Skocz do zawartości

Identité manager de Pologne.


AdeX

Rekomendowane odpowiedzi

Legia Cudzoziemska :D

 

Buu, skąd wiedziałeś ? ;)

 

--

 

Gdy trzaski, gruchotanie i szuranie ustało, facet na podium lekko się uśmiechnął po czym donośnym głosem powiedział do mikrofonu, który chyba jeszcze czasu Wietnamu pamięta:

- Zgromadzeni tutaj żołnierze, jesteście pierwszymi mieszkańcami tego oto nowo utworzonego regimentu. Będziecie 2 Brygadą Lądowych Sił Zbrojnych Górskich. Tak! Będziecie... Nie lubię owijać w bawełnę więc wale prosto z mostu - wielu nie da rady treningom, szkoleniom. Tak! Wszystkim się wydaje, że Legia Cudzoziemska to nic wielkiego, ale się mylicie. W tamtym roku, z Brygady Sił Zbrojnych Powietrzno-Desantowych, po pierwszych miesiącach, odeszło 126 osób, warto dodać że 300 przyszło. To co dziś stało się na pustyni to wszystko ukartowane, miało wam pokazać jak będzie na prawdę. Upał, piasek i marsz - to podstawa. Jest was 298, jutro będziecie podzieleni na jednostki. Jednostka to grupa składająca się z 10 ludzi oraz dowódcy. Jako jednostka będziecie mieli jedne baraki gdzie będziecie spać. Od dziś także nie macie nazwiska. Jeśli ktoś się Ciebie spyta imię i nazwisko odpowiadasz swój pseudonim jako otrzymałeś w Legii. Ogólnie rzecz biorąc nie macie przeszłości. Służba zasadnicza trwa pięć lat, po tym okresie czasu masz do wyboru - pozostać na kolejne 5 lat, lub otrzymać swoją gaże, nową przeszłość i wyjść z tego oto "zamku" jako nowy człowiek.

Sami wybierzcie sobie przyszłość. A teraz nie ma co dłużej przeciągać, nie chcę bowiem by naprawdę jakiś ochotnik tutaj mi umarł. Aha, jeszcze jedno... Miejsce jest te wam nieznane, i nikt nie wie gdzie one się znajduje, tak więc nie pytajcie gdzie jesteśmy. Amen, a teraz zapraszam na upragnioną kolacje!

 

Wstałem, i podreptałem za grupą. Nikt jednak się nie spieszył, wszyscy powoli szli, wyprostowani dumni z siebie. Mnie ta przemowa skłoniła do dłuższej refleksji, jednak owa refleksja musiała poczekać, gdyż teraz przyszła chwila na którą czekałem parę miesięcy - jedzenie. Pyszne jedzenie! Zawartość półmisek zostało momentalnie opróżniona, a brzuchy powoli napełnione. Nikt zato nie wiedział że jesteśmy już przydzieleni do jednostek. Usiedliśmy przy stole który akurat miał 10 miejsc, dlatego gdy już każdy pojadł, do naszego stolika podszedł jakiś facet, konkretnie major, i ogłosił że będzie naszym dowódca i że do takiego jedzenia raczej nie mamy się przyzwyczajać. Powoli powieki zaczęły mi się robić coraz cięższe i cięższe, usnąłem przy stole - jak cała moja jednostka.

Odnośnik do komentarza

Przemierzałem swoim ulubionym autem - Lexusem, piękną Florydę. Jechałem 90km/h, wiatr miło kołysał mi włosy, dziewczyny spoglądały na mnie i myślały ile mam sałaty. Życie jest takie pię...

- Wstawać! Jednostka "C"! Wstawać już 9:00! Ruszać te tłuste dupska. To nie domek mamusi, ale Legia Cudzoziemska! Kto nie będzie gotowy za 3 minuty, każe go wychłostać! Raz, dwa!

Miało być tak pięknie. Wygodne łózko spartańskie, zawsze lepsze niż ciemny, zimny i wilgły loch. Koc którym był kawałek szmaty, przynajmniej dawał małe ciepełko. Widać jednak że wszyscy wzięli sobie do serca to co powiedział major, i każdy w pocie czoła ubierał się. Wszyscy

zeszliśmy na dziedziniec. Byliśmy pierwsi! Major był z nas dumny, a my z siebie. Wkrótce zeszliśmy do pokoju, z tablicą, krzesłami i stolikami. Pokój był mały ale akurat dla nas. Major ponownie przemówił...

- Panowie! Witam już oficjalnie w Legii Cudzoziemskiej. Nie musicie znać mojego imienia, a więc mam nadzieje że będzie do mnie mówić "Majorze". Wy także nie macie imion, więc musicie znaleźć sobie jakieś pseudonimy. Teraz tam jest mały pokoik, tam będzie przychodził każdy wywołany, ale póki to nastąpi... Nazywamy się jednostka "C", więc dobrze by było jakbyście nazwali ją jakoś. Jakieś pomysły?

...

- Hmmm, no dobra coś wymyślimy. Teraz przejdźmy do drugiego zagadnienia. Od dwóch lat jest u nas organizowany, Puchar Jednostki. Ta jednostka która będzie miała najwięcej punktów, dostaje podwyżkę z 5000 dolarów do 6000 dolarów pensji. Dzisiaj zdobyliście już 3, dzięki waszemu zejściu. I tak to będzie się dziać. A jeszcze raz spytam... Jakieś propozycje dotyczące nazwy jednostki?

...

- No dobra, tak więc idę, do tego pokoiku, i wywołana osoba przyjdzie do mnie.

Odnośnik do komentarza

Mijały minuty, a każdy kto wyszedł z tego pokoiku, miał już ksywkę. Tak więc mieliśmy już:

 

Vinicius - mały Hiszpan, dobrze mówi po angielsku. Czarne włosy, trochę się boi, ale kto się na razie tu nie boi.

Eduardo - Meksykanin. Dość wysoki, potężnie zbudowany. Jak to meksykanin, taka latynoska karnacja, i czarne włosy. Na razie nie miałem z nim kontaktu, ponieważ mówi wyłącznie po portugalsku i hiszpańsku.

