Skocz do zawartości

Someone Somewhere


rmk

Rekomendowane odpowiedzi

Trzeba przyznać, że zwariowana jest ta nasza liga. Ledwo co zdążyliśmy ochłonąć po sobotnim zwycięstwie, a dwa dni później trzeba było grać już kolejne spotkanie. Tym razem naszym przeciwnikiem było Hayes & Yeading Utd. Marząc o tym aby nasz sen nie ustawał, wystawiłem do gry identyczny skład jak z Bognor Regis. O pierwszej połowie można powiedzieć tyle, że się odbyła. Można w niej było zobaczyć wszystko to do czego był predysponowany nasz zespół, ogromny wysiłek związany z wymianą trzech podań, rozpaczliwe wołanie o tlen po przebiegnięciu dwudziestu metrów i parę strzałów na bramkę po których sędzia liniowy mógł obawiać się bliskiego spotkania z piłką. O dziwo goście nie przeszkadzali nam zbytnio w tworzeniu sielskiego nastroju i odwzajemnili się tym samym.

W drugich 45 minutach, panowie w czerni chyba dla urozmaicenia zabawy, postanowili nie odgwizdywać ewidentnego spalonego i goście mogli cieszyć się jak dzieci z tego, że mają jeden po stronie zdobytych goli a zero po stronie straconych. Po pięciu minutach Partridge wziął sprawy w swoje ręce i po efektownej solówce z minięciem w pełnym biegu dwóch obrońców i bramkarza wyrównał stan meczu na jeden jeden. Po tych kilku minutach żywszej gry, powróciliśmy do obrazu z przed przerwy i mogliśmy się delektować poziomem BSS. Jeden punkcik do kolekcji zadowalał mnie jak najbardziej, ale gra to co pokazały dzisiaj moje skórokopy był już czymś zupełnie odwrotnym. Za bardzo dał nam się we znaki brak wypoczynku po poprzednim meczu, nocny tryb życia prowadzony przez większość z nas niestety nie mógł się dzisiaj przełożyć na dobrą grę. No ale przecież tak trudno z tego zrezygnować…

 

27.08.2008 Twenton Park, Bath: 945 widzów
BSS (5/42) Bath City [2] – Hayes & Yeading [8] 1:1 (0:0)

52. K.Knight 0:1
59. S.Partridge 1:1

Bath: C.Astley – J.Lovergrove, S.Simpson, M.Coupe ŻK, J.Rollo, M.McKeever -  J.McKay, S.Pearson, S.Rogers  – S.Partridge, D.Edwards (83. Girloy)

MVP: J.McKay (PLŚ; Bath City) – 8

 

 

Sierpień 2008

Bilans (Bath City): 4-1-0 (12:4)

Blue Square South: 2. (13 pkt, 12:4)

Finanse: +76.493 funtów (+8.714)

Budżet transferowy: 2.157 funtów (10%)

Budżet płac: 4.062 funty (3.976 funty)

 

Transfery (Polacy):

 

1. Maciej Iwański (26, OPŚ; Polska: 5/1) z Zagłebia Lubin do Toulouse FC za 1.300.000 funtów

2. Radosław Sobolewski (30, DP; Polska: 27/1) z Wisły do Heerenveen za 875.000 funtów

3. Bartłomiej Chwaligobowski (25, OPL; Polska) z GKS Bełchatów do NK Dinamo za 375.000 funtów

 

Transfery (cudzoziemcy):

 

1. Maxi Rodriguez (26, OPP/Ś, NŚ; Argentyna: 20/7) z Altletico Madryt do Chelsea za 17.500.000 funtów

2. Rafael van den Vaart (24, OPŚ; Holandia: 44/7) z HSV do Fiorentiny za 13.750.000 funtów

3. Nihat (26, OPP/Ś, NŚ; Turcja: 48/12) z Villareal do Olympique Lyonnais za 12.500.000 funtów

Odnośnik do komentarza

Po znakomitym początku rozgrywek i wysokiej formie we wszystkich rozegranych meczach uznałem za stosowne pochwalić Marka McKeevera w mediach, na co sam zawodnik zareagował bardzo pozytywnie i obiecał utrzymać obecną dyspozycję aby Bath mogło mieć z niego jeszcze więcej pożytku niż dotychczas. Wszystko szło w dobrym kierunku oprócz wieści od naszego Scotta, który przepadł jak kamień w wodę i nie dawał znaku życia. Wąska kadra ograniczała mi znacznie pole manewru i na gwałt potrzebowałem wzmocnień. Nadzieja matką głupich ale tylko ona mi pozostawała.

Kolejny mecz przyszło nam rozgrywać w Eastleigh. Nie mając praktycznie żadnego pola do manewru zagraliśmy tym samym składem co ostatnio. Przyjmując tezę, że niebiosa ewidentnie nam sprzyjają, od razu trzeba zaznaczyć, że dbają również o to aby moje serducho nie miało zbyt łatwego żywota. Trzy punkty zainkasowane po tym spotkaniu, zawdzięczaliśmy składnej akcji przeprowadzonej na minutę przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Już po 10 minutach Edwards, dobijając strzał McKaya z rzutu wolnego, dał nam prowadzenie. Po pół godzinie gry na tablicy wyników widniał już remis. Rykoszet Lovergova po strzale jednego z gospodarzy skutecznie zmylił Astleya i startowaliśmy z punktu wyjścia. Po przerwie zaatakowaliśmy z impetem, czego efektem była poprzeczka i słupek po strzałach McKeevera i Rollo. Co się odwlecze, to nie uciecze i w dwanaście minut po wznowieniu gry dwójkowa kontra w wykonaniu Edwardsa i Partridge dała nam drugą w tym meczu bramkę. Gospodarze nie zamierzali składać broni i zrobiło się całkiem ciekawie na boisku. Dopięli oni swego kilkanaście minut później i po nieudanej pułapce ofsajdowej zastawionej przez nasz blok defensywny wyrównali stan meczu. Wyraźnie zaskoczeni takimi stanem rzeczy moi zawodnicy skupili się na wywiezieniu z Eastleigh jednego punktu. Gra stała się szarpana i polegała na typowej wybijance jak najdalej od swojego pola karnego. Jakież było zaskoczenie i szok na trybunach, gdy w 89 minucie Edwards przejął bezpańską piłkę na połowie gospodarzy i uderzając z trzydziestu metrów umieścił piłkę w bramcę. Naszej radości nie było końca, nasz sen trwał dalej. Szósty mecz, piąte zwycięstwo – ktoś mnie uszczypnie?

 

1.09.2008 Silverlake Stadium, Eastleigh: 781 widzów
BSS (6/22) Eastleigh [12] – Bath City[2] 2:3 (1:1)

10. D.Edwards 0:1
31. S.Thompson 1:1
57. S.Partridge 1:2
69. S.Thompson 2:2
89. D.Edwards 2:3

Bath: C.Astley – J.Lovergrove, S.Simpson, M.Coupe (90. G.Jones), J.Rollo, M.McKeever -  J.McKay, S.Pearson, S.Rogers (80. D.Girloy) – S.Partridge (90. P.Walsh), D.Edwards 

MVP: D.Edwards (N; Bath City) – 9

 

Geoff poinformował mnie, że jest usatysfakcjonowany stylem w jakim prowadzę zespół i na potwierdzenie swych słów wskazał świetną formę McKeevera od początku rozgrywek. Zagadnięty po spotkaniu przez pismaka lokalnego dziennika, co sądze o rzekomym faulu z końcówki meczu, który miał przynieść gospodarzom rzut karny, odpowiedziałem że ktoś tu widocznie nie umie przegrywać. Żal mi ich było, bo aktorstwo jakim chciał się wykazać napastnik Eastleigh było na żenująco niskim poziomie…

Odnośnik do komentarza

Tydzień pomiędzy ostatnim meczem z Eastleigh a następnym z Boro poświęciłem na szlifowanie taktyki i doskonalenie stałych fragmentów gry. Rozpaczliwie czekając na jakiś znak życia od Scotta, zaczęły prześladować mnie myśli co zrobię, gdy nikt nowy i chętny do gry nie pojawi się w klubie. Prawdę powiedziawszy, ten czarny scenariusz wydawał się tak prawdziwy, że zaczęło mnie to przerażać.

