Skocz do zawartości

Kącik złamanych serc


T-m

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli chcesz ją zaskoczyć to się z nią rozstań w walentynki. 100% zaskoczenia gwarantowane...

Trochę niesmaczne :/

Trochę niesmaczne to są Walentynki :]

 

Podpisuje się ręcoma i nogoma. Jakbym miał coś takiego obchodzić to już bardziej swojską, słowiańską Sobótkę.

Odnośnik do komentarza

Niniejszym pragne nadmienic, ze nie posluchalem dawanych mi jakis czas temu rad i mialem romans ze swoja wykladowczynia :> , ktory wlasnie sie zakonczyl. Rownie smiesznie i niespodziewanie jak sie zaczal... W zasadzie to sprawa upadla juz 3 tygodnie temu.

 

Zabije nadzieje w tych, ktorzy mysla, ze z wiekiem kobiety sa prostsze w obsludze i ogolnie dojrzewaja - byc moze i takie sa ale ja nie zauwazylem. 30-latki tez miewaja kiełbie we łbie a potrafia schizowac i histeryzowac grubo lepiej niz rowiesniczki. A jesli jeszcze sa wyksztalcone to juz wogole potrafia wlos nie na cztery ale na 100 dzielic...

 

Co wcale nie oznacza, ze mam w glowie spokoj. Wrecz przeciwnie. Zafundowalem sobie seans kinowy pod znakiem retrospekcji... :unsure::wacko:

Odnośnik do komentarza

Mam dziwny problem... nie potrafię się zaangażować zbytnio w związek, ponieważ wychodzę z założenia, żem za młody na takie rzeczy. Mam te 18 lat, ale jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie moje doświadczenia ograniczają się na korzystaniu z okazji (sami się domyślcie jakich). Można to jakoś zmienić? Jeżeli tak to od której strony to ugryźć?

Odnośnik do komentarza

Hmm... poczekać na tę jedną? Tego się nie wyuczysz. Owszem, możesz pracować nad pewnymi zachowaniami, ale jeśli Ci nie zależy, to pewnej granicy nie przeskoczysz i wtedy piwo z kumplami/mecz w TV/ cokolwiek ważnego dla Ciebie, będzie zawsze ważniejsze od związku :)

 

Ale chłopie - nie daj się zwariować. Masz 18 lat - to przy dobrych wiatarach jeszcze kilka lat korzystania z życia.

Odnośnik do komentarza

Ja też mam 18 lat i podejmujemy z moją ukochaną tematy małżeństwa, dzieci, a nawet interesu jaki wspólnie rozkręcimy :kekeke: Śmieszne, ale co tam pogadać i pomarzyć sobie nikt nam nie zabroni ;) Dla mnie związek musi mieć przyszłość, bo inaczej nie ma sensu. W życiu miałem tyle dziewuch co kot napłakał, bo zawsze czekałem na tę jedyną. Właściwie to moja obecna dziewczyna jest dopiero drugą "tą jedyną", więc nie jest źle :>

Odnośnik do komentarza
Mam dziwny problem... nie potrafię się zaangażować zbytnio w związek, ponieważ wychodzę z założenia, żem za młody na takie rzeczy. Mam te 18 lat, ale jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie moje doświadczenia ograniczają się na korzystaniu z okazji (sami się domyślcie jakich). Można to jakoś zmienić? Jeżeli tak to od której strony to ugryźć?

 

Poczekać, aż znajdzie się taka, która Cię przy sobie zatrzyma swoim zachowaniem, podejściem do życia i do przyszłości :-)

Odnośnik do komentarza
Mam dziwny problem... nie potrafię się zaangażować zbytnio w związek, ponieważ wychodzę z założenia, żem za młody na takie rzeczy. Mam te 18 lat, ale jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie moje doświadczenia ograniczają się na korzystaniu z okazji (sami się domyślcie jakich). Można to jakoś zmienić? Jeżeli tak to od której strony to ugryźć?