Bu - francuz o polskich korzeniach! Matka polka, ojciec francuz, tak więc konkretnie mówi po Polsku, więc raczej nudzić mi się nie będzie. Wygląd - długie włosy, brązowe. Czysty chuderlak, wątpię żeby wytrzymał trudy jakie czekają go w Legii, ale może się mylę. Ogólnie spoko gościu, nawet trochę z nim rozmawiałem podczas uczty powitalnej.

Jin - skośnooki Koreańczyk, komunikatywnie zna język angielski. Cholernie silny, podczas naszej wczorajszej wędrówki przez pustynię, sam niósł tego niby martwego, co go skorpion ukąsił. Ogólnie może być.

Forgt - szwed. Nie mówi ani po angielsku, ani po polsku, choć trochę rozumie i posługuje się niemieckim. Jakiś strachliwy koleś, wszystkiego się boi, aczkolwiek umie powiedzieć nie! Umie się sprzeczać, nie boi się nawet samego majora. Coś wydaje mi się, że prędzej wyleci za chamstwo, niż za to że nie wytrzyma. Jak dla mnie - najsłabsze ogniwo.

- Alexander!

Na ten krzyk momentalnie wstałem, i ruszyłem w stronę drzwi. Nacisnąłem klamkę, i wszedłem do pokoju. Przed mną stało biurko, a przed nim major.

- Witaj i siadaj - powiedział suchym głosem major.

- Imię i nazwisko?

- Alexander Wacławyczk.

- Wiek?

- Dwudziesty pierwszy! - powiedziałem po czym parsknąłem śmiechem, major jednak nie zaśmiał się.

- No to 21 pompek, brzuszków, przysiadów.

Wiem, wiem - to pikuś, jednak miejcie na uwadze to że dopiero wstałem! Pomęczyłem się trochę, i usiadłem na krześle ponownie, nie mając już humoru.

- Wiek?

Aż chciało się powiedzieć "spieprzaj dziadu".

- 25 lat

- Miejsce urodzenia, data urodzenia.

- 25 marca 1977 rok, Rolniki Małe.

- Imiona rodziców?

- Barbara i Roman.

- Rodzeństwo?

- Nie posiadam.

- Zawód.

- Rolnik, miałem swoje gospodarstwo.

 

Przesłuchanie to trwało dość ponad 20 minut. Gdy w końcu wyszedłem z pokoiku, nazywałem się Colin. Pasowało. Pozostała część mojej jednostki to:

 

Eric - mężczyzna z Beninu. Podobno przeżył straszną męczarnie by tu dotrzeć. Ostatecznie zna dobrze angielski. Jest naturalnie murzynem, dość wysoki i szybki. Rozmawiałem wczoraj nawet z nim, i okazał się spoko facetem.

Vifon - Australijczyk. dobrze zna... Ruski! Angielski komunikatywnie, oraz trochę niemiecki. Lubi robić jaja, (czyt. lubi się śmiać, opowiada czerstwe żarty). Dość pogodny, solidny w tym co robi. Podobno weterynarz, a wracając do tych nieszczęsnych skorpionów - nawet jednego wziął na rękę!

Mahoney - szwab. Od razu chce wyjść na guru jednostki. Jest agresywny (to nie oznacza jego zachowania, tylko cechę). Ma zawyżoną samo ocenę, wszystkich uważa za lepszych od siebie, choć sam miał chwile słabości podczas wędrówki. Wysoki blondyn, trochę umięśniony. Mocny w gębie, ale czy normalnie też? Zobaczymy...

Kartezjusz - czysty idiota i sługus od Mahoney'a. Zawsze za jego plecami. Braki z dzieciństwa - to chyba najlepsze określenie dla niego. Ogólnie padnie przy pierwszym biegu przełajowym. Nic z sobą nie reprezentuje. DNO!

 

Tak więc gdy już każdy został przesłuchany, do sali wszedł major i oświadczył nam, że ma nazwę dla naszej jednostki - Haiti!

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia myślałem, że mnie krew zaleje. O godzinie 6:00 do naszego baraku wszedł major i ogłosił pobudkę.

- Ruszcie dupy! Wstawać ale to już! Mówiłem żebyście się nie przyzwyczajali do dobrego jedzenia i spania! Ruszać się...

 

Wszyscy byli gotowi po 10 minutach, a major żądał żeby byliśmy gotowi po 5, dlatego oznajmił że biegniemy 5 kilometrów dalej. Tak więc o godzinie 6:15 wyruszyliśmy. Chociaż była tak tak wcześnie, upał już był nie do wytrzymania. Okazało się że mamy przebiec dzisiaj tylko 45 kilometrów, co 9 miał być postój, jednak tego major nie zauważył. Nie chce już dodawać, że szlachetny pan major zamiast biec razem z nami, jechał sobie Jeep'em i ciągle nas poganiał. Na przodzie biegł Eric. Potem śmialiśmy się z niego, że tyle to on zawsze po wodę z rana biegł. Facet był niesamowity, dugi biegł Vinicius, potem Jin następnie ja. Reszta trzymała się w odległości 2 metrów od mnie. Nagle pojazd z majorem zatrzymał się i dał nam znać, że możemy się też zatrzymać. Każdy padł na piasek. Ta błogość jednak długo nie trwała, a my dowiedzieliśmy się dlaczego major się zatrzymał. Poinformował nas o jego zamiarach:

- No dziewczynki! Nawet dobrze biegliście, 17 kilosów na pierwszy bieg do bardzo dobrze! Są wszyscy?

- Tak!

- To dobrze. Teraz kolejne zadanie - macie się wspiąć na tą oto wydmę. Dacie rade?

