Skocz do zawartości

Jak to Chris managerem chciał zostać...


sleepwalker

Rekomendowane odpowiedzi

Był wczesny lipcowy poranek, Słońce przypiekało przez rozgrzaną szybę. Temperaturę dodatkowo podnosił niesamowity tłok jaki panował w poczekalni. Siedziałem na niewielkim krzesełku ściśnięty z obu stron przez wytatuowanych osiłków. Jeden z nich ciągle powtarzał : - K..wa, co za czasy. Drugi zaś milczał, za to odór gorzały unoszący się w jego pobliżu był bardzo wymowny. W prawej dłoni trzymałem wypełniony formularz z pieczątką Urzędu Pracy, lewą kurczowo przyciskałem do siebie, żeby przypadkiem nie rozdrażnić napakowanego przedstawiciela marginesu społecznego. Byłem wykończony. Specjalnie wstałem o 5 rano, żeby zająć jak najlepsze miejsce w kolejce, bo nie wierzyłem prasie, która z żalem rozpisywała się jak to „pośredniaki” świecą ostatnio pustkami. Po chwili otworzyły się drzwi biura, w których stanął rozzłoszczony petent. Bardzo nieskładnie machał rękoma wykrzykując:

- Nie potom tu przyszł, żeby jakowaś paniusia wciskała mi do ręc robotę za pieprzone tysiąc złotych – styl jego wypowiedzi od razu wskazywał na samozwańczego inteligenta (a mówią, że niewiedza boli).

- Trzeba było wyjechać do Anglii! – odezwała się donośnym głosem atakowana „paniusia”.

- Jam patrojota, w dupę jego mać! – znów błysnął elokwencją siny ze złości niedoszły magister, po czym wyszedł pewnym krokiem zwymyślając po drodze próg, o który się potknął.

 

W poczekalni momentalnie nastąpiło rozluźnienie, wszyscy zaczęli dyskutować z wyszczerzonymi w uśmiech zębami. Mnie również to się udzieliło, nabrałem trochę odwagi i zapytałem sąsiadza:

- A pan nie wyjeżdża za granicę?

-Nie, kumpel z celi mnie wydymał uciekając z całą kasą. Obiecał, że zaczeka aż wyjdę, ale po tym jak go wypuścili do tej pory go nie widziałem. Może znasz go, co? – zapytał mrużąc oczy i pokazując złotą koronkę na jedynce.

 

Jak na zawołanie zamknąłem usta i unikałem kontaktu wzrokowego, „żywy stąd nie wyjdę” – pomyślałem. Jednak po chwili przyszło wybawienie w postaci otyłej urzędniczki:

-Następny – krzyczała uwydatniając swoje krzywo wymalowane wargi, na moje oko była to burdelowa czerwień.

 

Były skazaniec pokornie wstał, po czym zniknął w półmroku ponurego gabinetu. Odetchnąłem z ulgą (nawet docierający wszędzie smród wina marki „Samuraj” przestał być uciążliwy).

 

Zmęczenie coraz bardziej dawało znać o sobie, powieki stawały się coraz cięższe. W końcu przyszło nieuniknione, reset… Po chwili poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Kiedy otworzyłem oczy, stał przede mną elegancko ubrany mężczyzna.

- It’s your lucky day – mówił – I’m here to offer you a job as manager of Liverpool Football Club.

Po tych słowach momentalnie straciłem równowagę i zleciałem z krzesła. Upadek był tym bardziej bolesny, bo gdy się ocknąłem okazało się, że to był tylko krótki sen. Miłośnik dalekowschodnich trunków pomógł mi wstać, po czym otrzepał moje ubranie z brudu, który wcześniej zalegał na podłodze mówiąc:

- Patrzcie no, taki mizerny a do kopania rowów się garnie – poczekalnia parsknęła śmiechem.

 

Ponownie uratowała mnie urzędniczka z tapetą na twarzy dając znak, że teraz moja kolej. Kiedy wszedłem do ciasnego pokoiku i usiadłem na twardym krześle uświadomiłem sobie jaki jestem malutki. Założę się, że każdy już po przekroczeniu progu szaro ściennego gabinetu czuł, że to owa pani usadowiona za biurkiem bez wątpienia jest Sprite, a cała reszta – „pragnienie”…

Roztrzęsioną dłonią położyłem swój formularz na blacie i zacząłem czekać na „złote oferty”. Pani Jola (jak wskazywała plakietka przypięta nad gigantyczną piersią kobiety) poprawiła okulary osadzone na garbatym nosie, po czym zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze komputera. Każda minuta milczenia przeciągała się niemiłosiernie. Odór potu i koszula przesiąknięta wonią wina z poczekalni rokowały dobrze na przyszłą pracę. W końcu jaśnie pani Jolanta (tak właśnie wyglądała na skórzanym obrotowym fotelu) odezwała się spokojnym tonem:

 

- Szczerze powiedziawszy została mi tylko jedna oferta, którą mogę Panu przedstawić – moja nadzieja rosła z każdym słowem przedzierającym się przez wściekle wymalowane usta.

- Chodzi mianowicie o stanowisko Specjalisty… - po tej kwestii apetyt na wielką karierę wzrósł momentalnie.

- Specjalisty… - pani Jola najwidoczniej lubiła chwile napięcia.

- Specjalisty do spraw sprzątania toalet miejskich – chciałem powiesić się na miejscu.

Jednak brutalna rzeczywistość przyparła mnie do muru zmuszając do chwytania się jakiejkolwiek deski ratunku, nawet jeżeli byłyby to dryfujące drzwi od rozwalonego klopa z wyciętym sercem w górnej części.

- Biorę – wykrztusiłem z siebie.

- Jest tylko jedno ale – przerwała jaśnie Jolanta – Ma Pan zbyt wysokie kwalifikacje, musiałam to przeoczyć.

- Jak to? – zacząłem się bronić – To, że mam tytuł magistra nie oznacza, że będę w pracy snuł refleksje nad istotą gówna samego w sobie.

- Widzi Pan, już Pan to robi – bez wahania odpowiedziała urzędniczka.