Jeden punkt jaki dopisaliśmy sobie do swojego dorobku po spotkaniu z Eastbourne Boro, przed meczem wziąłbym w ciemno i z pocałowaniem w ręke. Ale po 90 minutach musiałem zrewidować swoje poglądy na ten temat, bowiem tak frajersko oddać punkty w prezencie potrafiliśmy chyba tylko my. Mogliśmy sobie tylko pluć w brodę i wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość.

Prowadząc dwoma bramkami na siedem minut przed końcem i całkowicie kontrolując przebieg gry, moi zawodowcy pokazali jak wiele jeszcze przed nimi pracy i wbijania do głowy tego, że na wyspach gra się do końca. Jak tydzień temu nam dopisało maksimum szczęścia, tak teraz to rywale mogli tylko nam zawdzięczać remis. Drugą bramkę strzelili po rzucie rożnym, po tym jak Jones staranował Astleya, umożliwiając im strzał do pustawej bramki, trzecią natomiast sprezentował im już sam Astley, który koncertowo minął się z piłką w powietrzu niczym obietnice naszego rządu z prawdą. Byłbym wielce uradowany, gdyby te trzy minuty podziałały na moich grajków jak płachta na byka ale oni specjalnie się tym nie przejęli żywo dyskutując po meczu o tym, że po raz kolejny nie przegraliśmy i jak wielki to nasz sukces. Owszem zgadzam się z tym, ale do jasnej cholery dziś to było totalne frajerstwo, coś z czym nie mogłem się pogodzić ale do nich to nie trafiało. Gwiazdy są tylko na niebie, czas było chłopakom to brutalnie uświadomić…

 

8.09.2008 Twenton Park, Bath: 902 widzów
BSS (7/22) Bath City [2] – Eastbourne Boro [3] 3:3 (1:0)

35. D.Edwards 1:0
57. P.Armstrong 1:1
62. S.Simpson 2:1
72. D.Edwards 3:1
83. A.Atkin 3:2
86. P.Armstrong 3:3

Bath: C.Astley – S.Simpson, M.Coupe, G.Jones, J.Rollo ŻK, M.McKeever -  J.McKay (74. D.Girloy), S.Pearson, S.Rogers – S.Partridge, D.Edwards 

MVP: P.Armstrong (PŚ; Eastbourne Boro) – 9

Odnośnik do komentarza

- Jest, jest! Cieszyłem się jak dziecko z nowej zabawki. Już dawno nic nie sprawiło mi tyle radości, co fax od Scotta, w którym wskazał mi namiary do paru gości, którzy mieli na tyle determinacji i odwagi aby wspomóc Bath w rozgrywkach. Z miejsca złożyłem wszystkim oferty wypożyczenia, bowiem zainteresowanych definitywnym transferem nie było, czemu się nawet specjalnie nie dziwiłem. Na ich miejscu postąpiłbym tak samo…

Gorycz pierwszej porażki, której spodziewałem się w każdym z poprzednich siedmiu meczy, przyszło nam poznać na Woodside Park. Gdybyśmy wykorzystali choć jedną z siedmiu wybornych szans jakie mieliśmy w tym spotkaniu, nasza passa nie zostałaby przerwana. Ale indolencja strzelecka mojego teamu w dniu dzisiejszym była zatrważająca. Gospodarze grali ambitnie i konsekwentnie co wystarczyło im na wygraną. Trzynaście strzałów z czego tylko jeden w światło bramki po naszej stronie i dwa celne na dwa oddane gospodarzy, w tym jeden, który przyniósł gola to cały komentarz do tego meczu.

 

15.09.2008 Woodside Park, Bishop’s Stortford: 272 widzów
BSS (8/22) Bishop’s Stortford [18] – Bath City [3] 1:0 (1:0)

21. R.Howell 1:0

Bath: C.Astley – S.Simpson, M.Coupe, G.Jones, J.Rollo, M.McKeever -  J.McKay ŻK, S.Pearson, S.Rogers – D.Girloy (77. S.Partridge), D.Edwards (77. P.Walsh) 

MVP: R.Howell (O/WO/PP; Bishop’s Stortford) - 8

 

W prasie pojawiły się komentarze, że był to wypadek przy pracy i przy odrobinie szczęścia miejsce w czołówce jest w naszym zasięgu. Mają humor i wyobraźnię Ci dziennikarze, oj mają. Odrobina szczęścia, już to widzę…

Siedemnastego września stało się to, na co musiałem czekać całe dwa miesiące. Moją kadrę zasilił nowy zawodnik. Był nim, wypożyczony do końca sezonu z Bristol City, Frankie Artus [18, PPŚ; Anglia], który miał uporządkować nam grę w środku pola. Byłbym wniebowzięty gdyby powiódł się ten mój szatański plan…

Odnośnik do komentarza

Frankie dostał szansę zademonstrowania swoich umiejętności niemal z marszu, gdyż w pierwszym dniu swojego pobytu na Twenton Park zadebiutował od razu w pierwszej jedenastce przeciwko Havant & Waterlooville. Jak się okazało, było to dobrym posunięciem bo wraz z Girloyem odgrywał on pierwszoplanową rolę na boisku.

Od początku meczu było widać, że chłopaki wzięli sobie do serca moją odprawę przedmeczową, podczas której przekazałem im, że dwa ostatnie mecze to historia i nie możemy do niej wracać. Maksymalne zaangażowanie, zaangażowanie i jeszcze raz zaangażowanie, tego od nich wymagałem i byłem bardzo zadowolony z tego co widziałem w dniu dzisiejszym na Westleigh Park. W końcu mój team zaczął mieć przebłyski walki i gry jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Już w ósmej minucie cieszyliśmy się z pierwszej bramki, po kapitalnej akcji całego zespołu, w której wymieniliśmy siedem lub osiem podań w szybkim tempie, co było chyba rekordem z moich czasów w Bath. Piętnaście minut później Simpson umieścił piłkę głową w bramce gospodarzy po rzucie rożnym i było już dwa zero. Mojego zadowolenia z gry zespołu nie zmącił nawet fakt strzelenia kontaktowego gola przez Havant. Gdy myślami wszyscy byli już w przerwie meczu w 3 minucie doliczonego czasu gry, Girloy z najbliższej odległości skutecznie dobił strzał McKeevera i znów mogliśmy się cieszyć z dwubramkowego prowadzenia. Gol do szatni podciął skrzydła gospodarzom, którzy w drugiej połowie nie potrafili zagrozić naszej bramce, mój zespół natomiast do końca grał bardzo ambitnie co jednak nie znalazło przełożenia na kolejne bramki. Po dwóch miesiącach pracy w Bath mogłem w końcu z czystym sumieniem powiedzieć, że zagraliśmy tak jak chciałem i pozwolić aby szczery i naturalny uśmiech zagościł na mej twarzy. - Tak się bawi, tak się bawi lider Bath! - chóralne śpiewy w szatni i autokarze w drodze powrotnej choć na chwilę pozwoliły mi zapomnieć, że to nie będzie trwać wiecznie. Ale dzisiejszego wieczoru nic nie było w stanie zepsuć nam szampańskiego nastroju.