 

Poczekać, aż znajdzie się taka, która Cię przy sobie zatrzyma swoim zachowaniem, podejściem do życia i do przyszłości :-)

 

Ciekawe czy się taka znajdzie :D

Odnośnik do komentarza
Mam dziwny problem... nie potrafię się zaangażować zbytnio w związek, ponieważ wychodzę z założenia, żem za młody na takie rzeczy. Mam te 18 lat, ale jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie moje doświadczenia ograniczają się na korzystaniu z okazji (sami się domyślcie jakich). Można to jakoś zmienić? Jeżeli tak to od której strony to ugryźć?

 

Poczekać, aż znajdzie się taka, która Cię przy sobie zatrzyma swoim zachowaniem, podejściem do życia i do przyszłości :-)

 

Ciekawe czy się taka znajdzie :D

to akurat najmniejszy problem - najwyzej sie nie znajdzie.

Odnośnik do komentarza
BTW, to:

 

Przy nastepnej juz chyba nie bedziesz taki zazdrosny, przy kolejnej jeszcze mniej, itd. Az dojdziesz do stanu, w ktorym wazniejsza bedzie dla Ciebie milosc do drugiej osoby a nie milosc do swojej wlasnej milosci do takiej osoby.

 

to chyba jest najmądrzejsza i najprawdziwsza rzecz, jaką w tym temacie ever napisano.

To jest jak zadowolenie konsumenta, które spada wraz z kolejną spożywaną jednostką ;] Mikroekonomia się kłania ;]

Odnośnik do komentarza

Naszła mnie ochota na relacje z mojej skomplikowanej (choc powoli juz chyba nie) sytuacji sercowej. Bylem z jedna dziewczyna ponad 3 lata. Poznalismy sie w liceum, chodzilismy do tej samej klasy, widywalismy sie codziennie. Wszystko bylo super, choc oczywiscie zdarzaly sie tez kryzysy, ale to imho wychodzilo nam tylko zawsze na zdrowie. Jednakze, pod koniec liceum pojawil sie oczywisty problem studiow. Oboje wyjechalismy do UK, ale nie dostalismy sie na te same uniwersytety (2h autobusem nas dzieli). Ale zdecydowalismy, ze bedziemy to kontynuowac dalej i ze soba nie zrywamy. No i kontynuowalismy. Wydawalo sie, ze wszystko jest ok, ale jednak ok nie bylo. Co prawda za kazdym razem gdy spotykalismy sie "na zywo: bylo super, swietnie i tak jak bywalo jeszcze w Polsce. Jednak nasz konakt pomiedzy tymi spotkaniami sprawial, ze oboje zaczelismy myslec o tym, ze to co bylo miedzy nami słabnie z każdym dniem. Coraz trudniej było nam znaleźć wspólne tematy podczas codziennych (bo prawie codziennie rozmawialiśmy i nadal rozmawiamy) na skype. Wcześniej byliśmy w jednej szkole, mieliśmy wspólnych znajomych, a teraz każdy zaczynał zupełnie odrębne życie. Nie mam pojęcia jak wyglądały jej relacje z innymi facetami w tym czasie, ale z pewnością o nic złego jej nie podejrzewałem. Sam tez zachowywałem sie względnie przyzwoicie - na szczecie mój niezbyt otwarty stosunek do kobiet sprawiał, ze na stosunkach koleżeńskich sie kończyło (choc moze czasami 'myślami' bylem o krok dalej...). Na odrobinę szalenstwa pozwalalem sobie jak trochę wypiłem, ale tak jakos juz mam (i ludzie mi to mowia...), ze po alkoholu staje sie znacznie bardziej otwarty w stosunku do kobiet (może to troszkę delikatnie brzmi...; słyszałem opinie, ze jestem lovelasem wtedy, cokolwiek to miało znaczyć :P). W każdym razie podczas pobytu na Sylwestra w Polsce, pierwszy raz oboje powiedzieliśmy sobie co o tym myslimy i wyszło, ze mamy podobne odczucia. Wcześniej nie chciałem poruszać tego tematu, bo balem sie Ją zranić, a one pewnie nie robila tego z analogicznego powodu. Na Sylwestra popiliśmy i w ogolę zaczęliśmy o tym gadać bardzo otwarcie, o tym, ze chyba nadchodzi powoli koniec. Jendak caly czas na rozmowie sie kończyło. Decyzja zapadła w zeszłym tygodniu. Cały czas nie potrafiliśmy sie oboje przyznać, ze to definitywny koniec i ustaliliśmy, ze robimy sobie tylko przerwę. Ale ja nie chce sie oszukiwać i wiem, ze ta przerwa na pewno stanie sie początkiem końca. W każdym razie daliśmy sobie wolną rękę również w poznawaniu i obcowaniu z nowymi ludźmi płci przeciwnej. Znam siebie i wiem, ze jezeli poznam kogoś fajnego to będę pewnie chciał to kontynuować. Nie wiem tylko, czy mimo wszystko powinienem mieć z tego powodu moralnego kaca i jak powinienem sobie to wszystko ułożyć. Boje sie trochę powiedzieć jej wprost, ze to juz na pewno koniec, choc intuicja podpowiada mi, ze ona ma tak samo. Nie wiem czy zrobić pierwszy krok, czy odczekać trochę, poczekać aż każdy z nas otrzyma szanse poznania kogoś nowego... W sumie to wszystko sie prawie rozwiązało i brakuje tylko kropki nad "i".