 

Zrezygnowany wstałem z krzesła i skierowałem się do wyjścia. Na schodach spotkałem znajomego już osiłka, którą widząc moje zmartwienie zapytał:

- Co, gówniana robota? – nie odpowiedziałem…

Idąc ulicami miasta czułem na sobie spojrzenia drwiących ze mnie szaletów…

Odnośnik do komentarza

Przez kolejne dni zacząłem coraz intensywniej myśleć o moim krótkim śnie w pośredniakowej poczekalni. To by było coś, robić to, co tak naprawdę Cię interesuje. Marzenia marzeniami, pomyślałem. I tak by wyszło jak zwykle, czyli „jak się nie ma co się lubi…”. Zupełnie zrezygnowany błądziłem ulicami miasta, mój nastrój pogorszył dodatkowo widok wytatuowanego „kwadrata” (tego samego, który ratował mój honor po spotkaniu z posadzką w Urzędzie Pracy) dumnie roznoszącego ulotki Simplusa. Od razu zastanowił mnie jego optymizm. Czy taka praca mogła być aż tak dochodowa? –zadałem sobie to pytanie. Nie musiałem długo szukać odpowiedzi, bo kiedy sam otrzymałem taką ulotkę, uświadomiłem sobie po powrocie do domu, że nie mam zegarka na ręku. Kiedy sprawdziłem stan swojego konta, gorączkowo zacząłem poszukiwać poradników gry na gitarze (ponoć w Zakopanem da się z tego wyżyć), jednak stwierdziłem, że nie mogę tak po prostu wyjechać w góry. Na „Naszej klasie” znajomi wychwalali swoje posesje umieszczając zdjęcia ze sprzętem RTV, często wyobrażałem sobie jak osiłek dobiera do mojego zegarka srebrne DVD dawnego kolegi z ogólniaka.

 

Tydzień później pojawiło się malutkie światełko w tunelu. W poniedziałkowe popołudnie zadzwoniła do mnie Pani Jolanta proponując mi, jak się wyraziła, „bardzo interesującą posadę”. W akcie skrajnej desperacji nie pozwoliłem nawet jej dokończyć mówiąc:

- Biorę w ciemno – głos w słuchawce ucichł.

 

Dwa dni później stawiłem się w swoim nowym miejscu pracy zupełnie nieświadomy tego, co tak naprawdę mam robić. Na szyldzie znajdującym się nad drzwiami wejściowymi niewielkiego budynku widniał napis „Tresura psów”. Na ten widok od razu się uspokoiłem, ba nawet zacząłem szczerzyć zęby do samego siebie, w końcu lubiłem zwierzęta. Za progiem przywitał mnie bardzo uprzejmy jegomość, który od razu zaprowadził mnie do szatni.

- Chyba nie będę codziennie zmieniał butów jak w przedszkolu? – zażartowałem.

Pan Mietek (tak brzmiało imię mojego nowego pracodawcy) odpowiedział tylko tajemniczym uśmiechem, po czym przełożył mi przez głowę wyjątkowo grubą kamizelkę. Przyznam, że poczułem się niepewnie.

- Nakarm Arnolda żartownisiu – ledwo dokończył zdanie a już usłyszałem zatrzaskujące się za nim drzwi.

Byłem zupełnie sam w całkiem sporym pomieszczeniu. Przynajmniej tak mi się wydawało do momentu, kiedy usłyszałem donośne mlaskanie z ciemnego kąta pokoju. Z mroku wyłonił się ratlerek trzymając w pysku niegdyś owłosioną głowę lalki. Resztki Kena były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Po chwili przez niewielki otwór w drzwiach Pan Mietek wrzucił pokaźny kawał mięsa.

- Daj mu to – wyszeptał.

- Dlaczego musiałem tu wchodzić, nie mogliśmy po prostu wsunąć mu miski z żarciem? – zapytałem zdziwiony.

- On lubi polować – odparł szef.

- Ale przecież to niewinne maleństwo…

- To niewinne maleństwo pozbawiło mnie palca wskazującego i mało brakowało, a moja żona nie miałaby ze mnie żadnego pożytku – przerwał mi.

Jedyne co mi pozostało to chwycić kawał wołowiny i zacząć uciekać z nadzieją, że nie skończę jak mąż Barbie.

 

Wróciłem do domu późnym wieczorem, całkowicie wykończony. Zanim położyłem się spać, przeliczyłem dwa razy wszystkie palce. W nocy śnił mi się kwadrat, który trzymając w ręku mój zegarek z myszką Miki ciągle powtarzał: - Czas ucieka…

Odnośnik do komentarza
No, fabularnie zapowiada się ciekawie. Szkoda, że nie wyszło z Burscough. Sam nimi grałem dopóki nie padł mi save...

 

Też bardzo żałuję, tym bardziej, że miałem już rozegrane pół sezonu i na koncie 34 zwycięstwa, 2 remisy i 2 porazki, a w pucharach udało się wyeliminować nawet Leeds :(. Grunt to się nie łamać...

Z drugiej strony teraz będę pisał w "czasie rzeczywistym" co dużo bardziej mi odpowiada.

Odnośnik do komentarza

Football Manager 2008 ver. 8.0.2

Ligi: Anglia (wszystkie) , Francja (wszystkie), Hiszpania (wszystkie), Holandia (wszystkie), Niemcy (wszystkie), Polska (wszystkie), Portugalia (wszystkie), Rosja (wszystkie), Szkocja (wszystkie), Włochy (wszystkie)

Wszyscy piłkarze: Polska

Start: Bezrobotny

Waluta: Angielski funt szterling

 

Coraz dłuższe przebywanie z Arnoldem sprawiło, że na poważnie zacząłem wertować prasę i portale internetowe w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy związanej z kopaną (mogłem nawet podawać ręczniki). Jeszcze kilka tygodni harówki w tej mordowni a jestem pewien, że nie miałbym czym zmieniać baterii do pilota.

 

7 Lipca 2007 r.:

 

Rosja (Ekstraklasa – 14/30):

1. Spartak Moskwa - 33 pkt.

2. CSKA - 27 pkt.

--------------------------------------

15. Rostów - 13 pkt.

16. Spartak Nalczik - 1 pkt.

 

Ważniejsze transfery:

Adrian Mutu: Fiorentina –> Arsenal (24M)

El-Hadji Diouf: Bolton -> Newcastle (12.25M)

Shaun Wright-Phillips: Chelsea-> Man City (9M)

Fernando Meira: Stuttgart -> Fiorentina (6.75M)

 

Lipiec jak to lipiec, martwy okres jeżeli chodzi o piłkę nożną, a nie są rozgrywane akurat żadne mistrzostwa. W telewizji same seriale produkcji południowoamerykańskiej i programy typu „zrób to sam”. Dzięki tym drugim nauczyłem się gotować i konstruować ręczne karabiny maszynowe, jednym słowem media bawią i uczą.