Wszyscy odezwali się że tak, i każdy dziękował Bogu że takie łatwe zadanie dał nam major. Jak się okazało - to była męczarnia. Szybko wbiegłem na 30 metrową wydmę, i pomagając sobie rękami wspinałem się jak szybko mogłem. Po paru minutach, baterie wysiadły... A tu jeszcze na oko, z 23 metry. Noga zjechała mi, i prawie nie runął bym w dół, co by było katastrofą. Major stał i się śmiał. Spojrzałem za siebie, na samym dole człapał Bu, przed nim trochę z przodu Forgt. Eric ledwo za mną, za to Mahoney był dobre 3 metry za mną, ledwo oddychając. Postanowiłem iść dalej. Przyspieszenia dostałem wtedy gdy nagle moja ręka wbita w piasek czegoś dotknęła, chyba skorpiona. Momentalnie ruszyłem ku górze, i znalazłem się na samym szczycie. Major dał znać że mogę się sturlać z wydmy, co z chęcią uczyniłem. Na dole czekała na mnie woda. Powoli delektowałem się pyszną wodą, natomiast Major, wyciągnął sobie Carlsberga. Minęło 30 minut zanim ostatni Bu sturlał się z górki, wykończony. Major dał 3 minuty odpocząć, po czym powiedział:

- No panowie świetnie! Idealny wynik, może spróbujemy go pobić? Co wy na to? Zgadzacie się? Bo jeśli tak to mam tutaj akurat 10 lodowatych piwek, jeśli nie to będę musiał je rozlać...

Reakcja była natychmiastowa, wszyscy rzucili się na wydmę i po 20 minutach już każdy sączył lodowate piwko, jadąc ciężarówką do "domu".

Odnośnik do komentarza

Parę dni nikt nie umiał nawet ruszyć palcem u nogi, a za słowo "wydma" dostawało się po gębie.

Nawet w żartach. Tak więc przez ostatnie dni jedynie byliśmy na siłowni, po parę razy dziennie. Wczoraj był jeden z ciężkich dni dla naszej jednostki. Major pytał nas o Kodeks Honorowy Legionisty. Jak to bywa - nikt nie umiał, dlatego czekała nas kara.

- Nikt nie umiał Kodeksu! To hańba! Dlatego czeka dziś was kara! Dziś będzie wielki upał około 42 stopni Celcjusza, dlatego dziś nie pobiegniemy!

Wszyscy nie mogli uwierzyć. Przecież to była największa kara, jaką mogliśmy dostać! Okazało się jednak że nie. Zostaliśmy postawieni przy murze, i kazali nam tak stać. Nie było to trudne... do 12:00. Słońce prażyło, a ja czułem się jak jajko sadzone. Wszyscy jednak ostro stali, ponieważ major powiedział, że jeśli ktoś upadnie, każe go wychłostać. Sekunda okazywała się minutą, minuta godziną, a godzina dobą. Stałem przy Bu tak więc zaczęliśmy rozmawiać.

- Colin! Nie dam rady, słabnę... - w jego głosie nie było paniki.

- Dasz radę, spokojnie... Myśl o czymś przyjemnym.

- O seksie? Teraz o seksie?

- A masz jakieś inne przyjemności?

- Tak! Zimne piwo!

- To raczej Ci nie pomoże!

- Dobra, dobra spokojnie. Rozmawiajmy a czas szybciej minie.

- No dobra, o czym chcesz gadać?

- Może o dzie... - nie dokończył. Padł. W momencie przybiegł do niego mężczyzna który nas pilnował, wziął go na plecy i szybko pobiegł z nim do lochu. Słychać było tylko wrzaski...

 

Po godzinie wyszedł, a plecy miał całe w krwi. Nawet na nas nie popatrzył tylko poszedł pod prysznic. Za nim wyszedł major. Popatrzył na nas i powiedział:

-

Artykuł 1

Legionisto, jesteś ochotnikiem, służącym Francji z honorem i wiernością.

Artykuł 2

Każdy legionista jest twoim bratem broni jaka by nie była jego narodowość, rasa czy religia. Wyrażasz to solidarnością, która łączy członków jednej rodziny.

Artykuł 3

Strzegący z szacunkiem tradycji, związany z twoją kadrą dowódczą, dyscyplina i koleżeństwo są twoją siłą, odwaga i lojalność twoimi cnotami.

Artykuł 4

Dumny z twojego stanu legionisty, wykazujesz to twoim mundurem zawsze eleganckim, twoim zachowaniem zawsze dostojnym lecz skromnym, twoimi koszarami zawsze czystymi.

Artykuł 5

Elitarny żołnierzu, szkolisz się z surowością, czyścisz twoją broń jakby to był twój największy skarb, stale masz troskę o twoją formę fizyczną.

Artykuł 6

Otrzymane zadanie jest świętym, wykonujesz je do końca przestrzegając regulaminy wojskowe i konwencje międzynarodowe a jeżeli trzeba to i za cenę własnego życia.

Artykuł 7

Na polu walki, działasz bez pasji i nienawiści, szanujesz pokonanych wrogów, nigdy nie opuszczasz zabitych lub swoich rannych, ani twojej, broni.

 

To jest kodeks honorowy, jeśli ktoś nie będzie go umiał do kolacji, spotka go to samo co Bu. Wszystko jasne?

Odnośnik do komentarza

Do kolacji Kodeks umiał każdy...

 

Sobota okazała się dniem dość próżnym. Tylko 20 kilometrów biegu, 2 godziny na siłowni to praktycznie nic. Dlatego gdy wieczorem cała jednostka Haiti zasiadła przy stole do gry w pokera na papier toaletowy, nikt nie spodziewał się, że będziemy grać do 1:00. Do tego Forgt poświęcił się i poszedł do piwnicy po 2 butelki wina. Było to dość ryzykowne, ponieważ tu rządziły prawa arabskie, czyli jeśli cię nakryli na kradzieży ucinali ci rękę. Jednak opłacało się. Forgt przyniósł trunek, a humor każdemu się polepszył. O godzinie 1:00 jak już wspomniałem położyliśmy się spać, pierw jednak chowając butelki. Ledwo położyłem się spać, gdy ktoś zaczął mnie popychać i krzyczeć do ucha.

- Pobudka!