 

Jak bylismy oboje troche pijani to sobie z tego nawet zartowalismy, ze teraz w najblizszym czasie najlepiej by kazde z nas posmakowalo w kim innym i zobaczyło jak to jest. Do niej teraz na weekend przyjeżdża znajomy Włoch. Ma wolna reke, moze zrobic co chce (co prawda mówi mi, ze do niczego nie dojdzie, ale jak słyszę, ze przyjeżdża do niej o 5 lat starszy Włoch, ktory z opinii jakie zasłyszałem jest amantem i lovelasem, a do tego kiedys juz probował zakręcić z moja dziewczyna gdy bylismy jeszcze razem, to jakos malo w to wierze...). Ja nie bede ukrywal tez aniolkiem teraz nie jestem. Pomimo tego, ze bylismy razem nie popadlem w zalobe, nie smuce sie tylko staram sie spedzac jak najmilej czas i ... poznawac nowe dziewczyny. Po ponad 3 latach bycia z jedna, jakos nie ciagnie mnie teraz do bycia dlugo singlem (jak rowniez do tak dlugiego zwiazku).

 

W sumie to trudno mi nawet pytac o jakas rade, bo chyba nie ma co tu radzic. Poprolstu musialem sie gdzie wygadac, a ze w okolicy Polakow brak, a po angielsku takiej historii mi by sie nawet nie chcialo opowiadac, wiec sobie napisalem tutaj. I chyba ulzylo...

 

No a dzisiaj wybieram sie na imprezę. Wczoraj bardzo późnym wieczorem, w napływie jakiegs dziwnego implusu napisałem wiadomość do dziewczyny, która mieszka w sąsiednim mieszkaniu, czy moga sie z nia i z jej współlokatorkami wybrać dziś do klubu, bo ostatnio swietnie sie z nimi bawilem. No a ona przed chwila przyszla do mnie (ale sie zdziwilem jak otworzylem drzwi, az sie wyslowic nie moglem... :/ ) i zaproponowala wspolny wypad... Swietna z niej dziewczyna (acz w "luźnym" związku na odległość, więc tu pewnie jest jakiś problem...). Widywaliśmy sie parę razy na imprezach i na prawde super sie razem bawilismy, aczkolwiek troszke obawiam sie czy jej otwartosc w stosunku do mnie nie wynikała raczej z nadmiaru alkoholu. W sumie to po tak dlugim zwiazku, nie wiem jak teraz mam sie do czynnosci zwanej podrywaniem zabrać, ale zobaczymy co sie wydarzy...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o podryw to u mnie zawsze funkcjonuje jedna zasada- spontaniczność. Nie ma przetartych szlaków i nikt nie powie, z której strony zacząć, bo kobiety są różniste, więc imo wrzuć na luz i bądź taki elo spoko spontan ;) (nie dosłownie)