 

Arek Głowacki przeszedł do Boltonu za 2.2M, migracja Polaków do Anglii wciąż trwa…

 

27 Lipca sezon zainaugurowała polska Ekstraklasa. Ruch Chorzów pokonał w wyjazdowym meczu Zagłębie Sosnowiec 2:1. PZPN zapowiadał uczciwe rozgrywki i sądząc po mizernych posturach piłkarzy obydwu drużyn rzeczywiście odniosłem wrażenie, że nie mają żadnego dodatkowego dochodu. Na boisku panowało prawo i sprawiedliwość, chociaż to też mogło niepokoić… Nic mi do tego, zawsze byłem apolityczny.

 

Tego samego dnia moje polowanie na pracę zaczęło przynosić efekty. SKA Rostów nad Donem poszukiwało szkoleniowca. Długo się nad tym zastanawiałem aż w końcu chwyciłem za telefon, chciałem się przekonać czy mam jakiekolwiek szanse. Jako że nie znałem ojczystego języka Putina zachowałem się jak prawdziwy Europejczyk posługując się płynną angielszczyzną.

- Dzień dobry – rozpocząłem rozmowę nad wyraz kulturalnie.

- Wal się – odezwał się głos w słuchawce.

- Witaj się – powtórzyła kobieta, zrozumiałem, że w tym języku to my raczej się nie dogadamy, jednak brnąłem dalej.

- Podobno szukają Państwo kogoś na stanowisko trenera pierwszego zespołu – mój akcent był nienaganny.

- Już ktoś zaorał nam pole – wybełkotała sekretarka pana prezesa.

- Już ktoś przejął tę rolę? – domyśliłem się momentalnie.

- Da – wyraziła się jasno Natasza (dla mnie każda Rosjanka miała tak na imię).

- Spasiba – odłożyłem słuchawkę.

 

Nie załamałem się jednym niepowodzeniem, dlatego też na drugi dzień wstałem bardzo rześki, założyłem grube rękawice i poszedłem nakarmić Arnolda. Pan Mietek patrzył wtedy na mnie z nieukrywanym podziwem. Boję się, bo mógł pomyśleć, że polubiłem tę pracę…

Odnośnik do komentarza

2 Sierpnia 2007 r.:

 

Polska (Ekstraklasa – 1/30):

1. ŁKS Łódź - 3 pkt.

2. Jagiellonia - 3 pkt.

-------------------------------------

15. Bełchatów - 0 pkt.

16. Zagł. Sosnowiec - -4 pkt.

 

Rosja (Ekstraklasa – 20/30):

1. Spartak Moskwa - 47 pkt.

2. FK Moskwa - 27 pkt.

-------------------------------------

15. Rostów - 16 pkt.

16. Spartak Nalczik - 5 pkt.

 

Ważniejsze transfery:

Alonso: Nacional de Madeira –> Palmeiras (3M)

 

Coraz trudniej było kłamać rodzinie, że pracuję w szpitalu. Liczne pogryzienia wskazywały prędzej na dom wariatów…

Bieda przyciskała coraz bardziej, na szczęście mój żołądek szybko oswoił się z bułeczkami zapiekanymi żółtym serem. Na domiar złego pewnego dnia dowiedziałem się, że listonosz ma prawo do sprawdzenia czy opłacam abonament RTV. Nadszedł czas rozstania z 42” plazmą, ostatnią oznaką luksusu, pozostałością z dawnych czasów… Od tego momentu zacząłem wołać o pomstę do nieba. Czy naprawdę w żadnym zakątku świata nie znajdzie się na tyle naiwny prezes nawet najbardziej nędznego klubu, który mógłby mnie zatrudnić?

 

Na naszym kochanym podwórku odbył się mecz na szczycie, Wisła ograła Legię 2:1 (na dwa trafienia Łobodzińskiego odpowiedział Grzelak zdobywając jedynego gola dla Wojskowych). Na drugi dzień dowiedziałem się z prasy że rewanż już się odbył w pociągu PKP zmierzającym do stolicy...

Odnośnik do komentarza

2 Września 2007 r.:

 

Anglia (Barclays Premiership – 5/38):

1. Tottenham - 12 pkt.

2. Man Utd - 12 pkt.

-----------------------------------

19. Birmingham - 3 pkt.

20. Aston Villa - 1 pkt.

 

Francja (Ligue 1 Orange – 7/38):

1. FC Sochaux - 16 pkt.

2. Lyon - 15 pkt.

-----------------------------------

19. RC Lens - 5 pkt.

20. Bordeaux - 5 pkt.

 

Hiszpania (Primera Division – 2/38):

1. Zaragoza - 6 pkt.

2. Ath. Bilbao - 6 pkt.

-----------------------------------

19. Valencia - 0 pkt.

20. Almeria - 0 pkt.

 

Holandia (Ekstraklasa – 3/34):

1. NEC - 9 pkt.

2. FC Twente - 7 pkt.

-----------------------------------

17. Sparta - 1 pkt.

18. Willem II - 0 pkt.

 

Niemcy (Bundesliga – 4/34):

1. Dortmund - 9 pkt.

2. Nurnberg - 9 pkt.

-----------------------------------

17. Hannover - 1 pkt.

18. Frankfurt - 1 pkt.

 

Portugalia (Bwin Liga – 3/30):

1. Sporting CP - 9 pkt.

2. Belenenses - 7 pkt.

------------------------------------

15. P.Ferreira - 0 pkt.

16. Naval - 0 pkt.

 

Polska (Ekstraklasa – 6/30):

1. Cracovia - 16 pkt.

2. Lech - 16 pkt.

------------------------------------

15. Polonia Bytom - 0 pkt.

16. Zagł. Sosnowiec - -1 pkt.

 

Rosja (Ekstraklasa – 23/30):

1. Spartak Moskwa - 53 pkt.

2. FK Moskwa - 43 pkt.

------------------------------------

15. Rostów - 17 pkt.

16. Spartak Nalczik - 9 pkt.

 

Szkocja (Clydesdale Bank Premier League – 5/38):

1. Celtic - 13 pkt.

2. Rangers - 11 pkt.

------------------------------------

11. Kilmarnock - 3 pkt.

12. Aberdeen - 2 pkt.

 

Włochy (Serie A – 2/38):

1. Lazio - 16 pkt.

2. Empoli - 16 pkt.

-----------------------------------

19. Livorno - 0 pkt.

20. Catania - 0 pkt.

 

Ważniejsze transfery:

Brak (?)