Spojrzałem na zegarek - 1:30. Co się stało? Nie zamierzałem jednak szukać wyjaśnień, ponieważ Major miał w ręce bat, którego raczej nie zawahał by się go użyć. Szybko się ubrałem i razem z jednostką zbiegliśmy na dziedziniec. Jeszcze było ciemno. Major stał przed nami. W końcu krzyknął:

- 50 pompek, brzuszków i przysiadów!

Jakim cudem się dowiedział? Przecież byliśmy cicho, a aż tak się nie upiliśmy. Skończyłem zadanie i wstałem. Major chwilę się nam przyglądał, po czym powiedział że mamy wracać do łóżek. Znów znalazłem się w łóżku, jednak nie zdążyłem się przytulić do poduszki, gdy nagle do baraku wpadł Major. Sytuacja powtórzyła się. Znów byliśmy na dziedzińcu i robiliśmy tym razem wszystko po 100 razy, po czym ponownie poszliśmy spać. Potem już nic się nie wydarzyło. Spałem jak zabity. Dopiero standardowo o 6:00, była pobudka. Gdy każdy zajął już miejsce przy stole, podczas śniadania, przyszedł do nas Major i powiedział:

- No panowie, skoro żeście się już wyspali, to dziś przejdziemy się na wydmę.

Wsuwałem szybko zawartość talerza (zupa mleczna), o mało nie dławiąc się.

Major podszedł do jakiego innego wysoko rangą żołnierza:

- Jak myślisz lubią mnie?

- Tak. Potraktują Cię nożem, przy pierwszej lepszej okazji.

- No to całe szczęście - powiedział major, i oboje zaczęli się śmiać.

Odnośnik do komentarza

W poniedziałek okazało się, że minął już etap rozwoju fizycznego i teraz przejdziemy do broni. Każdy już chwalił się jaki to on jest wspaniały w strzelaniu. Naturalnie największą wiochę robił Mahoney.

 

- Zobaczycie mój geniusz strzelecki. W wieku 6 lat upolowałem już kaczkę!

- Taa, a potem obudziła Cię mama - odrzekł Vifon.

- Masz jakiś problem?

- Tak! Ty!

- Możemy to inaczej załatwić.

- Ojej, chcesz mnie pobić? Proszę nie!

Nie pomogło mówienie żeby przestali. Mahoney rzucił się na Vifona, od razu uderzając go 3 razy w okolicy nosa. Pojawiła się krew. Vifon jednak nie był dłużny, sam wyprowadził 2 sierpowe, rozwalając mu łuk brwiowy i zapewniając śliwę pod okiem po drugim uderzeniu. Rzuciłem się na Mahoney'a próbując go odciągnąć. Udało mi się. Obaj dość poturbowani wylądowali pierw u lekarza, potem u Majora. Wyszli z od niego z groźnymi minami.

- Przez tego cholernego australopitka mamy warte. O godzinie 2:00 mamy być gotowi pod północną wieżą, a jeśli nie to będziemy wychłostani. Niestety... Zła wiadomość, mam wybrać także dwóch, z Haiti co pójdą z nami. Jacyś ochotnicy?

Naturalnie nikt się nie zgłosił. Tak więc Mahoney sam wybrał. Wybrał mnie i Viniciusa. Myślałem że go zabiję podczas tej warty. Tak Więc o godzinie 2:00, byliśmy już pod północną wieżą. Tam czekał na nas Major. Rozdał nam naszą broń - nożyk i gwizdek, żeby jakby nie daj Boże by się coś wydarzyło to tym mamy alarmować. Tak zacząłem swoją pierwszą wartę która trwała aż do 7:00.

Odnośnik do komentarza

Cały tydzień upłynął nam na strzelaniu na strzelnicy, oraz ćwiczeniach w siłowni. Jednak pod koniec tygodnia, Major ogłosił że trzeba będzie się wybrać na wycieczkę, co oznaczało jedno - bieg. Tak więc, w piątek o godzinie 13:00 wyruszyliśmy. Major jak zwykle w swoim Jeep'ie, Eric jak zwykle na samym początku. Tego dnia biegłem z tyłu. Nie miałem jakoś siły biec na 100% swoich możliwości, co najwyżej na 60%. Trzymając się z dala od Erica, gadałem tym razem z Jinem który, muszę szczerze powiedzieć, poczynił wielkie postępy w operowaniu językiem angielskim. Były niekiedy pewne niedomówienia, ale kończyło to się grą na migi. Tym razem gadaliśmy o futbolu.

- Wiesz, koreański futbol nie jest dobry, ale dupę wam spraliśmy podczas MŚ Korea-Japonia. Jednak i tak pozostawia wiele do życzenia nasz futbol. Szczególnie klubowy. Mamy słabe kluby, słabych trenerów i słabych zawodników, bo Ci dobrzy grają już w Europie. Ale nie jest tak źle. Ostatnio powstał nowy klub Young Tigres. Wiesz, najstarszy zawodnik ma 18 lat, ale już mierzą w mistrzostwo. Dobrzy są, byle by tylko nie przyszedł jakiś ManU, lub Arsenal bo będzie po zawodach...

Nagle usłyszałem jakieś tupnięcie, jakby ktoś się przewrócił. Spojrzałem do tyłu, Eduardo zemdlał. Major jednak się nie zatrzymał.

- Majorze, Eduardo zemdlał! Musimy stanąć!

- Nie obchodzi mnie to! Biegniemy dalej!

- Ale musimy!

- To rozkaz Colin.

Spojrzałem jeszcze raz na Eduarda nie poruszał się. Postanowiłem wbrew Majorowi zawrócić. Wziąłem go na plecy i ruszyłem za resztą stada. Eduardo choć mały, ważył trochę. Cudem dołączyłem do grupy i biegłem już jako ostatni. Gdy dobiegłem z nim do zamku lub fortecy jak kto woli, sam opadłem z sił. Położyłem go na dziedzińcu, i sam zemdlałem. Jeszcze moment przed tym usłyszałem oklaski.