 

17.09.2008 Westleigh Park, Havant: 589 widzów
BSS (9/22) Havant & Waterlooville [19] - Bath City [1] 1:3 (1:3)

8. D.Edwards 0:1
23. S.Simpson 0:2
38. R.Pacquette 1:2
45+3. D.Girloy 1:3

Bath: C.Astley - S.Simpson, M.Coupe, G.Jones, J.Rollo, M.McKeever ŻK (90. J.Lovergrove) -  J.McKay, F.Artus, S.Rogers - D.Girloy (76. S.Partridge), D.Edwards 

MVP: D.Girloy (N; Bath City) - 8

Odnośnik do komentarza

Tuż przed kolejnym meczem udało mi się ściągnąć drugą osobistość skłonną zagościć w naszych, nader skromnych, progach na całosezonowe wypożyczenie. Craig Alckok, bo o nim mowa, miał wzmocnić naszą prawą flankę i zluzować mojego obrońcę-kebaba. Wiele sobie obiecywałem po tym chłopaku, wszak na tle grajków z Bath wyglądał jak zawodowiec.

Kilkuset fanów przybyłych na Twenton Park tydzień po ostatnim zwycięstwie swoich pupili na pewno nie mogło narzekać na nudę. Mecz obfitował w tyle ciekawych sytuacji i miał tyle dramaturgii, że mógł zaspokoić każdego. Zaczęło się dla mnie najgorzej jak mogło, bowiem przygoda Alckoka z Bath potrwała zaledwie dwadzieścia jeden minut. Jeden z gości pomylił dyscypliny i z precyzją mistrza mu thai połamał mu kość piszczelową i strzałkową jednym ciosem, za co został ukarany przez sędziego jedynie żółtą kartką. Czarny pan z gwizdkiem chyba po prostu czekał na jakieś efektowne urwanie nogi i wyciągnięcie kartonika w kolorze czerwonym odłożył sobie na później. Grymas bólu na twarzy Craiga przyprawiał o dreszcze? Praktycznie do końca pierwszej połowy na boisku dało się odczuć obawę o swoje zdrowie przez zawodników, przez co gra była nijaka i prowadzona w smętnym tempie. Tuż przed 45minutą dwójkową akcję przeprowadzili Edwards z Artusem, zakończoną strzałem w słupek przez Dannego. Odbitą piłkę przejął Girloy i z dziecinną łatwością ograł obrońcę i strzelił pierwszego gola w tym spotkaniu. W przerwie jedynym tematem był uraz Craiga, mecz zszedł na drugi plan. W 52 minucie swoją szansę mieli goście, jednak na przeszkodzie stanął im Rollo wybijając piłkę z linii bramkowej. Podziałało to na nas jak kubeł zimnej wody i już dwie minuty później McKeever z 25m uderzył w poprzeczkę, a chwilę później Girloy zmarnował sytuację sam na sam. Dopięliśmy swego w 63minucie, gdy McKeever posłał bombę z rzutu wolnego obok zupełnie bezradnego golkipera rywali. Gdy wydawało się, że kolejne bramki dla nas są kwestią czasu, dał znać o sobie nasz obrońca, któremu zachciało się pięciu minut sławy. Dwa gole strzelone przez Jonesa byłyby dużym wyczynem gdyby tylko nie strzelił ich Astleyowi. Z trzech punktów zrobił się jeden, z obrońcy napastnik - ot wyspiarski folklor...

 

22.09.2008 Twenton Park, Bath: 766 widzów
BSS (10/22) Bath City [2] - St. Albans [11] 2:2 (1:0)

45. D.Girloy 1:0
63. M.McKeever 2:0
67. G.Jones [sam.] 2:1
72. G.Jones [sam.] 2:2

Bath: C.Astley - S.Simpson, M.Coupe, G.Jones, C.Alcock (21. J.Rollo), M.McKeever ŻK -  J.McKay ŻK, F.Artus, S.Rogers - D.Girloy, D.Edwards 

MVP: D.Girloy (N; Bath City) - 8

Odnośnik do komentarza

Kolejną dawkę emocji nasi wierni ultrasi dostali już trzy dni później. Do składu powrócił Rollo, który zawdzięczał to tylko i wyłącznie nieszczęściu Alckoka, który rozpoczął dziewięciomiesięczne leczenie w swoim macierzystym klubie, co wiązało się z anulowaniem wypożyczenia. Liczyłem w tym spotkaniu na kolejną zdobycz punktową, co też oznajmiłem zawodnikiem na przedmeczowej odprawie. Pierwsze kilkanaście minut to starania z obydwu stron o opanowanie środka boiska, co wróżyło mecz walki i bez żadnych fajerwerków. W 18min fantastycznym, prostopadłym podaniem popisał się McKay i Girloy pognał na bramkę rywali nie mając nikogo przed sobą. Ale za to z tyłu miał na plecach obrońcę, który nie widząc innej możliwości powstrzymania naszego napadziora sprawdził wytrzymałość jego czarno-białego, pasiastego trykotu co ewidentnie nie spodobało się panu z gwizdkiem. Czerwień jaką zobaczył przed oczyma za to taktyczne zagranie była dla niego jednocześnie przepustką do szatni i pod przysznic. Mylili się jednak Ci, którzy liczyli, że grając z przewagą będzie nam łatwiej. Moje grajki zaczęli błądzić jak dzieci we mgle, nawet zdobyta przez Edwardsa bramka na jeden zero była kuriozalna, gdyż padła z pięciometrowego spalonego. Na miejscu gości zareagowałbym podobnie, czyli groźbami i stekiem swojskiej qrwy z podobnymi epitetami pod adresem kolegi, którego wysiłek związany z podniesieniem chorągiewki do góry zwyczajnie przerastał. Patrząc z boku na przebieg gry można było odnieść wrażenie, że to my gramy w osłabieniu. Rywale przewyższali nas pod każdym względem, czego efektem był wyrównujący gol, strzelony po składnej akcji i dośrodkowaniu z prawego skrzydła. Kolejny remis stał się faktem. Tyle, że dla mnie było on jak porażka. Geoff o dziwo był uśmiechnięty od ucha do ucha podobnie jak fani z Twenton Park. Cóż widocznie mamy inne spojrzenie na to wszystko?

 

25.09.2008 Twenton Park, Bath: 757 widzów
BSS (11/42) Bath City [3] - Braintree [16] 1:1 (1:0)

18. J.Sobers cz.k. [Braintree]
39. D.Edwards 1:0
63. L.Archer 1:1

Bath: C.Astley - S.Simpson, M.Coupe, G.Jones (72. J.Lovergrove), J.Rollo, M.McKeever -  J.McKay ŻK, F.Arturs, S.Rogers - D.Girloy ŻK, D.Edwards (72. P.Walsh)

MVP: D.Edwards (N; Bath City) - 8

Odnośnik do komentarza

Dzień po meczu całą moją złość, wynikającą z wyniku, przelałem na Hollanda, który nie stawił się na treningu. Konkretnie postawiony do piony i ukarany dwutygodniowym brakiem funcików wyleciał z hukiem z zespołu i miał gnić w otchłani rezerw. Po miesiącu jeżdżenia po Anglii i gorączkowych poszukiwaniach nowych grajków, do Bath zawitał nasz scout, który jednak nawet nie zdążył się porządnie przywitać a już musiał się pakować. Kolejne tournee po wyspach miało być bardziej owocne niż te i z takim też słowem na do widzenia ruszył w trasę.