 

W Europie nadszedł czas Superpucharów. W Anglii Czerwone Diabły pokonały The Blues 2:0 (po ostatnim gwizdku na murawie zostało tylko małe krzesełko wyrwane z ławki trenerskiej, na której zasiadał Avram Grant). Nowy trener Ajaxu Froppe de Haan świętował zwycięsto nad PSV 3:1. W Portugalii Porto ograło Sporting 2:1 broniąc tym samym tytuł sprzed roku. We Włoszech z kolei z arcynudnego pojedynku pomiędzy Interem a Romą, zwycięsko wyszedł ten pierwszy pokonując bramkarza przeciwnika dopiero w rzutach karnych.

Superpuchar Europy padł łupem Sevilli, która bez większego problemu rozprawiła się z Milanem wygrywając 3:0. Ancelotti odmówił udzielenia jakiegokolwiek komentarza…

Odnośnik do komentarza

2 Październik 2007 r.:

 

Anglia (Barclays Premiership – 8/38):

1. Liverpool - 22 pkt.

2. Man Utd - 21 pkt.

-----------------------------------

19. Wigan - 5 pkt.

20. Everton - 5 pkt.

 

Francja (Ligue 1 Orange – 10/38):

1. Lyon - 23 pkt.

2. Nancy - 18 pkt.

-----------------------------------

19. Bordeaux - 10 pkt.

20. Caen - 9 pkt.

 

Hiszpania (Primera Division – 6/38): (Gdzie Barca? Gdzie Real?)

1. Espanyol - 16 pkt.

2. Zaragoza - 13 pkt.

-----------------------------------

19. Deportivo - 3 pkt.

20. Getafe - 2 pkt.

 

Holandia (Ekstraklasa – 6/34): (NEC, tak od razu po odejściu Niedzielana?)

1. NEC - 16 pkt.

2. Feyenoord - 14 pkt.

-----------------------------------

17. FC Groningen - 4 pkt.

18. Sparta - 3 pkt.

 

Niemcy (Bundesliga – 8/34):

1. Werder - 19 pkt.

2. Dortmund - 16 pkt.

-----------------------------------

17. Duisburg - 6 pkt.

18. Hannover - 5 pkt.

 

Portugalia (Bwin Liga – 6/30): (Falstart Porto)

1. Maritimo - 13 pkt.

2. Belenenses - 13 pkt.

------------------------------------

15. P.Ferreira - 4 pkt.

16. Naval - 1 pkt.

 

Polska (Ekstraklasa – 9/30):

1. Cracovia - 22 pkt.

2. Lech - 21 pkt.

------------------------------------

15. Polonia Bytom - 4 pkt.

16. Zagł. Sosnowiec - 3 pkt.

 

Rosja (Ekstraklasa – 25/30):

1. Spartak Moskwa - 59 pkt.

2. FK Moskwa - 49 pkt.

------------------------------------

15. Rostów - 20 pkt.

16. Spartak Nalczik - 10 pkt.

 

Szkocja (Clydesdale Bank Premier League – 8/38): (Wszystko w normie)

1. Celtic - 22 pkt.

2. Rangers - 20 pkt.

------------------------------------

11. Aberdeen - 5 pkt.

12. Iverness - 4 pkt.

 

Włochy (Serie A – 6/38):

1. Fiorentina - 16 pkt.

2. Juventus - 15 pkt.

-----------------------------------

19. Catania - 4 pkt.

20. Livorno - 2 pkt.

 

Ważniejsze transfery:

Kluby zdążyły opróżnić kieszenie w przerwie pomiędzy sezonami - brak.

 

Październik stał u mnie pod hasłem Reprezentacji. Biało-czerwoni swoje mecze rozgrywali na wyjeździe, więc oglądać ich w akcji mogłem tylko w lokalnym pubie. Nieważne, że wydałem oszczędności na szalik, nie ważne, że utopiłem pieniądze w alkoholu. Beenhaker mnie oszukał... 0:2 z Portugalią przyjąłem z honorem, ale po porażce 1:2 z Finlandią wyciągałem swoje paznokcie z drewnianego baru. Na szczęście ochrona (wyglądali na kumpli kwadrata) szybko mi pomogła stanąć na nogi, a następnie "kulturalnie" opuścić lokal (piszę te słowa cerując swoją ostatnią koszulę obandażowanymi dłońmi). Do domu odwiozła mnie uprzejma jak zwykle Policja. Ponoć pełząc chodnikiem śpiewałem "Jeszcze Polska nie zginęła...". Jestem dumny z tego, że nawet promile nie są w stanie"wyciszyć" mojego patriotyzmu.

 

Na rynku pracy jak na cmentarzu. Do tej pory nie wiem jakim cudem Heracles dzielnie utrzymuje się w środku tabeli ligi holenderskiej szukając jednocześnie trenera już dobre 3 miesiące...