Odnośnik do komentarza

Obudziłem się i dostałem szoku. Leżałem w łóżku! W prawdziwym łóżku! Miękki materac, poduszka kołderka, a nad mną - Eduardo i pielęgniarka!. Zacząłem pierwszy:

- Jestem w raju?

- Nie w szpitalu. Jak się czujesz? - spytała młodziutka i... piękna pielęgniarka.

- Teraz? Idealnie...

- To dobrze, poleżysz tu jeszcze z jeden dzień i Cię wypuszczę.

- Dzięki stary - dopiero teraz odezwał się Eduardo

- Wiesz jakby nie ty, to nie wiem co by się stało. Ten upał był nie do zniesienia, biegłem i nagle zakręciło mi się w głowie.

- Nie ma sprawy... - powiedziałem dość zawstydzony tą sytuacją.

Eduardo odszedł po paru minutach, a przy mnie pojawiła się znów ta pielęgniarka. Jak to lekarz, doradziła mi żebym się przespał, co też z chęcią zrobiłem. Następnego dnia byłem już w jednostce. W sali Major orzekł nam wspaniałą wiadomość. Za dwa dni czyli w wtorek było święto legionisty, co oznaczało że jedziemy do pobliskiego miasta na dziewczyny. Każdy był już głodny przygód erotycznych. Po tej nowinie mieliśmy iść na patrol. Gdy już wychodziłem Major rzekł do mnie bym został.

- Colin'ie nie wiem co mam powiedzieć. Mam mieszane uczucia, z jednej strony duma że tak postąpiłeś, z drugiej strony złość bo nie wypełniłeś Artykułu 6 który mówi że rozkaz jest świętym obowiązkiem. A teraz szczerze... To była próba. Musiałem sprawdzić kto jaki jest. Jak widzę to tylko ty zachowujesz tu zdrowy rozsądek, nawet pod groźbą umiesz złamać rozkaz, i to się ceni. Połowa tych półgłówków nie zatrzymała by się jakby ktoś dostał, a ty to zrobiłeś! Jestem z Ciebie dumny! Brawo! A teraz dołącz do reszty Haiti.

 

Teraz pytanie do was... Mam jeszcze dużo pomysłów odnośnie Legii, jednak jeśli chcecie mogę zmienić wątek (nie znaczy to że pójdę do klubu). Wszystko teraz zależy od was.

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

Uporałem się już z problemami w szkole, więc wracam do pisania opka :)

 

---

 

- Co takiego ? Tutaj ?! Chce przyjechać tutaj ? Czy go pogięło ? Ledwo wjedzie na teraz górzysty a zaraz dostanie z Pancerfausta. Nie może tu przyjechać. - mężczyzna był już cały spocony, i miał dość.

 

- A jednak... Stary chce przyjechać do was i parę dni u was pomieszkać. Masz już jakiś pomysł co do bezpieczeństwa? - rozmówca mówił spokojnym głosem.

 

- Bezpieczeństwo ? Jakie bezpieczeństwo ! Człowieku! Mam tu bandę żółtodziobów, którzy nie mieli nawet ćwiczeń z bronią ! Jak wyleci jakiś arab na rumaku, z szabelką na konwój, to mój najlepszy żołnierz zesra się gacie i ucieknie ! A więc o czym my tu mówimy ?

 

- On chciał zrobić to po cichy żeby była niespodzianka, jutro w samo południe wyrusza konwój, więc powiem krótko zrób coś by nic mu się nie stało, dojechał cało i w ogóle zadbaj o niego.

 

- Czyli to już pewne ? Nie da się już nic zrobić ?

 

- Obawiam się że nie... Przykro mi, żegnaj.

 

Major otarł czoło, zrobił większy łyk wody, po czym podniósł słuchawkę, wykręcił numer i powiedział:

 

- Dajcie tu Collina, Ribbona, Igora i Foleya, a i może duże whiskey.

 

--

 

Na razie króciutko, muszę z powrotem wejść w klimat, potem zacznę znów normalnie pisać.

Odnośnik do komentarza

Weszliśmy całą czwórką do gabinetu Majora. Sam zapraszający stał już przed biurkiem opierając się o krzesło. Był jakiś inny, tzn. był radosny co było rzadkim zjawiskiem. Oczy mu się śmiały, a twarz promieniowała uśmiechem.

 

- Witajcie panowie, proszę usiądźcie - rozkazał, sam jednak nie usiadł a począł krążyć. Było już dość późno, więc byliśmy zaskoczeni tymi zaproszeniami. Major po chwili zaczął kontynuować.

- Jutro nasz wielki dzień panowie, prawdziwe święto i zaszczyt... Do naszego regimentu przyjedzie sam generał Legii Cudzoziemskiej!

 

- Paul Frédéric Rollet ? Naprawdę on ?! - zapytał rudy dryblas z wieloma piegami na twarzy. Od tego właśnie wzięło się jego przezwisko - Red Ribbon. Miał 43 lat, był Kanadyjczykiem i "prezydentem" jednostki No way. Piekielnie silny, z powodu swojego wykształcenia - drwal.

 

- Tak on! Zadzwonił dziś do mnie i powiedział że jutro koło południa wyruszy tutaj z pobliskiego miasteczka oddalonego od nas o ok. 10 kilometrów.

 

- A my mamy mu towarzyszyć, w trakcie podróży ? - spytał Foley, dowódca EarthFire. Miał on 38 lat, i był Amerykaninem, w regimencie zasłynął tylko z tego że umie perfekcyjnie oszukiwać w kartach. Zawsze wygrywa, a pod swoim łóżkiem zgromadził już tyle paczek papierosów, że chyba dla całej Legii Cudzoziemskiej by starczyło.

 

- No, niezupełnie... Jutro zaczyna się wasza pierwsza misja. Wybrałem was bo jesteście najlepszymi jednostkami w tym regimencie. Każdy z was ma wybrać jeszcze po 4 osoby, tak więc łącznie z dowódcami powinno was być po 5 z każdej jednostki. Będzie to wasza pierwsza misja, która ma charakter osłaniający, więc celem tej m...