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

Jestem z T. piąty miesiąc. Moje życie od kiedy się poznaliśmy nabrało koloru. Kiedy wszyscy mi bliscy wyjechali z Kielc i nie miałem praktycznie dobrych znajomych, poznałem ją. Zakochaliśmy się w sobie, te 4,5 miesiąca minęło szybko, ale i wspaniale. Byliśmy praktycznie nierozłączni. Wszystko układało się idealnie. Muszę też dodać, że T. nie jest z Polski, ale mieszka tu na stałe. Jak sama twierdzi spędziła ze mną swe najlepsze urodziny w życiu, jak i najlepsze dni w Polsce. Ale ostatnio wszystko to jakby się nigdy nie wydarzyło:

W zeszły czwartek widziałem po niej że jest coś nie tak, więc starałem się dowiedzieć co jest problemem. W końcu spytałem się czy aby nie jest w ciąży. Odpowiedź mnie zszokowała, bo była twierdząca. Argumentowała to dwoma kreseczkami na teście ciążowym. W ten czas zapewniłem, ją że będę przy niej, że ją kocham, że będzie ciężko, ale poradzimy sobie, że wierzę w nas. Wiadomość o zostaniu ojcem krążyła po mojej głowie, przez pół godziny, po czym ona stwierdziła, że żartowała! Serce mi chciało wtedy wyskoczyć z klatki piersiowej. Z jednej strony byłem bardzo szczęśliwy, ale z drugiej strony, najgorsze chwile mojego młodzieńczego życia przeżyłem dla jej kaprysu. Siłą rzeczy wkurzyłem się na nią, ostentacyjnie wyszedłem mówią na głos przy znajomych, że takich rzeczy jak robienie sobie jaj z ciąży się nie robi.

Jak się okazało, to ona się obraziła na mnie bardziej. A ja głupi niczym jej pies dzwoniłem i starałem się pogadać i całą tą sprawę jakoś rozwiązać. Ona nie chciała mnie widzieć itd. W końcu się spotkaliśmy, wtedy zobaczyłem, że możliwość zerwania z ?najwspanialszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek znała i miała? (dokładny cytat z niej) spływa po niej jak po kaczce. Kiedy nasz związek natrafił na pierwszą prawdziwą przeszkodę ona była w stanie z tego zrezygnować, gdyż jak argumentowała: ?jestem zbyt pewne siebie, wiem o tym, ale ja za chłopakiem latać nie będę?. Po dłuższej rozmowie stwierdziliśmy, że damy sobie radę i nie będziemy rezygnować z czegoś tak wspaniałego co nas łączy. Wiedziałem jednak, ze to mi bardziej zależy na niej niż odwrotnie. Nastał ostatni poniedziałek, prosiłem ją by poczekała na mnie po lektoracie z angielskiego, nie dość, ze szybko sobie poszła to jeszcze inną drogą licząc że mnie nie spotka (tak przynajmniej wywnioskowałem), lecz natknąłem się na nią. Atmosfera mocno średnia między nami. We wtorek miała problemy zdrowotne więc pożegnałem ją na przystanku. Jednak poniedziałek wieczór, cały wtorek i środę gdy starałem się z nią porozumieć przez gg, sms czy skype, ona nie odpowiadała. Spotkaliśmy się w czwartek na uczelni, wszystko wydawało się super, uśmieszki, zupełnie jak na pierwszej randce. Po zajęciach poszliśmy grupą do knajpy. Tam jednak okazało się, że gdyby mnie tam nie było, to ona by tego nawet nie zauważyła, starałem się przytulać ją, dosiadać się do niej. Nawet kontaktu wzrokowego nie mogłem nawiązać. Wszystko o kant dupy potłuc. Nie miałem okazji z nią pogadać o tym, że traktowała mnie jak powietrze, więc pieprznąłem litanię przez gg, że sytuacja która mnie spotkała jest dość niezręczna, bo zachowuje się ona jak zupełnie obca osoba.