Odnośnik do komentarza

2 Listopad 2007 r.:

 

Anglia (Barclays Premiership – 11/38):

1. Man Utd - 28 pkt.

2. Liverpool - 26 pkt.

-----------------------------------

19. Wigan - 7 pkt.

20. Reading - 7 pkt.

 

Francja (Ligue 1 Orange – 15/38):

1. Lyon - 30 pkt.

2. Monaco - 24 pkt.

-----------------------------------

19. RC Lens - 13 pkt.

20. Caen - 13 pkt.

 

Hiszpania (Primera Division – 10/38):

1. Valencia - 22 pkt.

2. Racing - 20 pkt.

-----------------------------------

19. Valladolid - 6 pkt.

20. Levante - 5 pkt.

 

Holandia (Ekstraklasa – 9/34): (Heracles wciąż 10, wciąż bez opiekuna)

1. Feyenoord - 23 pkt.

2. NEC - 20 pkt.

-----------------------------------

17. Excelsior - 6 pkt.

18. Sparta - 3 pkt.

 

Niemcy (Bundesliga – 11/34):

1. Werder - 28 pkt.

2. Stuttgart - 23 pkt.

-----------------------------------

17. Duisburg - 8 pkt.

18. Hannover - 7 pkt.

 

Portugalia (Bwin Liga – 8/30):

1. Belenenses - 16 pkt.

2. Sporting CP - 16 pkt.

------------------------------------

15. Vit. Setubal - 4 pkt.

16. Naval - 4 pkt.

 

Polska (Ekstraklasa – 12/30):

1. Lech - 30 pkt.

2. Cracovia - 29 pkt.

------------------------------------

15. Polonia Bytom - 7 pkt.

16. Zagł. Sosnowiec - 6 pkt.

 

Rosja (Ekstraklasa – 26/30):

1. Spartak Moskwa - 60 pkt.

2. CSKA - 49 pkt.

------------------------------------

15. Rostów - 21 pkt.

16. Spartak Nalczik - 10 pkt.

 

Szkocja (Clydesdale Bank Premier League – 11/38):

1. Celtic - 29 pkt.

2. Rangers - 24 pkt.

------------------------------------

11. Kilmarnock - 9 pkt.

12. Gretna - 7 pkt.

 

Włochy (Serie A – 10/38):

1. Inter - 22 pkt.

2. JFiorentina - 21 pkt.

-----------------------------------

19. Catania - 5 pkt.

20. Livorno - 5 pkt.

 

Ważniejsze transfery:

Jak na pustyni.

 

Trenerskie biuro pracy było pełne osób, pod którymi dosłownie paliły się stołki. Brakowało tylko stanowczych prezesów... Na szczęście w dotychczasowej pracy zaczęło mi się w miarę układać. Arnold bardzo spokorniał od kiedy zacząłem polewać wiśniową mocną kawałki podawanej wołowiny, zaprzestał nawet polowań czekając na codzienną degustację... Mietek poskładał Kena i podarował swojej nowonarodzonej córce. Z tej okazji dostałem nawet premię, za którą nabyłem poradnik "ABC dobrego menago - 101 kroków, aby z outsidera zrobić lidera"... Szczerze to już sam tytuł mnie zmęczył...

Odnośnik do komentarza

1 Grudzień 2007 r.:

 

Anglia (Barclays Premiership – 14/38):

1. Man Utd - 32 pkt.

2. Chelsea - 31 pkt.

-----------------------------------

19. Everton - 9 pkt.

20. Derby - 9 pkt.

 

Francja (Ligue 1 Orange – 17/38):

1. Lyon - 36 pkt.

2. Paris St.-Germain - 27 pkt.

-----------------------------------

19. Le Mans - 16 pkt.

20. Caen - 15 pkt.

 

Hiszpania (Primera Division – 13/38):

1. Valencia - 26 pkt.

2. Racing - 24 pkt.

-----------------------------------

19. Valladolid - 10 pkt.

20. Levante - 6 pkt.

 

Holandia (Ekstraklasa – 12/34):

1. Ajax - 27 pkt.

2. Roda JC - 27 pkt.

-----------------------------------

17. VVV - 8 pkt.

18. Sparta - 3 pkt.

 

Niemcy (Bundesliga – 14/34):

1. Werder - 34 pkt.

2. Bayern - 27 pkt.

-----------------------------------

17. Hertha BSC - 11 pkt.

18. Duisburg - 10 pkt.

 

Portugalia (Bwin Liga – 11/30):

1. Benfica - 24 pkt.

2. Sporting CP - 23 pkt.

------------------------------------

15. P.Ferreira - 9 pkt.

16. Naval - 7 pkt.

 

Polska (Ekstraklasa – 15/30):

1. Lech - 36 pkt.

2. Wisła - 33 pkt.

------------------------------------

15. Polonia Bytom - 8 pkt.

16. Zagł. Sosnowiec - 6 pkt.

 

Rosja (Ekstraklasa – 30/30):

1. Spartak Moskwa - 67 pkt. Mistrz!

2. FK Moskwa - 61 pkt.

------------------------------------

15. Rostów - 24 pkt. Spadek!

16. Spartak Nalczik - 13 pkt. Spadek!

 

Szkocja (Clydesdale Bank Premier League – 14/38):

1. Celtic - 36 pkt.

2. Rangers - 28 pkt.

------------------------------------

11. Kilmarnock - 12 pkt.

12. Gretna - 11 pkt.

 

Włochy (Serie A – 13/38):

1. A.C. Milan - 29 pkt.

2. Fiorentina - 28 pkt.

-----------------------------------

19. Torino - 11 pkt.

20. Catania - 7 pkt.

 

Ważniejsze transfery:

Bez zmian.

 

Zrezygnowany zacząłem wysyłać swoje propozycje do klubów prowadzonych przez zagrożonych szkoleniowców. Nazajutrz na portalach internetowych dwóch z nich zobaczyłem temat z moim nazwiskiem w tytule, ależ pałałem dumą. Kiedy chwyciłem za słownik francuskiego, mój honor ucierpiał... "W akcie desperacji..." pisali. "ABC dobero menago" gówno wiedziało o futbolu. Krok pierwszy wciąż był nieosiągalny - "Obejmij klub piłkarski"...

Odnośnik do komentarza

To były najgorsze święta mojego życia. Na wigilii świeciłem oczami, bo nie było mnie stać na prezenty dla najbliższych. Sam dostałem skarpety i krawat (szkoda, że ostatnią koszulę zeżarł mi Arnold). Jedynym optymistycznym akcentem był fakt, że w grudniu jak na zawołanie zaczęli lecieć ze swojej posady kolejni trenerzy. Jednak co z tego, kiedy każde moje podanie spotykało się z natychmiastową odmową. Dostałem tylko jeden telefon, z Magdeburga…

- Guten morgen – przywitał się Her Prezes.

- Witam – odparłem łamanym niemieckim.

- Chciałbym bliżej przyjrzeć się pańskiej kandydaturze, proszę dostarczyć mi jeszcze licencję i referencje z poprzednich miejsc pracy.

