Hapoel Ramat-Gan.

Puchar Toto Izraelskiej Ligi Krajowej zdobył Hapoel Beer-Szewa gromiąc w ostatnim meczu Hapoel Petach-Tikwa.

 

Puchar Polski pojechał do Lubina, po zwycięstwie Zagłębia nad Polonią Bytom. Puchar Ligi obronił zespół Groclinu Grodzisk Wielkopolski pozbawiając złudzeń krakowską Cracovię.

Odnośnik do komentarza
Jeśli mój ukochany Kolejorz tak zaszalał na swoim podwórku, to mnie nie wypadało zawieść na wyspach :D

W barażu Ruch przegrał z Arką i pożegnał się z Ekstraklasą. Miejsce Sosnowca i ŁKS-u zajęły Polonia i Lechia.

Chodzi mi o DRUGĄ LIGĘ POLSKĄ, która teraz się nazywa Pierwszą Ligą Polską ;) W nowym sezonie kto z beniaminków będzie grał :P Ale to ze spokojem.

Odnośnik do komentarza

Zawodnicy dostali wolne a ja wspólnie ze moim sztabem podsumowaliśmy sezon. Parę wniosków z tej dyskusji przelałem na papier.

 

Bramkarze:

Chris Astley (19, BR; Anglia) – 42-0-0, 6.81 – z powodu braku konkurencji na swojej pozycji był niezastąpiony. Momentami przejawiał zadatki na dobrą grę, ale było ich zdecydowanie za mało.

Paul Evans (34, BR; RPA: 2/0) – 7-0-0, 6.71 – jeden rozegrany mecz w lidzę, reszta w pucharach. Na walizkach od dłuższego czasu.

Steve Perrin (37, BR; Anglia) - - pożal się Boże…

 

Obrońcy:

Sekani Simpson (24, OP/Ś; Anglia) – 33-8-1, 7.00 – Skuteczny przy stałych fragmentach, twardy w obronie. Jeden z wyróżniających się w Bath.

Matthew Coupe (29, OL/Ś; Anglia) – 40-0-3, 6.95 – Pewniak na środku obrony, nie ustrzegł się paru rażących błędów ale mimo to dobra, równa forma przez cały sezon.

Getin Jones (26, OŚ; Walia) – 35-3-0, 7.03 – Zastępca kapitana, filar naszej defensywy, bez którego trzeba było mocno eksperymentować z ustawieniem i taktyką. Jeden z ojców sukcesu.

Jim Rollo (32, OP/WOP; Anglia) – 42-0-9, 6.86 – Spore wahania formy, ale w najważniejszych momentach można było na niego liczyć. Na przyszły sezon na pewno zostanie.

Mark McKeever (29, WOL/OPL; Anglia) – 42-10-17, 7.26 – Motor napędowy Bath, jeden z najlepszych grajków w naszym zespole. Strzelał, asystował, czego można chcieć więcej? Chyba tylko z jedenastu takich jak On w drużynie…

Jamie Lovergrove (17, OŚ; Anglia) – 17-0-0, 6.53 – Grał z konieczności, ze swoich zadań jak na posiadane umiejętności wywiązywał się przyzwoicie. Czeka go dalsza harówka, inaczej pomachamy sobie na do widzenia.

Anthony Hamilton (17, OŚ; Anglia) – 10-1-0, 7.00 – Mocno zacisnął zęby, na treningach wylewał litry potu i w końcu pojawiły się tego jakieś efekty. Był do skreślenia, teraz zostanie i zobaczę co z niego wyjdzie.

Dean Williams (16, OŚ; Anglia) - 8-0-0, 6.63 - Pokazał parę poprawnych zagrań, nie spalił się mimo swojego wieku. Praca, praca i jeszcze raz praca – to go czeka w kolejnych sezonach.

Steve Jones (37, OŚ; Anglia) – 4-2-0, 7.00 – Wchodził do drużyny w kryzysowych momentach i dzięki swojemu doświadczeniu wywiązywał się poprawnie ze swojej roli. Ale jego czas minął.

Odnośnik do komentarza

Pomocnicy:

Justyn McKay (21, PŚ; Anglia) – 44-1-7, 7.05 – Wbrew temu co myślałem o nim na początku, okazał się wartościowym graczem środka pola. Rozegrał najwięcej meczy z wszystkich zawodników w Bath, równa forma przez cały sezon pozwoliła mu zaskarbić sobie moją sympatię.

Lewis Hogg (25, OPŚ; Anglia) – 38-3-9, 7.03 – Główny rozgrywający, nieoceniony w mojej taktyce. Na nim spoczywał ciężar konstruowania akcji i wywiązywał się z tego zadania bez zarzutu.

Stuart Pearson (20, PŚ; Anglia) – 34-0-3, 6.65 – Podstawowy zmiennik zawodników z formacji pomocy. Nie oczekiwałem po nim za wiele i swoją grą potwierdził moją opinię co do niego. Jeśli znajdzie się kupiec, oddam go z pocałowaniem w ręke.

Frankie Artus (19, PŚ; Anglia) 30-1-2, 6.93 – W pełni spełnił się na wypożyczeniu do naszego teamu. Piłkarz od czarnej roboty, czasami niewidoczny ale za to bardzo efektywny.

Scott Rogers (29, PŚ; Anglia) – 28-3-4, 6.86 – Gdyby tylko był ktoś w jego miejsce, nie pozostałby po nim najmniejszy ślad. Pierwszy do zwolnienia.

Craig Davidge (23, OPP; Anglia) – 16-0-1, 6.69 – Bez szans na przedłużenie kontraktu. Zero perspektyw, zero ambicji, kompletne zero.

Carl Francis (17, OPL; Anglia) – 6-0-0, 6.50 – Niestety, ale alternatywą dla McKeevera nie będzie. Zatrzymał się w rozwoju, ten rok w rezerwach będzie dla niego decydujący.

Stephen Kelly (17, OPP; Anglia) – 3-0-1, 7.33 – Wskoczył do składu przez przypadek i pokazał, że tkwią w nim jakieś możliwości. Do ciężkiego treningu i do obserwacji.

Roy Ryan (16, PŚ; Anglia) – 3-0-0, 7.00 – Mimo tak młodego wieku nie spalił się psychicznie gdy dostał możliwość pokazania się w dorosłym futbolu. Przeczucie mówi mi, że coś z niego będzie.

 

Napastnicy:

Darren Edwards (24, N; Anglia) – 44-23-15, 7.36 – Strzelił najwięcej bramek w lidze dla naszego zespołu, pod względem asyst ustąpił tylko McKeeverowi. Nie trzeba lepszej wizytówki. Bożyszcze przy Twerton Park.

Scott Partridge (33, N; Anglia) – 37-24-8, 7.27 – Przebudził się w drugiej części sezonu i zaczął strzelać jak na zawołanie. Znakomicie układała się jego współpraca z Darrenem. Obawiam się jednak, że to wszystko na co go stać. Teraz może być już tylko gorzej…

David Girloy (25, N; Anglia) – 35-12-8, 6.86 – Zaczynał sezon jako podstawowy gracz, skończył na ławie. Znalazł się na równi pochyłej i jak na razie nie widzę dla niego możliwości powrotu do drużyny.

Phil Walsh (24, N; Anglia) – 16-2-4, 6.50 – Zrobił i tak dużo więcej niż to do czego jest predysponowany. Do widzenia.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...