Nasz pierwszy mecz w FA CUP miał być spacerkiem i skończyć się pogromem gospodarzy. Jednak skład jaki wystawiłem w tym spotkaniu, był dla wszystkich wielkim zaskoczeniem i remis jaki padł na Mill Field trzeba uznać za sprawiedliwy. Dałem odpocząć wszystkim grajkom z podstawowej jedenastki a w ich miejsce zagrali nieopierzeni młokosi. Pięciu szesnastolatków i paru emerytów nie stworzyło porywającego widowiska, ale dla mnie ten mecz był okazją do przyjrzenia się bliżej mojej młodzieży i liczyłem się z tym, że wynik może być różny. Choć stracona bramka w ostatniej minucie zagrzała mnie na moment, to remis przyjąłem ze spokojem. Zobaczymy co pokażą w rewanżu, gdy będzie trzeba się pokazać przed swoimi kibicami. Żal mi było tylko Davidge-a, który ledwo co wyleczył jedną kontuzję, a znów musiał zaliczyć miesięczną pauzę z powodu pękniętej szczęki. Kleiki i pokarmy przyjmowane przez kilkanaście dni przez słomkę nie były zbyt ciekawą perspektywą dla niego.

 

29.08.2008 Mill Field, Aveley: 952 widzów
FA CUP (2 runda kwal.) Aveley - Bath City 1:1 (0:0)

17. C.Davidge knt.
66. I.Hunt [sam.] 0:1
90+1. J.Fuller 1:1

Bath: P.Evans - A.Hamilton, C.Holland, D.Williams ŻK - C.Davidge (17. S.Kelly), R.Ryan, S.Pearson (69. F.Artus), C.Francis, S.Rogers ŻK - P.Walsh, S.Partridge

MVP: J.Fuller (OPP; Aveley) - 8

 

O ile w pierwszym meczu mieliśmy dokonać pogromu na gospodarzach, tak teraz bukmacherzy postawili tezę, że Aveley zostanie wprost zmiażdżone i nie ma po co w ogóle wychodzić na boisko. Zaiste zadziwiająca myśl, biorąc pod uwagę iż na murawę miała wybiec ta sama jedenastka z naszej strony co w poprzednim meczu.

Ów zapowiadany walec nie przyjechał i wygraliśmy mecz zaledwie jedną bramką, uzyskując szczęśliwy awans do trzeciej rundy kwalifikacji i inkasując przy okazji parę cennych funtów.

Na trybunach zasiadła rekordowa rzesza naszych sympatyków, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż przeciwnik był, lekko mówiąc, słaby a ranga meczu nie najwyższych lotów. O meczu nie ma co się rozpisywać, gdyż był nudny jak sejmowe posiedzenia i nawet trzy bramki, które dziś padły, nie dodały mu kolorytu. Typowa kopanina do jakiej predysponowany był mój zespół przełożyła się na to co można było zobaczyć przy Twenton Park. To było 90min, o których trzeba jak najszybciej zapomnieć, ponieważ nie było w nich nic co można zapamiętać na przyszłość. Jesteśmy w kolejnej rundzie i tylko z tego trzeba się cieszyć.

 

2.10.2008 Twenton Park, Bath: 1252 widzów (rekord)
FA CUP (2 runda kwal.) Bath City - Aveley 2:1 (1:0)

23. S.Rogers 1:0
73. S.Partridge 2:0
74. A.Long 2:1

Bath: P.Evans - A.Hamilton, C.Holland, D.Williams ŻK - S.Kelly, R.Ryan, S.Pearson (66. J.McKay), C.Francis, S.Rogers - P.Walsh (66. D.Edwards), S.Partridge

MVP: S.Rogers (OPŚ; Bath City) ? 8

 

Wrzesień 2008

Bilans (Bath City): 2-3-1 (12:10)

Blue Square South: 2. (22 pkt, 24:14)

Finanse: +78.803 funtów (+2.310)

Budżet transferowy: 2.157 funtów (10%)

Budżet płac: 4.062 funty (3.976 funty)

 

Transfery (Polacy):

 

1. Paweł Zajączkowski (30, PPL; Polska) wolny transfer do Ruchu Chorzów

2. Piotr Wójcik (33, OPP/L/Ś; Polska) wolny transfer do Pelikanu Łowicz

3. Maciej Wódkiewicz (30, OP/L; Polska) wolny transfer do Warty Poznań

 

Transfery (cudzoziemcy):

 

1. Sebastien Bassong (21, OL/Ś; Francja U-21: 2/0) z FC Metz do Sparty Praga za 1.600.000 funtów

2. Denis Kiselev (29, N; Rosja) z Tom Tomsk do Maccabi Tel-Awiw za 35.000 funtów

3. Yaniv Luzon (26, OPL/Ś, NŚ; Izrael) z Hapoel Petach-Tikwa do Maccabi Nettania za 17.000 funtów

Odnośnik do komentarza

Po przebojach związanych z pucharowymi rozgrywkami czas było powrócić do ligowych zmagań. Tym razem na naszej drodze stanęło Bromley. W tym meczu miałem się przekonać, czy w mojej ekipie jest potencjał, którego być może nie dostrzegam, oraz czy potrafimy zagrać jak równy z równym z ekipą, którą bukmacherzy wymieniali jako jednych z tych co biją nas na łeb na szyję swoimi umiejętnościami. Prawie dwa tygodnie przerwy meczowej dla moich podstawowych kopaczy okazało się zbawienne. Podładowali akumulatory, szlifując przy okazji taktykę i w bojowych nastrojach wybiegli na murawę Hayes Lane. Rzeczywistość przeszła moje najlepsze oczekiwania. Zagraliśmy najlepszy mecz za mojej kadencji i rozbiliśmy gospodarzy w pył. Wychodziło nam dosłownie wszystko, a determinacja i ambicja z jaką moi zawodnicy podeszli do tego meczu wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. Lekkość z jaką realizowali nakreśloną przeze mnie taktykę była dla mnie czymś niemożliwym. Pierwszy raz mogłem być naprawdę dumny z chłopaków i odtańczyć z nimi szalony taniec radości na środku boiska i w szatni. To był nasz wieczór, który nieopatrznie przedłużył się w całonocną fiestę. Cóż zrobić, moja słowiańska fantazja coraz bardziej udzielała się w Bath, a wrodzony optymizm i chęć do zabawy w każdym sprzyjającym momencie pewnie obróci się przeciwko mnie, ale nie zaprzątałem sobie tym głowy. Jak się bawić to się bawić. O sportowym trybie życia nawet nie śniłem chłopakom opowiadać. Nie tu i nie teraz. Jeśli nie osiągnę z nimi sukcesu na niwie sportowej to przynajmniej będą mnie wspominać jako dobrego wodzireja. Zrobię z nich zawodowców dzięki atmosferze, która przejdzie do historii. Polak przecież potrafi. I ta myśl powoli stawała się naszym mottem. Wracając do meczu to w 35min Rollo zagrał czterdziestometrowego (!) crossa na wolne pole i Rogers ze spokojem godnym podziwu umieścił piłkę w siatce, strzelając precyzyjnie w długi róg. Wyrównujący gol padł dzięki McKayowi, który tak nieopatrznie trącił piłkę, że zmylił całkowicie próbującego interweniować Astleya. Druga połowa to już koncert w naszym wykonaniu. Dwukrotnie strzelał McKeever z wolnego ale raz na przeszkodzie stanął golkiper miejscowych, za drugim natomiast słupek. Druga bramka to idealne dogranie z rożnego przez McKeevera i Jones głową wyprowadza nas na prowadzenie. Szybki kontratak kilka minut później i było już trzy jeden. Astley do Rollo, ten do Simpsona, który wypuścił na wolne pole Girloya i po pięknym lobie cieszyliśmy się po raz kolejny. Dzieła dopełnił, strzelając po raz drugi, Girloy tym razem płaskim strzałem z piętnastu metrów w krótki róg, kompletnie zaskakując defensywę Bromley. Komplet punktów po świetnej grze powędrował na nasze konto.