Nie wiedziałem co powiedzieć, ledwo znałem Niemiecki, więc nie mogło być mowy o kłamstwach typu „pies mi je zjadł”. Odparłem wprost:

- Aktualnie takowych nie posiadam.

- Keine papieren? – wydarł się do słuchawki Her Prezes.

- Scheisse – wyszeptałem, kiedy rozmówca już zdążył odłożyć słuchawkę.

 

Na świątecznym spacerze spotkałem kwadrata przebranego tym razem za Świętego Mikołaja. Kiedy zapytałem o swój zegarek, ten „uprzejmie” poprosił o mój telefon. Na szczęście uciekając wpadłem pod samochód i osiłek wystraszył się tłumu odchodząc bez łupu… Na ten widok wydąłem w uśmiech zakrwawione wargi, po czym krzyknąłem:

- Mięczak!!!

Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że stojący nade mną kierowca auta, któremu głową odłamałem znaczek Mercedesa, mógł źle to odebrać. Parę minut później już koniecznie musiałem jechać do szpitala…

Odnośnik do komentarza

26 Grudzień 2007 r.:

 

Ligi europejskie:

Anglia (Barclays Premiership – 20/38): Chelsea (+1)

Francja (Ligue 1 Orange – 20/38): Lyon (+10)

Hiszpania (Primera Division – 18/38): Barcelona (+3)

Holandia (Ekstraklasa – 18/34): Ajax (+1)

Niemcy (Bundesliga – 17/34): Werder (+8)

Portugalia (Bwin Liga – 15/30): Benfica (+1)

Polska (Ekstraklasa – 17/30): Lech (+3)

Szkocja (Clydesdale Bank Premier League – 14/38): Celtic (+14)

Włochy (Serie A – 17/38): A.C. Milan (+3)

 

Ważniejsze transfery:

Pablo Aimar: Zaragoza -> Chelsea (29.5M)

Michael Ballack: Chelsea -> Inter (21M)

Kevin Nolan: Bolton-> Ajax (17.5M)

 

Obudziłem się na oddziale intensywnej terapii... Czułem ogromny bół w tylnej części czaszki. Zawrót głowy nie pozwalał na spokojną ocenę sytuacji. Po chwili rozmazane obrazy bardzo powoli zaczęły przybierać naturalne kształty. Pierwszą rzeczą, a raczej osobą, którą zobaczyłem była Ona. Czarne jak kruk włosy opadały na delikatne ramiona ubrane w biały fartuch. Brwi uformowane w łagodny łuk, uroczo zadarty nos i usta bez skazy, naturalne, nieumalowane... Całości dopełniały gładkie, aksamitne policzki. Jednak największą uwagę przykuwały Jej oczy, czarne, głębokie, pożerające moją duszę... Oczy jak dwa strumienie, w których odbijał się blask rozżarzonych pochodni. Zacząłem w nich tonąć, zupełnie bezbronny, poddałem się bez walki...

 

- Jak się pan czuje? - zapytała łagodnym głosem, który jak ledwo zauważalna mgiełka wpłynął do moich uszu.

Nie byłem w stanie rozmawiać, rozkoszowałem się każdą chwilą wpatrywania się w Jej przyciągające źrenice, każdym słowem wzbudzającym przeszywający dreszcz. Nic się nie liczyło, praca, Arnold, kwadrat, futbol… Czułem jakbym rodził się na nowo, przeszłość nie istniała…

Po chwili przyłożyła swoją ciepłą dłoń do mojego czoła, to był jak dotyk Anioła. Zupełnie zapomniałem o bólu głowy. Nie obchodziło mnie czy jestem mocno poturbowany, mogłem nie mieć rąk ani nóg, byle tylko tak leżeć patrząc na Nią, do końca…

- Krzysiek, ktoś albo coś mocno Cię poobijało, ale wszystko będzie dobrze – wnioskuję, że moje imię poznała z lektury dowodu osobistego, który leżał na stoliku obok.

- Dziękuję – wymamrotałem niezdarnie wciąż nie mogąc opanować ogromnej burzy, która szalała w moim wnętrzu.

- Nie dziękuj mnie, tylko lekarzom, miałeś sporo szczęścia – powtórzyła swój olśniewający uśmiech.

- Jak masz na imię? – zapytałem przeradzając zabójczą niepewność w nieskończoną ciekawość.

- Sofi – Jej zęby były śnieżnobiałe, idealne.

 

Po tym krótkim dialogu zapanowała cisza. Oboje wpatrywaliśmy się w siebie. Ona się uśmiechała, ja czytałem Jej oczy… Ten magiczny moment przerwał nagle dźwięk telefonu komórkowego, miałem ochotę roztrzaskać go na miejscu.

- To Twój – odparła – pozwolę Ci odebrać bo to może być ktoś z Twojej rodziny, tylko nie rozmawiaj zbyt długo – delikatnie przyłożyła mi słuchawkę do ucha.

- Dzień dobry, z tej strony prezes zespołu Torpedo Władimir, Anatoly Tkachenko, mowa dokładnie o beniaminku drugiej ligi rosyjskiej. Nie ukrywam, że nic o Panu nie wiem, ale jak na razie jest Pan jedynym kandydatem na posadę szkoleniowca naszej drużyny. Lubię ryzyko, więc chciałbym zapropo…

- Nie teraz – przerwałem naciskając czerwoną słuchawkę na klawiaturze mojej sponiewieranej komórki.

- Odpoczywaj – powiedziała odkładając telefon na mały stoliczek- może później do Ciebie zajrzę, musisz tu zostać na obserwację przynajmniej do jutra (od razu chciałem roztrzaskać swoją głowę o krawędź pobliskiego zlewu tylko po to, by móc leżeć jeszcze przynajmniej przez tydzień).

 

Po tych słowach wstała z krawędzi łóżka i skierowała swoje kroki w kierunku wyjścia. Poruszała się z ogromnym wdziękiem, finezyjnie, bezszelestnie… Zanim zniknęła w korytarzu zerknąłem jeszcze raz na Jej dłonie, nie miała obrączki… Tylko błyszczący pierścionek zaręczynowy z ogromnym brylantem. Marzyłem o tym aby zlecieć z łóżka na podłogę usypaną gwoździami…

Odnośnik do komentarza

Na zegarze dochodziła 19.00. Jak udało mi się wyciągnąć wcześniej od lekarza, Sofi kończyła dyżur o północy, czas uciekał… Nie miałem żadnych szans na spokojny sen, łagodną muzykę wydobywającą się z głośników na oko przedwojennego radia zagłuszały odgłosy chorych (a to, że boli; a to, że chce się do toalety; a to, żeby przestroić na Radio Maryja). Powoli zacząłem dostawać szału… Kiedy mała wskazówka ustawiła się na 21.00 usłyszałem ciche skrzypienie otwieranych drzwi.