 

- Osłaniająca ? Misja osłaniająca ? Czyli mamy rozumieć że ktoś może na nas zaatakować ?! Yy, przepraszam generała zaatakować ?! - przerwał Igor, dowódca Russian Mutant. Bułgar, potężny i że się tak wyrażę, po prostu prokoks... Jednak mięśnie to nie wszystko.

 

- Nie, nie ! Naturalnie nic wam nie grozi! Postawmy sobie sprawę jasno. Oficjalnie jest to misja osłaniająca, która ma na celu zapobiegnięcie jakiejś katastrofie, nieoficjalnie - zwyczajny spacerek.

 

- Jakaś broń ?

 

- Tak dostaniecie, dla każdej jednostki 2 snajperki typu Heckler&Koch PSG1, trzy karabiny maszynowe typu MP5A4, dla każdego do tego pistolet typu Glock 26.

 

- Panie majorze, my jednak nie jesteśmy do tych broni nauczeni ! Nie wiemy jak się zmienia magazynek !

 

- Spokojnie Foley. Dziś nie pośpicie raczej, bo idziecie na szybki kurs poświęcony tym bronią. Dlatego teraz idziecie jeszcze po 4 wyśmienitych strzelców + wy i stawiacie się w salce koło strzelnicy. Myślę że macie takich chłopców ? - wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głową w geście potwierdzenia.

 

- To dobrze. No to panowie do zobaczenia w salce.

 

----

 

Cała fantastyczną czwórką wybiegliśmy z gabinetu majora, i szybszym krokiem poczęliśmy iść. Gdy tylko skręciliśmy na główny dziedziniec od razu się zaczęło...

 

- Posrało go! - zawołał Foley. - Totalnie go posrało...

 

- O co Ci chodzi ?

 

- O co mi chodzi ? O co mi chodzi ? Nie wyobrażam sobie, że gdy będzie 50 stopni Celcjusza w cieniu, my będziemy latać za jakimś starym prykiem.

 

- Pójdziesz do piekła wiesz - powiedział Igor.

 

- Boże co za idiotyzm... Collin a ty co na to ? W ogóle co taki cichy jesteś ? - spytał Red Ribbon.

 

Nie chciałem odpowiadać na to pytanie, ponieważ coś mnie bardzo ciekawiło. W tej całej sytuacji nikt nie zauważył, że dostaliśmy takie uzbrojenie jakbyśmy lecieli do Wietnamu. Niby nie będzie żadnych ataków, a takie uzbrojenie mamy... I to jeszcze jakie bronie ! Taktyczne ! Jak np. ta snajperka. Męczyło mnie też jeszcze jedno pytanie... Dlaczego generał nie przyjedzie jakimś wozem opancerzonym, bądź nie przyleci helikopterem. Nie no to jakiś żart.

 

- Ahh, wiesz jestem trochę zmęczony...

 

Doszliśmy do rozgałęzienia drogi. Red Ribbon wraz z Foleyem poszedł w lewo po schodach do góry, ja za to wraz z Igorem udaliśmy się w prawo schodkami w dół. Teraz czekała mnie najcięższa misja w moim życiu. Obudzić 4 ludzi z mojej jednostki i nie dać się zabić...

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Po kwadransie byliśmy już na strzelnicy która znajdowała się w podziemiach. Całe pomieszczenie było dźwiękoszczelne, więc była to idealna miejscówka do przesłuchań. Jednak my byliśmy tu z innego powodu. Nie wyobrażałem sobie jak ta misja będzie przebiegać. Niby co, Generał będzie pruł po tej pustyni 150 km/h, a my będziemy za nim biec ? No chyba nie. Chwilę potem dowiedzieliśmy się wszystkiego. Niejaki generał Ramirez z Argentyny, wziął nas do małego pomieszczenia, po czym włączył projektor. Film się zaczął...

 

Witam. Jest to film informujący dla regimentu w Egipcie. Znajdujecie w Egipcie, dokładnych współrzędnych nie mogę wam zdradzić. Wasz regiment znajduje się na środku Pustyni Zachodniej. Ten film ma pomóc wam w razie ewentualnego ataku terrorystów.

 

1. Terroryści

Na terenie przez was zamieszkanym działa dość duża armia nieprzyjaciela. Swoją organizację nazywają "chiluc" co z hebrajskiego oznacza wyzwolenie. Założył ją Jaffar Al'Haji. Na jego temat nie wiemy zbyt dużo, nawet czy żyje. Oficjalnie Jaffar popełnił samobójstwo przy próbie ucieczki na Jamajce, podczas akcji leerow. Nieoficjalnie może on ukrywać się gdzieś na terenie Egiptu. Dla nas jest jak na razie nieuchwytny. Chiluc zaczął działalność w 1993 roku. Pierwszą akcją terrorystyczną jaką zorganizowali to akcja w 1994 roku, podczas meczu Egipt - Liban. Zginęło 136 osób, 32 były ranne, udało nam się złapać 4 członków tej organizacji, wszyscy powiesili się w celi. Po zabiciu Saddama Husajna, działalność organizacji trochę zmalała, ograniczyli się do małych zamieszek oraz napadów. Jednak obawiamy się że mogą zaatakować generała. Jest duże prawdopodobieństwo...

 

2. Punkty strategiczne

Pustynia zachodnia ma bardzo dużo takich punktów strategicznych, są nimi między innymi rowy, jaskinie, wydmy oraz góry. W wszystkich tych punktach można, a nawet trzeba się okopać. Waszym zadaniem będzie przypilnowanie odcinka, mierzącego 2 kilometry i przechodzącego przez wąwóz. Major będzie uzbrojony jedynie w pistolet, a koło siebie będzie mieć 15 żołnierzy odpowiednio uzbrojonych. Do tego dochodzicie wy, razem 35 żołnierzy. Będziecie patrolować teren z obu gór. Podzielicie się na dwie jednostki. Jedna będzie na górze południowej, druga na północnej. Do waszego uzbrojenia należeć będą 2 snajperki i 3 karabiny, do tego naturalnie pistolet i nóż. Punkt ten jest dość widokowy, więc nie będziecie mieć problemu dojrzeć grupki 100 arabów pędzących na koniach...