Dochodzę do wniosku, że albo jest jakaś osoba numer trzy, albo ona nie chce być już w tym związku i robi wszystko bym to ja go zakończył.

Najgorsze jest to, ze próby poważnej rozmowy kończą się na tym, ze ja mówię, ona odpowiada półsłówkami, lubiąc dodać: ?jak nie jesteś szczęśliwy znajdź sobie inną?.

Najbardziej boli to, że jest to naprawdę wspaniała osoba, która zaczęła się zachowywać irracjonalnie i dalej brnie w to, wiedząc że mnie rani.

 

Aha, tak zdaję sobie sprawę, że jestem cipa i latałem wokół niej jak pies. Z tymże ciągle boję się, że kogoś równie wspaniałego pod względem zarówno duchowości jak i fizyczności mogę nie znaleźć. Ja mam swoje problemy zdrowotne które wiele osób odstrasza, dla niej nie były one żadnym problemem i często mi pomagała. Po raz pierwszy tak naprawdę straciłem głowę dla kogoś. Myślałem, że mogę sobie za nią rękę uciąć. No i teraz k***a nie miałbym ręki :roll:

 

Cholernie boli mnie ta sytuacja, sam już nie wiem co mam począć :/

Odnośnik do komentarza
Z tymże ciągle boję się, że kogoś równie wspaniałego pod względem zarówno duchowości jak i fizyczności mogę nie znaleźć.

 

 

Czemu każdy facet, któremu się trochę klekocze związek wciska sobie kit, że kogoś takiego mogę już nie spotkać. Sam się na tym kiedyś przyłapałem i do cholery jasnej - co to znaczy kogoś tak wspaniałego. Jakby był/była taka wspaniała ta druga osoba, to by się tak nie jebało, zwłaszcza, że TO NIE Z TWOJEJ WINY. Nie wiem czy sobie żartowała, czy nie, ale ostatni raz jak sobie żartowałem z ciąży dziewczyny kumpla, to się okazało, że faktycznie zapylił i wcale mu do śmiechu nie było.

 

Skoro Twoja dziewczyna nie jest w stanie tego zrozumieć, że są wartości dla drugiej osoby, z których średnio można żartować, to problem nie leży po Twojej stronie i robienie z siebie francuskiego pieska nie rozwiąże problemu, na dodatek go powiekszy. Lachon bowiem pomyśli, że to jednak był fajny żart, a Ty się zachowałeś jak jakiś przewrażliwiony bubek.

 

Poza tym teksty typu - jak Ci nie odpowiadam, to sobie znajdź inną, to jest taki wkuriwacz, że osobę, która to sformułowanie wymyśliła powinno się spalić na stosie razem z kaczkami. Powiedziane raz, może być uznane za żart, ale użyte drugi, trzeci raz zaczyna mocno wkurzać. To jest tak - jak mówisz komuś co drugie zdanie: oh, jaki jesteś piękny (tylko na Żyłka to działa :D) - traci swoją wartość. Tak samo jak powtarza się: jak Ci się nie podoba, to se zmień, z każdym powtórzeniem zaczyna coraz bardziej wkurzać. Powiedz jej to, a jak nie zadziała, to znaczy, że może jednak nie działącie na tych samych falach tak, jak to się Wam wydawało.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...