- Nie śpię – powiedziałem bez wahania pewien, że to Ona.

Niestety po chwili do pokoju weszła otyła salowa z wykrzywioną miną mówiąc:

- Co mnie obchodzi, że nie śpi. Napełnił basenik? – zapytała stanowczym tonem.

- N… Ni… Nie – wybełkotałem spalony ze wstydu.

- Nie? – chyba rozgniewałem Panią Zosię – Jeszcze zobaczy, jak się w nocy zechce, to w pościel będzie sikać – kiedy tak krzyczała, poczułem jej cebulowy oddech.

Nic więcej nie powiedziała, rzuciła czysty ręcznik na pobliskie krzesła i wyszła. Nie zamknęła jednak drzwi za sobą, domyślałem się dlaczego. Nie minęła sekunda, kiedy w wejściu stanęła Ona. Wszystko słyszała – pomyślałem czerwieniąc się jak przysłowiowy burak. Była piękna… Smukła jak łodyga kwitnącego tulipana, gładka jak piaski Sahary skąpane w Słońcu. Powitała mnie uśmiechem i usiadła na pustym łóżku obok…

- Widzę, że już Ci lepiej – wyszeptała nie chcąc zbudzić mojego sąsiada z obandażowanym tyłkiem (ponoć dostał śrutem za malowanie po płocie byłego wojskowego).

- Myślałem, że już Cię nie zobaczę – nie wierzyłem, że stać mnie na tak odważne słowa.

 

Tak wszystko się zaczęło. Powoli i nieśmiale zaczęliśmy odkrywać kolejne karty historii swojego życia. Sofi była moją rówieśniczką (miała 26 lat), swoje imię dostała na cześć babci pochodzącej z Francji. Pracowała jako pielęgniarka z ambicjami na zawód lekarza. Jej ulubioną porą roku była wiosna, a kolorem – niebieski, jak moje oczy. Zapamiętywałem wszystko wbrew sobie, chłonąłem każde słowo jak puszysta gąbka… Ona z kolei na moje zwierzenia odpowiadała uroczym śmiechem, przyjemnym i życzliwym. Uwielbiała tańczyć w deszczu, pachniała bzem… Kwitnącym wiosennym bzem…

Co się zaś tyczy złych wiadomości, Jej narzeczony był bogatym biznesmenem rodem z Holandii. Poczułem się strasznie malutki.

Nim się obejrzeliśmy zegar wybijał północ.

- Na mnie już czas, było mi niezmiernie miło – powiedziała niezwykle spokojnie, nawet nie mrugając.

- Warto było wlecieć na maskę Mercedesa – odpowiedziałem, znów się zaśmiała.

Sam zacząłem czuć jak coś ściska mnie w gardle, paraliżuje ciało, przebija serce kolczastym drutem. Powoli podniosła się z łóżka i już miała odejść, ale widziałem jak nad czymś się zastanawia, analizuje sytuację. Byłem zniecierpliwiony, byłem przekonany, że zaraz padną czułe słowa, skwitowane ciepłym uściskiem… Po chwili wolnym ruchem wyciągnęła otwartą dłoń w moją stronę. Moja nadzieja rosła.

- Cześć – nie tego oczekiwałem.

Nie odpowiedziałem nic… Podałem swoją dłoń i po raz ostatni poczułem ten niesamowity dreszcz, który uderzył we mnie jak błyskawica. Po krótkiej chwili odeszła, ciągnąc moje serce na grubym łańcuchu…

 

Na podwieszonym pod sufitem telewizorze zaczął się program „Eurogole” (dawno nie oglądałem Eurosportu). Spojrzałem na ekran martwym wzrokiem, po czym nacisnąłem czerwony przycisk na pilocie, miałem gdzieś podsumowanie stycznia…

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia wypisali mnie ze szpitala. Z żalem opuszczałem to miejsce, wiedziałem, że już nigdy Jej nie zobaczę. Jedynym optymistycznym akcentem tego dnia był fakt, że dostałem miesięczne zwolnienie, całe trzydzieści dni bez Arnolda i tajemniczego Pana Mietka. Spokojnym krokiem szedłem w kierunku domu, chciałem się upić i zapomnieć o ostatnich dniach. Kiedy byłem już pod drzwiami sięgnąłem do kieszeni po klucze, jednak po chwili oprócz gładkiego metalu poczułem kawałem zmiętego papieru. Była to nieduża karteczka o niedbale oberwanych krawędziach, komuś najwidoczniej się spieszyło. Napis, który widniał na niej zupełnie nie pasował do mało schludnego podłoża. Litery były równe, idealnie zawijane, baśniowe… Jeszcze bardziej bajkowy wydawał się ich tekst: „Nie darowałabym sobie zmarnowania szansy na tak interesującą przyjaźń. Zadzwoń jak się lepiej poczujesz i oczywiście będziesz miał ochotę, proponuję spacer.” Bez wahania spisałem numer, dla pewności w trzech miejscach.

 

Wieczorem tego samego dnia dostałem telefon z Portugalii. Trzecioligowa Mafra poszukiwała szkoleniowca. Nie wiedziałem co robić, nie mogłem teraz tak po prostu wyjechać… Zadzwoniłem do Sofi aby umówić się na wspomniany spacer, Portugalczycy musieli poszukać kogoś innego.

 

Był 29 grudnia. Pomimo tego, że w parku było biało, kolorystyki dodawał mu nieustanny ruch. Biegające alejkami dzieci, rodzice lepiące razem z nimi bałwana, wszystko dookoła tętniło życiem. Podszedłem powoli do fontanny znajdującej się w centrum, przysiadłem na jej krawędzi. Nie minęło pięć minut kiedy zobaczyłem jak zbliża się do mnie równym krokiem, uśmiechnięta jak zwykle. Była ubrana w czarny płaszczyk podkreślający jej smukłą figurę i jasny szary szalik owinięty starannie wokół boskiej szyi. Kiedy stanęła przede mną usłyszałem:

- Jednak przyszedłeś.