 

6.10.2008 Hayes Lane, Bromley: 631 widzów
BSS (12/42) Bromley [7] - Bath City [3] 1:4 (1:1)

35. S.Rogers 0:1
44. T.Manship 1:1
70. G.Jones 1:2
74. D.Girloy 1:3
84. D.Girloy 1:4

Bath: C.Astley - S.Simpson, M.Coupe, G.Jones, J.Rollo, M.McKeever -  J.McKay (67. L.Hogg), F.Arturs ŻK, S.Rogers - D.Girloy, D.Edwards 

MVP: D.Girloy (N; Bath City) - 9

Odnośnik do komentarza

Pobudka w okolicach południa, w głowie chaos, a w uszach wczorajszy hit, którego metodycznie nauczałem moją ekipę, drąc się w niebogłosy. Rzucając parę epitetów pod nosem wyszedłem do sklepu po coś na wspomożenie żołądka, który powoli informował mnie, że na płynnej diecie długo nie pociągnie. Ledwo co zdążyłem opuścić polski dom cudów, jakim go określano w Bristolu, a dowiedziałem się, że jednak nie tylko w Bath znają już mą pieśń. Skutecznie wczoraj informowałem również i sąsiadów że „W krwawym polu srebrne ptaszę, Poszli w boje chłopcy nasze. Hu, ha! Krew gra! Duch gra! Hu, ha Niechaj Anglia zna, Jakich synów Polska ma.” Chyba jednak nie tylko w klubie mnie zapamiętają jako tego, który jako kierownik zamieszania czuję się ryba w wodzie. Gorąca krew w mych żyłach po raz kolejny znalazła ujście na zewnątrz, dobrze że jeszcze nie było nagłówków w gazetach informujących o trenerze-patriocie, który w środku nocy ujawnia swe wokalne talenty. Reklamowałem nasz kraj na wyspach chyba lepiej niż niejedna kampania promocyjna. Trzy dni po sukcesie w Bromley i nocy nenufarów jaką urządziliśmy, czas było po raz kolejny zmierzyć się na boisku ze zmęczeniem i rywalami. Tym razem, znów przyszła pora na pucharowe rozgrywki i zmagania o trofeum Conference. Jako, że większość moich mistrzów zdolność meczową miało ogólnie mówiąc nie najlepszą, to na boisko wybiegł po raz kolejny młodzieżowy zaciąg. Widać było już przynajmniej lepsze zrozumienie na boisku niż ostatno, co przełożyło się na grę i na wynik. Cztery strzelone i jedna stracona bramka satysfakcjonowały mnie w zupełności, gra momentami była również całkiem całkiem więc dobry humor mnie nie opuszczał. Przypomniał o sobie Partridge, który strzelając trzy bramki nieśmiało zaczął przebąkiwać o grze w pierwszym składzie.

 

9.10.2008 Twenton Park, Bath: 527
Puchar Conference Płd. (1 runda) Bath City – Weston-super-Mare 4:1 (3:1)

15. S.Partridge 1:0
20. B.Willshire 1:1
35. S.Rogers 2:1
42. S.Partridge 3:1
65. P.Walsh knt.
69. S.Partridge 4:1

Bath: P.Evans – J.Lovergrove, C.Holland, D.Williams – S.Kelly, S.Pearson (65. R.Ryan), C.Francis, J.McKay, S.Rogers – P.Walsh (65. D.Edwards), S.Partridge

MVP: S.Partridge (N; Bath City) - 9

Odnośnik do komentarza

Ciesz się chwilą, bo niedługo gorsze spłyną. Przypomniałem sobie te słowa gdy podczas treningowej gierki Gethin Jones nieszczęśliwie postawił nogę na naszym klepisku i ze skręconą kostką padł na boisko. Szybko postawiona diagnoza pozbawiła mnie jednego z kluczowych zawodników na około miesiąc czasu. Moja młodzież mogła zaistnieć szybciej niż ktokolwiek myślał.

W kolejnej rundzie FA CUP mierzyliśmy się z amatorami z Upminster. W zgodnej opinii wszystkich przed meczem byliśmy murowanymi faworytami do zwycięstwa. Do boju posłałem najmocniejszy skład jakim dysponowałem na chwilę obecną i gorzko tego pożałowałem. Brak ambicji i determinacji wystarczył abyśmy na tym szczeblu pożegnali się z rozgrywkami. Juniorzy zagraliby pewnie z większym zębem, ale nie było sensu płakać już nad rozlanym mlekiem. Stało się i już. Gospodarze wygrali zasłużenie a my musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę. O ile w pierwszej połowie można było jeszcze jako tako patrzeć na popisy gwiazd rodem z Bath, tak o drugiej lepie nie wspominać. Po meczu w szatni zamknąłem się z zespołem i wytłumaczyłem im, że zabawa zabawą ale pewnych meczu po prostu przegrać nie wypada. Gdy na wyświetlaczu mojej komórki wyświetlił sie numer prezesa, wiedziałem co usłyszę. – Wstyd trenerze. Liczyłem na więcej. Skompromitowaliśmy się w najbardziej prestiżowych rozgrywkach. Drugi raz się to nie może powtórzyć – stanowczy głos Geoffa dał mi do zrozumienia, że czas wziąć się jeszcze bardziej do roboty.

 

13.10.2008 The Stadium, Upminster: 505 widzów
FA CUP (3 runda kwal.) AFC Hornchurch – Bath City 3:2 (0:0)

54. P.Champman 1:0
62. S.Partridge 1:1
65. J.Warrell 2:1
84. S.Tucker 3:1 rz.k
90+2. F.Artus 3:2

Bath: C.Astley – S.Simpson, M.Coupe, J.Lovergrove, J.Rollo, M.McKeever ŻK (72. J.McKay) -  L.Hogg, F.Arturs, S.Pearson (72. S.Rogers) – D.Girloy (72. D.Edwards), S.Partridge 