 

3. Zakończenie

Ten krótki felieton powinien wam dostarczyć odpowiednich informacji koniecznych do ukończenia tej misji. Powodzenia.

 

- Czy wszystko jasne ? - zapytał gen. Ramirez, który wszystkich wyrwał z transu.

- Jedno pytanie... - powiedział Duran, jedne z jednostki No way.

- Słucham ?

- Jeśli już zakończyli tą działalność, i teraz tylko wybijają szyby w pobliskim kiosku, to dlaczego chcą za wszelką cenę dorwać generała ?

- Ponieważ to generał prowadził akcję "leerow"(czyli czyściec).

Odnośnik do komentarza

Po tym filmie każdy miał nietęgą minę. A przecież tak się major zarzekał, że żadne zagrożenie nam nie grozi, a teraz takich informacji się dowiadujemy. Chwilę potem już byliśmy w sali gdzie

podpułkownik Steklow, uczył nas obsługi broni. Po pięćdziesięciu powtórzeniach rozkładania i składania broni, dostaliśmy tarcze i broń. Zaczęło się strzelanie. Na początku dostałem snajperkę, strzeliłem ok. 20 razy. Każdy nabój znalazł swoje miejsce na tarczy, ostatecznie jednak został przyznany mi karabin, pistolet oraz lornetka. Dostaliśmy także cegłorolę, czyli mini-komórkę która ważyło chyba z 5 kg, oraz był do kolan. Zaszczyt przypadł naturalnie mnie.

Chcąc nie chcąc, musiałem to nosić. W końcu zostaliśmy podzieleni, górę dzielić mieliśmy z No way. Ogólnie to po mnie spłynęło. O godzinie 10:00 zjedliśmy śniadanie, po czym wyszyliśmy z sali jakby nic. Koledzy z jednostki tylko wymienili się spojrzeniami, nic nie wiedzieli. O 11:00 jechaliśmy do wąwozu. Możliwe że była to nasza pierwsza i ostatnia misja w naszym życiu.

 

---

 

- Słuchaj jadą już, cholera nie wiem czy dobrze robimy - major był wyraźnie zaniepokojony.

- A jeśli ktoś przeżyje ? Zrobi się szum, a mnie powieszą na szubienicy !

 

- Spokojnie! Araby mają już wszystkie możliwe informacje na temat położenia naszych żołnierzyków. Wytną ich bez problemu. Nikt nie przeżyje tej masakry. Stary umrze, ale na pewno wspomni o tobie w testamencie, obierzesz dowodzenie w Legii, a mnie uczynisz dowódcą tego regimentu. Wszyscy będą zadowoleni - w głosie rozmówcy zaczął pojawiać się śmiech.

 

- No nie wiem...

 

- Za późno na taką gadkę, kości zostały rzucone. Zwycięstwo albo śmierć... A jakby coś nie wyszło to nawet nie próbuj sypać, bo znajdę i zaje***....

 

Nie dokończył, major odłożył słuchawkę. Był całkowicie załamany.

Odnośnik do komentarza

Jechaliśmy w spokoju. Każdy patrzył na malowniczą pustynię, chociaż słońce grzało, nikt nie miał zamiaru zdjąć kombinezonu. Kryła się pod nim kamizelka kuloodporna. W końcu nasz jeep

zjechał na prawo, za to jeep z jednostkami EarthFire oraz RussianMutant na lewo. Na górze wiał przyjemny wiaterek. Od razu wiedzieliśmy dlaczego to miejsce jest dobre. Wszystko było widać jak na dłoni, nikt by nie zdołał się przedrzeć i zaatakować. Chyba tylko wtedy Chiluc by wygrał gdyby znał nasze położenie, ale jest to niemożliwe. Dane dostaliśmy przecież nad ranem. Nasza misja zakończy się pomyślnie na pewno! Jeep rozpakował nas, tzn. wyrzucił zawartość jeep na ziemię i odjechał. Zaczęliśmy się rozpakowywać. Dużym zaskoczeniem była zawartość jednego z plecaka, którego na pewno nie pakowaliśmy. Był w nim karabin maszynowy MG-42. Półgodziny okopywaliśmy sie, a nasza praca nie poszła na marne, okop był idealny. Ja za to poszedłem na szczyt góry, wziąłem lornetkę i zacząłem się rozglądać za terrorystami. Chłopaki trwali już na posterunku, czego się nie spodziewałem. Myślałem że każdy będzie miał to w dupie

położy się gdzieś w cieniu i leżał. Widać że film wywarł na nich duże wrażenie. Powoli zbliżała się 12:00. Mówiono nam że major będzie przejeżdżać tym wąwozem ok. 12:20. Znalazłem sobie idealne miejsce do patrolu. W cieniu pomiędzy czterema wielkimi skałami. Włączyłem cegłorolę. Namierzyłem falę i zacząłem nadawać.

- Hallo, hallo tu Collin, odezwij się ktoś.

Szz...Szzzz....

- Hallo, tu Collin, odbiór.

- Szz... Tutaj Foley, jak mnie słyszysz ? Odbiór.

- Dobrze! Czy już okopaliście się ? Odbiór.

- Tak ! A wy ? Odbiór.

- Naturalnie, ok to był test, czyli wszystko działa. Będziemy się kontaktować gdy coś będzie się dziać, na razie to wszystko. Powodzenia, bez odbioru.p

 

Mijały sekundy, minuty. W końcu usłyszałem ryk silników. Od razu się obróciłem i zacząłem oglądać co się dzieje. Nareszcie! Jadą Środkiem jechał jeep, otoczony żołnierzami. Jechał może 20 km/h. Nigdzie jednak nie widziałem napastnika i to mi się nie podobało... Gdy major zrównał się ze mną usłyszałem strzały. Z wschodu pędziła grupka 60-70 arabów. Przestraszony spojrzałem na moją bazę. To co ujrzałem odjęło mi mowę. Wszyscy zginęli, a paru terrorystów "dokańczało robotę". Przestraszony włączyłem radio...