- Nie wyobrażałem sobie innego scenariusza – odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech.

 

Przechadzaliśmy się powoli coraz bardziej krętymi ścieżkami, rozmowa kleiła się jak nigdy. Interesowała mnie każda opowieść o jakimś fragmencie Jej życia. Mniej zajmujące były momenty kiedy mówiła o Dannym, swoim narzeczonym. Zauważyłem, że jest nim zachwycona, szczerze oddana. Kiedy zapytałem czy nie jest zazdrosny o to że się z Nią spotykam, odpowiedziała nawet bez chwili namysłu:

- Ufamy sobie. Danny jest kochanym facetem i wie, że nie zrezygnowałabym z niego. Dlatego też pozwala mi samej dobierać swoich przyjaciół.

Ciągle tylko Danny, Danny, Danny.. Młody biznesmen, udziałowiec potężnej firmy energetycznej, zagorzały kibic Feyenoordu Rotterdam… Chciało mi się wymiotować na myśl o nim. Na pewno przystojny, dobrze zbudowany brunet o błyskotliwym uśmiechu – myślałem. Na szczęście książę z bajki był daleko w jednej z posiadłości nizinnego państwa, liczył pieniądze zapewne. Dzięki temu miałem Ją tego dnia tylko dla siebie. Każda chwila była nasza, każdy gest i każde słowo - magiczne. Niestety jak zwykle, wszystko co piękne, szybko się kończy. Nim się obejrzałem, Słońce już zaszło za szare domy coraz bardziej spokojnego miasta. Nadszedł czas rozstania, jednak i tym razem zostałem zaskoczony:

- Dannego nie będzie na Sylwestra. Moja znajoma urządza imprezę, a ja mało kogo tam znam. Przyjdź jeżeli nie masz żadnych planów.

 

Nie musiała długo prosić…

Odnośnik do komentarza

Dostałem od kwadrata spóźnioną świąteczną kartkę. Przepraszał za to co między nami zaszło. Osobiście zacząłem się poważnie bać, że osiłek skądś zna mój adres.

 

31 grudnia późnym wieczorem stałem pod niewielkim domem jednorodzinnym udekorowanym kolorowymi lampkami. Z wewnątrz dało się słyszeć hałasy bawiących się w środku osób. Po chwili zobaczyłem Ją w oknie, machała do mnie zapraszając do środka.

Kiedy przekroczyłem próg dostałem całusa w policzek ze słowami:

- Cieszę się, że przyszedłeś.

Zapowiadała się niezwykła noc. Na wstępie zostałem przedstawiony szerokiemu gronu imprezowiczów, po czym każdy wrócił do swoich poprzednich czynności. Sam ze szklaneczką Szkockiej usiadłem w fotelu stojącym w lekkim mroku olbrzymiego pokoju. Obserwowałem zachowanie otaczających mnie ludzi. Wszyscy wydawali się być bardzo szczęśliwi, mieli jakiś cel w życiu, konkretne zajęcie. Zupełnie tam nie pasowałem…

Moje badania przerwał jeden z gości, który bez pardonu usiadł na stojącym obok taboretku i zapytał wprost:

- Czym się zajmujesz Krzysiek? – nie mógł sobie wybrać lepszego tematu do rozmów.

- Pracuję w ośrodku tresury psów – o dziwo po raz pierwszy w życiu zdawało mi się, że zabrzmiało to bardzo fachowo.

- Hehe, dobre. Nie mów, że ganiasz za psami. Pytałem serio – gość ani myślał odpuścić.

- Odpowiedziałem poważnie – od razu zauważyłem, że zgasiłem go na miejscu. Zupełnie zmieszany odszedł bez słowa. Cała ta sytuacja nawet poprawiła mój nastrój, mogłem wrócić do moich obserwacji.

 

Po kilkunastu minutach wszyscy zaczęli tańczyć. W pokoju zrobiło się nieco ciemniej, w fotelu – nieco przyjemniej. Richard Marx śpiewał co czuł do Mary, zobaczyłem jak Sofi przedziera się przez gąszcz par, szła prosto do mnie.

- Zatańczysz? – zapytała uśmiechając się (jak zwykle).

Chwilę później staliśmy już naprzeciwko siebie, Ona oplotła swoje dłonie na mojej szyi, ja delikatnie chwyciłem Ją za biodra. Nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić co się wtedy działo. Znów poczułem ten niesamowity dreszcz. Byłem pewien, że Sofi też go poczuła, musiała go poczuć… Tym razem żadne z nas się nie uśmiechało, wpatrywaliśmy się sobie w oczy nie mówiąc ni słowa, wokół nas unosiła się magia. Przetańczyliśmy tak prawie dwie godziny, kiedy to wszyscy zaczęli krzyczeć:

- Trzy, dwa, jeden…

Za oknem usłyszeliśmy huk fajerwerków, wszyscy dookoła nas składali sobie życzenia. Tylko my staliśmy w bezruchu, zbliżając swoje usta… Ich wędrówka ku sobie została niestety nagle przerwana przez koleżankę, od której ostro zajeżdżało alkoholem. Zaczęła nas obściskiwać składając noworoczne „Wszystkiego naj…”.

Sylwester szybko się skończył. Kiedy odprowadzałem Ją do domu, nikt z nas nie wracał już do tamtej sytuacji, chwili pełnej marzeń i nadziei…

Nawet tydzień później, kiedy oboje wybraliśmy się do kina pełnego obejmujących się par, każde z nas chłodno trzymało dłonie przy sobie. Między nami była niewidzialna granica, której Ona nie mogła przekroczyć. Mur, którego ja nie byłem w stanie zburzyć…

 

Dni zaczęły płynąć coraz wolniej. Musiałem w końcu wrócić do pracy ku uciesze Mietka i zobojętnieniu Arnolda. Co do futbolu… Wciąż znałem go tylko z telewizji…

Telefon milczał, poza jednym momentem. Sofi zaprosiła mnie na przyjęcie powitalne na cześć Danny’ego… Po takiej wiadomości następnego dnia wszedłem do kojca Arnolda bez kamizelki ochronnej… To bydle najzwyczajniej mną wzgardziło…

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...