MVP: P.Champman (DP, OPP/Ś; AFC Hornchurch) – 8

Odnośnik do komentarza

Po kompromitacji w FA CUP przyszła kolej na rehabilitację w lidze. Wyjazdowy pojedynek w Newport był kolejnym sprawdzianem charakteru moich podopiecznych. Wymagający przeciwnik dawał im duże pole do popisu i odbudowania zaufania u kibiców. Mecz zaczęliśmy niemal w identycznym składzie co poprzednio, zawodnicy dostali ode mnie olbrzymi kredyt zaufania ale w znacznej mierze było to spowodowane po prostu wąską kadrą, jaką dysponowałem. W 9 minucie Newport powinno prowadzić, ale w sobie tylko znany sposób Lovergrove wybił piłkę z linii bramkowej. Od tego momentu do końca pierwszej połowy trwał ostrzał bramki gospodarzy. Oddaliśmy 13 strzałów lecz tylko dwa celne. W drugiej połowie obraz gry nie zmienił się. Trwał ostry napór z naszej strony, ale gospodarze bronili się umiejętnie. W 66 minucie raz jeszcze okazało się, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i po sprytnym strzale z rzutu wolnego Fowlera przegrywaliśmy jeden zero. Radość na trybunach nie trwała jednak zbyt długo, bo już 3 minuty później po idealnej centrze z rzutu rożnego McKeevera, Simpson doprowadził do wyrównania. Gra się nieco wyrównała, boiskowe poczynania zdominowała walka o środek pola. Gdy na zegarze dochodziła 95minuta i każdy czekał już na końcowy gwizdek, o tym, że trzeba grać do końca przypomnieli Edwards i Girloy. Ten pierwszy po fantastycznym podaniu od Hogga, zdecydował się na strzał rozpaczy z trzydziestego metra i o mało co nie połamał poprzeczki, a do odbitej piłki dopadł Girloy i wpychając ją do siatki stał się bohaterem meczu. Załamani gospodarze długo nie mogli się podnieść z murawy, rozmyślając jak mogli stracić punkty w taki sposób a Bath szalało w najlepsze. Dopiero w drodze powrotnej dotarło tak naprawdę do mnie to, że zwyciężyliśmy w tym meczu. Szał baj najt jak to mówili w bristolskiej mieścinie, istny szał baj najt.

 

20.10.2008 Newport Stadium, Newport: 870 widzów
BSS (13/42) Newport County [9] – Bath City [2] 1:2 (0:0)

66. N.Fowler 1:0
69. S.Simpson 1:1
90+5. D.Girloy 1:2

Bath: C.Astley – S.Simpson, M.Coupe, J.Lovergrove, J.Rollo ŻK, M.McKeever -  L.Hogg, F.Artus (87. S.Pearson), J.McKay – D.Edwards, S.Partridge (69. D.Girloy) 

MVP: S.Simpson (OP/Ś; Bath City) – 8

Odnośnik do komentarza

Przy tak ograniczonej ilościowo kadrze jaką miałem do dyspozycji mecze rozgrywane co trzy dni były dla mnie prawdziwym utrapieniem. Kondycja większości zawodników pozostawiała wiele do życzenia ale grać było trzeba. Czekał nas jak dotychczas chyba najpoważniejszy sprawdzian naszych umiejętności, ponieważ na Twerton Park miał zawitać jeden z faworytów do awansu, zespół Cambridge. Zauważyli to również kibice, którzy w rekordowej liczbie zjawili się na trybunach. Zapytany przed meczem przez lokalnych pismaków o szanse mojego teamu w tym spotkaniu, powiedziałem że jeśli się sprężymy to mamy szansę odnieść sukces, starając się wyzwolić tym maksymalną ambicję i zaangażowanie w Bath. Być może moje słowa odniosły skutek, bo graliśmy jak równy z równym, niwelując braki w umiejętnościach właśnie ambicją i wolą walki. Kibicom się to podobało, dlatego też po końcowym gwizdku dostaliśmy zasłużone brawa. Jeden punkt dopisany do naszego dorobku satysfakcjonował mnie w zupełności. Najlepszą okazję na zdobycie gola miał Partridge po strzale głową w 33minucie, ale fantastyczna parada bramkarza gości uchroniła ich od straty bramki. Świetny mecz rozegrał po raz kolejny McKeever pokazując, że jest prawdziwym liderem zespołu i można na niego liczyć w każdym niemal momencie. Na odnotowanie w kronikach zasługiwał fakt, iż było to nasze pierwsze spotkanie bez straty gola, i zaledwie drugie w którym go nie strzeliliśmy.

 

23.10.2008 Twerton Park, Bath: 1265 widzów (rekord)
BSS (14/42) Bath City [2] - Cambridge City [3] 0:0 (0:0)

Bath: C.Astley - S.Simpson, M.Coupe, J.Lovergrove ŻK, J.Rollo ŻK, M.McKeever -  L.Hogg, F.Artus, J.McKay ŻK- D.Edwards(74. D.Girloy), S.Partridge  

MVP: S.Hebert (GK; Cambridge City) - 8

 

Kilka dni później po raz drugi na treningu nie uświadczyłem obecności Hollanda, więc nie miał już po co wracać do klubu. Nie miałem zamiaru tolerować jego gwiazdorskich zapędów i wywaliłem go na zbity pysk. Geoff przekazał mi, że nie nie miał on żadnych obiekcji i dodał, że odejście z klubu dobrze mu zrobi. I tu się pomylił, gdyż jego odejście będzie korzystne dla wszystkich nie tylko dla niego. Reszta zawodników dostała sygnał iż mimo wąskiej jak dupa węża kadry, nie będę się wahał ani chwili przed wyrzuceniem z klubu gości, którym się wydaje że są najlepsi na świecie. Tak przy okazji, gdzie są jakieś wieści od naszego scouta do cholery? Pewnie znów załapał wenę w jakimś pubie i bezskutecznie próbuje odnaleźć swoją tożsamość. Ale masz coś chciał, sam zatrudniałeś, sam się teraz z nim męcz chłopie?

 

Październik 2008

Bilans (Bath City): 2-3-1 (12:10)

Blue Square South: 2. (29 pkt, 30:16)

Finanse: +96.283 funtów (+17.480)

Budżet transferowy: 2.157 funtów (10%)

Budżet płac: 3.837 funty (3.976 funty)

Odnośnik do komentarza

Po raz pierwszy od rozpoczęcia rozgrywek mieliśmy dłuższą niż tydzień przerwę meczową. Wykorzystałem ją na odbudowanie kondycji chłopaków i dalsze wbijanie im podstawowych zasad taktyki, z którą to mieli najwięcej problemów.

Domowy pojedynek z zespołem Maidenhead był z gatunku takich, których przegrać po prostu nie wypadało. Przyjeżdżali do nas ligowi outsiderzy, którzy już przed sezonem byli skazywani na pożarcie. I faktycznie zgodnie z planem trzy punkty powędrowały na nasze konto, lecz to co zaprezentowaliśmy na boisko wołało o pomstę do nieba. Zaledwie 40% posiadania piłki, zaledwie połowa celnych podań i żenujące 16% celnych dośrodkowań mówi same za siebie. Tylko jedna rzecz mogła cieszyć i w tym wypadku cieszyła niezmiernie a był nim jeden celny strzał, który przyniósł nam zwycięstwo. Jego autorem był S.Simpson, który głową umieścił piłkę w siatce po crossie od Davidgea. Jednak aby nie było zbyt pięknie, to w 65minucie strzelec gola zszedł z boiska z naciągniętym ścięgnem podkolanowym i na trzy tygodnie miałem go z głowy. W samej końcówce jednemu z gości pękły nerwy i po paru epitetach w kierunku sędziego z kartką w kolorze wściekłej czerwieni udał się pod prysznic.