 

- Hallo! Foley! Tu Collin odezwij się !

Szzz....Szzzzz....Szzzzz

- Hallo! Foley odezwij się do cholery!

Szzz....Szzzzz....Szzzzz

- Proszę, błagam!

Szzzz....Szzzz....Szzzz

 

Głucho, przypuszczałem że już nikt nie żyje. Ogarnęła mnie taka złość jakiej nigdy nie czułem. Wziąłem karabin i wyskoczyłem na zaskoczonych arabów, którzy momentalnie podnieśli ręce. Nie obchodziło mnie to, z łzami w oczach zacząłem strzelać do wszystkiego co się ruszało. Nie wiem ilu zabiłem, widziałem krew. To mnie satysfakcjonowało. Zużyłem jeszcze jeden magazynek i wróciłem do mojej kryjówki. Wziąłem lornetkę i zacząłem szukać jeepa. Zobaczyłem go. Wszyscy zostali zabici, wszyscy! Paru arabów i to wszystko. Zacząłem płakać. Chciałem krzyczeć i strzelać. Widziałem jak się oddalają, jak uciekają i krzyczą z zachwytu. Położyłem się...

 

---

 

Coming up I was confused

My mama kissing a girl

Confusion occurs

Coming up in a cold world

Daddy aint around....

- Słucham - major wyraźnie czekał na ten telefon.

- Według planu, wszyscy nie żyją, nas już nie. Pamiętaj, 10 tyś. i przyznanie się publicznie do tego że Jaffar żyje!

- Na pewno wszyscy nie żyją ?

- Na pewno, jednak wasi zabili paru... Ale na pewno wszyscy nie żyją...

Major odłożył słuchawkę, i nalał sobie dużą whiskey.

Odnośnik do komentarza

Głównym dziedzińcem biegł kapral Diego. Nie uciekał, tylko pełnił rolę posłańca. W ręce trzymał ważną depeszę, skierowaną do majora. Skręcił w prawo, i pobiegł schodami na górę, gdzie gabinet miał major. Była sensacja, każdy o tym półszeptem mówił. Kapral Diego naturalnie słyszał owe plotki, które mówiły że podczas operacji ochraniającej, terroryści napadli na konwój i wymordowali wszystkie tam stacjonujące jednostki, aczkolwiek kapral nie chciał w to wierzyć. Już nie raz, nie dwa dochodziły go takie słuchy. W końcu znalazł się na korytarzu, a na jego końcu widniały już ciemno zielone drzwi. Uspokoił się, wiedział że nie może pokazać się w takim stanie majorowi. Tutaj, w Legii wszyscy są bardzo skoncentrowani na mundurze. Pamiętał, jak służył jeszcze w swoim kraju - w Włoszech. Mundur zawsze musiał być czysty i zadbany, ale nikogo nie obchodziło w jakiej teraz kondycji jesteś. Wziął jeszcze 3 głębokie wdechy, zapiął guziki, uklepał włosy i pewnym krokiem ruszył ku drzwiom. Zapukał, a gdy tylko usłyszał ciche wejść, nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się, a on poczuł smog wydostający się z tego gabinetu. Śmierdział, tanimi cygarami które za parę dolarów można kupić w pobliskim mieście.

 

- Hmm, przepraszam że przeszkadzam, panie majorze ale mam tu do pana ważną depeszę, przyszła do sekretariatu parę minut temu - powiedział i wręczył teczkę majorowi.

 

- Ważną depeszę ? Hmm, pokaż co to ma być - rozerwał pospiesznie teczkę i wyjął kartkę A4. Raport z misji.

 

- Dziękuje kapralu, możecie już odejść.

 

Kapral Diego, kiwnął porozumiewawczo głową, i wyszedł. Za drzwiami spojrzał na zegarek. Czas na lekki trening na strzelnicy.

 

---

 

Obróciłem się dookoła, sala była pusta. To nie podobne, by wszyscy olali obiad. Nareszcie drzwi otwarły się, a w nich stanął Foley, posyłając mi gniewne spojrzenie. Wszedł do sali, i udał się pod mur. Za nim weszła reszta jednostki No way, Earthfire, RussianMutant, a na końcu moja. Nikt na mnie nie patrzył na mnie, wszyscy udali się pod ścianę. Chciałem wstać lecz jakaś niewidoczna siłą mi nie pozwalała. Nagle przez drzwi wlecieli terroryści i zaczęli strzelać do moich towarzyszy. Krzyknąłem, lecz wątpię by ktoś usłyszał...

 

Otworzyłem oczy, byłem cały spocony. Spojrzałem gdzie jestem, dalej na pustkowiu. Spod ziemi zaczęły wypełzać skorpiony, więc usiadłem na kamieniu. Rozejrzałem się dookoła, wszędzie widziałem ciała. Wyciągnąłem z kamizelki paczkę papierosów, i spróbowałem zapalić. Nigdy nie paliłem, jednak RedRibbon wcisnął mi tę paczkę podczas rozmowy. Podpaliłem papieros, i się zaciągnąłem. W gardle poczułem pieczenie, a chwilę potem już leżałem na ziemi kaszląc i szybko wciągając powietrze. To jednak ścierwo. Nagle usłyszałem jakiś dźwięk, który zagłuszył moją ciszę. Ku mnie leciały 3 helikoptery. Jeden wylądował na jednej górze, drugi - na drugiej. Trzeci skupił się na ziemi, gdzie leżało najwięcej ciał. Wybiegłem ku moim wybawcom. Od razu dostałem butelkę z wodą, i przyssałem się jak pijawka. Po chwili usłyszałem rozmowę przez radio...

 

- Majorze ! To cud, znaleźliśmy człowieka ! Żywego !

 

- Co ?! To, too niemożliwe !

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...