 

3.11.2008 Twerton Park, Bath – 1196 widzów
BSS (15/42) Bath City [2] – Maidenhead [15] 1:0

25. S.Simpson 1:0
63. S.Simpson knt.
90. R.Hipperson cz.k. (Maidenhead)

Bath: C.Astley – S.Simpson, M.Coupe ŻK, J.Lovergrove, C.Davidge, M.McKeever -  L.Hogg, F.Artus, J.McKay (63. S.Rogers) - D.Edwards, D.Girloy (63. S.Partridge)

MVP: S.Simpson (OP/Ś; Bath City) – 8

 

Po trzech dniach conference wzywało nas ponownie do boju. Tym razem byliśmy gośćmi w Dorchester. Mając w pamięci ostatni mecz, w którym męczyliśmy się strasznie z zespołem teoretycznie słabszym od nas, tym razem postarałem się o odpowiednią mobilizację podopiecznych. Na meczu zjawił się wiecznie zalatany i zabiegany Geoff, który zażyczył sobie wygranej dla uświetnienia tej zaiste, wielkiej chwili. Pan każe, pan ma. Przez całą pierwszą połowę bezskutecznie próbowaliśmy rozbijać mur, jaki gospodarze utworzyli przed własną bramką. Całkowicie zdominowaliśmy środek pola, gorzej było już za to z ostatnim podaniem, które zawodziło na całej linii. Co się odwlecze to nie uciecze i już cztery minuty po wznowieniu gry Edwards uciekł oborńcy i po mierzonym podaniu od Hogga, płaskim strzałem strzelił swoją dziesiątą bramkę w sezonie. Poszliśmy za ciosem i dziesięć minut później po wzorowo wyprowadzonej kontrze, Partridge znalazł się oko w oko z bramkarzem miejscowych i strzelając potężnie w długi róg nie dał mu najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Geoff uśmiechnął się tylko szeroko. Od tego momentu graliśmy zwolniliśmy tempo rozgrywania akcji, starając się dowieźć wynik do końca. W 83minucie bezmyślnie w polu karnym zachował się Rollo i sędzia bez wahania wskazał na wapno. Kontaktowy gol zdobyty przez Dorchester spowodował, że do końca meczu gra była nerwowa i przemieniła się w typową wybijankę. Końcowy gwizdek przyjąłem z ulgą, nasz dorobek znów się powiększył a zadowolona mina mojego pryncypała była najlepszym dowodem, że jest dobrze. Patrząc na wyniki z poprzedniego sezonu, spokojne utrzymanie się w lidze było coraz bliżej.

 

6.11.2008 Avenue Stadium, Dorchester: 358 widzów
BSS (16/42) Dorchester [19] – Bath City [2] 1:2 (0:0)

49. D.Edwards 0:1
59. S.Partridge 0:2
83. J.Docker 1:2 rz.k

Bath: C.Astley – A.Hamilton, M.Coupe, J.Lovergrove, J.Rollo, M.McKeever ŻK -  L.Hogg, S.Pearson (86. F.Artus), J.McKay - D.Edwards, S.Partridge

MVP: D.Edwards (N; Bath City) – 8

Odnośnik do komentarza

W pięknym listopadowym słońcu i przy rekordowo wypełnionych trybunach przyszło nam się zmierzyć z Fisher Athletic. W dalszym ciągu nie mogłem skorzystać ze swoich dwóch kluczowych obrońców, więc w ich miejsce zagrali tak jak poprzednio nieopierzeni nastolatkowie. Pomimo tego, że w tabeli dzieliło nas kilkanaście pozycji na boisku nie było tego zupełnie widać. Już w 10 minucie wielkim kunsztem wykazał się Astley wybijając na rzut rożny strzał z wolnego gracza gości. Trzynaście minut później wyszedł brak doświadczenia szesnastoletniego Hamiltona, który dał się nabrać na prosty zwód w polu karnym i faulując przeciwnika sprezentował rywalom jednostkę, którą Pinnock zamienił na bramkę. 8 minut przed końcem pierwszej połowy mieliśmy znakomitą okazję na wyrównanie, lecz Edwards z 16metrów trafił tylko w poprzeczkę. W drugiej połowie otrzymaliśmy lekcję gry, jak należy umiejętnie bronić wyniku niedopuszczając rywali w pobliże swojej bramki. Nie stworzyliśmy żadnego zagrożenia i nasza druga porażka w sezonie stała się faktem. Tłum zebranych kibiców z rozgoryczeniem opuszczał stadion nie mogąc się pogodzić z naszą strzelecką indolencją i brakiem pomysłu na rozmontowanie defensywy gości. Trzeba wyciągnąć wnioski i pokazać, że był to tylko wypadek przy pracy. To była moja myśl przewodnia tego wieczoru, który spędziłem samotnie rozmyślając o tym meczu i rodzinie, od której dzielił mnie spory kawałek drogi. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu na wyspy zaczęła doskwierać mi tęsknota…

 

10.11.2008 Twerton Park, Bath: 1283 widzów (rekord)
BSS (17/42) Bath City [2] – Fisher Athletic [14] 0:1 (0:1)

23. S.Pinnock 0:1 rz.k

Bath: C.Astley – A.Hamilton ŻK, M.Coupe ŻK, J.Lovergrove, J.Rollo (68. C.Davidge), M.McKeever ŻK -  L.Hogg (68. S.Rogers), F.Artus, J.McKay - D.Edwards (68. D.Girloy), S.Partridge

MVP: S.Pinnock (N; Fisher Athletic) – 8

Odnośnik do komentarza

Kolejnym wyzwaniem przed jakim stawaliśmy była druga runda najmniej prestiżowego z angielskich pucharów, czyli Pucharu Conference. Potraktowałem go jako przerywnik w przygotowaniach do następnego ligowego meczu i z nastawieniem jak na mocny trening moi zawodnicy wyszli na murawę w Bognor Regis. Gospodarze mieli chyba podobne podejście do nas i mecz był prowadzony jak treningowa gierka, chaotycznie, na wesoło i z dużą ilością bramek. O dziwo po dziewięćdziesięciu minutach więcej było ich po naszej stronie i z zaskoczenia znaleźliśmy się w kolejnej rundzie. Hat tricka ustrzelił Girloy, który chciał tym samym udowodnić mi, że ostatnio ławka rezerwowych zaczęła go mocno uwierać w jego szanowne cztery litery. Szczególnie jego ostatnia bramka zrobiła na mnie i na wszystkich obecnych na tym spotkaniu olbrzymie wrażenie, bowiem David zdobył ją kapitalnym lobem w 60 metrów. – Oooooooo – rozległo się szerokim echem na Nyewood Lane, a pootwierane usta w geście zachwytu mówiły same za siebie. Ten niecodzienny wyczyn bez wątpienia pretendował do miana najpiękniejszej bramki sezonu.

 

13.11.2008 Nyewood Lane, Bognor Regis: 176 widzów
Puchar Conference Płd. (2 runda) Bognor Regis – Bath City 2:4 (1:0)

35. J.Garry 1:0
48. D.Girloy 1:1
56. D.Girloy 1:2
67. S.Jones 1:3
81. S.Ball 2:3
87. D.Girloy 2:4

Bath: P.Evans – J.Rollo, S.Jones, J.Lovergrove (45. M.Coupe), D.Williams, C.Francis ŻK – S.Pearson, L.Hogg ŻK, S.Rogers – P.Walsh, D.Girloy

MVP: D.Girloy (N; Bath City) - 9

 

Nasza kapitalna gra w wyjazdowych meczach robiła wrażenie na dziennikarzach, którzy przed meczem z Hampton uznali nas za faworytów i dali do zrozumienia, że każdy inny wynik niż nasze zwycięstwo będzie nie lada niespodzianką. Samo spotkanie dowiodło po raz kolejny, że grając przeciwko nam trzeba liczyć się tym, że będziemy gryźli trawę do ostatniego gwizdka. Moja filozofia walki na boisku i mało efektownej acz efektywnej gry zdała kolejny egzamin. Przegrywając do przerwy potrafiliśmy podnieść się z kolan i po bramce Edwardsa w przedostatniej minucie znów mogliśmy odtańczyć nasz taniec radości. Dodatkowym powodem do radości był powrót, po ponad miesięcznej przerwie, na boisko filaru obrony, G.Jonesa.

 

21.11.2008 Beveree Stadium, Hampton (London): 846 widzów
BSS (18/42) Hampton & Richmond Borough [9] – Bath City [2] 2:3 (2:1)

15. I.Hodges 1:0
29. M.McKeever 1:1
45. A.Inns 2:1
68. M.McKeever 2:2
89. D.Edwards 2:3

Bath: P.Evans – G.Jones (81. J.McKay), M.Coupe, D.Williams, J.Rollo (81. A.Hamilton), M.McKeever -  L.Hogg S.Rogers, F.Artus - D.Edwards, D.Girloy

MVP: M.McKeever (WOL; Bath City) – 9

Odnośnik do komentarza

Trzy dni później nastał czas listopadowych, pucharowych ostatków. Trzecia runda FA CUP zmusiła nas do wycieczki w okolice Londynu. Amatorska drużyna gospodarzy poradziła sobie z nami dzięki mojemu szalonemu pomysłowi, który miał w sobie znamiona piłkarskiego samobójstwa. Dwóch dzieciaków plus emeryt jako blok defensywny nie mogło i nie przyniosło nam awansu do kolejnego szczebla tych rozgrywek. Tylko dzięki wyjątkowej nieskuteczności ekipy z Meadow Park zawdzięczaliśmy, to że nie wyjechaliśmy stamtąd z bagażem kilku goli więcej. Trafienie Jonesa po rzucie rożnym w 44 minucie było jedyną akcją, w której na poważnie byliśmy w stanie zagrozić gospodarzom. Geoff był wyjątkowo niepociesozny, gdyż wyśnił on sobie nas w pierwszej rundzie. No cóż, to nie sen to jawa.

 

24.11.2008 Meadow Park, Borehamwood: 166 widzów
FA Trophy (3runda kwal.) Boreham Wood – Bath City 2:1 (1:1)

29. R.Spencer 1:0
44. S.Jones 1:1
79. R.Woodward 2:1

Bath: P.Evans – J.Lovergrove, S.Jones, A.Hamilton ŻK, C.Davidge, C.Francis – J.McKay, L.Hogg, S.Pearson – P.Walsh, S.Partridge (82. D.Giroly)

MVP: R.Spencer (OPP/L/Ś; Boreham Wood) – 8

Odnośnik do komentarza

Na zakończenie naszego wyjazdowego tournee gościliśmy w Weeling. Jeśli myśleliśmy o tym aby już po jesiennej rundzie mieć zapewnione w miarę spokojne granie w lidze, tego meczu nie należało przegrać. Sen z powiek spędzał mi ciągle kłopot z zestawieniem defensywy, wobec czego byłem zmuszony postawić na dwie persony, które pojawić się w składzie raczej nie powinny. Brak chętnych do zasilenia czarno-białego teamu dokuczał mi coraz bardziej, o komforcie prowadzenia zespołu zapomniałem już dawno jeśli w ogóle takowy kiedyś posiadałem. Spotkanie rozpoczęło się po naszej myśli, już w 8 minucie McKeever, w swoim stylu, mierzonym strzałem z wolnego strzelił na jeden zero. Gospodarze zabrali się za odrabianie strat, w ataku raz za razem szukał swojej szansy Coleman lecz w pierwszej połowie wynik już nie uległ zmianie. Zwiastunem kłopotów w drugiej połowie była dla nas już pierwsza akcja Welling, w której tylko dzięki wybiciu przez Hamiltona piłki z linii bramkowej nie straciliśmy gola. W 54 minucie napór gospodarzy przyniósł skutek dzięki wybitnej pomocy sędziego, który dopatrzył się faulu Jonesa w polu karnym. Pokaźna wiązanka w niezrozumiałym dla wyspiarzy języku, jaka poleciała w kierunku rozjemcy tego meczu była namiastką tego co miałem ochotę z nim wtedy zrobić. Karny duch i zrobiło się remisowo. Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć po poprzedniej sytuacji a dostaliśmy drugą bramkę. Sprytny strzał Colemana z dwudziestego metra całkowicie zaskoczył Astleya i musieliśmy gonić wynik. Kompletnie zagubionego Jonesa zastąpił Williams i nasza gra obronna jako tako zaczęła wyglądać. W 72 minucie dopięliśmy swego, gdy Edwards po asyście Hogga uwolnił się spod opieki obrońcy i płaskim strzałem wyrównał stan meczu. W 80 minucie kolejny raz głównym bohaterem zapragnął być sędzia i uznał gola dla miejscowych zdobytego z czterometrowego spalonego. Myślałem, że zejdę na zawał. Mając pod nogą bidony z wodą całą swoją złość wyładowałem właśnie na nich i po pięknym uderzeniu prostym podbiciem, pięknie się wkomponowały w wiatę ławki rezerwowych. Powstrzymałem się od większego spustoszenia tylko dlatego, że nie chciałem aby w kilku następnych meczach moimi grajkami dowodził mój pseudo-asystent. Dwie minuty później McKeever z wolnego sprawdził wytrzymałość poprzeczki i moje ciśnienie osiągnęło stan maksymalny. Przegraliśmy grając przeciwko czternastu przeciwnikom i dlatego nie miałem żalu do chłopaków. Wręcz przeciwnie, zagrali naprawdę bardzo dobry mecz, ale z bandą przekupnych gwizdków nigdy się nie wygra. Myślałem, że uciekłem daleko od tego bagna ale i tu zaczęło robić się swojsko. Życie kolego, samo życie…

 

27.11.2008 Park View Road, Welling: 399 widzów
BSS (19/42) Welling [7] – Bath City [2] 3:2 (0:1)

8. M.McKeever 0:1
54. J.McMahon 1:1 rz.k
57. O.Coleman 2:1
72. D.Edwards 2:2
80. O.Coleman 3:2

Bath: C.Astley – G.Jones, A.Hamilton ŻK, S.Jones (58. D.Williams), J.Rollo, M.McKeever -  L.Hogg, J.McKay (65. S.Rogers), F.Artus - D.Edwards, D.Girloy

MVP: O.Coleman (N; Welling) - 8

Odnośnik do komentarza

Jako, że całe swe żale po meczu z Welling przekazałem żądnym sensacji pismakom, zostałem upomniany przez angielski ZPN i poinformowany, że jeśli kiedyś usłyszą z moich słów wypowiedzi w podobnym tonie to odsuną mnie od prowadzenia zespołu. Też mi coś, banda idiotów i tyle. Leśne dziadki widocznie na całym świecie mają swe klony.

 

Listopad 2008:

Bilans (Bath City): 4-0-3 (13:11)

Blue Square South: 2. (38 pkt, 38:23)

Finanse: +60.600 funtów (+10.043)

Budżet transferowy: 2.157 funtów (10%)

Budżet płac: 3.837 funty (3.976 funty)

 

Transfery (cudzoziemcy)

1. Mickael Chretien (23, OP/Ś, WOP; Maroko: 2/0) z AS Nancy-Lorriane do Olympique de Marseille za 3.500.000 funtów

2. John Alvbage (25, GK; Szwecja: 3/0) z Viborg Fodsports do IF Elfsborg za 875.000 funtów

3. Lauri Dalla Valle (16, OPŚ/NŚ; Finlandia) z JIPPO Joensuu do FC Liverpool za 85.000 funtów

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...